Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sro 01 Lis 2017, 17:27
Mapa Świata

Choć Mapa Świata istnieje dopiero od niedawna, to dziś dziennikarze gazety „Novyi Mir” nie wyobrażają sobie pracy bez niej. Stworzona przez utalentowanych magitechnologów pełni rolę interaktywnej tablicy informacyjnej całego świata – wystarczy wybrać dowolne państwo umieszczone na mapie, by dowiedzieć się najważniejszych wiadomości z danego kraju – głównie na tematy polityczne, gospodarcze, kulturowe i nowinki technologiczne. Została umieszczona na największej ścianie na piętrze siedziby redakcji, tuż obok głównego punktu tego miejsca, czyli pracowni.

Alena Lazareva
Alena Lazareva
Mińsk, Białoruś
26 lat
błękitna
neutralny
świeżo upieczona reporterka śledcza w Novyim Mirze
https://petersburg.forum.st/t1333-alena-lazareva#5726https://petersburg.forum.st/t1336-alena-lazarevahttps://petersburg.forum.st/t1337-gold-diggerhttps://petersburg.forum.st/t1353-rarog

Nie 03 Gru 2017, 23:32

13.05.1999

Pulchne rączki łatwego życia pochwyciły ją za szyję i z wolna zaczynały dusić. Lazareva od niepamiętnych czasów – co w jej przypadku oznaczało nieco ponad dwie dekady nieustannej walki o szacunek – była kobietą czynu, a kiedy przez dłuższy czas tkwiła w marazmie spokojnej codzienności, jej złakniona Sensacji (przez duże S) dusza pogrążała się w ściśle metaforycznej depresji. W szczególnym obszarze zainteresowań zawodowych Aleny przez niemal trzy doby panował spokój. I ten spokój ją dosłownie wykańczał.
Obudziła się zaledwie kwadrans po siódmej w wygodnym (a przy okazji kosztującym stanowczo za dużo) mieszkaniu, aby stwierdzić z niesmakiem, że jestem znudzona do szpiku kości samą perspektywą czekającego ją dnia. Tak jak przynajmniej w jednej religii uzależnienie jest pierwszym z  grzechów głównych, tak znudzenie, a w szczególności niewiarygodna sytuacja, w której  wita się dzień z uczuciem nudy, było jedynym występkiem całkowicie przez Lazarevę potępianym. Miała przed sobą dwie perspektywy: zignorować ciche podszepty pracoholizmu, zasymulować szczególnie ostre przeziębienie i spędzić resztę dnia w zaciszu czterech ścian… bądź podążyć za nieodpartą potrzebą robienia czegokolwiek, nawet, jeśli owo cokolwiek oznaczało długie godziny w Novyim Mirze. Wiedziona doświadczeniem oraz prostą filozofią życiową głoszącą, iż nic tak nie poprawia humoru jak porządna dawka zawodowej adrenaliny, ledwie godzinę później przekraczała drzwi redakcji z uśmiechem na ustach i zapałem, którego dziś niemal jej zabrakło.
Rozkołysany, skąpany w świetle lamp tłum dziennikarzy, wolnych strzelców i całej masy informatorów, którzy coś widzieli lub którym wydawało się, że coś widzieli, przypomina ławicę ciągnących na żerowisko ryb wpływających w wyjątkowo brzydką rafę koralową.
Ale za to wściekle barwną i gwarną.
Mija dłuższa chwila, nim wzrok Aleny przypomina sobie jaką funkcję powinien pełnić – dotychczas niepokojąco rozszerzone źrenice nagle zwężają się boleśnie, niemal natychmiast przyprawiając ją o irytujący, ale krótkotrwały ból głowy. W towarzystwie kilku skinięć głową i uniesień dłoni przedarła się do interaktywnej tablicy, która zajmowała pokaźną część jednej z redakcyjnych ścian. Każdy dzień należało zacząć od najświeższych informacji z nawet najodleglejszych zakątków świata; cud magitechnologii, jakim Novyi Mir został niedawno obdarzony, sprawdzał się w tej roli bez zarzutu – wiedzieli o tym wszyscy w redakcji.
Nawet tacy nowicjusze jak…
Caragiale! – rozpoznanie jego sylwetki w tłumie nie było szczególnie trudne – Dionisie potrafił przyciągać uwagę równie skutecznie, co kolorowy spławik na środku jeziora. Lazareva pochyliła się nad biurkiem, które przejęła w chwilowe władanie, jej ręce zacisnęły się w pięści, w zieleni oczu błysnęło coś bardzo wyraźnie. To mogło być oburzenie, to mogła być wściekłość. A może nawet – o zgrozo – cień wymierzonej w mężczyznę sympatii? – Mam nadzieję, że opanowałeś obsługę tego ustrojstwa? – nie musiała wskazywać podbródkiem w stronę mapy świata, by redakcyjny kolega domyślił się, co dokładnie stanowiło sedno jej myśli. Wdrażanie nowicjusza w trybiki pracy na początku stanowiło narzucony przez przełożonych przymus, któremu Alena dzielnie stawiała czoła – niańczenie Rumuna to ostatnia rzecz, której pragnie złakniona tematów, ambitna nad wyrost i na domiar złego niepotrafiąca usiedzieć w miejscu dziennikarka.
Na (własne) szczęście Caragiale nie okazał się kulą u nogi. Może jedynie łańcuchem krępującym ruchy – w gruncie rzeczy sprawnym, błyskotliwym i pobudzającym zdrowego ducha rywalizacji, ale mimo wszystko wciąż łańcuchem.
Dionisie Caragiale
Dionisie Caragiale
Mapa Świata Drw8AEh
Bukareszt, Rumunia
25 lat
czysta
neutralny
dziennikarz w Novyim Mirze
https://petersburg.forum.st/t1256-dionisie-caragiale#5009https://petersburg.forum.st/t1257-dionisie-caragiale#5025https://petersburg.forum.st/t1259-dionisie-caragiale#5029https://petersburg.forum.st/t1258-mircea#5027

Pon 04 Gru 2017, 01:21
Minęły zaledwie trzy tygodnie odkąd z Livią przeprowadziłem się do Rosji, a dwa – od momentu oficjalnego rozpoczęcia pracy w redakcji Novyiego Miru. Zdecydowanie nie miałem większych problemów w zakresie aklimatyzacji, gdyż z osobistych doświadczeń znałem codzienne i niezwykle intensywne tempo życia petersburżan koncentrujących się głównie na mnożeniu swoich dóbr materialnych. Ja za to zmagałem się z czymś innym – nie potrafiłem tak szybko wyzbyć się nieznośnie uwierającej serce tęsknoty do miejsca, w którym spędziłem ponad dwadzieścia lat. Byłaby też w nim przyszłość, tuż na wyciągnięcie ręki, widziałem ją przecież bardzo dokładnie i przejrzyście, gdyby brutalnie nie zniszczył jej mój własny ojciec. Wówczas wtedy pojawiła się myśl, by odciąć się od jego toksycznych zachowań, wyjechać i rozpocząć nowy etap w swoim życiu. Dla siebie i Livii, która ostatecznie została pod moją opieką. Mogliśmy wyprowadzić się do Francji i rzucić się na głęboką wodę, ale mając zagwarantowaną pracę w jednym z czołowych czasopism w Rosji, nie mogłem zaprzepaścić takiej szansy. Pracowałem więc dzisiaj intensywnie, na pełnych obrotach, pisząc od rana artykuł na temat z ostatniej chwili. Przy tablicy czekałem teraz na najnowsze aktualizacje z francuskiej strony.
- Da? – W tym całym harmidrze jak w ulu, który nieustannie panuje przy nowoczesnej Mapie Świata, nietrudno było dziś usłyszeć swoje nazwisko. Nikt inny w redakcji nie nazywa się tak jak ja. Caragiale. Jak sam Ion Luca Caragiale, wyjątkowo nieznany i zignorowany w kręgach wschodnich dramaturg rumuński. Był nie tyle co moim przodkiem, ale symbolem dekadencji literackiej i czołowym przedstawicielem fin de siècle. Odwracam się z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy, szybko rozpoznając melodyjny, choć nazbyt pewny siebie głos, który wypowiedział moje nazwisko. Zmniejszywszy dystans między nami, odruchowo poprawiam swoje okulary na nosie, by zaraz uśmiechnąć się do Aleny na powitanie. Była jedną z tych osób, która wdrażała mnie w mechanizm redakcji, ale nie zamierzałem być kulą u jej nogi. Niewidzialny łańcuch w końcu należy przeciąć, zwłaszcza że powoli zaczynałem rozumieć zasady, jakimi rządzi się to miejsce. Bineînţeles – odpowiadam bez namysłu, wracając zaraz do rzeczywistości. Automatyczne przestawienie się z rumuńskiego na rosyjski nigdy nie było dla mnie problemem, mimo że o wiele bardziej wolałem mówić po francusku, to jednak z przyzwyczajenia często zdarzało mi się wtrącać słówka z mojego la langue maternelle.
- Już sobie ze wszystkim poradziłem, jeśli o to mnie pytasz. Chyba że ty potrzebujesz z tym pomocy…? – Z lekkim zawahaniem w oczach spoglądam na Alenę, by zaraz dodać: – Muszę ci w sekrecie wyznać, że nagły rozkwit technologii magicznej powoli zaczyna mnie zadziwiać. Chyba wreszcie szykujemy się na wejście do nowego milenium. Albo na koniec świata. Ta opcja też jest możliwa. – Postęp nie był co prawda tak szybki jak w świecie mugolskim, nie dorównywał mu w ogóle, jednak obiektywnie potrafiłem dostrzec w tym nadzieję na odrodzenie naszego zmurszałego społeczeństwa. Po zastanowieniu nigdy nie potrafiłem zrozumieć tego, że czarodzieje woleli stać w miejscu podpartym skostniałymi strukturami zamiast ambitnie brnąć do przodu i zmieniać rzeczywistość. W innym przypadku nasza codzienność mogłaby być lepsza. – W każdym razie, kończę właśnie artykuł odnośnie jednego z ważniejszych polityków francuskich. Dzisiaj rano otruli kandydata na Ministra Magii – tłumaczę, wciąż stojąc z notesem i samopiszącym piórem przy mapie i upewniając się tym samym, czy wszystko jest prawidłowo zanim oficjalnie trafi to jeszcze dzisiaj na biurko redaktora gazety.


Ostatnio zmieniony przez Dionisie Caragiale dnia Sob 10 Lut 2018, 11:40, w całości zmieniany 2 razy
Alena Lazareva
Alena Lazareva
Mińsk, Białoruś
26 lat
błękitna
neutralny
świeżo upieczona reporterka śledcza w Novyim Mirze
https://petersburg.forum.st/t1333-alena-lazareva#5726https://petersburg.forum.st/t1336-alena-lazarevahttps://petersburg.forum.st/t1337-gold-diggerhttps://petersburg.forum.st/t1353-rarog

Sro 06 Gru 2017, 23:11
Za pracę w Novyim Mirze należało zapłacić wysoką cenę.
Redakcyjne biurko paradoksalnie napawało ludzi strachem, co z natury nie odpowiada większości dziewcząt, i w myśl niepisanej umowy skazywało na głównie męskie towarzystwo; pracowało się tu wściekle – siedem dni w tygodniu, dziesięć godzin dziennie, przy czym rękę na pulsie należało trzymać całą dobę. Zabawa z udatnym dziennikarstwem polegała na drobnych, z pozoru nic nieznaczących zabiegach; obnażanie prawdy to często gra półsłówkami, żonglowanie linijkami tekstu, dobieranie odpowiedniej stylistyki do kontekstu – właśnie tak powstają dobre reportaże, czyste jak łza, skuteczne jak chloroform, mdlące jak woń kapryfolium w samym środku lata. Historie muszą być atrakcyjne, egzotyczne, pociągające. Po prostu fajne – a kiedy takie nie były, należało zrobić wszystko, by nimi się stały.
Alena chciała wierzyć, że jej redakcyjny i szkolny kolega – naprawdę znali się tyle lat? – szybko zrozumie tę zależność. Nie zwykła wydawać pochopnych wniosków, ale Dionisie każdego dnia, który spędzał w gmachu gazety, udowadniał swoje zaangażowanie – to z kolei było cechą najbardziej pożądaną u dobrego dziennikarza. Lazareva nie wnikała, co ponownie przygnało go do Petersburga; wspólna przeszłość nie dawała jej choćby najmniejszych uprawnień do uchylania rąbka tajemnicy, jakim na chwilę obecną było jego życie prywatne. By utrzymać to postanowienie w mocy, musiała zepchnąć na bok zawodową ciekawość i skłonność do odkrywania absolutnie wszystkiego. Caragiale nie był dziennikarskim śledztwem, ale człowiekiem z krwi, kości, tkanek i pary okularów, które właśnie poprawiał na nosie.
Jeśli masz zamiar używać rumuńskiego, zacznij od udzielenia mi kilku lekcji – choć mocno się starała, nie zdołała ukryć cienia uśmiechu, który zatańczył w tonie jej głosu. Już nie brzmiała władczo – a przynajmniej mniej władczo niż przed momentem – całą uwagę skupiając na uśmiechu, jakim Dionisie ją obdarzył. Mogli pozwolić sobie na chwilę swobody: majowy poranek, żadnych pilnych terminów, rozprzężenie między wczorajszym dniem a tym, który dopiero się zaczynał. Kilka osób snuło się po korytarzu, inni pili pierwszą kawę, pozorny spokój, pod którym jednak zdawało się pulsować podskórne napięcie.
Nie żartuj – odparowała natychmiast, pozwalając, aby kącik ust drgnął w przejawie tłumionego uśmiechu. Jeśli był w tej redakcji ktoś, kto profesjonalnie opanował tkwiące na ścianie magitechnologiczne ustrojstwo, była nim Lazareva; stare, dziennikarskie wygi nieufnie podchodziły do tak jawnego postępu czasów, dając czas i okazję młodym wilczkom na lepsze poznanie zalet mapy świata. – Jesteś jednym z tych, którzy wierzą, że nadejście nowego tysiąclecia to zwiastun Armagedonu? Ragnaroku? Biblijnego potopu? – uniosła nieznacznie brwi w przejawie czegoś, co w równej mierze było albo zdumieniem, albo zaskoczeniem, albo powątpiewaniem.
A zatem to prawda – Dionisie potrafił zaskakiwać na każdym kroku.
Jeśli postęp technologii ma być końcem świata, to wyłącznie jego zmurszałej, przestarzałej, patriarchalnej części – kolejne słowa padły jakby od niechcenia, jednak coś w spojrzeniu Aleny pozwalało przypuszczać, że tkwi w nich więcej prawdy, niż sama chciała przyznać. Choć w redakcji własne zdanie na każdy możliwy temat było na wagę złota, z pewnymi stwierdzeniami bezpieczniej było się ukrywać – nigdy nie wiadomo, czyje uszy słuchają. – Otruli? Posądzałam Francuzów o więcej finezji, gilotyna byłaby bardziej wymowna – Lazareva wiedziała, że nic nie przyciąga ludzi do gazety tak, jak sensacja. Najlepiej z odrobiną makabreski – wiele wskazywało na to, że serwowana przez Caragiale informacja, jeśli tylko obtoczyć ją we właściwej panierce słów, będzie smakowitym kąskiem w najświeższym wydaniu gazety. Sprzedaż skoczy w górę, redaktor naczelny wyrazi zadowolenie, być może znajdą pieniądze na porządną kawę, a nie tę lurę, którą Alena właśnie napełniała kubek.
Kenijczycy popisali się większą lojalnością, za trzy dni wybierają nowego Ministra i wszyscy kandydaci wciąż żyją – zmarszczyła lekko brwi, niechętnie przyznając, że ktoś będzie musiał wesprzeć ją w tym temacie.
Nie znała ani słowa w suahili. Nawet uniwersalnego przekleństwa.
Dionisie Caragiale
Dionisie Caragiale
Mapa Świata Drw8AEh
Bukareszt, Rumunia
25 lat
czysta
neutralny
dziennikarz w Novyim Mirze
https://petersburg.forum.st/t1256-dionisie-caragiale#5009https://petersburg.forum.st/t1257-dionisie-caragiale#5025https://petersburg.forum.st/t1259-dionisie-caragiale#5029https://petersburg.forum.st/t1258-mircea#5027

Czw 07 Gru 2017, 02:38
- Lekcja pierwsza: „tak” po rumuńsku brzmi tak samo jak w rosyjskim – oznajmiam z zadowoleniem w lekko zachrypniętym głosie, w dalszym ciągu uśmiechając się w kierunku Aleny, choć teraz nieco bardziej zawadiacko. Ale ze mnie nauczyciel! Krzyżuję ręce na klatce piersiowej, jeszcze przez chwilę wzrokiem szukając porannych aktualizacji prosto z Paryża na Mapie Świata, by zaraz poświęcić rudowłosej dziewczynie całkowicie swoją uwagę. – Masz w sobie na tyle ambicji, by nauczyć się kolejnego języka? – Choć z początku nie miało to zabrzmieć jak wyzwanie, to nie miałbym nic przeciwko, gdyby zechciała zaczerpnąć ode mnie kilku podstawowych lekcji rumuńskiego. W końcu to niezwykle piękny język, który – mimo że można sklasyfikować jako romański – jest zupełnie inny od reszty. Wciąż brzmi bardzo delikatnie i dźwięcznie, jakby znajomo, lecz przy tym zupełnie orientalnie. A wszystko to za sprawą licznych zapożyczeń słowiańskich, tureckich, francuskich czy włoskich uzasadnionych historią Rumunii. – Jeśli mówisz absolutnie poważnie, to bardzo chętnie nauczę cię w ramach odwzajemnienia się za pomoc we wdrażaniu w trybiki pracy redakcji – dodaję po chwili, nie czekając nawet na jakiekolwiek potwierdzenie ze strony Aleny. Niemniej jednak nigdy nie wątpiłem w jej talent do nauki. Mając z nią do czynienia przez tyle lat, zdążyłem ją wystarczająco poznać, by stwierdzić, że nie brakuje jej chęci do dążenia do celu czy też pogłębiania wiedzy.
- Żartuję – odpowiadam na przekór, niemal machinalnie wtrącając się Alenie w słowo i jednocześnie puszczając jej perskie oczko. Nie wierzę w Armagedon, nie będzie też żadnych czterech jeźdźców Apokalipsy rodem z obrazu Dürera; nie dosięgnie nas potop biblijny, ani Ragnarök, ani Al-Malhama Al-Kubra. W dzień końca świata wszystko będzie normalnie – w nieinwazyjny sposób skończy się tylko pewien rozdział w historii ludzkości, który przez późniejsze pokolenia zostanie wyodrębniony w książkach. Rutynowo wstanę więc rano, lekko zaspany wyglądając przez okna, by sprawdzić, czy pierwszego stycznia nic się nie zmieniło i dalej pada śnieg na chodniki równie szare i krzywe w Petersburgu, co w Bukareszcie. Nastawię czajnik, a jego donośny gwizd – choć lekko wówczas przerażający, jakby myśl o przepowiedni mimowolnie tkwiła gdzieś z tyłu głowy – oznajmi mi, że muszę zalać wrzątkiem świeżo zmieloną kawę. Później zrobię tradycyjne micul dejun dla mnie i dla Livii. Usmażę dużą plăcintę z bryndzą i wiśniami, choć nie tak, jak zazwyczaj robi się po bukareszteńsku – tylko po transylwańsku, taka smakuje nam najbardziej. Potem przejrzę prasę, zajmę się obowiązkami lub pozwolę sobie na odrobinę przyjemności przy książce i lampce wina. Innego końca świata nie będzie. – Jestem jedną z tych osób, która wierzy w naukę i dowody, nie w zabobony. – Zabieram notes i samopiszące pióro, by zaraz odłożyć je na pobliskim stoliku. Nalewam sobie kawy i patrzę na Alenę. Czyżby naprawdę miała mnie za kogoś, kto dał się wkręcić w tę machinę strachu przed tysiącleciem?
- Postęp technologii to za mało, co nie zmienia, że to dobry, dający nadzieję początek. Zmiana potrzebna jest przede wszystkim w społeczeństwie. – Wschód a Zachód to zupełnie inne, niewspółgrające ze sobą światy, o czym niejednokrotnie zdążyłem się przekonać na własnej skórze podczas moich licznych podróży po Europie. Mimo że przecież każdy świat czarodziejów od wieków rządzi się własnymi prawami magicznymi i w sposób częściowo niezależny pisze swoją historię, inną od tej mugolskiej, to od pewnych rzeczy i wielu punktów wspólnych nigdy nie da się uciec. Okcydentalizacja w Rosji, podobnie jak i w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, była zbyt wolna i nieefektywna. W dalszym ciągu dało się odczuć skutki żelaznej kurtyny i komunizmu, który przytaczał na każdym kroku. Jakie zrządzenie losu, że wraz z jego oficjalnym upadkiem u mugoli, niektórzy nagle zaczęli go chcieć w naszej społeczności, jakby na własne oczy nie widzieli tego, co stało się po drugiej stronie.Tak, otruli. Myślisz, że chęć ujawnienia nas mugolom przez Françoisa Gérouxa zasługuje na gilotynę? Moim zdaniem to byłaby oznaka tęsknoty za czasami Wielkiej Rewolucji Francuskiej, chociaż aktualni kandydaci na Ministra Magii to jak wybór między dżumą a cholerą. – Albo skrajnie po lewej, albo po prawej. Nie ma nikogo po środku, co byłoby najlepszą alternatywną dla Francji. I tak ostatecznie była tam zupełnie inna, nieporównywalnie lepsza sytuacja od układu, który panuje w Rosji. – Sprawdźmy, czy są jakieś nowe informacje z Nairobi!


Ostatnio zmieniony przez Dionisie Caragiale dnia Sob 10 Lut 2018, 11:39, w całości zmieniany 1 raz
Alena Lazareva
Alena Lazareva
Mińsk, Białoruś
26 lat
błękitna
neutralny
świeżo upieczona reporterka śledcza w Novyim Mirze
https://petersburg.forum.st/t1333-alena-lazareva#5726https://petersburg.forum.st/t1336-alena-lazarevahttps://petersburg.forum.st/t1337-gold-diggerhttps://petersburg.forum.st/t1353-rarog

Pią 12 Sty 2018, 22:02
Nie potrafi dłużej ukrywać uśmiechu, który podstępnie wkrada się na usta wraz z kolejnymi słowami redakcyjnego kolegi; minęły lata od ukończenia szkoły – i mogłoby minąć drugie tyle – a Dionisie wciąż mówił o ojczyźnie z tą samą iskrą w oczach, jaka pojawiała się za każdym razem, gdy ktoś, choćby mimochodem, wspomniał o Rumunii. Alena niemal mu tego zazdrościła – rodzinnych okolic, o których mógł myśleć bez gorzkiego cienia niechęci, miejsca, które przywoływało ciepłe wspomnienia, ulubionych uliczek, skwerków i kawiarni, do których drogę odnalazłby nawet po trwającej dwie dekady banicji.
Sama nie cierpiała Mińska – zabiedzonych, skutych lodem ulic, poszarzałych twarzy przechodniów, zimna, jakie towarzyszyło jej na chodnikach i które panowało w rodzinnym domu. Uwielbiała tłumy, hałas, ciągły gorączkowy pęd – wszystko to odnalazła dopiero po zamieszkaniu w Petersburgu. Tutaj człowiek rzadko bywał samotny, ale jednocześnie nigdy nie czuł bliskości innych – tak to już było w Wenecji Północy. Przyjeżdżasz na własne ryzyko.
Mam nadzieję, że ta lekcja była gratis – odwzajemniła jego uśmiech znad kubka parującej kawy, która pachniała znacznie lepiej, niż smakowała. – Masz w sobie na tyle cierpliwości, by zacząć mnie uczyć? – z dziennikarską przekorą i kącikami ust wygiętymi w zmyślnej prowokacji sparafrazowała jego własne słowa, bez wysiłku odwzajemniając ciśnięte mimochodem wyzwanie. Rzucona półżartem propozycja nagle okazała się dziwnie kusząca – w napiętym jak postronki kalendarzu Lazarevej nie było miejsca na chwilowe zachcianki, każdy dzień tygodnia został rozplanowany z pieczołowitością kobiety, która własny czas ceni równie mocno, co pieniądze; jeśli poważnie myślała o rumuńskim (a – co stwierdziła pomiędzy kolejnymi łykami kawy – naprawdę myślała), musiała zrezygnować z innych rozrywek.
Nigdy nie żartuję, kiedy w grę wchodzi nauka. Zarezerwuj dla mnie dwie godziny tygodniowo.
Nie wiedziała jedynie, co przyjdzie jej zaniechać – jogę (nigdy!), kosmetyczkę (ryzykowne...), basen (za bardzo lubiła pływać), tradycyjny spacer brzegiem Newy (ale kto wtedy dokarmi łabędzie?)? Bez względu na poniesioną ofiarę, chciała wierzyć, że Caragiale spisze się w roli nauczyciela, by ona sama – przy ewentualnej (i mocno wątpliwej, choć niewykluczonej) wizycie w Bukareszcie – nie przytakiwała usłużnie na każde zasłyszane pytanie. Dionisie również ani myślał potakiwać; zgrabnie wszedł Alenie w słowo, puścił perskie oczko i nieświadomie naraził się na czujniejsze spojrzenie zielonych tęczówek, które – chcąc nie chcąc – musiały zauważyć, że ten facet jest aż za przystojny. Lazareva zmarszczyła usłany piegami nos, uznając, że powinno się go za to zamknąć.
Zostaw odrobinę miejsca dla mistycyzmu, Dionisie – nadal się uśmiechał, nienagannie elegancki jak marynarka, którą miał na sobie, a Alena nie miała innego wyjścia jak tylko odpowiadać – wbrew własnej woli – dokładnie tym samym. – Nawet jeśli wszystko można udowodnić naukowo, nie zawsze warto – świat zredukowany do wiązań chemicznych i fizyki molekularnej – na samą myśl poczuła gorzkie rozczarowanie. Mugolscy i magiczni naukowcy od dekad prześcigali się w próbach wyjaśnienia istoty życia; opracowali wzór chemiczny miłości, wyprowadzili równanie na szczęście, umniejszyli uczucia do syntetycznych reakcji hormonów oraz mózgu. Gdyby tylko mogli, zaczęliby sprzedawać emocje w kolorowych kapsułkach – żółta na radość, czerwona na gniew, zielona na uspokojenie.
Jaki kolor przypisaliby rozczarowaniu?
Społeczeństwo nie zmieni się samo z siebie, historia jest tego najlepszym przykładem. Rewolucja zawsze zaczyna się od jednostek – śmiałe stwierdzenie jak na kogoś, kto – jak Lazareva – wierzył w porządek i potrzebował go, aby przeżyć. Jej trudnego dzieciństwa, pełnego białych plam i mrocznych tajemnic, nie można było zmienić. Ale ona się zmieniła. Przejęła kontrolę nad swoim życiem, stała się osobą, którą zawsze pragnęła być, sama decydowała o swojej przyszłości. Tak miało zostać, bez widma rewolucyjnych zamachów. – Jak za szkolnych czasów, pamiętasz? Kółko dyskusyjne nastolatków, których poglądów nie utemperowała dorosłość – spomiędzy wilgotnych ust wyrwało się ciche fuknięcie rozbawienia, kiedy tylko w jej umyśle rozbłysło wspomnienie szkolnych czasów. Spędzali całe popołudnia na sprzeczkach i forsowaniu własnych poglądów, żeby później, zwykle po nocach, nadrabiać nad książkami spędzony (ale nigdy nie stracony) na dyskusjach czas.
Nie tęsknota, ale symbolika, alegorie przydają się nawet w polityce – dotychczasowy uśmiech umknął gdzieś na moment; nawet smak kawy, który w pierwotnym zamiarze miał przegnać ciężar poranka, nie mógł pozbawić Aleny gorzkiego posmaku niepokoju. To wina nieodmiennego napięcia towarzyszącego Mapie Świata – w każdej sekundzie przewijały się przed nią tysiące informacji. Dla starych wyjadaczy redakcyjnej rzeczywistości była to niepojęta machina zagłady, ale oni – młodzi, wierzący w technologię – nie potrafili bez niej żyć. Nairobi było tego poranka spokojnym punktem; zwyczajowa cisza przed burzą, która miała rozpętać się w dniu wyborów.
Stabilnie i bez perspektyw. Zwycięży ten, który więcej zapłaci – opuszką palca starła wyimaginowany paproszek z magicznej maszyny do pisania, nawet nie zauważając, jak gorzko brzmiały jej słowa. – Ten kraj jest przeżarty korupcją i żaden z kandydatów nie ma zamiaru tego zmienić.
Nie potrafiła określić, co było gorsze: sytuacja na rodzimym podwórku, francuska walka o władzę czy tragiczny stan afrykańskiej sceny politycznej?
Do wyboru między dżumą a cholerą dołączyła kupałka.
Dionisie Caragiale
Dionisie Caragiale
Mapa Świata Drw8AEh
Bukareszt, Rumunia
25 lat
czysta
neutralny
dziennikarz w Novyim Mirze
https://petersburg.forum.st/t1256-dionisie-caragiale#5009https://petersburg.forum.st/t1257-dionisie-caragiale#5025https://petersburg.forum.st/t1259-dionisie-caragiale#5029https://petersburg.forum.st/t1258-mircea#5027

Pon 05 Lut 2018, 15:36
W rzeczywistości również mógłbym patrzeć na Bukareszt przez równie krytyczny pryzmat jak Alena w stosunku do Mińska. Bo szare chodniki przy głównych arteriach miasta są nierówne; bo słynny Pałac Ludu jest monumentalną i bezkształtną budowlą wybudowaną na życzenie Ceaușescu na miejscu dzielnicy Uranus, którą w dzieciństwie zawsze lubiłem podziwiać na czarno-białych zdjęciach dziadków; bo niebezpiecznie jest żyć w centrum Bukaresztu ze względu na niezwykle częste trzęsienia ziemi i czerwone tabliczki z napisem „Atenție, cade tencuiala!”, które na każdym kroku ostrzegają przed walącymi się budynkami z ubiegłego wieku – chociaż najgorsze są te wykonane z betonowych płyt. Ale nie chciałem, widziałem w tym miejscu coś, czego nie dostrzegali inni, nawet jeśli dla nich to miasto jest tylko przerażająco smutnym piekłem bezmyślnie wybrukowanym socrealizmem przez Geniusza Karpat. W końcu jednak naród rumuński się obudził. W 1989 roku skończyła się era brutalnego komunizmu, choć czasy postkomunistyczne są wciąż ciężkie i daleko im do ideału. Ale to zmora wszystkich państw Bloku Wschodniego – zwłaszcza tych, które w ostatnich latach odzyskały swoją autonomię. Niektóre tylko pozornie, jak Białoruś, która tak naprawdę dalej pozostawała pod władaniem Rosji. Ten temat był niezwykle drażliwy i niewygodny, nie tylko dla samych mugoli, ale również i dla czarodziejów.
- To w podzięce za twoją nieocenioną pomoc – odpowiadam bez zastanowienia, upijając nieduży łyk kawy. Gdyby nie niezawodna Alena Lazareva, to nie wiem, jak poradziłbym sobie w redakcji bez żadnej znajomości. Z początku widziałem w tym miejscu tylko jeden wielki chaos, w którym absolutnie przez pierwsze kilka dni nie potrafiłem się odnaleźć, jednak z czasem zacząłem widzieć w tym sens i porządek. W rosyjskim wydaniu. – Jestem wyjątkowo cierpliwy. Zdarzało mi się już pełnić rolę nauczyciela języka rumuńskiego – mówię zupełnie poważnie, podejmując wyzwanie rzucone przez rudowłosą. Nie mam nic przeciwko temu, by przygarnąć Alenę pod swoje skrzydła. Pamiętam, że jeszcze niedawno, bo zaledwie rok lub dwa lata temu, udzielałem lekcji dwóm Francuzom szukających szczęścia w Rumunii, dorabiając sobie okazjonalnie po zajęciach. Doświadczenia więc, choć znikomego, nie można było mi odmówić. – Zsynchronizujmy nasze harmonogramy i umówmy się na pierwsze spotkanie. Znam dobrą restaurację na Mahala z tradycyjną kuchnią rumuńską, która otwarła się kilka miesięcy temu. Moglibyśmy zacząć od praktyki. – Jeszcze tam nie byłem, ale chętnie się tam wybiorę, by wyrobić swoje zdanie. Czy może zechcesz mi w tym towarzyszyć, droga Aleno? Opowiem ci o naszych najsłynniejszych tradycjach kulinarnych, byś później mogła ich sama spróbować.
- Zgadzam się z tobą, że nie warto wszystkiego udowadniać naukowo. – Z jednej strony może ludzie nie mieliby już żadnych wątpliwości, a z drugiej – przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie je podważał. Sytuacja bez wyjścia. Mimo że nauka jest szczególnie bliska mojemu sercu, to jednak i w moim życiu trzeba choćby odrobiny mistycyzmu, który zawsze był obecny w domu dzięki rodzicom. – Zaczyna się od jednostek, ale trzeba mieć jednocześnie werwę i charyzmę, by porwać tłumy do zmian. – W innym przypadku nie ma szans, by rewolucja doszła do skutku. A na wspomnienie o naszym kole dyskusyjnym za czasów szkolnych, zaśmiałem się cicho, choć z sentymentem pod nosem. – Oczywiście, że pamiętam, Aleno. Mieliśmy tylko po osiemnaście lat, a byliśmy w stanie zrobić wszystko, byleby tylko obronić swoje poglądy. – Poglądy, które w dniu dzisiejszym często są już nieaktualne. Zdążyliśmy się zmienić i ukształtować przez życie – nie zawsze łatwe i łaskawe. Czasami nawet chciałbym do tego wrócić. Wyobrażasz sobie, jak teraz wyglądałoby nasze koło dyskusyjne? Więcej przecież wiemy o świecie, kilka trudnych lekcji mamy za sobą… – Jeśli się nie mylę, to cała Afryka jest przeżartą korupcją? – Nie chcę w tej chwili wspominać o Słowiańszczyźnie. W końcu wszyscy wiedzą, że łapówkarstwo jest tu obecne na każdym kroku, choć dla większości to dalej temat tabu.
- A teraz przepraszam cię, muszę wracać do pracy, bo już widzę, jak naczelny patrzy. Koniec przerwy.

Dionisie i Alena z tematu
Sponsored content


Skocz do: