Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pią 03 Lut 2017, 15:53
Park Świateł

Wybudowany u początku dwudziestego wieku w miejscu, gdzie niegdyś znajdował się obelisk czczący zwycięstwo nad Agrafeną Obłąkaną, upamiętnia ofiary jej bezlitosnych rządów i jest jednym z bardziej zachwycających miejsc w Magicznym Petersburgu. W parku znajduje się około pięćset drzew wykonanych z tombaku i srebra; wszystkie w środku posiadają otwory, w których umieszczone zostały zapalane co wieczór latarenki. Na gałązkach każdego z nich znajdują się setki drobniutkich listków zrobionych z barwionego szkła, dzięki czemu nocą Park Świateł skąpany jest w kalejdoskopie kolorów. Pod każdym z drzewek przemyślanie umieszczono kamienne, solidne siedziska, które wyłożone są malutkimi kamyczkami.

Saskia Godunova
Saskia Godunova
Park Świateł SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Wto 12 Wrz 2017, 17:07

03.05.1999

Wymiana kilku nic nieznaczących orłów, kilku zdań napisanych od niechcenia, podszytych niepewnością i stresem, ostatecznie doprowadziła ją do tego miejsca. Na wszystkich bogów, przechadzając się alejkami parkowymi, wśród migotliwych latarni, które nieśmiało zaczynały okazywać swój urok jak zalotna kokietka odsłaniająca smukłą nóżkę w czarującym tańcu, czuła się jak bohaterka jednej z tysiąca książek ukrytych w jej magicznym kufrze. Nic nadzwyczajnego, zdawać by się mogło, wyszła na spacer spotkać się z kimś na pogawędkę na łonie stalowej natury by wymienić spostrzeżeniami i wrócić do domu. Kto by się spodziewał czegoś innego.
Praca Godunovej nad utrzymaniem swojego drugiego życia w sekrecie powoli przestawała być trudna; nikt nie spodziewałby się po tak dobrym lekarzu oddanym w pełni swojej pracy, że w którymś momencie zacznie swoimi działaniami zmierzać ku kompletnej odwrotności ratowania ludzi. Nie była genialnym uzdrowicielem, którego sukcesy mogłyby Ci podpowiedzieć, że wkrótce przekroczy granice zdrowego rozsądku, nie była też szemranym gnojem, sprzedającym na lewo wieszcze sny wyniesione z Hotynki (takich też znała). Pani Godunova, ot w kubraczku, jak co dzień, w drodze do domu przycupnęła na jednej z kamiennych ław. Gładka, czarna aktówka, pantofle pod kolor, kapelusz przykrywający spięte elegancko włosy. I tylko nerw gdzieś w środku, drżący jak struna brzmiąca podnieceniem.
Wszystko było przecież akurat takie, jakiego by mogła się spodziewać po bohaterce jednego ze swoich ulubionych romansów. Poważna kobieta wdająca się w niebezpieczne porachunki ze zbirami, spotykająca w sekrecie z typem urodzonym pod najciemniejszą z gwiazd, park pełen tańczących świateł, choć zimnych to tak czule pieszczących jej fantazje.
O Anvarim dowiedziała się w sumie zupełnie przypadkiem, właściwie to chyba nawet podsłuchała jego nazwisko z mamrotów otumanionego klątwą człowieka cierpiącego katusze na jednym ze szpitalnych łóżek. Płakał i jęczał, że nigdy nie powinien był, że wiedział jak trudno będzie znaleźć ten medalion, że to było najgorsze wyzwanie i choć warte swojej horrendalnie wysokiej ceny nie mógł sobie poradzić z lepką, czarną klątwą. Nie wszystkie świecidełka, które babcia mówiła, że są amuletami, są nimi na zawsze. Durni ludzie jednak zawsze spróbują wyciągnąć chciwe ręce po rzeczy, których nie rozumieją i choć Saskia gardziła tymi leszczami, sama właśnie miała dołączyć do tego niewątpliwie zacnego grona geniuszy.
Zaledwie parę tygodni temu natrafiła w starej gruzińskiej książce na wzmiankę o egipskim rylcu snów, później odnalazła podobny przedmiot w książkach czerkiesów z gór, podobne narzędzie pojawiało się też w historiach śniących ze Skandynawii. To bardzo niepewna droga, ale skoro był ktoś, znany przez kogoś, kto mógł go znaleźć (albo chociaż potwierdzić, że rylec nie istnieje) - nie mogła sobie pozwolić na ignorancję.
Przebierając w palcach srebrny liść podniesiony z ziemi, siedziała jak zawsze elegancka, prosta i napięta jak struna, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w przestrzeń, czując jak cichy głos w głowie raz po raz przekonuje. Powinnaś stąd iść, póki jeszcze możesz. Ale serce romantyka jest durne, pompując krew, jak bęben, uparcie, szumiało w uszach obietnicą przygody.
Tylko, czy ta przygoda nie skończy się źle?
Yrjänä Anvari
Yrjänä Anvari
Ambrolauri, Gruzja
34 lata
półkrwi
neutralny
organizator nielegalnych pojedynków i handlarz czarnomagicznymi przedmiotami
https://petersburg.forum.st/t836-yrjana-anvarihttps://petersburg.forum.st/t838-yrjana-anvari#2319https://petersburg.forum.st/t839-violence-in-the-air#2321https://petersburg.forum.st/t840-gnoj#2322

Wto 19 Wrz 2017, 16:25
Przygody mają to do siebie, że nigdy nie kończą się dobrze, nawet jeśli pozornie wydawać mogło się zupełnie inaczej. Równowaga w naturze zawsze zostanie zachwiana i mimo że niekiedy przychylność losu sprzyjać będzie bohaterom, klęskę – w bardziej lub mniej dotkliwy sposób – poniosą „złoczyńcy”. Lub docelowe miejsce podróży bohaterów. Albo to, czego pragnęli.
Dlatego, gnoju, tak bardzo lubisz wszelkiego rodzaju przygody. Sponiewieranie świata, porządne zatrząśnięcie wagą dobra i zła, by zawirowało ci od tego nie tylko w głowie, ale również w żyłach, w żołądku, na języku; by słowa zatraciły swoje pierwotne znaczenie, w znajomych kształtach nie można było znaleźć ostoi, a wdychane powietrze paliło wnętrzności niczym kwas. A wszystko to, to jedynie wstyd, któremu z czasem nauczyłeś się ufać, a następnie także ignorować – jak w porządnym związku. Innej drogi ku najlepszym przygodom nie sposób znaleźć. Inną nie chciałoby ci się już teraz nawet podążać, zbyt wygodnie ci w takim układzie, gdzie od życia dostajesz po dupie tylko tyle, by motywacja niespecjalnie ci opadła. Bo wiesz, że następnym razem w ręce wpadnie ci dużo lepszy kąsek, którego już tak łatwo nie wypuścisz. Aztecka czarka ofiarna. Klucz uniwersalny wykonany przez szalonego Dolohova. Czaszka trójokiego kota. Kołowrotek Marzanny. Rylec snów. Za wszystkim tym pobiegłbyś jak za żar-ptakiem, nie oglądając się nawet za siebie, nie sprawdzając choćby, czy Przedsionek zostawiłeś we właściwych rękach i czy na pewno w ogóle jeszcze stoi na swoim miejscu.
Na spotkanie z Godunovą też prawie biegniesz – nie dosłownie, bo jeszcze sam pomyślałbyś, że zależy ci bardziej niż powinno, a na miejscu okazałoby się, że twoje oczekiwania przypadkiem przerosły rzeczywistość, bo tak pozwoliłeś im się napuszyć – prawie rzucasz też wszystko, bez pamięci, dosłownie ciskając na wszelkie strony zawadzającymi ci przedmiotami. Po raz kolejny notujesz w pamięci, że może wreszcie powinieneś na dzień czy dwa zamknąć Przedsionek, by raz a porządnie uporządkować towar zalegający teraz już nie tylko na półkach sięgających sufitu regałów, ale na podłodze pod szafami, przed ladą. Niektóre z przedmiotów bezczelnie postanowiły też zaanektować sobie środek wąskiego przejścia na tyły sklepu – wysuszoną główkę papuaskiego szamana posłałeś kopniakiem pod regał z lampami oliwnymi, nie bardzo przejmując się jej obelżywymi krzykami, na dowód tego, jak mało obchodzi cię jej obecny stan, z hukiem zatrzaskując drzwi sklepu. Zapomniałeś, że zmrok o tej porze wciąż lubi zapadać znienacka i umawianie się na taką godzinę to przejaw skrajnej głupoty. Przecinasz więc kolejne zaułki magicznych dzielnic bez opamiętania, bez „przepraszam” i „pocałuj mnie w dupę” przedzierając się przez zalegające na ulicach i uliczkach tłumy. Aż trudno ci uwierzyć, że po wybuchu ludzie jeszcze chętniej przebywają poza bezpiecznymi czterema ścianami własnych domów. Płonnik by ich wszystkich drapał.
Gdy docierasz na miejsce, Park Świateł zaczyna żarzyć się delikatnym światłem, a kładące się na alejkach, drzewach i przechodniach cienie wszystko wynaturzają. W długim, bordowym płaszczu i wysoko postawionym kołnierzu, wilczym spojrzeniem rozglądając się za kimś, kto mógłby być Godunovą, mógłbyś uchodzić za kuzyna nocnic, gdybyś miał na łbie choć trochę włosów.
- No więc? – Nie ryzykujesz konkretniejszym pytaniem, stając przed Saskią dość niespodziewanie i dla niej, i dla samego siebie. Nie silisz się też na uprzejmość, wystarczająco wiele nagimnastykowałeś się z nią w zwięzłych listach, które między sobą wymieniliście. Przysiadasz się do niej, oszczędzając jej nieprzyjemnego zadzierania głowy. Jeszcze spróbowałaby wycyganić od ciebie masaż szyi.


Ostatnio zmieniony przez Yrjänä Anvari dnia Sob 02 Gru 2017, 14:45, w całości zmieniany 1 raz
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Park Świateł SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Sro 27 Wrz 2017, 09:15
Saskia zaproszona do przedsionka zakwiliłaby pewnie jak mały prosiaczek pociągnięty za swój zakręcony, świński ogonek. Pani doktor świetnie zdawała sobie sprawę z tego, istniały rzeczy mniej lub bardziej zakazane. Za niektórymi z nich oglądała się na witrynach wystaw w co ciemniejszych zakamarkach magicznych ulic, z czystej, niepowstrzymanej ciekawości - bardzo ją cała ta „nieodpowiedniość” i „niedotykalność” rzeczy niebezpiecznych ekscytowała, nawet, jeśli stały - jak należało się w porządnych sklepach - w szklanych pudełkach opieczętowanych zaklęciami bądź ze złamanymi runami. Piękne, straszne artefakty, pozbawione duszy, jak mantikory w cyrku z wyłamanymi zębami i bez gruczołów jadowych, jak oślepione gorgony, siriny z podciętymi lotkami.
Gdyby okazję kiedyś miała, wśliznąć się chyłkiem do Przedsionka, zobaczyć z bliska te wszystkie straszności, niepozorne zabawki gotowe spalić ci ostatnie nitki nerwów między zwojami, kwiknęłaby w mieszaninie szczęścia i przerażenia.
Artefakty bowiem kojarzyły jej się z jednym tylko człowiekiem, bardzo odległym, niedościgłym, ojcem nieosiągalnym całe jej życie - była przecież tylko córką.
Zaraz na pierwszy rzut oka, kiedy handlarz wyrósł przed nią znienacka, aż usta zasłoniła by stłumić krzyk zaskoczenia. No przecież, że spodziewała się niebezpiecznego gościa w długim płaszczu, z postawionym kołnierzem i może w kapeluszu z szerokim rondem przysłaniającym twarz, ale nic to wszystko, w porównaniu ze spojrzeniem, którym przyszpilił ją do siedzenia w sekundę, niczym motyla pinezką do atłasowej gablotki.
A trzeba było uciekać.
Zaraz jednak dżentelmen (ha!) zreflektował, by usiąść obok niej, co po krótkiej chwili uspokoiło królicze serce i dało chwilę by zarejestrować, że coś powiedział (słowa nie przebiły się bowiem przez szum krwi nagle uderzającej do głowy, czy ona oblała się rumieńcem?).
- D-dobry wieczór - odchrząknęła, próbując jakoś odzyskać straconą twarz. Mrugając nieco zbyt często, obróciła głowę w stronę przybysza i przysiąc by mogła, że gdyby dorzucić mu wąsa, krucze oki i złoty kindżał u pasa nadawałby się na kagana z wielkiego stepu.
Miał straszne oczy.
- Mam tu… prezent - zaczęła niepewnie, konspiracyjnym szeptem. Nie miała za bardzo pojęcia jak się takie spotkania obywają, to nie tak, że był dostępny jakiś podręcznik szemranych biznesów, instruktaż jak rozmawiać i co robić, by nie wzbudzać podejrzeń ani nie wypaść na idiotę. Rozmyślała nad tym przez kilka długich godzin podczas jednej z sukcesywnie bezsennych nocy - starała się bowiem sypiać jak najmniej. Czy podać mu całą aktówkę? Czy postawić ją na ziemi i od niechcenia przesunąć ją nogą? Czy w ogóle położyć aktówkę i odejść od ławki, by on mógł ją wziąć i udać się w swoim kierunku?
Prawda była też taka, że Godunova była jedynie sobą, niezręczną, napiętą, niezdolną do przystosowania się Kirgizką o aktorskich umiejętnościach głazu. Widziałeś, żeby kiedyś kamień dostał Oskara?
Otworzyła więc teczkę, wyjęła z niej plik dokumentów, starannie pospinanych kopii informacji z różnych książek i pergaminów, opisy, teksty źródłowe, skądś miała nawet zeznania świadków z archiwalnych materiałów prikazu (jak to możliwe?). Wyciągnęła je do niego wraz z okładkową ryciną czegoś, co przypominało długą szpilkę do włosów, bądź mugolski długopis pokryty wzorkami, na którego jednym z końców misterne zdobienie tworzyło coś na kształt pętli.
- Tu jest wszystko, co znalazłam. - Trzeba przyznać, że troszkę była z siebie dumna, oj zobacz, Yrjänä, troszkę jej się w oku iskrzy zadowolenie, że tak skrupulatnie, tak dogłębnie, do szczętu i bez litości przeturlała się przez wszystkie źródła informacji jakie miała w zasięgu rąk, a ręce zdawały się być z gumy, taki ten zasięg potężnym łukiem miał rozrzut. Normalnie pewnie trochę by spuchła, gdyby siedziała przed jakimś pisklakiem w Hotynce, by pokazać mu kto tu jest najmądrzejszy, przed tobą jednak tylko wzrok niepewny uniosła i jak tylko wziąłeś papierzyska do rąk cofnęła dłonie zaciskając lekko usta.
Jak drugoklasista na sprawdzianie, bardzo nie chce wypaść na nieprzygotowaną.
Yrjänä Anvari
Yrjänä Anvari
Ambrolauri, Gruzja
34 lata
półkrwi
neutralny
organizator nielegalnych pojedynków i handlarz czarnomagicznymi przedmiotami
https://petersburg.forum.st/t836-yrjana-anvarihttps://petersburg.forum.st/t838-yrjana-anvari#2319https://petersburg.forum.st/t839-violence-in-the-air#2321https://petersburg.forum.st/t840-gnoj#2322

Wto 14 Lis 2017, 15:50
Saskia nie powinna celować ze swoimi aktorskimi umiejętnościami głazu tak wysoko, bo gdybyś miał przy sobie wehikuł czasu, prędko przekonałbyś ją, że może nie teraz, nie w tych czasach, ale w niedalekiej wcale przyszłości Emma Stone błyszczeć będzie ze złotą statuetką, jak teraz ona lśni przed tobą tą ciężką pracą, jaką wykonała. I pewnie mógłbyś być z niej dumny, może nawet powinieneś poklepać ją po główce za wyśmienicie wykonaną robotę i zaproponować zmianę profesji, bo potencjał ma i szkoda byłoby, żeby taki talent się zmarnował. Ale nie. Jeszcze korona by ci z głowy spadła, gdybyś spróbował docenić kogoś poza sobą. Więc we względnej ciszy, pozwalając Godunovej cieszyć się tą krótką chwilą chwały, przeglądasz w bladym ogniku latarenki znajdującej się za waszymi plecami podane ci dokumenty. Niektóre z kartek przysuwasz sobie aż pod nos, spoglądasz na nie pod różnymi kątami, podświetlasz je nawet dodatkowo zapalniczką z takim uporem, że kilka niemal byś podpalił. Inne zajmują cię dużo mniej, poświęcasz im zaledwie ułamki sekund, w trakcie których przekładasz je z jednej kupki na drugą. Cała sterta mniej i bardziej użytecznych informacji, na razie nieprzyjemnie łaskocących cię we wnętrze gardła, jeszcze nie wdzierających ci się masowo do środka, by zrobić sobie maraton przez twoje wnętrzności, nim zakorzenią się w umyśle, by dopiero wtedy rozrosnąć się szaleńczo, niczym Yggdrasil. Cała masa wiadomości, które przyjdzie ci segregować, szukając punktów wspólnych, haka, który będziesz mógł z powodzeniem zarzucić i mieć pewność, że nie zlecisz z hukiem, gdy tylko mocniej pociągniesz linę. Drobne demony, którym pozwolisz zalać się w całości, gdy tylko wrócisz z tym naręczem dokumentów do domu.
Ekstra. Yrjänä, nie emanuj tak radością, bo jeszcze chwila i zaczniesz jaśniej świecić od tych drzewek i szlag trafi cały ten romantyczny nastrój ściągający tu wszystkie gruchające słodko parki, współczesnych Werterów i łaknące nieszczęśliwych zakończeń tęsknice. Aż żal to wszystko psuć, bo nie jesteś w stanie przetworzyć wystarczająco prędko takiej ilości wiedzy, jaką zbombardowała cię pani doktor. W końcu nie wszyscy muszą wiedzieć, że w twoim fachu czasem nadmiar informacji jest jak porządnie wymierzony cios w zęby. A potem tylko pot, krew i łzy.
- Fantastycznie – odzywasz się wreszcie i brzmi to dokładnie tak, jak brzmieć nie powinno. Jakbyś w mordzie zamiast zębów miał sitko o zbyt małych oczkach, przez które słowa nie mogą przejść nienaruszone. Mógłbyś, Yrjä, wcale nic nie mówić, a efekt i tak byłby przystępniejszy. – Na kiedy tego potrzebujesz? I czy poza tym wszystkim... – Pstrykasz znacząco w stosik kartek leżących ci na kolanach. – Wiesz coś jeszcze na temat tego… Rylca, czym nie zechciałaś się podzielić?
Pierwsze pytanie to jedynie formalność, głupi jesteś, że wciąż chce ci się je zadawać. Zawsze jest tylko: jak najszybciej, najlepiej na wczoraj. Bo każdy z tych szczurków, lgnących do ciebie jak do flecisty z Hameln, przekonany jest, że kiedy handlujesz czarnomagicznym gównem to masz sporządzoną mapę wszystkich artefaktów i wystarczy, że przejdziesz się tylko na zaplecze, by wrócić z ich prywatną eudajmonią. A niech im wszystkich ręce ujebie, gdy tylko dotkną się swoich cudeniek. Druga kwestia jest bardziej problematyczna. Co się stanie z twoimi klientami po dostarczeniu im towaru to już nie twoje zmartwienie, bardziej kłopoce cię zdrowie psów gończych, które przy każdym takim przypadku musisz spuszczać ze smyczy. Sam też lubisz wiedzieć, w jaki sposób musisz zabezpieczyć się przed niespodziewanymi klątwami.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Park Świateł SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Czw 16 Lis 2017, 03:26
Przyglądała mu się, kiedy przeglądał jej starannie pospinane dokumenty. Sposób, w jaki segregował swoje notatki był taki sam jeszcze od czasów wczesnych studiów, bardzo przydatny w momencie przeszukiwania medycznych kartotek by znaleźć wytłumaczenie na chroniczne bóle w pięcie, które zaczęły się u pacjenta pięć lat temu. Jednak powoli unoszące się brwi Godunovej na widok, cóż, pierdolnika, jaki Anvari robi z jej starannej selekcji, świadczyły jedynie o tym, że niechybnie zbliżał się czas do zmiany swoich przyzwyczajeń. Ewidentnie był zainteresowany kopiami, o których sama doktor uważał za zbędne (ale wrzuciła do teczki tak na wszelki wypadek), ignorując zupełnie te, nad którymi zdążyła się spocić w podnieceniu, dumna z siebie, że odnalazła coś tak wartościowego. Nic jednak nie mówiła, bo jak dla niej pan handlarz mógł z tych papierów i origami kwiaty składać, spleść w wianek i wetknąć na swoją krótko ostrzyżoną głowę - cokolwiek mu było trzeba, do odnalezienia artefaktu. Powoli, już-już, zaczęła odpływać gdzieś w zakamarki swojej fantazji, składające z tych kilku głupich myśli obraz niebezpiecznego rozbójnika Yrjäny w kwiecistym wianku, gdzieś na osłonecznionej łące, wraz z panią doktor na piknikowym kocu. I te jego oczy jasne i ten dreszczyk emocji, niebezpieczeństwa…
Dopiero jego głos wyrwał ją z zamyślenia, w którym smutno pożegnała się z nigdy niemającą spełnić się wizją romantycznego lunchu na łonie natury. Pani doktor, pikniki na łące nie są stworzone dla ludzi takich jak pani, a już na pewno nie dla takich jak pani rozmówca.
- Mmm… Najszybciej jak się da. Widzi pan, pacjent mi umiera - bąknęła. Czy to już łamanie tajemnicy lekarskiej? Zamrugała, och, bo szukanie archaicznego artefaktu w celach terapeutycznych czy opracowywanie wątpliwej moralności sposobów na nieśmiertelność, to już tak prawe są poczynania, że łamanie tajemnicy lekarskiej jest rzeczywiście grzechem.
Chrząknęła jednak lekko, żeby dodać sobie animuszu i wyprostowała się (jakby wyprostowanie się jeszcze bardziej było w ogóle możliwe).
- Nie rozumiem. - Zmarszczyła brwi. Czy on sugerował, że zataiła przed nim jakieś informacje? Przez chwilę przeżuwała tę sugestię, próbując doszukać się w niej smaku logiki. Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że jej rozmówca był doświadczonym specjalistą (w końcu kosztował też niemało) i skoro pyta się, to znaczy, że pytać się należy, ale kto, na wszystkich bogów, próbowałby zataić jakieś informacje w kontekście poszukiwania zaginionego artefaktu sprzed tysięcy lat? Boże drogi, przecież taki Anvari mógł życie stracić, gdyby mu czegoś zdecydowała się nie zdradzić w swojej bezbrzeżnej głupocie.
Wydawało się, że się zamyśliła na chwilę, szukając w pamięci informacji, które mogła była wziąć pominąć w swoim obszernym raporcie, zmienionym notabene jego rękoma w chaotyczny stos papierzysk.
- Eee… Ostatnie materiały… Znaczy najpóźniej datowane teksty źródłowe wspominały o starożytnym Egipcie i bogini Bast? - bąknęła. W sumie to też napisała na którejś z trzymanych przez niego kartek, ale w chwili obecnej pewnie sama nie umiałaby tej informacji w kupce odnaleźć.  Przełknęła ślinę.
- To naprawdę ważne - powiedziała szczerze. Pewnie każdy klient mu tak mówił, ale ona próbowała uratować człowiekowi życie, to nie kaprys baby, coby jej znalazł przeklęty szmaragd do kolekcji fatalnej biżuterii.
Yrjänä Anvari
Yrjänä Anvari
Ambrolauri, Gruzja
34 lata
półkrwi
neutralny
organizator nielegalnych pojedynków i handlarz czarnomagicznymi przedmiotami
https://petersburg.forum.st/t836-yrjana-anvarihttps://petersburg.forum.st/t838-yrjana-anvari#2319https://petersburg.forum.st/t839-violence-in-the-air#2321https://petersburg.forum.st/t840-gnoj#2322

Pon 27 Lis 2017, 18:59
Mógłbyś mieć, Yrjä, trochę więcej serca albo serce (większe) w ogóle. Mógłbyś się bardziej przejąć tą deklaracją o umierającym pacjencie, przestać miętosić róg jednej z kartek, pewnie wycierając przy tym szalenie istotny fragment rylca lub słowo-klucz albo adres pani doktor, który gdzieś tam przypadkiem zawieruszył się w tej stercie papierzysk. Mógłbyś być bardziej ludzki; taki, jakim cię pamiętają baronowe o lisich twarzach, rumiane księżne, którym brak zahamowań, nestorowe piękne niczym porcelanowe lalki i równie delikatne. Pokiwałbyś ze zrozumieniem głową, zapewnił, że zrobisz wszystko, co w twojej mocy, by w takim wypadku jak najprędzej, w zębach nawet przynieść jej ten kawałek szpikulca, gdyby to cokolwiek miało zmienić. Zamiast tego kiwa się jedynie twoja noga, którą w zniecierpliwieniu wybijasz o czarną ziemię jednostajny rytm. Mów, mów, mów, mów, mów. Bo zawsze coś zostaje, jak zbyt duża ilość okruszków w dłoni, które sypać winno się za siebie, by bezpiecznie wrócić w miejsce rozpoczęcia wędrówki. Coś co nie powinno wyjść na światło dzienne, co zachować się chce dla siebie, by artefakt smakował jeszcze lepiej. By go we własnym odczuciu uświęcić, gdy przechodzić będzie z rąk do rąk, z każdym dotknięciem coraz bardziej podobny wszystkim innym przedmiotom codziennego użytku.
Ściągasz brwi na to jej niezrozumienie, głowę odwracając w drugą stronę, by na panią doktor nie patrzeć nawet, nie próbować sprawdzić, czy tylko ci ściemnia, czy faktycznie nie wie, o czym mówisz i czemu w ogóle takie okropne rzeczy insynuujesz. Wzrok zawieszasz więc na jednym z drzewek, prześlizgując się nim po tęczowych wzorach tworzonych przez szkiełka i trwasz tak chwilę, jakbyś oczekiwał, że spomiędzy szklanych listków wypełźnie zaraz epicrates cenchria bardziej barwny niż zazwyczaj i równie groźniejszy. Żadna to jednak magiczna arka Noego. Nie znajdziesz tu przyjaciół równie paskudnych co ty, nawet na nocnice nie masz co liczyć, bezpieczniejszego terenu na niezobowiązujące spacery i spotkania nie znajdzie się w całym Petersburgu. Bez niepotrzebnych uniesień, bez zaskakujących zwrotów akcji. Chyba załapałeś o co chodzi, bo z powrotem w stronę Godunovej odwracasz się już spokojniej, by przypadkiem od twoich gwałtownych ruchów serce jej nie stanęło. Chociaż mogłoby. Może kto inny za rylec dałby więcej niż ona.
- Ach tak. – Krótkie stwierdzenie, bo sam nie jesteś pewny, czy ważne jest to, by przedmiot trafił do niej prędko, czy chodzi o egipskie pochodzenie artefaktu. Bardziej skłaniasz się ku opcji drugiej, bo zwyczajnie jest ciekawsza i logiczniejsza, ale teraz wcale nie liczą się twoje prywatne preferencje. – To zmienia postać rzeczy i prawdopodobnie kierunek poszukiwań. Ale niech będzie. Pacjent z umieraniem niech się tydzień wstrzyma, potem najwyżej sama go zabijesz. Wedle uznania. – Ciebie też powinna. Zabić. Za ten brak szacunku i spoufalanie się; do takich ważnych kobiet nie wypada mówić bez tytułu. Ale przecież język ci uschnie, jakbyś zechciał przypadkiem dodać gdzieś pomiędzy tą swoją głupią gadką jakąś ładną panią. Od razu by się przyjemniej zrobiło i może jednak więcej byś się dowiedział. Ostatnio wyciąganie informacji idzie ci jak krew z nosa, a może wystarczyłoby wrócić do starych metod. – Dobrej nocy i spokojnych snów. Módl się do Sechmet, by nam plagi oszczędziła. – Pozbierawszy podarowane ci notatki w jeden, schludny stosik, chowasz je pod płaszczem. I jak się niepodziewanie zjawiłeś, równie niespodziewanie znikasz, bez żadnych innych pożegnań i dowidzeń. Na odchodne machają Saskii jedynie poły ciemnego materiału ciągnące się za tobą jak zaraza.

Saskia i Yrjänä z tematu
Sponsored content


Skocz do: