Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pią 01 Wrz 2017, 18:57
Koce

Na obrzeżach polany rozłożono wiele różnokolorowych koców, które zostały przystawione kamieniami – można spokojnie na nich przysiąść i obserwować cały festyn. Wieczorem kamyki jarzą się ciepłym światłem, co pozwala siedzącym widzieć siebie wzajemnie, zachowując jednak odrobinę prywatności. Bardzo romantyczny zakątek, nierzadko wybierany przez młode, zakochane pary.
Jadwiga Yaxley
Jadwiga Yaxley
Koce Tumblr_nn0pskOI471s2knhwo4_400
Kaliningrad, Rosja
24 lata
błękitna
za Starszyzną
kobieta biznesu, ikona mody i pasożyt swojego męża
https://petersburg.forum.st/t566-jadwiga-dobrawa-wronska#942https://petersburg.forum.st/t843-j-d-wronskahttps://petersburg.forum.st/t660-panna-jadzia#1245https://petersburg.forum.st/t766-coco

Sro 06 Wrz 2017, 17:26
Jadwinia się chyba przegrzała.
Gdyby miała określić ostatnie miesiące jednym słowem, zdołałaby wydusić z siebie jedno, krótkie, a jak wiele mówiące: „praca”. Organizacja ślubu Konstantego i Anny, swojego i Cecila, prowadzenie domu mody, przygotowywanie pokazu, produkcja perfum i nie zaniedbanie przy tym stosunków rodzinnych było prawdziwym wyzwaniem. Dodać do tego jeszcze wszystkie afery (w tym ta na Placu Dumy, w którą kobieta była wmieszana jeszcze bardziej, niż by się mogło wydawać – w końcu z jednej strony miała narzeczonego, z drugiej starego, dobrego przyjaciela) oraz wzrastające w rosyjskim społeczeństwie napięcie – i proszę, przemęczenie gotowe. Już nie pamiętała, kiedy ostatnio miała prawdziwie wolny weekend albo chociaż wieczór. Nawet jeżeli akurat jadła kolację z Niedamirem, zamykała na jakiś czas atelier, pokazywała się z przyszłym mężem w miejscach publicznych, byle tylko dostrzegli to dziennikarze, to obowiązki i tak ją goniły, pozbawiając ją cennych godzin snu, które przeznaczała na szycie, projektowanie i korespondencję z florystami oraz dostawcami porcelany.
Na szczęście wraz z końcem kwietnia przyszło upragnione wytchnienie. Data wesela Ani zbliżała się ogromnymi krokami, a co za tym idzie: wszystkie związane z tym projekty domknięto, na wizyty u fryzjera, makijażystki i kosmetyczki się poumawiano, salę zaczęto przystrajać według szczegółowych ustaleń. Panna Wrońska miała wrażenie, że zdjęto z jej barków ogromny ciężar. Organizacja przyjęć była taka stresująca!
Zwolniło jej się też trochę czasu, po raz pierwszy od przeszło pół roku, co przyjęła z takim zaskoczeniem, jakby sama Maryja objawiła się jej we śnie. Początkowo nie miała żadnego pomysłu, co z tymi wolnymi godzinami zrobić, więc spacerowała po Petersburgu w poszukiwaniu inspiracji do nowych kreacji. Zaszła do jednego sklepu, do drugiego… i się zaczęło.
Jadzię ogarnęła prawdziwa zakupowa gorączka. Może to w związku z tym, że już pierwszego maja odbywało się Święto Wesny. Jej rodzina była jedyną katolicką w szeregach Starszyzny, więc nie przeżywała go nigdy w tym religijnym znaczeniu, chyba żeby uznać, że projektantka jest wyznawczynią mody. Początek miesiąca od zawsze wiązał się dla niej z początkiem zabawy w zielone, co dla estetki oznaczało wysiłek, by ubrać się, nie łamiąc głównej zasady gry, a jednocześnie się wyróżnić.
Jej garderoba obejmowała w dużej części rodowe barwy Wrońskich, ale widocznie uznała, że za mało tam koloru wiosny na cały miesiąc – i tylko w ostatnich dniach kupiła tyle ubrań, że sama się przeraziła, gdy krasnoludki już teleportowały to wszystko do mieszkania jej i Krzesimira. Spokojnie mogłaby ubrać cały pułk bardzo stylowych gwardzistek, gdyby miała taką zachciankę… a i tak na tym wydawanie rubli się nie skończyło. Obkupiła chyba pół świątecznych sklepów i nic nie zapowiadało tego, by miała przestać sprawiać sobie tę drobną przyjemność posiadania nowiutkich rzeczy.
Jadwinię nie cechował jednak egoizm i oprócz chyba czterdziestu par butów dodała do rachunku mnóstwo prezentów większych i mniejszych. W oko wpadły jej zwłaszcza wysokiej klasy spinki do mankietów, sprzedawane w jednym z jej ulubionych męskich butików tylko tego jednego, szczególnego dnia. Kupiła cztery pary i chociaż nawet ze swoją kartą stałego klienta (tak, miała kartę stałego klienta w męskim butiku – najbliżsi jej Wrońscy przecież sami nie skompletują swojej oszałamiającej garderoby, a przynajmniej czarownica w takim tkwiła przeświadczeniu) musiała zapłacić boską cenę, wiedziała jedno: było warto.
Ojcu postanowiła prezent wręczyć przy okazji wizyty w Kaliningradzie, ale Cecilowi, Krzesiowi i Mirusiowi mogła dać je jeszcze dziś. Obiło jej się o uszy, że jej młodszy brat pojawi się świętować. Nie wiedziała, jak ze starszym, ale z samego rana posłała mu orła i wyczekiwała odpowiedzi. A jej narzeczony…
Usiadła wygodnie na kocu trochę w cieniu rozłożystego dębu, obok siebie kładąc nową torebkę ze niewydanej jeszcze kolekcji Avetisyan (krokodyla skóra, pozłacane zapięcie, sztywna, średnia wielkość, ale powiększana w środku zaklęciem, solidna rączka mocowana u szczytu torebki i, jakżeby inaczej, kolor butelkowa zieleń). Autorytet Jadwini w dziedzinie mody zaproponował jej, jako swojej byłej pracownicy i arystokratce, przetestowanie codzienno-formalnej torby jako pierwszej, co było zaszczytem tak wielkim, że Wrońska miała wrażenie, że po prostu padnie w atelier. Nie padła, ale torebkę miała.
Kobieta poprawiła na nosie okulary przeciwsłoneczne i zerknęła na zegarek. Yaxley jeszcze się nie spóźnił.
Anna Wrońska
Anna Wrońska
Koce Tumblr_mskalzWI2k1snyyflo4_250
Moskwa, Rosja
28 lat
czysta
za Starszyzną
tłumaczka w Ministerstwie Magii
https://petersburg.forum.st/t594-anna-lefevre#1014https://petersburg.forum.st/t706-anna-lefevre#1482https://petersburg.forum.st/t707-anna-lefevre#1483

Sob 09 Wrz 2017, 22:25
Idź, ja poczekam.
Ania ma czas, a z czekania na niego to już dawno powinna dostać dyplom.
W dowód uznania niepomiernej nudy i jej (niedługo mające stać się nieaktualnym) nazwisko wypisane markerem na wykropkowanym polu. Romantyczny zakątek, skraj polany, nikt nie patrzy, bo i fajerwerków nie ma. Jest cicho. Prawie za cicho – gdyby nie dłonie splecione pod głową, nie słyszałaby nawet tykania zegarka. Cicho, ciepło i przyjemnie, jakby nikt nie pamiętał o wczoraj. Odrywając kartkę z kalendarza ucinać film z całego życia, który odtwarza się w ostatnich minutach.
Dawno się naszej Ani film nie urwał. I dobrze, bo to przecież jej zadanie, by pamiętać. Wszystko, czasem nawet za dużo. To, co się nie wydarzyło. Jeszcze, niestety, na szczęście.
Gdy znalazła się w pobliżu Ryku dziś rano, ślady po eksplozji były już z grubsza uprzątnięte – nie miała czego tam szukać. A wczoraj miała na głowie ważniejsze sprawy niż zamach. Wybierała kwiaty. Białe i żółte. Może czerwone też, zastanawiała się, kiedy wystawa renesansowych obrazów wraz z ich mecenasem wylatywała w powietrze. Szkoda obrazów.
Nikt nie spieszy się z kondolencjami. Anna jest już zbyt blisko ślubu, by uniknąć oficjalnych powitań z synami większości dynastii, zajętych grą w zielone, a nie jakimś tam wybuchem.
Nie bardzo do twarzy jej w zielonym, trzeba to powiedzieć, chociaż oczy przecież ma zielone. A kiedy tak ma na szyi zawiązaną tę apaszkę jeszcze bardziej to widać i całkiem się to wszystko gryzie – puszące się od wilgoci (będzie padać?) rude włosy, błękitna koszula (nie inaczej, z emblematem domu mody Wrońska) i spódnica w grochy. Nie daj Boże jeszcze się dziewczyna opali i do kompletu dojdzie zaczerwieniona twarz.
Wstyd się niemal żenić z taką. Może dlatego Konstanty nie wraca?
Ale z Hersilią? Może go zostawić. Już za późno, żeby znowu zwiał gdzieś do Włoch, a kiedy oboje przechodzą na płynny makaroniarski, Annę zaczyna boleć głowa. Nie od tego święto i cydr i gra w zielone, żeby głowa bolała.
Korzystała z błogosławieństwa ciszy. Ręce pod głową, chyba może się położyć? Inni okupanci koców są zajęci swoim towarzystwem albo drinkami – nikogo nie zainteresuje dziewczyna w spódnicy w grochy. No, chyba żeby się spódnica podwinęła – byłby skandal.
Ale o to nie ma strachu. Nie wieje.
A jednak kubeczek z resztką cydru jakoś zdołał się przewrócić. Któż śmie, Aniu, deptać twój spokój i twoją ciszę męczącą?
Vit Halíček
Vit Halíček
Koce Tumblr_nb09k1hiV11qzbjx5o1_500
Bratysława, Czechosłowacja
28 lat
czysta
za Raskolnikami
saper / pirotechnik
https://petersburg.forum.st/t932-vit-halicek#2967https://petersburg.forum.st/t935-halicek-vithttps://petersburg.forum.st/t933-dla-mnie-bombahttps://petersburg.forum.st/t934-cypisek

Pon 11 Wrz 2017, 00:31
Z okazji Wesny wypadałoby w końcu wystawić twarz do słońca. Powodów mogłyby się znaleźć kilka, poza tym, że jest to okazja do świętowania i że ze zmęczenia i ciągłej pracy Vit ma już podkrążone oczy i przeciera je nieustannie, chociaż wie, że nie powinno się tak robić. Tylko, że o tym każdy wie i każdy i tak pociera te powieki i wciska gałki oczne w głąb czaszki, aby potem przez chwilę posiedzieć w kosmosie, nim odzyska się w pełni wizję.
Siedział w swojej (nie takiej) norze, na dwunastym piętrze solidny tydzień, nie wyściubiając nosa poza drzwi, gębę otwierając do kogoś dopiero kiedy Lala postanowiła zrobić mu wjazd na chatę, już lepiej, gdyby po prostu wysłała wyjca, na to samo by wyszło. A nawet wygodniej, bo wysłuchałby i wyrzucił, później wracając do pracy. Wygodniej, niekoniecznie lepiej.
Ale przynajmniej nie skoczył tak od razu na głęboką wodę z ciszy i skupienia w tłum, tylko po drodze ktoś mu się jeszcze darł do ucha. Podobnie jak teraz zresztą, bo trójka znajomych, z którymi się tu pojawił muszą oczywiście wrzeszczeć wniebogłosy, bo tych sensacji, które mają sobie do przekazania nie da się powiedzieć normalnym głosem.
Plotki, oczywiście, które już zdążyły się urodzić przez wybuch. A to dlatego, że żona kuzyna tego tamtego jest siostrą medyka, który pojawił się na miejscu wypadku w pierwszej kolejności.
Przy odrobinie szczęścia Vita ominęłyby te wieści jeszcze przez parę dni, ale wszyscy z jego dalszego lub bliższego otoczenia dbają, aby był na czasie ze wszystkim, nawet, jeśli potrzebuje akurat chwili spokoju.
Nieładnie tak mącić cudzy spokój w odwecie, nawet, jeśli wcale nie umyślnie. Ale już się stało, cydr wylany. Spojrzał w dół, na nieszczęsny kubeczek. Byłby go nie nadepnął, gdyby nie musiał akurat słuchać co ma Misha do powiedzenia.
- Przepraszam najmocniej. – Schyla się Vituś po kubek i dopiero wtedy zza okularów przeciwsłonecznych, których nie powstydziłby się Dylan, spogląda na właścicielkę. Los w istocie jest złośliwy. Jak już splata ich drogi to zawsze zaczyna od niefortunnych wypadków, mniejszych lub większych. Odruchowo dłoń wędruje do kieszeni, ale różdżki nawet nie ma co wyciągać, magią to nic to nie zdziała, jak już ziemia napój pochłonęła.
- Przyniosę ci nowy.Cześć też dobrze by się sprawdziło w tej sytuacji, wiesz? Niemniej jednak jak powiedział, tak zrobił, mruknąwszy tylko do hałaśliwej trójki, że dołączy do nich zaraz poszedł po cydr.
Oj, Vitusiu, jeszcze by ktoś pomyślał, że zwiałeś. Ale nie, bo długo ta ucieczka nie trwała, a nie spieszyłeś się przecież bardzo w drodze powrotnej, żeby niczego nie wylać przypadkiem. Mógłbyś też dla siebie wziąć, osłodzić sobie trochę życie, ale nie. Bo hajs masz wyliczony na wieczorne browary. Akurat tyle, na ile możesz sobie pozwolić, do wypłaty jeszcze tydzień. I parę dni. I tak już teraz jesteś uboższy o ten jeden cydr, ale to nic, tym się nie przejmujesz.
Kucasz przy kocu i wyciągasz do Ani rękę z kubeczkiem. Bez słowa. Bo co masz powiedzieć? Cześć, jak przygotowania do ślubu?
Akurat cię to w zasadzie gówno obchodzi, na pewno idą pełną parą, ale wstążki, torty i balony to średni temat do rozmowy. Coś powiedzieć jednak wypada, zanim ją tu zostawisz taką samotną i wrócisz do znajomych.
Uśmiech jest dobrą alternatywą, ale tylko na chwilę. Za długo tą kartą nie pograsz.
Anna Wrońska
Anna Wrońska
Koce Tumblr_mskalzWI2k1snyyflo4_250
Moskwa, Rosja
28 lat
czysta
za Starszyzną
tłumaczka w Ministerstwie Magii
https://petersburg.forum.st/t594-anna-lefevre#1014https://petersburg.forum.st/t706-anna-lefevre#1482https://petersburg.forum.st/t707-anna-lefevre#1483

Pon 11 Wrz 2017, 11:13
Stojąca na willowym balkoniku Anna czuła się z siebie bardzo dumna, jakby zdobyła najwyższy szczyt kontynentu i nic już nie mogło skryć się przed jej czujnym wzrokiem. Co dopiero poczułaby na balkonie dwunastego piętra? Nie bywała zbyt często w budynkach tak gęsto zamieszkanych, gdzie na najwyższy poziom o sile własnych nóg nie da się wejść w mniej niż dziesięć minut, więc może byłaby zachwycona nowością. A może obiecująca perspektywa obnażyłaby przed nią wyłącznie szarość i brud miasta, które jak najprędzej należy opuścić.
Z okazji Wesny trudno o ciszę. W końcu z nadejściem wiosny wszystko budzi się do życia, a jednak Ania zdołała trochę odpłynąć. Jakby wsiadła na pokład transatlantyku, wykorzystać voucher na ucieczkę, która jej tak samo jak wszystkim innym przecież się należy. Żeby już nie widzieć ich wszystkich na oczy.
Bez sensu z tą Anią. Straszy dziewczyna zamorskimi podróżami, pocztówkami ze świata drugiego końca, ale przecież trochę się cieszy, że go widzi. Mała Ania i jej Mały Sabotaż, głównie skierowany przeciw sobie samej.
Gdyby nie patrzyła na niego z dołu i pod światło, pewnie zobaczyłaby to od razu i nie wahała się mu powiedzieć, zamiast cześć, Vit, ale ty okropnie wyglądasz. Blady jak ściana i w ogóle. Ale że nie zobaczyła, dłonią osłaniając oczy przed słońcem, to zupełnie jak się należy, powiedziała:
- Cześć. – może to i dobrze, bo Vit mógłby jej powiedzieć, jak to sama nie wygląda szczególnie ciekawie. Ale zwiał.
Tylko na chwilę wstrzymała oddech, by wreszcie odetchnąć. Już nie szkodzi, że cydr się wylał, jej nie trzeba, niech nie wraca. Ale wrócił. Na domiar złego z jednym tylko kubeczkiem. I na dobicie – Annie nawet przez myśl nie przeszło, by oddać mu za trunek pieniądze – dlaczego by nie miał jej postawić, prawda.
- Dziękuję. – zaoszczędziła im przynajmniej, że nie trzeba było. Ale może mogła, bo co dalej powiedzieć?
Że się nie widzieli dawno? Że myślała o nim? Czy wie coś o wybuchu, o którym słychać tu i ówdzie nawet wśród świętujących beztroską wiosenkę; zapytać tylko dlatego, że plotką choć wypada się zainteresować i nieco samemu ją przemleć na języku? A może nic nie powie i niech Vit już sobie idzie. Mogłaby się położyć, nawet zapaść w płytki sen, czekać na przyszłego męża. Bez Vita byłoby znacznie wygodniej.
Wygodniej jednak, za przedmówcą, to niekoniecznie lepiej.
- Może usiądziesz? – i tak oto kolejna akcja Małego Sabotażu Anny L. zakończyła się powodzeniem. Vit wcale sobie nie pójdzie, bo, najwyraźniej, panienka wcale nie chce, by sobie gdzieś szedł. A skoro ona nie ma na chwilę obecną towarzystwa, nie do pomyślenia było, że on akurat je ma i, wypełniwszy obywatelski obowiązek kupienia kobiecie niskoprocentowego alkoholu z okazji festynu chcąc zadośćuczynić za coś, co zupełnie zadośćuczynienia nie wymaga, zostawi ją na tym kocu, by kontemplowała kształty chmur albo układ grochów na spódnicy.
A jak usiądzie, to co będzie kontemplować? Mogło się bowiem tak zdarzyć, że jednak nic do siebie nie powiedzą. Że wszystko będzie brzmiało lepko, ciężko i dziwnie, nie na miejscu. Czasem tak bywa między nimi, że raz się rozmowa klei zupełnie w porządku, a raz – zupełnie nie.
No ale cóż. Niech już Vit siada, skoro los w swej złośliwości znowu skrzyżował ich drogi. A uśmiechać potraficie się przecież oboje, jak głupi do sera, więc się, Aniu, dla zasady, też uśmiechnij. Niezłym posunięciem na początku gry jest odwzorowanie ruchu przeciwnika.
Ale ty, Aniu, to chyba i tak już przegrałaś.
Vit Halíček
Vit Halíček
Koce Tumblr_nb09k1hiV11qzbjx5o1_500
Bratysława, Czechosłowacja
28 lat
czysta
za Raskolnikami
saper / pirotechnik
https://petersburg.forum.st/t932-vit-halicek#2967https://petersburg.forum.st/t935-halicek-vithttps://petersburg.forum.st/t933-dla-mnie-bombahttps://petersburg.forum.st/t934-cypisek

Wto 12 Wrz 2017, 15:24
Też miał taki balkonik kiedyś. Balkonik, ba, tarasik. Tylko dla niego, który matka i tak ozdobiła falą kolorowych kwiatów, od których woni bolała Vita głowa. Bo te zasrane kwiaty nie więdły nigdy, pielęgnowane magią czule miały roztaczać pozytywną energię i wzbudzać zachwyt gości. Cały dom śmierdział jak duszna kwiaciarnia. Będąc małym chłopcem Vit na swój okrutny sposób próbował walczyć z kwiatami, usiłując połamać im łodyżki, doprowadzić do zgnicia czy choroby, ale szybko się przekonał, że niemagicznymi sposobami niczego nie zdziała. A nawet wtedy, kiedy chodził już do szkoły i wracał do domu tylko na wakacje i ferie, z bardziej zaawansowaną znajomością czarów nie był w stanie zabić kwiatów matki.
Vitusiu, ale co ci te frezje przeszkadzają?
Kurwa, przeszkadzają.
Vitowi wiele rzeczy przeszkadzało w domu rodzinnym, poza kwiatami. I matką oczywiście i jej dwoma trybami emocji rysujących się na bladej twarzy. Pierwszy to teatralny uśmiech, którym raczyła wszystkich wokół, drugi to bajkowe zmartwienie, z usteczkami zwiniętymi w ciup, ale brwiami zmarszczonymi najdelikatniej jak się da, bo nie dajcie bogowie jeszcze wyszłyby jej na czole zmarszczki. Z tym zmartwieniem to zawsze się zwracała do syna. Vitusiu nie wypiłeś herbatki. Vitusiu nie podwijaj tak rękawów, pognieciesz koszulę. Vitusiu pan Rypaczek twierdzi, że wybiłeś mu okno na strychu jakimś fajerkiem.
Fajerwerkiem.
Vitusiu ty tak nie możesz robić.
Bo się jeszcze tatuś dowie i ci wyśle wyjca z więzienia i to by było dopiero, co Vitek? Przeraziłbyś się jak jasny chuj, z tej grozy to byś chyba. No nie wiem. Wywrócił oczami.
Teraz to Ty wysyłasz. Matce pocztówki, listy rzadziej. Ani też mógłbyś wysyłać pocztówki, gdyby chciała, ale po co, skoro pewnie zwiedzi z mężem pół świata i będzie mieć z wypraw ładne zdjęcia w kapeluszu z dużym rondem, takim brzoskwiniowym. Na szyi naszyjnik z lokalnych kamieni, taki porządny, od złotnika, a nie ze straganu. W tle wulkan, palmy, kawałek oceanu i ptaki egzotyczne, taki widok by Ania miała z innego balkoniku, z apartamentu w hotelu o najwyższym standardzie.
Tymczasem Vit sypiałby gdzieś dziko na plażach, kąpiąc się w morzu o wschodzie słońca. Jakby ci się Aniu takie wakacje podobały? Na takich niewiele mogłabyś zaplanować, bo wszystko byłoby za bardzo spontaniczne. Decyzje zależne od przeczuć i rzutów monetą. Idziemy w prawo czy w lewo? Śpimy tutaj czy po drugiej stronie wybrzeża? Siadamy czy nie?
Nie. Nie siadamy.
Vitek pokręcił głową, chociaż nie wstał. Gdyby usiadł musiałby zostać na dłużej, a na to sobie pozwolić nie mógł, w końcu przyszedł tu z kimś innym. I Anna najpewniej zaoferowała mu kawałek koca z uprzejmości.
- Muszę wracać do znajomych. Zanim im wpadnie do głowy wrócić po mnie. – No jak byś śmiał ich zostawić. Niech się wytrajkoczą na  zdrowie. Może jednak powinni byli tutaj zostać, zagadać Anię na śmierć, taka jest samotna.
Albo nie. Lepiej nie.
- Chociaż na chwilę cię jeszcze wykorzystam, żeby odpocząć od nich. Przysięgam, że niektóre informacje, którymi mnie zalewają słyszę już piąty raz. – No tak, Vitusiu, jak cię przez tydzień na mieście nie było, to kamraci muszą zadbać o twój poziom wiedzy o wydarzeniach bieżących.
Lewa dłoń ci się trzęsie, pewnie znowu sobie wmówisz, że ze zmęczenia i oczywiście zignorujesz ten objaw kompletnie, sięgając do kieszeni po papierośnicę.
- Jak się miewasz? – Oferuje z grzeczności magicznego papierosa, takiego jak zawsze, od lat, o smaku gorzkiej czekolady, chociaż wie, że najpewniej odmówi. Takie Anie nie palą. Może dopiero po pięćdziesiątce zacznie. To dopełni obrazu cioteczki arystokratki.
Drżąca dłoń z papierosem wędruje do ust, w drugiej ręce różdżka w roli zapalniczki. Dym słodki wydmuchany w górę, leci i rozprasza się w powietrzu, jak to nudne, standardowe pytanie, które przed chwilą padło.
Cecil Yaxley
Cecil Yaxley
Koce Tumblr_mflnakJD3D1rffxo0o5_500
Londyn, Anglia
32 lata
błękitna
neutralny
właściciel hotelu / biznesmen
https://petersburg.forum.st/t746-cecil-yaxley#1694https://petersburg.forum.st/t756-cecil-yaxley#1769https://petersburg.forum.st/t757-pan-smierciozerca#1772https://petersburg.forum.st/t758-tamiza#1774

Sro 13 Wrz 2017, 16:25
Yaxley jeszcze się nie spóźnił.
Ironicznie, gdy ilość pracy jego narzeczonej wraz z czasem zmniejszała się on sam miał coraz więcej do roboty. Jadwiga miała już za sobą jedne przygotowania do ślubu, kończyła rzeczy związane z ich weselem (fakt, on też co nieco przy nim robił, ale jednak głównie wykładał pieniądze na to przedsięwzięcie), realizowała projekty związane z jej domem mody. A Cecil? Cecil zaangażował się mocno w sierociniec, musiał szczególnie zadbać o hotel, w którym miało odbyć się wesele przyszłego państwa Yaxley, pomagał przy badaniach Saskii Godunovej poprzez poszukiwania pewnych szczególnych ksiąg, dbał o swoją i tak nadszarpniętą przez przeklętego Szajpenesza reputację i szukał sposobu na zemstę na mugolaku z Węgier... Ogólnie im dalej w las tym więcej roboty, o której nie powinno wiedzieć dużo osób. O której nie powinien wiedzieć nikt.
Najchętniej w ogóle by się nie pojawił na tej jarmarcznej głupocie. Był w końcu zaręczony, właściwie miesiąc przed ślubem i daleko mu było do stanu zakochania. Wiedział jednak, że dla własnego dobra powinien się pojawić, pokazać, uśmiechnąć i założyć coś zielonego. Nie cenił sobie szczególnie tego koloru, ale dla świętego spokoju zawiązał sobie na szyi ciemnoszmaragdowy krawat. Nie chciał potem wysłuchiwać jaki to zawód swoim zachowaniem przyniósł Wrońskiej.
Przed wyjściem spojrzał jeszcze na swoje odbicie w lustrze wiszącym w przedpokoju. Świetnie skrojony, angielski garnitur (nie rozumiał, czemu narzeczona tak ich nie znosi!) idealnie podkreślał jego zagraniczne pochodzenie. Zostało mu poprawić mankiet, wziąć wcześniej przygotowany bukiet (nie miał pojęcia jaki powinien kupić, postawił więc na taki z kilkoma gatunkami kwiatów) i mógł już się pokazać publicznie.
W okolicy pojawił się już chwilę później - w końcu umiał się teleportować. Gorszy był fakt, że nie wiedział, w którą stronę powinien iść, aby znaleźć te przeklęte koce. A nie widział nikogo, kto miałby odprowadzać zagubionych wielkością wydarzenia ludzi do konkretnych miejsc. Dłuższą chwilę kręcił się więc jak idiota nim spotkał swojego partnera biznesowego, od którego w sprytny, niekompromitujący sposób wyciągnął informację o kierunku, w którym powinien pójść, by odnaleźć polską szlachciankę.
Mijając w większości jeszcze niepozajmowane koce rozglądał się za blondwłosą elegantką. Miał wrażenie, że gdzieś mignęła mu Anna-już-wkrótce-Wrońska, jednak nie interesowała go w żadnym stopniu, więc poszedł dalej. To mu się opłaciło, bo już po chwili ujrzał Wrońską siedzącą z zieloną torebką.
- Good morning, my dear - przywitał się całując ją w rękę. - Pięknie dziś wyglądasz.
Już po chwili w jej ręce trafił również bukiet zwykłych, niemagicznych kwiatów, które - jak podejrzewał Anglik - kobieta wyrzuci już po paru dniach, jeśli nie od razu. Zdecydowanie wątpił w jej uczucie, jakby więc miał wierzyć, że prezenty od niego traktuje poważnie?
Siadając obok niej zdecydowanie tego pożałował - słońce niemal od razu zechciało opalić mu skórę na twarzy. Dodając do tego fakt, że ubrał swój ukochany strój godny dżentelmena, który zdecydowanie za chętnie wchłaniał ciepło zaczął rozglądać się za lepszym miejscem do "odbębnienia obowiązku".
- Może usiądziemy w cieniu? - zaproponował widząc koc rozłożony pod drzewem.
Chyba zaczął się przegrzewać.
Anna Wrońska
Anna Wrońska
Koce Tumblr_mskalzWI2k1snyyflo4_250
Moskwa, Rosja
28 lat
czysta
za Starszyzną
tłumaczka w Ministerstwie Magii
https://petersburg.forum.st/t594-anna-lefevre#1014https://petersburg.forum.st/t706-anna-lefevre#1482https://petersburg.forum.st/t707-anna-lefevre#1483

Czw 14 Wrz 2017, 01:30
Vitusiu, ale ty naprawdę nie możesz tak robić. Kwiaty to dla kobiet rzecz bardzo ważna. Kiedy się obsadzi balkonik kwiatami ma się pewność, że przynajmniej jedna rzecz w domu będzie zawsze pięknie wyglądać i pachnieć. Można być tak jakby spokojniejszą o los swój i domowników.
W aninym domu rodzinnym z kolei kwiatów nie było. Nie takich w doniczkach przynajmniej. Były wielkie bukiety, które dostawała matka w podzięce od uczennic, które zdobyły wyróżnienie na konkursie pianistycznym albo uzyskały certyfikat znajomości francuskiego. I te, które dostawała od ojca na rocznice ślubu, urodziny, imieniny, dzień matki, dzień babci i dzień stoczniowca też.
Kwiatki byś matce wysłał, Vitusiu, nie pocztówkę.
Wszędzie, gdy już wydostali się z kurortu, kupowała kartki z widoczkiem i znaczki pocztowe w ilości znacznie większej, niż to konieczne. I z pozdrowieniami wysyłała mamie i tacie, jak prosili. W końcu cieszyli się zawsze bardziej niż ona, gdy przychodziło lato i wraz z drogim Konstantym – w ramach ocieplania relacji i cementowania interesu rodzinnego ubijanego na planowanym małżeństwie – wsiadała na statek albo do pociągu, by przez tydzień lub dwa (nie) cieszyć się słońcem w jego towarzystwie.
Plaża, palmy, białe mury i wysokie góry – niewątpliwie było przed nią co najmniej jeszcze ze dwa razy tyle miejsc do zwiedzenia niż miała za sobą. A podróż pociągiem do Petersburga, by przejść przez lustro w pierwszym dniu szkoły, kiedyś wydawała jej się wyprawą na koniec świata.
Czyli świat jakby się rozrósł, chociaż ona wcale nie urosła aż tak dużo, nie czekając aż zmienią się jej strachy i przyzwyczajenia. Zawsze będzie lubiła jeździć pociągiem i zawsze będzie rozsyłać pocztówki, nawet jak całkiem zabraknie już tych, którzy o nie prosili. I interes już dawno będzie ubity.
Może i jemu mogłaby przysłać pocztówkę. Całusy ze słonecznej [tu wpisz nazwę popularnego celu podróży bogatych snobów] przesyła Ania. Ania, bez nazwiska. Na wypadek gdyby drażniło oczy. I to wcale nie jego oczy.
Mówisz, Aniu, jakbyś nie zapisywała całymi stronami w obitych skórką pamiętnikach: Anna W. Wstyd.
Gdyby ją zabrał na takie wakacje, byłaby zachwycona nowością. Przez chwilę. Ale cóż to by była za chwila! Przez chwilę, nawet nie siadając na kocu i kucając niewygodnie, też można wstrząsnąć światem w posadach.
- Nie, dziękuję. – nic nowego, nic się przecież nie dzieje. Z okazji Wesny przyszło mnóstwo ludzi, nawet Vit ma towarzystwo. Musi do nich wracać, proszę, jaki dobrze wychowany. Zbędna Anny grzeczność. I zbędne, jak najbardziej niepotrzebne, to całe odpalanie papierosa.
Dla samych tych gestów chciała się, będąc naiwną piętnastolatką, nauczyć palić. Odpalasz, zaciągasz się, puszczasz dym i czujesz się… lepiej. Nie wiedziała dokładnie jak, bo nigdy nie miała odwagi spróbować. Przyjrzała się za to dłoniom Vita, jak wiadomo powszechnie, ręce saperów są darem z nieba.
Trzęsą się? Zamrugała, chyba jednak nie. Łyknęła cydru, skoro już jej przyniósł. Był jakby kwaśniejszy niż poprzednia porcja.
Skoro chciał odpocząć, kim była, by mu relaksu zabronić. Przeciwnie, mogłaby mu nawet udostępnić trochę ze swojego cienia jak lipa Kochanowskiego. Jest taka milutka w obyciu, łatwo przy niej odpocząć. Takie pięciominutowe wakacje.
Idziemy w prawo czy w lewo?
- Dobrze, dziękuję. – no Ania to idzie przed ołtarz, stąd to będzie chyba w prawo. Odpowiada wyuczoną formułką, bo nie wypada tak o sobie ciągle. – Dziwnie. – dodała jednak po chwili. Ale to chyba nie przez zapach gorzkiej czekolady. Wcześniej chyba też tak było.
Słońce świeciło jej w oczy, a że tam, gdzie nie świeciło był Vit, z dwojga złego w wyborze pomiędzy patrzeniem mu w oczy albo na ręce, padło na ręce. I jednak się trzęsły.
- Wszystko z tobą w porządku?
Bogna Nicicka
Bogna Nicicka
Koce Tumblr_p287rtL7UT1r7zm5qo10_400
Sosnowiec, Polska
20 lat
półkrwi
neutralny
modelka Wrońskiej
https://petersburg.forum.st/t633-bogna-ignacja-nicicka#1124https://petersburg.forum.st/t636-bogna-nicicka#1140https://petersburg.forum.st/t637-bimbrowniczka#1142https://petersburg.forum.st/t638-sosen

Sob 16 Wrz 2017, 13:44
Trochę dziwnie się czuła w tych nowych ubraniach.
Kupiła je sobie w końcu dopiero na koniec kwietnia, na próbną sesję zdjęciową u Jadwigi. Naprawdę jej zależało na zmianie pracy, nic więc dziwnego, że wyciągnęła pieniądze na czarną godzinę i kupiła sobie troszkę lepsze łaszki. Jakoś chciała wierzyć, że ten raczej niezauważony przez projektantkę modową "gest" zostanie pozytywnie zauważony i wpłynie na jej opinię. Czy wpłynął? Nie miała pojęcia. Miło jednak było usłyszeć, że rzeczywiście aparat ją lubił i nadawała się do tej roboty. Fakt, nie podpisała jeszcze ani umowy, ani nie wiedziała ile będzie zarabiać oraz pracować, jednakże podobno miała dostać takową na dniach. Tymczasem powoli kończyła robotę w "Lelu i Polelu". Nicicka już zdążyła złożyć wypowiedzenie (co pewnie było głupotą) umawiając się, że przepracuje jeszcze parę dni, aby dostać wypłatę za cały miesiąc. Nie chwaliła się gdzie teraz pójdzie nie chcąc budzić zazdrości i zawiści, jednakże szczerze smutna zaczynała się już żegnać z koleżankami z pracy. Co jak co, ale tej niepowtarzalnej atmosfery będzie jej brakować.
W ramach odpoczynku po tej zmianie życia postanowiła zajrzeć na jarmark zorganizowany z okazji święta Wesny. Przypominał jej trochę beztroskie czasy szkolne, podczas których całe Koldovstoretz i spora część Petersburga potrafiła spędzić całą noc na świeżym powietrzu puszczając wianki na wodzie czy tańczyć do białego rana.
Bogna czuła jednak, że w trakcie tego wyczerpującego okresu zmian nie ma ochoty na całonocną zabawę.
Chodząc z miejsca na miejsce napotykała starych znajomych, obecnych przyjaciół i zupełnie nieznanych jej ludzi chętnie zamieniając od czasu do czasu parę słów. Nie mogła jednak w porównaniu do większości zgromadzonych znaleźć swojej grupki, z którą korzystałaby z wszelkich dostępnych atrakcji. Zmęczona ciągłym chodem postanowiła znaleźć sobie jakiś wolny koc, na którym mogłaby przysiąść i chociaż przez moment odsapnąć.
Rozglądając się za takowym skierowała się najpierw ku drzewom licząc na to, że znajdzie sobie miejsce w cieniu. Gdy jednak spojrzała w bok zauważyła znajomą sylwetkę. Nie żeby go jakoś dobrze znała, ale Vita doskonale kojarzyła z widoku, gdyż już co najmniej kilka razy mieli okazję się spotkać z powodu Izoldy - zdarzało jej się w końcu zapraszać swoich przyjaciół na kawę. Jakoś nie umiała mu się nie przyglądać i tak teraz też nie powstrzymała się od zerknięcia co on też wyczynia.
A wyczyniał. Rozmawiał z jakąś rudą, elegancką kobietą, której dziewczyna w ogóle nie kojarzyła. Na wypadek więc wolała do niego nie podchodzić - kto wie czy nie przeszkodzi mu w czymś ważnym?
Mając jednak jakąś nadzieję - sama nie wiedziała na co - uśmiechnęła się i pomachała do niego. Przerywać czyjąś rozmowę zawsze jest głupio, ale przywitać się na odległość? To raczej nie grzech.
Vit Halíček
Vit Halíček
Koce Tumblr_nb09k1hiV11qzbjx5o1_500
Bratysława, Czechosłowacja
28 lat
czysta
za Raskolnikami
saper / pirotechnik
https://petersburg.forum.st/t932-vit-halicek#2967https://petersburg.forum.st/t935-halicek-vithttps://petersburg.forum.st/t933-dla-mnie-bombahttps://petersburg.forum.st/t934-cypisek

Pon 18 Wrz 2017, 20:26
No i co? Pozwoliłbyś jej na taką ilość kwiatów na balkoniku? Nie, oczywiście, że nie, bo zbyt wielkie ma to dla ciebie znaczenie. Poszedłbyś na kompromis, to na pewno. Kilka doniczek, ale najlepiej z paprotkami. Paprotki lubisz. Ale nie te śmierdzące, ohydne, kolorowe kwiaty, które przyprawiają cię o ból głowy gdy tylko o nich myślisz. I to nie tak, że nie kupujesz kobietom kwiatów z okazji różnych. Ale zawsze wybierasz te, których na darmo szukać na urodzinowych kartkach. Polne kwiaty na przykład, o. Co niekoniecznie się podoba tym kobietom, bo tak sobie dotychczas wybierałeś te panienki, że pole to do nich nie pasowało wcale.
Matce to by się też nie spodobały, ale jej akurat to ani zwiędniętego by nie wysłał. Taki z niego wyrodny Vituś.
Wszystkie matczyne listy chowa do szuflady, tam też wylądowałyby w końcu te całuśne aniowe pocztówki, najpierw oczywiście wisząc na lustrze, przez jakiś czas, dopóki by się nie znalazły nowe. Albo dopóki by nie spadły na ziemię, takie niechciane już, z zagiętym rogiem.
Zbędne faktycznie, jak to odpalanie papierosa, z którym przecież mógłby się powstrzymać, ale przecież jak tak spora część społeczeństwa zakodowane ma w tej tykającej głowie, że fajka równa się przerwie. Już nawet nie robi się przerwy na papierosa. Teraz zapala się papierosy, żeby mieć chwilę przerwy.
Na przykład od takich znajomych, których chciał wypatrzeć w tłumie, żeby przypadkiem jednak ich nie zgubić i nie musieć potem wysłuchiwać pretensji, ale zamiast głośnej gromady ktoś inny mu się jawi, o wiele przyjemniejszych od tamtych. Smukłe nogi, którym ostatnio się ukradkiem przyglądał, dopóki w końcu nie dotarło do niego pytanie z cukrem czy bez?.
Bez.
Albo nie. Albo jednak. Jednak niech będzie bez.
Przecież ze słodyczy najbardziej lubi kobiety.
A taka jedna to mu się nawet bardzo słodko jawiła, ale odwrócił wzrok na spódnicę w grochy, w końcu ważne dyskusje się tutaj toczą. Tylko, że powoli. Może to lepiej, co? Szybko w waszym wykonaniu nie skończyło się dobrze. Ale to pewnie jego wina. To Vit przecież lubił działać prędko i bez zahamowań, dlatego nigdy na proste pytanie o stan rzeczy nie mógłby odpowiedzieć dobrze, dziękuję.
Dziwnie? Masz jego zainteresowanie. Po części.
- W pozytywnym, czy negatywnym tego słowa znaczeniu? - Lepiej by było dla ciebie, Aniu, gdybyś po prostu czuła się dziwnie z powodu chaosu związanego z weselem. Bądź co bądź trochę się na nie naczekałaś, masz pełne prawo do tego dziwnostanu.
Nawet nie musiał spoglądać na dłoń, żeby wiedzieć, że o to pyta. Bo o co miałaby. Zmrużył oczy i kiwnął głową.
- Jestem przemęczony. Ostatnio bardzo dużo pracuję. – Też prawda. I najpewniej będzie tej pracy jeszcze więcej, ale nie czas teraz na to. Ani na narzekanie, co to pannę Anię obchodzi, nie zanudzaj biedaczki, już i tak na pewno męczy się tobą tutaj. Ale to jeszcze tylko chwileczkę, bo Vit znowu w prawo spogląda, mając nadzieję, że zanim wróci do znajomych zdąży się jeszcze przywitać z Bogną, ale nie znajduje jej wśród przechodniów. Wyłapuje ją jednak w ostatniej chwili na kocu i nie bardzo może poradzić na to, że zamiast po ludzku odmachać przygląda się dziewczątku zdecydowanie za długo, żeby pozostało to odebrane jako neutralne, uśmiechając się w końcu powoli. Bo taka miła jest dla oka.
Gratulacje Vit, właśnie wykorzystałeś swój bon na chwilę kontemplacji, możesz już wrócić do życia w pośpiechu.
I do rozmowy z Anią. Jesteś jej winny uwagę, dopóki sobie stąd nie pójdziesz. Te parę koców dalej.
Anna Wrońska
Anna Wrońska
Koce Tumblr_mskalzWI2k1snyyflo4_250
Moskwa, Rosja
28 lat
czysta
za Starszyzną
tłumaczka w Ministerstwie Magii
https://petersburg.forum.st/t594-anna-lefevre#1014https://petersburg.forum.st/t706-anna-lefevre#1482https://petersburg.forum.st/t707-anna-lefevre#1483

Sro 20 Wrz 2017, 02:16
Zastanawiała się krótko. Właściwie nie zastanawiała się w ogóle, milczała na pokaz. Już miała zapytać, co właściwie ma na myśli mówiąc, że jest pozytywne znaczenie czucia się dziwnie, ale przecież ta nowość. Spanie na plażach i kąpiele o wschodzie słońca. Albo pokazy fajerwerków o jego zachodzie. Na pewno czułaby się dziwnie. I w żadnym razie źle.
- Negatywnym. – Vit pewnie pamięta, że była bardziej zdecydowana. I bardziej spięta. Wyrazista, ten jeden przedziwny raz w historii ich znajomości. A przez te trzy lata, gdy widywali się na tyle rzadko, by teraz niezręcznie było im pytać nawet, jak minął dzień (musieliby pewnie pytać, jak minęły ostatnie trzy-cztery miesiące), z każdym dniem zbliżającym ją do ślubu powinna czuć coraz większą ulgę. A tymczasem ulgi nie ma. Ale żeby było jasne, wątpliwości nie ma również. Annie trudno byłoby wytłumaczyć, co właściwie jest. Ale on przecież nie chce tego wiedzieć. Dlaczego miałby chcieć słuchać jej rozterek, skoro nawet usiąść na jej kocu nie chce? Tak nie można. Jest wiosna, jest wesoło. Ma na dowód zieloną apaszkę.
Dziwnie. W takich słodko pachnących kwiatach pewnie panoszą się owady. A te owady buczą jak szalone, kiedy się na balkoniku z książką usiądzie, to hałas przeszkadza. Jak tykanie dwudziestu zegarków, a każdy na swoją melodię. Do takiej Ani też pole za nic nie pasuje, chociaż lubi słoneczniki. Ukąsiłaby ją osa i ze spuchniętą kostką i łzami w oczach zaordynowałaby powrót ze spaceru.
Ile ty masz lat, kobieto. Te miny, te spódniczki, te wyobrażenia o świecie. I na domiar wszystkiego te słoneczniki.
A wiesz, że żółty to kolor zazdrości?
Vitowy profil był bardzo interesujący, ale tylko przez chwilę ciekawił naszą Anię bardziej niż widok, na który saper skierował swoje spragnione atrakcji oczy. Anna przystroiła swoją twarz niewielkim uśmiechem (takim, jaki maluje się na portretach i który nie wyraża absolutnie nic). Sekundy, które zabrało sobie zrozumienie na dotarcie do mózgu panny Ani, minęły jednak szybko jak to zwykle sekundy i zanim jakby z przestrachem odwróciła głowę, usta ułożyły jej się w bezgłośne, nieco zdziwione – a może tylko rozczarowane – „o”.
Cóż mogła mu powiedzieć? Jak jej przykro, że się zapracowuje? Zapytać, dlaczego? O czym próbuje nie myśleć? A może ładuje się w te materiały wybuchowe, żeby wreszcie ze sobą skończyć?
Jak na kogoś, kto lubi wszystko szybko, dwadzieścia osiem lat to i tak już całkiem sporo czasu.
Ale przecież żadne z nich nie miało tych dwudziestu ośmiu lat naprawdę. Może i za parę lat, pewnie koło dziesięciu, w rudej grzywie Ani zaczną pobłyskiwać siwe włosy, a w żylastość Vita wkradną się zmarszczki od ciągłego ściągania brwi. Nadal będą niezawodnym duetem – Piotruś pan oglądający się za osiemnastkami i wiecznie bojąca się latania Wendy, która na dobrą sprawę wcale Piotrusia nie lubi.
Na cholerę wam było dorastać. Po coś macie w końcu te różdżki, żeby – póki jeszcze był czas – jakoś temu zapobiec. Chciałaś dać się zamknąć we fiolkę, Aniu, pamiętasz? Nie mieć lat dwudziestu ośmiu, a wciąż tylko dwadzieścia, jak atrakcja, którą cieszyły się oczy Vita.
Fakt, ma ładne nogi.
Nie chcę cię zatrzymywać, jeśli musisz gdzieś teraz być. Coś takiego mniej więcej powinna teraz powiedzieć. Czyli nie powiedzieć mu nic i wywalić z kocyka, chociaż kocyk odtrącił. Ale Ania czas szanuje i od czasu się uczy.
Przejmie się tym jego przepracowaniem, czy zmusi, by słuchał jej marudzenia? Tak czy owak, zapowiadało się, że Ania w spódnicy w grochy wypadnie dosyć żałośnie.
- Vit?
Może jednak nie chce go zatrzymywać. Może tylko lubi jak pachnie ten dym i wystarczyłoby wziąć tego głupiego papierosa.
Vit Halíček
Vit Halíček
Koce Tumblr_nb09k1hiV11qzbjx5o1_500
Bratysława, Czechosłowacja
28 lat
czysta
za Raskolnikami
saper / pirotechnik
https://petersburg.forum.st/t932-vit-halicek#2967https://petersburg.forum.st/t935-halicek-vithttps://petersburg.forum.st/t933-dla-mnie-bombahttps://petersburg.forum.st/t934-cypisek

Sob 30 Wrz 2017, 20:59
Pamięta. Pamiętał? Jaka była wyrazista. Jak go prawie ugryzła oburzona w łopatkę, przecież poczuł wtedy te koniuszki górnych zębów, ale nie zdążyły się wbić porządnie, bo podrzucił swoim workiem robiąc krok pod górę. Ale co z tego, kiedy osi czasu ich znajomości przygoda trwała chwilę zaledwie i bardzo szybko rozpłynęła się w powietrzu, nie mając teraz żadnego już znaczenia. Żadnego w kontekście ich nikłej relacji, żadnego dla Vita i dla Anny.
Negatywnym.
I tyle, bo i co ma mu odpowiedzieć. Na pytanie, które przecież mógłby dla siebie zachować, bo koniec końców jak bardzo są teraz z tym zalążkiem sięgania do siebie (po siebie?) nie na miejscu. Nie na miejscu towarzysko, na tym kocu też. Nie powinni razem siedzieć.
Na tej wycieczce też by się nie dogadali, bo Vituś wcale by nie posłuchał Ani, bo użądlenie osy to nie jest powód do powrotu. Do płaczu może trochę. No ale pokaż no, tę kostkę spuchniętą, ojoj taka jest czerwona, taka okrąglutka, no już już, tu się poczaruje, tam zawinie, jeszcze ucałuje i iść można dalej, przecież tyle jest do odkrycia, tyle ścieżek przed wami, tyle kwiatów, którym życzyć trzeba rychłego zwiędnięcia.
Nie można Aniu, przez takie małe rzeczy rezygnować z przyjemności. Nie ma sytuacji bez wyjścia. A Vit bardzo nie lubi sobie odmawiać sposobów na urozmaicenie życia (jakby nie dość miał już adrenaliny). Tylko widzisz Aniu, bo on dawno już nie jest tym chłopcem jaki ci się w głowie jawi za każdym razem, gdy o nim pomyślisz. I nie do końca wiadomo czy kiedykolwiek jego profil się pokrywał w większości z tym, co masz zakodowane. Bo faktycznie, dwadzieścia osiem lat to dużo i za dużo już w jego mniemaniu, aby oglądać się za młodymi nogami ot tak. Ty sobie weszłaś na kolejny etap, albo raczej próbujesz od paru lat i wygląda na to, że dopniesz swego w końcu, nawet, jeśli to dziwne. I Vit też bardzo chciałby. Ale nie znalazła się jeszcze taka, która miałaby ze stali nerwy, ani taka, co by go poważnie traktowała, bo w waszym wieku panny mają już wymagania. Często majątkowe. Pozwala więc sobie Vit żyć tym trybem, którym żył do tej pory, bo co mu pozostaje.
(Wiele, ale przecież nie zacznie sam sobie stawiać warunków, to bez sensu. W jego mniemaniu.)
- Słucham cię. – Jakie uprzejme, jakie oderwane od tej rozmowy, jak to pytanie niepozorne. Jeśli chcesz się teraz pożegnać z nim Aniu, to przynajmniej w oczy spójrz, na do widzenia to wręcz należy. Tak, aby wybrnąć z tej rozmowy z twarzą jeszcze. Chociaż więcej ciężkich rzeczy w waszych głowach padło, niż z ust faktycznie.
Anna Wrońska
Anna Wrońska
Koce Tumblr_mskalzWI2k1snyyflo4_250
Moskwa, Rosja
28 lat
czysta
za Starszyzną
tłumaczka w Ministerstwie Magii
https://petersburg.forum.st/t594-anna-lefevre#1014https://petersburg.forum.st/t706-anna-lefevre#1482https://petersburg.forum.st/t707-anna-lefevre#1483

Pon 02 Paź 2017, 22:24
Przecież zna się na wybuchach, powinien wiedzieć, jak to jest. Jedna, zaledwie moment trwająca, jaskrawość, której nie zapowiada nic prócz chwili syku, którą zajmuje wypalenie się lontu i szlus. Potem już nie ma na co czekać, choćby się wpatrywało w leżącą smętnie na chodniku pozostałość po bombce z intensywnością, na jaką zasługują płótna Picassa.
W końcu trzeba kiedyś wyjść z galerii i chociaż przed samym sobą przyznać, że nic się z tych bohomazów nie rozumie.
Skończ, Aniu. Nie rozumiesz, dlaczego tak bardzo chcesz, żeby nadal z tobą rozmawiał, poświęcał ci uwagę, której od innych masz przecież dosyć. Każdy czegoś chce od ciebie, każdy gotowy planować twój czas.
Czas, czas. Jeśli można w ogóle powiedzieć, że to nie przypadkiem dostaliście go w ogóle i że to nie był błąd, jakaś niewprawna mała spiralka chaosu zapoczątkowana zdezelowanym rowerem, to nie mieliście go za dużo; trochę schowałaś sobie na potem, ale wypada i te odrobinę kiedyś zapomnieć. Kiedy stuknie jej trzydziestka, przyjdzie też czas na remanent. Nic od niego nie chce. Ale on słucha, taki grzeczny. I niezainteresowany i to chyba dopiero prawidłowa reakcja. Nie to, co Ania wyczynia.
Ostatnia chmurka dymu i tyle. Niech sobie idzie do długonogiej atrakcji, a ją, model skąd inąd bardziej retro i oklepany, zostawi na kocyku dla nieświeżych panien młodych. Wcale go nie chce tu zatrzymywać.
- Przyjdziesz na ślub? – a miało być eleganckie „do widzenia”. Jak to „cześć”, które jej się też należało, ale nie dostała. I wyszło jak to zwykle im wychodzi. Niezręcznie.
Ale może chociaż niech zobaczy, że poszła do przodu. Że wcale nic nie miało być, bo mimo niewielkich przeszkód (i jednej kolosalnej pod postacią zniknięcia narzeczonego), trzymała się wytyczonego toru z wytrwałością, której nie mają dziewczyny, jakie on lubi.
Jak przyjdzie i zobaczy, może wszystko będzie na swoim miejscu w rudej aninej głowie. Niedomknięte się pozamyka i zaraz razem z obrączką przyspawa.
Żeby wyimaginowane przez ten czas do rozmiarów słonia nic przypadkiem jej z hukiem nie wypadło.
- To za dwa tygodnie. Jeśli masz inne plany, rozumiem, ale… czuj się zaproszony. Jakiś czas temu wysłałam ci też zaproszenie orłem.
Może też się chłopak zainspiruje do poczynań matrymonialnych. To w końcu całkiem przyjemne, tak planować najważniejsze rzekomo wydarzenie w życiu, jakby po nim wszystko miało być inaczej; nie czekały jej przecież sztampowe problemy nowożeńców: mieszkanie, długi, praca; rzeczy poważnie nadal mogła traktować hobbystycznie. A szczegóły nieistotne i sprawy dawno minione niepotrzebnie zbyt poważnie.
Anna doskonale wie, co się należy. Patrzy w te przemęczone oczy, jakby chciała policzyć przekrwienia białek i zastanawia się, czy przez to zmęczenie nie runie z tej swojej chłopięcości prosto w starość, nie doświadczając przedtem dojrzałości, którą mogłaby…
- Nie chcę cię zatrzymywać. – no, widzisz Aniu. Jak chcesz, to potrafisz.
Jadwiga Yaxley
Jadwiga Yaxley
Koce Tumblr_nn0pskOI471s2knhwo4_400
Kaliningrad, Rosja
24 lata
błękitna
za Starszyzną
kobieta biznesu, ikona mody i pasożyt swojego męża
https://petersburg.forum.st/t566-jadwiga-dobrawa-wronska#942https://petersburg.forum.st/t843-j-d-wronskahttps://petersburg.forum.st/t660-panna-jadzia#1245https://petersburg.forum.st/t766-coco

Sob 07 Paź 2017, 13:13
Kwiaty. Dobrze, że przyszedł z kwiatami, Jadwinia lubiła bukiety. Projektantka uśmiechnęła się do Cecila uroczo, chętnie przyjmując wiązankę i zaraz składając ją sobie na kolanach.
Dziękuję, kochanie. — W swojej skromnej opinii zawsze wyglądała olśniewająco, ale nawet rutynowe komplementy przyjmowała z rozkoszą. Panna Wrońska uwielbiała, gdy doceniano jej urodę i styl, o którym myślała, że jest najwspanialszą definicją klasycznej elegancji połączonej z modowym wizjonerstwem; uważała się za przyszłą reformatorkę rosyjskich gustów i zachodnich standardów. Przyszłość należała do Jadwigi, sygnowana była schludnym logo jej domu mody i była pewna, że za kilka lat wszyscy ważni Anglicy będą nosili jej garnitury, a bogate Francuzki będą wirować w jej jedwabnych kreacjach.
Wtedy ubranie Cecila będzie skandalicznym pokazem braku smaku. Naprawdę nie wiedziała, jak mężczyzna może uważać ten garnitur za godny dżentelmena, skoro tak okropnie na nim leżał! Jego sylwetce o wiele bardziej pasowały rosyjskie kroje, łagodziły nieco jego bardzo ostre rysy twarzy i…
Wdech, wydech, Jadziu. Nie nakręcaj się. Jest kilka ważniejszych spraw, o których trzeba porozmawiać, pamiętasz?
Och, dobrze — zgodziła się projektantka. Zgarnęła swoje rzeczy i ruszyła prędkim krokiem w stronę koca, na który cień rzucał rozłożysty dąb. Szybko zajęła swoje miejsce i zaraz, gdy tylko mężczyzna usiadł obok, ściągnęła okulary przeciwsłoneczne.
Wiesz, mam coś dla ciebie. — Od tego zacznijmy. Kliknęło zapięcie jej bajecznej torebki; Jadzia pochyliła się nad nią, pozwalając, by kurtyna złotych loków na chwilę ukryła jej zaaferowaną minę. Z powiększanymi magicznie torbami był ten problem, że trudniej było w nich cokolwiek znaleźć – a Wrońska już przecież gubiła się w zawartości swoich mugolskich vuittonówkach. Tak, może arystokratce nie przystało nosić vuittonówek, ale Polka miała silną potrzebę posiadania drogich wyrobów z Zachodu, nawet jeżeli te po jednym założeniu skazane były na zbieranie kurzu w jej garderobie wielkości przeciętnego mieszkania niższej warstwy społecznej.
Coś rudego mignęło jej pomiędzy skórzanym portfelem a szkicownikiem pełnym projektów.
Rychezia! — syknęła Jadzia możliwie cicho, licząc, że Cecil nie usłyszy. Jest tu dość głośno, może będzie miała szczęście. — Do domu!
Nie będzie jej przecież po wyjątkowej torebce od Avetisyan buszować!
Jadwinia wsunęła głębiej dłoń do środka; teraz jej ramię tonęło w torbie. Złapać wredotę, dyskretnie wypuścić ją na trawę, żeby poskakała sobie po drzewach, uśmiechnąć się przepraszająco do Cecila, wręczyć mu pudełeczko, wcześniej żartując z bałaganu w damskich torebkach. Proste? Proste.
Ała!
Wrońska pisnęła z przestrachem – jak oparzona wyciągnęła rękę przy akompaniamencie huku zwalających się książek (czy to te najnowsze numery brytyjskiej „Czarownicy”, które ostatnio zamówiła?). Pomarańczowa plama wyskoczyła z torebki tak szybko, że nie dało się zauważyć, co to właściwie jest: odbiła się od ramienia zszokowanej krawcowej i pobiegła gdzieś hen, zostawiając za sobą swoją wstrząśniętą panią z lekko uniesioną dłonią, której palec wyraźnie krwawił.
Zakażenia można dostać.
Kobieta obróciła powoli głowę w stronę swojego narzeczonego, nie wiedząc, co powiedzieć. Po chwili przerażającego milczenia wykrztusiła z siebie:
O Jezusie, a jak mi nie wykryli zmorzycy?
Chapeau bas, Jadwiniu, chapeau bas.
Cecil Yaxley
Cecil Yaxley
Koce Tumblr_mflnakJD3D1rffxo0o5_500
Londyn, Anglia
32 lata
błękitna
neutralny
właściciel hotelu / biznesmen
https://petersburg.forum.st/t746-cecil-yaxley#1694https://petersburg.forum.st/t756-cecil-yaxley#1769https://petersburg.forum.st/t757-pan-smierciozerca#1772https://petersburg.forum.st/t758-tamiza#1774

Nie 29 Paź 2017, 16:10
Z całą swoją niechęcią do dziwactw wej przyszłej żony musiał przyznać, że ona jednak miała szansę osiągnąć zawrotną karierę - albo ze swoimi projektami inspirowanymi też z tego co słyszał mugolską modą (tfu!) spaść na samo dno i zmuszając go do pospłacania jej długów. Póki co wolał jednak nie brać pod uwagę tej opcji i pocieszać się myślą, że choć nie wchodzi w związek małżeński z kobietą, z którą miał szansę by się dogadać, to chociaż z taką, która wygląda, osiąga jakieś sukcesy i pochodzi z szanowanego rodu.
Swojej prawdopodobnie głupiej decyzji będzie żałować później.
Teraz był tego bliski - przez niepokojącą chwilę miał wrażenie, że Jadwiga znowu się przyczepi do jego garnituru. Dla niego to była niedorzeczność - uwielbiał ten krój, wszyscy chwalili, jak dobrze w nich wygląda, a tymczasem przyszła pani Yaxley najchętniej wszystkie angielskie rzeczy by mu z szafy wyrzuciła. Dla niej zmienił wyznanie, aby nie było problemów ze ślubem, dla całej familii Wrońskich przyuczył się do nauki rosyjskiego, aby być w stanie z każdym z rodziny normalnie się porozumieć, był gotów wspomóc projekty swojej narzeczonej z pomocą pieniędzy i ogólnie starał się dostosować do tutejszych standardów. Czy naprawdę to taki problem zostawić mu chociaż ukochane, angielskie garnitury?
Gdy narzeczona się zgodziła dość żwawo przenieśli się w obręb cienia rozłożystego dębu. O dziwo mało który koc pod nim był zajęty. Czyżby prócz odporności na mróz Rosjanie mieli też odporność na gorąco? Patrząc na równie przegrzaną Wrońską trochę w to wątpił.
- Och, to miło z twojej strony - powiedział. Z jednej strony ciekawiło go co takiego może mu dać kobieta (zapewne jakąś popierdółkę), z drugiej za bardzo mu nawet nie zależało, by coś dostać. Wiedział jednak, że nawet jakby prezent od Jadzi był ostatnią rzeczą, której by chciał na tym świecie nie może tego okazać, powstrzymał się więc od pokazania jakichkolwiek emocji. Może i powinien się bardziej postarać, jednak w tej chwili chciał się tylko trochę ochłodzić w cieniu.
Kiedy Polka grzebała w torebce w poszukiwaniu prezentu Yaxley nie zwracał uwagi na jej szepty w stronę skórzanego wyrobu, tylko zachwycał się lekkim wietrzykiem, który właśnie zawiał. To było właśnie to, czego tak bardzo potrzebował! Wreszcie zaczął czuć, że wraca do żywych. Jednak w momencie, gdy usłyszał jej pisk przeklął w myślach wiedząc, że powinien się nią zająć. Nawet - jak to miała w zwyczaju - jeśli jej problemem miała okazać się jakaś totalna głupota.
Spojrzał na jej minę, spojrzał na jej rękę i już wiedział, że nad takim głupstwem może wpaść w niezłą panikę. Westchnął głęboko licząc, że ten atak w miarę szybko jej minie, jednakże na to się nie zapowiadało. Palec zbyt wyraźnie krwawił i nawet pomimo tego, że Yaxley siedział te parę centymetrów od Jadwigi to i tak widział mieniącą się w świetle słońca krew. Po chwili Wrońska wykrztusiła z siebie sugestię, że grozi jej śmierć z powodu braku kompetencji magomedyków i Cecil naprawdę ledwo co powstrzymał się od wywrócenia oczami. Zamiast tego postanowił spróbować ją uspokoić.
- Nie znam się na chorobach, ale z tego co wiem ta akurat powinna zostać wykryta już dawno. A skoro jej nie stwierdzono na pewno nic ci nie grozi - spróbował przemówić do jej logicznie myślącej części jestestwa. - Masz coś do odkażania? Pogrzebać ci w torebce?
Cudowne widowisko muszą tu robić. Gawiedź na pewno jest zachwycona oglądając zszokowaną kobietę i olewającego z lekka całą sytuację mężczyznę.
- Chodź, niech medyk to obejrzy - zdecydował wreszcie przekonując narzeczoną do teleportacji.

Jadzia i Cecil z/t


Ostatnio zmieniony przez Cecil Yaxley dnia Sro 29 Lis 2017, 12:39, w całości zmieniany 1 raz
Vit Halíček
Vit Halíček
Koce Tumblr_nb09k1hiV11qzbjx5o1_500
Bratysława, Czechosłowacja
28 lat
czysta
za Raskolnikami
saper / pirotechnik
https://petersburg.forum.st/t932-vit-halicek#2967https://petersburg.forum.st/t935-halicek-vithttps://petersburg.forum.st/t933-dla-mnie-bombahttps://petersburg.forum.st/t934-cypisek

Pon 30 Paź 2017, 13:04
Ania to tak chyba już ma. Że chciałaby tego Vita zatrzymać jeszcze, jeszcze na chwileczkę, ale nie na długo. Co za dużo to niezdrowo, jeszcze by im głowa pękła, raz na jakiś czas jest w sam raz, a często i tak opłakane w skutkach. Może lepiej by było, gdyby sobie tylko te pocztówki wysyłali, ale nie z podróży, tyko z muzeów, proszę bardzo Vermeer, a tutaj w odpowiedzi dostajesz pana Schiele z niezgrabnym pozdrowieniem, bo Vitusiowi dłonie trząść będą się coraz bardziej, jeśli się nie pozbiera chłopak. Ale tak idealnie pismo jego będzie współgrać z nerwową kreską Schielego i pewnie równie nerwowym rumieńcem Anny na widok tej sztuki zuchwałej.
Ha, ślub. To jest dopiero powód do nerwów.
- Oczywiście, że przyjdę, dzieciaku. – No zaśmiał się i brakuje tylko, do tego dzieciaka, żeby wyciągnął rękę i poczochrał aniną czuprynę rudą i pewnie byłby to zrobił, ale nie chce jej psuć uczesania. Niech się tak nie martwi Ania innymi Vita planami. Przyjdzie, przyjdzie na pewno.
- Z nią. – Wolnym ruchem głowy wskazuje w kierunku Bogny, chociaż wzroku od Ani nie oderwał. Dziwne masz schematy działania, Vitusiu, zawsze patrzysz nie tam, gdzie powinieneś. Tym bardziej, że cię Ania subtelnie z kocyka wygania, na dzisiaj już wystarczy.
- Jasne. – Uśmiechasz się znowu i trochę wraca tej twojej chłopięcości, przebija przez zmęczenie na kilka chwil, z daleka to prawie można by cię pomylić ze szkolnym huncwotem, ale z bliska widać, że to tylko powłoka.
- Do zobaczenia. – Szybka piłka, bo i nad czym się tutaj rozwodzić. Unosi jeszcze rękę na pożegnanie, kiedy już wstał na swoje nogi patyczaka i idzie, ale wcale nie w stronę, w którą odeszli jego znajomi, tylko z koca na kocyk. Z kwiatka na kwiatek.
Lepiej, żeby Bonia jednak zdecydowała, że ma ochotę na całonocną zabawę, bo bez tego na weselu ani rusz. Tylko najpierw musi ją o to zapytać, czego wcześniej oczywiście nie zrobił. Nie było jeszcze do tego odpowiednich okoliczności.
- Serwus. – Ulubione przywitanie młodzieży lat 90, dekadę później wyparte przez nijakie siemanki i hejki.
Siada. A raczej klęka najpierw. Nie pyta, czy może, a powinien, ale przecież to nie w jego stylu, zawsze po prostu przechodzi do działania i sięga po to, czego chce. Tak, jak teraz, kiedy trochę do Boni sięga, a raczej się nachyla, żeby się z nią przywitać cmoknięciem w policzek, jakby się znali doskonale. Ale to nic, przecież ostatnio podczas jakiejś większej posiadówki wieczornej u dziewcząt na mieszkaniu w ten sposób się właśnie pożegnali. Inna sprawa, że się tak każdy z każdym żegnał, nie tylko Vit z Bogną. Albo Bogna z Vitem. Nieistotne. Nie omieszka jednak odpuścić sobie okazji, żeby zupełnie naturalnym gestem położyć na sekundę podczas tego przywitania dłoń na talii Bogny. Okropny chłopiec, okropny.
Ale trochę też poczuł, że może sobie na to pozwolić. Po długości spojrzeń, które sobie do tej pory rzucali.
- Jak się masz? – Proste pytanie, chociaż mogłoby dotyczyć tego nieszczęsnego wybuchu. Inna sprawa, że Vit pojęcia nie ma, że Bogna była wtedy w pobliżu.
Anna Wrońska
Anna Wrońska
Koce Tumblr_mskalzWI2k1snyyflo4_250
Moskwa, Rosja
28 lat
czysta
za Starszyzną
tłumaczka w Ministerstwie Magii
https://petersburg.forum.st/t594-anna-lefevre#1014https://petersburg.forum.st/t706-anna-lefevre#1482https://petersburg.forum.st/t707-anna-lefevre#1483

Nie 05 Lis 2017, 21:15
To jednak bardzo dobry pomysł z tymi obrazami. Bardziej kulturalne niż bezosobowe pocztówki, których nie chce się wysyłać, można zgrywać intelektualistę (a po tych wszystkich latach pośród książek Ania bardzo lubi się zgrywać). Mogliby jeszcze wysyłać sobie swoje zdjęcia, młodzież czasem tak robi, prawda? A wy nie dorośniecie przecież, Piotrusiu Panie i marudna Wendy, więc także was to dotyczy. Więc mogłaby szczerzyć się do niego z różnych świata zakątków, ale Vituś to przecież jest Vituś – on tak nie lubi ciągle patrzeć na jedną i tę samą dziewczynę, jak zresztą przed chwilą udowodnił. No ale Anna nie ma się mu co dziwić, dziewczyna jest bardzo ładna, a ona nie chce go zatrzymywać, toteż chłopak musi sobie jakoś radzić, taka obrotność się nawet chwali. Więc nie wysyłajcie sobie swoich zdjęć, ani nie łączy was dosyć, by uzasadnić taki sentyment, ani nie chciałaby widzieć, gdyby Vit zmarniał jeszcze bardziej. W swojej dziewczęcej naiwności może wysyłać mu portrety pięknych panien, takie nastrojowe, podpisywać „całusy, Ania” i pamiętać go sobie takim, co czochra jej czuprynę. Albo przynajmniej była święcie przekonana, że to zrobi, bo ten „dzieciak” naprawdę aż się prosił o tak piękne dopełnienie obrazka. Nawet mimo tego (albo właśnie dokładnie z tego powodu), że Anna nie może już takim dzieciakiem być. Dorosła już dawno temu, wszystko było jasno ustalone. Plan, który chciała tylekroć już porzucić, był realizowany i ugrzęzła w pewności wydarzeń przewidywalnych.
To miło, że wiedział już, kogo zaprosi. Mógł nieprzyzwoicie się upić i jako wolny strzelec podrywać wszystkie młode kobiety, jakie będą na weselu. Nie żeby Ania miała o Vicie takie kompletnie złe zdanie, ale przecież mógł. Konstanty niestety bywał w stanie motywującym do podobnych ekscesów, ale liczyła, że tym razem się powstrzyma. W końcu on też wiedział, z kim przyjdzie. I z kim będzie już tak chodził do przysłowiowej usranej.
- Świetnie. – zerknęła na dziewczynę, którą zobaczy uwieszoną na jego kościstym ramieniu, ale nie zastanawiała się zbyt długo, czy widziała ją kiedyś przedtem, albo czy po ślubie zobaczy. Czy kiedy następnym razem przypadkiem spotka Vita, Vit nieprzypadkowo będzie z nią. Bo czemu niby miała się zastanawiać, prawda?
Na dobrą sprawę za bardzo Vita nie lubi. A jak lubi to tylko na chwilę, tylko żeby wypalić papierosa i już trzeba wracać, niewygodnie tak długo siedzieć na tym płocie pomiędzy ich różnymi światami.
- To się widzimy. Gdybyś nie znalazł mnie w tłumie, to ja będę tą na biało. – taki o, nieudolny żarcik, całkiem w stylu podstarzałej cioci Ani, co się próbuje jeszcze ostatkiem sił wkraść w łaski okropnego chłopca, zanim ten pójdzie bawić się z kolegami i wydawać kieszonkowe na głupoty.
A kiedy już sobie poszedł, tamtą panienkę „serwusem” poczęstował, Ani akurat skończył się cydr w kubeczku i cierpliwość, by na niewygodnym kocyku czekać na Konstantego. Przejdzie się, może znajdzie kogoś innego, kto wypali przy niej papierosa.

Anna z tematu
Bogna Nicicka
Bogna Nicicka
Koce Tumblr_p287rtL7UT1r7zm5qo10_400
Sosnowiec, Polska
20 lat
półkrwi
neutralny
modelka Wrońskiej
https://petersburg.forum.st/t633-bogna-ignacja-nicicka#1124https://petersburg.forum.st/t636-bogna-nicicka#1140https://petersburg.forum.st/t637-bimbrowniczka#1142https://petersburg.forum.st/t638-sosen

Nie 05 Lis 2017, 22:08
Ciężko jej było oderwać od niego wzrok. A nie przyszła przecież tutaj dla niego. Choć jakby ktoś się postarał pewnie by z niej wyciągnął, że w sumie nie miała nic przeciwko takiemu "wpadnięciu na siebie", nawet pomimo tego, że Vitek rozmawiał z inną kobietą.
Trochę nieznajomej Ani zazdrościła, zdawało się jej, że rozmawia z nim swobodniej niż jej się póki co marzyło. Choć kto wie, czy to nie była zwykła, zbędna w tym momencie zazdrość.
Póki co jednak zachwycała się słońcem. Kiedy co niektórzy chowali się w cieniu niczym tchórzliwe wąpierze ona łapała witaminę D opalając się trochę przy okazji. Zdawała sobie sprawę, że nie może przesadzić, bo jeszcze Jadwiga Wrońska ją w metaforyczny sposób zamorduje za opaleniznę, jednakże przygotowała sobie w razie czego kapelusz z rondem, więc póki co bez obaw robiła sobie kąpiel słoneczną. Potem niczym arystokratka sama ucieknie w cień.
Licząc jeszcze, że saper zdecyduje się do niej podejść postanowiła posiedzieć tę chwilę sama. W międzyczasie dyskutowała z tymi, którzy przechodzili obok jej koca, a zarazem byli jej skądś znani. Dowiedziała się od koleżanki z "Lela i Polela", że jej dawny szef już znalazł kogoś na jej miejsce, natknął się na nią fotograf Wrońskiej, który odpuścił sobie pogawędkę i tylko się z nią przywitał... Porozmawiała sobie nawet z jakimś dziennikarzyną, który chyba chciał napisać artykuł dotyczący dzisiejszego święta. Wyglądał jednak na tak zagubionego, że Nicicką naprawdę by zdziwiło, jakby umiał napisać trzy zdania, z których wynikałby ciąg przyczynowo-skutkowy.
Doczekała się koniec końców jego przeskoku z koca na kocyk. Choć czy można tak nazwać sytuację, w której on nawet na takowym kawałku materiału nie siada? Jakby gotował się do dalszej podróży.
- Cześć - może i powinna zgromić go wzrokiem, może i powinna uznać to za zbytnią poufałość, po czym krzyknąć na niego i odejść oburzona. Ale w sumie nawet taki niby przypadkowy dotyk ją cieszył, sama nawet niby przypadkiem musnęła go dłonią korzystając z okazji. Na więcej - nawet jakby miała ochotę - nawet by się nie odważyła, za młoda jest by jej świat i mężczyźni nie onieśmielali.
Przez chwilę rozważała co mu odpowiedzieć. W sumie za bardzo w Wybuchu w Muzeum nie ucierpiała. Zresztą nie chciała o tym mówić, jeszcze by zepsuła taką miła chwilę. Postanowiła się więc pochwalić swoim życiowym sukcesem - w końcu po tylu miesiącach poszukiwań wreszcie pracę znalazła.
- Cudownie. Zmieniłam pracę - przyjrzała mu się z uśmiechem. Zauważyła te worki pod oczami i jego ogólne niewyspanie, ciężko byłoby je pominąć. Zmartwiło ją to, uznała jednak, że lepiej tego za bardzo nie okazywać. Może i mało wiedziała o tej silnej płci, ale już się nauczyła, że nie umie się ona przyznawać do własnych słabości. - Nie wyspałeś się chyba, co Vituś?
Myślała, że to ona ma ciężki okres, ale patrząc na kolegę skłonna była uwierzyć, że jej się wiedzie jak pączkowi w maśle.
Vit Halíček
Vit Halíček
Koce Tumblr_nb09k1hiV11qzbjx5o1_500
Bratysława, Czechosłowacja
28 lat
czysta
za Raskolnikami
saper / pirotechnik
https://petersburg.forum.st/t932-vit-halicek#2967https://petersburg.forum.st/t935-halicek-vithttps://petersburg.forum.st/t933-dla-mnie-bombahttps://petersburg.forum.st/t934-cypisek

Pon 06 Lis 2017, 10:01
Zazdrość owszem, była zbędna w tej sytuacji. Tutaj nie ma czego zazdrościć, tylko głową pokręcić, ręką machnąć i iść dalej, absolutnie nie zagłębiać się w źródła tej relacji, która absolutnie niczego wartościowego nie wnosi ani do życia Ani, ani do Vita. Ani, ani, ani. Rozmowy przelotne, które wcale nie są odpoczynkiem, chociaż mogłyby tak brzmieć z zewnątrz, a swoboda to tylko gra, na bezpiecznym poziomie, wypracowana względem siebie uprzejmość i kilka suchych żartów, które nie wiadomo kogo w większe zażenowanie wpędzają. Ale tego też nie widać. Bo z pozoru, jak sobie tak rozmawiają, to ładni są jak z obrazka – idealne na pocztówkę. Ania będzie skupiać uwagę i nie będzie widać vitowego zmęczenia.
Nie masz czego, zazdrościć Boniu, całą swoją relację z Vitem możesz zacząć od zera, od razu wyjaśniając wszystkie niedomówienia, żeby się za wami nie ciągnęły przez lata bezsensownie.
Na twoim kocyku przynajmniej usiadł. Co więcej, bezczelnie się rozsiadł i dalej nie zapytał, czy mu wolno, tylko założył, że sam sobie na tym skrawku materiału grubego ustanowi prawa.
Żeby cię tylko, ten twój obiekt nieśmiałych westchnień Boniu nie przyprawił o zawał, bo Vit chyba nawet nie do końca zdaje sobie sprawę, jak bardzo swoim zachowaniem może młode panny onieśmielać. Przecież on zawsze, po prostu, jest sobą.
Gdybyś go upomniała, że pozwala sobie na za dużo, to owszem, zapamiętałby to sobie i wziął uwagę do serca, ale z takim chłopięcym uśmiechem, że nic, tylko zdzielić go w łeb. A potem jeszcze raz.
Za to, że się tak bezczelnie na kocu kładzie, chociaż się cały nie mieści i można by go teraz w ten koc zawinąć, jak tak leży na boku, podpierając głowę rękę i przyglądając się Boni. Zrobić z niego tortille, żeby się tak nie gapił. Bo sobie pozwolił spojrzeniem zawędrować do tych nóg, najpiękniejszych na całym święcie Wesny.
- Tak? W takim razie gratuluję, gdzie pracujesz? - Ciesz się z sukcesu koleżanki, bo kiedy na ciebie pora przyjdzie nie będzie ci tak do śmiechu. Jeśli nie zepsujesz teraz niczego to może nawet cię Bonia pocieszy.
- Powinniśmy to uczcić. Wszyscy, całą grupą. – Co pewnie i tak miałoby miejsce, gdyby się tak zdarzyło, że ty i kilka osób akurat w tym samym czasie wpadniecie do Boni i Izoldy, żadna nowość.
- Albo w dwójkę. – Zero przyzwoitości. Zero. Spogląda w twarz dziewczęcia i tak mu się ślicznie oczy śmieją, że każdemu by serce roztopił. Nawet, jeśli wciąż wygląda tak mizernie. Ba, gdyby to było tylko niewyspanie.
- Zgadza się, poniekąd. Nie wysypiam się wcale. – Między innymi się nie wysypiasz, powinieneś dodać, ale zamiast tego przewracasz się na plecy i podnosisz dłonie do twarzy, przez chwilę ją zasłaniając i pocierając powieki i skronie dłońmi, dokładnie tak, jak nie wolno tego robić, ale każdy i tak to robi.
Bogna Nicicka
Bogna Nicicka
Koce Tumblr_p287rtL7UT1r7zm5qo10_400
Sosnowiec, Polska
20 lat
półkrwi
neutralny
modelka Wrońskiej
https://petersburg.forum.st/t633-bogna-ignacja-nicicka#1124https://petersburg.forum.st/t636-bogna-nicicka#1140https://petersburg.forum.st/t637-bimbrowniczka#1142https://petersburg.forum.st/t638-sosen

Nie 19 Lis 2017, 12:05
Kto wie? Może Bogna kiedyś dojdzie do identycznego wniosku. Będzie się śmiać z tego jak mogło jej wpaść do głowy, że jest czego zazdrościć, że tak doskonale się dogadują. Póki co jednak nie umiała się pozbyć tego zdradliwego uczucia, przez które w jednej części osób budzi się zawiść, a w drugiej chęć rywalizacji. W Boni jednak zazdrość póki co na szczęście była tak niewielka, że nie tworzyła w jej myślach grozy konkurencji.
A przy Ani wkrótce Wrońskiej rzeczywiście Vit nie wydawał się szczególnie zmęczony. Tylko trzęsące się ręce mogły zepsuć ten widok jak z obrazka, gdyby ktoś mu się szczegółowo przyjrzał. Kto by jednak zwrócił na to uwagę zachwycając się pięknem ogólnego widoku?
Nawet zadowolona zauważyła, że na jej kocyku mimo wszystko usiadł, jakby chciał zakomunikować, że u niej to jednak zostanie na dłużej. Koniec końców wspólnie zajęli spory skrawek materiału, który zajmował jeszcze większą część trawnika - a przynajmniej Nicicka nie miała lepszego pomysłu, jak nazwać zielsko rosnące w najbliższej okolicy. W końcu rośliny tutaj rosnące były raczej niższe niż wyższe, do tego wśród nich właściwie nie rosły polne kwiatki - nie wiadomo czy ścięte przy koszeniu, czy zerwane i zadeptane przez przechodzących ludzi. Jednego jednak mogła być pewna - kocyk był żółtopomarańczowy. I w ciapki.
A o Bonię się Vicie nie martw. Jest za młoda na zawał, co najwyżej ucieknie jak spłoszona sarna. Będziesz musiał wtedy patrzeć w jak szybkim tempie oddalają się od ciebie te najpiękniejsze na całym święcie Wesny nogi Bogny.
- Dzięki - podziękowała za gratulacje, choć nie miała poczucia, że powinna je usłyszeć. Jeszcze nie do końca wierzyła w to, że udało jej się wyrwać z Lela i Polela. - Jadwiga Wrońska mnie zatrudniła. Mam być jej modelką i reprezentować kreacje na wybiegu - uwierzysz w to Vituś? Ucieszysz się czy zmartwisz, że Nicickiej to woda sodowa może do głowy uderzyć?
- No mam nadzieję... - zaczęła, gdy wspomniał o świętowaniu w grupie. W sumie lubiła tę atmosferę wytwarzającą się, gdy kilka znajomych osób wpadało do jej i Volkovej mieszkania z przekąskami, tak potrzebnymi gdy piło się robiony przez nią bimber. Kto wie czy jednak lada moment to Izolda nie przejmie jej interesu? W końcu teraz ją spokojnie stać na jakieś dobre wino przynajmniej raz w tygodniu.
Na drugą propozycję była niemal pewna, że wstąpił jej rumieniec na twarz.
- Ach, ty niedobry! Zastanowię się - pacnęła go ze śmiechem, no bo jak takiego uroczego huncwota uderzyć na poważnie? No jak? Serca by musiała nie mieć.
- Czemuż to? - spytała zmartwiona. Wolała nie rozważać jak brak snu musiał fatalnie wpływać na jego niebezpieczną pracę. - Dzieci sąsiadów ci spać nie dają? Może stopery ci kupić? - w końcu czemu by mu nie kupić? Każdy pretekst do (nie)zapowiedzianych odwiedzin jest na tyle dobry, by z niego skorzystać.
Vit Halíček
Vit Halíček
Koce Tumblr_nb09k1hiV11qzbjx5o1_500
Bratysława, Czechosłowacja
28 lat
czysta
za Raskolnikami
saper / pirotechnik
https://petersburg.forum.st/t932-vit-halicek#2967https://petersburg.forum.st/t935-halicek-vithttps://petersburg.forum.st/t933-dla-mnie-bombahttps://petersburg.forum.st/t934-cypisek

Nie 19 Lis 2017, 20:35
Boska matko boska. Z Boni takie niewinne stworzenie, nie idzie się napatrzeć, aż dziw bierze i słucha Vit i leży tak i zerka, bo ostatnio wszystkie jego rozmowy są poważne i wszystko toczy się wokół pracy i sytuacji politycznej, nawet gdy wśród dziewcząt przebywa to nigdy nie są tak przyjemne chwile, jakby chciał. Dawno tak na kocu nie siedział po prostu. I to nie tak, że nie lubi z naturą obcować, pomimo tego, że w domu kwiatów nie trawi absolutnie, to łono natury to mu odpowiada bardzo, prawie tak jak łona kobiece.
I chyba się zacznie modą interesować, żeby na te pokazy przychodzić i siadać najlepiej w pierwszym rzędzie, tak, żeby na podium mu przed samym nosem co jakiś czas te nogi przeszły. Byłby wtedy bardzo ukontentowany chociaż nie tak, jakby miała mu robić prywatny pokaz, najlepiej pod tytułem jak się zdejmuje ubrania znanych projektantów. Już mogłaby się rozpędzać, gdyby tylko biedactwo wiedziała, co mu po głowie chodzi. Nie dla ciebie Vituś powinny być takie dusze niewinne do przekabacenia, tylko im nerwów napsujesz i już Bonia nigdy na żadną randkę pójść nie będzie chciała nie tylko z tobą, ale z nikim już w ogóle.
Uśmiecha się w odpowiedzi, przecież dlaczego miałby się zmartwić, nadaje się Bogna na modelkę? Nadaje.
Mimochodem łapie w dwa palce kosmyk jej włosów i się tak bawi i okręca wokół kościstych palców delikatnie, co by jej nie pociągnąć za włosy, jak to miał w zwyczaju robić koleżankom kiedy był małym gnojkiem. Jak był większym gnojkiem to w sumie też dokuczał, ale inaczej już.
I koleżanki też mu zawsze takim pacnięciem oddawały, a raz to nawet dostał drewnianym klockiem i miał potem na czole siniak przez tydzień.
- To zastanów się, a ja się postaram cię przekonać. Chodź ze mną na wesele. – No i prosto z mostu, na pewno zabawa na weselu stanowiłaby w jakimś stopniu zachęcenie Boni do spędzenia z Vitem chwil w samotności, ale prawdę powiedziawszy, kogo tam Bonia będzie znała poza Vitusiem?
Wrońską, o. Warto się chyba pokazać przed nowym pracodawcą? Vit to nawet by obiecał wstydu Boni nie narobić, a nawet wiele by zrobił, żeby partnerkę jak najlepiej w towarzystwie zaprezentować.
A tam, dzieci. Takich rzeczy to on nie słyszy. Wzrusza tylko ramionami i nic nie mówi już na tę bezsenność, nie warto takimi rzeczami nastroju psuć, przecież nie będzie jej tutaj teraz smęcił o tym, jaki jest zmęczony.
- Jeśli masz takie pragnienie. – Uśmiecha się, chociaż stopery to on zawsze gdzieś miał w którejś szufladzie kuchennej upchnięte. Ciężko nie mieć takich rzeczy, kiedy się w życiu para takim zawodem, co vitusiowy.
Bogna Nicicka
Bogna Nicicka
Koce Tumblr_p287rtL7UT1r7zm5qo10_400
Sosnowiec, Polska
20 lat
półkrwi
neutralny
modelka Wrońskiej
https://petersburg.forum.st/t633-bogna-ignacja-nicicka#1124https://petersburg.forum.st/t636-bogna-nicicka#1140https://petersburg.forum.st/t637-bimbrowniczka#1142https://petersburg.forum.st/t638-sosen

Pon 27 Lis 2017, 13:44
Jej niewinność nie powinna cię dziwić Vituś. Dopiero od niedawna może się pochwalić dwójką z przodu, szkołę niedawno skończyła, a szczęście jej w żadnym razie nie zamierza odpuścić, skoro mimo trudnej sytuacji nie opadła na samo dno. A przecież to takie proste, kiedy mieszka się w niepewnej dzielnicy produkując bimber nie tylko na własny użytek, lecz też na sprzedaż, co zdecydowanie nie jest mile widziane przez służby porządkowe. Fakt, że małe, ale jednak ryzyko wykrycia całego interesu było i chyba tylko Dola uchroniła twoją - a może nie? - Nicicką od grzywny i kary więzienia. Na szczęście nie musi oglądać ciebie ani świata przez metalowe, zimne kraty, to dopiero byłoby nieszczęście!
Kto wie, może nawet dostaniesz zaproszenie i osobiście się przekonasz jak te nogi sprawdzają się na wybiegu? Bonia jeszcze nie rozmawiała z Jadwigą D. Wrońską o pokazie ani o tym czy może kogoś na niego zaprosić, więc trzymaj kciuki za orła z informacją na eleganckiej papeterii czy trafił ci się pierwszy rząd. Na nic więcej na razie nie licz - teraz to zły moment, ale jeszcze przyjdzie czas na prywatne pokazy. Chyba, że wcześniej biedną Bognę wystraszysz podczas prób przekabacania, choć kto wie, może nawet dość szybko ci się to uda?
Dobrze Halíčku, że jej za włosy nie ciągniesz, ona tego nie lubi. Jak każda dziewczynka w Koldovstoretz w pewnym wieku musiała wybierać między długimi, idealnymi do ciągnięcia włosami, a krótkimi i wygodnymi. Zawsze wolała te pierwsze, ale miała kilka razy chęć je ściąć choćby zaraz. I raczej nieciekawie by było, gdyby zdecydowała się na to właśnie teraz, no bo co następnym razem byś okręcał wokół palców?
Choć siniaka raczej nie musisz się obawiać. Musiałbyś być wobec niej prawdziwym łotrem, by się bawiła w bicie ciężkimi przedmiotami.
Podniosła zaciekawiona brwi i spojrzała na niego zdziwiona, lecz cały czas uśmiechnięta, jak to nieraz ona. Takiej propozycji to się nie spodziewała.
- Na wesele mogę... A kto się żeni? - nie licząc ploteczek w Avosce o wyższych sferach nie słyszała, by któreś z ich wspólnych znajomych miało brać ślub. Założyła więc, że się chajta jakiś znajomy lub znajoma Vita. W końcu kogo innego miała by zakładać? Oboje w końcu to szarzy obywatele Petersburga, a tacy nie mają w zwyczaju zapraszać obcych osób, jeśli nie łączyły ich więzy krwi.
- Może mam - patrzy na niego próbując wyczuć czy chce jej odwiedzin z nowymi stoperami. Kto go tam wie? Może co tydzień inna mu je kupuje. Po takim ancymonie to Bonia nie wiedziała czego może się spodziewać.
Vit Halíček
Vit Halíček
Koce Tumblr_nb09k1hiV11qzbjx5o1_500
Bratysława, Czechosłowacja
28 lat
czysta
za Raskolnikami
saper / pirotechnik
https://petersburg.forum.st/t932-vit-halicek#2967https://petersburg.forum.st/t935-halicek-vithttps://petersburg.forum.st/t933-dla-mnie-bombahttps://petersburg.forum.st/t934-cypisek

Sro 06 Gru 2017, 00:57
Powiedz Boniu, ile wy to tych wspólnych znajomych macie, żeby ci umknęła informacja o tak rychłym ślubie? Wiedziałabyś od dawna i na pewno już wszystko mielibyście dogadany, bo Vit by cię wcześniej zaprosił i dopasował kolor swojej koszuli, krawata, czy czegokolwiek do twojej sukienki, chociaż nic nie jest jeszcze spóźnione. I szczerze to miał nadzieję, że pomożesz mu z prezentem, bo skoro już będziesz jego osobą towarzyszącą to rzuć tym niewinnym, dziewczęcym okiem na witryny sklepowe. Na pewno będzie tam coś, co się przyda nowożeńcom, co nie będzie idiotycznie brzydkie i nawet się przyda Ani, bo trochę sprawiali wrażenie takiej pary bardzo polskiej, pan domu do pracki, pani domu niby trochę też, ale tu kwiatka podleje, tam babeczki upiecze dla kuzynki męża na urodziny. Wie, gdzie mają worki na śmieci i kiedy kończy się płyn do prania, czego nie wie natomiast on.
Nie, żeby Vit był lepszym na partnera kandydatem, też by chciał żyć wygodnie i nie pamiętać o kończącej się paście do zębów, ale o tym Bonia nie może mieć pojęcia. Na początek mógłby posprzątać mieszkanie z tych wszystkich słoików i zapachu Marzeny.
- Jakiś Wroński. – Czy to istotne? Nie. - Z tamtą panną Anią, z którą rozmawiałem wcześniej.
Ale się ładnie patrzy ta Bonia, ależ go wzrokiem świdruje, aż sam nie może oczu oderwać i tak się siłują chwilę na spojrzenia i szkoda, że tak daleko jest, bo mogłaby bliżej, mógłby chcieć wszystkie jej rzęsy z bliska policzyć, ale nie czas na to jeszcze. Może mu się uda, kiedy wpadnie z tymi stoperami spodziewanie niespodziewanie.
- To bierzmy się do pracy. – Wstaje nagle zrywając ten moment ulotny jak wstęgę na mecie maratonu.
- Chodź, no chodź. Musimy się nauczyć tańczyć. – Tak, żeby się nie podeptać. Uśmiecha się Vit i rękę nawet wyciąga kulturalnie. Może na kogoś tu czekała, ale to nieważne, przecież bez niego będzie jej tutaj tak nudno.

Bogna i Vit z tematu
Sponsored content


Skocz do: