Idź do strony : 1, 2  Next
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pią 03 Lut 2017, 15:49
Plac Dumy

Plac Dumy to bez wątpienie serce Sankt Petersburga, nieustannie tętniąca życiem stolica czarodziejów. Został zbudowany około 1703 roku na planie kwadratu, a wraz z niespodziewanym wzrostem populacji w mieście – magicznie powiększony. To właśnie tutaj ulokowany jest jeden z najważniejszych ośrodków władzy, czyli rosyjskie Ministerstwo Magii, które swoją ogromną budowlą łudząco przypomina cerkiew. Wokół Placu Dumy znajduje się także mnóstwo kolorowych i zadbanych kamieniczek, najsłynniejszych sklepików z najpotrzebniejszymi artykułami codziennego użytku, kameralnych kawiarenek, regionalnych jadłodajni czy obskurnych karczm, gdzie co noc zbiera się magiczna brać. Na samym środku stoi Łuk Zwycięstwa – budowla w kształcie monumentalnej, wolno stojącej bramy w staroruskim stylu, którą postawiono z okazji upamiętnienia powstania Starszyzny.

László Szajpenesz
László Szajpenesz
Budapeszt, Węgry
24 lata
brudna
neutralny
pisarz / stażysta w Hotynce
https://petersburg.forum.st/t736-laszlo-szajpeneszhttps://petersburg.forum.st/t740-laszlo-szajpenesz#1660https://petersburg.forum.st/t742-slowik#1663https://petersburg.forum.st/t741-boruta#1661

Nie 16 Kwi 2017, 22:29
10.04.1999

Biegł przed siebie, ciasno trzymając w rękach plik papierów, związanych bawełnianym sznurkiem. Jego natura domagała się przestrzeni. W domu wiele rzeczy przykuwało jego uwagę, ale mieszkanie, w którym mieszkał jeszcze na Węgrzech - i które ktoś nazwał znośnym, chyba tylko jemu na złość - sprawiało wrażenie ubogiego w porównaniu z ogromem Petersburga.
Nie rozglądając się nawet przed przejściem, wbiegł na ulice, umykając tuż przed maską czerwonego omnibusa.
- Przepraszam! - krzyknął, gdy wokoło rozległ się dźwięk klaksonów, jednak nie zwolnił biegu, zaraz zwinnie wymijając dwie, bogate arystokratki, które obróciły się za nim z oburzeniem. Na Placu Dumy przeskoczył jeszcze obok paru innych osób, raz o mało co nie wpadając na jeden ze straganów. I byłby nawet wyminął zatłoczone miejsce i znalazł się w parku po drugiej stronie, gdyby nie to, że w pewnym momencie przeszedł przed nim jeden z handlarzy, pchający taczkę pełną przedmiotów, których László nie zdążył zidentyfikować. W desperackim geście wyminięcia go, chłopak odskoczył na lewo, tym samym wpadając na jednego z przechodniów.
Uderzenie odbiło się na jego, choć wysokiej, to delikatnej osobie i czarodziej wylądował na twardym chodniku. Dzyń, dzyń, dzyń. Gdzieś w oddali wnętrza głowy Poety dzwonił dzwon i karał go równo za nierozwagę i głupie pomysły. Świat wyostrzał się powoli. Dałaby sobie dłuższą chwilę na ochłonięcie, lecz gdy powoli uniósł głowę do góry, skamieniał, a potem wzdrygnął się odruchowo. Nie, nie chodziło o zapierający dech w piersiach widok Placu Dumy, choć faktycznie, był niczego sobie i w normalnych warunkach László zachwyciłaby się nim szczerze. Zanim przyjrzał się bowiem okazałemu budynkowi Ministerstwa Magii, jego spojrzenie zawisło na towarzyszu, w którego chwilę temu tak bezczelnie wbiegł.
Słowik momentalnie przestał sapać ze zmęczenia, a na jego mięśniach mimicznych zagrała skrucha. Zdawać by się mogło, iż jeden zły wyraz wypędziłby go z tego miejsca, a może nawet wygnał z niego duszę.
- Bardzo pana przepraszam! - wykrzyknął prędko, po czym pochylił się by zebrać z ziemi kartki, które w wyniku zderzenia rozsypały się po całym chodniku.
Cecil Yaxley
Cecil Yaxley
Plac Dumy Tumblr_mflnakJD3D1rffxo0o5_500
Londyn, Anglia
32 lata
błękitna
neutralny
właściciel hotelu / biznesmen
https://petersburg.forum.st/t746-cecil-yaxley#1694https://petersburg.forum.st/t756-cecil-yaxley#1769https://petersburg.forum.st/t757-pan-smierciozerca#1772https://petersburg.forum.st/t758-tamiza#1774

Pon 17 Kwi 2017, 15:24
Cecil zadowolony ze spotkania ze stałym klientem wyszedł z jednej ze sławnych, kameralnych kawiarenek prosto na Plac Dumy. Serce tego miasta zdawało mu się nieprzyjemnie obce mimo kilku już spędzonych tu lat - Ministerstwo Magii za bardzo przypominało mu prawosławną cerkiew. Ta religia była dla niego bardzo obca, tak samo jak Łuk Zwycięstwa przypominający o powstaniu Starszyzny, która zdawała mu się momentami nie rozumieć, jak ważna jest czystość krwi. Cóż jednak mógł na to poradzić? Chyba tylko ożenić się z arystokratką, coby się nie mieszać z mugolami.
Nie wspominając o kolorowych, nawiązujących do słowiańszczyzny kamieniczkach. Wyglądały tak obco...
Mimo wszystko idąc tego dnia przez to miejsce czuł się świetnie. Ostatnio wszystko szło po jego myśli i naiwnie myślał, że nikt ani nic nie może mu zepsuć humoru. Kroczył dumnie, w lekkim płaszczu skrywającym elegancki garnitur zaprojektowany przez jego narzeczoną i z aktówką w ręce.
Dopóki nie wpadł na niego On...
Przedmiot wypadł mu z ręki otwierając się i wypuszczając w świat tak ważne dla jego interesów dokumenty. W pierwszym momencie Cecil nie zwrócił uwagi na chłopaka, który znienacka na niego wbiegł, tylko upewniał się, że niczego nie pogubił. Coraz bliżej mu było do złości, gdy nie mógł znaleźć jednej z ważniejszych stron pewnego dokumentu.
Dopiero gdy usłyszał ten głos odwrócił się wreszcie do Szajpenesza.
- Znowu ty! - wręcz krzyknął oburzony nie zwracając uwagi, że depcze jakieś kartki. Próbował się powstrzymać od wybuchu, ale gdy przypomniała mu się ta cała sytuacja w szpitalu... - Nie dość mi narobiłeś problemów wtedy, teraz też musisz? Nie wstyd ci trochę chłopcze utrudniać życie poważnym ludziom?
Już nie szukał zaginionej kartki. Zabijał Węgra wzrokiem.
László Szajpenesz
László Szajpenesz
Budapeszt, Węgry
24 lata
brudna
neutralny
pisarz / stażysta w Hotynce
https://petersburg.forum.st/t736-laszlo-szajpeneszhttps://petersburg.forum.st/t740-laszlo-szajpenesz#1660https://petersburg.forum.st/t742-slowik#1663https://petersburg.forum.st/t741-boruta#1661

Pon 17 Kwi 2017, 18:44
Tego się nie spodziewał. Poderwał się gwałtownie i stanął jak wryty, nie potrafiąc podjąć konkretniejszych kroków. Odblokowało go dopiero, gdy Cecil zaprzestał zbierania papierów i spojrzał na niego, wzrokiem niemalże mordując Węgra na miejscu. László z trudem zacisnął zęby, by spróbować wyjść z tego chociaż w twarzą, jeżeli nie w całości, co akurat wydawało się mało prawdopodobne.
To, co odczuwał, nie pozostawiało cienia wątpliwości, jednak mimo wszystko postanowił to zatuszowywać, toteż pospolity, przepraszający uśmiech zamienił na wyraz skruchy i zakłopotania. Oczy i tak nabrały wyrazu dziecięcego przerażenia, a serce zabiło mocniej, niemal zagłuszając mu jego własne myśli. Nie był odważny, nigdy nawet nie podejrzewał, że jest, ale kazał sobie udawać tak długo, jak się da. Zbyt zszokowany w pierwszym momencie, nie miał już drugiej szansy na obronę, bo nim wziął się w garść, starszy mężczyzna krzyknął na niego, powodując, że chłopak mimowolnie wykonał mały krok do tyłu.
Jaki ty jesteś głupi, László. Boże, jaki głupi.
W myślach nakazał sobie spokój – spokój gładki jak zamarznięta o świcie, podstępnie śliska kałuża, na której nieostrożny przechodzień może złamać rękę lub najeść się sporej porcji strachu. W teorii nie było to trudne, wystarczyło szepnąć do siebie: "László, tylko spokojnie" i przez kilkanaście drogocennych sekund wierzyć, że to wystarczy.
- Naprawdę nie chciałem, ja tylko tak... - uniósł trzymane w dłoni kartki, jako na przyczynę swojej nieuwagi. Jak gdyby tutaj można było coś wytłumaczyć. - Właściwie nie sądziłem, że jeszcze pana spotkam. - uśmiechnął się uprzejmie.
Sprawiał wrażenie, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, gdy wiatr zawiał nagle mocniej, podwiewając do góry nie tylko kartki z chodnika, ale też wyrywając Poecie z rąk te kilka, które udało mu się wcześniej podnieść. Jak popioły drogiej zmarłej osoby, nędzne strzępy potencjalnej świetności uleciały w dal.
- Chwila! - wykrzyknął, wychylając rękę do przodu w celu pochwycenia papierów, te jednak odfrunęły, znikając pomiędzy głowami przechodniów. Zupełnie ignorując Cecila, Słowik począł zbierać te strony opowieści, które leżały w pobliżu. Nie zwracał nawet uwagi, że długim płaszczem zbierał z ziemi bród, a jego ledwo co kupione spodnie przetarły się na kolanach, w chwili, w której rzucił się na bruk.
Dopiero gdy będąc na klęczkach, złapał za arkusz, przygnieciony przez but biznesmena, przypomniał sobie, że mężczyzna nadal tam stoi.
- Uhmm... - uniósł głowę do góry. - Mógłby pan...?
Cecil Yaxley
Cecil Yaxley
Plac Dumy Tumblr_mflnakJD3D1rffxo0o5_500
Londyn, Anglia
32 lata
błękitna
neutralny
właściciel hotelu / biznesmen
https://petersburg.forum.st/t746-cecil-yaxley#1694https://petersburg.forum.st/t756-cecil-yaxley#1769https://petersburg.forum.st/t757-pan-smierciozerca#1772https://petersburg.forum.st/t758-tamiza#1774

Pon 08 Maj 2017, 18:38
Cecila mało interesowały odczucia Słowika. Dla niego na małe szaleństwa mogli sobie pozwolić czystokrwiści, ale jakby któryś przedstawiciel biegał jak opętany po całym placu i wpadał na ludzi patrzyłby na takowego co najmniej z niesmakiem. Co dopiero na mugolika, który zamiast uszanować lepszych od siebie utrudnia im życie! To powinno być karalne.
Z zadowoleniem zauważył strach w jego oczach. Jeśli się boi to pewnie popamięta na przyszłość. To dawało Cecilowi nadzieję na spotykanie o jedną szlamę mniej. Mimo złości myślał też logicznie i wiedział, że niezbyt może mu zrobić krzywdę – w końcu musi dbać o opinię, „brudni” są chronieni prawem, a więc musi się trzymać przepisów pomimo wszelkiej niechęci. Głupi Rosjanie, nie wiedzą co czynią.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo liczyłem, że wywalą cię ze szpitala. Może z biedy nie pozwalałbyś sobie na chadzanie po tych samych drogach co ja, ty idioto – syknął nieprzyjemnie. – To jest miejsce publiczne, trzeba umieć się zachować.
Pewnym ruchem poprawił swój drogi płaszcz i otrzepał aktówkę. Chciał jeszcze ochrzanić młodzieńca za fakt, że nie może znaleźć przez niego i swojej strony (no ale skąd jakiś mugolak może znać się na interesach? Jest zaskoczeniem jak takowy wie, za którą stronę różdżki się trzyma!), jednakże Węgier niczym kot zwrócił większą uwagę na odlatujące szybko kartki niż na stojącego majestatycznie Cecila.
Niedoczekanie twoje…
Przez chwilę patrzył się na niego oburzony, aż Słowik łaskawie na niego spojrzał, gdy znalazł swoją kartkę pod jego butem. Cecil spojrzał na obiekt pod swym obuwiem, nie mógł jednak rozczytać napisów. No trudno, miał ważniejszą sprawę do załatwienia.
- Mógłbym cię zapytać o to samo… - powiedział wyrywając mu zebrane dotychczas kartki. Nim zrobi to, co zamierza chciał się upewnić, że nie zgubił najważniejszej części umowy wśród... cokolwiek to jest. Głupio by wyszło, gdyby przez brak przezorności stracił własną, zagubioną kartkę.
László Szajpenesz
László Szajpenesz
Budapeszt, Węgry
24 lata
brudna
neutralny
pisarz / stażysta w Hotynce
https://petersburg.forum.st/t736-laszlo-szajpeneszhttps://petersburg.forum.st/t740-laszlo-szajpenesz#1660https://petersburg.forum.st/t742-slowik#1663https://petersburg.forum.st/t741-boruta#1661

Pią 12 Maj 2017, 21:53
Chciał spuścić głowę, lecz nic podobnego nie miało prawa się stać, bo choć wprawdzie cichy głosik podszeptywał, że wraz z lekkim, lękliwym wrażeniem że powinien i wcale nie przyjdzie koniec świata, przeciwnie, znajdzie się przy tym trochę szczęścia, gram ulgi (a przecie to dobre, więc jakże może mieć ujemne strony?), tym niemniej raz rozbita w puch pewność siebie domagała się sowitego haraczu w czynach. Nie bał się Cecila, aczkolwiek jego obecność (jak mało czyja obecność) przyprawiała go o nieprzyjemne zakłopotanie, tak jakby, gdzieś w tyle głowy nadal przechowywał myśl, dopuszczającą do siebie najgorszą ewentualność. Ale był przecież bezpieczny, całkowicie bezpieczny, prawda?
Słysząc słowa Yaxleya, zmrużył delikatnie oczy, aczkolwiek nie pozwolił sobie na gniew. Rzadko z resztą w ogóle bywał zły, a nawet jeśli, to silne emocje zazwyczaj powodowały płacz, nie krzyk.
Boże, dopomóż, westchnął w duchu. Uważał się bowiem za osobę oświeconą – nie w dosłownym tego słowa znaczeniu – jednak jak dotąd wydawało mu się, że wolny jest od osądzania innych. Całym swoim, bogatym przecież sercem, wierzył w szczęśliwe zakończenia. Pragnął w to wierzyć, szczególnie wtedy, gdy wszystko dookoła wydawało się walić na jego barki, a on nie do końca potrafił odnaleźć się pod warstwą gruzu, która przygniatała go do ziemi.
- Co ja takiego zrobiłem, że mnie pan tak nienawidzi? Chciałem przecież tylko... - zaczął, nadal mając nadzieję, że starszy mężczyzna jednak zabierze but z przygwożdżonego do ziemi listu. Tego, co zrobił Anglik, się jednak Słowik nie spodziewał. Cecil wyrwał mu z rąk wszystkie kartki, które László zdążył dotychczas zebrać z ziemi. Począł przerzucać je, bez poszanowania dla czegokolwiek co nie należało do niego. Aczkolwiek, jeśli choć przez chwilę przyjrzał się pożółkłym papierom, mógł z pewnością zobaczyć, że niemal każdy z nich zaczynał się od Droga Mariyo.
- Hé! - Poeta krzyknął odruchowo, jeszcze z Węgierskim akcentem, po czym wstał, wychylając się w stronę Anglika i próbując złapać rękami plik odebranych trzymanych przez towarzysza kartek.
Cecil Yaxley
Cecil Yaxley
Plac Dumy Tumblr_mflnakJD3D1rffxo0o5_500
Londyn, Anglia
32 lata
błękitna
neutralny
właściciel hotelu / biznesmen
https://petersburg.forum.st/t746-cecil-yaxley#1694https://petersburg.forum.st/t756-cecil-yaxley#1769https://petersburg.forum.st/t757-pan-smierciozerca#1772https://petersburg.forum.st/t758-tamiza#1774

Pon 15 Maj 2017, 22:45
Postanowił zignorować - jak mu się zdawało - jego butne spojrzenie. Siedząc bite trzy lata w Rosji powinien był się przyzwyczaić, że tu każdy sam sobie panem, choć powinna panować jakaś hierarchia. Choćby dla bezpieczeństwa Starszyzny, w końcu to kuriozum, że niektórzy dalej mają różdżki mimo buntów i ujawniania się przed mugolami! Takich powinno się unieszkodliwiać w każdy możliwy sposób. Najlepiej raz a dobrze.
Aż zgrzytnął zębami na myśl, że stracił tyle czasu na rzecz swojego kraju, który tym bardziej potrzebował zdecydowanego działania. Gdyby tylko jakiś znak, że można coś jeszcze zrobić i przywrócić dawny ład... Niestety, matka, choć wierna sprawie, nie mogłaby bez wyrzutów sumienia namówić Cecila na powrót, jeśli oznaczałoby to jego pobyt w Azkabanie, a tym bardziej rychłą śmierć. Samemu Cecilowi też nie było na rękę wracać tylko po to, by głupio się poświęcić. Wzorował się w końcu na Czarnym Panie, który opanował strategię do perfekcji i sam długo czekał z ujawnieniem się, aby nikt nie mógł go powstrzymać.
Inna kwestia, że Jemu nie udało się mimo zachowanych środków ostrożności osiągnąć celu...
Cecil nawet nie próbował wczytywać się w to, co nabazgrał Węgier. Choć kusiło go, by zabawić się nim z wiedzą, co on tam wypisuje szkoda mu było czasu, gdy musiał postarać się o odtworzenie swojej umowy. Niby mógł powiedzieć cokolwiek na swoje "usprawiedliwienie", ale czy taki prostak zrozumiałby, że niektórzy mają ważniejsze rzeczy na głowie niż zajmowanie się każdą napotkaną na ulicy szlamą?
Chyba nie.
Kiedy László próbował odzyskać przeglądane na szybko przez niego kartki mężczyzna cofnął się o krok pozwalając mu na dosięgnięcie tej przydeptanej. Była w lepszym stanie niż Yaxley by sobie życzył.
- Co zrobiłeś? Istniejesz. Tacy jak ty powinni mi co najwyżej buty czyścić za wierną służbę - powiedział rwąc trzymane kartki na cztery części i rzucając wokół siebie. - Tacy jak ty tylko marnują czas dobrze urodzonych. Ciesz się, że nie każę ci opłacić ewentualnych strat, których przez ciebie doznałem - Cecil miał przekonanie graniczące z pewnością, że przez trzy życia Węgra nie byłoby stać na spłatę ewentualnych strat. W końcu zgubił kartkę z zapisanymi obowiązkami drugiej strony, na czym Anglik mógł tylko stracić. A zresztą jego "rozmówca" i tak nie wiedział o co chodzi. Mężczyzna liczył, że mimo braku wtajemniczenia chłopak zrozumie jego ostrzeżenie i przestanie wchodzić mu w drogę.
Uznając, że nie ma co dłużej stać jak kołek przy takim marginesie społecznym odwrócił się do Słowika plecami i ruszył przed siebie. Miał jeszcze parę spraw do załatwienia.
László Szajpenesz
László Szajpenesz
Budapeszt, Węgry
24 lata
brudna
neutralny
pisarz / stażysta w Hotynce
https://petersburg.forum.st/t736-laszlo-szajpeneszhttps://petersburg.forum.st/t740-laszlo-szajpenesz#1660https://petersburg.forum.st/t742-slowik#1663https://petersburg.forum.st/t741-boruta#1661

Sro 17 Maj 2017, 22:54
Cecil go nienawidził, a László bagatelizował sprawę, pojęcia nie mając z jak niebezpiecznym człowiekiem rozmawiał. Nie miał powodu by się gniewać, w każdym razie na pewno nie na niego, prędzej na społeczeństwo, które chyba chciało zmusić ludzi, żeby byli kim innym, niż w głębi serca chcieli być: gniewał się na tych ludzi i ich wyobrażenia. Czego oni od niego chcieli? Żeby przejmował się takimi rzeczami jak stała praca, pieniądze, najnowsze osiągnięcia techniki, najszybsze różdżki? Przecież on nie odrzucał tych rzeczy, tylko po prostu nie były one dla niego ważne. Był biedny i owszem, cudem miał dach nad głową i cieszył się nawet gdy na własność posiadał kartkę oraz pióro. Nie był również czystej krwi, ba, długo wychowywał się wśród mugoli i nadal go magiczny świat zachwycał. Posiadał wszystkie te cechy potępiane przez Yaxleya, jednak nie rozumiał, och, wcale nie rozumiał. Skąd ta złość, to obrzydzenie to prezentowane na każdym kroku zażenowanie?
Odetchnął cicho. Już od dawna było dla niego tego wszystkiego za dużo. Oczy i tak nabrały wyrazu dziecięcego niepokoju i serce zabiło mocniej, niemal zagłuszając mu własne myśli. Mimo to, nie uległ pokusie skulenia się. Nie był odważny, nigdy nawet nie podejrzewał, że jest, ale miał wrażenie, że jakiekolwiek bardziej impulsywne zachowanie spowoduje, że sytuacja stanie się jeszcze bardziej niekorzystna. I łapał się tych myśli jak koła ratunkowego, do momentu gdy Anglik nie zaczął rozdzierać trzymanych przez siebie kartek na części. Szczątki zapisanych papierów zawirowały zaraz w powietrzu. Część z nich upadła na ziemię, a reszta, pognana przez wiatr, zatoczyła koła nad ich głowami i pognała wraz z silniejszym podmuchem gdzieś pomiędzy zgromadzonych na Placu ludzi. Zapiski poszybowały daleko i zostały zdeptane przez spieszących się ludzi, zupełnie jak zdruzgotane serduszko Poety.
László był gotowy na wszystko. Tylko nie na to. Milczał. Wręcz przestał oddychać. Nie słuchał już nawet co Cecil do niego mówi, zbyt przerażony tym, co właśnie zobaczył. Ledwie jego umysł zdążył przeanalizować całą tę sytuację, rozproszone cząsteczki odwagi Węgra poczęły powoli zbierać się w zbitą formę, właściwie na kształt tarczy, która bywała zawodna, ale dodawała mu odrobiny krzepkości. Królicze serce na chwilę zmartwychwstało na duchu. Nie powinno to trwać długo, jako że nigdy nie trwało, kropla w morzu, tym niemniej jednak słodka, prawda?
Gdy Słowik uniósł wzrok, Yaxley był już odwrócony do niego tyłem; oddalał się powoli.
- Nie miałeś prawa! - krzyknął, zapominając o kartce, która wydostała się spod buta towarzysza i zupełnie nie panując nad tym, że jego oczy się zaszkliły. Zamrugał szybko. Naprawdę było źle, a on się naprawdę się załamywał. I był zdruzgotany. I nieszczęśliwy. I… Nie zorientował się nawet kiedy jeden z leżących na ziemi kamieni znalazł się w jego dłoni i za pomocą silnego zamachu przeszył powietrze ze świstem, trafiając czarodzieja w tył głowy.
Z motyką na doświadczonego się porwał, a niech to. Niech to. Pożałował od razu. Szkoda, że nie pałał sympatią do Pana Boga, bo mógłby zacząć się modlić i kto wie, może by to podziałało: Panie, Tyś jest dobry, Tyś jest najlepszy, Tyś... jak to dalej szło?
Cecil Yaxley
Cecil Yaxley
Plac Dumy Tumblr_mflnakJD3D1rffxo0o5_500
Londyn, Anglia
32 lata
błękitna
neutralny
właściciel hotelu / biznesmen
https://petersburg.forum.st/t746-cecil-yaxley#1694https://petersburg.forum.st/t756-cecil-yaxley#1769https://petersburg.forum.st/t757-pan-smierciozerca#1772https://petersburg.forum.st/t758-tamiza#1774

Sob 20 Maj 2017, 13:25
Cecil opracowywał już powoli swój plan reszty dnia. Na pewno musiał wpaść do hotelu skontrolować sytuację. Wysłać list do matki. I do narzeczonej. I z trzy do kontrahentów. Jakoś odzyskać straconą stronę umowy. I jeszcze zjeść kolację z jednym Lazarevem i...
W życiu się nie spodziewał tego, co nastąpiło. Takiego braku szacunku, takiej buty, takiej... W Anglii nigdy z czymś takim się nie spotkał!
Dotknął dłonią bolącego miejsca z tyłu czaszki wyczuwając palcami płynącą wolno krew - skaleczenie na szczęście nie było zbyt duże. Mimo, że rzut kamieniem okazał się w miarę mocny nie został też oślepiony, chyba tylko dlatego, że pocisk nie trafił w potylicę. Cecil spojrzał najpierw z niedowierzaniem na swoje palce, a potem - już wściekły - spojrzał się za siebie.
Jego przeciwnik nie wyglądał na zadowolonego z siebie. Ba! Yaxley był pewien, że gdyby teraz kazał mu spierdzielać ile sił w nogach on by to zrobił. Nie mógł mu jednak odpuścić - chłopak okazał się dowodem, że jeśli się pobłaża takim szlamom jak on, one potem odgryzą rękę, nawet jeśli się ich od niej odganiało. A on odganiał go z całych sił bez używania siłowych lub magicznych argumentów.
Kątem oka zobaczył znanego mu z paru spotkań Karamazova. Wyglądało na to, że on ujrzał całe zdarzenie, więc w razie czego Anglik miał świadka, gdyby oskarżyli go o napaść. W końcu po takim czasie spędzonym na dalekim dla niego wschodzie zdążył już skojarzyć, że ten ród nie znosi mugoli.
No i jednak miał wsparcie Wrońskich, a wraz z nimi całej Starszyzny. A Starszyzna w końcu o swoich dba, więc nawet jak mocno poturbuje tego idiotę, pomogą mu raczej zamieść sprawę pod dywan. Tu chodzi w końcu także o ich dobre imię.
Szybkim ruchem odwrócił się przodem w kierunku Węgra gotów zabić go samym spojrzeniem. Nie miał jednak wzroku bazyliszka, więc na szybko przypominał sobie jakiekolwiek zaklęcie z tych, których nauczył się w Rosji. Jakoś podświadomie miał wrażenie, że to lepszy pomysł niż używanie nieznanych tutaj angielskich czarów.
Bez żadnego słowa czy wahania błyskawicznie wyciągnął różdżkę.
- Ismesti! - krzyknął kierując zaklęcie w stronę Słowika. Liczył na co najmniej ciekawy efekt. Albo dwa razy taką ranę jaką on miał z tyłu głowy po tym, jak - wedle jego wiedzy - chłopak powinien zostać wyrzucony w powietrze.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 20 Maj 2017, 13:25
The member 'Cecil Yaxley' has done the following action : Kostki


'k6' : 6
László Szajpenesz
László Szajpenesz
Budapeszt, Węgry
24 lata
brudna
neutralny
pisarz / stażysta w Hotynce
https://petersburg.forum.st/t736-laszlo-szajpeneszhttps://petersburg.forum.st/t740-laszlo-szajpenesz#1660https://petersburg.forum.st/t742-slowik#1663https://petersburg.forum.st/t741-boruta#1661

Sob 20 Maj 2017, 17:40
Co ty najlepszego wyprawiasz, László, chłopcze?
Spojrzał w dół na jedną jedyną kartkę, która przygnieciona wcześniej przez but Cecila, pozostała teraz na ziemi. Trochę brudna, trochę pognieciona, ale została, jakby słowa na niej były zbyt ciężkie i wiatr nie mógł ich unieść.
"Droga Mariyo" widniał napis na samej górze pergaminu. "Czy jesteś absolutnie pewna, że (oczywiście nie jutro ani nie pojutrze, ale kiedyś, kiedykolwiek) nie przyjdziesz ze mną żyć? Stworzę całkiem nowego Boga i będę mu dziękował jak potrafię, sobą całym, jeśli dasz mi tę mikroskopijną nadzieję..." Chłopak przygniótł papier butem, unosząc głowę do góry i z przestrachem obserwując poczynania Anglika, który dotknął ręką miejsca, w które uderzył rzucony przez Słowika kamień.
Chciałoby się zakląć sążniście i natychmiast się poddać, bo sytuacja nie napawała optymizmem. Tyle że z tymi kapryśnymi zagrywkami przeznaczenia trudno było dyskutować. Można by rzec: "to straceniec, desperat - wszak jego całe życie to dokładnie owa sytuacja nienapawająca optymizmem, więc gotów był stawać w szranki nawet w obliczu przeciwnika nie do pokonania." I tak po części było. Ale z drugiej strony, Węgier nie wiedział też do końca co robił, zbyt zły, zbyt przerażony... zbyt... no, po prostu zbyt.
Cofnął się w pośpiechu o krok, ewidentnie spłoszony. Kartka, którą przed chwilą przygniótł do ziemi butem, odleciała w powietrze przy nagłym powiewie wiatru; czyżby nagle zelżała?
László chciał się ją złapać, przycisnąć do piersi, a potem prosić o przeciwnika pardon, ale Yaxley ani myślał w ogóle nawiązywać z nim komunikację werbalną. Bał się z resztą i nie wychylił nawet, by palcami musnąć odlatujący papier. Własna nieporadność sprowadzała go wyjątkowo nisko, na tyle, ażeby drżał niespokojnie na myśl, czy jeszcze go widać z wyżyn, na jakich stoi każda zwykła istota. Zastanawiał się, czy zdążyłby uciec, skryć się w tłumie, lecz po chwili zrezygnował z nowego przedsięwzięcia, dostawił wysuniętą do przodu stopę z powrotem i skierował zaniepokojone lico na starszego mężczyznę, gryząc prócz twardych orzechów, którymi przeważnie zamiast cytryn dostawał w głowę, także wargi. Koniec końców jego klatka piersiowa znieruchomiała niemal, jakoby własny układ oddechowy podjął śmiałą decyzję skonania na miejscu.
- J-ja... - zająknął się, ale Cecil trzymał już w dłoni różdżkę i piorunował go wzrokiem takim, że gdyby Poeta mógł, zapewne zapadłby się pod ziemię i nie wychodził spod niej przez najbliższe kilka dni. Mając jednak pozostałości instynktu samozachowawczego, sięgnął natychmiast po różdżkę, mało co nie wypuszczając jej z dłoni, tak mu drżała ręka.
- Abarona! - spróbował odbić zaklęcie. Pierwszy raz w życiu cieszył się, że Mariyi przy nim nie było, dopiero by oberwał za tak bezmyślne posunięcia.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 20 Maj 2017, 17:40
The member 'László Szajpenesz' has done the following action : Kostki


'k6' : 3
Weles
Weles

Sob 20 Maj 2017, 20:43
Cecil
Atak: 26 ∙ 6 = 156
László
Obrona: 5 ∙ 3 = 15

László, i po co to wszystko było? Wystarczyło, byś nerwy na wodzy trzymał chwilę dłużej, dopóki Yaxley nie zniknąłby ci z oczu – złość wciąż by się w tobie tliła, lecz nie naraziłby się na takie upokorzenie. Dość marną próbę obrony zaklęcia, jakim zostałeś ugodzony, przyćmiły umiejętności angielskiego czarodzieja – nie miałeś szans z czarem, który posłał w twoim kierunku, zaś ty sam momentalnie znalazłeś się kilkanaście metrów dalej od miejsca, w którym stałeś jeszcze przed momentem. Taki upadek spowodował, że przez dobrych parę chwil miałeś trudności z zaczerpnięciem tchu, zaś w lewej dłoni wyraźnie czułeś pulsujący ból. Na szczęście całe zajście zostało zauważone nie tylko przez przechodzącego opodal Karamazova, który przystanął z zainteresowaniem, przyglądając się rozwojowi sytuacji – w twoim kierunku już niepewnie pospieszyło kilka osób, z chęcią udzielenia pomocy.
- Czy pan oszalał?! Taki elegancik, a klasy nie ma wcale! – Cecilu, widocznie trafiłeś na damę, której nie po drodze z dobrze urodzonymi czarodziejami. Może lepiej z wymierzaniem sprawiedliwości zaczekać na Białą Gwardię?
Cecil Yaxley
Cecil Yaxley
Plac Dumy Tumblr_mflnakJD3D1rffxo0o5_500
Londyn, Anglia
32 lata
błękitna
neutralny
właściciel hotelu / biznesmen
https://petersburg.forum.st/t746-cecil-yaxley#1694https://petersburg.forum.st/t756-cecil-yaxley#1769https://petersburg.forum.st/t757-pan-smierciozerca#1772https://petersburg.forum.st/t758-tamiza#1774

Sro 24 Maj 2017, 18:41
Chyba jego przeciwnik próbował coś powiedzieć. Widział, że nim rzucił czar poruszał wargami, jednakże koniec końców tylko się zająknął. Żałosne. Jakoś miał odwagę pierwszy rzucić kamieniem.
Obrona tego marginesu społecznego okazała się mocno nieskuteczna i chłopak - ku zadowoleniu Cecila - wylądował kilkanaście metrów dalej. To tylko utwierdziło go w przekonaniu, że czysta krew ma znaczenie - w końcu Słowik tej czystości nie miał wcale.
Przez chwilę przyglądał się z zaciekawieniem efektowi swoich działań podchodząc do niego. Wolał się upewnić, że za szybko nie wstanie. Kto wie, czy taki prostak nie udaje, by potem skuteczniej się na niego rzucić? Gdyby nie ci ludzie wokół mógłby go tak w sumie zostawić na pastwę losu.
Niestety dla Yaxleya całe zdarzenie odbyło się na Placu Dumy, w sercu Petersburga, więc ciężko byłoby o brak świadków. Oczywiście przechodzący nieopodal Karamazov był tym "pozytywnym gapiem", jednak większość zbierających się przy pokonanym mugolaku najwyraźniej nie widziała lecącego w stronę angielskiej głowy kamienia.
Durnie. Widzą co chcą.
- Ja oszalałem? - spytał dość nieprzyjemnie kobiety, która była idealnym przykładem tych ignorantów. - Niech pani spojrzy na tamten lekko zakrwawiony kamień, a potem na tył mej głowy i dopiero wydaje osądy - Anglik odwrócił się pokazując zranione miejsce. - Rzucił tak mocno, że pociekła krew. Jakby się postarał to by mnie oślepił, a nawet zabił.
Potem schował trzymaną przez cały czas różdżkę - wolał w razie czego mieć czym się bronić - po czym kontynuował:
- Gdyby nie rzucił we mnie kamieniem nic bym mu nie zrobił. Ale oczywiście lepiej oceniać po pozorach i w ten sposób bronić bandziora. Oczywiście! - nie krył swego oburzenia.
Wiedział, że lepiej teraz nie znikać z widoku, aby nie dać pretekstu co niektórym do opisania Próby Morderstwa na Placu Dumy! W końcu Cecil chciał tej szlamie dać nauczkę, na ewentualne mordy czas przyjdzie później, gdy ludzie w Rosji... albo w Anglii się ogarną i zaczną dbać o czystość krwi.
No cóż. Póki co został obserwując rozwój sytuacji licząc, że ten pokonany idiota wstanie o własnych siłach, uzna, że sam dojdzie do szpitala, tłum się rozejdzie a on zdąży z dzisiejszym planem dnia.
László Szajpenesz
László Szajpenesz
Budapeszt, Węgry
24 lata
brudna
neutralny
pisarz / stażysta w Hotynce
https://petersburg.forum.st/t736-laszlo-szajpeneszhttps://petersburg.forum.st/t740-laszlo-szajpenesz#1660https://petersburg.forum.st/t742-slowik#1663https://petersburg.forum.st/t741-boruta#1661

Sro 24 Maj 2017, 23:03
László w stanie uniesienia w żalu był niebezpieczny głównie dla samego siebie, jakże łatwo mu wtedy było zrobić coś, czego szczęśliwi nie czynią, a rozchwiani niestety nader często uskuteczniają; tym razem miało być inaczej i nawet, jak święcie zaczynał wierzyć, bowiem owa wiara dawała mu jakąś ulgę. Nie miał jednak szansy się obronić. Poczuł silne uderzenie, stracił grunt pod nogami i chwilę później leżał już na ziemi, dobre kilka metrów dalej. Płuca wyszarpywały atmosferze powietrze, porcje, nieduże, dostateczne, żył, żył, żył, jeszcze chwilę żył, chwilę nie umierał, tylko nacisk powietrza go miażdżył, nienawidziła równie mocno co Anglik. A Słowik nigdy nie był za tym, żeby kimkolwiek rzucać, choć gdyby już, to osobiście wolałby o ścianę. Odnosił nieśmiałe wrażenie, że żyje mu się z dnia na dzień coraz gorzej. Łapiąc nareszcie oddech, uniósł powoli głowę do góry, co okazało się w tej chwili w istocie trudne do zrealizowania, a z drugiej strony trochę krępowały go sploty własnego charakteru, już od lat nie dumnego, to fakt, acz marzącego jakoś o życiu.
Nie służyło mu to, z pewnością nie, bo uczucia żerowały na sile, której akurat nie posiadał. Czy można było uznać za niepotrzebne całą tą farsę, której stał się kreatorem? Najpewniej tak. Sekundy bowiem mijały, odliczając większe kawałki czasu z adekwatną dokładnością. Niemoc spojrzenia towarzyszyła mu przez całokształt momentu, nie sprawiając, coby poczuł się lepiej. Nigdy nie odczuwał co prawda lęku przed konkretnym rodzajem śmierci, jednak bycie aresztowanym i skonanie tam, niczym panienka, ze strachu nie zaliczało się do niczyich faworytów. A najgorsze w tym wszystkim było to, że Marysieńka nawet by się nie dowiedziała. Wzbraniał się od tego, ale nie był jej przecież do niczego potrzebny. To ona była potrzebna jemu, to on był zbyt słaby by sobie poradzić.
László dopiero teraz rozejrzał się dookoła. Ludzie się na niego patrzyli, jakaś starsza pani podeszła bliżej i powiedziała coś, czego nie zrozumiał, bo był zbyt rozkojarzony. Lewa dłoń pulsowała nieprzyjemnym, kującym bólem, który nasilił się, gdy chłopak spróbował zacisnąć palce. Wokoło panował chaos, a on czuł się, jakby zaraz miał zacząć płakać.
Potem jednak wzrok Węgra spoczął na Cecilu, który tłumaczył innemu mężczyźnie coś, czego László nie był w stanie usłyszeć. I nagle - zupełnie jak gdyby znikąd - w jego małym, drżącym serduszku pojawił się gniew. I nie myśląc wcale, poderwał się z ziemi, zupełnie ignorując ludzi, którzy skupili się dookoła niego. Przytuliła się do niego trwoga, jednak nie na zbyt długo, bo od tego upadku najwyraźniej zupełnie stracił nad sobą kontrolę, stracił możność rozsądnego przemyślenia własnych akcji. Nie stracił za to ducha, widać coś jednak w piersi Poety biło, może nawet było to serce nie całkiem królicze.
- Prasnet! - bez jakichkolwiek szans na powodzenie, w przypływie raczej nagłego napięcia niźli strachu, rzucił zaklęcie w stronę przeciwnika. I tak poległ, co? Poległ na całej linii.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sro 24 Maj 2017, 23:03
The member 'László Szajpenesz' has done the following action : Kostki


'k6' : 3
Cecil Yaxley
Cecil Yaxley
Plac Dumy Tumblr_mflnakJD3D1rffxo0o5_500
Londyn, Anglia
32 lata
błękitna
neutralny
właściciel hotelu / biznesmen
https://petersburg.forum.st/t746-cecil-yaxley#1694https://petersburg.forum.st/t756-cecil-yaxley#1769https://petersburg.forum.st/t757-pan-smierciozerca#1772https://petersburg.forum.st/t758-tamiza#1774

Nie 28 Maj 2017, 11:29
Tłum - nawet mimo faktu, że pierwszy oberwał Cecil - nie zdawał mu się wierzyć w jego niewinność. Nie żeby nic nie zrobił, jednakże przynajmniej nie rozlał niczyjej krwi. Nie to co ten mugolik rzucający w porządnych ludzi kamieniami, co jest zdecydowanym brakiem klasy i zachowaniem godnym człowieka niemającego kontaktu z cywilizacją.
Yaxley dałby głowę, że w ogólnym rozrachunku tłum był mu nieprzychylny. Nikt nie krzyczał o tym, że się tylko bronił, ludzie jego i Węgra w sumie otoczyli, a Anglikowi przypomniały się sensacyjne wiadomości o tym, jakoby poparcie dla Raskolników miało wzrastać. I to w bardzo, ale to bardzo niebezpiecznym tempie.
Fuck.
Wahał się co powinien zrobić. Sytuacja nie wyglądała za dobrze dla nikogo i chyba jak nigdy ucieszyłby się na widok Białej Gwardii. Przynajmniej rozgoniliby tych gapiów i - jak podejrzewał - zgarnęli jego przeciwnika na co najmniej przesłuchanie. Cecila zapewne też, ale on tego obawiał się najmniej. W końcu - jako arystokrata i narzeczony szlachcianki - spokojnie by sobie poradził. Tu by mu ktoś dopomógł, tam z kimś zapoznał, zapewne musiałby z kimś pogadać i obiecać, że sobie odpuści kolejne takie akcje... Co zapewne bez problemu ominie, przez zatrudnienie ochroniarza. Takiego, który będzie za niego robić brudną robotę.
Czemu wcześniej o takim nie pomyślał? Powinien sobie jakiegoś znaleźć, za dużo szlam łazi za pewnie po Petersburgu.
László co nieco się ruszał, wyglądało więc na to, że nie skażą go za nieumyślne spowodowanie śmierci. Tyle dobrego. Tego jednak, co nastąpiło potem arystokrata nie spodziewał się w żaden sposób. Pozornie wyglądało na to, że wszystko idzie po jego myśli. Tak jak sobie wymarzył Węgier miał wstać i udać się w swoją stronę.
No i Słowik wstał nagle, gwałtownie jakby za bardzo nic mu nie było. Z jednej strony Cecil wolałby go zobaczyć w gorszym stanie, z drugiej jednak wiedział, że tak jest lepiej. Nie spodziewał się jednak, że ten idiota sięgnie po różdżkę i postanowi mu coś zrobić.
Anglik nie miał pojęcia skąd pomysł, że może mieć z nim szanse. Choćby jedną.
Zaskoczony, Yaxley jak najszybciej wyciągnął swoją, schowaną wcześniej różdżkę. Chciał krzyknąć do tłumu: patrzcie, mówiłem, że jest niebezpieczny! Wątpił jednak, że zdąży, więc bez wahania rzucił zaklęcie obronne:
- Feyerversa - liczył na efektowne zakończenie tej sprawy. W końcu kto nie lubi fajerwerków?
No i może tłum się rozejdzie, a on skorzysta z okazji i zniknie w tajemniczych okolicznościach.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Nie 28 Maj 2017, 11:29
The member 'Cecil Yaxley' has done the following action : Kostki


'k6' : 1
Weles
Weles

Pon 29 Maj 2017, 07:39
László
Atak: 5 ∙ 3 = 15
Cecil
Obrona: 26 ∙ 1 = 26

Kontynuowanie pojedynku w takim stanie, w jakim znajdowali się obaj mężczyźni, niosło ze sobą fatalne w skutkach konsekwencje, o czym przekonali się nie tyle główni uczestnicy konfrontacji, a przypadkowi świadkowie. Podjęta przez László próba odwrócenia uwagi Cecila pewnie i skończyłaby się sukcesem, gdyby nie to, że Yaxley w ostatniej chwili dość nieudolnie postarał się zniwelować działanie zaklęcia Węgra. W ostatecznym rozrachunku między mężczyznami doszło do niebezpiecznej eksplozji: pył, jaki poleciał z różdżki młodego czarodzieja rozsypał się we wszystkie strony, zmieniając się w bardzo wybuchowe fajerwerki, niegroźnie raniące kilka stojących najbliżej osób.
Kobieta, która zwróciła wcześniej uwagę szlachcicowi, stała oniemiała, nie wiedząc, co powinna zrobić i kogo faktycznie zacząć obwiniać.
- Ja… Ja… Proszę o wybaczenie, nie widziałam całego zajścia – spróbowała się usprawiedliwić, z niepewnością i strachem zerkając teraz w stronę chłopca, którego wcześniej gotowa była bronić. – Niech ktoś go zatrzyma, tu potrzeba interwencji Białej Gwardii – postanowiła prędko wydać kolejny osąd, tym razem korzystniejszy dla Yaxleya.
- Ale pan również powinien zostać – odezwał się z tłumu ktoś inny, mierząc Cecila nieufnym spojrzeniem. – I na dobre schować różdżkę. Dość na dzisiaj wypadków.
Starsze małżeństwo, przyglądające się do tej pory całemu zajściu z bezpiecznej odległości, poinformowało gorączkowo, że zarówno członkowie Białej Gwardii, jak i uzdrowiciel są już w drodze. Dwóch rosłych mężczyzn bez ceregieli schwytało pod ręce László na tyle mocno, by nie próbował więcej czy to uciekać, czy kontynuować i tak jedynie pogrążającego go coraz bardziej pojedynku.


Ostatnio zmieniony przez Weles dnia Czw 01 Cze 2017, 00:50, w całości zmieniany 2 razy
László Szajpenesz
László Szajpenesz
Budapeszt, Węgry
24 lata
brudna
neutralny
pisarz / stażysta w Hotynce
https://petersburg.forum.st/t736-laszlo-szajpeneszhttps://petersburg.forum.st/t740-laszlo-szajpenesz#1660https://petersburg.forum.st/t742-slowik#1663https://petersburg.forum.st/t741-boruta#1661

Pon 29 Maj 2017, 22:40
Rzadko kiedy czuł złość mocniej, wyraźniej, jak gdyby jego ciało nie było zdolne do niczego, zgrane precyzyjnie ze spokojem, której eskalacja stanowiła nic mniej, nic więcej, tylko konotację istnienia; teraz Yaxley tak bezprecedensowo wbił się klinem w jego duchowy ład, doprowadzając serce Poety do stanu wrzenia; zrobił to - sercu o tak niskiej temperaturze topnienia.
Cecil odbił jego zaklęcie, a wokoło rozbłysły kolorowe fajerwerki, których iskierki spoczęły na ciałach, płaszczach i kapeluszach niektórych ze zgromadzonych gapiów. Zaraz potem przyszło zmęczenie. Węgier osunął się powoli na ziemię, opierając się o stojący za nim stragan. Wszystko zdawało się być nagle tak błahe, cała ta sytuacja i uczucia, których pokaz dał przed chwilą. Ryzykował życiem, jak gdyby kompletnie mu na tym nie zależało. Być może któreś z mętnych wspomnień dawało złudne poczucie bezpieczeństwa, ale prawda była taka, że doprowadzało go to do szaleństwa. Ktoś wspomniał o Białej Gwardii, a jemu stanął tylko przed oczami widok Marysieńki, która tłumaczyła się władzom: „Ja nic nie zrobiłam, ja tylko tak... już teraz będę uważała.”
Uniósł głowę, co mogło wskazywać, że jednak nadal żyje i jest przytomny, aczkolwiek temu drugiemu sukcesywnie przeczył niepewny wyraz twarzy. Może - na pewno - raczej panikował niż zajmował się zstępowaniem do grobu, ale tego akurat nikt wiedzieć nie musiał, łącznie z nim samym. Niewiele miał czasu by się z resztą nad czymkolwiek zastanowić dogłębniej, jak to przecież lubił, bo ktoś zaraz chwycił go pod ręce i szarpnięciem podniósł do góry. László nie oponował nawet, właściwie pozwolił sobą targnąć, przez co nieznajomi mogli użyć nieco więcej siły niż zamierzali.
Nie ma co, Słowik zużył wszystek brawury, jaki posiadał, a właściwie nawet coś ponadto. Natomiast teraz uniósł znów głowę i spojrzał na Anglika. Przyglądał mu się, próbując ocenić jak też Cecil postąpi a to, jaki i cała jego niekrólewska postawa, prosiło o litość. Idźcie sobie, zostawcie mnie w świętym spokoju. Już nie będę. Nie chcę.
Ból w lewej ręce nie ustał, właściwie teraz, gdy uwaga Węgra skupiła się nareszcie na własnej cielesności, nasilił się jakby bardziej. A gdyby na chwilę się opanował, pozostał tym bojaźliwym chłopcem, może i by trochę stracił, acz przynajmniej zyskałby ogromne prawdopodobieństwo, iże nie znajdzie się w takiej sytuacji jak teraz. Mariya i tak by przecież mu na te listy nie odpowiedziała.
Cecil Yaxley
Cecil Yaxley
Plac Dumy Tumblr_mflnakJD3D1rffxo0o5_500
Londyn, Anglia
32 lata
błękitna
neutralny
właściciel hotelu / biznesmen
https://petersburg.forum.st/t746-cecil-yaxley#1694https://petersburg.forum.st/t756-cecil-yaxley#1769https://petersburg.forum.st/t757-pan-smierciozerca#1772https://petersburg.forum.st/t758-tamiza#1774

Sob 10 Cze 2017, 11:49
Ten dzień nie był za dobry. Wręcz jawił mu się jako jeden z najgorszych w jego życiu zmuszając go do rozmyślań, czemu w ogóle zgodził się wyjechać z ukochanego kraju. Może udało by mu się przeżyć urzędowanie mugoli i za ileś lat znów wkroczyć do akcji. A nawet jeśli nie... Może chociaż uratowałby Ją. Uciekliby tu razem, może nawet z jego matką i tułając się po nieznanym kraju mieliby przynajmniej siebie.
Tymczasem Cecil może i miał bogactwo, piękną narzeczoną i świetne umiejętności, jednakże w połączeniu z jego pechem - a może to jakieś słowiańskie duszki chciały się go pozbyć? Niedoczekanie! - czuł, że niekoniecznie musi długo pożyć.
Przynajmniej nie umrze od czarnej magii. Tyle osób twierdziło, że to najszybsza droga do piekła, tymczasem wychodziło, że prędzej by go uratowała.
Yaxley ze złością na siebie spojrzał na efekt kontrzaklęcia. Fakt, że nic go nie dosięgnęło wcale go nie pocieszył. Pewnie rannym wręcz ten tłum by się zajął. Tymczasem stał z wyciągniętą ręką trzymającą różdżkę, którą powoli opuszczał nie będąc pewnym do końca, co uczynić. Powiedzieć coś czy jak?
Plebs mało go interesował, nigdy więc nie dowiadywał się, jak do niego przemawiać.
- Też sądzę, że Gwardia się przyda - powiedział już łagodniej do kobiety, która wcześniej go ochrzaniła. A nuż uda się wykorzystać nastroje antylászlówe i ułatwić mu życie?
Trochę mniej przyjemnie spojrzał na inną osobę z tłumu. Czemu się go tak uczepili?
- Niech mi pan wierzy, że gdybym nie musiał nie wyciągałbym różdżki - powiedział chowając wspomniany przedmiot. - Ale czasem trzeba.
Dotknął ostrożnie tyłu głowy. Chyba i tak powinien się zgłosić do jakiegoś lekarza. Byleby był chociaż półkrwi!
Z pozornym spokojem przyjął do wiadomości, że gwardziści i uzdrowiciel są w drodze. Jeśli dobrze to rozegra zadba i o swoją głowę, i o spokój duszy - Węgier w jego oczach zdecydowanie przesadził. Obiecał sobie poznać jego imię, a w razie mocnych nastrojów antymugolskich osobiście się go pozbyć. Ach, szkoda, że takie czasy za jego życia pewnie nie nadejdą!
- Nie ma ktoś przypadkiem przy sobie orła, pergaminu i czegoś do pisania? Mam spotkanie i chciałbym poinformować znajomego, że nie mogę przybyć na nie - spytał. Pominął fakt, że spotkanie było biznesowe uznając, że przeciętny mieszkaniec i tak nie zna się na interesach. Dopiero potem spojrzał niby obojętnie na Słowika. Trzymany aż za mocno wyglądał, jakby miał dość. To Anglikowi aż poprawiło humor.
Poczekaj mugoliku, ja cię załatwię!
Weles
Weles

Czw 15 Cze 2017, 21:16
Na nieszczęście Cecila, nikt nie zaoferował się z orłem, choć znalazło się kilku chętnych, którzy ofiarowali mu zarówno pióra, jak i pergaminy, podsuwając jednocześnie pomysły, by kartkę złożył w samolocik albo transmutował niepotrzebny przedmiot w niewielkiego ptaszka. Czy to jednak nie zbyt pospolite dla takiego arystokraty?
Na przybycie stróżów prawa nie było trzeba długo czekać – trzech gwardzistów pojawiło się niespełna dziesięć minut po felernym wydarzeniu i od razu zabrali się do roboty. Najmłodszy z nich zaczął spisywać pozostałych na miejscu świadków, informując o możliwym wezwaniu do Kwatery, gdyby w późniejszym czasie pojawiły się jakieś nieścisłości. Pozostała dwójka najpierw podeszła do László, po drodze wysłuchując cierpliwie genezy całego zajścia od co gorliwszych gapiów, ostatecznie jednak odsyłający każdego do ich młodszego stażem kolegi. Ryurik Karamazov i Prokofy Lipkin nie przepadali bowiem za kapusiami. Każdy z takich delikwentów miał swoje (przeważnie mało szlachetne) powody, by ochoczo dzielić się posiadanymi informacjami z innymi, szczególnie jeśli posiadali władzę. A takie informacje były zazwyczaj gówno warte. Lizodupcy już nie jedną sprawę w kluczowych dla śledztwa momentach wywrócili swoimi cennymi wiadomościami o sto osiemdziesiąt stopni, kilkukrotnie niemal odsyłając do Chatangi bogom ducha winne jednostki. I po podobnych wyczynach reputacja Białej Gwardii chwiała się niebezpiecznie, a na to nie mógł pozwolić żaden porządny gwardzista. Dlatego teraz to oni przejęli pod swoje skrzydła Węgra, pozwalając mu iść o własnych siłach, kierując się jednak stanowczym krokiem w stronę Yaxleya. W międzyczasie Lipkin już szykował bransolety Prowe, dzięki którym zatrzymani nie musieli być od razu zabierani do Kwatery i tam zatrzymywani do dnia przesłuchania, ponieważ uniemożliwiały im opuszczanie danego obszaru czy to w tradycyjny, czy w magiczny sposób.
- Narobili tu panowie wystarczająco wiele zamieszania, więc postarajmy się załatwić wszystko szybko, by więcej nie mącić społecznego spokoju. Na chwilę obecną pozwolimy wam się rozejść, jednak do czasu przesłuchania oboje państwo będziecie musieli nosić te opaski. O terminie przesłuchania zostaną panowie poinformowani orłem w oficjalnej wiadomości. Czy pasuje panom takie rozwiązanie? – zapytał Karamazov tonem, który nie godzi się na jakiekolwiek negatywne odpowiedzi. – Poproszę państwa dane – dodał jeszcze, wyciągając z kieszeni munduru zgrabny, oprawiony w skórę notes i pięknie wykończone pióro.
László Szajpenesz
László Szajpenesz
Budapeszt, Węgry
24 lata
brudna
neutralny
pisarz / stażysta w Hotynce
https://petersburg.forum.st/t736-laszlo-szajpeneszhttps://petersburg.forum.st/t740-laszlo-szajpenesz#1660https://petersburg.forum.st/t742-slowik#1663https://petersburg.forum.st/t741-boruta#1661

Czw 15 Cze 2017, 23:21
I po co mu to było? Po nic! Za to przybycie stróżów prawa dodatkowo tylko wzbudzało w nim niepokój. A mógł zostać w domu, kończąc podtruwanie się winem-niewinem. Sam się przed sobą teraz przyznał, że nawet najpaskudniejszy alkohol podanego w zakurzonym, niedomytym kuflu by wypił, gdyby tylko naprzeciw usiadł ktoś, kogo mógłby nazwać bliskim. Ale nie było go stać na taki romantyzm. Upijał się ostentacyjnie, by snuć mity o sprawach, które na trzeźwo potrafiłby jedynie wyśmiewać. Miał dwadzieścia cztery lata i umierał na samotność.
Uniósł wzrok do góry, spoglądając na stojącego w odległości kilku metrów Cecila. W tym właśnie momencie, trzymający Węgra dotąd gwardziści, puścili, powodując, że László zachwiał się lekko, dopiero po chwili łapiąc równowagę. A wystarczyło przecież raz tylko pomyśleć. Otworzyć oczy na złudzenie, które stało się nieśmiertelne. Gdyby tylko uważnie zamykał oczy.
Skierowany został w stronę Yaxleya, choć wolałby w tej chwili zrobić chyba wszystko, byle tylko się do Anglika nie zbliżać, byle stanąć jak najdalej, usiąść gdzieś, odpocząć. Stanęli przed sobą, a Szajpenesz, wciąż niepewnie, spoglądał na niego, tak jak patrzył czasami na swojego ojca. Nie widział w nim człowieka. Nie widział w nim mężczyzny. Nie widział jego historii, nie czuł jego irytacji. Widział tylko termin. Coś, czego nie było. Z zamyślenia nie wyrwały go ani bransolety Prowe, ani monolog Karamazova, a dopiero ostatnie zdanie; proste z pozoru polecenie.
- László... - A nazwisko? Nie wiedział. Naprawdę. Musiało gdzieś wypaść, nie - zostało przy stole, albo nie - w zlewie, w łazience, nie - w windzie, pewnie w windzie, między piętrami, na pewno zostało w windzie, może czekało na schodach, ale było. Na pewno gdzieś było. I tak się zamyślił, na dłużej niż przeciętny człowiek powinien nad swoim nazwiskiem myśleć. - ...Szajpenesz - odparł w końcu, trochę zdławionym głosem. - László Szajpenesz - chrząknął cicho, po czym wyprostował się, nabierając jakby odrobiny pewności siebie, przed chwilą całkowicie rozbitej w pył. - Mam dwadzieścia cztery lata i jestem stażystą w Hotynce - urwał na chwilę - oraz pisarzem. - Na lico wkradł mu się nieco nerwowy uśmiech.
Cecil Yaxley
Cecil Yaxley
Plac Dumy Tumblr_mflnakJD3D1rffxo0o5_500
Londyn, Anglia
32 lata
błękitna
neutralny
właściciel hotelu / biznesmen
https://petersburg.forum.st/t746-cecil-yaxley#1694https://petersburg.forum.st/t756-cecil-yaxley#1769https://petersburg.forum.st/t757-pan-smierciozerca#1772https://petersburg.forum.st/t758-tamiza#1774

Sob 17 Cze 2017, 11:51
Cecil ochoczo skorzystał z jednego z danych mu pergaminów i piór wygrzebując drobne - uznał, że oddanie drobnych za materiały będzie lepiej wyglądać. Podziękował człowiekowi, od którego wziął wspomniane rzeczy, oddał trochę więcej kopiejek niż były one warte mówiąc, że nie chce, by ktoś jeszcze na całym wydarzeniu wyszedł stratnie po czym zaczął pisać. Nie mając orła postanowił napisać z braku laku do zaufanej recepcjonistki, aby wysłała elegancki list za niego. Przez chwilę brał pod uwagę napisanie do narzeczonej, ale stwierdził, że może uda się przed nią ukryć całe wydarzenie.
Moment po wysłaniu wiadomości samolocikiem przybyło paru gwardzistów, niestety bez uzdrowiciela. Cecil wolał, by ktoś w miarę szybko zobaczył czy z jego głową wszystko w porządku, ale póki co musiał się zadowolić tym, że ma szansę wybrnąć z tego wszystkiego bez szwanku.
Po wysłuchaniu Karamazova Yaxley trochę się zawiódł, ale przygotował ręce na bransolety Prowe. Chciał jak najszybciej załatwić przesłuchanie, ale skoro musi czekać na orła z jego datą może po prostu dobrze się na nie przygotuje? Pogada z prawnikiem, przełoży resztę dzisiejszych spotkań... Albo wykombinuje jak ukryć te całe bransoletki.
Udało mu się zachować pokerową twarz kiedy Węgier nie pamiętał własnego nazwiska (a Anglik obiecał sobie dobrze je zapamiętać). Jednak kiedy pochwalił się, że jest pisarzem cicho parsknął. Pisarzem! On! Przecież taki mugolik prędzej potnie się piórem niż napisze coś "zjadliwego"!
- Cecil Yaxley - zaczął podawać swoje dane. - Właściciel hotelu, biznesmen. Anglik, mam trzydzieści dwa lata. Mam podać jeszcze jakieś konkrety? - spytał. Po chwili zastanowienia chciał też rozwiać swoje wątpliwości. - Może mi pan wyjaśnić działanie tych bransolet? Nie jestem stąd, a w takiej sytuacji znajduje się też pierwszy raz... Nie chciałbym z powodu niewiedzy narobić dalszych problemów - powiedział. Przez chwilę rozważał czy nie warto też dopytać może o magomedyka, ale stwierdził, że gwardzista może nie kojarzyć kiedy takowy ma przybyć. A szkoda, bo teraz Yaxleyowi zostało udać się do Hotynki licząc, że nie spotka kogoś takiego jak Słowika... Bo nie uwzględniał możliwości, że spotka go drugi raz tego dnia.
Chyba powinien poszukać domowego lekarza.
Rozejrzał się z ciekawości czy nie zna kogoś spośród świadków. Wcześniej nikt mu się nie rzucił w oczy nie licząc pewnego Karamazova, kto jednak wie czy ktoś mu nie umknął?
Weles
Weles

Sob 17 Cze 2017, 22:19
Cierpliwie, choć nie bez jednoznacznej wymiany spojrzeń z partnerem, Karamazov zebrał podane mu dane, nie szczędząc sobie dopisania obszernych uwag tyczących się zachowania zarówno Szajpenesza, jak i Yaxleya. Swojego czasu przełożony udzielił mu złotej rady, by nigdy nie dawał się zwodzić pozorom. Będąc wówczas głupim kotem, nie zdawał sobie sprawy z istoty tych słów, dopóki brawura i lekkomyślne podejście jednego z jego znajomych omal nie doprowadziło do wysadzenia w powietrze całej Kwatery. Od tamtej pory wolał dmuchać na zimne, dlatego długa pauza przed wykrztuszeniem przez Węgra swojego nazwiska oraz lekceważące zachowanie Cecila zostało tym wyraźniej podkreślone w notatkach.
W międzyczasie, gdy Prokofy zakładał na nadgarstki mężczyzn bransolety, Karamazov dyskretnie, choć nie bez poirytowania poprosił obu o podanie adresów, które zaraz zanotował na kolejnej stronie, następnie zwrócił się do swojego towarzysza:
- Lipkin, czyń honory.
- Dziękuję – odparł z przekąsem drugi gwardzista, wyciągając z kieszeni munduru jeszcze jedną opaskę, prezentując ją mężczyznom. – Już spieszę z wyjaśnieniami, panie Yaxley. Przede wszystkim należy zaznaczyć, że bransoleta Prowe nie ma celu napiętnowania osoby, która ją nosi. Jak panowie widzą, założone, stają się niemal niewidoczne, dzięki czemu mogą się panowie bez obaw przemieszczać po mieście, załatwiając swoje sprawy – wytłumaczył spokojnie Lipkin, przerywając na krótką chwilę, by zorientować się, czy do tej pory wykładane przez niego kwestie są dla Anglika i Węgra jasne. – Z tym, że nie możecie z nimi wychodzić poza granice Petersburga. Nie możecie ich również sami zdjąć. To może zrobić tylko człowiek, który je zakładał. Natomiast każda próba czy to opuszczenia terenu miasta, czy pozbycia się bransolety będzie natychmiast odnotowywana w Kwaterze, zaś panowie będą się czuli, jakby byli potraktowani zaklęciem Spazamsa – dokończył z lekkim zakłopotaniem. Zdawał sobie sprawę z tego, że mimo względnej wygody, bransoleta może być dość problematyczna, jeśli okazałoby się, że gwałtowniejsze jej szarpnięcie nie było wcale zamierzeniem pozbycia się opaski, a zwyczajnym „wypadkiem przy pracy”. – Chcieliby państwo jeszcze coś wiedzieć o bransolecie lub dodać w sprawie zajścia?
Sponsored content


Skocz do: