Tory wyścigów „Złota Podkowa”
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sro 26 Lip 2017, 15:37
Tory wyścigów „Złota Podkowa”

Kompleks torów wyścigowych dla smoków, nosorożców włochatych, gryfów, a także niemagicznych, choć wciąż szlachetnych koni został otwarty stosunkowo niedawno, bo w roku 1989. Budowa „Podkowy” trwała aż dwanaście lat oraz wydano na nią kilka milionów rubli, a efekty tego potężnego wkładu widać już na pierwszy rzut oka. Przybytek jest aktualnie największym i najbardziej ekskluzywnym tego typu na całej Słowiańszczyźnie, gromadząc tym samym na każdym wydarzeniu czarodziejską śmietankę towarzyską, zlatującą nawet z najodleglejszych krańców Unii. Kompleks łączy aż siedem hipodromów, każdy zaprojektowany pod inny gatunek zwierzęcia wyścigowego. Tory otoczone są trybunami z miękkimi fotelami obitymi fioletowym aksamitem, co zapewnia arystokratycznym widzom wysoki komfort. Nad najwyżej położonymi siedzeniami lewitują magiczne ekrany, na których wyświetlane są informacje o dżokejach i ich zwierzętach, aktualny ranking i powtórki najbardziej interesujących momentów. Na terenie „Podkowy” znajdują się także dwie ogromne restauracje i punkty bukmacherskie, w których można spróbować zgadnąć zwycięzcę i wygrać trochę pieniędzy, albo też je przegrać.

Iskra Karamazova
Iskra Karamazova
I znowu pod wodą ginie. I znów cisza na głębinie.
Samara, Rosja
21 lat
rusałka
błękitna
neutralny
studentka instrumentalistyki, wschodząca gwiazda na operowej scenie, kompozytorka do szuflady, córka nestora (pełen etat)
https://petersburg.forum.st/t862-iskra-karamazovahttps://petersburg.forum.st/t870-iskra-karamazova#2514https://petersburg.forum.st/t867-krolewna-snieguhttps://petersburg.forum.st/t871-dargomyzski

Pią 04 Sie 2017, 15:17

07.05.1999

Stajnie Karamazovów nie były może najsłynniejszymi w Starszyźnie (może dlatego, że prawie nikt ich nie widział, bo nikogo do zamku nie zapraszają), ale były duże, zadbane, a konie w nich ułożone. Gdy Iskra jeszcze mieszkała w twierdzy w Samarze, często wybierała się na przejażdżki końmi właśnie z rodowej stajni; lubiła zwłaszcza ścigać się z rodzeństwem po niezabudowanych terenach rodzinnych. Prawie zawsze przegrywała z Fyedką (a gdy wygrywała, to zwykle czuła, że dawał jej fory), ale nawet to nie ostudzało entuzjazmu Rosjanki do wyścigów (kiedyś przecież musiała dać radę go przegonić w sprawiedliwej konkurencji!). Z wierzchowcami wiązało się dużo jej przyjemnych wspomnień z dzieciństwa.
Odkąd jednak wyprowadziła się z domu i zamieszkała w Petersburgu, miała mało do czynienia z rumakami. Trudno było zorganizować coś własnego, gdy mieszkało się w samym centrum magicznego miasta, a swoje wizyty w Samarze Iskra ograniczyła ostatnimi czasy do niezbędnego minimum. Teraz, gdy jej relacje z macochą były cokolwiek napięte, wolała nie przebywać w towarzystwie „pani matki” dłużej niż trzy dni w roku, a i tak czasem była zmuszana aż do czterech. Bardzo ciężkich czterech.
I tym sposobem została odcięta od kontaktu z końmi – czego niezmiernie żałowała. Starała się to nadrobić obecnością na chyba większości wyścigów w „Złotej Podkowie” tego sezonu. Obserwowanie zawodników ścierających się na hipodromie nie rekompensowało może braku wiatru we włosach i przyjemnego uczucia ekscytacji, ale zawsze na trochę wyciszało tęsknotę za pędem, będącym chyba kolejnym spadkiem po matce wraz z chorobą i rusałczymi genami.
Iskra tym razem przyszła sama. Dita nie miała ochoty na tysięczną już wizytę na torach w tym miesiącu, Fyedka sprawdzał akurat testy, Ilyusha zajęty był eliksirami (jak zawsze) i sprawami własnej rodziny, a bliźniaków nawet nie pytała, bo pewnie znaleźliby zaraz odpowiednią wymówkę. Mogła zabrać ze sobą przyzwoitkę, ale towarzystwo służki było akurat ostatnim, jakiego dzisiaj pragnęła.
Mimo dnia powszedniego i raczej wczesnej godziny, w jednej z restauracji był już spory ruch. Iskra zostawiła po sobie napiwek na stoliku i szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia z lokalu, myślami odpływając na chwilę w stronę ballady na fortepian, nad którą zaczęła pracę. Może w środkowej części powinna zmienić tonację? Wtedy utwór nie wydawałby się taki ciężki.
Pochłonięta sprawą kompozycji, nie zauważyła, że przed nią szedł jakiś mężczyzna. Właściwie dostrzegła to dopiero, gdy nieznacznie przyśpieszyła i nieomal na niego wpadła.
No, nie do końca nieomal, bo rzeczywiście uderzyła lekko w jego plecy i byłaby się na niego przewróciła, gdyby nie refleks chłopaka. Najzupełniej w świecie zaskoczona spojrzała na nieznajomego i dobrą chwilę zajęło jej zrozumienie, co właściwie tutaj zaszło.
O bogowie, najmocniej — szybkie zerknięcie na prawą dłoń, jeszcze kolejnej wpadki by jej brakowało — panicza przepraszam. Nic się paniczowi nie stało?
Iskra skupiła wzrok na twarzy jegomościa, usilnie próbując sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek się spotkali. Wyglądał na niewiele starszego od niej – może nawet w jej wieku? – co kazało jej myśleć, że chyba powinna wiedzieć o nim chociaż to, do jakiej dynastii należy. A może był tylko czystokrwistym czarodziejem z bogatej rodziny? To też byłoby możliwe, ale Karamazova czuła, że skądś go kojarzy.
Ale wstyd: prawie przewrócić arystokratę i nie mieć pojęcia, jak się do niego zwracać. I to jeszcze w miejscu publicznym, na ciekawskich oczach beau monde. Ojciec byłby bardzo niezadowolony.


Ostatnio zmieniony przez Iskra Karamazova dnia Sob 26 Sie 2017, 18:35, w całości zmieniany 1 raz
Krzesimir Wroński
Krzesimir Wroński
Tory wyścigów „Złota Podkowa” WPj0H3Z
Kaliningrad, Rosja
21 lat
błękitna
za Starszyzną
kucharz
https://petersburg.forum.st/t674-krzesimir-wronski#1329https://petersburg.forum.st/t778-krzesimir-wronskihttps://petersburg.forum.st/t770-zjedz-mnie#1850https://petersburg.forum.st/t905-beszamel

Wto 08 Sie 2017, 21:25
Dżentelmen nie uprawia hazardu. Nawet wtedy, gdy jest pewien, że promowany przez bukmacherów wspaniały ogier rasy oldenburskiej z największej poddrezdeńskiej hodowli będący faworytem wyścigu nie ma szans z postawnym hanowerem, który startował w "Podkowie" zaledwie po raz drugi. Ale że dżentelmen hazardu nie uprawia, Krzesimir nie wypowiedział nawet swoich przemyśleń do uszu kilku znajomych spotkanych na trybunach przypadkowo. Nie zabrał ze sobą zajętego pracą Niedamira, jeszcze bardziej zabieganej Jadzi ani tym bardziej (kochanej) Cysi, która - gotowa rozemocjonować się pod wpływem gonitwy - zaczęłaby jeszcze głośno kibicować, bić brawo, czy, co gorsza, wspinać się na obite aksamitem fotele, by dobrze widzieć swego faworyta nawet na drugim końcu toru.
Nie wiedząc, co dokładnie siedziało w niepokornym umyśle jego młodszej siostry, Krzesio nie mógł być tego pewny, ale prawdopodobnie przeżywał porównywalnie silne emocje oglądając gonitwy. Chociaż najchętniej sam wsiadłby na koń i wziął udział w wyścigu - czasami wręcz dziwił się, jak bardzo brakuje mu sportu, kiedyś tak mu obmierzłego - ale w tych okolicznościach nie wypadało. A Krzesimirowi ostatnio coś się w głowie poprzestawiało (może to przez rozgraniczenie wprowadzone między życie pracującego kucharza w Petersburgu a złotego chłopca Starszyzny, którego usiłowano z niego zrobić w Kaliningradzie) i postanowił być elegancki pełną gębą, aż do flegmatyczności. "Podkowa" znajdowała się co prawda jeszcze na terenie Petersburga, więc młody Wroński mógłby być trochę bardziej... zwyczajny. W końcu wyścigi, zwłaszcza konne - na te były najtańsze bilety - nie były rozrywką wyłącznie dla arystokracji, Krzesimir za każdym razem widywał co najmniej jedną nową grupkę rozglądając się między stolikami w restauracji. Dorobkiewiczów szukających nowych rozrywek i odwiedzających "Podkowę" po raz pierwszy często można było poznać po przesadnie wykwintnym stroju i wymyślnych kapeluszach noszonych za modą mugolską na Zachodzie. Jadwiga, doradzając mu przed wyjściem (przerywając sobie dla tej sprawy herbatkę z przyjaciółką) letnią marynarkę, przestrzegała go przed podobnymi znamionami złego smaku. Ponieważ to ona jednak zwykle zajmowała się wynajdowaniem nowicjuszy wśród gości, a on wynikami wyścigów lub wyborem dań nie interesując się, kto wygląda źle, a kto dobrze - nie rozglądał się z wielkim zaangażowaniem siedząc z wspomnianymi znajomymi przy lekkim posiłku. Starał się nie rozwodzić na temat przygotowanych dań skupiając na koniach, więc gdy jedno z nich zaciekawiło go i zechciał dopytać kelnera o szczegóły zachęcił grupkę, by udali się już na miejsca, samemu pozostając jeszcze przy stoliku. Gdy okazało się, że to ziarenkom czarnuszki tutejszy chleb zawdzięcza swój charakterystyczny smak, usatysfakcjonowany panicz Wroński ruszył ku trybunom. Szedł dziarskim krokiem - entuzjazm widzów zaczął udzielać mu się coraz mocniej - i wpół tego kroku ktoś nadepnął mu na but. Ten, szczęśliwie, nie zsunął się z pięty, ratując tym samym Krzesia od eksponowania skarpetki wszem i wobec.
Ktoś przeprosił, a na przeprosiny Krzesio ma swój jeden jedyny uśmiech, który nie zmienia się, czy Wroński ma na sobie fartuch czy frak.
- Nie ma za co przepraszać. Jak pani widzi, nie ucierpiałem. - skoro on paniczem... jego "napastniczka" musiała zostać panienką i to, o dziwo, nie anonimową. Rozpoznał ją bez trudności, a pamiętał szczególnie z nieciekawego okresu, gdy jakiś czas teamu na salonach okrutnie plotkowano o Jadwidze i jej "przyjaciółce". Przedtem zaś to właśnie Karamazova stanowiła atrakcję wieczorków plotkarskich; zajmowano się powtórnym małżeństwem jej ojca, karierą zawodową brata i wreszcie - jej własną domniemaną chorobą.
- Panna Iskra. - ukłonił się dwornie, jak wypadało przed córkami Nestorów. - To przyjemność znów widzieć panienkę.
Grzecznie, oficjalnie, ale - broń Welesie - nie z brzydką nosową manierą. Salonowo do obrzygania.
Iskra Karamazova
Iskra Karamazova
I znowu pod wodą ginie. I znów cisza na głębinie.
Samara, Rosja
21 lat
rusałka
błękitna
neutralny
studentka instrumentalistyki, wschodząca gwiazda na operowej scenie, kompozytorka do szuflady, córka nestora (pełen etat)
https://petersburg.forum.st/t862-iskra-karamazovahttps://petersburg.forum.st/t870-iskra-karamazova#2514https://petersburg.forum.st/t867-krolewna-snieguhttps://petersburg.forum.st/t871-dargomyzski

Czw 10 Sie 2017, 11:45
Maniery potrąconego przez nią biedaka tylko utwierdziły ją w przekonaniu, że na pewno powinna go znać. Zastanowiła się chwilę, intensywnie szukając w pamięci odpowiedniego nazwiska – i po chwili wyłowiła je wreszcie spomiędzy całej listy imion arystokratów, które winna wyrecytować choćby zbudzona w środku ciemnej, ciemnej nocy. Pragnęła aż westchnąć z ulgi, że przynajmniej w tej kwestii się nie ośmieszy, ale zdecydowała się tylko na powściągliwy uśmiech.
Wroński, Wroński, Wroński. Na salonach plotkowano głównie o jego siostrach, ale o nim też mówiono. Podjął po szkole jakąś pracę, która była uważana za ogólnie nieprzystającą do wnuka kniahini – w gastronomii? Zaskakująco często słyszała o nim od Bregovićowej jeszcze wtedy, gdy leżały łóżko w łóżko w dormitorium (Serbka po lewej, Iskra w środku, Dolohova po prawej). Ciągle wyśmiewała jego (wtedy jeszcze słuszną) tuszę i, zapewne kierowana rodowymi niesnaskami, pluła na całą jego „zarozumiałą”, „wymizdrzoną” rodzinę. Rusałka nigdy się w tę sprawy nie wtrącała, uznając, że jako dama nie będzie się zniżać do wyśmiewania jakiegoś Krzesimira z drugiej ławki od okna.
Teraz jednak zdecydowanie nie byłoby co wytykać w sprawie prezencji paniczowi. Nawet miał letnią marynarkę, żadnego wspaniałego fraka. Iskra na modzie znała się jak świnia na gwiazdach i zawsze kupowała to, co jej się zwyczajnie podobało, ale jako córka nestora musiała się orientować w tym, gdzie pasuje wyjść w stroju eleganckim, ale raczej codziennym, a gdzie należy pokazać się w ciasno zawiązanym gorsecie. Na wyścigach konnych najpiękniej ubrani byli głównie nuworysze, okazując wszem i wobec swój brak wyczucia i zdradzając się z zamiarami wtopienia się w środowisko błękitnokrwistych.
Ciekawe, co by na takiego Wrońskiego powiedziała panienka Bregović?
Iskra schyliła lekko głowę na znak szacunku.
Szkoda, że spotkaliśmy się przez taki akt mojej nieuwagi. — Teraz szykuje się grzecznościowa pogawędka? — Panicz jest tu dla towarzystwa czy dla przyjemności oglądania sportu? — Tak, zdecydowanie będzie grzecznościowa pogawędka. Panna Karamazova była uczona je prowadzić, tak samo jak tańczyć kadryla, ale nie powiedziałaby, żeby to była jej ulubiona rozrywka. Takie jałowe rozmowy szybko ją nużyły, ale zawsze dzielnie je ciągnęła, bo przecież nie wypadało przerwać. A skoro już mówili w tym salonowym tonie…
Stawia panicz na kogoś?
Dżentelmeni i damy oficjalnie nie uprawiają hazardu, ale Iskra zwykle po cichu zakładała się z bratem, który koń będzie zwycięzcą. Gdyby Fyodor tu był, bez wahania powiedziałaby mu, że to gniady folblut z Jaroszówki dziś ich zaskoczy. Choć wszyscy mówili o oldenburgu, według Karamazovej miałby większą szansę w skokach przez przeszkody niżli wyścigach, nawet jeżeli w tym sezonie udawało mu się zgarniać nagrody. Miała bardzo silne przeczucia co do tego ogiera krwi angielskiej, a zwykle ufała swojej intuicji w sprawach jeździectwa. Jak dotąd nie zawiodła jej zbyt wiele razy.
Krzesimir Wroński
Krzesimir Wroński
Tory wyścigów „Złota Podkowa” WPj0H3Z
Kaliningrad, Rosja
21 lat
błękitna
za Starszyzną
kucharz
https://petersburg.forum.st/t674-krzesimir-wronski#1329https://petersburg.forum.st/t778-krzesimir-wronskihttps://petersburg.forum.st/t770-zjedz-mnie#1850https://petersburg.forum.st/t905-beszamel

Czw 10 Sie 2017, 21:11
Pytań leżących na sercu matron i nudziarzy (jak Krzesio mimo najszczerszych chęci zaczynał w myślach nazywać Nestorów wszystkich rodów i ich żony podczas przydługich corocznych zjazdów Starszyzny) nikt nie zadawał, na szczęście lub też nieszczęście, prosto w twarz osobom bezpośrednio w nich obgadywanych. Podobnie bezpośrednie pytanie uznano by za afront i zgodnie przemilczano folgowanie własnej ciekawości. W końcu byli z tych, co powinni wszystko z rzeczy ważnych już wiedzieć, a tymi poniżej ich godności zwyczajnie się nie interesować. Nie przystoi im mieć w genach dociekliwości; zamiast tego – niezachwianą wiarę w wyższość własnej rodziny nad innymi, lojalność wobec dynastii zaprzyjaźnionych i priorytety na wyższym poziomie niż cudze romanse, choroby czy im podobne występki.
Krytyki pod swoim adresem Krzesimir, świadom z niezawodnego źródła w osobie jego starszej siostry, jak mocno niektórych arystokratów kole w oczy jego praca w restauracji, sam nigdy nie usłyszał. Podczas podawania nudziarzom i matronom do stolika w „Carskiej” niosące się za nim złośliwe uwagi i pełne wzburzenia wzdychanie skutecznie zagłuszał gwar rozmów innych gości. A Krzesiowi bardzo dobrze było w anonimowym uniformie kelnera; odgradzał go od całej nadętej maniery, którą teraz nieporadnie próbował udawać. Słowa nie bardzo leżały mu w ustach, tę samą treść można było przekazać szybciej i mniej oficjalnie – wyszłoby milej. W końcu przyszli się tu bawić. W dobrym tonie i z umiarem właściwym starszym i bardziej niedołężnym niż dwoje dwudziestolatków, ale zawsze.
- Przyszedłem obejrzeć gonitwę. – Marzył o udziale w jednej z tych słynnych organizowanych przez ojca Iskry w Samarze. Karamazovowie słynęli z dobrej, choć surowej ręki do koni. Krzesimir miał już okazję próbować się z synami tego rodu, ale kobietom – rzecz jasna – zabraniano udziału w konkurencji. Nie broniono im nauki, więc Krzesio szybko wyciągnął odpowiedni wniosek. Szła nieeskortowana – ani przez któregoś z braci, ani przyjaciół – więc także i ona nie była tu dla towarzystwa.
- Przyznaję, że mam faworyta wśród wystawionych koni. Może zwróciła panienka uwagę na hanowera z czwartego toru? Ma wspaniałą postawę.
Krzesimir stał w dość niezręcznym miejscu, w samych drzwiach do restauracji. Ponad głową Iskry rozejrzał się jeszcze, czy nikt nie nadchodzi, by stanąć u jej boku; w końcu spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Może pójdziemy dalej razem? Jestem zdania, że spotkanie należy ocenić po tym, jak się kończy, a nie zaczyna.
Podał jej ramię, ciągnąc tę szopkę zapoczątkowaną tą feralną panienką. Z początku wydała się Krzesiowi bardzo szarmancka – Niedamir mógłby tak mówić. A przecież właśnie jemu, sile spokoju i wzorowi wychowania, Krzesimir próbował dorównać chadzając w miejsca, gdzie przedtem bywał pierworodny Wrońskich. A teraz czuł się zwyczajnie staro.
Iskra Karamazova
Iskra Karamazova
I znowu pod wodą ginie. I znów cisza na głębinie.
Samara, Rosja
21 lat
rusałka
błękitna
neutralny
studentka instrumentalistyki, wschodząca gwiazda na operowej scenie, kompozytorka do szuflady, córka nestora (pełen etat)
https://petersburg.forum.st/t862-iskra-karamazovahttps://petersburg.forum.st/t870-iskra-karamazova#2514https://petersburg.forum.st/t867-krolewna-snieguhttps://petersburg.forum.st/t871-dargomyzski

Pią 11 Sie 2017, 20:35
Iskra była jedną z tych, które zawsze trzymały plecy prosto, słały chłodne uśmiechy, składały ręce na podołku i umiały dystyngowanie milczeć u boku mężczyzn; od skandali trzymały się z dala, sprawnie prowadziły salonowe pogawędy, najczęściej ciągnięte z wyuczonej uprzejmości, a nie szczerej sympatii i wirowały w pięknych przecież walcach, które mogłyby być nawet energiczne, gdyby nie to, że partnerami byli ślamazarni wujowie Dimitri-piąta-woda-po-kisielu. Panna Karamazova wciąż uczyła się odnajdować w tych obowiązkach przyjemność, ale nie było to łatwe zadanie. Miała przecież lat dwadzieścia jeden, nie dwieście jeden, a odziedziczony po ojcu nestorze oziębły spokój cały czas walczył w niej z entuzjazmem rusałki i właściwym trzpiotce pragnieniem odczuwania emocji jakichkolwiek poza permanentnym znużeniem spowodowanym niekończącymi się pytaniami „a jak ocenia panienka ostatnie [tu wstaw nazwę salonowego wydarzenia]?”.
To nie tak, że etykieta ją uwierała czy stanowiła niewygodny element życia z przywilejami córki nestora – bynajmniej. Czasami Iskra była tym po prostu… zmęczona. Tak, to dobre słowo. Zmęczona: presją, obserwacją, pamiętaniem o wszystkich dygnięciach, tytułach, nazwiskach, koligacjach, „tak, proszę”, „nie, dziękuję”, „to zaszczyt” i „to nieodpowiednie”. Zmęczona balansowaniem na rozciągniętej nad bezdenną przepaścią linie, na której jest zawsze o jedno zachwianie od upadku wprost w zimne łapska Welesa.
Chyba takie zmęczenie – to nie grzech?
Rzeczywiście, tego nie można mu odmówić, ale ja stawiałabym jednak na folbluta z dwójki. Widział panicz, jaki on ma temperament? Miałam okazję go podziwiać na jednym z ostatnich wyścigów, rwie się do galopu jak żaden. Konie pełnej krwi angielskiej tak mają, ale on jest naprawdę niezwykły — przyznała, ledwie trzymając na wodzy swoje podekscytowanie.  Ile ona by dała, żeby dosiąść takiego konia! Obawiała się jedynie, że nie dałaby rady opanować tak żywiołowego zwierzęcia. Zawsze jednak można byłoby spróbować.
Przez chwilę panna Karamazova miała ochotę odmówić, trochę bojąc się rozmowy z osobą prawie nieznaną, i już nawet ubierała w uprzejmości zwykłe „nie”, zaraz jednak się opamiętała. Bać się, głupie! Panicz Wroński nie mógłby w żadnym razie postawić jej w niekomfortowej sytuacji, w której musiałaby mówić coś, czego nie chce, prawda? To była tylko miła oferta towarzyska.
Daj spokój, chyba cię nie zje.
Uśmiechnęła się oszczędnie i wyraźnie nieśmiało, jakby ostrożnie wsunęła ramię pod łokieć Krzesimira.
Słyszałam, że panicz pracuje w restauracji? — postanowiła się upewnić. Wrońskich przecież jak mrówek, łatwo źle zrozumieć „Wroński stoi przy garach w Carskiej”.
Krzesimir Wroński
Krzesimir Wroński
Tory wyścigów „Złota Podkowa” WPj0H3Z
Kaliningrad, Rosja
21 lat
błękitna
za Starszyzną
kucharz
https://petersburg.forum.st/t674-krzesimir-wronski#1329https://petersburg.forum.st/t778-krzesimir-wronskihttps://petersburg.forum.st/t770-zjedz-mnie#1850https://petersburg.forum.st/t905-beszamel

Wto 15 Sie 2017, 23:25
„Wroński stoi przy garach w Carskiej.” „Wroński przepił kasztel na Lubelszczyźnie.” „Wrońska przyszła na bal w sukni z bufiastymi rękawami.” „Wrońska podobno zadaje się z kobietami. W tym sensie.”
Gdyby tak podsumować wszystkie plotki o wszystkich Wrońskich, zasłużyliby na pogardę towarzystwa i wykluczenie ze środowiska mile widzianego na wydarzeniach kulturalnych, nieważne, ile z tych plotek okazałoby się prawdą. Gdyby jednak rzeczywiście wyciągnięto konsekwencje z ich pożałowania godnych zachowań, mogłoby okazać się, że matronom i nudziarzom zabrakło tematów do oświeconej blaskiem pierwszorzędnego wykształcenia rozmowy na poziomie.
- Rzeczywiście, to prawda. – Jak już mówiliśmy, Krzesimir nie zamierzał wstydzić się samodzielności w podejmowaniu ważnych życiowych wyborów. Może nie należały one do najpopularniejszych wśród młodej szlachty, ale w końcu – co Wroński, to dziwactwo. – Gotuję w Carskiej.
Nie zamierzał odgryzać się jej linijką pokroju: „Słyszałem, że cierpi panienka na łamiję czy coś w tym guście, to pewnie nieprzyjemne.”; zadecydował, by nie doszukiwać się złośliwości w jej słowach i uśmiechu pełnym rezerwy. Może politowania? Nie zje jej, nie zje. Może gdyby spotkali się tu dwa lata wcześniej (co pewnie i tak miało miejsce, a Krzesio zwyczajnie jej nie zapamiętał), gdyby panienka ujrzała go w znacznie bardziej… rozległej postaci, mogłaby uznać zagrożenie pożarcia za realne. Tym razem jednak ryzykowała wyłącznie tym, że to on trafnie przewidzi zwycięzcę wyścigu.
- Nie miałem przyjemności oglądać go wcześniej. Cóż, zostaje nam przekonać się na własne oczy, który z nich zwycięży. – Uśmiechnął się pojednawczo. Z Mirkiem mógłby teraz nawet zakładać się o setki rubli, ale Karamazovej zwyczajnie nie śmiał proponować. Będąc córką albo wnukiem Nestora nawet mając dwadzieścia jeden lat trzeba się zachować, jakby cię przed pięcioma dekadami zakonserwowali. W occie.
- Od dawna nie przychodzę tu na wyścigi niestety – przyznał jej za to, odprowadzając do miejsca, które zajmowała na trybunie. – A pomyśleć, że kiedyś marzyłem, by wygrywać tu gonitwy.
Nie patrzył, jak Iskra wygładza kolejne warstwy swego stroju siadając. Zaabsorbował go widok przygotowań koni i jeźdźców do wyścigu. Jadwiga zapewne przyglądałaby się kobiecie w sąsiednim rzędzie poprawiającej zatknięty we włosach fascynator. Krzesio jednak wyobrażał sobie nie siostrzane strofowanie biednej kobiety, a pęd powietrza i tętent kopyt w uszach.
- Prawdę mówiąc – uśmiechnął się do swoich wyobrażeń i wizji odbierania szarf i medali – to wciąż wspaniała wizja. – Odwrócił się nagle do Iskry, dziwnie szczerze przejęty swym nagłym olśnieniem. – Jak panienka sądzi, co się dzieje, kiedy spełnia się marzenie?
Może tylko ta męcząca droga do wspaniałego sukcesu ma sens? A wspaniały sukces okaże się w końcu marniejszy i niewart tylu wysiłków?
Iskra Karamazova
Iskra Karamazova
I znowu pod wodą ginie. I znów cisza na głębinie.
Samara, Rosja
21 lat
rusałka
błękitna
neutralny
studentka instrumentalistyki, wschodząca gwiazda na operowej scenie, kompozytorka do szuflady, córka nestora (pełen etat)
https://petersburg.forum.st/t862-iskra-karamazovahttps://petersburg.forum.st/t870-iskra-karamazova#2514https://petersburg.forum.st/t867-krolewna-snieguhttps://petersburg.forum.st/t871-dargomyzski

Czw 24 Sie 2017, 19:36
Nie zamierzała go potępiać za wybór kariery, chociaż decyzja ta była dla niej zupełnie niepojęta. Pasja liczyła się w życiu, ale nie mogła stać ponad obowiązkiem godnego reprezentowania nazwiska – winna wręcz mu służyć, a paranie się zajęciami, które pasują służącym nie przydawało wcale chwały Polakom w starszyźnianych szeregach.
No, może inaczej by to wyglądało, gdyby Krzesimir miał własną restaurację. Załatwienie czegoś takiego wnukowi nestorki nie stanowiłoby żadnego problemu, wystarczyłoby, żeby się jedynie przedstawił, aby w rękę wciśnięto mu kluczyk do jednego z niezagospodarowanych budynków na Eufrozynie albo Ryku. Ta jego siostra projektantka – Jagoda? Jagna? Jakobina? Janina? Och, po prostu Wrońska – bez problemu otworzyła lokal, nie popracowawszy nawet zbyt długo u Avetisyan. Czemu on nie wykorzysta swojego położenia? W ich rękach leżała władza – ograniczona jeszcze wiekiem i stanem cywilnym (a w przypadku panienki Karamazovej: płcią), ale niezaprzeczalna. Wystarczyłaby prośba, uśmiech, rozmowa, wyciągnięcie ręki po sakwę, tylko tyle. Cała Rosja mogłaby zjeżdżać do panicza na obiad. Nie chciałby tego?
A może tu chodziło o coś innego? O to marzenie?
Iskrze trudno było się o tym wypowiadać. Miała marzenia, nie, inaczej: miewała zachcianki, które rzadko zdążyły urosnąć do tej szlachetnej rangi. Mefodiyevnie (a użycie tu nazwiska patronimicznego nie jest przypadkiem) wszystko zawsze podawano na złotej tacy; rzucano jej do stóp całe konstelacje, gdy prosiła o gwiazdkę, oferowano posady i posiadłości jeszcze zanim w jej umyśle wykiełkowała myśl, że by ich chciała. Iskierki nikt nie nauczył walczyć o cokolwiek, bo zwyczajnie nie było takiej potrzeby. Fyedka, chcę mieszkanie – cała kamienica jako prezent urodzinowy. Mamo, chciałabym tę lalkę – trzy śliczne, porcelanowe buźki z miodowymi rumieńcami w jej pokoju w Samarze. Panie ojcze, chcę być primadonną – i natychmiast kilka scenariuszy na jej biurku.
Nie wszystko dało się kupić, nie zawsze nazwisko było mocną kartą, ale (na szczęście?) panienka nie czuła jeszcze takich pragnień. A nawet jeśli one były, to schowane gdzieś tak głęboko, że śpiewaczka sama niemal o nich zapominała. Odzywały się tylko czasem, przy okazji, przypominały o sobie niemal mimochodem i chyba nie o nie chodziło Krzesimirowi.
Mimo to spróbowała wyobrazić sobie, co by się stało, gdyby jednak któreś z tych skrytych marzeń się spełniło. Zawiesiła wzrok na twarzy młodzieńca (tak prosto i szczerze przejętego, że prawie się zdziwiła), ściągnęła w skupieniu brwi.
Wydaje mi się, że — zaczęła ostrożnie — w tym wszystkim chodzi o drogę. Sukces syci tylko na chwilę, jest… jest satysfakcjonujący na tę sekundę, w której sięgamy celu. Potem potrzebujemy kolejnego wysiłku, to nadaje sens życiu, tak działa świat. Potrzebujemy dróg. Ciągle. — A ona żadnych nie miała ani za sobą, ani przed sobą. Ona miała pałacyki, skowronki w złotych klatkach i amboinowe fortepiany, i malutkie desery za ładne, by je zjeść.
Trochę przykre, gdy tak zaczęła się nad tym zastanawiać.
Ale nie do końca.
Czemu więc panicz nie spróbuje? — zapytała Iskra. — Widziałam panicza kiedyś na Turnieju Dynastii. Dobrze panicz jeździ.
Moglibyśmy się zmierzyć w przyszłości. W porę ugryzła się w język.
Krzesimir Wroński
Krzesimir Wroński
Tory wyścigów „Złota Podkowa” WPj0H3Z
Kaliningrad, Rosja
21 lat
błękitna
za Starszyzną
kucharz
https://petersburg.forum.st/t674-krzesimir-wronski#1329https://petersburg.forum.st/t778-krzesimir-wronskihttps://petersburg.forum.st/t770-zjedz-mnie#1850https://petersburg.forum.st/t905-beszamel

Czw 24 Sie 2017, 23:04
Przyszłość, jak wszystkie starszyźniane dzieci miał już rozplanowaną w dniu narodzin. Poprawne zainteresowania, wspaniałe plany, małżeństwo z wyśmienitą partią, przedłużenie rodu, w końcu – imponująca kariera. Tradycja różdżkarska miała już przedłużenie w osobie Niedamira, nie nastawano więc ani w jakim kierunku pozostałe potomstwo Wrońskich się wykształci, ani kiedy osiągnie sukces w swojej dziedzinie.  Krzesimir był przecież tylko drugim synem następcy nestorki; daleko miał do zajęcia fotela na posiedzeniu Rady. I w końcu Karamazova sama przyznała, że chodzi o drogę. A przełożywszy to na krzesiowe – chodzi o jedzenie. A gdzie można spróbować go więcej niż w kuchni?
Gdyby wyglądało to inaczej, to chyba co najwyżej śmiesznie. Dwudziestolatek, co w życiu własnymi rękami ziemniaka nie obrał miałby mieć własną restaurację? Spełniałby wtedy raczej rolę urzędnika – podpisywał papierki, wychodził co wieczór podawać rękę gościom; a do konkretów musiałby zatrudniać zwykłych ludzi, co zęby na nich zjedli. Gdy Niedamir uczył się strugać w drewnie i ręcznie ekstrahować materiały na rdzenie ze stworzeń obrzydliwszych niż królik czy perliczka – nikomu to nie przeszkadzało. Kiedy zaś Jadzia przedsięwzięła otwarcie własnego domu mody zaraz znaleźli się krytycy. Wymyślano, że to za wcześnie, prorokowano, że nie osiągnie sukcesu i ostrzegano, by w porę się wycofała i zamiast pracy poszukała męża. Tymczasem gdy oceniające ją surowo panie zaczęły się ubierać w suknie projektu Jadwigi, opinia towarzystwa musiała zemścić się na reszcie niepokornego rodzeństwa. Krytyką obdzielono Krzesimira i za nic poczytywano sobie jego zaangażowanie w bieżące sprawy Starszyzny, regularne uczestnictwo w turniejach i zjazdach, nawet balach ku czci najstarszych z najstarszych. Dopóki „stoi przy garach” nikt nie zechce uczynić z niego oczka w głowie i godnego następcy, nawet jeśli za kilka lat wszyscy nestorzy, bez wyjątku, mieli zacząć się u niego stołować.
Mógłby pójść na skróty, pewnie. Ponarzekać Jadzi, jak to mu ciężko (co niechybnie zakończyłoby się przyjazdem tuzina paryskich kucharzy gotowych pracować dla niego), napomknąć o lokalu ojcu (na rogu Eufrozyny czekała już pięknie urządzona sala), ale miał inną zachciankę. Pobrudzić ręce. Jaka to satysfakcja – powiesić w gablocie medal za zajęcie pierwszego miejsca w wyścigach nie dosiadłszy nawet przedtem konia? Los zwycięzcy jest nudny, jeśli nie zostanie nim po przejściu przez dwa poprzednie stopnie podium.
- Chyba ma panienka rację. – Uśmiechnął się. Z zębami, po ludzku, chłopięco. A może to ona zachowywała się na tyle poważnie, by jego entuzjazm mógł uchodzić za dziecinny? – Dziękuję za ten komplement, ale nie jestem dość dobry. Przyznam panience w sekrecie, że nie zniósłbym porażki, którą poniósłbym bez wątpienia w starciu z profesjonalistami.
Mógł jej się przyznać to swego uporu i perfekcjonizmu; w końcu każdy z nich dorósł, by być najlepszym. Krzesimir szczycił się tym, że w wyścigach konnych był mocny na Niedamira. Może także na tego jej Fyedkę, ale na tym kończył się jego talent – nie odważyłby się próbować z zawodowcami. Umiejętności przyszły po latach i po latach się pogorszyły, gdy dokonywał po drodze innych wyborów.
- Być może następna droga powiedzie mnie na hipodrom. Zobaczymy. Czy panienka także jeździ?
Iskra Karamazova
Iskra Karamazova
I znowu pod wodą ginie. I znów cisza na głębinie.
Samara, Rosja
21 lat
rusałka
błękitna
neutralny
studentka instrumentalistyki, wschodząca gwiazda na operowej scenie, kompozytorka do szuflady, córka nestora (pełen etat)
https://petersburg.forum.st/t862-iskra-karamazovahttps://petersburg.forum.st/t870-iskra-karamazova#2514https://petersburg.forum.st/t867-krolewna-snieguhttps://petersburg.forum.st/t871-dargomyzski

Pią 25 Sie 2017, 02:14
Jaka to satysfakcja?
Jakąś odczuwała. Ostatecznie Iskra włożyła jakikolwiek wysiłek w to, aby stanąć na scenie i być jednym z głównych sopranów dramatycznych w teatrze. Jej głos był darem, ale technika – wynikiem długich lekcji, mozolnych ćwiczeń i starannie ukształtowanej przez słynny zimny chów Karamazovów dyscypliny. Nawet w tamtej chwili oddychała odpowiednio, oszczędzając powietrze i dobrze korzystając z jego zapasów, jakby zaraz na jednym oddechu miała wyśpiewać siedemdziesiąt trzy nuty. Śpiew operowy nie mógł być hobby, zajęciem po pracy: albo poświęcałeś mu wszystko, albo nic, co z pewnością potwierdziłyby La Stupenda i La Divina, najlepsze głosy tego stulecia (nawet, jeżeli Joan Sutherland potwornie grała). Iskra nie śmiałaby się do nich porównywać na tym etapie. Daleka była do osiadania na laurach; ćwiczyła, ćwiczyła i ćwiczyła, na zajęciach w PUMie i podczas prywatnych lekcji. To było jak z grą, tylko że tutaj to ciało było instrumentem: musiała kontrolować napięcie niemal wszystkich mięśni ciała, oddech, pracę przepony. Wciąż się uczyła, jak to harmonijnie łączyć z innymi sztukami, których scena od niej bezlitośnie wymagała.
Nie dostała więc swojej pozycji całkiem za nic, chociaż pieniądze i nazwisko zdecydowanie pomogły dostrzec władzom teatru talent panny Karamazovej. Nie narzekała jednak na cudowne działanie złota, dzięki któremu nie uginała się pod wrogimi spojrzeniami innych śpiewaków w garderobie. Nie musiała, gdy jej stanowisko było ucementowane Mefodiyevną.
Pan ojciec lubił powtarzać, że władza powinna leżeć w rękach ludzi, którzy wiedzą, co z nią zrobić – a Iskra wiedziała. Doskonale znała swoje możliwości, szła na skróty, kiedy mogła, otwierała drzwi dla gminu zamknięte jednym dźwiękiem. I to też przynosiło jej satysfakcję, chociaż nie brudziła sobie rąk jak Krzesimir. Czy to naprawdę było takie złe? Ona nie widziała w tym nic niepoprawnego.
Panna Karamazova nie odważyła uśmiechnąć się jak jej towarzysz. Nie była to żadna oficjalna okazja (ba, zakrawała niemal na swobodną), a mimo to Iskra jakby w ogóle nie wychodziła z roli córki nestora. Przy paniczu Wrońskim rzeczywiście mogła wydawać się starsza z tą nienaganną postawą i gładką powagą, wyrażaną nawet w uśmiechu: powściągliwym, zdystansowanym, prawie że beznamiętnym. Starsza – co najmniej o dwadzieścia lat.
Niegdyś pewien bezczelny Aristov z głupim, szyderczym uśmieszkiem zapytał, czy gorset nie ciśnie jej za mocno. Ciekawe, czy w głowie kucharza też już zakiełkowała podobna myśl (i zaczął już się obawiać, bo co, jeżeli ta choroba, o której plotkowano jeszcze jakiś czas temu, to kurze płucko?). Możliwe. „Wykapany ojciec”, tak o niej mówili, co uznawała za największy komplement, który można otrzymać – on był w końcu wzorowym Karamazovem, a jeżeli miał jakieś grzeszki na sumieniu (zawsze rozdrażniona zbywała Fyedkę, kiedy tylko napominał coś o ojcowskich historiach po kieliszku wódki; starszy brat czasami naprawdę ją tym denerwował), to perfekcyjnie zamiatał je pod dywan i ostro ucinał wszelkie plotki. Ale wystarczyło przydybać Iskrę w odpowiednich okolicznościach: podczas jazdy konno, gry na fortepianie albo śpiewu, aby zmienić co do niej zdanie choćby na trzy minuty. Wtedy była już „wykapaną matką” (taktownie przemilczmy fakt, że ta już od, zdaje się, jedenastu lat wąchała kwiatki od spodu przez chorobę, która trawiła także i córkę. Zdecydowanie to przemilczmy). Wciąż nie wiedziała, czy traktować to jak pochwałę, czy policzek.
Zawsze panicz może stać się dość dobry, gdy już osiągnie swój pierwszy cel — zasugerowała aksamitnym tonem. — Szkoda byłoby, by talent zmarnował się na kameralne wyścigi w gronie znajomych.
Wrońscy byli rodziną silnie sportową, znaną z sukcesów choćby w quidditchu, a dodając do tego ich liczebność: perfekcjonizm u Krzesimira jej nie dziwił. Nie podlegało najmniejszej wątpliwości, że zawzięcie rywalizował z bratem i kuzynami choćby właśnie podczas wyścigów konnych, czego wynikiem były wysokie umiejętności chłopaka.
Tak, choć pewnie przy paniczu uchodzę za miernego jeźdźca. Nie jestem w stanie wygrać ze starszym bratem w sprawiedliwej konkurencji, przyznam z pewnym wstydem. — O, o – coś jakby rozbawienie przecięło na chwilę tę maskę powagi. Błysk w oku, nieznacznie cieplejszy uśmiech, zupełnie tak, jakby Krzesimir nie rozmawiał, mimo pozorów, z lodowym posągiem.
Święto.
Krzesimir Wroński
Krzesimir Wroński
Tory wyścigów „Złota Podkowa” WPj0H3Z
Kaliningrad, Rosja
21 lat
błękitna
za Starszyzną
kucharz
https://petersburg.forum.st/t674-krzesimir-wronski#1329https://petersburg.forum.st/t778-krzesimir-wronskihttps://petersburg.forum.st/t770-zjedz-mnie#1850https://petersburg.forum.st/t905-beszamel

Sob 26 Sie 2017, 00:32
Być może rzeczywiście zapędy miał za bardzo proletariackie i pakował się w poglądowe skrajności. Może nasz Krzesio zwyczajnie się trochę zagubił w przedbiegach dorosłego życia i jeszcze się zastanawia, co myśleć. Może zażarcie walczy, by ostatecznie nie przegrać ze Starszyzną. Nie patrzy z żalem na dzielnie stawiającą czoła posiedzeniom, konfliktom i decyzjom nestorkę Ściborę – nie straciła wszak jeszcze serdeczności i zawziętości, które odziedziczył po niej w największym stopniu właśnie on. Wronie na dębie nawet pierun niestraszny. Cóż więc mogła grupka posiwiałych mężczyzn przy dębowym stole?
A mimo to jakby bał się i spieszył osądzać ich metody. Czy jednak nie okazywał się hipokrytą? Przecież to i tak podejrzane, że zaczął od razu w najlepszej restauracji, jaką mógł pochwalić się Petersburg… Że po zaledwie roku podawania gościom dań przeszedł do przygotowywania ich na kuchni, bezkarnego „ulepszania” przepisów znanych i lubianych od dziesięcioleci.
Szczerze powiedziawszy, nosiło go już coraz bardziej na swoje. Do nieograniczonej swobody twórczej, elastycznego grafiku, wreszcie – dumy z tego, co sam zrobił od początku. W osiąganiu celu nie mogło być nic złego, a im szybciej – zwykle tym szerszemu gronu można zaimponować. A o to wszak także im chodzi.
Imponować, nie szokować. O najmłodszym pokoleniu Wrońskich zaś mówiono jak na razie raczej niepochlebnie i Iskra, jeśli w ogóle, powinna poczytywać sobie jego mieszane uczucia co do jej podejścia jako dobry znak. Nie znali się w końcu zbyt dobrze; nie wiedziała, widując go na Turniejach Dynastii i tańcząc po jednym walczyku na wielogodzinnych balach, z których nic się nie pamięta (dlatego, że są tak nudne, a nie tak suto zakrapiane), że zaledwie przed dwoma laty jeszcze bardziej różnił się od ideału młodzieńca lansowanego przez arystokratyczne środowiska. Powinien być wysoki, przystojny, wyprostowany jak struna. Odzywać się rzadko, a jeśli już – to władczym tonem i głębokim głosem. Tymczasem Krzesio (wciąż nie całkiem gotów, by bezpowrotnie stać się wyłącznie Krzesimirem) mówił bez skrępowania swoim ciepłym głosem, a gdy go coś zawstydzi – na szczęście zdarzało się to rzadziej odkąd skończył szkołę – nie mógł powstrzymać potoku słów, zwłaszcza gdy będąc jeszcze kluseczką w okularach przyszło mu rozmawiać z dziewczętami. Panna Iskra nie wiedziała, że idąc po drodze do otwarcia własnej restauracji, wytrwale zmierzał także tą, na której końcu stał ten, kim powinien się stać, by przynieść nazwisku należny zaszczyt; chwycić w dłoń władzę, która rzekomo mu się należała, a na co kompletnie nie czuł się jeszcze gotowy. Być może obie te drogi miały się kiedyś połączyć, ale nie miał jeszcze takiego punktu w zasięgu wzroku.
Przed laty niemal do palpitacji serca doprowadzał kobiety w swojej rodzinie spotykając się z Polką niskiego urodzenia i śmiałych, można by rzec, wywrotowych opinii. O ile ich związek się zakończył, potrzeba nie całkiem kontrolowanych i zaplanowanych zachowań właściwych zwyczajnym młodym jeszcze nie do końca w Krzesimirze wygasła. Ale babcia, matka i siostry mogłyby już odetchnąć z ulgą, widząc go teraz, jak grzecznie konwersuje z panienką z dobrego domu, ba! jednego z najlepszych. Czyli jednak, mimo trzymania się z uporem pracy przy garach, wciąż się zmieniał.
- Liczę, że w przyszłości uda mi się jeszcze poprawić. – Iskra miała, czego chyba nie zauważył przedtem, bardzo przyjemny dla ucha głos. Nie studiował, nie chadzał do opery często, nie wiedział więc, jaką karierę sobie wybrała i że ładny głos jest jej nieodzowny. Wiedział jedynie, że gdy tak chwaliła jego osiągnięcia i deklarowała swoje zaufanie w jego umiejętności, wygranie nawet takiej gonitwy jak ta, na którą właśnie czekali, nie byłaby w ogóle problemem.
Może wprawiał ją w zakłopotanie? Byli wszak prawie nieznajomymi, a on tutaj z marzeniami wyskakiwał. Nie pilnował się, by mówić dostatecznie cicho i powściągać ekspresyjność swoich min. Podobno można było mu z twarzy czytać jak z elementarza, a ona siedziała nieruchoma i nieodgadniona. Dobrze, że chociaż „panienki” wciąż się trzymał. Gdyby mu się wymsknęło może by jeszcze zemdlała. Trudno było mu sobie wyobrazić ją taką na końskim grzbiecie, ale przecież był młodszym bratem Jadwigi Wrońskiej – wie dobrze, że od najbardziej wymuskanych i najbledszych panien ze słowiczymi głosami można oczekiwać, że są bardziej przebojowe, niż sugeruje ich wygląd.
- Panienki brat także ma spory talent – przyznał bez niechęci. Tylko na Niedamira zwykł się obrażać, gdy ten przybył na metę pierwszy. – A co do tej mierności – proszę wstrzymać się z wydawaniem podobnych osądów do dnia, w którym będzie nam dane wybrać się razem na przejażdżkę.
No i się zagalopował, chociaż to na torach konie miały się co dopiero rozpędzić. Nie zamierzał wcale sugerować jej, jakoby miał wobec niej tak niejednoznaczne plany. Miał na myśli jedynie niezobowiązującą próbę sił, rozrywkę, której propozycja wobec bliższych znajomych bądź krewnych nie byłaby żadnym afrontem. Ale z nią rzeczy wyglądały chyba nieco inaczej. Odchrząknął niemal niezauważalnie i skierował spojrzenie ku torom wyścigu. Szczęśliwie w tym momencie wybrzmiał strzał oznaczający początek gonitwy.
- Aha. Zaczynają – obwieścił, ale niepotrzebnie. Jego słowa zagłuszył odgłos kopyt bijących o ziemię.
Iskra Karamazova
Iskra Karamazova
I znowu pod wodą ginie. I znów cisza na głębinie.
Samara, Rosja
21 lat
rusałka
błękitna
neutralny
studentka instrumentalistyki, wschodząca gwiazda na operowej scenie, kompozytorka do szuflady, córka nestora (pełen etat)
https://petersburg.forum.st/t862-iskra-karamazovahttps://petersburg.forum.st/t870-iskra-karamazova#2514https://petersburg.forum.st/t867-krolewna-snieguhttps://petersburg.forum.st/t871-dargomyzski

Nie 27 Sie 2017, 01:16
Iskra nie znała wtedy Krzesimira bliżej – i może to i dobrze, bo wtedy pewnie źle by się to wszystko skończyło. Mówiło się często, że młodość ma swoje prawa, nastolatkowie muszą się wyszumieć, ale panna Karamazova starała się jak mogła, by nigdy nie wymknąć się konwenansom. Miało być zawsze perfekcyjnie, grzecznie, ładnie. Na początku pilnowała się dla ojca: żeby pochwalił (ha, dobre) i mógł być dumny ze swojej córki, tak jak był z Fyodora. Zawsze pękał z zachwytu, gdy tylko Fyedka odniósł sukces, nieważne, czy w Turnieju Dynastii, czy w karierze naukowej, podczas gdy najmłodszej latorośli potrafił nie poświęcić nawet spojrzenia. Iskro, nie teraz, jestem zajęty. Iskro, zajmij się czymś pożytecznym. Mhm. Iskro, porozmawiamy o tym później. Kochała swojego brata jak nikogo innego na świecie, ale trudno było jej ukryć zjadliwą zazdrość o ojcowskie względy. Na Peruna, oni nawet pili razem wódkę! Czarownica nie mogła sobie wyobrazić, by nestor Karamazovów odpowiedział na jej zaproszenie do Petersburga twierdząco (albo odpowiedział w ogóle, bo w zwyczaju miał przekazywanie informacji o swojej nieobecności przez jej rodzeństwo). Spełnianie większości zachcianek córy było właściwie jedynym dowodem na to, że Mefodiy zdawał sobie sprawę z istnienia kogoś jeszcze oprócz Fyodora, bliźniąt i jego młodej żony. I siebie samego.
Jako że koniec końców przypodobanie się ojcu przestało być wystarczającą motywacją, Iskierka znalazła inną, odleglejszą, a przez to skuteczniejszą: reprezentowanie swojej rodziny. Karamazovie byli w sytuacji różnej od Wrońskich, trudniejszej. Mieli, owszem, pokaźny majątek i zagrzane miejsce w Starszyźnie, ale od lat spychano ich na dalszy plan, podczas gdy rodzina Krzesimira stawała się coraz poważniejszym graczem w rozgrywkach o władzę. Z Wrońskimi się liczono, Wrońskich szanowano za mądrość, hołdowanie wartościom rodzinnym i okiełznywanie magii. Karamazovów się obawiano. Byli jak tygrysy na wolności: budzili niepokój, wyzwalali w dynastiach ukryte pokłady strachu o własne skóry (i terytoria). Z tego też powodu próbowano kijem zaciągnąć ich do otwartej klatki. W tej sytuacji można było albo zachować spokój i nie dawać im wymówek do tego, by napierali coraz bardziej, albo chlasnąć szczękami i połknąć kij razem z ręką, która go trzymała.
Iskra wybrała to pierwsze. Skandale, wywrotowe opinie, mezalianse – o tym nie mogło być mowy w jej poukładanym życiu. Zawsze chodziła jak w zegarku, działała perfekcyjnie jak dobrze zaklęty mechanizm, nikt nigdy nie musiał jej upominać. W latach szkolnych o swoją reputację dbała z taką pedantycznością, że wszyscy, którzy nie zasługiwali na opinię mechanicznych księżniczek i książąt, nie mogli liczyć na jej przyjaźń ani nawet na chłodną życzliwość. Otrzymywali co najwyżej zdegustowane spojrzenie i wymowne skrzywienie warg, i lekceważące prychnięcie.
Tak, wtedy z Krzesimirem by się zdecydowanie nie dogadała. Ale minęło kilka lat, zmienili się oboje. Ona złagodniała, przestała być taka surowa w swoich osądach. Spotulniała, powiedziałby ktoś – i wcale nie byłby daleki od prawdy, choć wciąż pozostawała skostniale konserwatywna, co zapewne w nowym tysiącleciu zostanie przechrzczone na przestarzałość. Panicz Wroński odszedł nieco od kontrowersyjnych poglądów, zapewne za sprawą nestorki i wieku, z którym przecież mądrości powinno przybywać. Dzisiaj Iskra uznawała go za trochę dziwnego, ale miłego chłopca, może nawet zasłużyłby sobie na miano uroczego, takiego, z którym można poprowadzić grzecznościową pogawędę i nie wynudzić się jak zwykle.
Z którym można udać się na konną przejażdżkę, ewentualnie.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć na to zaproszenie (czy nim właśnie było? Może źle to odebrała?) przez pierwszą chwilę. Dwie. Trzy. Gdyby się wsłuchać, pewnie usłyszało by się trybiki obracające się w jej umyśle. Analizowała to – pod kątem etykiety i ryzyka. Nie bez powodu przecież spotkań w cztery oczy raczej unikała, obawiając się, że stworzą one odpowiednią atmosferę do pytań… chociaż nie mogła wyobrazić sobie, o co takiego Krzesimir mógłby zapytać, że nie dałaby rady się wyślizgnąć.
Zebrała się już w sobie, by dać jakąś odpowiedź, gdy rozległ się donośny głos trąb. Skrzypnęły drzwiczki, zatętniły kopyta, w górę wzbił się tuman siwożółtego kurzu i sekundę zajęło Iskrze wypatrzenie swojego faworyta. Był, był, fioletowa dwójka, gnał po linii prostej, sprawnie prowadzony przez dżokeja, żadnego schodzenia do kanatu – jeszcze.
Panna Karamazova zerwała się z obitego aksamitem siedzenia i dopadła barierki, stając tym samym ramię w ramię ze swoim towarzyszem. Tak było lepiej widać. Zacisnęła kurczowo dłonie w koronkowych rękawiczkach na prostej balustradzie. Wypatrzyła też tego krzesiowego hanowera, trudno byłoby go pominąć. Leciał łeb w łeb z folblutem.
Już, zaraz, za chwilkę, już, już, już! Minęli kontrstartera!
Wstrzymała oddech z wrażenia i zerknęła (ukradkiem, miała nadzieję, że nie zauważy) na panicza Wrońskiego, by sprawdzić, jak przeżywał tę gonitwę.
Krzesimir Wroński
Krzesimir Wroński
Tory wyścigów „Złota Podkowa” WPj0H3Z
Kaliningrad, Rosja
21 lat
błękitna
za Starszyzną
kucharz
https://petersburg.forum.st/t674-krzesimir-wronski#1329https://petersburg.forum.st/t778-krzesimir-wronskihttps://petersburg.forum.st/t770-zjedz-mnie#1850https://petersburg.forum.st/t905-beszamel

Pon 04 Wrz 2017, 23:46
Trafili na przełomowy moment. Swojej młodości, kształtowania charakterów, planowania. I przełomowy moment dla magicznej Rosji – kończyła się kadencja starego Dumy, nie było spokojnie. Krzesimir obserwując fluktuacje sytuacji politycznej zrozumiał w końcu, że pora wrócić do wyznawanych z nabożną niemalże czcią zasad, które stanowiły fundament jego wychowania. Nie musiał zasłużyć na kieszonkowe ani na pozwolenie na wyjazd na letnie wakacje. Miał przed sobą znacznie trudniejszy obowiązek, który postawiono przedeń lekceważąc przywileje beztroskiego dzieciństwa – oto miał zapracować na dumę i zaufanie ojca. Świat miał pójść do przodu, otworzyć się na Zachód i jego śmiałe postulaty, a tak naprawdę nie zmieniło się nic. Starszyzna na przestrzeni minionego roku jeszcze bardziej zacieśniła swoje kręgi, nie zostawiając miejsca dla maruderów i nie oferując go przybyszom z zewnątrz. Krzesimir dostrzegał słuszność tego kroku, lecz nie do rozstrzygnięcia jest kwestia, jak duży udział ma w tym zrozumieniu i poparciu opinia Bogumiła Wrońskiego. Gdyby jego drugi syn (a tak Krzesimir nie znosił o sobie myśleć, choć przecież niezaprzeczalnie jest to prawda) sam miał się nad tym zastanowić, to przecież jemu było tak samo dobrze, gdy do Starszyzny należeli jeszcze Janashvili, Lazarevowie, Draculescu i Gardonyi. Nawet mimo konfliktów z jego rodziną zaszłych w przeszłości, teraz nie odczuwał, by im w jakikolwiek sposób szkodzono. W zasadzie osiągnął już punkt, w którym zasadnym jawiło mu się myślenie, że nic nie może już zaszkodzić pozycji Wrońskich w szeregach Starszyzny. Przez swoją liczebność i promowanie wielodzietności rodzin na przestrzeni pokoleń w większość starych dynastii  wżenił się kiedyś jakiś Wroński i załatwił, co trzeba. Muszą w końcu jako jedyny ród o polskich korzeniach reprezentowany w Radzie pokazać wszem i wobec, że Polak potrafi.
Potrafił wystrugać z drewna kanarka. Takiego, jakim oczom publiki jawi się Iskra Karamazova. O talencie kulinarnym z krzesiowej skromności tu nie wspomnimy, ale trzeba mu przyznać, że gdyby ktoś miał hipotetycznie okiełznać tygrysa, to tylko on ze swoim wyważonym charakterem rozjemcy i wieloletnią praktyką na własnych siostrzyczkach. Jeśli jednak miałby to być tygrys pod postacią dziewczyny z niewzruszoną twarzą, może mimo doświadczenia i najlepszych chęci, które nie opuszczały Złotego Chłopca Starszyzny, wyszedłby z tego starcia na tarczy. Zwłaszcza, że Krzesimir uczył się z niekoniecznie mądrym uporem wszystkiego naraz i podzielone nie po równo myśli nie nadążały za słowami, które nie straciwszy na szczerości, nie miały jeszcze pełnej rozwagi oczekiwanej od arystokraty. Na razie musiały wystarczyć idealne maniery przy stole, podczas uroczystości, ogólnie mówiąc – tam, gdzie Krzesimir czuł się obserwowany, oceniany i mierzony do roli następcy, o której mimo swoich „wyskoków” i ogólnie pojętej logiki, czasem rozmyślał. W końcu trafili na przełomowe czasy.
Pewnie powinien zatem raczej ją naśladować niż zastanawiać się, czy otworzy się tak jak on. Gdyby trwająca gonitwa nie zaprzątnęła całej jego uwagi, może by się zaniepokoił. Może dostrzegłby tygrysa, którego wcisnęła w białe rękawiczki i gustowną sukienkę. Którym zdecydowała nie być na korzyść własnych znajomości i korzyść wiekopomną, którą miała nadzieję przynieść nazwisku.
Dość to niewdzięczny los – tak się naginać według wskazań etykiety i domniemanych życzeń własnego ojca, byle zyskać jego uznanie, a po wszystkim wyjść z rodzinnego domu nawet bez nazwiska, które towarzyszyło jej przez całe dotychczasowe życie i stanowiło najwyższą wartość. Miała, podobnie jak już niedługo jego własna siostra, zrzec się go na rzecz obcego w zasadzie mężczyzny, w nagrodę zamiast uznania, które dostaje się synom, otrzymując może taniec z ojcem na początku weselnego przyjęcia. I podziwu godzien posag; taki, żeby można było fizycznie odczuć ulgę mężczyzny wydającego córkę z domu.
Mimo ciekawości, jak Karamazova poradziłaby sobie w siodle i braku oporów, by gościć nawet dalszych znajomych pod swoim dachem, Krzesimir żywił nadzieję, że pochopne i niedopowiedziane zaproszenie do kaliningradzkich stajni (które w pierwszej chwili wcale nie miało nim być) zostanie puszczone w niepamięć pod wpływem emocji towarzyszących obserwacji gonitwy. Wierzchowce, które wytypowali rzeczywiście szły równo i do ostatniej chwili nie można było rozsądzić, który pierwszy przekroczy metę. Dżokeje popędzali konie trzcinkami, a na niższych trybunach ludzie z kuponami w rękach wymachiwali papierkami i pokrzykiwali – im głośniej, tym więcej pieniędzy mogli wygrać na postawionym zakładzie.
Pierwsze, drugie, trzecie… Okrążenia zostały pokonane zbyt szybko, by móc nacieszyć się widokiem pędzących koni i łomotem kopyt, to zaledwie trzy minuty. Metę, ku zaskoczeniu Krzesimira, jako pierwszy przekroczył koń pełnej krwi angielskiej, którego obstawiła Iskra. Dżokej, który z nim zwyciężył zgubił bat tuż przed metą, a na twarzy miał plamy błota poderwanego spod kopyt.
Na trybunach rozległa się wrzawa – piski i okrzyki ucieszonych zwycięzców, oklaski, dało się nawet słyszeć przekleństwa. Mężczyzna stojący niedaleko Wrońskiego ukrył twarz w dłoniach zrozpaczony.
Hanower dotarł na metę na drugim miejscu.
Iskra Karamazova
Iskra Karamazova
I znowu pod wodą ginie. I znów cisza na głębinie.
Samara, Rosja
21 lat
rusałka
błękitna
neutralny
studentka instrumentalistyki, wschodząca gwiazda na operowej scenie, kompozytorka do szuflady, córka nestora (pełen etat)
https://petersburg.forum.st/t862-iskra-karamazovahttps://petersburg.forum.st/t870-iskra-karamazova#2514https://petersburg.forum.st/t867-krolewna-snieguhttps://petersburg.forum.st/t871-dargomyzski

Sob 09 Wrz 2017, 18:28
Kobiety nie powinny pchać się do polityki, dla Iskry to było jasne jak słońce. Nie powinny, przynajmniej oficjalnie – historia już wiele razy pokazała, że za pewną częścią wielkich mężczyzn stały wielkie żony, szare eminencje, wprawne manipulantki. Panna Karamazova nie czuła się dziś materiałem na jedną z takich osób; jej wpływ na losy Starszyzny ograniczał się do ciągłego przywoływania Fyodora do porządku. Był przyszłym nestorem, który zapewne w ciągu najbliższych dziesięciu lat obejmie realną władzę, starszym o całe dziewięć wiosen bratem – a czasami (zawsze) miała wrażenie, że panicz (!) Karamazov duszą jest jeszcze w Koldovstoretz i umawia się na schadzki pod diamentowym pomnikiem rusałki, tym na drugim piętrze. W wieku prawie chrystusowym wciąż latał za spodniczkami, nie szukał koniecznej dla dobra rodu stabilizacji, nie wypił białej polewki. Albo polewki jakiejkolwiek. Ta śmieszna wręcz sytuacja doprowadzała śpiewaczkę do szału, skrytego za chłodnym spojrzeniem i beznamiętnym grymasem, ale wyczuwalnego, gdy tylko rozmowa niespodzianie schodziła na tematy ślubów. Bo gdyby to od niej zależało… Nie zależało.
Tak samo jak jej życie. Panna Karamazova nie czuła się materiałem na szarą eminencję, ale dobrze była zorientowana w polityce dynastycznej; oprócz „Avoski” wnikliwie czytała „Tylko Prawdę” i „Novyi Mir”, a to uświadomiło ją, w jakiej sytuacji się teraz znajduje lepiej, niż zrobił to jej milczący ojciec. Iskierka przeczuwała, że w tak napiętym okresie nowe sojusze staną się priorytetem, byle tylko umocnić swoją pozycję, byle tylko nie dać się zepchnąć z podium, a od wieków najlepszym na to sposobem było małżeństwo. Wiedziała, że jej zaręczyny są bliżej niż dalej, a w kwestii wyboru męża nie miała nic do gadania, nawet gdyby postanowiono wydać ją za siedemdziesięcioletniego nestora Vankeevów – jej rolą było uśmiechnąć się i podziękować panu ojcu cicho, że jednak nie osiemdziesięcioletniego.
Dość niewdzięczny to los, rusałka mogłaby się z tym zgodzić. Była do niego przygotowywana, a nie czuła się na niego gotowa wcale. Nauczono ją jednak, aby strategiczne decyzje dotyczące swojej przyszłości przyjmować z pokornym spokojem godnym wzorowej arystokratki, jeżeli nie prawdziwym, to przynajmniej pozornym. Posłuszeństwo była winna pokoleniom przodków. I swoich potomków, rzecz jasna, również. Słowiańszczyźnie. Wszystkim.
Avito vivit honore – musiała bardzo dobrze rozumieć te słowa, żeby rodzina mogła ją naginać do swoich oczekiwań. Wszyscy z wyższych sfer ostatecznie to robią: chylą kark i przesuwają się po planszy w rytm melodii wygrywanej przez babcie i ojców.
Bo czy Krzesimir tak naprawdę się nie poddawał w końcu woli kniahini? Przełomowe czasy dla charakterów Karamazovej i Wrońskiego, ponownie: święta racja. Trudno jednak odróżnić cechy, które pojawiłyby się w nich tak czy inaczej, od tych ukształtowanych na potrzeby dynastycznych rozgrywek, tych wyrzeźbionych przez ręce na tyle wprawne, że owych zmian się po prostu nie czuje. Przyjmuje się je jako naturalną część siebie i w końcu ona naprawdę się taką staje, i już nikt nie pamięta, że wprowadzono ją sztucznie.
Może, gdyby nie nazwisko, Iskra byłaby tygrysem zupełnie jawnie. Może, gdyby nie odpowiedzialność za reputację familii, krzesiowa niepokorność posunęłaby się jeszcze dalej, zamiast powoli wyparowywać jak plama wody na koszuli Złotego Chłopca Starszyzny.
Może - a może to było jeszcze ich dojrzewanie?
Ale było nazwisko i była odpowiedzialność, nie było rozszalałego tygrysa, nie było buntownika. Tylko (aż?) dziwnie spokojny i ostrożny drapieżnik oraz poskramiacz.
No i wyniki wyścigu.
Mimika Iskry właściwie się nie zmieniła, gdy jej faworyt przekroczył linię mety. Kąciki jej ust drgnęły ledwo, ledwo, ostatecznie nie zmieniając się w triumfalny uśmiech. Nie ona siedziała w siodle, pomimo tego odczuwała błogą satysfakcję – jakby wygrała. Intuicja i tym razem jej nie zawiodła.
Karamazovie nie przegrywają, przypomniała sobie słowa nestora, nawet jeżeli nie było żadnego zakładu.
Przeniosła wzrok ze swojego faworyta na Krzesimira, przez krótką chwilę nie wiedząc, co powiedzieć. Czy etykieta przewidywała zachowanie dla tego typu sytuacji? Wyleciało jej z głowy.
A, tak.
To był dobry wyścigbo miałam racjęnie sądzi panicz?
Krzesimir Wroński
Krzesimir Wroński
Tory wyścigów „Złota Podkowa” WPj0H3Z
Kaliningrad, Rosja
21 lat
błękitna
za Starszyzną
kucharz
https://petersburg.forum.st/t674-krzesimir-wronski#1329https://petersburg.forum.st/t778-krzesimir-wronskihttps://petersburg.forum.st/t770-zjedz-mnie#1850https://petersburg.forum.st/t905-beszamel

Sob 09 Wrz 2017, 22:21
Może zamiast nieopatrznego zaproszenia na przejażdżkę, powinien dopilnować, by panna Karamazova trafiła kiedyś do zoo. Wśród klatek i hałasu może dostrzegłaby ostateczny dowód na to, że najgroźniejsze bestie mogą w końcu zgnuśnieć. Pazury mogą im stępieć, instynkt może osłabnąć – nawet nieoswojone stworzenia staną się z czasem niczym więcej od produktu wyliczeń hodowców, wynikami starannej selekcji.
A do tego to im obojgu już wcale, wcale blisko.
Jeżeli drzemał w niej tygrys, musiał chyba być porcelanową figurką. Niezaprzeczalnie wiernie wzorującą się na postrachu monsunowych lasów Indii, z zatrważającą starannością pomalowaną w paski i uformowaną w pozę zwierza polującego, ale wciąż tylko figurką. Jakżeby inaczej mogła pozostać tak perfekcyjnie nieruchomą i opanowaną, gdy wokół nie tylko szalał tłum, wydzielając bezkrytycznie udzielające się innym endorfiny, ale – przede wszystkim – odniosła zwycięstwo?
Porażka ubodła nieco Krzesimira, nie była jednak na tyle miażdżąca czy brzemienna w skutkach, by miał się tu teraz na panienkę boczyć. Nie umiałby zresztą wziąć sobie skądś urazy, gdy przez cały czas była taka… poprawna. Trudno wobec tak powściągliwej maniery poczuć cokolwiek.
A krzesiową twarz mimo wszystko zdobił szeroki uśmiech.
- Owszem – zgodził się z łatwością większą nawet niż ta, na którą pozwalało niewielkie znaczenie porażki. Łatwo było, choć Iskra nie starała się specjalnie (nie żeby mógł to dostrzec), przyznawać jej rację. A wyścig był udany nawet zupełnie obiektywnie – stwierdziłby to nawet znudzony widz kilka rzędów dalej, któremu nie sugeruje tego rusałka.
- Gratuluję. Trafnie wytypowała panienka zwycięzcę. – I tyle. Wypadało mu to powiedzieć, skoro już zaczął od pytania jej w ogóle o zdanie w temacie. Ma jeszcze czas, póki jej opinia przestanie się liczyć kompletnie. Póki mąż przestanie jej słuchać, a dzieci będą głuche na napominanie. Niech sobie ma swoje dwadzieścia lat i iluzję ważności swego zdania.
Zbrodnią wręcz byłoby jednak powiedzieć, że Krzesimir rozmawiał z Iskrą i słuchał jej odpowiedzi wyłącznie z litości nad jej losem… akcesorium?
Bajecznie drogiego, ale zawsze.
- Pozwoli panienka, że ją odprowadzę. – Nie wiedząc dokładnie, gdzie, ale nie miał wątpliwości, że gdyby wątła Karamazova miała sama przeciskać się przez tłum skończyłaby wygnieciona i poirytowana. Poza tym, idąc z nią pod ramię Krzesimir mógł także skorzystać z niewątpliwej zalety, jaką był jej delikatny zapach idący w kontrast dla aromatów końskiego doku dochodzących z toru i tytoniu z tanich papierosów bukmacherów. Czasem będąc przy koniach Krzesimir żałował swego silniejszego zmysłu powonienia.
I tak szli pod ramię, wolnym krokiem, stąpając ostrożnie. Ta ostrożność miała niedługo także wkraść się im w słowa i, co chyba jeszcze gorsze, myśli. Świat miał stać się bardziej oczywisty i, choć bardziej dostępny, gdy już wyzwolą się spod czujnej rodzicielskiej kurateli, to chyba też mniejszy.
Jak zatłoczone trybuny, kiedy już po wszystkim i liczą się przegrane pieniądze.

Iskra i Krzesimir z tematu
Sponsored content


Skocz do: