Elena Tyanikova
Elena Tyanikova
Elena Tyanikova
Elena Tyanikova R6lLiY1
Astrachań, Rosja
23 lata
czysta
neutralny
klątwołamacz do wynajęcia, kolekcjonerka artefaktów
https://petersburg.forum.st/t1636-elena-tyanikova-sie-buduje#8025https://petersburg.forum.st/t1645-elena-tyanikova#8106https://petersburg.forum.st/t1646-elena-tyanikova#8107https://petersburg.forum.st/t1647-mayavi#8108

Wto 23 Sty 2018, 22:36
Меня зовут
ELENA IGOREVNA TYANIKOVA



DATA URODZENIA: 23 I 1976 r. / NAZWISKO MATKI: Gorodecka / WIEK: 23 lata
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Petersburg / STATUS KRWI: czysta
STAN MAJĄTKOWY: zamożna / ZAWÓD: klątwołamacz / KORGORUSZ: irbis


ALCHEMIA: 5 / FAUNA I FLORA: 5 / LECZNICTWO: 5 / MAGIA KREATYWNA: 10
MAGIA ZAKAZANA: 5 / OKULTYZM: 25 / SIŁA: 10 / TRANSFIGURACJA: 10
WIEDZA MAGICZNA: 15 / ZAKLĘCIA I UROKI: 16 / SZCZĘŚCIE: 0 / TALENT: 10


maj 1985
Astrachań, Rosja

Karteczka wsunięta między Bełty, ćmuchy i dziewiątki: bestiariusz podstawowy a dziecięcy Leksykon małego alchemika była tak niepozorna, jak tylko mogła być, a jej treść, napisana charakterystycznym, koślawym pismem małoletniej Rosjanki, nie miała absolutnie żadnego sensu. Zestawione słowa zdawały się być wybierane na chybił-trafił, co więcej, wiele z użytych sformułowań nie widniało w żadnym z obowiązujących słowników. Zbitki sylab, często niemożliwe do wypowiedzenia, na papierze wyglądały na niewinny, głupiutki żart dorastającego człowieczka. Nikt nie pomyślałby, że było w tym coś więcej. A było. Notatka była bowiem jak najbardziej jasna - wystarczyło umieć ją przeczytać.




mam nadzieję, że nie powiedziałeś nikomu o tym zbitym lusterku. Mama nic nie mówiła, wnioskuję więc, że nie, ale serio. Nie mów. To nie było specjalnie.

PS Ciocia Olga przywiozła ciastka, te dobre, czekoladowe. Wiem, gdzie są, chociaż tata bardzo starał się je ukryć.


E.





czerwiec 1985
Astrachań, Rosja


Serwetka pokryta nadrukiem polnych maków i niezbyt starannie złożona na czworo tkwiła głęboko w lewym kapciu pana domu, Igora Tyanikova. Kapciu warto nadmienić, nigdy nie używanym, ponieważ zaszczytu znajdowania się na stopach wykładowcy PUMu dostąpiła nowa, znacznie mniej przetarta para. Zapis znajdujący się na serwetce wprawiłby w konsternację niemal każdego - zlepki słów, przestawione szyki nie mających sensu zdań przypominały raczej brudnopis kogoś, kto dopiero uczył się pisać. Chyba, że było się jednym z twórców dziwacznego szyfru.


Lena,


podsłuchałem rodziców, mama chce, żebyś uczyła się grać na pianinie jak ona. Błagam, nie zgadzaj się, umrę od tego rzempolenia. Tak to się mówi? Wiesz co, nie, zakradnę się po nocy i zepsuję coś, żebyś nie musiała się męczyć. I żebym ja nie musiał. I tata też. Wyrwę wszystkie klawisze, jeśli trzeba.
Może, kiedy zobaczą, że nic z tego, będziesz mogła uczyć się z tatą warzenia eliksirów, jak ja.


A.



Komunikacja zwykle sprowadzała się do pozostawiania informacji nie wymagających odpowiedzi, tym razem jednak odpowiedź pojawić się musiała. Nośnikiem stała się ta sama serwetka, zapisana tym razem z drugiej strony, zdecydowanie staranniej złożona i upchnięta do kapcia prawego tej samej, zapomnianej pary.


Oszalałeś! OSZALAŁEŚ!!! Nic nie rób, przecież ja chcę! Rozmawiałam z mamą, ja chcę! Tego pianina, tego wszystkiego.
I w ogóle, mój kochany braciszku, jak mo Co ty sobie w ogóle myślisz, idioto, żeby psuć mamy pianino?! Spróbuj tknąć, a się Ciebie wyrzeknę. I wydziedziczę.
I już nigdy Ci nie powiem, co mówiła o Tobie ta cała Svietlana.




styczeń 1991
Lizbona, Portugalia

Kochany braciszku,


wujek Feliks nie kłamał, mówiąc, że podróżowanie z mugolami ma swoje uroki. To wprawdzie szalenie upierdliwe, wlec się przez kilka, kilkanaście godzin tam, gdzie moglibyśmy być w jedną krótką chwilę - jest w tym jednak też coś fascynującego. Pociągi, autobusy, samochody mogą zrobić wrażenie. Naprawdę! Powinieneś kiedyś spróbować. To całkiem zabawna odmiana od tego naszego świstoklikowania wszędzie tam, gdzie tylko wujek chce nas zabrać.
W każdym razie, dotarliśmy, więc zgodnie z umową - melduję. Bo mógłbyś się zacząć martwić. A na pewno zdążyłeś zatęsknić. Zdążyłeś, nie?
Podczas, gdy wujek zajmuje się wycieczką (podobno jest mała jak na jego standardy, tylko kilka osób), ja włóczę się z bliźniakami. I wiesz co? Nie mam pojęcia, czemu wątpiłeś w ich zdolności zadbania o odpowiednie świętowanie moich urodzin, naprawdę nie mam pojęcia.
Zwiedzaliśmy dzisiaj miasto. Jest cudowne! Nie tak, jak Edynburg, oczywiście, i na pewno nie jak Mérida, ale nadal warte uwagi. Mocne dwa na dziesięć. Joséphine pokazała mi Wieżę Belem, byliśmy też w Klasztorze Hieronimitów. Wujek Feliks kupił nam też - podobno - najlepszą sangrię w mieście. Nie wiem, czy rzeczywiście jest bezkonkurencyjna - już bez wujka odwiedziliśmy inne lokale, ale nigdzie nie chcieli nam sprzedać - ale była dobra. Naprawdę dobra, powinniśmy robić taką w domu.
Wieczór natomiast zaplanował Valeryi. Mamy iść do... Jak on to nazwał? Lupanar?
Coś takiego. To jego prezent urodzinowy dla mnie. Podobno będę zadowolona.
Jak pewnie wiesz, wracamy za trzy dni. Pewnie chciałabym zostać dłużej, ale wujek musi wrócić z wycieczką, zadbać o te swoje sprawy biznesowe. Biuro podróży nie może żyć bez swojego ojca i tak dalej. Zresztą, jest jeszcze szkoła. Rodzice nadal planują umoralniające gadki dla mnie i wujka za tę wycieczkę?


Elena



PS Uprzedzałam przed wyjazdem, ale powtórzę - jeśli pod moją nieobecność uknuliście z rodzicami, że Svietlana będzie spać w moim pokoju, to zamorduję. Ją. Ciebie. Oszczędzę rodziców, bo oni się jeszcze przydadzą.


E.





styczeń 1991
Astrachań, Rosja

Ulubiona siostro,


cieszę się, że dotarłaś w całości i żyjesz. Gdybyś z jakiegoś powodu nie przeżyła tego eksperymentu, wuj Feliks skończyłby marnie i nic nie pomogłoby wstawiennictwo mamy. Jestem pewien, że w razie potrzeby ciocia Chantal poradziłaby sobie bez niego.
Nie zanudziłaś się w tej długiej podróży? Ja bym sobie chyba poodgryzał ręce, nie mając nic do roboty, a ile można ciurkiem siedzieć z nosem w książce? A z tym tęsknieniem nie wyobrażaj sobie za wiele – ponoć jestem już dorosły i nie przystoi otwarcie pokazywać emocji. Wracaj szybko. Nie myśl sobie też, że bliźniaki nie zostały wcześniej poinstruowane, co do zapewniania Ci wszelkich rozrywek, Valeriy chyba wziął to na serio, że przypiekę mu palce w kominku, jeśli się nie postara. Przekaż mu, że żartowałem? Ta mała cholera powinna o tym wiedzieć, ale wolę się upewnić. I co to właściwie jest ta sangria? I lupanar?
Rodzice wciąż nie są zachwyceni, że opuszczasz szkołę przez tą wycieczkę, ale robię za Twojego adwokata i przygładzam ich zmierzwione piórka. Nie obiecuję braku wychowawczej pogadanki, ale może nie będą aż tak poirytowani jak wcześniej. Poza tym, w końcu dali wujkowi zgodę, by Cię ze sobą zabrał, niespecjalnie rozumiem, o co się tak pieklą... Jeśli mamy się podobnie zachowywać na starość, to nie chcę przekraczać dwudziestki.
Rozmawiałem ostatnio z dziadkiem, jest zachwycony, że będę próbował dostać się na kurs klątwołamacza – otworzył tę wielką gablotę ze swoją kolekcją, którą zwykle trzyma pod kluczem i pozwolił mi przeglądać i czytać, co tylko chciałem, taki miał dobry humor! Ten japoński sztylet, któremu się tak kiedyś przyglądaliśmy, jest znacznie cięższy niż wygląda, dziadek mówi, że to przez uśpioną klątwę. Ponoć uaktywnia się tylko wtedy, kiedy dotyka go osoba z rodziny niejakiego Yuki Asahiro, więc my możemy się tym tylko zaciąć. Tuba z papirusami była fantastyczna, uwierzysz, że to najprawdziwsze oryginały? Tusz wciąż jest widoczny, wciąż ma kolor... To wszystko pachnie tak dziwnie, jak nagrzany piasek. Nie mów na razie nikomu, ale dziadek powiedział, że zabierze mnie na miesiąc do Egiptu, jeśli się dostanę na ten kurs. MIESIĄC w grobowcach i piramidach, Lena! Lena, ja MUSZĘ, przecież sobie nie wybaczę, jak mi się nie uda. Równie dobrze mogę się utopić w miednicy.


Sasza


PS Svieta nie śpi w twoim pokoju, śpi w moim. Ja przejąłem twoje łóżko. Czy musisz mieć tyle poduszek? Kładzenie się spać to jak cholerna bitwa z wywalaniem ich wszystkich na podłogę.



wrzesień 1991
Akademia Koldovstoretz, Rosja

Aleks,


mam nadzieję, że dobrze się bawisz. Naprawdę, bez ironii, braciszku - mam nadzieję, że wycieczka spełnia Twoje oczekiwania i nadzieje. Nie wątpię, że dziadek postarał się o odpowiedni poziom atrakcji - poziom, na jaki przyszły klątwołamacz zasłużył! Co zaplanował? Piramidy? Bogactwa faraonów? Trupy w bandażach? Klątwy skarabeuszy i innych brzydactw?
Głupio wyszło z tym cyrkiem przed Twoim wyjazdem. Nie będę za to przepraszać - nie za samą sytuację - ale za to, że nie porozmawialiśmy, już tak. Serio, Sasza, nie tak miało wyjść, chciałam jakoś... Wiesz. Lepiej. W razie jakbyś tam umarł wolałabym przynajmniej mieć świadomość, że ostatnim, co ode mnie usłyszałeś, nie było życzenie ci bycia przer...


W tym miejscu treść listu była bardzo, bardzo mocno pokreślona, ostry koniec pióra wyżłobił solidne bruzdy w arkuszu grubego, kremowego papieru.

Sam zresztą wiesz. Złych rzeczy.
Ale z tego, że w Twoim życiu nie ma już Svietlany, się cieszę - nie będę obłudna. Ona była... Była. I dobrze, że jej nie ma. Mogło wyjść lepiej, ale efekty są mi na rękę. Tobie na pewno też, nawet, jeśli teraz Ci się tak nie wydaje. Ona była zła - a przynajmniej zła dla Ciebie. I dla mnie, jeśli już o tym mówimy. Parszywa suka. Przykro mi, że gdzieś w tym wszystkim zostałeś pokrzywdzony, ale na dłuższą metę tak jest lepiej.
W każdym razie, mam nadzieję, że jej cień nad Tobą nie wisi, nie aż tak, żebyś nie mógł cieszyć się wycieczką. Zasłużyłeś na nią.
Jeszcze raz gratuluję Ci dostania się na studia, wiem, że będziesz na nich szczęśliwy. Jestem z Ciebie szalenie dumna!
Pozdrów dziadka. Uprzedź staruszka, że jestem następna do oglądania jego kolekcji! Nie może być tak, że faworyzuje jednego wnuka, musi zdawać sobie z tego sprawę.


Całuję,
Ela


PS Wiem, że znalazłeś notatkę, którą zostawiłam Ci w naszym miejscu, między pluszakami. Obiecywałam Ci tam dowodzenie racji moich argumentów w sprawie Sviety. Wiem, że teraz to już zbędne, ale ja ZAWSZE dotrzymuję obietnic. Tak więc, mój drogi braciszku, przygotowałam Ci wizualizację obrazującą wszystko, co jest do powiedzenia w tym temacie.


Poniżej treści widniała KOPIA stale aktualizowanego, rodzinnego drzewa genealogicznego, doskonale Aleksandrowi znanego - od dziecka widywali je w gablocie wiszącej w gabinecie dziadka - przerobiona jednak w bardzo wymowny sposób.

Sam widzisz, że nie pasuje. Twarde dowody. Z tym się nie da dyskutować.


E.



wrzesień 1991
Giza, Egipt

Igorze, Varyo, Eleno,


nie planowałem pisać do Was listów, w pełni świadom, że Saszka ma to w zamiarze, ale niestety okoliczności zmuszają mnie do zmiany zdania. Dwa dni temu dotarliśmy na obrzeża Kairu, skąd mieliśmy blisko do kompleksu w Gizie – udało mi się pociągnąć za odpowiednie sznurki i wykorzystać starą przysługę, żebyśmy mogli zwiedzić wnętrze piramidy Chefrena i jego świątyni grobowej.
Nie wiem, w którym momencie, ale rozdzieliliśmy się z Aleksandrem. Usłyszałem tylko huk z jednego z korytarzy, a kiedy pobiegłem na miejsce, w podłodze ziała dziura w dół do czegoś, co wygląda na dalszą plątaninę korytarzy. Sam nie dałem rady znaleźć Saszy. Piszę do Was i zaraz wracam do środka z pomocą.


Aleksei



wrzesień 1991
Giza, Egipt

List już na pierwszy rzut oka nie należał do najporządniejszych – papier po wyjęciu z koperty był nieco wymięty, a tusz miejscami rozmazany, jakby pióro prowadziła niepewna ręka.



Elena,


żyję. Jestem cały. Przekaż rodzicom, nie mam siły pisać do nich oddzielnie i ubierać tego w ładniejsze słowa. Spędziłem w tej piramidzie półtorej doby, próbując znaleźć wyjście. To zabrzmi źle, ale przeżycie było niesamowite. Napiszę coś więcej, kiedy dojdę do siebie.


Całuję,
Aleksander


wrzesień 1991
Giza, Egipt

Siostrzyczko,


Egipt jest jeszcze bardziej niesamowity, niż mogłem o tym marzyć. Dziadek musi niemal siłą wyciągać mnie ze wszystkich świątyń i grobowców, które odwiedzamy, ale po tamtym wyp incydencie w piramidzie Chefrena nie odchodzi na krok. Nawet nie mogę go winić, bardzo się przejął. Czy możesz ugłaskać trochę rodziców, żeby nie zrobili mu awantury, kiedy wrócimy? Myślę, że samo szukanie go wyczerpało, trochę się martwię, czy nie odbije się to na zdrowiu. Ja mam tylko kilka otarć, a on chyba prawie dostał zawału serca. Teraz, kiedy znowu zwiedzamy, na szczęście wygląda w miarę dobrze.
Wszędzie pełno pozostałości po starożytnej magii i klątwach – dziadek często wskazuje strzępy delikatne jak sieci pająków, które zdają się wnikać w struktury ważnych budowli. Mówi, że one już nikomu nie zaszkodzą, ale są naprawdę fascynujące. Zacząłem prowadzić dziennik ze szkicami i notatkami, jeśli chcesz, pokażę Ci je po powrocie. Podłapałem trochę języka od miejscowych, chyba powoli zaczynają nas traktować jak swoich, tak jesteśmy spaleni słońcem. Tylko się nie przestrasz, jak mnie znowu zobaczysz! Svieta pewnie by uci  Wiesz, chyba trochę tęsk  Jak skutecznie pozbyć się kogoś z głowy?
Byłabyś zachwycona tym, co można znaleźć w przypadkowych sklepikach z antykami.
Mam nadzieję, że zgodnie z umową dbasz o Morderczą Księżniczkę, drapiesz ją za uszami przynajmniej dwa razy dziennie i dajesz spać na mojej poduszce.


Aleks


PS – załączam coś, co wpadło mi w oko. Myślę, że Ci się spodoba. Wprawdzie według sprzedawcy to tylko okaz wystawowy, całkowicie niesprawny i niepochodzący nawet z Egiptu, ale powinien dobrze się prezentować w Twojej kolekcji.


Wraz z listem do rąk Eleny dostarczona została paczka zawierająca niedużą szklaną gablotkę – w środku na kawałku aksamitu leżała ewidentnie nadgryziona zębem czasu różdżka udekorowana na rękojeści motywem gałęzi cierniowej. Staranne pismo na kawałku pergaminu wewnątrz głosiło: „Cierń. 11 i 3/4 cala, hikora, róg Długoroga Rumuńskiego.”



wrzesień 1991
Astrachań, Rosja

Sasza,


okaz wystawowy? Całkowicie niesprawny?! Czyś Ty oszalał?! Właśnie przed momentem eksplodowałam nią okno witrażowe w gabinecie taty. Oberwało się też fiolkom ze świeżą srebrianką. Tak jakby.
Poczytałam trochę. Popytałam. I nadal nie wiem nic poza tym, że różdżka faktycznie nie powinna działać. Pochodzi z Bułgarii, należała do Asenów. To w ogóle jest jakiś cyrk, z tą jej historią, wiesz? Szowinistyczne bujdy, które bym wyśmiała, jakby nie było na nie dowodów. Podobno przechodziła tylko wzdłuż męskiej linii, nie chciała służyć czarnym owcom rodziny - a było takich kilka! - generalnie, wiesz, TAK BARDZO CENNE dziedzictwo rodziny. Synów. A potem, jak nie było komu przekazać, to... umarła. Usnęła. Jak zwał, tak zwał, w każdym razie - rzeczywiście nie funkcjonowała i szybko stała się tylko eksponatem. Któryś z dalszych potomków rodziny ostatecznie ją sprzedał i finalnie różdżka stała się zabawką, gratką dla kolekcjonerów. Pół świata zwiedziła, wiesz? Przez chwilę zalegała nawet w gabinecie tego klątwołamacza-dziwaka z Indii, o którym opowiadał kiedyś dziadek.
A teraz działa. I nie wiem jak Ty, ale ja jestem tym szczerze zdziwiona. Nie przypominam sobie, żebym miała na nazwisko Asen. I na pewno nie mam penisa.
Tak czy inaczej, popróbowałam trochę. Dziwnie jest z tą różdżką, bo jest... Silniejsza? To chyba nie najlepsze słowo. Na pewno bardziej nieprzewidywalna. Wymaga większego wyczucia niż te nasze, sklepowe kijki, bo inaczej...
No właśnie. Nie sądzę, żebym przez najbliższy miesiąc dostała jakieś kieszonkowe. Albo dwa. Albo z pół roku, bo to w końcu ten witraż był. TEN. Arcydzieło i o Welesie, jakież cudo.
Czasem mi się wydaje, że ojciec nie ma całkiem równo w głowie. Masz to po nim.
W każdym razie, z pewnością ucieszy Cię wieść, że starsi już się nie miotają. Aż tak. Przyjęli do wiadomości, że jednak nadal muszą uwzględniać Cię w testamentach i chyba jakoś się z tym pogodzili. Ja też jakoś przeżyję, że wciąż mam konkurencję do majątków i uwagi dziadka.
Czasem jesteś idiotą, ale naprawdę bardzo Cię kocham i cieszę się, że nic Ci się nie stało. Ale i tak porozmawiamy w domu. POWAŻNIE porozmawiamy.
Jeszcze raz dziękuję za różdżkę. Jest upierdliwa, ale świetna. I działająca, ha!


Elena



luty 1994
Petersburg, Rosja

Elena,


myślenie, że może czegoś się też w tej chwili uczysz (czy też powinnaś, a odkładasz to, ile możesz) trochę poprawia mi humor. Na pewno to powtarzam do znudzenia, ale przyzwyczajaj się do bezsennych nocy i gór notatek. Od tygodnia siedzę zagrzebany w tematach na historię i niby to wszystko powinno być ciekawe, ale dlaczego na każdym kolejnym roku upierają się, żebyśmy AŻ TAK dokładnie znali się na faktach dotyczących absolutnie wszystkich magicznych kultur i ich legendach? Przecież każdy, kto skończy ten kurs i tak będzie się potem specjalizował w czym innym. Widzisz w tym jakiś sens, Lena? Powiedz, że nie. Albo nie, właściwie nic nie mów, prawdopodobnie jestem już po prostu zbyt sfrustrowany, ale każda kolejna wzmianka o Apaczach, Dakotach, Hohokamach i innych plemionach wywołuje nerwowe tiki. Czasem żałuję, że nie jestem na kursie warzelnictwa czy choćby uzdrowicielstwa, skoro i tak czasem chodzę na wykłady do taty i babci. Warzelnictwo pewnie zdawałbym nie zażynając się jak teraz.
Dmitriy i Katia pilnują, żebym jadł jak człowiek, kiedy sami nie mają stosów materiału do przerobienia. Pamiętasz Dimkę? To on wziął mnie na drugim roku na rajd sypi no wiesz co. To, co ci opowiadałem. Jak nad tym teraz myślę, to absolutnie nie możesz poznać się z nim, kiedy przyjedziesz tu na własny kurs, nie mogę ryzykować, że będzie Ci zaszczepiał jakieś nieprzyzwoite style życia. W końcu jesteś moją ulubioną siostrą. I nawet nie próbuj używać argumentu, że jedyną. Ulubioną i koniec. Beznadziejnie mieszka się sam
Rodzice nie mówili czegoś o szukaniu dla mnie żony? Albo dziadkowie? Ostatnio jak widziałem babcię, wspomniała o córce jakiejś swojej znajomej, „z dobrego domu, śliczne dziewczę, Saszka” i chyba zaczęła kombinować... Jeszcze tego mi trzeba, żeby podsunęli pierwszą lepszą i ustalili coś za moimi plecami. Albo naszymi. Ciebie mam nadzieję jeszcze na nic nie naciskają? Oni nie sprawdzą potencjalnego kandydata tak dobrze, jak powinien być sprawdzony, a co jak będę musiał potem wyzywać Twojego męża czy tam narzeczonego na pojedynek, bo okaże się niegodny?
Przyjadę do domu, kiedy skończę egzaminy.


Ściskam,
Sasza



luty 1994
Akademia Koldovstoretz, Rosja

Aleks,


jeszcze raz wspomnisz o swoich studenckich ROZRYWKACH, a słowo daję, powiem rodzicom, że niebawem będzie Cię trzeba odwiedzać w Hotynce. Na oddziale chorób wenerycznych. Serio, wyobrażanie sobie Ciebie z gołą dupą może i mogłoby nie sprawia mi przyjemności. Żadnej.
Dla Twojej wiadomości - ja rzeczywiście się uczę. Co więcej, podchodzę do tego ze znacznie większym entuzjazmem niż NIE POKAŻĘ PALCEM KTO i nie jęczę, jakby mnie ktoś tu trzymał na siłę. Wiesz, że możesz rzucić studia, skoro to tak bardzo ponad Twoje siły? Dziadek wprawdzie zapłakałby się z rozpaczy, a rodzice najpewniej stwierdziliby, że jednak jesteś adoptowany, ale to w sumie żadna różnica. I tak wszyscy wiedzą, że to JA jestem prawdziwą dziedziczką nazwiska. Tą najlepszą. Nadzieją familii. I w ogóle. Pójdę na PUM to uświadomią to sobie także i tam. Każdy będzie wiedział, że jeśli chodzi o klątwołamacza pierwszego sortu, to tylko Tyanikova. Podkreślam dobitne A na końcu.
O żonie nie było mowy, bo chyba stracili już nadzieję i pogodzili się z myślą, że Svieta była tylko przykrywką i tak naprawdę przyprowadzisz im chłopaka. A tak serio, to partia dla Ciebie była, ale się chyba wykruszyła. Może uznali, że jesteś zbyt niezdecydowany, skoro nie przyleciałeś już po raz pierwszy z kwiatami. Albo jesteśmy za biedni. Albo nie wiem, znaleźli kogoś z mniej paskudną twarzą.
A szkoda, wiesz? Widziałam pannę na zdjęciu, miała fajne cycki.
Na mnie nie naciskają. Mi po prostu powiedzieli, że najpóźniej za pół roku jestem sprzedana. Oczywiście, przedstawili to z odpowiednią dozą słodkiej subtelności, ale mniej więcej tak to wygląda. Pierścionek zaręczynowy pewnie już się robi w jednym z tych obrzydliwie bogatych, ociekających złotem salonów.
Zakład, że zgubię go w ciągu pierwszych dwóch tygodni od dostania? I to nawet nie będzie specjalnie.
Nawet nie wiem, kogo szykują. Podobno jakiś Rodion, ale mogli dać chociaż zdjęcie, nie? Zresztą, pewnie dadzą. Jak będzie lepiej niż 6/10 kategorycznie zabronię Ci obijania twarzy mojego kochanego, najcudowniejszego wybranka.
Czekam z niecierpliwością na Twój powrót.
Wracaj szybko i nie przynieś rodzinie wstydu. Egzaminy na mniej niż wybitny to żadne egzaminy, pamiętaj.


Całuję,
Elena



kwiecień 1997
Lhasa, Tybet

Braciszku,


bardzo poważnie zastanawiam się, czy w ogóle chcę stąd wracać.
Bałam się tego wyjazdu właściwie nie wiem, dlaczego. Nie przez samą podróż, nie przez obcą kulturę, na pewno nie przez samą konieczność poznawania rzeczy, o których dotąd tylko czytałam. To wszystko działało wręcz odwrotnie, ciągnęło mnie tu podobnie, jak Ciebie ciągnął Egipt. Nie, to, czego się obawiałam, musiało być czymś innym.
Chyba zmianą. Lękałam się tego, jak ten rejon - Tybet i Nepal - może mnie zmienić. Minął jednak miesiąc i zmiany, które tak mnie przerażały, okazały się być chyba najlepszym, co mnie spotkało w ciągu ostatnich lat.
Himalaje są oszałamiające. Ich nieprzewidywalność i surowość budzą uczucia, o które u nas, w "cywilizowanym świecie", szalenie trudno. One przerażają, Aleks, ale jednocześnie wabią i nęcą, sprawiając, że chcesz wchodzić dalej, głębiej, na coraz niebezpieczniejsze szlaki. I że chcesz wracać. A gdy jesteś dalej, choćby o krok czy dwa, to tęsknisz. Tęsknisz tak cholernie mocno.
Oczywiście, wiele się tu nauczyłam. Tutejsza kultura jest niesamowita, a klątwy! Sasza, nie spotkałam się dotąd z bardziej zawiłym labiryntem subtelności. Łatwo się tu potknąć, a tutejsze zaklęcia i rytuały to wisienka na torcie okrucieństwa i podstępności. Pracuje się tu zupełnie inaczej, niż w Europie. Musisz skupiać się na czym innym i koncentrować bardziej, próbując przejrzeć ten obcy tok myślenia, zupełnie inną perspektywę patrzenia na świat, która kierowała czarnoksiężnikiem.
Jest coś niesamowicie uzależniającego w tym ciągłym wystawianiu się na próbę, w tym ryzyku.
W czasie jednej z wypraw w góry dzieliliśmy obóz z klątwołamaczami z Polski. Zgadałam się z jednym z nich, Arkadiuszem Branickim, i wychodzi na to, że gdy skończę studia, będę miała się gdzie zaczepić. Arek ma trzydzieści cztery lata, na co dzień jest konsultantem w Londynie i prowadzi na wyspach badania nad Stonehenge i pozostałymi kręgami. Powiedział, że jeśli będę chciała, weźmie mnie do zespołu na przyszłoroczną ekspedycję i, jeśli mi się nie znudzi, mógłby mnie trochę podszkolić w fachu. Nie wiem, jak Ty, ale dla mnie brzmi to jak świetne rozwiązanie. I tak będę potrzebowała nauczyciela, nim zacznę cokolwiek robić sama - nim zacznę cokolwiek rzeczywiście umieć - a przy nim mogłabym przy okazji rozwijać się w tym kierunku, którym chcę. Facet cholernie dużo wie o Celtach!
Przy okazji wspomniałam mu o notatkach, które znalazłam ostatnio w Szkocji. Znał ten temat wcześniej i, co zaskakujące, okazał mniej wątpliwości niż sądziłam. Stwierdzenie, że podzielał mój entuzjazm byłoby zdecydowanie przesadnym, ale przynajmniej mnie nie wyśmiał. Co więcej, przyznał, że jakkolwiek brzmi to nieprawdopodobnie, taki amulet mimo wszystko ma szansę istnieć. Wszystko, co o nim napisano dosyć dobrze wpasowuje się podobno w koncept okultyzmu indiańskiego, a pieczętowanie dusz miało być dosyć popularną praktyką w wielu plemionach. Arek był mocno sceptyczny tylko w kwestii zapieczętowania trzech szamanów w jednym talizmanie, ale generalnie mnie nie przekreślił.
Nie znam się na tym indiańskim czary-mary, to bardziej Twoja działka. Pomożesz mi? Chcę znaleźć ten amulet, Aleks. Chcę go. Chcę pamięć tych stuleci, która gromadziła się w nim przez lata czuwania i tej wiedzy, którą posiadali trzej bracia, szamani.
Wracam za dwa tygodnie, ale nie spodziewaj się mnie w domu. Zatrzymam się na parę dni u Iriny (nie komentuj po raz kolejny, to już dawno stało się nudne). Chyba w końcu wiem, dlaczego jej animagia miała tyle gracji, a moja... moja nie miała nic. Wiem i wiem też, że teraz wreszcie się to zmieniło. Będę mogła zacząć się uczyć, Sasza. Znalazłam swój totem.


Ściskam,
Lena


Poniżej podpisu, nieco z boku, do grubego papieru przyczepione było kilka kosmyków jasno szarej sierści irbisa, ciasno spiętych cienkim rzemieniem.

PS Przywożę z Tybetu pamiątkę. Dla siebie, ale jak będziesz grzeczny, to dla Ciebie może też. To jest Vero, poznajcie się. Uświadom swojej cholerze, że nie będzie już królową.


E.


Tuż obok post scriptum doklejone było nieduże, żywe ZDJĘCIE szczenięcia.


maj 1997
Petersburg, Rosja

Aleks,


melduję, że żyję i mam się dobrze. Pewnie i tak to wiesz - odnoszę dziwne wrażenie, że od chwili, kiedy u niej jestem, trułeś już Irinie dupę - ale niech będzie, że dowiesz się tego również ode mnie.
Chciałam Cię złapać na uczelni, ale jakoś nie było okazji. Tak czy inaczej, pewnie niedługo wrócę. Mam nadzieję, że nie wpadłeś jeszcze na genialny pomysł eksmitowania mnie z mieszkania.
Miałam rację co do tej animagii, Sasza. To, że Irina zmienia się tak gładko, z taką gracją, wynika z kwestii jej... Nie wiem, jak to nazwać. Zgrania się? Wsłuchania w siebie? Tego, że zmienia jedną formę na drugą, ale obie tak naprawdę przynależą do niej? Że nie ma w tym nic obcego? Mi tak nie szło - ha, w ogóle mi nie szło - bo ja jeszcze nie słyszałam siebie. Brzmi to pewnie abstrakcyjnie, ale miałam tylko szum. Wiesz, zakłócenia. Nie wiedziałam, co powinnam w tym usłyszeć. Nie miałam pojęcia, co we mnie tkwi.
Teraz już wiem. Himalaje mi to pokazały. Tybet mi to pokazał.
Irinie bardzo spodobało się pojęcie totemu, jakiego używam w kontekście zwierzęcej formy. Mówi, że to fajnie oddaje trochę szerszą perspektywę animagii. To nie jest tak, że to tylko umiejętność. To znaczy, u niektórych może, ale ja tak tego nie czuję - i Irina najwyraźniej też nie. To coś więcej. To po prostu manifestowanie swojej innej części. Zwierzęcej siebie.
Nadal nie jest mi jednak łatwo. Tak naprawdę, jest mi trudniej niż zakładałam. Irina też chyba nie brała pod uwagę, że to będzie wyglądało... No, w ten sposób.
Że będzie tak męczyło i tak bolało.
STÓJ, ALEKS, NIE TRZEBA MNIE RATOWAĆ. Siadaj na dupie i skończ czytać.
Przemiany bolą, ale warto. Naprawdę. Jestem w stanie wziąć niedogodności na klatę dla tego, jak jest potem. Dla tego szczęścia, tej wolności. Zresztą, jestem przekonana, że to w końcu przestanie boleć. Z Iriną doszłyśmy do wniosku, że to może być kwestia mojego metabolizmu. Jak pamiętasz, zawsze były z tym problemy - za szybka przemiana materii, coś tam, coś tam - a animagia może to zaostrzać. Jednak jeśli tak jest, znaczyłoby to, że można to opanować. Jeśli się wyrównam endokrynologicznie i w ogóle, może być lepiej.
Tak czy inaczej, będziemy musieli kupować więcej mięsa. To skutek uboczny, wiesz? Żarłab Jadłabym same steki. Krwiste. Są świetne, nigdy nie smakowały mi tak, jak teraz.
I mogę trochę gryźć. Jak spałam z Iriną (w jej łóżku, Sasza, nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego) to trochę ją pokąsałam przez sen. Jej facetowi - temu najnowszemu, Borysowi - też się trochę dostało. (a tu już dobrze myślisz, z nim akurat spa)
Wiem, jak to brzmi, ale jest dobrze. Naprawdę. Dawno nie było lepiej.


Wracam na dniach,
Elena



maj 1997
Petersburg, Rosja


Siostrzyczko,


czy nie prościej było się ze mną spotkać i wyjaśnić wszystko w cztery oczy? Doskonale wiesz, że potrafię słuchać, a to że nie przepadam za Iriną, wcale tego faktu nie zmienia. I nie, jeszcze Cię nie eksmitowałem, ale poważnie nad tym myślę, walizka kusi z kąta.
Może nie umiem sobie wyobrazić, co dokładnie masz na myśli, pisząc w ten sposób o animagii, ale nie brzmi to aż tak szalenie, jak mogłabyś sądzić. Przynajmniej dla mnie, bo nie mogę ręczyć za resztę mniej pokręconego społeczeństwa. Sama kiedyś powiedziałaś, że mam nie po kolei w głowie – najwyraźniej to samo tyczy się też Ciebie.
Nie przesadź. Pozbieram Twoje kawałki, ale wolałbym nie musieć nikogo mordować. Możemy jeść steki ale nie mów mi nic o gryzieniu obcych facetów, a już szczególnie, jeśli należą do Iriny.
Dziadek nie jest już moim mentorem – nie żebym miał z nim jakieś problemy, bo sama wiesz, że fantastycznie przekazuje wiedzę, ale znalazłem kogoś bardziej interesującego, kto zgodził się wziąć mnie pod swoje skrzydła. Zainteresuje Cię pewnie, że ma na nazwisko Asen. Ciekawy zbieg okoliczności, prawda? Nikolai jest zupełnie inny niż dziadek i tak jak Ty potrzebowałaś zmiany, tak najwyraźniej przyszła moja kolej. W przyszłym miesiącu mamy jechać do Bułgarii, na dwa tygodnie zostaniesz sama. Nie rozrabiaj za dużo i nie sprowadzaj do domu Iriny, tylko dlatego, że mnie nie będzie.



Aleksander





czerwiec 1997
bułgarski las

W kopercie znajdowały się dwie zapisane kartki – pierwsza wyraźnie staranniej niż druga, jakby kolejna wiadomość napisana została w pośpiechu i większych emocjach.


Elena,


nawet gdybym chciał, nie jestem w stanie powiedzieć, gdzie dokładnie jesteśmy, żebyś mogła przysłać odpowiedź na ten list (ma go wysłać Berenika, przyjaciółka Nikolaia). Jest nas siedmioro. Nikolai, Berenika, ja i czwórka innych młodych – z tego, co się zorientowałem, wszyscy zdają się mieć inne plany na przyszłość. Mamy przyszłą uzdrowicielkę, alchemika i... Sam właściwie nie jestem pewien, ale mam złe przeczucie. W każdym razie żyję, Asen jest mocno szorstki w obejściu, ale chyba właśnie tego było mi trzeba. Tego wyjścia spod klosza. Mamy się zaprawiać w lasach nie tylko fizycznie, ale też psychicznie i od dawna nic nie brzmiało tak dobrze.



Całuję,
Sasza




Lena,


Spora część kartki została pokreślona do tego stopnia, że nie dało odczytać się całych zdań – gdzieniegdzie prześwitywały fragmenty słów: „wariactwo, nie powinienem, dobrze, bycie”. Dalsza część wiadomości wyraźnie stanowiła kontynuację myśli ukrytej teraz pod niecierpliwymi maziajami, ale zabrakło dodanej później adnotacji wyjaśniającej.



aliśmy wczoraj wieczorem przy ognisku czaszę z wywarem przygotowanym przez Berenikę. Ostro pachniał ziołami, których nie potrafiłem rozpoznać, ale wszyscy dostaliśmy polecenie, żeby się go napić. Nie byłem pewien, nie po tym, co zgotowali nam w lesie, chociaż wiedziałem, że nie mam wyboru. Albo to, albo samotna noc w ciemności z dala od obozu. Nie chciałabyś usłyszeć nocnych  dźwięków tego lasu. Nie należę do strachliwych, a za każdym razem plecy oblewa mi pot.
Wypiliśmy, wszyscy. Nie wiem, co widziała przed oczami reszta, ale nigdy nie doświadczyłem takiego vertigo. Widziałem nasz ogród, ten w Astrachaniu i tańczyłem z tobą pod księżycem. Morze się kotłowało. Ktoś zawodził, a to wycie mnie połknęło. Reszty nie da się opisać słowami. Wydawało mi się, że Nikolai coś do mnie mówił. Koc nim pachniał nad ranem.


czerwiec 1997
Petersburg, Rosja


Siostrzyczko,


wróciłem, a Ciebie i pewnych rzeczy nie ma, więc zgaduję, że wciąż jesteś u Iriny. Pozbywasz się mnie, czy zapomniałaś, kiedy wracam? Robię dzisiaj kolację. Nie, w ogóle nie próbuję przekupstwa.



Sasza


PS Zapomnijmy proszę o tym, co pisałem w liście z Bułgarii? Nie jestem pewien, co tam było, ale proszę. Zapomnijmy.


kwiecień 1999
Petersburg, Rosja

Kartka niedbale wyrwana z notesu była przyczepiona na samym środku dużego, sypialnianego lustra. Kilka nabazgranych szlaczków w jej prawym rogu wyraźnie świadczyło o małych problemach, jakie autorka notatki musiała mieć z odmawiającym posłuszeństwa, wymagającym rozpisania piórem. Samo pismo natomiast było mniej wyraźne niż zwykle, choć nadal doskonale znajome. Lekka rozlazłość liter była oznaką nie tyle niedbalstwa, co zwykłego, porannego pośpiechu.

Zrobiłam Ci kanapki, masz je w pudełku przy lodówce.

Wrócę późno, raczej na mnie nie czekaj. Arek ostatecznie zamknął sprawy w Londynie i od dziś ma posiedzieć trochę u nas, w Petersburgu - pomogę mu się rozpakować, ogarnąć mieszkanie.
Gdyby wpadła Irina, powiedz jej, że w sumie mogłaby mnie umów wpuść ją do mnie, niech sobie zabierze swoje rzeczy. Umówiłam się z nią, że koszulę, tę szarą, mi zostawi, więc tej nie próbuj jej oddawać.

Jeśli dasz radę zrobić zakupy, wyczaruję nam coś jutro na obiad.

Nakarm Vero, bo do mojego powrotu na pewno zdąży zacząć jęczeć.


Kocham Cię,
E.


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Nie 28 Sty 2018, 16:20
Здравствуйте!

Więzi, jaka jest między Tobą a Aleksandrem, mogłoby pozazdrościć nie jedno rodzeństwo. Zawsze razem, choćby dzieliło Was siedem gór, siedem lasów, siedem mórz; choćby rozstawiono Was na dwóch przeciwległych krańcach świata, zagięlibyście go tak, by te krańce ze sobą połączyć. Ale, Eleno, czas płynie nieubłaganie, nie będziesz ciągle małą dziewczynką, nie będziesz miała Aleksandra na wyłączność. To przywiązanie również może mieć negatywny wpływ na Twoją naukę animagii, wzięłaś taką możliwość pod uwagę?

Bonusy za kartę postaci

+5
Magia kreatywna
+5
Transfiguracja

Nie jesteś może w tym mistrzem, ale umiejętność animagii względnie już opanowałaś. Ćwicz się w niej dalej, by przemiany wreszcie przychodziły Ci z łatwością, jakbyś przebierała się w najwygodniejsze ubrania. Może drobną pomocą w osiągnięciu tego celu okaże się nalewka z bzu i brzozy, którą otrzymałaś od sędziwego właściciela jednego z pubów, w którym spędziłaś wieczór ze dwa tygodnie temu. Kiedy kolejny raz chciałaś zajrzeć w to miejsce, już nie potrafiłaś go znaleźć, jednak pięknie wykonana butelka w kształcie kota nie jest złudzeniem, tak samo jak znajdujący się w niej napój. Dzięki niemu dużo łatwiej przychodzi Ci koncentrować się nad wykonywaniem zadaniem, a i rezultaty są o wiele bardziej zadowalające. Możesz odnosić też wrażenie, że po jego wypiciu szczęście wyjątkowo Ci dopisuje (w czasie wątku, po spożyciu nalewki, jednorazowo statystyki szczęścia wzrastają o 10).

Na zakończenie

Stworzona przez Ciebie karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz na start 800 punktów fabularnych do wykorzystania w punkcie Mistrza Gry. Możesz już bez przeszkód zacząć rozgrywkę na forum, lecz przed rozpoczęciem fabularnych przygód Twojej postaci prosimy o skrupulatne uzupełnienie pól w profilu. Warto również wnikliwie zapoznać się z tematami zamieszczonymi w dziale fabularnym. W razie jakichkolwiek wątpliwości, problemów lub sugestii odnośnie rozwoju naszej magicznej społeczności, zachęcamy do kontaktowania się z administracją forum. Życzymy wielu ciekawych rozgrywek w grze i przyjemnego spędzania z nami czasu!

Skocz do: