Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czw 24 Sie 2017, 17:37
Sypialnia

Tu, na piętrze, tak jak na dole, na jednej ze ścian znajduje się wysokie okno zazwyczaj przysłonięte ciężką kotarą. Przeciwległą ścianę zajmują półki uginające się pod książkami od romansów po ścisłą medycynę. W jednym kącie stoi wanna na mosiężnych nóżkach, w drugim szerokie łóżko z metalową ramą. Szafa z toaletką przypomina nieco staromodny barek jaki Twoja babcia pewnie miała w swoim salonie a w podłużnym lustrze odbija się żebrowy kaloryfer pod którym zazwyczaj śpi Świnka.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Sypialnia SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Sro 06 Gru 2017, 04:12

08.05.1999


Jaka to pora dnia jest? Trudno orzec, jeszcze ten moment, kiedy czas jest ważny nie nadszedł, oddech wciąż ciężki, oczy zmrużone, już nawet nie dlatego, że to był niemal maraton co z wysiłku zwykłej adaptacji, do której nie była nigdy zbytnio przywykła. Nowe sytuacje, gesty, doznania, smaki i zapachy, gdyby uderzyło to w nią w stanie zupełnej czystości umysłu wysoce prawdopodobne, że dostałaby ataku paniki. Bliskość drugiego człowieka zamykała się w czterech ścianach Hotynki i była to relacja lekarz-pacjent sprawnie, bezlitośnie pozbawiona romantyzmu. Teraz, wciąż zaplątana w tetrowe ciało, wciąż błądziła palcami, niecierpliwymi, niespokojnymi jak małe pająki, zaciskając lekko chwyt to lewą dłonią to prawą jak koty kiedy rozkosznie mruczą jak im dobrze. Chowała gdzieś twarz wtuloną między jego uchem, poczochranymi włosami, które zdążyła poczochrać sto razy tego dnia, a poduszką, która już wcale nie pachniała jedynie korzennymi olejkami, którymi smarowała kark na rozluźnienie i włosy by były piękne i lśniące. Cała pościel przy najdrobniejszym ruchu szeleściła grzesznym wyznaniem. Jej nieskazitelne mieszkanie nosiło zapach mężczyzny. Trochę lawendy, trochę potu, trochę czegoś zupełnie jej nieznanego, słony smak pod językiem, bardzo niegrzeczne zwroty szeptane łamiącym się głosem prosto w twarz.
Przez szczelinę w grubej kotarze jak ostrze noża prześlizgiwało się światło samotnej latarni na ulicy, chyba jest dość późno, zauważyła, kiedy jednym okiem znad tetrowej głowy przyglądała się łasicy, grasującej pod kaloryferem. Jeszcze tylko chwilę, zamknęła to oko wzdychając ciężko, ustami szukała jego ust, były wciąż gorące, lekko nabrzmiałe, chyba zdążyła je pogryźć kilka razy. Panie Paradé... mrucząc wytrwale, tyle już czasu Pan z nią tu w tym mieszkanku sam na sam jak jeszcze nigdy nigdzie nikt, Pan chyba nawet nie wiesz jakie bezeceństwa Pan tu odprawił według standardów życia pani doktor, cały świat jej płonie, już ciało rozpalone pomijając i fakt, że mimo bycia doktorem nauk medycznych zdołała się dziś nauczyć całkiem nowych rzeczy o możliwościach i zdolnościach ludzkiego ciała.
Chwyciła krawędź niemożliwe zmiętolonej narzuty, której nie byli nawet chętni zdjąć z łóżka tych kilka godzin temu zbyt zajęci zdejmowaniem z siebie ubrań. Leżała smutno, ostatnim kącikiem jeszcze na krawędzi, bo wszystko skopali na ziemię poza małą podusią z dopasowującej się gąbki. Coś mu chciała szepnąć na uszko, ale juz słów zabrakło więc usta otwarłszy wzdycha tylko. Ciało przywykłe do życia samotnego niczym pozostałe ucho Van Goga pulsowało zapowiadając ból mięśni i stawów, wysiłek fizyczny nie był jej domeną już od wielu, wielu lat.
- Jeszcze chwilę. - mówi w sumie bardziej do siebie niż do niego, ciągnąc gabardynową narzutę na powrót na łóżko, na nich wciąż bardziej razem niż oddzielnie, na plecy, na głowę, schować się jeszcze na chwilę. Szarą narzutę zabrała jeszcze z domu, pasowała tu jak pięść do nosa, bo dom pani doktor to generalnie wyglądał jak nietknięty ludzką dłonią, sterylny jak szpitalne sale dla umierających, neutralny aż do bólu, pozbawiony charakteru niemal tak bardzo jak sama Godunova.- Jeszcze...


Ostatnio zmieniony przez Saskia Godunova dnia Czw 07 Gru 2017, 07:35, w całości zmieniany 1 raz
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Sypialnia Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Czw 07 Gru 2017, 01:03
Pioruny. Pęknięcia. Rozmazane plamy światła sunące po suficie z każdym wiatru podmuchem. Z każdym ruchem drzew za oknem. Cisza intymna opadła ciepło i miękko na te ciała nagie splątane, ramiona pokryte gęsią skórką napływającą cyklicznie falami, to znika, to się pojawia, wraz z dreszczem, z nowym oddechem. Przytul się, przytul mnie, kocham cię, kocham cię, kocham.
Trochę mniej już niż przed chwilą, niż godzinę temu, trochę nie zauważył kiedy przeszedł płynnie z bycia w niej zakochanym do bycia w niej po prostu. Nerwy szarpiące oddechy urywane nie skończyły się nagle wraz upływem czasu działania jaśminu i szelaku.
Zapach słodko-kwaśny unosił się parę centymetrów nad skórą drażniąc pieszczotliwie nozdrza, nie pozwalając tak szybko ochłonąć, jeszcze chwilę, jeszcze chwilę.
Wymodlić sobie, żeby jeszcze chwilę było tak właśnie, jak jest teraz, jak być mogłoby dłużej i na dłużej, choć nie powinno. Nic z tego nie powinno.
Pani Godunova już nie taką gładką skórę miała jak w momencie, gdy rozbierał ją niecierpliwie, wilgotna lekko, dopiero schnąć zaczynająca, gorąca, jak oddech, jak cała w środku. Opuszkami palców muskał te ramiona smukłe, taka drobna była, drobniejsza niż przypuszczał i zdecydowanie delikatniejsza. Zupełnie inna od tych marginesów równych, od pisma schludnego, zupełnie.
Pani Godunova, jest pani tak bardzo, bardzo.
Inna, różniąca się znacznie od siebie samej za każdym razem.
Blisko, jak blisko nie był z nikim od dawna, nie w ten sposób, intensywny. To dlatego chyba nie wybudził się jeszcze, nie zerwał z tego łóżka, chłodnymi gestami odcinając się od sytuacji, spodnie, skarpety, guziki czy równo, do widzenia.
Zamiast tego przecież leżał tu dalej sunąc dłonią po wzgórzach kobiecych krągłych i łonowych odpędzając tym wszystkie myśli, które chciałyby być natrętne, ale za słabe są w obliczu tego, co on tutaj miał, dla siebie tylko.
Oddawał więc te ostatnie pocałunki, oddechy wilgotne, które wcale go nie uspokajały, wręcz przeciwnie, przez to tylko więcej jej chciał znowu, choć tak opieszale już było.
Jeszcze, jeszcze, zostaw to, na co ta narzuta, puść ją, na nim tę dłoń zaciśnij, na skórze ślad zostaw kolejny, nikt ci za to kary nie wymierzy, dopiero w świetle dziennym każdy dowód nieprzyzwoitości najmniejszy nawet będzie widać i czuć. I zdecydowanie będzie się je pamiętać. Wspomnienie wetknięte pomiędzy kolejne punkty planu dnia, który już mógłby próbować wniknąć nieśmiało pomiędzy te pocałunki, ale dopiero przelatujący nieopodal z warkotem samochód odrywa Tetreau od tych ust wilgotnych cieplutkich.
Podnosi głowę, ale po pojeździe ani śladu, za to warkot w głowie pozostał.
Późno już, wcześnie jeszcze.
Opada miękko na plecy puszczając panią Godunovą i ręką starając się dosięgnąć do nocnego stolika, na którym w pewnym momencie zostawił zegarek, bo przeszkadzał.
Dwudziesta druga czterdzieści trzy.
- Muszę być w pracy za godzinę. – Słowa poprzedzone westchnięciem przeszywają tą ciszę, którą sobie tak upodobał czule, ale ma jeszcze siedemnaście minut do momentu, kiedy naprawdę pozostanie mu godzina na pojawienie się w radiostacji.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Sypialnia SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Czw 07 Gru 2017, 07:35
Do pani doktor trochę dociera co tu się wydarzyło, powoli, z uśmiechem satysfakcji na twarzy skrada się rzeczywistość, chytra i brutalna, by szydzić z niej jak co dzień. Jak Karol, szkolny gnębiciel za czasów dzieciaka, który podpuszczał ją do robienia głupich rzeczy, a potem stał w kącie kiwając brwiami z szyderczym uśmiechem "ależ ty jesteś głupia, Godunova!". Zdawało się jej już wiele lat, że daleko odpłynęła, że już wyrosła jak drzewo z tej dziewczynki naiwnej co warkocze ciasno plotła i marszczyła brwi gniewnie, oblewając się rumieńcem w kolorze głębokiej purpury. A jednak nie, a jednak wciąż daje się czasem wpuścić w maliny, włosy może nie w warkocze ale równie ciasno w koki wiąże. Rzadziej się rumieni, ale brwi marszczy wymowniej. No i prycha teraz, kiedyś nie prychała. Gdzieś odpycha od siebie jeszcze tę rzeczywistość nogą, piętą, razem z zagięciem narzutki, idź stąd, ale czuje dreszcz zdenerwowania powolutku goniący tetrowe palce po jej skórze. Dziś też pracowała późno, co prawda po północy ale nie słyszała jeszcze, żeby dzwon w kościele na skraju dzielnicy wybijał jedenastą. Miała czas, to dobrze.
Miała czas, to bardzo źle.
Z reguły im więcej czasu tym więcej człowiek myśli, a jak się zacznie to nie można przestać. Wiesz, analizować. I przygląda się łukowi jego szyi kiedy się ten tak wygina po zegarek, w szklanym oczku tarczy odbija się błysk latarni prosto w oko więc zaraz twarz chowa w jego ramię, w ogóle to chyba by chciała się schować bo ten dreszcz co przed chwilą był tylko dreszczem zaczyna sprawiać, że sztywnieją jej mięśnie. Może jak mu wejdzie pod skórę, jak wślizgnie się w niego z taką łatwością jak on w nią to poczucie winy nigdy jej nie dogoni? Nigdy nie znajdzie?
Znów się jej robi słabo, bierze powolny wdech bo coś jej siada na piersi jak dusiołek, kamień jakiś płuca miażdży, usta zaciskają się. Czemuś się pan odzywał Panie Paradé, jeszcze zanim ten głos się rozległ w tej sypialni, w której zazwyczaj to tylko cisza, chyba, że łasica prychnie ganiając własny ogon, to ona mogła się przekonywać, że to nie prawda, że to nie jest możliwe. Rzeczywistość przyszła i zaglądała jej w oczy ciekawsko, kiedy leżała na wznak na łóżku wpatrując się w sufit z ogromną potrzebą jakoś... zakrycia się. Leżała na golasa przy mężczyźnie. Nago. I to nie przypadek. Oni ten tego. I to dużo tentego pani doktor. Wstrząsa nią dreszcz na pierwsze wspomnienie tych bezeceństw jakie się tu odprawiały nie tak długą chwilę temu, dobry boże. Dobry boże. Zerka kątem oka na Tetra, który ewidentnie w opieszałości jeszcze na chwilę postanowił się zanurzyć i próbowała nie patrzeć się na niego tak ochoczo, na to, że leży sobie tam taki nieużywany, to bardzo źle tak o człowieku drugim myśleć ale coś bardzo dziwnego działo się z jej ciałem, coś cisnęło ją w brzuchu strasznie, w nosie jej pulsowało, kiedy tylko próbowała wziąć wdech to jakieś drżące stęknięcie uciekało jej spomiędzy ust i bardzo, ale to bardzo nie chciała, żeby pan paradka za godzinę szedł do pracy.
Ostatni raz, ostatni, obejmuje tetrową wielkość wszech wymiarową, wysokość i szerokość tych ramion, ja nie wiem jak oni na tym łóżku się tak pomieścili, dobrze, że pani doktor to lubi komfort i wygodę i ma duże wyro. Bardzo ugryźć go chce, zjeść, chociaż trochę, mieć kawałek na zawsze, jako pamiątkę, jako przestrogę, bardzo, tak bardzo....
ale nie.
Podnosi się i siada na krawędzi łóżka szukając wzrokiem szlafroka. Zazwyczaj leżał w prawym rogu łóżka na narzucie, ale wszystko było bardzo porozrzucane i byle mogła w półmroku dojrzeć śliskiego materiału. Nic nie mówi pani doktor, bo nie wie co powiedzieć, znów na przemian jej się robi słabo i gorąco i wszelkich sił jakich w sobie ma potrzebuje, żeby się przez to ramię nie oglądać, żeby tam przy nim przez te siedemnaście minut jeszcze. Ust nie może otworzyć, tylko "Shame!" w głowie słyszy, tylko dzwonek pokutny, boże drogi, ona jak jakaś nierządnica, jak jakaś prostytutka, człowieka nawet nie znała dobrze, jaką herbatę pić lubił to nie wiedziała, czy wolał pepsi czy coca colę, nic, zero, a takie rzeczy... och, Jezusie brodaty jakie rzeczy z nim wyprawiała. Schowała twarz w dłoniach i zgarbiła się na tej łóżka krawędzi.
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Sypialnia Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Sob 09 Gru 2017, 23:23
Pewnie jakby ją taką w warkoczach spotkał splecionych to w ogóle by nie stało się nic ani uwagi by nie zwrócił, bo ile to lat między nimi różnicy, siedem, sporo całkiem jakby nie było, jak ona taką nastolatką była pilnie w bibliotece szkolnej siedzącą to on wtedy już ze swoją Julie poszewki na podusie do salonu wybierał.
Tetreau bardzo lubił proste szarości i jemu to by nawet ta nijaka narzuta pasująca tu jak pięść do nosa, jak oni do siebie spodobała się przewieszona przez jego łóżko szerokie, ale z Julie nie mogłoby być mowy o takich paskudztwach. Julie lubiła miętę, kolor jogurtu o smaku kiwi, blade turkusy, biele, sprane wzory, drewniane meble pomalowane na biało, przestrzeń, zwiewne zasłonki, nie ciężkie kotary. Julie lubiła białe frezje, musli na śniadanie, kochać się o poranku, buty na obcasie, wielkie kolczyki, blond włosy rozpuszczać, kręcić i prostować na zmianę, kupować Tetreau jasne koszule, spóźniać się zawsze, wszędzie i z szerokim uśmiechem za to przepraszać.
Tetreau lubił w Julie wszystko, a najbardziej to, że była względem niego szczera. Zawsze.
Nawet wtedy, kiedy przyszło im się rozstać z sercem ciężkim, bo wszystkie te lata spędzone ze sobą, zebrane razem wspomnienia zrzucone zostały na ten organ bijący z wysokiej odległości, aż ślad został.
I w miarę opływu czasu pomniejsze ciężary spadały na niego, pozostawiając małe rysy, kratery, kaniony może, ale w końcu każdy wyrzut sumienia maleje i nawet mu do głowy nie przyszło, a powinno przecież, że już w tym objęciu pani Godunovej ostatnim żałość się czai jakaś i w końcu uwalnia się od niego i siada na krawędzi, taka sama i już jak ostatnie w klepsydrze drobinki piasku w zawrotnym tempie ucieka ta bliskość ciepła, którą przez chwilę mieli.
Spogląda za nią pan Parade, po plecach nagich wzrokiem prześlizgując, wcale nie tak, jak wcześniej, jak parę godzin temu, nienachalnie bardzo, powoli, jak po niebie nocnym ciężkie chmury powoli suną.
A jeszcze chwilę przecież chciał otulić się nią, te siedemnaście, szesnaście już pewnie minut, jeszcze rękę podnosi, łokieć o łóżko oparty, wierzchem dłoni ledwo te plecy sasowe muskając, ale zaraz w odpowiedzi jakby na to, ona twarz w dłoniach chowa i wszystko jest już jasne, chociaż bardzo nie chciał, by było.
Przez niego to wszystko.
Trochę przez wino przecież, to musiało być coś w tym winie, że go tak omamiło, że tak zmiękł strasznie i bogom ducha winnego panią doktor uwiódł.
Usta rozchyla i co ma powiedzieć? Kurwa przepraszam? Przebiłem ci rękę.
Przejeżdża tylko po twarzy tą dłonią, co to przez chwilę jeszcze tęskniła za skórą pani doktor i siada, po drugiej stronie, na chwilę oczy zamykając, na chwilę. Minut piętnaście.
Sięga po okulary. Niech przeklęty będzie. Z czarownicą! Ze zwykłą czarownicą! Nie tęsknicą żadną, rusałką, demonem wodnym przebiegłym, kimkolwiek, kto odporny był na niego, a poprzysiągł sobie przecież, zasady miał cholera jasna, że czarownicy nigdy żadnej, przenigdy, nigdy.
Raz się nie udało, pół roku temu, ale od tego czasu miało. I znowu to wszystko no i w pizdu i wylądował.
I jakie to przykre wszystko, że od tylu lat od zalotów się odpędzając ten jeden raz wyjątkowo w końcu to bardzo podświadomie chciał, nie wiedzieć z jakiego pachnącego powodu, żeby go ta zwykła czarownica niezwykła polubiła.
Wszystko co miał odnalazł i założył na niedźwiedzie ciało, nie bez wysiłku koszulę czarną w tej ciemności odnajdując bo cała reszta jakoś się na tej podłodze odznaczała. Krzątał się więc chwilę próbując skupić i już nawet nie wzrokiem, tylko dłonią szukając, ale znalazł.
Na ostatni guzik zapiął w końcu i wyprostował, spoglądając na panią Godunovą i znowu czas upłynął na spojrzeniu beznadziejnym, sylwetek po dwóch stronach łóżka, stojących jak nad ofiarą wspólnej zbrodni.
I znowu tchu zaczerpnął.
I znowu nie powiedział nic.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Sypialnia SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Nie 10 Gru 2017, 03:35
Przeklęty, to on już był, nie ma co mu dokładać. Saskia zadrżała pod dotykiem ciepłej dłoni demona, pieszczotliwym, rzeczywiście innym zupełnie od tego jak się obłapiali chwil temu kilka jeszcze i zaraz wstaje, czmycha przed tym kontaktem, kluczy wpół zgarbiona po pokoju szukając szlafroka i nie mogąc go znaleźć bo zaraz Tetreau wstaje i też kluczy i też gaci szuka, skarpet, spodnie na te swoje długie nogi modela wciąga, a Saskia jak tylko on bliżej, to odskakuje swego szlafroka szukać w przeciwległym kącie pokoju i tak jak w ciuciubabkę po ciemnym pokoju. Wzrokiem błędnym wodzi to po półce z książkami to po podłodze, jakby rzeczywiście ten szlafrok to mógł się na szafce znaleźć. Najlepiej to w ogóle między książki wciśnięty, prawda?
Ironia losu, śmiech bogów słychać już toczący się po niebie jak grzmot, pani doktor wzrok pada na toaletkę, na koralową pomadkę, której zdecydowała się dziś nie użyć wybierając się na wystawę, a lusterko kryształowe, w którym malowała rzęsy, kilka puderniczek z puchatymi, pachnącymi pufkami, dwie buteleczki perfum, jedne dzienne jedne wieczorowe i ten smukły, siwy flakon, wciąz odkorkowany, stojący niepozornie tuż koło perfum dziennych.
Stan przedzawałowy, Saskia nie może oddychać, serce ze zwolnionego rytmu znów skacze w szaleńczym biegu jakby pierś chciało rozsadzić. Dłonią niepewnie sięga na boki, machając w panice bo już mroczki przed oczami, szukając wsparcia bo nogi z waty, chwyciła gwałtownie za jedną z obłożonych dziesiątkami książek półek, która jęknęła boleśnie, przyjmując na swój grzbiet jeszcze ciężar rozdygotanej kirgijki. Druga ręka pada na pierś, na mostek, to na prawdę zawał, niemal czuje jak jej pęka w środku osierdzie, chce jej się wymiotować, bierze wdech gwałtowny, drugi i stając w rozkroku lekkim, coby jednak utrzymać równowagę puszcza półkę i bierze szary, pusty flakon w dłoń.
Święto Wesny. Erno Onegin. Stragany z bibelotami. Natchniona jedną z książek Zapolskiej Anny, znanej powieściopisarki kupiła cholerne olejki amoryczne. W szufladzie trzymała oddech szczura i kilka sproszkowanych liści jemioły. Po co? Nie mogła sobie przypomnieć, wszystko zdawało się wydarzyło sto tysięcy lat temu, a ona, kretynka, zamiast perfum swoich ... Podnosi flakon do nosa. No tak, rzeczywiście pachnie bardzo podobnie do jej perfum. Pudrowo trochę, delikatnie, jaśmin, geranium, bergamotka, a trochę jak ambra ciężka, mokre kamienie i skórzane rzemienie. Zamknęła oczy, a flakon wyślizgnął jej się z ręki. Wszystko chuj, czas umierać.
Już cały zastęp łez, lśniących żołnierzy, występuje na granicę zamkniętych powiek i toczy się szalenie w dół spiętych policzków, zaciśniętych mięśni żuchwy. Bierz to na klatę Godunova, wiesz, co powiedziałby ojciec? Co matka? Że jesteś szmatą.
Co się stało Saskia? Tylko godność straciłaś z jakimś człowiekiem obcym, zupełnie ze swojej winy, bo mimo doktoratu i habilitacji głupia jesteś kuna i własnych perfum nie umiesz rozpoznać, zaaferowana przygodą z nieznajomym. To masz swoją przygodę, teraz płacz i płać.
Odwraca się więc do Tetreau, już zapominając nawet, że na golasa przed nim jak ją pan bóg stworzył stoi kiedy on już zdążył ubrać się i pod szyję zapiąć, w tej wstędze światła co spomiędzy kotar wyziera, lampa uliczna jednym okiem jak zboczeniec stary i płacze Saskia i nie wie jak słowa dobrać.
- Przepraszam, to wszystko moja wina. - mówi, siląc się na spokojny ton głosu, chociaż resztki profesjonalizmu, próbuje przecież patrz na nią nie płakać, stać prosto, podbródek podnieść tak jak matka wiele lat uczyła - cokolwiek się stanie nigdy nie trać swojej dumy. Jesteś córką khana. Więc prostuje się, ale jakieś łkanie jednak tymi ramionami wstrząsa, mimo, że twarz uparcie próbuje nie złamać się w grymasie zupełnej rozpaczy- Nie wiem, co mogę panu powiedzieć, to ogromne nieporozumienie...
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Sypialnia Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Nie 10 Gru 2017, 19:04
Sasa ty to chyba takie szczęście masz, żeby mylić te flakony akurat kiedy Tetreau ci na arenę wkracza, a to drugie raptem wasze spotkanie. Co będzie następne? Tu już i tak w dosyć tragiczny sposób popisałaś się, ale jeszcze parę pomyłek okrutnych mogłabyś mieć w rękawie. Spójrz na niego, on tak samo przecież stary, a głupi i wychodzi na to, że im mężczyzna starszy tym większy z niego idiota, a taki był pewny, że jest na tego typu pierdoły odporny. A przynajmniej w miarę, albo tak mu się wydawało, bo i tak zbyt głęboko w apatię popadł, żeby odczuć jakieś skutki przebywania w towarzystwie Jutrzenki czy Viary. Przecież zawsze jest tak samo szaro nijako.
Tylko z nią nie było.
I patrzy Tetreau co też ta ona wyrabia rękami macha, nachyla się, żeby mu tu tylko nie zemdlała, bo koniec końców to. To chyba nie aż tak ją poruszyło? Czy tak…?
Spogląda w bok na okno, jakby tam mógł odpowiedź znaleźć i znowu na półką i głucho coś upada na dywan.
- Pani Godunova…? – Przecina powietrze pytaniem niepewnym zmartwionym trochę tonem, bo jeśli naprawdę zawału ma dostać, to sobie najgorsze świadka na to wybrała, przecież Tetreau o medycynie to nic a nic, najbliżej podstawowej pierwszej pomocy jest kiedy sobie kawałek waty przyciska do szczęki, do małej ranki, gdy się przy goleniu zaciął. Dał już zresztą popis, jak weterynarza wezwał, bo to pierwsze co mu do głowy przyszło, co by na przykład takiej Viary nie kłopotać, bo niezależnie od tego jak bardzo ją lubił sytuacja mogłaby się bardziej skomplikować, gdyby się wtedy w gabinecie pani doktor z kolejną aurą pojawiła. Już wystarczy, że swoją rozsiewał.
Odwraca się w końcu ta feralna kochanka i płacze i płacze i coś tam pomiędzy pociągnięciami nosa się z jej ust wydobywa, ale Tetreau zupełnie, zupełnie nie wie, jak się zachować i stoi jak sparaliżowany, no bo z całego tego wieczoru jak się tylko w labiryncie przy tych stolikach z winem zaczął, przez wszystkie etapy kolejno w pamięci przechodząc, to to teraz wydaje mu się najdziwniejsze, bo choć rozumie czym motywowane, to chciałby jednak, żeby nie. A tak ciężko i zimno mu na żołądku, kiedy chwil parę temu zupełnie odwrotnie lekko i ciepło tam było.
Nieporozumienie.
No. No owszem. I ogromne też, przecież on jeden cały na tym globie jest tym właśnie ogromnym nieporozumieniem, odkąd tylko wszedł w wiek nastoletni to taką o sobie opinię nabył i nigdy już jej nie zmienił.
I tak obserwuje, jak się usilnie pani doktor stara stać prosto dumnie chociaż słowa temu zaprzeczają i ton i te ramiona się trzęsące, aż w pierwszym odruchu to by chciał pomóc jakoś kobiecie, za te ramiona ją złapać, spokojnie przecież, ale wie, że nie może. Za dużo już zrobił.
I przykra taka sytuacja, bo gdyby to była dwójka zupełnie innych ludzi to ten seks przypadkowy rozpłynąłby się jakoś w pamięci, ot miło było, na dziko trochę organizacja, no ale co. Ale oni tak nawzajem tkwili teraz w tym przekonaniu, że jeden drugiego omamił i każde z nich przecież niezbyt jest dnia powszedniego rozwiązłe to i tragedia gotowa.
- Pani Godunova. Spokojnie. – Bo proszę się uspokoić zbyt niegrzecznie by brzmiało, a nie o to mu chodzi przecież.
- Dlaczego pani mówi o swojej winie? – To tak brzmiało jeszcze tragiczniej, zwłaszcza, że myślał, że to na jego sumienie te punkty spadną.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Sypialnia SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Nie 10 Gru 2017, 20:47
Trudno powiedzieć, które z nich w życiu miało większego farta. Z farcikiem, braciak, powinni zbijać piąteczki i skreślać z bucket listy największe porażki życia. Apatia to nudna przyjaciółka, która z czasem okazuje się nie być nią tylko syjamskim bliźniakiem wrośniętym gdzieś w niewygodną część ciała, jak pachwina czy kark i nie można się jej wyprzeć, nie można udawać, że nie ma bo cały czas dyszy, pani doktor wie przecież dobrze. Zna to uczucie nie gorzej od Paradki, tak jak on świadomie wybrała sterylne życie. Dzień dobry, do widzenia, proszę usiąść, proszę się nie kłopotać, bezosobowo, bez emocji, Pan/Pani pozwoli, że się nie zgodzę. Koszule zapięte pod szyję, wykrochmalone fartuchy, zapach odkażacza do rąk, firanki wiszące w równych odstępach, sztywne materiały, sztywne gesty, skinienia głową i brak pytań. Po co pytać, zawsze bez sensu.
Tylko z nim nie było.
I stoi Saskia, rozrywa ją to poczucie winy bo pękła tama wezbrana (przytul mnie mocno raz jeszcze, bo wciąż jak opętana...), jeszcze echo jakieś tych czarów przyłożniczych chyba dudni gdzieś wraz z tym sercem w piersi. Kątem oka dostrzegła szlafrok, jak chytrego liska, skrywający się pod łóżkiem więc klęka ocierając twarz niedbale wierzchem dłoni. Nie płacz głupia gówniaro, echo głosu ojca zawsze już będzie szeleścić w głowie wyrzutami i pretensją. Jeden rękaw, drugi, zawiązuje się ciasno, okutana szczelnie - to dobrze, podświadomość wraca na odpowiedni tor, choć gdy z klęku chwiejnie się podnosi to i tak nie może w twarz spojrzeć Tetrociniemu. Miele w buzi te słowa, co to powiedzieć je trzeba ale ciężko, bo przez linię warg drżących nie chcą się przecisnąć. Z jednej strony schemat życia wymagał szczerości, a doktor Godunova była najszczerszym, prawdomównym kamiennym golemem w tej ćwiartce Petersburga. Z drugiej strony to wspomnienie rodziny dawno w pamięci schowane, gdzieś głęboko pod stertą już nawet najmniej potrzebnych wspominek, teraz wylazło pokracznie na przód i szepcze, że godność, że Godunova, że nie wolno nigdy, przenigdy się ośmieszyć.
Prostuje się, szukając tej dumy i profesjonalizmu w sobie jak ślepiec okularów, jak Tetro prawdziwej miłości.
- Uwiodłam Pana, Panie Paradé. - mówi z naciskiem na to przeklęte słowo uwiodłam. Może dodać, że niechcący, że nie chciała, że to nie było planowane, płaszczyć się, przepraszać, tłumaczyć, ale to wszystko już przecież nieważne. Już się stało- Uwiodłam - powtarza, a słowo ponownie wali w jej serce jak w gong- I wykorzystałam. Jest mi niewypowiedzianie przykro, Panie Paradé... - mówi coraz ciszej, jak radio w którym wyczerpują się baterie. Wzrok ten błędny gdzieś jeszcze ostatkiem sił toczy się w okolice głowy francuzika ale takim lotem koszącym w poprzek klaty spada, że aż wstyd patrzeć na to, jak się kobieta męczy.
Zrobiła to, przyznała się. Poprawia szlafrok, głowę wyżej podnosi próbując opanować drżenie policzków, dłonią usta zakrywa bo się trzęsą wargi, smutna łypka, za dużo dobrego, odwraca się w końcu i palcami opiera o toaletkę. Nie ma wystarczająco siły w sobie, żeby stać twarzą w twarz. Słaba, głupia, naiwna Saseńka, śmiech matki, śmiech ojca brzęczą w głowie jak srebrne dzwoneczki.
I gdzie te sny o miłości, romantyczne o księciu na rumaku, pierwszym pocałunku, o pierwszym razie. Wzrok pada na rzędy książek niepozornych, pod których anonimowymi grzbietami kryły się te wszystkie jej ukochane harlekiny o chwytających za serce historiach. To nie miało być tak, to wszystko miało wyglądać inaczej. Ostatnie marzenia małej dziewczynki rozpadają się jak domki z kart, pani Godunova, pora dorosnąć.
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Sypialnia Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Sob 16 Gru 2017, 15:18
Białe guziki, drobne, przy mankietach lewej ręki zapina jeszcze, na sekundę tylko wzrok od pani doktor odrywając, takim jest znowu zderzeniem tych swoich oblicz różnych, roztrzęsionego i profesjonalnego, tylko słyszy Tetreau jej słowa i zastanawia się po co się Godunova przyznaje. I po co to zrobiła, skoro wyraźnie nie jest w stanie unieść swoich wyrzutów sumienia?
Oczywiście przecież mogła nie wiedzieć, różne rzeczy idiotyczne ludzie robią plując sobie w brodę, przecież sam kilkakrotnie był w takich sytuacjach, chociaż bardziej miał pretensje do siebie o to, kim jest, a nie co zrobił. Zawsze się przecież starał w życiu rozsądkiem kierować i co. I ostatecznie skończył dzisiaj tutaj z taką, co wygląda, jakby też miała głowę na karku, a wcale nie.
Oparł się o metalową ramę łóżka, stając do pani doktor bokiem i krzyżując ręce na klatce piersiowej. Co teraz? Niezwłocznie należy to w jakiś sposób rozwiązać i to szybko, bo ani czasu nie ma, ani ochoty, żeby to roztrząsać. Uwiodła go, może w innych warunkach to byłoby w czarny sposób zabawne, może za jakiś czas w końcu go to rozbawi jako anegdotka, w końcu nikomu wcześniej do głowy nie przyszło, żeby sobie w taki sposób jego przyłożniczą przychylność zaskarbić, może za miesiąc przyzna po którymś kieliszku wódki, że to na swój sposób genialne, chociaż niesmaczne.
- W jaki sposób? Nie wydaje mi się żeby pani próby artykulacji wyrazów były tak naprawdę romantycznymi inkantacjami. – Tetrocini ty gnoju ty, jak możesz, przecież ci się skrycie tak podobały jej pa...pa...pa... stęknięcia, nawet wtedy gdy nie pachniała już jaśminem w ogóle, tylko sobą, stęsknioną tak, że w końcu sam jej nie pozwalał tych wyrazów dokończyć, zamykając usta.
W zasadzie od początku gdzieś stawiał na to wino, że zatrute, że zaklęte i w tym momencie to wydawało mu się najbardziej prawdopodobne, ale zupełnie nie wiedział, w którym momencie miałaby mu czegoś do kieliszka dolać. I czy to w ogóle było istotne. Może tylko jako ostrzeżenie na przyszłość.
Przykro jej, przecież widzi, ale co on może, przecież nie przechyli głowy z bólem serca, natychmiast zapewniając nic się nie stało pani Godunova, jestem przekonany, że to moja wina, bardzo mi przykro, proszę mi pozwolić to sobie wynagrodzić.
I to nie tak, że jego rodzące się dopiero wyrzuty sumienia wyparowały nagle, ale z reguły większość przebywających z nim osób szybko domyślała się o jego przypadłości, albo pytała. Wprost lub ukradkiem. I chyba z czasem przywykł do tego, że ludzie wiedzą i jednocześnie wcale nie poczuwał się do odpowiedzialności, by o tym rozpowiadać. I stał tak, wiedząc, że w tej sytuacji wcale nie jest inaczej. Podąża za jej wzrokiem, na półki z książkami, ale tak ciemno jest, że nie jest w stanie żadnego tytułu przeczytać, zresztą nie ma po co, przecież wie, że tylko ucieka spojrzeniem.
Jeszcze chwila i dzwon zabije.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Sypialnia SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Sob 16 Gru 2017, 16:01
I stoi tak wsparta o toaletkę, zupełnie tyłem do pana Paradki, nie patrzy na niego wcale, nawet w lusterku nie zerka na jego odbicie tylko wpatruje się w te dwa, smukłe flakony perfum. Poczucie winy miesza się ze złością na samą siebie, ucisk zobowiązania szczerości gryzie z dumą córki kagana w pocałunkach niemal tak namiętnych jak te kilka chwil temu, właśnie tu, właśnie w tym łóżku. Bierze Saskia wdech powolny, oczy zamyka, no dobra, powiedziało się A trzeba powiedzieć i B, ważne, że nie pa-pa-pa... bo tego wiadomo, że się nie udało. Poczuła się bezradnie, bo żaden z medycznych podręczników nie mówił co robić w takich sytuacjach. Nawet jeśli na logikę i rozum swój bystry często udawało jej się rzutem na taśmę rozwiązać niewygodne sytuacje towarzyskie (zazwyczaj wystarczył chłodny profesjonalizm, nikt nie chciał się wdawać w głębsze dyskusje z Panią Doktor) to ta zaistniała dnia dzisiejszego była obrazem jak z koszmaru. Godunova wiele lat rozmyślała o tym wydarzeniu, jak będzie wyglądać, kogo spotka, jak się dalej potoczy. Napisała w głowie sto tysięcy scenariuszy miłości, tej dobrej, tej złej, tej ulubionej bezpiecznie mdłej, jednak żaden z nich nie zawierał rozwiązania, ni nawet sugestii co w tej sytuacji zrobić.
Kolejna gula słów plącze się jej w ustach podzwaniając o zęby, nie chce się tłumaczyć, to takie niskie, ale wypada nakreślić sytuacje. Jako lekarz znała doskonale wartość podstawowych informacji w różnych skrajnych sytuacjach, prostuje się więc, ale nim zdąży obrócić Tetrocini postanawia bat wyjąć, kat moralności, i wychłostać ją jakby jej jeszcze było mało. Na te zdanie aż dreszcz przebiega ją po plecach, tak silny, że aż widać jak jej się ramiona zatrzęsły, bo rzeczywiście przypomina sobie jak przez mgłę te połamane słowa, to takie poniżające, te jąkanie się jak umysłowo upośledzonej kochanki. Cuci ją to na tyle, że hyc ślimak zaraz do dziurki się chowa, tak jest bezpieczniej, zza tarczy jest bezpieczniej.
- To były miłosne kadzidła. - komunikuje, jak diagnozę rodzinie pacjenta odwracając się w końcu i splatając, podobnie jak i on, ramiona na piersi. Zamknąć się w klatce swoich własnych ramion, już na zawsze, nie popełniać błędów, nie wolno, nigdy, Saskia, przecież wiesz, że nie wolno. Tyle lat szłaś tą drogą bez potknięcia.
Czy to jej wina, że kupiła sobie takie głupotki na tym cholernym święcie Wesny? Trochę tak, ale to przecież bzdury były, nie miała zamiaru ich używać nigdy. Tak, tak sobie wmówi, w sztuce autosugestii nie miała sobie równych.
Podnosi więc podbródek wyżej.
- Bardzo mi przykro z tego powodu, krzywda jednak już się stała. Nic nie mogę na to zaradzić. - kontynuuje lekarskim tonem. Czy gdyby mogła cofnąć czas, naprawiłaby swój błąd? Pytanie jak chochlik zachichotało w jej głowie wywołując na policzki cień rumieńca, którego i tak nie można było dostrzec w tym półmroku. - Myślę, że powinien pan już udać się do domu. - dodaje, próbując zachować pozory obojętności, gil jednak nie sługa, przed chwilą przecież popłakała się jak idiotka, pociąga więc nosem - Czy gdzie tam prowadzą pana obowiązki...
Co było pocieszeniem po tej życiowej tragedii to to, że jej specjalizacją życiową była zmiana wspomnień. Już gdzieś podświadomie uciekała do piwnicy upić się jakimś chorym eliksirem po którym ta noc pozostanie dziwnie zniekształconym, zamglonym wspomnieniem. Musiała pozbyć się go z systemu, z krwiobiegu, spod skóry, jego ust gorących, pierwszych i jedynych daj boże, całujących miejsca o których nie wypada jej nawet myśleć, jego dłoni obejmujących tak, jak nikt nie obejmował i daj boże obejmować nie będzie. Łapie się na tym, że wstrzymuje oddech, ale nie może wziąć wdechu nawet kiedy próbuje, bo płuca jak i rozum odmówiły posłuszeństwa. Umieraj po prostu Saskia, Ty chodząca porażko.
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Sypialnia Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Sob 16 Gru 2017, 17:11
Miłosne kadzidła. To ma sens, kiwnął nawet do siebie samego głową Tetrocini, no bo wszystko by się zgadzało. Zapach go przecież uwiódł chociaż zapytany o to kiedykolwiek w ogóle by nie przypuszczał, że rozpuszczalnik do szelaku może intymnie działać na niego i to w taki silny sposób. Lubił, owszem, ale żeby aż tak to zdecydowanie zaskakujące. I interesujące. Będzie wiedział, czego unikać, niemniej jednak to ciekawe, czy się takie preferencje nie zmieniają? Może gdyby następnym razem ktoś chciał na niego takich perfum użyć to pachniałby jak korzeń storczyka, kawa z mlekiem i asfalt po deszczu?
Bogowie, dlaczego on tu stał jeszcze. Co za kobieta, ewidentnie jej brakuje piątej klepki i dlaczego, do cholery dlaczego już od pierwszego spotkania sobie jej nie wpisał do tabelki zatytułowanej unikać bezwzględnie. W trakcie tak krótkiej znajomości zdążyła mu wiele razy udowodnić, że absolutnie nie jest osobą, z którą należałoby jakiekolwiek kontakty utrzymywać. Urwała się jak z harlequina, nie, żeby czytał, ale nietrudno jest sobie naświetlić jak może wyglądać typowa bohaterka takiej grafomanii, ze swoimi kadzidłami, halucynogennymi fiolkami, trzęsącymi się ramionami, włosami gęstymi i ustami dziewiczymi. I w którym momencie te myśli od obelgi przeszły do zachwytu, który tak bardzo był teraz nie na miejscu i chyba nigdy już na miejscu być nie powinien, w obliczu tego, że go otruła. Co się później stało, jak szelak wyparował to już inna sprawa. Chociaż no. No nie do końca. I wiedział o tym doskonale przez chwilę w podłogę się wpatrując, później głowę odwrócił i na okno, w ten prześwit w zasłonach, światło pod dziwnym kątem zagięte padające, łasicę, róg toaletki, krzywda.
Nie podoba mu się to zdanie w ogóle, nie smakuje mu ten wyraz nawet w obliczu tej sytuacji dziwnej, może gdyby nie kadzidła, gdyby to ona tylko zadziałał na nią, można by o jakiejś krzywdzie mówić, ale to też przecież. Przecież to nie tak do końca.
Wstyd powinno być wszystkim tym kochankom, którzy się u stóp ukochanych garbią jak mantrę powtarzając nie chciałam, nie chciałem. Gówno prawda, wszyscy to wiemy.
Krzywda. Ależ mu to ciążyło strasznie, skoro wiedział, że gdyby chciał tylko, gdyby skupił się bardziej, to wyszliby z tego labiryntu osobno. Ale nie chciał przecież, nawet, jeśli był przez chwilę w niej szaleńczo zakochany.
- Wiedziałem co robię. Pani nie? – Może nie. Może znowu fiolki pomyliła i wlała coś w siebie, może ją własne perfumy zamroczyły, albo jedna lampka wina, ale skoro się przyznała i kruszyła tutaj przed nim jeszcze przed chwilą na malutkie kawałeczki, to z palca sobie tej krzywdy nie wyssała.
I nawet na odpowiedź nie czeka, bo i co tu dyskutować jeszcze, w końcu obowiązki ma. I buty na dole gdzieś przy drzwiach, ale sam się odprowadzi przecież.
- Dobrej nocy, pani Godunova. – Przez moment była w końcu dobra nawet bardzo, tylko potem te kadzidła no i masz. Szczerze wątpił, żeby reszta godzin nocnych rozbłysła nagle bajecznie kolorowym światłem, ale przecież był uprzejmy, bez pożegnania wyjść nie wypada.

Tetreau z tematu.
Sponsored content


Skocz do: