Brązowe tęczówki utkwione były w twarzy mężczyzny
jeszcze nieokreślonej
bez dopasowanych emocji.
Drobne rączki wyciągała ku niemu, jakby naiwnie, trochę zbyt
ufnie.
Tato, kochasz mnie?
Nie odpowiadaj – dobrze wiem, że nie.
Od samego początku kryła się za kurtyną enigmy, która opadała na jej drobne ciało, gdy bezszelestnie przemieszczała się po mieszkaniu ojca. Robiła to wielokrotnie – nie chcąc wchodzić mu w drogę, unikając przy tym chłodnej obojętności; nieustannie (jak to dziecko) łaknąc jego atencji. Dystans plasował się w kategoriach złych, nieodpowiednich. Poszukiwała spojrzeń, uśmiechów, czułych gestów, lecz on choć dawał jej to w minimalnym stopniu, wciąż i wciąż zamykał się za drzwiami
zakazanego pokoju.Niepamięć związana z osobą matki wydawała się tłamsząca. Niejednokrotnie dyskomfort dawał o sobie znać, czyniąc z małej dziewczynki – m a r i o n e t k ę współczujących.
Jaki dzielny, młody mężczyzna…
Nie porzucił maleństwa…
Gówno prawda, oboje o tym wiemy – czyż nie, ojcze?
Obsesja.Przez pierwsze lata rozwijała się pod pieczą niani, tylko czasami łapiąc uwagę rodziciela, który obdarzał córkę okrojonymi uśmiechami. Była śliczna, o karnacji subtelnie muśniętej przez słońce, zbyt młodociana, by stać się częścią codzienności. A jednak. Jednak to tego pragnęła Liliya, gdy opowiadała kobiecie o Lvie i niepewnościach związanych z jego osobą. Ufała, że ta ma dla niej otwarte serce, lecz było to jednym z najpiękniej wykreowanych kłamstw. Słowa osiadały w umyśle jak motyle na kwiatach, które ukochała matka. Sześciolatka bowiem pragnęła kojących fraz, szczerych sentencji, będących melodią zapomnienia o niechęci pana Vasilyeva.
Pocałunki, zbyt perwersyjny dotyk.
Zawód usiany w rozmijających się oddechach.
Jak mogłaś to wszystko
zniszczyć?
Nieufność wypełniła dziecięcą postać. Czas poświęcany do tej pory na chwytanie chwil z ojcem przeznaczała na rysunek – byle nie oglądać twarzy opiekunki, która być może oczekiwały szansy na zostanie panią domu. Głupia. Nader głupia. Nieidealna kreska rozciągała się na białym papierze. Smukłe paluszki muskały fakturę podłoża, a w głowie szumiało echo rozczarowania wypalającego wyrwę w młodym sercu. Emocje nakazywały gwałtowność, której to poddała własny twór, rozrzucając potargane skrawki na podłogę pokoju.
Akademia Koldovstoretz była zatem wybawieniem.
Pierwsza ucieczka
z jego mieszkania.
Poszukiwanie własnej ścieżki zdawało się być skomplikowane. Kroczyła po wyznaczonych bezdrożach, ulegając niewiadomej, którą podsycali w niej nauczyciele. Magia lecznica. Transfiguracja. To wszystko było dobre, lecz niedostatecznie. Umysł dziewczynki poszukiwał więcej perspektyw, a tą jedynie słuszną miała być muzyka, którą szlifowała pod pieczą profesor od sztuk artystycznych. Śnieżnobiałe klawisze były pieszczone opuszkami palców przez lata, kiedy to pociągając za sznurki – dążyła do
perfekcji.
Chciała być choć trochę, tak dobra jak on.
Powroty do rzeczywistości bywają jednak trudne.
Umocniona w szczególną wiedzę, przesiąknięta zdolnościami adekwatnymi dla młodych czarodziejów, wciąż była niepełna. Brakowało jej uczuć.
Po ukończeniu szkoły, Lev tworzył coraz większą barierę, co zdewastowało relację ojca z córką. Był nieosiągalny, na domiar wzgardzał umiejętnościami Liliyi, które odziedziczyła w całości
po nim; n a p e w n o? Niedostateczna. Bez talentu. Marnowała jego czas. Och, ileż razy usłyszała podłe słowa, zaraz potem patrząc jak udziela lekcji innym. Bezwzględny zakaz zbliżania się do fortepianu był upokarzający, odbierający szansę na tworzenie w sobie pasji do dalszych kompozycji.
Dni przemieniały się w tygodnie, te zaś w miesiące, a… Dopiero minęło pół roku, który utwierdzał dorastającą, młodą kobietę w bezsensie, w nicości pośród cienia nocy – ona nie jest w stanie uchronić się przed despotyzmem ojca, pozbawionym wszelkiej iluzji miłości. Jedynie kwiaty, którymi wypełniała dom, zdawały się być wdzięczne względem uczuć, jakimi obdarowała je ciemnowłosa dziewczyna.
(Ty naiwna, jakże durna!)
Cóż takiego zdołała ci uczynić?
Wszak – czy to jej wina, że matka zmarła przy porodzie?
Nie, doskonale wiemy, że chodzi tu tylko i wyłącznie o
zdradę.
Ty d u r n i u.