ŻYJ DŁUGO I SPRAWIEDLIWIE (Yevgenia Aristova i Semyon Aristov, LUTY 1999)
Yevgenia Aristova
Yevgenia Aristova
Petersburg, Rosja
21 lat
błękitna
za Starszyzną
aktualnie na kursie prawniczym
https://petersburg.forum.st/t2278-yevgenia-aristovahttps://petersburg.forum.st/t2283-gienia-aristova#13651https://petersburg.forum.st/t2282-gienia-aristovahttps://petersburg.forum.st/t2284-beethoven#13652

Sob 01 Cze 2019, 23:26
W progu posiadłości moja głowa zaczyna pulsować w równym rytmie jak syrena alarmowa albo sygnał z latarni morskiej.
Chciałabym powiedzieć, że słucham niemego ostrzeżenia mojego ciała, ale nie potrafię i nie mogę. Muszę wejść do środka, chociaż czuję się tak, jakbym lada chwila miała odwrócić się na pięcie, wyrzygać sobie wnętrzności gdzieś między bramą a stajnią, a potem uciec stąd najdalej, jak tylko się da, gdzieś z dala od oczekiwań i tego rozczarowania, które będę mogła za chwilę spotkać.
Nie wróciłam do domu na noc. Nie wróciłaś do domu na noc, ty okropna, żałosna dziewczyno. Im się to nie zdarza, oni radzą sobie świetnie z tym, co dla nich przygotowano. Dlaczego ja nie mogę? Dlaczego to dla mnie taki problem, żeby się dopasować do tego życia, do złota i bieli, bogactwa i dumy? Nie. Ja już tutaj pasuję, ale jestem jak mebel, jak głupia, droga, ale krucha waza i tak naprawdę nie mam żadnego znaczenia. Albo po prostu próbuję znaleźć jakiekolwiek wytłumaczenie dla samej siebie i mojej słabości, której przecież nie mam zapisanej w genach, więc dlaczego się nią tłumaczę?
Zachowałam się jak idiotka. Być może byłam idiotką. Ale jeśli wydawało mi się, że mogę tak łatwo uciec, to się myliłam. Od tego, ode mnie i tych problemów nie dało się uciec. Może lepiej było pozwolić, żeby to spadło na mnie teraz, gdy jeszcze mogłam podjąć próby naprawienia czegokolwiek.
Przekraczam próg i niemal oddycham głośno z ulgą, nie widząc nigdzie pełnych rozczarowania oczu albo zaciśniętych srogo ust. Jest tylko pustka i cisza, pustka i cisza, które chyba pierwszy raz nie przeszkadzają mi albo nie robią mi krzywdy. Dwie sekundy zajmuje mi dostanie się na górę, do mojej sypialni, żeby zrzucić z siebie te ubrania, dowody mojego okropnego upodlenia, zmyć ten makijaż i nałożyć nowy. Głupio się łudzę, że zdołam zakryć wory pod oczami, ale z lustra patrzy na mnie ta sama twarz zmęczonej i rozczarowanej życiem nastolatki, która chciałaby być dzieckiem. Kto by pomyślał, że pierwsze pełne zawodu spojrzenie rzucę sobie sama?
Szczęśliwych dwudziestych pierwszych urodzin. Żyj długo i sprawiedliwie.
Wzdycham głęboko, ciężko. To jeszcze nie koniec, jeśli nie spotkałam ich teraz, wciąż jeszcze będę musiała coś wymyślić, żeby wytłumaczyć to wszystko. Jeszcze rok temu powiedziałabym, że nie umiem kłamać. Rok temu wiele rzeczy widziałam zupełnie inaczej – nawet moją naukę na PUMie, na tym kierunku. Wybrałam go, bo bałam się, że to jedyne, co potrafię; tylko dlatego że Stasia potrafi. Jak to możliwe, że nie rozumiałam wtedy, jak trudne będą takie studia? Jak to możliwe, że wtedy wszystkie wewnętrzne wątpliwości jedynie zbyłam, ukryłam gdzieś głęboko, jakby nigdy nie miały już się wydostać? Płacę teraz za to, że poszłam drogą kogoś innego. Ale co innego mam zrobić? No co, do cholery?
Budzi się we mnie wściekłość, której się boję. Wielu rzeczy się boję, ale wściekłości najbardziej, bo jest jakaś obca, zimna i czuję, że może mnie zniszczyć. O ile ja sama tego nie zrobię wcześniej.
Albo żyj w ogóle. W rzeczach wielkich wystarczy chcieć, co?
To rozgoryczenie też mnie przeraża. Gdzieś głęboko myślę sobie nawet, że na nie nie zasługuję i nie chcę na nie zasługiwać. To wszystko jest... Czym zawiniłam? Co zrobiłam źle?
Nie wiem, dlaczego w końcu wychodzę z sypialni. Być może nagle odkrywam, że ta wściekłość i ten zawód są straszniejsze niż jakakolwiek konfrontacja ze Stasią. A może... Sama nie wiem.
Schodzę po schodach na palcach, jakbym nie była u siebie. Wdycham tę słodko-gorzką atmosferę tego domu, przez chwilę jeszcze korzystam z ostatniej chwili ciszy, a potem ze ściśniętym sercem wchodzę do salonu. W salonie jednak nie zastaję Stasi, a Semyona, który patrzy na mnie znad szklanki czujnie. Przełykam ślinę, zerkam na jego nadgarstek z bransoletką, a potem biorę jeszcze jeden głęboki wdech. Zapyta mnie o cokolwiek? Czy go w ogóle obchodzą moje sprawy?
- Szukam Stasi – mówię głupio.
Semyon Aristov
Semyon Aristov
Petersburg, Rosja
26 lat
błękitna
za Starszyzną
przedsiębiorca w rodzinnym biznesie alkoholowym, lichwa
https://petersburg.forum.st/t2276-semyon-aristovhttps://petersburg.forum.st/t2280-semyon-aristovhttps://petersburg.forum.st/t2281-sa-jak-samotny-alkoholikhttps://petersburg.forum.st/t2286-onyks

Nie 02 Cze 2019, 19:39
Semyon wziął kolejny niespieszny łyk whisky. Skrzywił się, gdy poczuł, jak bardzo ciepły był bursztynowy trunek bez zbawiennego wkładu paru kostek lodu. Ale kto miałby przynieść mu ten lód? Oglądać go w tym stanie? Nie, lepiej, żeby po prostu delektował się tym znajomym gorzkim aromatem, który spływał do gardła szybko jak woda, a potem wyżerał oszukane w ten sposób gardło od środka. Jak ogień, który trawił polano w kominku metr za miękkim oparciem fotela.
Mógł siedzieć z kryształową szklanką pełną whisky w zaciszu własnego pokoju, ale nie oparł się pustce, jaką w salonie pozostawiła Stanislava, gdziekolwiek się teraz znajdowała. Cisza upajała go mocniej niż alkohol. Zapadał się w fotelu i nawet wydawało mu się, że trzaski drewna przysunęły się bliżej niego. Ogień whisky palił go od środka, płomień w kominku ogrzewał z zewnątrz i pomiędzy tymi dwiema siłami oczyszczał się z toksycznych myśli. Uśmiechnął się do nikogo. Już niedługo wybiję się na rodzinnym biznesie, siostrzyczko, a wtedy twoja władza stopnieje.
I wtedy coś, co naiwni nazywają przeczuciem, zaburzyło atmosferę w jego świątyni błogości. Jakiś fragment zewnętrznego świata przedarł się do wnętrza jego sfery sacrum. Na początku nawet nie wiedział, co to konkretnie było – uczucie rozdrażnienia wyprzedziło bodziec. Dopiero po chwili jego uśpiony umysł przetworzył dźwięk – bo on był owym nieproszonym bodźcem – jako dźwięk zamykanych albo otwieranych drzwi gdzieś w głębi domu. I… czy słyszał też kroki? Popatrzył z lekkim wyrzutem na wzburzoną taflę bursztynowej cieczy. Jeśli to twoja wina, przysięgam…
Nie dokończył, bo też co mógł sobie obiecać? Że przestanie pić? Śmieszne. Wytężył jednak słuch, ignorując jednostajny szum alkoholu w uszach. Cisza, a jakże. Prychnął, śmiejąc się z siebie, i ułożył się niżej w fotelu w pozycji półleżącej. Pociągnął jeszcze jeden łyk, którym opróżnił szklankę. Nie powinien się był tak łatwo rozproszyć, przecież to mógł być którykolwiek ze służących. Kompletna głupota.
Przetarł oczy, które zaczynały już szklić się ze zmęczenia. Ręka trzymająca pustą szklankę nadal wisiała sztywno w powietrzu, oparta łokciem o rzeźbioną podpórkę. Spróbował skupić rozmyte spojrzenie na liniach w krysztale, ale właśnie wtedy ponad nim zobaczył… Yevgenię? Zmarszczył brwi i mrugnął jeszcze parę razy, lecz mara nie chciała za nic zniknąć. Może gdyby w jego żyłach krążyło mniej alkoholu, poczułby się pewniej w stwierdzeniu, że nie był to wytwór jego wyobraźni, jednak teraz mógł jedynie usilnie patrzeć na siostrzaną postać.
Odezwać się?, rozważał przez moment, ale praktycznie od razu porzucił ten pomysł. Jeśli to była wina whisky, nie chciał wyjść na wariata nawet przed samym sobą. A jeśli jakimś cudem to naprawdę była Yevgenia… Co ona tu robiła? W końcu musiała sobie pójść, niezależnie od tego, czy była tylko wymyślona, czy też…
– Szukam Stasi – odezwało się widmo, a po chwili zamroczenia odkrył, że gałązka grabu na jego nadgarstku zacisnęła się mocniej. To Zhenya!
Teraz spojrzał na nią uważnie, od nowa oglądając własną siostrę. Mimo że jej ubranie i makijaż wyglądały świeżo, to coś w jej oczach – może te przebijające spod pudru sine wory – mówiło mu, że nie była tak rześka, jak chciała. I jeszcze to oczywiste kłamstwo… Bransoletka może i podpowiedziała mu, że to nie było przywidzenie, ale tak cienkie łgarstwo wyłapałby sam. Czyżby?... Nie był pewien, ale i to nie było istotne.
Ssstasi nie ma – odpowiedział beznamiętnie, walcząc nie tylko z apatią w głosie, ale też z upośledzonym przez alkohol aparatem mowy. – Ale ja jessstem. A ty kamiesz.
Yevgenia Aristova
Yevgenia Aristova
Petersburg, Rosja
21 lat
błękitna
za Starszyzną
aktualnie na kursie prawniczym
https://petersburg.forum.st/t2278-yevgenia-aristovahttps://petersburg.forum.st/t2283-gienia-aristova#13651https://petersburg.forum.st/t2282-gienia-aristovahttps://petersburg.forum.st/t2284-beethoven#13652

Nie 02 Cze 2019, 23:01
Stan, w którym zastaję Semyona, powinien mnie odrzucić albo obrzydzić, ale budzi we mnie tylko brudne przerażenie, w które bardzo chcę wierzyć. Dawniej pewnie nawet nie rozumiałabym, dlaczego jego wzrok jest taki mętny, dlaczego patrzy na mnie tak, jakby mnie nie poznawał, ale teraz... Teraz rozumiem go bardziej niż kogokolwiek innego i to mnie tak przeraża.
Ja też wczoraj prawdopodobnie miałam mętny wzrok, ja też bełkotałam, ja też nie rozumiałam, co dokładnie sobie ubzdurałam, a czego nie. Nie pamiętam tego, za co teraz biorę odpowiedzialność. I nie chcę pamiętać, ale nie chcę też decydować w sytuacji, w której nic nie wiem. Bo naprawdę nie wiem nic, mimo że ja jedyna wiem, co się ze mną dzieje, więc też ja jedyna mogę coś z tym zrobić, tak?
Kim my jesteśmy, bracie? Dlaczego to jest takie trudne? Gdy myślę o przeszłości, nie mówię sobie, że śmierć matki albo choroba ojca mnie zmieniły. Nie doszukuję się w swoim życiu tragedii, chociaż czuję, że teraz grunt osuwa mi się spod nóg, a ja lecę i ciągle myślę, że własnie uderzyłam w dno, a potem spadam jeszcze niżej. Jestem żałosna, nieodpowiedzialna i nie umiem nic z tym zrobić. Nie umiem i już, mimo że właściwie wychował mnie najodważniejszy i najsilniejszy człowiek, jakiego znam. Dlaczego ona nie potrafiła zrobić ze mnie kogoś mocniejszego, dlaczego ty siedzisz teraz w tym fotelu pijany, chociaż powinno być nam łatwo? Być może, gdybym ci to teraz powiedziała, zrozumiałbyś mnie, Semyon, ale nie potrafię, chociaż wiem, że przynajmniej mnie nie potępisz.
Tak naprawdę chyba cię po prostu nie znam. Tak jak ja sama, wasza poukładana siostra, wydaję się sobie coraz bardziej odległa, ciebie chyba nawet nie minęłam gdzieś po drodze. To też mnie przeraża – pustka, która tylko się zwiększa. Zrobiłabym dla ciebie wszystko i czuję to wyraźnie, ale w moim przypadku wszystko to naprawdę wąska skala. I to naprawdę jedyne, co mogę ci oferować, a nawet nie wiem, czy byś to przyjął. Nie znam cię. Naprawdę cię nie znam. Czy ty znasz mnie? Czy Stasia mnie zna? Nie wiem. Tego dnia wiem nawet jeszcze mniej.
Jedno jednak powoli we mnie znika – strach, że okażesz się zagrożeniem. Patrzę na ciebie, na twój mętny wzrok, na tę szklankę w dłoni i dostrzegam, że jesteś kompletnie pijany. Nie zapytasz mnie teraz, co to ma znaczyć, nie powiesz Stasi, że coś jest nie tak, prawda?
Sekundę później orientuję się, że nie mam racji. Otwierasz usta i wypluwasz w moją stronę kilka bełkotliwych, śmiesznych słów. Ale te słowa... te słowa oznaczają, że jestem w czymś, czego... Czego nie będę umiała opanować, prawda? A może będę? Nie wiem, nie mam zielonego pojęcia i to jest takie straszne, niepewność tego, co ja sama zrobię lada chwila, gdzie postanowię pójść i co zrobić, jakbym nie była jedną osobą, ale czymś gorszym i czymś zupełnie niepołączonym.
Naprawdę, dlaczego ty się nadal łudzisz? Nie jesteś żadną tragiczną postacią, jesteś brudną, żałosną narkomanką.. W dodatku nie radzę sobie na studiach, nie wiem, jak rozmawiać z własną rodziną, a teraz...
Milczę. Patrzymy na siebie w tej głuchej ciszy, mój umysł chyba dopiero teraz łapie, że powinnam coś odpowiedzieć. Nie wiedziałam... Nie pamiętałam, że ta cholerna bransoleta zareaguje nawet teraz, gdy po prostu nie powiem całej prawdy. Nie, inaczej – po prostu do tej pory ona nie stanowiła dla mnie żadnego zagrożenia, dlaczego w ogóle miałam przejmować się jej właściwościami? Nie mam pojęcia, co mam zrobić – Semyon dowie się, jeśli skłamię, ale ja... Nie powiem mu prawdy. Nigdy. Absolutnie.
- Nie rozumiem – wypowiadam w końcu pierwsze słowa, które napływająca panika wkłada mi w usta. To akurat prawda. Nic nie rozumiem, Semyon. Nawet jednej, żałośnie malutkiej okruszyny informacji, które pozyskuję już od wielu lat.
Pocieszające w tym wszystkim jest to, że ty przynajmniej nie udajesz. Być może, gdybym zapytała cię, dlaczego znalazłeś się teraz tutaj w takim stanie, ty odpowiedziałbyś mi szczerze. Nie wiem, czy istnieje dla mnie coś bardziej niepojętego.
Semyon Aristov
Semyon Aristov
Petersburg, Rosja
26 lat
błękitna
za Starszyzną
przedsiębiorca w rodzinnym biznesie alkoholowym, lichwa
https://petersburg.forum.st/t2276-semyon-aristovhttps://petersburg.forum.st/t2280-semyon-aristovhttps://petersburg.forum.st/t2281-sa-jak-samotny-alkoholikhttps://petersburg.forum.st/t2286-onyks

Wto 04 Cze 2019, 17:49
Nie wiedział, czy to przez alkohol kolejne sekundy zdawały się ciągnąć jak lata, czy po prostu głucha cisza, jaka zaległa po jego słowach, rzeczywiście trwała i trwała w najlepsze. A może to czas zatrzymał się, nie mogąc znieść już rozrywającej serce przepaści między Semyonem a jego siostrą? To by zdecydowanie wyjaśniało, dlaczego Yevgenia stała nieruchomo jak posąg, zamiast chociaż bawić się rąbkiem ubrania, kręcić stopą, przygryzać wargę – robić cokolwiek, co odjęłoby ciężkości tej chwili. Yevgenia? Nie, w tym momencie była tylko Zhenya.
O Yevgenii myślał niewiele – ona była tym odległym bytem spełniającym się na studiach prawniczych. Przechodziła korytarzem, umykając przed wzrokiem członków rodziny, nie odzywając się do nikogo ani słowem, ale też nie wyrażając żadnych emocji. Teraz widział przed sobą tylko Zhenyę – tę młodą dziewczynę ukrywającą w sobie własną niepewność i pewnie jeszcze miriad innych uczuć, do których jednak on nie miał dostępu. Właśnie na jej widok, na jej słowa, jego serce ogrzewało się odrobinę i czuł wtedy, że gdzieś na wyboistej drodze do dorosłości zawiódł ją jako brat.
Spuścił wzrok na kryształ, który zakrzywiał sylwetkę siostry, tworząc z niej bohomaz Picassa. Nienawidzę cię, nienawidzę, pomyślał w krótkim przebłysku szczerości i upuścił puste naczynie. Oczekiwał brzęku szklanki o podłogę, może nawet liczył, że się ona rozbije, lecz nie usłyszał żadnego odgłosu. No tak, dywan, zganił się w duchu za tę głupotę i powrócił spojrzeniem do Zhenyi.
– Nie rozumiem – powiedziała.
Tylko dwa słowa, a zabolały jak dwa dźgnięcia nożem. Bransoletka nie zareagowała tym razem, ponieważ tym razem Zhenya nie skłamała. Oczywiście, że nie rozumiała. Semyon sam nic nie rozumiał. Gdyby tylko nie postanowił się dzisiaj urżnąć jak jakieś zwierzę, może potrafiłby skleić z niezgrabnych wyrazów jakieś zdanie… pocieszenia? Nie, to zabrzmiałoby pusto. Jeśli miałby ofiarować jej jakąkolwiek odpowiedź oprócz ciszy, musiałby najpierw dostać jakąś wskazówkę, jakiś znak.
Proszę, daj mi coś, cokolwiek, zaklinał ją w myślach, wiedząc jednak jak beznadziejne to było położenie. Nawet jeżeli nie dzieliłaby ich przestrzeń tylu lat wspólnego oddalania się od siebie nawzajem, nie wierzył, że mogłaby ofiarować mu wstęp do swojego serca, gdy ledwo siedział prosto na fotelu. Z jakiegoś powodu przyszłaś do salonu, nie mogę dać ci teraz odejść.
Czuł każdy z setek mięśni twarzy osobno, czuł ułożenie języka we własnych ustach, a wszystko dlatego, żeby wypowiedzieć następne zdanie możliwie najwyraźniej. Jeden fałszywy krok i na pewno spłoszyłby Zhenyę. Może nawet nie odezwałaby się już do niego nigdy. Jesteś tak wrażliwa, a ja cię krzywdzę.
Proszę… – Zawahał się. Nie tak powinien był zacząć. A może właśnie tak? – Ńje okułamuj sfojego brata.
Pot wystąpił mu na czoło z wysiłku pracy nad każdą kolejną głoską, a mimo to efekt był żałosny.
Proszę – dodał, już opadając z sił. – Proszę – Ten ostatni żałosny spazm jego pijanej gadaniny nawet nie wybrzmiał do końca.


Ostatnio zmieniony przez Semyon Aristov dnia Pią 21 Cze 2019, 23:19, w całości zmieniany 1 raz
Yevgenia Aristova
Yevgenia Aristova
Petersburg, Rosja
21 lat
błękitna
za Starszyzną
aktualnie na kursie prawniczym
https://petersburg.forum.st/t2278-yevgenia-aristovahttps://petersburg.forum.st/t2283-gienia-aristova#13651https://petersburg.forum.st/t2282-gienia-aristovahttps://petersburg.forum.st/t2284-beethoven#13652

Wto 04 Cze 2019, 18:36
Drgam, gdy szklanka wyślizguje się z jego dłoni, oczekując na jakiś dźwięk, który rozetnie powietrze między nami i może w końcu otworzy mnie, otworzy to, co mam w środku krystalicznym hukiem roztrzaskującego się szkła. Ale jest tylko cisza, miękka, bezpieczna cisza, tak niepasująca i tak niezasłużona, gdy zastajemy ją my – chyba najlepsi w szukaniu zniszczenia, jakich widziały mury tego domu. Stasia przynajmniej nie szuka substytutów, ona uderza twardo, uderza szybko i nie żałuje – nie jesteśmy tacy jak Stasia, prawda? Ale bardzo chcielibyśmy być – nią, ponad nią, przed nią, obok niej, cokolwiek.
Więc może o to chodzi. Właśnie o to, że tak naprawdę jesteśmy rywalami w tej chorej pogoni za władzą, za bezpieczeństwem, za stabilnością, które przecież utożsamiamy własnie w osobie Stasi? Może ten świat to tak naprawdę jedno wielkie, brudne pole walki i oboje doskonale wiemy, że zdoła przetrwać tylko jedno z nas? Powiedz, Semyon, czy gdybyś musiał odepchnąć mnie i podeptać, żeby dotrzeć tam, gdzie bez wątpienia chcesz dotrzeć, zrobiłbyś to? Są dni, gdy wyczuwam w tobie tę samą burzę, te same chmury, które mam w sobie i które tak boleśnie pulsują mi pod skórą jak coś, czego nie potrafię opanować. Są takie okropne dni, gdy przemykam po korytarzu i czuję się brudna, wykończona, niewystarczająco dobra, a ty siedzisz w tym fotelu jak jakiś cień, jak jedynie widmo mojego brata, lekki podmuch wiatru, który przypomina mi, że jesteś zawsze bliżej Stasi, bardziej zaufany, mimo że ona ciągle widzi cię w takim stanie, stanie słabości. Ja wracam potem do swojej sypialni, staję na środku i patrzę na wszystkie notatki, które przyniosłam ze sobą i myślę sobie – Jak długo jeszcze? Matko, jak długo jeszcze?. Bo w środku mam napięcie, którego nie potrafię rozładować, i potrzebę, żeby iść dalej, żeby starać się bardziej, ale tej ambicji nie umiem zrealizować, bo jak bym mogła, skoro kończą mi się notatki do powtarzania, kończą mi się partie i zadania, które umiem przeanalizować sama. I wtedy myślę sobie o tobie, o szklance w twojej dłoni, myślę sobie, że ty nie musisz żyć pozorami, mimo że jawisz mi się tylko jak lekka zjawa, to ty jesteś na swoim miejscu zawsze pewny i mocny. A Stasia nie boi się sięgnąć po twoją pomoc, skoro wie, że jesteś kompetentny.
Może jednak znam cię lepiej, niżbym chciała. Bo im bliżej znam ciebie, tym bardziej nie mogę znieść siebie.
Ja byłam tam wczoraj, w ten brudnej, śmierdzącej spelunie, bo nauczyłam się już, że nie da się rozładować tego napięcia w inny sposób, niż po prostu poprzez zapomnienie. Kiedyś ucinałam sobie drzemki, gdy nie chciałam myśleć o tym, jak niewystarczająca jest rzeczywistość wokół mnie i jak ja sama jestem niewystarczająca. Teraz jednak to nigdy nie wystarcza, bo gdy zamykam oczy, gdzieś na dnie umysłu czai się widmo wszystkiego, co muszę jeszcze zrobić, by móc zasnąć chociaż odrobinę spokojniejsza. Więc wybieram zupełne zapomnienie – wybieram odłączenie się od Zhenyi i ucieczkę na tak długo, jak potrafię, chociaż potem zawsze muszę wrócić. I wiem, że tak naprawdę, gdybyś ty zadał mi pytanie o to, ile jestem w stanie poświęcić, by zostać Stasią, zaliczyłabym tę wczorajszą ucieczkę i wszystkie inne momenty, gdy sięgałam po środki dla mnie samej ohydne, na poczet poświęcenia, którego muszę dokonać. Także ciebie, Semyon, mogłabym do tego planu wliczyć, mimo że... Mimo że kocham cię i nie umiem zrobić ci krzywdy.
Ale teraz wiem, że to wszystko tylko głupia teoria, śmieszna i zupełnie pozbawiona potwierdzenia, bo w końcu nigdy nie zadałam ci najważniejszego pytania – Dlaczego? Dlaczego ty tu jesteś, Semyon? Dlaczego jesteś tutaj w takim stanie? Dopóki nie wiem, nie potrafię stwierdzić, czy znam cię tak naprawdę, tak jak i ty nigdy się nie dowiesz. A tego pytania nie zadam. Nie zadam go, bo sobie też go nie zadałam, mimo że tak lekko myślę o tym, skąd to wszystko wzięło się we mnie.
Bo jeśli zapytam o powód, zapytam też o winnych. Nie wiem, czy zdołam znieść winę.
- Jesteś pijany – wyrywa mi się nagle w jakimś dziwnym stanie. Sama nie wiem, co słychać w moim głosie – to jest panika, to jest gorycz, ale też żal, z którym trudno mi walczyć. Gdzieś z tyłu głowy czuję się swobodniej, jakby ironicznie swobodniej, bo wiem, że jesteś pijany i pewnie nie zrozumiesz tak wiele, jakbyś mógł. Gdy jednak mam dokończyć tę wypowiedź, zamieram. Co mam powiedzieć? Jesteś pijany i co? I się tobą brzydzę? Brzydzę się sobą i to pewnie słychać w moim głosie, gdy odzywam się sekundę później. – Nie wiesz sam, o czym mówisz!
I modlę się, żebyś rzeczywiście nie wiedział, z kim naprawdę rozmawiasz. Boję się, że właśnie teraz zrozumiesz to szybciej.

Semyon Aristov
Semyon Aristov
Petersburg, Rosja
26 lat
błękitna
za Starszyzną
przedsiębiorca w rodzinnym biznesie alkoholowym, lichwa
https://petersburg.forum.st/t2276-semyon-aristovhttps://petersburg.forum.st/t2280-semyon-aristovhttps://petersburg.forum.st/t2281-sa-jak-samotny-alkoholikhttps://petersburg.forum.st/t2286-onyks

Sob 22 Cze 2019, 00:03
Semyon pożałował swoich słów, ale były one jedynie jakimś nędznym substytutem ciszy, bo przecież nie istniały litery, które układały się w tak wielkie przepraszam, aby objęło lata oddalania się od siebie nawzajem. Nie istniało też tak wielkie proszę, żeby wyciągnęło z Zhenyi cały ten brud, który nosiła gdzieś na sercu – którego czarności mógł się jedynie domyślać – i który zatruwał ją od środka. Nie mógł więc winić jej, że zamiast nagiąć się do jego prośby, oskarżyła go.
– Jesteś pijany. Nie wiesz sam, o czym mówisz!
Chyba rzeczywiście nie wiem, o czym mówię. Bo mówię o niczym. To tylko puste rozkazy, prośby i błagania, żachnął się w duchu, a jego dłoń pozbawiona szklanki zaczęła drżeć w powietrzu między nimi, jakby napięcie chwili w niej rezonowało. A może nie było wcale napięcia? Może cała ta rozmowa była już stracona? Semyon mrugnął parę razy, aby oczyścić pole widzenia, które zaszło przezroczystą powłoką. Wstydził się przyznać, że łzy nie pochodziły z wyrzutów sumienia – na to był zbyt znieczulony whisky.
Jestem pijany?, dotarło do niego z opóźnieniem. Chociaż odpowiedź zdawała się mu oczywista, nie spodziewał się, że wywoła to w Zhenyi takie obrzydzenie. Jednak patrząc na ten mimowolny grymas widział właśnie to. Nie potrzebował spojrzeć w lustro, aby jej mina powiedziała mu wszystko: rozchełstana koszula przesiąknięta zapewne odorem potu, broda i wąsy umoczone w whisky – każdy element tworzył obraz tej żałosnej chwili. I chyba pierwszy raz od dawna przypomniał sobie, że od kloszarda dzieli go tylko nazwisko.
Nienawidzę cię! Nienawidzę cię!, krzyczał raz po raz na siebie, na puste miejsce w jego dłoni i na to, co się tam kiedyś znajdowało. Chciał… chciał jednocześnie upić się tak, żeby wymazać to z pamięci i wytrzeźwieć, żeby zmyć z siebie winę. Ale ani jedno, ani drugie nie było wykonalne.
Zhenya, ratuj!, wyrwało mu się, gdy opuścił gardę przed samym sobą. O ile byłoby łatwiej, gdyby teraz siostra podeszła do niego i po prostu dała mu potrzymać swoją drobną dłoń? Podejdź! Ratuj! Chodź!
Położył obie dłonie na podłokietnikach fotela i z najwyższym wysiłkiem uniósł się na wyprostowanych ramionach, wypinając się w nienaturalny sposób. Jednak kiedy zawisł tak przez ułamek sekundy, uświadomił sobie, że nie potrafił wykonać następnego ruchu. Czy miał puścić teraz podłokietnik? Czy postawić stopę? Jak w ogóle wstać, jeśli zapomniało się, jak to jest? Opadł bez gracji na miękkie siedzenie, które zgrzytnęło, przesuwając się o centymetr po posadzce.
Ńjenawidze će – wymsknęło mu się, zanim jego spowolniały umysł powściągnął język. Obnażył zęby w gniewie skierowanym ku czemuś, czego nie umiał w pierwszej chwili określić.
To nie tak, to nie do ciebie, Zhenya!, pomyślał, lecz nie spróbował nawet tego wyjaśnić. Po prostu spojrzał z tym niejasnym gniewnym zrezygnowaniem na twarz siostry, aby ta odpowiedziała mu szczerze: czy można kochać alkohol z dodatkiem człowieka?
Yevgenia Aristova
Yevgenia Aristova
Petersburg, Rosja
21 lat
błękitna
za Starszyzną
aktualnie na kursie prawniczym
https://petersburg.forum.st/t2278-yevgenia-aristovahttps://petersburg.forum.st/t2283-gienia-aristova#13651https://petersburg.forum.st/t2282-gienia-aristovahttps://petersburg.forum.st/t2284-beethoven#13652

Czw 27 Cze 2019, 17:01
Gdy patrzę na ciebie w ten sposób, gdy próbuję złapać twoje zamglone spojrzenie tylko po to, żeby wejść ci do głowy i spróbować zrozumieć coś, czego ja przecież sama nie rozumiem, odkrywam nagle w sobie odrobinę złości. I nagle nie obchodzi mnie, dlaczego tu jesteś, nagle jestem zaślepiona tym, że w ogóle jesteś.
Dopóki we własnej głowie noszę miano wyrzutka tej rodziny, tej jednej, która nie pasuje do potęgi i władzy Aristovów, mogę jeszcze uciec do przyjemnej bańki nieprawdziwych wyrzutów sumienia i użalania się nad sobą. Myślę sobie wtedy – gdy wy idziecie, ja zostaję w tyle, bo może taka już jestem. Może jestem po prostu słaba i potrzebuję waszej pomocy, której wy okrutnie nie potraficie mi dać. Dawniej, gdy wyrzucanie sobie gorzkiej prawdy przychodziło mi z trudem, właśnie tak to postrzegałam, pławiąc się we własnej niesprawiedliwości tego sprawiedliwego domu. Ale dzisiaj to trudne, trudniejsze niż kiedykolwiek, bo wczoraj widziałam swój upadek, a dzisiaj widzę twój upadek, Semyon. I wiesz, co to dla mnie znaczy? Że nie jesteś niezniszczalny. Że jesteś tak samo słaby jak ja, chociaż nie powinieneś mieć do tego prawa! W takim wypadku musiałabym zrozumieć, że nie zwracacie na mnie uwagi, bo nie jestem jedną, która sobie nie radzi, a nie wiem, czy chcę to sobie uświadamiać. Tymczasem ty jesteś tutaj, żałośnie pijany, żałośnie, bo to znaczy, ze jesteś słaby, tak samo słaby jak ja, a do słabości tylko ja mam prawo, tylko ja, nikt więcej.
Nie brzydzę się tobą. Brzydzę się sobą. Ale tobie mam za złe to, że taki jesteś, tak jak i sobie mam to za złe. Może gdybym zadała ci pytanie, może gdybym otworzyła w końcu usta, żeby wydobyć z nich jakieś prawdziwe słowa, okazałoby się, że będzie łatwiej iść nam ramię w ramię. Ale to jest śmieszna myśl. Żałośnie śmieszna.
W następnej chwili słyszę twoje słowa i wiem już – ty także nie będziesz dzisiaj mówił prawdy. Wychowani w umiłowaniu prawdy, potrafimy tylko kłamać, bo prawda... cholera, ja sama nie wiem, co miałoby nią być. Ale wiem jedno, wiem, że cię rozumiem, Semyon. Rozumiem twoją nienawiść bardziej niż cokolwiek innego.
- Zamknij się! – rzucam cicho, z napięciem, bojąc się, że za sekundę wybuchnę. – To ja ciebie nienawidzę!
Nie wiem, czy mnie nienawidzisz. Ale wiem, że... jeśli naprawdę jesteś taki jak ja, to nie nienawidzisz także samego siebie. Ja po prostu nienawidzę. Nienawidzę i już, bo mam w sobie tyle okropnej złości, której nie potrafię wyrazić. Nienawidzę tego, że teraz tu stoję, że byłam tam wczoraj, ze jeszcze tam wrócę, że zaraz zamknę się w sypialni, że ty siedzisz w tym fotelu, że będę musiała uśmiechnąć się do Stasi, jej też czasami nienawidzę.
I tak bardzo, jak nienawidzę, dokładnie tak samo kocham. Ale ta miłość jest tania i wiem, że mogłabym ją sprzedać, nie wiem tylko za co. Tego samego oczekuję od was, Semyon – takiej samej miłości, którą mi zapłacicie. Ja płacę wam miłością za to, że jestem nieidealna, że jestem pusta, że nie wiem tak naprawdę, kim jestem i co dokładnie jest na sprzedaż. Więc jeśli zapytasz, odpowiem: tak, Semyon, można kochać alkohol, można kochać człowieka, można... można kochać nawet obie te rzeczy jednocześnie w jednym. Ale nie wiem, czy tego chcesz – bo będziesz musiał odpłacić mi miłością do tej zazdrosnej, rozpływającej się powłoki, którą teraz się czuję.
Sponsored content


Skocz do: