Iskra Karamazova
Iskra Karamazova
Iskra Karamazova
I znowu pod wodą ginie. I znów cisza na głębinie.
Samara, Rosja
21 lat
rusałka
błękitna
neutralny
studentka instrumentalistyki, wschodząca gwiazda na operowej scenie, kompozytorka do szuflady, córka nestora (pełen etat)
https://petersburg.forum.st/t862-iskra-karamazovahttps://petersburg.forum.st/t870-iskra-karamazova#2514https://petersburg.forum.st/t867-krolewna-snieguhttps://petersburg.forum.st/t871-dargomyzski

Pon 24 Lip 2017, 10:55
Меня зовут
Iskra Mefodiyevna Karamazova



DATA URODZENIA: 26 II 1978 / NAZWISKO MATKI: Kuragina / WIEK: 21 lat
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Petersburg, Rosja / STATUS KRWI: błękitna
STAN MAJĄTKOWY: majętna / ZAWÓD: śpiewaczka operowa, dama / KORGORUSZ: szarytka morska


ALCHEMIA: 8 / FAUNA I FLORA: 21 / LECZNICTWO: 7 / MAGIA KREATYWNA: 5
MAGIA ZAKAZANA: 8 / OKULTYZM: 5 / SIŁA: 5 / TRANSFIGURACJA: 17
WIEDZA MAGICZNA: 10 / ZAKLĘCIA I UROKI: 11 / SZCZĘŚCIE: 5 / TALENT: 11


Nie mogę. Nie umiem. Nie nauczę się.

Przerażający trzask drewnianej linijki uderzającej o mahoniowy sekretarzyk. Spinasz ramiona i zaskoczona przymykasz powieki, jakbyś chciała ochronić się przed ostrym spojrzeniem guwernantki, ale od niej nie ma ucieczki. Jesteś Karamazovą. Chyba nie oczekiwałaś taryfy ulgowej? Może da ci ją plebs, ale nie inni – urodzeni wysoko, wychowani w luksusie, szyderczo uśmiechnięci i czyhający na każdą okazję, by wytknąć ci błąd.

Jesteś Karamazovą. Nie popełniasz błędów.

Stroisz skrzypce nawet wtedy, gdy stroić nie chcą (bo to nie to, że nie chcą, tylko robisz to niewprawnie). Z rosyjskiego przechodzisz płynnie na francuski, z francuskiego na niemiecki, a gdy zatniesz się albo (nie daj Perunie) nauczycielka wychwyci choćby drobną naleciałość rodzimego akcentu, możesz spodziewać się trzasku linijki. I tak za każdym razem, dzień w dzień, godzina w godzinę, lekcja w lekcję, trzask, krzyk, huk, zirytowane warknięcie. Nauczono cię bać się hałasu. Chociaż wiesz, że nikt by cię nie uderzył tak naprawdę i tak kulisz się, gdy usłyszysz głośniejszy dźwięk. Lękasz się, ale nie wiesz, czego; nie wiesz, co by się stało, gdybyś zignorowała ostrzeżenia. Wiesz za to, że nie możesz się przyznać do swoich uczuć. To słabości. Emocjonalni, strachliwi ludzie są słabi. Karamazovie są silni.

Jesteś Karamazovą.

Wznosisz się na czubki point i kręcisz piruety przez całą długość sali balowej, aż kryształowy żyrandol  mnoży ci się w oczach, a stopy bolą tak, że ledwo doczłapujesz się do swojej sypialni. Tańczysz w wypolerowanych bucikach walca. Małe, pulchne ręce, jeszcze dziecięce, szybko przesuwają się po klawiszach fortepianu (Etiuda c-moll op. 10 nr 12, Chopin, zbyt trudne dla dziecka, ciągle uderzasz w złe nuty). Zaróżowione usteczka otwierają się głównie po to, aby rodzice mogli usłyszeć, jak ślicznie śpiewasz. Głos nie ma prawa ci się załamać, wiesz, och, doskonale wiesz, jak łatwo wychwyciłby to ojciec. Pan ojciec. Twój wzór, doskonałość ostateczna, Karamazov z krwi, kości i lodu. Śpiew to jedne z niewielu dziedzin, w których możesz mu zaimponować, więc śpiewasz jak najczęściej, jak najwięcej, najpierw przy metronomie, a potem już bez takiej pomocy. Pan ojciec mówi ci, że jesteś skowronkiem tego domu i w prezencie kupuje ci właśnie skowronka w złotej klatce. Nazywasz go (ją) Aleksandrą, po mamie. Nie pani matce. Mamie.

Nie pozwala ci wołać na nią tak oficjalnie. Ma sarnie spojrzenie i ilekroć ją widzisz, uśmiecha się do ciebie nieśmiało. Chociaż to Mefodiy jest dla ciebie autorytetem, w niej dostrzegasz wiele zalet. Czujesz się bezpiecznie, kiedy cię czule przytula w tajemnicy przed wszystkimi, bo przecież dziecka nie można rozpieszczać miłością – a ona cię rozpieszcza, rozpieszcza jak nikt inny. Osobiście uczy cię jeździć konno. W stajniach nie ma tego znanego ci rodzaju hałasu, więc zaczynasz lubić te lekcje. Przejażdżki dobrze ci się kojarzą: wspomnienia z nich pachną wiatrem i prostą, matczyną miłością, pozbawioną wymagań. Nie musi być perfekcyjnie. Możesz śmiać się trochę głośniej i czasem przyznać się, że się czegoś boisz.

Wiesz, że mama nie jest Karamazovą. Nie taką prawdziwą, ale… w jakiś sposób ci to nie przeszkadza.

Uwielbia powtarzać ci, że jesteś wyjątkowa i przestrzega cię, żebyś nigdy o tym nie zapomniała. Ale ty przecież słyszysz to od dnia narodzin. Jesteś kimś więcej niż plebs, w twoich żyłach płynie najczystsza z czystych krew. Twoje życie jest warte więcej niż życie setki tych obrzydliwych mugoli (jeszcze nie wiesz, co to jest ten cały mugol, ale zakodowano ci, że i tak nie powinnaś się nim przejmować). Jednak mamie nie o to chodzi, a gdy pytasz, co w takim razie ma na myśli, odpowiada ci enigmatycznym: kiedyś. Kiedyś zrozumiesz. Kiedyś się dowiesz. Kiedyś.

Nie zdążasz już usłyszeć, o czym chce ci powiedzieć Aleksandra. Pewnej nocy budzą cię opętańcze krzyki i kroki kilkunastu par stóp na korytarzu. Karamazovie nie tchórzą, ale ty, tak na wszelki wypadek, zakopujesz się w drogiej pościeli i zatykasz uszy poduszkami. Nikt nie przychodzi, więc przeczekujesz tak do rana.

Rano mamy już nie ma.

Na pogrzebie odwracasz wzrok od trumny. Nie chcesz wierzyć, że ta brzydka, pokryta dziwnymi plamami kobieta to twoja matka, nie, to po prostu niemożliwe, niepojęte dla dziesięcioletniego dziecka. Bardzo chcesz ukryć twarz w materiale garnituru Fyodora, ale zdajesz sobie sprawę, że to by nie przystało. Nie rozumiesz, co się wokół ciebie dzieje i trzęsiesz się jak galareta. Widzisz oskarżycielskie spojrzenia kierowane w stronę pana ojca od tej drugiej rodziny, niosącej ze sobą woń ziół i lekkich perfum.

Zołotucha.

Tak późno objawiona? Aleksandra zawsze była okazem zdrowia…

Rusałki mogą chorować?

Pewnie ją zabił! J e g o byłoby na to stać!

Nasze rody już nic nie łączy.

To twoja wina, Karamazov.

Tego dnia, na prośbę pana ojca, po raz kolejny dobitnie potwierdzasz, że jesteś Karamazovą. Tą, która nie płacze w żałobie. Tą z zawsze wyprostowanymi plecami. Tą, która słucha poleceń. Tą, która się nie boi. Tą, która zawsze tańczy najlepiej z towarzystwa. Tą z najpiękniejszym głosem. Tą nieznającą słów „niemożliwe” i „nie dam rady”. Tą ulubioną, porcelanową laleczką pana ojca, która nigdy nie przyniesie mu wstydu, która zawsze będzie błyszczeć jak klejnot w rodowej koronie. To przysięga na dobre i na niedobre, chociaż wtedy jeszcze nie czujesz, jak ważna to chwila. Rozumiesz jej podniosłość dopiero po latach.

Za rok idziesz do Akademii, co dla ciebie, wychowanej w murach strzelistego, samaryjskiego zamczyska, staje się pierwszym, szokującym zresztą, zderzeniem z różnorodnością temperamentów, rodowodów i statusów. Nie lubią cię. Wielu z nich. Myślą, że się puszysz, bo nie podasz im ręki, ale gdyby byli na twoim miejscu, też by sobie nie podali.  Nie jesteś zbyt dumna, żeby się przywitać, oni są zbyt mało istotni, byś w ogóle o tym pomyślała. Drwina przychodzi z nazwiskiem; uśmiechasz się kpiąco, gdy widzisz, jak malutcy, słabi, nieważni rzucają ci niechętne spojrzenia spod przymrużonych powiek. Mogą myśleć, że to oni mają szczęście, że nie są tobą, ale ty myślisz zupełnie odwrotnie. Na szczęście, nigdy nie będziesz nimi. Na szczęście. Bo jesteś kimś lepszym.

Znasz wartość swojej krwi, więc krąg znajomych zacieśniasz do starannie wyselekcjonowanych jednostek. Wielu z nich zostanie znamienitymi osobistościami czarodziejskiej socjety: znający zasady savoir-vivre jak treść świętych ksiąg, kulturalni, oczytani, dumni ze swoich herbów, przyszłość Starszyzny. Zauważasz, że ta przyszłość spija z twoich ust każde słowo, nawet jeżeli mówisz o głupotkach, takich jak elegancka kreacja Mariyi Oneginy, szczegółowo opisana w najnowszym numerze kobiecego pisma. Bardzo chciałabyś wierzyć w swoją charyzmę, ale czujesz, że to nie to, że to nie powinno tak działać. Gdy pewnego wieczoru, wylegując się w wannie, nagle odkrywasz, że jesteś ł a b ę d z i e m (co nie jest żadną poetycką metaforą), zyskujesz pewność. Wcześniej miałaś tylko podejrzenia, niejasne przeczucia i trochę zatartych wspomnień związanych ze szczególną przypadłością matki. Masz w sobie rusałcze geny, Kuraginowy pierwiastek, który sprawia, że na lekcjach fauny i flory nie ma uczennicy bystrzejszej od ciebie, chłopcy oglądają się za tobą na korytarzu, a twój melodyjny, cichy głos hipnotyzuje, nawet wtedy (a może zwłaszcza?), gdy nie masz nic ciekawego do powiedzenia.

Przez pewien czas zatajasz to przed wszystkimi, nawet Fyodorem. To nie tak, że boisz się ich reakcji (Karamazovie się nie boją, a ty przecież jesteś Karamazovą). Po prostu nie lubisz dzielić się sensacyjnymi wieściami, gdy emocje są jeszcze świeże i silne. Piszesz do rezydencji w Samarze list dopiero kilka miesięcy po swoim odkryciu, a ręce i tak ci drżą. Pięć razy zapisujesz treść wiadomości na perfumowanym papierze, nie chcesz, by były jakiekolwiek kleksy. Potem przez wiele tygodni nie otrzymujesz odpowiedzi i zaczynasz snuć najgorsze scenariusze, pewna, że pan ojciec cię wydziedziczy, rzuci na ciebie klątwę, trzynaście lat życia zaprzepaszczone, będziesz musiała udać się na wygnanie do zapomnianej przez bogów wioski gdzieś w północnej Rosji. Kiedy jednak masz się już załamać całkowicie brakiem odzewu, przylatuje orzeł z krótkim: Droga Iskro, cieszę się z twoich talentów. Liczę na dalsze sukcesy. Z poważaniem, Mefodiy Karamazov. Ten dzień to święto, lepsze niż twoje urodziny.

Niedługo później wcale nie przynosisz ojcu radości.

Czwarta klasa, drugi semestr. To małe kłamstewko, takie, jakie już wiele razy padło z twoich ust, już nawet nie musisz się z niego rozgrzeszać. Nie mogę wyjść, źle się czuję, chcę zostać w dormitorium. Dolohova otwiera oczy ze zdumienia i patrzy na ciebie jak cielę w malowane wrota. Drapiesz się po policzku, nie wiedząc, co tu jeszcze dodać, a wtedy pod palcami czujesz małe krostki, których przed chwilą na pewno nie było.

W Hotynce zaczynasz panikować. Zaciskasz dłonie na białej pościeli tak mocno, że bieleją ci knykcie, i czekasz. Na wyrok. Wokół ciebie jest mnóstwo kwiatów, przysłanych od rodziny i przyjaciół, a z radia płynie jedna z twoich ulubionych symfonii Mozarta, Paryska, ale nawet w tym otoczeniu nie możesz się zrelaksować. Ciągle wspominasz już trochę niewyraźny obraz twojej mamy w trumnie. Czy ty też masz tak skończyć? Nie chcesz. Nie teraz. Nie w taki sposób.

Uzdrowiciele wyleczyli wykwit, wtedy jeszcze czerwony; twoja twarz znowu staje się tak gładka jak twarzyczka porcelanowej lalki. Nic jednak nie może cię uspokoić. Dostałaś od matki zbyt wiele, przekleństwo i dar, chorobę i rusałczą urodę. Przeklinasz krew Kuraginów krążącą w twoich żyłach, bo gdyby nie ona, nie byłoby tego wszystkiego. Jak masz nie kłamać, kiedy od dziecka oddychasz kłamstwami? To dzięki nim sekrety Karamazovów pozostają w ich twierdzy. Tyle wiesz, tyle tajemnic ci powierzono. Fyodor nie urodził się za wcześnie. W rodowej bibliotece przez setki półek ciągną się książki, bardzo stare, bardzo cenne, a treść choćby tylko jednej z nich jest bardziej niepokojąca od wszystkich ksiąg zgromadzonych w Koldovstoretz. Co by było, gdyby ktoś cię o to zapytał? Kto cię poślubi z takimi wadami zapisanymi w genach?

Jeszcze wiele razy trafiasz do szpitala z wysypką, zanim oduczasz się łgania. To trudne, gdy wymówki przecież wychodzą z twoich ust tak łatwo jak pieśni, ale możliwe. Masz lata na nauczenie się słów od nowa i powoli odkrywasz siłę półprawd, milczenia i wymijających odpowiedzi. Wiele ryzykujesz: balansujesz na granicy kłamstwa i absolutnej szczerości jak baletnica, próbujesz oszukać chorobę zesłaną podobno przez samego Welesa, ale czy tego też nie masz we krwi, Iskierko? Przecież znasz historię Svetlany na pamięć, bona czytała ci ją do snu. Może dziś to tak kantuje się bogów, nie gra się z nimi o moc, ale o życie. Twoja mama przegrała tę grę, ale ona, och, ona nie była Karamazovą. Karamazovie nie przegrywają, nawet z siłami wyższymi, oni je tylko przechytrzają, stawiają im warunki i zawsze zdobywają to, czego chcą.

A ty chcesz wiele, ty chcesz gwiazdki z nieba i jest mnóstwo osób, które postawią na głowie całe miasto, by spełnić twoje kaprysy. Wyrastasz na prawdziwy klejnot arystokracji, najpiękniejszą na balu. Miodowe loki, mały nos upstrzony szlachetnymi piegami, miękka, śnieżnoblada skóra, pod którą rysuje się drobna siateczka żył, ciężkie powieki. Masz ten typ urody, który zachwyca osoby czytające rosyjskich klasyków i palące luksusowe papierosy wyjęte ze srebrnej papierośnicy. Sprawiasz wrażenie wiecznie zmęczonej, może nawet nieobecnej, ale obecna jesteś zawsze, poetycka przy okazji i wyniosła właśnie wtedy, kiedy tego potrzebujesz.  

Ale to nie w urodzie, a w twoim głosie tkwi siła, której jesteś świadoma doskonale, dlatego używasz go oszczędnie. Na sukces wolisz zapracować sama, niż używać swojego czaru, to takie twoje drobne dziwactwo, arystokraci mają ich przecież dużo. A mimo to wybrałaś scenę operową, nie mogąc się jej oprzeć. Sopran dramatyczny, Iskro, jesteś stworzona do roli primadonny, wszyscy ci to mówią. Ożywasz przed publicznością. Śpiewasz, śpiewasz i śpiewasz, nie przeponą, ale duszą, jakbyś chciała z siebie wyrzucić każdą emocję, całą gamę uczuć, wyśpiewujesz żal po stracie, strach, kłamstwa, których nie wypowiedziałaś, tajemnice, których oni mogą nie zrozumieć, chłodne wyrachowanie Karamazovów i wrażliwość Kuraginów. Bo choć nigdy się nie przyznasz, to masz w sobie oba. A to, mój skowronku, bardzo niebezpieczna mieszanka.



Ostatnio zmieniony przez Iskra Karamazova dnia Wto 25 Lip 2017, 13:57, w całości zmieniany 4 razy
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Wto 25 Lip 2017, 15:28
Здравствуйте!

Jesteś Karamazovą. I jesteś Kuraginą. Ale przede wszystkim jesteś po prostu Iskrą. Dziewczyną spijającą kłamstwa, żyjącą w kłamstwach i za wszelką cenę próbującą się uwolnić od brzemienia, jakie płynie w Twoich żyłach. Całe szczęście, że możesz, że umiesz, że uczysz się codziennie, jak żyć i maskować defekty walorami, których Ci nie brakuje. Pamiętaj jednak, żebyś nigdy się nie oszukiwała, kłamstwo może wszak przybrać najbardziej niemożliwe formy.

Bonusy za kartę postaci

+5
Fauna i flora (genetyka)
+4
Wiedza magiczna
+4
Szczęście

Ludzie Cię uwielbiają, nie ma co do tego wątpliwości. Twój głos oczarowuje wszystkich, siła i upór, jakie z Ciebie płyną, podnoszą na duchu innych. To daje im nadzieję, a z tej nadziei powstają najpiękniejsze rzeczy. Albo najbardziej szalone, wedle uznania. Nie można jednak zaprzeczyć, że podarunek, jaki otrzymałaś od jednego z medyków (czy może szarlatanów?), nieraz Cię uratował. To nieduża fiolka z werediserium, do którego dodano mieszankę ziołowych wyciągów z cynamonowca, hyzopu i imbiru. Buteleczka wykonana jest w tak zmyślny sposób, że możesz nosić ją na szyi jako piękny wisior, na pierwszy rzut oka nie sposób bowiem odróżnić jej od oprawionego w złoto rubinu. Wystarczy, że zażyjesz niewielki łyk eliksiru, by zatuszować oznaki zołotuchy. Co nie zwalnia Cię przed udaniem się do magomedyków, konsekwencje zaniedbania mogą bowiem okazać się tragiczne w skutkach.

Na zakończenie

Stworzona przez Ciebie karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz na start 800 punktów fabularnych do wykorzystania w punkcie Mistrza Gry. Możesz już bez przeszkód zacząć rozgrywkę na forum, lecz przed rozpoczęciem fabularnych przygód Twojej postaci prosimy o skrupulatne uzupełnienie pól w profilu. Warto również wnikliwie zapoznać się z tematami zamieszczonymi w dziale fabularnym. W razie jakichkolwiek wątpliwości, problemów lub sugestii odnośnie rozwoju naszej magicznej społeczności, zachęcamy do kontaktowania się z administracją forum. Życzymy wielu ciekawych rozgrywek w grze i przyjemnego spędzania z nami czasu!


Skocz do: