Mistrz Gry
Mistrz Gry

Nie 02 Kwi 2017, 21:41
Żółty salon

Salon nie jest żółty. Tylko kanapa w salonie. Ściany są białe, bo Lola zaczęła wierzyć w skandynawski minimalizm, ale w praktyce nie do końca jej wychodzi. Poza kanapą istotny jest w salonie telewizor – mama Grujlič ogląda na nim telenowele na wideo, a syn program o swoim tacie (oczywiście, nielegalnie).

Ernö Onegin
Ernö Onegin
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
emerytowany hokeista, celebryta
https://petersburg.forum.st/t604-ernest-oneginhttps://petersburg.forum.st/t704-onegin-ernest#1460https://petersburg.forum.st/t605-mordyhttps://petersburg.forum.st/t680-cep

Nie 02 Kwi 2017, 21:41

03.04.1999


Pół dnia z synem potrafi wykończyć a to i tak za mało w porównaniu do tego ile czasu powinienem mu (był) poświęcać. Nie lubię Grigoriego, czy jak mu tam leci, nic zresztą dziwnego, a tak się składa, że nie lubiłem też wielu innych rzeczy, które ostatnio w moim życiu były na porządku dziennym. Bardzo nie w porządku w stosunku do mnie. Ale pewnie sobie kurwa na to zasłużyłem. Zawsze sobie na wszystko sam zasłużyłem. Natomiast to dziecko nie zasłużyło sobie na nic złego.
Chyba nie umiem powiedzieć na głos jak bardzo lubię obserwować gdy się śmieje, gdy robi zaskoczoną minę, gdy rozczochrane ma włosy, w takich chwilach całe otoczenie rozmazuje się i głuchnę na chwil parę, nie słysząc niczego, poza nami. Leo to mądry chłopiec. Nie wiem po kim, bo ja jestem skończonym idiotą podejmującym makabryczne w skutkach działania, a Lola, cóż, nie ważne jak jest cudowna, jest przecież niemądra. Nie, żeby była głupia. Nie jest. Ale czasami podejmuje decyzje, których nie rozumiem. Chyba oboje się tak nie rozumiemy.
Od tylu lat.
I od dwóch w dodatku Lola nie rozumie, co… nie istotne. Pociąg jest istotny.
Tato, ale to jest lokomotywa
Aha, no tak. Lokomotywa. Udajemy dźwięki buchania ale oczy nam się kleją już, dywan jest miękki, w każdym wagonie inna sadzonka, już nawet zapomniałem w jakiej kolejności co zasadziliśmy. Szałwia, pestki cytryny z herbaty, piołun, albo inaczej, coś jeszcze na pewno. Jeden wagon się wywrócił, wysypując pulchną ziemię na dywan Loli, posprzątaliśmy szybko, nie ma już śladu po bałaganie. Lokomotywa z pięcioma wagonami krąży wokół nas na dywanie i brzęczy cicho, jednostajnie, kołysząc nas do snu, chociaż ja trwam w stanie czuwania, rozchylając oczy co parę sekund, chociaż… tak bardzo… chciałby się poddać. Tej kleistości i miękkości snu, z policzkiem syna wtulonym w moją klatkę piersiową. Jego włosy łaskoczą mnie w brodę, trzeba będzie je podciąć. Ostatnio szybko rosną. Ostatnio sam Leo jakoś wyjątkowo rozciąga się w górę. Nie byłbym zdziwiony, gdyby już w wieku nastoletnim dorównywał mi wzrostem. A może już jest dorosły? A może mi się to tylko śni.


Ostatnio zmieniony przez Ernö Onegin dnia Pon 27 Lis 2017, 21:57, w całości zmieniany 1 raz
Gość

Nie 02 Kwi 2017, 22:10
Gregorij jest naprawdę porządną opiekunką.
Po Almie i jej wiecznym niezadowoleniu (oczywiście, nie Leo, a mną) to miła odmiana - wrócić do domu i wiedzieć, że nikt nie będzie mnie oceniał. Za kurz na biblioteczce. Za chemiczną zupę w kuchennej szafce. Za randkę raz do roku (ostatnio ta częstotliwość spadła). Za rozpieszczanie syna. Za spędzanie zbyt długich godzin w pracy, przez co Leo czuje się zaniedbywany. A w ostatnich wspólnych miesiącach - za tego łysola któremu nagle przypomniało się, że jest ojcem.
Wydaje mi się, że te tatuaże przelały czarę goryczy.
Kiedy ponad rok temu złożyła mi wypowiedzenie, usłyszałam oczywiście, długi pożegnalny wywód mający na celu udowodnienie mi jak złą i nieodpowiedzialną osobą jestem.
Leo był smutny, że Alma odeszła z naszego życia, ale mi ulżyło.
Na całe szczęście szybko znalazłam doskonałe zastępstwo.
Prawdą jest też, że nie spędza z nami tak dużo czasu - w końcu zaczęła się szkoła, a Leon oczywiście zapisał się na wszystkie możliwe dodatkowe zajęcia. Są więc lekcje pianina w czwartki, angielski we wtorki, tenis w środę, hokej w poniedziałek i piątek.
Dużo logistyki potrzeba na zorganizowanie takiego tygodnia, więc cieszę się, że nie jestem sama. Teraz na przykład wypadła mi niespodziewana sprawa w sądzie - Erno okazał się prawdziwym zbawieniem. Nie wiem dlaczego miałam wątpliwości czy w ogóle dogadają się z Leonem. Teraz na przykład po cichu zakradam się do mieszkania i ściągam buty już od progu by popatrzeć przez chwilę jak się wspólnie bawią.
Na przykład w lokomotywę.
Chciałabym żeby został też na obiad (samo zdrowie, już Leon o to dba), nawet na kolację. Na śniadanie też mógłby zostać - ale wtedy pewnie wielki skandal, bo od razu będzie wiadomo, że nie wrócił na noc do domu.
Kamera wszystko widzi.
Na noc do domu wrócić musi - w końcu do tego zobowiązuje małżeństwo. I nawet gdybym chciała zapomnieć o tym niefortunnym (tylko dla mnie) fakcie, to nie mam jak. Niedługo, jestem pewna, jego wykrzywiona twarz policzek policzek z żoną będzie mi wyskakiwać z lodówki.
A zawsze wierzyłam, że co jak co, ale lodówka to nigdy mnie nie zdradzi!
Ernö Onegin
Ernö Onegin
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
emerytowany hokeista, celebryta
https://petersburg.forum.st/t604-ernest-oneginhttps://petersburg.forum.st/t704-onegin-ernest#1460https://petersburg.forum.st/t605-mordyhttps://petersburg.forum.st/t680-cep

Nie 02 Kwi 2017, 22:33
Hokej dwa razy w tygodniu, porządna rzecz, wygrywa trochę z innymi zajęciami, ale mimo wszystko, jak na mój gust, jest ich trochę za dużo. Nie wiem, czy to dziecko tyle ma energii czy ambicji. Cały tydzień zawalony rozwijaniem umiejętności, prawie jak starszyźniana latorośl. Prawie, bo Leo wysokiego nazwiska i stanowiska od ręki nie będzie miał nigdy, ale nie uważam, aby to była taka zła sprawa. Ja poniekąd wychowywałem się w tym środowisku i wiem, że to najgorsze gówno, jakie może być. Poniekąd, bo tylko udawaliśmy, że trzymamy poziom. Te nieszczęsne tatuaże, które każdy ma za fanaberię są najlepszym przykładem tego z jak dysfunkcyjnej rodziny pochodzę.
Musimy wstać na nogi, bo zaraz zaśniemy naprawdę, a to jeszcze nie ta pora. Tylko, że mnie się nie chce. I Leonowi chyba też nie. To jeden z tych dni, kiedy ciśnienie jest za niskie, niebo zbyt pochmurnie szare i wszystko wydaje się jałowe. Brzydkie, niejakie światło wpada do mieszkania zza firan. Odwracam głowę i widzę Lolę.
I milczę.
Bo co mam powiedzieć, już się dzisiaj witaliśmy.
Nie wiem, jak z nią rozmawiać, mam wrażenie, że czegokolwiek nie powiem, to źle to zabrzmi, poza tym są dalej między nami sprawy nierozwiązane, tylko teraz wszystko się jeszcze zapętla, wszystko się bardziej gmatwa, coraz więcej supłów na tych niewyjaśnieniach, przez moje wielkie rosyjskie wesele i nadchodzący rozwód, który niewątpliwie będzie wielkim, medialnym wydarzeniem. Muszę Loli powiedzieć zanim dowie się z Magi TV. I chcę jej powiedzieć.
Wstaję.
- Leo, zanieś tą lokomotywę do swojego pokoju. I postaw wagony na parapecie, sadzonki potrzebują światła. – Przynajmniej z synem potrafię rozmawiać. To jest dopiero zaskakujące.
Odprowadzam go wzrokiem i w końcu podchodzę do progu, pocieram dłonią o dłoń, zbierając się w sobie, by coś powiedzieć.
- Będzie ci przeszkadzać jeśli zostanę dzisiaj… trochę dłużej? – Gdybym tylko potrafił się zawstydzić pewnie bym teraz płonął, ale tak czuję tylko, jak niezręcznie brzmię.
Gość

Nie 02 Kwi 2017, 23:35
Niezręcznie się jakoś pomiędzy nami zrobiło - i wiem, że to w dużej mierze moja wina, bo ja powiedziałam: ale co z Leo.
No widać, że z Leonem wszystko jest w porządku, bo jest mądrzejszy niż cała nasza dwójka razem wzięta. Erno to w ogóle jest głupi, a ja…
Ja jestem nierozsądna.
Dzień, w każdym razie, jest wybitnie paskudny - mnie już się chce wiosny i słońca, i liści na drzewach, kwiatów i nowalijek. A tutaj szaro za oknem, ciśnienie tak niskie, że aż zasnęłam w tramwaju. Lubię jeździć tramwajami to takie dziesięć minut (jak korki to nawet pół godziny) tylko dla mnie w ciągu dnia.
Do tego godzinka telenoweli jak Leo idzie spać, tak się rozpieszczam!
Nie przeszkadza mi to w ogóle, że Leon nie ma na nazwisko Onegin - nawet mnie to cieszy. Wolny jest od tej całej arystokratycznej otoczki. Nie mam najlepszego zdania o wyższych sferach, a program o słodkim życiu nowożeńców na Magi TV tylko mnie w tym utwierdza. A tak nasze dziecko może osiągnąć wszystko co tylko mu się zamarzy, nikt nie powie, że to przez jakieś konekcje czy siłę nazwiska.
Leon Grujič też brzmi dumnie!
Głaszczę syna po głowie kiedy przebiega obok mnie i aż mi niedobrze na samą myśl, że to już niedługo. Zacznie się okres dojrzewania i zanim się obejrzę, przestanie ze mną rozmawiać, wszystko zatrzymując tylko dla siebie. Chwilę później dorośnie i pójdzie na swoje, a ja zostanę sama w tym mieszkaniu z zupą i telenowelą na kasecie.
Brr, straszna to wizja!
- Jasne, że nie - dziwi mnie to jego pytanie, bo przecież wie, że drzwi stoją przed nim otworem o każdej porze dnia i nocy. I to dosłownie, dostał swój komplet kluczy. Oczywiście, może to powodować całą listę niezręcznych sytuacji, ale pomiędzy nami czasami atmosferę niezręczności można ciąć nożem, niewielka to już różnica - Dzisiaj na obiad mamy rybę. Gotowaną na parze - w tym domu ostatnio wszystko przygotowuje się na parze, bo - według mojego syna - dzięki temu w procesie przetwórczym traci się najmniej składników odżywczych. A najlepiej to gdybyśmy w ogóle jedli wszystko surowe, tak najzdrowiej - Do tego warzywa, też na parze. Idealna dieta każdego ośmiolatka. I sportowca? - ci raczej powinni zdrowo się odżywiać, ale coś ciężko mi uwierzyć w zdrowe nawyki Onegina.
Ernö Onegin
Ernö Onegin
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
emerytowany hokeista, celebryta
https://petersburg.forum.st/t604-ernest-oneginhttps://petersburg.forum.st/t704-onegin-ernest#1460https://petersburg.forum.st/t605-mordyhttps://petersburg.forum.st/t680-cep

Pon 03 Kwi 2017, 13:10
Dodatkowa para kluczy, których tak rzadko używam, bo nie chcę naruszać prywatności Loli w najbardziej niepożądanym momencie. Te klucze jednak należą do rzeczy stałych w moim życiu. Jest ich niewiele. Kostka, klucze, listy Matyldy, parę zdjeć Leo i tych z dobrych wspomnień, w tym zdjęcie starej, dobrej Baset, mojej ukochanej kotki, której się zmarło, ile to już czasu. Niecałe półtorej roku. Wszystko spakowane w małą walizkę, jedyne rzeczy, które przenoszę z miejsca na miejsce, wożę ze sobą. Nawet różdżki nigdy nie pilnuję, co rusz mając nową. Często się przeprowadzam, nie zabierając ze sobą niemalże nic, przecież stać mnie na nowe ubrania, na szczoteczkę do zębów, na nowe meble. Tak naprawdę prawie niczego nie miałem do tej pory. Teraz mam syna, chyba już nie potrafię sobie nawet wymówić tej nadziei, że będzie obecny w moim życiu do końca. Oczywiście, istnieje spora szansa, że w końcu się obudzi i zrozumie, jak niewiele jestem wart jako człowiek i ojciec i wtedy nasz kontakt ograniczy się tylko do kart z okazji świąt.
Za każdym razem kiedy jesteśmy gdzieś w trójkę czuję się gorzej, brak mi swobody i spojrzeń w oczy Loli dłuższych niż urywek sekundy, bo przecież widujemy się tylko ze względu na dziecko. Myślałam, że to przejdzie po feralnym weselu, ale nie. Zresztą dlaczego miałoby, skoro to wszystko z Iriną było i jest farsą.
Kiwam na tą rybę głową, odpowiada mi to. Przecież wiem, że nie wyglądam na człowieka, który ma zdrowe nawyki, chociaż jestem dobrze zbudowany. I hola, przecież mam włosy. Powoli zaczynam je mieć, bo podobno trzeba było ocieplić mój wizerunek młodego męża, łysy pasowałem jako „buntowniczy narzeczony”. Czy jakoś tak, nie wiem, nie słucham ich. Obojętnie co zrobią z moimi włosami i tak będę zakazaną mordą i pewnie ćpunem i pijakiem. A ja przecież ostatnio nawet palę mniej. Tylko tyle samo tułam się i klnę, więc nikt niczego nie widzi.
Podnoszę rękę i machinalnie przejeżdżam dłonią po tych krótkich kłakach, mógłbym się do tego na nowo przyzwyczaić, to całkiem przyjemne, a jak z rzadka łapię swoje odbicie w lustrze, to myślę, że może faktycznie mają rację i to łagodzi mój wizerunek. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Gdybym znał dokładną datę odliczałbym dni, ba, godziny, dopóki te kamery nie przestaną za mną latać. Moja sława rodowa i sportowa mi wystarczyła, program to już za dużo.
Chcę pomóc, chcę się czymś zająć, więc w kuchni zabieram się za te warzywa. W kosteczkę, czy na plastry? Nie wiem, więc kroję w kostkę, plastry lepiej nadają się do smażenia. Wsłuchuję się w tykanie zegara, nie liczę, ale stawiam, że minęło tak parę minut ciszy, przerwanej gwizdaniem czajnika. Nawet nóż uderzający cicho o deskę do krojenia nie zaburza tej harmonii. I prawie nie jest niezręcznie. Właściwie jest, ale nie tak, jak zazwyczaj.
Zjadam kawałek surowej marchewki i zerkam na Lolę.
- Rozwodzę się. – Bomba zrzucona nagle, bez żadnego ostrzeżenia czy podchodów, ale po co miałbym to robić. Przeszłość pokazuje, że owijanie rzeczy w bawełnę w naszym przypadku wychodziło jak najgorzej.
Gość

Pon 03 Kwi 2017, 13:53
Naprawdę bardzo lubię te momenty (zdarzające się niestety zbyt rzadko) kiedy czuje się jakbyśmy byli prawdziwą rodziną.
Jak teraz. Wracam do domu, do bawiących się i odpoczywających wspólnie na miękkim dywanie. Potem Leo idzie do siebie, zadbać o sadzonki, a my wspólnie przygotowujemy obiad. Będzie marchewka pokrojona w kostkę i ta nieszczęsna ryba, której nie mogę usmażyć w pysznej panierce. Więc głowię się jak tu ją przyprawić by miała chociaż trochę smaku - nieistotne, że dzięki temu zachowuje się więcej składników odżywczych, wszystko przygotowane na parze smakuje bardzo mdło.
W tle tyka zegar, czajnik cicho świszcze, uśmiecham się lekko, zerkając na Erno ukradkiem. Lepiej wygląda kiedy nieco zapuścił włosy, mniej groźnie. I mało mnie obchodzi kto poradził mu taką zmianę - mało mnie też obchodzą te wszystkie nagłówki w plotkarskich gazetach zachwycające się jego wielką zmianą.
Chciałabym powiedzieć, że w ogóle nie zauważam różnicy pomiędzy Oneginem a Oneginem-celebrytą, ale to trochę minęłoby się z prawdą. Już nie chodzi o te kamery na weselu czy jego twarz na okładkach gazet, nawet nie o ten nieszczęsny program którego wielkim fanem okazał się Leo. Tylko ostatnio w warzywniaku spytano mnie czy to ja nie jestem tą matką. No już bez przesady!
Ale nie martwię się tym teraz - bo spędzimy miłe, rodzinne popołudnie. Jedno z tych normalnych, które wspomina się po latach mając nadzieję, że nie popsuło się swojego dziecka aż tak bardzo.
A przynajmniej taki miałam plan. Powinnam się do tej pory nauczyć, że Erno skutecznie bombarduje wszystkie moje plany. Zrzucając takie nowiny. Zupełnie niespodziewanie.
Milczę przez dłuższą chwilę bo nie wiem jak zareagować. Z jednej strony to zły przykład dla dziecka, przyrzekał wierność i miłość do końca życia, nie wytrzymał nawet trzech miesięcy (nie żebym liczyła ile dni byli małżeństwem). Z drugiej, bardzo się tego wstydzę, poczułam jakąś ulgę. Nie tylko dlatego, że Irina nie będzie się już kręcić wokół mojego dziecka. Raczej…
Może w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu to będzie jak druga czy tam setna szansa?
Nie powinnam się kierować tak egoistycznymi pobudkami - Dlaczego? - w porządku, to akurat jest głupie pytanie - To znaczy… Jak się czujesz? - to już lepsze? Wciąż nie idealne - Wyglądaliście na… zadowolonych? - sama nie wiem, może to była tylko magia telewizji.
Albo hucznego wesela.
I wielkiego pierścionka zaręczynowego na jej palcu. Strasznie jej zazdroszczę tego pierścionka i przyznam szczerze, byłam wściekła kiedy się dowiedziałam. Sama sobie jestem winna, wiem, ale i tak urosło we mnie jakieś poczucie niesprawiedliwości - Chcesz się tutaj przyczaić na jakiś czas? - pytam, bo nie znam wielu innych miejsc bez kamer. Na całe szczęście, mój adres jest ściśle strzeżoną tajemnicą (a przynajmniej takie mam wrażenie).
Dodaję do ryby odrobinę czosnku i marszczę brwi. Znowu się budzi we mnie to poczucie niesprawiedliwości. Jasne, zachowuję się teraz bardzo w porządku, ale on nie. Skoro już się zdecydował ożenić z inną to niech się tego trzyma, a nie miesza mi w głowie. Groźnie kroję pietruszkę, próbując zwalczyć nadchodzącą falę gniewu, nie wychodzi mi to najlepiej.
Zacinam się w palec i przeklinam. Głośno. Będę musiała potem wrzucić rubla do słoika (jedna z Leo zasad, za każde złe słowo rubel w słoik, mogę przysiąc, to dziecko wychowuje mnie, a podobno powinno być na odwrót) i tyle wyszło ze spokojnego, rodzinnego popołudnia!
Ernö Onegin
Ernö Onegin
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
emerytowany hokeista, celebryta
https://petersburg.forum.st/t604-ernest-oneginhttps://petersburg.forum.st/t704-onegin-ernest#1460https://petersburg.forum.st/t605-mordyhttps://petersburg.forum.st/t680-cep

Pon 03 Kwi 2017, 17:14
Lola, ja nie wiem, jak wygląda prawdziwa, normalna rodzina, bo nigdy takiej nie miałem. Z drugiej strony dlaczego nasza rodzina nie jest prawdziwa? Nasza rodzina. Chyba nigdy wprost nie rozważałem tego układu, który mamy jako rodziny. Staram się jednak robić wszystko, żeby trzymać media jak najdalej od Leo i Loli i o ile jest umowa, że są chronieni, to nic nie mogę poradzić na te małe, niezależne hieny gazeciarskie, które nie wiem jakim cudem w końcu dotrą do każdej tajemnicy. Liczę jednak, że zanim wyjdzie na jaw całe życie Loli to nikogo to już nie będzie interesować bo program zostanie zdjęty z anteny a ja wrócę do bycia tylko sportowcem. W końcu już niewiele mi lat zostało w drużynie, wszyscy mamy tego świadomość, świat sportu łaknie młodych ciał, a mnie coraz bliżej do emerytury.
Lola nie odpowiada, milczy. Ale to nie dziwi mnie wcale, w przeciwieństwie do jej pierwszego pytania. Dlaczego? A nie jest zaskoczona dlaczego w ogóle ożeniłem się z Iriną? Rozwód powinien być czymś oczywistym i oczekiwanym, jeśli się choć trochę zna naszą relację. Ale cóż, pewnie, na szczęście, nie widziała ani jednego odcinka tego idiotycznego programu. Na początku owszem, było super, ale ludzie domagają się burz, a to nie było trudno, bo jak się okazało, nie dogadujemy się wcale. Cała otoczka plotkarska tylko dolewała oliwy do ognia, więc podjęliśmy decyzję, którą producentom przyszło trudno zaakceptować. Ba, z jednej strony to sensacja, z drugiej koniec kury znoszącej złote jaja.
Jak się czuję? Wzruszam ledwo widocznie ramionami. Czuję się niemalże tak samo od paru lat. Chujowo. Czasami tylko poczuwam się lepiej. A jak się czuję z tym, że moje małżeństwo to niewypał? Cóż, nigdy tak naprawdę nie traktowałem tego poważnie. Nigdy też nie zamierzałem żenić się to raz, a z Iriną to dwa. To była tylko dobra okazja do zabawy.
Myślę, że na Leo to się nie odbije, to dziecko i tak już ma wystarczająco zaburzony obraz rodziny.
Wracam do krojenia.
- Byliśmy zadowoleni. Jak każdy na początku nowego związku. Gdyby nie ta gra medialna nigdy byśmy się nie hajtnęli. Normalnie bym z nią nie wytrzymał tyle. – Normalnie. Bez kamer. Zakładam, że faktycznie po dwóch miesiącach byłby koniec.
- A może nie? – Odkładam znowu nóż i zastanawiam się na głos.
- Może to by trwało, gdyby nie te kamery. Ale nie. Irina za bardzo siebie uwielbia, bez rozgłosu to by nie wypaliło. – Pochmurnieję trochę, bo mimo wszystko zawsze jest trochę żal, gdy jakiś związek nie wypali. Nie wiem, z czyjej winy. Powinienem powiedzieć, że z jej, bo taki jest schemat, w końcu to ją bardziej interesuje sława niż małżeństwo, a z drugiej, no właśnie, jakie małżeństwo? Wcale nie postrzegam jej jak przeznaczonej mi do końca życia żony. To wszystko jest tylko jak impreza, jak wypad na weekend, po wszystkim wrócimy do codzienności.
Uśmiecham się ledwo pod nosem, bo tak, chciałbym się przyczaić. Tylko nie wiem, czy tutaj to dobre miejsce. Ze względu na… wszystko. Co się stało i co mam w głowie.
Wrzucam warzywa do garnka, a Lola przeklina.
Odwracam się zaskoczony i spoglądam na nią, od razu przenosząc wzrok na jej zakrwawiony palec.
Bogowie, co za niezdara.
A ja nie lepszy, bo oczywiście nie wiem, gdzie zostawiłem swoją różdżkę. Nie mam jej w kieszeni spodni, ani za paskiem. Wracam do pokoju, rozglądam się szybko. Leży na skraju dywanu, oczywiście. Wracam do kuchni, podchodząc do Loli.
- Ranka – Szybkie zaklęcie naprawia szkodę i zostaje na palcu sama krew, która wciąż ścieka, teraz na moją dłoń. Paradoksalnie jak małe rany zawsze zdają się krwawić najmocniej. To wszystko jest tak automatyczne, że dopiero kiedy pociągnąłem za sobą Lolę wkładając nasze dłonie pod kran podnoszę na nią wzrok i dociera do mnie, że dotknąłem jej pierwszy raz od… od kiedy. Od dłuższego czasu. Długiego. I pewnie zaraz usłyszę, że wielkie dzięki, ale sama by sobie poradziła.
Dwa lata trzymaliśmy dystans. I siebie na dystans. Nic dziwnego, że trochę nie mogę teraz się cofnąć i oderwać wzroku, chociaż starałem się bardzo, przez cały ten czas, nawet o tym nie myśleć.
Gość

Czw 06 Kwi 2017, 01:13
Chyba nie ma czegoś takiego jak normalna rodzina.
Jak z obrazka w reklamówce coca-coli, mama, tata, dwójka dzieci, porządek na stole, szerokie uśmiechy a na dodatek pies. Dookoła nieskazitelny porządek. W moim domu rodzinnym zawsze był chaos, zawsze było głośno, a pranie leżało na kanapie w salonie. Z ojczymem oglądałam telewizję, mama czesała mi włosy i nieustannie czekałam na ojca, bo ten wiecznie się spóźniał. Czasem dwie godziny. Czasem dwa miesiące.
Chociaż, w porównaniu z Oneginami to i tak pewnie definicja sielanki.
W każdym razie - nie ma czegoś takiego jak wzorcowa rodzina i ideał do którego należy dążyć - a na pewno już nie ten z reklamówki napojów gazowanych. Jeśli czegoś nauczyłam się w ciągu tych trzydziestu lat (i Welesie ratuj, jest tego naprawdę niewiele, wydaje mi się, że piętnaście lat temu byłam znacznie mądrzejsza) to, że nie ma perfekcyjnego schematu. I to co brało się za pewnik mając to piętnaście lat okazuje się jednym, wielkim kłamstwem kiedy się dorasta. Ja tam byłam przekonana, że skończę w domku z białym płotem na przedmieściach. Teraz wiem, że przedmieścia są strasznie niepraktycznie bo wszędzie jest okropnie daleko.
Okropnie!
Za to czasem myślę o psie albo kocie, ale Leo twierdzi, że jest alergikiem. Wiem, że nie, zrobiłam badania - ale ten się upiera.
No jasne, że byłam zaskoczona. Zaskoczona i wkurzona. Bo nie dość, że blondynka to jeszcze ślub po miesiącu. I ten pierścionek na palcu. I ta cała ceremonia. Nawet jego nazwisko dostała, przebrzydła manipulantka. Zazdrosna byłam jak cholera, ba, dalej jestem - ale przecież sama sobie jestem winna.
Sama nie wiem czy głupie są te moje wątpliwości czy nie - ale kiedy jest się rodzicem, dziecko jest najważniejsze. Zawsze sobie powtarzałam, że możemy z Erno tak kroić warzywa i czasem razem jeść obiady, bo nigdy nie zrobił mi wielkiej krzywdy. Nie złamał mi serca, niczego od niego nie oczekiwałam.
A przynajmniej tak sobie nieustannie wmawiam. Nawet teraz.
I skoro dziecko jest najważniejsze to powinien dać mu dobry przykład! Ja tutaj rozważam trzy razy każde zaproszenie na drinka bo nie chcę wprowadzać do życia Leona ludzi, którzy mogą nie zakorzenić się na dłużej (dbam w ten sposób o jego poczucie bezpieczeństwa), a on robi wielką szopkę wokół ślubu i nowej osoby w naszej rodzinie już na dobre by miesiąc później stwierdzić, że to jednak nie to! Aż się we mnie gotuje w środku, więc na te jego wywody burczę - To po co się żeniłeś? - tonem bardzo złym i obrażonym, po czym zaciskam z całej siły wargi w wąską linię. Nie chcę krzyczeć, nie kiedy dziecko jest pokój obok.
Uspokoję się trochę to mu wygarnę. Jak ja mu wygarnę!
- Strasznie to smutne, brać ślub dla kamer - ok, tej złośliwości jednak powstrzymać nie mogę. Skoro chodziło tylko o zamienienie własnego życia w telenowele to mogli się na niby wymienić tymi obrączkami a nie podpisywać prawdziwe zobowiązania, kto by się tam zorientował!
Krew leci mi z tego palca jak głupia (pewnie dlatego, że jestem taka zdenerwowana i serce bije mi szybciej niż zwykle), klnąc dalej po nosem (bo pod nosem się nie liczy do słoika) próbuję zatamować ją chusteczką, zastanawiając się od kiedy Erno ucieka na podobne widoki (nawet lepiej, że nie był przy porodzie!) i czy zostawiłam różdżkę w torebce czy w pracy. Nie spodziewam się zupełnie tego co dzieje się potem.
Palec przestaje szczypać natychmiast, ale nie zwracam uwagi na palec bo serce przestaje mi bić i nie oddycham. Albo oddycham po raz pierwszy od dwóch lat, nie wiem, to jak porażenie prądem czy piorunem, włoski na karku stają dęba, czuję jak napina się skóra. Podnoszę głowę, nie powinnam, trzeba się odwrócić. Odsunąć. Oczy Erno mnie hipnotyzują, zbliżam się nieco. To przecież skomplikowane. Nie na miejscu. Jeszcze nie ma rozwodu, może jeszcze da się naprawić, może właśnie kładę krzyżyk na jego małżeństwie.
Nie powinnam, nie wolno. Co z Leo?
O Leo teraz powinnam myśleć i o tych wszystkich wątpliwościach które wyznaczyły tę granicę i barierę braku dotyku lata temu, brakowało mi tego dotyku. I zapachu, jego, i skóry zaskakująco szorstkiej jak na arystokratę. I jego oczu, i ust, i tych krótkiego meszku w okolicach karku, teraz już włosków skoro przyszło mu ocieplić wizerunek. Nie powinnam, sama już nie wiem, może to kolejna szansa? Ostatnia żeby zniszczyć ten dystans.
Nie chcę więcej dystansów.
Ernö Onegin
Ernö Onegin
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
emerytowany hokeista, celebryta
https://petersburg.forum.st/t604-ernest-oneginhttps://petersburg.forum.st/t704-onegin-ernest#1460https://petersburg.forum.st/t605-mordyhttps://petersburg.forum.st/t680-cep

Pią 07 Kwi 2017, 20:46
Złośliwości, które nie wiem, dlaczego w ogóle mają miejsce, czy dlatego, że chce sobie ulżyć, czy jest na mnie zła, dlaczego? Mógłbym mieć w zanadrzu parę odpowiedzi dla niej, o tym, że jest sama, o jej serialach, o tej okropnie smażonej rybie, o rzeczach, których nawet nie dopuszczam do głowy, ale nie chcę, bo to jej wybory, a ja nie mogę się na ich temat wypowiadać. Nie mam na to żadnego wypływu. Nie ukrywam jednak, że to irytujące. Jej ocenianie mnie. Przychodzę tutaj nie tylko dla Leo, przychodzę, bo jednak jej ufam. I myślałem, że mogę porozmawiać, przełamując ścianę niezręczności.
Nic z tego.
Lola zbliża się do mnie i nie odwraca wzroku, wręcz wierci dziury mi w czaszce, ile to już sekund, po ilu sekundach ci eksperci twierdzą, że wzrok coś oznacza. Zainteresowanie? To nie jest niemożliwe. Ale do możliwego też brakuje i oby tak zostało. Jest tak blisko, że czuję chyba każdy, nawet najbardziej zwietrzały zapach, który towarzyszył jej tego dnia. Zapach skóry, szamponu w tej fikuśnej butelce, który stoi w łazience, nieinwazyjnych perfum, ledwo już wyczuwalnych, ale osiadłych na ubraniu, zapach ulicy, który pewnie wsiąknął w jej kurtkę, zagnieździł się w pasku torby, zakupów i krwi, oczywiście.
Czuję, jak zdenerwowanie zaczyna gotować mi się w opuszkach palców, ale nie dlatego, że serce zaczęło bić mi szybciej, chociaż niewątpliwie przez chwilę nie wiedziało jakie nadać sobie tempo. To dlatego, że byłem już w podobnej sytuacji. I ostatnim razem, kiedy Lola zbliżyła się tak do mnie to nic dobrego z tego nie wyniknęło.
Nie wyleczyłem się z tego przez dwa lata, nie będę przez kolejne rozmyślał o kolejnym chwilowym uniesieniu. Dlaczego? Czy to ze złośliwości, byłaby do tego zdolna? Zmanipulować mnie, żeby potem mi zarzucić, że nic nie jestem wart i tak dalej. Tylko, że ja jestem wierny. A Lola to nie Irina, nie zachowałaby się tak. Na pewno by się tak nie zachowała. Na pewno nie. (?)
Posępnieję. Odsuwam się bez słowa, puszczając jej dłoń i odwracam się, wracając do swojego noża i warzyw. Ale przecież wszystkie już pokroiłem. Nie mam co ze sobą zrobić, nie patrzę na Lolę.
Na szczęście, jak w zegarku, albo w scenariuszu do kuchni wchodzi Leo, więc odwracam się do niego i słucham, opierając o blat. Staram się słuchać, a nie tylko usłyszeć, że coś mówi, uśmiecham się, aha, sadzonki, tak, warzywa, tak, zostaję na obiad, mhm. Świetnie. Też się cieszę.
Może to nie był dobry pomysł, że powinien był powiedzieć, że nie, przykro mi, już wychodzę, ale z drugiej strony nie warto przez jedno (wcale nie takie krótkie) spojrzenie wycofywać się. A może wręcz przeciwnie, jest to, w końcu, okazja by porozmawiać. Kiedy ostatnio odbyliśmy poważną rozmowę? Taką rozmowę? Nawet gdy ustalaliśmy widywanie się z Leo, to wszystko było tylko potakiwaniem i układaniem jakiegoś harmonogramu.
Aha, tak, pewnie, no to biegnij. Coś mi pokaże, tylko musi poszukać. Co pewnie mojemu synowi nie zajmie wiele czasu, to dziecko ma wszystko poukładane jak w zegarku. Kiedy jednak wychodzi z kuchni spoglądam w końcu na Lolę, obserwując ją przez chwilę ze spuszczoną głową, zagryzam wargi, czuję się jakbym czekał na odpowiednią sekundę, aby móc zrzucić kolejną bombę. Ale nie ma na co czekać. Mógłbym się wycofać, jeszcze nic nie padło ale…
- Czujesz coś do mnie?
Gość

Pią 07 Kwi 2017, 23:02
Och błagam, czy on mnie w ogóle nie zna!
Jestem oceniająca! Zawsze wysłucham, przyjmę na kanapę i pomogę, niezależnie od pory dnia czy nocy, ale jestem oceniająca! Jestem jedną z najbardziej oceniających osób po świecie - i muszę wszystkich zmartwić, Leo to po mnie odziedziczył.
Nie znaczy to, że nie można ze mną porozmawiać, można o wszystkim. Mam tylko opinię na ten temat.
Mam opinię na dużo tematów. Nieomal wszystkie. Może tak być kiedy spędziło się większość dorosłego życia samotnie (z dzieckiem), oglądając dużo telewizji. A ocenianie na pewno zaostrzyło się przez całą katastrofę mojego randkowania. Rozpoczynając od pierwszego filtra “czy warto w ogóle dla niego wyjść z domu”, skończywszy na dokładnej analizie każdego słowa i gestu podczas randki. Nic dziwnego, że nikt nie zasłużył na miano drugiej.
Przeszywa mnie takie dziwne zimno kiedy odsuwa się z niezadowoleniem czy zdenerwowaniem, może zawodem, nie wiem co ze sobą zrobić. Stoję nieco sparaliżowana przy zlewie, dobrze, że przychodzi Leo. Pyta czy Erno zostaje na obiad, wracam do nieszczęsnej ryby.
Duszonej.
Też się duszę w tej kuchni. Może to podamy na obiad, mamusię uduszoną ze wstydu.
I nie wiem, czy może Onegin dybie jakoś na moje życie, że mnie atakuje takimi bombami przez cały dzień - na całe szczęście nie trzymam noża kiedy niezręczną ciszę przerywa pytanie, ale za to pokrywa od parowaru upada z hukiem na ziemię, aż dziecko krzyczy z pokoju pytając czy żyję.
Jeszcze dwa lata temu przybiegał, ale takie wypadki zdarzają mi się zbyt często by traktować je poważnie.
Dobrze, że wciąż się interesuje.
Odpowiadam, że tak, że wszystko ze mną dobrze, sięgając po pokrywkę. I tak patrzę na niego z poziomu podłogi bo nie wiem dlaczego zadaje takie pytanie, czy nie zna mnie w ogóle, przecież zna odpowiedź. Musi wiedzieć.
Kiedy spotykaliśmy się to osiem, prawie dziewięć lat temu, czułam - chemię owszem, czułam, bo tego zawsze było dużo pomiędzy nami. I iskier, i ognia, przyciągania wzajemnego. Na tym się zatrzymałam, na tych najbardziej powierzchownych uczuciach, nigdy nie dopuścił mnie bliżej. I to było dobre - nie miałam żalu.
Nigdy nie miałam żalu.
A ta noc, poranek w hotelu, kiedy wreszcie zaczął mówić, dopuścił mnie bliżej, to wiele zmieniło. Wciąż była chemia, iskry, ogień, przyciąganie, ale więcej, bliżej, już nie tylko Onegin a Erno. Pojawił się w naszym, moim życiu na nowo, intensywnie, nie tylko w połowie.
Nie ma już powierzchowności. I pojawił się żal. Za ten ślub.
Wiem, że to moja wina, to ja postawiłam granicę. Dla dobra Leo. Chociaż wiem, że trochę się nim zasłaniam. Bo gdyby to nie wyszło, gdyby nam nie wyszło, bolałoby zbyt mocno.
Dlatego uznałam, że lepiej nie ryzykować. Zawsze byłam tchórzem.
Najśmieszniejsze, nie pomogło. Ożenił się i bolało tak samo.
Podnoszę się w końcu, odkładając na blat tę nieszczęsną pokrywkę. Nie patrzę na niego wcale, czuję, że policzki płoną mi jak głupiej nastolatce - potakująco kiwam głową. Tak.
To będzie niezręczny obiad.
Ernö Onegin
Ernö Onegin
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
emerytowany hokeista, celebryta
https://petersburg.forum.st/t604-ernest-oneginhttps://petersburg.forum.st/t704-onegin-ernest#1460https://petersburg.forum.st/t605-mordyhttps://petersburg.forum.st/t680-cep

Nie 09 Kwi 2017, 22:31
Najpierw milczy i ja rozumiem to doskonale bo ja inaczej mogłaby zareagować, oczywiście poza powiedzeniem wprost. Ale może właśnie nastąpił ten moment, kiedy wymieniamy się rolami, ja mówię, Lola milczy, ja podejmuję temat, Lola spuszcza głowę. Tylko, że nie ma gdzie uciec, bo tak się składa, że uciekłem ja i to do jej mieszkania.
Stoję i gapię się na nią, kiedy tak potakuje i chyba ciężej mi się oddycha, bo, kurwa, nie wiedziałem. A może nie chciałem wiedzieć. Jeszcze półtorej roku temu, owszem, myślałam, że to jakiś przelotny urok, że to wszystko rozpłynęło się w codzienności, w końcu na pewno nie tylko z powodu Leo mnie odtrąciła, tylko dlatego, że ogólnie jestem zjebanym człowiekiem, ojcem i partnerem.
Nie mogę nic nawet odpowiedzieć, za mało mam czasu na zastanawianie się, bo mój syn wpada do kuchni, znowu, tym razem z albumem, który szybko wertuje i mówi mi, że no właśnie to jest ten. Album z zagrożonymi gatunkami zwierząt. To dziecko jest niemożliwe. Ja w jego wieku zbierałem kolorowe kulki. Gapię się przez chwilę, wertuję nawet, chociaż niczego z tej szybkiej lekcji nie wynoszę, bo wzrokiem tylko prześlizguję się po literkach i nie wiem nawet co właśnie przeczytałem. A ten mi mówi, że się idzie wymieniać z Jasmine bo dzisiaj na obiad jest coś tam (dziwna nazwa) z curry i on już biegnie, pa.
- Poczekaj, wracaj tu. Jakie „pa”? Przecież robimy obiad z mamą.Robimy obiad z mamą. Z mamą. Zawsze ważę ostrożnie tego typu określenia podczas rozmów z Leo, ale jak inaczej miałbym mówić?
Jasmine, w sensie najlepsza przyjaciółka Leo mieszka nieopodal i zaprosiła go na obiad. To bardzo ładnie z jej strony, lubię tą dziewczynkę, ale szkoda, że zapomniał nam powiedzieć o tym wcześniej. Chociażby dwie minuty temu, kiedy widział, jak gotujemy.
Spoglądam jednak na Lolę i wiem, że powinniśmy mu pozwolić. Po pierwsze, bo to Jasmine i jej miła rodzina, którzy najwyraźniej wiele znaczą dla naszego syna, po drugie będziemy mieli trochę czasu aby jednak porozmawiać na spokojnie. I po trzecie, w zasadzie nie mniej ważne, Lola będzie mogła zjeść coś, co nie jest gotowane.
- Odprowadzę go. – Chociaż to tylko kilka kamienic dalej ale bez względu na to za jak dużego już uważa się Leo dla mnie wciąż jest małym chłopcem. Poza tym dzieci, dopóki nie są w wieku koldovstoretzowym nie powinny chodzić same, zwłaszcza, kiedy którychś z ich rodziców jest z jakiegoś powodu sławny.
Ubieram się w milczeniu, słuchając Leo, po chwili wychodzimy, drzwi nie zamykając na zamek, bo i po co. Na klatce sąsiadka, fuknięciem odpowiada na moje przywitanie, ale widzę kątem oka, że się odwraca za mną. Pewnie nawet nie poszła do mieszkania tylko od razu poleciała do tej drugiej i trzeciej plotkary, żeby im zdać relację, że ten Onegin, to gdzieś szedł z dzieciakiem, no mówię ci kochaniutka. I tak bez matki? Ona go tak puszcza z tym bandytą? Panie Boże zlituj się nad tym chłopcem.
Oddelegowanie Leo zajmuje mi paręnaście minut obfitych w ciekawostki o zwierzętach i w miarę zbliżania się do mieszkania Jasmine o kuchni indyjskiej. Bo Jasmine i jej rodzina pochodzą z Indii. I są z Leo najlepsi w klasie i oczywiście najlepsi też z nich przyjaciele, tacy na zawsze już i basta. Jasmine nie ma poza moim synem przyjaciół, ze względu na, oczywiście, swoje pochodzenie, odmienny kolor skóry i pewnie parę innych czynników, których dzieci same w sobie nie rozumieją ale powtarzają ślepo za dorosłymi.
Umawiam się z ojcem dziewczynki na dziewiętnastą, ale w razie czego proszę dzwonić. Jasna sprawa.
Wracam i już widzę w oknach wścibskie sąsiadki.
Gość

Sro 12 Kwi 2017, 22:17
Jeśli za kilka lat moje dziecko wyzna, że wiedziało o wszystkim i specjalnie poszło na obiad do Jasmine, bo najwyższa pora żebyśmy porozmawiali to poczuję, że moje całe rodzicielstwo do niczego się nie nadawało.
Panika mnie ogarnia na samą myśl, że zostaniemy samy i przyjdzie nam przedyskutować - nigdy wcześniej Erno nie rzucił mi spojrzenia mówiącego, że musimy o czymś porozmawiać. Na spokojnie - moje fiasko sprzed kilku sekund. Po raz pierwszy w życiu, i to dosłownie, nie chcę rozmawiać. Zaczynam rozumieć to jego całe wieczne milczenie.
Niektórych tematów nie powinno się poruszać. Na przykład uczuć. Szczególnie w takim momencie. Kiedy on się - podobno - rozwodzi.
Przecież on się nawet jeszcze nie rozwiódł!
Na Welesa, co ja najlepszego narobiłam?
Przecież to całe małżeństwo to jest pewnie do uratowania. Pokłócili się (podobno wiecznie się kłócą, tak przynajmniej pokazują w telewizji) nieco poważniej, padło o jakieś słowo za dużo, da się odkręcić. Małżeństwo to świętość, tak przynajmniej zawsze mówiła mi mama, a proszę, ja się tutaj w jego pakuję jak jakaś…
Nie potrafię teraz znaleźć odpowiedniego porównania.
Jak ananas na pizzę. Zupełnie niepotrzebnie!
Pizza!
Ja potrzebuję pizzę, bez pizzy nie przeżyję tego wieczora. Zamawiam od razu kiedy wychodzą, rybie nic się nie stanie kiedy spędzi noc w lodówce. A mnie niezdrowe jedzenie jakoś podniesie na duchu, jestem przekonana. Wystarczy tylko, że mówię nazwisko i już wiedzą co mają mi przysłać. Z anchois, zielonymi oliwkami i tuńczykiem. Obiecują, że będą szybko - to też już wiedzą, że dziecko mam nastawione na zdrową żywność i kiedy go nie ma należy działać sprawnie. Zamówić, zjeść i wywietrzyć mieszkanie.
A pudełko wyrzucić. Natychmiast. Inaczej znajdzie.
Po co ja się w ogóle nie-odzywałam. Trzeba było temat przemilczeć - on to wiecznie milczy kiedy ja się produkuję, nie mogłam pójść za jego poradą już po całości? Tylko kiwać głową. Jak jeden z tych piesków na tylnich siedzeniach taksówek.
Może powiem, że złapał mnie skurcz?
Nie ma go dosłownie przez kilka minut, a mnie przechodzi przez myśl tysiąc ewentualnych planów ucieczki - nie mogę zrealizować żadnego, mam dziecko - i dodatkowe dziesięć tysięcy wymówek. Fakty są jednak takie.
Erno ma żonę.
Erno chce co najwyżej uciec od żony.
To jest najlepsze miejsce na ucieczkę od żony. Mam wścibskie sąsiadki, ale żadna z nich nie ma kamery. Mediów też nie zawiadomią, bo wiedzą, że jak tutaj się zlecą wszyscy reporterzy będzie głośno. I naniosą błota na korytarz.
Może i powiedział, że cały ten ślub to bardziej przez telewizję niż rzeczywistą chęć, nie zmienia to faktu, że się odbył. Byłam, nie tańczyłam, wypiłam trochę za dużo wódki (do dzisiaj mi z tego powodu wstyd) i być może - nikt tego nie widział - spędziłam pół godziny płacząc w toalecie. Ale to tylko przez ten alkohol. Powinien skupić się na Irinie. Zostać tu na kilka dni, tygodni, niech zostanie ile mu pasuje. Spotkać się z nią na neutralnym gruncie, wszystko sobie wyjaśnić.
Według mnie jest wcieleniem najgorszej diablicy, ale on coś w niej widzieć musiał. Skoro jej kupił pierścionek. Zaręczynowy.
Ja to sobie mogłabym co najwyżej kupić jakiś za alimenty.
Nakręcam samą siebie jeszcze gorzej, zamiast po prostu usiąść i przemyśleć wszystko na spokojnie, nosi mnie po całym salonie. Sama nie wiem czy bardziej jestem zła na siebie za te nieme wyznania, czy na niego za pytania. Oraz ślub. I rozwód. Po dwóch miesiącach. Po co w ogóle była ta wódka i płacz w kiblu (naprawdę myślałam, że takie rzeczy nie przytrafiają się po skończeniu siedemnastu lat!), jakbym wiedziała, że to się tak skończy to bym nawet z kimś na to wesele przyszła!
Mykolę bym zabrała, on dobrze tańczy. I też lubi zwierzęta, byłoby o czym rozmawiać przy stole. Leon by się cieszył, ja bym się cieszyła, Erno też, bo to w końcu jego wesele.
Aż rzucam wazonikiem z tych nerwów, nie pomaga. Patrzę przez chwilę na szkło, wzdycham ciężko i idę po miotłę. Różdżki dalej nie znalazłam.
Kończę zamiatać kiedy wchodzi. Więc mówię - Zamówiłam pizzę - żeby sobie nie myślał, że mu dzisiaj coś ugotuje!
Może sobie zjeść te marchewki jeśli mu nie pasuje!
Ernö Onegin
Ernö Onegin
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
emerytowany hokeista, celebryta
https://petersburg.forum.st/t604-ernest-oneginhttps://petersburg.forum.st/t704-onegin-ernest#1460https://petersburg.forum.st/t605-mordyhttps://petersburg.forum.st/t680-cep

Czw 13 Kwi 2017, 14:25
Zamówiła pizzę, a mnie to nie dziwi ani trochę, mam nadzieję, że jakąś dobrą. Chociaż nie powiedziała w sumie, że zamówiła i dla mnie, ale zaproponowała mi nocleg, wątpię, aby nie zaproponowała mi kawałka pizzy. Kiwnąłem głową, pewnie nawet nie zauważyła, więc ściągam buty, odwieszam katanę, kurtkę oczywiście, nie miecz. Pozwalam sobie z kuchni wziąć mały talerzyk, z którym idę do salonu, siadając na kanapie. Żółtej. Jest okropna, gdyby mnie ktoś zapytał, ale ja jestem kompletnie pozbawiony gustu i wszystkie mieszkania, w których mieszkałem wynajmowałem lub kupowałem już umeblowane. Zresztą to, jak wyglądam jest doskonałym przykładem braku wyszukanego stylu. Większość rzeczy, które noszę to po prostu spodnie, koszulka, sweter i kurtka, jakaś skórzana lub jeansowa, bo te wiele wytrzymują. Mordę też mam niewyjściową, chociaż z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu w niektórych szmatławych artykulikach piszą „przystojny hokeista i jego piękna żona” albo inne tego typu ciulstwa, które mnie nawet nie bawią, ale zdecydowanie zaskakują. Irina jest piękna, odmówić jej tego nie można, ale mogliby po prostu określać mnie neutralnie. Przystojny to chyba ostatnie określenie jakim można by opisać mój ryj.
A nie, jeszcze okno. Wstaję z kanapy, uchylam je, wracam, rozsiadam się, talerzyk kładąc obok. I wyjmuję z kieszeni paczkę papierosów, jednego zabieram, resztę rzucam gdzieś obok siebie.
Nawet głodny nie jestem, nie o tej porze. Kto je obiad tak wcześnie? Emerytki. I wiem, że powinienem właściwie też się do tego stosować, ale mam to już w dupie. Kończę karierę. A, to kolejna bomba, której jeszcze nie zrzuciłem. Mam ich więcej, ale nawet nie wiem, czy chcę o nich mówić Loli, chociaż chciałem, ale jeśli ma na każdą rewelację reagować roztrzaskanym naczyniem, nawet, jeśli to przypadek (stawiam 49% na przypadek, 51% na umyślne działanie) to może powinienem milczeć.
Ale jesteśmy razem sami pierwszy raz od dłuższego czasu i mamy o czym rozmawiać. Opieram jedną rękę na podłokietniku, a na dłoni szczękę, uważając, by fajką nie przysmażyć sobie mordy (nawet gdyby, to nic takiego) i wodzę wzrokiem za Lolą.
Cisną mi się kwestie na usta, ale siedzę spokojnie, na wypadek gdyby chciała zacząć mnie opierdalać, od Iriny począwszy na papierosie skończywszy (lub na odwrót), ale przecież wiem, że sama chętnie zapali, dlatego rzuciłem te fajki obok, aby mogła sobie skorzystać. Swoich na bank nie ma, przecież Leo by znalazł.
I co, będziemy tak czekać na tą pizzę? A potem zjemy i co? Pooglądamy Magi TV rozwieszając pranie?
- Wytłumacz mi, dlaczego się tak wściekłaś na mnie. – Bo ja nie wiem. To znaczy podejrzewam. Ale chcę to od niej usłyszeć. Strzepuję popiół na talerzyk i zaciągam się.
Mamy czas do 19, to sporo. W trakcie tego zdążyłaby mi opowiedzieć całą swoją biografię, ba, historię rodziny.
Gość

Czw 13 Kwi 2017, 20:47
Oczywiście, że się podzielę pizzą. Mogłabym zjeść sama całą, taka jestem teraz zdenerwowana (i dawno nie jadłam pizzy), ale byłoby mi trochę wstyd się obżerać w towarzystwie.
Nawet w jego!
A żółta kanapa to świętość. Towarzyszy mi od pierwszego mieszkania. Pamiętam je jeszcze, małe i zapyziałe, dzielone na trójkę, kanapa była moim wkładem w wystrój. Potem zaniosłam ją do tej maleńkiej klitki w której zamieszkałam sama. Tam się urodził Leo, spędziliśmy kilka pierwszych lat. Potem przenieśliśmy się tutaj, kiedy spanie w jednym pokoju stało się problematyczne.
Trzy pokoje, kuchnia i łazienka a to wszystko nieomal w centrum miasta, takie luksusy.
Czasu mamy nawet więcej niż do dziewiętnastej, ja już go znam. O osiemnastej trzydzieści zadzwoni, że właśnie odkryli doskonały film w telewizji i prosi, żeby go odebrać o dwudziestej pierwszej. A przed dwudziestą pierwszą poinformuje, że tak naprawdę to chętnie zostałby na noc, rodzice Jasmine się zgadzają i prosi by przynieść mu szczoteczkę.
Odziedziczył to po swoim tacie, szczoteczka ponad wszystko.
Zawsze się zgadzam, to dobra rodzina. Kiedy przychodzę odebrać syna, częstują mnie najlepszą herbatą po słońcem, wymieniamy się szkolnymi ploteczkami Anjali i obgadujemy inne mamy. Perfekcyjne mamy.
Jestem pewna, że jako jedyna przychodzę w nieułożonych włosach na zebranie. I jem pizzę. Na całe szczęście Anjali też za nią przepada.
I przecież nie biję naczyń przy każdej jego życiowej rewelacji, niech już tak nie demonizuje! Na wazonik złożyły się różne okoliczności.
Jak te jego pytania - Bo… - nie moglibyśmy po prostu rozwiesić prania? Wiem, że dorośli ludzie problemy rozwiązują w taki sposób, ale od kiedy on jest taki dorosły? - Bo widzisz. Jaki to przykład dla Leo? Ja trzy razy rozważam każde zaproszenie na kawę i nie doszłam do etapu dalszego niż pierwsza randka bo nie chcę wprowadzić do jego świata kogoś nie właściwego, a ty nie dość, że wziąłeś ślub po miesiącu, to po dwóch się rozwodzisz - burczę, siadając naprzeciwko. Na stoliczku, skoro zajął kanapę. I sięgam po tę paczkę fajek, chociaż na razie tylko obracam ją w dłoniach - I miesza mi to w głowie. Ożeniłeś się z inną, ok, poradzę sobie z tym - ale kiedy zaczynam, mówisz, że to koniec - co ja mam o tym myśleć?
Nie wiem czy to dobry pomysł - dyskutować teraz.
Teraz Erno potrzebuje rozwiązać swoje sprawy.
I potrzebuje się przyczaić, nie radzić z moimi nerwami.
Ernö Onegin
Ernö Onegin
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
emerytowany hokeista, celebryta
https://petersburg.forum.st/t604-ernest-oneginhttps://petersburg.forum.st/t704-onegin-ernest#1460https://petersburg.forum.st/t605-mordyhttps://petersburg.forum.st/t680-cep

Czw 13 Kwi 2017, 22:54
Jeśli Leo faktycznie zacznie wywijać numery (a nie zdziwiłbym się, gdyby się tak stało, chociaż mnie tego często nie robi, ale nie ukrywajmy, Jasmine to cudowna dziewczynka i jestem przekonany, że wpadła mu w oko, poza tym, że i tak świetnie się dogadują, ale nie ukrywajmy, to mój syn) to będziemy mieli całą noc. Chyba, że któreś z nas w emocjach ucieknie i najlepiej, abym jednak był to ja. Nie czułbym się dobrze gdybym wygonił Lolę z jej własnego mieszkania i podejrzewam, że ona po chwili chciałaby wracać. Bo zimno, bo sąsiadki, bo Leo. Bo, bo, bo. Zawsze ma tego mnóstwo w zanadrzu.
Słucham co mówi i palę spokojnie, chociaż nie powinienem być spokojny, przecież zawsze szybko się wkurwiałem, ale takiej odpowiedzi z jej strony się właśnie spodziewałem.
- Lola, proszę cię. Doskonale wiesz, że to dziecko jest bystrzejsze niż my razem wzięci. Gdy był młodszy – rozumiem, ale jestem przekonany, że teraz doskonale sobie poradzi z każdą twoją drugą, trzecią, czy czwartą nawet randką, nawet, gdyby miała być ostatnia. – Nie mogę jednak powstrzymać prychnięcia kiedy słyszę, że radzi sobie z tym, że ożeniłem się z inną. Kręcę głową i odchylam ją, spoglądając w sufit. Ona sobie radzi, bo ja się ożeniłem z inną. Przejeżdżam dłonią po głowie z przyzwyczajenia i chociaż włosy mam nie od dziś nagle czuję się z nimi nieswojo. Spoglądam na Lolę i nic nie poradzę, że się uśmiecham, ale to wcale nie jest miły uśmiech. Jestem rozbawiony i to w ten negatywny sposób, w jaki ludzie parskają podczas kłótni. Zaciągam się i wydmuchuję dym w bok, przechylając głowę, chociaż nie spuszczam wzroku z Loli. Ona sobie radzi.
- Czego ty chcesz ode mnie? Chcesz żebym był ojcem, chcesz żebym jadł z wami obiady, chodził na niedzielne lody, zostawał dłużej, oczywiście wszystko dla dziecka. Czujesz coś do mnie, ale nie chcesz ze mną być, trawiłem to przez dwa lata, robiłem różne rzeczy, żeby o tobie nie myśleć, a jak się ożeniłem z inną to ty masz z tym problem, Lola, widzisz, jak to wygląda. – Jak pies ogrodnika. Kurwa, nie chcę jej posądzać o takie rzeczy, przecież wcześniej była zawsze wobec mnie w porządku i nigdy niczego nie chciała, ale tak się teraz zachowuje.
- I z tym, że się rozwodzę, też masz problem. – Gaszę końcówkę papierosa na talerzyku i opieram się na powrót o kanapę bo nawet nie wiem w którym momencie pochyliłem się do przodu. Automatycznie. Gdyby to chociaż o zazdrość chodziło, że jej się życie romantyczne nie układa, ale nie, to nie to. A raczej nie do końca to, bo po części na pewno.
- Poznałaś Irinę, byłaś na tym weselu, na pewno widziałaś choć fragment tego programu, jak mogłaś się nie zorientować, że to wszystko farsa, Lola, błagam cię. Leo to wszystko przejrzał. – Przecież ja nawet nie cierpię blondynek. Dobrze, to za dużo powiedziane, ale w nich nie gustuję. Irina jest tak naprawdę pierwszą, z którą wszedłem w jakąś romantyczną relację. I zakładałem, że będzie trwać miesiąc. A nie jeden sezon telewizyjny.
Już jestem poddenerwowany, a tak chciałem zachować spokój. Ale nic na to nie poradzę. Wbrew temu co myśli Lola uważam, że to jednak jest doskonała okazja żeby coś przedyskutować. Opcji jest kilka, jeśli się nie dogadamy to się pozabijamy. Albo skończymy w łóżku.
Gość

Czw 13 Kwi 2017, 23:21
- Właśnie o to chodzi! - staram się nie unosić, bo to bardzo niezdrowe i źle działa na cerę. Sąsiadkami się nie przejmuję, już dawno się przyzwyczaiłam, że nie ważne co zrobię będą gadać. Kiedyś miałam jeszcze Vita we froncie anty-staruszkowym, ale on gdzieś przepadł i z kretesem przegrałam na polu bitwy. Przynajmniej z nimi - O to właśnie chodzi Erno - że jesteś ojcem, jemy razem obiady, niedzielne lody, jesteśmy rodziną, przynajmniej w jakimś sensie! - może nie pełnym, może nie mieszkamy pod jednym dachem, ale to przecież nie jest najważniejsze - A jakby to było gdybyśmy wzięli ślub? A potem wzięli rozwód po miesiącu? Z tym bym sobie już nie poradziła - czego on tak bardzo nie rozumie?
Pozabijamy się, jestem tego pewna, dziecko wróci i zastanie dwa ciała które wzajemnie sobie wydrapały oczy!
Podnoszę się gwałtownie i zaczynam krążyć po pokoju, obracając paczkę papierosów w rękach.
Nie zapalę!
Nigdy niczego nie chciałam - tak, dobra Lola. Kochana Lola. Bezproblemowa Lola. Lola, która sama zawiozła się na porodówkę. Lola, która sama odliczała sobie czas skurczy. Która sama powycierała podłogę kiedy pękły jej wody. Lola, która sama leżała na sali pełnej szczęśliwych rodzin. Lola, której nikt nie trzymał za rękę podczas porodu. Lola, która nawet nie krzyczała.
Nigdy nie czułam się gorzej niż wtedy, bardziej samotnie, bardziej bez sensu - wszystko się zmieniło kiedy wzięłam na ręcę Leo, trzydzieści dwie godziny porodu od razu odeszły w niepamięć.
I wypracowałam sobie jakieś życie, dobre życie - po czym pojawił się Erno. Pozwoliłam mu zburzyć ten porządek. Zbudować nowy. Ale ja też potrzebowałam czasu - Nie możesz mnie winić za to, że się tego bałam - nie może. Nie ma prawa. Nie do tego.
Może chciałam? Może ja też mam jakieś potrzeby?
Może ja też na coś zasługuję?
Są rzeczy których chcę!
Nie pierścionka, bo co mi po biżuterii. Nawet nie białej sukni. Czy wystawnego tortu. Pełnej sali gości. Orkiestry, tego całego blichtru, tego nie chciałam. Dalej nie chcę - Pojawiłeś się w moim życiu nagle, wszystko działo się szybko. Za szybko dla mnie. Musiałam to ułożyć, ale to uraziło twoją dumę i się odsunąłeś! Od razu! - dwa lata później założył rodzinę z jakąś blondynką - I fakt, że teraz nazywasz to farsą jest jeszcze gorszy. Mnie to dotknęło. Ja musiałam patrzeć jak ty przyrzekasz komuś rzeczy, które sama chciałabym od ciebie usłyszeć - i przez to wypiłam o wiele za dużo wódki.
I wylądowałam w tej toalecie.
Dobrze, że Leo zabrał Jasmine na wesele, przynajmniej nie zauważył. Mam nadzieję, że nikt nie zauważył.
Albo przynajmniej myśleli, że spędziłam pół godziny rzygając, to mniej upokarzające niż płacz na weselu swojego byłego.
Ernö Onegin
Ernö Onegin
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
emerytowany hokeista, celebryta
https://petersburg.forum.st/t604-ernest-oneginhttps://petersburg.forum.st/t704-onegin-ernest#1460https://petersburg.forum.st/t605-mordyhttps://petersburg.forum.st/t680-cep

Pią 14 Kwi 2017, 12:51
Uraziło moją dumę? Ja pierdolę. No kurwa. Nic z tych rzeczy. Przecież ja nigdy nie potrafiłem pojąć jak ktoś chciałby się ze mną związać, decyzja Loli była dla mnie zrozumiała, chociaż nie ukrywam, nie było mi miło.
- Lola, przecież. – Nie wiem, co powiedzieć. To znaczy wiem, ale zamiast tego milknę. Siedzę i gapię się, już nawet nie na Lolę tylko przed siebie ze spuszczoną głową, trochę w ścianę, trochę na swoje dłonie, które splatam i rozplatam, trochę na kolana. Nie wiem, czy jest sens tłumaczyć, że odsunąłem się, bo chciałem dać jej tą przestrzeń, skoro mnie nie chciała. I w ciągu tego czasu nie dała mi żadnego znaku, nie podjęła rozmowy, że jest gotowa spróbować, że może chciałaby jednak, że to już, skąd miałem wiedzieć? Nie jestem dobry w odczytywaniu znaków dopóki mi ktoś ich nie podsunie pod nos, jak dzisiaj w kuchni.
Kurwa. Nachylam się do przodu i opieram łokcie na udach.
Gdybym wiedział w życiu przecież nie pakowałbym się w to show z Iriną, ba, nawet bym jej nie poznał, bo sylwestra najpewniej spędzałbym z własną rodziną.
I na pewno nie oświadczyłbym się Loli po miesiącu. Nie organizowałbym tak idiotycznie hucznego wesela i gdyby przyszło mi do głowy się żenić to zrobiłbym to naprawdę, zapraszając tylko najbliższych. Przecież ja nigdy nie myślałem, że się ożenię i Iriny też wcale tak nie postrzegam. To wszystko jest tylko medialnym żartem, który za niedługo się skończy, ot. Nie sądziłem, że Lola tak to przeżyje, bo kurwa nie miałem pojęcia, że chciałaby być na miejscu żony.
Przyrzekłbym jej to wszystko, szczerze i gorąco i jeszcze więcej. Rozbolała mnie głowa. I gorąco, ale nie od przyrzeczeń. Podnoszę rękę i przytykam do twarzy, do nosa i ust. Krew mi leci, zajebiście. Kurwa, w takim momencie. Wstaję, przytykając palce do nosa, mam nadzieję, że nie zauważy. Idę do łazienki. Nie mam ochoty teraz zrzucać na niej kolejnej rewelacji, niespodzianka, Lola, chyba umieram, bo te zjebane wizje zaklęte w moim ciele wyniszczają mnie już nawet nie po kawałku, tylko całymi płatami. W oczach mi się ćmi, nachylam się nad wanną, bo nad umywalką nie wystoję i włączam zimną wodę, czekając, aż będzie lodowata.
Znam te ataki, za chwilę przejdzie, za chwilę na pewno przejdzie. Tylko najpierw przepchnie mnie przez portal z drutu kolczastego.
Tylko, że nic nie widzę. Szukam na oślep tego strumienia, nawet nie do końca trafiam w twarz i na kark. Kurwa. Nie tak to miało wyglądać. Przytykam dłonie do twarzy, zaciskam powieki, ale ból rozsadza mi czaszkę i jedyne co widzę to małe plamki światła, które nie wiem, od czego się odbijają.
Lola, jesteś tu?
Całą koszulkę mam już mokrą i pewnie nachlapałem na kafelki. To nic, powycieram, obiecuję, tylko najpierw spróbuję nie rozbić sobie o nie mordy.
Zakręcam tą wodę na oślep i opieram policzek o chłodny brzeg wanny. Woda nie pomogła, to oczywiste, nigdy nie pomaga, ale zawsze się łudzę. Zamykam oczy i oddycham chwilę.
- Nie rozwiódł bym się z tobą po miesiącu. – Czy tam dwóch. Nie ważne. Unoszę koszulkę i przytykam ją do nosa i tak już pewnie cała ubabrana, przynajmniej wszystko się gdzieś wchłonie, a nie poleci na kafelki.
Gość

Pią 14 Kwi 2017, 15:54
Pewnie to dość naiwne z mojej strony, ale miałam nadzieję, że cała ta kwestia zakładania rodziny przebiegnie jakoś… naturalnie. Przyjdzie odpowiedni moment i już zostanie na dobre, nie tylko na obiad.
Cała nasza znajomość potoczyła się tak szybko, potem równie szybko się skończyła - i z jeszcze większym wybuchem wrócił do mojego życia. Co mogło wyraźnie wskazywać na fakt, że moje plany spokojnego procesu poznawania się i wspólnej decyzji o dalszym podejmowaniu wspólnych decyzji były bardzo odrealnione - ale hej, to akurat zwale na rodzicielstwo.
Stałam się bardziej ostrożna odkąd pojawił się Leo. Może zbyt bardzo?
Trzeba jednak przyznać, że trudno jest o lepszą wymówkę.
Wymówkę - i przeszkodę. Nigdy nie chciałam żeby odniósł wrażenie, że chcę być z nim tylko dlatego, że jest ojcem Leona. Sama też chcę być pewna, że chodzi mi o jego, z całym dobrodziejstwem inwentarzu wad i zalet, nie o jakąś wizję pełnej rodziny czy chęć zapewnienia małemu ojcowskiego autorytetu.
Kiedy już byłam pewna, to akurat on zaczął się trzymać na dystans, takie doskonałe wyczucie czasu. A potem proszę. Ślub.
Tak się jakoś poukładało, że ja nigdy specjalnie nie myślałam o małżeństwie. Kiedy byłam młodsza i wyzwolona to chciałam walczyć z każdym systemem i powtarzałam powiedzonka pokroju “po co komu papierek” czy “formalności wszystko psują”. To dawało mi jakieś poczucie wolności, świadomość bycia cool girl nie przejmującą się konwenansami. Ba, ja nawet związków nie chciałam nazywać związkami, przecież to “takie ograniczające”.
Nie chodzi raczej o sam akt małżeństwa, jak widać na załączonym obrazku Onegina, ono już dawno straciło swoją wartość. Ta nasza znajomość jest już na tyle pokręcona i skomplikowana, że konwenanse nie mają większego znaczenia, moglibyśmy - ku uciesze i przerażeniu wszystkich sąsiadek - żyć na kocią łapę do końca życia, byłabym szczęśliwa. Irinie wcale nie zazdrościłam wesela. A męża.
Partnera bardziej.
To wszystko gdzieś przestaje być ważne, kiedy robi się czerwony, potem blady i krew tryska mu z nosa. Wmurowuje mnie w dywan na kilka sekund, a ręce mimowolnie zgniatają paczkę papierosów tak mocno, że aż bieleją mi knykcie - zimną krew udaje mi się odzyskać po minucie, rzucam wszystko i biegnę do łazienki. Złość zostaje gdzieś obok zmiażdżonych fajek.
Spokojnie Lola. Tylko spokojnie. To te emocje. Wszystko trzyma w sobie, muszą jakoś z niego wychodzić. Nie krzykiem, to w ten sposób. Spokojnie Lola, tylko spokojnie. Przecież nie umiera, to tylko zwykły krwotok z nosa, pamiętasz? Leon miał taki w zeszłym miesiącu kiedy jeszcze było mroźno, pięć minut i po krzyku. Fakt, że sama jesteś wybrykiem natury i nigdy nie leciała ci krew z nosa to nie jest powód do paniki. No już, opanuj drżenie rąk! - Spokojnie - mówię, w tym momencie nie musi mi się tłumaczyć. Ani przejmować się kafelkami. Z lecznictwa co prawda zawsze była ze mnie noga, ale syn mnie nauczył jak się zachować przy takich krwotokach.
Zostanie lekarzem, jestem tego pewna.
Biorę ręcznik, namaczam go w zimnej wodzie i okład przykładam mu do czoła, przechylam lekko głowę do przodu, podobno tak trzeba żeby nie zachłysnął się krwią. Wolną dłonią gładzę jego zimny, blady policzek - Leon twierdzi, że lepiej ściskać nos palcami niż tamować krew w inny sposób - a nie od dzisiaj wiadomo, że dziecko mamy mądrzejsze od nas.
Po kim ten cały rozsądek, nie wiem.
Ernö Onegin
Ernö Onegin
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
emerytowany hokeista, celebryta
https://petersburg.forum.st/t604-ernest-oneginhttps://petersburg.forum.st/t704-onegin-ernest#1460https://petersburg.forum.st/t605-mordyhttps://petersburg.forum.st/t680-cep

Pią 14 Kwi 2017, 20:20
Jasne, że Leo twierdzi. I na pewno wie dobrze. Ale wolałbym, aby się jednak nie dowiedział. Ani o tym, że przeprowadzaliśmy tutaj fatalną pierwszą pomoc, ani o tym, że w ogóle jakaś pomoc jest mi potrzebna. Chociaż zimny okład jest przyjemny, w sam raz na tą niewidzialną opaskę, która ściska mi czaszkę. Spokojnie. Przecież ja jestem spokojny, to nie pierwszy raz. To Lola bardziej brzmi, jakby potrzebowała czegoś na uspokojenie. Dlaczego? Przecież nie umieram dokładnie w tym momencie. Z drugiej strony nigdy nie zdarzyło mi się jeszcze przy niej zemdleć czy coś, zajebać głową w szafkę bo nagle mnie rozbolała, pomimo tego, że powiedziałem jej o tej przypadłości już dwa lata temu. Ale nie pamiętam, czy wtedy wspomniałem jak właściwie to na mnie działa. Pamiętam za to doskonale wiele innych rzeczy.
Siedzę przy tej wannie, z głową opartą o brzeg, rozchylam powieki, ale dalej źle widzę, więc zamykam je szybko i wyciągam wolną rękę w stronę, gdzie powinna być Lola. Mam ją. (Chociaż na chwilę). Włosy, łokieć, talia, za którą przyciągam ją lekko do siebie, niech mnie obejmie, jak ja ją wolną ręką, ramieniem, nawet, jeśli się pobrudzi przeze mnie, przecież mamy magię.
I dużo magii chwil, które potem zaplątują się w pamięci i nie popuszczają, chociaż rzeczywistość jest sucha i sztywna.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz się przytulaliśmy. I czy kiedykolwiek było to takie czułe przytulenie pozbawione podtekstów erotycznych. Pewnie nie, chyba nie.
Jak para nastolatków.
Szkoda, że nie czuję jej zapachu.
Odciągam na chwilę koszulkę od nosa, ale to nie najlepszy pomysł, bo wciąż leci. Przyciskam znowu materiał do mordy i siedzę. Zaciskam dłoń na Loli ramieniu. Bliżej. Słabo mi.
Otwieram usta, ale w końcu nic nie mówię, bo nic z tego, co ciśnie mi się na język wcale nie brzmi dobrze. Nie chcę jej wyrzucać, że mi nie powiedziała, że nie dała znaku, że hej, jednak mnie chce. Skąd mogła wiedzieć, że i z mojej strony to jest aktualne. Nie dogadaliśmy się, jak zwykle.
Kilka razy próbuję się odezwać, podnoszę głowę, w końcu nie potrzebuję już tamować tej krwi koszulką, nic nie leci. Otwieram oczy.
- Gówno widzę. – Mruczę, mrugając parę razy. Mrużę nawet powieki, ale to niewiele daje.
- Tylko plamki.
Ale to nie jest najważniejsze.
- Wiesz, że to kwestia piętnastu minut? – Znowu zamykam oczy, ale Lola pewnie nie wie, o co mi chodzi. Bynajmniej nie o plamki, te mam nadzieję wyostrzą się szybciej.
- To jest bardziej umowa, niż małżeństwo, wiesz? Gdybyś przeczytała te papiery to sama byś widziała. A mnie nie wolno o tym mówić, pewnie już dostali cynk, że złamałem obietnicę. – Pewnie wpierdolą mi za to magiprawne konsekwencje. Trudno. Czuję, że potrzebuję, żeby wszystko się zawaliło nagle i dopiero potem wstanę prawie jak feniks, tylko brzydszy i bardziej poturbowany.
- Mówiłem ci, że to farsa.
Gość

Pią 14 Kwi 2017, 21:25
Powiedzenie Leonowi - kiedy cię nie było twój tata dostał krwotoku i zatamował go koszulką nie jest najlepszym pomysłem.
Jeszcze nazwałby nas amatorami.
Ośmiolatki z zaskakującą zawiścią potrafią nazwać kogoś amatorem. Szczególnie kiedy wykazują się nieznajomością pierwsze pomocy.
I tak, poza paradowaniem w szpitalnej koszuli, nigdy nie byłam bezpośrednim świadkiem konsekwencji jego specyficznej przypadłości. Nie wiem, wydawało mi się, że bardziej chodzi o jakieś wizje niż…
Może po prostu za dobrze nie zrozumiałam tego wszystkiego, jeszcze. Nawet jeśli przez ostatnie lata spędziliśmy ze sobą więcej czasu niż kiedykolwiek tak na dobrą sprawę, to wciąż są tereny na których nie czuje się pewnie. Jak jego stan zdrowia.
Czy powiedzenie - hej, spróbujmy.
Nie ma chyba dobrych momentów na coś takiego. Ja na podobne czekałam i czekałam, sądząc, że sprawy jakoś same się ułożą, ale ta taktyka, niestety, przestała działać jakieś dziesięć lat temu. Dużo taktyk przestało działać po narodzinach Leo.
Czasami się zastanawiam czy zostało we mnie coś jeszcze poza matką.
Nie wiem czy ten uścisk robi lepiej mnie czy też jemu, ale przestają trząść mi się ręce. Chociaż krwawi (wciąż! To nie dobrze, muszę odmierzać czas, jeśli krwotok będzie trwać dłużej niż dwadzieścia minut, niezwłocznie musimy udać się do Hotynki) i mało w tym jakiejkolwiek romantycznej scenerii, cieszę się z zapełnienia jakiegoś braku. Braku z którego może nie do końca zdawałam sobie sprawy - ale dobrze jest wiedzieć, że potrafimy być w stosunku do siebie czuli, o tak po prostu, bez żadnych podtekstów.
Być po prostu dla siebie.
Kiedy byłam młodsza, mała wręcz, lubiłam patrzeć jak mama z ojczymem wspólnie przygotowują śniadania. Zawsze wymieniali między sobą drobne czułości.
Rozczula mnie, że wciąż trzymają się za ręce.
To chyba strasznie głupie, ale też bym się chciała trzymać za ręce mając po sześćdziesiąt lat - Nie otwieraj jeszcze oczu? - pytam, mogę zmienić okład. Zimna woda chyba dobrze działa przy migrenie. Przynajmniej tak zgaduje, nie mam zielonego pojęcia - Hm? - zerkam na niego, namaczając kolejny ręczniczek (dużo mam małych ręczniczków do rąk i twarzy, na całe nasze szczęście) i rzeczywiście nie wiem o co chodzi mu z tymi piętnastoma minutami - Mówisz, że mam w ścianach podsłuch? - próbuję nieco rozluźnić atmosferę, bo zaczyna robić mi się głupio za te moje wybuchy gniewu. Trochę. Kwestia okoliczności zakrwawionych kafelek w łazience - Trochę wyglądało jak szalona miłość po grobową deskę - przyznaję, wymieniając okład na czole.
Mam nadzieję, że pomaga chociaż trochę.
Ernö Onegin
Ernö Onegin
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
emerytowany hokeista, celebryta
https://petersburg.forum.st/t604-ernest-oneginhttps://petersburg.forum.st/t704-onegin-ernest#1460https://petersburg.forum.st/t605-mordyhttps://petersburg.forum.st/t680-cep

Sob 15 Kwi 2017, 00:20
Powiedzenie Leonowi - kiedy cię nie było twój tata dostał krwotoku i zatamował go koszulką nie jest najlepszym pomysłem. A co jest jeszcze gorszym? Dodanie, że mama i tata postanowili zminimalizować objawy przytulaniem. Nie skończyłoby się na zwykłych amatorach. Jestem przekonany, że doszłyby znacząco bezsilne westchnięcia i wywrócenie oczami. I najpewniej, gdyby Jasmine była w pobliżu, porozumiewawcze pokręcenie głową. A my siedzielibyśmy z Lolą na dywaniku czekając na werdykt.
- Nie. – Uśmiecham się słabo. Podsłuch, tego by brakowało. Akurat miejsce zamieszkania Loli jest pilnie strzeżone. Nie życzę sobie reporterów w miejscu zamieszkania mojego syna.
- Ale ciężko w Magi TV o niemagiczną umowę. W takim świecie żyjemy. – Mógłbym o tym nawet zapomnieć, ale po pierwsze oficjalnie jestem Oneginem, po drugie lubię magię. Z drugiej strony to ona stanowi głównie źródło moich problemów. A może by tak rzucić to wszystko i wyjechać do Kaukazu?
Jest to jakaś opcja, ale po co, skoro za niedługo wszystko opadnie, na pewno opadnie. Program się skończy, wyczerpią się nagłówki, jeszcze dwa, trzy lata i zakończę karierę, a może nawet szybciej. Może powinienem już, patrząc na swój stan zdrowia. Stać mnie na to, poza tym zawsze mam jeszcze walki w podziemiu.
Szalona miłość po grobową deskę, tak, szalona na pewno, po grób też, dopóki jedno z nas drugiego nie zabije.
- Bo miało. – Poprawiam się trochę, podpierając jedną ręką i siadając wygodniej, opieram się plecami o wannę, wyciągając przed siebie nogi.
- Nie byłoby sensacji gdybyśmy się poznali na herbacie i na pierwszą randkę poszli do kościoła. Zresztą... – Macham ręką i tym samym nieuważnie strącam ręczniczek z czoła, którego natychmiast szukam na oślep.
-… my nie mieliśmy pierwszej randki. Wiesz, to nie tak, że cały ten związek był reżyserowany od początku. Przez miesiąc dobrze się bawiłem z Iriną po prostu, bo nie musiałem myśleć o niczym poważnym, mogliśmy imprezować, prowadzić jacht i robić wszystkie te rzeczy, które robią młodzi, bogaci, uprzywilejowani biali ludzie. To wszystko przeszłoby bez echa gdybyśmy nie byli jednak już znani, sportowiec i wokalistka przecież to idealny schemat prosto z zachodu. – Milknę na chwilę i siedzę tak z ręcznikiem nasuniętym na oczy. Chciałbym złapać Lolę za rękę, ale obawiam się, że to już za dużo. Więc siedzę, jak skończony idiota, upierdolony cały krwią.
- Myślałem, że ten program odciągnie mnie od tego wszystkiego, co mam na głowie, ale tylko przysporzył mi problemów. Ale to już koniec. Jeśli o mnie chodzi to mogę nawet nie wracać do tego mieszkania. – Mieszkania. Ba, apartamentu nowożeńców. Wszystko nowoczesne i zaprojektowane przez super duper dekoratorów wnętrz. Według mnie Irina powinna tam zostać, mieć program tylko dla siebie. To królowa dramatu.
- To chyba jasne, że jej nie kocham. Ani ona mnie. I nigdy nie myślałem, że się ożenię. A gdyby już to chyba nie sądzisz, że sprowadzałbym na wesele Spice Girls z własnej woli. – Przy ostatnim nawet parskam, bo to jednak śmiesznie. Rok się dopiero zaczął, a to wesele już było wydarzeniem nie do przebicia. Nawet chwilę się śmieję na wspomnienie tych wszystkich starszyźnianych panien które kaleczyły angielski, ale szybko przestaję, bo ból pulsuje mi w potylicy bezlitośnie.
Może jednak tego krwotoku i ataku mi było trzeba, żeby móc na spokojnie i swobodnie porozmawiać.
Podnoszę ręcznik i spoglądam przed siebie, wciąż niewyraźnie ale przynajmniej nie są to już tylko plamki. Powoli wstaję i rozglądam się, ale nie narobiłem aż takiego bałaganu, jednak wprawa robi swoje.
- Gdzie moja różdżka? – Musiałem zostawić ją w kuchni. Chciałem posprzątać. I wyczyścić swoją koszulkę. Nachylam się nad umywalką i przemywam jeszcze raz twarz zimną wodą, tym razem pozbywając się resztek krwi.
- Muszę się położyć na sekundę. – No, może na minutę. Albo dziesięć. Ale nie na długo!
Gość

Sob 15 Kwi 2017, 12:54
Nie wiem czym sobie zasłużyliśmy na tak mądre dziecko. Z jednej strony to wielka duma, bo za jakieś piętnaście lat zwojuje cały świat i będziemy mogli się chwalić, że tak, to nasze (i udawać, że mieliśmy jakikolwiek wpływ na jego sukcesy) - z drugiej, to bardzo wstydliwe kiedy nieustannie ocenia cię ośmiolatek.
I nieustannie ocenia negatywnie.
Czasem mam nawet wrażenie, że Jasmine odgrywa rolę adwokata.
- Skonsultowałeś chociaż tę umowę z prawnikiem? - ja wiem, że łatwo o tym zapomnieć bo cały czas walczę o prawa zwierząt, ale ktoś tutaj jest prawnikiem z wykształcenia! I doskonale wie, że umowy są zawsze podstępne. Te magiczne już szczególnie. Nie doczytasz paragrafu napisanego małym druczkiem na stronie osiemdziesiątej z osiemdziesięciu dwóch i okazuje się, że do końca życia musisz dzielić mieszkanie z parą gnomów.
Na całe szczęście istnienie Leona (i przy okazji też moje) nie jest szeroko komentowane gdziekolwiek, jedyne plotki których jesteśmy bohaterami to te osiedlowe. No dobrze, o mnie czasami piszą w gazetach, ale to raczej tych prawniczych i na stronach środkowych, kiedy to udaje mi się przeforsować jakieś prawo chroniące magiczne stworzenia. Albo kiedy urządzam protest. Zawsze mylą moje nazwisko.
Imienia niestety nie.
Zastanawiam się teraz jakby producenci zareagowali gdyby zaczęli w siebie miotać śmiercionośnymi zaklęciami na wizji. Z punktu widzenia prawnego to katastrofa, miliony świadków morderstwa, co najwyżej można bronić mówiąc, że to zbrodnia w afekcie.
Albo powiedzieć, że wyreżyserowane, nikomu nic się nie stało.
Dziwnie mi trochę słuchać całej tej historii - ale dobre wybrał sobie na nią miejsce, bo nawet jeśli któraś z jej części dotyka jakiejś czułej struny i czuję, że podnosi mi się ciśnienie, to nie miałabym serca robić mu teraz awantury. I to zderzenie z krwotokiem też nadało wszystkiemu pewnej perspektywy. Każdy robi głupie rzeczy.
On wziął ślub.
Ja miałam różowe włosy. I zielone. I niebieskie, przez chwilę. I chciałam być poetką - Pierwsza randka w kościele byłaby przynajmniej oryginalna - stwierdzam, poprawiając ręczniczek na jego czole. Pewnie Lola sprzed czterech lat nie mogłaby uwierzyć, że któregoś dnia będziemy siedzieć i on, Ernest Onegin, będzie mi się z czegoś tłumaczył. Człowiek, który przez cały czas naszego umawiania się powiedział może z dziesięć zdań i ani jedno z nich nie dotyczyło jego osoby. Enigma. Zagadka! Łatwo jest się denerwować na ludzi kiedy nie ma się wszystkich informacji.
Dużo miałam do niego żalu kiedyś, takiego z którego nie zdawałam sobie nawet sprawy i który uświadomiłam sobie dopiero kiedy zaczął mówić - tylko po to by stwierdzić, że był niesprawiedliwy i nieco bezpodstawny.
Łapię go w pewnym momencie za rękę, żeby wiedział. Że doceniam to wszystko. Mówienie mi - o wszystkim. To pewnie nie przychodzi łatwo - szczególnie przy bólu głowy.
Za to pomaga mi zrozumieć.
O ten ślub też miałam dużo żalu. Już jest go coraz mniej - Spice Girls były najlepszym elementem tego całego wesela - mruczę. I też zaczynam się śmiać na wspomnienie starszyźnianych dam piszczących na widok pięciu brytyjek.
Leo zachował należytą powagę, chociaż przez kolejny miesiąc przeżywał, że był na koncercie. Spice Girls często towarzyszą naszym sobotnim tańcom - Różdżka pewnie jest w kuchni, ale nie przejmuj się łazienką - sprzątanie to ostatnie o czym teraz powinien myśleć - Chodź - łapię go pod ramię, na wszelki wypadek, skąd mam wiedzieć czy się nie zatoczy. I prowadzę do swojej sypialni, przecież nie położę go na kanapie - niezależnie od tego jak bardzo jest wygodna. Podaję mu z szafy czystą koszulkę (męską, w której posiadanie weszłam w jakiś tajemniczy sposób. Podejrzewam, że Vit dorzucał mi swoje pranie). On się kładzie, ja zasuwam zasłony, poprawiam mu poduszkę, nawet otulam kocem. Jest miękki. Odgarniam nieco kosmyków z jego mokrego czoła, gładzę policzek - Potrzebujesz czegoś? - aspiryny? Ciszy? Pizzy?
Pizza powinna za chwilę przyjść.
Ernö Onegin
Ernö Onegin
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
emerytowany hokeista, celebryta
https://petersburg.forum.st/t604-ernest-oneginhttps://petersburg.forum.st/t704-onegin-ernest#1460https://petersburg.forum.st/t605-mordyhttps://petersburg.forum.st/t680-cep

Nie 16 Kwi 2017, 11:49
Uważaj Lola z tym stwierdzeniem, że zasłużyliśmy na to dziecko, bo jeszcze nabierze negatywnego wydźwięku. Nie zdziwiłbym się, gdyby za parędziesiąt lat Leon wydał autobiografię Moja rodzina to żart czy coś w ten deseń. Obsmarowałby nas z góry do dołu, a obawiam się, że w większości miałby rację.
- Oczywiście. – Mój menadżer przecież wertował wszystkie te papiery przez parę dni, nie dając mi spać, kiedy w środku nocy przyszło mu coś do głowy. Swoją drogą ciekawe dlaczego się ostatnio nie odzywa.
A nie…
To ja się nie odzywam. Przecież nie odpisuję na jego liściki i ukrywam się. No tak, będę musiał napisać do niego list, za chwilkę. Już i tak wie przecież co mi po głowie chodzi. Zna mnie od tylu lat.
Wie, że nie miotałbym w Irinę śmiercionośnymi zaklęciami. Obawiam się jednak, że nic nie będziemy mogli poradzić na to, co stanie się jak już skończymy program i nastąpi definitywny koniec mojego związku z Iriną. Przez pewien czas gazety najpewniej dalej będą bombardować czytelników fanami i o Loli pewnie jednak trochę więcej usłyszy świat. Zakładając, że będzie chciała gdzieś ze mną wyjść. Będzie chciała? Ja nie wiem.
Bardzo bym chciał natomiast ja, żeby wyszła.
Na te niedzielne lody.
I chciałbym, żeby jednak zrobiła mi awanturę, powiedziała co myśli, koniec końców nie jestem ciężko ranny, po prostu dostałem ataku ot klasyk. Zaraz przejdzie. Co jest w ogóle najzabawniejsze – Irina nigdy nie zauważyła. A mieszkam z nią dwa miesiące. Zdarza się. Takie to małżeństwo.
Pamiętam Loli niebieskie włosy. Lubiłem je, chociaż przez te farby były takie suche, zdecydowanie wolę ją w tych, naturalnych. Zresztą Lola podobałaby mi się chyba w każdym wydaniu, pomijając fakt, że ma właśnie ten typ urody, który wpada mi w oku to zawsze przecież nas do siebie ciągnęło. Jest śliczna i miękka i pachnąca i… nie jest moja.
Kto by pomyślał, że będziemy się tak względem siebie zachowywać po tylu latach. Te kilka wstecz ledwo się odzywałem. To dopiero był związek, czy tam relacja, ja nie wiem, ja myślałem, że byliśmy parą. Ale może Lola nie wiedziała, bo pewnie nigdy jej tego nie powiedziałem. Na samo wspomnienie tego, jacy byliśmy parskam. Może to się wszystko miało tak potoczyć, żebyśmy znaleźli siebie w tym miejscu, w którym się teraz znajdujemy.
- Lola proszę cię, przecież nie zachorowałem nagle na smoczą ospę, za chwilę mi przejdzie. – Reaguje nad wyraz, jakbym miał się tutaj co najmniej zacząć wykrwawiać.
Ale Lola zaczyna mnie chyba coraz bardziej rozumieć, a to dopiero szczyt góry lodowej. Mam jej jeszcze tyle do wyjawienia, że jednej pizzy nie starczy na te zwierzenia. Koszulkę jednak przyjmuję z wdzięcznością i nie zastanawiam się skąd ją ma. Ma i już. Ale chyba nie ma kobiety, która nie miałaby w szafie szerokiej, męskiej koszulki.
Opiekuje się mną jak dzieckiem, ten kocyk i jej dłoń, gdybym był nie w porządku to udawałbym długo, że źle się czuję.
- A ile jesteś w stanie dla mnie zrobić i załatwić? – Uśmiecham się sprytnie z przymkniętymi powiekami. Mógłbym znaleźć dla niej kilka fajnych zadań, które niewiele mają wspólnego z moim krwotokiem, ale hej, zapytała czy czegoś potrzebuję.

Gość

Wto 02 Maj 2017, 02:25
Nawet jeśli Leon napisze całą serię książek o swojej porąbanej rodzinie, punktując wszystkie nasze głupoty, potknięcia i pomyłki, nigdy nie będę żałować macierzyństwa.
Chyba nigdy nie żałowałam - od samego początku. Jasne, kiedy okazało się, że jestem w ciąży byłam zdrowo przerażona i nie miałam zielonego pojęcia co będzie dalej. Nie skończone studia, nie zaczęte plany, różowe włosy i pstro w głowie. Nigdy mi jednak nie przeszło przez myśl, że lepiej byłoby gdyby stało się inaczej.
Może przez to, że sama jestem wpadką? To nigdy nie była szczególnie ukrywana prawda. Byłam wpadką. Zupełnie nieplanowaną. I proszę, udało mi się całkiem nieźle wyrosnąć.
Nie twierdzę, że jestem całkowicie normalna, ale…
Mogło być gorzej.
Mogłam na przykład zostać menadżerem Erno. Domyślam się, że niezależnie od tego kim jest, osiwiał już całkowicie. Jak gołąbek. Znając jego całą niefrasobliwość, gość ma pewnie pełną apteczkę leków uzdrawiających.
Może trochę spadnie mu z serca ciężar kiedy skończy się ten cały show w telewizji. Mnie na pewno.
Na przykład - znowu będzie można wybrać się wspólnie do parku. Nie tylko na niedzielne lody. Nie żeby wcześniej zdarzało się to nam wybitnie często i nie, żeby aż tak bardzo przeszkadzało skoro na czas małżeństwa wybrał zimę (ominęło go wspólne lepienie bałwana, to prawda. No i sanki) - ale idzie lato. I wizyty w parkach. Na przykład, na piknik.
Znam kilka naprawdę dobrych miejsc, bez psich kup i rozbitych butelek po tanim winie.
I, to trochę egoistyczna wizja, wiem - wspólnie będziemy mogli pójść na targ. Lata treningów na coś się przydadzą i pomoże mi Erno dźwigać te wszystkie wypełnione witaminami siaty. Chociaż, w tym momencie nie dałabym mu podnieść nawet chusteczki, nie mówiąc już o obiadach na cały tydzień - Masz rację, smoczą ospę to przy tym nic - nie oszuka mnie. Dobrze pamiętam każde słowo z naszej rozmowy sprzed lat. I tak, nie zrozumiałam wszystkich, ale zdaje sobie sprawę, że w Hotynce nie wyleczą tego kilkoma eliksirami.
Myślałam tylko, że - jest czas. Dużo czasu. Może na starość nieco mocniej będą doskwierały mu niektóre przypadłości, ale przecież na starość narzeka każdy. Mnie już teraz bolą plecy po całym dniu noszenia ciężkiej torebki, za trzydzieści lat dopiero będę narzekać.
Chciałabym wiedzieć czego mogę się spodziewać dalej - ale trochę boję się spytać. Bardzo boję się spytać. Bo co jeśli powie - no, kilka lat.
Przecież nigdy sobie nie wybaczę zmarnowanego czasu. Naszego.
Chciałabym mieć przecież czas z nim wspólny. Nie koniecznie zaobrączkowany, skoro już sobie wyjaśniliśmy jak mało znaczy dla niego ta instytucja. Dla mnie też… Też? Sama nie wiem. Zawsze myślałam, że też, teraz trochę mi żal. Obrączki. Nie ważne - Wciąż jestem na ciebie zła, że nie powiedziałeś mi wcześniej o wszystkich okolicznościach twojego małżeństwa. Na drugi raz mnie uprzedź - mówię, nie ruszając się ani o milimetr. To nie znaczy, że żartuję! Ma uprzedzić! Oszczędzi mi to sporego kaca. W wieku lat trzydziestu to już nie są przelewki! Leczyłam się z niego przez pół tygodnia. Dosłownie. A to tej pory mnie cofa na sam zapach wódki - A najlepiej nie rób tego nigdy więcej - dodaję mrucząco pod nosem.
Jeśli ma się już z kimś żenić, może ze mną. Pod jednym warunkiem. Żadnej telewizji w domu.
- Dużo - przyznaję. Dużo mogę zrobić. Z nim, dla niego. To aż trochę przerażające - Jeśli zostaniesz - na dłużej.
Może na stałe.
Sponsored content


Skocz do: