Idź do strony : 1, 2  Next
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 04 Lut 2017, 18:24
Biblioteka

Pomieszczenie nie przypomina w ogóle tych, które przychodzą w pierwszej kolejności na myśl, kiedy ktoś wspomni o bibliotece zamkowej lub akademickiej. Nie jest pełna ciemnych zakamarków, wręcz przeciwnie – wszystkie półki, stoły, ławy, stoliki i inne drobniejsze meble wykonane są z jasnego drewna. Półki sięgają niemalże sufitu, zasłaniając całkowicie większość ścian, a przy niektórych stoją wysokie, pozłacane i zdobione drabiny. Podłoga za to jest marmurowa i pokryta dodatkowo lazurowymi chodniczkami wzdłuż korytarzy. W bibliotece pałacowej znajduje się wiele zbiorów sprzed paru wieków, które umiejscowione zostały w specjalnych gablotach za magicznym szkłem. Dostęp do nich mają wyłącznie wykwalifikowani archiwiści. Jest jednym z niewielu pomieszczeń, do którego wstęp o każdej porze dnia i nocy mają wszyscy członkowie rodów, bez względu na swój wiek czy miejsce w hierarchii.

Weles
Weles

Sob 17 Lis 2018, 12:26
17.07.1999

Pierwsze spotkanie w sprawie kryzysu związanego z atakami jarchuków odbyło się już ponad dwa tygodnie wcześniej. Od tamtego czasu zarówno drzwi biblioteki w Pałacu Sprawiedliwości, jak również sam Pałac pozostawały niemal cały czas otwarte dla każdego, kto zechciał wspomóc ministerialny zespół ekspertów do spraw magicznej fauny i flory w rozwiązaniu problemu z czarnymi bestiami. Prawdopodobnie nikt nie spodziewał się, że nie będzie to tak proste, jak początkowo zakładała Starszyzna. Im dłużej eksperci wraz z amatorami przesiadywali nad możliwymi sposobami poradzenia sobie z zaistniałą sytuacją, tym mniej możliwe każdemu wydawało się znalezienie rozsądnej i, przede wszystkim, jakiejkolwiek drogi wyjścia. Uciekający im przez czas palce oraz wcale nie poprawiający się stan zdrowia ofiar jarchuków nie poprawiał sytuacji – zdenerwowanie zaczynało brać nad niektórymi górę, uniemożliwiając właściwą ocenę faktów i łączenia w całość poszczególnych elementów układanki. Więc mimo że niemal codziennie pojawiały się nowe ręce do roboty, tak samo wiele po każdym dniu wykruszało się z pierwotnej ekipy. A to znaczyło, że większość pracy musiała być rozpoczynana od początku, co było katastrofalnym motywatorem.
Część osób była jednak niestrudzona w poszukiwaniu rozwiązania tak palącego problemu. Piętrzące się wokół nich stosy woluminów, notatek i traktatów przywodziły na myśl mury prowizorycznej, zbudowanej z desperacji fortecy, a zmęczone twarze jakie zza nich wychylały, niechybnie świadczyły o tym, że czarodziejom dawno nie dane było się porządnie wyspać. Mimo to na widok pojawiających się towarzyszy udawało im się wykrzesać z siebie chociaż trochę optymizmu, by powitać ich pokrzepiającymi uśmiechami, kiwnięciami głową i pełnymi otuchy słowami, że na pewno są już dużo bliżej znalezienia złotego środka niż było to choćby wczoraj.
- Jakieś wieści ze szpitalnego laboratorium? – Pytanie rzucono mimochodem do jednej z pierwszych grup związanych z Hotynką, która zjawiła się na porannej zmianie. Kilku uznanych uzdrowicieli postanowiło na typowo medyczne rozwiązanie, uznając, że skoro to widoczne obrażenia, z którymi zazwyczaj sobie radzono, tym razem również mogłoby się to udać tyle że bez ingerencji magicznych środków.
Ben Watts
Ben Watts
Biblioteka Original
Oban, Szkocja
29 lat
czysta
neutralny
psycholog służb bezpieczeństwa, szpieg
https://petersburg.forum.st/t1968-ben-wattshttps://petersburg.forum.st/t1972-ben-watts#10463https://petersburg.forum.st/t1973-ben#10465https://petersburg.forum.st/t1974-sigyn#10467

Pon 19 Lis 2018, 20:24
Obstawienie murami wybudowanymi z woluminów pachnących wytartą skórą i przykurzonymi kartami od zawsze zwykło wzbudzać w młodym Wattsie poczucie bezpieczeństwa oraz cichą pewność, że prędzej czy później odnajdzie rozwiązanie zagadki, którą miał akurat w rękach. Teraz wzbudzały jedynie chłodne rozczarowanie, gdy wraz z kolejną przerzuconą kartą i każdym słowem rozwiązanie problemu wciągniętego na szczyt listy priorytetów przez rosyjskie władze wciąż wydawało się tak samo odległe.
Był tu od początku, ze swoją specjalizacją w psychologii pasując do pełnego zapału kółeczka złożonego z uzdrowicieli, botaników, zoologów oraz pasjonatów tychże dziedzin jak pięść do przysłowiowego nosa. Przynajmniej na początku, kiedy jedyne co robili, to przekrzykiwali się, popisując wiedzą prowadzącą w ślepe, sprawdzone w przeszłości zaułki – Ben nie musiał słuchać ich myśli, by wiedzieć, kto  raźnym krokiem przyszedł do Pałacu Sprawiedliwości, by dopieścić swoje ego. Zanim usiedli razem zdobył tyle pism i woluminów szeroko i wąsko traktujących o jarchukach, ile zdołał, zawalając nimi lwią część salonu. Claire niby doceniała zaangażowanie z jakim oddawał się sprawie, szczególnie, że mieli pisać o tym raporty do przełożonych w Anglii, ale widział, że w pewnym momencie zaczęła drgać jej brew. Zła żona równa się nieprzyjemna żona, równa się chwilowy brak chęci na radosne spędzanie wieczorów, równa się niezadowolony Watts. Dlatego też notatki szybko zaczęły zastępować książki.
Może i nie przynosił ze sobą ekspertyz oraz lat studiów w temacie, ale skoro tak wielu odchodziło, równie dobrze mógł zostać i dokładać swoją cegiełkę uporu, oczytania i kontaktów. Ledwie dwa dni wcześniej wysłał wiadomości do wuja zafiksowanego na punkcie magicznych stworzeń oraz matki zielarki z pytaniami, czy nie byliby w stanie podsunąć czegoś, o czym Rosjanie dotąd nie pomyśleli. Wiązało się to z nieco uporczywym tłumaczeniem tekstów opisujących jarchuki na angielski, ale jakoś dał radę wtrącając też słowa po norwesku, jeśli akurat one najlepiej oddawały istotę rzeczy. Wychodziły z tego w niektórych fragmentach gramatyczne koszmarki, zdania które dałby radę prawidłowo odczytać tylko ktoś, kto biegle posługiwał się oboma językami.
Witał się cicho, bądź oszczędnym skinieniem głowy, bardziej zainteresowany szybkim przejrzeniem notatek, które zrobił poprzedniego wieczora przed snem. Nie było tego wiele i raczej rozczarowywało pod kątem praktycznego użycia, odetchnął więc krótko, opierając się wygodniej o krzesło i odruchowo zarzucając nogę na nogę. Zachowywał neutralny, może nieco nieobecny wyraz twarzy, póki nie napotkał wzroku siedzącego naprzeciwko Naryshkina – spokojnego, czasem płoszącego się wewnętrznie przy ludziach uzdrowiciela, który wiedział, o czym mówił, jeśli już zdecydował się odezwać. Kąt ust Wattsa uniósł się nieco, po czym on sam zerknął i na pozostałych, obecnych w bibliotece uzdrowicieli, którzy mogli odpowiedzieć na zadane pytanie. Werbalnie lub szybką, wyjątkowo głośną myślą.
Łukasz Odrowąż
Łukasz Odrowąż
Biblioteka Tumblr_inline_p9yn1jqXtF1rxlhrp_250
Kraków, Polska
23 lata
czysta
neutralny
student medycyny, asystent, stażysta
https://petersburg.forum.st/t1475-lukasz-odrowaz#7375https://petersburg.forum.st/t1489-lukasz-odrowaz#7579https://petersburg.forum.st/t1490-a-dajcie-mi-wszyscy-swiety-spokoj#7581https://petersburg.forum.st/t1488-odrzel#7577

Wto 20 Lis 2018, 23:37
Łukasz nie mógłby sobie odpuścić takiej okazji do wkręcenia się w ważny społecznie temat, który mógł go jakimś cudem wynieść na wyżyny sławy w kręgach magicznej medycyny i otworzyć drzwi do kariery z prawdziwego zdarzenia. Fakt, jego dotychczasowa, ciężka praca w zdobywaniu wiedzy mogła okazać się niewystarczająca, nie zmieniało to jednak prawdy, że skoro okazja czyni złodzieja, to jego może zrobić lekarzem, tyle że na przymusowym stażu. Nigdy by sobie nie wybaczył gdyby odpuścił coś takiego, nie wspominając o biednych ofiarach, których cierpienia nie chciał, do tego planował z nim zawalczyć, ale widział i coś dobrego w ich przymusowym poświęceniu. No, ale Odrowąż był w końcu egoistą, więc nie zamierzał płakać nad rozlanym mlekiem jakim były ugryzienia jarchuków.
Trochę już tu siedział i wiedział, że zespół z Hotynki myśli w ogóle nieracjonalnie. W końcu jeśli jarchuk należał do magicznej fauny (a z pewnością nie do mugolskiej) dawał głowę, że zwykłe zaleczanie ran nie wystarczy. A że wczoraj podczas prysznica (podczas którego w końcu wpadają najlepsze pomysły) pomyślał, że tu może chodzić o coś w rodzaju jadu chciał zaproponować zbadanie tego zwierzęcia pod tym względem. Wiedział, że mógł sam wpaść na jakiś głupi pomysł, ale uznał, że jeśli węże mają jad i odtrutkę (a przynajmniej tak słyszał) to może te czarne psy mają coś podobnego? Albo chociaż sam jad, który po zbadaniu okaże się łatwo wyleczalny?
Miał jeszcze parę pomysłów, ale ten aktualnie wydawał mu się najbardziej logiczny, więc od niego chciał zacząć. Jeśli się okaże, że jego koncepcja została obalona dawno temu przez jakiegoś biologa, naukowca czy kogoś takiego będzie mógł o niej całkowicie zapomnieć.
Yelena Vasina
Yelena Vasina
Biblioteka Giphy
Moskwa, Rosja
30 lat
nieznana
za Raskolnikami
piosenkarka
https://petersburg.forum.st/t2030-yelena-vasinahttps://petersburg.forum.st/t2033-lena-vasina#11184https://petersburg.forum.st/t2035-lenka#11186https://petersburg.forum.st/t2034-dzwonek#11185

Sro 21 Lis 2018, 00:19
Yelena nie była pewna, czy powinna się tutaj w ogóle pojawić. W końcu była śpiewaczką od siedmiu boleści a nie kwalifikowanym medykiem, czy było w ogóle dla niej tutaj miejsce? Dawno nie miała potrzeby używać swoich zdolności medycznych, chyba że chodziło o połatanie kogoś po misji u raskoli, ale nawet i wtedy znajdowali się lepsi od niej, którym po prostu ustępowała miejsca. Jakiś cichy głosik w jej głowie, sugerował jej, że może to jej szansa by zabłysnąć, by wybić się i zaimponować swoją wiedzą. Zdawało jej się jednak, że był on zbyt stłumiony przez hałdy pesymizmu, które nazbierała przez całe życie.
Jednak w takim razie... co ona tu w ogóle robiła?
Cóż, liczyła że chociaż w jakimś stopniu pomoże, albo przynajmniej posłucha kogoś mądrzejszego od niej i sama się czegoś nauczy. A jeśli nie... to cóż, będę kradła jedynie innym powietrze i przestrzeń.
Czy miała jakieś pomysły? Cóż. Może kilka. Nie wiedziała dokładnie co powoduje tak paskudne pogorszenie się rany w przypadku ugryzienia przez te stwory. Czy wydzielają jakiś jad? Czy to ich ślina? Czy przenoszą jakieś paskudne zarazki? Budziło jej to skojarzenia ze wścieklizną. Czy to możliwe, ze była to wścieklizna tylko na magicznych sterydach? Hmm... to było zapewne w jakimś stopniu możliwe. W każdym razie, odymienie się dzięgielem litworem przed wyjściem gdziekolwiek było też zawsze opcją, lepiej zapobiegać niż leczyć. Śmierdziało się po tym jak Auschwitz, jednak słyszała bajania, że odpędza to te psy. W sumie się nie dziwiła, jebie to jak cholera.
Biblioteka... tyle wiedzy schowanej między stronami. Przez sekundę zatrzymała się, by podziwić piękno tego miejsca, jednak stwierdziła, że ma cel do spełnienia tutaj, koniec z zachwytami. Poszła w stronę dzienników, kojarzyła tyle o ile, że był jeden uczony, który zajmował się mugolskimi chorobami w magicznym świecie. Warto zawsze sprawdzić, prawda?
Bagrat Chanturia
Bagrat Chanturia
Biblioteka Tumblr_o0vk5hApKG1rhe0jeo1_250
Tbilisi, Gruzja
34 lata
cień
nieznana
za Raskolnikami
psychiatra i właściciel lokalu „Mekka”
https://petersburg.forum.st/t2023-bagrat-chanturiahttps://petersburg.forum.st/t2026-bagrat-chanturia#11038https://petersburg.forum.st/t2027-bagrat#11039https://petersburg.forum.st/t2025-stalin#11036

Czw 22 Lis 2018, 20:44
Bagrat Chanturia niezwykle rzadko pojawiał się publicznie pod swoją prawdziwą postacią. Chorobliwie dbał o swoje dobre imię i nazwisko, nie chciał być w końcu przypadkowo wiązany z Raskolnikami, biorąc pod uwagę jego rozkwitającą karierę czarującego psychiatry w Hotynce, któremu na kozetce naiwnie zwierzała się ze swoich brudnych i pikantnych sekretów część Starszyzny. Chanturia dobrze znał struktury szpitala, pracował na Oddziale Zamkniętym i Psychiatrii od kilku dobrych lat, dlatego bez większego zastanowienia postanowił wziąć udział w poszukiwaniach złotego środka na ugryzienia jarchuków. Pokazywał się więc regularnie na spotkaniach pod maską jednego z naukowców, którego kiedyś udało mu się poznać osobiście. Dlatego też czterdziestokilkuletni Taras Lomonosov, chcąc wspomóc swoją bezcenną wiedzą i rzekomo ciężko zdobytym doświadczeniem, przybył tu aż z Machaczkały, niedużej miejscowości nieopodal Morza Kaspijskiego, która znajdowała się wcale nie tak daleko od jego rodzinnej, ukochanej Gruzji. Sam Chanturia był całkowicie przekonany, że nikt o nim nawet nigdy w życiu nie słyszał, toteż z tego powodu bezczelnie postanowił wykorzystać jego całą postać. Wcielony tymczasowo do Hotynki na specjalnych zasadach, pracował z innymi uzdrowicielami w laboratorium. Zachowywał się jednak niezwykle ostrożnie, byleby nie wzbudzić niepotrzebnie podejrzeń, które mogłyby go całkowicie zdemaskować. W końcu nie był tam tylko po to, by im pomagać.
- Nie bardzo. Wciąż czekamy na ostateczne wyniki – odpowiedział mocno zachrypniętym, niskim głosem, poprawiając staromodne okulary, które nosił zawsze na zakrzywionym nosie. Odchrząknął cicho pod nosem, po czym uważnie rozejrzał się po czarodziejach zebranych w bibliotece. Pojawiło się kilka nowych twarzy. – Otrzymaliśmy za to z samego rana wiadomość o trzech następnych ofiarach. Niestety, drodzy państwo, mamy coraz mniej czasu, jeśli chcemy ich uratować. – Dowiedział się tego od jednej z nowych recepcjonistek; nietrudno było ją przekonać, by zdradziła mu jakieś informacje w zamian za kilka miłych i czułych słówek na dzień dobry. Chanturia, w przeciwieństwie do innych ludzi, bawił się przy tym przednio. Nie był tutaj po to, by znaleźć lek na jarchuki. Pełnił rolę szpiega, który chciał o wszystkim wiedzieć na bieżąco – nie tylko dla Raskolników, ale przede wszystkim dla samego siebie. Bagrat od zawsze był żądnym wiedzy, uwielbiał być w centrum uwagi, przy każdej możliwej okazji próbując bezowocnie zaspokoić swoje ego. W tłumie znajomych osób niespodziewanie zauważył Vasinę – stali po tej samej strony barykady, choć nie wiedziała, że to właśnie Chanturia kryje się pod postacią Lomonosova. Uśmiechnął się do niej ledwo widzialnie.
Cześć, gwiazdeczko.
Yelizaveta Dolohova
Yelizaveta Dolohova
Biblioteka Tumblr_ooifndvChq1up33koo3_250
Ufa, Rosja
25 lat
błękitna
neutralny
alchemiczka, nieoficjalnie trucicielka
https://petersburg.forum.st/t2038-yelizaveta-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t2040-yelizaveta-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t2039-trucizna-jest-bronia-kobiethttps://petersburg.forum.st/t2041-tiberius

Pią 23 Lis 2018, 22:15
Zapewne nikt nie spodziewał się tutaj jej, filigranowej szlachcianki o śnieżnobiałej cerze i ciemnych włosach, okalających twarz. Pofalowane kosmyki swobodnie opadały wzdłuż jej twarzy, zaś reszta włosów była spięta w luźny kok. Yelizaveta ubrana była w szatę o swoim ulubionym kolorze - czarnym. Co nią kierowało? Chyba naukowa ciekawość oraz interesy Starszyzny, bo chociaż była politycznie neutralna to rodzice wychowali ją w pogardzie do czarodziejów mugolskiego pochodzenia, a ona sama była dosyć związana ze swoją dynastią i jej zadaniem było dbanie o dobre imię rodu. Oczywiście, że przyszła na owe spotkanie przygotowana, z pewnym pomysłem na rozwiązanie, które mogło przynieść postęp w sprawie. A może tknęło ją sumienie? Niezależnie od tego, co nią kierowało, postanowiła opuścić dobrze znane sobie mury rezydencji w Ufa i stawić się na jednym ze spotkań, które rzekomo miało prowadzić do przełomowego odkrycia sposobu na wyleczenie ofiar jarchuków.
Na razie jednak postanowiła milczeć i nie zwracać na siebie większej uwagi, prawdopodobnie dla większości obecnych tutaj będąc jedynie wysłannikiem Starszyzny, niewiele rozumiejącą powagę sytuacji panną. Cóż, pozory mogły mylić, ale dopóki nie uzna tego za dobre posunięcie, nie wychyli się poza szereg. Jednakże z udręką słuchała wywodów nadętych uzdrowicieli, którzy postanowili leczyć pacjentów objawowo, nie chcąc docierać do źródła problemu. Odchrząknęła delikatnie. - Przepraszam, że się wtrącę, ale widzę, że badania szpitalnych laboratoriów nie przynoszą skutków, nikt dotąd nie uwarzył eliksiru tak silnego, aby cofnąć szkodliwe objawy ugryzienia. Może to czas, aby tak naprawdę zająć się poszukiwaniem żar-ptaków? Jak większość z nas wie, jego pióra mają silne właściwości lecznicze, według mnie wystarczająco silne, aby wyleczyć ofiary ataków - jej głos był spokojny, na twarzy miała delikatny, uprzejmy uśmiech, ale coś w jej głosie mówiło, że to rozwiązanie i taka myśl jest na tyle oczywista, że nie wie dlaczego teoretycznie bardziej doświadczeni od niej alchemicy i uzdrowiciele nie wpadli na ten pomysł znacznie wcześniej.
Oleg Naryshkin
Oleg Naryshkin
Petersburg, Rosja
32 lata
czysta
neutralny
uzdrowiciel (specjalista w dziedzinie zatruć), alchemik
https://petersburg.forum.st/t1892-oleg-naryshkinhttps://petersburg.forum.st/t1902-oleg-naryshkin#9548https://petersburg.forum.st/t1905-olka#9553https://petersburg.forum.st/t1904-zino#9550

Nie 25 Lis 2018, 17:59
Do ostatniej chwili nie był przekonany, czy w ogóle chce się w to zaangażować. Do ostatniej chwili nie był pewien, czy spęd specjalistów i amatorów w jednym miejscu to rzeczywiście najlepszy pomysł i do ostatniej chwili też nie do końca widział w tym wszystkim miejsce dla siebie. To, że był uzdrowicielem, specjalistą od zatruć i alchemikiem - zdawałoby się, oczywiste atuty w tej sytuacji - zupełnie nie miały dla niego znaczenia, bo Oleg już jakiś czas temu przestał myśleć w sposób oczywisty. W tym momencie wcale nie uważał, by wszystkie powyższe przymioty wiązały się z obowiązkiem bycia tutaj, uczestniczenia w całej tej inicjatywie. Nie, wcale się nie wiązały. To, że zdecydował się wziąć w tym udział było jego własną decyzją, w żaden sposób nie wynikającą ze społecznej presji. Och, oczywiście, Naryshin wiedział, że podobna presja i podobne oczekiwania istnieją. Wiedział, po prostu nie przywiązywał do tej wiedzy wagi. Zdecydował się brać udział w tych zebraniach bo... Cóż, bo tak. Nie miał na to szczególnie dobrego wytłumaczenia. Może po to, by ratować ludzi, co przecież robił całe życie. A może z zupełnie innych względów.
Niezależnie od motywów, nie zmieniały one faktu, że Oleg wciąż do swej obecności tutaj nie był w pełni przekonanych.
Tym niemniej przyszedł, niemym skinieniem głowy przywitał się z tymi, których kojarzył - ze szpitalnych korytarzy lub, jak choćby w przypadku Wattsa, z innych miejsc, których w tej chwili nie byłby w stanie wskazać palcem czy wymienić - i usiadł na jednym z wolnych miejsc, zastanawiając się, co tak naprawdę z tego będzie. Z tego spotkania i z kolejnych (bo nie wierzył, że sprawa zamknie się tu i teraz, skoro nie zamknęła się już wcześniej). Czy w ogóle cokolwiek z tego będzie.
- Biorąc pod uwagę, że od przeszło dwustu lat nie było nawet najmniejszych wzmianek o jakimkolwiek żyjącym okazie żar-ptaka, są podstawy uważać, że podobne poszukiwania byłyby stratą czasu, którego nie mamy - odezwał się po długiej chwili milczenia, podczas którego słuchał tylko, co do powiedzenia mieli inni. Nie pałał szczególnym entuzjazmem na uczestnictwo w debatach, zabieranie głosu. Dawno już minęły czasy, kiedy jako pierwszy wychodził przed szereg, wyrywając się do dyskusji - zakładając, że w ogóle kiedykolwiek robił to z faktycznym zaangażowaniem. - To nie tak, że żar-ptaków się nie szuka. Szuka się. Szukają amatorzy, ale też specjaliści - zoolodzy, alchemicy, uzdrowiciele również. To naturalne - skoro gdzieś na świecie miałoby istnieć cudowne lekarstwo, środek na wszystko, nie będzie chwili, w której takie poszukiwania nie będą prowadzone, dopóki ów cud się nie znajdzie. Poszukiwania więc trwają. Po prostu jak dotąd nie przynoszą skutku.
Na kobietę, której propozycję kontrował, spojrzał tylko przelotnie, poświęcając jej wyłącznie niezbędne minimum uwagi. Zresztą, te minimum poświęcał dokładnie każdemu, z kim przyszło mu się spotykać. Jakiś czas temu ludzie zrobili się dla niego... Problematyczni? To było dobre określenie. Wyszli poza jego strefę komfortu. Nie zawsze tak było, ale teraz - już tak. Teraz jedyne towarzystwo, którego potrzebował, którego chciał i pożądał, to towarzystwo Arystei i własnej córki. Nikt inny nie był dla niego ważny, nie tak, by wzbudzić coś więcej niż wynikającą z dobrego wychowania grzeczność czy umiarkowaną, w dużej mierze neutralną sympatię.
- Jeśli chcemy czegoś szukać, proponowałbym skupić się raczej na znalezieniu kogoś, kto z ugryzieniem jarchuka sobie poradził - lub był przynajmniej bliski przełomowi, miał choćby chwilową poprawę stanu. - Uśmiechnął się krzywo. - Sukces takich poszukiwań nadal graniczyłby z niemożliwością, ale moim zdaniem i tak pozostawałby w większym zasięgu niż pogoń za legendą. - W zamyśleniu popukał opuszkami palców w okładkę jednej z leżących nieopodal książek, na której nieświadomie wsparł rękę kilka chwil wcześniej. - Znane jest w medycynie wykorzystywanie ozdrowieńców - ich krwi, surowicy - do leczenia tych, którzy sami sobie nie radzą. Choroba po ugryzienia jarchuka jest skutkiem nieporadności odporności naszych ciał na coś, czym jarchuk nas traktuje. Możemy przebadać samego psa, ale możemy też przebadać chorych - zawahał się na krótką chwilę. - Przebadać nie jako pacjentów, a jako obiekty badawcze. - To się różniło, choć różnice może wcale nie nasuwały się tak szybko. Mimo tego zmiana podejścia zmieniała też metody - wykonywane badania, perspektywę, z jakiej prowadzono analizy. Wtedy, gdy nieco mniej przywiązywano wagę do życia - jego ocalenia, zachowania w jak najmniej naruszonej formie - a nieco więcej skupiano się na samych dolegliwościach, uzyskiwało się inne efekty. Nieco inne lub znacznie inne, zależnie trochę od talentów i wiedzy badaczy, a znacznie bardziej - od szczęścia.
Yelena Vasina
Yelena Vasina
Biblioteka Giphy
Moskwa, Rosja
30 lat
nieznana
za Raskolnikami
piosenkarka
https://petersburg.forum.st/t2030-yelena-vasinahttps://petersburg.forum.st/t2033-lena-vasina#11184https://petersburg.forum.st/t2035-lenka#11186https://petersburg.forum.st/t2034-dzwonek#11185

Nie 25 Lis 2018, 18:32
Kiedy nawiązała się jakaś dyskusja, Yelena wyściubiła nos spoza dziennika ukraińskiego uzdrowiciela, który właśnie czytała. Miała ochotę wywrócić oczami, kiedy zobaczyła jakąś szlachciankę, tacy to sobie w ogóle ręce brudzą, by przyjść i kogoś leczyć? Nie musiała jej w ogóle znać, by wiedzieć że jest z jakiegoś poważnego rodu, było to po niej widać. Westchnęła delikatnie i nie podjęła dyskusji z nią, mając zamiar wrócić wzrokiem do tekstu, który właśnie czytała, jednak wtedy zobaczyła, że jeden z medyków, chyba, się na nią patrzył. Jakiś stary dziad. Spojrzała na niego mrożącym spojrzeniem, by następnie schować twarz w dziennik. Gdyby wiedziała, że to jest Bagrat pod przykrywką, to by pewnie tak nie zareagowała, no ale skąd miała to wiedzieć? Wtedy kolejna osoba się odezwała, a Yelena powstrzymała się od głośnego, teatralnego westchnięcia. Widocznie ludzie tutaj wolą gadać, zamiast pracować. Po raz kolejny podniosła wzrok i spojrzała tym razem na mężczyznę, zapewne uzdrowiciela... przynajmniej gadał od rzeczy. Spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Przede wszystkim trzeba by było ustalić czym to "coś" jest. Jakieś bakterie znajdujące się w pysku Jarucha? Związki chemiczne zawarte w jego ślinie? Czy coś bardziej magicznego, jak przekleństwo związane z ugryzieniem albo inne naznaczenie. Zadziwiające jest to, że przez tyle lat nikt nie zadał na poważnie takich pytań. - wywróciła oczami. Mugole mają problem ze swoją wścieklizną, ale to nie zmienia faktu, że cały czas szukają lekarstwa, przeciwciał i tego typu rzeczy. Tu musieli siedzieć głęboko z nosami w dziennikach, by dowiedzieć się czy ktokolwiek kiedykolwiek szukał odpowiedzi na ich pytania. No ale wiadomo, dopiero jak pierdolnie to trzeba szukać pomocy.
- Na myśl przychodzi mi paralela do choroby związanej z typowo mugolskimi zwierzętami, jaką jest wścieklizna. Powinniśmy rozważyć fakt, że możemy się mierzyć właśnie z wścieklizną na magicznych sterydach. W końcu ile chorób, nawet z samej nazwy, objawami przypomina te mugolskie, tylko że są silniejsze? Groszopryszczka, Opryszczka. Smoczna ospa, Ospa prawdziwa. Zwietrzenie, przeziębienie... - mogłaby tak wymieniać i wymieniać, ale tyle wystarczyło by podeprzeć jej tezę. Po wypowiedzeniu swojej opinii, wróciła wzrokiem do dziennika, który czytała. Po części z braku ochoty angażowania się w dalszą dyskusję, przedstawiła swoją opinię, co oni zrobią z tym to ich sprawa, a po części ze strachu. W końcu ona nie była uzdrowicielką, nawet nie dostała się na kurs. Wszyscy dookoła byli wyżsi stopniem od niej.
Weles
Weles

Nie 25 Lis 2018, 21:47
Głośne parsknięcie – ni to śmiech, ni oburzenie – rozległo się w bibliotece, która po słowach Olega na kilka ciężkich chwil wypełniła się ciszą, w której każdy obecny zdawał się rozważać zaproponowane przez uzdrowiciela rozwiązanie, a także słowa Yelizavety Dolohovy, które przyczyniły się do rozpoczęcia pierwszej tego dnia dyskusji.
- Naryshkin, czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co proponujesz i jak bardzo jest to nieetyczne? – odezwał się z nieskrywaną odrazą jeden ze starszych wiekiem magomedyków, Ravil Dolohov, będący jednocześnie dalekim krewnym Yelizavety. – Przypominam ci, że jesteśmy zobligowani do chronienia życia, a nie eksperymentowania na nim, nawet w imię wyższego dobra. A może. – Mężczyzna uniósł ostrzegawczo rękę w górę, widząc, że niektórzy chcą włączyć się do dyskusji w trakcie, kiedy on mówił. – Może, jeśli żadna z ofiar nie wyrazi zgody na to, by stać się obiektem badawczym, sam zamierzasz przysłużyć się w tak szlachetny sposób tej sprawie? Skoro proponujesz takie rozwiązanie, raczej jesteś zdeterminowany, by wyniki okazały się sprzyjające.
- Panowie, uspokójcie się – żachnęła się jednak z młodych dziewcząt, siedząca nieopodal Yeleny.
Kiedy jej sąsiadka włączyła się do tej szalonej dyskusji, otworzyła jedynie ze zdziwieniem oczy, słuchając tego, co mówi, jednak z każdym kolejnym zdaniem mina jej rzedła – zupełnie nie miała pojęcia, do czego zmierzała rudowłosa, więc strategicznie wycofała się jeszcze bardziej za stos otaczających ją książek, które – dziwnym trafem – w większości traktowały o żar-ptakach, ich niebywałych właściwościach oraz zastosowaniu wszelkich mikstur, w skład których wchodziły jakiekolwiek części tego stworzenia.
- A może, Ravilu Pyotrevichu, zechcesz przedstawić wszystkim tu zgromadzonym listę ofiar jarchuków z ostatnich dwóch tygodni oraz dane na temat ich stanu zdrowia? – zagrzmiał Dosifei Karamazov, ceniony w czarodziejskim świecie naukowiec specjalizujący się w magicznych stworzeniach, który jednocześnie został wyznaczony do sprawowania pieczy nad chaosem tych przypadkowych spotkań. – Taras Lomonosov właśnie zaktualizował ją o trzy nowe przypadki, a z ostatnio otrzymanych raportów nie wynika, by którakolwiek z ofiar miała się w lepszym stanie. Jeśli tak bardzo pragniesz walczyć o zdrowie tych jednostek, równie dobrze możesz próbować amputować im pokąsane części ciała zaraz po zdarzeniu. Jeśli dobrze wiem, to również nie zostało zaproponowane – dodał z bezlitośnie obojętnym wyrazem twarzy, by zaraz zwrócić spojrzenie stalowych tęczówek na Yelenę. – Dziewczyno, rozwiń swoją wypowiedź na temat wścieklizny, bo jeśli dobrze się orientuję, niemagiczna wersja ma zupełnie inne objawy niż to, z czym się mierzymy. Natomiast ty, Yelizaveto Afanasiyevno, skoro zaproponowałaś poszukiwania żar-ptaka, racz sprawdzić, czy istnieją wzmianki o tym, by do wyleczenia ofiary jarchuka zastosowano miksturę, w skład której wchodził jakiś jego element.


Yelizaveta rzuca kością k20:
- jeżeli po zsumowaniu punktów z wiedzy magicznej i wyrzuconych oczek wynik będzie równy lub większy niż 20, masz ogromne szczęście, ponieważ już w trzeciej księdze, po którą sięgasz, znajdujesz odpowiednie informacje, ale brak jakichkolwiek wzmianek o rezultatach;
- jeżeli po zsumowaniu punktów z wiedzy magicznej i wyrzuconych oczek wynik będzie mniejszy niż 20, musisz przekopać się przez większą ilość tomiszczy, by zdobyć jakiekolwiek pomocne informacje.
Yelena Vasina
Yelena Vasina
Biblioteka Giphy
Moskwa, Rosja
30 lat
nieznana
za Raskolnikami
piosenkarka
https://petersburg.forum.st/t2030-yelena-vasinahttps://petersburg.forum.st/t2033-lena-vasina#11184https://petersburg.forum.st/t2035-lenka#11186https://petersburg.forum.st/t2034-dzwonek#11185

Wto 27 Lis 2018, 00:09
Nikt nie planował (chyba) Weles wie czego robić tym pacjentom, ci ludzie i tak byli martwi jeśli nie znajdą jakiegoś antidotum, tak więc kwestia zgody była powiedzmy że załatwiona. Większość osób powinna się zgodzić, wiedząc że i tak nie czeka ich nic innego niż śmierć. Tak przynajmniej będą mieli jakąś nadzieje do ostatnich sekund swojego życia. Tak więc musiała przyznać, że była po stronie tego nieznanego jej mężczyzny, jedynie spojrzała na niego tak jakby chciała mu zakomunikować, że ma racje, jednak nie powiedziała nic w jego obronie, to nie było w jej stylu.
- Mam na imię Yelena. - Wywróciła oczami, kiedy ten szlachcic od siedmiu boleści zwrócił się do niej per "dziewczyno". Niby wysoko postawieni, ale kultury osobistej próżno szukać.
- Z tego co wiem, mugolskie przeziębienie też nie powoduje paraliżu. Nie o objawy same w sobie chodzi, a sposób rozprzestrzeniania się i w pewnym stopniu przebieg. - odpowiedziała spokojnie. W tym momencie zdała sobie sprawę, że się trochę denerwuje i ręce zaczynają jej drżeć. O ile nie miała problemu z publicznym śpiewaniem, udział w takiej otwartej dyskusji z, bądź co bądź, specjalistami w tej dziedzinie, powodował u niej tremę, co dało się usłyszeć w jej głosie. Przełknęła jednak ślinę i zmusiła się do dalszego mówienia.
- Wścieklizna najczęściej rozprzestrzenia się przez ugryzienie, wirus żyje w ślinie zarażonego zwierzęcia i przez ugryzienie dostaje się do rany. Występują wszystkie objawy a następnie następuje zgon, najczęściej spowodowany niewydolnością oddechową. - opowiedziała w skrócie przebieg wścieklizny, to co ją najbardziej interesowało. - Z czym mamy do czynienia tutaj? Z ugryzieniem oraz żaden pacjent nie umiera na skutek samego ugryzienia, z tego co wiem nikt się nie wykrwawił, umiera na skutek, jak to pan tu ładnie określił "czegoś", co się przez to ugryzienie przenosi, bądź "coś" co jest skutkiem ugryzienia. Zależy czy to czynnik wirusowy, czy typowo magiczny, jak jakieś przekleństwo. - rozwinęła swoją wypowiedź, tak jak ją poproszono i zmusiła się by nie odwracać spojrzenia od mężczyzny, który ją o to poprosił. Najchętniej by uciekła gdzieś, by uniknąć oceny jej słów, jednak... cóż. Czas dorosnąć.
Łukasz Odrowąż
Łukasz Odrowąż
Biblioteka Tumblr_inline_p9yn1jqXtF1rxlhrp_250
Kraków, Polska
23 lata
czysta
neutralny
student medycyny, asystent, stażysta
https://petersburg.forum.st/t1475-lukasz-odrowaz#7375https://petersburg.forum.st/t1489-lukasz-odrowaz#7579https://petersburg.forum.st/t1490-a-dajcie-mi-wszyscy-swiety-spokoj#7581https://petersburg.forum.st/t1488-odrzel#7577

Wto 27 Lis 2018, 20:25
Początkowo ledwie przysłuchiwał się tej całej dyskusji. Ledwo kojarzony Oleg Naryshkin pozytywnie go zaskoczył propozycją zmiany podejścia do pacjentów i chłopak zaczął się zastanawiać, czy to właśnie jego nie poprosić, by mógł pod jego okiem mieć przeprowadzany obowiązkowy staż. Odrowąż do tej pory nie czuł pewności jaka specjalizacja jest mu najbliższa, ale przynajmniej wiedział, na jakiej może zyskać.
Propozycja Dolohovej go nie przekonała, gdyż dla niego mity to nie nauka, jednakże Yelena jak dla niego szła ciekawym tokiem myślenia. Ciekawym, ale zapewne błędnym.
- Dosifeiu Karamazovie - wstał i odezwał się tak, jak raczej nie powinien, jednak uznał, że w tej sytuacji mogą mówić sobie bez otczestw. A jeśli go ochrzani? Cóż, nie bez powodu Łukasz uchodził za buca. - Specjalizuje się pan w magicznych stworzeniach. Może pan powiedzieć,  czy badał pan kły lub zęby jarchuka? - spytał. - Podejrzewam, że w kłach może kryć się trucizna, jak u węża. A jak wiadomo, z węży pobiera się również odtrutkę. Jako osoba niewykwalifikowana jednak w magicznej faunie i florze nie wiem jednak, czy kombinowanie w tę stronę ma sens, czy też można już teraz je odrzucić - przyznał szczerze, po czym przyjrzał się obecnym. Widząc, że raczej nikt mu nie przerwie, kontynuował:
- Sądzę, że istnieją ledwie cztery opcje, które należy rozważyć przy jarchukach w pierwszej kolejności. Może chodzić o specyficzny, magiczny szczep bakterii znajdujący się w ślinie jarchuka, jak zasugerowała pani... - spojrzał na Vasinę, a gdy ta podała swoje imię (lub nie) mówił dalej. - Może też chodzić o jad jak wspomniałem, o pewien rodzaj klątwy, bo w końcu jeśli przedmioty mogą ją przynosić to czemu nie zwierzęta? - spytał retorycznie. - Oraz coś w stylu zaklęcia lub nawet antyzaklęcia powodującego, że żadne lecznicze czary nie mogą przynieść ulgi pacjentom. Za przeproszeniem, żar-ptaki przez problemy ze znalezieniem choćby paru osobników mnie nie przekonują, ale może warto rozważyć choćby ściągnięcie jednorożców z Anglii? Ale to niech pan Karamazov się wypowie, nie wiem czy mogą cokolwiek pomóc w tej sytuacji. Uważam też, że pan Naryshkin ma rację. Dlatego, że nie mamy wyjścia, i tak działamy na oślep. Nie chodzi tu o żadne widzimisie - powiedział tak pewnym siebie głosem, jakby nie wyobrażał sobie sytuacji, że ktoś mu jednak zaprzeczy. - W drugiej kolejności należy badać objawy, aby móc je niwelować, dopóki nie znajdzie się lekarstwa na przyczynę takowych dolegliwości. Póki co miałem do powiedzenia tyle - rzekł, pokłonił się i usiadł patrząc na reakcję.
Oleg Naryshkin
Oleg Naryshkin
Petersburg, Rosja
32 lata
czysta
neutralny
uzdrowiciel (specjalista w dziedzinie zatruć), alchemik
https://petersburg.forum.st/t1892-oleg-naryshkinhttps://petersburg.forum.st/t1902-oleg-naryshkin#9548https://petersburg.forum.st/t1905-olka#9553https://petersburg.forum.st/t1904-zino#9550

Sob 08 Gru 2018, 20:11
Westchnął cicho. Tak, nieetyczne. Tak, bestialskie. Ileż jeszcze określeń można by przytoczyć? Na pewno bardzo wiele. Problem polegał na tym, że szalenie łatwo było szafować podobnie skrajnymi opiniami, zupełnie zapominając, jak wiele medycyna nieetyczności zawdzięczała. Łatwo było wypierać tę brudną stronę służby zdrowiu teraz, gdy żyli we względnym - cóż, bardzo względnym - pokoju, gdy było miejsce na jakiś idealizm, jakiś honor. Łatwo było zgrywać nieskalanie czystego bohatera teraz, gdy okoliczności na to pozwalały. Wtedy jednak, gdy medycyna - ta mugolska i ta ich, magiczna - dopiero się rozwijała, kto mógł sobie na to pozwolić? Kto mógł pozwolić sobie na stwierdzenie, że czegoś nie zrobi, bo to nieetyczne? Na wszystkich bogów, Naryshkin był wdzięczny za to, że niegdysiejsi badacze nie przywiązywali się do etyki aż tak mocno, bo gdyby to zrobili to teraz, połowa z teraz zgromadzonych - lekko licząc - mogłaby zwyczajnie nie dożyć dnia dzisiejszego.
Rozwój - jakikolwiek, medycyny również - wymagał ofiar i kogoś, kto odważy się (lub po prostu zdecyduje się, jak wolał określać to Oleg, nie widząc w tym za grosz faktycznej odwagi) ubrudzić ręce. Jeśli tylko istniały jakiekolwiek szanse, że jakaś metoda - nawet nieetyczna, nawet brutalna i brudna - może nieść za sobą przełom i w efekcie zagwarantować bezpieczeństwo iluś kolejnym istnieniom, Naryshin uważał, że zaprzeczeniem służby zdrowiu jest ją odrzucać.
Nie wyrywał się jednak, by bronić swego zdania. Prowadził kiedyś podobne dyskusje, kiedyś, kiedy miał jeszcze na to siły i chęci. Teraz, wiedząc, że nie przynosi to żadnych efektów - żadnych poza ostracyzmem, z jakim mógłby zacząć się spotykać - ani sił, ani chęci już nie miał.
Westchnął po raz wtóry, tym razem bezgłośnie. Słuchając kolejnych zdań, kolejnych propozycji miał nieodparte wrażenie, że kręcą się wkoło, w dużej mierze wokół oczywistości - nic jednak niewnoszących. Porównanie do wścieklizny w jakimś stopniu było trafne. Chęć zidentyfikowania czynnika odpowiedzialnego za chorobę była w pełni zrozumiała i słuszna. Tylko, że co im to dawało? Póki dyskusja pozostawała w sferze teorii, póty nic z niej nie wynikało.
- Niezależnie, czy jednorożce mogłyby być pomocne czy nie, samo ich zdobycie będzie raczej większym problemem niż pan zakłada - zwrócił się tymczasem do młodego chłopaka. Chyba kojarzył go ze szpitalnych korytarzy - wróć, na pewno go kojarzył - ale, podobnie jak w przypadku większości studentów, także w jego przypadku nie był w stanie przypomnieć sobie nazwiska. Wynikało to w dużym stopniu z tego, że Naryshkin zwyczajnie w nauczanie się nie angażował - sporadyczne, okazjonalne prelekcje na specjalne zaproszenie trudno nazwać większą aktywnością, a niczego innego Oleg się dotąd nie podejmował. Nie dał się skusić etatem wykładowcy akademickiego, nie prowadził także zbyt wielu zajęć dla praktykantów czy stażystów. Przy czym nie było w tym jego szczególnej awersji - Oleg zwyczajnie nie miał na to czasu. Godzenie skrzywionego życia osobistego z pracą i tym, o czym nikomu nie opowiadał, a co ściśle wiązało się z nazwiskiem Franco było wystarczająco czasochłonne.
- Z tego, co mi wiadomo, w Anglii traktują je w sposób... - kontynuował tymczasem, przez chwilę szukając odpowiedniego zwrotu. - Może nie jak święte, ale w dużym stopniu nietykalne - podsumował wreszcie, nie decydując się jednak na większą krytykę czy aprobatę. Ot, dorzucenie faktu do tej plątaniny informacji, którymi się wymieniali.
Bagrat Chanturia
Bagrat Chanturia
Biblioteka Tumblr_o0vk5hApKG1rhe0jeo1_250
Tbilisi, Gruzja
34 lata
cień
nieznana
za Raskolnikami
psychiatra i właściciel lokalu „Mekka”
https://petersburg.forum.st/t2023-bagrat-chanturiahttps://petersburg.forum.st/t2026-bagrat-chanturia#11038https://petersburg.forum.st/t2027-bagrat#11039https://petersburg.forum.st/t2025-stalin#11036

Nie 09 Gru 2018, 15:27
Przysłuchując się bardzo uważnie wszystkim propozycjom, które padały co rusz w bibliotece, Bagrat Chanturia na uboczu dokładnie analizował każdą z nich. Pomysł Yelizavety mógł wydawać mu się niedorzeczny, ale jednak w tej kwestii Naryshinkowi musiał bezwzględnie przyznać rację. Nie brakowało amatorów czy profesjonalistów, którzy usilnie od wielu lat próbowali odnaleźć żar-ptaki, co przecież wcale nie było tak łatwym zadaniem, zwłaszcza że zaklasyfikowano je do wymarłego gatunku. Pozostało więc łudzić się, że w najbliższym czasie niespodziewanie się coś zmieni, co wątpliwe, albo – natychmiastowo przystąpić do konkretnego działania. Dotychczas żadne kroki nie przynosiły upragnionych rezultatów; liczba ofiar gwałtownie rosła z dnia na dzień, pomimo zwiększonych środków bezpieczeństwa przez Białą Gwardię. Rosja była jednak zdecydowanie zbyt duża, by wszystko utrzymać w ryzach, nie mówiąc już o całej Unii Słowiańskiej, która ostatnio zaczęła pogrążać się w podobnym chaosie, dlatego też musieli liczyć się z kolejnymi przypadkami poszkodowanych czarodziejów. Czas był w tej sprawie kluczowy, niemniej jednak było go coraz mniej. W końcu pierwsi ugryzieni pojawili się już ponad miesiąc temu, a nikt nie był w stanie przewidzieć, ile im jeszcze pozostało – czy to będą tylko ostatnie godziny, czy może nieznośnie długie tygodnie lub nawet miesiące. Chanturia nie wyobrażał sobie, by mógł się znaleźć na ich miejscu; był w końcu przekonany, że jego umiejętności cienia pozwolą mu pozostać nieuchwytnym. Przynajmniej tak, jak to było do tej pory.
- Nikt nie zadawał takich pytań, bo nie mieliśmy żadnych incydentów z jarchukami. Muszę jednak przyznać, że poglądy doktora Naryshkina są mi bardzo bliskie – postanowił się wreszcie Lomonosov odezwać, gdy w pomieszczeniu na moment zapanowała cisza. Bagrat nigdy nie lubił nerwowo wtrącać się do burzliwych dyskusji, o wiele bardziej ceniąc sobie często niedocenianą rolę obserwatora – chociaż czasem już sam przestawał wiedzieć, kim tak naprawdę jest. – Drodzy państwo, zawsze znajdzie się ktoś, kto wyrazi zgodę. O tym akurat jestem niemal całkowicie przekonany. Ludzie w takich momentach przecież chcą rozpaczliwie żyć, nie umierać; uparcie wierzyć do samego końca, że udało im się wykorzystać każdą z możliwych opcji, nawet jeśli miałaby zakończyć się niepowodzeniem. – A Bagrat w tej kwestii nie miał wątpliwości, że najprawdopodobniej skończy się to wielką klęską. Pierwsze eksperymenty nigdy nie są udane. – Jakkolwiek mogłoby to być nieetyczne na pierwszy rzut oka, należy to również rozpatrzyć i nie wzbraniać się przed tym pomysłem. Nie mamy nic do stracenia. Oprócz życia ludzkiego. – Dla niektórych mogło to wiązać się przy okazji z innymi konsekwencjami, jak choćby utrata pracy czy pozycji społecznej po nieudanych eksperymentach, jednak o nich w tym momencie Chanturia nie myślał, zwłaszcza że w ogóle go to nie dotyczyło. – Co do jednorożców, nawet jeśli udałoby się je sprowadzić z Anglii, to i tak musimy mieć na uwadze efekty uboczne – O ile go nie myliła już pamięć.
Irka Odrowąż
Irka Odrowąż
Biblioteka Ytc0My2
Kraków, Polska
27 lat
czysta
za Raskolnikami
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t878-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t963-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t879-podobne-wzywa-podobnehttps://petersburg.forum.st/t948-bazylia

Sob 15 Gru 2018, 22:47
Odnoszę nieprzyjemne wrażenie, że mogłabym robić więcej; że mogłabym starać się bardziej, intensywniej przeglądać woluminy, za wertowanie których nikt inny nie ma albo czasu, albo ochoty się wziąć; może nawet odzywać się częściej, bo od ostatnich kilku dni praktycznie do nikogo z obecnych nie otwieram ust, poza wymienieniem standardowych uprzejmości lub pytaniem, czy ktoś chce się czegoś napić albo ma ochotę zjeść. To nie tak, że czuję się zbędna. Zdaję sobie sprawę z tego, że z własną wiedzą i doświadczeniem raczej niewiele jestem w stanie pomóc podczas debatowania nad absolutnie dla mnie niezrozumiałymi zagadnieniami medycznymi, ale już na samym początku, podczas pierwszego spotkania Dosifei Karamazov i Grigory Kuragin zaznaczyli, że każda pomoc będzie w tym przypadku na wagę złota, a jakikolwiek pomysł, nawet jeśli miałby się wydawać najbardziej absurdalnym na świecie, nie będzie z góry odrzucany, jeżeli istniałby chociaż cień szansy na to, że jego realizacja mogłaby się powieść i oznaczać sukces całego zespołu.
Po prostu… Brak efektów pracy tak wielu ludzi sprawia, że wydaje mi się, jakby to moje własne życie było zagrożone. Cóż, właściwie chyba nawet tak jest – jeśli w ciągu najbliższych dni nie znajdziemy jakiegokolwiek rozwiązania na zatrzymanie rozwijającego się zakażenia po ugryzieniach jarchuków, a potem leczenie zadanych przez nie obrażeń, nadzieje na to, że gdzieś tam istnieje jakikolwiek lek zupełnie przepadną. Nie mogę więc pozwolić, by przez głupie gadanie mężczyzn i bezsensowne próby łechtania przez nich własnego ego, ktokolwiek, kto nie jest jajogłowym, zwątpił we własne możliwości, a kolejne próby choćby podsuwania innych rozwiązań były w tak nieludzki sposób bagatelizowane i wyśmiewane.
- Tak się panowie upierają przy tym, że poszukiwania żar-ptaków to strata czasu; że to gatunek wymarły, że zaczynam zastanawiać się, czy może nie chcą panowie, by te stworzenia zostały odnalezione – zaczynam ostrym tonem, wychodząc zza jednego z regałów z naręczem kilku pokaźnych tomów, zza których nie jestem w stanie dostrzec twarzy każdego, kto obecnie przebywa przy głównym stole, dopóki z trudem nie odstawiam na blat woluminów. – Mówicie, że od niemal dwustu lat żaden żar-ptak nie był widziany na wolności, że od tego czasu w ogóle się ich nie spotyka, a jednak na czarnym rynku wciąż można dostać i jego pióra, i oczy, i krew. Może więc szuka się żar-ptaków w niewłaściwych miejscach albo robią to niewłaściwe osoby? – Spoglądam po kolei na tak wiele obcych mi twarzy, wzrok na dłużej zatrzymując jedynie na Łukaszu – nie szukam u niego aprobaty, raczej karcę za tak zaściankowe myślenie. – Legenda czy nie – jeśli te zwierzęta mogą stanowić rozwiązanie naszego problemu, należy przeznaczyć na ich poszukiwania większe środki. To samo tyczy się martwej wody, która według podań leczy rany. Ale słyszeliście chyba o Kościeju Nieśmiertelnym i jego skarbach? – pytam jedynie pro forma, bo Kościej jest jedną z najbardziej znanych postaci rosyjskiego folkloru – zarówno tego magicznego, jak i mugolskiego. Gdyby jednak potrzebowali przypomnienia, wyciągam z przyniesionej przez siebie sterty książek jedną i znaczącym ruchem wystawiam ją w stronę zebranych, gdyby ktoś chciał z niej skorzystać.
Weles
Weles

Czw 20 Gru 2018, 18:50
Ravil Dolohov szybko zrozumiał, że znajdował się na przegranej pozycji, kiedy jego słowa sprzeciwu i oburzenia względem sugerowanego przez Olega rozwiązania nie zostały przez nikogo w bibliotece poparte czy choćby przyjęte z odrobiną zrozumienia. Z ciężkim sercem musiał dać za wygraną – nie zamierzał strzępić sobie języka na tłumaczenie jasnych dla niego oczywistości, dziwił się jedynie, że ktoś taki, jak Lomonosov również zamierzał brać udział w tak nieludzkiej praktyce; wydawało mu się, że był człowiekiem starej szkoły, ale najwyraźniej wszyscy poza Dolohovem zamierzali iść z duchem czasu. Większość z tu obecnych z taką rezerwą – by nie powiedzieć: wrogością – podchodziła do mugoli i wszystkiego, co z nimi związane, a teraz okazywało się, że nie zamierzali im w niczym ustępować, równie chętnie podejmując się eksperymentowania na ludziach! Mrucząc pod nosem, że w żadnym wypadku nie pisze się na takie szaleństwo, z zaciętym wyrazem twarzy odszedł w bardziej spokojny kąt biblioteki, by pomóc Yelizavecie w poszukiwaniu informacji na temat wykorzystania w magimedycynie żar-ptaków.
- Skoro jedna kwestia została już rozwiązana, przejdźmy do następnych – zakomenderował Karamazov, nawet nie zaszczycając spojrzeniem odchodzącego Ravila. Zamiast tego na krótki moment wzrok utkwił w mówiącej Yelenie, a następnie przeniósł go na Łukasza. – Osobiście nie badałem. Ponad pół wieku temu zrobił to Burian Kuragin, którego opracowania gdzieś tu są. – Niedbale wskazał gestem na piętrzące się na jednym ze stołów stosy teczek. – A z których wynika, że jarchuki w żadnym wypadku nie mają kłów jadowych, co nawet z punktu genetyki jest logiczne, zważywszy na fakt, w jaki sposób dochodzi do powstania tych stworzeń. W tym miejscu muszę przypomnieć dwie rzeczy: Yeleno, ludzie umierają na skutek tego ugryzienia, ponieważ rana się nie goi. Oraz, z punktu widzenia natury, jarchuki to… Po prostu psy. W trakcie ostatniego, udokumentowanego procesu wyhodowania jarchuka, nie została użyta magia ani do przyspieszenia wzrostu osobników, ani do ich żywienia czy przetrzymywania – zaczął szczegółowo wyjaśniać, starając się zawczasu odpowiedzieć na niezadane jeszcze pytania. Kontynuację wypowiedzi uniemożliwił mu jednak czyjś korgorusz, który przedostał się przez uchylone drzwi biblioteki. Widmowa wiewiórka w kilku szybkich skokach znalazła się na stole na wprost Dosifeia Karamazova, wyciągając w jego stronę starannie złożony pergamin. Mężczyzna zabrał list do stworzonka, przez moment studiując uważnie treść wiadomości. Kiedy skończył, trudno było cokolwiek wyczytać z wyrazu jego twarzy. Bez słowa schował świstek papieru do kieszeni, wreszcie podnosząc wzrok na zebranych. Tylko część osób czekała cierpliwie na kontynuację jego monologu, reszta postanowiła wrócić do przerwanych zajęć. – Proszę wszystkich o uwagę – zarządził pozornie niezmienionym głosem: jedynie uważni słuchacze mogli wyczuć w nim nuty napięcia. – Właśnie dotarła do mnie informacja o tym, że stan zdrowia Mefodiya Karamazova gwałtownie się pogorszył. Lada moment rozpocznie się również spotkanie Starszyzny, ale Duma już teraz zaznaczył, że daje nam jeszcze tylko trzy dni na znalezienie rozwiązania. Po naradzie dowiemy się więcej na temat naszych przyszłych losów. Teraz jednak… Nie możemy marnować więcej czasu na czcze dyskusje. Olegu Matveevichu, Tarasie Lomonosovie, na was spocznie zadanie pozyskania grupy ochotników do badań. Jeśli ktoś jeszcze z personelu Hotynki jest chętny, by wspomóc panów w tym działaniu, proszę się porozumieć między sobą – oznajmił, znacząco spoglądając na kilku magomedyków, którzy znajdowali się najbliżej niego. – A teraz kwestia legend, mitów i nieosiągalnego. Krew od zwierząt można zdobyć, nie zabijając ich, dlatego jeszcze dzisiaj skontaktuję się ze znajomymi z Wielkiej Brytanii w sprawie sprowadzenia do nas kilku jednorożców z tamtejszych hodowli. Panno Odrowąż, zapewniam, że każdy tutaj doskonale wie, czym jest woda martwa i że prawdopodobieństwo jej znalezienia jest jeszcze mniejsze niż natrafienie na żywego żar-ptaka. Nie znaczy to jednak, że to, co sprzedawcy na czarnym rynku nazywają organami i płynami ustrojowymi żar-ptaków w rzeczywistości tym jest. Jeśli jednak masz na ten temat inne zdanie, możesz tą drogą spróbować zdobyć jego pióra – zakończył ugodowo, decydując się wreszcie usiąść, kiedy dostrzegł, że mimo próby opanowania emocji, dłonie mu drżą.
Łukasz Odrowąż
Łukasz Odrowąż
Biblioteka Tumblr_inline_p9yn1jqXtF1rxlhrp_250
Kraków, Polska
23 lata
czysta
neutralny
student medycyny, asystent, stażysta
https://petersburg.forum.st/t1475-lukasz-odrowaz#7375https://petersburg.forum.st/t1489-lukasz-odrowaz#7579https://petersburg.forum.st/t1490-a-dajcie-mi-wszyscy-swiety-spokoj#7581https://petersburg.forum.st/t1488-odrzel#7577

Sob 22 Gru 2018, 19:10
Chyba nikt sobie nie wyobrażał, że ta dyskusja będzie wyglądać trochę jak wojenka między różnymi ideami rozwiązania problemu. Łukasz widząc tę plątaninę informacji, za którą momentami ciężko było nadążyć oparł na moment głowę na swojej ręce i westchnął. Przebicie się między tym całym stadem ludzi może być trudniejsze niż sądził, bo ludzie nawet bez odpowiedniej wiedzy zamiast próbować wpierw wyeliminować możliwość błędu jak choćby on z kłami jadowymi jarchuków woleli rzucać pomysłami nie zważając, czy mógł być on już od dawna obalony.
- Zakładając, że raczej to nie są czynniki magiczne zostają bakterie albo coś w stylu antymagii. A jednorożce były bardziej przykładem, dlatego dodałem słowo "choćby". Nie mówię, że to koniecznie może być rozwiązanie problemu, po prostu szukałbym bardziej pewnych rozwiązań niż mityczne żar-ptaki - sprostował swoją wypowiedź mając wrażenie, że albo nikt go dobrze nie słuchał, albo zjebał i źle wypowiedział swoje zdanie. W każdym razie nie zamierzał się upierać akurat przy rogatych koniach.
- O jakich efektach ubocznych pan mówi? - zwrócił się bezpośrednio do mężczyzny branego za Tarasa Lomonosova (ciekawe czy wiedział co po polsku znaczy taras?). Zaczynał mieć wrażenie, że powinien się również zainteresować fauną i florą, bo ta wiedza w dzisiejszych czasach okazywała się dość niezbędna ku jego rozczarowaniu. Albo powinien znaleźć znawcę w tej kwestii licząc na stałą współpracę.
Nie wiedział, że jego siostra planuje przyjść, więc zaskoczyło go, gdy nagle usłyszał jej głos, a potem sylwetkę ukrytą za stertą woluminów. Popatrzyła na niego po ich odłożeniu jak na drania, który powinien się wstydzić. Odrowąż jednak postanowił się nie przejmować i zadał - we własnym mniemaniu - retoryczne pytanie:
- A nie lepiej zacząć szukać rozwiązania wśród łatwiej dostępnych środków? Przecież nawet jeśli się uda z żar-ptakiem to z pewnością leczenie będzie kosztowne i albo zostanie refundacja leków poszkodowanym, albo pozwolenie im na śmierć - to raczej nie było pocieszające, przynajmniej w jego mniemaniu. A Łukasz jednak starał się być realistą.
Słysząc, komu przydzielono najważniejsze role w Hotynce młodzieniec spojrzał w kierunku wspomnianych przez Karamazova magomedyków znaczącym wzrokiem. Nie marnując czasu postanowił też złapać byka za rogi i podpytać:
- Nie będą panom potrzebni pomocnicy? - zasugerował tym pytaniem swoją kandydaturę. To była jego życiowa okazja, czuł to w kościach.
Nestor Karamazovów mało go akurat interesował. Gdy chodziło o choroby i śmierć, z którymi miał mieć styczność zapewne już całe życie, to wszyscy przed nimi byli równi.
Ucieszyło go, że jego sugestia jednak rzeczywiście została przyjęta, choć nie zamierzał o nią zawzięcie walczyć i już niedługo zapewne będzie mógł kombinować z tak rzadkim składnikiem jak krew jednorożca. Oczywiście jeśli przyjmą go w szeregi grupy badającej jak leczyć ugryzienia jarchuka. Słysząc, że propozycja jego siostry też została przyjęta powiedział do niej:
- Powodzenia - choć zapewne mogła wyczuć, że niekoniecznie wierzy w jej sukces. Ale skoro każde uznawało inne wyjście każde powinno badać swoją propozycję, takie życie. Zanim jednak skupił się całkiem na łapaniu okazji dopytał siedzących na sali o jedną, zdawałoby się coś łatwo pominiętą kwestię:
- Czy komuś się udało dotrzeć do informacji jak leczono pierwsze ugryzienia jarchuków i czy w ogóle? Ich hodowla w końcu nie została zakazana bez powodu.
Yelena Vasina
Yelena Vasina
Biblioteka Giphy
Moskwa, Rosja
30 lat
nieznana
za Raskolnikami
piosenkarka
https://petersburg.forum.st/t2030-yelena-vasinahttps://petersburg.forum.st/t2033-lena-vasina#11184https://petersburg.forum.st/t2035-lenka#11186https://petersburg.forum.st/t2034-dzwonek#11185

Pią 28 Gru 2018, 08:47
To jest ten moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że rozmawiasz z idiotami. Yelena z trudem powstrzymała się od uderzenia głową w stół, przy którym siedziała, by wbić sobie do głowy to, że nie ma po co z tymi ludźmi dyskutować, ale nie dała rady się powstrzymać od wywrócenia oczami w dość teatralny sposób, co pewnie było niegrzeczne i popełniła tak z pięćset naruszeń etykiety szlacheckiej, ale... szczerze mówiąc miała to gdzieś.
- Magia to nie tylko słowa. Co z numerologią? Z innymi magicznymi, za przeproszeniem, pierdołami, na które rzadko kiedy się zwraca uwagę w takich sprawach? Specem w tych sprawach nie jestem, ale numerologia jest widoczna. Dziewiątka, jako wielokrotność liczby trzy oznaczającej nasilenie? Jak wspomniałam, specem nie jestem, ale to że ktoś nie stał nad psem i nie celował w niego różdżką, to nie znaczy że magia nie ma z tym nic wspólnego. - Yelena odparła z cichym westchnieniem, sugerując już swoje znużenie lekkie tą dyskusją i udowadnianiem tego, że posiada jakąś wiedzę. Czemu w ogóle się siliła, przecież od zawsze była mało istotna i nikt się nie liczył z jej zdaniem, co jej strzeliło do głowy, by tu w ogóle przyjść i mieszać się w sprawy ważnych osobistości. Na co ona liczyła, na odrobinę uznania, że tu przyszła zamiast siedzenia w domu i picia dobrej herbaty?
- Ugryzienie to przebicie skóry, tyle. Ugryzienie zwykłego psa od ugryzienia jarchuka nie różni się niczym pod względem przebicia skóry. Ostre kły przebijają skórę, koniec historii. Rana się nie goi, bo coś powoduje to, że się nie goi. Skaleczę się, to rana się zagoi. Jeśli poleję ją batroksobiną, to się nie zagoi póki organizm się nie pozbędzie toksyny. Możemy tak tu siedzieć w bibliotece i teoretyzować. Póki nie ma wyników badań, ekspertyz specjalistów, czegoś na papierze, to moje teorie, są tak samo dobre jak pana kontrargumenty. - wraz z tymi słowami, powiedziała wszystko to co miała do powiedzenia i wróciła wzrokiem do dziennika, który przeglądała. Zamknęła go jednak po chwili, nie znajdując w nim niczego, czego szukała. Odsunęła od siebie książkę, podniosła się i zaproponowała pomoc dziewczynie obok niej, w przeglądaniu dokumentacji. Wtedy jednak doszła do nich tragiczna wiadomość o tym, że stan Karamazova się pogorszył. Oh tragedia i w ogóle. Nie odezwała się, kiedy tutejszy Karamazov zaczął wydawać polecenia, nic z tego jej nie dotyczyło.
- Nie wiem jak je leczono, ale wątpię że z powodzeniem, skoro dalej uznajemy te ugryzienia za śmiertelne. - odpowiedziała na pytanie Łukasza. - Mogę jednak poszukać dokumentacji z hodowli, jeśli nie znajdują się gdzieś tam. - wskazała na kupkę teczek, wcześniej wskazaną przez Karamazova.
Ben Watts
Ben Watts
Biblioteka Original
Oban, Szkocja
29 lat
czysta
neutralny
psycholog służb bezpieczeństwa, szpieg
https://petersburg.forum.st/t1968-ben-wattshttps://petersburg.forum.st/t1972-ben-watts#10463https://petersburg.forum.st/t1973-ben#10465https://petersburg.forum.st/t1974-sigyn#10467

Nie 06 Sty 2019, 16:18
Ustalanie czegokolwiek w większej grupie zawsze było trudne – każdy miał swój pogląd, swoje próby podejścia do problemu, każdy absolutnie MUSIAŁ wtrącić już natychmiast to, co przyszło mu akurat do głowy, zwykle nie czekając aż przedmówca skończy wypowiedź. Ben nigdy nie przepadał za takimi burzami mózgów, nie kiedy były tak chaotyczne, jego introwertyczna natura wzdychała wewnętrznie i ciągnęła za rękaw, by może udali się gdzieś, gdzie będzie spokojnie, poukładanie... Tyle tylko, że obowiązek, który sam na siebie narzucił, nakazywał zostać, a pragnienie wygody i wytchnienia niekoniecznie miało coś do powiedzenia.
Podczas szybkiej wymiany zdań i przerzucania się pomysłami siedział cicho, nie mówiąc nic, skupiając się na tym, by jak najlepiej zrozumieć, co właściwie było mówione. To, że miał talent do języków wcale nie znaczyło, iż idealnie rozumiał wszystko, szczególnie w takim rozgardiaszu. Starał się, ze skupieniem wsłuchiwał w lawinę słów, jednocześnie próbując filtrować myśli natrętnie napierające od nieświadomych współtowarzyszy.
Wreszcie jednak podrygujące niespokojnie kolano się zatrzymało, palce obejmujące poręcz krzesła nieco rozluźniły, a zmarszczka między brwiami wygładziła. Zadania zostały podzielone pomiędzy tych, którzy podali satysfakcjonujące pomysły, a skoro nie zdążył wcześniej wtrącić nic od siebie, by nie pominąć znaczenia choć jednej wypowiedzi, to teraz mógł dopomóc Rosjanom. Między innymi po to tu był.
- Oleg, w kwestii ochotników – zwrócił się do medyka, gdy nadarzył się stosowny moment – - Mam kilku pacjentów, którzy mogliby zgodzić się wam w tym pomóc. Osobiście zaświadczam o ich poczytalności i zdolności do podejmowania decyzji, jeśli będzie to potrzebne do dokumentacji, mogę też przeprowadzić rozmowy z chętnymi, których znajdziecie i sprawdzić ich pod tym kątem. To dosyć delikatna sytuacja, lepiej się zabezpieczyć, gdyby rodzinom potencjalnych ochotników nie spodobało się to, co chcą zrobić.
Miał cichą nadzieję, że niczego nie pokręcił w gramatyce lub wymowie, choć obcy akcent na pewno był słyszalny – z jakiegoś powodu czuł się tutaj trochę jak na wyjątkowo upierdliwym egzaminie, jakby miano się zaraz czepiać każdego słówka, które wypowiedział.
- Eksperymenty z użyciem krwi jednorożców wydają się być niezłym pomysłem, radziłbym jednak uważać. Angielski rząd traktuje te zwierzęta w sposób specjalny i niezwykle uważnie przygląda się ich przepływowi lub surowców z nich pozyskiwanych, jakiekolwiek uchybienia mogą wywołać dyplomatyczne zawirowania. Co do żar-ptaków... – przeniósł wzrok na kobietę, która od początku o nich wspominała - Z tego, co wyczytałem są one bardzo podobne do feniksów, być może to te same zwierzęta inaczej nazywane w różnych częściach świata. W Anglii nie stanowią mitu, a fakt. Z tego co mi wiadomo są niezwykle rzadkie, ale jest realna szansa na zdobycie ich leczniczych łez. Oczywiście jeśli rząd rosyjski chciałby stawiać na tak kosztowne lekarstwo, jak celnie zauważył pan... – krótkie spojrzenie na usadowionego niedaleko młodego medyka niestety nie podsunęło konkretnych personaliów - Przepraszam, nie dosłyszałem nazwiska.
Yelizaveta Dolohova
Yelizaveta Dolohova
Biblioteka Tumblr_ooifndvChq1up33koo3_250
Ufa, Rosja
25 lat
błękitna
neutralny
alchemiczka, nieoficjalnie trucicielka
https://petersburg.forum.st/t2038-yelizaveta-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t2040-yelizaveta-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t2039-trucizna-jest-bronia-kobiethttps://petersburg.forum.st/t2041-tiberius

Sob 12 Sty 2019, 14:52
Nie pozostało jej nic innego, jak skwitowanie wszystkiego głośnym westchnięciem. Cóż, różne inne propozycje, padające z ust "uczonych" lub po prostu zainteresowanych pomocą wydawały jej się równie nieprawdopodobne do znalezienie żar-ptaków. A ona była niemalże pewna, że gdyby znalazło się owe zwierzęta, wcześniej uznane za zaginione to byłoby to wybawieniem dla wszystkich ofiar. No, ale skoro towarzystwo wolało rozprawiać na temat jednorożców, które rząd angielski traktował niemalże jak rzecz świętą to trudno. Ona, zgodnie z prośbą wystosowaną prośbą, posłała łagodny uśmiech w stronę mężczyzny i oddaliła się w dalszy zakątek biblioteki, chcąc udowodnić wszystkim, że jej propozycja nie była wcale tak oderwana od rzeczywistości. Udała się do odpowiedniego działu w bibliotece i machnięciem różdżki przywołała odpowiednie pozycje na stolik. Usiadła przy nim, zabierając się do pierwszej lektury.
Cierpliwie przerzucała stronice kolejnych ksiąg i jak się okazało szczęście jej dopisało. Znalazła potrzebne informacje, dlatego nie chcąc czekać dłużej złapała ogromne tomiszcze, wracając do zgromadzonych ze spokojem wymalowanym na twarzy, spokojem, który nie zdradzał jakie rewelacje znajdowała w sobie księga, trzymana przez arystokratkę.
- Moi drodzy, zdaje się, że odpowiednie księgi kryją odpowiednie informacje. W jednej z nich natknęłam się na interesującą wiadomość, która zawiera recepturę i opis eliksiru, który według autora powinien zadziałać. Jako serce eliksiru użyte zostało żar-ptaka. Niestety na tym kończą się świetne wieści, niemniej jednak mam wrażenie, że spisana receptura daje dowód na to, że żar-ptaki przybliżą nas do rozwiązania problemu bardziej niż chociażby targowanie się o jednorożce z Brytyjczykami - mówiła spokojnie, a księgę położyła na jednym ze stołów, tak, aby każdy niedowiarek mógł spojrzeć na jej znalezisko.


Ostatnio zmieniony przez Yelizaveta Dolohova dnia Pon 21 Sty 2019, 14:35, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 12 Sty 2019, 14:52
The member 'Yelizaveta Dolohova' has done the following action : Kostki


'k20' : 10
Irka Odrowąż
Irka Odrowąż
Biblioteka Ytc0My2
Kraków, Polska
27 lat
czysta
za Raskolnikami
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t878-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t963-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t879-podobne-wzywa-podobnehttps://petersburg.forum.st/t948-bazylia

Pią 25 Sty 2019, 19:01
Westchnienie poirytowania gwałtownie wyrywa mi się z piersi i usta zaciskam w wąską linię, by nie powiedzieć czegoś, czego później będę żałowała. Bezsilność ciasno oplata mi klatkę piersiową, pozbawiając nie tylko tchu, ale przede wszystkim sił, by brnąć dalej w tę dyskusję, w której najwyraźniej kobiece zdanie – po części pozbawione typowo naukowego podejścia – jest nie tyle lekceważone, co zdaje się być wyśmiewane przez te wszystkie tęgie umysły. Wydaje mi się, że w czymś na kształt gestu solidarności, powinnam na Yelenę patrzeć z podziwem, ale nawet to przychodzi mi z trudem, bo nie sposób nie zauważyć, że do niej i jej wyczerpujących tłumaczeń również podchodzą jak do jeża.
Powstrzymując się od rzucenia tomiszczem, sztywno odkładam książkę na bok, jednak w takim miejscu, by ewentualni późniejsi chętni, mogli bez problemu po nią sięgnąć, sama natomiast odchodzę kilka kroków w tył. Opierając się biodrem o jeden z masywnych stolików, krzyżuję ręce na piersiach, palce mocno wbijając sobie w skórę i uważnym spojrzeniem wodząc od jednego do drugiego mówiącego mężczyzny, tym razem jednak starając się uparcie ignorować Łukasza – mimo że dokładnie przysłuchuję się jego słowom. W ostatnich tygodniach wyjątkowo dotkliwie przekonałam się, że kieruje się wyłącznie rozumem, do głosu nie dopuszczając jakichkolwiek porywów serca, nie dziwi mnie więc jego bezlitosna, pozbawiona choćby chwili zastanowienia, odpowiedź.
- Oczywiście – odpowiadam Karamazovowi, w pewnym stopniu czując ulgę, że przyklasnął mojemu pomysłowi. – Pod warunkiem, że Rada Czarodziejów udzieli mi wsparcia niezbędnego do wykonania tego zadania – dodaję twardo, zamierzając kuć żelazo, póki gorące i licząc, że Starszyzna nie okaże się zbieraniną skąpców, którym nie chciałoby się nawet na etapie tak istotnych poszukiwań, wspomóc w każdym możliwym aspekcie osoby garnące się do jakiegokolwiek działania. Nie jestem głupią kwoką i nie mam zamiaru łożyć z własnej kieszeni na, jak słusznie zauważył Łukasz, a co niedługo później potwierdził siedzący dotychczas cicho obcokrajowiec, tak kosztowne składniki.
Na dłuższy moment to na milczącym zagranicznym obserwatorze zawieszam spojrzenie, bo coś w jego sugestii dotyczącej feniksów nie daje mi spokoju. Wszyscy tak intensywnie skupiliśmy się na rozwiązaniach dostępnych w kraju, że dopiero przypadkowe wspomnienie o jednorożcach poskutkowało rozszerzeniem naszych horyzontów.
- Nie jestem specjalistką w zakresie magicznej fauny. – Wymownie, na krótko, zerkam w stronę Karamazova, lecz zaraz z powrotem przenoszę wzrok na Bena. – Ale jeśli dobrze się orientuję feniksy i żar-ptaki to dwa różne stworzenia. Niemniej, patrząc na ich kilka cech wspólnych, prawdopodobnie wywodzą się z tej samej rodziny, do której zaliczyć można też gromoptaki. Zastanawia mnie więc... – urywam na chwilę, marszcząc brwi i rozważając, jak bardzo katastrofalne skutki wywołają zaraz moje słowa. – Czy połączenie leczniczych elementów tych istot w jednym eliksirze nie wzmocniłoby działania mikstury do tego stopnia, że stałoby się antidotum na wszystko?
Wykorzystanie choćby jednego drogocennego składnika do wytworzenia eliksiru, który może przynieść mierny – jeśli nie żaden – efekt, było dla zgromadzonych w bibliotece Pałacu Sprawiedliwości pomysłem karygodnym. Stworzenie mikstury z dwóch takich składników może okazać się niewybaczalnym marnotrawstwem, szczególnie jeśli stałoby się oczywistym, że składniki te wzajemnie by się zneutralizowały. Wobec czegoś takiego nawet znalezisko Yelizavety wydawało się mniej szalone.
Bagrat Chanturia
Bagrat Chanturia
Biblioteka Tumblr_o0vk5hApKG1rhe0jeo1_250
Tbilisi, Gruzja
34 lata
cień
nieznana
za Raskolnikami
psychiatra i właściciel lokalu „Mekka”
https://petersburg.forum.st/t2023-bagrat-chanturiahttps://petersburg.forum.st/t2026-bagrat-chanturia#11038https://petersburg.forum.st/t2027-bagrat#11039https://petersburg.forum.st/t2025-stalin#11036

Pon 28 Sty 2019, 12:43
- Coś w tym jest. Może po prostu warto byłoby pójść do źródła – postanowił wesprzeć swoimi słowami Irenę Odrowąż, poprawiając po raz kolejny okulary na nosie i rozglądając się po ludziach zgromadzonych w bibliotece. Pomysłów bez wątpienia nie brakowało, choć teraz pozostawało jedynie zdecydować się na któryś z nich i postawić sobie pytanie: co okaże się skutecznym lekarstwem na ugryzienia jarchuków? W rzeczywistości czasu nie było zbyt wiele, nawet jeśli przeznaczyłoby się odpowiednie środki na poszukiwanie legendarnych żar-ptaków, dla niektórych mogłoby być już za późno. I tak zapewne będzie, choć nikt jeszcze nie chciał o tym głośno mówić. Bagrat doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż nie wszystkich uda im się uratować. Wsłuchiwał się uważnie w wypowiedź Yelizavety, która szukała w starych księgach czegoś na ich temat; to, co udało jej się znaleźć, ostatecznie zainteresowało młodego Chanturię, pomimo że magiczna fauna i flora nigdy nie należały do jego ulubionych dziedzin magicznych, a przynajmniej nie na tyle, by kiedykolwiek zająć się nią na poważnie. W międzyczasie wytłumaczył Łukaszowi Odrowążowi uboczne skutki, o które go zapytał. – Oczywiście, wraz z Olegiem Matveiovichem wszystkim się zajmiemy i będziemy informować na bieżąco o jakichkolwiek postępach. – Bagrat od samego początku był przekonany, że nie będzie trudno znaleźć ludzi, którzy chcieliby wziąć udział w eksperymentalnych badaniach, a w jego przeczuciach niemal od razu utwierdził go tylko Watts, proponujący ze swojej strony kilku ochotników. Nie zmieniało to faktu, że nie wzbudzał w Chanturii zaufania; być może dlatego, że był właśnie Anglikiem, za którymi nigdy nieszczególnie przepadał – chociaż w jego prywatnej hierarchii nienawiści byli o cały stopień niżej niżej od irytujących Amerykanów. Mieli w zwyczaju mieszać się choćby w sprawy wielu państw europejskich, co drażniło Bagrata niemiłosiernie pod wieloma względami.
- Dziękujemy za pańskie wsparcie, panie Watts. – Usłyszawszy w tym samym czasie wiadomość o nieustannie pogarszającym się stanie zdrowia Karamazova, Bagrat skomentował ją tylko cichym westchnięciem – nie mógł w końcu teraz pozwolić sobie na złośliwy uśmiech, który tylko zdradziłby jego zadowolenie z obecnej sytuacji. Mefodiy Karamazov należał do tych ludzi, którymi Chanturia szczerze pogardzał za jego lekceważący stosunek do ziem gruzińskich. – Jednak, jeśli mogę się również wtrącić, uważam, że absolutnie nie należy porównywać feniksów z żar-ptakami, gdyż z całą pewnością nie jest to w tym przypadku jedynie kwestia innego nazewnictwa. – Ten temat wciąż wzbudzał wiele sprzeczności i do tej pory nie było wśród magicznych naukowców wspólnego, jednoznacznego stanowiska. Niemniej jednak w mniemaniu Chanturii były to dwa osobne stworzenia magiczne, których absolutnie nie należało zestawiać obok siebie, pomimo wielu widocznych na pierwszy rzut oka podobieństw. W końcu podszedł nieśpiesznym, wręcz opieszałym krokiem do młodej Dolohovej, by uważnie zerknąć na znalezioną przez nią książkę, którą zaledwie przed momentem krótko streściła. – Dobrze, że cokolwiek sensownego udało się odszukać. Pomimo wielu krążących legend, tak naprawdę niewiele jest rzetelnych informacji na ten temat, a ta receptura jest jeszcze sygnowana imieniem i nazwiskiem dość znanego i poważanego słowiańskiego alchemika. – Dyskusja w bibliotece zdawała się nie mieć końca, dlatego Chanturia na moment odłączył się od udziału, żeby baczniej przyjrzeć się znalezisku Yelizavety. Dopiero słowa Ireny Odrowąż ożywiły go na tyle, aby się ponownie odezwać: – Wydaje mi się, że antidotum na wszystko to śmiałe i bardzo optymistyczne słowa. Prędzej bym uwierzył w martwą wodę. – Chociaż i tak było to niemożliwe.
Weles
Weles

Sro 30 Sty 2019, 22:23
Oleg krótkim skinieniem głowy dał do zrozumienia, że przyjął powierzone jemu i Tarasowi zadanie i przez chwilę w milczeniu przyglądał się swojemu nowemu partnerowi, dopóki nie skonstatował, że niemal natychmiast znaleźli się ochotnicy gotowi wesprzeć ich w pracy. Na pytanie Odrowąża ponownie skinął głową, potwierdzając, że owszem, będą potrzebni i że szczegóły współpracy ustalą po ogarnięciu kwestii, które wciąż jeszcze pozostawały nie jasne i nad którymi nadal toczyła się zażarta dyskusja – obecnie głównie na linii Karamazov-Vasina. By więc jak najproduktywniej wykorzystać tę krótką chwilę, też podziękował Wattsowi za wsparcie, prosząc go o listę ochotników. Ich poczytalność, a przede wszystkim stan chorobowy w jakim się znajdowali, będzie musiał i tak ocenić samemu, ewentualnie w towarzystwie Lomonosova, był to jednak i tak ogromny krok naprzód. Nawet jeśli wyłącznie dwie czy trzy osoby z całej grupy nadałyby się do kontynuowania badań.
- Panie Odrowąż – Dosifei zwrócił na Łukasza poirytowane spojrzenie, wywołane raczej emocjami związanymi z otrzymaną wiadomością, a nie samym tokiem rozumowania chłopaka. Niedbałym gestem zatoczył półokrąg dłonią, wskazując niemal wszystkich zebranych w pomieszczeniu. – Mamy na tyle dużo ochotników gotowych pomóc, że w tym przypadku nawet próby szukania środków niemal niemożliwych do odnalezienia nie będą stanowiły problemu. – Ostatnie słowa, choć wciąż będące odpowiedzią na pytanie Łukasza, skierował w stronę Ireny, potwierdzając w ten sposób, że zgadza się na jej absurdalny warunek. Uszczknięcie niewielkiej kwoty ze starszyźnianego skarbca nie było w tym przypadku wielkim poświęceniem, nawet jeśli zaraz miałoby mu się zlecieć dziesięć takich Odrowążównych. Nie było jednak czasu, by dłużej roztrząsać ten wątek. – Oczywiście, że magia to nie tylko słowa. Osobiście wątpię jednak, by wróżbiarstwo i pokrewne mu dziedziny odgrywało jakąkolwiek znaczącą rolę w procesie hodowli jarchuków. Istnieje zbyt wiele zmiennych, by za każdym razem udawało się z powodzeniem połączyć je wszystkie po tak rozstrzelonym w czasie i niezależnym od niczego cyklu – odparował, jednak bez agresji i chęci obalenia toku myślenia Yeleny, ostrożnie ważąc każdego słowo. – Bardziej prawdopodobna i potwierdzająca w pewnym stopniu twoją teorię byłaby magia towarzysząca powstawaniu tulpy. Rozumiesz? Coś na zasadzie myślenia życzeniowego. Czarne psy mugolom nieodzownie kojarzą się z czarownicami, jako ich towarzyszami. Były więc oczywistym wyborem, jako element łączący nasz i ich świat. Do tej pory trudno powiedzieć, co kierowało Maksimem Słupnikiem, który historycznie odpowiedzialny jest za powstanie tych stworzeń. – Zawiesił głos, kręcąc w roztargnieniu głową. Jasnym było, że od dekad wiedza czarodziejów na temat jarchuków pozostawała niezmienna – nie mieli żadnych zachowanych notatek czarnoksiężnika. Jarchuki wciąż się jednak hodowało – sam kazał jedną taką hodowlę założyć – na podstawie przekazywanych wcześniej ustnych historii. Ale czy to przypadek, że ostatecznie znalazły się w rękach łowców czarownic? Mugoli? – Nie zabronię ci przeglądnąć dokumentacji z hodowli, do których udało nam się już dotrzeć, Yeleno, ale są one nad wyraz skąpe, bo żadna z nich nie jest hodowlą badawczą. Jeśli dobrze pamiętam, dokumenty powinny znajdować się na którymś ze stołów przy oknie. – Zachęcającym gestem wskazał odpowiedni kierunek, umilkł jednak, kiedy głos ponownie zabrała panienka Dolohova. – Wątpliwe więc, by znalazły się tam informacje na temat leczenia ugryzień. Prędzej powinny być jakieś ich ślady w miejscu, w którym wiadomości szukała Yelizaveta. Nie podzielam jednak pańskiego entuzjazmu, doktorze Lomonosov. Z zapisków wynika, że to jedynie receptura, która nie została do tej pory wykorzystana, a na pewno nie przez autora. Niemniej jeśli uznają panowie za stosowne – zwrócił się i do Lomonosova, i do Naryshkina. – Proszę włączyć ją do eksperymentalnego leczenia, gdy tylko panna Odrowąż zdobędzie odpowiedni składnik. Yelizaveto, Yeleno, pozwólcie na chwilę – poprosił kobiety do siebie, nie podniósł na nie wzroku, dopóki nie dokończył kreślenia na dwóch fragmentach pergaminu krótkich notatek, które następnie im wręczył. – Yelizaveto, od ciebie będzie zależało, czy zadowoli cię uczestniczenie w procesie warzenia każdej mikstury, która mogłaby okazać się skutecznym lekarstwem w walce z… Tym zakażeniem, czy wolałabyś spróbować znaleźć więcej informacji na temat żar-ptaków. Nie tylko w księgach – dodał natychmiast, będąc niemal pewnym, że przeglądanie tomiszczy w poszukiwaniu kolejnych cennych wiadomości równie dobrze mógłby powierzyć komuś innemu. – Ciebie, Yeleno, chciałbym wysłać na wycieczkę w miejsce, gdzie podobno zaczęły się nasze problemy z jarchukami. O ile dysponujesz odpowiednia ilością wolnego czasu, bo w najlepszym przypadku może to zajść dwa tygodnie.
Mężczyzna zmrużył oczy, czekając na odpowiedź. Na skrawku papieru wręczonym Dolohovej widniał adres biblioteki Petersburskiego Uniwersytetu Magicznego w razie, gdyby przystała na drugą propozycję. Na kartce, którą otrzymała Vasina, była prośba o skompletowanie trzyosobowej drużyny, z którą gotowa byłaby wyruszyć do Dvarivki – bardziej rezerwatu niż wioski – znajdującej się gdzieś między Charkowem a Donieckiem i według tych samych historii na temat Maksima, będącej jego ostatnim miejscem pobytu. A więc, w teorii, również miejscem powołania do życia pierwszego jarchuka.
Dezső Gárdonyi
Dezső Gárdonyi
Biblioteka Tumblr_omhh3bIEfw1qm73ogo8_250
Budapeszt, Węgry
32 lata
błękitna
neutralny
tropiciel
https://petersburg.forum.st/t1497-dezso-gardonyi#7726https://petersburg.forum.st/t1628-dezso-gardonyi#7945https://petersburg.forum.st/t1627-dezso-gardonyi#7944https://petersburg.forum.st/t1629-dezso-gardonyi#7946

Pią 01 Lut 2019, 15:34
Ciężka podeszwa buta nie jest specjalnie dyskretna. Uderza twardo o marmurową posadzkę, nasycając przestrzeń sekwencją równych dźwięków – przywodzą one na myśl żołnierską musztrę, a w skrajnych przypadkach – przez pewność męskiego chodu – zdolne są do budzenia w ludziach niepokoju. Są jak gwóźdź, wbijany w przestrzeń raz za razem. Ta sama harmonia brzmień, nieco wzniosła przez ich intensywność, a nudna przez jednostajność, niesie się echem po pomieszczeniu. Dzieje się tak przy pierwszych paru krokach. W kolejnych sekundach jest inaczej... ciszej, spokojniej. Dezso wstępuje na lazurowy chodniczek, tłumiąc nieco własną obecność. Jest już prawie w centrum spotkania, kiedy jego uszu docierają pierwsze słowa:
...gdzie podobno zaczęły się nasze problemy z jarchukami. O ile dysponujesz odpowiednią ilością wolnego czasu, bo w najlepszym przypadku może to zajść dwa tygodnie.
Mężczyzna, który wypowiada te słowa, okazuje się poważnym osobnikiem, w zmarszczeniu brwi chowa zniecierpliwienie. Tymczasem Gardonyi kiwa głową na przywitanie. Nie jest skłonny do natychmiastowego włączenia się do dyskusji, nie ma bowiem motywacji do tego, by naruszać narzucony przez innych tok rozmowy. Nie znając głównego jej kierunku woli przystanąć przy jednej z półek, wdrążając się w zgromadzenie stosunkowo powoli. Spogląda przy tym na zebrane towarzystwo. W oczy rzuca mu się przede wszystkim para młodych kobiet, którym właśnie wręczono notatki. Będąc częścią zebrania od zaledwie dwóch minut, Węgier nie jest w stanie wyciągnąć kwintesencji ze spotkania, a dodatkowo wisząca w powietrzu aura napięcia i zadumy wydaje mu się tak samo enigmatyczna, jak wodzenie prymu w dialogu przez mężczyznę, którego twarz na żywo widzi pierwszy raz. Skądś ją kojarzy... Kamazarov Do..., zdanie zastyga gdzieś w przedsionku myśli, Dezso jest już bliski wykrycia jego tożsamości i wie, że powinien kojarzyć go ze świata magicznych stworzeń, ale... imię ucieka mu tak szybko, jak szybko rezygnuje z jego poszukiwania. To nie czas na rozpoznawanie sław po aparycji. Rzecz tyczy się spraw poważniejszych. Porzuca więc własne refleksje w próbie wychwycenia szczególnie ważnych kwestii, co nie jest łatwe przy zastygającej z nagła ciszy.
Nie wiem, gdzie zaczęły się problemy z jarchukami, ale wiem, w którym miejscu trwają. Prawdopodobnie — nie znosząc milczenia, wychyla się z cienia i odnosi się do jedynej wypowiedzi, którą zdążył usłyszeć, a że miny niektórych zgromadzonych sugerują mu totalny brak zrozumienia dla jego obecności, wzdycha kurtuazyjnie,
Dezso Gardonyi — przedstawia się krótko — Przybyłbym wcześniej, ale zatrzymały mnie własne sprawunki. Rzecz w tym, że właśnie wracam z wyprawy i o ile dobrze wiążę fakty, jedna z mijanych przeze mnie hodowli może być kluczowa dla sprawy. Nie wiem, czy już Wam o tym wspominano.
Stosując formę bezosobową tak naprawdę ma na myśli zleceniodawcę, z namysłem jednak nie przywołuje imienia wprost, co się tyczy bowiem dysponowaniem danymi osobowymi, zawsze obchodzi się z cudzym imieniem wyjątkowo ostrożnie. Tak jak sam chciałby, by mówiono o nim.
Sponsored content


Skocz do: