Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czw 26 Paź 2017, 18:43
Studnia Życzeń

Studnia Życzeń została umieszczona w głębi śnieżnobiałych, pozbawionych jakichkolwiek okien korytarzy. Jest to miejsce, do którego nie jest trudno trafić, gdyż – mimo że zakątek sam w sobie jest niewielki – znajduje się na skrzyżowaniu różnych dróg zamkowych. Niemal całą przestrzeń jasnej podłogi zajmuje niska studnia o gładkiej białej cembrowinie z surowego kamienia, wypełniona czarną wodą, która od zarania dziejów pozostaje w ciągłym ruchu. Najprawdopodobniej nie ma żadnych magicznych właściwości, choć mówi się, że jeszcze sto lat temu spełniała życzenia niektórych Sorokinów.

Endar Sorokin
Endar Sorokin
Studnia Życzeń ArspnPM
Irkuck, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
adwokat
https://petersburg.forum.st/t1070-endar-sorokin#3929https://petersburg.forum.st/t1104-endar-sorokin#4105https://petersburg.forum.st/t1081-lew-polnocy#3983https://petersburg.forum.st/t1102-yana

Pią 06 Lip 2018, 00:29
Było już późno, kiedy wrócili do domu. Pozornie nieznaczący nic spacer po Petersburgu, krótki przerywnik niewypełniony ponurymi myślami o losie Zakharenki, który najwidoczniej jako jedyny miał jaja, żeby powiedzieć, co myśli (Endar wciąż miał wątpliwości, do jakiego stopnia powinien wierzyć jego deklaracji o dokonaniu morderstwa, ale podsumowawszy wszystkie za i przeciw, był Savie raczej przychylny) i tak skończył się na nieprzyjemnej refleksji.
Chociaż w murach posiadłości Sorokinów nie było śladu po słonecznej czerwcowej pogodzie, zdjął marynarkę i podwinął rękawy koszuli, jakby atmosfera miała szybciej wyparować zeń w ten sposób. Idąc razem z Adelą od wejścia do zamku, chciał usiąść z nią w Sali myśliwskiej i – o, zgrozo – porozmawiać, ale gdzieś już między pierwszym a drugim krokiem zmienił zdanie i zatrzymali się tam tylko, by mógł nalać sobie alkoholu z karafki. Potrzebował choćby cienkiej zasłony nieświadomości, jeśli zamierzał wrócić do niefortunnego momentu sprzed kilku godzin, w którym nieopatrznie palnął żonie o tym, że niedawno spotkał się z wdową po Tomasie w Parku Świateł.
- Przepraszam cię za moją reakcję przedtem. Z Hersilią… – urwał, nie wiedząc, co może powiedzieć żonie o Włoszce. Jedna widziała w nim majestatycznego orła, a druga kota-drapieżnika. Żadna nie miała racji, bo drapieżnicy nie uciekają, dają posłuch swoim instynktom, wygrywają przemocą. Endar zaś uciekł, nie czekając aż przypadek stawiający przed nim dawną nieodwzajemnioną miłość pozwoli mu zwalczyć swój strach. Bał się bowiem, bał się jak rzadko, nie zagrożenia z zewnątrz, a tego, co jej słowa mogłyby uczynić w jego pozornie uporządkowanym, analitycznym, sterylnym niemal wnętrzu. Gdyby tylko zasugerowała mu, że to on mógłby być teraz przy niej, że to jemu – mając wtedy wybór – dałaby się uszczęśliwić, rzuciłby wszystko i puścił się w pogoń za tą szansą, rujnując zbudowane dotychczas życie, być może łamiąc przy tym także wątłe, nadszarpnięte już przez trudną przeszłość serce Adeli. – Niełatwo mi o tym mówić. Łączą nas skomplikowane relacje.
Do niczego nigdy nie doszło, chciał już się bronić, złamać swoje postanowienie i stać się tym rodzajem męża, którym był już od lat Nikolai, o którym bycie mógł podejrzewać żałosnego Leona Onegina. Prędzej stałby się świadomie mężem okrutnym w swej oziębłości, lecz wiernym niż zdecydował się wikłać wszystkich po kolei w nieszczęście miłości, która nie może już znaleźć spełnienia. Gdyby Endar pozwolił jej trwać, rozrosłaby się jak ropa, pokryłaby jego serce zwyrodnieniem nie do odratowania. Wytrwale próbował zapomnieć, uciekał do pracy, do alkoholu, nawet zmuszał się do trwania w niezrozumiałym towarzystwie Adeli, by niedawna śmierć Tomasa przestała być szansą. Kiedy mówił, zawędrował bezwiednie pod studnię, która według legend miała moc spełniania życzeń.
- Przyznam ci, chciałbym żałować, że ją poznałem.
Studnia dawno nie ugięła się pod wolą któregoś z żyjących Sorokinów, a wszyscy mieli, jak się zdawało dość charyzmy, by pokierować nawet wodnymi wirami operując zaledwie jednym słowem. Jakkolwiek mocno nie życzyłby sobie interwencji losu, został całkiem sam. Nie zamierzał poruszać z Adelą tego tematu. Była młoda, skłonna do zazdrości mając tylko jego uwagę, ponadto nieświadoma jeszcze wielu spraw. Emocje Endara były poplątane, ponakładane na siebie w sposób, który uniemożliwiał wyjaśnienie ich pojedynczo. Musiał wyjawić żonie ten sekret, zamiast trzymać się kurczowo wspomnień i wyobrażeń o Hersilii; dać im w ten sposób możliwość zbudowania między sobą więzi, którą dla własnego dobra musieli w końcu uformować.
Adela Sorokina
Adela Sorokina
Studnia Życzeń 57diXnC
Nowy Meksyk, USA
22 lata
błękitna
neutralny
żona
https://petersburg.forum.st/t1148-awendele-kiwidinok-sorokinahttps://petersburg.forum.st/t1188-awendela-kiwidinok-sorokina#4690https://petersburg.forum.st/t1189-caracara#4691

Sob 07 Lip 2018, 00:23
Wątpliwość nigdy nie była wyjściowym stanem Awendele. Młoda ciałem i duchem dziewczyna podejmowała decyzje, które w dużej większości można było uznać za co najmniej nieprzemyślane, często pochopne, nierzadko zgubne w skutkach. Czyny jednak zawsze współgrały z jej absurdalnie szczerym sercem i choć musiała ponosić ich konsekwencje nie czuła żalu. Wolność jaką mogła sobie dać była teraz jedyną wolnością jaką miała, gdyby jeszcze do całego tego wielkopańskiego życia dorzuciła sobie sama ograniczenia norm społecznych zimnych Słowian, zimnych Sorokinów, oszalałaby. Tym bardziej smutne było to, dla pobocznego obserwatora, który mógłby będąc wykluczonym z pożycia tego rodu, zaobserwować skalę subtelnych acz postępujących zmian w jej zachowaniu.
Szła w towarzystwie Endara, milcząca, w stronę Sali Myśliwskiej, zupełnie nieświadoma celu jaki przyświecał tej ich przechadzce, choć sam fakt zainteresowania, chęci spędzenia wspólnego popołudnia, propozycji, która nie wyszła z jej inicjatywy tylko jego był na tyleż intrygujący, że nie poddawała wątpliwości wyniku tego wieczoru. Jak mogła się przeliczyć, może się okazać za tych kilka chwil, godzin, zdań. Lekki uśmiech błąkał po jej ustach, choć nie widać było typowej wesołości czającej się w kącikach oczu, balansującej na rzęsach w podrygach hamowanego śmiechu. Awendele nie lubiła Hersilii, choć też trudno określić te uczucie zwykłym zwrotem "niechęć". Sposób bycia włoszki, sposób w jaki patrzyła na ludzi, w jaki się poruszała przyprawiał ją o nieprzyjemny dreszcz, zimny, w okolicach karku. Nieświadoma młoda głowa nie wysnuła, mimo wrodzonej bystrości, żadnych daleko idących wniosków względem zachowania małżonka w jej towarzystwie, choć może to niewinność jeszcze, brak doświadczenia w tych skomplikowanych relacjach, kto z kim i dlaczego, co wydawało się podstawową wiedzą każdego petersburskiego młodzika. Może to wychowanie wśród miłującej się wioski indiańskiej, może to szczerość serca, trudno podejrzewać innych o zdradę samemu nie nosząc w sercu jej pierwiastka.
Obserwowała jak nalewał sobie trunku, tak samo, jak robił to zdawało się każdego wieczora, który spędzali razem. Zaczynała widzieć w tym pewną smutną zależność, czyżby nie był w stanie spędzić z nią czasu w stanie trzeźwym?
Usiadła na cembrowinie, ubrana jak zwykle w coś zupełnie odstrzelonego, wyszywaną w indiański wzór kolorowymi paciorkami bluzkę, spodnie z dziwnymi frędzlami, na bosaka, poczochrana. Ileż by siły kobiety Sorokinów nie próbowały włożyć w uformowanie jej na podobieństwo słowiańskiej damy, ta grudka gliny zdawała się ciągle wylewać z ramki, płynąć i toczyć się na powrót w taką formę, jaką u progu życia nadały jej ręce kobiet z białych gór. Myśl o tym, że przyszedł do niej sam z siebie i chciał rozmawiać skrzesała w jej piersi ogromną iskrę żaru, która z trzaskiem zgasła, gdy okazało się kto będzie tematem ich rozmowy. Nie ptaki, pisklęta hodowane dzielnie w ptaszarni, nie rodzina, przyjaciele z pracy, śmieszni wrogowie, pal licho, nawet nie on, już nie spodziewała się, choćby bardzo chciała, że chciałby porozmawiać o niej samej, Awendele i tym kim i jaka była, by spróbować choć trochę zrozumieć jej formy i kolory.
Hersilia.
Wpatrywała się w ruchomą czarną wodę bez słowa, to ten czas kiedy mówił on, tyle ile chciał, to czas by brać to co jej dane. Słuchała, bo brać dawane trzeba, słowa to emocje, a każdy ich przebłysk poczuwała się w obowiązku pielęgnować jaki by nie był, choć zimna bryła lodu powoli rosła w jej brzuchu.
Skomplikowane relacje.
Spuściła nogi na drugą stronę białego murku i ostrożnie zanurzyła je w lodowatej, czarnej wodzie. Które uczucie było trudniejsze? Gorsze w przetrawieniu? Kłujący w pięty mróz, czy te drobne szpileczki w sercu? Powoli, zbyt wolno, tryby w jej głowie obracały myśli i obrazy, słowa jakie wypowiadał, próbowała układać je w całość ale nie mając żadnego przykładowego obrazka mogła jedynie zgadywać czego są to puzzle. I tu jedna z tych subtelnych zmian w Awendele, młoda Indianka jeszcze sprzed roku natrafiając na trudności czy nie rozumiejąc czegoś pytała w prost, przyznawała się do swoich braków w wiedzy, do swoich słabości, chciała wyjaśnień, czystych, klarownych sytuacji. Adela, młoda Rosjanka, milczała, jak należy szlachciance, dopisując sobie czarnym tuszem braki w puzzlach w skrajnie niejasnej dla siebie jeszcze grze pozorów.
- Nie wiem, co chciałbyś ode mnie usłyszeć. - mówi mieszając stopami w wodzie, była tak czarna, że nie widziała swoich zanurzonych w niej kostek- Może dlatego, że nie wiem co chcesz mi powiedzieć, Atsa.
To był tik. Obcy, kiełkujący dopiero, zawsze znajdywała jakieś czułe ukojenie w wodzie, komplementarnym żywiole tego ognia, które pielęgnowała w sercu od urodzenia. Zaczęło się od strumienia, później spacery w deszczu, teraz ta nieprzenikniona czarna toń studni.
- Chciałabym, żebyś żałował, że ją poznałeś? - wciąż na niego nie patrząc pyta bezradnie, bo nie wie, czy to to chciałby usłyszeć. Czy to tędy droga? Czy w ogóle mówią jednym językiem?
Nie podlegało wątpliwości, że Hersilia i Awendele, choć obie równie egzotyczne, prezentowały skrajnie różne typy odmienności. Awendele nigdy nie pomyślałaby o tym, że jej odmienność jest gorsza od czyjejś innej. Adela za to, niestety już tak.
Endar Sorokin
Endar Sorokin
Studnia Życzeń ArspnPM
Irkuck, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
adwokat
https://petersburg.forum.st/t1070-endar-sorokin#3929https://petersburg.forum.st/t1104-endar-sorokin#4105https://petersburg.forum.st/t1081-lew-polnocy#3983https://petersburg.forum.st/t1102-yana

Pon 09 Lip 2018, 21:28
Gorycz alkoholu spłynęła po ścianie gardła, zostawiając po sobie spokój przyzwyczajenia. Endar już nie upijał się w domu; tylko naraziłby się tym na chwilę słabości, moment poza obsesyjną kontrolą, którą utrzymywał nad sobą w otoczeniu rodziny. Potrzebował tylko łyku, odrobiny, która nie zakłócała jasności umysłu. Nie mógł pozwolić sobie na otępienie, chciał być wręcz dotkliwie świadom każdej chwili i każdego słowa.
- To już kwestia moich zasług, a ponieważ tych zwyczajnie nie ma – twojej dobrej woli. Żałując jej, żałowałabyś także mnie, a tego nie chciałbym. – zawiesił głos, coraz mocniej wahając się, czy mówić dalej. Czy zasugerować jej, że gdyby nie Hersilia, nie byłoby jej tu, nie dusiłaby się zimnem Irkucka; byłaby wolna nawet od jego nienachlanej obecności w swoim życiu. Nie musiałaby zostawiać domu dla jakiejś umowy między rodami, własnym kosztem łagodzić starych porachunków obcych ludzi.
Ale czy naprawdę musiał jej to mówić? Części na pewno zdążyła się już domyślić, widział, jak poczucie krzywdy zakrada się ku niej, jest coraz bliżej i czeka tylko, by dopaść do jej boku, pochwycić i wysączyć do ucha jad o tyle zabójczy, co wyekstrahowany z prawdy.
Nie zasłużyłaś na to.
Chciał nie tyle żałować, że ją poznał, co nie żałować w ogóle. Idąc przez życie, wracając co dzień do domu, który kiedyś był jej azylem, a teraz stał się lochem Adeli, czuwał w oczekiwaniu na moment, kiedy Hersilia nie pójdzie już za nim dalej. Zapomnieć o niej bez skrupułów, zostać w chwili obecnej, przy kobiecie, którą na siebie skazał. Młodą, intrygującą kobietę. Była wciąż tak bezpośrednia, że jedno jej słowo umiało zbić go z pantałyku; miała w sobie bystrość przyciągającą myśl i gibkość przyciągającą spojrzenie. Była zjawiskowo piękna w swej inności, nawet w półmroku korytarza i cudacznych ubraniach. Mimowolnie włóczył za nią spojrzeniem, gdy mijała go zostawiając na ramieniu ślad po rozgrzanej od spokojnego snu dłoni. Wodził wzrokiem po jej twarzy, szukał wskazówek, ciekawości. I wciąż nie wiedząc, czy ją znalazł, patrzył dalej, analityczne spojrzenie odgadywało kształty jej ciała, niecierpliwy umysł zapamiętywał bezlitośnie, a myśli nie pozwalały mu zasnąć. Endar był chyba pierwszym mężem na tym świecie, który wahał się tak długo, mając taką kobietę jak Adela przy sobie.
Mógłby spróbować ją kochać. Na tyle, na ile był zdolny ze swą ułomnością, przecież mógłby – niczego jej nie brakowało. To on ciągle odmawiał czegoś jej i sobie samemu, wciąż zabraniał, z dnia na dzień coraz mniej wiedząc, o co mu właściwie chodzi. Nawet gdyby miał kochać ją pozorem, zbliżyć się tylko do jej ciała, zostawiając serce i rozum nietkniętym sanktuarium, umiałby bez wątpienia zatracić się w uwielbieniu.
Była przecież tuż obok, perfekcyjnie w zasięgu dotyku. Wystarczyło, że usiadł tuż przy niej, tak, by mogła oprzeć się o niego, chociaż powinien obawiać się, że prędzej odskoczy, przelękniona ataku.
Nieśmiało, zupełnie niepodobnie do siebie, a jednak identycznie do każdej z poprzednich sytuacji, w których próbował jej dotknąć, wyciągnął rękę. Czasem zdawało się mu, że są oddzieleni taflą szkła, nieosiągalni dla siebie nawzajem. Tymczasem jego palce natrafiły na gładkość skóry szybko i nieodwołalnie, lekko przemknęły po smukłej szyi Adeli, by zatrzymać się na jej policzku. Poczuł się niewiarygodnie głupio; najpierw zaczął tę trudną rozmowę, wepchnął Adelę w niezręczną atmosferę, by teraz zamilknąć i nieporadnie dopraszać się jej uwagi.
Zwykle niepodzielnie władał słowami. Kiedy mówił, wszyscy inni milkli. Przecież musiał jakoś jej wyjaśnić, że najchętniej wygoniłby Hersilię z myśli ich obojga, odrzucił ideę, jaką stała się przez lata milczenia i karmienia się płonną nadzieją. Była pusta, zajmowała tylko miejsce w jego życiu, gotowa w każdej chwili zgnić, zarazić go nieuleczalnie.
Musiał poprosić Adelę o ratunek, uniżenie błagać ją, by zechciała podarować mu czułość, którą grubiańsko odrzucał, a akurat teraz słowa opuściły go, zostawiając samego ze spojrzeniem przeistaczającym się w płomień, który zachłannie lizał profil Adeli.
- Już niczego od niej nie chcę. – wykrztusił w końcu. Coś się w nim zmieniło, mówił innym głosem niż przed chwilą; zniknął sądowy ton, sztuczność zdolna przeistoczyć się w maskę każdej emocji. Nie powinien wracać do Hersilii. Powinien powiedzieć Adeli, że w ogóle jej nie przypomina. Że jest piękna zupełnie inaczej; tak, że mogłaby przyćmić każdą wizję upojnych chwil spędzanych z Włoszką. Powinien podziękować jej za to, że jest prawdziwa, zapewnić, że zechce w końcu być niczym więcej tylko Atsa, obiecać że znajdzie w sobie coś, co będzie tylko dla niej, coś, co się jej spodoba, w czym dostrzeże siebie samą.
- Przepraszam. – wydyszał, nie mogąc pozwolić sobie na nic więcej, póki tego nie powiedział. Coś ściskało go w piersi żelazną obręczą, jakby własne ciało karało go za łamanie narzuconych sobie samemu bez żadnego sensu zasad. Musiał w końcu przełamać tę bezsilność i pewnie zabierał się za to najgorszym z możliwych sposobów. Nachylając się ku Adeli, tam, gdzie przed chwilą wstrzemięźliwie dotykała jej jego dłoń, przyłożył zesztywniałe od wątpliwości usta. Drugą dłonią odnalazł łagodne zagłębienie krzywizny kręgosłupa Adeli, podtrzymując ją w bezruchu.
Adela Sorokina
Adela Sorokina
Studnia Życzeń 57diXnC
Nowy Meksyk, USA
22 lata
błękitna
neutralny
żona
https://petersburg.forum.st/t1148-awendele-kiwidinok-sorokinahttps://petersburg.forum.st/t1188-awendela-kiwidinok-sorokina#4690https://petersburg.forum.st/t1189-caracara#4691

Czw 12 Lip 2018, 00:56
Kajdany przyrzeczeń, które sam sobie nakładał, okowy dźwigane każdego dnia przez wszystkich, którzy nosili chlubne nazwisko Sorokinów. Wszystkich, których krew uznawana była w tych stronach za błękitną. Starszyzna, rody pańskie, członkowie rady czarodziejów, zasady, obowiązki, niepisane obietnice i zakazy, cóż z tego, że brukowana droga do przyszłości lśni złotem i brokatem, skoro jest zimna i niewdzięczna? Awendele raz za razem rozbijała o ten trakt kolana szukając choćby szczeliny, mysiej dziury, drogi ucieczki od zdawać by się mogło nieuniknionego. Przysiąc by mogła, że jej idole, porozwieszane w najzimniejszych kątach zamczyska nie są już tak niechciane, że czasem jakaś żyła ciepła, energii zapulsuje w białych, nieskazitelnych ścianach, że plamy koloru i formy jakie z uporem szaleńca wciska w niechcące żadnych zmian ramy i wnęki zaczynają być częścią całości. Może to złudna nadzieja, a może to wszystko co pozwala jej budzić się co rano bez krzyku na ustach.
Księżyc wciąż świecił taką samą białą barwą, słońce grzało skórę coraz skorzej z nadejściem lata, życie w przedzamkowych lasach rozpędzało się z każdym tygodniem, mała iskra, której trzeba jedynie kilku czułych podmuchów wiatru, by rozpalić ogień.
Cierpliwości, Awendele, cierpliwości indiańska szamanko.
Palce stóp powoli drętwiały pod wpływem lodowatej wody mimo, że w jej żyłach płynął ogień i nie mogła odeprzeć od siebie tej myśli, rosnącej w jej sercu z wolna, że to musi być całkiem wygodne. Otępić się, wyłączyć, zamarznąć wewnątrz. Żyjąc w tak popsutym, sztywnym i fałszywym świecie, kto zdrów na umyśle chciałby doświadczać tego koszmaru pełnią serca? Tak bardzo łatwiej jest być obojętnym, zimnym, odrętwiałym, tak bardzo lżej...
Przyglądała się swojemu Atsie bez słowa, spojrzeniem, w którym widać było jedynie niepodzielną uwagę. Od kiedy się poznali, przez te wszystkie dni, tygodnie, miesiące, nie byłoby jednego zdania, słowa, którego ona nie przywitałaby z zainteresowaniem. Podejrzewała, że jego analityczny umysł widzi w tym tęsknotę za nim, głód kontaktu, jego słów, obecności. Prawda byłą jednak dużo prostsza, na prawdę chciała go słuchać, niezależnie od tego, czy mówiłby godzinami o swojej pracy - czego nie robił, czy półsłówkami dzielił się z nią relacją przeżytego dnia - co zdarzało się czasem, Awendele miała w sobie nieprzebrane źródło uwagi tak dla świata jak i współobecnych w nim istot, od szczurów w piwnicach po matronę Sorokinową, każda jedna ważna, każda jedna będąca częścią wielkiego kręgu życia. Przyglądała się z jakim trudem przychodzi mu rozmawianie z nią i ogarniał ją cichy smutek, smutek nad nim, niezdolnym do komunikacji, nad nią samą, nieumiejętnie prowadzącą go ku szczerości i zaufaniu, a finalnie nad nimi obojgiem, związanymi węzłem małżeńskim, który obojgu zdawał się zaciskać jak pętla wokół szyi.
Wbrew lękliwym oczekiwaniom Endara, jego dotyk wcale nie spłoszył jej jak sarny, wręcz przeciwnie, szeroki uśmiech zakwitł na jej ustach kiedy zimno jego palców mierzyło się ponownie z żarem powierzchni jej piegowatej skóry Przyjmowała ochoczo ten dotyk, bo choć próbowała ubierać swoje frustracje w skromne szaty zrozumienia, wciąż była młodą dziewuchą, w której wszystko ze sobą buzuje i przeplata się tworząc barwne kobierce.
Przepraszam.
Słowo wypowiedziane z takim ciężarem, takim duszącym bólem, jakby rzeczywiście skrzywdził ją w sposób, w jaki żaden inny człowiek nigdy jej nie skrzywdził. Jak ostrze noża wycelowane w serce, przepraszam, które było uformowane z setek wątpliwości, zimne i twarde, ostre w swoim pragnieniu zadośćuczynienia, przepraszam za to, co w mojej głowie.
Czy powinna wzdrygnąć się, czy zesztywnieć, czy powinna pąsowieć czy uchylić się przed pocałunkiem zimnych ust małżonka? Zasady i powinności nigdy nie trzymały się blisko Adeli, Awendele śmiała wręcz z nich kpić, także w momencie tej chwili podniosłej nieświadoma zupełnie trudu z jakim przyszło mu obdarowanie jej tą drobną czułością... zaśmiała się. Lekko, ciepło, wesoło. Zaśmiała się jak dziewczynka, jak Indianka z polany, za nic mając ostrożność i etykietę ujęła w dłonie jego twarz zbyt szybko, by mu w ogóle do głowy przyszło się wycofać.
- Na dobre i złe, w dostatku i biedzie - zaczęła pięknym rosyjskim, te same słowa, które kilka miesięcy wcześniej z trudem dukała nowo poznanym językiem- w zdrowiu i chorobie, dobrej i złej doli, do końca życia. - pocałowała go bezpardonowo prosto w usta jak pieczęć na sercu, z uśmiechem w kącikach oczu, szczerością i prostotą.
Nie krzywdź innych, ani siebie, Atsa. Kogo tak na prawdę w tym wszystkim chcesz przeprosić, kogo ranisz najmocniej wkładając ten ciasny i sztywny surdut powinności. Pozwól sobie chociaż przy niej, chociaż na chwilę rozpiąć guziki i nie bać się, bo ze wszystkich ludzi Twoja Adela jest ostatnią, która kiedykolwiek będzie przeciwna Tobie. Ot tak. Bo tak. Bo to ona.
Endar Sorokin
Endar Sorokin
Studnia Życzeń ArspnPM
Irkuck, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
adwokat
https://petersburg.forum.st/t1070-endar-sorokin#3929https://petersburg.forum.st/t1104-endar-sorokin#4105https://petersburg.forum.st/t1081-lew-polnocy#3983https://petersburg.forum.st/t1102-yana

Pią 13 Lip 2018, 21:55
- Nie rób tak. Będzie ci zimno. W łaźniach są przecież baseny termalne. – wierzchem dłoni musnął ugięte kolana Adeli, zwracając uwagę na jej stopy zanurzone w wodzie. Dobrze znał ból mrozu ściskającego serce, doświadczał go od lat i zdążył się przyzwyczaić do nijakiej powierzchowności życia, ujawniającą się w końcu  jako obojętność na większość spraw. Jeśli zaś uda się komuś na wskroś zmrożonemu nieczułością skupić na czymś, wydrzeć lodowi kawał mięśnia sercowego i ogrzać go w dłoniach, by ożył i czemuś się poświęcił, istnieje duże ryzyko, że źle wybierze beneficjenta łaski heroicznego wysiłku, jakim jest przywiązanie. Nie mógł na to pozwolić Adeli; nie po tym, jak oglądał jej fascynację światem i upór w sympatii do jego ogółu. Nie rozumiał takiej postawy, nawet nie dostrzegał jej w całości, utożsamiając tylko z ckliwymi momentami, gdy podnosiła na ręce pieski matrony Sorokinowej lub gdy wymykała się do ptaszarni przed świtem, by z bliska słuchać kwilenia pierzastych sopranów, ale instynktownie chciał jej chronić.
Jeśli był z czegoś w sobie niepodważalnie dumny, to tylko ze swojej wolności. Wytrwale odrzucał insynuacje jakoby tkwił w samym środku politycznej machiny i działał na podobieństwo zębatki uwięźniętej między innymi – w narzuconym tempie i jednej tylko płaszczyźnie. Było to jednak niczym więcej jak próbą niedostrzeżenia belki we własnym oku; uległ wszak wielu z szantaży szlacheckiego życia, niektórym ułatwiając zadanie skokiem na główkę w sam środek pogmatwanych układów zabezpieczonych tym, co dla Starszyzny obwieszonej klejnotami i złotem powinno stanowić prawdziwe bogactwo, słaby punkt – chwiejnymi słowami. Endar był zaś pająkiem w sieci umów oplatających warstwę społeczną, w której się wychował; panoszył się wśród nich, wikłając niemal co dzień w kolejne, nie zdając sobie sprawy z tego, jak wiążące się okażą. Przywykł do tego, by wyślizgiwać się z obietnic, przygotowywać na oszustwo na każdym kroku, w końcu nie tylko był naocznym świadkiem zepsucia toczącego moralność szlachty, ale przede wszystkim – zajmował się nimi zawodowo na sali sądowej. Wysłuchiwał tylu kłamstw i tyle wyreżyserowanych pieczołowicie scenariuszy wytrącił już z ręki starszym i ważniejszym od siebie, że, zadufany w sobie, myślał już o sobie jak o nieosiągalnym widzu niepowodzenia ofiar naprędce nabranych zobowiązań.
Adela tymczasem, ku jego wielkiemu zaskoczeniu, rozbijała lustro tego zapatrzenia, uświadamiając mu, że nie może wobec niej zatrzymać się tylko na słowach wypowiedzianych przed kilkoma miesiącami. Pamiętał każde z nich w kolejności i zadziwiający spokój, jaki towarzyszył mu w momencie pieczętowania związku małżeńskiego. Z tego, co wiedział o ludzkich emocjach, do jak drastycznie karanych czynów mogą popchnąć, wnioskował, że nie powinien tak powściągliwie przeżywać tamtej chwili. Właściwie zaś powinien przeżyć ją w ogóle, a nie przejść tylko jak przechodził – obojętnie, wolnym krokiem – przez pierwsze lepsze popołudnie wiosennego dnia. Trzymał ją wtedy za ręce, ale jakby nie czuł ciepła skóry; patrzył przez tiul welonu, niewidzącym wzrokiem lustrował nie-Hersilię przysięgającą mu nie-miłość. I sam jakby słyszał echo własnego głosu, bez emocji powtarzającego te same słowa.
Nie spodziewał się, że Adela do nich wróci. Nie sądził, by chciała je pamiętać, asymilować się w jego świecie. Tym bardziej więc zdziwiła go płynność, z jaką posługiwała się już rosyjskim; był to nieomylny znak, że mimo frędzli, plecionych pledów i innych głupstw, jakimi pstrzyła zamek Sorokinów wsiąkała już w ich rzeczywistość.
Przez chwilę pożałował nawet, że przedstawił ją już w towarzystwie, kazał wbijać się w piękne suknie, które nijak do niej nie pasowały. Przytłoczony nieznajomym ciepłem zdziwił się pragnieniem, by tu została, taka jak teraz, zatrważająco dobra i lojalna, wzruszająco młoda i zaskakująco dojrzała jednocześnie; na dziwaczną krótką chwilę zechciał, by była jego twierdzą. Dawno nie miał takiego przebłysku świadomości swoich niedociągnięć w posługiwaniu się emocjami; nikt przed Adelą nie inspirował w nim refleksji nad własną słabością. Ale nie powinien teraz o tym myśleć; dłonie Adeli niemal go sparzyły, w pierwszej chwili dotkliwie zimne na jego twarzy, a potem – jak zwykle, choć co mógł o tym wiedzieć, tchórz, uchylający się przed nią do tej pory? – przyjemnie ciepłe, miękkie i czułe. Jeśli ktoś dotykał go tak przedtem – nie chciał pamiętać.
Pocałowany przez nią znacznie śmielej niż sam się na to odważył, znieruchomiał na ułamek sekundy. Nie wiedziałby, jak odpowiedzieć na jej przysięgę, więc może i dobrze się stało, że Adela zdecydowała się na ten gest. Jej pocałunek był bardzo dziewczęcy, chociaż zdecydowany, to Endar nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Adela słucha instynktu, nie doświadczenia. Wciąż z trudem przyjmował do siebie świadomość, że instynkt to jedyne, co ma dziewczyna chowana w szlacheckim rodzie dla przyszłego męża, żeby mógł zadowalać chore upodobania o czystości.
Nie wiedząc, czego chciała – powinien chyba domyślić się, że wolałaby najpierw zyskać jego emocjonalną bliskość niż cielesne gesty – zareagował odruchowo, otaczając ramieniem drobną sylwetkę Adeli. Przysunął się bliżej, podtrzymując pocałunek i tak się w nim zapamiętał, że nie usłyszał nawet, jak trącona przez niego niecierpliwą ręką szklanka wypełniona do połowy ginem roztrzaskała się o kamienną posadzkę.
Adela Sorokina
Adela Sorokina
Studnia Życzeń 57diXnC
Nowy Meksyk, USA
22 lata
błękitna
neutralny
żona
https://petersburg.forum.st/t1148-awendele-kiwidinok-sorokinahttps://petersburg.forum.st/t1188-awendela-kiwidinok-sorokina#4690https://petersburg.forum.st/t1189-caracara#4691

Sob 21 Lip 2018, 20:44
Był tak młodym człowiekiem o tak starej duszy, że nie znała miarki ani równania by obliczyć rachunek jego stabilności i umysłowej swobody. W każdym geście dokładnie taki, jaki być miał, w każdym zdaniu utkanym z wyselekcjonowanych słów zawierając przekaz w najkrótszy, najprostszy z możliwych sposobów. Wydajny, zdolny, jak maszyna, choć wciąż wierzył, że nie, że nie jest trybem w całości.
Czasami doprowadzało ją do szału, czasami na granicę chorej fascynacji jak bardzo był w stanie się nagimnastykować odwracając spojrzenie od siebie samego. Chwycić tylko za ramiona, potrząsnąć aż zadzwonią zęby, obudź się obudź!
Kiedy była małą dziewczynką dzieci w wiosce miały zabawę polegającą na powiedzeniu trzech prawd i kłamstwa. Jako, że żyli w bardzo bliskim środowisku i wiedzieli o sobie wszystko, trudno było skłamać na tyle umiejętnie by nikt się nie zorientował i jak łatwo się domyśleć była w tej grze zawsze najgorsza. Nie rozumiejąc dlaczego sprawia jej to taką przykrość spędzała więcej czasu z matką i Pramatką, kobietami białych gór, które opowiadały o szczerości serca będącej rzadką cnotą, cnotą, która może stać się przekleństwem. Długo trudno jej było zrozumieć dlaczego, do czasu aż wpadła w sieć zasad i kłamstw, którymi rządziła się słowiańska socjeta i wtedy jak za dziecka, po raz pierwszy od dawna poczuła jak ważną pełni rolę będąc potomkiem białych gór. Kiedyś również zostanie matką, być może Pramatką i nie wolno jej, nie wolno zapomnieć, nie wolno... Szkoda tylko, że ze wszystkich przyrzeczeń jakie wygrawerowane miała z miłością w pamięci po czasach przeszłych niewiele potrafiło się uwypuklać, kiedy poddawała się ostrożnemu dotykowi jego dłoni. W tych skrajnie rzadkich momentach intymności, choć być może to zbyt wielkie słowo na opisanie pojawiających się między nimi gestów, ogarniała ją zwykła błoga przyjemność jak podróżnika stęsknionego potraw z rodzinnych stron, żołnierza znów widzącego twarz swojej żony, psa, który ze szczerą miłością niemal uschnął z tęsknoty czekając na powrót pana do domu i nie mogąc dać ujścia radości merda ogonkiem na każdy najdrobniejszy gest zainteresowania.
Objęła go odpowiadając na jego gest, śmiejąc mu się prosto w usta. Było tyle słów, które chciała mu powiedzieć, o których była przekonana, że musi ich wysłuchać. Gładząc jego włosy i kark wyciągnęła jedną zmarzniętą stopę z wody siadając bliżej, niemal na jego kolanach. Dłoń ostrożnie, badawczo muskała materiał jego koszuli jak ślepa wrona szukająca ziarna. Czy wciąż nosił ten koszmarny pukiel rzemyków z nanizanymi nań kamieniami? Czy nosił?
- Atsa. - zaczęła cicho, szukając dobrych słów bo choć było jej wszędzie pełno i z łatwością artykułowała swoje niedorzeczne zachcianki typu zielone ściany w łazience, strumień w ogrodzie, ptaszarnia, to tych potrzeb najprawdziwszych, głęboko pierwotnych nigdy nie umiała wyartykułować na głos. Obiema dłońmi ujęła jego twarz, gładząc skronie, uszy, ucałowała jedną brew i drugą.- Chciałabym, żebyś pojechał ze mną do Meksyku. - powiedziała patrząc mu w oczy. Cień dziwnego smutku zaczaił się na dnie źrenic, chciałaby zabrać go na Wielkie Równiny, do swoich ludzi tylko, ze ich już nie było. Ani jej matki, ani plemienia. Teraz ona była korzeniami tego drzewa i choć wciąż za mała, wciąż za młoda, to skora podźwignąć gałęzie obwieszone ciężkimi zobowiązaniami życia w irkuckim rodzie. Jesteś skaleczony Atsa, ale woda leczy wszystko, wielki pusty step, sawanna, podróż nocą pod oceanem gwiazd, cisza, trzask nocnego ognia, wycie kojotów w oddali. Nie zrozumiesz co chce Ci powiedzieć, gdyby tak mogła telegram z serca do serca o sile i nieposkromionej dzikości stad koni rwących kopytami suchą ziemię. Gdybyś mógł spojrzeć w oczy aligatorom leżącym w ciepłym od słońca błocie koryta rzeki, zobaczyć niezachwianą niczym pewność siebie, jasna akceptacja swojego miejsca w kręgu życia. I ptaki, jastrzębie, orły dryfujące miękko na ciepłych prądach powietrza. Nie musicie rozmawiać, nie musicie robić nic, tylko pojedź z nią do Meksyku.
Endar Sorokin
Endar Sorokin
Studnia Życzeń ArspnPM
Irkuck, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
adwokat
https://petersburg.forum.st/t1070-endar-sorokin#3929https://petersburg.forum.st/t1104-endar-sorokin#4105https://petersburg.forum.st/t1081-lew-polnocy#3983https://petersburg.forum.st/t1102-yana

Nie 22 Lip 2018, 02:55
Przestraszył się, czując na wargach jej śmiech. Jej cudowna, niezmącona niczym radość wzbudzała w nim myśli, których się bał, on, niedostępny i surowy, mikry lew północy. Czy musiał być tak oschły wobec niej? Poczuł już satysfakcję z obserwowania, jak wytrwale Adela wciąż próbuje je obalić, dlaczego więc nadal wznosił przed nią bariery broniące dostępu do niego? Czas najwyższy, by ustąpił. Otoczył kobietę ramionami, prowokowany uczuciem, którego nie doświadczał już od bardzo dawna. Zrozumiał, że jest za Adelę odpowiedzialny, i to osobiście, poza kompetencją dziedzica Sorokinów czy adwokata pnącego się po drabinie kariery – do niego i tylko do niego należało zadbanie, by nie była zziębnięta i sama. Rozgardiasz panujący w jego zwykle pedantycznie uporządkowanych myślach wynikał z odbywającej się ilekroć spędzał z nią czas z dala od otoczenia naocznych świadków wewnętrznej kłótni – czy jeszcze musi, czy już chce to robić.
Tęsknił do swobody, jaką zyskałby po prostu chcąc. Zniknęłaby wątpliwość, czekanie na zaskoczenie, gdy ręka Adeli napotka dziwaczny talizman pod jego koszulą, pierwszą oznakę słabości i pierwszą pamiątkę po żonie, jaką przyjął, choć także nie był wtedy przecież pozbawiony wątpliwości. Szukała wisiora jakby nic poza nim się w Endarze nie liczyło, a Sorokin nie mógł (a przynajmniej nie powinien) się jej dziwić.
Pozwoliwszy jej na wybadanie pod materiałem znajomych kształtów drobnych, nierównych kamieni, ostrożnie uniósł rękę Adeli do ust. Pocałował knykcie jej palców, każdy z osobna, potem przenosząc wargi na wnętrze jej rozgrzanej dłoni, zamknął oczy. Już był w innym świecie; na drugim końcu globu, pełen zupełnie innych myśli. Jego komfort krył się zwykle za wieloma granicami, pokonanie ich wszystkich naraz wydawało się Endarowi niemożliwe. Tymczasem znalazł się niebezpiecznie blisko poczucia zupełnego bezpieczeństwa, w miejscu, którego już nie pamiętał. Z Irkucka na pewno było do niego zatrważająco daleko, może nawet dalej niż do Meksyku, a jednak był tuż przed mitycznym domem, w którego istnienie zatwardziale wątpił, tylko dzięki niej.
Chwila, chwileczkę. Czy to nie on miał bronić jej?
- Pojedziemy. – obiecał żarliwie, przez chwilę nawiązując z nią kontakt wzrokowy, by wiedziała, że nie przyrzeka jej tylko urzeczony łaskawym dotykiem, ugłaskany dreszczem biegnącym po wrażliwej skórze w ślad za jej palcami. Kolejny z wdzięcznych pocałunków osiadł miękko na smukłej szyi wolnej od ciężaru drogocennych kamieni i zniewalającego złota. Spierzchnięte wargi odnalazły puls tętnicy szyjnej, życie drgające pod skórą w równym, uspokajającym rytmie. Adela była tak blisko, dość blisko, by się zawahał. Nie spełni tej obietnicy od razu. Postanowił nie mieszać jej w żadne swoje kłamstwa, być możliwie szczery, bez wahania powiedziałby jej więc, że nie jest jeszcze gotowy na to, co Adela zechce mu pokazać. Niczego dotąd jej nie odmówił. Dał już jej nawet wszystkie lata, które mu zostały w życiu; pierścionek wsuwany na jej palec nie niósł ze sobą ich ciężaru, ale Endar zaczynał już rozumieć i czekać – kiedyś będzie Atsa. Któregoś dnia, bez żadnego ostrzeżenia, miano nadane mu przez Adelę zrówna się z imieniem, z którym przyszedł na świat. Niezależnie od tego, czy w międzyczasie jego egzotyczna żona zacznie umieszczać się i czuć swobodnie w ciasno oplatających sylwetkę jedwabiach i muślinach, czy on pokocha wyprawy na jej kontynent i dni poświęcone pojednaniu z naturą, której zawsze był bliski, ale mimo wszystko obcy – mieli spędzić ze sobą resztę życia. Endar musiał, jak w najważniejszym sądowym procesie, zawalczyć o to, by nie padł na nich wyrok pozbawiający wszelkich nadziei. Sięgnął ku jej talii, by przyciągnąć bliżej do siebie, ostatecznie przełamać najprostszą z wytyczonych między nimi granic. W porównaniu z jego roślejszymi braćmi, których Adela mogła podziwiać przechadzając się po korytarzach irkuckiej posiadłości, z pewnością to Endarowi brakowało siły, lecz mimo to bez trudu chwycił ją nieco pewniej i posadził na swoich kolanach. Objął Adelę w pasie, przesuwając dłonią po plecach kobiety. Kim jesteś?, pytały niezmordowanie zaskakująco nieśmiałe ręce, chociaż Endar nadal się wahał, czy na pewno chce poznać odpowiedź.
Adela Sorokina
Adela Sorokina
Studnia Życzeń 57diXnC
Nowy Meksyk, USA
22 lata
błękitna
neutralny
żona
https://petersburg.forum.st/t1148-awendele-kiwidinok-sorokinahttps://petersburg.forum.st/t1188-awendela-kiwidinok-sorokina#4690https://petersburg.forum.st/t1189-caracara#4691

Wto 28 Sie 2018, 21:08
Jak długo można być wobec siebie obcym, jak wytrwale omijać się wzrokiem, ignorować szeleszczące w stawach palców pragnienie splecenia się z tą drugą dłonią. Cierpliwość jest najwyższą cnotą, jak kropla drążąca kamień, rozumiała i chciała być tą kroplą mimo, że zawsze byłą ogniem, mimo, że w płomieniu jej spojrzenia rozpalały się żelazne zasady Sorokinów, ale żaden lód Syberii, żadna zmarzlina oplatająca jak nieczuła macocha serca tutejszych domowników nie mogła uchować się przed ogniem jej uczucia. Całą szczerą falę uczuć wplotła w słodki pocałunek, niezdolna do wymyślnych gier pożądania, nie posiadając żadnych doświadczeń, nie znając sekretnych ścieżek i zasad, którymi wypełnione są podręczniki prawdziwych kochanków. Mogła ofiarować tylko siebie, a nie czuła się żadną ofiarą, czystość uczucia i miękkie szczęście, kiedy ten uparty wół jej serca w końcu przełamał niewzruszone bramy serca Endara, całą dobrą i serdeczną miłość, uczucie tak niejasne, niezrozumiałe dla niej samej z każdym oddechem między jego wargi chciałą mu oddać i pokazać. Wszystko to co warte, żadnych żmij, żadnych pustkowi, wszystko to co mam, tak jak on jej tak ona jemu, każdy przyszły rok, każdy miesiąc, wschód i zachód słońca...
Pulsujący niepokojem od niedawna ból z tyłu głowy, niczym guz mózgu, przeszył taflę jej skupionych na nim myśli. Błyskawica tnąca nerwy zmrużyła powieki nie w ochoczym, pożądliwym geście jedności, a zwyczajnym grymasie dyskomfortu. Zacisnęła dłonie na krawędziach endarowej koszuli, którą - kto by się spodziewał - zdążyła już do połowy rozpiąć szukając bezwiednie kontaktu z jego chłodną, marmurową skórą i westchnęła cicho.
Skaleczeni tą samą niepełnosprawnością, autodestrukcyjną obietnicą wykluczenia ze swojego życia symbolu miłości, dwójka stęsknionych za sobą serc, chronionych umysłami gwardzistów. Jeden, zimny jak lód, który usztywnia stawy i zatrzymuje krążenie. Drugi to ogień, roztańczony, gorący, gotów spopielić wszystko na swojej drodze. Stara prawda o przyciągających się przeciwieństwach zamyka koło, lodem można się sparzyć tak samo jak rozżarzonym węglem.
Obiecała sobie nie kochać, wiedziała co czyni z ludźmi szczera miłość, przekleństwo uczucia zabiło Pramatkę, zabiło matkę, pozbawiło ją domu, plemienia, pozbawiło ją ziemi. Spojrzała głęboko w jego oczy szukając najmniejszego nawet, ukrywającego się cienia emocjonalnej siły, zrozumienia, ale jak mógł rozumieć, skoro wiedział o niej jeszcze mniej niż ona o nim, mimo, że byli małżeństwem wcale nie od wczoraj. Miłość niesie kalectwo, miłość pali, niszczy i odbiera. Miłość Endara do Hersilii, zdeformowana, a jednak niemal zdolna zniszczyć to, co Adela z trudem usiłowała im utkać w gobelinach przyszłości. Miłość Adeli do wolności, wiatr z zachodu pachnący spaloną trawą, solą potu i łez. Miłość, cichy zabójca.
- Boje się. - dlaczego akurat takich słów dobrała, akurat takie wyznanie zupełnie nieodpowiednie do chwili wyślizgnęło się spomiędzy jej pulsujących gorącym pocałunkiem warg. Czego się boisz, Awendele. Przyszłości? Przeszłości? Swojego uczucia czy jego uczucia? Boisz się uczuć? Dwójka nieporadnych tancerzy, którym strach przygrywa na skrzypcach śmiejąc się do rozpuku ze swojego niebywałego dowcipu. Czyż nie byli smutnym żartem losu.
Endar Sorokin
Endar Sorokin
Studnia Życzeń ArspnPM
Irkuck, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
adwokat
https://petersburg.forum.st/t1070-endar-sorokin#3929https://petersburg.forum.st/t1104-endar-sorokin#4105https://petersburg.forum.st/t1081-lew-polnocy#3983https://petersburg.forum.st/t1102-yana

Czw 30 Sie 2018, 02:02
Endar śmiał się rzadko, a jeśli już – to częściej niż powinien z żartów głupich, nieodpowiednich, smutnych także. Śmiałby się sam z siebie, jak nieraz już miał ochotę, gdyby nie to, że wszelką myśl o żartach i innych niefortunnych zrządzeniach losu pragnął w tej chwili odrzucić jak najdalej od siebie.
Jeśli istniała gdzieś dla nich normalność, to czy tą drogą zbliżali się do niej? Chociaż będąc tu teraz z Adelą czuł się wreszcie dobrze i swobodnie, był najbliższy nazwania wszystkiego, co robił słusznym, to Endar nie widział na horyzoncie miłości; nazwanie żadnego wzniosłego uczucia nie czekało u kresu wybranej nieco z przypadku ścieżki. Nie był nawet pewien, czy to tajemniczej mocy studni może być wdzięczny za niespodziewaną zmianę ich rozmowy, za własny nagły odruch i wszystko, co nastąpiło potem, co podświadomie narzucał Adeli. Złapał jej nadgarstek, przyciskając ciepłą dłoń do skóry, tam, gdzie pod żebrami coraz szybciej biło zastałe, zimne serce. Równie bezradny co ona, chociaż w ten sposób przekazywał jej to, czego nie rozumiał w pełni, nie rozumiał w ogóle, chociaż przepełniało go nieznanym ciepłem, w znane pragnienia wprowadzając coś nowego, coś na co nie umiał reagować i wobec czego stał się nagle bardzo ostrożny.
Przytłoczony wszystkim, co dostawał od niej, nie był nawet pewien, czy naprawdę tego właśnie sobie życzył. Nadeszła przecież wreszcie chwila, której się obawiał, choć to paradoksalnie Adela wyznała mu strach. A ponieważ w ułomnych jego myślach, zepchniętych do świata kalkulacji nie pojawiły się żadne rozważania o uczuciach (na razie wystarczyło mu, że awansem je Adeli obiecał i nie chciał roztrząsać ich więcej), dziewczęcy strach związał się nierozerwalnie z jego osobą, z jego zachłanną śmiałością, przed którą nie dostała żadnego ostrzeżenia.
Natychmiast cofnął twarz, przerwał ich pocałunek i odwrócił wzrok. Przepełniło go jakieś obrzydzenie względem samego siebie, a myśli, że to jego mogłaby się bać nie udźwignąłby nawet, gdyby uwierzył w jej czyste i dobre intencje, pozwolił jej obdarować się miłością, jasno określić to, co mogłoby ich połączyć. Gdyby się go bała, nic nie udałoby się im zbudować.
- Nie musisz się mnie bać. Nie zrobię ci krzywdy. – przyrzekł tak samo poważnie jak przyrzekał puste głupoty podczas ślubnej ceremonii, szczerze ponad wszelką wątpliwość. A jeśli nie uda mu się dotrzymać tej obietnicy, w tamtej chwili jawiło mu się to jako najgorsze ze świństw, do jakich do tej pory by się posunął. Czytał z twarzy Adeli wszystko, co się w niej malowało, przekonany przez jej dotychczasową szczerość, że kobieta jest otwartą księgą, brnął tymczasem dalej w błąd, którym wszystko mógł przekreślić, starając się jednocześnie naprawić coś, co nie zepsuło się jeszcze.
Dotknął policzka Adeli, delikatnie oparł palce na jej miękkich ustach. Nigdy, przez całe swoje marne, oziębłe życie, nie chciał pokochać kogoś tak bardzo, jak chciał pokochać w tej chwili Adelę. Od razu, nieodwołalnie, młodzieńczo i głupio, całym sercem głuchym na podszepty myśli. Tak, jak się nigdy dotąd nie nauczył. Trzymając ją przez cały czas blisko, przytulił Adelę do siebie, usta gubiąc gdzieś w jej gęstych czarnych włosach. Pocałował czubek jej głowy, a potem skroń, policzek, a w oczach miał nadal ten sam strach i błaganie, by to nie jego się bała.
Prosił, by mu pozwoliła bronić jej przed światem, a tymi prośbami, powoli, nieśmiało i nieświadomie, zbliżył się do czegoś, czego nazywać uparcie nie chciał, ale przecież zaczynał już czuć.
Adela Sorokina
Adela Sorokina
Studnia Życzeń 57diXnC
Nowy Meksyk, USA
22 lata
błękitna
neutralny
żona
https://petersburg.forum.st/t1148-awendele-kiwidinok-sorokinahttps://petersburg.forum.st/t1188-awendela-kiwidinok-sorokina#4690https://petersburg.forum.st/t1189-caracara#4691

Sro 12 Wrz 2018, 03:31
Gdyby spełnianie szczerych pragnień serca było tak proste, jak rzucenie zaklęcia. Ochota, by zaraz, teraz, już, obdarować się wzajemnie czymś dobrym, spełniona w mrugnięcie oka; ale przecież nawet magia miała swoją cenę. Nie było eliksiru ani klątwy, która pozwalała kwiatom uczucia kwitnąć w pełni sił, każdy miłosny napar i zaklęcie kaleczyło namiętność czyniąc ją nienaturalną, plastikową. Jak wiele trzeba w tym świecie magii i cudów, żeby dwójce tak spragnionych szczerości, otwartych na uczucie osób przebrnęło przez trudności własnych przekonań niczym żołnierze na froncie, osiągając cel tak prosty, zapomniany lata temu? Nikt nie rodzi się emocjonalną kaleką, dziecięca łatwość tkania sentymentów i sympatii umarła w nich z czasem, upchnięta w żelazne ramy zobowiązań i prawideł powtarzanych przez starszych.
Uśmiecha się na jego słowa, trochę rozproszona nie czując jak blisko serca dźgnęła go tymi dwoma słowami. Dopiero z każdym kolejnym jego ostrożnym dotykiem, pocałunkiem ukrytym między nitkami włosów, błyski połączeń neuronów uderzyły trzeźwą wiązkę.
On myśli, że się go boisz.
- Atsa. - podniosła dłonie z jego ramion i ujęła jego twarz. Była jeszcze dzieckiem, a w tej jednej chwili poczuła ciepłą i ciężką starość Pramatki, wilgotną i kojącą niczym żyzny torf, gotową chłonąć ten sam strach, strach który miała w oczach, strach, który odbijał się lichym blaskiem wokół jego źrenic. Świadomość rzeczywistości opada na ramiona jak purpurowe paludamentum, gorące i ciężkie, insygnia imperatora, królowej władczyni własnych uczuć.- Jest tylko jedna osoba, która może zrobić mi krzywdę. - głos ledwie głośniejszy od szeptu, to śmieszne jak w tak trudnych sytuacjach mózg szuka rozproszenia uwagi od powagi słów, skupiając się na tym jak wielki postęp zrobiła w nauce rosyjskiego. Jak coraz mniej wyczuwalny był jej akcent. Oparła czoło o jego czoło zamykając oczy. Widziała wojnę, widziała grupy zbrojne pojawiające się na indiańskich ziemiach z celem ostatecznej eksterminacji plemienia białych gór. Widziała ich kolorowe maski, noszone z dumą jako kpina z ich wierzeń, zwierzęcych totemów. Pamiętała tamtego dnia swojego ojca, matkę, pamiętała jak biegli w stronę rzeki, spokojny głos matki, rzeka przynosi i zabiera, płynąca woda jest niekończącą się drogą. Trzask pękającej w powietrzu magii jak trzask przekraczania bariery dźwięku. Łzy w jej oczach, czuła miłość jaką darzyła ojca i nią samą, miłość, która pozwoliła im umknąć przed jadowitą zielenią śmiertelnych klątw rozsypanych po równinach niczym skolopendry.
- Tylko Ty. - jeśli kiedykolwiek pozwolą sobie na to, żeby darzyć się miłością, szczerą miłością otwartych serc nie będzie nikogo innego, kto będzie miał nad nimi większą władzę niż oni sami. To kredyt zaufania większy, niż ktokolwiek byłby gotów zaoferować, kredyt niegodny tej śmiesznej ceremonii przyrzekania sobie, że na zawsze, że do końca. Byli związani w świetle prawa, w oczach rodziny i społeczeństwa, serca jednak wciąż swobodne mogły wybrać czy zechcą znosić towarzystwo tego drugiego, czy pozostaną w znanej sobie komfortowej samotności. W momencie, w którym jedno dosięgnie i dotknie drugiego nie będzie ucieczki, oboje wpadną w przeklęty wir uzależnienia, dziurę bez dna, w której nie pozostanie nic poza cichym opadaniem w nieskończoność.
Oplotła ramionami jego kark i tuląc do niego swoją twarz powtórzyła:
- Boję się - wzmacniając swój uścisk- że jeśli będę Cię kochać, to umrę.
Tak dziecinnie szczere, tak infantylne wyznanie, wyrwane z kontekstu i wypowiedziane w innych okolicznościach mogłoby wywołać śmiech. Niczym te głupie, nieodpowiednie i zupełnie smutne żarty, które potrafią wzruszyć fasadę lodowego Księcia. W tej jednak chwili przetkane były pchającymi się pod zaciśnięte powieki łzami, kiedy młodzieńcze serce ognia rozchyliło swoje żarliwe podwoje niby delikatny kwiat, ważąc na szali wszystko, stawiając całą ich przyszłość w tym jednym wyznaniu.
Endar Sorokin
Endar Sorokin
Studnia Życzeń ArspnPM
Irkuck, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
adwokat
https://petersburg.forum.st/t1070-endar-sorokin#3929https://petersburg.forum.st/t1104-endar-sorokin#4105https://petersburg.forum.st/t1081-lew-polnocy#3983https://petersburg.forum.st/t1102-yana

Sro 19 Wrz 2018, 00:52
Ach, gdyby tylko na jego miejscu znalazł się ktokolwiek inny, nawet Tomas, za którym nawet przez minutę, których tysiące minęły w czerni żałobnej nie zatęsknił i którego nigdy nawet w chłopięcych snach nie chciał naśladować. Gdyby choć o włos udało mu się zboczyć ze ścieżki, którą podążał niestrudzenie w coraz bardziej przejmującym otoczeniu mroku niezrozumienia, potrafiłby zbyć jej obawy niecierpliwym gestem, tak, jak odgania się muchę krążącą nad głową w upalny dzień. Miłość to życie, umiałby zaoponować pewnym głosem, słowami natchnionego poety, który poza wielką siłą miłowania, jaką w sobie zebrał nic nie widzi – ani strachu przyszłych lat, ani nawet blasku jutrzejszego poranka. Gdyby poznał ten przytłaczający ogrom, mógłby zrozumieć jej strach.
Ale nie rozumiał, brnął dalej w beznadziejny gąszcz własnych doświadczeń, myśli ostrych jak brzytwy ucinających tuż przy ziemi skarlałe łodygi uczuć wyrosłych mimo wszystko w cieniu jego niechęci. Nie rozumiał, wyniosły analityk, krytyczny widz życia i zupełnie nie potrafił pogodzić się z tym uczuciem.
Jeśli cokolwiek przeraziło go naprawdę, to chyba tylko ta niepewność dysponowała taką mocą.
- Co ty mówisz? – zareagował ostro. Za ostro, wyczuł to od razu, ale słowa Adeli niebezpiecznie zbliżyły się do zarzutu, którego bardzo się obawiał. Działał odruchowo, zabrnąwszy zbyt daleko w stronę posłuszeństwa wobec instynktów. Odkąd opanował animagię, odnalazł upragniony spokój w uwalnianiu zwierzęcej cząstki swej duszy, wciąż tęsknił za podobną wolnością, gdy był jeszcze zamknięty w ciele wyrzeźbionym z lodu. Serce puściło się do biegu, bezwiednie wysunęły się pazury, a głos we władanie wziął surowy ton. – Nie mógłbym. Przyrzekałem ci i zamierzam wytrwać w tej przysiędze.
Zamiast pokajać się i spuścić głowę, Adela mówiła dalej, a Endar nie zrozumiał jej po raz kolejny. Słuchał, próbując porządkować słowa. Zamknął oczy, by nie widzieć ciepła spojrzenia Adeli, zacisnął wargi, by nie czuć na nich jej oddechu. Pozwolił jej zostać w tej wyjątkowej bliskości, chociaż jakaś jego część chciała wyrwać się od niej i pobiec. Wrócić do bezpiecznego dystansu i nigdy już nie próbować zbliżyć się do niej. To nie jego obawiała się naprawdę, co przyniosło mu odrobinę ulgi, mimo że nadal błądził myślami, szukając sensu jej słów.  Miłość była w jego życiu tylko snem, który dotąd jedynie przy Hersilii zbliżał się do granicy jawy. Marzył o niej myślą ulotną, nieśmiałą, tak wstydliwą, że spychał ją do najczarniejszej godziny nocy, chwil samotności tak nieprzeniknionej, że nic nie mogło przebić się przez jej pancerz, a w Endarze wciąż gniła tęsknota. Wyrastając z dala od światła, nabrała goryczy, nauczyła go zbytniej powściągliwości i zakazywała ufać. Odrzucał najczystszą z idei miłości, jednocześnie desperacko jej pragnąc. Zmuszenie się do zrezygnowania z niej nie kosztowało go tak wiele, jak się spodziewał, obojętność gwarantowała mu więc nieoczekiwany komfort, do którego mógł się przecież przyzwyczaić.
- Nie oczekiwałem, że będziesz chciała mnie pokochać. –  powiedział prosto i zupełnie szczerze. Nie chciał użalać się nad sobą, dzielił się tylko przemyślaną wiele razy prawdą. Nadzieja, że Adela mimo wszystko go jakoś ocali musiała zatem być wytworem chwili, oddaleniem od stanu chemicznej równowagi w mózgu, wahnięciem emocji. Wiedział przecież, wiedział bezlitosnym, syberyjskim chłodem, że niełatwo pokochać kogoś takiego jak on. Dla Adeli, młodej i obcej, byłoby to sto, a może i tysiąc razy trudniejsze niż dla kobiety dojrzalszej, bardziej przygotowanej na rozczarowanie. Nie wymagałby od niej podjęcia tak potwornego wysiłku. Zawierając małżeństwo, nie czekał na miłość. Chciał tylko osiągnąć satysfakcję z wypełnienia obowiązku wobec rodziny wzbudzając tym jednocześnie zwątpienie najbliższych; poczuć, że zmierza do przodu z życiem i nad wszystkim ma kontrolę. To niewygórowane oczekiwania w porównaniu z marzeniem o serca porywach i romantycznych uniesieniach, miał pełne prawo przewidywać, że wyjdzie z całej sprawy zadowolony i spokojny.
I niepomiernie się teraz dziwił, jakim cudem nawet to nie wyszło.
Adela Sorokina
Adela Sorokina
Studnia Życzeń 57diXnC
Nowy Meksyk, USA
22 lata
błękitna
neutralny
żona
https://petersburg.forum.st/t1148-awendele-kiwidinok-sorokinahttps://petersburg.forum.st/t1188-awendela-kiwidinok-sorokina#4690https://petersburg.forum.st/t1189-caracara#4691

Sro 26 Wrz 2018, 23:55
Bezsprzecznym talentem Indianki była zadziwiająca umiejętność wymykania się sytuacjom nerwowym i unikanie napięć. Nawet w chwilach w których doprowadzała domowników, służbę czy gości dworu do białej gorączki - niczym kot spadający na cztery łapy, śmiejący się delfin wślizgujący gładkim brzuchem na powrót przez taflę wody, zawsze udawało jej się uchylić nieprzyjemnym reakcjom. Wrodzona zdolność unikania ostrych krawędzi, kanciastych kształtów, gorzkich słów i zimnych spojrzeń. Ona ogień, śmiejąc się opowiadała dowcipy, stroiła się w pióra i koraliki, tańczyła na gzymsie kominka, ustawiała w korytarzach szkaradne totemy i opowiadała najmłodszym kuzynom, pociotkom i siostrzeńcom siódmej wody po kisielu bajki o pierzastych wężach i królu błyskawic.
Zdawało się, że nie można jej skaleczyć, a jednak ten ton głosu jakim się odezwał spiął jej mięśnie karku, postawił na baczność najmniejsze włoski piegowatych ramion. Zmarszczyła brwi, tyle wystarczyło by uświadomiła sobie jak wiele dla niej znaczył. Ktokolwiek inny siedziałby teraz przed nią i jakkolwiek nie gromił słowem - betka. Wystarczyły jednak trzy słowa Atsy, żeby węzeł w jej brzuchu zacisnął się, a ostatni podmuch ciepłego wspomnienia żyznych torfowych ziemi rozpłynął się bezpowrotnie, zastąpiony zimnym zapachem czarnej wody ze studni.
Wiedziała, że ostrożnie dobierał słowa, widziała to przecież nie raz. Był mistrzem tkania myśli w doskonałe gobeliny, krótkie zdania bez skazy precyzyjnie określające to czego chciał i to co zamierzał osiągnąć. Wiedziała, że nie pozwalał sobie na błędy mimo, że wielokrotnie próbowała go z równowagi wytrącić, zamieszać w życiu młodego tygrysa Syberii, siedząc w pióropuszu u szczytu rodzinnego stołu kiedy nizając na rzemienie korale, śledziła go wzrokiem po powrocie do domu, gdy mijał ją z powściągliwym uśmiechem i kolejną ważną sprawą na ustach, sprawą, która jednak swoją ważnością nigdy nie sięgała jego oczu. Widziała w wypolerowanej powierzchni miedzianej lampy jak cicho, niby kot, wślizguje się do małżeńskiego łoża w środku nocy by z niego umknąć nim zdąży się zbudzić. Obserwowała każdy ten ruch, ucząc się go bez przerwy. Był jak dodatkowe zadanie pracy domowej, gdzie poza analizą obcego świata, kultury i rodziny musiała rozszczepić na czynniki pierwsze najbardziej enigmatycznego i zamkniętego w sobie czarownika jakiego przyszło jej spotkać. Wiedziała, że to co mówił nie wypadało mu z ust przypadkiem i tylko dlatego jej reakcją było prychnięcie.
- No nie. - przyznała podnosząc się z niskiej cembrowiny- Nie oczekiwałeś. - za blisko Atsa, za blisko. Ogień może ogrzać Ci dłonie, jednak gdy wsadzisz w płomień paluchy to zlezie Ci skóra.
Przeczesała palcami włosy podpierając się pod boki, stojąc do niego ni to bokiem ni przodem i parząc niezainteresowanym spojrzeniem po spoinach wielkich białych cegieł tworzących ściany i krzyżowe sklepienie tej komnaty- A czego oczekiwałeś, Atsa? - przeniosła na niego spojrzenie brunatnych oczu i z wielką precyzją próbowała odwzorować jego własną zagadkowość. Stracić najdrobniejsze, zdradliwe mimiczne tiki, wybielić spojrzenie, nie zaciskać ust. Być taką samą bez emocjonalną zagadką, jaką on był zawsze dla niej. - Czego Ty ode mnie chcesz? - ani uśmiechem, ani szklącymi się łzami nie chciała zdradzić nawet krztyny emocji, które teraz w niej buzowały.- Zawsze Ty spełniałeś moje zachcianki, teraz chyba kolej na mnie. Pozwól, że ja spełnię Twoje życzenie, Atsa. - pochyliła się lekko, o ile wciąż siedział- Jeśli nie chcesz mojej miłości, to czego chcesz? Nie dzieci, i tak ze mną nie sypiasz. Nie ozdoby, wychodzimy z domu tak rzadko, że mogę ozdabiać co najwyżej kanapę w salonie. Nie wroga, nie kłócimy się przecież, ale jak się kłócić, skoro tak rzadko szczerze rozmawiamy. Przyjaciółki? Też nie, wiem o Tobie, z każdym dniem coraz mniej. - przykucnęła opierając łokcie o kolana i chwytając głowę w obie dłonie w geście frustracji.
Endar Sorokin
Endar Sorokin
Studnia Życzeń ArspnPM
Irkuck, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
adwokat
https://petersburg.forum.st/t1070-endar-sorokin#3929https://petersburg.forum.st/t1104-endar-sorokin#4105https://petersburg.forum.st/t1081-lew-polnocy#3983https://petersburg.forum.st/t1102-yana

Pią 28 Wrz 2018, 11:39
- Nie – zaczął, ale odzywka uwięzła mu w gardle. Nie bądź taka, chciał zbyć warknięciem jej dziecinadę. Siłą odeprzeć jej złośliwość, podążyć zgodnie z siłą naturalnego ciążenia ku bezcelowej sprzeczce.
Nie był żołnierzem. Nie musiał ostrzyć każdego słowa, rzucać nim jak oszczepem i patrzeć jak Adela nie może się przed nim obronić. Nie przyjechała do Irkucka okuta w zbroję, w której mogłaby stawić mu czoła; nie przyjechała na wojnę. On zaś trwał w wiecznej bitwie, z samym sobą nawet, gdy zabraknie mu już przeciwników i nie pomyślał nigdy, by odrzucić broń, uformować z słów coś zupełnie innego. Nigdy, aż do tej pory. W mechanizmie życia obracało się wiele zębatek, a jedna z nich niemal dziś pękła, aparat napędzający funkcje życiowe wypadł z rytmu. Endar dostał szansę od losu, by nieco wiarygodniej niż zwykle przeistoczyć się w kogoś innego.
- Przepraszam, Adela. – westchnął, a przemiana dokonywała się w nim w ciągu zaledwie sekund. Głos stępił się, słowa muskały ją lekko jakby były otulone watą. Endar oblekł twarz w wyraz skruchy przerażająco podobny do szczerości; w półcieniu zatarła się wszelka różnica. – Przepraszam, że nie potrafię.
Z łatwością dawał jej wszystko, czego chciała. Do spełnienia jej życzeń wystarczyły pieniądze i wola, z czego niczego mu nie poskąpiono. Kazał przemalować łazienkę, zbudować dla niej ptaszarnię; kupił najwspanialsze okazy, równie piękne i egzotyczne jak ona, by nie czuła się sama w klatce małżeństwa z oziębłym kaleką emocjonalnym. Wyczarował dla niej strumień, zmienił tak drogie mu w swej niezmienności otoczenie kochanego domu, a jednak – wszystko to spłynęło po nim, niezdolne do zostawienia trwalszego śladu. Wszystkie jej zachcianki były nieosobiste, nigdy nie poprosiła go, by ją objął albo pocałował. Nie powiedziała mu wprost, żeby z nią został. Tylko ta nagła prośba, by zabrał ją do Meksyku wymknęła się z jej ust między pocałunkami, tylko ją odczuł w sercu i tylko ją mógłby zrównoważyć wypowiadając jakieś jedno swoje pragnienie. Wszystko, czego zażądała przedtem było tak maleńkie, jakby on poprosił ją o kolejny pstrokaty koc albo pawie pióro z ogrodu.
- Nie umiem pokazać, nawet powiedzieć nie umiałem, czego chcę. – był zawstydzony, smutny. Tak bardzo różnił się od poprzedniego Endara, a jednocześnie zbliżył niebezpiecznie do serca zaklętego w zimno zewnętrznej powłoki. On też się bał, dopiero teraz, naginając to, czego nie był jeszcze w pełni świadom do kłamstwa, był w stanie jej to powiedzieć. Chciał od niej wszystkiego, każdej z rzeczy, o których mówiła i jeszcze więcej, lecz bał się, że gdy spróbuje coś od niej wziąć, pochłonie ją i zniszczy. Zdusi jej ogień, ciepły płomień, w którym chciał grzać się w ciągu dnia, plując zuchwale na wszelki syberyjski mróz, a nocami pozwolić mu się strawić, doszczętnie obracać się w popiół i odżyć znowu, zanim wstanie słońce.
- Chcę – podjął, a choć bez trudu wsunął na twarz maskę wylewności, pierwsze słowa wymagały od niego więcej, niż się spodziewał. – żebyś była ze mną. Żebyś mogła powiedzieć mi wszystko. – nieswojo czuł się mówiąc tak do niej, ale raz wypuszczonego spod tamy strumienia myśli nie zdołał powstrzymać. Wstał i podszedł do Adeli, chwycił ją za ramiona i podniósł do pionu. Ujął jej twarz w dłonie i skierowawszy na siebie jej spojrzenie, nachylił się do jej ucha. Tylko ona miała prawo do tego, co zaczął szeptać z przejęciem, nikt inny. Żaden z przypadkowo zabłąkanych tu domowników, żaden duch przeszłości snujący się po zamkowych murach, nawet żaden z fruwających za oknem ptaków.
Wyszeptał jej, prosto i odważnie każdą myśl, jaka nachodziła go, gdy na nią patrzył. Wyszeptał wszystko, co nie pozwalało mu zasnąć, kiedy leżał obok niej. Szepnął w końcu, że jeśli urodzi kiedyś jego dziecko, on tylko przy niej nauczy się być dobrym ojcem. Stał przy niej długo, słów znalazło się mnóstwo, a on nie szczędził niczego, ani jej, ani sobie samemu. Wreszcie wyprostował się, zajrzał w lśniące oczy Adeli.
Adela Sorokina
Adela Sorokina
Studnia Życzeń 57diXnC
Nowy Meksyk, USA
22 lata
błękitna
neutralny
żona
https://petersburg.forum.st/t1148-awendele-kiwidinok-sorokinahttps://petersburg.forum.st/t1188-awendela-kiwidinok-sorokina#4690https://petersburg.forum.st/t1189-caracara#4691

Czw 11 Paź 2018, 19:46
Przyglądała się wielkim granitowym płytom będącym budulcem zamkowych podłóg. Drobnym ziarnom piasku zaklętym zwykłymi prawami fizyki w ciasne skupiska, wielkie głazy, całe góry małych ziarenek. W bladym poblasku wpadającym przez świetliki przy suficie skrzyły się jak brokat, piękne suknie w szafie, jak diamentowe okruchy, którymi posypana była biżuteria matki. Lekko, niczym muśnięte szronem, piękne, wilgotne i zimne. Wyciągnęła palec dotykając opuszkiem podłogi, szukając w fizycznej obecności kotwicy przed tą nieświadomością w jaką wciągały ją słowa małżonka. Nie umiał pokazać. Nie umiał powiedzieć czego chce. Czy to nie najstraszniejsze z kalectw, dać zakuć się w dyby swoich nawyków i kultury tak, by nie umieć zasygnalizować własnych potrzeb? Nawet zwierzęta, najmniejsze, nawet mucha wie jakie są jej potrzeby, jak je zakomunikować światu, jak sięgać po to co jej niezbędne do życia. Podniosła smutne spojrzenie na Endara próbując zahamować tę słodko-gorzką rozpacz, bo ostatnie co chciała mu podarować to politowanie. Kaleka rodzina ludzi mających wszystko, tylko nie to, czego na prawdę chcieli. Tylko dlatego, że żadne z nich nie umiało głośno mówić o tym, czego chce. Tupać nogą. Uderzać pięścią w stół. Krzyczeć. Jakby te pierwotne talenty wraz z wyjściem z wieku niemowlęcego zastępowane były przez chłodne zobowiązania.
- Atsa... - dała się bez problemu doprowadzić do pionu oczy otwierając szeroko, w niemym niedowierzaniu na ten wysiłek, który towarzyszył tak prostej komunikacji własnych myśli. Chciała, by zrozumiał, że to wszystko dobre, że nie ma w tym nic złego czegoś od niej chcieć. Wszystko, do czego była zdolna w stosunku nawet do obcych ludzi chciała mu dać jak wolność zwrócić puszczykowi ze zwichniętym skrzydłem, jak uwiąz koniom z pysków, zdjąć mu z oczu i serca kajdany, w które sam zapamiętale z uporem masochistycznego maniaka wciskał się, mimo, że miał świadomość jak mu niewygodnie.
Każde szeptane przez niego słowo jak mała iskra wdzierało się pod jej skórę, elektryczny impuls podniecający koniuszki nerwów, rozpalający coś całkiem nowego na tej przestrzeni, która przecież już przez całe życie do ognia przywykła. Jak subtelny podmuch wiatru w rozgrzane, żarzące się węgielki, których pierwsze płomieni języczki lizały kołtun nieuczesanych myśli. Ogień zupełnie inny, tak jak mu tak i jej jeszcze nieznany, dopiero teraz przyjdzie jej na prawdę poznać definicję domowego ogniska i palącej siły jaką jest miłość do drugiej osoby.

2x zt
Sponsored content


Skocz do: