| |
|
|
Pią 03 Lut 2017, 15:57 | | First topic message reminder :Carska Restauracja Ekskluzywna restauracja wypełniona ciepłym blaskiem wielu magicznie zaklętych świec umieszczonych w bogato zdobionych kandelabrach i kinkietach. Wnętrze pełne przepychu i luksusu topi się w barwach carskiej czerwieni i złota. Nazwa restauracji wzięła się z faktu, iż ponoć część z misternie zdobionych elementów wystroju została podarowana lokalowi przez jednego z dawnych carów Rosji. Restauracja istnieje zarówno w świecie magicznym, jak i niemagicznym, stanowi aktualnie niepisany punkt graniczny, obłożona starożytnym zaklęciem maskującym, dzięki któremu nikt, kto pozbawiony jest zdolności, nie jest w stanie dostrzec w niej nic niezwykłego. Poza tym, że każdy jej element jest niezwykły, a sama w sobie robi wrażenie nawet na przechodniach mijających ją brzegiem chodnika. |
| |
Samara, Rosja 30 lat błękitna za Starszyzną wykładowca PUMu / twórca zaklęć |
Nie 06 Sty 2019, 21:10 | | Nie dziwota, że oboje się zgodzili – wszak dobre urodzenie wiązało się z obowiązkami, zobowiązaniami i dbaniem o własną reputację, którą łatwo można było nadszarpnąć. Niektórzy – tak jak Iskra – zręcznie z tego korzystali do własnych celów, inni się kompletnie do tego nie nadawali i woleli siedzieć cicho. Salonowe gry nie były dobrą rozrywką dla każdego, choć jak się uparło dało radę się nauczyć podstaw. Choć to potrafiło boleć, szczególnie kiedy trafiło się na sprytniejszego „przeciwnika”. Na szczęście temat chorób od sławetnego artykułu zdążył ucichnąć. Karamazov pamiętał swoją złość na gazetę i ten atak na szlachtę jakoby w ciągu bodajże dwudziestu lat wszyscy mieli zapaść na choroby genetyczne co brzmiało absurdalnie. Dalej przecież spotkanie kogoś chorego genetycznie wśród Starszyzny nie było aż tak częste, jak sugerowano. Fyodor i tak miał szczęście. Oczko w głowie surowego ojca, przyszły dziedzic mający spore sukcesy w magii kreatywnej, którą szczycił się jego ród mógł naprawdę sobie pofolgować w życiu. Fakt, że obecnie nawet on odczuwał presję ze strony rodziny, by się rozejrzeć za kimś na stałe, ale jednak dalej nikt go nie postawił przed faktem dokonanym. I bardzo dobrze, przynajmniej w jego mniemaniu. Zauważył, że Yelizavetę jego pasja nie zainteresowała. Wiedział, że nie powinien oczekiwać od każdego chęci słuchania jego pomysłów na nowe czary, ale i tak zawsze było mu trochę szkoda niczym zafascynowanemu czymś nastolatkowi, którego hobby wszyscy uważają za chwilową rozrywkę. Postanowił jednak nie ciągnąć tego tematu. - Z pewnością będziesz miała okazję. Planuję ją wydać. Chciałbym tam zawrzeć różnorodne zaklęcia, bez skupiania się na jednej dziedzinie – no i masz, i tak zaczął gadać o swoich zainteresowaniach. Ale kto by nie skorzystał z takiej okazji skoro temat został już poruszony? - Jesteś w stanie stworzyć każdy eliksir czy jeszcze się w tym ćwiczysz? – może kiedyś głębsza znajomość z alchemiczką mu się przyda, ale teraz nic nie potrzebował zamówić (na szczęście!). Ale kto wie co będzie dalej? Wydawało mu się, że Iskierka przesadzała kiedy wspominała, że ich macocha chyba coś kombinuje, ale Fyodorowi jakoś nie chciało się wierzyć, że naprawdę odważyłaby się podać im jakąś truciznę. Jednak zawsze lepiej wiedzieć u kogo szukać odtrutki. Postanowił też zacząć inny temat niż zainteresowania widząc, że tu raczej nic ich nie łączy. - Jest coś, co byś chciała szczególnie mocno zrobić? – może i to nie zdawało się pytaniem na takie oficjalne spotkanie, jednakże miał wrażenie, że jeśli tak dalej pójdzie w dalszym ciągu będą rozmawiać jak dwoje nieznajomych. A to wydawało mu się bez sensu. |
| |
Ufa, Rosja 25 lat błękitna neutralny alchemiczka, nieoficjalnie trucicielka |
Pon 21 Sty 2019, 15:01 | | Faktycznie, mimo wszechobecnego zamieszania, w środowisku rodów szlacheckich nadal trudno było o znalezienie osoby, która została dotknięta przez chorobę genetyczną. A już w ogóle niemożliwym wydaje się, aby dwie chore osoby nosiły na swych barkach brzemię tej samej genetycznej niedoskonałości. Cóż, Yelizaveta zawsze chciała być kimś wyjątkowym, ale z pewnością nie o taką wyjątkowość jej chodziło. Z pewnością Liza miała rację, uznając chorobę genetyczną jako przekleństwo, paskudną klątwę, która została na nią rzucona w dniu narodzin i nikt nie umiał znaleźć na nią przeciwzaklęcia - lekarstwa, które uleczyłoby jej ciało. Nie o tym chciała dzisiaj myśleć, rozmyślania nad słabością swojego ciała powinna zostawić na samotne wieczory spędzone z komnatach ponurego zamku w Ufa, rodzinnej posiadłości, z której nie mogła się wyrwać. Czasem próbowała, ale Petersburg doświadczył ją w sposób dotkliwy, uzmysławiając, że choroba jest jednak zagrożeniem dla kariery i zdrowia. Nie mogła w pełni spełniać się warząc znamienite eliksiry dla szpitala, skoro sama potrzebowałaby wówczas opieki medycznej i stałej obserwacji uzdrowiciela, który byłby w stanie podnieść ją na nogi. Cóż, ponownie Fyodor miał dużo większą swobodą niżeli Yelizaveta, on miał czas na spokojnie rozejrzenie się za dogodną partnerką, podczas gdy Yelizaveta cierpliwie oczekiwała listu od ojca, który miał zwiastować koniec jej panieńskiego stanu, którym cieszyła się i tak zbyt długo. Czuła, że jej dni jej wolności są policzone i z trwogą otwierała każdy następny list, gdy znajdowała się poza Ufa. A przed każdą poważną rozmową dostała gęsiej skórki. Mimowolnie uśmiechnęła się, gdy kontynuował temat, na który nie miała na tyle obszernej wiedzy, aby zadowolić go rozmową na poziomie, którego oczekiwał. - W takim razie będę wypatrywać jej na półkach księgarni, obecnie znajdujące się księgi są zbyt podręcznikowe - żeby nie powiedzieć prymitywne, dopowiedziała, gryząc się jednak w język, nie do końca znając przeznaczenie pisanego przez Fyodora dzieła. - Nieskromnie mówiąc, jestem w stanie uwarzyć praktycznie każdą miksturę choć nadal doskonale swoje umiejętności pod opieką najznakomitszych alchemików - przyznała. Miała talent i nikt nie śmiał temu zaprzeczać, a i na tej płaszczyźnie Yelizaveta nie wykazywała przypisanej damie skromności. W końcu jako delikatna kobieta niezbyt często opuszczała mury zamku, zamykając się w swojej pracowni w podziemiach Ufa, gdzie miała niemalże idealne warunki do doskonalenia swoich umiejętności. Pytanie Fyodora nieco zbiło ją z tropu, ale jednocześnie zainteresowało. To sprawiło, że musiała zastanowić się chwilę. Nie wiedziała, czy szczere wyzwanie nie sprawi iż Fyodor spojrzy na nią nieprzychylnym okiem. Ale sam rzucił rękawicę, zadając ryzykowne pytanie, pytanie tylko czy oczekiwał iż Veta ją podniesie. - Coś bardziej nietuzinkowego, niż dążenie do zapisania się na kartach historii jako ktoś więcej niż kolejna panna z dynastii Dolohov? Myślę, że lot na gryfie, byłby także ekscytujący - pozornie poważnie rozpoczynającą się wypowiedź zwieńczyła żartem, który jednak nie był kłamstwem. Naprawdę chciała tego spróbować, ale nigdy nikt nie dał jej na to szansy. - Twoja kolej - odbiła pałeczkę, uśmiechając się dużo swobodniej i naturalniej. |
| |
Samara, Rosja 30 lat błękitna za Starszyzną wykładowca PUMu / twórca zaklęć |
Pią 25 Sty 2019, 12:36 | | Fyodor, choć sam na nic nie chorował był przyzwyczajony do tematu tego typu schorzeń. W końcu nieraz wspierał swą najmłodszą siostrę w trudach związanych z zołotuchą. A przecież takie choróbska trafiały się też wśród zwykłego pospólstwa! Ciężko więc było mu stwierdzić, że tu chodzi tylko o te wspaniałe, starszyźniane geny. Po prostu na każdego coś takiego mogło trafić. Choroby, w porównaniu do pochodzenia nie były dla niego problemem. Za to urodzenie się w mugolskiej rodzinie... Z chęcią takiego studenta oblewał. Ktoś musiał dbać o to, żeby pewne stanowiska dalej były zajmowane przez osoby z odpowiednim wychowaniem i tradycjami. A jeśli ten mugolak był uparty prędzej czy później udowadniał swoją wartość i nawet on przechodził egzaminy u profesora Karamazova. Choć fakt, że bez względu na wiedzę dostawał najmniejszą możliwą ocenę pozytywną. Niech zna swoje miejsce w świecie. Jakby się tak zastanowić smutne było to, że kiedy linie boczne, szczególnie te dalekie od głównej zaczynały se folgować i pozwalały na małżeństwa z miłości (choć oczywiście wybranek lub wybranka musieli mieć odpowiednie pochodzenie) tak główne linie i te najbardziej pokrewne w jakimś sensie dalej tkwiły w średniowieczu i wymagały ożenku wedle potrzeb rodu, z reguły nie patrząc na uczucia młodych. Choć Fyodor do najmłodszych kawalerów nie należał (taki Efim Kuragin nie mając nawet dwudziestu pięciu lat już doczekał dwójki dzieci) to jednak nawet on zdawał sobie sprawę, że jeśliby jakaś dziewoja jakimś cudem go zauroczyła to zapewne nie mógłby jej ot tak się oświadczyć. Pan Ojciec z pewnością by się takiemu małżeństwu sprzeciwił, w końcu on też został zmuszony do małżeństwa, choć on akurat z własnej winy. Szczęściarz. Zabawne, że oboje patrzyli w pewnym sensie na małżeństwo jak na własną śmierć. A przecież dla wielu osób okazuje się, że to wcale nie koniec świata, po prostu utrudnienie życia. - Będę starał się go napisać tak, by się nadawał dla każdego czarodzieja - przyznał. Nie planował pisać czegoś, czym profesorowie będą katować studentów na studiach, a coś dla każdego, coś praktycznego, coś, co naprawdę będzie mogło zainteresować czarodziejów Unii Słowiańskiej, a przynajmniej tych z Federacji Rosyjskiej. Może wielu oceni jego książkę jako infantylną, ale on sam zakładał, że zdobywanie wiedzy nie powinno być utrudnione specyficznym, naukowym językiem. - To świetnie. Polepszania swych umiejętności nigdy za wiele - stwierdził. - A jesteś też w stanie stwierdzić po efektach jaki ktoś eliksir wypił? - dopytał z ciekawości. Może jeśli jakimś cudem Iskra nie myli się co do macochy to będzie mógł ją odesłać do jej własnej koleżanki, by dyskretnie upewniła się w swoich przypuszczeniach... Zauważył, że musiała się chwilę zastanowić nad jego pytaniem. W sumie dobrze, wyszło, że rzeczywiście zeszli z bezpiecznych tematów i mogli pogadać jak ludzie. Pochwalił w głowie własne wyczucie, po czym przyjrzał się z zainteresowaniem zamyślonej twarzy Yelizavety. - A masz jakiś konkretny pomysł czym chcesz się wsławić? - zapytał zaciekawiony. On miał we własnym mniemaniu doskonały pomysł na wybicie się na kartach historii. No i zakładał, że bez konkretnego planu założenie "chce się wybić na tle rodziny" nie ma racji bytu. - A z tym gryfem da się załatwić. Może nawet dzisiaj, tylko musisz dać mi chwilę na wysłanie listu - zaproponował z pewnym siebie uśmieszkiem. Nie takie rzeczy się robiło, żeby zrobić wrażenie na niewieście. Pytanie czy zaraz się nie wycofa bądź uzna nagle ten pomysł za niebezpieczny. Chwilę się zastanowił, czy przyznać się do wszystkich swoich zamierzeń. Uznał, że nic się nie stanie jak się do nich przyzna. - Chcę napisać przynajmniej jedną księgę zaklęć. No i otworzyć zakład, w którym będą produkowane magiczne przedmioty sygnowane moim nazwiskiem. A dalej się zobaczy - powiedział z rozmarzonym uśmiechem. Może nawet nie zostać nestorem, byle to osiągnąć! Niestety, ich rozmowa została przerwana, gdy dostali orły, że muszą już wracać. Więc pożegnali się i wrócili. 2 x z/t |
| |
| | |
| |