Opuszczone fabryki
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pią 03 Lut 2017, 17:34
Opuszczone fabryki

Miejsce z pozoru jakich wiele – tak jak chruszczowki są nieodłącznym elementem krajobrazu rosyjskiego miasta. Po upadku ZSRR wszystkie fabryki w okolicy dość szybko upadły, do czego w dużej mierze przyczyniła się niewypłacalność właścicieli. Dziś budynki straszą powybijanymi szybami, nieprzyjemnie huczącym wiatrem czy niszczejącą zabudową – nie tylko za sprawą upływającego czasu, ale i chuliganów, którzy w szczególności upodobali sobie to miejsce. Części z fabryk grozi zawalenie, dlatego też niedawno pojawił się zakaz wchodzenia na ten teren. Ci odważniejsi zdają się tym nie przejmować, traktując stare budynki jak swój drugi dom. Nie zmienia to faktu, że warto być ostrożnym. Nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć.

Valeriya Dolohova
Valeriya Dolohova
Opuszczone fabryki Tumblr_oom8oeRwxk1vcvupko3_400
Ufa, Rosja
26 lat
wupar
błękitna
neutralny
brak
https://petersburg.forum.st/t1332-valeriya-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t1334-valeriya-dolohova#5735https://petersburg.forum.st/t1335-gnijaca-mloda-panna#5737

Czw 08 Mar 2018, 21:15

04.06.1999



Valeriya zdecydowanie nie miała zbyt interesującego życia. Dopiero po zachodzie słońca mogła gdziekolwiek wyjść, głównie wtedy zdobywała jakieś świeże pożywienie. Zazwyczaj żywiła się na bezdomnych, ale czasem nie potrafiła powstrzymać swoich zapędów na świeżą, młodą krew. Pragnienie pozbawiało ją resztek sumienia, jakie miała za życia. Czy czyniło ją to złą? Przez to, że była ostatnim ogniwem łańcucha pokarmowego? Po zakończonym posiłku, uśmiechnęła się szeroko, czując się o niebo lepiej, miała jeszcze kilka spraw do załatwienia, chciała zobaczyć czy zdoła kupić jakieś książki, nie koniecznie legalnie. Legalne księgarnie były dla niej zamknięte, dosłownie. Pracowały do 16, nic nie mogła na to poradzić.
Szła uliczkami, kiedy z daleka już usłyszała odgłosy magicznego pojedynku, z zaciekawieniem zdecydowała się podejść nieco bliżej, by zorientować się co i jak. Może zostanie jakiś uroczy niedobitek? Niby była zaspokojona... ale nie odmówiłaby sobie deseru. Z tego co się zorientowała, to poszło o jakąś przesyłkę? Paczkę? Eee. Pewnie jakieś polityczne pierdolenie. Jednak wtedy rozpoznała głos jednego z mężczyzn... głos z innego życia. Normalnie by powiedziała, że przełknęła ślinę z tego powodu, ale jej organizm już takowej nie produkował. Jednak już było po wszystkim, Arvo leżał powalony na ziemi, a mężczyzna chciał przetrząsnąć mu kieszenie, jednak wtedy zobaczył, że ktoś tu jeszcze jest, ujrzał Val, która zmierzała pewnym krokiem w jego stronę. Zanim mężczyzna zdążył ją zaatakować, wzięła go za kurtkę i rzuciła nim o ścianę, jak szmacianą lalką, by następnie spojrzeć na Arvo. Kucnęła przy nim. Nie wyglądało to najlepiej, ale nie mogła go też zabrać do szpitala. Westchnęła ciężko i bez problemu wzięła go na ręce. Musiało to wyglądać komicznie, drobna dziewuszka niosąca rosłego chłopa, jednak dla niej to nie był żaden wysiłek. Zabrała go do piwnicy w opuszczonej fabryce i położyła go na materacu, na którym sama zazwyczaj sypiała. Postarała się o zrobienie jak najbardziej stworzenie najczystszych warunków na jakie mogła sobie pozwolić. Zaczęła od urazu głowy, jednak nie mogła z nim za wiele zrobić, póki był nieprzytomny. Czaszka wydawała się być cała, więc czy ma jakiś wstrząs dowie się dopiero jak śpiąca szlachcianka się obudzi. Musiała rozerwać jego koszulę, czy co tam miał na sobie, by dostać się do rany znajdującej się poniżej jego obojczyka, następnie ją oczyściła. W sumie nie była pewna jak ta powstała, prawdopodobnie efekt jakiegoś zaklęcia. Potem zaczęła ją zaszywać, całkiem sprawnie jej to szło jak na kogoś, kto nie miał oficjalnego wykształcenia medycznego. Potem będzie musiała jeszcze poszukać jakiś innych urazów. Oczywiście, szyła bez znieczulenia, przecież i tak był nieprzytomny.
Arvo Dolohov
Arvo Dolohov
Tuła
40 lat
błękitna
za Raskolnikami
twórca masek, raskolniczy kolekcjoner
https://petersburg.forum.st/t1493-arvo-dolohov#7714https://petersburg.forum.st/t1626-arvo-dolohovhttps://petersburg.forum.st/t1625-bohun

Pią 09 Mar 2018, 23:20
Nikogo nie obchodziły takie części miasta jak Mahala. Nikogo nie obchodzili mieszkańcy Mahala. Ich też nie obchodziło to, co dzieje się wokół, i nikt ich nie obchodził. W takich miejscach szybko uczy się, że bezpieczniej jest zamykać oczy, odwracać wzrok, na chwilę tracić słuch. Przejść drugą stroną ulicy, prędko skręcić na skrzyżowaniu i iść dalej, choćby okrężną drogą, byleby poza zasięgiem problemów. Z sercem i myślami pełnymi modlitw zanoszonych bogom, ze strachem niosącym kroki i wydłużającym je ponad możliwości. W tych otwartych furtkach rzeczywistości, martwych punktach nakładających się na siebie niczym kręgi światła padające z ulicznych latarni w najbardziej ruchliwych częściach Petersburga, łatwo było o rozpowszechnienie szemranych interesów. Jeszcze łatwiej było ukryć je na wierzchu, najczęściej tuż pod okiem Białej Gwardii. Żeby było bezpieczniej. Znał to z ulic Moskwy, znał jeszcze ze szkolnych korytarzy – najciemniej jest wszak pod latarnią. Dlatego nierozważnie było chodzić oświetlonymi odcinkami podmiejskich zabudowań. Szczególnie w tej okolicy, gdzie po zmroku trudno było natknąć się na żywą, życzliwą duszę. Cienie przemykały ścianami i zaroślami; dźwięki zawodziły pomiędzy szkieletami budynków, wśród nigdy nieprzycinanych trawników i porzuconych samochodów. Arvo nie miał wątpliwości, że dobijanie transakcji w takich miejscach nie będzie zwieńczone obopólnym zadowoleniem – tu nawet bogowie woleli przymykać oczy, jedynie Dolę zachęcając do rozpoczynania tańca bardziej śmiertelnego niż rusałcze pląsy.
Nawet nie zdziwił się, gdy niedługo po odebraniu towaru drogę przecięła mu patykowata postać. Tak cenny składnik, jak kości z czaszki smoka, był w kręgu zainteresowań każdego alchemika i twórcy magicznych przedmiotów, a gdy nabywało się go z niepewnego źródła, ryzyko, że sprzedawca będzie chciał odzyskać dopiero co sprzedany przedmiot, wzrastało gwałtownie choć niezauważenie. Dopiero kiedy nieoczekiwanie rzucone zaklęcie smagało ciało, a magia pustoszyła organizm i blokowała synapsy pozwalające na błyskawiczne zrozumienie sytuacji, jasne stawało się, w którym momencie i ile błędów się popełniło. Na reakcję było już jednak za późno, a teleportacja od początku nie wchodziła nawet w grę. Niestabilna aura kości mogła doprowadzić do większej katastrofy niż parę pogruchotanych gnatów, utrata przytomności, a ostatecznie: również niemało wartego towaru. Chyba że nieoczekiwanym zbiegiem okoliczności, przyjacielskim pstryczkiem w nos od samych Rodzanic okazywało się, iż w pobliżu znajdował się wynaturzony anioł stróż, o obecności którego dopiero po jakimś czasie, gdy z wolna wracała przytomność umysłu, świadczyło mrowienie w okolicach obojczyka. Chłodne palce pewnie naciągały skórę potęgując ból. Bolało go jednak absolutnie wszystko. Miał wrażenie, że czuje każdą komórkę ciała, a każdy nerw pulsuje w rytm coraz szybciej tłukącego się wewnątrz serca.
Valeriya Dolohova
Valeriya Dolohova
Opuszczone fabryki Tumblr_oom8oeRwxk1vcvupko3_400
Ufa, Rosja
26 lat
wupar
błękitna
neutralny
brak
https://petersburg.forum.st/t1332-valeriya-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t1334-valeriya-dolohova#5735https://petersburg.forum.st/t1335-gnijaca-mloda-panna#5737

Nie 11 Mar 2018, 22:41
Nie była aniołem stróżem, nie była w ogóle aniołkiem. Dawny promyczek światła w posiadłości Dolohovów już dawno zmarł, była potworem. Arvo powinien się cieszyć, że zdążyła się posilić przed spotkaniem go, bo inaczej skończyłby jako jej kolacja... a może śniadanie? W każdym razie, posilała się niedawno i tylko dlatego miała siłę, by powstrzymać się słodkiej woni jego krwi. Skupiła się na tym chwilowo, by go poskładać do kupy, nie zastanawiała się nad tym, że jej 'wujcio' jak go lubiła określać czasami z pewnością ją rozpozna i co ona wtedy zrobi? Rzucanie zaklęć nie było teraz jej najlepszą stroną, czasem sądziła w ogóle, że straciła zdolność czarowania. Chociaż miała swoją różdżkę, to z niej nie korzystała praktycznie wcale. Zaklęcia jej nie wychodziły i dawały mizerny efekt, pewnie związane to jakoś było to z jej śmiercią.
Pamiętała, jak grywała na pianinie podczas przyjęć rodzinnych, albo ona albo Maksim. Częściej ona, bo jej brat nie przepadał za graniem dla kogoś. Zwykle musiała grać jakieś smętne kawałki, dobre do walca. Ojciec by ją pewnie zabił wzrokiem, gdyby zagrała coś weselszego, chociaż czasem zdarzało jej się przemycać jakieś nieco weselsze nutki. Zawsze chciała by do ich posiadłości wpadła odrobina światła. Ironiczne, prawda? Że ze wszystkich, to ona skończyła jako istota mroku. Może taka kolej rzeczy? Kto wie.
Szybko dojrzała, że Arvo zaczyna się budzić, przeklęła cichuteńko pod nosem, jakby słyszała jeszcze nad głową głos matki, która jej mówiła, że damie nie wolno tak się odzywać. Nie spodziewała się, że tak szybko się obudzi.
- Leż spokojnie. - powiedziała cicho swoim martwym głosem. Nie chciała, by zaczął się jej wiercić, kiedy zszywała mu ranę. Na szczęście już kończyła! Przerwała nić i zawiązała ją delikatnie. Westchnęła delikatnie. Podniosła się powoli, szukając w swoich zbiorach jakiś ziół, które mogłaby mu dać na zmniejszenie bólu.
Arvo Dolohov
Arvo Dolohov
Tuła
40 lat
błękitna
za Raskolnikami
twórca masek, raskolniczy kolekcjoner
https://petersburg.forum.st/t1493-arvo-dolohov#7714https://petersburg.forum.st/t1626-arvo-dolohovhttps://petersburg.forum.st/t1625-bohun

Wto 13 Mar 2018, 06:24
Nie drgnął. Nawet nie otworzył oczu. Poddał się stanowczemu poleceniu, które przebijało się przez wciąż przyćmione zmysły. Jak zawsze zresztą. Nigdy nie potrafił zrozumieć osób, które wbrew nakazom – uważaj, nie odwracaj się, nie patrz, zamknij się! – nie uważały, patrzyły, nie potrafiły zachować ciszy. Taka niesubordynacja zawsze kończyła się źle; zawsze niosła ze sobą opłakane skutki, których świadkiem był przede wszystkim już po szkole, najpierw w laboratoryjnym zaciszu, później w zgiełku ulic Moskwy, Petersburga i całej reszty wielkich miast Federacji. Odnosił wrażenie, jakby w harmonię życia od zawsze i na zawsze wpisane było nieustanne powtarzanie tego samego błędu, który przetaczał się przez historię niby ogromne koło wodnego młyna. Jakby ludzie stracili umiejętność rozpoznawania życzliwych ostrzeżeń od bezmyślnych rozkazów.
Pozwolił sobie na jeszcze chwilę bezruchu, kiedy kobieta wreszcie zostawiła go samego. W głowie huczało mu nieznośnie, lecz to rana przy obojczyku dokuczała bardziej, rwąc nieludzko przy choćby najlżejszym napięciu mięśni. Nie było mowy, by bez niczyjej pomocy podniósł się przynajmniej do pozycji półleżącej, co nie napawało go optymizmem. Zdawanie się na nieznajomych (choć głos, mimo że pozbawiony emocji, wydawał się niepokojąco znajomy), jakkolwiek serdecznych, wiązało się z ryzykiem. W obecnych czasach nawet sąsiadowi nie można było w pełni zaufać; paranoja, jaką w ciągu ostatnich kilku lat wywołała Starszyzna nagonką na swoich przeciwników, z zadowoleniem pożerała wszelkie objawy człowieczeństwa. Łatwiej było uciec bez słowa, niż zdobyć się na zwykłe: dziękuję. Łatwiej było tkwić w ciemnościach, niż spojrzeć w oczy wybawieniu. Tyle że łatwiej rzadko kiedy oznaczało odważniej, więc kiedy w pobliżu ponownie usłyszał kroki i krzątaninę, uchylił lekko powieki pozwalając oczom stopniowo przyzwyczajać się do panującego w pomieszczeniu mroku.
Z każdą chwilą – choć nie trwało to wcale krótko – ostrość widzenia poprawiała się, a z ciemności zaczęły wychylać kształty, którym mógł nadać konkretniejsze znaczenie. Wciąż jednak trudno było mu określić, gdzie dokładnie się znajduje. Znajdują. Kobieca sylwetka mignęła mu w zasięgu wzroku, zasłaniając na moment przestrzeń pomiędzy nim, a, jak założył, dziurą przeznaczoną na wstawienie okna.
- Co robisz? – Słowa rozbrzmiały mu w głowie dudnieniem tak potężnym, że z bólem, jakby ktoś zdzielił go obuchem, zacisnął ponownie powieki. Nie był jednak pewny, czy były na tyle głośne, żeby ktokolwiek poza nim samym zdołał je usłyszeć.
Valeriya Dolohova
Valeriya Dolohova
Opuszczone fabryki Tumblr_oom8oeRwxk1vcvupko3_400
Ufa, Rosja
26 lat
wupar
błękitna
neutralny
brak
https://petersburg.forum.st/t1332-valeriya-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t1334-valeriya-dolohova#5735https://petersburg.forum.st/t1335-gnijaca-mloda-panna#5737

Wto 13 Mar 2018, 20:03
Kora wierzby, rozmaryn, kozłek lekarski, bazylia... hmm... Ah! Jest i miód. Trzymała te wszystkie składniki głównie dlatego, że lubiła się uczyć o ich właściwościach. Czasem opatrywała Lwa i innych mniej lub bardziej szemranych znajomych, ale robiła to jedynie dlatego, by zabić jakoś swój czas. Pogodziła się z tym, że nie zostanie wielką uzdrowicielką, która zapisze się na kartach historii, ale musiała jakoś zapełniać swój czas, prawda? Wieczność... cóż. Bywa długa.
Wzięła zapałki i ostrożnie zapaliła ogień na świecy, tak by się przy tym nie poparzyć. Była to stara, lana, woskowa świeca, która strasznie dymiła, ale dawała dość spory płomień, tak by nawet dało się coś na tym podgrzać. Nie miała tutaj palników, ani nawet paleniska. Łatwo by tu się zadymiło, byli w końcu w jakimś zapyziałym pomieszczeniu w piwnicach starych fabryk. Nikt tu raczej nie dbał o wentylację. Postawiła na prowizorycznym stojaczku miskę z wodą, by ją odrobinę podgrzać, kiedy usłyszała głos Arvo, był dość cichy ale dla niej nie istniało pojęcie "za cichy".
- Napar ziołowy, ukoi twój ból. - odpowiedziała prosto, patrząc na podgrzewającą się wodę. Świeca nie dawała na tyle światła, by mógł zobaczyć jej twarz, ale z pewnością zaraz nie będzie miał tego problemu, ponieważ wzięła jedną mniejszą świecę i podpaliła knot, by następnie podejść bliżej Arvo.
- Otwórz oczy. - powiedziała, nie oczekując sprzeciwu. Chciała sprawdzić jak zareagują jego źrenice na źródło światła, w końcu oberwał poważnie w głowę. Mógł mieć wstrząs mózgu. Poza tym, będzie musiała zaraz sprawdzić, czy nie ma czegoś połamanego, bo z tego co widziała, to już nie krwawił. Jakoś chwilowo jej się zapomniało, że zobaczy jej twarz przy świecy i to może być dla niego szokiem, ups. Szczegóły.
Arvo Dolohov
Arvo Dolohov
Tuła
40 lat
błękitna
za Raskolnikami
twórca masek, raskolniczy kolekcjoner
https://petersburg.forum.st/t1493-arvo-dolohov#7714https://petersburg.forum.st/t1626-arvo-dolohovhttps://petersburg.forum.st/t1625-bohun

Pią 16 Mar 2018, 06:48
Zabawne. W ciemnościach wszystko zdawało się być mniej przerażające.
Kiedy płomień świecy zaczął swój hipnotyczny taniec na ścianach pomieszczenia, nietrudno było mu zorientować się, że to, co chwilę wcześniej wziął za okienny otwór w rzeczywistości było zaledwie wgłębieniem w ścianie – może przeznaczonym na szyb windy, może na coś bardziej mrożącego krew w żyłach. Po drugiej stronie nie spoglądało na niego zasnute bielmem oko księżyca, który, gdy znajdował się jeszcze na otwartej przestrzeni, rozpoczynał swoją wędrówkę po nocnym firmamencie; nie było tam żadnego bezpiecznego elementu, prostej drogi wiodącej ku reszcie świata, przejścia łączącego tę – co prawda obszerną – klitkę z przestrzeniami nie zamkniętymi żadnymi ramami. Pierwotny lęk przed schwytaniem, przed pozbawieniem wygodnego miejsca rozlewał się po ciele wraz z falami bólu, przytłaczając ten ostatni i wolno wypierając.
Nerwowo wodził teraz wzrokiem za swoim aniołem stróżem, choć zaczynał mieć wątpliwości, czy to na pewno właściwie określenie; czy nie wpadł przypadkiem z deszczu pod rynnę, jak ostatnimi czasy zdarzało mu się to robić. Najwyraźniej bogowie coraz mniej cierpliwości mieli dla dzieci rewolucji, pozwalając im potykać się nawet na prostej drodze.
- Dziękuję, choć to zbyteczna troska. – Zaryzykował, by kolejnych kilka słów popłynęło przez dotkliwie puste otoczenie, szykując się na nową porcję rozłupującego czaszkę bólu. Tym razem jednak szumiało mniej; zdanie rozbrzmiało wyraźniej i głośniej, niosąc się głuchym echem po pomieszczeniu. Rezonowało jeszcze przez chwilę w jego zakamarkach, kiedy kobieta podeszła bliżej, odsłaniając się przed nim. Łapczywie pragnął, by dźwięk ten znów zaczął się nasilać, falą wracać do niego, zagłuszając jej słowa, ją samą zagłuszając, niczym obraz w źle nastrojonym odbiorniku telewizyjnym.
Ostatni raz widział jej twarz pół roku temu, gdy na Przesilenie Zimowe wybrał się do Ufy na rodzinną kolację; gdy, zamiast siedzieć przy stole z prawie obcymi sobie ludźmi, wybrał się na cmentarz i w przeszywającym kości zimnie spędził niemal godzinę nad pięknym nagrobkiem Valeriyi, raz po raz odgarniając śnieg z niewielkiego zdjęcia, jakim został udekorowany.
Mimowolnie oczy otwiera szerzej, by przyjrzeć się uważniej stojącej przed nim dziewczynie. Prawdopodobnie była w tym samym wieku, co Valeriya, może odrobinę starsza. Prawdopodobnie była tak samo dobroduszna jak ona, skoro zdecydowała się pomóc nieznajomemu. Prawdopodobnie była jego aniołem stróżem, wyjątkowo okrutnym, skoro postanowiła przybrać jej twarz, to jednak nie umniejszało jej zasług.
- Nie jesteś mugolem? – Jeszcze jedno ryzykowne zdanie, tym razem jednak bez jakiejkolwiek obawy o powracający ból głowy. Nadmiar wrażeń poradził z nim sobie błyskawicznie zapętlając go w odczuciach i czyniąc z niego barierę ochronną.
Valeriya Dolohova
Valeriya Dolohova
Opuszczone fabryki Tumblr_oom8oeRwxk1vcvupko3_400
Ufa, Rosja
26 lat
wupar
błękitna
neutralny
brak
https://petersburg.forum.st/t1332-valeriya-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t1334-valeriya-dolohova#5735https://petersburg.forum.st/t1335-gnijaca-mloda-panna#5737

Pią 16 Mar 2018, 11:51
Każdy się czegoś bał, odczuwał paniczny lęk przed czymś. Schwytanie, śmierć, wysokość, upadek, utopienie... A niektórzy bali się, że obudzą się we własnej trumnie. Valeriya to przeżyła, a raczej nie... to skomplikowane, ok? Kiedy otworzyła oczy, pierwsze co zobaczyła to delikatny biały materiał, który okalał wieko od jej trumny. Przerażenie, które wtedy odczuła, lęk, przytłoczenie wszystkim, wymieszane do tego wampirzym głodem... to coś, czego nigdy nie zapomni, nie ważne jak długa miałaby być jej wędrówka po świecie żywych. Chciała krzyczeć, ale coś tłumiło jej głos, jej struny głosowe jeszcze nie były przygotowane do ponownego wydawania dźwięku, brakowało krwi w jej organizmie. Musiała się wydostać, w ludzkim odruchu myśląc, że zaraz skończy się jej powietrze. Drapała paznokciami w wieko, zdrapując ten idealnie biały materiał, potem zaczęła walić pięściami, wtedy jeszcze nie znając własnej siły. A kiedy wyszła z ziemi... nie była już człowiekiem. Zdała sobie sprawę z tego dopiero wtedy.
Tak oto z dziecka kwiatów stała się panią mroku.
Kuźwa. Ale poetycko.
Słysząc jego słowa, wywróciła oczami. Nie była to niepotrzebna troska, nie chciała by jej tu wił się z bólu. Widziała, że naprawdę mocno oberwał. Kiedy podeszła do niego, zaczęła sprawdzać jak jego źrenice reagują na przybliżające i oddalające się światło. Wydawał się być w szoku, więc jego źrenice naturalnie były nieco szersze, jednak reagowały prawidłowo. Zapaliła inne świeczki, które stały w starym stojaku obok. Miała źródła światła, bo wolała jednak czytać przy świetle. Normalnie go nie potrzebowała, była stworzeniem nocy. Następnie wbiła świeczkę, którą trzymała w ręce, w wolne miejsce na stojaku. Słysząc jego pytanie, zaśmiała się, kręcąc głową. Żartował sobie? Czy... nie poznał jej? Uniosła wysoko brew, patrząc na niego.
- Nie jestem.- odpowiedziała krótko. Kiedy światło świec rozjaśniło mocniej pomieszczenie, mógł zobaczyć, że jego anioł stróż nosił suknię, w której Valeriya została pochowana. Niegdyś piękna, bogato zdobiona satynowa suknia teraz była brudna, szara, podarta... ale bez wątpienia to była ta sama kiecka. Nawet jeśli ktoś by nie zwracał uwagi na ubiór, to tę suknię było trudno zapomnieć. Podeszła do podgrzanej nieco wody i zaczęła do niej wrzucać różne zioła, które wcześniej sobie przygotowała. Po tym znów podeszła do Arvo.
- Coś cię boli, bardziej niż reszta? Mogłeś coś złamać. - spytała, przyglądając mu się uważnie. Ucisnęła delikatnie jego żebra z obu stron, następnie przesunęła rękę na jego rękę, obserwując jego reakcje oraz oczywiście sama próbowała coś wyczuć.
Arvo Dolohov
Arvo Dolohov
Tuła
40 lat
błękitna
za Raskolnikami
twórca masek, raskolniczy kolekcjoner
https://petersburg.forum.st/t1493-arvo-dolohov#7714https://petersburg.forum.st/t1626-arvo-dolohovhttps://petersburg.forum.st/t1625-bohun

Czw 22 Mar 2018, 16:41
- To dlaczego męczysz się z warzeniem naparów? – Pytanie zadał bez zastanowienia, czując zbyt wielką ulgę z powodu przebywania z kimś swoim, przed kim nie musiał kluczyć w labiryncie niedomówień i tajemnic ukrywanych na wyrost. Uczucie komfortu rozwiewało się jednak w aromacie gotowanych ziół.
Świadomość tego, co wzbudziło jej rozbawienie, powoli zaczynała przebijać się przez skamieniały umysł, rzucając wąskie strużki światła na czające się w mroku odpowiedzi. Do Arvo równie wolno docierało, dlaczego nie wysiliła się, by – jak on – zbadać, z kim ma do czynienia. Nie chodziło nawet o to, że mogła znać jego tożsamość. Ta myśl przyszła nieco później, kiedy zdążył poskładać najbardziej alarmujące elementy i długo jeszcze rezonowała ostrzeżeniem w pustych przestrzeniach organizmu.
Najpierw, wraz z konwulsyjnie drgającym mu przed oczami płomieniem świecy, wyłoniło się solidne przeświadczenie, że strach, jaki odczuwał, był zaledwie echem tego, co powinno zalać go z całą mocą i bezlitośnie miażdżyć każdą komórkę jego ciała. Hamulcem okazały się znajome ruchy kobiety, mimo że wykonywane szybciej i bardziej precyzyjnie; znajome rysy jej twarzy, których nawet chimeryczna natura nie byłaby w stanie podmienić w tak doskonały sposób; znajome zdobienia sukni, którym tamtego dnia przyglądał się długo (może nieco za długo), nim wieko trumny zatrzaśnięto nad jej głową – bo nie potrafił znaleźć w sobie na tyle odwagi, by ostatnim, co zapamięta, była twarz Valeriyi, w którą nieudolnie postarano się tchnąć odebrane jej życie. A to wyglądało jeszcze gorzej i było bardziej bolesne, gdy zderzało się ze wspomnieniami dziewczyny hołdującej naturalności.
Dopiero potem znajome przekształciło się w znane.
Dopiero potem przeświadczenie nabrało kształtu pewności.
Dopiero potem zrozumiał, że nie miałaby żadnego problemu z zatuszowaniem swojego potknięcia, gdyby to on okazał się kimś, dla kogo magia istniała jedynie w książkach i legendach. I gdyby nie zostało w niej ani krztyny dawnej Valeriyi.
Gwałtownie zacisnął powieki, kiedy jej palce zetknęły się ze skórą opinającą mu żebra. Miał wrażenie, jakby przed chłodem jej dłoni wcale nie chronił go cienki materiał koszuli – zimno przenikało aż do kości, pobudzając nerwy do chaotycznego tańca dreszczy. Trudno było mu określić, co było bardziej nieprzyjemne: ból czy chłód.
- Żebra – odparł zdawkowo, kiedy zaczęła badać mu ramię. – To tylko stłuczenie. Prędzej poradzi z tym sobie kilka zaklęć. Podaj mi różdżkę, muszę tam wrócić.
Nie podejrzewał, że paczuszka ze składnikiem zainteresowała Valeriyę bardziej niż człowiek w potrzebie, by zabrać również ją. Przypuszczał, że napastnik nie ośmieliłby się wrócić, aby przeszukać uliczkę. Miał nadzieję, że różdżka nie znajdowała się poza tym pomieszczeniem, maskując się na chodniku swoją zwyczajnością i niewymyślnymi zdobieniami.
Valeriya Dolohova
Valeriya Dolohova
Opuszczone fabryki Tumblr_oom8oeRwxk1vcvupko3_400
Ufa, Rosja
26 lat
wupar
błękitna
neutralny
brak
https://petersburg.forum.st/t1332-valeriya-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t1334-valeriya-dolohova#5735https://petersburg.forum.st/t1335-gnijaca-mloda-panna#5737

Czw 22 Mar 2018, 19:03
- Moje zdolności magiczne... pozostawiają wiele do życzenia. - odparła z drobną przerwą, dając sobie chwilę na namysł. Zaklęcia przychodziły jej z trudem, czasem jej się udawało częściej jednak nie, więc wolała zostać przy eliksirach, przy czymś w czym nie zawodzi. Szczerze mówiąc spodziewała się czegoś więcej. Zdziwienia, zadawania pytań, oskarżeń? Ale żeby jej w ogóle nie poznał? Tak właśnie myślała, że nie wiedział kim ona jest. Nie sądziła, że aż tak bardzo się zmieniła, a Arvo przecież znał ją całkiem nieźle... można powiedzieć, że najlepiej z całej rodziny. A tu proszę, była dla niego obcą osobą. Widziała, że jest spięty, no ale można to powiedzieć o każdej osobie, która znajduje się z obcym gdzieś w jakiś zapomnianych przez Boga ruinach. Cóż. Może tak będzie lepiej? Jeśli będzie uważał ją dalej za martwą. W końcu taka była? Czyż nie?  
- Nigdzie się nie wybierasz. - odpowiedziała stanowczym tonem głosu, zaciskając rękę na jego barku. - Masz złamane żebro. Nie wypuszczę cię stąd, póki tego nie załatam. Może przebić ci płuco, a wtedy bez pomocy umrzesz powolną i bolesną śmiercią. - jej głos był chłodny, stanowczy. Jednak widać było na jej twarzy zmartwienie. Wcale nie musiało do tego dojść, ale Val chciała go trochę postraszyć, by się nie ruszał. Val zawsze potrafiła być sroga jeśli chodziło o dobro jej najbliższych. Wtedy zazwyczaj jednak wszyscy uważali ją za buntującego się kociaczka, teraz było odrobinę inaczej. Miała to coś w głosie, co paraliżowało wszystkie mięśnie i sprawiało, że wiedziałeś, że musisz zrobić to o co ona prosi.
- Z resztą... raczej nie masz po co wracać. Facet się ulotnił po tym jak z nim skończyłam. - odparła, dobierając dobrze słowa. Nie chciała powiedzieć, ze uciekł z krzykiem na widok wumpara, zaraz po tym jak się pozbierał z ziemi po solidnym uderzeniu. - Twoja różdżka i paczka leżą tam.- odparła i skinęła głową, gdzie leżała biała paczuszka i różdżka. W tym samym czasie podnosząc się z kolan i podchodząc do nagrzewającego się naparu. Zdmuchnęła ogień świeczki, by następnie ostrożnie przelać wywar do buteleczki, z którą podeszła do Arvo.
- Masz, wypij to. Zaraz zrobię wywar zrastania kości. - stwierdziła, podając mu buteleczkę z naparem ziołowym. Następnie odwróciła się do niego znów plecami, by podejść do swojego niewielkiego stolika, by następnie wyjąć swój zasób ziół i inne składniki alchemiczne.
- Róg jaroszka... róg jaroszka... - mruczała sobie pod nosem, szukając odpowiedniego składnika, tak robiła niemalże z każdym. Nigdy nie potrafiła zachować porządku w swoich rzeczach, teraz to się nie zmieniło. Wzięła wszystko do kupy i zabrała się ostrożnie za przygotowywanie eliksiru. Oberwała kolorowe kwiatki ostropesta, pokruszyła róg jaroszka... naszykowała sobie wszystkie potrzebne składniki w takiej formie w jakiej potrzebowała. Potem zaczęła dodawać składniki w sprawdzonej kolejności, pamiętała dobrze tę recepturę.
Arvo Dolohov
Arvo Dolohov
Tuła
40 lat
błękitna
za Raskolnikami
twórca masek, raskolniczy kolekcjoner
https://petersburg.forum.st/t1493-arvo-dolohov#7714https://petersburg.forum.st/t1626-arvo-dolohovhttps://petersburg.forum.st/t1625-bohun

Pon 26 Mar 2018, 23:16
Zmarszczył brwi, już nawet nie próbując dalej wdawać się z nią w jałową dyskusję i chyba jedynie dla uspokojenia własnego sumienia wymamrotał, że zdecydowanie nie czuje, by cokolwiek miał złamane, zaraz potem dyplomatycznie dodając, by robiła, co chce. Każde z nich miało swoją rację, którą za wszelką cenę próbowało przeforsować drugiemu bez wdawania się w niepotrzebne, zajmujące czas wyjaśnienia. Niedopowiedzenia zawisły beznadziejnie w powietrzu, opadając jednak szybko, nie mając na czym się utrzymać – niczym opiłki metalu unoszące się w polu magnetycznym, które nieoczekiwanie zniknęło. W spojrzeniu Arvo brakowało napięcia. Coś w głosie Valeriyi mówiło mu, że jakiekolwiek próby przekonania tej jej nowej wersji do wypuszczenia go – jakby poza własnym brakiem siły trzymało go tu coś jeszcze – zakończą się fiaskiem. To samo coś, jakby na kształt pewności siebie, której po prawdzie nigdy jej nie brakowało, ale teraz uwydatnionej niemal do przesady, przeszywało go jak szpilka owada w jednej z tych makabrycznych gablot pełnych chitynowych, pozbawionych życia pancerzyków.
Kiedyś naiwnie wierzył w słowa ojca raz po raz powtarzającego, że co było martwe, powinno pozostać zagrzebane w ziemi – czy był to człowiek, pies czy chrabąszcze. Dla martwego nie było miejsca w świecie żywych. Nawet cmentarze, pogrzebowe rytuały, łzy i żałobna czerń nierozerwalnie złączone były i przeznaczone jedynie dla żyjących.
Obecnie trudno było mu zrozumieć, jak za młodu mógł wykazywać się taką ignorancją przede wszystkim w stosunku do magicznej kultury; jak nie wierzyć mógł w istnienie wuparów, a historie z porońcami, bezkostami i strzygami brać jedynie za opowieści mające przestrzegać go przed byciem niegrzecznym dzieckiem; jak za pewnik uznawać tylko to, co widział i z czym miał styczność. Chociaż nadal za wysoce niestosowne hobby uznawał kolekcjonowanie martwych stworzeń i wystawianie ich na pokaz jedynie, by dać pożywkę swoim chorym fantazjom i nacieszyć oko estety, dawno już zarzucił młodzieńcze ideały. Równie dawno przestał też dawać wiarę ojcowskim słowom.
- Dziękuję – rzucił krótko, odbierając od niej naczynie z naparem. Ziołowy aromat już wcześniej zaczynał rozchodzić się po tym dziwnym miejscu, lecz teraz, kiedy jego źródło znajdowało się tak blisko, wyraźne, znajome nuty leczniczych roślin rozpływały się po organizmie kojąc i uspokajając. Bez zbędnych pytań o zawartość buteleczki, opróżnił ją w dwóch haustach. – Gdzie jesteśmy? – Nie była to kwestia, która interesowała go najbardziej, pytanie jednak uformowało się samo, jakby instynkt samozachowawczy kierował nim bezwiednie.
Różdżka z paczuszką znajdowały się daleko poza zasięgiem jego rąk, a jakiekolwiek gwałtowne ruchy wciąż przychodziły z niewyobrażalnym trudem. Działanie naparu nie było tak szybkie, jak tego oczekiwał; ciepło leniwie rozchodziło się po ciele, uśmierzając ból mięśni i nerwów wedle własnego uznania, bez logicznej konsekwencji. Odwrócił wzrok w przeciwną stronę, nie chcąc dawać sobie złudnej nadziei, a jej – denerwować ewentualnym pomysłem brawurowej ucieczki. Gdyby bardzo mu zależało, mógł spróbować teleportacji, aczkolwiek nie był na tyle nierozsądny, by w takim stanie magicznie przenieść się w inne miejsce.
Valeriya Dolohova
Valeriya Dolohova
Opuszczone fabryki Tumblr_oom8oeRwxk1vcvupko3_400
Ufa, Rosja
26 lat
wupar
błękitna
neutralny
brak
https://petersburg.forum.st/t1332-valeriya-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t1334-valeriya-dolohova#5735https://petersburg.forum.st/t1335-gnijaca-mloda-panna#5737

Pią 30 Mar 2018, 19:02
Każdy miał swoją rację, tylko gdyby on chciał jej udowodnić swoją, to ona by obroniła swoją siłą, której mu chwilowo brakło, tak więc z góry był na przegranej pozycji. Valeryia jedynie uśmiechnęła się delikatnie, widząc, że "wygrała" i Arvo nie będzie próbował jej uciec, kiedy ona się o niego martwi i chce o niego zadbać. Może i to co martwe, powinno takie pozostać, jednak to nie znaczyło, że zawsze tak się dzieje. A jaka była jej w tym wina? Sama nie jest dokładnie pewna jak do tego doszło. Wydostała się z własnego grobu... i co? Miała się nadziać po tym na kołek? Spalić się? Nie mogła nic na to poradzić, że stała się taka właśnie. Nie prosiła się o to. Nigdy tego nie chciała, może to było marzenie jej braci, ale zdecydowanie nie jej.
Więc co innego mogła zrobić, niż zaakceptowanie samej siebie? Akceptacja to może za duże słowo, czasem tęskniła za uczuciem życia, za bijącym w piersi sercem, promieniami poranka na swojej skórze... ale to dla niej już przepadło. Musiała żyć dalej swoim pośmiertnym żywotem, jakikolwiek by on nie był. Nie była nawet taka samotna, Kero jej dotrzymywał towarzystwa, czasem Lew wpadał pożalić się jak to jest być mężczyzną i w ogóle.
- Nie ma za co. - odparła na tyle ciepło na ile pozwalał jej martwy głos. Następnie zajęła się warzeniem eliksiru. Mimo że miała dość spartańskie warunki, nadrabiała wszystko ogromną wiedzą, potrafiła sobie poradzić nawet z małą ilością sprzętu. Zaczęła dodawać składniki w odpowiedniej kolejności, jednak kiedy usłyszała jego pytanie, parsknęła, trudno było stwierdzić, czy to ze śmiechu czy z czego, a następnie odwróciła głowę by na niego spojrzeć.
- Naprawdę to jest największym twoim zmartwieniem? O to pytasz? - nie mogła wyjść z szoku po prostu. Naprawdę jej nie poznał, czy co? Myślała, że to on będzie w ciężkim szoku, kiedy zobaczy ją żywą... ale jednak role się odwróciły, ona nie mogła wyjść ze zdumienia.
- W Mahali. - odpowiedziała po paru sekundach, nie podając dokładnej lokacji. Wróciła wzrokiem do eliksiru, który tworzyła. Po prostu nie wierzyła w to, naprawdę była aż taka obca? Śmierć naprawdę ją aż tak zmieniła? Wiedziała, że wygląda blado, że jej skóra nie jest promienista tak jak kiedyś, wygląda trochę... martwo, no ale żeby jej nie poznać? A może ją poznał? Niee... na pewno by jakoś zareagował. Po jakimś czasie zaczęła przecedzać eliksir, wlewając go do małej buteleczki. Znała te formuły dobrze, w końcu kiedyś planowała zostać uzdrowicielem.
Arvo Dolohov
Arvo Dolohov
Tuła
40 lat
błękitna
za Raskolnikami
twórca masek, raskolniczy kolekcjoner
https://petersburg.forum.st/t1493-arvo-dolohov#7714https://petersburg.forum.st/t1626-arvo-dolohovhttps://petersburg.forum.st/t1625-bohun

Pią 06 Kwi 2018, 14:12
Zmroził go jej ton, mimo że pobrzmiewały w nim nuty, które wziął za rozbawienie. Ale może było to coś innego. Irytacja? Rozgoryczenie? Chęć wywleczenia mu przez gardło pytania: co tu się dzieje? Kiwnął więc jedynie głową na to rzeczowe, dotkliwie lakoniczne wytłumaczenie. Nie dowiedział się wiele ponad to, co sam podejrzewał – niespecjalnie pomocna w ustaleniu dokładnego położenia była wiedza, że nie przenieśli się w inną część miasta. Na Mahala znajdowało się zapewne wiele podobnych budynków: porzuconych w trakcie budowy, opuszczonych po bankructwie firmy, splądrowanych i będących już zaledwie przypadkowym azylem dla równie przypadkowych, tymczasowych mieszkańców. Mogli być wszędzie, mogli być nigdzie. Trudno było o bardziej bezbarwną – lecz w swojej prostocie i powszechności bezpieczną – kryjówkę. Tu mogli być również każdym i nikim. Szczególnie dla siebie. Udawanie nie leżało jednak w naturze żadnego z nich, chociaż mogło by się wydawać, że dla Arvo sztuka krętactwa była równie naturalna, co łapczywe zaczerpywanie powietrza po wynurzeniu się ponad powierzchnię wody.
Cisza, w którą nienachalnie wplatały się dźwięki przyrządzanego eliksiru, starała się maskować jego zmieszanie. Takiej Valeriyi – gwałtownej w obyciu niczym letnia burza – nie poznawał. Mimo że wcześniej miał do czynienia z wuparami, nigdy żadnego nie znał przed przemianą, aczkolwiek w każdym jednym kryła się skaza impulsywności, którą zrzucał na karb przetrzymywania w klatkach, wyrwania z ich naturalnego środowiska, faszerowania medykamentami i innowacyjnymi eliksirami intensyfikującymi wąpierzowe zdolności. Nie rozpatrywał, że już sama przemiana może modyfikować człowiecze zachowanie do tego stopnia, by wyplenić z niego rozwagę, spokój i beztroskę.
- Wiedzą? – Z pozoru nieskonkretyzowane pytanie przecięło tę ciszę szybko, niemal niezauważalnie, trafiając w sedno problemu, jak modelowo wykonany strzał.
Wzrokiem nie szukał jej spojrzenia; sunął nim po wysłużonym materiale opinającym materac, wodził nim śladem dłoni wnikliwie badających drobne wypukłości – znamiona pozostawione przez czas, gdzie przetarcia pozwalały gąbce zuchwale przeciskać się przez cieniutki materiał i łypać przezeń demonicznie żółtym okiem. Wolał to, niż widzieć jej reakcję; niż dostrzec na jej twarzy odbicie własnego zaskoczenia i zawodu, bo to wciąż nie to pytanie ciasno zawiązywało mu supły w przełyku i brzuchu. Przede wszystkim pragnął wiedzieć jak i kiedy, ewentualnie dlaczego. Cała reszta nie miała na tę chwilę znaczenia, a mimo to uciekał od tematu, żałośnie zapewniając siebie, że dążył do niego jedynie okrężną drogą – dokładnie tak, jak powinien zrobić jakiś czas temu po dokonanej transakcji. I dokładnie tak, jak zbierał siły, by wreszcie móc wstać, doprowadzić się do porządku, porozmawiać normalnie i w normalnych warunkach. Tak, jak na to zasługiwała. Chwiejnie, ostrożnie stawiając kroki, podszedł do wcześniej wskazanego przez Valeriyę miejsca, w którym złożyła jego rzeczy, dopiero w trakcie tej krótkiej drogi zauważając, w jakim stanie znajdowały się jego ubrania. Uśmiechnął się z przekąsem, chowając paczuszkę do kieszeni, różdżkę z zastanowieniem ważąc jednak w dłoni.
Valeriya Dolohova
Valeriya Dolohova
Opuszczone fabryki Tumblr_oom8oeRwxk1vcvupko3_400
Ufa, Rosja
26 lat
wupar
błękitna
neutralny
brak
https://petersburg.forum.st/t1332-valeriya-dolohovahttps://petersburg.forum.st/t1334-valeriya-dolohova#5735https://petersburg.forum.st/t1335-gnijaca-mloda-panna#5737

Wto 24 Kwi 2018, 18:24
Czy aż tak bardzo sam akt umierania ją zmienił? A może to, że od długiego czasu siedziała w ciemnych ruinach pod opuszczoną fabryką i jedynie do kogo mogła otworzyć usta to był jej pupilek i od czasu do czasu jak Lew wpadł z wizytą, pomarudzić jak to jest być facetem. Pieniądze na książki zdobywała z tego co czasem jej zwierzątko podwędziło od tak samo biednych jak i Valeryia. Śmierć chyba jej aż tak bardzo nie zmieniła... sam akt był prawie jak usypianie. To znaczy najpierw był ostry ból z tyłu głowy, przez który czuła jakby jej czaszka miała eksplodować, a potem już tylko błogi spokój. Powolne oddechy, tracenie połączenia ze światem żywych. Kiedy wspominała moment swojej śmierci, przypominał jej się stary wiersz, który kiedyś gdzieś się jej obił o uszy. Kończył się frazą "w twojej ostatniej chwili jest jedno - milczenie". Nie krzyczała, nie chciała walczyć o życie, nie miała na to siły, po prostu odpłynęła w sen nieprzespany... który przynajmniej miał być jej snem ostatecznym, jednak tak się nie stało i skończyła jak skończyła.
Słysząc jego pytanie, jej brew uniosła się tak szybko jakby została wystrzelona z procy, odwróciła się od mikstury i spojrzała na niego. Aha... czyli jednak ją poznał. Po prostu... chyba połączył kropki. Nie spodziewała się tego, liczyła raczej na szok. Widać było teraz na jej twarzy zrozumienie obecnej sytuacji. To nie było tak, że uznawał ją za kogoś innego, nie nie nie - wręcz przeciwnie! Domyślił się kim jest.
- Sądzisz, że byłabym tutaj, gdyby wiedzieli? - odpowiedziała pytaniem na pytanie i wzruszyła delikatnie ramionami, by następnie wrócić wzrokiem do eliksiru, który przelała do buteleczki. Gdyby wiedzieli, prawdopodobnie by ją zabili, by nie hańbiła nazwiska swoją egzystencją, albo mogła trafić na jakiś stół laboratoryjny, możliwe że nawet któregoś z jej braci. Odruchowo chciała przełknąć ślinę na myśl o tym, jednak sobie przypomniała, że nie ma czego przełykać w sumie.
- Masz... pomoże ci na twoje żebra. - powiedziała, podając mu buteleczkę z eliksirem. W tym samym czasie do pomieszczenia wleciał jej aitwar, Kero. Valeryia uśmiechnęła się na jego widok, zwierze w swoim w swoim ptasim dziobie trzymało jakieś papiery. Wampirzyca wyjęła je z jego pyska i pogłaskała zwierze po głowie. Aitwar nie był zwierzęciem, które by podbiło dwory. Nie żeby był brzydki, po prostu wyglądał dziwnie... ale Valeryia zawsze kochała wszystkie zwierzęta, nie ważne czy było brzydkie i paskudne, czy słodkie i urocze. To nawet po śmierci się nie zmieniło.
Arvo Dolohov
Arvo Dolohov
Tuła
40 lat
błękitna
za Raskolnikami
twórca masek, raskolniczy kolekcjoner
https://petersburg.forum.st/t1493-arvo-dolohov#7714https://petersburg.forum.st/t1626-arvo-dolohovhttps://petersburg.forum.st/t1625-bohun

Pią 25 Maj 2018, 15:19
Z wahaniem, jakby cały czas zastanawiał się jak odpowiedzieć, lekko skinął głową. To właśnie taki scenariusz był najbardziej prawdopodobny. Nic innego, według Arvo, nie warunkowało przebywania Valeriyi w miejscu takim jak to – pozbawionym wygód, do jakich była przyzwyczajona za życia, bez jakiejkolwiek namiastki ogrodu, bez choćby atrapy słonecznego światła sączącego się przez te wiecznie zasłonięte okna. To tu mogła się bez obaw ukryć: przed każdym, a na pewno przed własnymi braćmi. Zwłaszcza jeśli zdołała schować się przed swoimi pragnieniami. Tu nawet gwardzistom niespieszno było przychodzić, jakby zdawali sobie sprawę, że poza rozczarowaniami nie znajdą w opuszczonych budynkach niczego więcej.
- A zamierzałaś ukrywać się przed nimi na widoku? Jak długo wówczas zajęłoby im odnalezienie cię? – Nie zapytał złośliwie, raczej z ciekawości, pozostałej po dawnym zawodzie. Jakaś część jego dawnej osoby nadal pragnęła pogłębiać wiedzę na temat magicznych istot i ich behawioru. To mogło pomóc wypracować Raskolnikom sposób, by czarodziejskie stworzenia, które wciąż pozostawały na wolności, unikały łapanek i więzienia w ośrodkach magibadawczych. O wzajemną współpracę było jednak coraz trudniej – na obecnym etapie każdy czarodziej stwarzał dla nich zagrożenie.
Skinieniem głowy podziękował za eliksir. Krótką chwilę obracał buteleczkę między palcami, obserwując przelewający się z jednej strony na drugą płyn. Czy w ogóle go potrzebował? Żebra – właściwie całe ciało – nadal odzywały się tępym bólem, kiedy poruszył się zbyt gwałtownie lub napiął bardziej mięśnie, nie było to jednak coś, z czym nie poradziłby sobie kilkudniowy odpoczynek. Ostatecznie jednak przechylił buteleczkę, wlewając sobie w gardło całą jej zawartość. Gorzki smak był tak intensywny i duszący, że w pierwszej chwili musiał zatkać dłonią usta, by nie wypluć płynu. To byłoby gorszą zniewagą dla Valeriyi, niż nie wypicie eliksiru – jakby podważał jej alchemiczne zdolności, które zawsze sobie przecież cenił.
- Niemniej masz rację – podjął na nowo wątek, podchodząc do niej ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Słowa przychodziły mu z trudem. Wysuszona po zażyciu mikstury jama ustna domagała się natychmiastowej pomocy i chociaż kilku kropel wody, w zasięgu wzroku brakowało jednak czegokolwiek, czym mógłby się wspomóc. – Kiedy wreszcie prawda wyjdzie na jaw, jeśli w ogóle, kwestią czasu będzie, nim przypomną sobie, że najciemniej jest pod latarnią. A wtedy tu również nie będziesz bezpieczna, Valeriyo. Sugeruję więc, żebyś pomyślała nad zmianą lokum – dodał bez cienia zawahania. Propozycja ta przeszła mu przez gardło z taką łatwością, jakby nie raz odbywał podobne rozmowy; jakby miał plan, mimo że ledwie kilka chwil wcześniej otrzymał parę fragmentów historii, która powinna go sparaliżować.
Odstawił pustą fiolkę na blat. Dźwięk zderzenia się szkła z drewnianą powierzchnią wydał się w ciszy, która na moment między nimi zapadła, nieznośnie głośny. Sięgnął po schowaną wcześniej różdżkę, by napełnić wodą buteleczkę. Gorycz eliksiru nadal była wyczuwalna, nie niosła ze sobą jednak całej reszty nieprzyjemnych wrażeń.
- To mój adres. Nie będę cię do niczego zmuszał, doskonale wiesz, co robić. I teraz wiesz również, gdzie mnie szukać, jeśli przemyślisz sprawę – zakończył, wręczając jej wymiętą wizytówkę, którą udało mu się znaleźć w kieszeni marynarki. Nie poczekał na sprzeciw Valeriyi ani na natychmiastową zgodę. Decyzji w tak poważnych kwestiach nie podejmuje się pochopnie, dlatego teleportował się bez słowa pożegnania, wierząc że nie odbyli ostatniej rozmowy.

Arvo i Val z tematu
Sponsored content


Skocz do: