Mistrz Gry
Mistrz Gry

Nie 31 Gru 2017, 13:03
Pokój Motyli

Trudno znaleźć tę komnatę. Większość domowników uniesie brwi na wspomnienie o niej, część będzie kłócić się o to, w której części zamku leży, a służba uparcie będzie twierdzić, że żadnego takiego pomieszczenia nie ma. Ten jednak, kto raz odszukał Pokój Motyli, zawsze znajdzie go wtedy, gdy tego najbardziej pragnie. Przez wysokie, gotyckie okna wpada niewiele światła: wszystko oświetlone jest słabo świecącymi lampami, ustawionymi z rzadka, przez co panuje tu głównie miękki półmrok. Na meblach, których wiek trudno ocenić, ale muszą być bardzo stare, osadziła się gruba warstwa kurzu, prawie całkiem zasłonięta gęstą roślinnością. Są tu krzewy najczerwieńszych róż o długich, twardych i ostrych jak sztylety kolcach, bujny bluszcz, zakwitające raz na sto lat krzaki trzepotki, a podobno gdzieś w tym gąszczu są też perunowe kwiaty. Najbardziej w pamięć jednak zapadają motyle, a konkretniej: ćmy. Niektóre pospolite, szare, brązowe, inne oszałamiające barwami skrzydeł, wielkie, małe, przypominające zachowaniem kolibry lub niewyróżniające się niczym, znane mugolom i znane tylko czarodziejom. W tej komnacie wszystko działa inaczej: nic się naprawdę nie starzeje, każda roślina zakwita wyjątkowo pięknie mimo tego, że trudno uświadczyć tu wody czy słonecznego światła, a przez pokój można iść, iść i iść. Istnieje teoria, że jest nieskończenie wielki i stary jak sama dynastia Karamazovów. Pomieszczenie jest jednak podstępne: każda rzecz i każdy człowiek, który zostanie tu zbyt długo, staje się częścią tajemniczej komnaty. W rodowej bibliotece można znaleźć legendę o duszach zagubionych w Motylim Pokoju młodzieńców, które ujawniają się jako właśnie ćmy. Mówi się też o praktycznym zastosowaniu tego miejsca: podobno wciąż nestorowie zostawiają tu dzieci, których ojcostwo stoi pod znakiem zapytania, wierząc, że prawdziwego Karamazova zamek sam poprowadzi do drzwi.

Skocz do: