Poruszam dłonią – i dopiero wtedy przypominam sobie, co jest wizją, a co rzeczywistością. Nie dowierzając, ruszam palcami, tupię w miejscu, kręcę szyją: choć moje ciało delikatnie zdrętwiało, wciąż mam nad nim kontrolę. J e s z c z e.
W pierwszym odruchu sięgam ponownie do czary, ale po płynie nie ma śladu: zastygł na marmur. Przewidywalne.
Z tej wizji wynikają dwa wnioski: jestem medium. Myślałam, że jestem, ale przypuszczałam też, że mogłam zwariować: bo kto zaczyna przejawiać dar lata po okresie dojrzewania? To jednak nie jest szaleństwo. Jestem
widzącą.
I niedługo przyniesie mi to niewolę.
Strach przed życiem nie jest ciekawy, ale jestem córką narodu, który nim żyje. My, Włosi, spoglądamy we wróżby i boimy się gniewu bogów, wierząc, że to oni ułożyli dla nas gwiazdy. Pogodzenie się z przepowiednią to religijna powinność, dlatego nie będę walczyć z przeznaczeniem. Przed bogami być może wciąż jestem kapłanką mimo swojego
exsilium – nie wiadomo, jak prawo boskie odnosi się do westalek, które wymknęły się pogrzebaniu żywcem, dlatego to dla mnie ważne tym bardziej. Ja powinnam wiedzieć najlepiej, jak godzić się z losem. Ja i Hercules, przeklęte rodzeństwo Caravaggio, powinniśmy to wiedzieć. Dlatego nie będę walczyć. Ironia tragiczna zawsze karze śmiertelnych mocniej za próby ucieczki od wyroków sił wyższych.
Na przeznaczenie można się przygotować, to nie obraża bogów. I to zamierzam zrobić – nie dla martwych, dla żywych.
Biorę głęboki oddech i puszczam krawędź kielicha. Nieważne, kto błogosławił to miejsce: Rodzanice czy Parki, mówię:
—
Dziękuję.Tak należy.
Stukot moich obcasów odbija się głucho w pustym pomieszczeniu, gdy kieruję się w stronę wyjścia, doskonale świadoma, że ta mała świątynia dla mnie zniknie, gdy tylko przekroczę jej próg.
zt