| |
|
Pią 03 Lut 2017, 15:04 | | Russkiy Burlesk Nie da się ukryć – wraz z upadkiem ZSRR, Rosjanie oszaleli na punkcie burleski. Choć znana jest od XVIII wieku, to dopiero teraz przeżywa prawdziwy renesans. Popyt więc na tę teatralną formę jest niezwykle duży, dlatego też ostatnimi czasy powstaje wiele nowych klubów, które oferują przedstawienia o tej nieco pikantnej, wulgarnej tematyce. Russkiy Burlesk jest jednak najpopularniejszym lokalem w Petersburgu – to tutaj przychodzą bogaci oligarchowie, by napawać się widokiem młodych, skąpo ubranych aktorek, tym samym zostawiając przez noc nieprawdopodobne sumy pieniędzy. A wszystko to w zmysłowej atmosferze, w towarzystwie dobrego alkoholu, pięknych pań, ich czarno-białych cylindrów, kolorowych wachlarzy i piór. |
| |
Jasnogorsk, Rosja 28 lat nieznana za Raskolnikami tancerka burleski |
Nie 02 Kwi 2017, 16:28 | | 20.04.1999 Poczułam duszną woń dymu papierosowego i już wiedziałam, kto znowu pali za kulisami. — Betty, nie tutaj — syknęłam, podchodząc do dziewczyny. Stała przy samej kurtynie, dyskretnie łypiąc okiem na widownię, a w palcach – zgodnie z oczekiwaniami – mieląc wpół wypalonego szluga. — Szefowa jest wściekła, że to robisz.Tancerka zerknęła na mnie przez ramię z podenerwowaniem wymalowanym na twarzy – a „wymalowanym” to, właściwie, bardzo dobre określenie. Gruba warstwa brokatowego cienia do powiek, cały wachlarz sztucznych rzęs, wulgarna czerwień na ustach i nienaturalna wręcz biel na policzkach niemal zupełnie zniekształcały jej przecież delikatne i ładne rysy, które mogłam podziwiać w charakteryzatorni jeszcze przed dwiema godzinami. Światło też robiło swoje. Betty wydawała się teraz o wiele dojrzalsza, niż była w istocie i właściwie trochę jej współczułam, że jako dziecko ledwie po Koldovstoretz już pracuje w takim miejscu. Chociaż nie – sam klub nie był bardzo zły. Okropna była klientela, która tu się schodziła – bez manier i poszanowania dla tancerek, nieumiejąca powstrzymać swoich prymitywnych odruchów. Trzeba było mieć stalowe nerwy, by wytrzymać ich spojrzenia i nawoływania. — Sorry — mruknęła, ale nie zgasiła papierosa. Westchnęłam ciężko i wyciągnęłam rękę. Nastolatka podała mi papierosa, już trochę wypalonego i z filtrem naznaczonym karmazynem jej szminki, a ja wsadziłam go sobie do ust i zaciągnęłam się głęboko. Ohyda. — Zwalisz na mnie — rzuciłam słowem wyjaśnienia, gdy pytająco uniosła brew. — Dużo ludzi?— Od groma. Nie mogłam dłużej. Rzuciłam peta na ziemię i przydeptałam wysokim obcasem – ślad usuną zaklęciami, więc się nie martwiłam, że dostaniemy za to ochrzan. — Jak możesz to lubić? — mruknęłam, odwracając się, by spojrzeć w lustro ukryte w głębi kulis. Nie wyglądałam wcale lepiej od Betty – w różowym gorsecie, z którego wylewał mi się biust, i białych pończochach przypominałam trochę lalkę Barbie dla dorosłych. Mimo wszystko lubiłam burleskę. W jakiś sposób Rashida, którą widziałam w odbiciu, podobała mi się, bo była przecież zupełnie inna ode mnie na co dzień – odważniejsza, bardziej uwodzicielska, weselsza. Głupsza, ale to był tylko jeden z atutów tego wizerunku. Kto by bowiem podejrzewał pustą tancereczkę o wykazywanie się dość dużym sprytem, by zostać Kolekcjonerką? — O bogowie — sapnęła Betty. — Gwardziści tu są. I bardzo dobrze. — Och, serio? — Przywołałam na twarz wyraz zaskoczenia i obróciłam się tak gwałtownie, że kurtyna musiała zafalować. Usłyszałam przytłumione przez grubą kotarę gwizdy i świńskie komentarze, ale zignorowałam je, jak zwykle. — Dużo ich? Skąd wiesz? Są w mundurach? Pokaż.Dziewczyna odsunęła się trochę, chcąc ustąpić mi miejsca, ale nie miałam czasu, by rozejrzeć się w terenie, bo zaraz usłyszałam szorstki głos szefowej: „Rashida, zaraz wchodzisz, na miejsce!”. Nic straconego, mogłam przecież rozejrzeć się podczas występu. Położyłam się na kanapie – i czekałam na pierwsze dźwięki muzyki. Nie miałam fenomenalnego głosu, jednak kilka drobnych, sprytnych zaklęć ukrywających zaczarowany gramofon pozwalało mi tego wieczoru śpiewać zaskakująco ładnie. Wesołe, subtelne dźwięki pianina, dołączyła trąbka. Raz, dwa, trzy, odliczałam w myślach. Zgrzyt podnoszącej się kurtyny, reflektor na mnie. Jak na próbach: niewinny uśmiech, głowa w stronę widowni. Poruszać ustami, najważniejsze. The dress is Chanel, the shoes YSL…Podniosłam się do siadu. Co następne? Odchył, ręką wodzę po biuście, ale tylko chwilę. Przerzut długimi nogami na drugą stronę sofy. Teatralny trzepot rzęsami, okej, wstałam, głupiutki, dziewczęcy chichot, świetnie, teraz znowu nogi… They all say, „Darling, what did you do for those pearls?”. What?!Nagły obrót. Dalej. Cholera, brokat mi się sypie na policzki. Opieram się o rurę, niby wzburzona i sunę po niej chwilę. Kolejne gwizdy. I am a good girl!Zgrzyt drugiej kotary za mną. No, Betty, tylko się nie wywal, proszę cię. Kurczę, gdzie ci gwardziści? Przez ten brokat…! |
| |
Belgrad, Serbia 28 lat błękitna za Starszyzną gwardzista / Batalion Specjalny |
Sro 05 Kwi 2017, 00:33 | | Opowiadano sobie różne historie o Białej Gwardii. Plotki, opowieści, opinie. Przybywało ich z roku na rok. Biała Gwardia - postrach najgorszych przestępców. Biała Gwardia – strażnicy prawa i porządku w mieście. Biała Gwardia – perfekcyjnie wyszkolona elita czarodziejów do zwalczania wrogów magicznej społeczności. Biała Gwardia – wataha psów na usługach Starszyzny. Ile w tym prawdy? Nie sposób jednoznacznie orzec. Z tylu opowiastek, plotek i opinii ciężko było odsiać prawdę od mitów. Również sami gwardziści raczej nie byli zbyt pomocni w tym zakresie. Nie, nie. Nie bawili się w żadne tworzenie opowieści i rozsiewanie plotek. Najzwyczajniej w świecie nie potwierdzali ani nie zaprzeczali temu, co o nich mówiono. Wręcz przeciwnie. Zdarzało się, że swoim postępowaniem utwierdzali resztę społeczności czarodziejów w jej przekonaniach. Zawzięcie ścigali kryminalistów. Twardo egzekwowali prawo. Wiernie służyli władzom, chociaż tymi władzami była znienawidzona przez część czarodziejów Starszyzna. Roztaczali wokół siebie aurę arogancji i pewności siebie. Gwardia nie była miejscem dla maminsynków, leni i nieudaczników. Żeby przetrwać w niej pierwsze miesiące, potrzeba było niemałego samozaparcia oraz umiejętności – magicznych, psychicznych, a także umysłowych. Jednak wysiłek opłacał się; każdy gwardzista zmieniał się w wartościowego żołnierza. Miał prawo czuć dumę ze swoich osiągnięć i przynależności do potężnej militarnej organizacji. Chodzenie w mundurze, mimo iż napawało jeszcze większą dumą, bywało kłopotliwe. Zwłaszcza w niemagicznej części Petersburga. Mugole posiadali własne służby mundurowe, więc widok ludzi w mundurach zwykle przyciągał ich uwagę. Stwarzał okazję do zadawania niewygodnych stwierdzeń. Dragan uśmiechnął się do siebie ironicznie. Niecałą godzinę temu Sidor rzucił świetnym tekstem, by poszli do knajpy. Cóż, szkoda, że nie wspomniał, iż jego knajpa nazywa się „Russkiy Burlesk”. I nie jest jakąś tam knajpą. Stałych bywalców owego przybytku charakteryzowały grube portfele i wielkopańskie maniery. Nie, żeby zaraz Dragana oraz jego kompanów potraktowano jak klientelę gorszego sortu. Mundury sprawiły, że kelner prawie wyskoczył ze skóry. Natychmiast zaprowadził panów gwardzistów do wygodnego stolika, po czym kłaniając się nisko, wyraził nadzieję, że miło spędzą u nich czas. Zobaczymy – pomyślał Dragan. Póki co, przyciągali uwagę osób siedzących przy sąsiednich stolikach. Czuł na sobie ich spojrzenia. Czujne. Pełne podziwu. Zazdrosne. Niechętne. Ciekawskie. Ileż emocji wzbudziło pojawienie się w „Russkiy Burlesk” kilku gwardzistów. Na szczęście kurtyna poszła w górę i uwagę wszystkich przyciągnęła scena. Rozbrzmiały pierwsze dźwięki pianina, a wkrótce trąbki. Spoczywająca na kanapie kobieta ożyła. Zaczęła śpiewać. Poruszać się w ten hipnotyczny, zmysłowy sposób, w jaki mogą poruszać się prawdziwe tancerki. Dragan nie musiał nawet odwracać wzroku od niej, żeby wiedzieć, że Grigory i Maksym szczerzą zęby w uśmiechu. Nic bardziej nie uszczęśliwia mężczyzny, jak widok pięknej i utalentowanej kobiety. Który z nich to powiedział? Maksym? Grigory? Cholera, nie pamiętał. Taką grzeczną dziewczynkę można zaprosić do stolika, na wspólny toast. Co nie? – Siedzący tuż obok niego Grgiroy nonszalancko rzucił komentarzem. Dragan uniósł szklaneczkę z alkoholem do ust. Nie spuszczał wzroku ze sceny. Blondynka. Zupełnie jak… Nie. To nie pora o niej myśleć. Zresztą, blondynka o której prawie pomyślał wiodła gdzieś spokojne, zwyczajne życie. Z dala od niego. I dala od takich miejsc. Tak właśnie miało być. Głupie, głupie skojarzenie. Co to mało po świecie jasnowłosych kobiet chodziło? Odstawił gwałtownie szklankę na stolik, w tej samej chwili, kiedy odsłoniła się druga kurtyna. |
| |
Jasnogorsk, Rosja 28 lat nieznana za Raskolnikami tancerka burleski |
Sro 05 Kwi 2017, 18:31 | | Raskolnicy mieli bardzo sprecyzowane zdanie o gwardzistach: dobermany wśród wszystkich salonowych piesków Starszyzny. Mieli najdłuższe i najmocniejsze łańcuchy przypięte do eleganckich obróżek i lubili okazywać dobrze naostrzone kły. Ponad wszystko nie należało ich lekceważyć, jednak trzeba było się nimi zainteresować tylko jako psami broniącymi pałacu – bo jeżeli podważy się wiarę w tę jednostkę, to cóż pozostanie tym otyłym od pochlebstw i najlepszych ciast panom Rosji? Kogo wtedy wyślą przeciw wściekłemu tłumowi? Swoje wypieszczone pudle? Rzadko miałam z mundurowymi do czynienia – nie przychodzili tutaj zbyt często, chociaż od nich tego oczekiwałam. O wiele częściej tu przewijali się urzędnicy, bankowcy, biznesmeni, wszyscy bajecznie bogaci, dżentelmeńscy i błękitnokrwiści. Znajome mi mordy, zawsze wykupujące najlepsze miejsca przy stolikach. Zdecydowanie zbyt często siedziałam każdemu z nich na kolanach, szepcząc do ucha komplementy i obsypując pocałunkami. To była najgorsza część mojej pracy: czułam się niewiele lepsza od prostytutki, pozwalając im się zbliżyć i obejmować w talii. Lubili mnie tak, jak znudzeni mężowie mogą lubić ładną, łatwą dziewczynę – a ja zdążyłam ich znienawidzić tak, jak tylko ta ładna dziewczyna może znienawidzić znudzonych mężów, pchających swoje arystokratyczne, gładkie rączki tam, gdzie nie trzeba. Bawili się, zamroczeni alkoholem, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że właśnie wyciągam z ich głów najpodlejsze myśli. Zaciskałam zęby, powtarzając sobie, że to wszystko dla lepszej przyszłości – i żegnałam się, zanim ktokolwiek zdążył się rozpędzić, z fiolką z zapisem wspomnień ukrytą w dekolcie. Tak widziałam i ten wieczór. Przy odrobinie szczęścia i sprytu mogłam dziś wyjść z klubu zwycięsko, zadowalając dowództwo swoimi zdobyczami. Gdyby jednak coś poszło nie tak… Nie. Wolałam nie myśleć o tym, na jak małe kawałki te psy mogłyby mnie rozszarpać. Muzyka stopniowo cichła; w sali rozległy się oklaski, gwizdy i okrzyki. Dygnęłam, może trochę zbyt oficjalnie, ze sztywnym kręgosłupem, jak kiedyś uczono mnie na zajęciach baletowych, jednak zaraz po wyprostowaniu się nadrobiłam tę formalność posłaniem całusa w stronę widowni. Rozradowane wiwaty, kilka głośnych uwag o moim tyłku. Oblechy. Dyskretnie rozejrzałam się po lożach, starając się nie mrugać zbyt często, by nie nasypać na policzki jeszcze więcej brokatu. Trzeci stolik – stary Aristov z rozchichotaną Lilą uwieszoną jego ramienia. Czwarty – nie znam. Piąty… Mundury. Schowałam się za kulisami, przez chwilę mając wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi, przebije się przez kości, mięśnie i skórę. Nikt tego jednak nie zauważył – do wyjścia ustawiały się już kolejne tancerki, przepychały, któraś pytała, gdzie jest jej wachlarz i tylko nieliczne spojrzały na mnie przelotnie. Teraz chyba grupowe „Mein Herr”, tak? Niewinnie rozpięłam swoją torbę, nurkując w niej w poszukiwaniu buteleczki. Pewnie są pijani jak jasna cholera, pocieszałam się w myślach, nic nie zobaczą. Jednak mimo to wciąż zastanawiałam się – co się stanie, jeżeli któryś z nich się zorientuje? Dam radę im to jakoś wytłumaczyć? Wstawieni Wrońscy czy inni ąę staruszkowie to jedno, ale stawałam w obliczu wyszkolonych gwardzistów, wytresowanych na Raskolników… — Rashida! — Jeden z kelnerów podbiegł do mnie z taką miną, jakby właśnie zobaczył ducha. — Piątka… cię… zaprasza! — wydyszał, próbując nie podnieść zbytnio tonu; nie chciał przecież przekrzyczeć muzyki. Zacisnęłam palce na szklanej fiolce. — Już idę, daj mi chwilę.Gdy tylko się odwrócił, wepchnęłam szklane opakowanie w biust. Plusem było to, że było praktycznie niewidoczne, małe i cieniutkie, minusem – niewygoda. Zawsze bałam się, że ta buteleczka mi się stłucze albo wypadnie. Różdżkę z trudem (tak mi się ręce trzęsły) zatknęłam za manszetę pończoch. Nic dziwnego, wszystkie tancerki poza sceną tak się nosiły, nie chcąc być bezbronne wobec takiego towarzystwa, a mnie ta moda była bardzo na rękę. Wzięłam głęboki oddech i odliczyłam w myślach do dziesięciu. Dam radę. Dam radę. Dam radę. Najważniejsze to nie dać nic po sobie poznać, a wszystko będzie dobrze. Z nieodłącznym, firmowym uśmiechem wyszłam na widownię, wzrokiem poszukując mężczyzn, już zapewne na mnie oczekujących. Krew buzowała mi w żyłach, a muzyka zdawała się wciskać w bębenki, ale utrzymywałam ten wyraz twarzy głupiutkiej, zachwyconej zainteresowaniem funkcjonariuszy panienki przez jakieś pół minuty. Potem podeszłam do nich bliżej i wszystkie pozory szlag trafił. Przez chwilę chyba nawet zapomniałam, jak się oddycha albo stawia kroki. Po prostu stanęłam w miejscu, zaledwie wyciągnięcie ręki od stolika, i wpatrywałam się szeroko otwartymi oczyma w jedną twarz. Tę, którą kiedyś zdołałam dokładnie zbadać opuszkami palców, tę, którą pamiętałam tak wyraźnie… Nie, nie, to nie mógł być Dragan. Przecież on… on nie był psem na łańcuchu, nigdy. Nie dałby sobie założyć starszyźnianej obroży. Co robił w takim miejscu? Co robił w Batalionie Specjalnym? Dragan w życiu by czegoś takiego... Owszem, studiował kurs bezpieczeństwa, ale mimo wszystko… Minęło tyle lat, mogłam zapomnieć, może to przez to światło coś mi się wydaje… Cholera. Cholera. Cholera. To m u s i a ł być on. Wszędzie bym go rozpoznała. Jedną, rozpaczliwą sekundę walczyłam ze sobą, żeby się nie odwrócić i nie uciec w nagle tak bezpieczny półmrok kulis. Wstyd i gniew palił mi policzki; nie chciałam, żeby mnie taką widział, nie chciałam też, żeby patrzył na moje koleżanki z burleski. Pragnęłam, żeby zniknął w tej chwili, wyparował, wyszedł, cokolwiek. Nie powinno go tu być. — Panowie wybaczą zwłokę. — Nie wiem, jakim cudem te słowa przeszły mi przez ściśnięte gardło, ale przeszły; odwróciłam szybko wzrok, może zbyt szybko, ale nie mogłam dłużej znieść jego widoku. Może mnie nie pozna. Może makijaż aż tak zniekształcił mi rysy albo mój obraz już zatarł się w jego pamięci. Może. Może. Zmusiłam się do kolejnego uśmiechu i nonszalancko usiadłam na jedynym wolnym krześle, jakby zostawionym specjalnie dla mnie; zarzuciłam nogę na nogę i utkwiłam spojrzenie w gwardziście obok Dragana. Wszędzie, tylko nie w nim. — Czym zasłużyłam sobie na zaproszenie do stolika zajmowanego przez tak przystojnych mężczyzn? — zapytałam flirciarsko. Izolda nigdy nie wdzięczyłaby się tak do nikogo. Wciąż do nikogo bym tak nie zagadała poza klubem. Miałam przecież swoją godność, której zachowanie zawsze było dla mnie szczególnie ważne, co – gdy siedziałam tam w tym ciasnym gorsecie i króciutkiej spódnicy – brzmiało praktycznie jak absurdalny żart. Bregović… może naprawdę mnie nie pozna. Modliłam się o to w duchu, licząc na jego stan upojenia, jednocześnie czując zimno szkła między moimi piersiami. Nagle ta mała fiolka zaczęła mi niezwykle ciążyć. Zapowiada się naprawdę interesujący wieczór. |
| |
Belgrad, Serbia 28 lat błękitna za Starszyzną gwardzista / Batalion Specjalny |
Nie 09 Kwi 2017, 00:10 | | Grigory obejrzał się na pozostałych kolegów, a widząc pełne aprobaty spojrzenia, przywołał kelnera. Prosimy Rashidę do stolika! – rzucił tonem człowieka zamawiającego drogiego szampana. Kelner bez chwili zwłoki pośpieszył pod scenę, by przekazać artystce zaproszenie. Podczas, gdy pozostali wyczekiwali przybycia kobiety, Dragan rozejrzał się dookoła. Czy to nie przypadkiem Aristov obmacywał tę rozchichotaną tancerkę? Gdyby Aristova to zobaczyła, z wściekłości powyrywałaby mu kudły, zaś na dziewczynę rzuciłaby jakieś paskudne zaklęcie. Bo Aristova wręcz słynęła w szlacheckiej społeczności ze swego wybuchowego charakteru i zapalczywości. Wybuchłaby wielka afera, z której zrodziłoby się mnóstwo plotek na temat współżycia małżeńskiego pary Aristovów. W ten sposób to działa. Szlachecka społeczność uwielbiała plotki i skandale. Poszkodowaną dziewczyną w rzeczywistości mało kto by się przejął, gdyż była tylko dziewczyną zatrudnioną w Russkiy, czyli nikim. Co najwyżej wypłacono by rekompensatę szefowej tego całego przybytku, żeby nie poleciała z tą historią do którejś z magicznych gazet. Dragan wysnuł dość ponury scenariusz, jednak działając w Białej Gwardii, szybko odkrył tą brzydszą, skrytą pod pozorami przyzwoitości naturę magicznego społeczeństwa. Wystarczyło posłuchać rzucanych pod adresem tancerek komentarzy. Lubieżnie wpatrujący się w biust tej czy tamtej dziewczyny, klienci byli na co dzień szanowanymi urzędnikami Ministerstwa Magii i odpowiedzialnymi ojcami oraz mężami. Któż to wie, jakie jeszcze brudne sekreciki skrywali przed światem. Perwersja? Nielegalne interesy? Poznawanie tej strony świata, siłą rzeczy wyzbywało z idealizmu. Świat nie był doskonały. Można było próbować takim go uczynić, lecz zawsze pozostawały na nim te ciemne plamy. Niedoskonałości. To nie oznaczało, że świat nie mógł stać się bezpieczniejszym miejscem. Dragan przekonał się, że nie jest w stanie zmienić społeczeństwa, za to mógł sprawić, że czarodziejom żyło się w nim bezpieczniej. Chociaż tyle ( aż tyle) potrafił zrobić. Poczuł na sobie czyjeś spojrzenie. Odwrócił się. Tym kimś okazała się Rashida. O co chodzi? – niemalże zapytał. Miała taki zaszokowany wyraz twarzy, jakby nagle zaczęła mu wyrastać druga głowa. Owszem, wspaniale byłoby wzbudzać samym swoim wyglądem i obecnością przerażenie kryminalistów. Ale przerażać zwyczajną czarownicę? No, bez przesady. Kobieta w końcu zdecydowała się usiąść. Kumple od razu zasypali ją komplementami i pytaniami. Jakże to? Piękna kobieta pasuje do takich przystojnych mężczyzn, jak my, prawda? Doskonale śpiewa pani w obcym języku. Pracujesz w następną sobotę? Przyszedłbym na kolejny występ. Skąd jesteś? Istna gwiazda estrady, Rashido. Normalnie lgnęli do niej niczym niedźwiedzie do miodu. Draganowi niezbyt podobało się zachowanie kolegów, choć nie umiał powiedzieć, co dokładnie go rozdrażniło. Gdyby głośno wyraził dezaprobatę, usłyszałby pewnie komentarz w stylu: Bregović, robisz się nerwowy. Prześpij się z kimś czy coś. Pozbędziesz się zbędnego napięcia. Być może. Narastało w nim napięcie i potrzebował czegoś, co pozwoliłoby się mu od niego uwolnić. Jednak im wnikliwiej przyglądał się Rashidzie, tym większego nabierał przekonania, iż gdzieś ją widział. Skądś ją znał. Ubierała się wówczas zupełnie inaczej i nie miała na sobie wyzywającego makijażu. Bez tego stroju i makijażu była po prostu… Gwałtownie postawił kieliszek na stolik. - Rashida. To bardzo ciekawy pseudonim. Skąd go wzięłaś? – zapytał. Czy sprawił to chłód pobrzmiewający w jego głosie, czy samo pytanie, ale atmosfera przy stoliku uległa drobnej zmianie. Kolegom przestało być aż tak wesoło. Obejrzeli się na Dragana, następnie popatrzyli na artystkę. Widać, że byli bardzo zainteresowani, co im powie. Tymczasem przy stoliku zatrzymała się młodziutka panna z tacą na której stały pełne kieliszki alkoholu. Bardziej przypominała absolwentkę, która dopiero co opuściła Koldovstoretz niż doświadczoną pracownicę tego przybytku. Posłała Rashidzie zrozpaczone spojrzenie, ale zdołała jakoś nad sobą zapanować i nieśmiało zapytać, czy panowie życzą sobie więcej alkoholu. Żaden z panów nie odpowiedział. Byli zajęci wpatrywaniem się w Rashidę, czekając na jej słowa. |
| |
Jasnogorsk, Rosja 28 lat nieznana za Raskolnikami tancerka burleski |
Nie 09 Kwi 2017, 17:01 | | Nie wierzyłam w to, że świat można uczynić doskonałym. To nigdy nie byłoby możliwe, bo to ludzie tworzą rzeczywistość, a oni, my właśnie tacy jesteśmy: nieidealni. Byłam jednak przekonana, że chociaż ten kawałek kuli ziemskiej można było uczynić lepszym – lepszym o wolność i równe prawa, lepszym o tolerancję, lepszym o zniesienie podziałów ze względu na czystość, lepszym o tak wiele rzeczy należnych człowiekowi z racji człowieczeństwa, a odbieranych przez nazwisko. Ufałam rewolucji. Można było nazywać Raskolników naiwnymi idealistami, anarchistami, barbarzyńcami, kłamcami, jednak zawsze zamykałam się na te określenia, bez mrugnięcia okiem wykonując wszystkie misje dane mi od przywódcy. Wyciągałam wspomnienia, wdzierałam się do umysłów dzięki legilimencji, wznosiłam pięść podczas demonstracji, wszystko po to, by spełnić marzenia swoje i czarodziejów mi podobnych. Robiliśmy brzydkie rzeczy, ale w szlachetnym celu; więc gdy wykorzystywano moje umiejętności, by kogoś psychicznie torturować, nie zastanawiałam się. Chociaż ciążyło mi to na sumieniu, to rozgrzeszałam się szybko, tak jak wtedy, gdy kradłam jedzenie na początku mojego pobytu w Egipcie. Czasem potrzebna była podłość, by wyjść na prostą. Och, schlebia mi pan. Miło mi to słyszeć. Oczywiście, że pracuję. Będę na pana czekać. Czuję się obywatelką świata. Chciałam się tylko popisać przed przystojnymi mundurowymi; gdyby nie panowie, nie starałabym się tak tańczyć! Odpowiadałam cierpliwie na ich pytania, słuchałam komplementów, sama chwaliłam i powoli, powoli się rozluźniałam. Dragan nie wykazywał mną zainteresowania większego niż reszta, co pozwalało mi na – może zbyt szybkie, zbyt pochopne – rozkręcanie się przy stoliku bez myślenia o konsekwencjach. Uśmiech. Chichot. Przypadkowe trącenie kolanem. Trzepot rzęsami. Żałosna kokieteria, a jednak tylu już dawało się na nią nabrać. Liczyłam, że i Bregović da się zaślepić mojej masce i nie pozna, kim jestem pod tymi warstwami makijażu. Naprawdę nie chciałam, by wiedział, jak skończyłam. Było mi wstyd. Czułam, jak to uczucie ściska mnie za żołądek. Nie byłam pewna, czy to jedno kiedykolwiek z siebie zmyję, nawet już po rewolucji. I wtedy mężczyzna po raz pierwszy od mojego przybycia odezwał się, a ton miał tak lodowaty, że przez chwilę nawet zrobiło mi się zimno; wzdłuż kręgosłupa przebiegł mi dreszcz. Ułamek sekundy miałam nadzieję, że to pytanie zaginie w hałasie klubu, jednak bardzo dobrze wybrzmiało. Wszyscy nagle zmarkotnieli – i czekali. Musiałam odpowiedzieć. Historia wcale nie była straszna czy bardzo zaskakująca – ot, zwykła anegdotka z egzotycznego kraju, która właśnie tylko tą egzotyką robiła wrażenie na klientach. Często zadawano mi to pytanie i często też, uśmiechając się zuchwale, opowiadałam o genezie mojego pseudonimu, rozpoczynając lawinę próśb o kolejne opowiastki z moich podróży. Zwykłam je ubarwiać, by wydać się bardziej niesamowitym towarem; to była moja główna broń w walce o uwagę mężczyzn. Zaskoczył mnie jednak chłód w głosie Dragana, jego spojrzenie, gwałtowne odstawienie kieliszka na stół. Miałam wrażenie, że zaczyna rozumieć. Wcale mi się nie podobał ten obrót spraw, nie mogłam jednak dać tego po sobie poznać. Nie mogłam też jakoś zgrabnie wyminąć tego zagadnienia, gdy już zainteresowali się nim wszyscy mundurowi. Grałam dalej. — Och, to wcale nie jest taka ciekawa historia, jakby się panowie mogli spodziewać — zakomunikowałam z fałszywą skromnością, dłonie kładąc płasko na stole, by ich drżenie nie zdradziło tego, jak bardzo wyprowadzona z równowagi byłam. Jednocześnie dyskretnie skinęłam głową na zrozpaczoną Betty, stojącą jak głupia z tacą pełną kieliszków, dając jej znak, żeby przyszła potem. Odetchnęła z ulgą i odeszła, a ja kontynuowałam: — Podczas pobytu w Kairze byłam zmuszona napisać po arabsku swoje dane osobowe. Wtedy jednak jeszcze nie znałam tego języka i nie wiedziałam, co robić. Koleżanka doradziła mi, bym wybrała sobie po prostu nowe, egipskie imiona – co ciekawe, tam nie ma nazwisk jako-takich, więc pojawiały się kolejne problemy z papierami i tak dalej, i tak dalej. Dlatego wybrałam, a pierwszym moim imieniem było Rashida. Zresztą… moją specjalnością tutaj, w „Russkiy”, jest taniec orientalny, a taki pseudonim bardzo pasuje do kogoś takiego, czyż nie?Roześmiałam się perliście, ukradkiem spoglądając na Dragana i modląc się w duchu, by nie wiedział, gdzie byłam przez ostatnie lata. Nie mówiłam mu, ale plotki rozchodzą się szybko, więc jeżeli ma jakieś podejrzenia, to… Przetoczyłam wzrokiem po reszcie mundurowych, oczekując reakcji. |
| |
Belgrad, Serbia 28 lat błękitna za Starszyzną gwardzista / Batalion Specjalny |
Wto 25 Lip 2017, 14:36 | | Sprawiedliwość społeczna? Piękna, niewątpliwie piękna idea. Warto było o nią walczyć. Może i warto było nawet oddać życie. Ten nieco młodszy Dragan przyklasnąłby poglądom Raskolników. Młoda krew była gorąca. Szukała wyzwań oraz przygód, wierzyła ładnie dobranym słówkom o wolności i sprawiedliwości. Gdyby Raskolnicy przyszli do niego z propozycją współpracy, kiedy dopiero co zaczynałby naukę na kursie bezpieczeństwa… Prawdopodobnie rozważyłby ich ofertę tak zupełnie na poważnie. Rozważyłby ją, a nie posłał do czorta wraz delegacją buntowników. Lata mijały. Gorąca krew Dragana powoli stygła. Nie był już tym samym narwanym młodzikiem. Służba w Białej Gwardii wiele zmieniła w jego życiu. W żadnym razie nie przemieniła go w potulnego pieska na smyczy Starszyzny. Takiego, co to merda ogonem, daje głos na rozkaz pana. Trzeba czegoś więcej niż stalowej dyscypliny Białej Gwardii, by całkowicie ujarzmić szakala. Tak właśnie myślał. Tego się trzymał. Rozchodziło się w tym wszystkim o coś zupełnie innego. Izolda widziała braterstwo, brak podziałów społecznych czy ludzi wiwatujących na cześć nowego ładu, zaś Dragan dostrzegał śmigające śmiercionośne zaklęcia, uliczne zamieszki i spływającą z chodników czerwoną posokę. Rewolucja często wiązała się z konfliktami, a konflikty z ofiarami w ludziach. Dragan wcale nie uważał się za wrażliwą, delikatną duszę, która nie podniosłaby ręki nawet na muchę. Jak trzeba było walczyć, to walczył. Jak należało kogoś stłamsić i aresztować, to tłamsił go i ciągnął do Kwatery Białej Gwardii. Zdarzyło się mu podjąć kilka wątpliwych moralnie decyzji. Nie był rycerzem w lśniącej zbroi. Jego zbroję zdobiły rysy, plamki krwi oraz wgięcia od zmagania się z życiowymi przeszkodami. Dragan nie był idealny. Tak. Walczył. Był jednak przekonany, że w wojowaniu ze zwykłymi ludźmi: sprzedawcami, hodowcami roślin, kelnerami, artystami, matkami i dziećmi, nie było nic honorowego. Zupełnie nie w stylu rodziny Bregoviców. Ach, racja. W grę wchodził jeszcze honor. Każdy rycerzyk ma obowiązek wiernie służyć swojemu panu. Przekładając to na obecną sytuację Bregoviców – jedynie przykładna służba Starszyźnie mogła pomóc im odbudować zaufanie i dawne poważanie wśród szlacheckich rodów. Dragan miał więc sporo do zyskania, ale i sporo do stracenia. Podobnie, jak Izolda, która wybrała Raskolników. Na dobrą sprawę byli w tej samej sytuacji, choć okoliczności towarzyszące sytuacji były inne. - No, proszę. Kair. Daleko cię poniosło w świat. – Dragan oparł podbródek na dłoni. Nie spuszczał z Rashidy swojego chłodnego, kalkulującego wzroku. – Wnioskuję z opowieści, że nie brakuje ci śmiałości. Te kobiety, które znam raczej nie myślą o odległych podróżach. Czują się bezpieczniej w kraju. Chociaż... – Ton głosu stał się odrobinę cieplejszy, spojrzenie odrobinę łagodniejsze. – Chociaż kiedyś znałem kobietę, która posiadała w sobie wiele determinacji. Która nie bała się nowych wyzwań. Tym samym zyskała mój szacunek i wielką sympatię. Chciałbym wierzyć, że gdziekolwiek teraz jest, prowadzi szczęśliwe, satysfakcjonujące życie. Z mężem i dziećmi. Zasługuje sobie na takie życie. Co ty gadasz?! Co to za kobieta? Słowem o niej nie wspomniałeś! Opowiadaj! – zakrzyknęli kumple. Alkohol i miła kompania robiły swoje. Nabrali ochoty na sentymentalno łzawą historyjkę o starych miłościach i przyjaźniach. - Zamknijcie się! – odburknął zirytowany tym nagabywaniem Dragan, kładąc kres nadziejom na wspominki. Gwardziści poudawali przez moment głęboko urażonych tą odpowiedzią. Jednakże muzyka poprawiała humory, a wódka lała się do kieliszków. Nikt tu długo nie trzymał urazów. Koledzy sięgnęli po kieliszki. Za starą dobrą miłość, droga Rashido! – Grigory podsunął kieliszek i zaprosił tancerkę do wspólnego toastu. Dragan jednym haustem opróżnił alkohol. Wódka była mocna i zimna. Mógł się założyć o całą pensję, że to wyrób Aristovów. Któż inny robił tak porządną wódkę w Unii Słowiańskiej? Ponownie zerknął na Rashidę. Makijaż potrafił ukryć bardzo wiele. Być może zadziałał na niego trunek, być może zupełnie niepotrzebnie doszukiwał się jakichś podobieństw między dwiema kobietami. Pewność, że skądś zna Rashidę stawała się jednak coraz silniejsza. Nie chciała się od niego odczepić. To głupie i naiwne, ale przyglądał się jej, uparcie szukając czegoś, co potwierdzi jego podejrzenia. Albo i zaprzeczy. |
| |
Jasnogorsk, Rosja 28 lat nieznana za Raskolnikami tancerka burleski |
Czw 27 Lip 2017, 13:43 | | Rewolucja potrzebowała ofiar i gdyby trzeba było, a taki moment zapewne nadejdzie, oddałabym życie za swoje ideały. Wzniosłabym różdżkę w geście buntu i nawet z cholerną dziurą w brzuchu krzyczałabym raskolnicze hasła (no, przynajmniej bym się starała, bo podejrzewam, że trudno coś wyartykułować w takim stanie). Chociaż mijały lata, moja krew nie stygła wcale i wciąż była tak gorąca jak za czasów Akademii. Lubiłam głupie bójki, zbyt łatwo dawałam się sprowokować i nigdy nie odpuszczałam. Taką mnie pokochał, prawda? I ja pokochałam go zupełnie innego. Miłującego wolność, chadzającego własnymi ścieżkami, pełnego determinacji i honoru. Jak to się stało, że znaleźliśmy się tutaj? Ja w najbardziej seksownym kostiumie, jaki można byłoby zaprojektować jako przebranie sceniczne, a nie łóżkowe, a on w tym ohydnym mundurze, który we mnie wzbudzał wyłącznie odrazę. Gdyby ktoś mi na studiach powiedział, że tak skończymy, uznałabym go za wariata. A jednak najbardziej nieprawdopodobne scenariusze czasem się sprawdzają. Serce biło mi w piersi tak głośno, że byłam niemal pewna, że Dragan zaraz je usłyszy, wstanie z krzesła i zacznie mnie oskarżać. Nie wiem, o co miałby, skoro dziś teoretycznie nic już nas nie łączy, ale w mojej głowie pojawiały się coraz czarniejsze scenariusze. Po co ja się tutaj w ogóle pchałam? Mogłam dziś zostać w domu, pomóc Bognie w „Lelu i Polelu” (tam też pewnie można było zgarnąć kilka wspomnień) albo przy produkcji bimbru. Na pewno bardziej bym się tam przydała niż tutaj, cała roztrzęsiona i płonąca ze wstydu. Miałam ochotę uciec przy byle okazji jak tchórz. Oni by się przecież nie dowiedzieli o tym, że straciłam okazję na zaszantażowanie gwardzistów. Moje źródło było absolutnie niezależne, niepowiązane ani ze Starszyzną, ani z Raskolnikami. Tylko ja miałam pojęcie o tym, że tego wieczora będą w burlesce. Nie dowiedzieliby się. Już bez przemowy Bregovića byłam zdenerwowana, ale miałam jeszcze cień nadziei, że mnie nie rozpoznał. Po jego słowach cała moja wiara w to, że gruba warstwa makijażu dobrze zmodyfikowała moje rysy, umarła zupełnie. W „Russkiy” było gorąco, a mimo to drżałam, ledwo utrzymując emocje na wodzy. To nie tak miało być. Nie miałam go spotkać. Miał się nie dowiedzieć. To wszystko nie tak. Wbiłam spojrzenie w czerwoną od alkoholu twarz jakiegoś gwardzisty siedzącego przede mną, starając się uniknąć kontaktu wzrokowego z Draganem. Byli obleśni. Wszyscy. W pracy i w domu dobrzy, poukładani, dżentelmeńscy, dla tancerek mieli tyle szacunku, ile dla swoich psów. Gwizdali. Klepali je po odsłoniętych pośladkach. Same sobie na to zasłużyłyśmy, pracując w takim miejscu? Nie. Kurwa, nie. Ciekawe, ilu z nich miało żonę i dzieci. Może sam Dragan miał jakąś panią ex-Dolohovą czy ex-Vasilchenko, która czekała na niego w rezydencji z zimną kolacją, gładząc się po ciążowym brzuchu ukrytym w fałdach sukni od Zakharenków, tylko ściągnął obrączkę, żeby żadna jego towarzyszka nie zorientowała się, że pozwala obmacywać się żonatemu mężczyźnie. Co jej powie? Może zacznie od „kochanie”, żeby ją udobruchać, a potem wciśnie jej bajeczkę o bohaterskim ujęciu przemytników koksu. A ona będzie z niego taka dumna, och, taka dumna, nie mając pojęcia, że w czasie, gdy ona wyglądała zmartwiona przez okno, on spał z panną z burleski. Jak bardzo zmieniła cię Gwardia, Dragan? Czy aż tak, że dziś nie mogłabym cię poznać? Opróżniłam kieliszek, uśmiechając się głupio do gwardzisty, który zaproponował toast. Za starą, dobrą miłość, tak. — No, panowie, przykro mi, ale muszę wracać do pracy. — Nie miałam już dziś żadnych występów, wyrobiłam swoją normę trzech tańców. — Femme, zostawiam ci panów. Zajmij się nimi dobrze. Będziecie w dobrych rękach.Miała większe cycki ode mnie. Powinni się napatrzeć. Za kulisy wróciłam szybko, ale starając się nie biec, żeby nie wzbudzić podejrzeń psów. Jednak gdy tylko przekroczyłam próg zaplecza, wpadłam niemal w panikę. Musiałam stąd wyjść. Musiałam stąd wyjść. Przepchnęłam się przez tłum tancerek, odsuwając je łokciami i barkami, co chwilę słysząc za sobą: Rashida, co ty… Ała! Pojebało cię? Chyba mnie pojebało, miały rację. Uciekałam przed mężczyzną, do którego dziś nie powinnam nic czuć, jak zdrajczyni. Ale przecież nic nas nie łączyło, obcy ludzie, tancerka i widz. Czemu więc czułam się taka winna? Ustanowiłam chyba rekord w przebieraniu się ze stroju scenicznego w moje normalne ciuchy. Jak najszybciej też zmyłam brokat i odczepiłam rzęsy; szminkę starłam trochę na odwal, zostawiając w kąciku trochę smug. Trudno, jest ciemno, nikt nie zauważy. Wypadłam na zewnątrz przez wyjście dla personelu, niemal rozpaczliwie chwytając nocne powietrze. Skończyło się. Już po wszystkim. Boże, jakim ja byłam tchórzem. |
| |
Belgrad, Serbia 28 lat błękitna za Starszyzną gwardzista / Batalion Specjalny |
Sro 23 Sie 2017, 00:49 | | Co takiego?! Bregović zareagowałby w ten sposób, gdyby usłyszał myśli Izoldy. Aż tak marne miała o nim zdanie? Uważała, że zdradzałby własną żonę? Wciskał jej bajeczki o akcjach Białej Gwardii, w których rzekomo musiał uczestniczyć? Dragan miał prawo czuć się dotknięty do żywego takimi insynuacjami. Nie postąpiłby w ten sposób z małżonką, ponieważ byłaby to kobieta, jaką darzyłby prawdziwą miłością. Żadna tam panna z politycznego mariażu! Owszem, swego czasu, familii marzyło się, że zgodzi się na małżeństwo z panienką z rodu Janashvili. Przyjaźń serbsko-gruzińska była najlepsza. Panienka pochodziła ze szlacheckiej rodziny. Mogła pochwalić się niebywałą, a także nienagannymi manierami. Zawsze grzeczna, zawsze łagodna, zawsze godowa, zawsze elegancka. Gdyby jeszcze przypomniał sobie jak jej było na imię. Albo i nie. W gruncie rzeczy imię nie miało większego znaczenia. Dla niego i tak pozostawała porcelanową lalką. Miło było na nią popatrzeć i dotknąć, nic ponadto. Kompletnie do siebie nie pasowali. Wzajemnie unieszczęśliwialiby się w tym aranżowanym małżeństwie. Dragan bez większego wahania przekreślił w paru słowach swoje szanse na związek z panną Janashvili. Później dowiedział się, że szlachciankę uraziła ta odmowa, praktycznie złamała jej serce. Przykra historia, choć podejrzewał Janashvili o podkoloryzowanie opowieści. Zdarzało im się już dramatyzować oraz wyolbrzymiać problemy. A nawet gdyby kryło się w tym trochę prawdy… Nie byłaby pierwszą dziewczyną, której złamał serce, czyż nie? Jeśli ktoś miał tu powody do wstydu, to Maksym. Siedział rozwalony na kanapie i wlepiał ślepia w biusty przechodzących kelnerek, mimo iż w domu czekała na niego narzeczona. Nie do wiary, że śliczna, bystra Elena na zabój zakochała się w tym głąbie. Dragan posłał krzywe spojrzenie Maksymowi. Powinien wykazać się lepszą samodyscypliną. Nosił mundur, reprezentował Białą Gwardię. Każdego innego dnia Dragan przy pomocy jakiegoś ciętego komentarza przywołałby kolegę do porządku. Jednak dzisiaj był pochłonięty osobą Rashidy. Wśród muzyki, harmidru, kaskady kolorów i ludzkich głosów, czekał wręcz z nieziemską cierpliwością na reakcję tancerki. Na coś, co pozwoli potwierdzić lub uciszyć rodzące się podejrzenia. Rashida wzniosła z nimi toast, ale zaraz potem, poderwała się z miejsca, jakby opowiastka z dawnych minionych lat, poparzyła ją niczym wrzątek. Bregović uchodził, jak to zwykle wyrażali o takich jak on mugole, za dobrego gliniarza. Nic sobie nie robił ze słodkich uśmiechów i przymilnych słówek. Zbyt wielu podejrzanych słodko się do niego uśmiechało i próbowało ogłupić go grzecznymi słowami, żeby teraz uległ uśmiechom i słowom tancerki. Poza tym ufał swojej milicyjnej intuicji. Nie zawiodła go i tym razem. Podczas, gdy kumple zagadywali kolejną tancerkę – Femme, czy jak tam by nie brzmiał jej artystyczny pseudonim, Dragan uporczywie wpatrywał się w niewidzialny kurz na blacie stolika. Lepszą, cieplejszą część jego osobowości ogarnęła radość. Przez jedną chwilę, czuł się szczęśliwy, mogąc znowu ją zobaczyć. Minęło sporo czasu od ostatniego spotkania. Czasu podczas którego zdał sobie sprawę, że tęskni za jej widokiem, za jej głosem. Za tym wszystkim, co zaszło między nimi tak dawno temu. Radość trwała zdecydowanie zbyt krótko. Pozytywne odczucia szybko wchłonęła chłodniejsza, surowsza część jego jestestwa. Ta sama, która powstrzymywała go od popadania w sentymenty. Gwardzista nie potrzebował sentymentów. Ograniczały one logiczne myślenie, przeszkadzały w prawidłowym osądzie sytuacji. Sentymentalny i miękki gwardzista to marny gwardzista. Nic z tego nie rozumiem. Bo nie rozumiał. Co kobieta z jego przeszłości tutaj robiła. Dlaczego wybrała zawód polegający na pokazywaniu się w kusym stroju niezliczonej ilości mężczyzn? Podobały się jej pożądliwe spojrzenia i zachłanne dłonie błądzące po kobiecym ciele? Drażnił go pomysł, że w ten sposób pozwalała traktować się jakimś mężczyznom odwiedzającym Russkiy Burlesk. Brał ją za inteligentną, ambitną czarownicę. Kogoś, kto wysoko zajdzie, dzięki swoim talentom i ciężkiej pracy. Dlaczego tak się nie stało? Dlaczego ktoś taki, jak ona znalazł sobie takie zajęcie? Zdusił przekleństwo. Pytania, pytania. Żadnej odpowiedzi. Był autentycznie poddenerwowany tym faktem. Brakiem jakiejkolwiek odpowiedzi. Od piątej klasy chciałem wstąpić do Białej Gwardii… Sidor przerwał opowiastkę. Przy stoliku zapadła cisza. Gapili się na niego, tak jakby gwałtowne podniesienie się z kanapy było wielkim nietaktem. Idę się przewietrzyć – zakomunikował im Dragan. Femme zachichotała. Sidor skinął głową i wrócił do snucia historii o początkach swojej kariery w Białej Gwardii. Spodobała się mu ta mała Rashida – usłyszał jeszcze Dragan, nim oddalił się od stolika. Zacisnął szczęki. Niech myślą sobie co chcą. Mało go teraz obchodziły snute przy stole domysły i spekulacje. Miał coś ważniejszego do załatwienia. Odszukanie pracownicy było całkiem proste. Wystarczyło zapytać o nią odpowiednie osoby. Kelnerki okazały się bardzo pomocne. Gorzej poszło mu przy parze wykidajłów. Jednakże mundur gwardzisty w połączeniu z tonem jakim posługiwał się w rozmowach z kryminalistami, zmiękczył ich opór przed współpracą. Pokrzywili się, pomarudzili, ale naprowadzili go na właściwy trop. Chwilę potem Bregović oddychał chłodnym powietrzem miasta. Zerknął w lewo, zerknął w prawo. Bogowie sprzyjali mu tego wieczoru. Dostrzegł tą, której szukał. Wystarczyło prę kroków, by znaleźć się tuż przy niej. - Nie musisz wracać do pracy? – zapytał, kładąc dłoń na ramieniu Izoldy. Tak. To była ona. Nie było mowy o żadnej pomyłce. O dziwo, jego głos brzmiał zupełnie spokojnie. Zupełne przeciwieństwo burzy emocji, przez jaką przeszedł w lokalu. Powiadają, że po burzy następuje cisza. A może szło to jakoś inaczej. Każdą następną poprzedza z kolei złowroga cisza i spokój. Nie przyciągali większej uwagi mijających ich przechodniów. O tej porze ludzie rozmyślali o powrocie do domu bądź znalezieniu sobie rozrywek. Nikomu raczej nie zależało na zadzieraniu z mundurowym. Dragan mógł więc bez większych przeszkód dogłębniej przyjrzeć się Izoldzie. W jego ciemnych oczach malowało się zarówno rozczarowanie, jaki i ciekawość. |
| |
Jasnogorsk, Rosja 28 lat nieznana za Raskolnikami tancerka burleski |
Sro 23 Sie 2017, 21:31 | | Zbyt dużo słyszałam myśli naszych (moich) klientów, by nie dorobić sobie do pobytu gwardzistów w „ Russkiy Burlesk” pewnej historii; do pobytu Dragana w „Russkiy Burlesk”, uściśliwszy, bo on mnie w tym wszystkim interesował najbardziej. Słyszałam już o podobnej sytuacji do tej, którą przytoczyłam, tylko że nie chodziło o gwardzistę, ale o pracownika MM. Nazywał się Kliment, był z Oneginów. Przychodził często i tylko dla mnie, dla swojej Egipcjanki, zawsze domagał się więcej. Pamiętam jego mokre, napastliwe pocałunki, zapach drogiej wody kolońskiej i rodzynkowej wódki. I myśli, tyle przydatnych myśli, tyle sekrecików, tyle brudów, przekrętów, łapówek i och, ile kobiet i mężczyzn, ile perwersji. Nie pokazywał się tu już jakiś czas, zamknął się w twierdzy w Jekaterynburgu. Mieliśmy go w garści, ja za to miałam mniej siniaków na ciele, chociaż wciąż mi kilka nie zeszło, nawet pomimo stosowania odpowiednich czarów. Może już wyszłam z wprawy, dużo lat minęło, odkąd skończyłam studia. Źle by mi było w szpitalu? Czemu zrezygnowałam? Najpierw dla dziecinnego buntu, potem z powodu bariery językowej, a jeszcze później? Dla rewolucji. Masz coś jeszcze, by jej poświęcić? Chyba tylko śmierć. Wspomnienie Klimenta zapiekło i osiadło żółcią na moich myślach, przywołało na języku gorzki smak. Rzadko byłam pchana aż do ostateczności, zwykle wystarczyło tylko trochę całusów, odkrycie tej czy innej karty i pozwolenie na błądzenie dłońmi po moim ciele. Ale rzadko trafiał się ktoś tak ważny jak pan Onegin, szycha w Prikazie Współpracy z Zagranicą. Mówiłam, że jestem tylko trochę lepsza od prostytutki? Och, cóż. Rzadko trafiali się też gwardziści, a ja zaprzepaściłam szansę na zdobycie informacji. Zawiodłam dowództwo, odsłoniłam się i pozwoliłam sobie na słabość do tego pierdolonego Bregovića. Szlag by go trafił, kurwa mać! A może zbyt wiele bym ryzykowała, gdybym w to brnęła? Raskolnik w kwaterze Białej Gwardii to właściwie martwy Raskolnik. Cholera wie. I ja już się nie dowiem. Stracone. Zaczęło mi się robić niedobrze. Zamknąć powieki, głęboki oddech, raz, dwa, trzy. Lepiej, żeby Dragan się dziś tam nie pojawił. Przez niego zaczęłam o tym wszystkim myśleć, a wolałabym nie. Tak było łatwiej. Ciekawe, czy był zły. Złość to jego emocja wyjściowa, pomyślałam i trochę rozbawiło mnie to spostrzeżenie i może mój nastrój zacząłby dążyć ku dobremu, ale jak zawsze coś, kurwa, musiało pójść źle. Znałam tę ciepłą dłoń (jej temperaturę czułam nawet przez płaszcz i zawsze mnie to trochę dziwiło) i ten głos – spokojny, zaskakująco spokojny. Niepokojące. Drgnęłam, mocniej ściskając różdżkę. Zerknęłam w bok w ten swój charakterystyczny sposób, wilczy, tylko po to, żeby się upewnić, i zaraz odwróciłam głowę. Błądziłam spojrzeniem gdzieś po dachach najbliższych budynków (naprzeciwko odpadły kolejne dachówki) i nocnym niebie, rozjarzonym dziś blaskiem gwiazd. Nie ściskał mnie. Wystarczył tylko krok do przodu, żeby jego ręka ześlizgnęła się z mojego ramienia, ale mimo to się nie poruszyłam. W głowie coś krzyczało, żebym zabierała dupę w troki albo chociaż zwiększyła dystans o kilka cali, o kilka bezpiecznych cali, nie pozwalających mu mnie pochwycić. No ale ja zawsze musiałam być mądrzejsza niż mój instynkt samozachowawczy. Stałam; starałam się nie myśleć o tym, że ten dotyk cieszy mnie trochę za bardzo. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, początkowo mając zamiar nie odpowiadać. Minęła jednak chwila lub dwie. — Bawi cię to, Bregović? — warknęłam na tyle cicho, by nie usłyszeli nas przechodnie. — Po co tu przylazłeś? Czego ode mnie chcesz?Dragan lubił sobie pogrywać w te gierki, ale jeżeli teraz się mną bawił, to było nie fair. Wyjątkowo nie miałam nastroju do żartów. Nie z tego. — Co mam ci powiedzieć? — niemal zaczynałam się rozgadywać. Moja podświadomość krzyczała już bardzo głośno: „zamknij ryja, Izolda”, ale standardowo ją zignorowałam i ciągnęłam dalej: — Jest jak jest. Każdy orze jak może, jak to mówią, znasz to powiedzenie, no nie? Jest jak jest w tym Petersburgu.Starłam wierzchem dłoni resztkę szminki z kącika ust trochę nieporadnym gestem. Po chuj się mu tłumaczyłam? Nie wiedziałam. Paplałam co ślina na język przyniosła, chociaż nie byłam mu nic winna. — Lepiej wracaj do burleski, koledzy się na ciebie obrażą — dodałam już nieco łagodniej, niemal z troską; liczyłam (naiwnie?), że usłucha. Nie będę musiała prowadzić tej rozmowy i wszystko skończy się bez ofiar. Zaraz: opcja a) porzygam się, opcja b) poryczę, opcja c) zaatakuję funkcjonariusza służb Białej Gwardii i odgryzę mu tę rękę własnymi zębami. Wszystkie wyjścia żałosne, nie wiem, które ciekawsze. Które byś wolał, kochanie? |
| |
Belgrad, Serbia 28 lat błękitna za Starszyzną gwardzista / Batalion Specjalny |
Sro 06 Wrz 2017, 00:56 | | Musiał przyznać, że nie spodziewał się frontalnego ataku. Czego zatem się spodziewał? Czego oczekiwał? Izoldy robiącej minę winowajczyni, nerwowo przestępującej z nogi na nogę, spuszczającej głowę i proszącej o wybaczenie? Tak, coś w tym rodzaju. Dopiero chłodne powietrze, a może ta napastliwa odpowiedź kobiety, sprawiła, że odrobinę otrzeźwiał. Rozwiał gorący gniew i niepokój. Teraz widział, jakiego robił z siebie głupca. Głupiec, głupiec, istny z ciebie głupiec. Przecież zaprzepaścił to wszystko, co kiedyś ich łączyło. To jasne, głębokie uczucie, jakie rodzi się między dwojgiem młodych ludzi wśród rozkwitających drzew i kwiatów. Tutaj nie było drzew i kwiatów. Nie było nadziei. Była tylko twarda, zimna rzeczywistość. Bawi cię to, Bregović?- Nie, zupełnie mnie to nie bawi – odpowiedział. Nie próbował przytrzymać Izoldy. Pozwolił, by zrobiła krok w tył. Jego dłoń bezwiednie opadła. Bo nie było nic zabawnego w widoku szczególnie bliskiej osoby ubranej w skąpe wdzianko i dostarczającej rozrywki różnych mężczyznom. Czego od niej chciał? Doskonałe pytanie. Jeszcze przed chwilą potrafiłby powiedzieć czego od niej chce. Chłód zmroził durne pomysły i spontaniczne odpowiedzi. Nadal zdarzało się mu działać impulsywnie, w tym cały problem. Przyszło mu więc zmierzyć się z konsekwencjami swojej impulsywności. W milczeniu wysłuchał tyrady Izoldy. Nie przerywał, nie próbował wtrącić się słowem. Stał, słuchał i przyglądał się jej tymi ciemnymi oczami, z których niewiele dało się w tym momencie wyczytać. Nie dało się? Gdyby uważniej się przyjrzeć to w tych ciemnych oczach Bregovića dało się dostrzec coś na kształt smutku. Bardzo subtelne odczucie, które może zburzyć dosłownie wszystko. Jezdnią przemknął mugolski pojazd, oświetlając ich na chwilę snobem światła. Kiedy metalowa machina zniknęła w oddali, w oczach Dragana nie było już smutku. O ile naprawdę był to smutek. Równie dobrze ten smutek mógł być tylko złudzeniem, zwyczajną grą światła. - Jakoś to przeżyję – stwierdził w nawiązaniu do tego, jakoby mieli obrazić się na niego koledzy. – Przejdziemy się kawałek? – Pytanie było nie tyle pytaniem, co prośbą. Gdzieś z tyłu, za plecami Dragana grupka mocno podpitych czarodziejów właśnie opuszczała