Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pon 17 Kwi 2017, 16:44
Szwalnia

Ulokowana na najwyższym piętrze zajmuje dużą jego część. Podzielona została na trzy sektory: damski, męski i nakryć głowy oraz innych dodatków. Zwykle to tu panuje największy popłoch, chociaż pracowników w atelier nie jest zbyt wiele. Krawcy biegają od działu do działu z naręczami barwnych tkanin, słychać mamrotane pod nosem zaklęcia, projekty (jeszcze na papierze) wylatują z pracowni Jadwigi, nożyczki same tną lewitujący materiał, a manekiny obracają się ubrane w jeszcze nieostateczne wersje fraków oraz spódnic, chcąc pokazać krawcom, jak materiał układa się w ruchu. Jednym słowem: chaos.

Jadwiga Yaxley
Jadwiga Yaxley
Szwalnia Tumblr_nn0pskOI471s2knhwo4_400
Kaliningrad, Rosja
24 lata
błękitna
za Starszyzną
kobieta biznesu, ikona mody i pasożyt swojego męża
https://petersburg.forum.st/t566-jadwiga-dobrawa-wronska#942https://petersburg.forum.st/t843-j-d-wronskahttps://petersburg.forum.st/t660-panna-jadzia#1245https://petersburg.forum.st/t766-coco

Nie 13 Sie 2017, 13:07
W szwalni było cicho.
Jadzia rzadko miała okazję być tutaj, na najwyższym piętrze atelier, sama – jeżeli akurat nie szyła, to przyjmowała w gabinecie klientów albo omawiała z krawcami nowy projekt. Zwykle panował tu prawdziwy chaos: jeszcze wczoraj słyszała głośne przekleństwa, miarowy furkot maszyn, inkantacje i szelest bawełn; jednej z krawcowych upadł cały zwój satyny w kolorze paryskiego błękitu, nieźle huknęło.
Dziś jednak nie było nikogo. Panna Wrońska dała wszystkim dzień wolny, prosząc ich na odchodnym, żeby dobrze wypoczęli przed następnym tygodniem, podczas gdy sama siedziała tu jakby w szybko zorganizowanej kawiarni, z dzbankiem herbaty (importowanej prosto z Indii!) przed sobą i talerzykiem kruchych ciasteczek korzennych, tych ulubionych Krzesia, które zawsze kupuje hurtowo podczas częstych pobytów w Krakowie.
Na porcelanowej tacy leżały jeszcze dwie gazety, elegancko złożone na pół.
„Tylko Prawda” dotarła do niej wczorajszego ranka, jak zawsze zresztą, bo panna Wrońska jak każda szanująca się panienka deklarująca poparcie dla Starszyzny zamówiła prenumeratę, ale po „Sputnika” musiała się sama pofatygować, niemal biegnąc w swoich szpilkach od Avetisyan (z limitowanej kolekcji, co za poświęcenie!) przez równe chodniczki petersburskiej Eufrozyny. Zwykle go nie kupowała, zadowalając się prostarszyźnianą „Prawdą” i kobiecą „Avoską”, ale tym razem musiała przeczytać artykuł, nie mogąc uwierzyć w to, co wypisali w tym pierwszym dzienniku. László znała od pierwszej klasy Koldovstoretz i jakoś niezbyt pasował jej portret agresywnego, awanturniczego Węgra, plującego na przypadkowego przechodnia. Do jakiegoś innego Szajpenesza – może. Ale nie do tego. On był poetą, na Boga, nie Raskolnikiem z kamieniem w jednej dłoni, a flagą Rosji w drugiej!
Jeszcze pół biedy, gdyby ta awantura wywiązała się między nim a jakimś nieznanym mężczyzną. Sprawa może by przycichła, nastroje opadły… ale przeciwnikiem László był Cecil, a jeżeli wiedziała cokolwiek o swoim narzeczonym, to mogła mieć pewność, że nie odpuści zniewagi mugolakowi.
Ale pytanie brzmiało: co tam w ogóle zaszło? Kto to sprowokował? Czemu jej przyjaciel zareagował aż tak gwałtownie? Musiała usłyszeć wersję wydarzeń poety, zanim Cecil popędzi tłumaczyć się Wrońskim z tego skandalu, a popędzi na pewno. Znając babcię, ta krąży teraz zdenerwowana po kaliningradzkim salonie i psioczy na tego „tego przeklętego Anglika”, tylko oczekując natychmiastowych wyjaśnień.
Jadzia potarła czoło zmartwiona.
Pięknie się urządzili.
László Szajpenesz
László Szajpenesz
Budapeszt, Węgry
24 lata
brudna
neutralny
pisarz / stażysta w Hotynce
https://petersburg.forum.st/t736-laszlo-szajpeneszhttps://petersburg.forum.st/t740-laszlo-szajpenesz#1660https://petersburg.forum.st/t742-slowik#1663https://petersburg.forum.st/t741-boruta#1661

Wto 15 Sie 2017, 16:00
Został. Z niczym, chciałoby się powiedzieć, ale to byłoby marzenie. On został z całym życiem, niezliczoną ilością godzin, ze wszystkimi przebudzeniami i próbami zaśnięcia. To, co wpierw zdawało mu się tak błahe, pozornie jednorazowe i wymagające jak najszybszego zakończenia, jawiło się jaskrawymi kolorami w jego głowie i drukowanymi literami w gazecie. Jak mógł być tak głupi? Jak mógł przypłacić tak wiele kosztem... czego? Kilku listów, kilku marnych wierszy? 
Aktualnie powiedzieć, że László szedł, to tak samo, jak powiedzieć, że żył. Zarówno jedna i druga opcja była wykluczona przez to, że człowiek figurujący pod tym imieniem to cień o wiele szczuplejszy, między innymi, ale ta zmiana nie wyszła mu na dobre. Zmęczony. Widać bez bystrego oka. Starczy zresztą spojrzeć na chód, który kołysał się nieco, co upodabniało Węgra do zaprzężonego do wozu konia z wyprawy idącej od dawna w prażących promieniach, a z pewnością nie wyglądało normalnie. Szczupłe nogi co prawda wyciągał przy każdym kolejnym kroku, aczkolwiek wyglądało to tak, jakby każdy jeden miał być ostatnim, po którym już chyba nigdy żadnego ruchu nie będzie. Świstał cicho przez nozdrza przy oddychaniu. Płynął nieomal przez powietrze, tak mu był lekko, tak błogo w nieświadomości niczego wkoło. Ożywił się dopiero, gdy stanął w końcu przed domem mody, a dobre wychowanie odbyte w słodkiej przeszłości tymczasowo przejęło nad nim władzę; w jakiś sposób było to uczucie rozkoszne, zwłaszcza że przez to musiał ożyć, a w każdym razie był tego blisko. Otrząsał się z ospałości, zdejmując płaszcz, biorąc go pod pachę i wbiegając po schodach aż na samą górę. 
Szwalnia została ulokowana na najwyższym piętrze budynku i była swoistym gniazdem chaosu, ale stanowiła też jeden z jego ulubionych pomieszczeń w całym domu mody Jadwigi. Teraz udawał, że musiał rozumieć, choć dobrze nie wiedział, co gwiazda na niebie, które tylko obserwował z nizin wszechświata, może robić w tym miejscu o dziewiątej w dzień taki jak ten. O dziwo, ich spotkania powtarzały się jakby cyklicznie, związane wstęgą jakiegoś wspólnego celu, mimo że przy tak różnych biografiach każdego z nich można by się spodziewać równie odmiennych priorytetów. Nie bezpodstawne byłoby też założenie, że zaufanie w takim wypadku przyjdzie raczej z czasem - tymczasem od pierwszego spotkania Słowik zaufał Jadwidze. To było racjonalne coś więcej. Możliwość polegania na niej, nawet jeżeli na Poecie nie dało się polegać? Teraz, kiedy zapukał do drzwi, poczuł do kobiety zwielokrotnioną sympatię. Kiedy drzwi uchyliły się powoli, wpierw chciał ruszyć do przodu i z uśmiechem usiąść obok przyjaciółki. Gdy jednak wykonał pierwszy krok, obudziły się w nim najskrzętniej skrywane odruchy: miał cofnąć się, ledwie tego nie zrobił, za to przystanął prawie w nerwach jak szarpnięty za cugle. W prawej ręce ściskał białą kopertę, jednak na jego piegowate lico dopiero po chwili wpłynął ciepły uśmiech.
- Tak się cieszę, że cię widzę.
Jadwiga Yaxley
Jadwiga Yaxley
Szwalnia Tumblr_nn0pskOI471s2knhwo4_400
Kaliningrad, Rosja
24 lata
błękitna
za Starszyzną
kobieta biznesu, ikona mody i pasożyt swojego męża
https://petersburg.forum.st/t566-jadwiga-dobrawa-wronska#942https://petersburg.forum.st/t843-j-d-wronskahttps://petersburg.forum.st/t660-panna-jadzia#1245https://petersburg.forum.st/t766-coco

Pią 25 Sie 2017, 19:45
Och, László! — Jadzia odsunęła się od ciasteczek i gorącej herbaty, jeszcze nierozlanej do filiżanek z ćmielowskiej porcelany, i podeszła do przyjaciela. Nie mogła nie zauważyć, że źle wyglądał, choć niby wszystko było na swoim miejscu: i uśmiech ciepły, i ceglane piegi, i ufne spojrzenie. Wydawało się to takie jakieś zmęczone; bledszy był. Trochę cichszy. Może przestraszony? Sama nie wiedziała, ale nie mogła się dziwić jego stanowi. Artykuł w dzienniku niechybnie zszokował go bardziej niż ją. O pannie Wrońskiej już pisano na łamach niejednego czasopisma, ona była do tego przyzwyczajona, a Węgier? Nie był z tych, którzy pragną sławy, czasami odnosiła wręcz wrażenie, że on się medialnego szumu boi. A tu coś takiego…
Ucałowała go serdecznie w policzki na przywitanie (cmok, cmok, cmok, po polsku, trzy razy), złapała za ramiona i odsunęła się na długość wyciągniętej ręki, chcąc się lepiej przyjacielowi przyjrzeć. Szajpenesz uruchamiał w niej starszosiostrzane odruchy: mimo że dzielili ławę w Akademii, a chłopak mógłby uchodzić wręcz za starszego przez jego posturę i słuszny wzrost, zawsze wydawał jej się trochę młodszy. Był taki rozmarzony, optymistyczny, zupełnie niewinny.
Nie mógł zrobić tego, o co oskarżała go „Prawda”. Jadwinia była tego pewna bardziej niż tego, że nakładanie brązowego cienia do powiek i dodawanie różu na policzkach to wyraz bezguścia (kobieta wtedy wygląda jak klaun – wie, bo sprawdziła).
Ja też się cieszę, nawet nie wiesz, jak bardzo. Chociaż muszę przyznać, że… nie obraź się… blado wyglądasz. Chodź, chodź. — Panna Wrońska złapała go pod łokieć i nie dopuszczając słowa sprzeciwu, pociągnęła do stolika. — Krzesimir mówi, że jedzenie, a zwłaszcza korzenne ciasteczko, zawsze poprawia humor i stawia na nogi. Na mnie lepiej działa kupno nowych butów, ale muszę przyznać, że sposób Krzesia też nie jest najgorszy — zażartowała. Usadziła László na krześle i dopiero wtedy sama zajęła miejsce naprzeciwko. Krzesła były miękkie, obite błękitnym aksamitem, wiadomo. Stół zaś – okrągły, z olchowego drewna (może nie została różdżkarką, ale wciąż, jak każdy Wroński, bezbłędnie rozpoznawała gatunki) – wyszedł spod ręki wuja Gardomira (niech spoczywa w spokoju) i po latach czynnego używania oraz transfigurowania go co i rusz w wieszak, żeby przenieść go bez problemu z magazynu w porze lunchu, miał bardziej wartość sentymentalną niż rynkową, ale wciąż swoją funkcję pełnił niekiepsko.
Nalała czarodziejowi herbaty, a potem sobie. Napar miał barwę żelazowej czerwieni, był odrobinę gorzki. Poparzyła język.
Filiżanka znowu zastukała cichutko o spodek.
Przyniosłeś? Przyniosłeś wiersze? — Na nieprzyjemne rozmowy będzie jeszcze czas. Teraz poezja.
László Szajpenesz
László Szajpenesz
Budapeszt, Węgry
24 lata
brudna
neutralny
pisarz / stażysta w Hotynce
https://petersburg.forum.st/t736-laszlo-szajpeneszhttps://petersburg.forum.st/t740-laszlo-szajpenesz#1660https://petersburg.forum.st/t742-slowik#1663https://petersburg.forum.st/t741-boruta#1661

Nie 27 Sie 2017, 11:07
Blady uśmiech zabłysł silniej na piegowatym licu, gdy Jadwiga podeszła bliżej, witając go tak, jak nie witał go nikt inny. Sprawiało mu to jednocześnie przyjemność i wprawiało w dziwny, nieznany nastrój, kującą niepewność. Bo przyjaciółka wiedziała przecież o wszystkim, co opisała "Prawda", a jednak zamiast go zganić, częstowała Słowika herbatą i korzennymi ciastkami. 
László odkaszlnął nerwowo, trochę skrępowany więzami zawstydzenia, nawet podduszony nimi; nawet resztki sił przeciekały mu przez palce. Serce wystukujące nierównomierny, pełen niepokojących szmerów rytm, powietrze, które zatrzymywało się w płucach i nie chciało (lub nie potrafiło) znaleźć drogi powrotnej, nagły ucisk w skroni rozmazujący na moment siedzącą obok kobietę – dywidendy dotychczas trzymanej w ryzach paniki. Chcąc choć na chwilę przysłonić ten anemiczny strach, uniósł do ust filiżankę, biorąc małego łyka i po chwili dopiero odstawiając naczynie z powrotem na tackę. Gdy Jadwiga zadała pytanie, krótkie westchnienie wyrwało się z jego gardła, a powieki na moment przysłoniły błyszczące, brązowe oczy. Potrzebował czegoś innego, czegoś o co nie poprosiłby nigdy, nawet jako dziecko. Teraz jednak jego serce wyrywało się tak mocno w stronę piękna zawartego w słowach, że nie dbał o nic. Nawet o to, że będzie tym niespokojnym i zapomnianym przez tak wielu dzieckiem. Zwrócił się więc cichym i wątpliwym głosem w stronę postaci umiejscowionej wprost przed nim. 
- Mam. Ale najpierw ty, opowiedz mi coś. Zasłyszałaś tak wiele. Proszę, wręcz błagam, uczyń mnie choć przez chwilę wewnętrznie spokojnym. - złoto w jego oczach zajaśniało. Był to blask nadziei. Tak silnej, że aż bolesnej w odczuciu, miażdżącej powoli pojedyncze nerwy. A jednak, w tej samej chwili wykiełkowała w nim również czysta, niewinna i ciepła sympatia do Jadwigi, wybiła z nasion w jego sercu, napęczniała, rozpychając się w piersi, łaskocząc przyjemnie w żebra i zakwitła bukietem amarantowych kwiatów. Róż dla umiłowanych i przyjaciół, symbol oddania i wdzięczności - a był wprawdzie wdzięczny, wdzięczny niezmiernie za coś tak zwykłego, jak ciepły uśmiech i życzliwe spojrzenie.
Jadwiga Yaxley
Jadwiga Yaxley
Szwalnia Tumblr_nn0pskOI471s2knhwo4_400
Kaliningrad, Rosja
24 lata
błękitna
za Starszyzną
kobieta biznesu, ikona mody i pasożyt swojego męża
https://petersburg.forum.st/t566-jadwiga-dobrawa-wronska#942https://petersburg.forum.st/t843-j-d-wronskahttps://petersburg.forum.st/t660-panna-jadzia#1245https://petersburg.forum.st/t766-coco

Nie 27 Sie 2017, 21:16
Opuszką palca prześledziła złote zdobienia na obrzeżu spodeczka: pióra, wrony, oczywiście, bo skoro już motto rodowe wyszyła starannie na wszystkich chusteczkach, to wypadałoby swoją przynależność do rodu podkreślać nawet w takich – pełnych arystokratycznego zadęcia, powiedziałaby pewnie Cysia – detalach.
Historia. Jadzia wiele znała historii błahszych i poważniejszych: anegdotek do opowiedzenia na salonach i tych przeznaczonych tylko dla grona Wrońskich, ale nie wiedziała, która z nich może zainteresować Szajpenesza. Prośba ta wydawała jej się też trochę dziwna, ale po chwili zastanowienia postanowiła ją przyjąć bez grama zdziwienia. Tego można byłoby się po nim spodziewać. Był poetą, a panienka jedynie czytelnikiem; nie rozumiała często uniesień Węgra, nie podzielała jego gorących emocji, ale lubiła je. I jakoś ta przyjaźń funkcjonowała mimo przeszkód, na pierwszy rzut oka nie do przeskoczenia. Na drugi – już możliwych do ominięcia. Status społeczny, majątek, czystość krwi, czym to mogło być, gdy znajdowało się wspólny język? To była niegroźna znajomość, akceptowana przez rodzinę Jadwini: przy młodzieńczych miłostkach Krzesimira wyzbyte romantyczności rozmowy z mugolakiem jawiły się jako całkowicie naturalne odstępstwo od narzuconych przez urodzenie zasad. Projektantka nie umiałaby zresztą zrezygnować z tych wierszy przekazywanych w szkolnej bibliotece, wspólnych spacerów i magicznych bombonierek.
Po tylu latach przywiązania wiele była gotowa dla László zrobić, a on w tamtej chwili wcale nie wymagał od niej za dużo.
Opowiadałam ci o Niedamirze, pamiętasz? Moim starszym bracie, pracuje w „Złotych Różdżkach”. — Jadzia upiła łyk herbaty. — W szkole grał w quidditcha. Mama lubi opowiadać pewną historię… Mirek by mnie zabił, gdyby się dowiedział, że to rozpowiadam, dlatego lepiej, żeby ta opowieść była naszym sekretem… Nasz wuj uczył go latać na miotle. Powiedział mu: „żeby zrozumieć miotłę, musisz myśleć jak miotła” — zacytowała rozbawiona — więc mój brat biegał po ogrodach ze słomianym ogonem przewiązanym w pasie całe wakacje.
Nie wiedziała, czy o to mu chodziło i czy ta historia mu się spodobała, ale opowiadając ją doszła do jednego wniosku: poezję lepiej chyba jednak zostawić na później. Jadzi wydawało się teraz, że zdrowiej wyjdzie zasłodzenie gorzkiego tematu po tym, jak on już wybrzmi, a nie przed, chociaż najchętniej odkładałaby to w nieskończoność.
Zawiesiła spojrzenie na swoim bajecznym pierścionku zaręczynowym. Ile Yaxley musiał za niego zapłacić? Nie mniej niż siedemdziesiąt tysięcy rubli, tego była niemal pewna.
Mój drogi, wybacz, że muszę teraz cię tym męczyć. — Jadzia nie chciała. Naprawdę nie chciała o tym rozmawiać, ale jeżeli tylko mogła jakoś pomóc Węgrowi, musiała znać prawdę, a tę, była pewna, usłyszy tylko z jednego źródła. Cecil wszystko by przekręcił tak, żeby wyjść na poszkodowanego. Panna Wrońska nie rozmawiała z nim często, ale wiedziała, że byłby do tego zdolny – i znała też jego niepokojące poglądy. Anglicy mieli opinię nietolerancyjnych i skłonnych do okrucieństwa tu, na Wschodzie, a przedsiębiorca każdym swoim ruchem tylko cementował ten stereotyp.
Nie wierzę w to, co napisały o tobie te dziennikarskie hieny. Nie przejmuj się nimi, piszą tylko po to, żeby coś pisać. Jutro znajdą sobie nową sensację i wszyscy zapomną o tym zajściu na Placu, zaufaj mi — próbowała go pocieszyć, a swoje słowa poparła ciepłym, serdecznym uśmiechem. — Mogę cię zapytać, jak było naprawdę? Cecil coś ci zrobił, prawda? Obraził? „Prawda” maluje go jako takie niewiniątko, ale… Boże, jestem taka wściekła!
Jadzia odłożyła gwałtownie filiżankę na spodek.
To co tam o tobie nawypisywali! Podłość! Oszczerstwa! Zniesławienie! Trzeba być okropnym człowiekiem, żeby dawać do druku takie kłamstwa!
László Szajpenesz
László Szajpenesz
Budapeszt, Węgry
24 lata
brudna
neutralny
pisarz / stażysta w Hotynce
https://petersburg.forum.st/t736-laszlo-szajpeneszhttps://petersburg.forum.st/t740-laszlo-szajpenesz#1660https://petersburg.forum.st/t742-slowik#1663https://petersburg.forum.st/t741-boruta#1661

Czw 31 Sie 2017, 01:41
Dzień był słoneczny. Lato najwyraźniej, nawet w Petersburgu, zamierzało dowieść wszystkim iż jest godne swej nazwy. Promienie grzały raz lżej, raz mocniej; fluktuacja temperatury częściej sięgała co prawda po temperatury niższe, te wyższe traktując jako rarytas, jaki należy serwować z umiarem, by przypadkiem nikt nie zdążył się do nich przyzwyczaić. Rośliny wychylały się delikatnie, spoglądając z utęsknieniem na cieplejsze promienie, niczym młode dziewczęta wyglądające swego amanta pod osłoną wieczoru.
Mimo tego wszystkiego, Poetę jednak ogarnął nieprzyjemny chłód, sięgając wgłąb jego kości i skuwając lodem wybijający w piersi rytm mięsień. Nie dane mu było uśmiechać się długo ni cieszyć się nową, świeżą opowieścią Jadwigi, skwitowaną jedynie rozbawionym parsknięciem i rzuconym przy uniesionych brwiach pytaniem: "Pomogło?"
Teraz jedynie żałował, doskonale wiedząc na który z torów kieruje się rozmowa. Nie umiałby się wytłumaczyć, nie jej, nie nikomu, z jednego prostego powodu: nie wiedział jak. Nie wiedział dlaczego dał się ponieść emocjom, dlaczego akurat przy Cecilu. Nie potrzeba mu było więcej trosk w życiu, nie trzeba mu było więcej dramatu, tymczasem życie pisało scenariusz, czy tego chciał, czy nie i kazało odgrywać napisaną mu rolę. Oto więc był - główny bohater, rozdarty wewnętrznie między impulsem i tym, co uznał za sprawiedliwe, a decyzją, charakteryzującą się choć odrobiną potrzebnej mu logiki. Przypomniał sobie poczucie wstydu, jaki ogarnął go, kiedy kamyk uderzył w tył głowy Anglika. I pamiętał doskonale, do czego to doprowadziło.
Słowik pochylił delikatnie głowę, spojrzeniem trafiając na pobłyskujący na palcu przyjaciółki, zaręczynowy pierścionek. Jeśli cokolwiek w jej osobie potrafiło sprawić, że László by się zmartwił był to właśnie ten pierścionek i wszystko co sobą symbolizował. Za każdym razem kiedy się z nią żegnał, przystawał jeszcze na chwilę, zadając zrozumiałe dla nich obojga, choć niewypowiadane pytania. Czy na pewno chce tu zostać. Czy nie chce przenocować u niego. Czy wszystko jest w porządku. Teraz jednak, gdy znów uniósł wzrok na twarz rówieśniczki, pomiędzy konstelacjami piegów, zabłysnęły pytania, odpowiedzi i tematy o zupełnie innej, choć równie nieprzyjemnej tematyce.
- Jadwiga, proszę. - wcisnął swoją żałosną prośbę pomiędzy jedną wypowiedź kobiety, a drugą. 
- Wszystko wydarzyło się z mojej winy. To ja na niego wpadłem, to ja pierwszy rzuciłem kamieniem. Nie wiem co sobie myślałem, przyrzekam, ja bym nigdy... - spojrzał na nią takim wzrokiem, jakby naprawdę oczekiwał rozgrzeszenia. - Ale moje listy, wiersze... jej list. Nie zdążyłem go nawet przeczytać, wyobrażasz sobie? - poprawił swoją pozycję na miękkim, aksamitnym krześle, przypominając nieco dziecko, które jeszcze przez godzinę musi siedzieć w szkolnej ławce, podczas gdy najchętniej wybiegłoby na podwórko już teraz.
Jadwiga Yaxley
Jadwiga Yaxley
Szwalnia Tumblr_nn0pskOI471s2knhwo4_400
Kaliningrad, Rosja
24 lata
błękitna
za Starszyzną
kobieta biznesu, ikona mody i pasożyt swojego męża
https://petersburg.forum.st/t566-jadwiga-dobrawa-wronska#942https://petersburg.forum.st/t843-j-d-wronskahttps://petersburg.forum.st/t660-panna-jadzia#1245https://petersburg.forum.st/t766-coco

Sro 06 Wrz 2017, 19:33
Jadwini nawet nie drgnęła powieka, gdy László właściwie przyznawał się do swojej winy na wprost niej. Pokłute igłą, choć wciąż zadbane i bardzo arystokratyczne dłonie tkwiły nieruchomo na podołku. Z zaskoczenia zamarła jak posąg wykuty w marmurze. Dobrą chwilę tak spędziła, zszokowana i milcząca.
Na pewno nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Nie mogła sobie wyobrazić sytuacji, w której to jej przyjaciel prowokuje magiczny pojedynek – za to Yaxley wręcz idealnie jej pasował do roli sprawcy całego zamieszania. Nie znała go tak dobrze, ale czuła, że jest do tego zdolny.
Nie, nie, nie. To wszystko nie tak.
Chociaż László tłumaczył się pokrętnie, to odpowiednie elementy nie wskakiwały na swoje miejsce; miała wrażenie, że leżały przed nią rozsypane puzzle, każdy z innego pudełka, a ona musiała ułożyć z nich spójny obrazek. Nic do siebie nie pasowało: wersja „Tylko Prawdy”, „Sputnika”, jej podejrzenia, słowa Węgra…
A może się myliła co do nich obu?
Jak mogę wątpić w mojego przyjaciela?, skarciła się prędko w duchu.
A jak mogła wątpić w przyszłego męża? To nie była cecha dobrej żony arystokraty, którą chciała być dla Anglika.
Polka przeczesała nerwowo loki.
Wiem, mój drogi, wiem, że byś tego nie zrobił. — Przełknęła ślinę i zerknęła ponownie na swój pierścionek. — Cecil… Znam Cecila i jego, hm, bardzo… brytyjskie poglądy, wiesz, co mam na myśli. Nie przepada za tym, co niemagiczne. — Bardzo ładny eufemizm. — Nie wiem, jak my się dogadamy po ślubie.
Dwa miesiące. Jeszcze tylko dwa miesiące. Oparła się wygodniej o aksamit, czując, jak na chwilę znowu ogarnia ją trzymany mocno w ryzach strach, któremu pozwalała galopować dopiero, gdy leżała w pachnącej jaśminem pościeli i wpatrywała się w baldachim swojego łoża, przywiezionego jeszcze z Kaliningradu. Strach przed nowym życiem, już jako pani Yaxley. Pani Jadwiga Yaxley. Brzmiało ładnie, kojarzyło jej się, nie wiedzieć czemu, z jakimś cennym klejnotem. Dumnie. Angielsko.
Ale przecież panna Wrońska jest równie dobre (lepsze?).
Czarownica musiała przyznać, że miała bardzo nieładną nadzieję. Bardzo, bardzo brzydką nadzieję, wstydliwą, zrodzoną wczorajszej nocy – znowu bezsennej, chociaż pracy przecież nie miała (skłamała, że ma). Nadzieję na to, że Szajpenesz powie jej coś, co sprawi, że ten ślub zostanie odwołany. Niedopuszczalne, to nie są myśli wzorowej panny z wzorowego domu.
Niedopuszczalne, podłe, skandaliczne. Ale Jadzia miała tylko dwadzieścia cztery lata, nie dogadywała się z osiem lat starszym Cecilem i bała się po prostu, bała się cholernie tego ślubnego kobierca, chociaż w Akademii mogła opowiadać o swoich ślubnych planach godzinami. To było głupie gadanie naiwnej trzpiotki. Ślub wyższych sfer nie był piękny, był przerażający, to mogła powiedzieć z tej perspektywy – i gdyby spotkała siebie młodszą, chyba by ją uderzyła najnowszym wydaniem „Sputnika” w głowę.
Nie chciała, żeby czerwiec nadchodził, nie chciała obrączki, nie chciała nocy poślubnej, nic nie chciała. Niech ją wszyscy zostawią w spokoju, niech ją ktoś stąd zabierze.
Spokojnie, spokojnie. László, Cecil, Plac Dumy. To jest teraz ważne.
Chwila, jaki list? — Słowa chłopaka dotarły do niej z opóźnieniem. — Od… Marysi? Co ona ma z tym wspólnego?
László Szajpenesz
László Szajpenesz
Budapeszt, Węgry
24 lata
brudna
neutralny
pisarz / stażysta w Hotynce
https://petersburg.forum.st/t736-laszlo-szajpeneszhttps://petersburg.forum.st/t740-laszlo-szajpenesz#1660https://petersburg.forum.st/t742-slowik#1663https://petersburg.forum.st/t741-boruta#1661

Pią 08 Wrz 2017, 23:55
Dojmującym poczuciem nieprzystawalności, oboje trwali nieruchomo tak, jakby cały świat, w którym przyszło im funkcjonować, odkleił się od otaczającej ich rzeczywistości. Albo jakby to oni odkleili się od niej. A jednak pomimo niezwerbalizowanego zjednoczenia tkwiła pomiędzy nimi rysa, brzydkie pęknięcie, głęboki wąwóz niewypowiedzianego. Co tak naprawdę było w środku? Osoba, którą on – jak sam uparcie sądził – znał, czy pustka utkana ze zdradliwej materii słów?
Jadwiga miała rację - chciał wierzyć, że miała. Teraz jednak, na wspomnienie o ślubie, ubrane w słowa, a nie pojedyncze sekundy odbijających się od pierścionka połysków, wzbudziły w nim uczucie nieprzyjemnego niepokoju. Przez ostatnie parę miesięcy niemal nieustannie nosił na swym ciele ślady po upadkach i zderzeniach, zdążył już do nich nawyknąć i zaakceptował je jako nieuniknione elementy jego teraźniejszości, a nawet starał się przekonać, że są konieczne. Teraz jednak, delikatne ukłucie, które pojawiło się na obszarze całego ciała, nie wydało mu się ani trochę bezwarunkowe. Zdążył już odkryć, że najgorszą rzeczą, jaką mógł zrobić, to pozostać na ziemi i pozwolić wstydowi i bezsilnej rozpaczy przejąć kontrolę nad nadwyrężoną psychiką; odruchowo więc uniósł wzrok, kierując swoje spojrzenie wprost na Jadwigę, a nie - tak jak wcześniej - ukradkowo zerkając na nią pomiędzy uciekającym co chwilę, onieśmielonym spojrzeniem. Podobnie jak zawsze, dziś take potrafił dostrzec wśród bieli różowawy kolor jej policzków, ciemniejszą linię warg i gęsty brylant jej oczu. Nieobecne dotąd spojrzenie rozbłysło bystro łagodnym, ciepłym płomieniem. 
- Musisz? - pytanie, którego nie powinien był zadać wyrwało się, zawisając w powietrzu, niczym jedna z kreskówkowych postaci i zaraz spadając na ziemię by tam rozbić się na tysiące małych, porcelanowych kawałków. - Musisz brać z nim ślub? - spodziewał się jej odpowiedzi, stąd w umyśle zrodziło się kolejne, bardziej precyzyjne pytanie. - Chcesz brać z nim ślub? - postarał się opanować troskliwy wydźwięk jego wypowiedzi, choć w brązowych oczach i tak zalśnił strach, którego w przeciwieństwie do Wrońskiej, Poeta nie umiał tak skrupulatnie ukrywać. Podziwiał ją za to w pewnym sensie - niewiele dawała po sobie poznać. Nie w towarzystwie.
Słysząc pytanie, skierowane tym razem w jego stronę László drgnął, myślami znów przeskakując na tor ich docelowej rozmowy. Bransolety Prowe wychyliły się na moment spod długich rękawów płaszcza, gdy Węgier wyprostował się w ożywieniu. 
- Nie mówiłem? - jego oblana piegami twarz rozjaśniła się nieco, jak za każdym razem, gdy opowiadał o Marysieńce. - Na pewno wykrzyczałem wszystkim na poczcie. - posłał Jadwidze perlisty uśmiech, który dopiero po chwili zelżał nieco, powracając do poetyckiego zamyślenia. - Odkąd jej tu nie ma, przestałem trochę wierzyć, że mogła mi się w ogóle przytrafić, że tyle rzeczy pięknych i niezasłużonych może nagle spaść na człowieka. I nagle - napisała do mnie. Od miesięcy się nie odzywała, a tu, napisała do mnie. Z początku już na poczcie chciałem tę kopertę otworzyć, ewentualnie na ulicy, doszedłem jednak do wniosku, że lepiej będzie, jeśli zrobię to w domu lub chociaż w jakimś parku, okolicy w każdym razie, bardziej temu sprzyjającej. I biegłem jak ten idióta przez Plac Dumy, z jej listem i moimi zapisanymi kartkami. Zupełnie przypadkiem wpadłem w tym pośpiechu na Cecila. - kącik ust drgnął niechętnie w wyrazie rzadkiego dla Słowika zawodu. - I list przepadł, porwany na kawałki, jak wszystko inne. 
Jadwiga Yaxley
Jadwiga Yaxley
Szwalnia Tumblr_nn0pskOI471s2knhwo4_400
Kaliningrad, Rosja
24 lata
błękitna
za Starszyzną
kobieta biznesu, ikona mody i pasożyt swojego męża
https://petersburg.forum.st/t566-jadwiga-dobrawa-wronska#942https://petersburg.forum.st/t843-j-d-wronskahttps://petersburg.forum.st/t660-panna-jadzia#1245https://petersburg.forum.st/t766-coco

Nie 17 Wrz 2017, 14:19
Jadwinia zapaliła kilka razy w Akademii: jedna z dziewczyn, które dzieliły z nią dormitorium (nie ta malutka Aglaya Onegina, metr czterdzieści w kapeluszu?), podczas wycieczek do Petersburga zawsze nielegalnie kupowała paczkę najdroższych magicznych papierosów. I to wcale nie tych damskich, do cieniutkiego, długiego munsztuczka z ceramiki – takie mama Wrońskiej zawsze miała w wyjątkowej torebce wprost od projektanta. Aglaya brała papierosy męskie, cuchnące, których dym gryzł w gardle. Młodsza Jadzia nie mogła odmówić, gdy wszystkie arystokratyczne koleżanki puszczały kółka: wyglądałoby to tak, jakby tchórzyła. A Polki przecież nie tchórzą, nawet jeżeli panienka była świadoma każdej konsekwencji zażywania nikotyny: szybsze starzenie się skóry, nieświeży oddech, brzydki zapach ubrań, próchnicy się dostaje. I raka. I jeszcze menopauza szybciej przychodzi. Jadzia wolałaby umrzeć, niż szybciej dostać menopauzy, dlatego po skończeniu Koldovstoretz filtr w ustach miała najwyżej dwa razy: kiedy Vieta odeszła i kiedy Niedamir oznajmił wszystkim, że pod drzwi podrzucono mu dziecko.
A teraz, na dwa miesiące przed zmianą nazwiska i dzień po obsmarowaniu Szajpenesza w „Tylko Prawdzie”, krawcowa pomyślała, że chyba po tej rozmowie skoczy do sklepu po paczkę.
Sprawa robiła się więc poważna.
Panna Wrońska próbowała sobie przypomnieć, jak się właściwie wpakowała w ten cały ślubny ambaras. Babcia Ścibora grzmiała, że w tym wieku to ona już była w pierwszej ciąży, matka dała jej krem przeciwzmarszczkowy pod choinkę, a potem było to przyjęcie w hotelu… Chodziło, w każdym razie, o czas i szalony majątek Cecila. Mogli mówić o nim, że jest obcy, ale miał fortunę większą niż Polacy w Starszyźnie, a to już czyniło go atrakcyjnym.
Yaxley się po prostu nawinął, a zdesperowana blondynka rzuciła się na niego tak, jakby był najlepszą partią na całej kuli ziemskiej. Mogła poczekać jeszcze spokojnie dwa lata, aż znaleźliby dla niej jakiegoś Kuragina – mogła. Starsze od niej arystokratki nie miały narzeczonego, nie byłaby uznana za aż tak beznadziejną starą pannę.
No ale.
Wrońscy nawet nie lubili Cecila, przynajmniej ta męska część: od Konstantego, przez tatusia Bogumiła, na Krzesiu skończywszy. Jadzia ślubem miała przypieczętować swoje wyjście ze Starszyzny i chociaż dzieci z tego małżeństwa na pewno uznane zostaną za w stu procentach błękitnokrwiste, to ich wpływ na politykę Słowiańszczyzny będzie absolutnie zerowy. Przedsiębiorca był o wiele starszy i nosił ohydne garnitury. Minusy się tylko mnożyły, a plusów tego związku – ubywało. Panna Wrońska jeszcze tydzień temu myślała, że jej narzeczony przynajmniej nie jest skandalistą, a dziś zewsząd trąbią o aferze z nim w roli głównej.
Martwiło ją w tym wszystkim było, że Jadzia się tak potwornie z Cecilem w kwestii mugolskiej nie zgadzała. Jego podejście było, z punktu widzenia Polki, okrutne, średniowieczne, a wręcz śmieszne. Mugole nie różnili się przecież bardzo od czarodziejów, ich technologia, ich trendy – to było fascynujące! Szlachciance nie wypadało tak interesować się drugą stroną, ale gdyby miała możliwość, chętnie pożyłaby trochę jako mugolka. Po prostu, żeby sprawdzić, czy da sobie radę z obsługiwaniem tego całego żelazka, sygnalizacji, kosiarki, a nawet najprawdziwszego o d t w a r z a c z a V H S. To brzmiało jak jakaś wielka tajemnica, jak zaklęcie magii zakazanej. VHS, VHS, VHS. Musiała kiedyś zapytać László, czy nauczyłby ją obsługiwać VHS.
Nikt mnie nie zmuszał… nie do wyjścia akurat za niego… i też nie chcę tego ślubu. — Sama się w to, Jadzia, wpakowałaś. Nawarzyłaś piwa, to teraz musisz je wypić. Przecież nie chcesz kolejnego skandalu, przecież wszystko już przygotowane: jakbyś mogła to zniszczyć?
Poradzę sobie, jestem arystokratką — rzuciła pół żartem, pół serio, znowu sięgając po filiżankę, i skupiła się na słowach przyjaciela.
Panna Wrońska nigdy nie lubiła Mariyi – może to już zasada, że gdy chodziło o miłości bliskich jej mężczyzn, uwalniały się w niej niezbadane pokłady zaborczości (była niemal pewna, że jej ostrzegawczy wzrok, niewypowiedziane „nawet nie próbuj tu podejść” odstraszyły już niejedną pannę od Niedamira: bardzo dobrze, jej starszy brat powinien dostać najlepszą partię, a w opinii Jadwigi żadna z tych rozwydrzonych młódek nie była dla niego dość dobra). Czuła podskórnie, że ta dziewczyna to nie kobieta dla Szajpenesza: niestaranna fryzura nie wróżyła nigdy dobrze.
I się sprawdziły jej wszystkie kasandryczne przepowiednie. W innych okolicznościach, gdyby usłyszała o tym liście od Marysi (ta to miała tupet, wykorzystywać zakochanego w niej biedaka, podła dziewucha!), zaczęłaby ostrożnie przydługie kazanie o tym, jakie to uczucie do niej jest dla Węgra niezdrowe i że nie powinien pod żadnym pozorem jej odpisywać, tylko teraz – zaraz – już zerwać kontakt. Pewnie by nie posłuchał, ale zawsze warto było spróbować.
Okoliczności nie były inne: tym razem László musiał się obyć bez jej cennych rad.
Porwany? — powtórzyła Jadwinia jak echo. — Masz na myśli przez to, że Cecil…? Proszę cię, László, powiedz mi, co się stało, po kolei, spokojnie. Pomogę ci, jak tylko będę mogła, ale muszę wiedzieć. — Zebrało jej się na płomienne obietnice.
Nie, ona nie wytrzyma z tym wszystkim.
Masz papierosa?
László Szajpenesz
László Szajpenesz
Budapeszt, Węgry
24 lata
brudna
neutralny
pisarz / stażysta w Hotynce
https://petersburg.forum.st/t736-laszlo-szajpeneszhttps://petersburg.forum.st/t740-laszlo-szajpenesz#1660https://petersburg.forum.st/t742-slowik#1663https://petersburg.forum.st/t741-boruta#1661

Czw 28 Wrz 2017, 00:10
Wystarczyłoby spojrzeć na nich i pierwsze co nasuwało się na usta to dziwne. Dziwne, takie dziwne. László, który zachowuje się jak dziecko, choć skończył dwadzieścia cztery lata, László, który najchętniej rozdawałby kwiaty ludziom na ulicy, László, który wyjechał z domu bez pieniędzy i pomysłu na to, co dalej; bo mu się podobało. I Jadwiga - bogata arystokratka, niedługo żona równie zamożnego właściciela sieci hoteli, kobieta o błękitnej krwi i idealnym wychowaniu.
- Nie musisz za niego wychodzić. - stwierdził, choć oboje wiedzieli, że nie miał racji. Nie miał racji i nie rozumiał, nie rozumiał jak można w ten sposób się poświęcać, niezależnie od rodziny, niezależnie od obowiązków, niezależnie od poczucia misji. Miłość była przecież największą życiową wartością, a ślub - jej przypieczętowaniem. Nie można pieczętować fałszywych dokumentów.
Węgier chciał łączyć to co się wydarzyło z innym przedmiotem badań filozofów, a mianowicie przypadkiem. Poczułby się lepiej, gdyby mógł uznać ten fragment swojej przeszłości, za splot niefortunnych, niemożliwych do przewidzenia zdarzeń i po prostu go zignorować. Bo czy to nie jest tak, że ludzie, niezależnie od tego czy wierzą w szczęśliwe i mniej szczęśliwe zrządzenia losu, fortunę, przeznaczenie i przypadki czy raczej stają murem za teorią deterministyczną – mają albo żaden albo niewielki wpływ na to, co dzieje się w ich życiu? Teoria ta, standardowy argument przeciwko wolnej woli, wykluczała istnienie epizodyczności jako takiej, ale przede wszystkim poddawała w wątpliwość możliwość kontrolowania zdarzeń we własnym życiu. Myślenie w ten sposób pozwoliło mu się trochę uspokoić, a potem złapać spojrzenie kobiety na nowo, w inny sposób - już znacznie mniej przelękniony, chyba pewniejszy – i na dłużej. Bo co to za różnica czy był rozsądny czy nie, co pisał, z kim pisał i co sądził o świecie i małżeństwie Jadwigi Wrońskiej? Mógł nie wiedzieć o nim nic, bo i tak trudno było mu dostrzec cokolwiek. Był zaślepiony tym dziwnym czarem, taką niewyjaśnioną fascynacją, która usuwała wszystko inne i wszystko usprawiedliwiała. Tym uczuciem, w odróżnieniu od duszy ludzkiej (często przesadnie dostępnej, dającej się posiąść), nie dało się w żaden sposób zawładnąć, tak jak nie można włączyć do swojego mienia barwy letniego nieba, woni któregokolwiek z dwudziestu gatunków bzu i niedzielnych zachodów słońca. Nieważne jak bardzo próbowałby o Marysi zapomnieć, ona i tak miała już własny pokój w jego umyśle. Pokój usłany różami, odwiedzany codziennie. I nawet gdyby ktoś wmówił mu, że powinien być na nią zły, nawet gdyby sądził, że jest na nią zły, gdyby tylko dziewczyna pojawiła się w Petersburgu, rzuciłby jej się do kolan prosząc o wybaczenie, bo istota tak piękna jak ona, nie zasługuje, by myśleć tak pod jej nieobecność.
Słysząc kolejne pytanie Wrońskiej, zamyślił się na chwilę, ni to w smutku, ni w faktycznej zadumie, jakby nagle wydostał się gdzieś poza sferę tych przyziemnych uczuć. Chciał sądzić, że wydarzenie na Placu Dumy było jedynie epizodem. Spośród wszystkich zdarzeń, najgorsze (z punktu widzenia Arystotelesa) były przecież właśnie wydarzenia epizodyczne. Epizod, nie będąc koniecznie skutkiem tego, co go poprzedza, ani przyczyną tego, co nastąpi, znajduje się poza przyczynowym łańcuchem historii. Można go pominąć niczym jałowy przypadek, a opowieść nie stanie się przez to mniej zrozumiała; w życiu bohaterów nie pozostawia on żadnego śladu. Ale kim byłby Szajpenesz gdyby potrafił wyrzucić Yaxleya z pamięci? Nie sobą przecież, nie Węgrem, nie słowikiem i już na pewno nie poetą.
- Igen. - potwierdził w swoim ojczystym języku - Mam na myśli, że Cecil podarł go na kawałki. - oparł brodę na dłoni i zmarszczył delikatnie czoło, jakby się nad czymś zastanawiał. Dopiero kolejne pytanie sprawiło, że wśród konstelacji piegów na twarzy Węgra pojawił się krótki rozbawiony uśmiech.
- Arystokratkom nie przystoi. - uniósł brwi ku górze, niby poważnie, w zdziwieniu, lecz Jadwiga znała go przecież wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że wypowiedź była z kategorii żartobliwych. Potwierdziła to z resztą wyłożona zaraz na stół paczka papierosów, delikatnie uchylona, jakby sama wołała do kobiety o wyciągnięcie z środka białej cygaretki.
- Jak myślisz, o czym mogła pisać? - dodał po chwili, a kasztanowe spojrzenie znów przeniosło się w prawo, lądując na wypudrowanym licu przyjaciółki, z wyraźną, lecz niewypowiedzianą obawą: co jeśli Mariya także wychodzi za mąż?

/rip, przepraszam, że tyle czasu
Weles
Weles

Czw 26 Kwi 2018, 08:14
Niestety, Dola nie była zbyt łaskawa jeśli chodzi o wasze spotkanie - nie zdążyłaś Jadwigo poczęstować się papierosem, wysłuchać opowieści Szajpenesza ani dać mu dobrą radę, pocieszyć, pomóc czy cokolwiek planowałaś zrobić. Znienacka bowiem wbiegła do szwalni jedna z twoich pracownic, pełniąca tak jakby rolę posłańca wewnątrz twojego domu mody.
- Pro... Proszę pani... Jadwigo... - widać, było, że musiało się coś stać, bez powodu w końcu by nie biegła tak, że aż zabrakło by jej tchu. Znałaś ją, regularnie powtarzała "tylko spokój może nas uratować", po czym szła dumnym krokiem, nawet nie udając, że planuje przekazać wiadomość najszybciej jak się da. - Tragedia... coś... coś strasznego... wiem, że nie powinnam... przerywać spotkania, ale... szybko... - widziałaś, że zamierza biec również w drodze powrotnej mimo zmęczenia, gdy nagle odwróciła się do ciebie przypominając sobie najwyraźniej o ważnej rzeczy. - To... jest w strefie prezentacji.
Po tym wszystkim bez wahania pobiegła - zapewne tam, gdzie mówiła, iż dzieje się coś złego. Wiedziałaś doskonale, że żadna z zatrudnionych przez ciebie osób żartów z takich rzeczy by sobie nie robiła. W końcu nie zatrudniałaś byle kogo, a odpowiedzialnych ludzi ze znaną, niekryminalną przeszłością. Dlatego wiedziałaś, że musisz się już pożegnać z Węgrem i iść natychmiast ratować sytuację jaka by ona nie była. Oczywiście nie wiedziałaś czy w najbliższym czasie będziesz miała dla swojego przyjaciela czas, jednakże on zdawał się rozumieć, że jako arystokratka nie zawsze możesz sobie pozwolić na coś takiego jak "czas wolny".
Na szczęście "problem" nie był tak wielki jak myślałaś i już wkrótce się z nim uporałaś.

2 x z/t
Sponsored content


Skocz do: