Izolda zawsze jawiła się Boni jako skończona piękność. Nawet, gdy była dopiero w połowie przygotowań do wyjścia. Sama nie wiedziała, czy to ze względu na dobre geny, fakt, że Volkova zdawała jej się jakimś takim wzorcem czy też jakaś wewnętrzna pewność, że ona w takim momencie wyglądała by po prostu śmiesznie.
Nagle, przypominając sobie o czymś zaczęła grzebać w zakupach. Może będzie jej łatwiej zacząć temat, gdy zejdzie on na rozwój zawodowy?
Nie myślała o swojej pracy w taki sposób. Nawet nie czuła pewności, że chce całe życie przepracować jako modelka. Jako młódka znajdowała się w takim momencie życia, że miała problem odpowiedzieć sobie na pytanie:
co chcę w życiu robić? i jej przyszłość ratował tylko fakt, że zarobi sobie pieniądze na czarną godzinę. Albo rozwój. Albo ewentualne przekwalifikowanie.
-
Trudny - przytaknęła niechętnie. -
Ale nie kłopocz się, ja mam całą noc na wstanie stąd, a ty przecież musisz sama się do pracy zebrać - powiedziała zbierając się do wstania. Torba w ręce jej nie pomagała. -
Może ci jakoś pomóc? Albo zrobić coś w domu?Zaiste, czuła wyrzuty sumienia. Już raz zawaliła, gdy Wrońska ją zatrzymała dłużej w robocie, a umówiła się wcześniej ze współlokatorką na gruntowne porządki. Głupio jej było strasznie, nawet mimo braku wyrzutów ze strony Izoldy.
-
Choć jeśli masz chwilę więcej czasu to... -
muszę ci o czymś powiedzieć. Przecież tak tego nie zacznie. Jeśli nie ma czasu jeszcze biedaczka będzie się w nocy zastanawiać o co chodzi. -
... możemy przejrzeć czy czegoś nie chcesz. Wypatrzyłam dla ciebie parę ubrań w twoim stylu - wskazała głową na stos zakupów.
I jak ty Nicicka chcesz zacząć poważną rozmowę, no jak?
-
Wyprowadzam się - zebrała się w sobie i widząc nie tak bardzo zaskoczony jak myślała, że będzie wzrok współlokatorki poszła do pokoju się pakować.
Była na siebie zła. Nie tak to miała załatwić.
2 x z/t