Posiadałam kiedyś wolę niezłomną jak upływ czasu, wierząc, że nie ma tym świecie absolutnie niczego, co by ją osłabiło. Zaciskałam zęby, zaciskałam pięści, synchronizowałam odliczanie sekund wraz z wschodem słońca, żeby nic mnie w życiu nie zaskoczyło, aby zawsze być krok do przodu. Pochodziłam ze sfer wtedy jeszcze
najwyższych, skupionych na empatii i honorze, podniesionym głosem rzucając
sława niepodległości, z duszą na ramieniu prześlizgiwałam wzrokiem po wydrukowanych wiadomościach z liczbami poległy w Abchazji.
Obserwowałam, jak tonie moja ojczyzna będąc tysiące kilometrów od niej. Ale unosiłam głowę ściskając męża za rękę,
nie myśl o tym, Edna, mamy tutaj, tutaj właśnie ważniejsze cele.Był ode mnie starszy dwanaście lat, zajmując w hierarchii raskolniczej stanowisko, którego jako nowicjuszka nie rozumiałam. Wtedy. Byłam młoda i pełna zapału, uwiedziona wizją rozłamu Rady Czarodziejów i komunistycznych obietnic wprowadzenia równości klasowej i podziale dóbr.
Zatapiałam się w tych strukturach jak zatapiałam się w naszym małżeństwie, byłam prawą ręką, byłam praktyczna, uspokajałam mamę, tęskniłam za Cyzią, chciałam mieć dziecko, chciałam mieć wykształcenie, trzymałam się tego.
Zawsze żyłam tak, jak nauczono mnie tego w domu, dla innych, nie tracąc pogody ducha, wszystko co w życiu robię i robiłam było na pełnym wdechu i wydechu, ze zmarszczkami od uśmiechu w kącikach ust, opatrywałam rany, biegłam, śmiałam się, piekłam ciasta, uczyłam się na zmianę zaklęć leczniczych i bojowych, uczyłam się na błędach, zszywałam odprute rękawy, uzupełniałam zapasy, Kasta potrzebowała Nino, a on potrzebował mnie, potrzebował mieć pod ręką kwatermistrza, pigułę i czasami żonę i choć z zewnątrz wydawałam się być dla niego bardziej pionkiem w organizacji, wiem, że nie mogliśmy przeskoczyć od razu do momentu, aż będziemy partnerami. Bycie żoną po prostu, nawet tak wysoko postawionego człowieka, nie dawało mi prawa do przeskoczenia tylu szczebli w górę w hierarchii Raskolników. To byłoby sprzeczne z zasadami, które sobie wyznaczyliśmy. I pomimo tego, że nie wtajemniczał mnie w nic, czego jako nowicjuszka nie miałam prawa wiedzieć, nie byłam ciepło, ani chociaż neutralnie odbierana w szeregach. Zbyt długo uczyli się mi zaufać.
Wszystko, do czego doszłam dzisiaj zawdzięczam swojej pracy.
Pomimo, że spisano mnie na straty, kiedy moja wola, w którą siłę tak wierzyłam od dziecka, pękła pewnego poranka nagle jak czaszka Nino. Zrozumiałam, dlaczego nie chciał mieć dzieci, choć wolałam myśleć cały czas, że chodziło o ryzyko i strach, a nie chore geny.
Owinęłam się w kokon i zaczęłam dusić, jeszcze przez wiele lat budząc się w nocy z powodu braku tchu.
Pamiętam, jak wyglądał. Pamiętam, co zostało z mojego Nino. Pamiętam, jaką zostawił mnie i nigdy już w życiu nie chcę wracać do takiej siebie. Gdzieś, na zawsze będzie mi ciążyć, metalowy napierśnik żałoby, ale minęło siedem lat i zbyt wiele jest wokół mnie istnień, do których ocalenia mogę się choć trochę przyczynić, że nie mogę pozwolić się sobie rozpaść.
Zostałam w organizacji, którą sądzono, że opuszczę, pomimo mojego wtedy już czteroletniego doświadczenia.
Zawsze będziesz mile widziana wśród Raskolników, tak powiedział, a mną chyba pierwszy raz w życiu wstrząsnął tak silny gniew, że poczułam jak cały ten kokon spala się od środka. Bo nigdzie się nie wybierałam. Tak, wierzyłam w Nino, ale to nie dla niego przez lata urabiałam się po łokcie. Oczywiście, po trochu dla niego, po trochu dla siebie, ale głównie dla wszystkich, dla nas i dla was.
Chciałam wyżej się piąć, miałam ku temu okazję, parę miesięcy, ale pozostałam z rangą starszej, bo zaszłam w ciążę.
Nie jest łatwo z trzymiesięcznym pąklem przy piersi czytać spokojnie statystyk dotyczących ofiar, ale i bez niej nie byłoby łatwo i choć niejednokrotnie usłyszałam, że mam się zatrzymać i skupić na Mizi, to zbyt głęboko zakorzeniłam się w tym wszystkim, żeby łatwo mnie było teraz wyrwać.
Z wieloma rzeczami się nie zgadzam, wiele informacji sprawia, że oczy mrużę i gryzę się w język, ale wciąż mam silne poczucie obowiązku i niezłomną wolę.