Bazyl Skaryna
Bazyl Skaryna
Bazyl Skaryna
Bazyl Skaryna Tumblr_nx8mch5LsB1qg8dzlo5_r1_250
Mińsk / Moskwa
34
poświst
czysta
neutralny
człowiek scyzoryk
https://petersburg.forum.st/t2209-bazyl-skaryna#12721https://petersburg.forum.st/t2211-skaryna-bazyl#12723https://petersburg.forum.st/t2212-grupa-omnibus-hrabina#12724https://petersburg.forum.st/t2210-turu

Nie 07 Kwi 2019, 20:58
Меня зовут
Bazyl Jarmuievich Skaryna



DATA URODZENIA: 07.04.1965 / NAZWISKO MATKI: Kovalka / WIEK: 34
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Mobilne / STATUS KRWI: Czysta
STAN MAJĄTKOWY: Zamożny / ZAWÓD: Najemnik, diler, alchemik, zaklinacz, biznesmen, tato / KORGORUSZ: krokodyl


ALCHEMIA: 18 / FAUNA I FLORA: 35 / LECZNICTWO: 5 / MAGIA KREATYWNA: 5
MAGIA ZAKAZANA: 4 / OKULTYZM: 8 / SIŁA: 13 / TRANSFIGURACJA: 20
WIEDZA MAGICZNA: 12 / ZAKLĘCIA I UROKI: 13 / SZCZĘŚCIE: 3 / TALENT: 2





Silny wiatr targał okoliczną roślinnością. Szarość nieba spływała sennie na duszę, przymykając powieki przechodniów, chyba będzie padać cisnęło się na myśl, na usta, chociaż na niebie nie było ani jednej chmurki, a w powietrzu unosił się rześki oddech, zaprzeczający jakiemukolwiek dusznemu zwiastunowi burzy.
Świeże popołudnie, słońce powinno być jeszcze wysoko, ale nie miało dziś siły świecić jasno, wtapiając się w atmosferę stagnacji tego miejsca.
To czas na drzemki na kanapie i zmuszanie się do napisania zaległych esejów, większość uczniów wpadła w to pierwsze, siłą rzeczy, nieliczni walczyli z ziewami korzystając z pustych klas, korytarzy, bibliotek i błoni.
Przyklejona czołem do chłodnej szyby Mira próbowała zogniskować wzrok na czymkolwiek, byleby nie dołączyć do rzeszy drzemiących. Szkoda jej było marnować dzień, chociaż nie można powiedzieć, by leżąc spędzała go produktywnie. Spojrzała błędnie w kierunku wzgórz, lokalizując nad jednym z nich czarną chmurkę, dopiero po chwili kojarząc ją z owadzim rojem.
Zmarszczyła nos, odklejając nagle głowę od szyby i siadając, z czerwonym na czole znakiem.
Pośród roju stała sylwetka, już nie chłopięca, jeszcze nie męska i Mirze w pierwszym odruchu serce zabiło, że ktoś jest w niebezpieczeństwie. Ale sylwetka ani się nie miotała, ani nie wykonywała żadnych ruchów gwałtownych i dziewczynce przyszło do głowy, że może chłopak jest sparaliżowany. Może to jad? Może coś w powietrzu?
Mira zerwała się na równe nogi, szturchając siedzącą obok nad książką koleżankę.
- Ej. - Sięgnęła po różdżkę, na stopy wsuwając pantofle i wybiegając z komnat dziewcząt, by wyjść z zamku i udać się w kierunku wzgórz, po drodze wyjaśniając drugiej dziewczynce skąd to nagłe ożywienie i troska o nieznanego chłopca. Czy znanego, jak się okazało, bo dobiegając do wzgórz rozpoznały w wysokiej postaci kolegę z klasy. Może powinny były pobiec po nauczyciela, po kogoś z komitetu, ale gdyby wszystko to okazało się błahą sprawą Mirze byłoby wstyd na pewno. I tak nie należała już do najbardziej popularnych czy lubianych dziewczynek. Wtapiała się w tłum, mając wśród kolegów i koleżanek parę podobnych sobie zwykłych mątw. Miłych. Nudnych. O przeciętnych ocenach. Płaskich. Sztywnych. Nawet w swoim towarzystwie powielajacych zdania i schematy utarte zachowania.
Była w połowie drogi, kiedy koleżanka złapała ją za łokieć, zatrzymując, z wzrokiem utkwionym w chłopca, który wyciągnął rękę przed siebie, pozwalając, by część owadów osiadła na niej, tworząc czarną, szumiącą zbroję, dochodząc do twarzy, czaszkę pokrywając niecierpliwie, tworząc obraz upiorny delikatnie, choć nie na tyle, by przerażać w taki sposób, w jaki po reakcji Miry można by przypuszczać.
- Bazyl. - Koleżanka Miry puściła jej łokieć, wypowiadając imię chłopca.
Mira z krzykiem uciekła. Drugie dziewczę zostało. Jak się okazało, od dnia kiedy wchłonęła Skaryny niezbyt pilnie (bo i po co) strzeżoną tajemnicę, na zawsze już.



Wyboje na drogach. Głowa poddaje się kołysaniu w sposób zupełnie naturalny, z imponującą precyzją skupiając się na trzymanym w dłoniu kawałku kartonika. Fotografia, która przedstawia siedzącego obok jegomościa i kobietę, uroczą, ładną, uśmiechniętą, ale Andrei nie jest w stanie stwierdzić, czy to dziewczyna, czy żona może już, bo scenografia i kostiumy na zdjęciu dosyć niepozorne, chyba jakaś impreza rodzinna, bo widać kawałek stołu, talerze z sałatką jarzynową pewnie, kieliszki na wódkę, para śmieje się, spogląda gdzieś poza kadr, w lewo, głową kiwają, kilka ujęć magicznej fotografii, dziewczę ze śmiechu głowę opiera na ramieniu partnera.
- Pańska żona? - Pyta Andrei, nie mając w sobie krzty przyzwoitości, by chociaż udawać, że nie przygląda się bezczelnie rzeczom należącym do sąsiada.
Siedzący obok głową kiwa, na boki, chowając w końcu fotografię i zdawać by się mogło, że to dlatego, że dyskusji kontynuować nie chce i sąsiadowi nic do tego, ale wyciąga pudełeczko, otwierając przed Andreiem.
- Oby chciała, człowieku, oby chciała.. - Andrei wzrok z twarzy jegomościa przenosi na pudełeczko i zaskoczony odkrywa, że zamiast pierścionka w środku broszka się znajduje, w kształcie żuczka, mieniąca się przepięknie, ale zanim zdąży coś powiedzieć, zza siedzenia za nim głowa się wynurza, zerkając ciekawie i chuchając na mężczyzn mieszanką dziwną szałwi i lukrecji.
- Kolego, usłyszałem, nie powiem, że niechcąco, czy kolega się oświadczyć jedzie? - Rękę wyciąga, do jednego, do drugiego, przedstawia się i wstaje po chwili.
- Andrei.
- Bazyl.
- Koledzy, ja tu mam, na specjalną okazję, butelkę takiego okazu.
I tak mężczyzna siedzący za Andreiem pojechał z Bazylem od broszki z żuczkiem aż do wsi, gdzie mieszkała przyszła małżonka i został drużbą. Polewając gościom po królewsku i racząc co kieliszek gorszym żartem. A za kieliszkiem poszły krzty magii alchemicznej, której przyszły pan młody pochłonął chętnie jak dziewictwo panny młodej w noc poślubną.





Kawa paruje. Gorąca, a Laura pomimo to co parę sekund zbliża wargi do brzegu kubka i próbuje łyk upić, ale oprócz poparzenia języka przeszkadza jej nieustanne stukanie tupanie dobiegające z korytarza.
Laura odstawia kawę.
Jest niecierpliwa, jest flegmatyczna, przeszkadzają jej tłumy, przeszkadzają dźwięki, przeszkadza wystający z koka kosmyk włosów, który poprawia stając przed lustrem w plastikowej, czerwonej ramce.
Laura zupełnie nie nadaje się na pielęgniarkę, a pomimo to kitel jest jej uniformem roboczym, jak wielu innych ludzi piastuje stanowisko, którego nie czuje i które ją irytuje. Powinna zostać bibliotekarką, zielarką gdzieś w głębi lasu, za dużym miastem, ale nie. Została pielęgniarką, jak jej siostry i matka i babcia.
Wychodzi z pokoju socjalnego spoglądając na korytarz, na młodego mężczyznę chodzącego tam i z powrotem, z zawiniętym w kocyki dzieciątkiem na rękach.
- Przepraszam bardzo. - Laura jest młodą kobietą, nie ma więcej niż trzydzieści lat, pomimo tego jej prezencja daje wyraźnie do zrozumienia, że równie dobrze mogłaby być sześćdziesięcioletnią raszplą. Mężczyzna zatrzymuje się, przytulając bobasa i spogląda na pielęgniarkę.
- Słucham? - Laura odnotowała braki górnej dwójki, trójki i czwórki po lewej stronie u mężczyzny, robiąc od razu skwaszoną minę, kategoryzując młodego ojca jako typową, dzieciorobną patologię.
Opiera rękę o biodro zaciskając wargi.
- Czy mógłby pan tak kroków nie stawiać głośno? - Pyta Laura brodę unosząc dumnie i obserwując, jak mężczyzna nieruchomieje na parę sekund.
- Nie mógłbym. - Odwraca się i rozpoczyna od nowa swoją tyranię decybeli, a Laura się robi czerwona na twarzy z oburzenia i przez chwilę usta co chwilę otwiera i zaciska, stając w końcu za biurkiem pielęgniarek i przeglądając wpisy. Skaryna. Już ona. Już ona sobie zapamięta! Tego typa bezczelnego! Już zadba o to, by jego kobieta, której się krzyk teraz z sali porodówki wydobył, dostała najmniej śniadania! O bogowie, już Laura o to zadba!



- Stary, kurwa, jak ty to żywisz. - Jeremi głosem już podniesionym pijacko próbuje się przekrzyczeć przez głośną, agresywną muzykę w kierunku siedzącego obok mężczyzny. Dociera co trzeca sylaba, można z tego złożyć zrozumiałe zdanie, ale zanim doleci trzeba chwilę poczekać, bo krążące w żyłach kolorowe węże i procenty robią swoją robotę dobrze.
Mężczyzna do ust unosi skręta, wydmuchując po chwili w i tak siwe już powietrze chmarę dymu.
- Zarabiam na takich ćpunach jak ty i na nawinych idiotach jak tamten o. - Blada dłoń wyciągnęta w stronę loży, gdzie ubrany w połyskującą, fioletową marynarkę znany wszystkim śpiewak krwi karamazowej zabawia się, a przynajmniej tak mu się wydaje, w najlepsze, z szemraną rusałką.
- Trójka bachorów, stary, to jest jakiś gnój... - Jeremi nie jest w stanie dokończyć, bo inny mężczyzna ciągnie go za nogę, sprowadzając na ziemię, wyznaczając w końcu cios prosto w kolano, na co Jeremi wyje z bólu, bo nawet węże i procenty nie są w stanie opóźnić fali agonii.
- Ostatni raz chuju nazwałeś moich chrześniaków bachorami. - Mężczyzna znany w tej historii jako osobnik siedzący za Wścibskim Andreiem spluwa na Jeremiego i dyszy ciężko, dopóki dłoń drugiego mężczyzny nie spocznie na jego klatce piersiowej.
- Wyjebcie go.
- Pieprz się Bazyl! - Jeremi próbuje złapać mężczyznę za kostkę, kiedy ktoś ciągnąc go za skaleczoną nogę wywleka z ostatniego piętra, w dół i w dół i w dół i przez drzwi na ulicę, ale zanim wirują mu światła kolorowe ostatnie co widzi, to zsuwające się z bazylowego nosa ciemne okulary i źrenice pokrywające całe gałki oczne. W pierwszym odruchu tchu mu brak, a później zwala to na dragi, ale gdy się nad tym zastanowi rano, to nigdy wcześniej nie widział Skaryny bez ciemnych szkieł.
Jermi ląduje boleśnie na krawężniku, a omnibus Hrabina znika z jego pola widzenia w ułamku sekundy. W noc podnosi swoje wrzaski i przekleństwa, ale nie ma opcji, by ktoś z Hrabiny go jeszcze usłyszał. Zniknęli, nie wiadomo gdzie, a Jermi pluje sobie w brodę, że stracił wstęp do objazdowej speluny, w której oprócz ukochanych narkotyków mógł chociaż próbować zdobyć kontakty. I kąt. I może pracę? I takie miał plany. A wszystko to przez jedno niedokończone zdanie i przydupasa Skaryny poszło w łeb.





Dundee jest kierowcą omnibusa Hrabiny. Ale dzisiaj ma wolne, szczęśliwie czekając, aż ekipa speluny odstawi go pod dom, siedzi na trzecim piętrze magicznego pojazdu przyglądając się ze zmrużonymi oczami uzębieniu swojego szefa.
- Skaryna, ja ci powiem, że robota najwyższej klasy, w ogóle nie umiem rozpoznać, które twoje, a które są wstawione. - Po brodzie zarośniętej odrobinę za mocno się drapie, ale Dundee nie przejmuje się swoim wyglądem od zawsze. Ma okrągły brzuszek, krzaczaste brwi i osiemdziesiąt procent jego ciała jest pokrytych tatuażami, wiele z nich to więzienne pamiątki.
Bazyl głową kiwa i sięga po szklankę z zielonym płynem.
- Wiem. - Odpowiada krótko i obserwuje Dundee, który już wie, że Bazyl wie, że on chce. Czegoś chce.
I pije. I pije i pije i pije, trochę opóźniając tę rozmowę, głównie po to, by dać kierowcy czas na honorowe rozpoczęcie zagadnienia samemu. Ale to się nie dzieje.
Odkłada szklankę, wszyscy gwałtownie przechylają się w lewo, kiedy Hrabina w pędzie wpada w ostry zakręt, ale po sekundzie wszystko wraca do normy.
Dundee z gulą w gardle obserwuje, jak Bazyl do sakiewki sięga, wyjmując z niej kawałek surowej wątróbki, którą pakuje sobie do mordy i oblizuje palce z resztek krwi, kiedy kierowca stara się nie wzdrygnąć. Czynność powtarza się trzy razy, nim Dundee w końcu przerywa podróż czwartej wątróbki i chrząka.
- Dawno nie widziałem twojej żony. - Skoro tak o swojej chce zagadnąć, to pomyślał, że może najpierw zahaczy o panią Skarynę.
- No i chuj ci do tego Dundee. - Odpowiada Bazyl spokojnie, oblizując palce, nie patrząc na kierowcę.
- Słyszałem, że ją wysłałeś do rodziców z dzieciakami...
- Dundee. - Bazyl w koszulę wyciera dłoń i usta obluzuje, na moment zaciskając naostrzone zęby na dolnej wardze. Dłonie splata w końcu na stoliku, pochyla się do przodu.
- Czego ty chcesz? Wakacji? Wypowiedzenie złożyć? Zamontować butlę z gazem w Hrabinie? Podwyżki?
- Nie no, żona moja. Problem ma z gryzoniami... - Dundee wzrok spuszcza, niby stary chłop i gnój, swoje za uszami ma, a się tak cyka przed młodszym, ale Dundee żonie obiecał, że on się w Hrabinie w nic nie miesza, on jest tylko kierowcą i ogólnie to.
Ogólnie to pije tu dużo i interesu dogląda i najpewniej nie bałby się szefa gnojka, nawet jeśli szef o połowę młodszy, gdyby go te czarne gałki oczne nie przerażały i mięso surowe i mowa bzycząca ohydna w stronę dużej ilości owadów naraz.
Ale zamiast opierdolu i zębów obnażonych do Dundee śmiech dociera, głowę unosi, a Skaryna rozłożony, z ramionami opartymi na sofie palcem na niego wskazuje, na swojego Numer 1 wyrzucającego ludzi za drzwi spogląda i rechoczą.
- Dundee, to mów od razu. - Kierowca czuje ulgę, kiedy się Bazyl do niego nachyla i klepie go dłonią w ramię.
I jednak po prawdzie myśli o tym wypowiedzeniu. Za stary już jest. Za stary na takie rzeczy, które się w Hrabinie dzieją.


Ostatnio zmieniony przez Bazyl Skaryna dnia Nie 07 Kwi 2019, 22:03, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Wto 09 Kwi 2019, 00:02
Здравствуйте!

No i co Ty byś chciał, Bazylku-krokodylku? Co ja mam z Tobą zrobić? Bo najchętniej wytargałabym za uszy i wysłała na urlop, jak Dundee, bo mam wrażenie, że wcale często się ze swoimi pąklami nie widujesz, że w ostatnim czasie są przez Ciebie zaniedbane, a przecież sam wiesz, jak jest. Niespokojnie. Jeszcze co się stanie, kiedy dzieciaki będą Ci samopas latały po ulicach. Zastanów się nad tym, dobrze?

Bonusy za kartę postaci

+5
Fauna i flora (genetyka)
+4
Okultyzm
+2
Alchemia
+1
Lecznictwo
+1
Magia kreatywna

Taka nobliwa persona jak Ty musi się w towarzystwie dobrze prezentować i czasem zdjąć te czarne bryle; zamienić je może na coś bardziej szykownego, jak kalejdoskopowe okulary. Wykonane są ze wzmocnionego magią kryształu górskiego i maskują Twoje źrenice równie skutecznie, co ciemne szkła, które nosisz na co dzień. Jednak poza tą dość wiadomą właściwością, cechują się czymś jeszcze: kiedy masz je założone, stosunkowo łatwo przychodzi Ci rozpoznawanie ludzi, którzy noszą w sercu złe intencje, niekoniecznie skierowane ku Tobie – wówczas światło wokół takiej osoby przybiera śliwkowy odcień. Ponadto otrzymujesz wykonaną ze smoczej skóry sakiewkę pełną wątróbki. Jeśli będziesz mądrze z niej korzystał, może okazać się, że nie będziesz potrzebował zamartwiać się o zapas świeżego mięsa.

Na zakończenie

Stworzona przez Ciebie karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz na start 800 punktów fabularnych do wykorzystania w punkcie Mistrza Gry. Możesz już bez przeszkód zacząć rozgrywkę na forum, lecz przed rozpoczęciem fabularnych przygód Twojej postaci prosimy o skrupulatne uzupełnienie pól w profilu. Warto również wnikliwie zapoznać się z tematami zamieszczonymi w dziale fabularnym. W razie jakichkolwiek wątpliwości, problemów lub sugestii odnośnie rozwoju naszej magicznej społeczności, zachęcamy do kontaktowania się z administracją forum. Życzymy wielu ciekawych rozgrywek w grze i przyjemnego spędzania z nami czasu!

Skocz do: