Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pią 01 Wrz 2017, 19:02
Młoda sadzonka

Na środku polany, gdzie w tym roku organizowane jest Święto Wesny, znajduje się specjalnie wydzielone miejsce na posadzenie młodej sadzonki. Obłożone zostało sporymi kamieniami, na który można przysiąść w trakcie oczekiwania na to niezwykłe wydarzenie. Po wszystkim to również wyjątkowe miejsce do spędzenia czasu, zwłaszcza że wieczorem często to właśnie tutaj młodzi ludzie lubią puszczać sztuczne ognie.

Marek Habel
Marek Habel
Praga, Czechy
29 lat
półkrwi
neutralny
łowca czarownic i magicznych stworzeń
https://petersburg.forum.st/t721-marek-habelhttps://petersburg.forum.st/t723-marek-habelhttps://petersburg.forum.st/t725-nie-ma-swietych-bez-grzesznikow#1559https://petersburg.forum.st/t724-bez#1558

Nie 03 Wrz 2017, 21:37
Wczorajszy wybuch w Muzeum Sztuki Magicznej, o którym dziś rozpisywały się gazety w zwyczajnych i nadzwyczajnych wydaniach, przysporzył ci niemałego zmartwienia. W ostatnich dniach miałeś wyjątkowo wiele czasu na myślenie; przymusowa kwarantanna, której poddał cię Konstanty Wroński z powodu nabawienia się przez ciebie smoczej ospy, zapewniła ci ponad tydzień w izolatce na oddziale zakażeń niebezpiecznych w Hotynce. To wystarczyło, byś doszedł do wniosku, że wypadałoby Redę zapoznać z kulturą słowiańskich czarodziejów i pokazać jej magię, którą znasz ty. Więc planowałeś zabrać ją do muzeum właśnie. Pokazać najstarsze księgi zaklęć, pierwsze różdżki i drogę ich ewolucji aż do czasów obecnych. Chciałeś, by zobaczyła, jak różnią się metody wróżenia mieszkańców Baziny i współczesnych czarodziejów; jak wiele wspólnego ma magia uprawiana przez jej pobratymców z tą pierwotną, która stała się podwalinami dla teraźniejszych czarów. I szlag trafił te plany. Może to jakiś rodzaj kary – świat pomyślał, że chcesz Redę jedynie zawstydzić, wcale nie pokazywać tego, co was łączy, a jedynie to, co dzieli. A może jedynie zwykły przypadek, że do takiej sytuacji dochodzi tuż przed Świętem Wesny; że dowiadujesz się o tym dzisiaj, gdy najbliższe dni przyniosą jeszcze kilka okazji do celebrowania czci i dni poświęcanych słowiańskim bogom i demonom. Nie jesteś przekonany do żadnej z tych opcji. Nie wierzysz w przypadki, ani w to, że świat determinuje jakaś siła wyższa wymierzająca sprawiedliwość, rozdzielająca nagrody i kary wedle własnego widzimisię. Dlatego beznamiętnie uznajesz, że jesteś po prostu chujowy w planowaniu.
Przegryzając rabarbarowe ognie, kierujesz się w stronę kamiennego kręgu przygotowanego na nową sadzonkę, przy którym zostawiłeś Redę. Kaskada różowych i zielonych iskier sypie się za każdym razem, kiedy bierzesz kęs nowego przysmaku, szczypiąc w odsłoniętą skórę i sprawiając, że swędzi cię język. O ile nie potrafisz przekonać się do magii, o tyle czarodziejskie specjały skradły ci serce i gdybyś nie był w Koldovstoretz tak beznadziejnym uczniem, pomyślałbyś o tym, aby spróbować wyszkolić się na magicznego kucharza.
- Chujowy w planowaniu, chujowy w pilnowaniu, z chujowym wyrazem twarzy – mruczysz do siebie, stwierdzając, że twojej czarownicy nie ma tam, gdzie kazałeś jej na siebie czekać. Wcale cię to nie dziwi, trochę tylko irytuje. Nie masz jednak zamiaru uganiać się po całej polanie i przedzierać między denerwująco chaotycznymi ludźmi, by wytropić to zagubione stworzenie. Tyle lat żyła w dziczy, że powrót do korzeni i poćwiczenie orientacji w terenie dobrze jej zrobią. W ostateczności więcej jedzenia zostanie dla ciebie.
Reda Bazina
Reda Bazina
złap mnie jeśli potrafisz
jestem młoda, jestem
brudna
neutralny

Pon 04 Wrz 2017, 00:37
Podczas Święta Wesny babcia zawsze kazała ci wyciągać ze skrzyni pożółkłą już sukienkę. Barwa ci nie przeszkadzała, w końcu w blasku ognia nie było widać, że jest już stara, ale z samą sukienką miałaś już problem. Tak, jak ze wstążkami, które Buza uparcia wplatała ci we włosy, a ty wyszarpywałaś je w czasach, gdy byłyście dziećmi. Później już nie musiałaś, bo same spadały ci z głowy, kiedy w rytm muzyki kręciłaś się jak huragan wokół własnej osi, dopóki nie poczułaś, że zaraz upadniesz. Wtedy zaczynałaś się kręcić w drugą stronę, albo uciekałaś, bo babcia się już denerwowała. Że się tak kręcisz sama, wstyd na całą osadę, jak zwykle. Znowu cię gdzieś poniosło. Wtedy. Teraz. Zawsze. Nie będziesz w miejscu stać, bo nie jest ci z tym wygodnie. Zamiast posłuchać Marka (a ostatnio zaczęłaś słuchać przecież, co ma ci do powiedzenia) umykasz w stronę kolorowych straganów, a za tobą niemalże cała twoja kocia ferajna, poza Hadą, która siada na jednym z kamieni i czeka. To bardzo uprzejme z jej strony, że jako jedyna traktuje umowę z Markiem Hablem poważnie.
A może po prostu nie chce jej się nigdzie iść.
Może ty też powinnaś była jednak zostać, przycupnąć na kamieniu, bo Święto Wesny przestało bawić cię parę wiosen temu, kiedy przestałaś być pyzatą panienką i wywróciłaś oczami na słowa babci o sukience, wybierając się na ognisko w swoim czarnym swetrze i spodniach. Które też kiedyś były czarne, ale się sprały i teraz są szare. Są, bo masz je na sobie. Tylko sweter inny.
Pożycz mi ten sweter. Tyle mruknęłaś do Marka, pulower już mając na sobie.
Ludzie młodzi, ludzie starzy, pary, dzieci, akrobaci. I wiele innych oczywiście, którzy może powinni interesować cię bardziej, przecież tacy są barwni, tacy inni od tych, wśród których się wychowywałaś, ale nikt nie przykuwa twojej uwagi, za dużo ich jest, za głośni są, nie w taki sposób, w jaki powinni. Masz wrażenie, że tutejsi mieszkańcy zupełnie zatracili zdolność do intymnej celebracji. Nie podoba ci się zupełnie ilość straganów, natężenie dźwięków monet, śmiechów, które brzmią tak nieodpowiednio, jak na pogrzebie.
Nerwoból jak szpony zaciska ci się na mostku i czujesz, jak boleśnie ci się oddycha, kiedy stoisz tak nagle pośrodku całej te szopki żałośnie sama.
To nie tak powinno wyglądać.
A jednak Wesna nie jest ci tak obojętna.
Wilgotnieją ci oczy, kiedy wszystko zlewa się na sekundę w jedno. Grupka starych mężczyzn pod krawatami, z błyszczącymi sygnetami i zębami; dziewczynka w świecącym (!) wianku, którego na pewno, na pewno nie zrobiła sama; nastoletni chłopcy szusujący pomiędzy tłumem na rowerach.
Mrugasz intensywnie, kiedy rowery unoszą się nad ziemią. To coś nowego. Ale nie na tyle wielkiego, aby zagłuszyć twój żal. Wystarczy już. Wmawiasz sobie, że nie powinnaś ich tak oceniać, że to inna kultura, że każda społeczność na pewno inaczej przeżywa takie święta, nic tobie do tego. Czegokolwiek sobie jednak nie wmówisz nie pozbędziesz się tego smutnego blasku, który zagnieździł się w twoich źrenicach. Zatęskniłaś jednak, co, dziecino? Za swoją małą Baziną.
Dużo już zobaczyłaś, ale daj temu szansę, nie wiadomo, czym cię jeszcze noc zaskoczy. Wracając do kamiennego kręgu zdobywasz jeszcze kiść winogron, bo cokolwiek by się nie działo winogrona będą smakować ci zawsze.
Fyodor Karamazov
Fyodor Karamazov
Młoda sadzonka Tumblr_my4nogqcbd1s9q9dro8_250
Samara, Rosja
30 lat
błękitna
za Starszyzną
wykładowca PUMu / twórca zaklęć
https://petersburg.forum.st/t906-fyodor-medofiyevich-karamazov#2743https://petersburg.forum.st/t923-f-m-karamazov#2932https://petersburg.forum.st/t925-obleje-cie-na-tym-egzaminie-zycia#2935https://petersburg.forum.st/t924-kniaz#2933

Sro 06 Wrz 2017, 14:03
Przez chwilę zastanawiał się czy nie jest za stary na takie zabawy. Doszedł jednak do wniosku, że trzydzieści lat to w sumie samiusieńki początek najlepszej części życia, więc szkoda je marnować na tak głupie myśli. Był młody, przystojny, bogaty, czemu więc miałby się nie bawić?
Zresztą już umówił się z Iskrą, że wspólnie przyjdą zabawić się skoro jest okazja. Ostatnio w Petersburgu działy się w końcu dziwne rzeczy, które dotykały także ich ród, a jeśli nadarzyła się szansa na chwilowe zapomnienie o problemach czemu by z nich nie skorzystać?
Tym bardziej, że liczył na poznanie jakiejś uroczej damy.
Na razie jednak czekał. Jako dobry brat poszedł po siostrę, aby razem z nią przybyć już na miejsce i nie szukać się głupio w tym tłumie. W końcu święto Wesny odbywało się od lat, więc po tylu odbytych festynach doskonale zdawał sobie sprawę jak wielu ludzi przybywa na nie licząc na poznanie miłości życia bądź uczczenie swojego związku.
Nie wziął pod uwagę, że kochana Iskierka może z takim entuzjazmem ruszyć do wiejskich straganików, jakby te "cudeńka" oferowane na nich widziała pierwszy raz w życiu. Oczywiście nie zrobiła tego jak panienka z przeciętnego domu, tylko niczym dama, z udawanym brakiem zainteresowania oglądała kolorowe matrioszki, błyszczące naszyjniki, czerwone korale. Jednak mało co przykuwało jego wzrok. Do większości z tych rzeczy zdążył przywyknąć przez trzydzieści lat swego jestestwa. Fakt, dalej uwielbiał frykasy sprzedawane przez babuszki z chustami na głowie i atmosferę wszechobecnej radości, ale drewniane gwizdki w kształcie kogucików, wybuchowe zabawki uwielbiane przez młodzież, warsztaty z plecenia koszyków... Oj, z tego zdążył dawno wyrosnąć. I chyba dobrze, niektórzy studenci widząc jak próbuje tych wszystkich rzeczy pewnie nie umieliby już na niego spojrzeć jak na profesora.
Szukając siostry oddalał się coraz bardziej od młodej sadzonki, której zasadzenie miało oznaczać początek prawdziwej zabawy. Mężczyzna zaczął wątpić, że znajdzie siostrę przed wieczorem, gdy ludzie zaczną rozchodzić się do domów. Na własne szczęście się jednak pomylił - stała między straganem oferującym tanie błyskotki a budką z pieczonymi na miejscu ciastkami. Podszedł do niej powoli i - gdy już stanął za nią - zasłonił jej oczy.
- Ładnie to tak znikać bez ostrzeżenia? - spytał wcale wesoło.
Ciekawe co ją tutaj tak zainteresowało?
Marek Habel
Marek Habel
Praga, Czechy
29 lat
półkrwi
neutralny
łowca czarownic i magicznych stworzeń
https://petersburg.forum.st/t721-marek-habelhttps://petersburg.forum.st/t723-marek-habelhttps://petersburg.forum.st/t725-nie-ma-swietych-bez-grzesznikow#1559https://petersburg.forum.st/t724-bez#1558

Sob 09 Wrz 2017, 19:24
Gdy się na ciebie patrzy od razu widać, że nie potrafisz się wpasować w świętujących. Za mało swobody jest w twoich ruchach, jakby krępowała cię sama obecność na tym wydarzeniu, za mało radości, jakbyś wcale nie celebrował rozkwitu wiosny, tylko przymusowo siedział na stypie po pogrzebie ciotki, którą pierwszy raz na oczy zobaczyłeś właśnie w trumnie. Złościsz się niepotrzebnie, gdy ktoś cię szturcha, mógłbyś przecież usiąść w miejscu, w którym nikt nie przeszkadzałby tobie, ani ty nikomu swoim staniem przed kamieniami, jakbyś sam był z kamienia. Można byłoby odnieść nawet takie wrażenie, bo kiedy grupka zaaferowanych dzieciaków biegnie w stronę stoiska z kotami cyklopami, któryś z tych gówniarzy wpada na ciebie z takim impetem, że od razu odrzuca go w tył, a ty sam chwiejesz się niebezpiecznie i tylko błyskawiczny wypad nogą w tył ratuje cię i trzymane przez ciebie przekąski przed lądowaniem w trawie. Ta sytuacja zmusza cię do zajęcia miejsca obok Hady, która, w ramach protestu lub niezadowolenia z tak późnego dołączenia do niej, wbija ci boleśnie pazury w udo. Piekło by te koty pochłonęło.
Wpychasz sobie resztkę rabarbarowej pałeczki do ust, nie zważając na obficie sypiące się z niej iskry drażniące ci palce. Przez krótki moment nachodzi cię ochota, by potraktować nią Hadę, zaraz jednak zaczynasz wątpić, że to grubofutrzaste stworzenie cokolwiek poczuje, a i sierść jej się od tych magicznych iskier wcale nie zajmie ogniem. Mając już wolne obie ręce, bierzesz kota na kolana tuż przed tym, nim zaczęła interesować się nim czarownica z mocno natapirowanymi, pomarańczowymi włosami.
- No i gdzie zgubiłaś swoją panią? Pilnując jej miejsca, wcale nie pomagasz – zwracasz się do zwierzęcia, które najwyraźniej ma cię głęboko pod ogonem, zainteresowane jedynie tym, że poświęcasz mu całą swoją uwagę i drapiesz za uszami. Mimo to pazury nieustannie przebijają materiał ciemnych spodni, zatapiając się w skórze. – A co, jeśli ona już znalazła sobie zastępstwo dla cieb… Kurwa, żartuję, idiotko! – Odchylasz się do tyłu na kamieniu, zasłaniając twarz ramionami. Wygięty w łuk, wcale nie czujesz, by ból w nodze stawał się lżejszy, nie masz jednak ochoty miotać kotem po polu, gdy zbyt wiele spojrzeń zwróconych jest w twoją stronę. To byłby zresztą jeden z najgorszych sposobów na pozbycie się zwierzęcia. Po pierwsze, bez gwarancji, że faktycznie padnie martwe; po drugie, zbyt widowiskowe i głośne, co mogłoby wystraszyć resztę zwierzyny. Po trzecie, to tylko kot. Po czwarte, przydałby ci się tu Ernö, który chyba jednak postanowił cię wystawić. Nie jesteś nawet pewny dlaczego po tych kilku niezobowiązujących wypadach na piwo uznałeś, że mógłbyś w Oneginie widzieć kogoś więcej niż kilkudniowego kumpla. Może za długo przebywasz już w Petersburgu i zapominasz, że wszystko to, to tylko na chwilę.
Reda Bazina
Reda Bazina
złap mnie jeśli potrafisz
jestem młoda, jestem
brudna
neutralny

Sob 09 Wrz 2017, 23:06
Te oczy to ci ze słońca załzawiły, słoneczko? Na pewno dlatego. Przecież nie przez ten syf wokół zwany świętowaniem, aż do takiego smutku to się nie przyznasz. Podnosisz rękę więc i przytykasz dłoń do czoła, żeby cię tak nie raziło, żebyś mogła zlokalizować Marka i Hadę albo tylko jedno z nich, ale tak się składa, że masz dwójkę podaną jak na tacy. I już wiesz, że ta zabawa, to się dobrze nie skończy, wiele nie trzeba, Marek jest ofiarą zanim w ogóle do nich docierasz. Pewnie też dlatego, że jakieś dziecko wpada ci pod nogi i wszędzie wokół rozsypują się kwiaty, z którymi bachor biegł. Chcesz nawet pomóc pozbierać, ale biegnie dalej, więc zabierasz sobie ten jeden nieszczęsny kielich i ruszasz dalej.
Aha, Marek. Nic mu nie będzie. Zakładasz, że to nie pierwszy raz, kiedy mu któryś twój kot wbił pazury w nogę. Hada na przykład lubi przypadkowo skakać ludziom na nogi.
Ale nie musisz nawet ogarniać sytuacji, bo zobaczywszy cię Hada już już biegnie naiwnie myśląc, że te winogrona to pewnie dla niej jakieś przekąski.
- Nie chcesz tego. Mówię ci, że nie chcesz. – Ostatecznie dajesz jej winogorono do powąchania i oczywiście Hada go nie chce. Ale uparcie twierdziła, że tak, zje zje zje. Odchodzi zawiedziona i siada nieopodal, po drodze jeszcze dostając lepe łapą od Tory.
Już nawet ich nie upominasz, to nie ma sensu, więc siadasz na kamieniu obok Marka, wychylając się odrobinę do tyłu, żeby zerknąć, czy nie dostał wylewu czy coś. To byłoby niefortunne. Gdybyś się tylko dowiedziała co ten zasrany chłopiec chciał zrobić swojej koteczce to byś się tak nim nie przejmowała. Nie, żebyś się przejęła bardzo, ale odrobinę jednak. Cudze zdrowie zawsze jest problematycznym tematem. Wyciągasz rękę, tą z kwiatkiem, w kierunku Marka, żeby podrażnić go tymi płatkami, no wyprostuj się chłopcze.
- Marek. – No już, koniec leżenia. Czekasz cierpliwie, aż wróci do normalnej pozycji, po czym podajesz mu niezapominajkę.
- Chciałam ci podarować zielone winogrona i przychylność losu. – Przyda ci się, Marku. Masz tutaj te winogrona. I parę sekund na to, aby wytężyć pamięć.
Bazina i jej okolice jak każde pomniejsze dziury na mapie mają swoje lokalne wierzenia, a tak się składało, że Reda na swoich rodzimych polegała bardzo. Ofiarowanie łaskawości losu podczas pierwszego dnia wiosny nigdy nie było popularnym obrządkiem, bo zawsze istniało prawdopodobieństwo, że można tę łaskę odebrać komuś innemu. Albo sobie.
Tak mogło być w przypadku Buzy, która pewnej wiosny złożyła na ustach Redy serdeczny pocałunek, do następnego święta już nie dożyła. I był to jedyny takie podarunek, który Reda w całym swoim życiu dostała.
I może ktoś uznałby, że nosi to ze sobą jak przekleństwo, którego należałoby się pozbyć. Ale Reda nie myślała o tym w chwili, w której nachyliła się, by pocałować Marka, wcale nie tak skromnie i krótko, jak kiedyś Buza pocałowała ją.
A może nie, a może myślała o tym przekleństwie? Ostatecznie i tak wypadło jej z głowy.
Iskra Karamazova
Iskra Karamazova
I znowu pod wodą ginie. I znów cisza na głębinie.
Samara, Rosja
21 lat
rusałka
błękitna
neutralny
studentka instrumentalistyki, wschodząca gwiazda na operowej scenie, kompozytorka do szuflady, córka nestora (pełen etat)
https://petersburg.forum.st/t862-iskra-karamazovahttps://petersburg.forum.st/t870-iskra-karamazova#2514https://petersburg.forum.st/t867-krolewna-snieguhttps://petersburg.forum.st/t871-dargomyzski

Nie 17 Wrz 2017, 14:09
Trudno było powiedzieć, co bardziej wyprowadziło z równowagi Iskrę: egzamin skrzypcowy, który spektakularnie oblała (zbyt dużo kalafonii na włosiu smyczka, piszcząca struna: błędy nowicjuszki, a nie uczonej od małego studentki instrumentalistyki – i tego, że to były takie typowe i łatwe do ominięcia pomyłki, nie mogła sobie wybaczyć), wczorajsza tragedia (tyle straconych eksponatów, tyle przelanej, błękitnej krwi – wszystkich sprawców wybuchu powinno spalić się na stosie) czy obecność na Święcie Wesny tylu rusałek. Trzeba było się dobrze przypatrzeć, by rozpoznać je w tych powabnych blondynkach, niewinnie kręcących się wśród innych uczestników zabawy, ale Karamazova wyczuwała siostrzaną krew niemal podskórnie, znała te roztargnione spojrzenia mężczyzn rzucane w stronę eleganckiej grupki, którzy zdawali się zapominać o bożym świecie, gdy tylko jedna z nich odwzajemniała przeciągły, poważny wzrok.
Nie wszystkie wydawały się być zainteresowane swoimi przypadkowymi adoratorami, ale do części Iskra miała złe przeczucia. Było w ich kroku, pewnym, wyzywającym, coś takiego, co pozwalało jej myśleć: to polowanie. Mdliło ją od zapachu róż, który zdawał się za nimi ciągnąć, dla niej wyraźny znak roztaczania wokół siebie uroku, ale chyba już nie tak oczywisty dla wpatrzonych w nie jak cielęta świętujących.
Nie powiedziałaby mu tego w twarz, ale uważała, że Fyedya, gdyby stanął twarzą w twarz z rusałką o nieczystych intencjach – przegrałby doszczętnie z jej czarem. Dałby się omamić jak dziecko, demonica (Karamazova nienawidziła tego określenia, ale czy było dalekie od prawdy?) mogłaby go wycisnąć do ostatniej kopiejki. Może gdyby tak nie lubił pięknych dam, miałby szansę w tym starciu, ale zawsze zbyt wielkie miał upodobanie w kobiecych wdziękach.
Iskra postanowiła sobie twardo, że zaraz znajdzie starszego brata, choćby świat miał się zawalić, i otoczy go opieką przyzwoitki – oczywiście, oficjalnie tylko uczepi się jego ramienia jako stęskniona siostra. Oświadczenie, że mu nie ufa w kwestii rusałczej nie skończyłoby się dobrze, bez cienia wątpliwości.
Fyodor miał wyczucie czasu: ledwie myśl, by go wyszukać w tłumie zakiełkowała, a już czuła jego dłonie na twarzy. Sięgnęła odruchowo do palców mężczyzny, żeby zdjąć je sobie z powiek.
Ładnie to tak straszyć damę? — odparowała Iskra poważnym, niby napominającym tonem, obróciwszy się już w stronę profesora. Lekkie drżenie kącików ust – to był wyraz jej rozbawienia, jedyny, na jaki mogła sobie pozwolić w tak tłocznym miejscu, nie tyle z powodu etykiety, co własnych przekonań. To nie o „wypada” chodziło, a o „chcę” – a panna Karamazova chciała, żeby gmin zawsze widział tylko jedną maskę, perfekcyjnie zaprojektowaną powagę, prostą linię ust, w odpowiednich sytuacjach wyginającą się do półuśmiechu. Żadnych słabości, nawet jeżeli dopadało ją czasem zmęczenie tą szarością, zmęczenie ciągłym udawaniem – nie pozwalała sobie na spektakularne wybuchy emocji.
Rzeźba z lodu, wykapany ojciec.
Jej wzrok powędrował ku ciastkom. Przyozdobione pączkami peonii, rozkwitającymi, gdy tylko ujęło je się w dłonie, przyciągały uwagę. Właśnie miała ochotę na coś słodkiego.
Panna Iskra wykrzesała z siebie tyle rusałczego czaru, ile była w stanie na potrzeby swojego małego eksperymentu. Rzuciła bratu długie spojrzenie spod rzęs, uniosła leniwie, choć z pewnym szczególnym rodzajem karamazovej dumy, nie do podrobienia, podbródek.
Kup mi. — To nie była w żadnym wypadku prośba, to było żądanie. Ton, którym starała się nie przemawiać, wymalowane w oczach oczekiwanie – i subtelna ciekawość, czy Fyodor da się naciągnąć.
No dalej, profesorze, zdaj ten test.
Marek Habel
Marek Habel
Praga, Czechy
29 lat
półkrwi
neutralny
łowca czarownic i magicznych stworzeń
https://petersburg.forum.st/t721-marek-habelhttps://petersburg.forum.st/t723-marek-habelhttps://petersburg.forum.st/t725-nie-ma-swietych-bez-grzesznikow#1559https://petersburg.forum.st/t724-bez#1558

Pon 18 Wrz 2017, 15:44
Zdajesz sobie sprawę z obecności Redy w pobliżu prędzej niż ją słyszysz. Kiedy ciężar kota ustępuje, pozwalasz sobie na pełne ulgi westchnięcie, zostajesz jednak w tej samej pozycji, którą przyjąłeś po ataku na twoją nogę. Ostatecznie obserwacja świata z tej perspektywy nie byłaby najgorszą z opcji, gdybyś tylko zechciał rzucić nań okiem. Zamiast tego jednym ramieniem wciąż zasłaniasz sobie twarz, drugie podłożyłeś pod głowę. I mógłbyś tak trwać do końca świata i jeden dzień dłużej, mimo że skurcz chwyciłby cię najpóźniej za dwadzieścia minut; że pewnie za godzinę kazaliby ci stąd zmiatać, bo jesteś przeszkodą na drodze do dopełnienia świątecznych obrzędów; że w ferworze zabawy, któryś z dzieciaków kopnąłby gumową piłkę wprost w ciebie. Albo kauczukowa kulka zgubiłaby właściwą sobie trasę, przystanek znajdując na jednej z części twojego ciała. Któraś z rusałek poczułaby potrzebę bycia pielęgniarką. Lub trafiłbyś na tęsknicę zbyt chętną do dzielenia się ze światem swoim smutkiem.
Zamiast wszystkich tych ewentualności, zjawia się Reda, łaskocząc cię czymś intensywnie. Wzruszasz nieznacznie ramieniem, nieudolnie próbując pozbyć się tego czegoś, czymkolwiek by to nie było. Z beznadziejnym skutkiem oczywiście, więc po chwili dajesz za wygraną i próbujesz chwycić redową dłoń. Jest szybsza, co raczej nie dziwi. Zajmowana przez ciebie pozycja nie sprzyja gwałtownym ruchom, toteż więcej nawet nie próbujesz. Zresztą, wygląda na to, że dziewczynie wystarczyło wiedzieć tylko, że nie zatraciłeś nieoczekiwanie zdolności motorycznych.
- Mhm – mruczysz w odpowiedzi, mrużąc oczy przed zalewającą cię jasnością. Postać Redy jest jedynie ciemną, pulsującą plamą na tle szalenie białego nieba, które dopiero w ciągu upływających sekund odrobinę ciemnieje. – Dziękuję.
Z niebem ciemnieje reszta świata, kiedy próbujesz podnieść się do pionu, jednocześnie orientując, że Reda zaczyna nachylać się w twoją stronę. Odrobinę za późno zdajesz sobie sprawę z tego, z czym do ciebie przyszła. Że to nie przychylność losu, ale przychylność losu, do której nie powinieneś podchodzić z takim lekceważeniem. Zgubił cię ten krótki moment, podczas którego pozwoliłeś sobie zapomnieć, że do czynienia masz z Baziną. Gubi cię też przekonanie, że ocuci cię symboliczny pocałunek przypieczętowujący dar. Niewiele ma on jednak wspólnego z symboliką, więc myśl, że nie powinieneś go oddawać, szybko umyka z twojej głowy.
Tym razem z powodzeniem trafiasz na dłoń dziewczyny i kurczowo zaciskasz palce na jej nadgarstku, próbując jeszcze nieporadnie żarliwość cisnącą ci się na usta przenieść na uścisk ręki. Prawie się udaje. Prawie, bo smak winogron, w który ubrane są jej wargi, spijasz do reszty. Ostatki kradniesz z kącików. Nie pamiętasz, kiedy ostatni raz jadłeś winogrona. Dwanaście, może piętnaście lat temu, zanim jednym się niemal nie udławiłeś. Podawane w takiej formie mógłbyś kosztować codziennie, nie będziesz przecież ryzykował sprawdzania, czy los będzie chciał ci być przychylny.
- Dziękuję – powtarzasz wreszcie raz jeszcze, siadając na głazie w znośnie normalnej pozycji i dłonią otrzepując sobie włosy z grudek ziemi. – Nie poczęstujesz się?
Aleksei Karamazov
Aleksei Karamazov
Młoda sadzonka 09b31066986ad8982ed7a19051007650
Samara, Rosja
27 lat
błękitna
za Starszyzną
właściciel Masquerade, aspirujący twórca zaklęć
https://petersburg.forum.st/t1022-aleksei-karamazovhttps://petersburg.forum.st/t1023-aleksei-karamazov#3608https://petersburg.forum.st/t1024-do-you-darehttps://petersburg.forum.st/t1025-hygin#3611

Sro 20 Wrz 2017, 22:21
Święto Wesny. Kto jak kto ale ja nie mogłem sobie odmówić przybycia na tę huczną uroczystość.
Przybyłem na miejsce oczywiście w towarzystwie Antona, jednak nie trzeba było długo czekać, by ten zniknął mi z pola widzenia. Winę za to mogę obarczyć niewielką część kobiecego społeczeństwa - nie od dziś wiadomo było, że przyłożnicy nie przepadają za rusałkami i odwrotnie, a tych, było tu całkiem sporo. W przeciwieństwie do przyjaciela, mnie nie przeszkadzała obecność żadnej z pań, toteż błądziłem wzrokiem wśród tłumu, raz po raz wykrzywiając usta w łobuzerskim uśmiechu.
Nim jednak dam się całkiem omamić którejś z jasnowłosych dziewcząt, postanowiłem podjąć się niemal niemożliwej misji odszukania Iskry i Fyodora. Wiedziałem, że gdzieś tu muszą być - ani jedno, ani drugie nie zostałoby dziś w domu.
Ruszyłem więc w tłum wolnym, lecz pewnym krokiem, leniwie przeciągając wzrokiem po nieznajomych twarzach. Zastanawiałem się, ile prawdy jest w tym co mówili ludzie. Kto tak naprawdę odpowiedzialny był za ataki, za zniszczone dzieła sztuki, za śmierć niewinnych ludzi. Pierwszy raz od dawna drgnęło we mnie coś, co być może od dawna uważałem za martwe. Mijałem kolejne osoby, zastanawiając się czy to własnie ta mnie mijająca, mogłaby być odpowiedzialna, czy mogła maczać w tym palce. Jeśli nie znaliśmy tożsamości swoich oprawców, czy mogliśmy jeszcze czuć się gdziekolwiek bezpieczni? Z drogi usnutej teoriami spiskowymi zawrócił mnie widok dwóch sylwetek, za którymi przedzierałem się już od jakiegoś czasu, pomiędzy czarodziejami.
- Proszę, proszę. Moje ulubione rodzeństwo - rzuciłem bezceremonialnie, pomijając zbędne uprzejmości. Obrzuciłem spojrzeniem najpierw jedno, później drugie, z lekkim rozbawieniem zauważając, że Iskra znów wymusza na starszym bracie jakiś prezent. - No dalej Fyedya, bądź dobrym bratem, spełnij życzenie siostry - szepnąłem w jego kierunku, kładąc jednak nacisk na przedostatnie słowo. Znałem ten ton. Znałem go bardzo dobrze, bo i na mnie często wywierała podobną presję. Nie sposób jej było jednak niczego odmówić. Wystarczyło jedno spojrzenie, by człowiek był gotów zrobić dla niej wszystko i nie jestem do końca pewien, czy na pewno chodzi tu o jakieś demoniczne geny. Może to po prostu rodzinna słabość braci Karamazov.
Fyodor Karamazov
Fyodor Karamazov
Młoda sadzonka Tumblr_my4nogqcbd1s9q9dro8_250
Samara, Rosja
30 lat
błękitna
za Starszyzną
wykładowca PUMu / twórca zaklęć
https://petersburg.forum.st/t906-fyodor-medofiyevich-karamazov#2743https://petersburg.forum.st/t923-f-m-karamazov#2932https://petersburg.forum.st/t925-obleje-cie-na-tym-egzaminie-zycia#2935https://petersburg.forum.st/t924-kniaz#2933

Nie 24 Wrz 2017, 17:07
Gdyby Fyodor dowiedział się o obawach Iskry zapewne by je wyśmiał - choć tylko w duchu. I wytłumaczył w miarę logiczny sposób, czemu siostra nie musi się o niego obawiać. On sam nie myślał o sobie tak źle. Miał już w końcu do czynienia z całkiem dużą liczbą kobiet. Część uwodził on, część uwodziła jego, ale prócz - z reguły - obustronnej przyjemności i czasami jakiś drobnych sum pieniędzy oraz prezentów żadna nie mogła dostać od niego niczego więcej. Był dziedzicem, przyszłym nestorem, któremu - choć powinien - nieśpieszno było do żeniaczki. Dlatego czuł pewność, że nawet najsprytniejsza rusałka nie dałaby rady zdobyć od niego zaręczynowego pierścionka. Nie i już.
Dlatego, gdyby Iskierka postanowiła powiedzieć co myśli o jego odporności na kobiece, a szczególnie rusalcze wdzięki popełniłaby błąd - to z pewnością uraziłoby karamazovą dumę syna Mefodiya. A choć Fyeda kochał siostrę to i tak niektóre rzeczy trudniej mu było rzucić w niepamięć.
- Ładnie to tak znikać bez zapowiedzi? - odgryzł się nie kryjąc uśmiechu. On tak się nie krył ze swym nastrojem jak młodsza od niego Karamazova. Podejrzewał, że to przez ojca, który jemu zawsze pozwalał na więcej, a Iskrę wychowywał dość surowo. Nigdy nie rozumiał, czemu kochany ojczulek działał właśnie w ten sposób, nie mógł jednak nic na to konkretnego poradzić. Często nie rozumiał jego działań.
- O, Aleksei. Witaj bracie - przywitał się z lekka zaskoczony. Z reguły młodszy Karamazov spędzał czas ze swoim kumplem, dlatego nie spodziewał się dziś go ujrzeć. Raczej spodziewał się, że zobaczy ich gdzieś przelotnie i dalej będzie świętować z jakąś kobietą - czy to z siostrą, czy to z jakąś nieznajomą.
Wtedy Karamazova się odezwała. Oj, znał ten ton Iskry. Znał go aż za dobrze, tak jak jego młodsi bracia. Nieraz próbował jej odmówić, jednakże rzadko kiedy mu się to udawało. Podejrzenia na taki stan rzeczy zrzucał na Kuraginów, a konkretnie gen ich matki, no bo i na co innego miałby? Do obcych, zwykłych kobiet nie miał takiej słabości mimo wszystko.
- No dobrze - po wypowiedzi Aleksa udał, że dopiero w tym momencie zmiękł i już po chwili przekazywał w ręce młodocianej śpiewaczki ciastko. Korzystając z okazji, że są w prawie pełnym gronie postanowił porozmawiać z rodzeństwem, co tam u nich nowego.
- Jak ci w ogóle poszedł egzamin, Iskierko? - zaczął zastanawiając się, w jaki dyskretny sposób podpytać brata o jego przybytek nadziei. Przy siostrze było jednak głupio, a był ciekawy, kiedy mógłby sobie pozwolić na odwiedziny.
Weles
Weles

Nie 24 Wrz 2017, 21:58
Zaczęły się śpiewy. Wiośniaki śpiewane przez rusałki i młode dziewczęta – wszystkie ubrane w zwiewne, białe sukienki do kolan, z głowami przystrojonymi delikatnymi wiankami i uśmiechami olśniewającymi do tego stopnia, że widać było, jak bardzo są wymuszone – niosły się ponad bawiącymi się ludźmi. Z każdą zwrotką do śpiewów przyłączały się kolejne osoby, aż polanę zalały mieszające się ze sobą głosy, które w finalnej wersji mało przypominały jakąkolwiek znaną piosenkę, hardo jednak podążały za narzuconym przez kobiece głosy rytmem i melodią. Biały korowód ciągnął się za lewitującym drzewkiem, przed nim natomiast w pośpiechu i ze srogą miną truchtał pucołowaty mężczyzna o czerwonej twarzy i blond włosach przyciętych na Piasta Kołodzieja. Csaba Gárdonyi, który w tym roku poproszony został o rozpoczęcie obchodów Święta Wesny, znany był z braku cierpliwości i podejmowania działań, którym wyraźnie nie dawał rady sprostać. Co złośliwsi mówili, że zwykł robić groźną minę do złej gry, bo dobrze nie potrafił operować nawet mimiką twarzy. Byli jednak i tacy, którzy nie zapominali, że w żyłach tego człowieka płynęła krew najbardziej wojowniczej z dynastii, więc trzymali języki za zębami. Tak na wszelki wypadek, gdyby ten wiecznie śpiący lew zechciał się kiedyś obudzić.
- Hola, smarkacze, wynosić mi się stąd. Ale już! – zagrzmiał, stając nad Redą i Markiem i dłońmi łapiąc się pod boki. Nerwowo zerknął jeszcze przez ramię, by sprawdzić, jak wiele ma czasu, by pozbyć się z tak ważnego miejsca tak nieważne jednostki. Niewiele. Nie dał więc dwójce wiele czasu na pozbieranie się – chwycił jedno i drugie za ubrania, odciągając od skalnego okręgu na satysfakcjonującą go odległość pięciu metrów, by samemu zaraz na powrót stanąć w poprzednim miejscu. Zaklaskał w dłonie i efektownie wygładził poły surduta akurat w momencie, gdy drzewko i dziewczęta dotarły do wyznaczonego punktu. – Witam, witam wszystkich w tym radosnym dniu! – Magicznie wzmocniony głos poniósł się ponad zebranymi. Przez salwy braw wyraźnie dało się jednak słyszeć pełne niezadowolenia buczenie i gwizdy. Csaba nastroszył się, unosząc groźnie bujne brwi, ale mimo to kontynuował. – W tym radosnym dniu, gdy Wesna schodzi między nas, aby napełnić nasze serca szczęściem, miłością i nadzieją. Jak co roku, niesie ze sobą jasny przekaz, który dzisiaj, dzień po okropnej tragedii, która nas spotkała, powinien wybrzmiewać jeszcze głośniej i dosadniej: po każdej zimie nadchodzi czas rozkwitu! Niechaj więc dziś rozkwitną nasze dusze i serca. Niech pozostaną silne i rosną zjednoczone przeciwko wszelkim przejawom terroru. Wesno, chroń nas! – zakończył z mocą i zamaszystym gestem odgarnął kopę ziemi, odsłaniając przed najbliżej zebranymi dziurę, w której chwilę później znalazło się drzewko, łopocące na wietrze kolorowymi tasiemkami.
Kłaniając się głęboko, Csaba ruszył dalej, robiąc biesiadującym miejsce, by mogli podotykać młodą sadzonkę, złożyć przy niej modlitwy do Wesny czy kontynuować na moment przerwaną zabawę. Rusałki podążyły za nim, by chwilę później rozpierzchnąć się w tłumie. Trzy z nich zakręciły się wokół rodzeństwa Karamazovów, składając na ustach Fyodora i Alekseia gorące pocałunki i niemal całkowicie ignorując Iskrę. Młoda trzpiotka! Wraz ze swoimi siostrami powinna wabić mężczyzn, a nie zajadać się ciastkami.
- Chodźcie z nami potańczyć – wymruczała jedna z nich, zdejmując swój wianek i zakładając go na głowę Fyodorowi. – Oddaj mi go, gdy już ci się znudzą pogaduszki. Czekam – ostatnim słowem ponownie zamknęła mężczyźnie usta, by chwilę później pobiec dalej ze swoimi towarzyszkami.
Reda Bazina
Reda Bazina
złap mnie jeśli potrafisz
jestem młoda, jestem
brudna
neutralny

Nie 01 Paź 2017, 02:07
I tyle było z tych winogron.
Prawie byś też upuściła te, które miałaś do ofiarowania, ale zacisnęłaś na kiści dłoń, chciałoby się powiedzieć, że to z rozsądku, ale nie. To tylko automatyczna reakcja mięśni, które ci w momencie zesztywniały, gdy się na twoim nadgarstku markowa dłoń zakleszczyła. Spokojnie chłopcze, przecież ci da te owoce, przecież nie stroi sobie z ciebie żartów, wszystkie dla ciebie, o proszę, proszę bardzo, weź je. Taki łapczywy jesteś, taki pożądliwy, to aż niezdrowe, wiesz? W dużych ilościach słodycze szkodzą, a te o, te kulki zielone to cukru mają bardzo dużo. Uważaj, żebyś się do tych warg redowych w związku z tym nie przykleił na stałe. To mogłoby być niewygodne pod bardzo wieloma względami.
Tak, jak te kamienie są niewygodne i całe szczęście, bo byś Redo zapomniała dlaczego w ogóle tego biedaka pocałowałaś. Dwa razy mu nie trzeba było powtarzać, co dla niego masz. I ta kiść w końcu i tak jednak ląduje na kolanach, bo dłoń chociaż dalej ściśnięta powędrowała do materiału markowego swetra. Na szczęście nie na długo, bo nagle fala śpiewu niosącego się przez tłum odwraca twoją uwagę i rozglądasz się, dopóki nie wytropisz korowodu z drzewkiem.
Za dużo bodźców, jeszcze do ciebie nie dotarło jak bardzo powinna zdenerwować cię ta desynchronizacja dźwięków i fałszywe nuty.
- Ale…? – Odwracasz się do Marka skonfundowana. O co pytał? O coś pytał. Skup się Reda. A nie, jednak nie. Jednak nie masz na to czasu, bo ktoś staje nagle nad tobą i grzmi i czujesz, jak cię szarpie w górę za nowy sweter i nie zdążysz nawet pomyśleć o żadnym przekleństwie, kiedy cię wywleka jakiś czort z dala od kręgu.
Raz, dwa, trzy. Gdybyś potrafiła to sapnęłabyś jak byk i już, już chcesz ruszać, żeby blondynowi pokazać gdzie jego miejsce, ale zatrzymuje cię biały pochód, przez który nie ma siły ani sensu abyś się przedzierała. Na spokojnie, dziewczyno, przecież zapamiętasz go sobie. Lepiej by było jednak dla ciebie, dla niego oczywiście też, no ale jednak dla ciebie bardziej, żebyś sobie go darowała. Wypełnij głowę czymś innym, nie warto zaśmiecać sobie pamięci drobnostkami.
Na przykład teraz możesz skupić się na tym głośnym niezadowoleniu tłumu, którego nie rozumiesz. Na słowach mężczyzny, których nie słyszysz już za dobrze. Na Torze, która staje na tylnych nogach i wyciąga do ciebie łapę, więc bierzesz ją na ręce, ale wzrok masz zamglony, bo tak naprawdę nie wiesz, co się dzieje. Trochę wszystko. A z drugiej strony nic, co mogłoby pochłonąć sto procent twojej uwagi.
Nawet dziewczęta w bieli, które biegają lekko wśród tłumu całując mężczyzn i kładąc im na głowy wianki, chociaż to przywołuje na twoją twarz delikatny uśmiech. Buza nigdy nie mogła się zdecydować kogo chciałaby obdarować wiankiem, więc przygotowywałyście kilka, które chowałaś w drewnianej taczce, na wypadek, gdyby przyjaciółka jednak się rozmyśliła, porzucając delikwenta gdzieś na polanie, po to, by sobie znaleźć nowego. To wbrew zasadom, ale rzadko kiedy przestrzegałyście razem jakichkolwiek. Byłyście siebie warte.
Tora się boi, czujesz jak jej serce bije jak oszalałe, biedactwo. Schylasz się i chwilę tak stoisz z policzkiem przytulonym do kociego łebka, dopóki nie podnosisz w końcu głowy by spojrzeć na Marka i uśmiechasz się. Przynajmniej chaos w tłumie trochę opadł.
Marek Habel
Marek Habel
Praga, Czechy
29 lat
półkrwi
neutralny
łowca czarownic i magicznych stworzeń
https://petersburg.forum.st/t721-marek-habelhttps://petersburg.forum.st/t723-marek-habelhttps://petersburg.forum.st/t725-nie-ma-swietych-bez-grzesznikow#1559https://petersburg.forum.st/t724-bez#1558

Pią 10 Lis 2017, 14:48
Chyba byś nawet nie chciał. Przykleić się do jej warg. Nie tylko, ponieważ to niewygodne; również dlatego, bo zwyczajnie nie miałbyś ochoty na nieustanne jej towarzystwo, mimo że Reda sama w sobie niczemu nie jest winna i zapewne całkiem z niej sympatyczna osoba. Problem, jak zazwyczaj, leży w tobie, w twoim wiecznym osamotnieniu, w kryciu się przed światem ze swoją brudną przeszłością, z przyszłością nie malującą się we wcale lepszych barwach, w przyzwyczajeniu do bezustannego trwania w ruchu, w przemieszczaniu się z miejsca na miejsce, gdy tylko poczujesz, że za bardzo zaczynasz się przyzwyczajać. Że ci zależy. Że coś mogłoby się zmienić. Cenisz sobie tę namiastkę niezależności, którą wywalczyłeś i którą beznadziejnie próbujesz pielęgnować w niezmienionej formie. Nie chciałbyś więc psuć smaku jej wolności. Niech niezachwianie smakuje mdłosłodkimi winogronami.
Dlatego z wyraźną ulgą, wysuwającą się przed zaskoczenie wywołane nagłym pozbawieniem was miejsca wypoczynku, przyjmujesz bieg, jaki przybiera sytuacja. Nie protestujesz, gdy mężczyzna odciąga cię od drzewka, rozciągając przy tym rękaw swetra (przez co zwisa teraz żałośnie, dobitniej podkreślając twój obecny wizerunek winowajcy), poddajesz się jego karcącemu tonowi, odchodząc jeszcze parę kroków od miejsca, w którym odbyć ma się oficjalne, coroczne zasadzanie sadzonki. Gdybyś czuł choć odrobinę wstydu, mógłbyś zechcieć, by zakopali cię razem z nim, lecz wypieki zdobiące twoje policzki, dalekie są od tych towarzyszących zażenowaniu. Widać to w twoich oczach, w których nadal ćmi się blask ekscytacji, w postawie zbyt pewnej, jakby ciężar słów Csaba Gárdonyi spadł gdzieś obok, nie muskając choćby twojego ego, w kącikach ust drgających na skraju uśmiechu, bo nie wypada przecież roześmiać się w głos podczas tak patetycznej ceremonii.
Wzrok chwilę zawieszasz na rusałkach mamiących swoimi walorami. W tym momencie mógłbyś nawet dać się ponieść tej atmosferze swobody; mógłbyś przyjąć wianek upleciony z jastrunów i chabrów, może skusiłby się na taniec, wpadł w ten odświętny korowód bieli i kwiatów i nie przestawałbyś tańczyć, dopóki ostatni dech nie wydostałby się spoza więzienia twoich płuc. Nim jednak którakolwiek z tych myśli zmienia się w pragnienie, z którym nie potrafiłbyś walczyć, spojrzeniem wędrujesz w stronę Redy. Jej widok działa na ciebie, jak zimny prysznic. Ty może bawisz się nie najgorzej, jednak przeceniłeś chyba jej zainteresowanie takimi imprezami. W Bazinie wyglądało to zupełnie inaczej, nie tak tłocznie, mniej pompatycznie. Czarodzieje z własnej wiary zaczęli robić szopkę, nastawiając się jedynie na coraz większy zysk i zapominając, że nie powinni robić tego dla swojej rozrywki, natomiast pobratymcy Redy nie byli skażeni konsumpcyjnym fermentem z wolna zalewającym całe społeczeństwa. U nich bez trudu dało odczuć się duchowe znaczenie każdego z obchodzonym przez nich świąt.
- To jak będzie z tymi winogronami? Chcesz je gdzieś zjeść? – pytasz, odwzajemniając jej uśmiech i porozumiewawczo unosząc owoce. Gdzieś. Nie tu, nawet nie kawałek dalej, gdzieś na kocach, nie przy stołach, nie na skraju lasu, bo wszędzie tutaj pałętają się ludzie głośni i zbyt skorzy do grupowej zabawy, nieraz siłą zaciągając obce osoby z ich zacisznych kątów. – Kawałek stąd jest labirynt, gdybyś chciała zmienić otoczenie z zielonego na zielone – dodajesz jeszcze głupio, odrywając jedną kulkę od kiści i ostrożnie wkładasz ją sobie do ust. I nie czekasz na co się zdecyduje, idziesz, a za tobą kocioludzka ferajna.

Reda i Marek z tematu


Ostatnio zmieniony przez Marek Habel dnia Wto 14 Lis 2017, 20:17, w całości zmieniany 1 raz
Fyodor Karamazov
Fyodor Karamazov
Młoda sadzonka Tumblr_my4nogqcbd1s9q9dro8_250
Samara, Rosja
30 lat
błękitna
za Starszyzną
wykładowca PUMu / twórca zaklęć
https://petersburg.forum.st/t906-fyodor-medofiyevich-karamazov#2743https://petersburg.forum.st/t923-f-m-karamazov#2932https://petersburg.forum.st/t925-obleje-cie-na-tym-egzaminie-zycia#2935https://petersburg.forum.st/t924-kniaz#2933

Sob 11 Lis 2017, 16:46
Nim doczekał się odpowiedzi zaczęła się uroczystość.
Początkowo śpiewy były niewyraźne, a dziewczęcy, biały korowód niewidoczny. Jednak im bardziej zbliżał się do swojego miejsca przeznaczenia, tym bardziej Fyodorowi ciężko się było skupić na rodzeństwie. Co jak co, brata i siostrę miał pięknych, ale to na tamte dzieweczki w wiankach mógł patrzeć w ten sposób. Odpuścił sobie dołączenie do chórku - śpiew ciężko było nazwać jego mocną stroną - ale chętnie się w niego wsłuchiwał.
Ze zdziwieniem zauważył Csabę Gárdonyiego. Nie spodziewał się ujrzeć na czele węgierskiego szlachcica, tym bardziej, że w końcu jego ród odczepił się od Starszyzny. Czyżby Grigory Kuragin liczył, iż w ten sposób udobrucha przyjazną sobie familię i jakoś przywróci ją w szeregi rodzin władających? Chyba jako następca powinien o takiej możliwości pogadać z ojcem. Nie, żeby jakoś lubił ten temat, ale chyba najwyższy czas, by zainteresował się chociaż polityką, skoro do ożenku mu nieśpieszno.
Nie skomentował jego grubiańskiego zachowania. Jakby ktoś usłyszał jego komentarz mogłoby się zrobić nieprzyjemnie. Choćby dlatego, że Iskra by go próbowała zabić wzrokiem z powodu nietrzymania języka za zębami.
Próbował wysłuchać przemówienia Węgra, jednakże niezbyt miał w sumie na to ochotę. W sumie co roku każdy, kto rozpoczynał celebrację święta Wesny mówił to samo, więc Karamazov wiedział czego się spodziewać. Zamiast tego patrzył na śliczne dziewczęta w korowodzie.
Nie oponował, gdy rusałki podeszły, by obcałować go z bratem, w sumie jemu to pasowało. Kto wie jaka relacja może się z tego rozwinąć?
- Z przyjemnością. Dogonię cię - dodał i wysłał całusa bogunce, która dała mu wianek. Jak każda podobna jej istota bardzo mu się podobała i nie miał nic przeciw pogłębieniu z nią znajomości.
Wcześniej jednak powinien sprawdzić co z Zieloną Loterią. W końcu po coś do niej się zgłosił.
- Znajdę was potem. Muszę coś załatwić - powiedział do swojego młodszego rodzeństwa, po czym ruszył przed siebie. Był ciekaw, kto mu się trafił. Jeśli nikt ciekawy, to zawsze miał alternatywę w postaci brzeginii…

Fyodor z tematu
Aleksei Karamazov
Aleksei Karamazov
Młoda sadzonka 09b31066986ad8982ed7a19051007650
Samara, Rosja
27 lat
błękitna
za Starszyzną
właściciel Masquerade, aspirujący twórca zaklęć
https://petersburg.forum.st/t1022-aleksei-karamazovhttps://petersburg.forum.st/t1023-aleksei-karamazov#3608https://petersburg.forum.st/t1024-do-you-darehttps://petersburg.forum.st/t1025-hygin#3611

Czw 21 Gru 2017, 17:17
Przypatruję się przez dłużą chwilę twarzy Iskierki, która niczym kot, wlepiała swe (teraz już całkiem sporych rozmiarów) oczy w najstarszego z braci. Mógłbym przysiąc, że właśnie teraz odprawiała te swoje całe rusałkowe czary, a Fyodor uginał się pod ciężarem jej spojrzenia, tracąc resztki asertywności. Prycham z rozbawieniem, wkładając między usta końcówkę tytoniowego rulonika, do którego następnie przybliżam płomień. Cała sytuacja jest mi aż zbyt dobrze znana. Czyż nie tak bowiem postępowała ze mną Filipa? Czy jej oczy nie urastały do podobnych rozmiarów a głos nie stawał się równie słodki… Za każdym razem kiedy czegoś chciała? Kiedy pragnęła czegoś, czego pragnąć nie powinna? Ach tak, pomiędzy siostrami rysowała się dość wyraźna granica - jak śmiałem twierdzić - dyktowana wiekiem. Iskra wykorzystywała Fyodora w prostych, niewinnych celach. Filipa zaś używała mnie do pragnień ważących nieco więcej, niż festiwalowe ciasteczko. Choć trzeba przyznać, że mój charakter nigdy nie zmuszał jej, do nadużywania swych umiejętności.
- Kto by pomyślał, że skończymy jako kukiełki w rękach naszych sióstr - rzucam dość nonszalancko w stronę swego brata, posyłając mu przy tym spojrzenie pełne zrezygnowania.
Wtem wokół nas gromadzą się rusałki, które nieśpiesznie składają pocałunki na ustach moich i Fyodora.  Wodzę za nimi wzrokiem a kąciki ust same unoszą się ku górze, kiedy tak poświęcają nam chwilę - o chwilę za długo.
- Chyba musisz nam wybaczyć Iskro - mruczę przepraszająco w kierunku blondynki i daję się porwać jasnowłosym pięknościom.
Czy ktoś uważał, że ten dzień skończy się inaczej?

Aleksei z tematu
Iskra Karamazova
Iskra Karamazova
I znowu pod wodą ginie. I znów cisza na głębinie.
Samara, Rosja
21 lat
rusałka
błękitna
neutralny
studentka instrumentalistyki, wschodząca gwiazda na operowej scenie, kompozytorka do szuflady, córka nestora (pełen etat)
https://petersburg.forum.st/t862-iskra-karamazovahttps://petersburg.forum.st/t870-iskra-karamazova#2514https://petersburg.forum.st/t867-krolewna-snieguhttps://petersburg.forum.st/t871-dargomyzski

Czw 21 Gru 2017, 18:00
Czy ktoś uważał, że ten dzień skończy się inaczej?
Nie. Ale może Iskierka miała trochę – jak naiwnej! – nadziei, że nie zostanie wystawiona do wiatru przez własnych braci na rzecz… cóż, rusałek. Albo i nie rusałek. Kobiet, po prostu: brunetek, szatynek, blondynek, pięknych dzięki urokowi albo uroczych dzięki pięknu.
Wygląda na to, że czasami jednak musiała przegrać z wizją randki i przyjemnej nocy po niej. Czy wszyscy mężczyźni tacy byli?
Ciekawe, czy gdyby na moim miejscu była Fifi, pomyślała Iskra ze złością, chociaż w tym samym momencie uśmiechnęła się oszczędnie do Aloszy i kiwnęła głową „idź, nie przejmuj się”, też by ją tak zostawili. Bycie najmłodszą i, w swoim własnym mniemaniu, tą mniej zdolną z sióstr doprowadziło do wyhodowania w panience Karamazovej przykrej zazdrości, która w takich momentach – kiedy odprowadzała wzrokiem oddalających się braci – wypływała, skutecznie rujnując jej resztę wieczoru.
Dobrze, że nie zdążyła im powiedzieć o tym egzaminie.
Teraz byłoby jej tylko głupio i czułaby się jeszcze gorzej z absurdalną (wiedziała!), podyktowaną zdenerwowaniem myślą, że Fyedya i Aloszka zawstydzili się po prostu siostry-cholernej-skrzypaczki-która-nie-umie-dobrze-nałożyć-kalafonii. Fifi by przecież umiała. Z palcem w uchu by zgarniała najlepsze oceny na instrumentalistyce.
Piękna, zdolna, mądra, ambitna Fifi, niech to szlag.
Czemu w ogóle Iskra pomyślała akurat teraz o swojej siostrze?
Wgryzła się ze złością w ciasteczko, kątem oka rozglądając się po ludziach naokoło siebie: może spotka tu Jasną, Ditę albo Galinę, albo kogokolwiek, z kim mogłaby się teraz udać do mieszkania i otworzyć tego francuskiego szampana, i sięgnąć po nowy tomik poezji Borkowskiego? Chociaż Fyodor obiecał, że znajdzie ją potem, nie sądziła, że dotrzyma obietnicy, jeżeli jego towarzyszka okaże się być ładna.
Nikogo. Wygląda na to, że została tu sama.
Dokończyła ciasteczko i szybkim krokiem ruszyła w miejsce, gdzie zaparkował jej szofer. Wiedziała, co dzisiaj będzie robić i była bardzo zdeterminowana, żeby wypełnić swój cel.
Będzie grać na skrzypcach, aż nikt nie będzie jej umiał niczego zarzucić.

Iskra z tematu
Sponsored content


Skocz do: