Trudne sprawy [Elena Tyanikova, Aleksander Tyanikov | 16 VI 1999, noc po balu]
Elena Tyanikova
Elena Tyanikova
Trudne sprawy [Elena Tyanikova, Aleksander Tyanikov | 16 VI 1999, noc po balu] R6lLiY1
Astrachań, Rosja
23 lata
czysta
neutralny
klątwołamacz do wynajęcia, kolekcjonerka artefaktów
https://petersburg.forum.st/t1636-elena-tyanikova-sie-buduje#8025https://petersburg.forum.st/t1645-elena-tyanikova#8106https://petersburg.forum.st/t1646-elena-tyanikova#8107https://petersburg.forum.st/t1647-mayavi#8108

Nie 24 Mar 2019, 19:36
16 VI 1999, noc po balu
miejsce: mieszkanie rodzeństwa


To była długa noc. Zajebiście, kurwa, długa noc.
Zrobiłam się niesamowicie ordynarna, pomyślała Elena po raz któryś tego dnia wchodząc do mieszkania, ale pomyślała tak dosłownie przez moment, bo też czynności myślące w jej mózgu nie miały w tej chwili najwyższego priorytetu. Tak naprawdę niewiele w tej chwili miało priorytet. Prawie nic. Wszystko sprowadzało się do podstawowych potrzeb.
Zrzucić ciuchy, siku, spać.
Gdzieś po drodze straciła rachubę, ile czasu była na nogach - i w jakim tempie na tych nogach zapieprzała. Szykowanie się na bal, a przedtem jeszcze praca. Potem sama impreza z zestawem atrakcji i nieoczekiwana adopcja. Mieszkanie, weterynarz, mieszkanie, Krastyo, mieszkanie. Działo się tak cholernie dużo, TAK DUŻO.
Teraz padała na pysk. Tak po prostu. Odnosiła wrażenie, że część ostatnich wydarzeń działa się w zasadzie obok niej, że nie uczestniczyła w nich świadomie, nie mogła uczestniczyć, no bo jak, w tylu rzeczach na raz? Przepływała przez kolejne sceny, z każdą kolejną kontaktując coraz mniej. Gdy weszła do mieszkania - po raz ostatni, nie miała zamiaru opuszczać go ponownie przez następne kilkanaście godzin - miała ochotę usiąść i się rozpłakać, tak bardzo była zmęczona.
Ale Elena Tyanikova raczej nie płakała, teraz więc ograniczyła się tylko do demontażu z siebie zbędnych akcesoriów w sposób prawdopodobnie zbyt głośny, niż przewidywało dobre wychowanie. Szczególnie, że było późno. Prawie jutro, podpowiedziała głowa rezolutnie.
Obcasy zdjęła tuż za drzwiami mieszkania i tam, gdzie się ich pozbyła, tam też je zostawiła - na środku przedpokoju, jeden but trwający dzielnie w pionie, drugi za to zalegnięty nieelegancko na boku, z frywolnie rozpiętymi paseczkami. W podobnie niedbały sposób zamierzała uporać się z sukienką, nim jednak wygrała wreszcie walkę z zamkiem, zdążyła dobrnąć do swojego pokoju. Delikatny materiał zsunął się tuż za progiem jej włości i tam został, jako kupka materiałowego nieszczęścia, którego Elce nie chciało się podnieść. Jeszcze rajstopy, biżuteria ostatkami dbałości ułożona na komodzie, a nie na nią rzucona, instynktowne rozwichrzenie ułożonych zbyt długo włosów.
Naga zawinęła się w ciepły, długi szlafrok i z sapnięciem padła na łóżko, znajdując się w tym dziwnym stanie, w którym bardzo, naprawdę bardzo chciała spać - ale nie mogła się wyłączyć. Obok sapał i pufał też jarchuk, choć Tyanikova nie była w stanie stwierdzić, czy śnił już naturalnie, czy wciąż farmakologicznie.
Trzeba go jakoś nazwać, pomyślała, ale myśl ta rozmyła się szybko. W tej chwili Elena nie była w stanie zatrzymać na dłużej żadnego zdania, żadnego spostrzeżenia i żadnej uwagi. Tak naprawdę, to chyba chciała umrzeć. Przynajmniej poczułaby się lepiej, nie? Mniej sponiewierana. Na pewno.
Aleksander Tyanikov
Aleksander Tyanikov
Trudne sprawy [Elena Tyanikova, Aleksander Tyanikov | 16 VI 1999, noc po balu] Tumblr_mk0nvt7EMt1qlch55o1_500
Astrachań, Rosja
27 lat
czysta
neutralny
klątwołamacz, tłumacz-amator starożytnych tekstów
https://petersburg.forum.st/t1644-aleksander-tyanikovhttps://petersburg.forum.st/t1653-aleksander-tyanikov#8126https://petersburg.forum.st/t1652-sasza#8125https://petersburg.forum.st/t1651-moira#8124

Pon 01 Kwi 2019, 19:38
Aleksander nie spał i właściwie trudno było mu się dziwić, jeśli wziąć pod uwagę wszystkie okoliczności ostatnich dwunastu godzin. Wszystko przez Elenę. Przez jego pieprzoną, egocentryczną siostrę, która nie rozumiała słowa "nie". To, że po balu, na który został wyciągnięty i wszystkim, co się na nim wydarzyło, trzymał jeszcze w rękach jakieś ostatnie resztki poczytalności, zawdzięczał tylko i wyłącznie swojej silnej woli, by się nie zapaść w rozpamiętywaniu, na co pozwolił, stawiając przed czyimś dobrem dobro Eleny.
Z jednej strony nawet się nie winił, bo przecież zawsze tak robił - był w końcu samozwańczym opiekunem młodszej siostry, kimś kto musiał hamować jej zapędy, kiedy na za wiele sobie pozwalała. Z drugiej jednak chodziło o ludzkie życie, któremu Sasza pozwolił zgasnąć, nie próbując nawet pomóc, bo przecież Elena i jej bezpieczeństwo, to ją musiał przede wszystkim wyciągnąć z pożaru, ją, przed wszystkimi, ona miała...!
Tyanikov wstał gwałtownie z kanapy, w której zapadł się niemal bezmyślnie, gdy przegrał dyskusję o pozostaniu oszołomionego jarchuka w ich mieszkaniu. Cholernego jarchuka, no na litość! Oddychał ciężko przez dłuższą chwilę, nie rejestrując ruchu dłoni zaciskając się w pięści, ani bólu, gdy wbijały się w nie paznokcie. Krawat, który wciąż miał na szyi, zerwał wściekłym ruchem, ruszając przed siebie w słabo oświetlonym mieszkaniu. Nie szedł nigdzie konkretnie, rozpoczął właśnie wędrówkę do złudzenia przypominającą snucie się uwięzionego w klatce lwa, łypiącego na każdego, kto śmie spojrzeć w kierunku prętów.
Pozwolił, żeby tamta nieznajoma kobieta zginęła, nie próbując pomóc równie dobrze sam mógł ją wepchnąć w płomienie. Miał jej krew na rękach i to się miało już nigdy nie zmienić, nieważne, że najprawdopodobniej nikt nie widział całego zajścia. Wystarczyło, że on wiedział, by zastanawiać się, w jaki sposób miał właściwie sam ze sobą dalej żyć. Mógł udawać, próbować sobie wmówić, że nic takiego nie miało miejsca, może znaleźć amnezjatora, który za odpowiednią kwotą usunąłby to konkretne, niewygodne wspomnienie? Nie. Tak, nie mógł zrobić.
Całkowicie ignorując przypatrującego mu się spod stołu psa Eleny, który najwyraźniej wahał się, czy próbować wejść do sypialni pani pełnej obcego zapachu, krążył, niemal siłą powstrzymując się przed złapaniem najbliższej rzeczy i ciśnięciem nią o ścianę. Gdyby to zrobił, prawdopodobnie zdemolowałby cały dom. Sasza taki przecież nie był, nie wpadał w furię, nie wrzeszczał jak opętany, nie dawał emocjom brać góry, a już na pewno nie pozwalał nikomu zginąć, nie próbując mu pomóc.
Wdech. Wydech. Nie wiedział, ile czasu minęło, zanim w zamku ostatni raz tej nocy szczęknął klucz, a do mieszkania wreszcie wróciła Elena po swoich włóczęgach. Na jej widok ręce Aleksandra drgnęły w nagłej potrzebie zaciśnięcia się dookoła jasnej szyi, a w głowie pojawił się obraz czaszki roztrzaskiwanej o najbliższą ścianę. Czy mózg dałoby się później z niej zetrzeć? Wdech. Wydech. Dobrze, że nie zwróciła na niego uwagi, lub po prostu udała, że nie widzi brata, zaoszczędziła im i wszystkim sąsiadom dookoła karczemnej awantury, która gotowała się tuż pod powierzchnią skóry Aleksandra. Nie tylko widmo awantury rozpychało go od wewnątrz, próbując się wydostać, ale coś jeszcze, coś paskudnego, ciemnego i zimnego jak lód, co nieprzyjemnie drapało po kościach, wprawiając je w fantomowy rezonans. Wdech. Ona nic nie zrobiła, to ty podjąłeś decyzję, nie zawahałeś się nawet. Wydech. Musieli porozmawiać.
Elena Tyanikova
Elena Tyanikova
Trudne sprawy [Elena Tyanikova, Aleksander Tyanikov | 16 VI 1999, noc po balu] R6lLiY1
Astrachań, Rosja
23 lata
czysta
neutralny
klątwołamacz do wynajęcia, kolekcjonerka artefaktów
https://petersburg.forum.st/t1636-elena-tyanikova-sie-buduje#8025https://petersburg.forum.st/t1645-elena-tyanikova#8106https://petersburg.forum.st/t1646-elena-tyanikova#8107https://petersburg.forum.st/t1647-mayavi#8108

Sro 03 Kwi 2019, 10:07
- Będziesz tak stał czy zaczniesz w końcu wrzeszczeć? - spytała nie całkiem wyraźnie, mrukliwie, gdy stała się aż nadto świadoma obecności Aleksandra na progu jej pokoju.
Nie zignorowała go wcześniej, po prostu nie zauważyła. Przechodząc przez pogrążone w ciemności mieszkanie - nie próbowała nawet namacać włącznika światła, a już tym bardziej nie wyciągała różdżki, by rozjaśnić mrok - jak automat powędrowała prost do siebie, przekonana... Nie, o tym, że Sasza śpi, akurat nie była przekonana w ogóle. Gdyby była bardziej przytomna, mogłaby nawet trochę się zdziwić, dlaczego go nie widziała, dlaczego na nią nie czekał - z karczemną awanturą raczej niż z czułym buziaczkiem - dlaczego mogła tak po prostu, na spokojnie paść do łóżka, nieodprowadzana wychowawczym monologiem. Nie była jednak przytomna, niczemu się nie dziwiła, a gdy Aleks pojawił się jednak w drzwiach jej pokoju, przyjęła to po prostu do wiadomości, nie zastanawiając się nad niczym.
- Naprawdę nie mam siły na dłuższe dyskusje, więc sprężaj się, jeśli możesz - rzuciła mocno rozlazłym, niezbyt przytomnym tonem. Nawet nie otworzyła oczu, by spojrzeć na Saszę, nie próbowała też usiąść ani w ogóle zrobić niczego co, być może, zrobiłby każdy lepiej wychowany człowiek. Nie, ona tylko odruchowo zwiesiła rękę, by wsunąć ją w sierść Vero, który nieśmiało, z wyraźnymi oporami, ale przepchnął się jednak obok Aleksandra i ostrożnie wszedł do pokoju. Jarchuk - nienazwany, póki co wciąż pozbawiony większej tożsamości - wciąż spał jak zabity i chyba tylko dlatego mastiff zdecydował się dołączyć do towarzystwa. Elena westchnęła cicho, uświadomiwszy sobie, że czeka ją prawdopodobnie sroga przeprawa z ustaleniem nowej hierarchii w niespodziewanie powiększonym stadzie.
Po dłuższej chwili ciszy - tak ze strony swojej, jak i Aleksandra - uniosła wreszcie szalenie teraz ciężkie powieki, by spojrzeć na cień sylwetki brata w progu. Nie miała pojęcia, co siedzi mu w głowie, a jej własny egocentryzm podsuwał jej tylko wizje awantury, jaką Aleksander mógł jej zrobić za wszystko, co wydarzyło się na i po balu. Do głowy jej nie przyszło, jak inne tematy mogą go teraz dręczyć, jak innymi problemami może się teraz zajmować. Nie, teraz, w tym stanie bliskim wegetacji, w jakim się w tej chwili znalazła, była zdolna myśleć tylko o tym, że znów chodzi o nią i o to, jak bardzo Saszy nie podobało się jej zachowanie.
To, że faktycznie chodziło o nią, ale w nieco innym kontekście, nie pojawiło się w jej głowie nawet na krótką chwilę.
Z ciężkim westchnieniem uniosła ręce - ciążące jej teraz jak każdy inny skrawek ciała, krzyczący niemal o to, by dała sobie spokój z aktywnością, by wyłączyła się i poszła spać, przesypiając co najmniej kilkanaście godzin bez przerwy - i przetarła nienaturalnie bladą ze zmęczenia twarzyczkę. Będę jutro - dzisiaj - cholernie niewyjściowa, pomyślała, nie przejmując się jednak tym zanadto. Niemal czarne cienie pod oczami, jakich z pewnością się po dzisiejszej nocy nabawi, nie będą jej w domu przeszkadzały - a w tej chwili nie miała najmniejszego zamiaru, najmniejszych planów, żeby gdziekolwiek wychodzić.
Sponsored content


Skocz do: