Stanislava Aristova (budowa)
Stanislava Aristova
Stanislava Aristova
Stanislava Aristova (budowa) ZMb3Gre
Petersburg, Rosja
29 lat
błękitna
za Starszyzną
prokurator
https://petersburg.forum.st/t2260-stanislava-aristova

Nie 05 Maj 2019, 15:17
Меня зовут
Stanislava Zakharovna Aristova



DATA URODZENIA: 3 XII 1970 / NAZWISKO MATKI: Wrońska / WIEK: 29 lat
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Petersburg / STATUS KRWI: błękitna
STAN MAJĄTKOWY: majętna / ZAWÓD: prokurator / KORGORUSZ: niedźwiedź


ALCHEMIA: 8 / FAUNA I FLORA: 5 / LECZNICTWO: 8 / MAGIA KREATYWNA: 5
MAGIA ZAKAZANA: 8 / OKULTYZM: 5 / SIŁA: 15 / TRANSFIGURACJA: 5
WIEDZA MAGICZNA: 23 / ZAKLĘCIA I UROKI: 25 / SZCZĘŚCIE: 1 / TALENT: 2


Dojechał do rezydencji pierwszy – cwałował tak szybko, że Stanislava obawiała się, że zaraz spadnie z grzbietu. Zajechał na podwórze i zsiadł z konia z takim pośpiechem, jakby paliło go siodło, nie kłopocząc się nawet odprowadzeniem wierzchowca do stajni. Z oddali widziała, jak stajenny przecina pośpiesznie trawnik, podczas gdy Pyotr wspina się po schodach i wpada jak burza do letniej willi. Była za daleko, by usłyszeć trzaśnięcie drzwi, ale była pewna, że po obejściu rozszedł się ich huk. Brylant, łapany właśnie za wodze przez stajennego, wierzgnął słabo ze strachu.
Aristova popuściła lekko lejce, zmusiwszy swojego hanowera do nieśpiesznego kłusu. Pokonała tak ostatnie pięćdziesiąt metrów, bez rozgorączkowania przekroczyła otwarte na oścież bramy i zeskoczyła na żwirową ścieżkę tuż za nimi, przedtem zatrzymawszy konia. Stała tak chwilę, gładząc pysk zwierzęcia, nim stajenny pojawił się znów, by odprowadzić Abraxasa. Lejce leżały dobrze w jej dłoni. Przez moment słabości nie chciała ich puszczać – by kupić sobie chwilę, spojrzała w górę w poszukiwaniu twarzy Pyotra w oknach, ignorując mężczyznę (chłopca?) stojącego obok ze spuszczoną pokornie głową.
Jej kochanek stał w bawialni na pierwszym piętrze. Nie zapalił światła – w szarym świetle niknącego dnia nie widziała dobrze jego twarzy, ale była pewna, że patrzył na nią.
Zacisnęła usta i przekazała konia służącemu. Długimi, szybkimi krokami, z właściwą sobie pewnością godną dowódcy wojskowego, ruszyła ścieżką do ganka. Chrzęst żwiru pod jej stopami brzmiał jak wystrzały z broni palnej. Raz, dwa. Raz, dwa.
Stanislava wleciała do hallu, przeskoczyła przez schody, przemaszerowała korytarz i z rozpędu pchnęła drzwi. Nie otworzyły się.
— Otwieraj.
Nasłuchiwała szczęku zamka, ale usłyszała tylko dyskretny brzęk lodu w szklance.
— Jeżeli mi nie otworzysz, magomedycy będą wyjmować ci drzazgi z twarzy przez trzy godziny. — Jej głos był, jak zawsze, spokojny, ale stanowczy. Dłonie jej lekko drżały, pierś unosiła się wyraźnie, ale stała wyprostowana, z zaciętą miną i uniesionym podbródkiem. Półmrok odkrywał dziwną, szlachetną zwierzęcość jej twarzy, zamkniętą w wydatnych kościach policzkowych, ostro zakończonym nosie, zaciśniętych, cienkich wargach. Wyglądała jak posąg Perperuny, z jakimś potężnym gniewem palącym się w lodowato błękitnych oczach.
Raz, dwa, trzy, osiem, dziesięć.
Nie doczekawszy się reakcji, odsunęła się na bezpieczną odległość i wyciągnęła różdżkę zza paska. Skierowała ją na piękne, hebanowe drzwi: zdobienia w nich pewnie dłubał któryś z jej polskich kuzynów, bo ich misterność mogła zachwycić. Potrzeba maestrii, by stworzyć dzieło sztuki w tak zwykłym przedmiocie, na który zazwyczaj w pośpiechu nie zwraca się nawet uwagi.
Bombardire.
Po pracy rzemieślnika nie było już śladu: z ogłuszającym hukiem drzwi wyleciały z zawiasów i wpadły do salonu w kawałkach.
Wmaszerowała po drewnianym trupie do środka i oparła stopę na klamce niby zdobywczyni na ruinach dawnej świątyni. Pyotr stał przyciśnięty plecami do okna, ze szklanką whiskey w ręku i szeroko otwartymi oczami.
— Kurwa, ty…! — wyrwało mu się.
— Wariatko? — wtrąciła się Stanislava. — Gdybyś ty nie był pizdą, ja nie byłabym wariatką.
Podeszła do niego powoli, nie spuszczając z niego uważnego spojrzenia.
— Jestem pewien, że… zwykłe adkriccio by wystarczyło. — Szlachcic otrząsnął się z szoku i wyprostował, chyba odruchowo, by wydać się wyższym. Miał parę centymetrów przewagi, gdy była w butach jeździeckich.
— Ale nie byłoby efektu, prawda? Myślałam, że lubisz dobrą scenę. W końcu jesteś świetny w dramatyzowaniu. — Stanęła tuż przed nim, patrząc mu prosto w oczy. — Nie nalejesz mi?  
— Nie.
— Szkoda.
Nie wytrzymał jej spojrzenia. Opuścił wzrok na szklankę – nie mogła nie skojarzyć go wtedy z besztanym przez guwernantkę dzieckiem, tak bezbronny i zagubiony się wydawał.
— Mogłeś się zabić. Nie jesteś najlepszym jeźdźcem. — Wypadki zdarzają się każdemu. Jej matka w młodości wygrywała trofea – a to nie uchroniło jej przed nieszczęśliwym upadkiem.
— Nie jestem na… Jesteś bezczelna. — Mężczyzna nie wydawał się wcale poruszony jej słowami (a przynajmniej nie tymi). Powiedział to jakby machinalnie, jedynie po to, by jakaś odpowiedź opuściła jego usta. — Jak zawsze — dodał po chwili nostalgicznie, przenosząc wzrok ze szklanki na widok za oknem. Miała być burza. Gdzieś w oddali przetoczył się grzmot.
— Przynieść ci chusteczkę, żebyś mógł otrzeć sobie łezki? — zaszydziła. — Spójrz na mnie.
Pyotr przymknął powieki i wypuścił cicho powietrze przez nos.
Ręka Stanislavy wystrzeliła w ułamku sekundy. Jej długie, kościste palce zacisnęły się na szczęce jej kochanka jak żelazo, zmuszając go do obrócenia głowy w jej stronę – gdy otworzył oczy, uścisk zelżał, a dłoń wręcz nienaturalnie delikatnie, czule przesunęła się w stronę jego podbródka. Kobieta ujęła go lekko. Zaczepiła na chwilę spojrzenie na ustach Pyotra, lustrując ich miękkie krzywizny; ale potem znowu spojrzała mężczyźnie głęboko, stanowczo w oczy.
Oddychał głośno i ciężko.
Posągowość jej twarzy złamał ostry uśmiech, sarkastyczny właściwie, prawie rozbawiony, a na pewno – drapieżny.
Uśmiech człowieka, który właśnie poczuł, że jest wyżej w łańcuchu pokarmowym.
— Boisz się? — zapytała. Ich twarze dzieliły milimetry. Czuła jego ciepły oddech na swoich wargach, widziała dziwny wyraz jego oczu, zdradzający jakąś niepewność. Zdawało się, że z głębi jego trzewi na zewnątrz, przez źrenice, wylewają się emocje, widoczne na początku jako mały punkcik w oddali, potem coraz większy i większy, aż zajęły całą powierzchnię oka. Krew szumiała jej w głowie. Powoli położyła palce na jego gardle. Spojrzał na jej usta i przełknął ślinę. Uchylił wargi z cichym westchnięciem.
Ledwie je musnęła, gdy szklanka z trunkiem spadła z trzaskiem rozbijanego szkła na podłogę i rozsypała się na miliony kawałków. Pyotr odepchnął ją od siebie z niespodziewaną siłą; prawie by się przewróciła, ale złapała w ostatniej chwili kant barku.
— To dla ciebie żart?! — krzyknął. Odsunął się od okna i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. — Nie będę tak żył, Stasia! To jest… Jesteś…! Na bogów! Ja mógłbym się wyrzec wszystkiego! Wszystkiego, żeby z tobą być! Mam gdzieś to, czy mnie wyklną! A ty nie umiesz nawet wstawić się dla mnie u ojca!
Aristova, milcząc, patrzyła na niego uporczywie i chłodno. Jej spojrzenie było intensywne – mogłoby człowieka przewiercić na wylot. Widząc jej niewzruszony wyraz twarzy, mężczyzna, ledwie moment temu wzburzony, zaczął wyraźnie tracić rezon. Odwaga ulatywała z niego jak z przekłutego balonika.
Zaczął żałować.
Powoli, nieśpiesznie wyprostowała się. Nie spuściła ze swojego kochanka wzroku. Po parunastu sekundach grobowej ciszy, odezwała się wreszcie:
— Miłość ma swoje granice, Pyotrze.
Tak jak moja cierpliwość.
— Jesteś nieszczęśliwy. Spakujesz swoje rzeczy i wrócisz do domu jeszcze dzisiaj. Znikniesz przed kolacją.
Nigdy nie widziała go bardziej zszokowanego. Wyglądał, jakby ktoś dał mu w twarz; w tamtej chwili wydawał jej się naprawdę, naprawdę żałosny. Przez jakiś czas myślała, że jest więcej wart. Ale był taki jak każdy mężczyzna: słaby, nierozsądny i głupi.
Schowała różdżkę za pasem i szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia. Zeszła na parter, zanim zdążył zareagować. Chwilę zajęło jej odnalezienie lokaja – wszyscy służący jakby się rozpłynęli.
— Tak, pani? — Skłonił się lekko.
— Każ posprzątać w bawialni na pierwszym piętrze i spakować pana Dolohova. Potem przygotuj ptaki i moją strzelbę. Mam ochotę coś zastrzelić. — Uśmiechnęła się. — Dziś na kolację będzie drób.


Skocz do: