Mistrz Gry
Mistrz Gry

Wto 28 Lis 2017, 14:43
Salon

Utrzymany w bieli i złocie przestronny salon z mnóstwem kanap, foteli, poduszek i stolików. Zaprojektowany przez jednego z najbardziej znanych projektantów wnętrz, ani trochę nie jest nowoczesny, raczej carski i w stylu empiru. Przytłacza, ale stanowi świetne tło dla hucznych babskich wieczorków.
Jasmin Vasilchenko
Jasmin Vasilchenko
Kijów, Ukraina
27 lat
błękitna
neutralny
cygan, grajek, wróżbita, czasem pan na włości
https://petersburg.forum.st/t1279-jasmin-vasilchenko#5187https://petersburg.forum.st/t1286-jasmin-vasilchenkohttps://petersburg.forum.st/t1285-bania-u-cyganahttps://petersburg.forum.st/t1287-dumka#5276

Wto 28 Lis 2017, 16:29

02.05.1999

Pamiętał suknie ślubną, zapach polnych kwiatów unoszących się w cerkwi, listę gości mógł cytować z pamięci, wyrwany w środku nocy na szlaku, kroki pierwszego tańca i wszystkich następnych, dźwięk skrzypiec z próby, brzmiał w jego głowie za każdym razem, gdy nocą wpatrywał się w świecące na niebie gwiazdy, jej uśmiech i późniejsze zaczerwienione od łez oczy, kiedy wybiegła ze świątyni klnąc go na wszystkich czortów, jakby spodziewała się go tam ujrzeć, mówiącego, że tylko żartował.
Dlaczego więc wrócił? Dlaczego robił to jej, czy nie dość już wycierpiała, czy nie było w nim za grosz dobroci, kamienne serce jeszcze raz kazało mu się zabawić uczuciami, biednej skrzywdzonej kobiety? To było dobre pytanie, na które stojąc na przeciwko jej drzwi z bukietem niebieskich chabrów nie znał odpowiedzi.
Smętnie spoglądał na kwiatki, które traciły powoli ze swojej pierwotnej urody, nie były już takie żywe, dostojne, oklapły, a kilka płatków upadło na wycieraczkę, jak długo już tutaj stał, może godzinę? Walczył z myślami, zdrowy rozsądek i natura tchórza, kazała mu rzucić bukiecik i uciec jak najdalej stąd, od jej mieszkania, od tego okropnego, dusznego, ciasnego miasta, gdzie nie było gwiazd, nie było przyszłości, a jednak stał, niczym żona Lota zamieniony w posąg soli, trwał ze wzrokiem wpatrzonym w klamkę, jakby zaraz miała mu pokazać przyszłość, nie pokazywała.
Nie miał siły zapukać, spojrzeć jej w oczy, przeprosić, błagać o wybaczenie, ale nie o powrót. Nie kochał jej, a przynajmniej nie była to miłość, której efektem był ślub. Była dlań siostrą, przyjaciółką, kochanką, chwilowym wytchnieniem, kimś kto potrafił zatrzymać go na chwilę, pozwolić zapomnieć o całym świecie, ale nie wiecznością. Dla niego wieczny był tylko step.
Ile łez przez niego wypłynęło, a ile jeszcze miało się wylać, nie wiedział, nie mógł wiedzieć, a nawet nie chciał.
Powoli, jakby nagle ręka tonę ważyć zaczęła, podniósł ją i delikatnie zapukał w drewniane drzwi. Na wszelki wypadek odsunął się od drzwi, przeczuwając, że nie jest tu mile widzianym gościem i już raczej nigdy nie będzie.
No, ale przecież to była ich rocznica, drugi maja, cholera jak ten czas szybko leci, może trochę za szybko
Gość

Wto 28 Lis 2017, 22:51
Mija już rok, a Nemesis jakby wcale się nie zmieniła. A może trochę  się zmieniła? Może wyładniała przez ten czas, może łez tysiące wyżłobiły na jej twarzy jakąś nową jakość, jakiś nowy wyraz. Wyraz prawdziwości i wiedzy. To był tak ciężki rok, na prawdę. Rozpoczął się wczesnym popołudniem drugiego maja. Ubrana w biel i złoto uśmiechała się radośnie, tak nieświadoma tego co ją czeka, żartowała z zazdrosnych przyjaciółek i kuzynek. Mijała kosze owoców, kapelę, uśmiechniętych gości. Była szczęśliwa tak bardzo, że nie dostrzegła tego, że na ołtarzu tylko ona się cieszy. A potem usłyszała N I E. Pierwszy raz w życiu ktoś jej powiedział nie. I to akurat w dniu ślubu. Akurat wtedy, kiedy nie powinno się słyszeć tego słowa.
I zdrętwiała i wtedy wszystko się zmieniło. Pogoda się zmieniła, zapach kwiatów, jej gust w zakresie ubioru, jej ulubiona zupa. Nie mogła patrzeć na nic, co było w menu ich Wielkiego Dnia i pewnie już nigdy nie zje zupy szparagowej. Będzie wylewać na siebie tonę barszczu, ale szparagi już dla niej przestały istnieć. To samo stało się z jej ukochanymi kwiatami: konwaliami. Tamtego dnia w jednej chwili ten zapach zamienił się w jeden z najbardziej drażniących. A suknia, ta o której śniła przez wiele miesięcy, ta suknia spłonęła trzeciego maja. A Nemesis zmieniła się ogromnie.
Podobno kto nigdy nie umarł z miłości, nie potrafi kochać, ale Nemo wolałaby chyba nie umieć kochać, niż umrzeć tak jak zrobiła to rok temu. Jasmin miał być jej wszystkim, miał ją rozbawiać swoimi opowieściami, miał jej pleść warkocze i miał z nią tańczyć całymi nocami. Ale odszedł zabierając tak wiele, że chyba on sam nie ma o tym pojęcia.
Więc tak, otwiera mu Nemesis, która się prawie nie zmieniła. Jest piękna, jest zdumiona jego przyjściem. Powinna zrobić mu krzywdę, pobić go i skopać za to co jej zrobił. Ale nie ma na to siły, bo jest zupełnie inna. I nie chodzi tu tylko o Jasmina, ale o to, że właśnie wczoraj wróciła z pogrzebu ojca w domu. Wiedzieli o tym pogrzebie chyba wszyscy w Petersburgu, bo przecież zginął podczas zamachu w Muzeum Sztuki, ale może wiadomość dotarła i do Vasilchenko biegającego po dzikich stepach. I zdumiona Nemesis, chociaż zaniemówiła w pierwszej chwili, kiedy widzi Jasmina, wcale nie rzuca w niego przedmiotami, ale wzrusza się, bo myśli, że usłyszał o tym co stało się jej rodzinie i przyszedł ją pocieszyć.
- Jasmin, tak się cieszę, że tu jesteś - i zamiast trzasnąć mu w twarz zaklęciem sterylizującym, to przytula się do niego i tak stoi zanim się nie zaczęła trząść i popłakiwać. Wtedy się odsuwa i ociera łzy. - Wczoraj był pogrzeb, wciąż nie mogę w to uwierzyć, zaraz wracam do domu, przyjechałam po kilka rzeczy- tłumaczy się, chociaż właściwie to nie powinna. Pokazuje mu wnętrze domu, jednocześnie sygnalizując, żeby wszedł i żeby zobaczył, że się pakuje. Nemo ociera oczy z łez i patrzy na Jasmina wyczekująco, jakby miał jej powiedzieć, że ten cały rok to był tylko niedobry sen, a oni biorą ślub jutro a jej ojciec będzie stał w pierwszym rzędzie.
Czy może tak powiedzieć?
Jasmin Vasilchenko
Jasmin Vasilchenko
Kijów, Ukraina
27 lat
błękitna
neutralny
cygan, grajek, wróżbita, czasem pan na włości
https://petersburg.forum.st/t1279-jasmin-vasilchenko#5187https://petersburg.forum.st/t1286-jasmin-vasilchenkohttps://petersburg.forum.st/t1285-bania-u-cyganahttps://petersburg.forum.st/t1287-dumka#5276

Wto 28 Lis 2017, 22:54
Otwiera mu anioł, ach jego świat jest ich pełen, każda piękna, doskonała, idealna, tylko on wśród nich, diabeł, ciemno skóry bies, kuszący, szpetny ale z jakiegoś powodu zniewalający, odbierający im blask i miłość Stwórcy.
Próbuje się uśmiechnąć, nie potrafi, usta wykrzywiają mu się jedynie w jakiś niewyraźny grymas, chce coś powiedzieć, jednak język odmawia posłuszeństwa, plącząc się, zdolny jedynie do wymruczenia kilku niewyraźnych słów. Ściska więc wargi w ciemną, czerwoną kreskę i tylko się jej przygląda. Stara się zapamiętać jej twarz, trochę dojrzalszą, jednak równie nierealną, jak te dwanaście miesięcy temu. Coś jednak nie gra, coś psuje mu zapamiętany z przeszłości obrazek; ślady łez, zaczerwienione oczy, usta wykrzywione w ten charakterystyczny sposób, oznaczający, że zaraz znowu zacznie płakać.
Przez chwilę jest przekonany, że to jego wina. To wspomnienia wydarzeń z przed minionego roku musiały tak ja rozbić, ach jego nieposkromione ego, zawsze musiało wypłynąć na wierzch, nawet w taki dzień jak ten. Jasmin Vasilchenko skończony egoista i palant, przychodzi do byłej narzeczonej w rocznicę ich niedoszłego ślubu i wielce zdziwiony, że ona płacze. Głąb, burak, bęcwał, chuj.
Czego oczekuje? Co ma zamiar zrobić?
Wytrzymał by jej gniew, wszystkie słuszne epitety, którymi powinna go ubrać jak choinkę, zniósłby każdą parszywą klątwę, ale jej zapłakaną twarz to zbyt wiele. Postanawia uciec, nie może na nią patrzeć, to boli, już chce zrobić krok do tyłu, wycofać się.
Nagle dzieje się jednak coś niespodziewanego, bańka zatrzymanego czasu pęka, a Nem rzuca się w jego stronę i nie krzyczy, nie uderza go pięściami, nie wyzywa go od najgorszych, jedynie ciasno oplata jego klatkę piersiową swoimi chudymi rączkami, jakby przeczuwając, że znowu planuje zniknąć. Ciszę przerywa płacz i pociąganie nosem.
Przerażony, oszołomiony, spogląda na upadłego anioła, w końcu decyduje się na jedyne co w tym momencie przychodzi mu do głowy. Delikatnie, z nutą niepewności, kładzie swoje dłonie na jej plecach i powoli zaczyna ją głaskać, swoim ciepłym, niskim głosem nucąc jej do ucha starą romską kołysankę, którą dawno tematu tak bardzo lubiła, stara się ją uspokoić w jedyny sposób jaki zna.
Nie wie ile trwali w tym zawieszeniu, kiedy ona w końcu spogląda na niego i odzywa się. Kolejny szok maluje się na jego ciemnej twarzy, nikt, a przynajmniej żadna kobieta nigdy wcześniej nie powiedziała mu tych słów. Ciche "cieszę się, że tu jesteś" w jego głowie zaczyna dudnieć niczym dzwony obwieszczające sumę. Znowu próbuje coś wykrztusić, tymczasem jego próby przerwane są przez jej głos.
Pogrzeb? Coś słyszał o jakimś wypadku, coś było, widział nagłówek w gazecie, a może ktoś w parku o tym mówił, a on przez przypadek podsłuchał. Ktoś nie żył: Apollo, Kallisto, kto to mógł być, na pewno ktoś ważny, stwierdził patrząc na ociekającą smutkiem twarz dziewczyny. Cicho klnie pod nosem, że też wybrał akurat dzisiaj, nigdy nie był dobry w pocieszaniu, umiał jedynie zwiększać liczbę zmartwień, na tym znał się doskonale.
Wchodzi za nią do mieszkania, niepewnie rozgląda się po meblach, bibelotach, szybko jednak koncentruje się na jej drobnej postaci. Co powinien powiedzieć, wszystko będzie dobrze, ktokolwiek to był jest teraz w lepszym miejscu, zazdroszczę mu, chętnie się zamienię? To nie były dobre słowa, nic nie powinien mówić, to jest moment, w którym ludzie potrzebują chyba tylko czyjejś bliskości, prawda?
- Ciii. Chodź.- Mówi cicho po czym znowu ją przytula, delikatnie nucąc pod nosem starą romską pieśń, jedną z niewielu smutnych, o przemijaniu, słowa jej są w starym dialekcie, brzmienie przeszłości. Romowie nie do końca rozumieją smutek związany ze śmiercią, po drugiej stronie człowiek jest wolny pozbawiony kajdan, mogący lecieć nad stepem niczym sokół, wracają do utraconej ziemi, do raju, który został im odebrany, powinno się z tego powodu cieszyć, a nie płakać, po tamtej stronie łzy nic nie znaczą. Mimo to oni też mają bliskich, oni też kochają, więc po części ta rozpacz znajduje w nim zrozumienie.


Ostatnio zmieniony przez Jasmin Vasilchenko dnia Nie 10 Gru 2017, 14:15, w całości zmieniany 1 raz
Gość

Wto 28 Lis 2017, 22:58
Podobno przeciwieństwa się przyciągają, może dlatego najpiękniejsze z anielic tego kraju oddają serce takiemu podróżnikowi, który nie jest ich godzien. One tak nie sądzą, one ufają, że to właśnie je czeka zaszczyt zmiany jego podejścia do świata. Każda z nich sądzi, że będzie tą, dla której Jasmin rzuci step, rzuci podróż i zostanie, by siedzieć na kanapie.
Nemesis powiedziała, że cieszy się z jego obecności i nie było w tym ni krzty kłamstwa. Może i zostawił ją na ołtarzu, może ośmieszył tym samym i sprawił, że każdy z kuzynów odtąd zastanawiał się: czy Nemesis jest potworem, skoro nie chciał jej taki prostak wziąć za żonę? Może tak. Ale przyszedł teraz, kiedy jest jej na prawdę bardzo potrzebny i ściska wiązkę chabrów, na których widok popłyneły pierwsze łzy. Jaki z niego romantyk, prawda?
Więc jednak trochę płacze z jego powodu, niech karmi swoje ego tą informacją. Ale niech wie, że nie zawsze będzie płakała przez niego. Kiedyś to się skończy, kiedyś ktoś przyjdzie i poskłada jej serce, podniesie ją na duchu i pomoże przejść przez to piekło. I tym kimś będzie ktoś inny, narazie jednak Nemesis myśli, że jest nim Jasmin.
A on śpiewa jej pod nosem i sprawia tym samym, że oczy jej zamykają się w spokoju i ciało przestaje drżeć niespokojnie. Nemo czuje się wreszcie, po tym całym roku koszmaru, jakby była sobą i w miejscu w którym powinna być. Tu gdzie piosenka jej do ucha powiedziana i melodia wyśpiewana, uspokoi serce. Kiedy odzyskała normalny tryb oddychania, postanawia powiedzieć Jasminowi wszystko:
- Kiedy zamknęli papę w wariatkowie, myślałam, że gorzej nie może być. To był dla nas tak okrutny rok - pociąga nosem i ostrożnie przesuwa głowę, żeby patrzeć w jego twarz ciemną i tak drogą. - Ale ja nie wierzę, że mu się pokręciło w głowie, przecież to najmądrzejszy człowiek jakiego znam. Nie pozwolili mi nawet go odwiedzić, wiesz? Wujek Kosma próbował nam pomóc, ale jego też nie wpuścili. Z ojcem jest tak źle, a teraz jeszcze dziadek...- znów chowa twarz w ramieniu Jasminowym i zamyka oczy. Już nie tylko piosenka, ale i zapach jego ją uspokaja.
Naiwna, naiwna dziewczyna. Czy może i ona zaraz popadnie w Zakharenkowe szaleństwo? Może Jasmina wcale tu nie ma, moze to tylko jego wyobrażenie? - Opowiadałam mu o obrazie, a co jeżeli poszedł do Muzeum bo chciał go dla mnie kupić? Och Jasmin, nigdy sobie tego nie wybaczę
Jasmin Vasilchenko
Jasmin Vasilchenko
Kijów, Ukraina
27 lat
błękitna
neutralny
cygan, grajek, wróżbita, czasem pan na włości
https://petersburg.forum.st/t1279-jasmin-vasilchenko#5187https://petersburg.forum.st/t1286-jasmin-vasilchenkohttps://petersburg.forum.st/t1285-bania-u-cyganahttps://petersburg.forum.st/t1287-dumka#5276

Wto 28 Lis 2017, 23:00
Zawieszeni między czasem, trwali w swych objęciach, jakby ostatni rok był tylko złym snem, żartem, nieprzychylnym komentarzem ze strony tych mniej szczęśliwych z ich mariażu, plotką brzydszych, zazdrosnych kuzynek, które na swój dzień miały jeszcze poczekać.
Nie mogli tak trwać w nieskończoność, w końcu między spazmatycznymi oddechami, czas wrócił, na powrót wypełnił przestrzeń między nimi. Nie powinno go tu być, nie powinien gładzić jej pleców, nie powinien wdychać zapachu jej perfum, nie powinien ani przez chwilę marzyć co by było gdyby jednak wtedy powiedział tak, żadna z tych myśli nigdy nie powinna zawitać do jego głowy, ani teraz ani w żadnej innej sytuacji. Nie mógł mieszać jej w głowie, przyszedł to po karę, a jak na razie spotykała go jakaś niesłuszna nagroda.
Nie wiedział o niczym, o zamknięciu niedoszłego teścia w szpitalu dla umysłowo chorych, o ataku na muzeum sztuki, czy gdyby wiedział przybył by wcześniej, zabrał z miasta swoich najbliższych i ukrył w jakimś bezpiecznym miejscu, czy Nem porwałby również? Nie wie, może? Małą biedną Nem, delikatną i stworzoną po to by ktoś ją ochraniał, imponowało mu, że może to robić, że choć raz był rycerzem na czarnym rumaku, chroniącym biedne księżniczki, potem jednak zaczęło mu to ciążyć, myślał, że przejdzie, że jakoś się ułoży, w noc przed ślubem starał się jeszcze przekonać, że będzie dobrze, stojąc przed ołtarzem nie spodziewał się swojej wypowiedzi, nie wierzył w nią również kilka chwil po jej wypowiedzeniu, dopiero po chwili zrozumiał, że podjął dobrą decyzję.
Znowu zaczęła płakać i wtuliła się w niego mocniej, mocząc mu bufiastą, obszytą babcinym haftem koszulę.
Kiedy zauważa, że już się uspokoiła, że łzy nie płyną już tak gęsto, niechętnie osunął ją od siebie. Ręce zwisają mu luźno, jednak mimowolnie stara się je trzymać jak najdalej od niej, wszystkie myśli, jak to wspaniale było by dotknąć jej twarzy, stracić zabłąkaną łzę, pocałować tak jak od roku nikt jej tego nie robił, ale nie robi tego po prostu patrzy na nią i czeka, stara się znaleźć odpowiednie słowa, jednak jest to jak spacer po polu minowym.
- To nie twoja wina, skąd miałaś wiedzieć. - Mówi i nawet nie zauważa, kiedy mimowolnie przesuwa się o pół kroku. Nie kontroluje się, to silniejsze od niego, podnosi dłoń i szorstką, spękaną skórą delikatnie ściera łzy z jej zaróżowionego policzka.
- Stara cygańska mądrość mówi... "utnij sobie język, zanim język utnie ci głowę" nie to nie to, "gdybym wiedział, gdzie upadnę, podścieliłbym tam sobie", cholera to też nie było to. W obecnej chwili nie pamiętam co mówiła stara romska mądrość, ale kiedyś sobie przypomnę i Ci powiem, o ile będziesz mnie chciała jeszcze kiedyś zobaczyć.


Ostatnio zmieniony przez Jasmin Vasilchenko dnia Nie 10 Gru 2017, 14:16, w całości zmieniany 1 raz
Gość

Wto 28 Lis 2017, 23:01
Och, Nagroda. Czy On rzeczywiście nazywał nagrodą tę dramatyczną scenę? Dla Nemesis te chwile w jego objęciach były snem na jawie, ale wszystko wokół było jakąś tragiczną tragedią, dramatem skreślonym dłonią najgorszego z autorów. Jak można skazać ukochanego ojca na samotność, dlaczego wuj pozwala na taką niesprawiedliwość? Nawet jeżeli cokolwiek nie tak w głowie ojca, to przecież nie powinien być poza domem. Tak uważała. Ale najwyraźniej jedynie ona.
Wydawało się, że Jasmin potrafiłby ochronić Nemesis przed wszystkim. Dzięki znajomości dzikich terenów, mógłby przecież ukryć ją tam gdzie podobne zamachy nie miały by miejsca. Zawsze chciała, żeby był jej obrońcą, czasami nawet specjalnie udawała słabość, żeby mógł się wykazać. W gruncie rzeczy nie była aż taka słaba, ale lubiła to bezpieczeństwo, które potrafił jej zapewnić. To dzikie bezpieczeństwo.
A później zostawił ją samą na tym strasznym świecie, zostawił na pastwę losu nieprzyjaznego. I rzucona na głęboką wodę, nie zatonęła, nie utopiła się. Bo przecież nie była taka słaba. Dobrze, że ją zostawił? Pewnie udowodnił i sobie i jej, że wcale nie jest jej aż tak niezbędny. Ale jakim kosztem?
Och te jego koszule, Nemesis jak go tylko dziś zobaczyła w tej haftowanej koszuli to się rozczuliła ogromnie, bo to takie typowe dla niego.
No właśnie, skąd miała wiedzieć? Jest dalej smutna, ale jego dłoń przy jej twarzy pomaga żyć, dziewcze unosi swoje oczy i patrzy nadzieją przepełniona, a wtedy on gubi się w swoich słowach. Tak jak kiedyś, kiedy przyznał, że go onieśmieliła jej uroda i że nie umiał sklecić normalnego zdania.
I Nemesis zaśmiała się, bo absurdalne są jego próby poprawienia jej humoru. Śmiech jest krótki, to prychnięcie, ale to już postęp, coś innego niż te jej typowe płacze i dramaty.
- Jasmin, co ty opowiadasz - i kładzie swoją rękę na jego dłoni i odsuwa ją od twarzy. A później odsuwa się cała i ociera już łzy własne swoimi rękoma. Jak się ogarnęła, to ogląda sobie jego sylwetkę i te chabry, które jej przyniósł.
- Co to za kwiaty? Starym cygańskim zwyczajem jest dawać te pchełki niebieskie komuś kto jest w żałobie??
I trochę zaczyna patrzeć na oczy i widzieć, że jej były, niedoszły jest tu. Ten, którego ostatnio widziała jak ją zostawiał całą w płaczu.
- Znów płaczę jak cię widzę, myślisz, że będzie tak zawsze?
Jasmin Vasilchenko
Jasmin Vasilchenko
Kijów, Ukraina
27 lat
błękitna
neutralny
cygan, grajek, wróżbita, czasem pan na włości
https://petersburg.forum.st/t1279-jasmin-vasilchenko#5187https://petersburg.forum.st/t1286-jasmin-vasilchenkohttps://petersburg.forum.st/t1285-bania-u-cyganahttps://petersburg.forum.st/t1287-dumka#5276

Wto 28 Lis 2017, 23:03
Nie istniały słowa, którymi mógłby usprawiedliwić swoje zachowanie tamtego dnia, nie chciał jej tego robić, nikomu by nie chciał, ale jakoś tak się stało, niechcący. Trudno jednak było porównywać przypadkowe rozbicie szklanki, do pogruchotania kobiecego serca, dodatkowo osoby, na której w jego pokręcony sposób mu zależało. Nie chciał, żeby płakała, już nigdy, a szczególnie przez niego, żadnej z tych łez nie był godzien, teraz ani nigdy wcześniej, nie zasłuży na nie nawet w przyszłości. Więc niech nie płacze, niech zapomni, czy wymazanie go z pamięci przyniosło by jej chociaż lekkie wytchnienie w tych okropnych czasach?
Czując ciepło jej dłoni na swojej, delikatne, nieskalane ciężką pracą, takie je zapamiętał, wyryły się w jego pamięci. Przez chwilę uśmiecha się do niej smutno, a ona odsuwa się od niego, na zawsze, taką ma przynajmniej nadzieję, bo nie jest wart jej dobra.
- Nie jestem pewien, nigdy nie wiedziałem co się powinno mówić w takich chwilach, ale prawdopodobnie nie to. - Dłoń, która jeszcze przed chwilą dotykała jej rumianego policzka, teraz wydaje się nie wiedzieć co powinna ze sobą począć, w końcu decyduje się na nerwowe poprawienie, lekko przydługich włosów.
Niepewnie przenosi ciężar z nogi na nogę, jedną ręką bawiąc się złotymi guzikami, drugą wyplątując z kłaków i chowając do kieszeni. Bańka złudnego przekonania, że dobrze czyni wybuchła i teraz z każdą chwilą coraz głębiej utwierdza się w przekonaniu, że nie powinno go tu być, że to był błąd. Nic się między nimi nie wydarzyło, byli dwojgiem ludzi, łączących się we wspólnym nieszczęściu i tyle, ni więcej ni mniej. Powtarzał sobie to w myślach patrząc na jej przygnębioną twarz, chciał ją chronić, zawsze będzie tego pragnął, jednak nie będzie tego czynił jako jej mąż, przyjaciel tak, ale nie ślubny.
Kiedy zapytała go o kwiaty, przez chwilę przygląda się jej z wymalowaną na śniadej twarzy konsternacją, jakie kwiaty, dopiero po chwili przypomina sobie o zerwanym na łące bukieciku. Spogląda na nie, lekko przywiędłe i zmiętoszone w momencie, gdy przytulali się do siebie. Podaje go jej, nie są idealne, daleko im do takiego stanu, on jednak stara się jeszcze uśmiechnąć.
- One? Chabry, nie, chyba nie mamy kwiatów na taką okazję, na taką okazję zwykle dajemy litr wódki. Jednak uznałem, że nie wypada. - Skłamał gładko, przecież nie wiedział o serii nieszczęść jaka ją w ostatniej chwili spotkała, nie zamierzał jednak dać tego po sobie poznać. - Ujrzałem je rano, na polanie, gdzie spałem i skojarzyły mi się z twoimi oczami, jakoś tak, nie wiem, to był impuls, pomyślałem, że może Ci się spodobają.
Zamilkł na chwilę, przygląda się swojej niedoszłej, ciekawe czy gdyby jej ojciec nie zaaranżował tamtego małżeństwa, to czy wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy też by się rozstali, a może on by dojrzał? Wątpił, bardziej prawdopodobne byłoby, że po prostu pewnego dnia by zniknął, nie zostawiając po sobie żadnego śladu, odszedłby, może wróciłby za rok, dwa albo nigdy.
- Nie wiem, ale jeżeli za każde spotkanie, ma sprawiać, że w twych oczach goszczą łzy, to już więcej się nie pojawię. - Cofa się trochę, czując, że nie pasuje do tego miejsca, jest w nim intruzem, dosłownie i w przenośni, nigdy nie powinien tu przychodzić, co też go podkusiło. - Jeśli masz przeze mnie wylać jeszcze choćby jedną łzę, to odejdę mówiąc wybacz, z nadzieją, że łzy już nigdy nie pojawią się na twej jasnej twarzy.


Ostatnio zmieniony przez Jasmin Vasilchenko dnia Nie 10 Gru 2017, 14:17, w całości zmieniany 1 raz
Gość

Wto 28 Lis 2017, 23:04
- Bardzo mi się podobają, dziekuję - no więc wzieła te kwiatki, które mają kolor jej oczu. Trochę się uśmiecha, bo to miłe, że Jasmin pamieta jakie ona ma oczy, niektórzy wcale nie pamiętają. I przez chwile patrzy na te chabry i jest zadowolona, bo nie myśli o dziadku i ojcu. Są tylko kwiatki i ona i ta chwila wspaniała.
I Jasmin, który chce uciekać.
- Zawsze lubiłeś dramatyzować - stwierdza, wzrusza ramionami smutna. Jest jej wszystko jedno, czy rozstali się w niezgodzie, czy będzie na niego krzyczeć, czy tylko uraczy herbatką. W gruncie rzeczy, stała się bardzo obojętna na te wszystkie bodźce. Fakt, wzruszyła się, kiedy tylko go zobaczyła, ale zachowuje się, jakby miała conajmniej amnezję i wcale nie wiedziała, że Jasmin ją upokorzył i zostawił przed ołtarzem. W tej pięknej białej sukni. W pełnym makijażu. Z całym zapleczem praciotek, babć i wujków. - Przecież już dawno nie płaczę przez Ciebie, oszalałeś - macha ręką, chociaż faktem jest, że czasami późno w nocy jak sobie tak wspomni jak jej Jasmin mówił wierszem bajki cygańskie na dobranoc, to ją owija taka żałość, że sobie połka trochę. Ale to tylko czasami, tak średnio raz na tydzień. - Zresztą nie możesz iść, dopiero przyszedłeś. Przepraszam Cię za bałagan - wycofuje się w głąb perfekcyjnie wysprzątanego domu i ściskając te chabry rozgląda się za jakimś wazonikiem.
W końcu każe mu usiąść na kanapie i przynosi zagotowaną herbatę. Jest cała rozdygotana, bo kiedy nalewała wrzątku, to uświadomiła sobie, że musi jak najprędzej powiedzieć Jasminowi, że już jest zaręczona. Z Oneginem. I że ten pierścień wielki, który ma na palcu to od niego. I że wcale nie nosi już pierścionka od Jasmina. Ale tego, że trzyma go w szkatułce, to nie powie.
- Powiem ci, że bardzo mnie zdumiałeś tymi odwiedzinami. Mam tylko nadzieję, że nie zamierzasz się znów mi narzucać, bo mam narzeczonego - wypluła szybko tę tajemnicę, żeby wszystko było jasne. Siedzi taka sztywna i wzdycha sobie i oczy znów jej się na sekundę zrobiły czerwone. Jezu, zabrzmiała jak jakaś niezła jędza.
Jasmin Vasilchenko
Jasmin Vasilchenko
Kijów, Ukraina
27 lat
błękitna
neutralny
cygan, grajek, wróżbita, czasem pan na włości
https://petersburg.forum.st/t1279-jasmin-vasilchenko#5187https://petersburg.forum.st/t1286-jasmin-vasilchenkohttps://petersburg.forum.st/t1285-bania-u-cyganahttps://petersburg.forum.st/t1287-dumka#5276

Wto 28 Lis 2017, 23:05
Jaśmin zawsze jest w drodze, dumnie, na skrzydlatym koniu przemierza świat, nie potrafiąc zagrzać nigdzie miejsca na dłużej, zawsze go gdzieś wiatr poniesie. Na twarzy jego promienie słońca, pochowane w śniadej cerze na zimowe wieczory, trudy podróży w kurzych łapkach pod oczami i w słowach szalonej opowieści, dzikość stepu schowana w szaleńczym blasku niebieskich ślepi. To jest Vasilchenko. Cygan, Włóczykij, Wolny Duch, Potwór, wiele imion nazbierał, drugie tyle jeszcze na niego czeka, tysiąca nigdy nie będzie mu dane poznać.
Kiedy Nemezis dziękuje za kwiaty, podnosi lekko prawy kącik ust do góry. Przez chwilę wydaje się, że między nimi wszystko gra, czy to mogła być prawda? Czy to było takie proste? Obawiał się tego od roku, od kiedy odszedł z własnego wesela, bał się spojrzeć jej w oczy, nawet chwilę temu, kiedy stał pod drzwiami, wiedział, że nie powinno go tu być, a jednak wszystko wydawało się być w porządku.
– A ty lubiłaś mi pokazywać, że jesteś w tym lepsza.
Rozgląda się po mieszkaniu, wzrok przesuwa po poustawianych na półkach szpargałach. W pewnym momencie łapie się na tym, że szuka czegoś co byłoby ich. Jakiegoś prezentu, który jej sprawił, może tamtego drewnianego konika, którego jej kiedyś wyrzeźbił w kawałku olchy albo jakiegoś wspólnego zdjęcia. Rozgląda się za tym, ale nic nie widzi, w jej życiu nie ma już dla niego miejsca. Przez chwilę robi mu się nawet smutno z tego powodu, szybko jednak to odgarnia, kiedy znowu się do niego odzywa. Spogląda na nią, już nie płacze, to dobrze, bardzo dobrze.
– Cieszę się, jeśli jeszcze kiedyś będziesz powiedz, poproszę ludzi Gorii by spuścili mi łomot, będziesz miała miejsce w pierwszym rzędzie. – Próbuje się zaśmiać, coś mu wychodzi. Czyżby naprawdę było mu smutno, że go już tu nie ma.
Głupi Jaśku, cholerny psie ogrodnika.
– Nie będę przeszkadzał? Byłaś zajęta? – Nie ma czasu, żeby powiedzieć coś jeszcze bo ona już go usadza na kanapie i znika by zagrzać wodą na herbatę. Jasiek nie ma czasu krzyknąć, że przecież jej nie lubi, nigdy nie lubił, pił bo ona tego chciała, a mu zależało, na czymś innym.
Kiedy zostaje sam, znowu zaczyna wodzić wzrokiem, dostrzega nowe rzeczy, których nie pamiętał, nowe pamiątki, zdjęcia, na jednym jest jakiś blondyn. Nie ma czasu rozważać kim on jest bo ona już wraca, czy mu się wydaje, czy jest zdenerwowana. Już się podnosi, chce spytać, czy wszystko jest w porządku, ale ona go wyprzedza. Chwilę zajmuje cyganowi zrozumienie sensu jej słów.
Zaręczona?!
Toś się wpakował głupi Cyganie. – Śmieje się w myślach.
– Gratulacje – jakoś niemrawo wychodzą z jego ust te słowa, czy spodziewał się, że już wiecznie będzie na niego czekać? Nie, ale wizja Nem z kimś innym trochę go ugodzi, trochę boli. W głowie układają się słowa, będzie kolejna pieśń, kolejna smutna historia. - Kim jest ten szczęśliwiec? – Pyta, stara się uśmiechnąć, ale chyba mu nie wychodzi.


Ostatnio zmieniony przez Jasmin Vasilchenko dnia Nie 10 Gru 2017, 14:18, w całości zmieniany 1 raz
Gość

Wto 28 Lis 2017, 23:11
Born to make drama.
- Dziś obiecuje, nie będę robić sceny - a pewnie i tak zrobi, wszak to Nemesis.
On szuka, ale nic nie znajdzie. Prawem porzuconej jest pozbycie się wszelkich obiektów przywołujących wspomnienia. Więc i konik i zdjęcia w pięknych ramach, wszystko wylądowało w koszu, a ten zbiera kurz gdzieś w magazynie, w opuszczonym pokoju. Nemesis nie mogła tak po prostu wyrzucić rzeczy, niektóre były zbyt piękne na to, lub zbyt cenne. Ale kilka przedmiotów trafiło do obcych ludzi, a chusty w kolorze waszilienków dziś noszą jakieś ukrainki, które jako pierwsze postanowiły odciążyć Nemesis z ciężaru posiadania wspomnień.
- Daj spokój - ukróca tę jego bohaterskość rodem z romansów, bo jest nią zażenowana. Jak on może w ogóle takie rzeczy brać pod uwagę, że będzie się skarżyła na niego. I to jeszcze Aristovowi, przecież chyba nie sądzi, że Nemesis zniży się do tego, żeby jakiemuś Aristovowi pokazywać swoje słabości.
Tak więc on stoi w gotowości, a ona tę herbatę odłożywszy też się patrzy na jego oczy, które powoli zdają się przetrawić informację o zaręczynach. Herbata, nie lubi jej? Zawsze pił, kiedy mu ją podawała. Czasami nie pił i czekał aż wystygnie, ale była przekonana, że to dlatego, że był tak bardzo wkręcony w rozmowę z nią. A nie dlatego, że nie lubił za bardzo pić herbaty.
Czy ten ton, który z siebie wydusił tak ją chociaż troszeczkę podniósł na duchu? No bo przecież zauważyła, że nie tryskał szczęściem, kiedy powiedziała mu o tych zaręczynach. Z drugiej strony wchodziła na niebezpieczne wody, kiedy wspominała rzeczy związane ze ślubami.
- Onegin - kiwa głową i patrzy to na niego, to na swoje ręce to znów na niego. Przez chwile milczy, bo to dość niezręczne, odkąd Jasmin przyjaźni się z Leonem i Igorem, to zaręczanie się z rodziną jednego z nich, chyba takie niezbyt poważne jest jednak. Ale Nemo nie miała zbyt wiele do gadania, a rodzice na szczęście nie wybrali kolegi Jasmina, tylko jego brata. - Znasz go na pewno, to młodszy brat Leona, Laurenty - i jak mówi to, to patrzy co Jasmin na to, że razem z Laurentym mają tworzyć wesołą parkę. Nie wie jednak czy da radę zmierzyć się ze spojrzeniem Jasmina, wiec mówi szybko do swoich rąk: - Nim zamkneli tate w tym zakładzie, to zdążył mnie nim uszczęśliwić. Teraz jesteśmy z Laurentym trochę w kropce, bo ze względu na tatę trudno iś w którąkolwiek stronę z tym narzeczeńśtwem - wyznaje i chyba ma nadzieje, że Jasmin zrozumie ten przekaz podprogowy, bo przecież wprost nie ma mowy żeby mu powiedziała, że z Laurem to nie to samo.
Jasmin Vasilchenko
Jasmin Vasilchenko
Kijów, Ukraina
27 lat
błękitna
neutralny
cygan, grajek, wróżbita, czasem pan na włości
https://petersburg.forum.st/t1279-jasmin-vasilchenko#5187https://petersburg.forum.st/t1286-jasmin-vasilchenkohttps://petersburg.forum.st/t1285-bania-u-cyganahttps://petersburg.forum.st/t1287-dumka#5276

Sob 02 Gru 2017, 12:06
Nie komentuje, a przynajmniej nie robi tego w sposób bardzo werbalny, ot ciche prychnięcie, ironiczny uśmieszek i przewrócenie ślepiami, tyle wystarczy by zauważyć jak bardzo nie wierzy w to, by ta kobieta potrafiła dotrzymać tej obietnicy. On nie potrafił dotrzymać żadnej, więc jeśli jej nie uda się tylko tej, to i tak w ich małym bilansie wypada dużo korzystniej.
Nic o nim nie wiesz Słodka Nemesis, tylko to co Ci powiedział, pokazał, podsunął pod twój zgrabny mały nosek, czy wiesz ile rzeczy było schowanych pod tą maską, ile trupów mieści się w jego szafie, a ty i tak go uwielbiałaś. Czy tak jest nadal? Niech bogowie mają Cię w swej opiece i niech odpowiedź brzmi nie, tak będzie dla niego i ciebie najlepiej, a szczególnie dla ciebie.
Spogląda na filiżankę z herbatą, widzi unoszącą się nad powierzchnią cieczy parę i aż go skręca, aż mu się żyć odechciewa, czemu ten cholerny kraj musi stać murem nad wódką i tym cholernym czajem. O ile wywar z ziemniaków jeszcze jest w stanie zrozumieć i pokochać, o ile te słabe listki, nużące się we wrzątku to jakiś śmiech na sali.
Zapada między nimi cisza, Jaśmin musi to przetrawić, zastanowić się co to tak na prawdę oznacza, że ona wychodzi za mąż, czy mu to przeszkadza? Oczywiście, że tak! Ale dlaczego? Przecież jej nie kocha, a przynajmniej nie w taki sposób. Czy jest zazdrosny, pewnie tak, okropny na pewno, cholerny pies ogrodnika, który najchętniej unieszczęśliwiłby wszystkie kobiety, twierdząc, że jedyną drogą do radości jest ból.
Z zamyślenia wyrywa go nazwisko, oczy mu się rozszerzają i przez chwilę z otwartą gębą spogląda na blondynkę. Onegin. Psia jego mać, co ten jebany Leon znowu wymyślił, przecież musiały być na tym pieprzonym świecie jakiekolwiek zasady przyzwoitości, do kurwy nędzy przecież był świadkiem na jego ślubie?
Już chce stamtąd wybiec, wsiąść na Gienię i pędzić do Leona, żeby zamienić z nim kilka męskich słów, zawierających dużo uderzeń po mordzie i słów parlamentarnie uznany za nieodpowiednie do stosowania w kulturalnym towarzystwie. Już się podnosi, już chce biec, ale ona dodaje coś co go zatrzymuje. Laurenty? Ta pizda, która była z nim na jednym roku w Koldo. Powoli uspokaja się, ale nadal czuje wewnętrzną irytację, jej cel jedynie się zmienił.
Czy Nemesis mógł się spodobać ktoś tak, tak diametralnie inny? Może właśnie o to chodziło, że nie był nim, że był gładko ostrzyżonym picusiem glancusiem, phi skoro tak to krzyżyk im na drogę, zresztą przecież mu wcale nie zależało, prawda?
- Życzę wam dużo szczęścia - mówi, ale sam w to nie wierzy, wszystko go zdradza, nawet ta cholerna herbata, którą napił się bo od ogromu tych wszystkich rewelacji zaschło mu w ustach.


Ostatnio zmieniony przez Jasmin Vasilchenko dnia Nie 10 Gru 2017, 14:18, w całości zmieniany 1 raz
Gość

Pon 04 Gru 2017, 22:21
Życzy szczęścia młodej parze. Kpi sobie chyba, a nie życzy szczęścia. Nemesis nie spodobała się jego obojętna reakcja, przecież to poniekąd powinno uderzać w jego męskie ego. Jeszcze na początku zapowiadało się dobrze, jak patrzyła jak otwiera usta, to czekała aż wydobędzie się z nich jakieś prychnięcie przynajmniej. A on nic, zamyka buzie i panna Zakharenko aż patrzy na swoje ręce, żeby uspokoić nerwy. Potrząsa głową i uśmiecha się krótko, na tyle na ile trzeba żeby powiedzieć:
- Cieszę się - odpowiada, a usta zamieniają się w wąską linię, kiedy tak by chciała coś powiedzieć i się siłą powstrzymuje. Wcale na niego nie patrzyła, ale przecież mogła marzyć o tym, żeby wstał, walnał pięścią w ścianę i powiedział, że się nie zgadza, ani trochę. I mogła sobie marzyć, że Jasmin powie coś podniosłego, jakiś monolog rodem z romansów. Powie, że gdyby wiedział, że to tak się skończy, to skoczyłby z mostu petersburskiego w odmęty zamarźniętej rzeki. Ale on nie mówi, pije herbatę. A ponieważ przy niej pił herbatę zawsze jak mu ją podała, a nawet jak nie pił, to ona tego nie zauważała, to ma wrażenie, że to nie zrobiło na nim aż tak wielkiego wrażenia.
Więc chce ją tak z tym zostawić? Onie, ona musi znaleźć więcej odpowiedzi, chociażby miała je wycisnąć z tej jego małomównej gęby.
- A ty? - niebezpieczne wody i ona na ich granicy, kiedy zadaje pytanie i unosi na niego ostrożnie spojrzenie. Czy ją oczy mylą, czy Jasmin ma chmurne czoło, jakby coś knuł, jakby się nad czymś zastanawiał? Może nie wie, czy ma się przyznać do nowej miłości, a może chce jakąś wymyślić? Nemesis w bok spogląda i przebiera paznokciami po swoim kolanie. Niecierpliwi się. - Jak Ty spędziłeś ten rok?
Trudne rozmowy to nie jest to, czego oczekiwał przychodząc tu, czy właśnie na takie liczył? Tak czy siak, Nemesis nie zostawi go by siedział w ciszy. Jeżeli nie on krzyczy, to ona będzie. Powie mu coś, czego nie zdążyła, kiedy zostawiał ją przed ołtarzem. Miała być delikatna, obiecała że nie będzie robiła mu dziś dramatu, ale jego zachowanie niesamowicie ją poruszyło. Coś w niej chyba powoli się rozwala, jakaś lodowa zachowawcza poza, którą sobie musiała zbudować, żeby przeżyć te kilka ostatnich tygodni. I wracają wspomnienia i twarz Jasmina odnawia swój obraz w jej pamięci. Więc tak, chce wiedzieć jak to teraz wygląda u niego. Czy poszedł na przód? Jak prędko? Czy nic to dla niego nie znaczyło i potrafił z dnia na dzień zmienić nastawienie do kogoś, kogo tydzień przed nieudanym ślubem zapewniał o tym, że tak jeszcze wiele ich czeka.
Jasmin Vasilchenko
Jasmin Vasilchenko
Kijów, Ukraina
27 lat
błękitna
neutralny
cygan, grajek, wróżbita, czasem pan na włości
https://petersburg.forum.st/t1279-jasmin-vasilchenko#5187https://petersburg.forum.st/t1286-jasmin-vasilchenkohttps://petersburg.forum.st/t1285-bania-u-cyganahttps://petersburg.forum.st/t1287-dumka#5276

Czw 07 Gru 2017, 17:43
Czego od niego oczekujesz kobieto! Ma krzyczeć w niebogłosy, włosy z głowy rwać, step podpalić? Jak ma to uczynić, z czyjej woli, czyjego pozwolenia? Zastanów się przez chwilę Nemesis Wzgardzona, czy to ma jakiś sens, gdzie w tym logika, zostawił Cię, wybrał wolność, wiatr we włosach, niebo pełne gwiazd nad głową, postawił dalsze poszukiwania nieznanego, nad tobą, nad tym zasranym miastem, czy nadal myślisz, że macie przed sobą wspólną przyszłość? Ujrzałaś go dzisiaj w drzwiach i myślałaś, że to znak, że teraz wszystko się ułoży, będziecie żyć, tak jak o tym marzyłaś? Nic takiego się nie stanie, nic się nie zmieniło. On nadal jest głupi, wiecznie będzie gonił za swoim marzeniem, kobietą, która nie istnieje, która zatrzyma go przy sobie, skrzywdzi, zrani z niszczy, a jednak on nie będzie potrafił od niej odejść.
Słodka Nem, jakim prawem ma teraz krzyczeć? Czy może czuć ból związany z twą stratą, tym, że to już koniec, już nigdy nie będziesz jego ani on twój?
Jednak czy on się z tym pogodził? Jeszcze godzinę, dzień temu powiedziałby, że tak że z dniem kiedy zniknął zapomniał, wyrzucił z pamięci jej perlisty śmiech, uśmiech rozgrzewający zmęczone serce, dałby sobie głowę uciąć, że już nic nie czuje. Jednak teraz on też ma wątpliwości, znowu czuje bóle, serce mu krwawi, dławi je zielony potwór zazdrości. Okropny Jasieńko, zły i straszny, egoistyczny do szpiku kości, niszczący wszystko do czego się dotknie, co stanie na jego drodze.
Kiedy niezręczną ciszę miedzy nimi przerywa jej smutny głos, niepewnie spogląda na nią, nie chce tego robić, nie chce już nigdy więcej patrzeć na jej smutną twarz. Nigdy więcej.
- Ja – przerywa zastanawiając się co powiedzieć, skłamać że tęsknił, że żałował, chciał wrócić, ale duma mu nie pozwalała, a może powiedzieć prawdę, gnał do przodu, nie odwracając się do siebie, pędził przez puste równiny, żeby zapomnieć, by odzyskać spokój. – Pędziłem przez step. Polecieliśmy z Gienią do Kijowa, a stamtąd drogą lądową do Mongolii,  uciekliśmy przed cywilizacją, aż ostatnio znalazł mnie sokół ojca, musiałem wrócić, przysłał mnie tu z jakimiś sprawami biznesowymi. – Nie wspomina, że do tych spraw ma należeć znalezienie nowej narzeczonej, bo czas założyć rodzinę, założyć rodzinę i przestać bawić się w tę dziecinadę.
Krzycz Najpiękniejsza Nem, wykrzycz mu prosto w twarz co Cię boli, niech cierpi, niech powstanie jeszcze jedna piękna pieśń, daj mu niechcący ten ostatni prezent, powiedz co czujesz, a potem on zniknie, by nie ranić Cię już nigdy, byś mogła żyć bez tego chytrego uśmiechu na śniadej twarzy, bez zapachu jaśminu i kolorowych koszul. Powiedz jedno słowo, a on zniknie już na zawsze, wyjedzie z Petersburga i już nigdy nie wróci.  
- Chyba już pójdę, zasiedziałem się, a ty się, gdzieś śpieszyłaś - mówi po chwili ciszy, jakby nagle rażony błyskawicą. Podnosi się o mało nie przewracając filiżanki z herbatą, po czym rusza w stronę wyjścia, zanim się rozmyśli, zanim stwierdzi, że ma ochotę jeszcze raz spróbować, sprawdzić jak bardzo ta rzeka się zmieniła przez ten rok.
Coś go jednak powstrzymuje, uśmiecha się smutno po czym wychodzi. To nie jest jego świat i nie ma prawa dalej w nim bruździć.

nmm
Sponsored content


Skocz do: