| |
|
|
Pią 03 Lut 2017, 15:57 | | Carska Restauracja Ekskluzywna restauracja wypełniona ciepłym blaskiem wielu magicznie zaklętych świec umieszczonych w bogato zdobionych kandelabrach i kinkietach. Wnętrze pełne przepychu i luksusu topi się w barwach carskiej czerwieni i złota. Nazwa restauracji wzięła się z faktu, iż ponoć część z misternie zdobionych elementów wystroju została podarowana lokalowi przez jednego z dawnych carów Rosji. Restauracja istnieje zarówno w świecie magicznym, jak i niemagicznym, stanowi aktualnie niepisany punkt graniczny, obłożona starożytnym zaklęciem maskującym, dzięki któremu nikt, kto pozbawiony jest zdolności, nie jest w stanie dostrzec w niej nic niezwykłego. Poza tym, że każdy jej element jest niezwykły, a sama w sobie robi wrażenie nawet na przechodniach mijających ją brzegiem chodnika. |
| |
Jekaterynburg, Rosja 29 lat błękitna za Starszyzną obrońca sądowy |
Pią 13 Paź 2017, 17:10 | | 06.05.1999 Ciężkie miesiące miały się skończyć. Rozwód ciągnął się tygodniami, Onegin mieszkał kątem u ojca, a tak naprawdę to spał po kanapach najbogatszych artystów w kraju. Ostatnimi czasy pił też więcej wódki niż jadł. Miał podkrążone oczy, zmęczony wzrok i smutne myśli. Artyści rozbawiali go swoimi sztuczkami, a czasami pogłębiali jego smutek. Gdzieś tam w tej całej szamotaninie zdarzeń był Aleksei, jego przyjaciel i powiernik. Ale nawet on nie wie o Leonie wszystkiego, chociaż wydaje się, że nie mieliby przed sobą tajemnic. Przeżyli przecież wszystkie przygody razem, był pierwszą osobą, którą Leon chciał wziąć na swój wieczór kawalerski. A mimo to, jakoś zapomniał powiedzieć mu o swoim największym sekrecie. Zaraz będzie zapewne pokutował z tego powodu. Tak czy siak, nie widział go od ponad dwóch tygodni, a taka rozłąka nie była dla nich typowa. Dlatego siedząc teraz w wygodnej kanapie i sącząc wino, zastanawiał się, czy aby przypadkiem go czymś nie obraził. Dlaczego go nie było? I nagle doznaje olśnienia, bo najwyraźniej wrócił do tego stanu upojenia alkoholowego, w który dowiedział się, że Alekseia Karamazova zaręczyli. Rodzice go zaręczyli, a on nic nie powiedział. Z Sorokiną, z przedstawicielką wrogiej dynastii. Albo po prostu z kobietą, której nie miałby ochoty świadkować na ślubie. Leon miał nadzieję, że Alekseiowi nie wpadnie do głowy takie coś, że to on będzie świadkiem na jego ślubie. Czy mógłby odmówić? Musiałby, ale czy tym samym nie zrobiłby jeszcze większego problemu pomiędzy rodami? A co jak kiedyś ich dzieci miałby się w sobie zakochać? Czy zgodziłby się na ślub z córką Sorokiny? Ależ oczywiście, że Leon by się na coś takiego nie zgodził. Dlatego odrzuca teraz wszelkie myśli i pije wino. Nagle ma atak, aż lęk go cały objął. Patrzy tępo w drzwi, które otwierają się i zamykają. Czy wytrzyma to spotkanie, czy może lepiej zmienić jego tok, opowiadając przyjacielowi największy z sekretów? Czy jego wina mówi, że nie będę w stanie uśmiechać się szczerze? Czy ta farsa zwana życiem musi taką być? Aleksei przychodzi, a emocje opadają. Jest dobrze. Piją wino. Zamawiają jedzenie. On wygląda na strapionego. A Leon postanawia zapytać: - Chodzi o tę, pożal się boże, Sorokinę? Twoją najmilszą? |
| |
Samara, Rosja 27 lat błękitna za Starszyzną właściciel Masquerade, aspirujący twórca zaklęć |
Pią 13 Paź 2017, 17:58 | | Nie sypiam. Nie jadam. Tylko piję. Piję, palę i przesiaduje w swej karmazynowej klatce, gdzieś na końcu korytarza drugiego piętra Masquerade. Siedzę tam sam lub z Antonem, wszystko zależy od tego, czy mój drogi przyjaciel znów nie daje jakiejś pannie, której imienia nawet nie stara się zapamiętać czy jednak pozwala swym uszom odpocząć od godzinnych jęków. Mnie nie cieszą już nawet tak prozaiczne rzeczy. Nie mam pojęcia, dlaczego wróciła i to w takiej postaci. Czy mogłem dostać od życia gorszy policzek? Czy to kara za wszelkie grzechy, jakich się dopuściłem? Nie, nie za wszystkie. Osąd zsumowania wszystkich moich przewinień byłby o wiele dotkliwszy - choć już teraz zdaję się ledwo nabierać powietrza w płuca. List, który zawierał zaproszenie na obiad a którego adresatem był nie kto inny jak mój wieloletni przyjaciel, był niemałym zaskoczeniem. Nie tylko ja bowiem skąpiłem swej obecności bliskim - Leon również zdawał się zniknąć z arystokratycznego parkietu. Czy i jego nawiedziły demony przeszłości? - Leonie - zwracam się do mężczyzny, a moje usta wyginają się w naturalnym, nie wymuszonym uśmiechu. Jest jedną z nielicznych osób, przy których nie muszę grać, choć i z tym ostatnio mam problemy, co doskonale pokazuję, unikając spotkania z Jasną. - Dobrze Cię widzieć - dodaję zaraz, zajmując miejsce na przeciwko niego. Kelner podchodzi, by nalać wina a ja mam kilka sekund, by przyjrzeć się Oneginowi. Jest jakby bledszy, szczuplejszy? Jego twarz zdobi zmęczenie. Czyżbym miał rację? Być może bogowie wzięli się za nas wszystkich. Kiwnąłem kelnerowi w geście podziękowania, za wino i jedzenie, lecz nim zdążyłem zetknąć swe usta z alkoholem, Leon - jak zwykle - zadaje dość bezpośrednie pytanie. - Widzę i tym razem, nie zamierzasz się bawić w zbędną wymianę uprzejmości - zauważam dość błyskotliwie i dziękuję Welesowi, że nie musimy najpierw przebrnąć przez żmudną rozmowę o sytuacji politycznej czy pogodzie. - Najmilszą moją, wybrał mi ojciec - przerywam, by posłać mu dość wymowne spojrzenie, przecież wie o tym doskonale. - Nie wiem co Ci w niej tak nie pasuje, nawet jej nie znasz - zastanawiam się na głos, wbijając widelec w kawałek mięsa spoczywającego na zdobnym talerzu. - Nieważne. Wiem do czego pijesz i nie, to nie ona wpędza mnie w ten obłęd. Jest wybranką mego ojca, nie moją - ostatnie zdanie wyrzucam z siebie bez większych emocji, bo i takich nie żywię w kierunku blondynki. Wydaje mi się chyba, że jeśli będę powtarzać na głos, że jest mi obojętna, pozostanie taką na zawsze a przecież już w tym momencie nią nie jest. Mam wyrzuty sumienia, że jedyne co potrafię z siebie wykrzesać to czekoladki i kilka splecionych z sobą wyrazów, pośpiesznie zapisanych na pergaminie. - Svetlana wróciła - mówię w końcu, choć wymowa jej imienia przyprawia mnie o zatrzymanie akcji serca. Ratuję się więc winem. Reszta wiadomości nie potrafi przejść mi przez gardło. Svetlana wróciła i jest dziwką, w moim burdelu.
Ostatnio zmieniony przez Aleksei Karamazov dnia Pon 16 Paź 2017, 10:22, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Jekaterynburg, Rosja 29 lat błękitna za Starszyzną obrońca sądowy |
Pią 13 Paź 2017, 20:43 | | - Nie jesteśmy podsłuchiwani i nie muszę? Chyba zaszedł ci za skórę panicz Sorokin. Nasz Nikolai więcej memle o polityce, niż się na niej zna. - Leon jako swoją ulubioną rozrywkę w takich sytuacjach uważa właśnie takie przytyki do znanych i mniej znanych zastępów ludzkich z kręgu elity. Na przykład taki brat Jasnej. Niby Sorokin, więc się może do niego pluć, że jest nudny i szary, ale jednocześnie niezwykle ciekawi go ta postać. Nie było im dane się przyjaźnić, bo kto to widział, żeby Sorokin i Onegin zawierali przyjaźnie. Ale z wiadomych tylko mu względów, wyrastał na diabła wcielonego. Tak czy siak, przez Alekseia mógł się nieco więcej o nim dowiedzieć. Na przykład, że jego przyjaciel też nie znosi starszego brata swojej narzeczonej, której, jak Karamazov dobrze zauważył, nie zna. Coś w tym rzeczywiście jest, że Leon przecież nie zna takiej Jasnej, jaką zna on czy cały Petersburg. - Wystarczy mi, że wiem, jakie ma nazwisko. Nikt z tej rodziny nie może być normalny, mój drogi Alekseiu, wydawało mi się, że ustaliliśmy to przy ostatniej wódeczce. - Onegin kręci głową i zastanawia się, czy umrze od papierosa. Podobno tak, tak powiedział mu uzdrowiciel. Zabronił palić i obiecał, że jeżeli się powstrzyma, to zwiększy szansę na poczęcie potomka. Cóż za absurd. Wdycha powietrze nieprzesiąknięte nikotyną i tak myśli, czy powinien przypomnieć Alekseiowi jak krzyczał pod oknem popa, jak wracaliśmy nocnymi ulicami i szukaliśmy marszrutek. - Sama świadomość, że mógłbyś zostać jej mężem… Ja bym od tego stracił wszelką ochotę na życie, jeśli mam być szczery - przekonuje się na głos i ma ochotę powtórzyć to jeszcze z pięć razy, żeby zaraz stało się prawdą. - Więc? - ponagla go i widzi, że usta mu się formują w jakieś imię. Oczy Leona zaczynają się delikatnie świecić, wreszcie jakaś interesująca wiadomość, nie to, co do tej pory przeżywał. - O, to ciekawe. Jak to się mówi: rychło w czas. I co, przywitaliście się tak, jak należy? - Uśmiecha się zblazowany. Leon ma na myśli to, czy razem się w łóżku przywitali, a on, że wszyscy inni się z nią tak zadają. |
| |
Samara, Rosja 27 lat błękitna za Starszyzną właściciel Masquerade, aspirujący twórca zaklęć |
Pon 16 Paź 2017, 10:54 | | Właściwie nie wiem, dlaczego w ogóle poruszam ten temat. Dlaczego mierzi mnie on tak ogromnie, że nie potrafię normalnie funkcjonować. Maska niewzruszonego arystokraty również nie trzyma się zbyt dobrze mojej twarzy, ujawniając nieco za dużo prawdziwego mnie. Powinienem spędzać czas z Jasną, zabierać ją na obiady i pokazywać wszystkim, jaką to uroczą i szczęśliwą parą jesteśmy, wpędzając inne swoje kobiety w obłęd. Zamiast tego przytulam kolejną butelkę ognistej ciaśniej niż zazwyczaj i gdzieś pomiędzy jednym a drugim zaciągnięciem się papierosem, dywaguję z Antonem na temat poetyckiej śmierci. Tym jestem tak zajęty. To są moje obowiązki, moja droga, przyszła żono. - Wierz mi, że są sytuacje, które znacznie bardziej odbierają chęci do życia - odpowiadam, przytykając do ust kryształowy kieliszek. Po tak dramatycznym wstępie, mój przyjaciel już pewnie przepuszcza, że reszta historii, którą go zaraz uraczę, nie kończy się tak, jak to sobie wyobrażał. Chwilę to trwa, nim znajduję w głowie odpowiednie słowa, w które mogę ubrać całą zaistniałą sytuację. - Ona jest dziwką, Leonie - wyrzucam w końcu z siebie, dopijając nieelegancko resztkę wina. Wychodzi na to, że nie umiem ubrać tego w żadne inne słowa, niż te które jasno określają zaistniałą sytuację. - Nie mam pojęcia, jak to się stało, że trafiła akurat do mnie - mówię nieco rozpaczliwie, wbijając swoje spojrzenie w przyjaciela. - Wyobrażasz sobie moje zdziwienie, kiedy po ściągnięciu maski, widzę przed sobą kobietę, która przysporzyła mi tyle problemów? A teraz znajduje się tu, u mnie i każdy ją może mieć, każdy! - wyrzucam z siebie niemal jednym tchem. Pamiętam jednak, że nie siedzę ani w swoim gabinecie, ani w gabinecie Leona, to też nie krzyczę jeszcze na całą restaurację a cedzę przez zęby każde słowo, pilnując, by żadne z nich nie przekroczyło głośności szeptu. Nie umiem zrozumieć, jak do tego doszło. Jakim cudem moja ukochana, niewinna i pełna wdzięku dziewczyna, została kurwą i to w moim burdelu! - Przecież to jakiś okrutny żart losu! - dodaję już nieco głośnie, gestem ręki przywołując kelnera, by napełnił nasze kieliszki rubinowym trunkiem. Nie wiem w sumie, jak inaczej nazwać to, co się właśnie stało. |
| |
Irkuck, Rosja 24 lata błękitna za Starszyzną klątwołamacz, specjalizacja: magia rytualna |
Pon 16 Paź 2017, 21:02 | | To było skromne przyjęcie, na tyle skromne na ile może być kolacja w Carskiej. Można się posilić nawet na słowa „zlot absolwentów”, bo przecież spotkała się z kilkorgiem znajomych z Koldovstoretz na przemiłą kolację pełną śmiechów i musującego białego wina. Trudno było jej się śmiać, wciąż dławiła ją niewypowiedziana rozpacz po stracie Tomasa, ale obiecała rodzicom, obiecała sobie i pięknej marmurowej płycie nagrobnej brata, że nie ugnie się pod tym ciężarem i żyć będzie dalej dumnie i jadowicie, tak jak robiła to pod jego czujnym okiem. Wyglądała więc bardzo w sorokinowym stylu, opatulona etolą o długim, białym włosiu, w skórzanych spodniach i kubraku, ze zdobionym kordem u pasa. Sorokinowe kobiety bezpardonowo łamały konwenanse dam ubranych w lejące się suknie, które to zostawiały jedynie na wyjątkowe okazje, czyniąc je jeszcze bardziej specjalnymi. Długie jasne włosy opadały w luźnym warkoczu po jednej stronie twarzy osłaniając drobny alkoholowy rumieniec wpełzający na jej twarz. Wypiła śmiało kilka kieliszków wina, a później jeszcze kilka licząc na to, by nikt z towarzystwa nie nazwał tego nadużyciem. Szczebiotała i chichotała przy tym jak najęta wiedząc, że rola jaką zgrywała całe życie wystarczyła jako usprawiedliwienie i odwrócenie uwagi. Jakie było jej zdziwienie, kiedy wspinając się po schodach z dolnego poziomu, kiwając lekko w rytm pięknej melodii przygrywanej przez zespół na podwyższeniu w głębi sali, zauważyła swojego tak strasznie zapracowanego przyszłego, zdawać by się mogło, małżonka, w towarzystwie, od którego skręcały się jej kiszki. Zrobiła kilka ostrożnych kroków między stolikami rozważając, czy roztropnym byłoby przyłączenie się do tej kolacji, otępiony alkoholem rozum jednak uległ presji sytuacji i z cicha pękł niemalże jak kot zakradła się do ich stolika. Wychwyciła tylko kilka słów, co uczyniło tę sytuację w moment tragikomedią. A teraz znajduje się tu, u mnie i każdy ją może mieć, każdy! Przecież to jakiś okrutny żart losu!Zimna bryła wpadła jej do żołądka odbierając wszelką ochotę na gierki, która jeszcze chwilę temu błąkała się jej po głowie kiedy miała pomysł, by przestraszyć Aleksa w sposób bardzo infantylny ale jaki jaszkowy zarazem. Te dwa zdania jednak wyzuły ją z wszelkiej ekscytacji, zatrzymała się za Karamazowem i położyła dłonie na jego ramionach, wpatrując się pozbawioną wyrazu twarzą w Leona Onegina. - Dobry wieczór. |
| |
Jekaterynburg, Rosja 29 lat błękitna za Starszyzną obrońca sądowy |
Wto 17 Paź 2017, 00:04 | | Właściwie okazuje się, że wszystko można sprowadzić do alkoholu. Związek Leona z każdą kobietą kończył się butelką, a jego przyjaciel rozpoczyna jeden ze związków od butelki. Są samo słabi, więc co za różnica, który z nich będzie z Jasną. Jak dla niego to nawet lepiej, że będzie z nią ktoś, kogo osobiście tolerujei nawet bardzo lubi. Bo może będzie mógł ją oglądać czasami na proszonych obiadach. Albo zostanie zaproszony na ślub i będzie mógł zobaczyć ją w białej sukni. Marzenie. I koszmar. Niech usłyszy jeszcze jedno słowo o tej wariatce, to wyzeruje drinka i poprosi o butelkę whisky. Wszystko sprowadza się do alkoholu. I do kobiet. - Czekaj, jak to? - Nie chce dowierzać w to, co usłyszał. Niby jej nigdy nie poznał, ale przecież słyszał o niej same superlatywy. A Aleksei utrzymywał, że nawet nie doszli do trzeciej bazy, więc podejrzewał, że ona nawet nie istnieje. Ale skoro nie istniała, to przez kogo Karamazov miałby taki humor? Ona musiała istnieć. A skoro tak… - Czekaj, Aleksei, czy to w ogóle możliwe, że ktoś z nas ją… No wiesz? - Może w złym momencie to mówi, bo widzi jak Aleksei patrzy i jaki ból mu zadaje, więc się wycofuje z tego przypuszczenia. Czasem przecież przychodzi tam Leon z kolegami kochanymi, by się tam upodlić. Aleksei zazwyczaj mówi, że na jego koszt wszystko, ale i tak zostawiają mu pieniądze, żeby opłacił dziewczynom. Czy to możliwe, że kiedy tam byli, to ktoś natrafił z nich na jego wybrankę? Nikt jej do dziś nie poznał, mogli nawet o tym nie wiedzieć. Sam Leon osobiście nie korzysta zbyt często z usług pań, bo w gruncie rzeczy to go obrzydza, chociaż po rozwodzie to to był tam kilka razy, ale za każdym razem miał ogromne wyrzuty sumienia. A teraz pogłębiają mu się, kiedy pomyślę, że mogło być tak, że na przykład to on ją tknął. Teraz mógłby dostać tytuł najgorszego przyjaciela pod słońcem. Jasna właśnie weszła do restauracji, a on zdążył jedynie unieść spojrzenie, ale nie potrafił powstrzymać przyjaciela przed mówieniem. Ma nadzieję, że Sorokina, ta wiedźma, ta żmija, ta modliszka, ta najgorsza, że pomyślała sobie, że to o niej były te ostatnie słowa. Uśmiecha się najsztuczniej jak umie, czyli wcale tego nie robi, tylko odpowiada i wstaje, żeby sobie zasiadła na fotelu obok swojego narzeczonego. - Dobry wieczór. Widzę, że gołąbeczki już w komplecie. - Chciałby, żeby żałość jadu jego tonu przewiercił się przez czaszkę Sorokiny, niech wie, że nie jest tutaj mile widziana. A w każdym razie, na pewno nie przeze niego. Leon jednak jest bardzo uprzejmy, bo tak go wychowano, dlatego podstawia sobie inny fotel i poprawia marynarkę nim usiądzie. - Trafiłaś akurat, droga panno Sorokino, na spotkanie dżentelmenów, więc wybacz, proszę, jeżeli zaraz zaśniemy z pijaństwa. Z uprzejmości spytam, czy może reflektujesz? - Pokazuje butelkę, modląc się, by powiedziała, że zaraz wraca do domu. |
| |
Samara, Rosja 27 lat błękitna za Starszyzną właściciel Masquerade, aspirujący twórca zaklęć |
Sro 18 Paź 2017, 13:19 | | Zaciskam usta w wąską linię, wzrok swój wbijam zaś w podnoszący się poziom wina w kryształowym basenie. Nie mogę. Nie chcę słuchać tego, co mówi do mnie Leon. Podnoszę więc wzrok swój i umieszczam go na nim. Może nieco zbyt gniewny, zbyt przepełniony bólem ale nie mogę nic poradzić, że skręca mnie na myśl, że ktoś mógłby położyć na niej swoją rękę. Nawet mój przyjaciel. A może tym bardziej? On zaś zdaje się czytać z mojej twarzy jak z nut, bowiem natychmiast zaprzestaje swych rozmyśleń. - Nawet nie chcę o tym myśleć - mówię, zaciskając swe palce na cienkiej nóżce od kieliszka. Nie chcę, ale już myślę. Znowu. Przecież myśl ta nawiedza mnie od pamiętnej nocy, kiedy spod maski kurwy, wyłoniła się twarz mojej jedynej miłości. Kobiety, dla której byłem gotów rzucić wszystko i wyrzec się własnych ideałów. Za którą pognałbym na koniec świata a która tak podle mną wzgardziła. Zastanawiam się więc jak to, co wypływa z ust Onegina jest bliskie prawdy. Który z moich bliskich kolegów, przyjaciół, znajomych czy rodziny, zdołał już zakosztować słodkich ust Svetlany, jej czułego dotyku i chyba robi mi się niedobrze. W jednej chwili, ból i rozpacz, zamienia się w gniew i obrzydzenie. Nie pierwszy raz jednak, nie pierwszy i nie ostatni. Od dobrych kilku dni balansuję pomiędzy pomiędzy skrajnymi uczuciami, jakie żywię i jakie wzbudza we mnie ta konkretna kobieta. Dobry wieczór.Zamieram. Znam ten głos aż za dobrze. Jej dotyk również nie jest mi obcy. Podnoszę się powoli, nie spuszczając wzroku z Leona, który zdaje się być zaskoczony obecnością Jasny tak samo, jak ja. W głowie odtwarzam każde słowo, jakie padło z moich ust w ostatnich minutach. Od jak dawna tu stoi? Słyszała naszą rozmowę? Całą, czy może jedynie urywek? Zastanawiam się ile powiedziałem. Na ile - jeśli udało jej się usłyszeć choć jedno zdanie - zrozumiała to, co mówię. - Jasno - mówię, odwracając się w jej kierunku a usta wyginają się w wyuczonym, uprzejmym uśmiechu. Skłaniam się nisko, wcześniej ujmując jej dłoń w swoja, by w arystokratycznym zwyczaju, musnąć jej czubek ustami. Mam ochotę zabić Leona za propozycję, jaką wysuwa w kierunku mojej przyszłej żony. Powstrzymuje mnie jedynie świadomość, że robi to z czystej grzeczności a nie chęci dokończenia tematu w towarzystwie panny Sorokiny. - Nie słuchaj proszę Leona, ma tendencje do wyolbrzymiania - komentuje słowa przyjaciela, posyłając mu nieco jadowity uśmiech. Znów gram, naciągam na twarz maskę idealnego arystokraty. O dziwo, przychodzi mi to bezproblemowo i już po chwili, lawiruję pomiędzy wystudiowanymi gestami, uśmiechami czy słowami. - Zechcesz do nas dołączyć? - pytam, choć znam już odpowiedź. Zajęłaby miejsce przy stole bez względu na to, czy słyszała naszą rozmowę czy też nie. Właśnie takie zachowanie odróżnia ją od tych wszystkich, bezbarwnych arystokratek na których chętnie zawieszam wzrok, lecz nie myśli. Wiem, że słyszałaś naszą rozmowę Jasno, widzę to w Twoich oczach. Pozwól mi jednak w spokoju dokończyć butelkę wina, na tłumaczenia przyjdzie czas później. |
| |
Irkuck, Rosja 24 lata błękitna za Starszyzną klątwołamacz, specjalizacja: magia rytualna |
Sro 18 Paź 2017, 16:03 | | Od czasu śmierci Tomasa Sorokina ma trzy stany emocjonalne, proste jak budowa cepa. Dobry, zły i ten, którego nie powinieneś chcieć widzieć. Z twarzą pozbawioną wszelkiego życia jak u marmurowej figury pozwala się ucałować w dłoń obchodzi powoli zaoferowane krzesło przeciągając powoli palcami po grzbietach oparć. Pusty wzrok nie zawiesza się na niczym konkretnym, jakby w głowie planowała właśnie jak zrujnować im ten wieczór, jak ich wypatroszyć i od którego zacząć. Siadając sięga po wskazaną przez Onegina butelkę. - Leonie. Dziękuję, skorzystam - mówi pustym głosem jakby trochę nieobecna, nalewa sobie hojnie do szklanki stojącej bliżej niej (w kocu były tylko dwie, a którejś musiała użyć) po czym siada elegancko na poduchę zwracając twarz w kierunku Aleksieja. Na kogo wypadło na tego bęc. Powoli, patrząc mu prosto w oczy, wypija do dna całą awartość szklanki i zaraz tego żałuje, już i tak była wstawiona, nic to jednak, maszyna ruszyła, tryby w głowie zaczęły się kręcić, a wiecznie w letargu żmija mieszkająca pod jej sercem przebudziła się wgryzając w centralny mięsień i pompując toksyczne dawki jadu. - Udało Ci się wyrwać z pracy? - zagaduje najbardziej neutralnym tonem na jaki ją stać i próbuje uśmiechnąć się uprzejmie, jednak jej kąciki jedynie drżą chwilę nieznacznie jakby był to nadludzki wysiłek i pozostają w bezruchu. Udało się wymknąć na chwilę z nawału obowiązków, Aleksiej? - mówi jej spojrzenie. By spotkać się z tym padalcem Oneginem w którego kierunku nawet patrzeć nie chcę, ale nie na tyle długą, by swojej przyszłej żonie złożyć wizyte? Opiera się w fotelu przenosząc pusty wzrok na Leona i kiwając mu lekko głową w dość przypadkowym, niezrozumiałym geście, jakby mu przytaknęła. Bo przytaknęła. Własnym myślom przyznając "Tak, dalej mnie uwiera. Jak drzazga pod paznokciem, jak cierń w otwartej ranie, widze jego palące spojrzenie i chce mi się rzygać", zwala to jednak na alkohol a'propo którego ostrożnie odstawia szklankę na stół i chrząka lekko, zakładając nogę na nogę i splatając palce na kolanie. Maszyna przetwarzała informacje, przetwarzała fakt niewyobrażalnego poczucia zdrady, sprowokowanego faktem, że Aleksei wybrał spotkanie z tym koszmarnym Leonem ponad spotkanie z nią. Oliwy do ognia dorzucała garstka zagadkowych słów, które udało się jej usłyszeć, a które podświadomość przekręcała i rozciągała w sposób szalony, by dopasować do zaistniałej sytuacji. Od dawna podejrzewała, że zachowanie Aleksa jest reakcją na zaręczyny, nie spodziewała się jednak, że będzie dla niego takim koszmarem, że będzie wolał upijać się z Oneginem niż spędzić choćby z głupiej powinności czas z nią. I każdy może ją mieć? Każdy? - Co za okrutny żart losu. - powtarza z nieobecną miną bardziej do siebie niż do nich, kiwając lekko głową. Cóż, alkohol w końcu zrobił swoje wprowadzając do mózgu kod na program zwany "Ten trzeci stan emocjonalny". Oblizała usta i ...nic. |
| |
Jekaterynburg, Rosja 29 lat błękitna za Starszyzną obrońca sądowy |
Czw 19 Paź 2017, 00:42 | | - To teraz przynajmniej nie musisz mieć wyrzutów sumienia, że bierzesz ślub z inną - dodaje i wzrusza ramionami, po czym patrzę jak ta inna się pojawia w naszym gronie. I jak nie zaszczyca mnie ani cząstką spojrzenia, kiedy ja wodzę za nią wzrokiem jakby była kiełbasą dla psa. Bierze moją szklankę zaraz po tym jak uznała, że jednak zostanie i się uraczy. Odchylam się w fotelu. Ciężko, na prawdę ciężko. Dowiedzieć się, że ktoś kogo się kocha kłamał. Mogę się w tym momencie absolutnie utożsamić z tym co czuje Aleksej, szkoda tylko, że nie mogę mu powiedzieć dlaczego. Nie czuję już jednak żadnej potrzeby uzewnętrznienia się, wolę siedzieć w mojej skorupie i nie zdradzać największego sekretu jaki mam. - Powolutku Sorokina, bo stracimy do Ciebie szacunek - upominam ją, kiedy tak wlewa w siebie wino czy co my tam pijemy. Tak naprawdę to jako Onegin nie muszę mieć do niej ani krzty szacunku, ale skoro jest kobietą to mogę mieć odrobinę. Mam mniej i niechbym wyszedł na buca, ale nie umiem się zdobyć na nic dobrego, kiedy od roku gdziekolwiek się nie widzimy to tylko takim tonem potrafimy ze sobą rozmawiać. Unoszę rękę, żeby przywołać kogoś, kto przyniósł mi kolejny kieliszek i doganiam Sorokinę w nalewaniu sobie. - Nie żebym był ciekawski, ale chyba nieczęsto tu bywasz - bo jeżeli bywa, to muszę zaraz wykreślić to miejsce z mapy ulubionych. Jak dobrze, że nasze romanse były w dużej mierze zagraniczne, przynajmniej nie przewraca mi się w żołądku, kiedy mijam jakiś budynek. Ale niestety są i takie na mapie Petersburga, na przykład Ermitaż pod którym raz założyłem jej włosy za ucho i szepnąłem coś w sekrecie. Dziś nie mogę iść tamtędy, aby wspomnienie tamtego dnia znów mnie nie rzuciło na kolana. - Tak naprawdę jesteśmy w pracy. Karamazov pyta się najlepszego mecenasa w mieście jakie są warunki intercyzy - odpowiadam z nieukrywaną satysfakcją, że udało mi się taką kąśliwą uwagę powiedzieć w końcu siostrzyczce Ednara. Pewnie i tak mój przyjaciel wszystko zniszczy, bo się bedzie podlizywał narzeczonej, ale przynajmniej ja nie muszę. Gołąbeczki, gołąbeczki. Zatapiam się w fotel i kalkuluje. Jak często się widują, jak długo już ze sobą spędzili, ile godzin dokładnie, czy Aleksej też po kwadransie uznał, że mógłby się z nią ożenić? Czy może jak już wie, że i tak to się zdarzy, to zauważa po kwadransie inne rzeczy. Na przykład, że ma nad czołem loka, który zachwyca swoim kształtem. A potem uznaje, że nic z tego już mnie nie interesuje, a najchętniej to bym wymazał to z pamięci. Ale pamięć często płata figle. Żarty żartami, a ja tu zaraz UMRĘ, już mi serce kołocze tak, że chyba będę miał zawał. - Lepiej tak, niż gdyby pogrzeb odbył się tydzień przed ślubem. Już lepiej tydzień przed zaręczynami. Coś pozytywnego, coś smutnego..- wnioskuję, że to o taki żart okrutny chodzi Jasnej, ale jakimś echem odbijają mi się te słowa i patrzę na Aleksego, który wypowiedział je przed chwilą. I niczym czkawka są te rzeczy, a wszyscy siedzimy tacy struci. Czuję się w obowiązku wygonienia Sorokiny więc pędzę zadawać niewygodne dla niej pytania. Macham ręką. - A proszę, wybraliście już imiona dla dzieci? |
| |
Samara, Rosja 27 lat błękitna za Starszyzną właściciel Masquerade, aspirujący twórca zaklęć |
Pią 20 Paź 2017, 11:37 | | Ignorancja - podobno jedna z lepszych broni, jaka istnieje. Nic tak bowiem nie wykańcza człowieka, jak świadomość tego, że ktoś celowo unika naszego spojrzenia, odpowiedzi na pytanie czy spotkania w cztery oczy, zachowując się przy tym tak, jakby zupełnie nie zależało im na naszej osobie. Czy właśnie nią dysponujesz tego wieczoru Jasno? Tą samą, z której jeszcze przed chwilą sam mierzyłem w Twoim kierunku? Jeśli nie, dlaczego więc nie odpowiadasz na moje pytania. Zajmuję miejsce przy stole ponownie, zaraz po tym, jak moja szanowna narzeczona - ku kompletnemu braku zdziwienia ze strony mojej czy Leona - postanawia dotrzymać nam towarzystwa, siadając na krześle, które jeszcze przed chwilą należało do mojego przyjaciela. Jestem niemal przekonany, że Jasna słyszała więcej, niż jedno zdanie z całej naszej konwersacji, świadczy o tym jej zachowanie. Poddaję się więc i sięgam w stronę szkła, by wlać w siebie jeszcze trochę rubinowego trunku. To będzie ciężki wieczór, cięższy niż przepuszczałem. Sorokina jasno daje mi to do zrozumienia, gdy już po chwili świdruje mnie spojrzeniem, ostentacyjnie opróżniając przy tym kieliszek wina. Wzdycham ciężko, samemu odkładając swój na stolik - który w przeciwieństwie do tego należącego do Jasny, posiada jeszcze swoją zawartość. - Myślę, że dość już dziś wypiłaś Jasno - mówię beznamiętnie, odsuwając od niej szkło na bezpieczną odległość, czyli taką, na którą nie sięgną jej smukłe palce. - Zamówię Ci wodę, dobrze? - pytam, choć nie czekam na jej odpowiedź. Kiwam w stronę kelnera a ten już po chwili, zmierza ku nam, by przyjąć moje dość nietypowe zamówienie. Nie wiem co takiego jeszcze trzyma mnie w ryzach i nie pozwala wydać krytycznego osądu, nad zachowaniem Sorokiny. Fakt, że czuję wyrzuty sumienia, za traktowanie jej w ten sposób, czy myśl, że niedawno złożyła w ziemi swego brata. Nieważne. Nie zamierzam dać się wciągnąć w jej gierki. Nie teraz, nie tu. Nie, kiedy nasze myśli dyktowane są stanem upojenia - choć mnie wyjątkowo dziś do niego daleko. Słowa Leona przywołują na me usta delikatny uśmiech, który szybko jednak kryję pod kilkoma kaszlnięciami. Posyłam mu znaczące spojrzenie, w duszy dziękując, że to właśnie on siedzi na przeciwko mnie a nikt inny. - Moja droga, Leon nie tylko jest moim przyjacielem ale też tak jak mówi, jednym z najlepszych mecenasów w Petersburgu. Na szczęście, omawianie takich czy innych tematów, nie potrzebuje towarzystwa gabinetu i możemy je przenieść w przyjemniejsze miejsce, jakim niewątpliwie jest Carska Restauracja - odpowiadam spokojnie, wbijając w nią spojrzenie błękitnych tęczówek. Za małe masz ząbki a ja za twardą skórę, żeby móc ukąsić Jasno.Jej słowa jednak sprawiają, że przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz, kwituję je jednak jedynie lekkim uśmiechem, skupiając się na słowach przyjaciela. O czym on w ogóle mówi? Ściągam brwi, pomiędzy którymi pojawia się dość spora zmarszczka. Czy na pewno powinniśmy poruszać tak delikatny temat? - To chyba niezbyt odpowiedni temat na dzisiejszy wieczór - zaczynam ostrożnie, posyłając Leonowi pytające spojrzenie, które zaraz jednak przeskakuje na twarz mej narzeczonej. Boję się, że zaraz wybuchnie. Płaczem, krzykiem, złością, powytyka nam wszelkie przewinienia i wyjdzie a ja będę musiał za nią gnać jak szaleniec. Szczerze wolałbym tego uniknąć, ostatnio wypalam tyle papierosów, że moja kondycja jest żadna. Mógłbym więc dobiec za nią najwyżej do drzwi wyjściowych a później paść z niedostarczenia odpowiedniej ilości powietrza do płuc. Leon jednak chyba bawi się wyśmienicie, bo już po chwili zadaje kolejne, niezręczne pytanie. Moją odpowiedzią jest kieliszek. Nie mamy ustalonej daty ślubu a on pyta o imiona dzieci. Na Welesa Leon, chcesz się pozbyć stąd jej czy mnie? |
| |
Irkuck, Rosja 24 lata błękitna za Starszyzną klątwołamacz, specjalizacja: magia rytualna |
Pią 20 Paź 2017, 12:09 | | Na dźwięk głosu Leona lodowa bryła, która wpadła jej do brzucha na początku tego nieszczęsnego spotkania przewróciła się nieprzyjemnie. Ten ton, ten jad, zamknęła oczy, biorąc powolny wdech. Oszust, kłamca, bawidamek, tak dać się omotać przez niego, tak się zabawić jej kosztem, a teraz siedzieć tu jak pan i udawać niewinnego. Powoli pochyliła się do przodu i położyła dłoń na dłoni Onegina, spoczywającej na podłokietniku. - Mówisz, jakbyś kiedykolwiek wcześniej jakikolwiek szacunek mi okazywał - mówi, po czym uśmiecha się, rozwierając powieki i patrząc mu prosto w oczy. Miała ochotę wstać, chwycić jeden z kieliszków i rozbiwszy go o jego głowę wydłubać mu oczy. Powoli, jedno za drugim, a później oprawić w srebro i nosić jak najsłodszą pamiątkę największego nieszczęścia. - Nieczęsto - dodaje po krótkiej chwili. - Intercyza? - Co to za absurdalny powód spotkania. Postanowiwszy zignorować Onegina w obawie przed kompletnym rozstrojeniem, rozciągnęła usta w uśmiechu tak słodkim, że Aleksei powinien zbadać krzywe cukrowe, bo mógł na sam widok dostać cukrzycy. - Jeśli rzeczywiście potrzeba ci porad prawnych, powinieneś skontaktować się bezpośrednio z Endarem, a nie jakimś byle jakim, aspirującym do poważnych spraw prawniczkiem. Wzrok ma jednak pusty, a minę nieodgadnioną. Opuszki palców wystukują rytm o podłokietnik, kiedy powoli oblizywała usta, jakby… na coś czekała? Coś… planowała? Gdy kelner przyniósł zamówioną wodę, skinęła mu uprzejmie głową, dziękując za szklankę. Jak szybko można zmienić ton, rozmawiając z kimś neutralnym. - Skarbie, dziękuję za troskę - mówi słodko. - Myślałam, że masz mnie już zupełnie w głębokim poważaniu. - Jasna westchnęła smutno, popijając wodę. - A jednak nie! Myślę, że twój ojciec byłby dumny, widząc twoją dobroć i hojność. - Kiwa głową z uśmiechem. - Szklanka wody. Mało kto by tak o mnie zadbał.Mało kto zadbałby o nią tak mizernie. A ten tu ma być jej mężem. Gdyby wiedziała, jak hojnie traktuje swojego najlepszego przyjaciela, jakim zainteresowaniem obdarowuje kobiety w swoim miejscu pracy, gdyby postawiła się na skali koło nich wszystkich pewnie z żalu pękłoby jej serce. W obecnej jednak sytuacji, mając za doradcę najzdradliwszego z przyjaciół - alkohol, mogła jedynie zgadywać. Dlaczego. Pytanie, które kołacze jej się w głowie od dnia zaręczyn. Dlaczego, Aleksei? Onegin znów otwiera pysk swój kłamliwy i resztki spokoju, jakie jej się udało skompletować, rozbiegają się w popłochu. Słodki rumieniec widoczny na policzkach jeszcze chwilę temu spełza z twarzy zastąpiony bladością. Jak on śmie w ogóle wspominać pogrzeb Tomas. I te pożal się boże kondolencje, które próbował jej wtedy składać - a teraz? - Bezczelny - warknęła, tracąc całą słodycz. - Aleksei, słońce. - Podniosła dłoń, patrząc na Leona morderczym wzrokiem. - Powiedz swojemu, pożal się boże prawnikowi, by wyszedł. Obraża mnie sama jego obecność. Z przykrością stwierdzam, że Oneginowie są jednak pozbawionymi ogłady prostakami.
Ostatnio zmieniony przez Jasna Sorokina dnia Pią 20 Paź 2017, 14:16, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Jekaterynburg, Rosja 29 lat błękitna za Starszyzną obrońca sądowy |
Pią 20 Paź 2017, 13:54 | | Tylko tak naprawdę, czy ta ignorancja nie jest właśnie zarazem najgorszym ze sposobów? Bo gdyby nam na kimś nie zależało, to czym jest to wymienienie kilku zdań? Niczym z czym moglibyśmy sobie nie poradzić. A kiedy na kimś nam zależy, to wydaje się, że ignorowanie go będzie świetnym pomysłem. Tylko, że nie jest zbyt pomysłowe, ani nawet odrobinę przebiegłe. A Leon jest bardzo przebiegły, dlatego obraża się, pluje jadem i oczekuje, że po którymś słowie Jasna się rozpłacze i usunie w cień. Jakby jej nie znał i nie wiedział, że odpowie na każdą zaczepkę. Cmoka z niezadowoleniem i zabiera rękę niczym oparzony, kiedy tylko i ona zabiera swoją. Wcześniej nie mógł tego zrobić, wszak wszystko go sparaliżowało, gdyż wreszcie pojął, że są jakby na wojnie. A wtedy można wszystko. - Dziwisz się? - odpowiadam obrażony, to wszystko jest jej i tylko jej winą, ja nic złego nie zrobiłem. A teraz ma baba placek, na całe życie ustawionego kogoś kogo dotąd nie znała i niech im się wiedzie, bo dlaczegoby i nie, ale niech ma w sobie przynajmniej tyle uprzejmości i nie zatruwa mi istnienia. W sumie to mogłaby mi te oczy wydłubać, przynajmniej nie musiałbym ja to patrzeć. Na to jak Aleksei będzie się w niej zakochiwać, jak odrzuci wszystkie swoje dotychczasowe przyzwyczajenia, założy kapcie, spłodzi dzieci i przyniesie na mój pogrzeb wielki wieniec kwiatów, powie kilka słów, a tak naprawdę to nie bedziemy się widzieli w ostatnim dziesięcioleciu życia ani raz. Mimo, że tak jakby rozumiemy się bez słów. Cieszę się, że podłapuje mój pomysł. Już świętowałem w głowie, kiedy usłyszałem to urwane pytanie o słowo, które każdą kobietę tak ogromnym przerażeniem owija. Intercyza, tak słonko. Kiedyś nic nie chciałaś mieć, a teraz boisz się, że nie starczy ci pierścionków na każdy z dziesięciu palców. I dodałem to do listy jej grzechów, ale okazało się, że to nie wyszystko. Muszę dodać jeszcze to, że niszczy ostatni mój bastion, bo przecież skoro straciłem i szacunek i miłości i żonę i rodzinę, to mam tylko pracę. A i tego nie mam. Więc wrócędo kopania diamentów, będę się tymi kamieniami obkładał, będę sobie z nich robił zęby i maseczki nieśmiertelności. Udaje, że nie jestem obrażony, ale wcale mi nie wychodzi, kiedy mówię lekko złamanym przez wkurzenie głosem: - Na pewno zlecę Endarowi jakieś zadania, żebyś nie czuła, że twój brat nic nie robi. Ale dla takich przyjaciół jak Karamazov jestem gotowy poświęcić swój czas, zasługuje na najlepsze. - I po wypowiedzeniu tych słów stara się wymyślić powód, dla którego musi już zniknąć, mimo że zamówili kolejną butelkę. Wyłącza się z rozmowy i patrzy w swoją szklankę, za siebie, a potem gdzieś w okno. Którędy wiedzie jego droga ucieczki? Nagle Jasna się oburza i sugeruje, że powinien wyjść. Och, poproszę. - Trafiła ci się, przyjacielu, prawdziwa diwa - mówi na to jej wybuchanie i bierze kolejną szklankę, po czym spogląda na Alekseia, który jest pomiędzy młotem a kowadłem i już wie, że nie powtórzy spotkania w trójeczkę. Przychyla się i obejmuje przyjaciela na do widzenia i mówi mu do ucha, ale tak, żeby słyszała Jasna to słyszała: - Bardzo współczuję, przed tobą cała wieczność z nieokrzesaną Sorokiną. Ale może jak poprosisz, to dadzą ci zamiast tej, tą starszą, jest ładniejsza. - Poklepuje przyjaciela po pleckach i zionąc alkoholem bardziej niż zwykle, a mniej będąc dżentelmenem niż zwykle, postanawia: - Na mnie już czas, zrobiło się tu bardzo nieprzyjemnie, zostawiam cię z tym bagnem. |
| |
Samara, Rosja 27 lat błękitna za Starszyzną właściciel Masquerade, aspirujący twórca zaklęć |
Sob 21 Paź 2017, 12:38 | | Sięgam do wewnętrznej kieszeni marynarki, by wydobyć z niej srebrne puzderko, na którym w blasku żyrandola, połyskują moje rubinowe inicjały. Wydłubuję z jego wnętrza jeden z papierosów, wkładam pomiędzy wargi, wolną ręką sięgając po zapalniczkę, pozostawioną już wcześniej na stole. Zaciągam się porządnie, odkładając papierośnicę wraz z ogniem na stolik i obserwuję, jak Jasna z Leonem skaczą sobie do gardeł. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie powinienem interweniować, ale zaraz potem odganiam od siebie myśl niczym natrętną muchę. Każdy człowiek ma w sobie pokłady cierpliwości, które jak wszystko, są ograniczone. Mnie Weles obdarował nią dość skromnie, to też dzisiejszego wieczoru - biorąc pod uwagę wydarzenia minionych dni - nierozważnym było liczenie na jej pokłady, które zostały pokaźnie uszczuplone. Wdech, wydech. Kłąb dymu opuszcza moje płuca, barwiąc powietrze na kolor, który odpowiednio określał stan atmosfery przy naszym stoliku. Czekam. Być może się pozarzynają. Być może tak będzie lepiej dla wszystkich, a z pewnością dla mnie. Nie będę musiał wybierać żadnej ze stron, choć w chwili obecnej, gdybym był zmuszony, wybrałbym tą należącą do Leona. Jasna bowiem zachowuje się absurdalnie. Kręci nosem, tupie nóżką, próbuje wbić szpilki, nie zdając sobie najwyraźniej sprawy z tego, z kim ma do czynienia. Naprawdę myśli, że podobne słowa są w stanie mnie jakkolwiek dotknąć? Kolejny wdech i kolejny wydech. Kolejny kłąb dymu opuszcza moje płuca. Usta zaczynają wyginać się w ironicznym uśmiechu, który tym razem - w przeciwieństwie do całej gamy, jaką przedstawiłem wcześniej - nie jest ani wystudiowany, ani sztuczny. Jest prawdziwy. I to właśnie ten moment, w którym na mojej twarzy pojawia się podobny uśmiech, oboje powinni zamilknąć. Nie zamierzam już dłużej grać pięknego pana w lśniącej zbroi, którego nienaganne maniery i szlacheckie zachowanie zabraniają zachowania podobnego do tego, którym zaraz ich uraczę. - Milcz - rzucam ostro w kierunku Jasny i gaszę resztkę papierosa w popielniczce, umiejscowionej na środku stołu. - A ty, Leonie, usiądź - zwracam się już nieco łagodniej w kierunku przyjaciela, choć memu głosu daleko do barwy, jaką przyjmuje na co dzień. - Mam nadzieję, że skończyliście swoje małe przedstawienie - mówię chłodno, upijając łyk czerwonego wina. Odstawiam kryształowy kieliszek i sam opieram się wygodnie w oparciu fotela, splatając ze sobą palce dłoni a wzrok swój umiejscawiam w Sorokinie. - Nie wiem, ile dzisiaj wypiła, ale istnieje pewna złota zasada, którą się z tobą w tym momencie podzielę. Jeśli się pić nie umie - czego żywym przykładem jest twoje absurdalne zachowanie - to się nie pije - zacząłem, wodząc wzrokiem po jej zarumienionym od nadmiaru krążących we krwi procentów licu. - Jak śmiesz obrażać mojego przyjaciela po tym, jak zaprosił cię do stolika? Jak śmiesz kpić z zamówionej ci przeze mnie szklanki wody, kiedy jest to jedyny płyn, jaki powinnaś w siebie teraz wlewać? - pytam, ściągając przy tym brwi. Nie mam zamiaru ukrywać, że to właśnie jej zachowanie wyprowadziło mnie z równowagi. - Chcesz? Doleję ci wina i zobaczymy, czy dasz radę sama dojść do drzwi nie nadszarpując przy tym swojej reputacji. - Mówiąc to, sięgam po karafkę z winem i nadstawiam ją nad kieliszek, jednak nie napełniam go ani kroplą szkarłatnego trunku. - Myślisz, kochanie, że mój ojciec byłby rad, widząc cię w takim stanie? Albo twój? Bo z mojej szklanki wody z pewnością byliby zadowoleni - ciskam w nią każdym słowem, nie siląc się już na wyszukane uprzejmości. - Nie wiem, kim byli twoi poprzedni kochankowie, ale przy moim boku możesz zapomnieć o podobnych zachowaniach. A jeśli ci się nie podoba, leć, pożal się, że złego męża ci wybrali. Może ktoś będzie na tyle głupi, by dać pozwolenie podobnym wybrykom, ale na pewno nie ja - kończę swój wywód, przenosząc wzrok na Leona, który chyba nie wyszedł, a siedzi i przysłuchuje się całej awanturze - jak na ironię - małżeńskiej. - Leonie, a ciebie w tym momencie proszę o to, by jeśli kiedykolwiek przyjdzie nam się jeszcze spotkać w podobnym gronie, nie próbował wręcz na siłę wyprowadzić mojej narzeczonej z równowagi. |
| |
Irkuck, Rosja 24 lata błękitna za Starszyzną klątwołamacz, specjalizacja: magia rytualna |
Sob 21 Paź 2017, 16:12 | | Siedzi i cieszy duszę widokiem Onegina, który czuje się niechciany. I dobrze! Nigdzie na świecie nie powinien czuć się chciany po tym, jak się zabawił jej kosztem. Jasnej było z tego powodu zupełnie dobrze. Uniosła na powrót szklankę do ust i wzięła łyk, którym zachłysnęła się słysząc ton głosu Alekseia. Milcz. Zakaszlała, odwracając się w stronę Karamazova i mrugając z niedowierzaniem. Po pierwsze, nikt chyba nigdy się tak do niej nie zwrócił. Mężczyźni w jej rodzinie, niezależnie od tego jak zachowywały się panie i w jakim były stanie, mieli w sobie tyle umiaru, inteligencji i wstrzemięźliwości, by kilkoma słowami przywrócić wszystko do porządku i nigdy nie zwracali się do nich takim tonem. Już Jasna wiedziała o tym najlepiej, zawsze miała powody, by grymasić i nierzadko robiła cyrki znacznie bardziej szalone i bezpodstawne niż dzisiejszego wieczora. Nie radziła sobie dobrze z żałobą, nigdy zresztą nie odczuła prawdziwej straty i nikomu z tego żalu nie próbowała się zwierzyć, starając się na własną rękę utopić wszelkie emocje to w awanturach, to w alkoholu. Nie była też najprzyjemniejszą w obejściu kobietą, co sekretem nie było nigdy, gdy chichotała błyskając oczami niczym mały chochlik. Szuja, żmijka, syberyjski biały robaczek. Nie spodziewała się po nikim współczucia i zrozumienia, była w końcu Sorokiną, a oni nie dzielą się swoimi bolączkami ze światem - jednakże takiego obrotu spraw nie przewidziała. Poczuła jak łomocze jej serce, kłując boleśnie w piersi, do której uniosła dłoń otwierając oczy coraz szerzej z niedowierzaniem na cały ten potok słów opuszczający usta Aleksa. Już nie było wokół niej restauracji o ozdobnych ścianach, pięknych świeczników i mebli, nie było Leona ani alkoholu we krwi, całe spektrum poznawcze zawęziło się jedynie do tych ust wykrzywionych w szyderczym grymasie, kiedy zwracał się do niej gorzej niż do psa. Po drugie - poczuła się złamana, zraniona, wycofała się prędko na powrót do swojej lodowej skorupy próbując przełknąć żal, który jednak upłynął z niej nieubłaganie jedną, smętną łezką ciągnącą w dół policzka. Nie mogła uwierzyć sama sobie jak bardzo poczuła się zdradzona brakiem zrozumienia ze strony Aleksa, w jakiś naiwnie dziecięcy sposób liczyła na to, że mimo wszystko spróbuje spojrzeć na świat jej oczami, w końcu mieli dzielić życie. Przyjaźni z Hiacyntem nie mógł sobie przecież tak łatwo zrujnować, a podwaliny ich mizernych relacji wciąż były delikatne. Postawiła szklankę na stole, podnosząc się ze swojego siedziska bez słowa i poprawiając futerko okrywające jej ramiona, choć nie mogło ono w żaden sposób uchronić jej przed zimnem, jakie promieniowało wewnątrz brzucha Jasnej. Chciała wymiotować, płakać, chciała krzyczeć i skulić się w sobie na całą wieczność, nie mogła jednak sobie w tej chwili na to pozwolić. Nie zamierzała też tu dłużej zostać. Wyjęła z kieszeni sakiewkę rubli i rzuciła ją niedbale na stół, by ani jeden, ani drugi nie miał czelności wypomnieć jej tego nieszczęsnego drinka, po czym wyszła z restauracji i teleportowała się. Jasna z tematu |
| |
Jekaterynburg, Rosja 29 lat błękitna za Starszyzną obrońca sądowy |
Sob 21 Paź 2017, 19:41 | | Leon tak już chciał wyjść, ulotnić się i nie sprawiać problemu młodemu małżeństwu, ale w tym samym czasie Aleksei popełnił jeden z najgorszych błędów mężczyzny, który jeszcze nie stał przed ołtarzem. Postanowił ustanowić narzeczoną do pionu, a co za tym idzie - postanowił, przekreślić swoją (i tak małą) szansę na zdobycie jej po dobroci. Onegin chciał mu przeszkodzić, uciszyć go, ale był zbyt pijany, dlatego bezczynnie patrzył, jak strofuje Sorokinę. Było mu dobrze, wreszcie ktoś dosadnie powiedział Jasnej, gdzie jest jej miejsce. Cieszył się jakiś ułamek sekundy, a później zaczął myśleć. Nie, to bardzo niedobrze, że to tak wygląda. Aleksei jeszcze nie wie, ale popełnił okropny błąd. Jako starszy i bardziej doświadczony kolega, Leon musi mu to uświadomić. Ale czy to zrobi? W podświadomości, która wciąż żyje własnym życiem zbudowanym na emocjach, a w chciałby wyrwać mu głowę za to, jak się zwraca do Jasnej. Resztki trzeźwości, albo jakieś zaklęcie milczenia, które nałożył na swój język, pozwalają mu żyć dalej w tej bezczynnej postaci, ale kiedy ona niespodziewanie wstaje i odchodzi, a łza, co jest bezcennym diamentem, spadła na jej suknię, Leon patrzy na Alekseia z niezadowoleniem. - Do cholery, co to miało być? - mówi na razie spokojnie, ale zaraz kręci głową. Wypija szklankę i patrzy na drobne, które rzuciła Sorokina. Jakże mizernie wyglądają. - To jest twoja narzeczona, zdajesz sobie sprawę z tego, co właśnie zrobiłeś? Nie będziesz miał łatwego życia. Powinieneś za nią pójść, ale ona się już deportowała Weles wie gdzie! Co ty sobie myślałeś, żeby ją tak jak psa traktować? Nic nie myślałeś. To córka Sorokina, nie byle jaka kurwa z twojego przybytku. Módl się, żeby siedziała cicho i nie powiedziała bratu, jak się do niej odezwałeś. Do diabła, Aleksei! - Leon całkowicie zdążył już się zdenerwować, dlatego z hukiem uderza pięścią w stół, jeszcze raz upijając nieco alkoholu ze szklanki. Próbuje się uspokoić, ale w ogóle mu to w tej chwili nie wychodzi. - Zachciało ci się godzić rody Oneginów i Sorokinów? Zapewniam cię, że to nigdy się nie stanie, żaden Onegin nigdy nie będzie miłował Sorokina i nawzajem. Ja już o tym wiem najlepiej. Była pijana? I co? Powinieneś ją odprowadzić do domu, a nie pozwalać jej się deportować w takim stanie. Zastanów się, bo zaraz może się okazać, że tylko już na dziwki cię stać. |
| |
Samara, Rosja 27 lat błękitna za Starszyzną właściciel Masquerade, aspirujący twórca zaklęć |
Czw 02 Lis 2017, 17:29 | | Czego się spodziewała? Aprobaty? Pobłażliwości? Przyklaśnięcia całej sytuacji i wyrzucenia Leona za drzwi restauracji, zgodnie z jej życzeniem? Naprawdę? Jeśli tak, to była głupsza, niż z początku mogłem zakładać. Ostatnią rzeczą jaką bym zrobił, to spełnił jej pijacką zachciankę i odprawił Onegina z naszego wspólnego spotkania, na rzecz nieproszonego i dość niegrzecznego gościa, nawet jeśli była nim sama Jasna. Była zaskoczona, oczywiście. Zapewne nie spodziewała się tak ostrej reakcji z mojej strony. W zasadzie, nikt by się nie spodziewał. Może nawet i ja sam byłem pod wrażeniem warkotu, jaki przed chwilą wydobył się spomiędzy moich warg. Wstała, a ja nie zaprotestowałem. Jedynie wbiłem w nią swoje rozwścieczone spojrzenie, za którym nie mogła dostrzec nawet cienia życzenia, by jednak nie odchodziła. Chciałem, żeby wyszła. Nie mogłem dłużej patrzeć na jej nietrzeźwe oblicze i słuchać tych przepychanek rodem z wczesnych lat dzieciństwa. Sięgnąłem więc po kieliszek i przykładając go do ust, odprowadziłem wzrokiem ukochaną do drzwi. - Tak? - odpowiadam dość ironicznie, na pytanie przyjaciela. - Proszę, Leonie, powiedz mi, co takiego zrobiłem - dodaję w tym samym tonie, sięgając ręką po papierośnicę, z której wyłuskuję kolejnego papierosa. Ciche psyknięcie i płomień zapalniczki otula zwinięty w rulonik tytoń. Przytykam fajkę do ust, słuchając wywodu Leona, który jak nigdy, jest nienaturalnie zbulwersowany moim prostackim zachowaniem. Rzuca coś o bracie Sorokiny, jej nazwisku i godzeniu dwóch rodów, na co odpowiadam kolejnym wypuszczeniem nikotynowego dymu i wywróceniem oczami. - Myślisz, że ja chciałem was godzić? - pytam, nieco zaskoczony wnioskami jakie wysnuwa z całej cyrkowej wręcz sytuacji. Parskam lekko i wolną ręką gładzą się po brodzie. - Nie będę burzył porządku rzeczy, jak dla mnie możecie się nawet pozarzynać - przerywam, by strzepnąć popiół z końcówki papierosa - to wasza wojna, nie moja. Z chęcią bym nawet popatrzył jak sytuacja się rozwinie, gdybyście umieli inteligentnie sobie dogryzać i gdybyście jednak nie próbowali wciągnąć mnie w tę międzyrodową sprzeczkę. Czy ja wyglądam na idiotę? Abstrahując od mojego zachowania w stosunku do panny Sorokiny, które tak potępiasz, co swoją drogą niesamowicie mnie zaskakuje - mówię, po czym wracam do wcześniej przyjętej pozycji i opieram się o fotel, przytykając papieros do ust. - Zabawne, że nagle tak wystajesz w obronie jej dobrego imienia, kiedy sam przed chwilą czerpałeś niebywałą przyjemność z wbijania szpilek. - Taksuję go wzrokiem, zastanawiając się, skąd w nim takie pokłady rycerskości i to względem Sorokiny. - I nie mów mi o tym pożal się Welesie Ednarze - wypluwam jego imię z pogardą, wyginając przy tym usta w grymasie obrzydzenia. - Jedynym godnym Sorokinem, z którego zdaniem mógłbym się liczyć, był Tomas. Rozumiem, że jest zdruzgotana jego śmiercią, ale to nie tłumaczy jej zachowania - dodaję, samemu czując nieprzyjemny ucisk w żołądku, kiedy moje myśli na chwilę zatrzymują się przy zmarłym mężczyźnie. - Czy jej się to podoba czy nie, jest arystokratką. Damą! Czy twoim zdaniem to było zachowanie godne krwi błękitnej? Bo według mnie dalekie od takowego - kończę i wypuszczam powietrze, próbując zachować resztki spokoju, choć głos mój i tak już jest daleki od szeptu. - I proszę cię, przestań pieprzyć, że potraktowałem ją jak jedną z tych kurew, które przemykają korytarzami Masquerade. Gdybym się nie odezwał, prawdopodobnie musiałbym ją stąd wynosić na rękach. Tak przynajmniej wszyscy widzieli, że wyszła stąd o własnych siłach, wystarczająco pewnym krokiem, by nie mogli jej zarzucić pijaństwa - dodaję, przytykając kieliszek do ust. Kto by pomyślał, że prócz złości, kierować mogła mną troska o coś tak łatwego do zszargania, jak reputacja panny Sorokiny. A po tej wyjątkowo nieprzyjemnej wymianie zdań jak najszybciej postanowiliśmy opuścić Carską Restaurację. Aleksei i Leon z tematu |
| |
Archangielsk, Rosja 25 lat obstaculus błękitna za Starszyzną dziennikarka Avoski / prywatna detektyw |
Pon 30 Kwi 2018, 17:37 | | 01.06.1999 Kiedy Dimitry napisał do Gany, że musiał pilnie wyjechać, nie wie tak naprawdę kiedy wróci, wszystko wyjaśni jej potem, a do tego poprosił o przeprowadzenie za nią wywiadu przesyłając pytania Kuragina się nie wahała. Dla braci zrobiłaby wszystko, chyba że z jakichś powodów by nie mogła... Ale szczerze powiedziawszy żaden tego typu powód nie wpadał jej do głowy, a więc tak czy siak nie cofnęłaby się przed niczym. A czym przy takiej deklaracji jest zwyczajne przeprowadzenie wywiadu? No właśnie. Łatwizną. Na szczęście nie miała na umówione spotkanie innych planów, więc bez żadnego zbędnego pośpiechu ani odwoływania czegokolwiek ubrała się jak na profesjonalną dziennikarkę w eleganckiej restauracji przystało - w końcu nie chciała robić przysłowiowej wiochy, tym bardziej, że zastępowała Dimę. Zresztą sama na co dzień nie ubierała się krzykliwie ani ekstrawagancko, bardziej tak, aby wtopić się w tłum, więc po prostu bardziej zaszalała z dzisiejszym ubiorem i makijażem. Przyszła wcześniej, aby nie robić wstydu bratu - sobie by mogła, ale "swojej krwi" nie chciała szkodzić. Na nazwisko "Yaneva" (czy tak nie nazywał się przypadkiem jej prawnik?) zasiadła przy stoliku, do którego zaprowadził ją kelner, po czym skinęła głową ze swoistym podziękowaniem. Następnie na spokojnie przygotowała potrzebne jej materiały - wolała się nie bawić w wyciąganie tych kartek podczas obiadu. Jeszcze jakieś ważne, służbowe notatki by jej wpadły do zupy... Na samym końcu na wierzch wyciągnęła niebieskie, charakterystyczne pióro kraski. Zastanawiała się czy nie zabrać ze sobą maszyny, ale okazała się za ciężka. Na widok rudowłosej dziewczyny (a może już kobiety? W sumie nie spojrzała do notatek od brata ile jej rozmówczyni ma lat...) odprowadzanej do stolika przez kelnera Kuragina wstała i pewnie wyciągnęła rękę na powitanie. - Gana Kuragina, dziennikarka. Niestety pani rozmówca, a mój brat musiał pilnie wyjechać, ale przekazał mi wszystkie potrzebne informacje do przeprowadzenia wywiadu. Mam nadzieję, że to pani nie przeszkadza? - spytała licząc po cichu, że nie i że zaraz zamówią coś do jedzenia. Szczerze powiedziawszy była głodna.
Ostatnio zmieniony przez Gana Kuragina dnia Nie 13 Maj 2018, 19:48, w całości zmieniany 2 razy |
| |
Petersburg, Rosja 23 lata czysta neutralny ścigająca w Białych Gwiazdach |
Wto 01 Maj 2018, 22:12 | | Miała się zjawić na spotkaniu, które załatwiła matka. W sumie nie wiedziała, czego może się spodziewać na takim spotkaniu. Jakie padną pytania? Jak mocno będzie musiała omijać prawdę różnymi sztuczkami? No i pytanie, ile to czasu zajmie. Może teraz ma przerwę od treningu po spotkaniu ze strzygą, lecz mimo to stara się nie próżnować. Czas na spotkanie udało się znaleźć, nawet postanowiła ubrać się w wiosenną sukienkę w kwiaty, która kontrastowała z jej rudymi włosami. Może i była typem sportowca, posiadała mięśnie, jednakże to nie przeszkadza w jej wyglądzie. Pamiętając miejsce, do którego miała się udać, upewniła się, że w torebce posiada swoją różdżkę i nieco rubli, po czym postanowiła pójść pieszo w miasto. Carska restauracja... zwykle nie jada w takich miejscach. Woli sobie oszczędzać pieniądze, które i tak idą na bardziej pilne wydatki. Czy to zakwaterowanie, bądź jedzenie w całkiem obcym kraju, to wszystko kosztuje. A nie ma zamiaru ciągle prosić matki o pieniądze, kiedy jest w stanie sama na to zarobić. Teraz za to nie oponowała, w końcu to nie ona wybrała te miejsce. Z uśmiechem na twarzy zjawiła się w restauracji. Podeszła do kelnera i podała jemu swoje nazwisko. Ten skinął głową i zaprowadził rudowłosą do ... rudowłosej. Czyżby zmiana osób? Wątpliwości zostały zaraz rozchwiane, a Yaneva podała dłoń i przywitała Kuraginę. - Nic się nie stało. I nie, nie przeszkadza mi to. Może nawet lepiej, że będą rozmowy pomiędzy dwoma kobietami.- mówiąc to, zajęła miejsce i posłała uśmiech w stronę Gany. Kobieta lepiej zrozumie drugą kobietę, niż jakby to miał zrobić mężczyzna. - Mam nadzieję, że Pani nie musiała zbyt długo na mnie czekać. Nie miałaby Pani nic przeciwko, jeśli zamówiłabym sobie coś do zjedzenia?- spytała się dziennikarki. W sumie niedawno wróciła sobie z biegania. Zdołała wziąć prysznic, ubrać się i udać się w marsz. Coś by sobie jadła, chyba że zależy kobiecie na szybkiej i precyzyjnej rozmowie, to wtedy Yaneva sobie coś po spotkaniu kupi w jakiejś budce z jedzeniem. |
| |
Archangielsk, Rosja 25 lat obstaculus błękitna za Starszyzną dziennikarka Avoski / prywatna detektyw |
Nie 13 Maj 2018, 14:55 | | Oczywiście nie mogła sobie pozwolić na to, by powiedzieć to na głos nawet w celu pocieszenia Sofiji, ale Gana też nie wiedziała czego się spodziewać po tym spotkaniu. Sport jej nie interesował tak jak Dimitriego, poważne wywiady umieszczone w tematycznej gazecie były jej obce, a ona sama wolała interpretować różne wydarzenia tak, by brzmiały w gazecie jak najciekawiej się da. W pewien sposób musiała to potraktować jak wyzwanie, choć na pewno będzie jej ciężko. W końcu ona była rzetelna wtedy, gdy chodziło o plotki, nie prawdę. Aż dziw, że nie pracowała w tej propagandowej gazecie robionej pod Starszyznę... Gana niestety się nadźwigała idąc na ten wywiad - wszystkie swoje notatki nosiła przy sobie, no bo przecież najgenialniejsze pomysły "wymyślają się" przypadkiem. A przynajmniej tak się powszechnie mówiło. W jej przypadku sprawdzało się to akurat doskonale, ale jej wystarczyło zobaczyć kogoś podobnego do któregoś szlachcica całującego się z kimś znanym, żeby walnąć plotę o rzekomym, ukrytym romansie. Carska... W sumie ten wybór miejsca na wywiad jej nie dziwił. Z tego co wiedziała obie w końcu były z podobno dobrych rodzin, obie bardziej niż mniej bogate, obie mogące pozwolić sobie na taki wyskok. Zapewne gdyby Kuragina osobiście znała się z Yanevą od dłuższego czasu to mogłaby też w duchu przyznać, że obie są ograniczone - jedna przez genetykę, druga przez chorobę - i mają dziwne stosunki rodzinne, obie radzą sobie w życiu jak tylko mogą i obie mogą pochwalić się pięknym rudymi włosami (choć Gana to akurat już mogła sprawdzić wcześniej). Obie jednak dzieliła zasadnicza cecha - jedna nie kłamała, dla drugiej to był sposób na zarobek. - Cieszę się. Mam nadzieję, że to też nie będzie pani przeszkadzać, ale w razie jakby mu się udało jednak przyjść po prostu się z nim zamienię. On ma większe serce do sportu i na pewno zadałby pani lepsze pytania - pochwaliła brata na wypadek, jakby naprawdę jakimś cudem miał przybyć wcześniej. Choć w to wątpiła patrząc na przypadek Efima... - Oczywiście, że nie, ja też chętnie sobie coś zamówię - powiedziała prosząc kelnera o jakieś danie makaronowe. Kiedy ten odszedł biorąc od nich zamówienie Kuragina postanowiła zacząć. Miała nadzieję, że rzuci na pierwszy ogień jakieś mądre pytanie: - Od kiedy była pani zainteresowana Quidditchem? - spytała, zapisując odpowiedź. Nie zadała dalszego pytania widząc, że brat zmierza w ich kierunku. Przeprosiła Sofiję przedstawiając przy okazji dziennikarza Sportovki, dała mu notatkę z zapisanym jednym pytaniem, szepnęła, że złożyła już zamówienie, po czym zebrała się i ruszyła do wyjścia. Nie była już tutaj potrzebna. z/t |
| |
Ufa, Rosja 25 lat błękitna neutralny alchemiczka, nieoficjalnie trucicielka |
Pon 12 Lis 2018, 20:26 | | | 22.07 Trudno powiedzieć, dlaczego zgodziła się na to spotkanie - chyba po prostu nie wypadało odmówić. Dlatego wyciągnęła ze swojej szafy jedną z najlepszych kreacji, przecież nie można było wyprowadzić Karamazovów z błędu, jakoby Dolohovowie byli ich uniżonymi sługami. Chociaż Liza nie była wtajemniczana w wielkie, polityczne plany dynastii, to głęboko wierzyła, że ta wieloletnia służba wcześniej wspomnianemu rodowi, ma jakiś większy cel, niżeli uniżenie się przed lepszymi. Jednakże nie należy rozumieć toku myślenia Lizavety w sposób opaczny; szanowała Karamazovów, jak szanować powinien ich każdy członek szlachetnej dynastii, do której należała. Chciała jednak wierzyć, że są ich równoprawnym partnerem, a nie wiernym giermkiem, będącym na każde skinienie władcy. Młoda dama znała swoje miejsce, wiedziała co wypada, czego nie, dlatego żadna z podobnych opinii nie opuściła jej umysłu za pomocą ust, które szczelnie zamknięte, formowały się w subtelny uśmiech. Ważyła swoje słowa - miała wrażenie, że w obecnych czasach straciło ono na wartości. Za swoją osobistą misję uznała przywrócenie mu dawnej wagi, zaczynając od siebie. Yelizaveta nie rzucała słów na wiatr co prowadziło do stworzenia wokół siebie aury tajemniczości. Owej aurze sprzyjało także jej pochodzenie, bowiem członkowie jej rodu od dawien dawna postrzegani byli za wyjątkowo tajemniczy i powściągliwy ród. Carska restauracja wydawała się być odpowiednim miejscem do spotkania dwójki przedstawicieli szlachetnego rodu. Ubrana była stosownie do okazji; miała na sobie nieco skromniejszą suknie niż te balowe z carskimi zdobieniami, ale nie można było odmówić jej uroku - wszakże wyszła spod ręki tych Zakharenko. Włosy spięte były z tyłu, pozwalając kilku kosmykom okalać twarz Lizy, na której znajdował się ledwo widoczny makijaż, uwypuklający jedynie naturalne cechy jej twarzy. Dotarła do restauracji jeszcze samotnie, licząc, że Fyodor znajduje się przed wejściem do ekskluzywnego lokalu, w którym mieli zarezerwowany stolik. Zresztą, wątpiła aby nawet bez rezerwacji, obsługa odważyłaby się na odmowę parze dostojnych czarodziejów - dzieci obecnych nestorów poważanych dynastii. Na jej twarz wpełzł delikatny, wyćwiczony uśmiech, gdy jej oczom ukazała się sylwetka Fyodora Karamazova. Wyciągnęła ku niemu dłoń, delikatnie przy tym dygając. - Witam, paniczu Karamazov - przywitała go łagodnym, opanowanym głosem, uważnie obserwując go spod wachlarza czarnych rzęs. |
| |
Samara, Rosja 30 lat błękitna za Starszyzną wykładowca PUMu / twórca zaklęć |
Pią 16 Lis 2018, 17:45 | | Nie wiedział czemu jego młodszej siostrze tak zależało na tym, aby się spotkali - wzięło ją na romantyczne historie? Chciała go czymś zająć od kiedy wziął Krzesimira Wrońskiego na spytki? A może liczyła, że gdy w ich siedzibie rodowej pojawi się kolejna alchemiczka, do tego jej przyjaciółka (bo jak podejrzewał, to była jej próba swatania koleżanki z własnym bratem) to Saran wreszcie zrozumie, że nie zawsze będzie panią na zamku? Nie miał pojęcia co kierowało Iskrą, w każdym razie zdecydował się dać szansę panience Dolohovej, choćby po to by poszerzyć krąg znajomości. Nie patrzył na nią pod kątem narzeczeństwa, jako że w ogóle do niego mu się nie spieszyło, choć mając trzydzieści lat zapewne już powinien rozglądać się sam z siebie za potencjalną żoną, a nie czekać aż go rodzina przymusi do ożenku. Dlatego wolał kochanki. W każdej chwili relację z nimi można było zerwać, za to rozwód groził skandalem. O tyle dobrze, że zdecydowała się go Iskierka umówić na spotkanie z członkinią zaprzyjaźnionego rodu. Dawał głowę, że ojciec nie byłby zadowolony, gdyby jego własny pierworodny zobaczył się z jakąś Aristovą czy Vasilchenko. A już szczególnie, gdyby trafiło to do jakiejś gazety, szczególnie Avoski.Fyodor nie starał się jakoś szczególnie z ubiorem - ubrał się po prostu odpowiednio do okazji, aby nie narobić wstydu sobie lub Yelizavecie. Skoro już mieli się zobaczyć w takiej dość oficjalnej sytuacji, do tego publicznie to oboje musieli się prezentować. Stolik też na wypadek wcześniej zarezerwował poprzez sługę podejrzewając, że lepiej będzie, jak sam się upewni, że nie będą musieli w razie czego czekać na zewnątrz. Fakt, z pewnością nie czekaliby długo, ale to zawsze źle wyglądało. - Witaj, panno Dolohova - przywitał ją i zgodnie z obyczajem pochylił się, aby pocałować ją w rękę. Miał nadzieję, że tylko początek ich spotkania będzie taki sztywny. Niezbyt miał ochotę siedzieć z niewiastą, która trzymała się bardzo mocno etykiety, jakby od tego zależało jej życie. Potem podał jej ramię i skierowali się do stolika na uboczu, który wskazał im kelner. Kiedy odsunął jej krzesło, dzięki czemu oboje mogli się usadowić spytał: - Na co masz ochotę? |
| |
Ufa, Rosja 25 lat błękitna neutralny alchemiczka, nieoficjalnie trucicielka |
Nie 18 Lis 2018, 20:05 | | Jeżeli to byłoby intencja Iskry, to trafiła w dziesiątkę. Dzięki umiejętnościom, które nabyła w rodowych pracowniach, dosyć zręcznie radziła sobie z przygotowywaniem różnorodnych mikstur, nie zawsze legalnych. Jednocześnie była mistrzynią dochowywania sekretów, można powiedzieć, że jej drugie imię to tajemnica. Jednakże jej również nie został przedstawiony cel owego spotkania i Yelizaveta nie miała zamiaru niepotrzebnie dopytywać. Chociaż w istocie myślała, że może Karamazov chce złożyć alchemiczne zamówienie, a Iskra była jedynie pośredniczką, sama nie wiedziała. Niezależnie od celu spotkania, zgodziła się na nie. Po pierwsze, nie wypadało odmówić, a po drugie zawsze dobrze powiększać wachlarz swoich znajomości. Fyodor był obiecującym, młodym arystokratom i następca swojego ojca, dlatego byłaby to cenna relacja, która mogłaby się jej w przyszłości przydać. Trzeba przyznać, że Yelizaveta czuła się czasem mocno skrępowana przez wzgląd na etykietę, a nadmierna opiekuńczość ze strony ojca, zważając na jej stan zdrowotny, raczej nie dodawała wolności. Dlatego może chętnie opuszczała rodzinną posiadłość w Ufa, a Petersburg był cudownym miejscem, do spędzenia namiastki wolnego czasu. Dolohova zdążyła zakochać się w tym mieście podczas kursu eliksirowarstwa. Miała swoje ulubione miejsca i Carska Restauracja była jednym z tych własnie miejsc. Wracając jednak do spraw etykiety, Yelizaveta była pod tym względem dosyć plastyczna i dopasowywała się do otoczenia, towarzystwa i sytuacji. Jeżeli uda jej się wyczuć, że przy paniczu Karamazov może sobie pozwolić na odrobinę więcej swobody, z pewnością się rozluźni. Zajęła miejsce przy stole. Zaledwie chwilę zastanowiła się nad odpowiedzią. - Co powiesz na czerwone wino? I zdałabym się na propozycję kelnera, bądź twoją - odpowiedziała na jego pytanie, uśmiechnąwszy się delikatnie. - Iskra wspominała, że oprócz wykładania na uniwersytecie zajmujesz się także tworzeniem zaklęć - zainteresowała się, licząc, że Fyodor sam rozwinie się na podsunięty przez nią temat, bez specjalnego ciągnięcia za język. |
| |
Samara, Rosja 30 lat błękitna za Starszyzną wykładowca PUMu / twórca zaklęć |
Czw 22 Lis 2018, 19:45 | | Po ostatniej dyskusji z Saran (jeśli to można było nazwać dyskusją) z chęcią na złość jej pokazałby, że nie ma co liczyć na wieczne panowanie w rodowym zamku Karamazovów. Zaraz jednak się opanował wiedząc, że jest on wystarczająco duży, by nie musiał ciągle się z nią widywać. Mogli się dowolnie mijać aż nie dojdą do jakiegoś porozumienia lub któreś z nich będzie musiało odejść. Albo oboje, w końcu kto wie ile Pan Ojciec ze swoim stresującym stylem życia pożyje? Oboje nie wiedząc nic rozmyślali mniej lub bardziej nad tym, co oni w ogóle tu robią czy jaki jest cel tego spotkania. I choć wystarczyłoby spytać Iskrę jakoś Karamazovowi nie wydawało się to właściwe. Wiedział, że jeśli jego najmłodsza siostra nie będzie chciała zdradzić powodów, dla których postanowiła zapoznać ich dwójkę to jakoś da radę się wykręcić mimo zołotuchy. Kiedy Dolohova czuła się raczej skrępowana Fyodor korzystał z tego, że był ulubionym synem swojego ojca i żył na całego, na ile mógł arystokrata bez większych skandali. Zdążył mieć kochanki (choć w porównaniu do ojca żadnej nie zrobił dziecka), studiował u najlepszych, by nauczyć się robić magiczne przedmioty, planował własną działalność, pił, bawił się, śpiewał i tańczył. Odczuwał już jednak czy to niepokój ze strony macochy, która chyba wyczuwała do czego na jej nieszczęście może dojść, czy to nacisk ojca, że najwyższy czas ochłonąć, może nawet się ustatkować, bo nadchodzą niebezpieczne czasy i jak nie teraz to kiedy. A Fyedka dalej był trochę jak dziecko, ale nie dziwota, skoro dla facetów podobno pierwsze czterdzieści lat dzieciństwa jest najtrudniejsze. - Dobry pomysł. Może nas czymś zaskoczą - powiedział, nim podszedł do nich kelner, by odebrać zamówienie. Mężczyzna je złożył, po czym ponownie skupił się na Yelizavecie. - Widzę, że co nieco o mnie słyszałaś - zaśmiał się. - Tak, tworzę. Jeśli masz pomysł na jakieś przydatne zaklęcie chętnie o nim usłyszę. Właśnie pracuję nad księgą zaklęć, które mogą trochę ułatwić życie - przyznał. Fakt, jeszcze pracował nad jednym, weselnym, ale czy to mu przeszkadzało popracować nad innym? Wątpił. - A ty? Jesteś alchemiczką, tak? |
| |
Ufa, Rosja 25 lat błękitna neutralny alchemiczka, nieoficjalnie trucicielka |
Sob 05 Sty 2019, 21:43 | | Niezależnie od tego co kierowało najdroższą Iskrą, nie miała zamiaru oponować, wszakże Fyodor wydawał się być interesującym, młodym paniczem i pewnie ojciec zrugałby ją za odmówienie tak zacnemu szlachcicowi, a jako oczko w jego głowie nie mogła pozwolić sobie na coś takiego. Wypytanie Iskry też nie wydawało jej się być dobrym pomysłem, obydwie były narażone na nasilenie się objawów choroby. Zmorzyca, chociaż w codziennym życiu szlachcianki nie stanowiła problemu to w zawodzie była już pewnym ograniczeniem, o czym zdążyła przekonać się na własnej skórze. Doprowadzając swój organizm do zmęczenia fizycznego, postanowiła zrezygnować z pracy w szpitalu i zajęła się warzeniem eliksirów na własną rękę w ciemnych pracowniach znajdujących się w posiadłości Dolohovów w Ufa, jak dotąd niezdobytej twierdzy otoczonej lasami, których zapewne obawiali się sami Dolohovowie. Nie mogła cieszyć się tak wielką swobodą jak Fyodor, między innymi przez swoją płeć. Mimo lat i postępu jaki nastąpił, nadal dużo mniej przychylnie patrzono na wybryki kobiet, a szczególnie kiedy te zaczynały brylować w "poważnych" dziedzinach nauki dużo bardziej niż przedstawiciele płci męskiej. Yelizaveta mimo swojej pozornej delikatności nie ustępowała, pnąc się na wyżyny swoich alchemicznych uzdolnień. Spokojnie poczekała, aż kelner odejdzie od ich stolika, aby móc ponownie podjąć rozmowę z Karamazowem. - Doprawdy, interesujące. Jeżeli tylko przypomnę sobie o czymś z pewnością napiszę - odparła grzecznie, chociaż prawdę mówiąc zaklęcia nie były tą dziedziną nauki, której poświęcała wiele uwagi i czasu. Owszem, interesowała się tym jak każdy szanujący się czarodziej, ale nie miała w planach podjęcia jakichkolwiek badań czy kursów dokształcających w tym kierunku. - Tak, jak zauważyłeś to alchemia jest w moim przypadku wiodącą dziedziną i to na niej się skupiam, więc mogłabym nie być dobrym doradcą podczas prac nad twoją książką, co nie zmienia faktu, że projekt brzmi interesująco i chętnie zapoznam się z jego rezultatem - zreflektowała się, jak na damę przystało. Trzeba przyznać, że swobodnie posługiwała się językiem chociaż zachowywała rezerwę, próbując go wyczuć. - Skończyłam odpowiedni kurs i obecnie rozwijam umiejętności we własnym zakresie, tworząc eliksiry na zamówienie- kontynuowała, zapewne czekając aż Fyodor może nawiąże do chęci złożenia zamówienia? |
| |
| | |
| |