lokal. Nie byli to jego koledzy, lecz hałaśliwi, nadzwyczaj rozbawieni przedstawiciele bogatszej warstwy społecznej magicznego świata. Nikogo nie zaczepiali, nie szukali okazji do bójki, niemniej byli irytujący. Zwłaszcza, że Dragan przymierzał się powiedzieć coś ważnego Izoldzie. Bez dalszej zwłoki obrał kierunek, w którym mniej więcej znajdowało się centrum miasta. - W sumie to nie powinna być moja sprawa. Jak żyjesz, gdzie zarabiasz pieniądze- powiedział po przejściu kilku metrów. – Zachowałem się nierozsądnie, za co przepraszam. Masz rację. Jest jak jest. Każdy chwyta się takiej pracy, jakiej może – umilkł, jakby rozważając następne słowa. – Gdybym wiedział, że jest ci aż tak ciężko, postarałbym się pomóc – wyrzucił z siebie to jedno zdanie, które mogło zaprowadzić pokój między nimi albo dolać oliwy do ognia. Nie zasypywał jej pytaniami, dlaczego, na wszystkich bogów, nie zwróciła się do niego o wsparcie. Posiadał wystarczająco taktu, aby wiedzieć, że Iza nie musiała mieć ochoty słać do niego list z prośbą o pomoc. Duma, poczucie godności nie pozwalały odrzuconej kobiecie szukać pomocy u mężczyzny, który ją odrzucił. Dragan, mimo wszystko, był gotów udzielić jej wsparcia. Nie kierowała nim ani arogancja ani litość. Pomógłby jej, gdyż nadal uznawał ją za swoją starą przyjaciółkę. Nie możemy być już razem, ale nadal możemy być przyjaciółmi. Przyjaciele troszczyli się o siebie, dlatego los przyjaciółki, wbrew temu, co orzekł wcześniej, powinien leżeć mu na sercu. Dla przyjaźni Dragan skorzystałby z rodowych wpływów, chociaż załatwianie czegoś przy pomocy rodowych wpływów nie było w jego stylu. Bregoviće nie należeli do bogatych rodzin, ale umieli zadbać o swoich podopiecznych. Znał osobiście kilka osób, które znalazły sobie najgorszą pracę, dzięki rekomendacjom od Bregovićów. Pracę z pewnością dużo lepszą niż występy w Burlesce. Póki co, szedł przed siebie, na pozór zupełnie spokojny. W rzeczywistości wyczekiwał w napięciu jakiejkolwiek reakcji Izoldy. |
| |
Jasnogorsk, Rosja 28 lat nieznana za Raskolnikami tancerka burleski |
Nie 10 Wrz 2017, 17:53 | | Twarda rzeczywistość, tylko ona i nic więcej. Mogliśmy umawiać się na schadzki pod kwitnącą jabłonią rok po ukończeniu Koldovstoretz, ale teraz? Zostało nam przypadkowe spotkanie w burlesce przy akompaniamencie pijackich piosenek, Dragan, nie możemy liczyć na więcej. Czasami myślałam, że on ma duszę w poezji – kiedy natknęłam się na niego tego jesiennego wieczoru w 1992, miał złamany nos, nieźle poobijane żebra i cały prezentował się raczej niewyjściowo, prosto z bójki, a i tak mówił mi o gwiazdach. Musiałam przyznać, że było to całkiem urocze. Romantyczne, tego się nie spodziewa raczej po metrze osiemdziesięciu mięśni, troszkę dziwne. Może tańczyłam i robiłam własne kolczyki, ale nigdy nie byłam typem artystki. Czułam się przyszłym naukowcem, który nie zawraca sobie głowy konstelacją Kasjopei, nie, gdy jest tyle problemów medycznych do rozwiązania, gdy ludzie wciąż umierają na łamiję. Serb nauczył mnie nieba. Takie to poetyckie, ale życie jest prozą. Rozumiałam to jasno, gdy szłam teraz obok Bregovića: życie jest prozą, a ja nie mam czasu podziwiać gwiazd, gdy mój kraj usycha, przygnieciony spasionymi pośladkami Aristovów. Życie jest prozą: moje opowiada o rewolucji, nie o miłości. Przed kilkoma laty byłam gotowa rzucić dla niego wszystko, a dziś wszystko oddałam Raskolnikom. To zaskakujące, jak jedna doktryna może stać się napędem życia, jak fascynacja ideą może przerodzić się w uczucie trwalsze niż młodzieńcze obietnice składane wśród kwiatów. Zakochałam się, głęboko, poważnie i na zawsze, w swojej wizji przyszłości. Przewrót – on był celem, równość – najwyższą wartością. Chciałam wyrzec się siebie dla następnych pokoleń. Wyrzekłam. Płakałam. Kiedyś rozwaliłam lustro w łazience, bo nie mogłam już na siebie patrzeć: kawałki szkła wbijały się w moją dłoń, krew skapywała po ścianie i umywalce. Bogna była nieźle zdezorientowana, musiałam przyznać, że jej mina była bezcenna, z perspektywy czasu to nawet trochę zabawne. Ale nie mogłam żałować. To dla lepszego jutra, dla wyższego celu. Moje samopoczucie nie liczyło się, gdy szło o tak ważną sprawę. Moja ucieczka z burleski podyktowana była sekundą słabości, beznadziejnej, marnej słabości do kogoś, kto pewnie nawet mną gardził. Prosta myśl: „nowy świat” rozrosła się w mojej głowie, zaborczo zabierając dla siebie każdy oddech. Uderzenia serca od mojego przyjazdu do Kairu aż do śmierci – tylko Raskolnikom poświęciłam. Właściwie mogłabym podziękować Draganowi. Potrzebowałam takiego impulsu jak podeptanie szaleńczych wręcz uczuć tylko z powodu mojego nazwiska, aby otworzyć oczy. Ja zrobiłabym dla ciebie wszystko, Bregović, a ty nie umiałeś dla mnie poświęcić niczego. Nie możemy być już razem, ale nadal możemy być przyjaciółmi – naprawdę, kochanie? Naprawdę? Ja się na żadne układy z tobą nie piszę. Nie pozwolę się znowu przez ciebie rozproszyć. Nie mogłeś być ważniejszy od rewolucji, niezależnie od tego, czego ja chciałam. Ja, ja, ja. Nie ma takiego słowa w czarodziejskim komunizmie. — W jaki niby sposób? Jak byś mi pomógł, Bregović? — zaszydziłam. — Wziąłbyś ojca na stronę? Brata ciotecznego? Stryja? Co ty niby sugerujesz? Miałabym skorzystać z twoich wpływów, żeby załatwić sobie jakąś ciepłą posadkę w Hotynce, podczas gdy inni nie mieli tyle szczęścia, żeby wpaść w oko szlachcicowi?! — Nakręcałam się coraz bardziej. Stanęłam na środku chodnika, ułożyłam ręce na biodrach i spojrzałam wzburzona na twarz gwardzisty. — Rosjanie umierają na ulicach z biedy. Wiesz? Widziałeś to? Tych mugolaków zdychających na zapalenie płuc na krawężniku? Bo ja widziałam. A teraz ty zjawiasz się nagle w burlesce i myślisz, że… że ja bym się na coś takiego zgodziła, na tę twoją pomoc.Pokręciłam głową niedowierzająco. — Masz absolutną rację. To nie powinna być twoja sprawa, panie władzo. — Wbiłam wzrok w szare (wciąż pamiętałam ich kolor) oczy Dragana. Powtarzałam sobie, że wcale nie jest mi przykro, choć nocne światło pewnie zdemaskowało smutek w moim spojrzeniu. Subtelny. Ze słabości, tylko ze słabości. — Minęło pięć lat. Pięć lat. To kawał czasu, wiesz? Wszystko się pozmieniało i nie możemy myśleć, że wciąż się znamy. Więc teraz pozwoli panicz, że się pożegnam. — Dygnęłam kurtuazyjnie, z pokorą zabarwioną ironią, i gdy tylko stanęłam znów na prostych nogach – wykorzystałam to, o ile niższa od Dragana byłam, i pochylona przebiegłam pod jego ramieniem. Widocznie w poprzednim teście można było zaznaczyć dwie odpowiedzi. Otarłam rzęsy wierzchem dłoni. Nie odwróciłam się już: stukot moich obcasów mieszał się z odgłosem ciężkiego stąpania. Oto tragiczni kochankowie, każdy idący w swoją stronę – jakie to żałosne. Dragan i Izolda z tematu |
| |
| | |
| |