Idź do strony : Previous  1, 2
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sro 01 Lis 2017, 15:18
First topic message reminder :

Gabinet redaktor naczelnej

Miniaturowa twierdza na najwyższym piętrze budynku Centrum Mediów Magicznych. Duży pokój na planie koła umeblowany z umiarem i elegancją. Przy oknie wychodzącym na Park Świateł stoją dwa obite w skórę fotele, stolik kawowy i dobrze zaopatrzony barek nieodzowny przy ważnych rozmowach. Pomieszczenie jest pełne książek, jest w nim też gablota z wydaniami „Tylko Prawdy”, w których upamiętniono przełomowe wydarzenia z historii magicznej Rosji. W masywne mahoniowe biurko stojące w centrum pokoju jest wbudowany sejf, do którego kluczyk ma urzędująca obecnie redaktor, Hekate Zakharenko. Gabinet jest obwarowany różnego rodzaju zaklęciami ochronnymi, by zapewnić jej dyskrecję podczas ważniejszych spotkań.

Sava Zakharenko
Sava Zakharenko
Gabinet redaktor naczelnej - Page 2 LrN4VRB
Odessa, Ukraina
31 lat
cień
błękitna
neutralny
zdrajca renegat
https://petersburg.forum.st/t1009-savvas-zkharenko#3365https://petersburg.forum.st/t1011-savvas-zkharenkohttps://petersburg.forum.st/t1012-sava-the-savage#3416https://petersburg.forum.st/t1010-ryszard

Pon 16 Lip 2018, 23:38
Było w tym coś potwornego, kiedy przekraczając próg jej gabinetu, próg, który przekraczał już razy tysiąc w życiu, tym razem nie napotkał jej czujnego spojrzenia na swojej osobie. Była zbyt zajęta, by zwrócić uwagę na jakąś pomniejszą fląderkę-asystentkę, sam Sava ledwie zauważył tę dziewczynę zanim przejął jej osobowość do swoich nikczemnych celów własnych - dla Hekate Zakharenko była więc mniej niż szumem w tle. Było w tym coś zimnego, zobaczyć swoją najdroższą matkę w jej naturalnym środowisku, z jej odruchami i tym bajecznie boskim talentem dyrygenta, operującego batutą nad tłumem pogubionych dziennikarzy. Nie otrzymać tego co zawsze uśmiechu tylko zmierzyć się z jej dostojną figurą tak, jak mierzyć się z nią musieli wszyscy ci nic nie warci, obcy, mali ludzie krzątający się wokół jej postaci.
Gdyby jeszcze miał serce zakuło by go zapewne świadomością, że tak oto z najbardziej umiłowanego syna spadł na najniższy szczebel tej społecznej drabiny uznania pani Redaktor. Był niewart spojrzenia i choć pewnie było t winą tej jego obcej, dziewczęcej twarzy z pełną akceptacją przyjmował to na barki.
Klękać, zbierać cięgi, gdyby tylko mógł im powiedzieć jak bardzo zrobił to z miłości. Jak bardzo pragnął, widząc niebezpiecznie zbliżające się do siebie siły raskolników i starszyzny, uchronić swoją rodzinę przed odpowiedzialnością. Tak jak tamtego felernego dnia, kiedy niesiony falą głupiej miłości, której teraz nie pamiętał ani jednej kropli, wyznał Kuraginie swój ohydny czyn i gotów był przyjąć całą, słuszną zresztą w każdej mierze, odpowiedzialność na swoje barki, tak teraz przecież. Postawił wszystko na swoją kartę chcąc jedynie, by się go wyparli, by nazwali go szaleńcem i odcięli od wszystkich jego czynów. Piętno czarnego słońca paliło w dłoń, a on, jeden sam, choć wiecznie gotów być tarczą swojej rodziny został postawiony przez meksykańskie rodzeństwo w pozycji, w której nie był w stanie odmówić wydanemu przez nich rozkazowi.
Miał w ramionach pękate teczki wypełnione informacjami o samym sobie. Wywiady i listy od świadków wydarzenia, opinie czytelników, którzy zalali dział korespondencji swoimi listami oglądając transmisję na żywo. Nie musiał tam nawet zaglądać, by przez papier czuć jak w palce kąsa go trujący jad ich słów. Powinien coś powiedzieć, by nie wypaść z roli, był w tym przecież taki dobry, wciąż pamiętał dzień, kiedy po raz pierwszy udało mu się podejść Kosmasa pod zmienioną twarzą tak, by nawet ojciec, trener jego zdolności cienia, nie był w stanie go poznać. Z każdym krokiem jednak, coraz bliżej tego biurka, coraz bliżej jej niedostępnej, obojętnej figury, przestawał tego chcieć.
Opuścił ramiona i rzucił niedbale teczki na niewielki stolik, strącając z niego cukiernicę i przyjmując na powrót swoją zmęczoną, naznaczoną tym całym chaosem twarz. Brakowało mu wiele do tej doskonałości, jaką prezentował przed matką za każdym razem, uczesanej nienagannie fryzury, pięknego garnituru. Włosy miał w nieładzie, spojrzenie ciężkie i puste, pod oczami kręgi i skórę bladą, jakby był samego siebie cieniem. Cieniem.
Chciałbym płakać, mamo, umieć przeprosić, ale nie mam siły. Przez całe życie, wszystko co uczyniłem robiłem tylko i wyłącznie dla was. Dla Ciebie, ojca, Kali i Mel, wszystko dla was.
Patrzył na nią bez słowa stojąc tuż obok, a jednak za wielką wodą twardego blatu biurka, nieruchomo, bez oczekiwań, stał po prostu.
Chciałbym mamo, żebyś mogła wiedzieć wszystko, wyczytać z moich zmarszczek mimicznych, niespokojnego ruchu palców, wyczytać tajemnice, których klątwa nie pozwala mi wypowiedzieć.
Wszystko co w życiu uczynił, czynił bez słowa sprzeciwu, zawsze mając rodzinę ponad wszystkim innym. Gotów do bestialskich czynów, najokrutniejszych kłamstw, najniższych posunięć, dla nich, dla nich, tylko dla nich. Nie miał słów, by opisać swoje uczucia, a i chyba uczuć samych w sobie miał teraz dość niewiele. Dlaczego tym razem tak łatwo uwierzyli w jego zdradę?
Hekate Zakharenko
Hekate Zakharenko
Gabinet redaktor naczelnej - Page 2 3105df034706c1864a0d70bd222ed170
Ufa, Rosja
51 lat
błękitna
za Starszyzną
redaktor naczelna „Tylko Prawdy”
https://petersburg.forum.st/t1131-hekate-zakharenko#4249https://petersburg.forum.st/t1174-wygladaj-jako-kwiat-niewinny#4587https://petersburg.forum.st/t1175-wiedzma

Nie 05 Sie 2018, 22:03
- No więc? – warknęła po raz kolejny podnosząc wzrok na niemrawe dziewczę. Nie miała czasu na sprawy przekazywane przez asystentki. Nie mogły powiedzieć jej czegoś, czego jeszcze nie wiedziała. Musiała wiedzieć wszystko, ale inaczej, niż życzyłby sobie tego jej ukochany syn. Z niezbitą pewnością musiała być gotowa w każdej chwili powiedzieć, że jej własne dziecko padło ofiarą szaleństwa, które dotąd czaiło się niepostrzeżenie w cieniu jego rosnącej chwały. Informacja była orężem, którym posługiwała się najsprawniej,, przerażająco precyzyjnie, upodabniając jej ostrze do igły. Z finezją krawca, nie pierwszego lepszego rębajły, dopasowywała prawdę do tego, co chcieli czytać kupujący jej pismo czarodzieje i tego, czego chciał słuchać minister, kierownicy ministerialnych Prikazów…
Teraz zaś prawdą miała stać się zdrada Savvasa. Powinno być to najpiękniejsze z jej kłamliwych dzieł – jeśli w portrecie, jaki wymaluje oszalałemu zbrodniarzowi o twarzy jej syna zostanie choć jedna rysa wątpliwości, wszystkie wzniesione przez nią konstrukcje runą. Brnęła więc przez wszystkie, nawet najbardziej obelżywe listy napływające do redakcji, powielała oskarżenia, za które potrułaby bez mrugnięcia okiem wszystkich kłamców opluwających jej dziecko zarzutami.
Hekate Zakharenko kiedyś była zwyciężczynią. Każdym słowem wypowiedzianym własnymi ustami i na łamach „Tylko Prawdy” przeciwko swojemu synowi skazywała go na śmierć i tym samym zabijała sama siebie. Wszystko to robiła, by zabezpieczyć przyszłość swojej rodziny, ten sam cel ustawiała jako priorytet Savvasa, ale przestała już myśleć, co będzie, gdy go osiągną. Nie chciała wiedzieć, co z niej zostanie po tym wszystkim.
Huk opadających na stolik papierów rozproszył panią redaktor skupiającą na powrót niepokojące myśli o nowinach do umieszczenia w najnowszym numerze. Uniosła głowę znad kolejnej bełkotliwej notki, by na miejscu asystentki zobaczyć drżący cień swego wspaniałego syna.
Pobladł. Pobladł, zmarniał i garbił się brzydko. Mimowolnie obejrzała go najpierw spojrzeniem matki niecierpliwie czekającej, aż będzie mogła być ze swego dziecka bez żadnych zastrzeżeń dumna i zadowolona. Dotychczas skutecznie zapobiegał tej niecierpliwości, spełniał wszystkie oczekiwania zanim jeszcze zdążyły wyklarować się w jej myślach.
Nawet to, by wreszcie jeszcze raz go zobaczyć spełnił zanim jeszcze przekonała się, że tej jednej rzeczy nie może dla niej zrobić. Dla dobra własnego i zrozpaczonej matki – musiał skazać ją na tęsknotę.
Sava stał w miejscu burej dziewczyny, a ona musiała udawać, że go nie widzi. To tylko złudzenie, wzruszający ślad przeszłości zwieńczonej porażką. Łzy wezbrały jej w kącikach oczu, choć wszystkimi siłami powstrzymywała emocje.
- Synu. – powiedziała cicho, niemal bezgłośnie. Krtań odmówiła jej posłuszeństwa, kurcząc się gwałtownie; zabrakło jej głosu i tchu; nie mogła nawet zawalczyć o wdech, najmniejszy ruch zesztywniałych od wstrząsu kończyn.
- Nie możesz tutaj być. – zmusiła się do tych słów, zaciskając dłonie na przekładanych gdzieś teczkach. Po maleńkich stawach rozlewał się ból, mięśnie napięły się, poczucie braku kontroli nad własnym ciałem postępowało dalej, od dłoni wzdłuż ramion. Jeszcze chwila i serce jej wybije się z równego rytmu przyspieszając do galopu, albo stanie jak wryte, a ona padnie tak jak stała. Sparaliżowana przez widok syna, nie mogła spuścić z niego oczu, chociaż wcale nie chciała na niego patrzeć.
Nie mogła przekazać mu spojrzeniem, że tęskniła, ani odezwać się do niego choćby jednym słowem. Nie mogła w ogóle uznać jego obecności w swoim gabinecie za fakt. Savy nie może tu być, bo Savy już nie ma.
Nie ma, nie ma, nie ma, powtarzała obsesyjnie w myślach. Ich korowód zatrzymał się, zostawiając w umyśle trudną do zniesienia ciszę. Mogłaby wypełnić ją zapewnieniem Savy, że wybacza mu, ba, że nigdy się na niego nie gniewała, chce tylko zrozumieć i chce nade wszystko, by to on wybaczył jej.
Łzy spłynęły jej po twarzy, rysy, które bezskutecznie usiłowała przekuć w zimny marmur, drgnęły. Nadal milczała.
Ostatnim zwycięstwem Hekate Zakharenko było pozostanie nieruchomą i bezpieczną za biurkiem, chociaż jedynym czego chciała było schronienie swojego dziecka przed całym złem świata w matczynych ramionach.
Sava Zakharenko
Sava Zakharenko
Gabinet redaktor naczelnej - Page 2 LrN4VRB
Odessa, Ukraina
31 lat
cień
błękitna
neutralny
zdrajca renegat
https://petersburg.forum.st/t1009-savvas-zkharenko#3365https://petersburg.forum.st/t1011-savvas-zkharenkohttps://petersburg.forum.st/t1012-sava-the-savage#3416https://petersburg.forum.st/t1010-ryszard

Sro 29 Sie 2018, 00:36
Cisza panująca w gabinecie zdawała się nigdy ni skończyć. Czarna dziura, kosmiczny fenomen nadzwyczajny pojawił się w tej pięknej przestrzeni, wysysając każdy szelest, a zaraz za nimi zdaje się ostatnią cząsteczkę tlenu. Głazy, które nauczył się bez słowa udręki dźwigać na swoich barkach jak kamienne skrzydła anioła, któremu do istot boskich było tak daleko, jak nikomu nigdy, stały się kowadłem miażdżącym jego pierś, porażającym płuca, które niczym upośledzone homunkulusy zapomniały do czego służą i tkwią w jego nieruchomej piersi. Marmur jej twarzy zadrżał, a skała uroniła słone krople łez, żałobnych misjonarzy niosących bezgłośnie prawdę tego co uczynił.
Oderwał powoli jedną stopę od podłogi z niebotycznym, niewyobrażalnym wysiłkiem walcząc z ciężarem atmosfery i zrobił krok w stronę biurka, w stronę siedzącej za nim figury.
Synu.
Z kalekich płuc wydostało się bezgłośne prychnięcie, westchnienie może, sapnięcie błagające tylko o jedno. W tej krótkiej chwili ich ostatniego spotkania chciał, by mogli sobie pozwolić na odrzucenie masek, odrzucenie obowiązków, zerwanie z twarzy woalek kłamstwa w którym przyszło im żyć, zdarcie z ramion tych pięknych gronostajowych płaszczy utkanych oszustwami.
Nie możesz tutaj być.
Cierpki grymas błysnął na jego ustach. To już nie jest zakaz, który mógłby zatrzymać go na drodze na której się znalazł. Odrywając od podłogi drugą stopę już przybrał twarz Semena Ovechkina. Kolejny krok zrobił przybierając twarz Aghaty, najmilszej sercu siostry, kolejny już jako Mefodi Karamazov by w końcu zatrzymać się tuż koło bariery bezpieczeństwa, biurka, którym tak usilnie próbowała się osłonić przed jego obecnością, patrząc na nią chłodnym i łagodnym spojrzeniem swojego ojca. Stał przed nią jak idealna replika Kosmasa Zakharenki, wsuwając dłoń w kieszeń, przybierając pozę tak typową Komendantowi. W momencie w którym zdjął z siebie samego, pod wpływem piętna czarnego słońca, wszelkie ograniczenia związane z jego przeklętą umiejętnością cienia, dopiero wtedy okazało się, z jaką łatwością przychodzi mu ta przemiana. Niezależnie, bez wysiłku, niczym mrugnięcia powiek, bicie serca, coś nad czym nie poświęca się w ciągu swojego dnia ani chwili skupienia.
Savas Zakharenko okazał się opanować swoje zdolności w stopniu mistrzowskim, dając jej jasny obraz tego, że jeśli nie będzie chciał być znaleziony - nikt go nigdy nie znajdzie. Zakamufluje się, miejski kameleon, jak społeczny pasożyt pośród których pracował będzie tkwił gdzieś na ulicach jakichś miast, żył i funkcjonował pozbawiony przymiotów z których była taka dumna, które nosił z godnością, bez złotych włosów, pięknego profilu dżentelmena, pozbawionych lęku jasnych oczu. Nie będzie sobą, ale będzie. Tak długo, jak będzie to konieczne.
- O czym mówisz? - głos Kosmasa melodyjnie przerwał chwilę ciszy, ciepły uśmiech męża, który tak dobrze znała, który Sava wykuł w archiwach pamięci jak w stalowej sztabie. Przybranie postaci Kosmasa kosztowało go znacznie więcej niźli dałby po sobie poznać. Nie tyle fizycznego wysiłku, co bólu egzystencjalnego, jak przyznanie się do najbrzydszego sekretu, pokazanie najbardziej nikczemnej z dzikich kart jakimi operował. Niemal jakby chciał jej pokazać, jakby chciał udowodnić, że go tu nie ma.
I choć ciężar tego gestu jak udar, porażenie, palił go w samych nerwów koniuszkach, mrowił w palcach, wiedział, że musi to zrobić. Nie będą bezpieczni tak długo, jak długo będzie tlić się w nich nadzieja na to, że to wszystko nie jest prawdą, że to się nie wydarzyło, że to pomyłka.
Epilog tej groteskowej inscenizacji, dramatu życiowego teatru, którego był główną i jedyną gwiazdą nawet jeśli bardzo chciał wierzyć, że to nie on, nie jego winy. Ostatnie spotkanie, które musiało zakończyć się nieszczęściem, a czym innym mogłaby zakończyć się gra na jej uczuciach. Igranie z miłością matki było ostatnim gwoździem jego własnej trumny, ostatnią rolą, ostatnim zadaniem.
Musiała go znienawidzić.
Hekate Zakharenko
Hekate Zakharenko
Gabinet redaktor naczelnej - Page 2 3105df034706c1864a0d70bd222ed170
Ufa, Rosja
51 lat
błękitna
za Starszyzną
redaktor naczelna „Tylko Prawdy”
https://petersburg.forum.st/t1131-hekate-zakharenko#4249https://petersburg.forum.st/t1174-wygladaj-jako-kwiat-niewinny#4587https://petersburg.forum.st/t1175-wiedzma

Pon 24 Wrz 2018, 02:11
- Nie rób tego. – zadziwiająco łatwo było przypomnieć sobie obrzydzenie, z którym mimo ogromnych pokładów miłości do dziecka, patrzyła na przemiany Savvasa. Odmieniec. Chory. Potwór. Kiedy pomyślała tak po raz pierwszy, myślą wymuszoną przez lata powtarzania uprzedzeń niesprawdzonych przez nikogo, zapragnęła samą siebie ukarać za niewypowiedziane okrucieństwo wobec Savy. Był jak słońce w jej życiu, obecność syna rozlewała się po dniach ciepłą i naturalną poświatą; musiał przyjść na świat. Z ogółu istnień to jego otrzymała pod opiekę, a on ją dostał na najcierpliwszą przewodniczkę po życiu. Coś przeznaczyło ich sobie, Hekate od pierwszych minut, od pierwszego objęcia Savvasa wiedziała niewzruszoną pewnością, że musiała zostać jego matką, a jeśli nie jego – nie miałaby dzieci w ogóle. Musiał być, by ona żyła dalej, musiał czekać na rodzeństwo z niecierpliwością samotnego dziecka, by mogła przyprowadzić je na świat. Przez pewien czas czekała na dzień jutrzejszy tylko po to, by zobaczyć, czy już urósł, czy już dojrzewa. Przez lata zrozumiała, że tylko on mógłby kiedykolwiek zastąpić Kosmasa i za własną zasługę poczytywała sobie wychowanie go na godnego następcę ojca.
Kiedy stał przed nią, zniszczony, bezczelny, z kradzioną twarzą i bez żadnego słowa wyjaśnienia, stał się jej obcy. Słońce nie zaszło, zostawiając jej nadzieję na wschód po rozciągniętej na kilka godzin ciemności. Nie nastąpiło zaćmienie, nie ma bowiem w całym kosmosie rzeczy dość wielkiej, by mogła przesłonić jej osobę syna. Źródło życiodajnej energii, największe dzieło jej życia i najpewniejsza nadzieja, gwiazda zamknięta w ciele chłopca o miękkich srebrzystych włosach, eksplodowało. Wybuch miał miejsce na jej oczach, gorąco sparzyło jej twarz.
Hekate zwiesiła głowę. Zabrakło jej odwagi i siły, przygniótł ją wielki ciężar obawy, że gdy spojrzy w górę – będzie tam ktoś obcy. Byłoby to nawet gorsze niż gdyby Savvas miał okazać się przywidzeniem umysłu opadającego w toń szaleństwa
Jej kalecząca duszę obawa, najgorsze z wysnutych przypuszczeń okazało się prawdą, gdy jednak udało jej się podnieść wzrok. Nadal tam stał, nadal kpił z niej bezdusznie, naigrawał się z jej żałoby, choć przecież musiał rozumieć. Patrzyła, jak Savvas, umarły dla świata, wstaje z grobu zaprzeczenia i po raz kolejny ją odrzuca, odmawia powrotu do domu, do niej, do przeszłości, od której mogli się jeszcze jakoś uratować – łamiąc jej przy tym serce jeszcze raz, na nowo. Dobrał się do niego rękami, pewnymi ruchami palców rozdzierał niewielkie już strzępy. Na tyle znała go przedtem, by wiedzieć, że gdy wyjdzie za drzwi – nie będzie czego zbierać.
W ułamku sekundy narodził się gniew; złość, zdolna zaprzepaścić jej ostatnią szansę. Hekate pozwoliła sobie odczuć ją w pełni, zrobiła ostatni krok w stronę porażki i przegrywając tę jedyną partię, która się w życiu liczyła, osiągnęła jednocześnie najważniejszy sukces. Zaczęła wierzyć w to, co jeszcze tego ranka było obrzydliwym kłamstwem, krzywdą jej ukochanego dziecka.
Nie masz prawa.
Ciałem Hekate wstrząsnęła fala mdłości. Wstręt wypaczał wszystko, niezdolna do skupienia go w rażącą wiązkę, rozdzielała go między nich oboje po równo. Nie myślała wcześniej, że to możliwe, by wrócił. Nauczyłaby się w końcu pogardzać zniekształconą przez nieobecność wizją syna, uwierzyłaby we wszystko, co kazała wypisywać na łamach „Prawdy”. Znów stałaby się zwyciężczynią, wyprostowałaby kark i czekała na koronację.
Musiała go znienawidzić i nawet w tym Sava potrafił jej pomóc.
- Dlaczego? – postanowiła milczeć. Stanowczo zakazała sobie samej podejmować z nim jakąkolwiek rozmowę, wiedząc, że nie powstrzyma szarżujących emocji. Słowo wydarło się z jej ust żałosnym jękiem, jakby jej struny głosowe powlekły się ołowiem, a wprawienie ich w drgania było niewyobrażalnym wysiłkiem. W jęku tym zawarła się cała rozpacz, jaką Hekate dotąd dźwigała w milczeniu.
Sponsored content


Skocz do: