Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pią 03 Lut 2017, 16:04
Gabinet przyjęć

Gabinet przyjęć jest niewielkim pomieszczeniem, w którym przyjmowani są pacjenci, którzy nie potrzebują nagłego ratunku, czy nie są przypadkami skomplikowanymi. Przy ścianie po lewej znajduje się małe biurko, na którym znajdują się karty pacjentów. Obok stoi leżanka, krzesło i parawan. W pomieszczeniu są także kolejne drzwi prowadzące do pomieszczenia zabiegowego, w którym uzdrowiciele zajmują się przypadkami cięższymi, lecz na tyle oczywistymi, że nie trzeba niczego bardziej skomplikowanego. Leżanka, stolik z narzędziami to podstawowe wyposażenie tych pomieszczeń.

Élodie Osyena
Élodie Osyena
Gabinet przyjęć 678672112242a76f494280a77d2eee5d
Petersburg, Rosja
29 lat
czysta
za Raskolnikami
pielęgniarka
https://petersburg.forum.st/t719-elodie-osyenahttps://petersburg.forum.st/t1840-elodie-osyena#8638https://petersburg.forum.st/t1839-elodie#8637

Pon 05 Mar 2018, 20:57

02.06.1999

Na siódmym piętrze widoki też bywają piękne.
Dni są teraz najdłuższe, więc kiedy w godzinach nocnych zaparzam pierwszą kawę, za oknem pojawiają się pierwsze promienie słońca. Nie dosięgają jeszcze kuchni - lśniącego, szarego blatu i garnków z laminatu, wiszących w równym rzędzie nad kuchenką. Widok jak z katalogu. Nowoczesne umeblowanie prosto z Zachodu.
Prosto z Zachodu jest też młynek do kawy i kawa też się reklamuje jako ta z wielkiego świata. Jest w porządku. Kawiarkę mam za to z ryneczku nieopodal, pewnie dlatego należy tak uważnie pilnować by nic nie wykipiało na kuchenkę.
Kiedy przecieram i tak czystą blachę przy palniku, samą siebie przerażam tą czystością. Wszystko dookoła mnie ma swoje ostateczne miejsce, czasem całe to mieszkanie przypomina bardziej stateczną fotografię z reklamowej gazetki niż dom.
Tylko stare książki odstają od tego obrazka.
Pierwsze promienie słońca nie dotarły do kuchni, ale pięknie tańczyły pomiędzy niższymi budynkami. Miasto dopiero zasnęło - jeszcze przez kilka godzin miało spać, kiedy nałożyłam na ramiona dziergany sweter i przekręciłam klucz w zamku.
Zawsze zamykam drzwi na dwa spusty.
W Hotynce byłam przed czasem. Zawsze przychodzę w porach zbyt wczesnych i wychodzę zdecydowanie zbyt późno, często mnie za to chwalą. Podobno wyróżniam się zaangażowaniem.
Zaangażowanie powinno chyba wynikać z jakiejś wewnętrznej potrzeby i chęci - nie czuję ani jednego, ani drugiego.
Może zabrzmi to smutnie, ale gdzie mam spędzać czas jak nie tutaj? Cisza na siódmym piętrze przerywana jest tylko kłótniami sąsiadów. A ulice Petersburga znam już na pamięć, nie czekają mnie tam na mnie żadne niespodzianki.
Sweter chowam do swojej pracowniczej szafki, jego miejsce zajmuje biały kitel. W małym gabineciku pielęgniarek wypijam kolejną kawę. Tym razem sypaną. Smakuje znacznie gorzej niż ta domowa, dosypuję więcej cukru. Przez chwilę przysłuchuje się rozmowie kilku koleżanek z pracy - koleżanki z pracy wciąż brzmią na mnie egzotycznie - w końcu mnie wołają.
Do Ciebie.
Dzień dobry, mówię z uśmiechem na twarzy, bo znam i Twoje oczy, i Twoje wąsy. Chociaż głosu prawie wcale. Podobne oparzenia do Twoich też nie są mi obce, nieomal automatycznie sięgam po odpowiedni eliksir i gazę.
Mam zimne ręce, przepraszam, to już taka przypadłość - Czy to tylko dłoń? - pytam po chwili milczenia, które wcale mi nie ciąży - Dobrze, że nie dosięgło i wąsów - dodaję tonem żartobliwym i uśmiecham się przy tym. Do Ciebie.
Te wąsy, wyznam ci w sekrecie, zawsze robiły na mnie ogromne wrażenie. Byłoby szkoda stracić je w ten sposób.
Arvo Dolohov
Arvo Dolohov
Tuła
40 lat
błękitna
za Raskolnikami
twórca masek, raskolniczy kolekcjoner
https://petersburg.forum.st/t1493-arvo-dolohov#7714https://petersburg.forum.st/t1626-arvo-dolohovhttps://petersburg.forum.st/t1625-bohun

Pią 09 Mar 2018, 19:19
Pospiech był wrogiem postępu. Nikt nie musiał mu o tym mówić, zdawał sobie z tego sprawę wystarczająco, by ponad ilość zawsze stawiać jakość; historia zaś sama podsuwała systematycznie kolejne przykłady porażek powodowanych wariackim wyścigiem szczurów. To wystarczało, aby próbować nie wpaść w jej błędne koło. Odgradzał się od niego bukowymi drzwiami, zamykanymi już teraz jedynie z przyzwyczajenia – dom przez większość czasu stał pusty. Rybka pływająca w akwarium w salonie nigdy nie mąciła ciszy charakterystycznej dla mieszkań zajmowanych przez jednego lokatora. Była tak do bólu cicha, że gdyby nie przypomnienia przysyłane przez Fokę, zwolniłaby miejsce na komodzie już kilka lat temu. Smęd i łasica nigdy nie szukały głośnych zabaw. Tupot ich małych nóżek z czasem stał się melodią domu, jak woda ściekająca z niedokręconego kranu czy rytmicznie przesuwająca się wskazówka sekundowa. One również tworzyły część tej bariery. I sprawiały, że, jak w każdej barierze, w niej też pojawiały się mikropęknięcia, przez które pospiech wślizgiwał się wąskimi nitkami niezauważalnie jak zaraza.
Katastrofa nie była już tak niezauważalna. Łopotała w powietrzu głośno, prezentując się dumnie niczym flaga zatknięta przez zwycięzcę na terytorium wroga – w miejscu ostatniego bastionu, po zdobyciu którego wszystko inne przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie. To nieszczęście zawłaszczyło sobie jego uwagę, co przypłacił rozległym poparzeniem prawej dłoni i niewielkiej części przedramienia. Kuchenka i szafki zalane żywicą to nic wielkiego; korzystając z nich jedynie w wyjątkowych okolicznościach (jak ta dzisiejsza, kiedy należało żywicę roztopić w klasyczny sposób, nie znacząc jej magią) nie odczuje ich tymczasowego wyłączenia z użytku. Do wakacji i powrotu dzieci wciąż pozostawało jeszcze dużo czasu.
Na wszystko zawsze miał dużo czasu, nawet do Hotynki z tym poparzeniem nie udał się od razu, uśmierzając ból eliksirem kojącym (parę lat temu otrzymanym od przyjaciela ze Szwecji). Działanie naparu ustawało wyjątkowo szybko i praca nad maskami zaczynała iść coraz wolniej i wreszcie nawet najprostsze czynności urastały do rangi niemożliwych do wykonania bez zaznania choćby odrobiny odpoczynku. Na ten nie mógł sobie pozwolić. Spotkanie ze Starszyzną miało odbyć się lada dzień, a wciąż było zbyt wiele do zrobienia. W takich chwilach żałował, że nie potrafił manipulować czasem; że pozostawał pod nieubłaganym władaniem wskazówek zegara, samemu nie umiejąc naginać ich pod własne potrzeby. Nie skarżył się jednak wcześniej i teraz też nie mógł tego zrobić. Nawet wśród swoich nie wypadało o niektórych potrzebach mówić choćby szeptem, jeżeli bezpośrednio ich to nie dotyczyło.
Podwinął rękaw, by pokazać Élodie resztę oparzenia. Był wdzięczny za tę ciszę, za pomoc, za zrozumienie. Za obecność i słowa, których potrzebował, lecz dopiero tu, teraz, pośród magomedycznego sprzętu zdał sobie sprawę z tego, jak ostatnimi czasy brakowało mu zwyczajnej, ludzkiej życzliwości i uśmiechu.
- Może okazałoby się, że bez nich wyglądam lepiej? Na pewno ich brak by mnie odmłodził. – Śmiech, prawie szczery, lekko podszyty jednak zastanowieniem. Może nie tylko wewnętrznie powinien nad sobą popracować, może Romka chętniej przyjęłaby go całkiem odmienionego.
Élodie Osyena
Élodie Osyena
Gabinet przyjęć 678672112242a76f494280a77d2eee5d
Petersburg, Rosja
29 lat
czysta
za Raskolnikami
pielęgniarka
https://petersburg.forum.st/t719-elodie-osyenahttps://petersburg.forum.st/t1840-elodie-osyena#8638https://petersburg.forum.st/t1839-elodie#8637

Sro 14 Mar 2018, 12:21
Coraz częściej dochodzę do wniosku, że czas jest jedynie abstrakcją.
Już dawno przestałam zauważać jego upływ. Dnie i noce toczą się podobnie nieśpiesznym, wręcz uśpionym, rytmem. Mam wrażenie, że bodźce zewnętrzne docierają do mnie stłamszone, jakby cały świat znajdował się daleko ode mnie, dzieliła nas przepaść, przez którą tylko w kilku wąskich miejscach możliwe jest spotkanie.
Mojego rytmu nie wyznaczają wschody czy zachody słońca – zmiany w szpitalu nie trzymają się sztywnych reguł dnia, a często biorę ich przecież zbyt wiele. Zgadzam się na łatanie dziur moimi rękoma.
Równie mocno dziwi mnie widok słońca jak i ciemnej nocy, kiedy wychodzę wreszcie z Hotynki. Równie mocno dziwi, jak nie wzrusza.
Mój rytm wyznaczają kartki z różnych zaułków świata, wypisywane pośpiesznie zakrzywionym pismem Brożka. Choć słów na nich niewiele – każda opowiada inną historię. Pobrudzone ziemią, pogniecione plecakiem, wyblakłe dłuższych niż tu promieni słonecznych. Wiesz, początkowo chciałam magnezami przyczepiać je do lodówki – ale zbyt śmiały wydał mi się ten pomysł, kolorowe zdjęcia obscenicznie zdawały się odstawać od reszty szarej kuchni.
Więc chowam je tak po ulubionych książkach czy wkładam do torby, by w każdym momencie dnia bądź nocy poczuć trochę braterskiej bliskości.
Już przestał zapraszać mnie na swoje krańce świata, znudziły mu się kolejne odmowy.
W końcu – chyba jestem potrzebna właśnie tu. Teraz, przez kilka najbliższych minut, Tobie. Za pół godziny innej osobie. A wieczorem nawet i całej garstce.
Na minut kilka staje się integralną częścią ich życia, czasem przynosząc ulgę – a czasem złe wiadomości. Pojawiam się i znikam, w pamięci zastępuje mnie widok uzdrowiciela, pani ze sklepiku czy tysiąc innych twarzy, spotykanymi każdego dnia.
Starannie dbam o to by, od stop aż po kres warkocza, nie rzucać się w oczy.
Bo i po co?
Widząc stan poparzenia – zwlekałeś z przyjściem tutaj! – kręcę głową, choć oszczędzam ci wymówek. Uważnie zerkam tylko spod wpadającej do oczu grzywki, niemo pytając dlaczego?
Dlaczego nie pojawiłeś się wcześniej?
- Odmłodził? Może… - w moim głosie wyraźnie wybrzmiewa powątpiewanie, a sama mam wrażenie, że spotkałam się wcześniej z podobnym zdaniem. Ta świadomość trochę kłuje mnie w okolicy serca i na chwilę zabiera dech, dłoń drży lekko sięgając po kolejny gazik. Podświadomość okrutnie podsuwa mi przed oczy obraz dwójki ludzi i ciepła, i zapachu zupy, i wybrzmiewającego śmiechu. Widzisz, ta dziewczyna przypomina trochę mnie, chociaż nie mogłaby być bardziej obca. Nosi taki sam warkocz i podobny kitel, ale w jej oczach jest coś (życie?) czego w swoich nie widziałam już od dawna.
Ta dziewczyna i jej perlisty śmiech gładzą jego brodę, zabraniając jakichkolwiek w nią ingerencji – i z całych sił odpieram to wspomnienie. W końcu nic już z niego nie zostało.
Wiesz, brody też już może nie być – ale tego akurat nigdy się nie dowiem – Miałbyś pewnie duży problem z poznaniem się w lustrze – stwierdzam po chwili i wzruszam ramionami, sama nie wiem – Poza tym, szkoda pozbywać się czegoś tak majestatycznego – teraz i ja się śmieję, i puszcza ucisk żołądka, oddech wraca na normalne tory. Coraz krótsze mam te momenty przestoju. I bólu już nie ma, wiesz? Przynajmniej tego paraliżującego. Który zamykał mnie w sobie i nie pozwalał ruszyć o krok.
To prawda, czas potrafi zaleczyć wszystkie rany – Nie potrafiłbyś zrobić odpowiedniej maski by sprawdzić jakbyś wyglądał? – pytam. To może pomysł idiotyczny, ale zaciekawiła mnie ta wizja.
Trochę też przeraziła. Wyobrażasz sobie ludzi dosłownie przywdziewających maski w codziennym życiu? W końcu wszyscy to robimy, nie zaprzeczę, ale metaforyczność zawsze wydaje się mniej straszna.
Arvo Dolohov
Arvo Dolohov
Tuła
40 lat
błękitna
za Raskolnikami
twórca masek, raskolniczy kolekcjoner
https://petersburg.forum.st/t1493-arvo-dolohov#7714https://petersburg.forum.st/t1626-arvo-dolohovhttps://petersburg.forum.st/t1625-bohun

Pon 19 Mar 2018, 06:03
Nie myślałaś nieraz o tym, by odpocząć? Nie uciec – ucieczki nigdy nie należały do najrozważniejszych i najchwalebniejszych rozwiązań jakichkolwiek problemów – ale właśnie odpocząć. Nabrać zdrowego dystansu. Wyciszyć się w miejscu, w którym nic nie przypominałoby o codzienności; o życiu, którym nieustannie, wedle wyznaczonego z góry, przez społeczne konwenanse trybu próbowało się żyć.
Arvo nie raz nachodziła taka ochota, bardziej przypominająca kaprys niż rzeczywistą potrzebę. Trochę, żeby samemu sobie zrobić na złość – że może, że sam siebie nie powstrzyma i że na pewno nie zrobi tego nikt inny; żeby oderwać się od politycznego bełkotu, którym co dzień zalewała go prasa, telewizja, radio, nawet rodzina i klienci, jakby to był jedyny, słuszny temat inteligenckich rozmów, bo cała reszta wydawała się być przy tym zwyczajnie śmieszna i mała. Ale trochę też dlatego, by sprawdzić, jak długo byłoby się w stanie oderwać od skrupulatnie pielęgnowanych przyzwyczajeń. Nie wstawać dwadzieścia minut po szóstej, ale za dwadzieścia dziesiąta. Zastąpić panforte di siennę kombuchą albo sokiem jabłkowym, najlepiej tym domowym, którego słodycz należy łamać dużą ilością wody. Wychodzić ze smędem przynajmniej dwa razy na półgodzinny spacer, a nie wypuszczać go na ogród, z którego kilkukrotnie udało mu się czmychnąć i jedynie dzięki uprzejmości czujnych sąsiadów zawsze wracał do domu. Pojechać na drugi koniec Federacji, gdzie azjatycka kultura kokieteryjnie puszcza oko z każdego zakamarka, nie zaś jedynie znużonym, wiecznie otwartym okiem sklepowej witryny w chińskich zaułkach Petersburga czy Moskwy obserwuje prawdopodobnie tych samych, mijających ją co dzień przechodniów.
To byłoby odświeżające doświadczenie. Jak wieczorne zmycie z siebie zmęczenia, które przez cały dzień gromadziło się na skórze, zaczynając tworzyć pancerz pełen zgryzoty i uszczypliwości.
Jak przemycie czystym gazikiem oparzenia, balsamującego zaczerwienione i pełne pęcherzyków miejsce.
Udawał, że nie widzi w jej wzroku tego niemego wyrzutu, spojrzenie przenosząc zapobiegawczo na delikatne dłonie, wprawnie, niemal mechanicznie powtarzające wyuczoną sekwencję ruchów. Przez lata wprawił się w sztuce przymykania oczu na niewygodne sprawy, choć żadna to chwalebna umiejętność. Unikanie konfrontacji wcale nie musiało być oznaką bycia niekonfliktowym, dużo częściej przypisywało się to tchórzostwu i umywaniu rąk. A to nie przystawało Raskolnikowi. Nie przystawało ojcu i mężowi. Nie przystawało człowiekowi.
- Może – zawtórował Élodie, zastanawiając się, czy przeglądanie się w lustrze stanowiłoby aż tak wielki problem. Częściej swoją własną twarz widział w odbiciu w szybie; w przelotnym mgnieniu na szybce, za którą w ramce uśmiechała się do niego Romka – wtedy na chwilę znów stawali się jednością, by z kolejnym jego krokiem przez pokój lub jej ruchem na zdjęciu znów rozmyć się i wrócić na obecne miejsca. Z dala od siebie.
Zastanawiał się chwilę za długo, aż trudno było wyczuć, czy jednym słowem uciął jej próby podtrzymania dłuższej rozmowy; czy aż tak niewygodny stał się dla niego temat pracy. Wciąż bez słowa podwinął bardziej rękaw koszuli, by mogła zająć się teraz nie wyglądającym aż tak strasznie przedramieniem.
- Czy ty mi rzucasz wyzwanie? – Taka maska nie byłaby trudna do stworzenia, właściwie był w posiadaniu podobnej, nigdy jednak nie starał się zaledwie częściowo modyfikować własnego wyglądu, zwykle przybierając całkiem obce sobie twarze.
Nie dowiedział się. Do Hotynki ściągnięto grupę studentów poważnie rannych po wybuchu kociołka z, jak pokrótce poinformowano Élodie, eliksirem imitującym kwas. Natychmiastowa pomoc wszystkich pielęgniarzy i pielęgniarek okazała się w tym przypadku niezbędna, więc kobieta dokończyła pospiesznie opatrywanie dłoni Arvo i z przepraszającym uśmiechem zapewniła, że jeszcze się spotkają.

Arvo i Élodie z tematu
Tsisia Janashvili
Tsisia Janashvili
Gabinet przyjęć 9HnkR8p
Tibilisi, Gruzja
28 lat
wilkołak
błękitna
neutralny
magomedyk
https://petersburg.forum.st/t2054-tsisia-janashvili#11648https://petersburg.forum.st/t2058-tsisia-janashvili#11689https://petersburg.forum.st/t2059-tsisia#11690https://petersburg.forum.st/t2060-szalwia#11693

Wto 08 Sty 2019, 23:36

04.08.1999


W środę wszędzie jest daleko, do końca tygodnia, dyżuru, do stołówki, a Tsisi było bardzo niezręcznie poprosić pielęgniarkę o przyniesienie ciepłej herbaty, poza tym, że nie zakres obowiązków, to Darja była w podobnym wieku, co jej matka. Generalnie Cyzia trudno się przełamywała do tej hierarchii, w której zajmowała dość stabilny średni szczebelek, ale ledwie chwilę temu była stażystką, która ręce najlepiej mieć przy sobie, aby się i kogoś przypadkiem nie popsuć lub co gorsza sprzętu. Pozostała, więc przy zimnej herbacie, z której osad oblepił ciemnymi plamami ścianki szklanki z przydymionego szkła. Jak mawiał starszy uzdrowiciel z Munga środa to środkowy palec tygodnia, potem dodawał “teraz kurwa z góry”. W głoszeniu tej dobrej nowiny nie przeszkadzało mu ani trochę siedzieć siedem dni i więcej w lecznicy, jak z góry, to góry.
Skończyła wypełniać skrupulatnie dokumentację po poprzednim pacjencie, starannym, lekko pochyłym pismem, całkowicie czytelnym zajęła dwie sekcje kartoteki, Rymsza znowu zacznie wzdychać i sapać, jak ranny bełt, gdy pacjent do niego trafi na oddziale, chyba, że dziś przyjmuje Masłowski - Polak z kryzysem średnim uprawiającym karate czy inne jujutsu, bo ten zaparafuje jej diagnozę i rzuci standardowym zestawem eliksirów. Wzięła łyk zimnej herbaty, no lepiej nie będzie. Spojrzała na następną kartotekę, nie musiała zaglądać do środka - zielona, prawie neonowo jasna, wstęga na okładce była jasna pokąsanie przez jarchuki.
Otworzyła drzwi i stanęła w progu gabinetu, prawie nikt tego nie robił. Nawet doszły ją słuchy o zakładach o to, kiedy znudzi jej się ta zachodnia fanaberia. Niedoczekanie.
- Pan Bryusov.
Cyzia zajęła miejsce za biurkiem.
- Jak się pan czuje? Pojawiły się zmiany od ostatniej wizyty? - Spokojne, metodyczne pytania. Spojrzała na pacjenta z uwagą.
Yevgeny Bryusov
Yevgeny Bryusov
Gabinet przyjęć Tumblr_o28ze2K5v91utqx1so1_400
Irkuck, Rosja
20 lat
wilkołak
nieznana
neutralny
często zawodzi
https://petersburg.forum.st/t1882-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1883-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1884-nie-wywoluj-wilka-z-lasuhttps://petersburg.forum.st/t1885-myszkin

Czw 10 Sty 2019, 20:46
Ostatnio dni tygodnia zlewały się w jedną całość, tydzień po tygodniu, siedem dni, które odmierzał jedynie za pomocą poniedziałków, w które mieszkająca za cienką ścianą starsza sąsiadka wygrywała godzina w godzinę, pierwszego dnia każdego tygodnia tę samą melodię, której nazwy nie potrzebował, żeby szczerze nienawidzić każdego dźwięku, który bez precedensu przebijał się przez dzielącą ich cienką, gipsową granicę. Mógłby ją kiedyś zagryźć, raz na zawsze zakończyć budzenie się w poniedziałek rano do granej na pianinie suity.
Czuł się zmęczony, siedział przy stole jednego z gabinetów i stukał cicho palcami o blat, jakby miał powód żeby spieszyć się gdzieś lub do kogoś. Zdawał sobie sprawę, jak źle to wyglądało. Nawet Lucija zauważyła, że coś jest nie tak, ludzie oglądali się za nim, bo teraz, poza konstelacją blizn przecinających bladą twarz, prawa noga uginała się niechętnie, kując iskierkami bólu nagle, co jakiś czas i zupełnie niespodziewanie. Przynajmniej jest spokojnie, przynajmniej daleko do pełni, jeszcze trochę czasu zanim cienie znów przylegną do karku z bolesną sztywnością, zanim starsza pani z mieszkania obok wygra swoją ostatnią rapsodię.
Uniósł głowę, zmierzył wzrokiem nieznajomą. Wiedziała? Yevgeny zmarszczył lekko czoło, prostując się na krześle i nachylając nieco do przodu, na moment zawieszając przenikliwe spojrzenie na zapiętej na piersi kobiety broszce, po czym przenosząc wzrok bezpośrednio na nią, nienauczony obycia w towarzystwie, nawiązując bezpośredni kontakt wzrokowy.
- Nie. – odparł bez dłuższego zastanowienia, wyłamując palce u rąk i zaciskając je na kieszeni materiałowych spodni. – Nie wiecie co z tym zrobić. - stwierdził zaraz spokojnym tonem, lecz niezbyt uprzejmie. Nie zdziwiłby się, gdyby kobieta potraktowała go w taki sam sposób, jak wszyscy, bo - spójrzmy prawdzie w oczy - wyglądał okropnie. Miał rozczochrane włosy, spośród których pojedyncze kosmyki skleiły się w grubsze pukle, lewe oko zaszło czerwienią, a on sam nie dodawał sobie wiele uroku postawą skrzywdzonego przez życie psa, gotowego ugryźć każdego, kto wysunie ku niemu dłoń.
- Wystarczy eliksir przeciwbólowy. - ale skoro już tu był, mógł równie dobrze wyciągnąć jakieś korzyści.
Tsisia Janashvili
Tsisia Janashvili
Gabinet przyjęć 9HnkR8p
Tibilisi, Gruzja
28 lat
wilkołak
błękitna
neutralny
magomedyk
https://petersburg.forum.st/t2054-tsisia-janashvili#11648https://petersburg.forum.st/t2058-tsisia-janashvili#11689https://petersburg.forum.st/t2059-tsisia#11690https://petersburg.forum.st/t2060-szalwia#11693

Pią 11 Sty 2019, 19:40
Uznała, że odpowiedzi na swoje pierwsze pytanie nie uzyska. Pewne oznaki było widać gołym okiem, przelotnie prześlizgnęła się wzrokiem po kartotece upewniając się co do jego wieku. Zapamiętała, że jest młodszy od niej, a wygląda gorzej, zmarnowany, przerzut i wypluty w rynsztok. No cóż nie jest w stanie zweryfikować na ile to niedawne pogryzienie wpływa na ogólny stan chłopaka, a na ile to jego stan naturalny. Cyzia nie naciska, to do niego należy ile chce jej powiedzieć, a do niej, żeby spróbować wyciągnąć więcej lub zaakceptować, że nie dowie się więcej. To był problem siedzenia na oddziale ratunkowy - dla większości zgłaszających się osób była obca, nieznana i bardzo przypadkowa, wyjątkiem był nieudolny samobójca-bumerang, kilka starszych osób zbyt zaniedbanych, żeby samodzielnie żyć, a i tak mieszkali dalej w swych odrapanych kamienicach na Mahala i barwne, choć stale zmieniające swoją liczebność, towarzystwo eksperymentatorów wszelakich substancji stymulujących.
- To dobra wiadomość - dodaje z lekkim uśmiechem. Stabilnie rokuje lepiej, niż zmiany dynamiczne, naprawdę to pocieszające, pomimo paskudnych statystyk opublikowanych niedawno w Nowym Mirze. Nawet jej broszka lekko bardziej zielono pobłyskuje, choć z refleksami żółtymi, dalej nie jest to specjalnie ciekawa biżuteria, ładna, z urokiem, ale nie są to żadne wyjątkowe brylanty czy legendarne perły.
- Poza leczeniem zachowawczym to prawda - z roztargnieniem postukała palcami w teczkę, w której była dokumentacja Yeva, - jak również to, że wszystkie dostępne siły zostały rzucone do szukania leku. - Uznała jego słowa za wyraz rozgoryczenia, jej też towarzyszyło od jakiegoś czasu, a które próbowała ignorować.
- Tak, jasne. Te dolegliwości są silne? Nasilają się w ciągu dnia czy przy wykonywaniu konkretnego ruchu? A jeszcze zbadam ranę, więc proszę przejść na leżankę - machnęła w jej stronę, gdzie za parawanem na skajowym obiciu twardego materaca rozciągnięte było cienkie prześcieradło z flizeliny.
W międzyczasie otworzyła kartotekę Yevgeny’a na ostatniej wizycie. W oczy rzuciła się krótka notatka pielęgniarki dotyczącej wilkołactwa. Przeczesała włosy, wisiorek leżał w szufladzie, po spacerze z Edną uznała, że nie powinna tak polegać na zwykłej rzeczy. A zapach jaki rozchodził się od chwili po gabinecie był nieco inny, odlegle znajomy, choć nazwać go nie potrafiła, bo skąd. Do teraz myślała, że to ma po prostu związek z jarchukami.
Yevgeny Bryusov
Yevgeny Bryusov
Gabinet przyjęć Tumblr_o28ze2K5v91utqx1so1_400
Irkuck, Rosja
20 lat
wilkołak
nieznana
neutralny
często zawodzi
https://petersburg.forum.st/t1882-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1883-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1884-nie-wywoluj-wilka-z-lasuhttps://petersburg.forum.st/t1885-myszkin

Nie 20 Sty 2019, 22:08
Coś się zmieniło, choć nie był do końca pewien, w którym momencie. Zapach pobudzał tłumiony niepokój i niechętne, zmęczone zmysły, które nagle wyostrzyły się, lecz zupełnie bez celu, nie wiedząc, na czym (na kim?) powinny się skupić. Był zmęczony, a zwolnienie tempa przyprawiło go tylko o niepotrzebny ból głowy i wrażenie, że gdyby teraz położyłby się na podłodze, zasnąłby od razu i obudził się dopiero następnego dnia popołudniu. Ale stał prosto, nie oparł się o krzesło (po co kusić los) i skierował wzrok bezpośrednio na kobietę, jakby oczekiwał dostrzec w niej coś więcej, niż faktycznie widział.
- No tak. – ni to przyjemne, ni pełne zrozumienia, wypowiedziane chyba tylko dlatego, żeby móc obdarzyć kobietę dosyć nieuprzejmym uśmiechem. Magomedyczka nie wyglądała za specjalnie przejętą, co, gdyby się zastanowił, powiązałby wpierw ze znużeniem pracą, która w ostatnich dniach musiała przybrać dosyć monotonny tor, dopiero na drugim miejscu, zastanowił się, czy Tsisia przypadkiem nie jest taka z natury. Towarzyska.
- Jak wiele osób zostało pogryzionych? – spytał, nagle spokojniej, z postawą kogoś, kto ma – lub sądzi, że ma – wszystko pod kontrolą. Jeszcze przez chwilę stał w miejscu z miną, jakby rozważał natychmiastowe wyjście z sali jako jedną z opcji, w końcu podchodząc jednak w stronę leżanki i siadając na twardym materacu, przykrytym cienką warstwą włókna. Podwinął nogawkę materiałowych spodni, dając kobiecie pełny wgląd na ranę, która co prawda nie krwawiła, lecz wciąż jarzyła się intensywnym odcieniem czerwieni, otoczona siwo-bordową plamą czegoś, co uznał za wyjątkowo uporczywy siniak.
- Nasilają się kiedy wstaję, czasami podczas chodzenia. – mruknął, obserwując, jak nieznajoma odczytuje informacje z jego karty, wypisanej przez którąś z pielęgniarek. – Nie mogę pozwolić sobie na ciągłe siedzenie w domu. – dodał zaraz, jakby chciał się usprawiedliwić, choć uczucie niepokoju zaiskrzyło nieprzyjemnym dreszczem, kiedy Gruzinka wciąż przyglądała się opakowanej we fluorescencyjną teczkę kartce. Nie sądził, żeby mogło w niej być nic ciekawego, nie pamiętał zresztą, co wypisano na jego temat ostatnim razem. Rzadko przykuwał uwagę do takich rzeczy, gdyby nie te kilka szkolnych lat, można by nawet spekulować, że nie umiał czytać wcale.
Tsisia Janashvili
Tsisia Janashvili
Gabinet przyjęć 9HnkR8p
Tibilisi, Gruzja
28 lat
wilkołak
błękitna
neutralny
magomedyk
https://petersburg.forum.st/t2054-tsisia-janashvili#11648https://petersburg.forum.st/t2058-tsisia-janashvili#11689https://petersburg.forum.st/t2059-tsisia#11690https://petersburg.forum.st/t2060-szalwia#11693

Wto 22 Sty 2019, 11:18
Ile osób było poszkodowanych? Cisnęło się powiedzieć, że dużo. Za dużo. Miała wrażenie, że od ponad miesiąca nie zajmowała niczym innym się lub zwyczajnie tęskniła za czasami, kiedy wyzwaniem dla jej wiedzy i wyszkolenia uzdrowicielskiego, były skutki nadmiernie burzliwej reakcji w domowym kociołku. Po prawdzie w swej krótkiej karierze zawodowej, to Tsisia mało miała takich spokojnych okresów. Z deszczu pod rynnę - z partyzanckiej wojny domowej, której pobudek nie do końca rozumiała w Anglii, prosto w głęboki kryzys w domu.
- Do szpitala zgłosiło się ponad sto osób. - Jak dotychczas, może już nowych pacjentów nie będą mieć, każda hodowla była ograniczona, ale nie wykluczała wypływania trupów, co będzie wodą na młyn paniki.
Podniosła wzrok znad dokumentacji, przywołując się z powrotem do gabinetu i skupieniu się na przeprowadzeniu badania do końca. Obserwowała swojego pacjenta, była przekonana, że zaraz jej trzaśnie drzwiami, gdy zaczęła się dopytywać. Skoro do tego nie doszło, to pozostało umyć dłonie i ubrać rękawiczki, tym bardziej, że ostatnie czego by sobie życzyła, to dodatkowo nadkazić ugryzienie.
- Dobrze, zbadam palpacyjnie okolicę ugryzienia, gdyby bolało proszę mówić, znieczulę zaklęciem.
Stanęła przy boku leżanki, metodycznie dotykając skórę wokół rany i jej brzegi, nie sączyło się, ale rana nie goiła się, jak oczywiście mogła się spodziewać. Czuła, że tkanki pod i wokół są inne, zajęte stanem zapalnym, który na razie tlił się i organizm sobie z tym radził, ale wiedziała, że w końcu dojdzie do przełamania, postępującej martwicy albo do masywnego zakażenia.
- Vadesta - zakręciła nad nogą Yeva różdżką, która wyciągnęła z specjalnej kieszeni uniformu medyka.
Magiczna diagnostyka nie dała jej bardziej pogłębionych wyników, niż w przypadku klasycznego macania, tyle ma do powiedzenia magia w kwestii medycyny. Już mugole używali lepszego sprzętu, o co będzie musiała podpytać Balasza, jak tylko go zobaczy, w końcu uczły się na niemagicznym uniwersytecie. Może udałoby się załatwić sprzęt do Hotynki i przeszkolić kilka osób.
- Jest stabilnie, rana się nie powiększa. Objawy, które pan opisuje są skutkiem uszkodzenia mięśni, które nie goją się, ale organizm radzi sobie z tym. Pije pan wywar tojadowy? W takim wypadku dawkę eliksirów przeciwbólowych w okolicy pełni należy odpowiednio zmodyfikować - wyjaśnia wracając za biurko. Rękawiczki lądują w koszu, a że powinno się myć ręce po i przed założeniem na nie ochrony, wstaje z powrotem do umywalki.
- Mam sprawdzoną rozpiskę - dodaje wycierając dłonie. Sprawdzoną na sobie, bo mikstury przeciwbólowe pomagają trochę zmniejszyć ból przemiany, ale osłabiają tojad, który dla Tsisi jest w tym całym bałaganie najważniejszy, pomimo masy działań ubocznych i tak naprawdę cały czas przepis jest udoskonalany.


Ostatnio zmieniony przez Tsisia Janashvili dnia Wto 22 Sty 2019, 11:24, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Wto 22 Sty 2019, 11:18
The member 'Tsisia Janashvili' has done the following action : Kostki


'k6' : 3
Weles
Weles

Sob 30 Mar 2019, 15:01
Wciąż coś się działo. Wciąż coś ktoś od kogoś chciał. Nie było chwili spokoju, żadnemu pacjentowi nie dane było poświęcić odpowiednio wiele czasu i uwagi.
Chwile takie jak ta, kiedy Tsisia Janashvili miała możliwość przeprowadzić względnie rozbudowany wywiad i jeszcze skontrolować stan niegojącej się, nieustannie jątrzącej rany, należały do wyjątków – to były te tajemnicze luki w czasie, martwe punkty na linii wzroku Rodzanic, przez które można było się prześlizgnąć, stanąć w nich i mieć nadzieję, że nie zwróci się na siebie uwagi boskich sił dopóki nie załatwi się własnych spraw do końca. Niestety Yevgeny najwyraźniej w ostatnich tygodniach miał poważny zatarg z bogami, ponieważ z ich strony nie spływała na niego żadna łaskawość.
Już w trakcie wyjaśniania mu przez magomedyczkę stanu, w jakim obecnie się znajduje, u drzwi gabinetu rozległo się pukanie – dla normalnego, ludzkiego ucha na tyle ciche, że mogłoby zostać niedosłyszalne w szumie szpitalnej codzienności, jednak dla dwójki wilkołaków nie pozostawiające wątpliwości, że ktoś już próbuje zaprzątnąć Tsisii głowę kolejną sprawą, na pewno z półki tych niecierpiących zwłoki. Bo na oddziale ratunkowym nie było żadnych mniej pilnych, nigdy.
Kolejny odgłos dobijania się do drzwi – równie nienachalny, nieco nieśmiały – wtrąca się w krótką chwilę ciszy między Janashvili, a Bryusova dopiero po dwóch minutach. Tym razem jednak drzwi uchylają się nieznacznie i w przerwie między nimi a futryną pojawia się pociągła, ziemista twarz z wielkimi jak spodki oczyma i okolona kurtyną mysich włosów. Coś w tych oczach wywoływało zaniepokojenie; były zbyt ciemne, jak na tę porę dnia, jakby wcale nie reagowały na sączącą się z okien i lamp ilość światła.
- Przepraszam? Mogę? W recepcji skierowano mnie tutaj. To… To pilna sprawa. Nie zajmę dużo czasu. – Głos wydobywający się z ust kobiety jest chropowaty, niepokojąco przywodzący na myśl skojarzenie z zardzewiałymi nożyczkami, z których nieudolnie próbuje się korzystać.
Tsisia Janashvili
Tsisia Janashvili
Gabinet przyjęć 9HnkR8p
Tibilisi, Gruzja
28 lat
wilkołak
błękitna
neutralny
magomedyk
https://petersburg.forum.st/t2054-tsisia-janashvili#11648https://petersburg.forum.st/t2058-tsisia-janashvili#11689https://petersburg.forum.st/t2059-tsisia#11690https://petersburg.forum.st/t2060-szalwia#11693

Sro 03 Kwi 2019, 22:52
Zgodnie z obietnicą wypisała zapotrzebowanie Yevowi na eliksiry przeciwbólowe oraz dołączyła rozpiskę, gdyby, jednak zdecydował się na połączenie leków z tojadem. Pierwsze pukanie zignorowała, jej praca składała się z wiecznego przerywania, ale tak długo, jak nie widzi następnego pacjenta, nowej, małej katastrofy, to może ją ignorować z czystym sumieniem, potem kolejność za nią załatwia stary, dobry sprawdzony triaż.
Akurat kończyła uzupełniać dokumenty, gdy drzwi gabinetu się otworzyły, z czego ochoczo skorzystał jej pacjent by wyrwać się na wolność spod ostrzału nadmiernej uwagi. Wymazała jeszcze wzmiankę zapisaną przez pielęgniarkę o wilkołactwie Bryusova, pomimo tego, że kartoteki były poufne, nie miała złudzeń, że takie informacje są cenne i kuszące dla różnych osób. Tsisia była uprzywilejowana, więc mogła liczyć na ochronny parasol, który niestety był niedostępny dla chłopaka. Tacy byli jeszcze bardziej spychani na margines, w końcu co z oczu, to z serca społeczeństwa, a Starszyzna takimi osobnikami gardziła i pewnie niejeden samotny wilk kończył w miejscach, w których swobodnie dostarczał materiału do badań, których nigdy nie było lub oficjalnie były prowadzone lata temu. Powoli informacje o rzekomych ośrodkach naukowych zajmujących się również genetyką przesączały się do szerszego obiegu w ramach teorii spiskowych.
- Dzień dobry. Tak, proszę - pokiwała głową na krzesło po drugiej stronie biurka.
Alarmujące szczegóły w wyglądzie kobiety rzuciły się w oczy Janashvili, bardziej przez wyszkolenie medyczne i doświadczenie, niż wilcze zmysły. Przyczyny mogły wynikać z chorób, przyjmowanych leków lub używek. Wyglądała na jędzowatość, ale to niczego nie przesądzało.
- Z czym pani przychodzi? - Tsisia, jak zawsze stara się z uwagą i bez uprzedzeń podchodzić do kolejnego przypadku.
Weles
Weles

Nie 07 Kwi 2019, 20:45
Hotynce potrzebni byli tacy magomedycy – którzy już na pierwszy rzut oka potrafili ocenić, co danemu pacjentowi dolega, albo chociaż zawęzić do minimum możliwości chorób do rozpatrzenia; którzy działali sprawnie; którzy w tych trudnych dla każdego dniach brali na swoje barki więcej niż mogli udźwignąć i jeszcze ze zmęczonym uśmiechem na ustach prosili o więcej.
Tsisia, nim jeszcze jej nowa pacjentka zdradziła powód swojej wizyty, bezbłędnie rozpoznała doskwierający kobiecie „problem”. Smukła sylwetka nieznajomej usunęła się w progu, przepuszczając Yevgenyia, a spojrzenie zaszło mgłą smutku. Naprawdę nie chciała zajmować Janashvili dużo czasu. Po prawdzie miała nadzieję, że uda jej się załatwić swoją sprawę w międzyczasie – gdy obecny pacjent będzie się ubierał albo czekał na jakiekolwiek dalsze instrukcje ze strony magomedyczki. Poczucie winy, że jej nieoczekiwane wtargnięcie wypłoszyło z gabinetu młodzika, rozlało się na jej pociągłej twarzy i cała jej postać znacznie się zmniejszyła. Ściągnięte do przodu ramiona tylko potęgowały obraz nędzy i rozpaczy, jaki kobieta sobą reprezentowała.
- Dzień dobry. Chodzi o to… Chodzi o to, że eliksiry przestają działać i boję się, boję się, że zrobię krzywdę swoim dzieciom. – Słowa wypowiadała pospiesznie i niewyraźnie, twarz kryjąc w dłoniach, jakby nie potrafiła spojrzeć Tsisii w oczy. – Choruję na jędzowatość – dodaje pospiesznie, reflektując się, że uzdrowicielka może nie wiedzieć, jakie eliksiry przestają działać i w czym dokładnie tkwi natura problemu, jakim zaprząta jej głowę. – Od dwóch tygodni zauważyłam, że mój apetyt znacznie wzrósł mimo przyjmowania leków, a nie mogę pozwolić sobie na dodatkowe wydatki. Nie mogę. Proszę… Proszę, czy istnieją mocniejsze eliksiry? Czy prowadzone są jakieś eksperymentalne badania? Cokolwiek? – Głos jej się łamał, gdy w błaganie o pomoc wkradły się rozpaczliwe nuty. Zębami przygryzała wargi tak mocno, że w kilku miejscach wykwitły na nich rubinowe kropelki krwi.
Tsisia Janashvili
Tsisia Janashvili
Gabinet przyjęć 9HnkR8p
Tibilisi, Gruzja
28 lat
wilkołak
błękitna
neutralny
magomedyk
https://petersburg.forum.st/t2054-tsisia-janashvili#11648https://petersburg.forum.st/t2058-tsisia-janashvili#11689https://petersburg.forum.st/t2059-tsisia#11690https://petersburg.forum.st/t2060-szalwia#11693

Nie 14 Kwi 2019, 23:16
Tak to już z medykami, że w pracy nigdy nic na pół gwizdka i spędzali w niej więcej czasu, niż ich kontrakt zobowiązywał, bo zastępstwo, bo sprawa nagła i trzeba pomóc. Wszystko inne cierpiało przez to, bo o udanym i spokojnym życiu prywatnym współpracowników rzadko Tsisia słyszała, wypaleni, nieobecni, zmęczeni to materiał co najmniej słaby do budowania przyszłości. Gość we własnym domu. Janashvili nie była odstępstwem, jedynie narzucany ten sam tryb miesięczny powodował, że musiała wyhamować, ale może, dlatego starała się bardziej w międzyczasie. Nie chciała nikogo obciążać dodatkowo przez własną przypadłość.
Gdy pacjentka w końcu wyłoniła się cała zza drzwi, mogła jej się przyjrzeć i potwierdzić swoje wstępne przypuszczenie. Byłoby łatwiej, gdyby miała kartotekę, ale kobieta naprzeciw całą swoją postawą wręcz krzyczała, że dużo ją kosztowało przyjście do szpitala. Skinęła głową na znak, że słucha i chciała ją zachęcić, żeby mówiła dalej, więcej.
- Coś się stało w ostatnim czasie? Jakieś nieprzyjemne zdarzenie? - Tsisia szukała wyzwalacza, zaburzenia odżywiania, choć wrodzone były powiązane ze stanem psychicznym, w eliksirach na równi ze składnikami hamującym apetyt były środki stabilizujące nastrój czy uspokajające w dawce, która jeszcze pozwalała na w miarę normalne funkcjonowanie. Chwilowe załamanie byłoby lepsze, niż pogłębienie się choroby i wiązało się z różnym postępowaniem.
- Miewała panie jakieś natrętne, nawracające myśli, które panią zaniepokoiły, na przykład o dzieciach? I czy zwiększała pani dawki eliksirów po konsultacji z uzdrowicielem lub na własną rękę? W przypadku przewlekłych stanów pacjenci czasem sami modyfikują dawkowanie znając już swój organizm i reakcje na leki - dodała łagodnie. Mając nadzieję, że nie spłoszy chorej i nie poczuje się ona oceniana, bo Cyźka takiej intencji nie miała.
- Jest pewien program związany z nowym leczeniem, ale to sam początek - dodała z pewnym ociąganiem, choć była zobowiązana poinformować potencjalnego pacjenta. Miała duże obawy względem etycznego wymiaru projektu, który był mocno tajemniczy i obliczony na osoby zdesperowane oraz nie był prowadzony na terenie Hotynki czy Uniwersytetu.
- Wstępny etap łączy się z zamkniętą hospitalizacją trwającą dwa tygodnie do miesiąca.
Weles
Weles

Wto 23 Kwi 2019, 20:07
Na usta kobiety cisnęło się, że ostatnio jej życie to pasmo samych nieprzyjemnych, niefortunnych zdarzeń, jak zapewne u ponad połowy społeczeństwa, zamiast tego jednak pokręciła przecząco głową. Tak głupie gadanie nie przysłużyłoby się ani jej, ani tej uroczej uzdrowicielce, a psucie sobie wzajemnie krwi uszczypliwymi uwagami i łapaniem za słówka było w tym przypadku co najmniej nie na miejscu.
- Nic ponad to, co można zaobserwować na ulicach. Sądzi pani, że przyczyną może być stres? Odkąd zaczęła się ta sprawa z Czarnym Słońcem, myślę tylko o tym, czy we wrześniu będę mogła posłać dzieci z powrotem do Akademii. Czy to bezpieczne, czy tam nic nie będzie im groziło. – Dwie bezdenne, szkliste studnie oczu wpatrywały się w Tsisię jak w bóstwo, które jest w stanie udzielić jej odpowiedzi rozwiewającej wszelkie wątpliwości. – Nie zmieniałam dawkowania leków. Nigdy. Doktor Aznabaeva, która prowadzi mnie od pięciu lat, zaleciła, by w przypadku jakiejkolwiek zmiany udać się do niej na konsultacje. Do tej por nie było to potrzebne, a teraz… Teraz nie mogę się z nią skontaktować.
Łagodny ton Janashvili nie był całkiem uspokajający. Agnessa Govorova, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinna, czuła się osądzana i w obowiązku, by natychmiast wyprowadzić magomedyczkę z toku myślenia, który mógłby w jakikolwiek sposób sugerować, że pacjentka za nic ma zalecenia służby zdrowia.
Wyginając ze zdenerwowania palce, słuchała informacji na temat nowego programu związanego z leczeniem jędzowatości. Wyraz twarzy kobiety nie wskazywał jednak wcale na to, że byłaby chętna do dołączenia do niego.
- A kiedy… Kiedy miałby się rozpocząć?
Dzieci. Nie miałaby z kim zostawić dzieci, gdyby leczenie miało zacząć się jeszcze w sierpniu.
Tsisia Janashvili
Tsisia Janashvili
Gabinet przyjęć 9HnkR8p
Tibilisi, Gruzja
28 lat
wilkołak
błękitna
neutralny
magomedyk
https://petersburg.forum.st/t2054-tsisia-janashvili#11648https://petersburg.forum.st/t2058-tsisia-janashvili#11689https://petersburg.forum.st/t2059-tsisia#11690https://petersburg.forum.st/t2060-szalwia#11693

Nie 12 Maj 2019, 22:39
Bez kartoteki trudno jej było podjąć decyzję, bo dostawała tylko subiektywne informacje, na których trudno było w pełni polegać. Mimo tajemnicy, która ją obowiązywała to pacjenci niechętnie wyjawiali wszystko, często chcieli po ludzku wyjść na lepszych, jak zawsze, gdy w grę wchodziło ocenianie. Poza tym była przypadkowym lekarzem, a nie prowadzącym, do którego w toku kolejnych wizyt nabywało się tej nici zaufania. Tsisia skinęła głową potwierdzając, że słucha aktywnie, a wszystko traktować poważnie.
- Tak właśnie przypuszczam, że to stres związany z tymi niedawnymi niepokojami. To wskazuje, że nie jest to kolejny rzut, a przemijające pogorszenie - dodała, choć nie chciała dawać kobiecie złudnej nadziei, a przecież nie siedziała w chorobach genetycznych, ale równocześnie nie chciała zostawić Agnessę w niepewności.
- Proponuję w takim razie dołożyć do schematu eliksir zmniejszający napięcie, który będzie pani zażywać doraźnie, gdy te myśli staną się niemożliwe do zignorowania, zaczną panią zalewać. Najlepiej, gdyby brałaby pani uncję w momencie, gdy wyczuje zbliżający się atak, ale nie profilaktycznie, jak resztę dotychczasowych leków, bo ich schemat dawkowania nie zmieniam. A poza tym skieruję panią na pilną konsultację do specjalisty w chorobach genetycznych z obecnie dostępnych jest doktor Kuragina czy doktor Myszkin. Trudno mi powiedzieć co się dzieje z doktor Aznabaevą. - Tsisia wypisała odpowiedni druk i dopisała pilne, co powinno gwarantować pacjentce wizytę w ciągu tygodnia, może nawet za dzień czy dwa, tyle mogła zrobić. Nie chciała również izolować natychmiast kobiety, tym bardziej, że jej stan wydał się jej całkiem naturalny, jak na okoliczności.
- Co do tych nowych badań, to wstępne są indywidualnie dobrane, wtedy kwalifikują pacjentów, podam namiary również tutaj. Czy wszystko jest dla pani zrozumiałe? - Gdy otrzymała potwierdzenie, podała kobiecie wszystkie papiery, skierowania i recepty.
- Życzę spokoju, gdyby cokolwiek panią zaniepokoiło to proszę zgłosić się do nas. - Nie znalazła w sobie pewności by zapewnić, że jej dzieci teraz czy we wrześniu będą bezpieczne, choć miała taką nadzieję.

z tematu
Sponsored content


Skocz do: