Ufa, 18 listopada 1966Wiesz już, córuś? – Igor Dolohov przyglądał się odbiciu Hekate w lustrze, gdy po Balu Zwycięstwa rozczesywała misternie upięte włosy. Jej twarz zdobiła gładkość rysów właściwa marzeniu. Przymknęła oczy.
Wyciągnął do niej rękę z pewnością, jakiej zabrakło innym. Nie był najjaśniejszą gwiazdą wieczoru; ani szczególnie przystojny, ani nie słyszała o nim wcześniej. Ale gdy wziął ją w objęcia, by poprowadzić do bostona – aż wzburzyły się warstwy białego tiulu i organzy złotej jak krew płynąca w żyłach jego rodu, a korzenny zapach jego wody kolońskiej załaskotał jej nos – nie chciała już, by puścił.
Uśmiechnęła się bezwiednie na wspomnienie słów szeptanych mu do ucha.
Wiem.Zawarła z ojcem umowę, nim udali się na bal. Obiecała, że dziś wybierze przyszłego męża, a on złoży mu ofertę. Była jedynym dzieckiem Igora Dolohova, na które stracił już nadzieję – przyszła na świat, gdy miał już ponad czterdzieści lat i zaczynały nużyć go modły wciąż wznoszone do Łady i Jaryła. Kiedy już bóstwa obdarowały go córką, postanowił kochać ją jak najwspanialszy skarb i okazywać tę miłość, nie zważając na zwyczaj, który nakazywał ojcom zachowywać rezerwę.
Wątpił, ale pozwolił jej wybrać. Nie była najlepszą partią, jedynie bratanicą Nestora Dolohovów; może na dobre wyszło Igorovi, że zamiast przetańczyć noc z synem Karamazova albo Onegina wybrała niepozornego Zakharenkę.
Czy zresztą nie przypieczętował jej losu nadając jej imię na cześć greckiej bogini?
W sukni ślubnej szeleściła złota organza.
Odessa, 12 grudnia 1968Świętowanie dwudziestych pierwszych urodzin Kosmasa upłynęło jej na śpiewaniu piosenek Okudżawy nad kołyską zapamiętanego w jękliwym płaczu Savvasa. Była czwarta nad ranem, gdy nachylił się nad łóżeczkiem wraz z nią. Jego pocałunek smakował gruzińskim winem, we włosach miał dym cygar. Zaśpiewał synowi po grecku, a potem obiecywał mu wspaniałość Apokries, która miała rozbuchać się niedługo w ojczyźnie Zakharenko. Uwiedziony opowieścią, Sava wreszcie zasnął.
Dlaczego miałbyś sobie tego odmawiać? Patrzeć, jak pozwalają, by twoje dziedzictwo poszło w zatracenie?Nie miało jej przeszkadzać, że nie zostanie Nestorem. Ale przecież
mógłby. Powinien. Dlatego nie wahała się zasiać tej myśli w jego umyśle. Szeptała mu do ucha jak wtedy, przed laty na balu.
Kosma, gdybyś im przewodził, Zakharenko wiedliby w tym kraju prym. Moglibyśmy mieć władzę nad tą dawną chwałą, tylko to sobie wyobraź. I miej odwagę sięgnąć po to, co twoje.Wystarczyły jej pierwsze dwa lata małżeństwa, by zrozumieć dwie rzeczy, które nadały kształt jej życiu. Została żoną
drugiego syna. Między nim a wielkością tkwiła od urodzenia nieprzebyta bariera starszeństwa. To, co dla niej było tak ewidentne nigdy nie skłoniło Eliadesa Zakharenko do dostrzeżenia, że ta zasada to zaledwie miraż i żadna przeszkoda nie stoi mu na drodze do mianowania Kosmasa dziedzicem.
Drugi syn nie musiał wcale polegać na ojcu, by naprawić za niego ten błąd. Miał ją. Żonę.
Kochała swojego męża. To także stało się jasne dopiero po jakimś czasie – wcześniej był to tak nierealny koncept, że miała niezbitą pewność, iż ma miejsce tylko w snach.
Heraklion, 19 lutego 1970Słony smak oliwek panoszył się swoją obcością na jej języku. Malcy spali pod opieką mamek, Kosmas zabrał ją z domu, by poznała, co to grecki karnawał. Powietrze przesiąkło dymem znad rusztu, piekła się dziczyzna. Zakharenko, powtarzała w myślach jak mantrę. Bez żalu zrzekła się nazwiska ojca na rzecz rodowego miana Kosmasa. Groźba szaleństwa nie mroziła jej krwi w żyłach. Z Ufy, z upiornego lasu otaczającego jej dom rodzinny, wywiozła tylko jedno.
To, co jednemu lekarstwem, drugiemu – trucizną.
Działało to w obie strony. Może szaleństwo było dla nich drogą do zwycięstwa, o które zażarcie chcieli walczyć. Gotowa była – gdyby mroczne domysły okazały się prawdą – oszaleć wraz z nim. Idąc przez zatłoczone uliczki, przybrana kolorowym strojem mogła,
chciała pokochać to, co kochał on.
Petersburg, 29 kwietnia 1999Profil męża najprzystojniej wyglądał w świetle płomieni szalejących w dole wśród dzieł zgromadzonych w Muzeum Sztuki Magicznej. Szepnęła mu do ucha kilka krótki słów. Od ich pierwszego wspólnego Apokries minęło dwadzieścia dziewięć lat. Wiedział, co chciała mu powiedzieć.
Czy to już nie szaleństwo, że przypatrywała się zbrodni przepełniona dumą i podekscytowana wizją nadchodzących dni? Nazajutrz zwoła wyjątkowe posiedzenie redakcji. Redakcji objętej przed rokiem nie z zamiłowania, nie z wykształcenia, a z zaangażowania w starania Kosmasa o zajęcie należnego mu miejsca.
Eksternistycznie studiowała na kursie warzelnictwa eliksirów; dyplom odebrała dopiero, gdy najmłodsze dzieci, które z radością dała mężowi wybierały się do Akademii, a ambicje nie pozwoliły jej osiąść w roli matki i korzystać ze stagnacji, jaką stałby się odpoczynek. A o Dolohovach nieraz mówiono wszak, że parają się trucicielstwem. By nie szukać daleko, w małżeństwie siostry Kosmasa mieszały palce unurzane w trutce. A czyż Onegin nie zostawił dla niej Dolohovej właśnie? W rzeczy samej, po co więc zaprzeczać.
Przez krótki okres warzyła na zlecenie w niewielkim laboratorium, jakie Kosmas kazał dla niej zbudować. Ale z biegiem lat, gdy jasnym stało się, że czas wziąć sprawy rodziny w swoje ręce, zapragnęła towarzyszyć mu w próbach zdobycia pozycji nestora. Zatrudniła się więc w redakcji najsłynniejszej przychylnej Starszyźnie gazecie. Początkowo pisała porady na stronach nie czytanych przez nikogo prócz znudzonych staruszek, potem zaoferowano jej stanowisko młodszego edytora. Wyczucie, z jakim układała artykuły na łamach pisma było tym samym, z jakim popychała męża wciąż przed siebie, szeptała mu do ucha zachęty, wymagała odeń odwagi. Była ambitna, a pracodawcy łaskawi, zwłaszcza, gdy w herbacie, którą dla nich przynosiła znalazły się krople Rusałczego Nektaru.
Siedem lat pracowała dla „Prawdy” nim awansowała na redaktor naczelną. Zwoła więc, zgodnie z przywilejem stanowiska, wyjątkowe zebranie i podyktuje autorom zarys treści artykułów, jakie znajdą się w porannym wydaniu specjalnym. Powie, komu współczuć i kogo oskarżać, by za wszelką cenę odsunąć od męża podejrzenia, których i tak nikt nie śmiałby wysnuć.
Petersburg, 1 maja 1999Minione lata w pewnym sensie mogłyby być bez znaczenia i tylko dorosłość, w jaką rozkwitły ich dzieci dowodziła, że upłynął czas. Sava, idący w ślady ojca, Deimos i piękne, ulotne bliźniaczki towarzyszą im i oklaskują ojca, gdy Grigory Kuragin mianuje go Nestorem rodu Zakharenko.
Dopiero teraz wszystko się zaczyna. Oto wreszcie odnieśli wspólne zwycięstwo.