Carla Rosario
Carla Rosario
Carla Rosario
Santiago de Compostela
27
półkrwi
za Raskolnikami
właścicielka Cmentarni, zaklinaczka zwierząt

Sob 16 Mar 2019, 14:38
Меня зовут
Carla Valeria Ivanovna Rosario



DATA URODZENIA: 13.09.1972 / NAZWISKO MATKI: Rosario / WIEK: 27 MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Petersburg / STATUS KRWI: półkrwi STAN MAJĄTKOWY: zamożny / ZAWÓD: właścicielka Cmentarni, zaklinaczka zwierząt / KORGORUSZ: salamandra plamista

[ALCHEMIA: 5 / FAUNA I FLORA: 40 / LECZNICTWO: 5 / MAGIA KREATYWNA: 5 MAGIA ZAKAZANA: 0 / OKULTYZM: 5 / SIŁA: 20 / TRANSFIGURACJA: 5 WIEDZA MAGICZNA: 10 / ZAKLĘCIA I UROKI: 10 / SZCZĘŚCIE: 5 / TALENT: 0


No i czego się tak gapisz? Pierwszy raz ci się kobieta do stolika dosiadła? W sumie to nie odpowiadaj, z taką gębą pewnie tak. Co? Że po co w takim razie tu siedzę? A tobie się wydaje, że laski zagadują tylko Adonisów? No w zasadzie to tak, jak chcą ich później pieprzyć to tak, ale ty kolego wyglądasz na wystarczająco pijanego, żeby niewiele rano pamiętać. Słuchaj, nie mam tu żadnych znajomych, jestem przejazdem, potrzebuję się wygadać, posłuchasz, zapomnisz, a w zamian możesz się pogapić mi na cycki. Umowa stoi? Że mam zwiększyć dekolt? No chyba cię koleś pogięło, nie przesadzaj, nie jestem aż tak zdesperowana. Dobra, a na imię jakoś masz, czy dalej tytułować cię „kolesiem”? Pietro? Może być i Pietro. Widzisz, Pietro, jestem cholernie daleko od domu, bo nie dalej jak jakieś trzy, może cztery miesiące temu okazało się, że moja babcia, co to jej nigdy nie poznałam, kopnęła w kalendarz i zostawiła mi cały swój majątek. Fajnie? Niby fajnie, ale jak to kurde brzmi? Jak wytrzaśnięte ze szmatławej literatury, ot co! Zostałam nagle jakąś pieprzoną Marią Eugenią Huanitą Altamirano del Castija, brakuje mi tylko przypakowanego Alvaro czy innego Juana, żeby nagle wyskoczył jak diabeł z pudełka i porwał mnie w ramiona, żyli długo i szczęśliwie, ochy achy, widownia ociera łzy. Nie masz pojęcia, o czym mówię? Nawet lepiej, ty masz tylko słuchać, albo przynajmniej udawać, że to robisz. Oszczędzisz mi problemu wrzucania ci zapominalskiego korzenia do kubka. Co to jest zapominalski korzeń? Właściwie to pewnie nazywa się inaczej, ale tak nauczyła mnie mama, więc tak mówię. Jak go z czymś wypijesz, to mogę ci wmówić, co masz zapomnieć. Nie ma takich rzeczy? Oj Pietro, żyjesz pod kloszem. Ale o czym to ja? A! No bo widzisz, jestem w drodze do Rosji, bo tam właśnie babcia zostawiła swoje skarby, wymyśliła sobie w testamencie, że jeśli chcę spadek, to muszę się osobiście po niego zgłosić. Ogarniasz to, Pietro? Starzy ludzie to mają nie po kolei w głowie. Nigdy nie chcę być stara, prędzej rzucę się z mostu. Skąd jadę, że tak marudzę? Z Zasiedmiogórogrodu, mam dupę obitą od tych cholernych pociągów. Niby mogłam kupić świstoklik, ale mnie cholera nie stać, zanim bym na niego zarobiła, minie mi termin odbioru spadku. Nie, nic nie mów, już widzę, co chcesz zasugerować, wam facetom tylko dupy i pieprzenie w głowie. Pytasz, co to świstoklik? Nie wiem, czy jesteś na tyle pijany, żeby to dobrze przyswoić. Ale że… Hm. No tak, shoty mogłyby nam pomóc. Tylko dużo, Pietro, dużo!  
Mam zacząć od początku? Dobra, to całkiem niezła sugestia, pewnie lepiej się to wszystko poukłada. Nazywam się Carla, moja matka jest rodowitą hiszpańską czarownicą, a ojciec rosyjskim mugolem, co robi ze mnie półkrwi czarownicę. Tak, tak, jakimś cudem uniknęłam stosu i topienia, no naprawdę… Nie, nie latam na miotle, wiesz jakie się od tego robią odciski na pośladkach? Czarnego kota też nie mam, tylko Loco. Chcesz zobaczyć? Czemu ma tyle ciapek? Bo to lamparci gekon, bardzo dobrze wychowany, świetny słuchacz i rady też daje całkiem niezłe. Przynajmniej jak na zwierzę. O mało którym można powiedzieć to samo, zwykle są skupione na tym, żeby mieć co jeść, gdzie spać i żeby nikt ich we śnie nie podszedł. Nie patrz się tak dziwnie, już się naoglądałam tych min – ludzie bardzo chętnie przychodzili ze swoimi zwierzakami, żebym im powiedziała, co im dolega albo czego potrzebują, ale potem gardzili. A może się bali, nie wiem do końca. Ludzi nie ogarniam, to ze zwierzętami lepiej się gada. Nie, nie tylko tym się zajmowałam, to tak bardziej na boku. Tańczyłam z ogniem w cyrku, z mamą. Ojciec był niezłym bucem, magikiem, jak się dowiedział, że mama jest czarownicą i że nie może go nauczyć prawdziwej magii, to rozumiesz, strzelił focha i przestał się do niej odzywać. Tak na amen. Ta wasza męska duma to cholernie delikatna rzecz. Nie bocz się, Pietro, tylko mnie w tym utwierdzasz swoimi minami. Brzmi to całkiem nieźle? Może i tak, ale w końcu musiałam pójść do szkoły, nie takiej zwykłej, w której uczyłabym się czytania, pisania i matematyki, tylko do szkoły dla czarownic. Może w innych jest lepiej, ale dla mnie Beauxbatons nie jest miłym wspomnieniem. Nie jestem orłem każdej dziedziny, nawet nie próbowałam być, bo i po co? Brakowało mi grâce et charme we wszystkim, a te francuskie panienki… Co za durne pindy! Z kijami w tych kościstych zadach! Czy ja ci wyglądam na powabną i delikatną, Pietro? Nie, no właśnie, a tam wszystko miało takie być. Na szczęście pozwalali mi tańczyć z moim ogniem i rozmawiać ze zwierzakami, bez tego bym chyba zwariowała. Uciekłabym z tej szkoły, gdyby nie mama, tylko jej się jakoś udawało mnie nakłonić do posłuchu. Jak? Do dziś nie wiem, może używała zaklęcia, ale niespecjalnie mnie to interesuje. Grunt, że potrafiła. Tak czy inaczej, jak babcia umarła, musiałam wybrać – zostać z nią w Hiszpanii, czy jechać do Rosji. Zarobki w cyrku nie są za dobre, nawet kiedy dorabiam, a tak myślę, że może otworzę jakiś lokal. Bar, sklep, jedna cholera, byleby były z tego pieniądze, będę mogła jej trochę wysłać. Odpocznie sobie. Co się tak uśmiechasz? Że mam pogadać z twoim wę… Ja pierdolę, wy faceci jesteście wszyscy tacy sami!

Zadziwiająco starannie oprawiony w ramkę artykuł z Avoski, wydania majowego 1997 roku, wisi na jednej ze ścian lokalu pełnego pnących się roślin i strategicznie rozlokowanych upiększaczy w postaci kości i czaszek wszelakiej maści. Wydaje się kompletnie tam nie pasować.

Lajla Aristova na nizinach, czego nie zrobi dla dobra swojego pudla?
Gehenna pierwszej petersburskiej baletnicy wydaje się dobiegać końca. Ulubienica wyższych sfer i niepodzielna łamaczka serc (w ostatnim czasie odrzuciła propozycje dwóch mecenatów, wybierając ofertę Igora Karamazova, więcej o tym na stronie 20), sama odbyła gwałtowne uczuciowe wzloty i upadki. Wierny i na razie jedyny towarzysz jej życia, pudel Pipek od wielu miesięcy popadał w coraz głębszą depresję, z której nie byli w stanie wyciągnąć go najwybitniejsi magozoologowie i tęgie umysły uzdrowicieli. Panna Aristova rozrywana wewnętrznymi rozterkami szukała również pomocy u wróżbitów, by wreszcie trafić tam, gdzie zapuszczają się obywatele mocno szemranej kategorii – do samozwańczej zaklinaczki zwierząt w jednej z mniej urokliwych uliczek Petersburga. Carla Razarjo ze swoją mało zachęcającą działalnością (lokal o nazwie „Cmentarnia” oferuje szeroką gamę alkoholi, sprzedawanych pod ladą ziół i artefaktów, a także pokazy taneczne o wątpliwej przyzwoitości) to postać, która pojawiła się na mapie miasta ledwie trzy miesiące temu, już będąc powodem kilku awantur, rozbitej szyby a także ataku sfory bezpańskich kotów na uczciwych obywateli. Do niej Lajla, biedne rozedrgane stworzenie, udała się w ostatnim akcie desperacji, by ratować Pipka. Z zaufanego źródła wiemy, że wybiera się z nim właśnie na podróż dookoła świata. Jakie będą konsekwencje tego ostatniego, desperackiego aktu poszukiwania pomocy? Dowiecie się tego już w kolejnym numerze Avoski!

Skocz do: