Antykwariat Doktora Vinogradova
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 15 Wrz 2018, 13:49
Antykwariat Doktora Vinogradova

Sklepik jest maleńki, ale przedstawia wyśmienitą myśl zapełniania przestrzeni. Jest ona wykorzystana w każdym centymetrze kwadratowym. Liczne regały, nierzadko sklejane na zamówienie, co można poznać po ich nietypowych kształtach i wymiarach. Osobom większej tuszy trudno byłoby się między nimi przecisnąć, dobrze więc, że zarówno właściciel sklepu, pan Sobol, jak i jego wieloletni pracownik, pan Dragić, nie należą do osób wielkiej masy. Asortymentu u Doktora Vinogradova zawsze jest pod dostatkiem, złośliwi powiadają, że to dlatego, bo się nie sprzedaje. Ale! Pan Sobol mówi stanowcze „nie!” takim plotkom i tłumaczy je zazdrością o jego bogate zbiory.

Gość

Sob 15 Wrz 2018, 14:13

połowa czerwca 1999



Dzień upływał spokojnie, jak zawsze. Dimitri Dragić siedział za ladą sklepu z osobliwościami, zwanego również przyziemnie antykwariatem, ale przecież Dima musiał zrobić coś, by nadać swojemu życiu dodatkową dozę tajemniczości i niezwykłości. Tak więc, siedział, dumał i z każdym oddechem wdychał coraz więcej nazbieranego w sklepie, wieloletniego kurzu. Jego magiczne pióro wisiało nad kartką i czekało na kolejne słowa samozwańczego artysty. Co tu począć? Od rana siedzi nad listą pomysłów na nowy dramat, a pióro gamajuna ani drgnęło. Westchnął przeciągle. Był zmęczony i niewyspany. Zresztą, jak zawsze. Każdy, kto znał Dimitria Dragića chociaż odrobinę wiedział, że mężczyzna uznaje noce za najlepsze momenty do tworzenia. Przeważnie podczas tłumaczenia tego zjawiska swoim pozbawionym talentu i artystycznego zaparcia kolegom, mamrotał coś o słowach, które łatwiej płyną, natchnieniu, które spływa na poetę i otula go czule, jak aksamitna, ciepła, sierpniowa noc. Wszyscy, którzy kiedykolwiek słyszeli ten wywód (prowadzony najczęściej półprzytomnym, wcale nie natchnionym głosem) grzecznie ignorowali fakt, że Dima w swoim życiu nie wydał ani jednego tomiku poezji, a słowa raczej lepiej i świadomiej będą się wydobywać z jego ust, jeśli prześpi chociaż marne pięć godzin tej aksamitnej nocy (niekoniecznie ciepłej i sierpniowej, bo spać trzeba przez cały rok, a nie tylko w określonych porach) i kiwali głowami, jakby zupełnie rozumieli, co Dragić do nich mamrocze.
No i siedziałby tak dalej przy ladzie, gdyby nie ból w plecach. Przeciągnął się i położył głowę na splecionych dłoniach. Westchnął, jak umęczony weltschmertzem Werter. Może świadczyło to o jego wybitnych zdolnościach aktorskich, bo wcale nie znajdował się w sytuacji równie tragicznej, co ów bohater, a brzmiał (naprawdę!) zupełnie, jakby tak było. Oczy Dimy powoli zaczęły opadać. Najpierw prawe, potem lewe, na końcu oba. I wtedy zadzwonił dzwonek. Lucovich poderwał się do bardzo prostego siadu. – Witamy w sklepie z… Znaczy się w antykwariacie Doktora Vinogradova! – nie wiedział skąd właściciel wytrzasnął tę nazwę, bo wcale nie miał na nazwisko Vinogradov tylko Sobol. Z drugiej strony, gdyby Dima miał mieć tak na nazwisko to raczej też by się do tego nie przyznawał, bo kto chciałby być porównywany do sobola? Właściwie… Czym był sobol? Kuzynem kuny? A może to żona Sobola jest z Vinogradovów? – W czym mogę służyć? – w jego głosie nie dało się już wyczuć poprzedniego zaspania. Wyglądał raczej na przyłapanego na czymś, czego nie powinien robić. No cóż, może i tak by było, gdyby Sobol kazał zrobić mu inwentaryzację, ale mieli już jedną w tym tygodniu, więc chyba wystarczy. Cóż, Dragić pracował w tym miejscu od długich sześciu lat, powinien być obcykany w robocie sklepikarskiej. Nie był, co mogło tylko świadczyć o tym, ile serca i uwagi w nią wkładał. Brał tyle zmian, ile to było możliwe. Spędzał w antykwariacie więcej czasu, niż sam właściciel, więc to twarz Dimy była kojarzona z owym wyżej wspomnianym Doktorem Vinogradovem. Czasami zastanawiał się, jak Sobol to robił, że po pierwsze, jeszcze nie wywalił go na zbity pysk, a po drugie, jakimś nikomu nieznanym cudem wciąż utrzymywał to miejsce. Dimitri nieco się rozluźnił widząc, że to tylko klientka, a nie jego szanowny pracodawca. – Przedwczoraj była dostawa. Jest wystawiona na witrynę i regał po prawej – tu leniwie wskazał kobiecie prawą stronę, by przypadkiem ich nie pomyliła – Po lewej znajdują się artykuły, które się nie… znaczy, które spędziły u nas więcej czasu – ręka powędrowała w lewą stronę, a następnie do nosa Dimitria Lucovicha, by poprawić zjeżdżające po nim okulary. Wyprostował również leżącą przed nim kartkę i poprawił ułożenie pióra. – W razie wątpliwości, proszę mnie zawołać – dodał jeszcze oślizgle grzecznym tonem. To o czym będzie codzienny wiersz dla praktyki? Znów o niespełnionej miłości? O umieraniu na gruźlicę na jakimś poddaszu z zakochanym idiotom u boku? Ach, no bo czego artysta mógłby jeszcze chcieć od życia? Dima już mieszkał na poddaszu (no prawie, po prostu na wyższym piętrze) i miewał choroby gardła, więc do zestawu brakowało tylko zakochanego idioty (tudzież idiotki), którego nie będzie darzył uczuciem nic, a nic! Nie najgorzej wypadasz w tej punktacji, Dimitri! Żebyś jeszcze traktował to poważnie, a nie jako wyborny żart, to już w ogóle byłoby idealnie.
Atena Onegina
Atena Onegina
Jekaterynburg, Rosja
26 lat
wieszczy
błękitna
za Starszyzną
Obrońca Magicznego Sądu, adiunkt na wydziale historii magii PUM-y
https://petersburg.forum.st/t1987-atena-oneginahttps://petersburg.forum.st/t1991-atena-oneginahttps://petersburg.forum.st/t1990-atena-oneginahttps://petersburg.forum.st/t1989-arachne

Sob 15 Wrz 2018, 23:12
Nigdy nie darzyła takich miejsc szczególną sympatią. Nie dlatego, że odrzucała ją starość i drugie życie sprzedawanych rzeczy. Ba, nie było dla Ateny nic cenniejszego niż stara książka, wiekowy instrument lub obraz nieznanego szerszemu gronie, francuskiego impresjonisty. Coś jednak w tych sklepach, antykwariatach, czy tego typu bibelociarniach ją odrzucało. Może to kwestia tego, że owszem, dało się tam znaleźć jedną wartościową rzecz, ale na taki diament przypadał stos zupełnie bezużytecznych śmieci, które trzeba było przegrzebać, a przy tym tracić cenny czas. Atena nie miała w zwyczaju tracić czasu, ani też poświęcać go na czynności bezsensowne. A mimo tego to robiła, w dodatku całkiem regularnie, na ile pozwalał jej niezwykle napięty terminarz spotkań. To w podobnej melinach znalazła książkę o odkryciach magii kreatywnej w antycznej Grecji, swój zaufany leksykon smoków z odręcznymi rysunkami, a także jeden z najdroższych danych jej przez rodziców prezentów – harfę pedałową ozdobioną cudownymi runami. Uwielbiała ten instrument, Onegina potrafiła spędzić długie godziny na graniu w sali balowej pałacu, idealnie przygotowanej pod względem akustycznym. Oczywiście, że uwielbiała muzykę klasyczną, jak wszystkie dzieci z dobrych domów uczona była gry na fortepianie, ale szybko zrozumiała, które instrumenty naprawdę dają jej radość. Z zamyśleń wyrwał ją ewidentnie wymuszony ton sprzedawcy. Rzuciła mężczyźnie tylko jedno przelotne spojrzenie i ruszyła w głąb sklepiku, nawet nie skomentowała latającego pióra obok niego. Nie miała pojęcia czy to miejsce odwiedzali jedynie czarodzieje, ale jeśli było inaczej... Cóż, właściciele mogli się wpakować w poważne tarapaty. Pomieszczenie nie należało do najbardziej przestrzennych, wręcz przeciwnie, praktycznie dusiła się w ścisku. Przeszła się pomiędzy regałami lustrując wszystko sceptycznym wzrokiem. Kobieta szukała tylko jednego, obrazu „Klątwołamacza przy wrotach IV”, a konkretniej jego oryginału. Nie interesowały ją ani repliki, ani też żadne inne części serii obrazów poświęconych profesjom magicznym. Wszystkie pozostałe znajdowały się już bezpiecznie w jednej z galerii Kryształowej Twierdzy, do pełni kolekcji brakowało tylko tego jednego. Onegina utrzymywała stały kontakt z wszystkimi dostawcami antyków w mieście, dopiero przed kilkoma dniami doszła ją wiadomość, iż „Klątwołamacze” jakimś cudem dotarły do Petersburga i prawdopodobnie zdeklasowały się w jednym z rozlicznych antykwariatów. Tak właśnie trafiła tutaj, najpierw kierując szofera z ministerstwa do Mahali, aż w końcu, klucząc między uliczkami dotrzeć do przybytku Doktora Vinogradova. Ramieniem przez przypadek otarła się o wyjątkowo niestabilną górę z mocno zużytych romansideł, które prawie spadły jej na głowę. Atena zupełnie zaskoczona podparła je dłońmi, przy okazji odsłaniając skrawek czegoś drewnianego zakopanego pod grubą warstwą starych, ręcznie wypychanych poduszek. Wiolonczela! Nagle poszukiwania obrazu zeszły na dalszy tor. Zlustrowała krytycznie stan, w jakim znajdował się instrument. Tak dawno nic nie grałam... Nieszczególnie lubiła się dzielić tą częścią siebie, w pewien sposób Onegina czuła, że przez grę obnaża swoje słabości. Teraz jednak, z niewiadomych powodów nabrała ogromnej ochoty, żeby po prostu to zrobić, zagrać. Nie wiedziała jeszcze jak ją wydostanie spod zwalisk staroci, ale zrobi to. Gdyby tylko móc je odsunąć bezszelestnie... Wygięła się do tyłu, by zerknąć na sprzedawcę... Wygląda na zupełnie zajętego swoimi myślami i niezainteresowanego klientem – stwierdziła w myślach, nieco ironicznie. Zza brzegu spodni wysunęła swoją różdżkę, jednocześnie wyginając nadgarstek dla ćwiczenia. Nie uśmiechało jej się zrobienie hałasu, zwłaszcza przy tak prostym zaklęciu. Wzięła oddech i szybko wyszeptała: Pochvistane.


Ostatnio zmieniony przez Atena Onegina dnia Sob 15 Wrz 2018, 23:16, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 15 Wrz 2018, 23:12
The member 'Atena Onegina' has done the following action : Kostki


'k6' : 1
Gość

Sro 19 Wrz 2018, 14:43
Byłby całkiem zadowolony z przywitania, które urządził przed chwilą, gdyby nie to, że pracował tu już szósty rok i takie zdarzenia nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. No i to spojrzenie, które kobieta zawiesiła najpierw na piórze, a potem na nim. Wyszczerzył się w jednym ze swoich głupszych uśmiechów, jednocześnie łapiąc pióro i niby to dyskretnie kładąc je wraz z kartką pod ladę. Tak, teraz nikt go nie zauważy. Nie żeby mugole często odwiedzali to miejsce, ale rzeczywiście, mógł narobić sobie bidy. Znaczy się, jeszcze większej, niż ta, którą ma obecnie. Siedział tak nieco spięty i może nawet nieco zawstydzony swoją nazwijmy to wpadką. Myślał nad kolejnym wierszem o wartości tak niewielkiej, że pewnie będzie mógł nim (co najwyżej!) rozpalić w kominku. Nawet wpadło mu do głowy kilka fraz i chętnie by je wypróbował gdyby nie obecność klientki. No bo co będzie recytował przy niej wiersze, to nie kawiarnia artystyczna! Westchnął cichutko i powiercił się na swoim drewnianym taborecie, który zdecydowanie nie był dostosowany do jego wzrostu. Nie należał do tych przesadnie wysokich, co z kolei dużo mówiło o owym stołku. Musi skombinować nowy. Choćby miał za niego zapłacić. Dla uściślenia, Dima doskonale zdawał sobie sprawę, że owego krzesła nigdy nie kupi, bo przecież lepiej te pieniądze przepić, przepalić i przejeść. 3xP! Już, już miał się zainteresować szanowną panią, która odwiedziła antykwariat i ciszą, która zawsze wydawała mu się niepokojąca (może dlatego tak lubił zapełniać ją dźwiękiem własnego głosu?), ale wtedy została ona przerwana przez bliżej nieokreślony łomot. Dimitri aż podskoczył na swoim drewnianym stołku. Gdzie, co, jak? Coś ucierpiało? Czyżby Sobol jednak miał go wywalić na zbity pysk po tych wspólnych sześciu latach?! W kilku długich krokach znalazł się przy źródle hałasu. A nie, to tylko romansidła. Odetchnął z ulgą i jeszcze raz upewnił się, że co większe i lepiej wycenione przedmioty wciąż stoją na swoich miejscach. Dopiero wtedy rzucił zmęczone, pełne rozczarowania spojrzenie kobiecie. Założył ręce na piersi. - Mówiłem żeby wołać? - jego wzrok przeniósł się na instrument. Wskazał go palcem - To chce pani wyciągnąć? Trzeba było mówić - przesunął okulary z nosa na czoło i próbując ominąć przewrócone książki zbliżył się do wiolonczeli. Popatrzył z jednej strony, popatrzył z drugiej, ściągnął brwi. W końcu po tych jakże ważnych operacjach przesunął jeszcze jeden stos książek i delikatnie pociągnął do siebie instrument - O nic nie zahacza? Stoi coś za mną? - dwa szybkie pytania kontrolne, by nie wywalić jeszcze większej ilości emerytowanych przedmiotów. Po kilku minutach tej operacji wiolonczela stanęła oparta o jeden ze stabilniejszych regałów - Niech pani ogląda. Ostrzegam, jest rozstrojona i może być niekompletna - podniósł z podłogi kilka pierwszych romansideł i odstawił je na miejsce - Stoi tu od kiedy pamiętam - dodał ciszej siłując się nieco z jakąś norweską sagą o wyjątkowo grubych tomiszczach.
Atena Onegina
Atena Onegina
Jekaterynburg, Rosja
26 lat
wieszczy
błękitna
za Starszyzną
Obrońca Magicznego Sądu, adiunkt na wydziale historii magii PUM-y
https://petersburg.forum.st/t1987-atena-oneginahttps://petersburg.forum.st/t1991-atena-oneginahttps://petersburg.forum.st/t1990-atena-oneginahttps://petersburg.forum.st/t1989-arachne

Pią 21 Wrz 2018, 19:15
Zacisnęła usta w kreskę, widząc jak marne w skutkach, było jej zaklęcie. Chyba przez pracę w biurze nieco wypadłam z formy. Zanotowała w myślach, by poćwiczyć w wolnym czasie i wynająć salę treningową. Tymczasem musiała znaleźć wyjście z tej dziwnej sytuacji.
- Właściwie to... Szukam pewnego obrazu. – Zmiana tematu, na razie wydawała się najlepszy wyjściem. Dłonią przejechała po strunach wiolonczeli. Może udałoby się ją naprawić, wystarczyło jedno szybkie zaklęcie... Różdżkę trzymała luźno, co jakiś czas obracała nią na prawo i lewo. Miała tysiąc spraw do załatwienia w ministerstwie, ale skoro już się tutaj pofatygowała mogła równie dobrze nieco pokombinować.
- Macie tu lekki chaos. Aż dziw, że cokolwiek potraficie tu znaleźć. Mój informator przekazał mi wiadomość, że mogę tu znaleźć „Klątwołamaczy przy wrotach IV”. Zna pan może to dzieło? – Uniosła głowę do góry, przyglądając się sprzedawcy podejrzliwie. Musiała wiedzieć, czy ma do czynienia ze specjalistą, czy tylko z niespełnionym artystą. „Klątwołamacze” nie należały do najsławniejszych dzieł Adriana Zychika. Większość ludzi zwracało znacznie większą uwagę na serię krajobrazów „Petersburg w świetle...”. Atena świetnie wspominała czas, gdy jeszcze jako dziecko, wraz z matką licytowały „Petersburg w świetle jutrzenki”. Wygrały zresztą, płacąc niezłą sumkę za kolejny eksponat do rodzinnych zbiorów. Kiedy dorosła nieco zmieniła swój gust i to „Klątwołamacze” przemówili do niej najbardziej, ze swoją ponurą paletą barw, niewyraźnymi granicami między kolejnymi barwami, a co nawet piękniejsze niezwykle wyboistą fakturą kładzionych warstw. Te dzieła skrywały wiele tajemnic, zupełnie jak ona. Dlatego właśnie, tylko najwybitniejsi kolekcjonerzy doceniali ich piękno.
Atena zastanawiała się ile Dragić wie o pochodzeniu instrumentu. Miała pewne domysły, ale nie mogła zaryzykować kupna bubla przed upewnieniem swojego przeczucia. Przerzuciła różdżkę do lewej ręki i kucnęła przy wiolonczeli, czemu towarzyszyło srogie chrupnięcie. Coś nieprzyjemnie chrzęszczącego pod jej stopami okazało się mocno zdezelowanym smyczkiem. Zerknęła  na zakurzony drzewiec z bliższej odległości. Miejsce do chwytania miało czasy świetności dawno za sobą, ale to włosie...
- Według greckiej mitologii smyczek wynalazła Safona biorąc go z końskiego włosia. – Szeptała właściwie do siebie, typowo ignorując obecność Dimy. – Na pomysł użycia wynalazku do instrumentu wpadła dzięki pomocy uczennic, z którymi oddawała cześć bogini Afrodycie i muzom Apollina. Nie moja działka, ale cóż... Nie próżniły tam. To na cześć fascynacji owymi dziewczętami Safona napisała większość swoich najlepszych miłosnych utworów.
Otrzepując struny z kurzu uważnie badała skalę uszkodzeń, a przy tym, niespodziewanie zaczęła recytować pierwszy wiersz, który przyszedł jej na myśl.
W tym wichrze, nawałnicy przerażeni
marynarze rzucili wszystko w odmęt.
Pusty statek skierowali ku brzegom —
na ocalenie.

Zrobiła sobie nieco miejsca pośród zwalisk starych rupieci. Trzymała instrument z nietypową dla siebie delikatnością, uważnie analizując każdy skrawek drewna.
Lepiej nie znaleźć się w podobnym sztormie,
nie myśleć ani na szerokich wodach,
nie wyrzucać poza burtę ładunku.
Słone jest morze.
Z lękiem w sercu.

Wreszcie przysiadła na małym zydelku wygrzebanym zza drugiej półki, który ewidentnie musiał się czuć zaszczycony, ponieważ oceniając po jakości jego wykonania, raczej nikt sławniejszy od córki Onegina nigdy na nim nie usiadł. Poprawiła krawędzi koszuli strzepując niewidzianą drobinkę kurzu. Recytacja wierszy zawsze uspokajała blondynkę. Interpretacja tego co miał na myśli twórca potrafiło pochłonąć całkiem sporą część jej umysłu, dając wytchnienie od ciągłego zastanawiania się nad  bieżącymi sprawami.
Ale dla Nereusza
i jego orszaku oddam w podarunku
to, co posiadam. Chyba nie odmówi
ojciec Nereid

Spojrzała wreszcie prosto w oczy swojego rozmówcy, tak jak miała w zwyczaju – odważnie i bezkompromisowo. Czuła zapach papierosów, mogła też przypuszczać, że nie żałował sobie alkoholu czy kawy. Na stole gdzie wcześniej zajmował miejsce zostawił mokry odcisk po ostatnim kubku. Na pewno pracował w antykwariacie od dłuższego czasu, z łatwością manewrował między wieżami książek i bibelotów, a zmęczony ton sprzedawcy jakim ją wcześniej obdarzył, tyko potwierdzał to przypuszczenie. Nie mogła nic na to poradzić. Informacje same napływały do mózgu a sama Atena czuła że powoli zaczyna się zatracać w ukochanej pasji jaką była analiza innych. Pobłażliwy uśmiech sam cisnął się na twarz, gdy wspominała natchnione strofy zakochanej poetki. Uniosła różdżkę do poziomu pudła rezonansowego i skoncentrowała się na wypowiadanych cicho słowach: Fiksat.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pią 21 Wrz 2018, 19:15
The member 'Atena Onegina' has done the following action : Kostki


'k6' : 3
Gość

Wto 25 Wrz 2018, 14:14
Dimitri stał w miejscu nie do końca wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Od dawna nie było tu kogoś, kto wiedziałby czego szuka. Ah, że też akurat dzisiaj musiała mu się trafić wymagająca klientka! Nie żeby jutro miało być bardziej odpowiednie, ale tak już miał, że odwlekał wszystko w czasie, byle jak najpóźniej i na ostatnią chwilę. Była to chyba jego największa wada, z którą nawet próbował walczyć, ale wyniki były raczej marne.
Należy również dodać, że Dimitri Dragić nie znał się na sztuce nic, a nic. Może to dlatego, bo matka miała lepsze rzeczy do roboty, niż zabieranie go na licytacje obrazów, na które i tak nie mogli sobie pozwolić. Już zupełnie pomijając fakt, że jego matka, niech jej ziemia lekką będzie, nigdy nie zaliczała się do tak zwanych „artystycznych dusz”. Skupiała się na swojej pracy w biurze i rozsądnym dysponowaniu zarobionym pieniądzem, którego znowu nie było dużo. Ojciec to co innego. Gdy Dima był mały, tata zabrał go do teatru na „Kota w butach”. Był to pierwszy i ostatni raz, gdy wykonał w jego stronę podobny gest i było to jedno z ważniejszych wspomnień, symbol beztroskiego dzieciństwa i rodzącej się miłości do sceny.
Tak więc, nauka o historii sztuki z początku była Dimie zupełnie niepotrzebna. Dopiero z czasem, gdy poznał środowisko artystyczne Petersburga zrozumiał, jak prymitywnie przy nich wypada. Przez ostatnie sześć lat pracy w antykwariacie, uczył się o literaturze z książek znalezionych w sklepie, a czasem nawet wypożyczonych z biblioteki. Cóż, zacięcia nie można mu było odmówić, ale jak mógł nadrobić stracony czas?
Dlatego, gdy usłyszał słowo klucz „obraz” połączone z konkretnym tytułem, skrzywił się nieco, chyba nieświadomie. Wstydził się swojej ignorancji, ale cóż mógł począć? Złączył palce obu dłoni i przez chwilę w zamyśleniu rozglądał się po sklepie. W końcu przeszedł na drugą stronę sklepu, gdzie przechowywano przedmioty, które nie miały jeszcze szczęścia znaleźć nowego właściciela. „Klątwołamacze Przy Wrotach IV”, dla niego mogłoby być i V czy XV, a nie zrobiłoby mu to wielkiej różnicy. No ale jaki problem może sprawić rozpoznanie wrót i klątwołamaczy na obrazie? – Tu trzymamy obrazy – wyjaśnił, przesuwając nieco jeden z regałów, który (sądząc po przymocowanych na dole kółkach) służył jednocześnie na przesuwną ściankę. Oj tak, mieli tu trochę obrazów. Małe, duże, średnie, do wyboru do koloru. Swoimi długimi, chudymi palcami zaczął delikatnie przekładać płótna, kiedy to kobieta zaczęła recytować wiersz. Rzucił jej nieco zdziwione spojrzenie, ale szybko wrócił do obrazów. Kim jest, żeby oceniać? Sam nie jest wiele lepszy jeśli chodzi o recytację i potwierdzi to każdy z jego dotychczasowych współlokatorów zmuszonych zakładać na drzwi zaklęcia wyciszające. W ogóle skąd poszła plotka, że obraz jest u nich? Czyżby szanowny Pan Sobol postanowił wrócić do czołówki interesu w nowym, lepszym świetle? Oby nie, wtedy Dimitri z pewnością by wyleciał. – Trochę ich tutaj jest, więc jeśli zechciałaby Pani rzucić okiem… – zagadnął. Podszedł bliżej niej, znów składając ręce na piersi. I wtedy zauważył smyczek. Skrzywił się nieco, ale nie skomentował. Zajmie się tym później.
Atena Onegina
Atena Onegina
Jekaterynburg, Rosja
26 lat
wieszczy
błękitna
za Starszyzną
Obrońca Magicznego Sądu, adiunkt na wydziale historii magii PUM-y
https://petersburg.forum.st/t1987-atena-oneginahttps://petersburg.forum.st/t1991-atena-oneginahttps://petersburg.forum.st/t1990-atena-oneginahttps://petersburg.forum.st/t1989-arachne

Sob 29 Wrz 2018, 20:51
Z lekkim uśmieszkiem na twarzy obserwowała poczynania sprzedawcy, który najpierw w zadumie złączył palce dłoni, a potem począł przerzucać kolejne dzieła zamieszczone na ruchomej półce. A więc nie miała do czynienia z koneserem sztuki... Ach co za zawód. W jej znudzonej duszy rozpalił się lekki ognik nadziei, że w końcu przeprowadzi jakąś sensowną rozmowę na poziomie. Czy zdawała sobie sprawę jak nietypowo wygląda dla obserwującego jej zachowanie? Nigdy nie zwracała na to uwagi, a już dawno zdołała przywyknąć do spojrzeń, jakimi obdarowywali ją inni. Na szczęście tym razem zaklęcie zadziałało stosunkowo dobrze i wiolonczela właściwie była gotowa do użytku. Trzymany w dłoni smyczek niezwykle ją kusił, ale zauważając powątpiewanie we wzroku Dragića i grymas, który przeleciał przez jego twarz wnet sprowadził ją do rzeczywistości. Nie była w swoim domu, gdzie mogła bezpiecznie oddać się swoim dziwactwom i specyficznym zachowaniom. Wręcz przeciwnie, znajdowała się w małym antykwariacie, pachnącym starymi świecami i farbami olejowymi, co stosunkowo mocno dawało się we znaki jej zmysłom. Potrząsnęła głową, zupełnie jakby karciła sama siebie za takie niedorzeczne wybryki i szybko odłożyła smyczek na półkę, po czym wstając oparła instrument o jeden z kredensów bez dolnej szuflady. Niepotrzebnie łudziła się, że tym razem uda jej się nawiązać konwersację. Może dlatego tak rzadko próbowała? Każde niepowodzenie w kontaktach z innymi ludźmi potwierdzało przekonanie, iż są one zupełnie zbyteczne czarownicy w funkcjonowaniu. Otrzepała spódnicę z pyłu i kurzu, jaki został przeniesiony na delikatną tkaninę ze zdezelowanej wiolonczeli, po czym ruszyła w stronę regału z obrazami, lawirując między niebezpiecznymi skupiskami staroci. Jeśli wydaje mu się, że będzie siedzieć tu w nieskończoność i przeglądać te wątpliwej jakości dzieła sztuki to był w błędzie. Nie należało zapominać, w jaki sposób została wychowana, a co nawet ważniejsze, w jakich warunkach. Otoczona bogactwem Oneginów i wpływami Zakharenków może nawet nieświadomie przywykła do tego, że większość prozaicznych czynności wykonują za nią inni. Dzięki temu sama mogła skupić się na tym co stanowiło „prawdziwe wyzwanie”. Niestety, taka postawa niosła ze sobą sporo negatywów i dopiero żyjąc samodzielnie, w Petersburgu, Atena odkryła jak to jest być zdanym zupełnie na siebie.
- Rozumiem, że prowadzicie w tym przybytku politykę samoobsługową? – Skwitowała chłodno ostatnie słowa Dimitriego. Chwyciła pierwszy z brzegu obraz za ramę, by móc dostać się do kolejnych. Bardzo chciała znaleźć „Klątwołamaczy”, ale  równie dobrze mogłaby też dać sobie spokój i przysłać kogoś, żeby poszukał go za nią. Jedyne czego się obawiała, to tego, że mógłby zostać sprzątnięty jej sprzed nosa. A tego Onegina nie lubiła. Brnęła więc dalej, z konsternacją przyglądając się przekładanym tworom. Tutaj nieudana martwa natura z odwróconym fotelem w roli głównej, z drugiej strony pejzażyk rzeczki i wesoła para na piknik, a jeszcze następny wesoła gromada biesiadująca, a na drugim planie mało subtelnie wymieniający uściski, pani do towarzystwa i jeden z pijanych żeglarzy.
- Jeśli chodzi o wiolonczelę, to już działa. Jest w dobrym stanie, więc istnieje szansa, że sprzeda pan ją drożej. Nie należy do najlepszych jakościowo, więc będzie pan musiał użyć uroku osobistego. – Przerwała na chwilę, zerkając najpierw na instrument, potem na niego. Wydawali się oboje liczyć około 26 lat, wyglądał na artystę. Ze swoją brodą, rozczochranymi włosami i luźnym strojem marzyciela, z tego mężczyzny wręcz krzyczało pragnienie uzewnętrznienia swoich myśli. A może to jedynie pozory? Dużo uroku osobistego. – Poprawiła się w końcu, aby następnie wrócić do wertowania. Nic ciekawego tu nie ma, nic a nic.
Sponsored content


Skocz do: