Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pią 01 Wrz 2017, 18:56
Stoły z poczęstunkiem

Jak na słowiańskie obchody święta przystało, nie może zabraknąć wszelkich pysznych przekąsek, jak i idealnie przygotowanej pieczeni z dziczyzny czy wyśmienitych, tradycyjnych ciast słowiańskich, które z pewnością ucieszą największych łasuchów. Wysokie, pokryte kraciastym obrusem stoły uginają się od bogactwa dań serwowanych zgromadzonym tu czarodziejom – zapach świeżego, niekiedy jeszcze ciepłego chleba miesza się ze słodkim aromatem półtoraków, soczystych kiełbasek prosto z ogniska, a także pieczonych w szarlotkach jabłek. Każdy wybredny smakosz bez wątpienia znajdzie tu specjał kuchni słowiańskiej odpowiadający jego kubkom smakowym.

Irka Odrowąż
Irka Odrowąż
Stoły z poczęstunkiem Ytc0My2
Kraków, Polska
27 lat
czysta
za Raskolnikami
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t878-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t963-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t879-podobne-wzywa-podobnehttps://petersburg.forum.st/t948-bazylia

Sro 06 Wrz 2017, 18:29

01.05.1999

Bywam głównie w mieście, więc koniec końców zaczęło brakować mi kontaktu z naturą, postanawiam więc bliżej zapoznać się z podmiejskimi terenami. Prawdafałsz. Nie ukrywam, w ostatnich (tygo)dniach dużo więcej czasu spędzam zamknięta w trzewiach Petersburga. Trasę z mieszkania na Wyborgu na Dziedziniec Pasternaka mogłabym już przejść z zamkniętymi oczami, niemal na pamięć udało mi się poznać sygnalizację świetlną i każdy centymetr płyt chodnikowych. Wiem o której wyjść i jakim tempem iść, by liczyć na zieloną falę; kiedy po drodze spotkam pączkarkę i w jakich godzinach na klatce schodowej natknę się na sąsiadkę z trzeciego piętra, wyprowadzającą swoje dwa pudle królewskie, na które patrzeć nie mogę, tak okropnie są obstrzyżone. Potrafię powiedzieć, obok ilu zakładów fryzjerskich przechodzę (czternastu!) i jak nazywa się każda z sześciu mijanych przeze mnie pasmanterii. Tyle tylko, że wiedzą tą mogę jedynie podzielić się z niezaradnymi sąsiadkami, nie pomoże mi natomiast zmniejszyć wdychanych codziennie spalin. Dlatego zawsze w tygodniu staram się wykroić choćby cztery godziny, które mogę spędzić na łonie natury. Rozdzierać skórę o gałęzie gęsto splątanych krzewów, spod których próbuję wyciągać pierwsze dziko rosnące poziomki. Rozcierać w dłoniach świeże zioła, za wszelką cenę jak najdłużej utrzymywać na nich zielone smugi. Uczyć się jeździć konno, bardzo przy tym oszukując. Z centaurem nie ma szans, by cokolwiek poszło nie tak.
Dziś jednak nie będzie skaleczonej skóry, nie będzie na niej żadnych roślinnych śladów, nie będzie nauki. Powinna być jedynie zabawa. Zajmuję miejsce przy jednym ze stołów suto zastawionych lokalnymi specjałami, stąd mam dobry widok na miejsce, w którym zasadzone zostanie drzewko, o ile w międzyczasie tłum na polance nie zacznie robić się coraz większy. Nie chciałabym oglądać cudzych pleców, jednocześnie nie mając ochoty przepychać się między gawiedzią, tylko po to by obejrzeć przekopywanie ziemi z miejsca na miejsce i rytualnego wsadzania w dziurę gałęzi. Skojarzenie jest jednoznaczne i mało wiążące się z Wesną. Z podobnego gestu bardziej zadowolony byłby Jaryło. Na jego cześć wychylam więc ostatki Goździkowego Nektaru, który zostawił Vanya, przepadając bez śladu w barwnej masie biesiadników. Przez szkło szklanki miga mi niedbale niesiona przez kogoś Tylko Prawda z pierwszą stroną, której nie poznaję z ostatnich wydań.
- Hej, ty, czekaj! Potrzebujesz tej gazety? – wołam za mężczyzną, będąc pewną, że jest w posiadaniu jednego ze starszych numerów, który skłonny byłby mi oddać za kilkanaście rubli.


Ostatnio zmieniony przez Irka Odrowąż dnia Sob 02 Gru 2017, 14:27, w całości zmieniany 1 raz
Anton Orlovsky
Anton Orlovsky
Never take advice from me, you will end up drunk
Petersburg, Rosja
27 lat
nieznana
za Raskolnikami
pisarz, malarz, łowca posagów i spadków, dobra dusza w Masquerade
https://petersburg.forum.st/t947-anton-orlovsky#3015https://petersburg.forum.st/t1000-anton-orlovskyhttps://petersburg.forum.st/t965-anton-do-uslug#3129https://petersburg.forum.st/t1143-vladimir#4322

Sro 06 Wrz 2017, 22:46
Kołnierzyk czarnej koszuli podwija się, zdradziecko zaczepiony przez kapryśny podmuch wiosennego wiatru, łaskocząc w odsłonięty kark. Klnę w myślach w odpowiedzi na te materiałowe pocałunki, niecierpliwym ruchem rozprostowując niesforny kawałek bawełny, mało przy tym nie wpadając na parę czarodziejów, którzy dość niespodziewanie (nieprawda, stali tam zapewne dłuższą chwilę) pojawili się na mojej drodze. Blyat!, przywołuję na wargi przepraszający uśmiech, nie pozwalając iskierkom poirytowania rozbłysnąć w oczach – wysiłek zgoła niepotrzebny, kryję przecież zaczerwienione spojrzenie za czarnymi szkłami okularów, będących moim najnowszym nabytkiem! Ostatnie zgubiłem gdzieś pomiędzy czwartą, a piątą nad ranem, kiedy klęczałem nad toaletową muszlą, zastanawiając się dlaczego wciąż to sobie robię. Zsunęły się znad czoła i z głośnym pluśnięciem wpadły w otchłań, do której nie miałem najmniejszej ochoty wsuwać dłoni, ani żadnej innej części ciała, jeśli mamy być drobiazgowi. Dlaczego teraz o tym myślę?, kiedy słońce tak przyjemnie grzeje śmiesznie blady kark, a wokół mnie jest tyle drobiazgów interesujących, pomimo upływu lat. Nie jest to przecież moje pierwsze święto Wesny, prawdę mówiąc nie opuściłem żadnego od dobrych dziewięciu lat. Chyba – tak mi się przynajmniej wydaje, choć mogę się mylić, bywam przecież okropnie rozkojarzony.
Rozglądam się pobieżnie, dłonią błądząc po piersi, palcami zręcznie wymuskując srebrny drobiazg, z którym nie rozstaję się zbyt często, odkąd udało mi się go zakupić na pchlim targu. Prawie za bezcen!, co w moich oczach zupełnie nielogicznie podwaja jego wartość.
"Hej, ty, czekaj!", słyszę nagle i odrywam piersiówkę od ust, starając się odnaleźć źródło głosu. Głosu śmiesznie znajomego – głosu (w innym życiu?) czule pytającego, jak podsuwa kapryśna pamięć, czy przypadkiem nie jestem głodny. Nota bene, zwykle jestem, potrafię pochłonąć na raz nieprawdopodobne ilości jedzenia, to taki mój wrodzony talent, który w murach sierocińca uznawany był raczej za przekleństwo.
"Potrzebujesz tej gazety?", odwracam się zgrabnie na pięcie i już ją widzę. Mam ochotę się roześmiać, zduszam jednak zachciankę jak niedopałek papierosa, zachowując powagę i tylko nieznacznie poprawiając pod pachą egzemplarz Tylko Prawdy, tego szmatławca, z którym nigdy nie jestem na bieżąco, a który chociaż raz naprawdę się przydaje.
To zależy – odpowiadam miękko, wsuwając piersiówkę w rękaw koszuli, drugą dłonią poprawiając na nosie opadające okulary. – Jak bardzo ty jej potrzebujesz... I co jesteś w stanie za nią dać.
No, Ireno. Nie mów, że mnie nie poznajesz!, nie chcesz chyba mieć na sumieniu mego złamanego serca.
Irka Odrowąż
Irka Odrowąż
Stoły z poczęstunkiem Ytc0My2
Kraków, Polska
27 lat
czysta
za Raskolnikami
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t878-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t963-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t879-podobne-wzywa-podobnehttps://petersburg.forum.st/t948-bazylia

Pią 08 Wrz 2017, 07:49
Poznaję. Poznaję w momencie, w którym zaczyna odwracać się w moją stronę. Zbyt wiele razy, zbyt długo wpatrywałam się ongiś w profil jego twarzy i teraz, widząc go znowu po tylu latach, czuję się jak podróżnik przypadkiem znajdujący swoje sekretne miejsce – swoją ostoję, pustelnię – na pierwszej stronie poczytnego czasopisma turystycznego. Jednocześnie jestem wzruszona, zaskoczona i rozczarowana. I wiem, że mam prawo do każdego z tych odczuć; że wszystko to, co tak nieoczekiwanie wybuchło mi w sercu i głowie, jest właściwe i bardzo na miejscu. Nie wiem tylko, czy powoduje to ten jego urok przyłożnika (i czy kiedykolwiek go na mnie używał, nigdy nie odważyłam się zapytać), czy może jestem bardziej sentymentalna niż myślałam. Nie daje mi czasu, bym mogła się nad tym zastanowić, bowiem zaraz znajduje się opodal zajmowanego przeze mnie miejsca.
Przez ułamek sekundy mam ochotę kazać mu się pierdolić, ale, po pierwsze, po tak długiej luce w znajomości, nie wiem absolutnie nic o jego sytuacji, a po drugie, jeszcze odebrałby to dosłownie.
- Serca i duszy bym za nią nie oddała, bo, ostatecznie, to tylko trochę makulatury – przyznaję z rezerwą, wodząc wzrokiem od twarzy Antona do trzymanej przez niego gazety, jakbym jeszcze zastanawiała się, czy dla kawałka papieru warto podejmować jakiekolwiek ryzyko. Cóż, ojciec zawsze powtarza, że mam duszę hazardzisty. Kiedyś pewnie i ją komuś zaprzedam. – Ale w całej reszcie możesz przebierać do woli. Chodź no tu, dobijmy targu. Gwarantuję, że obie strony będą usatysfakcjonowane.
Uśmiecham się szelmowsko, odwracając jeszcze szybko przez ramię, by sprawdzić, czy Ivan nadal woli gubić się wśród tłumu niż posiedzieć chwilę i wyjaśnić swoje zachowanie sprzed kilku dni. Szczęśliwym trafem wciąż nigdzie nie ma go na horyzoncie, mogę więc pozwolić sobie skupić uwagę tylko na jednej osobie. Mijający czas i na nim odcisnął swoje piętno, niewątpliwie jednak dla niego wyszło to o wiele korzystniej niż dla każdego innego młodzieńca z naszego pokolenia. Z dzieciaka, któremu w głowie siedziały tylko bzdury, a na twarzy uświadczyć można było (zanikające, lecz wciąż widoczne) lekkie pucki, stał się mężczyzną o ostrych rysach, zaś z całej jego postawy epatowało coś niepokojącego, co nakazywałoby trzymać się od niego z dala. A może to jedynie efekt wywołany przez ciemne okulary, które kryją za sobą równie ciemne oczy. Sięgam do nich dłonią, by unieść je lekko, prędko cofam jednak rękę, widząc co ukrywają przed całym światem i nie pozwalając mu dłużej taksować się tym przekrwionym wzrokiem.
Nie pytam o nic to zawsze była wyłącznie jego sprawa.
Anton Orlovsky
Anton Orlovsky
Never take advice from me, you will end up drunk
Petersburg, Rosja
27 lat
nieznana
za Raskolnikami
pisarz, malarz, łowca posagów i spadków, dobra dusza w Masquerade
https://petersburg.forum.st/t947-anton-orlovsky#3015https://petersburg.forum.st/t1000-anton-orlovskyhttps://petersburg.forum.st/t965-anton-do-uslug#3129https://petersburg.forum.st/t1143-vladimir#4322

Sob 09 Wrz 2017, 00:34
Irracjonalna myśl, że chciałbym wysunąć w stronę Odrowąż dłoń i jednym gładkim ruchem odgarnąć ciemny kosmyk włosów opadający na kobiece czoło, uderza we mnie gwałtowanie i nieprzyzwoicie. Nieprzyzwoicie, bo przecież wiem, że nie mam do tego prawa. Uścisk dłoni, może przelotny pocałunek w jasny policzek – tak, to wszystko co mogę, to wszystko czego nie chcę, bo patrząc na Irenę wiem, że to niewystarczające. Czy jestem już pijany?, zastanawiam się, zestawiając twarz czarownicy z obrazem wyrytym w pamięci, nie mogąc oderwać od niej spojrzenia niemal czarnych oczu. Nie, skąd, przecież dopiero zacząłem – widzę ją wyraźnie, tak jak wtedy, gdy mówiłem, żeby nie traciła na mnie więcej czasu. Bo nie mogłem powiedzieć, że to ja nie jestem w stanie pozwolić sobie na nią – bo byłem dzieckiem, bo byłem głupi, bo byłem biedny, bo się bałem. A to wszystko składało się na to, że przede wszystkim byłem sobą.
Teraz też jestem.
Doroślejszą wersją, ale czy dojrzalszą? Tego nie wiem, kiedy zbliżam się i opadam na siedzenie na przeciwko czarownicy, wspierając łokcie w blat stołu i nachylając się do przodu, aby chociaż minimalnie zniszczyć dzielącą nas odległość.
Jakby to było możliwe, szepcze jakiś zdradliwy głosik w mojej głowie, któremu natychmiast nakazuję milczenie, ciesząc się w duchu jak szczeniak z reakcji Ireny. Nie kazała mi iść do diabła, to przecież najważniejsze, nie mogę żądać (chcę więcej; ale chcieć sobie można, nikt za to nie płaci, ale też nikt za to nie karze) niczego ponad to. Tak przynajmniej mówi mi ta resztka przyzwoitości, którą ponoć w sobie noszę. W opozycji  – całkiem w dodatku buntowniczej  – stawia się reszta mnie, budząca się do życia, zaczynająca trawić mnie od środka. Jeśli nie zduszę jej teraz, przepadnę.
Ona też.
Zatańczy jak jej zagram, kiedy opuszkami palców dyktować będę właściwy sobie rytm, językiem torując drogę ku pojednaniu.
Wyciągam dłoń, aby pochwycić jej drobne palce i cofam ją gwałtownie, kiedy tylko kobieca ręka na chwilę  – ledwie sekundę, czy dwie  – unosi moje okulary do góry, jednym tym gestem ocucając mnie, przerywając tę prymitywną nić mojej natury.
Słońce przeraźliwie razi, Irko.
Nigdy nie potrafiłem się z tobą targować  – wzdycham, kręcąc delikatnie głową, chcąc wymazać wcześniejsze niespokojne gesty z historii tego spotkania. Zamiast na kobiecej skórze, palce zaciskam na Tylko Prawdzie, przesuwając ją po blacie stołu w stronę Odrowąż.  – Myślałem, że wrócę z diamentem, nie wyświechtaną gazetą.
Śmieszne, czuję się jakby w krzywym zwierciadle, konfrontując przeszłość z teraźniejszością. Co więcej tracę właściwą sobie charyzmę, zduszając w sobie naturalne odruchy.
Nic się nie zmieniłaś – tchnie to banałem, od którego aż robi mi się niedobrze, więc sznuruję pełne wargi, wybijając na stołowym blacie palcem wskazującym sobie tylko znany rytm.
Nie powiedziałem tego, powiedziałem prawda?
Zawsze bałem się być banalnym.
Irka Odrowąż
Irka Odrowąż
Stoły z poczęstunkiem Ytc0My2
Kraków, Polska
27 lat
czysta
za Raskolnikami
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t878-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t963-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t879-podobne-wzywa-podobnehttps://petersburg.forum.st/t948-bazylia

Wto 12 Wrz 2017, 20:51
Śmieję się na jego deklarację, choć więcej w tym dźwięku przebija goryczy niż wesołości.
- Nie mów, że żadnego nie masz. Byłam przekonana, że chowasz je właśnie w gazecie – przygryzam usta z udawanym rozczarowaniem, sięgając jednak po podane mi pismo. I znów na krótką chwilę czubki naszych palców stykają się ze sobą, póki nie przysuwam gazety bliżej siebie, z dłońmi bezpiecznie, płasko spoczywającymi na blacie. Mrowiącymi w miejscu, w którym jego skóra stykała się z moją. Powstrzymuję chęć chwycenia jego palców, błądzenia opuszkiem po liniach przecinających antonowe dłonie, jak robiłam to niegdyś, ćwicząc na wróżbiarstwo wróżenie z ręki.
Pomiędzy bogami a prawdą, nigdy nie sądziłam, że wróci. Jasno dał do zrozumienia, że jestem zbyt wymagająca, za bardzo czasochłonna. Dobrze, że sama dopowiedziałam sobie resztę: na jego możliwości. Gdybym tego nie zrobiła, pewnie jednym, nierozważnym zdaniem skreśliłby moje całe wypracowane do tego czasu poczucie własnej wartości. Źle, bo sama go skreśliłam. Przypadkiem przypięłam niechlubną łatkę, o której później zapomniałam, lecz wraz z tym zapomnieniem wymazałam pamięć o tym, jaki potrafił być czarujący i czuły, jaki zawzięty i pewny swoich decyzji, nawet jeśli ostatecznie nie bardzo w nich trwały. Tłumaczyłam sobie, że tak będzie lepiej, wygodniej dla serca. I może tak właśnie by było, gdyby w zapomnienie poszły wszystkie wspomnienia wiążące się z Antonem Orlovskym. Gdyby nie towarzyszyły mi echa leniwych popołudni i sennych poranków, splecionych z nimi wrażeń rezonujących do tej pory na codziennych czynnościach, sprawiając że serce drga gwałtowniej, że potrzebuję zatrzymać się, usiąść, ramionami ciasno objąć kolana, by własne ciało nie próbowało mnie zdradzić. Tak byłoby prościej, ale muszę być muzeum sentymentów, inaczej przecież zatraciłabym siebie.
Wówczas nie mógłby powiedzieć, że nic się nie zmieniłam. To mogłoby brzmieć banalnie dla każdej innej dziewczyny. Nie dla mnie, dlatego się uśmiecham. Dla mnie jest czymś więcej – pamięcią, obietnicą pojednania, nowym początkiem. Nie od momentu, w którym skończyliśmy – tych ośmiu minionych lat nikt nam nie cofnie, choćbyśmy oboje składali żarliwe modły do całego boskiego panteonu – ale od teraz. Nikt mi nie powie, że Wesna nie sprzyja odradzaniu się nawet tak beznadziejnych relacji, jak nasza. Miło byłoby widzieć tę twarz częściej, skoro wreszcie się pojawiła. Nie tylko od święta.
- Jak cię życie traktowało, Anton? – dodaję na końcu jego imię, jak zaklęcie; jakby w obawie, że jeśli tego nie zrobię, okaże się, że na jego miejscu siedzi kto inny – Sergei, Misha, Agafia, Berenika, każdy z kim straciłam kontakt po szkole, a kto również może właśnie kręcić się gdzieś tu, na Wesnie.
Anton Orlovsky
Anton Orlovsky
Never take advice from me, you will end up drunk
Petersburg, Rosja
27 lat
nieznana
za Raskolnikami
pisarz, malarz, łowca posagów i spadków, dobra dusza w Masquerade
https://petersburg.forum.st/t947-anton-orlovsky#3015https://petersburg.forum.st/t1000-anton-orlovskyhttps://petersburg.forum.st/t965-anton-do-uslug#3129https://petersburg.forum.st/t1143-vladimir#4322

Czw 02 Lis 2017, 01:58
Podnoszę nieco wyżej podbródek w odpowiedzi na śmiech wydobywający się z kobiecych ust, na których to osadzam spojrzenie. Mam nadzieję, że oczy nie błyszczą mi przy tym zbyt zuchwale, kiedy w pamięci odżywają wspomnienia warg oferujących pocałunki króciutkie i lekkie jak ulotne piosenki, a także te łakome i długie jak sześć tomów Moliera, przy których traciłem głowę, posłusznie poddając się Odrowąż, druzgocząc przy tym legendę spowijającą tą skażoną część mnie, którą przy niej tłumiłem, choć ona – pomimo zapewnień? nie, takowych nigdy nie było, mimo to widziałem w jej oczach pytanie – wciąż nie była tego pewna.
Nie w tym numerze – wzruszam ramionami, strząsając z siebie kolejne drobinki sentymentu, co wcale mi nie wychodzi, kiedy nasze palce spotykają się, odświeżając kolejne wspomnienia. Pewnie nie powinienem tego robić, ale zaciskam palce na jej dłoni, opuszkami badając delikatną skórę, jakbym chciał z niej wyczytać wszystkie te zdarzenia, przy których nie mogłem (nie chciałem) być, a które w jakiś sposób, choćby najmniejszy, mogły wpłynąć na Irenę.
Irenę, która pięcioma kolejnymi słowami przypomina mi, że nie mamy lat dwudziestu, choć przez chwilę chciałbym żeby właśnie tak było. A teraz... Co tak naprawdę wiedziałem o kobiecie siedzącej na przeciwko mnie?
Nic.
Prócz tego, że wcale nie chciałem puszczać jej dłoni.
Chyba dobrze – co można odpowiedzieć na podobne pytanie, szczególnie będąc mną? Czym mogłem się pochwalić? Własnym wyrachowaniem? Obłudą? Byłą żoną, którą mamiłem, dopóki nie uznała intercyzy za kompletnie niepotrzebny prawny paragraf? Czy może dyplomem, którego rama jest więcej warta niż on sam? Pierwszy raz od dawna, przygryzając dolną wargę, wstydziłem się siebie samego... – Mam ładny apartament w centrum. Poduczyłem się też gotować, wiesz? Zdziwiłabyś się, co teraz potrafię zrobić.
Ględzę bez sensu, opowiadam, ale tym razem naprawdę nie zmyślam, choć świadomość, że zaczynam się coraz bardziej denerwować każe mi sięgnąć do rękawa koszuli, wyłowić z jej odmętów srebrny drobiazg, bezcenną piersiówkę, której zawleczkę odtykam, sycąc się palącym łykiem ognistej. Jednym, krótkim ruchem podsuwam ją lekko do Ireny.
Skusisz się?
Toż to święto.
Odwiedź mnie – proszę, oswobadzając delikatne palce z uścisku, wolną dłonią zsuwając ciemne okulary z oczu, osadzając je na czole, które marszczę leciutko, jakby w obawie, że Odrowąż odpowie "nie".
Bo przecież może odmówić...
Irka Odrowąż
Irka Odrowąż
Stoły z poczęstunkiem Ytc0My2
Kraków, Polska
27 lat
czysta
za Raskolnikami
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t878-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t963-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t879-podobne-wzywa-podobnehttps://petersburg.forum.st/t948-bazylia

Czw 23 Lis 2017, 19:55
Gdzie jest ten przysłowiowy zimny prysznic, który powinien otrzeźwić nas ze wspomnień, myśli sprowadzić na właściwe tory dalekie od pocałunków, od muśnięć dyskretnych, od spojrzeń żarliwych, swojego czasu wyganiających nas z zajęć? Już nie ma między nami rzędów ławek, przeszkodą nie jest uważny wzrok profesorski (mimo że parę chwil temu, mogę przysiąc, w tłumie mignęła mi sylwetka Jastrzębieckiej, wciśnięta w nieśmiertelny, miętowy kostium), więc nie potrzeba nam więcej tych sekretnych znaków. Już nie musimy kryć się po salach wyjętych z codziennego użytku, spiżarnia na wino pewnie służy teraz innym, spragnionym miłosnych uniesień nastolatkom. Więc dlaczego to wszystko wciąż jest tak żywe, jakbyśmy przenieśli się na akademickie błonia, tam świętując nadejście Wesny? Czuję, jak policzki pąsowieją mi pod wpływem tego spojrzenia, dlatego na krótki moment swoją uwagę poświęcam zdjęciu na pierwszej stronie gazety, nie zaś studiowaniu antonowych rysów. Nie podoba mi się to, co widzę, więc przewracam pismo na drugą stronę i odsuwam kawałek dalej. Miałam w planach wybrać się na wczorajszy wernisaż. Miałam większą ochotę zostać w łóżku niż wybrać się do muzeum. Miałam szczęście.
- Nigdy nie podawałam w wątpliwość żadnego z twoich talentów – zapewniam i zdaję sobie sprawę z tego, że wcale nie brzmi to tak neutralnie, jakbym chciała, więc sięgam po podsuniętą przez niego piersiówkę, zbyt gorliwie racząc się trunkiem. Fala gorąca znaczy przez gardło swą ścieżkę, nie wypala jednak obaw i niepokojów. No przecież. No przecież to nigdy tak nie działa.
Powinnam dodać, że cieszy mnie jego powodzenie. Może zapytać o tę książkę, którą przez chwilę znaleźć można było na księgarnianych półkach, a której egzemplarz otrzymałam od jednej z kuzynek z sugestią, bym brała przykład od znajomych i zaczęła robić poważne pieniądze. Dowiedzieć się, czy pracuje nad czymś nowym. Nawet zmusić się, by poprosić o sugestię w sprawie Raskolników, którym w zbyt dużej ilości, w zbyt krótkim czasie pozwoliłam wejść w swoje życie. Powinnam spróbować jakkolwiek sprowadzić rozmowę na bezpieczny grunt. Pozwolić sobie ugrząźć w banałach. Ale nim decyduję się dodać cokolwiek więcej, Anton w mistrzowski sposób rujnuje ten plan. Dwa słowa, krótka, prosta prośba, niczym przeciąg przecina powietrze, burząc pospiesznie budowany domek z kart mający być azylem przed takimi niespodziankami.
Nie jestem dobra w odmawianie. Klientom Bazyliszka dam posiedzieć jeszcze chwilę, póki nie dopiją piwa (by w międzyczasie zamówić jeszcze po jednym). Nie zaprotestuję, gdy Elżbieta sięgnie po kolejną butelkę. Ani kiedy zapyta, czy miałabym czas, by przyjść za nią na zmianę. Nie powiem nie, kiedy Dunyasha zaproponuje wyścigi na ćmokach lub polowanie na zmija w trakcie najpotężniejszej burzy. Antonowi również nie odmawiam, skinieniem głowy przystając na tę propozycję.
- Za te oczy powinni cię zamknąć w Chatandze.

Anton i Irka z tematu
Sponsored content


Skocz do: