Skwer Lenina
Idź do strony : 1, 2  Next
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pią 03 Lut 2017, 17:24
Skwer Lenina

Gdyby spróbować określić Mahalę słowami na podstawie skojarzeń to byłaby to dzikość. Chaos. Tajemnica. Brud. Tego samego jednak nie można powiedzieć o pobliskim skwerze Lenina. To jedno z tych miejsc, które – choć przestrzenne – jest szare, nijakie, betonowe i zaśmiecone, przez co tak naprawdę nie wyróżnia się w okolicy niczym szczególnym. Oprócz dwóch zniszczonych ławeczek i stojącego na środku pomnika pierwszego przywódcy Rosji Radzieckiej, Włodzimierza Lenina, są tutaj jeszcze ludzie. Codziennie przez skwer przewija się mnóstwo zabieganych czarodziejów, jednak żadne z nich nie zostaje tu dłużej niż kilka minut. Bo przecież nie ma po co.

Orina Dolohova
Orina Dolohova
Skwer Lenina DT5daHZ
Ufa, Rosja
31 lat
błękitna
neutralny
klątwołamacz
https://petersburg.forum.st/t1034-orina-valerievna-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t1042-orina-dolohova#3735https://petersburg.forum.st/t1043-orina-dolohova#3737https://petersburg.forum.st/t1044-frygia#3740

Pon 09 Paź 2017, 00:54

12.05.1999

Przez ostanie kilkanaście miesięcy przemierzała Mahalę wystarczająco często, żeby zdawać sobie sprawę, że to jedno z najbardziej ludnych miejsc w dzielnicy. I odsłoniętych, to gwarantowało, że nikt nie będzie sobie zaprzątał głowy nią, nimi. Pewnie nawet mało kto zapamięta moment, gdy tędy przechodzi, łatwo zwieść uwagę.
Jeszcze brakuje zaledwie kilka minut do czwartej, ale Orina stoi podparta o drewnianą ławkę, obrócona plecami do Lenina. Dzieli perspektywę z pomnikiem, musi przyznać, że ma nieciekawy widok, beton, śmieci i spieszący się czarodzieje. Nikt nie spojrzy ani na nią, ani na przywódcę, przecież szkoda na to czasu.
Wrzaski jaskółek albo jerzyków, zawsze je myli, nigdy nie potrafi tego zapamiętać, denerwują ją, przypominają, że zbliża się lato. W ciepłej porze zwykle jest bardziej głodna, więcej mięsa, częstsze ciągi. Myśli jej przeskakują szybko, nie jest skupiona, nie powinna pozwalać sobie na rozluźnienie. Nie w pracy. Prostuje plecy, rozkłada szeroko ręce po bokach i mocniej podpiera się o deski ławki, aż łuszcząca farba przykleja się do skóry. Na chwilę patrzy na błękitne niebo, ładny dzień, wiosenny, ale szybko jest zmuszona odwrócić swój wzrok - nieco zbyt rozszerzone źrenice przepuszczają za dużo światła.


Ostatnio zmieniony przez Orina Dolohova dnia Nie 03 Gru 2017, 12:01, w całości zmieniany 1 raz
Sava Zakharenko
Sava Zakharenko
Skwer Lenina LrN4VRB
Odessa, Ukraina
31 lat
cień
błękitna
neutralny
zdrajca renegat
https://petersburg.forum.st/t1009-savvas-zkharenko#3365https://petersburg.forum.st/t1011-savvas-zkharenkohttps://petersburg.forum.st/t1012-sava-the-savage#3416https://petersburg.forum.st/t1010-ryszard

Pon 09 Paź 2017, 01:24
Idzie z daleka, nieco pokracznie, zgrywa kuśtykanie już na poziomie mistrzowskim, pomni się kiedyś o tego oskara. Czarne długie i zmierzwione włosy, czarne zmarszczone brwi, czarne, przeszywające oczy (dajmy na to williego c), wyciągnięty sweter spod którego wystawała koszula w burym kolorze. Typowy przedstawiciel klasy robotniczej, nawet w tylnej kieszeni wymęczonych spodni, w papierowej torbie trzymał butelkę jakiegoś potężnego sikacza za parę rubli.
Statuetkę kota wyszukał na czarnym rynku petersburga jeden z Gwardzistów, Sava był przekonany, że taki rarytas wywabi z mysiej nory Yrjane i będzie mógł w końcu spiąć jego teczkę i wrzucić na samo czarne dno archiwów - niestety, żeby móc z czymś pracować trzeba to znaleźć (czym zamierzał zająć się sam, bo nigdy nie narzekał na nadmiar kompetentnych współpracowników) a potem zbadać.Czymkolwiek artefakt by nie był wolał mieć pewność, że w rękach Anvariego nie wywoła końca świata ani niekontrolowanej epidemii.
Na widok Oriny rozciągnął usta w uśmiechu puszczając jej perskie oko, po czym wyjąwszy z jednej z kieszeni okulary klepnął na ławce tuż koło niej.
- Zawsze się tak marszczysz na tym słońcu. - rzucił jej okulary na kolana gmerając drugą dłonią w spodniach w poszukiwaniu papierosów. Tanich. Bez filtra. Nie znosił papierosów bez filtra, lubił jedynie swoje skrajnie niemęskie waniliowe cygaretki, ale kogo obchodziły jego zachcianki.- Masz coś z oczami czy jarasz za dużo, hę? - zmrużył żartobliwie oko- Mi możesz powiedzieć, ja zrozumiem, że Twoja praca jest stresująca.
Zaproponował jej papierosa z wymiętolonej paczki myśląc tylko o tym jak bardzo y nie chciał, żeby sobie usta kalała takim gównem niezmierzonym, po czym odpaliwszy jednego z petów rozsiadł się wygodnie i również począł się rozglądać.
- Kota ma jeden z klientów Kotła. Powinien tam być dziś wieczorem. Twój koleżka z pracy sugerował, że idziesz ze mną ale jak się cykasz to też zrozumiem.
Nigdy Ci się to nie znudzi, co? Żeby czasem odpuścić kiwaniu głową, szarmanckim gestom, uśmiechom, kwiecistemu słownictwu, elokwencji i społecznym zasadom, którymi związany był od dziecka. Założyć wygodny sweter i rozbebeszyć się na parkowej ławce jak wsiur, palić szluga i puszczać oczka do przypadkowych przechodniów. Jak niewiele i zarazem nieprzebranie dużo trzeba było do szczęścia komuś, kto ponoć ma wszystko. Taki z Ciebie prostaczek Zakharenko, tam głęboko w środku? Czy to tez tylko gra. Ty sam wiesz co Ty lubisz?


Ostatnio zmieniony przez Sava Zakharenko dnia Sro 18 Paź 2017, 04:32, w całości zmieniany 1 raz
Orina Dolohova
Orina Dolohova
Skwer Lenina DT5daHZ
Ufa, Rosja
31 lat
błękitna
neutralny
klątwołamacz
https://petersburg.forum.st/t1034-orina-valerievna-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t1042-orina-dolohova#3735https://petersburg.forum.st/t1043-orina-dolohova#3737https://petersburg.forum.st/t1044-frygia#3740

Wto 10 Paź 2017, 01:19
Właśnie, dlatego nie powinna się rozpraszać. Podszedł do niej prawie niespodziewanie, za blisko, a nie miała podstaw do takiego zaufania. Był kontaktem, którym powodowała chęć zysku lub groźba, aż tak nie wnikała w sieć Zakharenki, więc nie liczyła za bardzo na długą pamięć i wdzięczność, nawet jeśli uchroniła go przed urwaniem nogi przy samej dupie. Poetycko ujmując.
- Taka uroda - kwituje krótko zła na samą siebie, że zapomniała o tej niedogodności. Nie zapomniała, po prostu dotknęła ją kolejna zmiana, której nie zauważyła. Wytłumiła złość, że nie mogła panować nad swoim własnym ciałem.
Wsunęła na nos te okulary, nie była dumna, nie w taki sposób, aby nie skorzystać z pomocy. Zmieniła pozycję, założyła nogę na nogę i skrzyżowała ręce.
- Minąłeś się z powołaniem. Z takimi pokładami zrozumienia trzeba było siedzieć w cerkwi. - W przeciwieństwie do otaczającego ich skweru, to cerkiew była ładniejsza. Orina lubiła tam ikony podziwiać, mimo panującego, dusząco-słodkiego kadzidła, którym zaraz przechodziły włosy.
Pokręciła odmownie na proponowane papierosy, jeśli miała palić to nie to i nie z nim. Rzadko dodawała do alkoholu tytoń, ale wtedy kończyła z sziszą i melasą ciężką od olejków, a nie rodzimym skrętem.
Orina zmrużyła oczy, choć tego za szkieł nie było widać. Od godziny ich spotkania do pory transakcji było dużo czasu, wnioskowała, że nie był pewny tamtego, warunków może nie dograł.
- Czegoś się obawiasz? - odbiła piłkę, choć w dużo mniej kpiącym duchu. - Ten od kota jest niepewny czy transakcja? - zapytała spokojnie. Takich sytuacji miała dość za sobą, co prawda najczęściej w przeciwnej roli. Zwykle wtedy starała się wystawiać kogoś za siebie.
Sava Zakharenko
Sava Zakharenko
Skwer Lenina LrN4VRB
Odessa, Ukraina
31 lat
cień
błękitna
neutralny
zdrajca renegat
https://petersburg.forum.st/t1009-savvas-zkharenko#3365https://petersburg.forum.st/t1011-savvas-zkharenkohttps://petersburg.forum.st/t1012-sava-the-savage#3416https://petersburg.forum.st/t1010-ryszard

Wto 10 Paź 2017, 21:07
Nigdy nie rozmawiali o "Zakharence" i w sumie było mu to na rękę. Żył w sieci kłamstw i choć z czasem nabrał doświadczenia w operowaniu nimi, wolał nie dokładać sobie na barki więcej trudu. Przygotowywał się do każdej akcji tego typu niczym uczeń do egzaminu, a wróciwszy do domu robił kolejne notatki uzupełniając archiwa informacji. Był taki jeden pokój do którego nikt nie miał wstępu, pokój obcych w którym odświeżał wspomnienia związane z postaciami, ubierał się w ich kostiumy, planował ich posunięcia. To jak gra w szachy, tylko z jednym pionkiem.
- Już sobie tak nie dopierdalaj, piękna. - pogrzebał palcem w oku zaciągając się. Okulary jak okulary, za rubla z odpustu. Dlaczego wziął je ze sobą? Bo chciał się o nią troszczyć, nawet, jeśli sam się sobie do tego nie zamierzał przyznać. - Mi Twoja uroda bardzo odpowiada, ostatni agent Twojego szefuńcia z którym pracowałem miał sumiaste wąsy. - mówiąc to wskazał na swój zarost obrazując jakie były wielkie.
Sava pamiętał starego Grigora, przeszedł już na emeryture choć był świetnym saperem to właśnie wzrok mu się pogorszył. Możliwe, że klątwa tysiąca słońc której nie udało mu się złamać miała na to wpływ - skłamał jednak w raporcie odnośnie tamtej misji i Zakharenko nigdy by nie poznał prawdy, gdyby nie fakt, że sam był tuż obok (i prawie oślepł na tydzień).
- Bardzo bym chciał.- wyszczerzył się w wilczym uśmiechu- Popowie mają te, no, złote sukienki. Myślę, że pasowały by mi do urody.- przejechał dłonią po ciemnych włosach- Poza tym kasa łatwiejsza, tylko cierpliwości mam za mało.
Na jej pytania odwrócił głowę by spojrzeć na jej profil i nie mógł powstrzymać uśmiechu. W sumie to nawet nie próbował go powstrzymać, nie był związany żadnym obowiązkiem zachowania profesjonalizmu.
Uśmiechał się bo lubił Dolohową, była sprytna, myślała szybko i logicznie. Analizowała sytuacje i wyciągała szybkie wnioski, nadzwyczajna kobieta, nie znał takich wielu.
- Szczerze, to pewnie on już tam jest. Wolałbym jednak poczekać, aż się troche napierdoli. - wzruszył lekko ramionami wyciągając peta z buzi- To Libańczyk, Twoje doświadczenie jest w tej sytuacji nieocenione. - przeszedł na troche poważniejszy ton głosu- Agresywny, dogadałem się z barmanem, że go troche uspokoi kilkoma kroplami wieszczych do piwa. - dodał ciszej. Jako Sava musiałby barmana aresztować, liczył jednak na to, że Dolohova pójdzie na rękę "kontaktowi" i jednak przymknie oko dla dobra sprawy. Z Libańczykiem okładał się po mordach w zeszłym tygodniu, chłop wygląda jak niedźwiedź i choć po różdżkę sięga w ostateczności to ma zamach młota wyburzeniowego, a zaklęcia jakie bełkocze w swoim narzeczu brzmią niczym język z piekielnej otchłani.
Orina Dolohova
Orina Dolohova
Skwer Lenina DT5daHZ
Ufa, Rosja
31 lat
błękitna
neutralny
klątwołamacz
https://petersburg.forum.st/t1034-orina-valerievna-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t1042-orina-dolohova#3735https://petersburg.forum.st/t1043-orina-dolohova#3737https://petersburg.forum.st/t1044-frygia#3740

Czw 12 Paź 2017, 01:18
Orina była bliska sarknięcia coś równie na poziomie w odpowiedzi, ale nie siedziała tu dla pyskówek. Właściciela wspomnianych sumiastych wąsów też znała. Grigor był dobry w łamaniu, właściwie jest, nigdy za dużo nie gadał, ale po serii pomruków była w stanie zwykle wywnioskować, jak bardzo byli w sytuacji bez wyjścia. To co go spotkało nie było najgorsze, każdy w Gwardii liczył się z pozostaniem wyzwaniem dla uzdrowicieli z Hotynki, a emerytura i czytanie gazety za pomocą lupy należało do dobrych zakończeń. Szczęśliwy obrazek psuło pilnowanie dwóch gówniarzy w wieku przedszkolnym, a tym akurat się zajmował, gdy jakiś czas temu mu podrzucała tynkturę i rakiję. A skoro on z nim współpracował, to, jak na informatora długo robił dla Gwardii.
- Tak, wygląd to decydujące kryterium przy przydzielaniu do zadań. - Jednak trudno jej było sobie odmówić złośliwości.
Uśmiechnęła się chłodno i krótko w odpowiedzi na jego uśmiech, ach ta aprobata, gdy okazywało się, że potrafiła myśleć. Bez słowa komentarza słuchała dalej. Libańczyk, mogła założyć się, że dumny, trzeba będzie lawirować, żeby go nie obrazić.
- Rozumiem wieszcze, oby mu psychodeliczne krasnoludki nie odradzały sprzedaży. - Nie miała nic przeciwko miękkiemu łamaniu kontrahenta, jeśli to miało ułatwić doprowadzenie do końca zadania. Nie wszystko było przejrzyste, a po zatrzymaniu barmana nic by nie osiągnęli, w końcu to była Mahala.
- Uprzedziłeś go o towarzystwie? - To wszystko było takie delikatne, każdy patrzył drugiej stronie na dłonie. - Jaką mam rolę? Współpracownika, tłumaczki, twojej dupy? - dodała ze wzruszeniem ramion.
Sava Zakharenko
Sava Zakharenko
Skwer Lenina LrN4VRB
Odessa, Ukraina
31 lat
cień
błękitna
neutralny
zdrajca renegat
https://petersburg.forum.st/t1009-savvas-zkharenko#3365https://petersburg.forum.st/t1011-savvas-zkharenkohttps://petersburg.forum.st/t1012-sava-the-savage#3416https://petersburg.forum.st/t1010-ryszard

Czw 12 Paź 2017, 05:05
Sam Zakharenko nie odwiedził Grigora nigdy. Nie odwiedzał w sumie nikogo i skrupulatnie troszczył się o swój wizerunek zapracowanego, nieco drażliwego detektywa, który jest dobry w sprzątaniu bałaganu po ludziach i tonie w papierologii od kiedy ojciec dał mu awans. Wydział dzielił się generalnie na dwa obozy - jedni, którzy mówili, że niczego by w życiu nie osiągnął, gdyby nie koneksje ojca w Białej Gwardii i drudzy, którzy mieli jakieś pojęcie o jego kartotece. Byli też ci pracujący z gwardzistami z doskoku, pośród których zaliczał Dolohovę, którym było wszystko jedno. Nie spodziewał się, żeby kojarzyła starego klątwołamacza i pewnie zdziwiłaby go tym bardziej niż swoją rezolutnością.
- Noż wiem, dlatego tak o siebie dbam. - Przewrócił oczami. Nie spodziewał się, że jego autoironia spłynie po niej jak po kaczce, w końcu nie należał ani do najmodniejszych, ani do najpiękniejszych kontaktów Białej Gwardii, ale wzruszył ramionami puszczając złośliwostkę bokiem. Chłodny uśmiech, jakim go jednak obdarzyła w odpowiedzi na jego szczery wyszczerz, szybko ostudził pozytywne wibracje Savy. Rosja lat dziewięćdziesiątych nie była miejscem, gdzie kobietom łatwo przyznawało się wartość ponad wzorową panią domu. Choć osobiście obracał się na co dzień jedynie w towarzystwie wypielęgnowanych księżniczek zaprzyjaźnionych rodów, jego matką była Hekate, kobieta o nieprawdopodobnym intelekcie, której zdanie niejednokrotnie, choć nieoficjalnie, było kluczowe w planach Kosmasa.
Może jednak Dolohova nie lubiła uznania względem swojej bystrości jak pozwolił sobie zinterpretować ten nieprzychylny grymas, nie jemu oceniać. Dopalił peta i wyrzucił go na trawnik, po czym dla animuszu klepnął się w uda.
- Uprzedziłem. - Kiwnął głową i zmarszczył lekko brwi na jej sugestię. - To by było sprytne, nie wpadłem na to... - Podrapał się po brodzie. Oczywiście, że na to wpadł, nie chciał jednak zbyt oczywistej kliszy, a jak wiadomo pod latarnią jest najciemniej, poszedł więc z Libańczykiem po najmniejszej linii oporu. - Wręcz przeciwnie, Orino, całkiem odwrotnie. Przedstawiłem się jako twój oddany pachoł podnóżek, który chce się wykazać swej umiłowanej pani, bo ta, będąc znawcą, miała kaprys na pamiątkę z Egiptu. - Podniósł się i wyciągnął z kieszeni butlę w papierowej torbie. - Byłbym wdzięczny, gdybyś wydobyła z siebie tyle Zoe Paleolog, ile tylko zdołasz i stała się księżniczką na ten jeden wieczór. - Odkorkował butelkę spirytu i przytknął sobie do ust niczym lemoniadę. Na trzeźwo mógłby nie podołać, zaobserwował jednak przez ostatnie tygodnie, że wspomniany Libańczyk, nawiązując do wymiany uśmiechów, zdawał się być zainteresowany silnymi kobietami, które - jak oceniał Sava - wybijały go z pantałyku.
Orina Dolohova
Orina Dolohova
Skwer Lenina DT5daHZ
Ufa, Rosja
31 lat
błękitna
neutralny
klątwołamacz
https://petersburg.forum.st/t1034-orina-valerievna-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t1042-orina-dolohova#3735https://petersburg.forum.st/t1043-orina-dolohova#3737https://petersburg.forum.st/t1044-frygia#3740

Pią 13 Paź 2017, 01:28
Demid od początku naciskał, żeby podjęła się współpracy z Białą Gwardią, gdy dwa lata temu wróciła do Rosji, choć było to daleko dyplomatyczne określenie jej nagłego ściągnięcia  do Ufy. Była przekonana, że starszy brat pewnie tylko pośredniczył w przekazaniu sugestii Afanasiya i ich ojca. Niemniej właśnie pracę zaczęła od wkupnego arakiem i rakiją u klątwołamaczy. To nie była prosta praca, pułapki zmieniały się szybko, klątwy stawały się coraz bardziej kreatywne, więc przepływ informacji między nimi był naturalny. Zdarzało się Orinie asekuracyjnie utrzymywać kontakt z niektórymi osobami dalej stosując starą politykę wymiany przysług. Równocześnie starała się, aby jej nazwisko nie przeszkadzało w tym, zresztą Dolohovie udanie trzymali się cienia. Z pewnością rozmijali się ze swoim podejściem do wspólpracowników z Savvasem.
- A Gwardia w popłochu zaczyna rekrutować rusałki. - Jednak, jednak trudno sobie odpuścić. Podobnie jak nie potrzebowała zachwytów, pochwał, poklepywania po plecach, dlatego koncertowo psuła trio smyczkowe. Potem po pierwszych objawach choroby wszyscy zaczęli się nad nią trząść, jakby surowe mięso mogło się rzucić na mózg. Mogło, ale trochę jej do tego brakowało.
Orina spojrzała na niego. Nie wpadł, niech będzie ta wersja.
- Ach, to ten typ - pokiwała ze zrozumieniem głową. Przedstawienie miało trafić we wrażliwy punkt właściciela figurki. Chciał dostać księżniczkę, a to czy jej się to podobało nie było istotne. Dyskretnie tego nie załatwią, ale uznała, że wybrany sposób musiał być najskuteczniejszy. - I to ma mu się spodobać.
Obserwowała jego ruchy, aż ją zabolała wątroba na widok tego alkoholu. Objawów kaca można było dostać od samego widoku.
- Nie mów, że jest tak źle. - Poza tym pijany miał być Libańczyk, a on się zaprawiał podobnie.
Sava Zakharenko
Sava Zakharenko
Skwer Lenina LrN4VRB
Odessa, Ukraina
31 lat
cień
błękitna
neutralny
zdrajca renegat
https://petersburg.forum.st/t1009-savvas-zkharenko#3365https://petersburg.forum.st/t1011-savvas-zkharenkohttps://petersburg.forum.st/t1012-sava-the-savage#3416https://petersburg.forum.st/t1010-ryszard

Pią 13 Paź 2017, 03:46
Kiwnął lekko brwiami.
- Rusałki. Może powinienem jednak w końcu rozważyć ukończenie studiów i wstąpienie do Białej Gwardii. - Zakręcił lekko butelką, manieryzm typowy dla bogaczy, kręcących koniakiem w kieliszku w celu lekkiego go ogrzania by wydobyć więcej aromatu. - Z moją kartoteką jednak... Ech. - Rozłożył lekko ramiona. - Choć twój szefuńcio obiecał, że z czasem zadba o tę sprawę również. Można mu zaufać? - Puścił jej oczko, po czym znów pociągnął zdrowego łyka z butelki.
Rozejrzał się po skwerze, napawając tanim ciepłem rozchodzącym się powoli po zakamarkach ciała wraz z procentami niesionymi w krwinkach. Zmęczenie uderzało w niego falami, przymknął więc lekko oczy, przyklejając na usta uśmiech, tak na wszelki wypadek.
- Źle? A skąd, słodyczko. Jest doskonale. - Śledził wzrokiem ludzi maszerujących swoimi krętymi ścieżkami w sobie tylko znanych kierunkach. - Ja po prostu nie lubię być trzeźwy. - Zaśmiał się wesoło, zakręcając butelkę czegoś, co miało intensywny aromat specyfików do usuwania rdzy z podwozi, po czym wsunąwszy butelkę na powrót na jej miejsce wsadził ręce w kieszenie.
- Tak. Taki jest plan - potwierdził. Znaną jednak zasadą pracy gwardzisty było założenie, że plan nie wypali, wszystko pójdzie w najgorszy możliwy sposób i trzeba będzie intensywnie improwizować. Mieli nawet kursy doszkalające z myślenia kreatywnego i improwizacji raz na pół roku, wiedział, bo sam aplikował o dofinansowania organizacji tych szkoleń.
- Chodź, przejdziemy się. Zjadłbym obwarzanka, coby o pustym brzuchu nie wypaść z roli żałosnego sługi. - Kiwnął głową. Po drodze, w jednej z obskurnych uliczek na Mahala, była niewielka piekarnia. Syn piekarza często wykonywał w niej zamówienia specjalne jak chleb z granatem odłamkowym lub bagietki nasenne, obwarzanki jednak były pierwsza klasa, takie z makiem, po prostu niebo w gębie. Zaraz zobaczysz.
Orina Dolohova
Orina Dolohova
Skwer Lenina DT5daHZ
Ufa, Rosja
31 lat
błękitna
neutralny
klątwołamacz
https://petersburg.forum.st/t1034-orina-valerievna-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t1042-orina-dolohova#3735https://petersburg.forum.st/t1043-orina-dolohova#3737https://petersburg.forum.st/t1044-frygia#3740

Sob 14 Paź 2017, 19:46
Popatrzyła po nim, choć trudno będzie mu zinterpretować jej spojrzenie, bo twarz Oriny przysłaniały okulary.
- Dłużej z nim pracujesz. Z pewnością jesteś w stanie lepiej ocenić szefuńcia ode mnie. - Hamuje się, żeby nie wzdrygnąć się przy użyciu zdrobnienia, ale nie należy pokazywać słabości ani rozdrażnienia. Nie zamierzała w żadnym wypadku wchodzić w sprawy między nimi, chyba, że Zakharenko zapomniał jej przekazać, że ma być jego rzeczniczką.
- Trzeźwość jest uciążliwa - zgodziła się szczerze. Jej niechęć do niej wynikała z tego kpiącego jest doskonale. Alkohol łagodził kanty, doskonale spłukiwał posmak ścierwa, którym była zmuszona się karmić. Tyle czasu minęło i dalej nie potrafiła zaakceptować swojego stanu, medycy często radzili się, że trzeba się pogodzić, przyjąć chorobę jako część siebie. Tylko jak coś śmiało jej narzucać swoją wolę. Kolejne kieliszki spowalniały myśli, ułatwiały sen i wtedy było doskonale.
Dolohova skinęła głową, niech będzie ten plan, im mniej skomplikowany, tym mniej punktów, w których wszystko się posypie. Trudno było określić jakimi prawami rządziły się misje w Gwardii, ale nic się tak łatwo nie psuło, jak one. Orina nie miała takich problemów, nawet, gdy negocjowała w imieniu Majali czarnomagiczny przerzut przez Bosfor.
Koniec jaszczurzego wygrzewania się w promieniach słonecznych, podniosła się i wsunęła dłonie w kieszenie płaszcza. Nie obejrzała się na ławkę, oboje wmieszali gładko w tłum, który przewalał się nieustannie przez skwer.
- Bizantyjskie księżniczki nie głodzą służących. Coś jeszcze powinnam wiedzieć o Libańczyku? - Nie miała wyjścia, musiała polegać na nim i jego informacjach.
Sava Zakharenko
Sava Zakharenko
Skwer Lenina LrN4VRB
Odessa, Ukraina
31 lat
cień
błękitna
neutralny
zdrajca renegat
https://petersburg.forum.st/t1009-savvas-zkharenko#3365https://petersburg.forum.st/t1011-savvas-zkharenkohttps://petersburg.forum.st/t1012-sava-the-savage#3416https://petersburg.forum.st/t1010-ryszard

Sob 14 Paź 2017, 20:41
Lubił jej twarz i jej okulary. Sam je w końcu wybrał na odpustowym straganie, prawda? Może dlatego nie próbował się przyglądać jej oszczędnej i tak mowie ciała, może dlatego nie przykładał wagi do tego, jak bardzo uboższą mimikę dziewczyna mogła mu okazać. Znał Orinę nie od dziś i mógł podejrzewać jakie będą jej reakcje na kreowaną przez niego obecnie postać. Z jednej strony to tylko zabawa, z drugiej liczył rzeczywiście na jej pomoc, z trzeciej jeszcze, w końcu mógł poczuć się przy Dolohovej odrobinę swobodniej, na co dzień czując się w obowiązku do utrzymywania dystansu.
- No już dobra, dobra, przecież to nie testy. - Wzruszył ramionami przyglądając się mijanym ludziom. Odruchem psychologicznym na kontakt wzrokowy z obcym człowiekiem było odwracanie wzroku, dlatego, by być mniej zauważalnym, niósł głowę wysoko i prawie cuchnął tanią wódką. - Okrutnie! - przyznał dziarsko. - Nigdy nie byłem odpowiedzialnym człowiekiem. Pijanym za to - wielokrotnie. - Mrugnął do niej z uśmiechem, splatając dłonie za plecami. Wraz z anonimowym tłumem wędrowali alejkami z wolna zbliżając się do wspomnianej piekarni. Mały drewniany kram na ulicy nie wyglądał zachęcająco, Informatorowi o imieniu Dima zaświeciły się jednak oczy, ewidentnie ze szczęścia.
- Miłosierna, dobra pani. - Zaśmiał się wesoło i wygrzebał z kieszeni piękną sakiewkę, haftowaną złotą nicią. Najpewniej świeżo kradziona, odbił się po drodze niechcący od kilku osób w wąskich przejściach.
- Poproszę obwarzanka. Chcesz coś? - zapytał, kładąc sakwę ostrożnie na blat. Starsza kobieta uśmiechnęła się, nazywając go po imieniu i ukryła szybko pakunek w falbanach swego fartucha, po czym zniknęła na zapleczu. - Chcesz raportu? - Uniósł brwi, opierając się o brudną elewację budynku piekarni jednym barkiem. Ciasna uliczka była miejscem znacznie wygodniejszym do udzielania wyczerpujących, tajnych informacji.
- Czterdzieści, może czterdzieści pięć lat. Zdrowy, choć podejrzewam, że niedowidzi na lewe oko, ma opóźniony refleks w stosunku do wszystkiego, co się po lewej stronie dzieje. Rozumie rosyjski, choć często dla czystej wygody, udaje, że nie. Manipulant, agresor, uzależniony od narkotyków, chociaż podejrzewam, że nie takich jakie są dostępne na rynku Mahala, szczególnie dla obcokrajowców. Lewa ręka magiczna, różdżka z paklonu, na pierwszy rzut oka trudno ocenić, myślę, że kradziona, bo wygląda na ruską. Ma na pieńku z ludźmi szarej strefy, dlatego siedzi w Kotle. Jego właściciel ma układ z Szarymi, według którego Kocioł jest ziemią neutralną. Ma kota, widziałem go, choć tylko przez chwilę zanim ktoś mnie ogłuszy, a Libańczyk zniknął, autentyk, medalion zareagował na egipską klątwę. - Tu wyciągnął rękę z kieszeni, w której, na długim, rudym rzemyku wisiała szklana kulka z małym pęknięciem biegnącym przez sam środek. - Pytaj, co chcesz wiedzieć.


Ostatnio zmieniony przez Sava Zakharenko dnia Sro 18 Paź 2017, 04:31, w całości zmieniany 1 raz
Orina Dolohova
Orina Dolohova
Skwer Lenina DT5daHZ
Ufa, Rosja
31 lat
błękitna
neutralny
klątwołamacz
https://petersburg.forum.st/t1034-orina-valerievna-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t1042-orina-dolohova#3735https://petersburg.forum.st/t1043-orina-dolohova#3737https://petersburg.forum.st/t1044-frygia#3740

Nie 15 Paź 2017, 01:41
Orina była swobodna, prawdopodobnie w trakcie wykonywanych zadań bardziej, niż w spotkaniach z przedstawicielami arystokracji, bardziej dla swojego spokoju, niż dobra rodziny. Jednak na pewno nie zamierzała dawać darmowej przewagi, swoje zdanie zostawiała dla siebie.
- Aż cię z tego powodu duma rozpiera - odpowiedziała kręcąc głową z cichym śmiechem. Nie wróżyło im to dobrze, ale zostało im grać takimi kartami, jakie dostali. Orina przyjrzała się drewnianej, ciasnej budzie. Nic tego miejsca nie wyróżniało, pewnie nieraz obok przechodziła.
- Dzięki, nie. - Przed spotkaniem apetyt średnio jej przypisał, nawet na tatara. - Cenne te obwarzanki - dopowiedziała, gdy sakiewka zniknęła razem z kobietą.
- Owszem.
Stanęła obok mężczyzny i skrzyżowała ramiona. Powoli obserwowała okolicę, gdy wprowadzał ją w szczegóły na temat sprzedawcy.
- Lepiej, gdybyś mógł zająć miejsce z jego lewej w takim razie, mnie zbagatelizuje, jako potencjalne niebezpieczeństwo. Może być uciekinierem. - Liban nie był spokojnym miejscem ani w mugolskim świecie, jak i czarodziejskim, właściwie jedno wpływało na drugie. A skoro ich kontrahent posługiwał się nie swoją różdżką, to wniosek się nasuwa sam. - Statuetka może być jego szansą na ustawienie się tutaj. Wiesz czy jest muzułmaninem czy chrześcijaninem?
Oderwała wzrok od wylotu zaułka i skoncentrowała się na medalionie, musnęła palcami rzemyk, potem krótko dotknęła opuszkami szklaną powierzchnię.
- Kot, czyli Bastet wspierająca Ra w walce z Apophisem, w Egipcie od wieków mają większe lub mniejsze stowarzyszenia zajęte czczeniem demona. - Chaos i ciemność zawsze mogły liczyć na wielbicieli. - Całkiem możliwe, że to oni zbezcześcili oryginalny artefakt. - Faktycznie posążek musiał być obłożony klątwą, było to wyczuwalne jeszcze w amulecie. Całkiem intrygujący przedmiot, zwykle tego typu, miały spory potencjał czarnomagiczny.
- Wart oberwania w głowę.
Sava Zakharenko
Sava Zakharenko
Skwer Lenina LrN4VRB
Odessa, Ukraina
31 lat
cień
błękitna
neutralny
zdrajca renegat
https://petersburg.forum.st/t1009-savvas-zkharenko#3365https://petersburg.forum.st/t1011-savvas-zkharenkohttps://petersburg.forum.st/t1012-sava-the-savage#3416https://petersburg.forum.st/t1010-ryszard

Nie 15 Paź 2017, 18:44
Nic nie wróżyło dobrze w tym przypadku. Savvas słynął na wydziale ze współpracy z jednostkami specyficznymi, które nie zawsze należały do najroztropniejszych, jednak zawsze osiągały cele. Dima był jedynie kreacją, marynarką założoną dla kaprysu, fakt faktem w środku wciąż był Zakharenkiem, ostrożnym, kalkulacyjnym, pracującym dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nic nie działo się przypadkiem i starał się być rzeczywiście przygotowany na każdą sytuację.
- Jak się nie ma nic lepszego, z czegoś dumnym być trzeba, żeby nie zwariować. - Zaśmiała się? W środku aż podskoczył widząc rozbawioną Dolohovę. Zazwyczaj byłą tą cichą obserwatorką, rzadko wzruszoną jakimkolwiek tematem rozmowy w kwaterze. -Najlepsze w mieście! - Zmrużył jedno oko.
Starsza kobietka wyszła z zaplecza w towarzystwie dziadka zgarbionego tak okrutnie, że wyglądał jakby chodził zgięty w pół. Nie miał prawie wcale włosów, ale spod lekko zadzieranej głowy błyskały bardzo bystre, czarne oczy.
- Twoje obwarzanki, synuś! - Zdjęła z ramienia pętlę z parcianego sznurka i zsunęła zeń dwa piękne obwarzanki. Zgarbiony dziadek zawinął je skrupulatnie w papier przyniesiony z zaplecza i podał mężczyźnie.
- Dimka, musisz przychodzić częściej - zastękał świszczącym głosem. - Dzieciaki o ciebie pytają.
Sava nachylił się nad dziadkiem, biorąc swoje drogie wypieki i uśmiechając się szeroko.
- Gdyby były moje to bym się martwił! - zakrzyknął nieco głośniej, ewidentnie z powodu głuchoty staruszka. - Ale nie chcą być moje, to się nie martwię! Niech się namyślą! Przyjdę w przyszłym tygodniu!
Pomachał starowince i skinąwszy pytająco w stronę Oriny ruszył dalej w głąb alejek.
- Tak jest, szefowo. - Ostrożnie odwinął obwarzanka, czując jak już mu ślina pod zęby podchodzi. Ostatni raz jadł chyba dwa dni temu jakieś zimne kanapki w kantynie kwatery. Nie obwarzanki jednak były w całej transakcji najważniejsze, tylko papier, który złożył ostrożnie w cztery i ukrył w głębokiej kieszeni spodni. - Widziałem jak wychodził kilkukrotnie w ciągu dnia na zaplecze, gdzie robił coś dziwnego i mruczał melodyjnie. Pierwszym razem myślałem, że rzuca przekleństwo, teraz mi się zdaje, że to chyba jego religia, ale na religii znam się tyle, co kot na saksofonie. - Skąd uliczny obwieś mógłby wiedzieć, czym jest salat? Zamyślił się, analizując całą jej wypowiedź na temat statuetki. Musiał dobrze przemyśleć sytuację i zaaranżować przerzut nie wychodząc z roli. Bardzo chciał spytać o więcej, będzie to jednak musiał zrobić w zaciszu swojego gabinetu.
- Nic mnie to nie mówi, ale cieszę się, że wiesz o tym dużo. Może tym razem nie wybuchnie nam w twarz! - powiedział, po czym uśmiechnął się szeroko i ugryzł jednego z obwarzanków. Tak smakuje niebo.
Orina Dolohova
Orina Dolohova
Skwer Lenina DT5daHZ
Ufa, Rosja
31 lat
błękitna
neutralny
klątwołamacz
https://petersburg.forum.st/t1034-orina-valerievna-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t1042-orina-dolohova#3735https://petersburg.forum.st/t1043-orina-dolohova#3737https://petersburg.forum.st/t1044-frygia#3740

Pon 16 Paź 2017, 00:51
Rozbawienie trwało krótko, nie pozwalała sobie na rozluźnienie dłużej, niż to konieczne. Zresztą czy był to powód do rozbawienia? Widać oboje za bardzo ciążą w stronę nałogu. Szybko wróciła do swojej obojętności i dalej ostrożnie obserwowała, słuchała, więc po uwadze o obwarzankach nie odezwała się więcej. Widać było, że tutaj odbywało się coś, w co byli wtajemniczeni starsze małżeństwo i informator. Orina była dyskretna, więc nawet nie zamierzała poruszać tematu. Może ją sprawdzał, a może bez sensu snuć przypuszczenia. Mahala to był bardzo trudny teren, za dużo było tu wypadkowych różnych interesów.
Czekała cierpliwie, aż będzie kontynuować swoje sprawozdanie po tym pieczołowitym złożeniu papierka. Dima nie wyglądał na pedanta, więc to było coś więcej, niż przypadkowe opakowanie. Orina dalej nie komentowała, bo nie jej sprawa. Ograniczyła się tylko do zdjęcia okularów, w zacienionej uliczce nie były już jej tak potrzebne, więc lądują one w kieszeni płaszcza.
- A zaplecze wychodzi na południowy wschód - skomentowała, choć bardziej do siebie. - Bogobojny człowiek - pozwoliła sobie jeszcze na kąśliwą uwagę.
- Tak przypuszczam. - Póki nie zobaczy statuetki to zostało jej gdybanie. - Fakt, byłaby to niepowetowana strata, taka twarz. - Już z automatu Orina reagowała złośliwością.
- Coś potrzebujesz ode mnie? Jakieś pytania, poza staramy się kupić ten przeklęty posążek? - Siedzieli w tym razem, ona dowiedziała się już dość. Podniosła wzrok na mężczyznę, który dotychczas błądził po otoczeniu.
Sava Zakharenko
Sava Zakharenko
Skwer Lenina LrN4VRB
Odessa, Ukraina
31 lat
cień
błękitna
neutralny
zdrajca renegat
https://petersburg.forum.st/t1009-savvas-zkharenko#3365https://petersburg.forum.st/t1011-savvas-zkharenkohttps://petersburg.forum.st/t1012-sava-the-savage#3416https://petersburg.forum.st/t1010-ryszard

Pon 16 Paź 2017, 04:51
Sava nie mógł zaprzeczyć, że sprawiło mu to przyjemność, widząc w jej oczach wesołość. Szczególnie ta ulotna, uśpiona gdzieś głęboko pod pierzyną złośliwości i niechęci. Sam czuł, że bardzo by chciał, by Dolohova znów się zaśmiała, chciał, choć nie potrafił wytłumaczyć dlaczego. Żuł więc obwarzanka z zapamiętałością próbując zignorować naturalistyczne arie wyśpiewywane przez jego podniecony zwiększoną produkcją śliny żołądek.
- Szczerze to nie wiem, czyja byłaby większą. - Uśmiechnął się, przełknąwszy wypiek. - Jesteś śliczna, ale pamiętasz - wskazał pacem na swój profil - tu się waży moja kariera.
Sava żartował, choć było to podszyte goryczą. Nie było możliwości, by taka postać jak Dimitri mogła znaleźć stałe zatrudnienie w Białej Gwardii. Nawet gdyby istniał i bardzo chciał, z taką przeszłością jaką Sava mu zgotował nie miał szans na pracę w urzędzie.
- Potrzebuję - powiedział, a jego głos brzmiał nie tak wesoło jak zwykle, choć umiejętnie maskował to miną rozanielonego obwarzankiem łotra. - Potrzebuję cię. - Spojrzał na nią. - Żebyś uratowała mi życie, kiedy znów coś spierdolę.
Tak naprawdę chciałby dawać Dolohovej wolną rękę na misjach. Był zmęczony graniem setki ról w tygodniu, od początku swojej kariery chciał zbudować grupę ludzi zdolnych pracować we własnym zakresie, niezadających głupich pytań, potrafiących osiągnąć cele i będących samowystarczalnymi. Nie spodziewał się, że będzie to takie trudne, dlatego tak teraz, jak i zawsze zazwyczaj kręcił się gdzieś w okolicy na wypadek, gdyby wszystko miało się spierdolić. To Dolohovej jednak zawdzięczał uniknięcie trwałego uszczerbku na zdrowiu i to ona póki co najszybciej podejmowała się zmian taktycznych, by wybrnąć z sytuacji.
- Najchętniej to bym poszedł do domu, nie wiem po co ja ci się tu plączę pod nogami. - Powoli odwinął drugiego obwarzanka, ponownie złożył papier i go ukrył. - Twój szefuńcio powiedział, że to nie ma być zakup. Mówił coś o moralności i o tym, że jeśli zapłacimy za statuetkę to będziemy wspierać czarny rynek, coś o niepopełnianiu błędów i popełnianiu przestępstw. - Ugryzł bułkę. - A może na odwrót? W każdym razie wiesz, zza biurka ta misja wygląda inaczej niż z pierwszej osoby. Zdobądźmy tego pierdolonego kota i niech szefuńcio już zejdzie mi z pleców. - Doszli tam  prędzej niż się spodziewał. Miał nadzieję, że Libańczyk będzie w stanie wskazującym na spożycie i łatwym do współpracy.

Orina i Sava z tematu
Stelian Drăculescu
Stelian Drăculescu
Skwer Lenina Tumblr_inline_o1f672ld7z1qlt39u_250
Bukareszt, Rumunia
31 lat
błękitna
neutralny
łowca magicznych ingrediencji
https://petersburg.forum.st/t853-stelian-draculescu#2427https://petersburg.forum.st/t865-stelian-draculescu#2486https://petersburg.forum.st/t866-indiana-jones-na-syberii#2487https://petersburg.forum.st/t869-radu#2510

Pią 05 Sty 2018, 22:52
W żyłach Steliana krążyła wystarczająca ilość alkoholu, by nogi zaniosły go przypadkiem w trochę inną stronę, niż początkowo zmierzał. Winien temu był pobliski pub, w którym serwowano naprawdę dobrze zmrożoną wódkę, a jako że prawdę powiedziawszy kilka dni temu wrócił z wyprawy i aktualnie nie miał nic do robienia... Być może chciał sobie dodać trochę odwagi przed spotkaniem z siostrą, wszak nie widzieli się już jakiś czas, co dla bliźniąt stanowiło małą nieskończoność, a być może odezwała się w nim dusza awanturnika, dla którego dzień bez nagięcia prawa bądź konwenansów nie jest dniem udanym. Trzeba przyznać, że miał swoje powody, co nie oznaczało jednak, że było to w jakikolwiek zrozumiałe dla przeciętnego obserwatora. Z wyprawy wrócił bez żadnych ran bogatszy o mały woreczek rzadkich magicznych ingrediencji, ale to nie oznaczało jeszcze, że wszystko z nim w porządku. Wszak był Drăculescu, a to już coś znaczyło. Smokom do twarzy z lekkim szaleństwem, nawet jeśli zataczają się po chodniku (a aż tak źle z nim nie było, chociaż kłamstwem byłoby powiedzenie, że nigdy nie można go było w tym stanie ujrzeć).
Skwer Lenina był prawie opustoszały. Nie było się czemu dziwić, biorąc pod uwagę, że z nieba siąpiła lekka mżawka, osadzając przezroczyste wodne perełki na włosach Steliana. Chciał znaleźć się w sierocińcu i porozmawiać z Verą, zamiast tego jednak zabłądził. Nie przeszkadzało mu to, chociaż siostrze już zapewne mogłoby. Dobrze, że jeszcze nie wiedziała, że jest w mieście.
Przemierzając przez skąpany w deszczu skwer, nie zauważył jednak samotnej postaci opierającej się o cokół. Możliwe, że to przez wątpliwy stan duszy i ciała, a może dlatego, że postać miała na sobie długi płaszcz i staroświecki kapelusz. Najprawdopodobniej jednak swoim zwyczajem skupił uwagę na przemierzającej plac od przeciwnej strony dziewczynie. Trochę taka mocna siódemka, chociaż kto wie, po dobrej wódce to i największa zmora znajdzie swojego amatora, ale Stelian był biegły w tym rzemiośle, więc kto wie. Doświadczenie czyni mistrza.
- Dzień dobry pani! – przywitał się ładnie, zupełnie nie przejmując się faktem, że z nieba siąpi, a on zapewne w obecnym stanie nie sprawia wrażenia dżentelmena (którym poniekąd był, choć na pewno była to kwestia mocno dyskusyjna). - Użyczyć pani parasola?
W tym miejscu należałoby zapewne zaznaczyć, iż faktycznie znajdował się w posiadaniu czarnego jak noc parasola, sztuk jeden. A jeśli zastanawiasz się w tej chwili, czemu w takim razie Drăculescu wolał moknąć… Odpowiedź jest prosta – nie rozgryziesz Steliana Drăculescu, chyba że jesteś jego bliźniaczą siostrą. Najprawdopodobniej w ogóle zapomniał, że go ze sobą ma, albo po prostu wybrał dramatyczne moknięcie, by zrobić większe wrażenie.
Zora Yaneva
Zora Yaneva
Skwer Lenina W7AevR8
Petersburg
21 lat
czysta
za Starszyzną
studentka kursu klątwołamaczy
https://petersburg.forum.st/t1368-zora-yaneva#6251https://petersburg.forum.st/t1380-zora-yanevahttps://petersburg.forum.st/t1382-zorza#6388https://petersburg.forum.st/t1381-orzel#6386

Nie 07 Sty 2018, 19:01

18.05.1999?

Ciężkie krople zaczęły rozbijać się o szybę wczesnym popołudniem, gdy słońce wciąż jeszcze wysoko górowało na firmamencie, z gracją i nonszalancją wyglądając spoza zalewających go burych chmur. Już godzinę później ołowiane obłoki zasnuły całe niebo, pogrążając Petersburg w szarości zupełnie niepodobnej do późnomajowych dni, zazwyczaj aż do wieczora skąpanych w rdzawych promieniach przepalających ostatnie podrygi monotonii, jakie zdołały uchować się pod dachówkami kamienic, w obdartych rogach starych billboardów czy pomiędzy sekwencją zmieniającej się sygnalizacji świetlnej. Rozpadało się na dobre i nic nie wskazywało na to, by do zmierzchu niebo przestało być rozdzierane spazmami szlochu – a jednak, gdy projekt klątwy cieni, któremu Kseniya Aristova, Ruslan Morozov, Inna Zhoukova i Zora poświęcili ostatnie trzy miesiące, który tego dnia postanowili ukończyć, nanosząc ostateczne poprawki, nabiera finalnych kształtów, zapisywany ostatnimi zmiennymi, dokładną sekwencją antyzaklęć, deszcz przestaje intensywnie tyczyć ścieżki wzdłuż okiennych szyb. Siąpi delikatnie, otulając ulice lekką mgiełką.
Z gotowym projektem schowanym bezpiecznie w teczce, którą umieszcza w eleganckiej torebce, bez możliwości skorzystania z Sieci Blysk, bez odwagi teleportacji – ekscytacja ukończeniem tak angażującego zadania przyćmiewa zdolność skupienia myśli na przyziemnych powinnościach, a w wielkich emocjach korzystanie z magii rzadko kiedy niesie ze sobą pomyślne rezultaty działań – Zora żegna się ze znajomymi, udając na najbliższy przystanek marszrutek. Nie musi się rozglądać, nie musi z obawą przed zbłądzeniem zerkać na tabliczki z nazwami ulic. Tę okolicę zna nad wyraz dobrze, to aż nieprzyzwoite, by dziewczyna taka jak ona z taką pewnością poruszała się po Mahala: zwłaszcza wieczorową porą. Zdecydowania dodaje jej jednak sąsiedztwo siedziby Białej Gwardii, nieduży plac z fontanną otoczoną budkami, w których do późnych godzin sprzedawane są świeże kwiaty intensywnym zapachem otępiające zmyły, znajomy kształt rzeźby w kształcie rożka lodów przymocowanej do fasady Słodkiej Bramy – najlepszej lodziarni w całym Petersburgu, do której wiele lat temu zawsze w soboty zabierał ich ojciec. Wychodząc zza rogu jednej z kamienic już dostrzega sylwetkę Lenina górującą nad niecodziennie pustym skwerem, a zaraz za nim stojące na postoju marszrutki. Jeszcze tylko kilka kroków, kilka wdechów chłodnego, wilgotnego powietrza drażniącego rozgrzane wciąż gardło, kilkadziesiąt wodnych drobinek więcej wsiąkających we włosy, sweter, rajstopy, brutalnie osiadających na rzęsach. Jeszcze tylko wymiganie się od rozmowy i zaraz będzie we względnie bezpiecznym wnętrzu pojazdu – ciepłym nade wszystko.
- Dobry wieczór panu. To bardzo uprzejme, ale proszę się nie fatygować, marszrutka już na mnie czeka. Może jednak… Ah? – Pytanie przerywa gwałtowny ruch. Torebka ściągnięta z ramienia Zory z taką łatwością i zwinnością, o jakiej pomarzyć mógłby nie jeden wprawny złodziej, miga jej jeszcze, kiedy odwraca się w stronę, w którą pobiegła ciemna sylwetka i za którą zaraz sama rusza w pogoń (wykrzykując bezsensowne prośbogroźby, by gnój się zatrzymał) kończącą się u wejścia na skwer. Bo złodziej znajduje się już za daleko, poruszając się nienaturalnie szybko jak na człowieka. – Może jednak coś pan zrobi? – Nie to Zora chciała powiedzieć, nie takim tonem. Aż pąsowieje, zdając sobie sprawę z tego, jak nieuprzejmie to brzmi.


Ostatnio zmieniony przez Zora Yaneva dnia Pon 26 Lut 2018, 18:44, w całości zmieniany 1 raz
Stelian Drăculescu
Stelian Drăculescu
Skwer Lenina Tumblr_inline_o1f672ld7z1qlt39u_250
Bukareszt, Rumunia
31 lat
błękitna
neutralny
łowca magicznych ingrediencji
https://petersburg.forum.st/t853-stelian-draculescu#2427https://petersburg.forum.st/t865-stelian-draculescu#2486https://petersburg.forum.st/t866-indiana-jones-na-syberii#2487https://petersburg.forum.st/t869-radu#2510

Pią 12 Sty 2018, 19:05
Steliana zbywano już setki razy. Zdarzały się odmowy grzeczne czy bardziej stanowcze, aczkolwiek zazwyczaj nie przerywane, bo rozmówca postanowił gonić za ciemną postacią skrytą pod obszernym, szarym niczym rzeczywistość skweru Lenina płaszczem, zasłaniającą oddalający się błyskawicznie tył głowy staromodnym kapeluszem z szerokim rondem. Nie było czasu do namysłu, gdy instynktownie podążył za tą dziwną pogonią, po sekundzie składając już w głowie fakty, co wydawało się nieco trudniejsze niż zwykle, zapewne dzięki działaniu alkoholu.
Zabawne, jak taka dobrze wychowana panienka w zaledwie kilkanaście sekund może stracić cierpliwość. Biorąc pod uwagę zapewne cenną zawartość torebki, nie mógł się jej dziwić – sam pewnie zareagowałby o wiele bardziej agresywnie, chociaż byłoby to spowodowane dość gorącym temperamentem buzującym pod grubą skórą. Był cichszym z rodzeństwa Drăculescu, ale to nie Vera nosiła na rękach krew osoby, której jednocześnie bardzo nienawidziła i za której śmierć czuła się winna. To zmienia człowieka.
Teraz jednak sprawa dotyczyła go tylko w taki sposób, iż był niejako świadkiem, a to oznaczało, że wszelkie emocje pozostawały bezpieczne pod ciężkim płaszczem, dokładnie opatulone, schowane przed światem. Jakiś złodziej nie był w stanie obudzić gniewu smoka, chociaż Stelian już czuł napływającą do żył adrenalinę. Może to nie była wielka wyprawa na Syberię, podczas której można było zamarznąć na kość, ale być może złodziej miał broń? Wszelki alkohol wietrzał, wyparty przez uzależniający hormon.
Pytanie smagało niczym batem. To było wyzwanie, którego się nie spodziewał, ale które chciał podjąć. Nawet nie spojrzał na zaczerwienioną twarz nieznajomej (swoją drogą takie panny z dobrego domu są naprawdę zabawne, nienawykłe do funkcjonowania poza swoją rzeczywistością, wystarczy tylko drobna nieuprzejmość, by je zmieszać), tylko popędził za złodziejem, sadząc w biegu długie kroki. Jako że na co dzień mierzył się z zagrożeniami, o których wielu mieszkańcom Petersburga nawet się nie śniło, wystrzelił daleko przed dziewczynę, chociaż złodziej zdawał się dalej oddalać.
Miał ochotę zakląć, ale tylko straciłby na tym oddech. To nie było normalne, chyba że trafili właśnie na bezrobotnego biegacza, który na mistrzostwach świata stał niedawno na podium. Nie mógł jednak wyciągnąć różdżki i trwale zlepić nóg tego bydlaka, jeszcze ktoś by zauważył…
Ciemna postać wskoczyła nagle do budynku stojącego na rogu ulicy, którego okna straszyły pustką, rozbitym szkłem i deskami. Wspaniale.
Zatrzymał się na sekundę, by złapać oddech. Do budynku trzeba było wejść z głową, żeby później jej nie stracić, chociaż wizja wydawała się całkiem kusząca. Nie musiałby tłumaczyć się Verze ze spóźnienia.
Zora Yaneva
Zora Yaneva
Skwer Lenina W7AevR8
Petersburg
21 lat
czysta
za Starszyzną
studentka kursu klątwołamaczy
https://petersburg.forum.st/t1368-zora-yaneva#6251https://petersburg.forum.st/t1380-zora-yanevahttps://petersburg.forum.st/t1382-zorza#6388https://petersburg.forum.st/t1381-orzel#6386

Pon 22 Sty 2018, 18:57
Zora nie ma doświadczenia w stawianiu czoła takim sytuacjom. Zawsze zdawało jej się, że osób takich jak ona – dobrze wychowanych, nie zadających się z podejrzanymi indywiduami, a przede wszystkim z nazwiskiem – nie imają się zdarzenia, o których nie raz i nie dwa czytywała w gazetach, zawsze gdzieś na przedostatnich stronach, zawsze z udziałem czarodziejów, których nikt nie kojarzył i o których pamięć ginęła gdzieś między ponownym zerknięciem na najgorętszy artykuł numeru, a pierwszym cześć skierowanym do przypadkowej-znajomej twarzy napotkanej po drodze na Uniwersytet. Świat pełen zła, niesprawiedliwości i zbrodni zna zaledwie z maminych i gavriilowych opowieści – do tej pory jawił jej się jako kraina odległa, znajdująca się co najmniej po drugiej, tej dalej położonej, stronie Federacji Rosyjskiej, pełna obcych przestrzeni, nieznajomych twarzy i atmosfery dusznej od wiszącego w powietrzu niebezpieczeństwa. Nigdy nie patrzyła w ten sposób na Mahala czy jakąkolwiek inną dzielnicę Petersburga, na ulicach którego królować mają oddziały gwardzistów pilnujących porządku. Zapomina przy tym, że przestępstwa, o których rozpisują się gazety, w większości mają miejsce na terenie tak dobrze znanego jej miasta.
Brak doświadczenia nie powstrzymuje Zory przed działaniem na miarę jej możliwości. Chwila zawahania na skraju skweru powoduje, że nieznajomy znacznie ją wyprzedza w tak nieoczekiwanie podjętym pościgu, ale stara się, jak może, by chociaż jego nie zgubić z zasięgu wzroku. Brak jej jednak kondycji – już po kilkuset metrach płuca palą tak, jakby z piersi wyrwać się chciał żywy ogień, serce łomoce głośniej niż tętent galopującego stada centaurów, lecz mimo to wytrwale pokonuje kolejne fragmenty ulicy, zapadając się w miasto bardziej i intensywniej niż kiedykolwiek sądziła. Wszystko, czegokolwiek do tej pory ją nauczono okazuje się beznadziejnie bezużyteczne w zestawieniu z obecnymi potrzebami – na nic zdają się zasady savoir-vivre, na nic angielski i francuski, w ujęciu sprawcy nie pomoże nawet umiejętność strzelania z łuku Gdyby chociaż różdżkę miała, by łuk wyczarować, ta jednak bezpiecznie spoczywa między notatkami w torbie. Bezpiecznie, bo wbrew woli właścicielki nieoczekiwanie na pewno nie zacznie czarować. Bezpiecznie, bo nie nęci tak bardzo, by na złodziejaszku sprawdzić, jak w praktyce działa klątwa cienia.
Kiedy Zora dociera do wejścia kamienicy, w której kilka chwil wcześniej zniknął jej tymczasowy bohater, powietrze, zamiast wczepiać się w strukturę płuc, spazmatycznie toruje sobie z nich drogę ucieczki. Ten moment przestoju jest w tym samym czasie najgorszy i najlepszy. Wreszcie czuje, jak lekko-ciężkie ma nogi, wreszcie ma czas, by z kieszonki bluzki wyłuskać magiwykrywacz, wreszcie rozumie, że wchodząc do środka kamienicy, nie będzie miała możliwości zrezygnowania. Ściskając w dłoni busolę, której igła delikatnie wiruje, Zora popycha niedomknięte drzwi, wpuszczając do przestronnej klatki schodowej smugę ulicznego światła. Tyle wystarczy, by dojrzeć zarys czyjejś sylwetki, nieporządek pomieszczenia i kolor, jakim naznaczona jest każda chwila zwątpienia, kiedy człowiek już wie, że ruszył w podróż z biletem w jedną stronę.
Busola zawodzi coraz intensywniej i nawet przyciskanie jej do piersi nie tłumi dźwięku okręcającej się igły.
Weles
Weles

Sro 18 Kwi 2018, 21:57
Podróż z biletem w jedną stronę to bardzo dobre zobrazowanie obecnej sytuacji w któej się znalazła. Wnętrze kamienicy wyglądało strasznie, aż dziw, że w mieście, w pobliżu tak ruchliwego miejsca jakim był skwer Lenina wcią znajdywały się budynki opuszczone i nadające się conajmniej do generalego remontu, jeśli nie do zupełnej rozbiórki. Dlaczego? Dlaczego ten budynek jest pomijany przez specjalistów odnowy miejskiej starówki? Dlaczego taka szkarada tkwi pusta przy ulicy strasząc wybitymi szybami i wirującym w wątłym świetle kurzem?
Czy ma to związek z niegodziwcem, który skradł jej torebkę?
Poruszająca się w cieniu figura znieruchomiała na dźwięk obcych kroków i po krótkiej chwili panicznie szybkiej analizy ruszyła koślawo w stronę wnęki wewnątrz której dostrzec można było nikły zarys schodów. Utykając. Wyraźnie utykając, co nie tyle wizualnie, jak słuchowo można było zarejestrować bez większego wysiłku. Wskazówka busoli, o zgrozo, również skupiła swą wirującą igłę w tamtym kierunku i tylko od Zory zależało w tym momencie, czy podążyć za kuternogą i źle zapowiadającą się przygodą, czy jednak poczekać na swojego wybawiciela, który zdawało się, zawieruszył się w tym całym zamieszaniu.
Jakby w celu zmobilizowania Yanevy do podjęcia decyzji z górnego piętra dotarł jej uszu wygłuszony jęk. Może to skrzypnięcie drzwi, może kot, ale brzmiał bardzo ludzko.
Zora Yaneva
Zora Yaneva
Skwer Lenina W7AevR8
Petersburg
21 lat
czysta
za Starszyzną
studentka kursu klątwołamaczy
https://petersburg.forum.st/t1368-zora-yaneva#6251https://petersburg.forum.st/t1380-zora-yanevahttps://petersburg.forum.st/t1382-zorza#6388https://petersburg.forum.st/t1381-orzel#6386

Pią 27 Kwi 2018, 22:09
Ograniczenia nużą Zorę. Z wiekiem, z coraz większą ich ilością przeplatającą się z codziennością życia, stają się bardziej uciążliwe, dobitnie eksponując zdolności, jakie się posiada oraz ich krępowanie narzuconymi z góry możliwościami, przetartymi szlakami, z których nie wypada zbaczać, okrojonymi metodami działania: o tyle bezpiecznymi, co mało rozwijającymi. Zamiast zapewniać komfort życia, wprowadzają dysharmonię, pogłębiając nieustający chaos. To żaden krok naprzód ku lepszemu, lecz nieuchronne cofanie się – krok za krokiem w tył, aż na linię startu. I znów bez możliwości przejścia za nią i dalszego podążania w tył do mety – inną stroną, innym sposobem. Tylko durne stanie w miejscu i czekanie na objawienie aż do końca świata. Podobno jeszcze zaledwie dwieście dwadzieścia siedem dni. To zbyt wiele czasu i żadne rozwiązanie problemu.
Zupełnie jak opcje, które ma do dyspozycji – z pominięciem wyjścia z kamienicy (tę odrzuca na wstępie, jako zwyczajnie jej uwłaczającą). Wszak Yanevowie nie odwracają się od problemów z podkulonym ogonem, jakiekolwiek by nie były. Nie działają też pod wpływem impulsu, chwilowej zachcianki, przebłysku intuicji. Zora wychodzi z założenia, że boska wola objawia się w rozsądku, nigdy w czymkolwiek innym, i to właśnie nim powinna się kierować. Bo chociaż bogowie bywają kapryśni, nie wystawiają swoich wiernych na niebezpieczeństwo w obawie przed utratą poklasku; przed ludzką słabością do zmiany stron, zawsze wtedy, gdy cokolwiek idzie nie po ich myśli. Bogowie również sugerują się rozsądkiem i tego samego wymagają od ludzi – od niej, której punktem honoru jest nie zawodzić. Zwłaszcza samej siebie, dopiero później wszystkich innych.
Dlatego przed podjęciem decyzji waha się zaledwie chwilę, tę dającą możliwość oszacowania potencjalnych rozwiązań, zapoznania się z otoczeniem i wybrania najwłaściwszej drogi. Czekanie w ciemnościach na mężczyznę, który zdecydował się jej pomóc, nie jest rozważne. W ciągu tych ciągnących się niemożliwie minut, dałby znać, że znajduje się w pobliżu, lecz poza własnym, spazmatycznym oddechem, poza przytłumionym już dźwiękiem kroków na piętrze i wynaturzonymi odgłosami, którym strach i mrok nadawały jeszcze bardziej upiornego charakteru, nie słyszy żadnego ruchu, żadnych słów podpowiadających o jego lokacji.
Prawdopodobnie jeszcze mniej rozsądne jest podążanie za wskazówkami busoli. Zora już kilkukrotnie zdążyła przekonać się, jak magiwykrywacz działa i że rzadko kiedy wskazywany przezeń cel szumnie określić można mianem bezpiecznego. Tu, teraz – nic nie wydaje się bezpieczne. Zora odnosi nieprzyjemne wrażenie, że nawet myśli są w stanie ją zdradzić. Mimo to decyduje się zaufać znanemu wibrowaniu busoli, podążając za utykającym cieniem. Schody zawodzą pod jej niepewnymi krokami, a palce błądzące po ścianie, zbierają osadzony na niej pył. Na piętrze zatrzymuje się znów na chwilę, uważniej badając fakturę ścian. Chociaż budynek wygląda na nieużywany od lat, nie daje jej spokoju myśl, że jego obecni lokatorzy znaleźli sposób, by zapewnić sobie światło – dalekie od tego, jakie znają mugole. Jednak zamiast włącznika trafia dłonią na coś, co przypomina belki.
Weles
Weles

Sro 02 Maj 2018, 23:08
I słusznie, i słusznie, takie skarby się kryją w torebce, że szkoda tak ją skreślać zupełnie, może właśnie warto zaufać toksycznej magii zaklętej busoli i udać się wprost w ramiona przygody - czy też tragedii. Jak to jest z Tobą Zorka, masz w życiu więcej szczęścia, czy nieszczęścia? Bo rozumu na pewno, choć nie wystarczająco wiele by zgłosić sprawę komuś, kto rzeczywiście coś takim miejscu mógłby wskórać. Rozsądek i bogowie swoją drogą, a młoda córa Yanevów swoją, tą samą, którą kuśtykająca nieporadnie postać w stronę schodów w stronę schodów. Chwilowy walc między gratami, zniszczonymi meblami, połamanymi ramami po dawno skradzionych obrazach, slalom między zakurzonymi skrzyniami, przez których wyłamane deski można w ciemności dziur, jak rozdziawionych bezzębnych paszczach dostrzec tylko mysie bobki, za kuternogą, dzielnie i z pewnością bez żadnego rozsądku. Bez różdżki, sama, z busolą w ręku, nazwijmy to przygodą, może nie ma co tkać tej opowiastki czarnymi nićmi.
Młode, jędrne mięśnie dwudziestolatki pokonały skrzypiąco-trzeszczącą klatkę schodową w czasie, który pozwolił jej nadrobić za kaleką i to, co niedawno jeszcze było dziwnym kulejącym cieniem, teraz wyraźnie jawiło się jako zgarbiona postać z jedną nóżką znacznie krótszą od drugiej. Każdy student medycyny, jakiejkolwiek magicznej czy nie, umiałby tę krzywiznę racic rozpoznać, bo i żaden to Boruta na koźlich nóżkach, tylko zwykłe polio, znane w krajach słowiańskich bardziej jako choroba Heinego-Medina. W biedniejszych dzielnicach miasta zdarzali się wciąż bezdomni i żebracy, których nie było stać na dość kosztowną w Rosji opiekę medyczną i nigdy nie byli na tę chorobę szczepieni, część z nich była również zwyczajnymi starcami, którzy w młodości nie doświadczyli cudu skutecznych przeciw polio szczepionek.
Garbaty kulasek obejrzał się przez ramię, za podążającą jego śladem dzielną córką pani komendant i dziewczyna mogłaby przysiąc, że w spojrzeniu tej babci było więcej przerażenia, niż w jej własnym. Co ważniejsze, skoro babcia była kuternogą to z pewnością nie złodziejaszkiem, który tak sprawnie porwał jej torebkę i czmychnął susami w głąb kamienicy. Niby busola brzęczy i wibruje coraz bardziej i bardziej, a jednak zamiast odpowiedzi tylko więcej znaków zapytania i niewiadomych.
Babcia skręciła w prawo, wyrwę w ścianie, która nawet nie próbowała przypominać drzwi. Dziura na pierwszy, a nawet drugi czy trzeci rzut oka została wybita z dużą siłą. Może jakiś wielki zwierz grasował po kamienicy? Tylko jak byk wdrapałby się na piętro po tych zdradliwych, spróchniałych schodach...
Nim jednak Zora zdecydowała się zrobić krok przez dziurę, Alicja do króliczej nory, z kierunku zupełnie przeciwległego znów ten jęk.
Marudny.
Zagłuszony.
Brzmi bardziej jak małe dziecko, niż wcześniej podejrzewany kot.
I co teraz?
Zora Yaneva
Zora Yaneva
Skwer Lenina W7AevR8
Petersburg
21 lat
czysta
za Starszyzną
studentka kursu klątwołamaczy
https://petersburg.forum.st/t1368-zora-yaneva#6251https://petersburg.forum.st/t1380-zora-yanevahttps://petersburg.forum.st/t1382-zorza#6388https://petersburg.forum.st/t1381-orzel#6386

Nie 27 Maj 2018, 20:08
Krew szumi jej w głowie intensywnie, zmuszając do podejmowania działań szybko, bez wnikliwej analizy. To trochę ją peszy i stopuje na krótki moment zapał do odzyskania swojej własności, jaki obudził w niej spontaniczny pościg. Zora chciałaby wiedzieć, czy to ze strachu, czy z ekscytacji, czy dochodzą do tego jakiekolwiek inne emocje – by spróbować je zagłuszyć i nie wejść pod nogi kłopotom bardziej niż już to zrobiła.
Jeszcze chwilę stoi przy ścianie, nadal nieporadnie bajając ja opuszkami palców w mroku. Oczy z każdą chwilą spędzoną dłużej w tym miejscu przyzwyczajają się do panującej wszędzie ciemności, wyciągając drobinki światła z każdego zakamarka – zza załomu korytarza, gdzie pewnie znajduje się okno wychodzące na zewnątrz, spod drzwi, nawet z mizernie jarzącej się wskazówki busoli. To pozwala Zorze utwierdzić się w przekonaniu, że na pewno nie znajdzie tu żadnego włącznika oraz że marną pomocą w podejmowaniu decyzji okazuje się magiwykrywacz, dający dość jasno do zrozumienia, że gdziekolwiek dziewczyna by się nie ruszyła, w każdym miejscu na tym piętrze – w ogóle w budynku – trafi na wpływ czarnej magii. W głowie nieprzyjemnie zakotwicza jej się myśl, że może cała kamienica należy do tych miejsc, od których, dla własnego spokoju, wypada trzymać się z daleka. Szybko jednak uznaje to za koncepcję absurdalną – gdyby tak było, matka dałaby jej znać. Ostrożnie chowa więc urządzenie do kieszeni, z której wcześniej je wyjęła. Uznaje, że ufanie całe życie przedmiotom ostatecznie ograniczy ją równie skutecznie jak Dunja Yaneva. Zaraz potem Zora postanawia, że jeśli uda jej się stąd wyjść, będzie musiała zapisać się na kurs magii bezróżdżkowej. Głupio zrobiła, że zdecydowała się na niewerbalną, jakby to miało jej ułatwić pracę klątwołamacza i obronę po rozbrojeniu.
Zaciska mocniej zęby i pięści. To nie pora na wytykanie sobie swoich błędów, pomyśli o tym, kiedy znajdzie się już w domu. Najpierw… Spogląda w stronę, w którą poszła kobieta, następnie odwraca głowę tam, skąd dobiega nieznośne kwilenie. W ten sposób niektóre stworzenia wabią swoje ofiary. Zora wie, że wykazuje się już dostatecznie olbrzymią głupotą, nie chce jednak bezsensownie ryzykować własnym życiem, by sprawdzić, z czym ma do czynienia. Prawdopodobnie mniejszą szkodę wyrządzi jej kuternoga – chyba że pokuśtykała w miejsce, w którym przebywa ten, którego spotkała na skwerze. Prawdopodobnie to nadal najbardziej bezpieczna opcja, jaką w tej chwili ma, podąża więc ostrożnie w kierunku wyrwy w ścianie, a później przez nią z wciąż szalenie łomoczącym w piersiach sercem.
- Halo? – odzywa się cicho, niepewnie, nawet niegotowa do odskoku, gdyby babuszka zechciała się bronić, zdzielając ją czymś przez głowę. Niech bogowie mają mnie w opiece.
Weles
Weles

Wto 05 Cze 2018, 18:55
Słaba ta królicza nora, należy przyznać, bo tak jak na dole straszy raczej brudem i dziurawymi oknami. Ze ścian odpada powoli staroświecka tapeta w zawijasy, kawałek dalej wisi kalendarz z 1978 z wciąż nieoderwanymi kartkami. We wnęce widać niewybredne napisy wijące się i skrzące, wysprejowane magiczną farbą przez jakichś chuliganów.
Kawałek dalej, za sofą z wyprutymi gąbkami z której sterczały zardzewiałe sprężyny kulił się nasz garbusek, zerkając niepewnie na naszą dzielną bohaterkę.
- Ja nic nie znać! - zaskrzeczała - Ja nic nie widzieć, nie znać, zostawić mnie! - jej rosyjski był bardzo słaby, miała z resztą mocno wschodni akcent, który Yaneva mogła kojarzyć jedynie ze studentami z wymiany na jej kierunku na studiach. Osłoniła się rękoma, jakby Zora co najmniej zamachnęła się na nią kijem, mimo, że dziewczyna wydawała się równie wystraszona, z tym sercem dudniącym w gardle niemal co babuszka.
- Wasyli, pomóc. Pomóc! Wasyli! - krzyknęła po jakiegoś Wasylego, albo może zapewniała, że Zorze pomoże jakiś Wasyli? Skuliła się w każdym razie bardziej, odwracając przodem do ściany i niemal kucając z głową ukrytą w ramionach - Ja nic nie znać!
I tyle. Co teraz?
Dziecięcy głos tym razem zdawał się śmiać i znów marudzić w tle całej sytuacji, jakby coraz głośniej.
Na korytarzu klatki schodowej zaskrzypiały deski.
Zora Yaneva
Zora Yaneva
Skwer Lenina W7AevR8
Petersburg
21 lat
czysta
za Starszyzną
studentka kursu klątwołamaczy
https://petersburg.forum.st/t1368-zora-yaneva#6251https://petersburg.forum.st/t1380-zora-yanevahttps://petersburg.forum.st/t1382-zorza#6388https://petersburg.forum.st/t1381-orzel#6386

Czw 07 Cze 2018, 13:43
W takich miejscach, w takich sytuacjach, wyobraźnia czuje, że nie krępują jej okowy powinności trzymania się na wodzy i bez wahania rozwija swoje skrzydła, podsuwając obrazy, które później niewiele wspólnego mają z rzeczywistością. Zanim do głosu zaczyna dochodzić rozsądek, najpierw rozczarowanie rozlewa się tak gwałtowną, gorącą falą, że trudno myśleć o czymkolwiek innym niż to, dlaczego rzeczy są zwyczajnie niewłaściwe, tak odmienne od tych, których się oczekiwało i które byłyby najodpowiedniejsze dla tego miejsca, dla tej sytuacji. Dlatego też Zora zagryza ze złością policzki, ponieważ nie tego się spodziewała – że to ktoś przed nią będzie uciekał i chował się ze strachu; że pomieszczenie będzie takie skromne, bez sterty gratów i poważnie obsypujących się ścian; że nie ujrzała swojej torebki ani nikogo więcej, poza kobieciną skuloną za sofą. Obskurność tego miejsca jest na tyle dopuszczalna, by można było tu przenocować, może nawet żyć, jeśli komuś odpowiadały tak skandalicznie nędzne warunki, zapewniające jedynie dach nad głową i kawałek suchej podłogi, usłanej kurzem, gryzonimi odchodami i szkielecikami, niewiadomego pochodzenia śmieciami i czymś, czego pochodzenia Zora nie chce znać. Przede wszystkim jednak nie spodziewała się, że kobieta zacznie krzyczeć, dlatego z przestrachem odwraca się w stronę dziury, przez którą obie przeszły, tyłem do sofy, ostatecznie za mniejsze niebezpieczeństwo uznając kalekę niż coś, co nadal wydaje te potworne dźwięki.
- Nawet kijem bym cię nie tknęła – syczy rozeźlona niekończącymi się, alarmującymi zapewnieniami, ale trudno jednocześnie ocenić najmłodszej Yanevie, jaki rezultat wywrą na tej dziwnej istocie jej słowa. W tym momencie mogą być zarówno obietnicą, jak też zwyczajnym obrzydzeniem. W tym momencie mogą sprowadzić na Zorę jeszcze większą zgubę lub otworzyć jej nową drogę, jedynie przesmyk, dzięki któremu w jakikolwiek sposób uda jej się stąd wyjść o własnych siłach. Bo chociaż jeszcze nie bardzo zdaje sobie z tego sprawę to, czego w tej chwili łaknie najbardziej, to znaleźć się znowu we własnym pokoju, ze wszystkim – dłońmi, sercem, głową – na swoim miejscu. Duma jednak brawurowo wpycha się Zorze przed zdrowy rozsądek, jeszcze przyćmiewając prawdziwe pragnienia. – Uspokój się! Uspokój się, uspokój. – Najpierw mówi podniesionym, wciąż rozzłoszczonym głosem, reflektuje się jednak, że krzykami rzadko kiedy cokolwiek można wskórać, jedynie zaogniając sytuację. – Kto to Wasyli? W czym może pomóc? Powiedz.
Zza dziury, z korytarza, może jeszcze z dołu docierają do Zory dźwięki. A może tylko jej się wydaje, może to tuż za ścianą, gdzieś na tym piętrze, skąd niestrudzenie dobiega śmiech, bo teraz wyraźnie jest to śmiech, nie żadne jęki, nie popiskiwania. Trochę marudny, jakby próbował bez rezultatu zwrócić uwagę przebywających w budynku osób na siebie. Ale Yaneva, zamiast współczuć, zamiast skusić się, by sprawdzić, co to takiego, uświadamia sobie, jak w panującej dotychczas w kamienicy ciszy wyraźnie i zdradziecko rozchodzą się dźwięki. Każdy, najmniejszy nawet hałas wibruje w powietrzu, w szkielecie tej wiekowej konstrukcji, wcale nie ułatwiając ukrycia się. Ręką natrafia na jakiś pręt, może na nóżkę lampy, może na coś, czego zastosowania nie chce znać, przeciąga to jednak bliżej siebie, by mieć w pogotowiu cokolwiek, czym mogłaby się obronić.
Sponsored content


Skocz do: