Mistrz Gry
Mistrz Gry

Wto 27 Mar 2018, 18:01
Pracownia

Przez tylne drzwi na południowej ścianie domu można wejść do stolarskiej pracowni, jaką urządził sobie syn różdżkarza Gregorovicia. W jej nieporządku kryją się wszystkie potrzebne narzędzia, długi stół zastawiony niedokończonymi pracami. By dojść do niego trzeba kluczyć między starymi drewnianymi meblami, których nabrał od znajomych i z pchlich targów do naprawy.

Ljuban Gregorović
Ljuban Gregorović
Sarajewo, Bośnia i Hercegowina
31 lat
czysta
neutralny
sprzedawca różdżek, stolarz
https://petersburg.forum.st/t1656-ljuban-gregorovic

Nie 04 Lis 2018, 22:32

15.07.1999

Czekasz na nią, przyznaj. Między coraz rzadszymi o tej porze roku wizytami klientów. Wlokąc za sobą bolącą, zwłaszcza z rana, sztywną nogę szukasz pudełek z różdżkami brzozowymi, grabowymi i z drewna jabłoni, polerujesz i wymieniasz rączki, prostujesz lekko skrzywione trzony, czasem zdarza się wymienić rdzeń. To delikatna i trudna robota, nie robisz tego tak dobrze jak ojciec. Myślisz o nim zawsze, gdy siadasz w jego krześle. Był tam jak astrolog na wieży, w najwyższym skupieniu, dotykał wiedzy niedostępnej zwykłym ludziom. Nigdy nie chciał, by tak o nim myślano, nie chciał być niedoścignionym mistrzem, zrobił dla różdżkarstwa bardzo wiele, by je upowszednić. Powtarzał, że to zawsze tylko narzędzia, że nie są niezastąpione. Tylko dlatego udaje ci się z nimi pracować; gdybyś musiał wznieść się w tej pracy do sztuki, zawiódłbyś żałośnie. Czekasz między posuwistymi ruchami pędzla, gdy pokrywasz impregnatem drzwi do dębowej szafki, którą właśnie odnawiasz. W życiu nic się nie zmieniło, bo już nie może się zmienić. Tkwisz w codzienności, w której nie ma prawie nic prócz odliczania godzin do snu. A zasypiać nadal się boisz, nawet nad tym, co może wypełznąć z twojej własnej głowy pod osłoną nocy nie masz żadnej kontroli.
A jednak jest inaczej. Twoja obojętność powinna być gwarantem nietykalności przez wszystko, co się dzieje. Czarne słońce nie powinno na ciebie świecić, marnować na ciebie swoich śmiercionośnych promieni. Mimo to przypadkiem wszedłeś w ich zasięg, musiałeś nachylić się, posłuchać, znowu zatęsknić. Znowu zostać świadkiem krzywdy, powiernikiem pamięci. Nie wystarczyło ci jednak jeszcze w życiu pogrzebów, musiałeś iść na kolejny. Jedna z pielęgniarek z Hotynki, twój śliczny, cierpliwy anioł spłonęła na jednym ze stosów.
Z cmentarza wlokłeś się do domu tak powoli, że aż dziwne, iż zdążyłeś wrócić przed zachodem. Od tamtego dnia minęło jeszcze kilka zachodów, wycofałeś się z powrotem w swój półmrok pełen zapachu kurzu i drewna, głos na dobre zamarł ci w gardle od kilkudniowego milczenia. Nie wiesz nawet, po co czekasz, pewien, że gdyby przyszła tylko się przerazisz, ale mimo wszystko czekasz nadal.
Czekasz, chociaż się nie umówiliście. Minęło kilka tygodni, odkąd widziałeś ją na straganie, narcyzy dawno już zwiędły. Nadal straszą gdzieś swoją starością, zapomniane w słoiku po szybkim obiedzie albo dżemie wiśniowym. Trzeba było lepiej o nie zadbać.
W końcu decydujesz się, by martwe kwiaty i brudną wodę wylać do zlewu. Pusty słoik stawiasz z powrotem na parapecie akurat wtedy, gdy rozlega się pukanie do drzwi. Słoik upada, potrącony drgającą w nagłym spazmie dłonią, roztrzaskał się na podłodze. Depczesz po odłamkach, kuśtykając powoli, by otworzyć.
Lajla Veličković
Lajla Veličković
Pracownia 5Hzzkjs
Sarajewo, Bośnia i Hercegowina
26 lat
rusałka
nieznana
neutralny
zaklinaczka kwiatów
https://petersburg.forum.st/t1419-lajla-velickovic#6946https://petersburg.forum.st/t1427-lajla-velickovic#7026https://petersburg.forum.st/t1434-lajla-velickovic#7054https://petersburg.forum.st/t1433-azra#7052

Wto 06 Lis 2018, 14:51
Minęło kilka tygodni od naszego pierwszego spotkania. Sprzeczne uczucia mieszały się ze sobą wzajemnie, nie pozwalając mi zawitać wcześniej. Z jednej strony cieszyłam się, że Gregorović żyje, a z drugiej – spotkanie z nim to jak powrót do przeszłości, czego z dnia na dzień coraz bardziej się bałam. Choć rany się zagoiły już dawno, to dalej od czasu do czasu potrafiłam odczuwać wewnętrzny ból, który przypominał mi o tym, co się wydarzyło w Sarajewie. W końcu zdecydowałam się do niego przyjść, mimo że minął już niemal miesiąc. Zapisałam wtedy dokładnie jego adres, w przypływie emocji postanowiłam podać mu też swój, jednak do tej pory mnie nie odwiedził. Może nie chciał mieć ze mną nic wspólnego? Może nie powinnam tutaj dzisiaj w ogóle przychodzić? Jestem przecież tylko Lajlą Veličković, tą Bośniaczką, którą Gregorović postanowił uratować zupełnie przypadkowo. Mogłam to być ja, a mógł być to ktoś inny. Na to nie ma wszakże żadnych reguł. Postanowiłam jednak przyjść. Było już późno, lecz udało mi się wyjtkowo skończyć pracę wcześniej i przy okazji ułożyć bukiet kwiatów, który chciałam mu w prezencie podarować do przyozdobienia jego pracownię. Nie wybrałam narcyzów, były zbyt kapryśne i w ogóle nie pasowały mi do Ljubana. Wciąż ciężko było mi cokolwiek do niego dopasować, dlatego postanowiłam dać mu coś osobistego. Moje amarylisy, ulubione kwiaty. Stojąc z nimi w ręku przed wejściem do jego miejsca, w końcu postanowiłam zapukać do drzwi. Kiedy Ljuban już mi otworzył, przywitałam go szerokim uśmiechem na twarzy.
- Dobry wieczór, Ljubanie. Nie za późno? – pytam nieśmiało, nie bardzo wiedząc, czy może czasem się nie narzucam, wybierając niewłaściwą porę na odwiedziny. W końcu od jego zaproszenia na magicznych straganach minęło kilka wyjątkowo długich tygodni, a on zapewne zdążył już o mnie zapomnieć. Mogłam przynajmniej wysłać do niego list, ale nawet tego nie zrobiłam. – Pomyślałam, że przy okazji przyniosę ci mały prezent. Narcyzy pewnie dawno zwiędły. – A w każdym miejscu muszą być kwiaty, by choć trochę tchnąć w nie prawdziwe życie. Za jego zgodą w końcu weszłam do środka, przedzierając się przez stare meble na drodze, po czym odłożyłam bukiet na długim stole w pracowni, czekając aż po chwili Ljuban do mnie dołączy. – Czyli to właśnie tutaj pracujesz? – zastanawiam się z ciekawością w głosie, rozglądając się bardzo uważnie po jego miejscu pracy i niechcący zauważając rozbite szkło na podłodze. Szybko wyciągnęłam różdżkę, by uprzątnąć nieporządek. – Mam nadzieję, że to nie przeze mnie? Że cię nie wystraszyłam? – dodaję z nutką rozbawienia, czekając na odpowiedź i opuszkami palców dotykając solidnie wykonanego z drewna stołu.
Ljuban Gregorović
Ljuban Gregorović
Sarajewo, Bośnia i Hercegowina
31 lat
czysta
neutralny
sprzedawca różdżek, stolarz
https://petersburg.forum.st/t1656-ljuban-gregorovic

Sro 07 Lis 2018, 01:15
Zapamiętałeś więcej z jej twarzy, niż ci się zdawało. Obraz zachowany we wspomnieniu, chwiejnym i wcale – wbrew pozorom – niełatwym łudząco zbliżył się do rzeczywistości, do której wciąż jakby nie pasowała. Na pewno nie do tej, w której ty żyjesz sobie gdzieś po kątach, w ciągłym półmroku. W Sarajewie była kimś zupełnie innym, powoli się o tym przekonujesz. Zupełnie jak ty, do Rosji przyjechałeś jako obcy nawet samemu sobie człowiek, musiała się zmienić.
- Wejdź, proszę. – wpuszczasz ją do środka, niewiele myśląc. Kwiaty, które przyniosła od razu rzucają ci się w oczy; ich żywe kolory, solidne łodygi i płatki, z których każdy był cudem rzemiosła niedoścignionym dla ludzkich rąk. Nigdy nie trzymałeś w domu roślin, a już szczególnie tak strojnych. Kwiaty stały się w twoich myślach wyłącznie ozdobą cmentarzy, kojarzą ci się – jak większość rzeczy – niedobrze. To twoja wina, że nie cieszysz się już, że przeżyłeś.
- Dziękuję. – mówisz z niewielkim uśmiechem. Coś między wami stanęło na głowie, to do ciebie powinien należeć przywilej obdarowywania jej bukietem. Wzruszasz ramionami nieporadnie, nie mówiąc tego na głos, przecież to nie ma znaczenia. Dopiero potem, wznosząc nieme modły do niebios o to, by nie zauważyła, jeszcze nie, podchodzisz do stołu. Czy to za sprawą pogody, czy dodatkowej dawki eliksirów przeciwbólowych, masz dzisiaj dobry dzień. Noga prawie nie boli, rytm kroków zaledwie o pół taktu różni się od chodu mężczyzny, jakim powinieneś być – rosłego, pewnego siebie, zdrowego. Prawie nie widać w tym cieniu, że nie całkiem wypełniasz już swą dawną formę, zdradza cię tylko odrobina wahania zajmująca ułamek sekundy przed kolejnym krokiem. Będziesz musiał jej powiedzieć, co się stało, i to od razu, gdy tylko poruszycie ten temat. A nic innego przecież was nie łączy, nie masz zbyt wiele czasu, by pozbierać myśli. Desperacko łapiesz się stłuczonego słoika, ale po chwili nawet tego już nie masz do pomocy, bo odłamki znikają z podłogi.
- Nie, to przypadkiem, nie przejmuj się. – tłumaczysz, niechętnie spoglądając w tamtą stronę. Jak mógłbyś się jej bać, przecież w jej drobnej postaci nic ci nie grozi. Nawet teraz, po tylu latach opadania w słabość ze szczytu wydolności fizycznej, masz nad nią przewagę, choćby w tej najprostszej postaci. Na każdej innej płaszczyźnie niczego nie możesz być pewien.
W odpowiedzi na jej pytanie, kiwasz głową. Zataczasz różdżką niewielki krąg, zaklęcie rozchodzi się po całym pomieszczeniu, rozlewając po nim ciepłe światło. To wszystko, co masz, wszystko, co ma jakieś znaczenie – te gołe ściany, porozbierane meble, nieoheblowane deski, puszki z farbą. Jeśli możesz jeszcze być z czegoś w życiu dumny – to tylko z tego pokoiku.
- Dlaczego przyszłaś? – pytasz, chociaż nie powinieneś, no bo jak to brzmi? Jakbyś robił jej wyrzuty, że postanowiła cię odwiedzić, a na podobny akt łaski nie umiało się dotąd zdobyć się wielu z twoich znajomych zebranych przez lata mieszkania w Petersburgu. Powinieneś nauczyć się już lepiej okazywać wdzięczność.
Lajla Veličković
Lajla Veličković
Pracownia 5Hzzkjs
Sarajewo, Bośnia i Hercegowina
26 lat
rusałka
nieznana
neutralny
zaklinaczka kwiatów
https://petersburg.forum.st/t1419-lajla-velickovic#6946https://petersburg.forum.st/t1427-lajla-velickovic#7026https://petersburg.forum.st/t1434-lajla-velickovic#7054https://petersburg.forum.st/t1433-azra#7052

Czw 22 Lis 2018, 19:43
- Nie ma za co. – Nie obchodzi mnie, co wypada a co nie; nie należę do Starszyzny, by się tym przejmować. Jestem tylko prostą kwiaciarką i lubię przynosić w prezencie kwiaty – nauczyłam się, że nigdy nie należy przychodzić z pustymi rękoma. Gdybym tylko mogła, z pewnością kupiłabym Ljubanowi coś lepszego, ale na niewiele mogłam sobie pozwolić. Życie w Petersburgu było niezwykle drogie. – Ach, w porządku. Jak narcyzy? Mam nadzieję, że nie było z nimi tak źle. – Nie wiedziałam, w którym kierunku powinnam poprowadzić rozmowę. Pierwsze zdania zawsze były najcięższe, zwłaszcza że w ogóle się nie znaliśmy. Nie wiedziałam o nim nic, nie licząc kilku podstawowych faktów i wspólnej przeszłości, od której nie byliśmy w stanie się odciąć. Teraz spotkaliśmy się po długich kilku latach – pierwsze zaskoczenie i radość mieliśmy już od niedawna za sobą, więc co teraz? Długo zastanawiałam się, jak będzie wyglądało nasze następne starcie; nie potrafiłam jednak tak naprawdę przewidzieć, co się stanie. Tym bardziej jego słów. Dlaczego przyszłaś? Pytanie Ljubana brzęczy mi w głowie, ledwo tutaj weszłam, a już niemal zerwałam się, aby stąd wyjść. Poczułam się nieswojo. Nie wiedziałam, czy źle zrobiłam – może powinnam odpuścić i zapomnieć o propozycji spotkania, która padła na magicznym straganie. Spóźniłam się? Przekroczyłam jakiś nieznany mi termin? Wzięłam tylko głęboki oddech, starając się nieudolnie zachować pokerową twarz, lecz zamiast obojętności, bez większego wysiłku można było zauważyć lekkie zdenerwowanie. Szlag.
- Chciałam cię zobaczyć, Ljubanie – przyznaję bez żadnego zawahania w głosie, patrząc mu prosto w oczy. Nie było w końcu innego powodu. Zaraz jednak spłoszona uciekam spojrzeniem na bok, machinalnie odgarniając kosmyk włosów. Co się z tobą dzieje, Lajla? – Wiem o tym, że długo wzbierałam się w sobie, aby tutaj przyjść, ale… – Ale nie potrafiłam w obawie przed tym, że cała pamięć wróci. Nie zmieniało to  jednak faktu, że cieszyłam się z twojego niespodziewanego powrotu z krainy zmarłych, w której ostatecznie wcale nie byłeś. To prawda, uśmierciłam cię sama, tak jak wszystkich moich przyjaciół czy innych ludzi z Sarajewa. Nikt z nas przecież nie chciał żyć tą nieszczęsną przeszłością. Łatwiej było ich uznać za heroicznie poległych w wojnie, niż naiwnie łudzić się, że kiedyś powrócą do naszego życia. Wolałam dać się więc zaskoczyć, jak to było w twoim przypadku. Kto by pomyślał, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. – Powiedz mi, jeśli przeszkadzam. Jeśli mam wyjść. – Nie chcę się narzucać. Może więc przyjdę innym razem, Ljubanie? Albo w ogóle. To twoja decyzja. Zostawię tylko  po sobie te kwiaty, które ci przyniosłam. Nie mogłabym wziąć ich ze sobą.
Ljuban Gregorović
Ljuban Gregorović
Sarajewo, Bośnia i Hercegowina
31 lat
czysta
neutralny
sprzedawca różdżek, stolarz
https://petersburg.forum.st/t1656-ljuban-gregorovic

Wto 27 Lis 2018, 21:15
Kiedy ostatnio dostałeś coś w prezencie? Pamiętasz jeszcze, by wdzięczność nie była skażona plamą wątpliwości – czy aby ktoś nie lituje się nad tobą?
Życzę ci, byś w końcu sobie przypomniał. Uwolnił się od obrzydzenia towarzyszącego myśli o twoich dobroczyńcach, przeszedł obok Hotynki nie chyląc się jakbyś mijał świątynię żądającą uwielbienia, uniżenia życia człowieka. Nie chodziło im o to, żadne z nich już cię pewnie nie pamięta. Twoje życie jest przypadkiem, fragmentem innego kraju, ważnej dla świata historii, który wypadało ocalić. Żadna z ich przysiąg nie była dla ciebie, a koniec końców, patrząc na to, jak spędzasz darowany ci czas i sprawność – to tylko życie, nic wartego fortunę.
Więc może i kwiaty możesz od niej tak po prostu wziąć.
Ty też chciałeś ją zobaczyć. W myślach błogosławisz każdą chwilę wolną od pytania, którego nie będziesz mógł zostawić bez odpowiedzi. Cisza nie jest teraz twoim sprzymierzeńcem, im bardziej wydłużasz milczenie, tym więcej ryzykujesz – słychać, jak nierówne masz kroki, jak oddechu zaczyna brakować ci już po chwili. A jednak nadal nic nie mówisz. Musnąwszy delikatnie dłonią przyniesione przez nią kwiaty, podchodzisz do niej, tak blisko, że niemożliwe, by jeszcze nie zauważyła. Drobnych blizn na policzku zostawionych przez odpryski tynku, wszystkich twoich dysproporcji.
Masz prawo, w końcu chciała cię zobaczyć. Chociaż ta myśl zacina się wchodząc w maszynerię twojego rozumowania, w końcu dociera do ciebie znaczenie jej słów. Nie zapytasz jej, dlaczego, aż tak smutny jeszcze nie jesteś.
Ciekawe, czy pamięta więcej z tego, jaki byłeś kiedyś.
Zbliżywszy się do niej, kładziesz dłonie ostrożnie na jej wątłych barkach. Nie jest już tak drobna jak wtedy, okropnie wychudzona i skulona jakby w każdej chwili mógł paść wystrzał. Wydaje ci się przez chwilę, że wzięła od ciebie odwagę zgubioną, wdeptaną w ziemię, zaledwie na chwilę po jej ucieczce.
- Dobrze, że jesteś. – zaopiekowałeś się nią już raz. Doskonale pamiętasz, jak trzymałeś ją przy sobie, potrząsałeś niecierpliwie nią całą, by wreszcie zrozumiała. Jak nieopatrznie zadrapała cię paznokciami, próbując wyrwać się do biegu w stronę, gdzie dał się słyszeć wybuch. To mógł być jej dom, jej dzieciństwo i wspomnienia, a ty powstrzymałeś ją od ostatniego pożegnania. Następnego dnia przyszła cię przeprosić, zabawnie ubrudzona sadzą na policzku.
To klątwa i błogosławieństwo – pamiętać te kilka miesięcy piekła tak dokładnie.
- Narcyzy już zwiędły. – mówisz zupełnie niespodziewanie, samemu nie wiedząc, dlaczego to i dlaczego teraz. Mógłbyś powiedzieć, jak się cieszysz, że udało jej się uciec. Że warto było ryzykować, warto się kłócić i odrzucać każdą z jej upartych odmów, byle tylko zobaczyć, że tak wydoroślała.
Że jej delikatność urzeka cię w sposób, którego nie potrafisz wyjaśnić. Nie pamiętasz jej, nie dysponowała taką mocą.
Tego pewnie nie umiałbyś powiedzieć. Ljuban sprzed siedmiu lat potrafiłby wyrazić podobne oczarowanie, ale ten, którym jesteś teraz, którym musisz być, za bardzo się wszystkiego wstydzi.
Lajla Veličković
Lajla Veličković
Pracownia 5Hzzkjs
Sarajewo, Bośnia i Hercegowina
26 lat
rusałka
nieznana
neutralny
zaklinaczka kwiatów
https://petersburg.forum.st/t1419-lajla-velickovic#6946https://petersburg.forum.st/t1427-lajla-velickovic#7026https://petersburg.forum.st/t1434-lajla-velickovic#7054https://petersburg.forum.st/t1433-azra#7052

Sob 22 Gru 2018, 02:20
- Też się cieszę, że jesteś. Wciąż ciężko mi w to uwierzyć. – Uśmiecham się naturalnie na samą myśl, lekko się przy tym wzdrygając, gdy niespodziewanie kładzie swoje dłonie na moich barkach. Masz rację, Ljubanie. Kto by w końcu pomyślał, że spotkamy się właśnie tutaj – w Rosji. Niby nie powinnam się dziwić, wystarczy przecież rozejrzeć się po wiecznie zatłoczonych ulicach w centrum miasta czy przejść się przez Mahala, aby usłyszeć wszystkie języki świata. W tej zbieraninie ludzi znalazłeś się i ty, dlatego nieustannie nurtowało mnie pytanie, jakim cudem udało ci się właśnie tu dotrzeć. Ja też tak naprawdę nigdy nie sądziłam, że rodzinne Sarajewo zamienię tak szybko na Petersburg; przekonana byłam, że co najwyżej uda mi się uciec do Banja Luki – ale nie dalej. Mogłam też początkowo zostać na jednej z serbskich wsi przy granicy, gdzie było względnie bezpiecznie (a przynajmniej lepiej niż w stolicy), ale skoro już udało mi się jakoś wyrwać z piekła, to chciałam wykorzystać swoją szansę. Z czasem, bo przecież nie od razu, udało mi się dotrzeć do Petersburga. To tu zaczęłam ponownie życie na nowo; trafiłam na dobrych ludzi, którzy pokazali mi nowy świat. Świat, którego nigdy wcześniej nie znałam; o którym nie zdawałam sobie sprawy i nie miałam nawet odwagi przez moment pomyśleć. Nabrałam jej dopiero teraz – po tym wszystkim, co się stało. Z nieśmiałej i wychudzonej nastolatki zmieniłam się w kobietę. Ty też wydoroślałeś, choć może bardziej pasowałoby, że zmężniałeś, Ljubanie. Wojna doświadczyła nas wszystkich. Bez wyjątku. Widać to na pierwszy rzut oka.
- Kiedy przyjechałeś do Rosji? – zastanawiam się, przyglądając się mu uważnie. Sama przestałam zauważać upływ czasu, choć dobrze wiem, w którym roku udało mi się wydostać z Sarajewa. Są takie daty, których po prostu nie da się wymazać z pamięci. Chciałabym cię zapytać o więcej rzeczy, ale nie mam nawet pojęcia, na ile mogę sobie pozwolić. Czy to było w tym momencie właściwe – po raz kolejny otwierać ten nieszczęsny rozdział? Zadawać pytania o ludzi, których zapewne i tak już na tym świecie nie ma? Pytać, czy wróciłeś kiedyś do Sarajewa? Czy w ogóle chciałbyś tam jeszcze kiedykolwiek pojechać? Niby wojny formalnie już nie ma, choć my w naszych głowach toczymy ją codziennie. – To musi pewnie być już kilka lat. Ja trochę się szwendałam, zanim trafiłam do Petersburga – mówię powoli, rozglądając się po raz kolejny po pracowni. Staram się brzmieć beznamiętnie, choć w dalszym ciągu czuję, jak wspomnienia we mnie żyją. – Pomyśleć, że przecież bywałam w okolicy. – Nie wiem, dlaczego nigdy wcześniej nie natknęłam się na jego sklep – choć przecież wcale nie znajdował się tak daleko ode mnie. Może dlatego, że miałam swoje miejsca i drogi, z których rzadko zbaczałam z braku czasu. Gdybym tylko częściej to robiła, może bym wcześniej natknęła się na Ljublana i wcale nie byłabym taka sama…? – Dawno z nikim o tym nie rozmawiałam, dlatego… Jeśli uznasz, że pytam za dużo, powiedz mi. – Na przyszłość. Czasem mnie samej ciężko jest wyznaczyć granice, pomimo pełnej świadomości, że nie powinnam ich nigdy przekraczać.
Ljuban Gregorović
Ljuban Gregorović
Sarajewo, Bośnia i Hercegowina
31 lat
czysta
neutralny
sprzedawca różdżek, stolarz
https://petersburg.forum.st/t1656-ljuban-gregorovic

Sro 20 Lut 2019, 00:32
Widzisz. Ona też rozumie, że powinieneś już nie żyć, chociaż właściwie się nie znacie. Tylko to, przez co razem przeszliście, nawet nie ramię w ramię a po prostu w tej grupie pechowców, która akurat wtedy i w tym miejscu znalazła się pod ostrzałem, łączy was ze sobą, w pierwszych chwilach po rozstaniu z nią wtedy, przy straganie, myślałeś nawet, że nierozerwalnie.
W końcu wszyscy szliście na śmierć. Wzdychasz głęboko.
- W dziewięćdziesiątym trzecim. – w Sarajewie jeszcze jeździły tramwaje. Ludzie ginęli już tysiącami, a mimo to słyszało się jeszcze w biurach i kawiarniach uparte: „e tam, gdzie wojna”. Niektórzy nie wierzyli, nie wyobrażali sobie nawet, by świat, który stał dotąd tak pewnie mógł runąć. Nie zobaczyłeś tej ruiny w całej jej żałości, zostałeś zaledwie do pierwszej zimy. Zimno zrobiło się właściwie znacznie wcześniej niż powinno,  w trzydziestostopniowym upale zdarzało się, że szczękaliście zębami. Nie sposób było zgadnąć, czy to już pada śnieg, czy jeszcze popioły ze spalonego gmachu biblioteki. Całymi tygodniami sypało, śmierdziało, miasto niknęło w oczach. Gdzie wytrzymali wszyscy ci, którzy zostali do końca?
Może oboje wstydziliście się zapytać. Dawno nie byłeś szczęśliwszy niż w momencie, kiedy ostatecznie potwierdził się twój jedyny sukces – zobaczyłeś ją całą i zdrową. Ale dobrze wiesz, że czuła, może już nie, oby już nie, ten sam wstyd, jaki ciebie nawiedza, kiedy myślisz o wszystkich, którzy polegli zamiast ciebie.
Ledwie trzydziestka za pasem, a we włosach już pasma siwizny. W szpitalach i na wojnie człowiek strasznie szybko się starzeje, a ty zdążyłeś już z obu tych dziedzin nazbierać doświadczeń.
- Przywieźli mnie tu do Hotynki. – zaczynasz, tak powoli jakby każde słowo fizycznie bolało, obdzierając cię z ochronnej warstwy jej wyobrażeń o tobie. Musisz wrócić. Pozornie to wcale nie takie trudne, przecież wracasz prawie co noc, wojna już się skończyła, a ty nadal pamiętasz tylko ruiny. – Zawalił się jakiś budynek w centrum. – to nic wyjątkowego. Domy waliły się jeden przez drugi, prawie codziennie ulice pokrywały się nowymi warstwami pyłu, kurzu, odłamków cegieł. – Dzień wcześniej była ta strzelanina na moście Łacińskim, może o niej słyszałaś. – mówisz i naprawdę zaczyna boleć. A może już jej wtedy nie było, może zaczęła już swoją walkę o niepamięć i akurat tamten most udało się jej zapomnieć jako pierwszy. Ty znasz jeszcze dokładny adres tamtej kupy gruzu, mógłbyś jak na spowiedzi zeznać, po co i z kim wtedy szedłeś, a nawet kiedy wypiłeś ostatnią kawę we własnym domu. Nie mieszkałeś już z ojcem, nie czekał zbyt długo, żeby wyjechać z Bośni. Dwie wojny to więcej niż dosyć dla jednego człowieka, a nie brakowało w Sarajewie starców, którzy zostali i podczas trzeciej dokończyli swoje życie. Ledwo przeżyłeś ułamek jednej, tej najmniejszej i z ręką na sercu nie wiesz, jak dali sobie z tym radę, ci którzy dźwigają w pamięci dwa upadki całego świata.
Lajla Veličković
Lajla Veličković
Pracownia 5Hzzkjs
Sarajewo, Bośnia i Hercegowina
26 lat
rusałka
nieznana
neutralny
zaklinaczka kwiatów
https://petersburg.forum.st/t1419-lajla-velickovic#6946https://petersburg.forum.st/t1427-lajla-velickovic#7026https://petersburg.forum.st/t1434-lajla-velickovic#7054https://petersburg.forum.st/t1433-azra#7052

Nie 17 Mar 2019, 21:11
- I przez tyle lat się na siebie nie natknęliśmy. – Uśmiecham się do niego z lekkim żalem wymalowanym na twarzy, może wówczas łatwiej byłoby mi się odnaleźć w rosyjskiej rzeczywistości, gdybym tylko miała towarzysza u boku, z którym mogłabym swobodnie porozumiewać się po bośniacku. W końcu minęło trochę czasu zanim nauczyłam się posługiwać rosyjskim w sposób komunikatywny. Petersburg był ogromnym miastem, choć magiczna część – w porównaniu z resztą – była wręcz mikroskopijna. Dalej ciężko było mi w to uwierzyć, że dopiero teraz się odnaleźliśmy. I to zupełnie przez przypadek. Dziwnie więc było w tym momencie patrzeć sobie w oczy, bo ja w jego oczach widziałam to wszystko, o czym chciałam zapomnieć. Nie ukrywam, że nie było to łatwe doświadczenie, a jednocześnie byłam przekonana, że nikt mnie nie zrozumie tak, jak on. – Nie było łatwo, jak przybyłam do Rosji. Przyznaj, że bardzo różni się od naszego starego świata. Chyba nawet nie potrafię sobie wyobrazić Sarajewa w obecnym stanie, a raczej tego, co z niego po tym wszystkim zostało – przerzucam się automatycznie na bośniacki, którego tak dawno nie używałam na co dzień, że już zapomniałam, jak pięknie brzmi. Oprócz Ljubana nie znałam już nikogo, kto pochodziłby z tych samych stron, choć wielu emigrantów można było spotkać na tłocznych ulicach Petersburga.
- Do Hotynki – powtarzam po chwili, wzdychając cicho pod nosem. – Przykro mi, że ucierpiałeś. – Bo przecież nie zasługiwał na to, tak samo jak wszyscy ci, którzy zostali poszkodowani przez wojnę. Zauważyłam już na początku, że od czasu do czasu nieudolnie utykał, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Czułam też, że nie powinnam pytać o to, co dokładnie się stało – to na pewno musiał być bardzo niewygodny temat. Z jednej strony chciałam go o wszystko wypytać, a z drugiej – coś podpowiadało mi, że Ljuban dalej mógł się z tym nie pogodzić. Mogłam się jednak też mylić. Nie znałam go w ogóle, a wnioski jedynie wyciągnęłam na podstawie krótkich obserwacji. – Tak, słyszałam o tym – potwierdzam kiwnięciem głowy, spoglądając w jego stronę. – Jak już nauczyłam się rosyjskiego, to przeczytałam wszystkie artykuły na temat wojny w Bośni. Pisali o nas bzdury. – Niczego nie rozumieli. Niczego nie doświadczyli. Nie wiedzieli, jak było naprawdę. Jedynie powielali stek bzdur, który nie miał nic wspólnego z rzeczywistością. – Wróciłeś tam kiedyś? Do Sarajewa. Czy…? – Czy może zabrakło ci odwagi tak, jak mi? Muszę się przyznać, że ja stchórzyłam. Wielokrotnie. Nie byłam w stanie pojechać do Sarajewa i nie wiem, czy kiedykolwiek mi się uda to zrobić.
Sponsored content


Skocz do: