Rotunda przy ulicy Grochowej
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 04 Lut 2017, 18:41
Rotunda przy ulicy Grochowej

Wiele historii krąży na temat tego budynku. Podobno rotunda była niegdyś częścią masońskiej świątyni, w której przyszli członkowie loży odbywali inicjację. Podobno miała być częścią przybytku Szatana. Dużo później stała się fragmentem nocnego klubu odwiedzanego przez samego Rasputina. Obecnie daleko jej do świetności z początków swojego istnienia – klatka schodowa tonie w napisach zostawianych przez tych, którzy chcieliby spełnić swoje życzenie najczęściej wiążące się ze sprawami miłosnymi. Wystarczy bowiem napisać na ścianie swoje najskrytsze pragnienie, a na pewno się spełni. Inni wierzą natomiast w to, że powodzenie w życiu zyskają, kiedy z zamkniętymi oczami wejdą po żeliwnych schodach rotundy – nazwanymi Schodami Szatana – i odważą się zostać tam na całą noc, nie mrużąc ani na chwilę oka. Gdzie leży prawda, trudno orzec, jednak krążą pogłoski, jakoby członkowie najznamienitszych rodów właśnie w taki sposób dorobili się swoich fortun. Choć, gdy już znajdzie się w rotundzie, trudno uwierzyć, by szlachcice i szlachcianki chcieli zostać w tak obskurnym miejscu dłużej niż rzucenie nań okiem.

Mariia Tekla Ruryk
Mariia Tekla Ruryk
Mozuli, Rosja
31 lat
mugol
neutralny
realizator imprez okolicznościowych
https://petersburg.forum.st/t1899-mariia-tekla-rurykhttps://petersburg.forum.st/t1900-mariia-tekla-rurykhttps://petersburg.forum.st/t1901-manihttps://petersburg.forum.st/t1903-alfreda-bema-10-6

Wto 31 Lip 2018, 19:35

12.06.1999


Metan etan propan butan Mariia Tekla orangutan.
Niekoniecznie się ta rymowanka zgadzała z prawdą oczywiście, ale zobaczywszy pobazgrane ściany klatki schodowej ten krótki wierszyk od razu przyszedł Mani do głowy. Ktoś kiedyś tak napisał na jej ławce w sali z geografii i szkoda było zmywać skoro się tak ładnie rymowało. Szkolne ławki tylko w jednej klasie były zawsze nieziemsko popisane, cała reszta budynku szkolnego lśniła i nikt nie chciał odważyć się na taki akt barbarzyństwa, aby nie zostać przyłapanym, co skutkowało kilkoma uderzeniami drewnianej linijki w łapy zbrodniarza. Ale (stara) panna Kunkova była ślepa jak kura i w czwartki na siódmej godzinie każdy zamieniał się nagle w artystę gada.
Przeniosła wzrok na  żeliwne schody, po drodze zatrzymując go na wirującym w powietrzu kurzu. Ile czasu będą wdychać ten kurz nim ktokolwiek się pojawi? Nim im się nie znudzi? Czy straż miejska zaglądała w takie miejsca w poszukiwaniu śpiących tu nocą bezdomnych? Co robiła trafiając na idiotów, którzy chcieli sprawdzić czy legenda jest prawdą, siedząc uparcie na zimnych schodach aż to świtu?
Stanęła na palcach, stuknęła niecierpliwie obcasami pantofli z czerwonym guzikiem o zakurzoną posadzkę i w końcu zrobiła krok.
I natychmiast odwróciła głowę, jakby mogło jej to pomóc w nabraniu powietrza, w którym nie unosił się brud i smród stęchlizny. Takie budowle zawsze śmierdziały jak przeszłość, owiane zgnilizną, jak ziemia w doniczce marnego, początkującego ogrodnika. Mało to na świecie idiotów, którzy myślą, że absolutnie wszystkie rośliny podlewa się często i gęsto? Nawet wtedy, gdy zaczną im gnić korzenie.
A propos gnicia korzeni.
- Wczoraj, czy tam dzisiaj nad ranem, zaczepiła mnie cyganka, gdy wracałam ze stadionu. – Nigdy nie wiadomo zza którego rogu Rom wyskoczy.
Mariia Tekla przytrzymała swoją czarną, szeroką spódnicę, tak, aby jej nie pognieść, gdy przysiadła na jednym z metalowych spodni.
- Szła za mną aż do przystanku autobusowego i nie chciała się odczepić. – Przeczesała dłonią jasne włosy, które nie chciały się układać do tyłu, jak sobie tego życzyła, tylko uparcie rozchodziły się przedziałkiem na boki.
- Przepowiedziała mi. – Z kieszonki na piersi kolorowej koszuli prosto z szafy typowego polskiego ojca lat 90 wyjęła papieroska i paczkę zapałek. Pstryk.
- Że większość moich pójdzie z dymem tego lata. – Z dymem. Jak ten z papierosa. Zapach tytoniu, smród spalenizny, cokolwiek wróżka miała na myśli mówiąc twoich Mariia Tekla nie wzięła  sobie jej słów do serca.
Chociaż na pewno wspomniałaby je w odpowiednim momencie. Kiedy dotarłyby do niej parę miesięcy później wieści o pożarze stodoły w Mozuli. Ale to się nie stanie, opatrzność nie ma tego w planach.
Oleg Naryshkin
Oleg Naryshkin
Petersburg, Rosja
32 lata
czysta
neutralny
uzdrowiciel (specjalista w dziedzinie zatruć), alchemik
https://petersburg.forum.st/t1892-oleg-naryshkinhttps://petersburg.forum.st/t1902-oleg-naryshkin#9548https://petersburg.forum.st/t1905-olka#9553https://petersburg.forum.st/t1904-zino#9550

Sro 01 Sie 2018, 18:43
Lubił dziwne miejsca. Takie, których nie powinno się odwiedzać, bo można znaleźć, złapać jakiś syf. Takie, ktoś zapomniał, a ktoś jeszcze pamięta - ale pamięta same złe rzeczy, nie mają dla równowagi żadnych dobrych wspomnień. Lubił ściany, które były świadkami wielu ludzkich tragedii i, czasem, także ludzkiego szczęścia; dachy, pod którymi, jeśli dobrze się wsłuchać, wciąż można było usłyszeć echa niezliczonych płaczów; i podłogi, w które wsiąkło tyle łez, tyle krwi, przez które przesączyło się tyle nerwów, na które spadło tyle złamanych serc.
Mogło się wydawać, że przy obecnej pracy powinien chylić się ku czemuś innemu. Mieć inne hobby, mniej brudne, mniej patologiczne. Przecież na co dzień się napatrzy. Będzie widział te oceany łez, te zszargane nerwy, te rozpadające się więzi. Czasem zobaczy coś, co się narodzi - jakaś raczkująca dotąd tylko miłość, jakaś przyjaźń, która w obliczu tragedii rozrośnie się nagle i niespodziewanie. To jednak nie mogło zapewnić mu równowagi. Bo i jak? Powinien gdzieś odpoczywać. Powinien mieć jakieś swoje miejsce, ale inne, nie takie jak to. Miał dom. Ale powinien mieć też coś poza nim. Coś, co nie byłoby przy tym ilustracją najgorszego syfu Petersburga - czy w ogóle całej Rosji.
Wydawałoby się, że odkąd przestał być tylko i wyłącznie swój, tym bardziej powinien mieć takie miejsce. Dobre. Ciepłe. W jakiś sposób kolorowe.
Skrzywił się, odruchowo drapiąc krótko po naznaczonym boku. Znamię tak naprawdę nie swędziało. Tylko w głowie miał przekonanie, że coś takiego musi być... Że nie może być obojętne. Że musi być nieprzyjemne, musi manifestować swą obecność i przypominać o sobie w drażniący sposób.
- Twoich - rzucił, słów Marysi słuchając jednym uchem, bo drugim łowił ciszę. Chodził z Ruryk czasem po takich miejscach, zwykle jednak bez celu, nie tak jak dziś. Dawał się jej prowadzić tam, gdzie sam jeszcze nie był - albo gdzie był, ale właśnie sam, nie w towarzystwie. Zwiedział miejsca, dla których czasem lepiej by było, by faktycznie o nich zapomnieć. Wymazać z kart historii, bo przecież nikomu nic dobrego nie przyjdzie z tego, że jeszcze na nich są. - Twoich czego?
Ludzi, oczywiście. Domyślał się, że chodziło o ludzi. Obrazy w przepowiedniach zawsze były albo do bólu słodkie i piękne, albo makabryczne. Zdziwiłby się, gdyby akurat Marii ktoś przepowiedział coś pięknego. Więc tak, ludzi. Ale jakich? Których?
Minął Ruryk, wszedł parę stopni w górę, potem wrócił i oparł się o pordzewiałą poręcz. Tę rdzę pewnie jeszcze będzie zbierał, wyskubywał z płaszcza. Albo nie on. Może jego kobieta. Jego słońce, wypominające mu przy tym, że szlaja się gdzieś i zupełnie o siebie nie dba. Jego miłość ganiąca go, ale tonem zbyt łagodnym, by widział w tym ostrzeżenie czy faktyczną złość. Co najwyżej troskę, tę mógłby zobaczyć - i zobaczy, więc pewnie przytaknie, że rzeczywiście, chyba nie dba. Ale nie przeprosi i nie zapewni, że się poprawi. Ona zresztą chyba nie będzie tego oczekiwała.
Dziś mieli plan. Jakiś konkretny zamiar, by tu być. Mówiło się o jednym takim, co to zawarł pakt. A skoro się mówiło, to chcieli sprawdzić.
Na ten moment sprowadzało się to do siedzenia.
Usiadł więc obok Marysi, wyciągnął swojego papierosa, zapalił. Mogłoby się wydawać, że całe życie ślęcząc nad ludźmi trawionymi zatruciami będzie bardziej się przykładał do własnego zdrowia. Bardziej o nie dbał, celebrował je.
Dawno już tego nie robił.
Vasilija Maksimović
Vasilija Maksimović
Rotunda przy ulicy Grochowej AlarmingCloseHagfish-max-1mb
Bułgaria, Płowdiw.
26 lat
nieznana
za Raskolnikami
Sprawdza móżdżek.
https://petersburg.forum.st/t1897-vasilija-maksimovic#9514https://petersburg.forum.st/t1906-tej-vaski-dziennik-vasilija-maksimovic#9554https://petersburg.forum.st/t1898-bad-girls-do-bad-things#9517

Sob 11 Sie 2018, 01:44
// Zła ze mnie Vaska, błagam o litość.

Schody Szatana? To było coś dla mnie i nie dlatego, że chciałam dorobić się fortuny, o nie, ale dlatego że tak świetnie się nazywały. Na Schodach Szatanach będę malować i zostawię po sobie nawet jakiś, nawet mały, ślad. Że tutaj byłam, że istniałam. Może ktoś kiedyś na to spojrzy i zastanowi się kim była, jak wyglądała? Życzeń wolałam nie wypisywać by przypadkiem nie było, że rzeczywiście się spełnią. Co przychodzi nagle to bywa niebezpieczne. Mania opowiadała mi o różnych swoich przygodach, na pewno zdarzyło jej się wspomnieć o popisanych ławkach, ale w rotundzie przy ulicy Grochowej pomyślałam o swoich ławkach i ruszających się autografach - choć oczywiście nie jawnych, nie byłam przecież samobójczynią, poza tym znana na całe Koldo sala też nie zachęcała. A lądowałam tam i mój tyłek nigdy tego nie zapomni. Jak dobrze że udało nam się tutaj trafić! Obowiązkowo musiałam sprawdzić to miejsce, a w sumie próba wytrzymania całą noc na tych schodkach mogła być zabawna. Choć... czy nie trzeba było usiąść w jakimś specjalnym miejscu? Cholera to już było problematyczne. Pewnie będziemy siedzieć do skutku. Do zapachu dało się przyzwyczaić, bywałam niekiedy w takich miejscach, a niektóre studia tatuażu miały osobliwy klimacik.  Aż chciało się krzyknąć na cały głos by wezwać wszystkie demony świata i w tym samego diabła. W sumie skoro świat magii jest taki obszerny to czy istniał taki magiczny szatan? Niech przyjdzie, podejdzie, usiądzie z nami na schodach. W sumie... czy były tutaj jakieś rośliny?  Z chęcią bym się nimi zajęła. W ogóle nikt nie wie, co mi gra w duszy, a teraz nowa kaseta została ustawiona. Gimme, gimme, gimme. Jeszcze więcej. Mariia taka klasyczna dama, nie to co ja. Przyglądałam się chwilę tej spódnicy, potem patrząc na swoje stare szare spodnie, które miałam na tyłku. O, dziura. Nieźle. Wsadziłam w nią palca. Cyganka? Szlag, prawie jak w szkole. Ale uniosłam wzrok i skupiłam się na tej opowieści, choć palca nadal miałam w dziurze. Ogień. Dym. Papieros.
- Mogę? – poczęstowałam się, patrząc jeszcze na zapałki. Korciło mnie, być może za bardzo, ale w końcu odpaliłam od jej papierosa. Jeszcze mogłaby mi ta zapałka spaść i co by się wtedy stało? Miejsce obok Manii zostało zajęte, więc stwierdziłam, że sobie postoję i popatrzę w tę ciemność ponad nimi. Ciekawe czym kończyły się schody? Oleg był coś taki milczący, w sumie wszyscy trochę byli. W tej ciszy wyłapałam dziwne dźwięki, czułam się trochę jak po jakichś prochach. Ktoś tam był, w tych ciemnościach. A może tylko mi się wydawało?


Ostatnio zmieniony przez Vasilija Maksimović dnia Pon 20 Sie 2018, 02:45, w całości zmieniany 1 raz
Weles
Weles

Nie 19 Sie 2018, 16:32
I jak wam się zachód słońca podoba? Widzicie, jak otacza go krwawa łuna, jaka zazwyczaj zdarza się naprawdę nieczęsto, choć, o dziwo, ostatnimi czasy występuje bardziej systematycznie. Może to jakiś znak, a może zwykły przypadek.
Oj Vasilija, ty nie bądź taka hop do przodu z tym wzywaniem mieszkańców piekła. Wygląda na to, że jakiś jest w waszej okolicy i być może zechce zrobić wam krzywdę.
Nie wiedzieć skąd usłyszeliście krzyk – jeden cichszy, drugi głośniejszy, trzeci niemal zagłuszony, jednakże nie przez czyjąś rękę, a zwykły, ludzki strach. Nim zdążyliście jakoś zareagować dobiegające do was hałasy zmieniły się w szybkie kroki sugerujące bieg i słabe okrzyki wołania o pomoc. Nie wyglądało to na żart. A nawet jeśli, to wyjątkowo kiepski.
Potem zobaczyliście ciemnowłosą dziewczynę, o której powiedzieć, że była przerażona to nie powiedzieć nic. Miała na sobie jakąś białą szatę pokrytą plamami krwi, zapewne tejże uciekinierki, a nogi odziane w baleriny, które wyraźnie obtarły jej pięty. Wpadła na ciebie, Olegu, i będąc w ciężkim szoku zaczęła na nowo krzyczeć oraz cofać coraz bardziej, aż potknęła się o coś i upadła jak długa z takim rumorem, że bylibyście bezduszni, gdyby zdarzenie to wcale was nie obeszło.
- On tu idzie, on tu idzie, on tu idzie – zaczęła powtarzać w kółko, oczami wielkimi z przerażenia jak spodki bezmyślnie wodząc po pomieszczeniu w jakim się znalazła. Mogło się wam wydawać, że niemal was nie zauważała, chociaż kiedy spojrzeniem zahaczała o twoją postać, Mareńko, wzbierał w niej na nowo szloch. – On tu idzie, Boris, on tu idzie, idzie tu!
Jeśli orientowaliście się w ostatnich wiadomościach – których na wasze nieszczęście w gazetach było ostatnio więcej niż przeciętnie – zapewne nie uszło waszej uwadze wypowiedziane przez dziewczynę imię. I jeżeli sprawa tego wariata, Borisa Novgorodskiego, w jakimkolwiek stopniu was zainteresowała, to chyba macie szansę trafić na jego ślad. Oczywiście jeśli uspokoicie jego niedoszłą ofiarę.
Mariia Tekla Ruryk
Mariia Tekla Ruryk
Mozuli, Rosja
31 lat
mugol
neutralny
realizator imprez okolicznościowych
https://petersburg.forum.st/t1899-mariia-tekla-rurykhttps://petersburg.forum.st/t1900-mariia-tekla-rurykhttps://petersburg.forum.st/t1901-manihttps://petersburg.forum.st/t1903-alfreda-bema-10-6

Nie 26 Sie 2018, 21:24
Szlajać się po takich miejscach, w których można syf złapać, to tylko z Mariią Teklą co? Przecież ona do eleganckich nie chodzi, a przynajmniej jakoś się tak przyjęło, że nie w waszym towarzystwie, że to tylko zawsze stadiony są z gorylami osiłkami, albo jakieś ruiny, ściany się kruszące, na kurtkach białe ślady z otarć zostawiające, co je potem kobieta, słońce twoje Olegu, strzepuje dłonią i mruczy, gdzieżeś ty znowu się szlajał. Na Vaskę ubrudzoną to nawet nikt nie spojrzy prawda, bo to chyba chleb powszedni, że z niej taki menel ale rock star baby, a czy się ktoś Mani czepia, że ma łokieć czerwony po cegłówce kruszącej się? Chyba nie. Tylko ktoś powie, brudne tu masz.
Aha, dzięki. Już nie.
I tylko ślad zostaje lekko czerwony na dłoni, jak te słońce zachodzące, co to na nie Mariia Tekla oczy zmrużyła, no panie, zachód jak zachód. Może byłby bardziej spektakularny, gdyby kurz wzbił się nagle poetycko w powietrze, kiedy Oleg obok niej na schodek opadł, ale za mało tam miejsca, za blisko musieli siedzieć, żeby się jakikolwiek pyłek przez szczelinę przecisnął.
- Zbiorów? Książek? Włosów? Ludzi? Interpretacji może być wiele. – Zerknęła krótko z ukosa na Olega, zaciągając się papierosem i podając go po chwili Vasi. Co Vasia, nie gniewamy się już? Masz odspawaj sobie od peta, pal, póki masz jeszcze pojemność płuc względną.
- Osobiście stawiałabym na ja pierdole. – Zdanie nagle obrót przybrało inny, kiedy krzyk się rozległ i Mariia Tekla w połowie drogi do kolejnego zaciągnięcia się dymem wyprostowała plecy nagle i szyję wyciągnęła, jak kotek czujna, w prawo, w lewo patrzy, zarys się kobiety pojawia w szacie poplamionej i wstała Mani z tych schodów metalowych, na dupie odbił jej się szary ślad.
Papierosa ekspresowo zgasiła na poręczy i rzuciła na bok chyba w momencie, kiedy dziewczyna padła jak długa prosto na Olega, więc się Mani jak ta lwica rzuciła, żeby ją odciągać, jakiś tutaj prawda, ład i porządek wprowadzić w ten chaos nagły zakrwawiony należy.
- Ej, ej, ej, ej. – Ale bach i ta już leży.
Wzrok podniosła na wejście do Rotundy. Kto idzie? Czy kogoś widziała? Jakąś sylwetkę zbliżającą się, kogokolwiek, kto mógłby podejrzenie wzbudzać?
Zeskoczyła ze schodka rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś użytecznego przedmiotu, kawałka rury, starej butelki, belki wyrwanej z poręczy? Zahaczyła wzrokiem o leżące dziewczę mijając ją.
- To na chuj biegłaś tak, żeby cię znalazł? – Ty Mani, to byś mogła czasami choć okruszek empatii okazać, ale nie, nie w tym świecie, nie tym ludziom. Nawet, jeśli wielu z tych ludzi, jak towarzysząca ci dwójka, to twoi dobrzy znajomi, a nie anonimowe twarze.
- Co robimy? Dzwonimy na pogotowie? – Tutaj nieopodal powinna być jakaś budka, na pewno jest na poczcie, ale czy jest tu gdzieś poczta to Mariia Tekla chyba nie wiedziała, w każdym razie rozwiązanie przyszło jej do głowy najprostsze dla przedstawicieli świata niemagicznego. Bo cholera wie, co z tą tutaj ofiarą panikarą, skąd się toto biedactwo urwało.
Oleg Naryshkin
Oleg Naryshkin
Petersburg, Rosja
32 lata
czysta
neutralny
uzdrowiciel (specjalista w dziedzinie zatruć), alchemik
https://petersburg.forum.st/t1892-oleg-naryshkinhttps://petersburg.forum.st/t1902-oleg-naryshkin#9548https://petersburg.forum.st/t1905-olka#9553https://petersburg.forum.st/t1904-zino#9550

Nie 26 Sie 2018, 22:24
Dziwne miał towarzystwo, nie ulegało wątpliwości. Nieodpowiednie, to pewnie też w wątpliwość poddać było trudno. Żałosne, szemrane, podejrzane - z tym pewnie by polemizował, tyle, że takich określeń nikt mu w twarz nie powie. Rodzina żony by wprawdzie mogła, ale z nimi rzadko się widywał. On w sumie w ogóle rzadko widywał się z kimkolwiek, kto akurat nie wymagał szycia, kto szył razem z nim, albo kto nie był Mariią Teklą czy Vasilją, tym jego dziwnym, nieodpowiednim towarzystwem. Na tę ich dziwność zawsze jakoś znajdował czas, na wszystko inne jakoś nie.
Na wyjaśnienia Marii parsknął, no bo co miał na nie powiedzieć? Zbiorów, książek, włosów, ludzi. Przy takim zestawie możliwych interpretacji w pakiecie z przepowiednią powinna iść interpretacja ta właściwa. Instrukcja. Wyjaśnienie, że hej, wyrzuć te swoje śmieszne domysły i umów sobie fryzjera, żebyście perukę jakąś sensowną wybrali. Albo spoko, spoko, palenie książek brzmi szalenie fascynująco, ale zbieraj hajs na wystawną stypę, bo puszczą ci z dymem pół rodziny. Jak się rzuca niejasne obrazy to dobrze byłoby je wyjaśnić. Wiecie, profesjonalizm. Usługa najwyższej klasy.
Z drugiej strony, Cyganki to raczej taka klasa średnia. Dwie gwiazdki, w porywach. Oleg dotąd innych nie spotkał.
A potem już nie bardzo miał się nad czym zastanawiać, nie w kontekście dziwnych wróżb i tego, co konkretnie Mariia miałaby stracić. Okoliczności za bardzo się zmieniły, by mógł skupić się na tym, do czego miałaby być Tekli potrzebna gaśnica.
Kobiety rzadko się na niego rzucały. To znaczy, kiedyś już tak, ale teraz nie bardzo. Dbał o to, żeby nie miały ku temu okazji. Miejsca. Wprowadzał bezpieczny dystans. Bezpieczny. Dawno żadne słowo nie pasowało mu do kontekstu jak to teraz i dawno też nie miał większych problemów, by znaleźć bardziej odpowiednie.
Bezpieczny. Chuj, nie bezpieczny.
W każdym razie, kobiety się nie rzucały, bo szczycił się tym, że im na to nie pozwalał. Ta jednak tu się rzuciła, mocno niefortunnie, jakby nie patrzeć.
- Mamy pogotowie - odparował natychmiast Marii, w odruchu - jednym z wielu, których już do końca nie rejestrował - płynnie wstając i próbując schwycić rozhisteryzowaną. Nie schwycił, kobieta wyłożyła się jak długa, a Oleg nie powstrzymał urwanego, gorzkiego parsknięcia.
No pięknie.
- Mamy pogotowie, nigdzie nie dzwoń - powtórzył więc, kontrując mugolski pomysł. Nie miał nic do pochodzenia Ruryk, ani go ziębiło ani grzało czy umiała w magię, czy może jednak nie. Pomysł dzwonienia teraz po jakieś pogotowie - wiedział, co to, Mariia wyjaśniła mu kiedyś, że to taki on, tylko bez ułatwiającej wszystko różdżki - mógł jednak wpaść do głowy tylko mugolce.
Warto przypomnieć, że w jego życiu wiele się zmieniło, że w zasadzie miał w nim teraz jeden wielki burdel, ale wciąż był uzdrowicielem. Czynnym. Zaskakująco szanowanym jak na to, że nosił też niewolnicze znamię.
To pewnie tylko dlatego, że nikt o tym znamieniu nie wiedział.
- Proszę pani - zaczął więc zdecydowanie, kucając przy spanikowanej kobiecie i w duchu z jednej strony trochę się brzydząc tym swoim automatycznie aktywującym się profesjonalizmem. Gdzieś w tym wszystkim zdążył zgubić empatię, jakieś ludzkie podejście. Niby uśmiechał się sympatycznie, niby wyciągał dłoń, by położyć ją na ramieniu histeryczki w uspokajającym geście, ale to były schematy. Procedury zakodowane w głowie. Uśmiech już od pewnego czasu zazwyczaj był sztuczny, ciepły ton przywoływany na siłę, by zaspokoić społeczne oczekiwania.
Był zmęczony i, na bogów, robił się czasem tak bardzo zgorzkniały.
- Proszę pani - powtórzył jednak spokojnie, z uśmiechem, bo przecież był dobrym uzdrowicielem. Jednym z lepszych w Hotynce. To z tego powodu odruchowo lustrował też kobietę wzrokiem, oceniał, rejestrował możliwe obrażenia, szukał źródła tej krwi, w której tonął ubiór uciekinierki. Bo był uzdrowicielem. Cholernie dobrym. - Spokojnie, nic pani nie grozi - mówił więc, starając się nie przykładać wagi do tego, że to generalnie niemal zawsze są ostatnie bzdury, kłamstwo tak naciągane, że naprawdę nikt nie powinien w nie wierzyć. - Spokojnie. - Położył dłoń na ramieniu kobiety, kojący ciężar, symbol obecności drugiego, chcącego pomóc człowieka. - Pomożemy pani, jeśli tylko powie nam pani, co się stało. - Zmarszczył lekko brwi. Może po prostu powinien dobrać się do dziewczyny, rozedrzeć jej ciuchy i sam zobaczyć, co się stało. Skąd ta krew na przykład. Czy coś mógł zrobić.
Ale był profesjonalistą. Nie robił takich rzeczy. Nie w taki sposób zaskarbiał sobie szacunek.
Kątem oka spojrzał na Mariię, potem na Vasię, potem znowu na Mariię. Nie umknęło jego uwadze imię rzucone przez rozhisteryzowane towarzystwo, podobnie jak nie przegapił historii Novgorodskiego. To mógł być przypadek, przypadki zdarzają się znacznie częściej niż takie zbiegi okoliczności, że mieliby tak o, nagle, bez przygotowania trafić na tego typa. Wariata, jaką metkę chętnie przykleiły mu media.
Oleg szukał chyba odpowiedzi w spojrzeniach swych towarzyszek. Albo może niczego nie szukał, bo ostatecznie znowu zwrócił swą uwagę ku panikującej.
Vasilija Maksimović
Vasilija Maksimović
Rotunda przy ulicy Grochowej AlarmingCloseHagfish-max-1mb
Bułgaria, Płowdiw.
26 lat
nieznana
za Raskolnikami
Sprawdza móżdżek.
https://petersburg.forum.st/t1897-vasilija-maksimovic#9514https://petersburg.forum.st/t1906-tej-vaski-dziennik-vasilija-maksimovic#9554https://petersburg.forum.st/t1898-bad-girls-do-bad-things#9517

Wto 11 Wrz 2018, 02:00
Wszystkie znaki na niebie mówiły mi, że będzie to krwawa szatańska noc, ale czego mam się bać? Diabła? Krwi? Nie boję się, nie mogę się bać, czasem jestem jak ta Falka po tym wszystkim, co mnie spotkało. A co Falka robi? Płonie. Płonie za zbrodnie, za krew na rękach, za krew na sukience. Więc płonę wewnętrznie wraz z tym słońcem. Niech tylko nie zabija, na to za wcześnie, a co to za przyjemność umierać tak wcześnie. No tak, na mnie nikt nie spojrzy, niech się boi Welesa, jeśli będę czysta cała i pachnąca płynem do płukania i perfumami, takimi jak zwykłe ludzie mają. Widziałam raz na targu podróbki Chaneli czy jak to się zwało, ale stać mnie nie było, bo tylko magiczne drobniaki miałam, a banku porządnego w takich dzielnicach brakuje. W Bułgarii to było, pamiętam jak dzisiaj, bo jadłam wtedy mięsko na patyku a obok szedł dziwak, mój kolega serdeczny, co zawsze lubił rzucać żarty o Amerykanach i to nawet całkiem niezłe. Dało się pośmiać, dało się urozmaicić sobie dzień a to najważniejsze. Rock star, bejbe i Eminema album nowy, bo czasem dobrze pokołysać biodrami, nawet jak ostro nie rozbrzmiewają gitary.
No kto jak kto, ale my żałosne nie byłyśmy, Oleg może też nie był, nie wiem, nie znałam tak jak Jana Pawła II. Chociaż o Janie Pawle II wiedziałam więcej niż o tajemniczym panu Naryshkin, bo on to bardziej z Mariią piękną się trzymał. A po co są potrzebne ludziom gaśnice? By gasić pożary albo czyjeś gorące głowy. Na schody szatana idealne narzędzie, bo jeszcze stopy mogą zacząć płonąć i wtedy co? No była jeszcze magia, ale czasem jak różdżka gdzieś się schowa w kieszeni to kompletnie można stracić poczucie kontroli. Be. Zpie. Czny. Oleg, co on tam miał w głowie? Miny stroił niemądre przy nas, czyżby on coś z Manią? O cholera. Zakrztusiłam się dymem na samą myśl, aż oczy się zaszkliły. Nie, chyba... nie? Chociaż z Olega niedaleko do Borisa, króla rosyjskich dyskotek.
Możemy się nie gniewać na schodach, ale możemy się gniewać gdzieś indziej. Pamiętam, nie zapominam, ale ważna dla mnie Mania była przecież.
Słuchałam sobie z papieroskiem w ustach bezczelnych pomazanych ochronną szminką, kiedy rozległ się krzyk. Co to, ktoś postanowił zabawić się w dom strachów? A może ktoś babkę biedną ścigał? Szlag, nie dadzą człowiekowi odpocząć. Naprawdę beznadziejny był to żart. Zaciągnęłam się automatycznie, oczy stały się duże a dym wyleciał przez nozdrza. Zostałam smokiem. Co tu się działo? Papierosa paliłam nadal, przecież szkoda zgasić - teraz nawet bardziej był potrzebny.
Proszę państwo, Oleg został bohaterem! Co tu się kurwa wyczyniały za czary? Jakby nie dość melodramatów było, och cholera. Ale żeby nie było, że nieczuła byłam. Współczułam pani nieznajomej bardzo, ale jak dla mnie ta cała sytuacja była na tyle absurdalna, że nie odnajdywałam w sobie odpowiednich słów by to opisać. Jakie pogotowie? Jaki telefon? Telefonów nie mieliśmy, ale Mania całkiem dobrze myślała, bo to pewnie wszystko leciało do worka pod tytułem: "Potrzebna jej pomoc". No dobrze, to jakiś plan. Stałam uparcie, gdzieś zawieszona między tymi schodami a Olegiem z nieznajomą pokrzywdzoną.
- A po co on tutaj idzie ten cały Boris? - dla mnie to było najciekawsze, bo kompletnie nie pojmowałam kim ten gościu był i czego chciał. Pamięć miałam dziurawą, może coś czytałam i wyłapałam, ale przez te krzyki i szlochy nie zrozumiałam ni cholery. Mało to Borisów w Petersburgu?
Moje spojrzenie pewnie niewiele powiedziało panu o szybkich, zwinnych dłoniach, które leczyły, ale był w nich szacunek za to, że był taki ogarnięty. Jedyny rozsądny w tym towarzystwie.
Wyciągnęłam też różdżkę żeby nie było, tak w razie czego. Kiedy Mania patrzyła w jedną stronę, ja patrzyłam w drugą. A co.
Weles
Weles

Nie 30 Wrz 2018, 16:44
Mimo, że niekoniecznie okazaliście się dla niej wsparciem dziewczyna zaczęła się powoli uspokajać. Zaczęła wolniej oddychać, przymknęła też na chwilę oczy, aby złapać równowagę wewnętrzną.
Na twoje słowa, Ruryk, nie powiedziała absolutnie nic, jakby w ogóle ich nie zarejestrowała. Ale to by cię absolutnie nie zdziwiło, widziałaś w jakim wielkim szoku była w końcu. Widać, że cokolwiek ją spotkało to nie były przelewki.
Za to na ciebie, Naryshkin, spojrzała z jakąś ulgą w głosie. Czyżby kiedyś odwiedziła cię w gabinecie? Raczej jej nie kojarzyłeś, a jak już to słabo, mogła cię odwiedzić maksymalnie raz czy dwa razy z jakąś chorobą. Jeszcze przez chwilę usłyszałeś, jak z wielkim trudem wstrzymuje się od płaczu, po czym kiwnęła głową, że owszem, postara się uspokoić. Chociaż tyle.
- Byłam… Byłam w „Czarnej Norze” w Moskwie – zdradziła jeszcze wystraszona. – Szukałam swojego brata, po którego wysłała mnie matka, kiedy… Kiedy… – wzięła głęboki wdech. I jeszcze jeden. – Nie wiem, chyba coś mi dodał do piwa, ale obudziłam się w tym stroju na kamiennym ołtarzu, przywiązana. Cudem uciekłam, a potem wpadłam na was… Weźcie mnie stąd – wręcz was błagała. Widać, że opisane wydarzenia naprawdę na nią wpłynęły.
Potem spojrzała wystraszonym wzrokiem na plamy krwi na swojej szacie.
- Chyba nim uciekłam zdążył mi przeciąć bok nożem… – pokazała wam wszystkim ranę. Nie ciekło już z niej tak bardzo, ale jednak widać było, że ofiara Borisa nawet nieźle się wykrwawiła. Mogliście po niej zobaczyć, że rozważyła wstanie z ziemi, ale z tego zrezygnowała.
Potem spojrzała zarazem zdziwionym i przestraszonym głosem na ciebie, Vaska.
- Nic nie słyszałaś o tym wariacie? Podobno podpisał pakt z diabłem. Musi tylko… Musi złożyć mu jakieś ofiary – rzekła, po czym ukryła twarz w dłoniach. Wyglądała jakby miała ochotę zemdleć.
Chyba zostało wam odwiedzić Hotynkę, siedzibę Białej Gwardii lub Czarną Norę.

Jeśli chcecie możemy założyć, że Oleg uleczył nieznajomą dziewczynę i odstawiliście ją do domu. W tym wypadku wybieracie czy chcecie pójść i złożyć zeznania w Białej Gwardii czy samodzielnie rozpocząć śledztwo (co zostanie wynagrodzone). Jeśli chcecie rozegrać wizytę w Hotynce zacznijcie wątek w niej.
Sponsored content


Skocz do: