Mistrz Gry
Mistrz Gry

Wto 21 Lis 2017, 09:51
Pokój dzienny

Pełni funkcję typowego salonu, gabinetu oraz biblioteczki. Ściany pomalowane na biało ozdobione są plakatami muzycznymi i filmowymi oprawionymi w proste, czarne ramy. Pokój jest prostokątny, po prawej stronie znajduje się okno z widokiem na sypialniany balkon, przy oknie drewniane biurko na koziołkach, na którym znajduje się zielona, metalowa lampa, gramofon (z Unitry!), magnetofon i jedyna roślina w całym mieszkaniu – monstera. Ściana naprzeciw drzwi zabudowana jest do sufitu drewnianymi półkami na których znajdują się wszelkiego rodzaju książki, albumy i płyty. I jedno zdjęcie, w grubej, czarnej ramie, przedstawiające dziewięcioletniego Tetreau na spacerze z mamą.
W pokoju nie ma kanapy, są za to niskie i szerokie drewniane skrzynie pełniące funkcje foteli oraz kwadratowa pufa obita turkusowym welurem służąca Tetreau za stolik.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Pokój dzienny SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Wto 02 Sty 2018, 18:47

28.05.1999


Piątek. List od Pana Paradki dostała z trzydniowym wyprzedzeniem, tak jak się należy zresztą, wcale się nie zdziwiła. Schludnie, na temat, bardzo prostolinijnie, zaproszenie na kolację. Z początku bez większych wzruszeń wyjęła z szuflady pergamin i odpisała równie uprzejmy list potwierdzający obecność. Dopiero, głupia gąska, kiedy orzeł wyfrunął przez okno, ociężały umysł zajęty badaniami dodał jeden do jednego i dedukcja niemalże Vincziego Haliczka, dotarło do niej cóż może się kryć za tym rebusem piątek+kolacja+rsvp. Całe szczęście ze srebrianki przerzuciła się na ziołowe preparaty uspokajające i pociągając zdrowe łyki z podręcznego termosy spociła się nieco na myśl o odpowiedzialności jaką taki piątek może za sobą nieść.
Przecież nie można pójść z pustymi rękami, tak nie wypada. Kocioł w głowie podsuwał na przemian to prezenty przydatne, to eleganckie, to zupełnie zuchwałe i bardzo w stylu książek romantycznych, których całopalenie odbyło się przecież w zeszły notabene piątek. Aparat? Książkę? Może jakiś obrazek? Może talon na pocałunki i masaże? Pąsowiejąc na samą myśl o różnych takich bzdurnych prezentach przyszło jej tylko odliczać dni.
Stojąc na progu Tetrowego mieszkania trudno było poznać po niej czy się jakoś specjalnie przygotowała - w rzeczywistości wzięła aż dwa dni wolnego w pracy, cały dzień zastanawiała się czy założyć ten zestaw w kolorze słomkowym czy stare złoto, choć oba miały czarną lamówkę i w półmroku sypialni wyglądały niemal identycznie, to ten pierwszy miał trochę szersze klapki garsonki i to była ważna sprawa, czy pan Paradka woli takie szersze klapki czy raczej te wąskie co szyje wydłużają. Gdyby tę szyję było widać pod tą koszulą z wysokim kołnierzem pod brodę zapiętą, ale nie, przecież no włosy musiała związać ciasno, w pantofle eleganckie wbić się bo jak inaczej w gości, perfumy wybrać - tym razem sprawdziła flakon trzy razy nim się nimi polała. Później pół dnia myślała nad prezentem i tak teraz stojąc, strojna niczym poborca podatkowy, chociaż, uwaga, po drodze z jabłoni spadł jej kwiat we włosy, maj czas pięknie kwitnących drzew, prawie celowo jako ozdóbka tego hebanu lśniącego, trzymała w rękach niewielki pakuneczek.
Podniosła rękę, odzianą oczywiście w rękawiczki z miękkiej skórki, kótre Godunova nosiła niemal wszędzie na zewnątrz - nie tyle z elegancji co z obrzydzenia, nie lubiła bowiem dotykać poręczy, framug, drzwi, klamek i generalnie niczego co było miejscem publicznym. Ludzie byli z reguły obrzydliwymi brudasami, a ona miała przecież dobrą wyobraźnię. I stała tak, zawieszone w tej chwili, między pukaniem, a uciekaniem, trzymając ten pakunek - elegancki ale nie nazbyt elegancki, zawinięty w brązowy papier, ekologicznie i bardzo klasycznie, skrywał pudełko zawierające kuszącą bieliznę z czarnej koronki. Saskia lubieżna kocica, jestem ciekawa kiedy osiągnie ten stan mentalny by rzeczywiście odważyć się na taki prezent, oczywiście w pakunku była rzecz mniej ekscytująca, chociaż zależy dla kogo, bo płyta winylowa Carlosa Santany, Abraxas, staroć całkiem bo to jeszcze lata 70. Słyszała kiedyś Godunova Santanę w kawiarence i bardzo jej się spodobał, więc może, no nie wiem, panu Paradce też się spodoba. Albo wcale nie. Na dwoje babka wróżyła.
W końcu puka, choć nie bez stresu. Darz bór, Saske.
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Pokój dzienny Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Sro 03 Sty 2018, 23:46
Rolada szpinakowa z łososiem. Twaróg, gałka muszkatołowa, sok z cytryny, koper, pieprz. Bakłażan zapiekany z pomidorem i parmezanem. Bazylia, oregano, oliwa z oliwek, sól, cukier, szczypta niesprawiedliwości, że Saskia to będzie jadła, a inni mogą tylko przeczytać.
Miał być ratatouille, ale ten bakłażan w końcu w inne formie się Tetrociniemu zamarzył, zatem postanowił, że na nicejskie specjały czas jeszcze przyjdzie, bo wszystko wskazywało na to, że mu tak szybko ta Pani Godunova nie ucieknie, a przynajmniej tego by sobie życzył. A skoro już od dziwnego wieczoru dziesięć dni wstecz zdążyli trzy kawy, dwie w zasadzie, jedną lemoniadę, wspólnie wypić na mieście pomiędzy obowiązkami szybko, szybko, bo praca nagli, to chyba się dobrze zapowiadało.
Czy nie?
Tetreau tak dawno nie randkował, że można by w zasadzie powiedzieć, że wcale, bo ponad dziesięć lat temu z panną J. to się wszystko zupełnie inaczej toczyło. Nie był już chłopięciem przecież, a i Pani Godunova zbyt dojrzałą kobietą była, by ją zaprosić na frytki. Chociaż, gdyby sam te frytki dzisiaj zrobił, w piekarniku proszę ja ciebie, z jakąś przyprawą może ziół tajskich, to nie byłoby w tym nic złego, absolutnie.
No i co tam dalej? Bo za mało pyszności się pojawiło.
Horchata z ryżu białego i migdałów. Cynamon i skórka grejpfruta, cukier i wanilia. W lodówce, bo to na zimno, kostki lodu się jeszcze wrzuca przy podaniu, te też już ma gotowe.
A półka obok stoi butelka wina różowego, bo im słodsze i lżejsze tym chłodniejsze powinno być. A wino to akurat z miasta rodzinnego, a tak, jakby jednak miała ochotę sobie Sasenka wstydu narobić.
Poza tym inny alkohol nie pasował, bo do dań delikatnych winno się pić równie delikatny alkohol. W zasadzie to jeszcze miał prosecco, ale nie przepadał, więc sobie stało i czekało na odpowiednią okazję, osobę i posiłek. Albo, że je po prostu w inne ręce przekazać, jakiegoś miłośnika win wytrawnych.
Ach i co jeszcze, mus kakaowy z sorbetem z limonek na deser. Kakao gorzkie, żeby za słodko nie było, chociaż to tak niewiele zmieni koniec końców.
To był bardzo dziwny miesiąc, zaskakujący i Tetreau dalej nie był pewien czy w pozytywny, czy negatywny sposób i czy powinno się to w ogóle określać. I czy się powinno w tej sprawie całej grzebać, bo ostatecznie Tetro był pewien dwóch rzeczy. Chciałby dowiedzieć się więcej o:
- Almach z Kirgistanu.
- Saskii Godunovej.
Kolejność przypadkowa, chociaż nie przeszkadza nic w upieczeniu dwóch pieczeni przy jednym ogniu. Ogniu hehe. Bo ten akurat w majowym sercu Tetrociniego zapłonął żywo.
No, zdarza się najlepszym. Ale to chyba tak jest, jak się przed czymś bronisz nogami i rękami to i tym bardziej spadnie na głowę w jakiś śmieszny sposób, chociaż na tą dwójkę relacja o zabarwieniu romantycznym runęła w najbardziej pokraczny sposób z możliwych.
Ale to nic, bo okno w pokoju na oścież otwarte, tak ciepło, miło, Dave Brubeck w tle zaraz najpewniej Santanie miejsca ustąpi, po drodze przez kuchnię przejść trzeba, a w niej pachnie tak pięknie, aż szkoda wychodzić.
Jedna ze skrzyń naczyniami już zastawiona, nie chciałby oczywiście, aby gość na ziemi siedział, chociaż on zamierza, ale na Panią Godunovą pufa turkusowa czeka. Poradzi sobie, młoda jest. Chociaż w tej spódnicy ciasnej i koszuli to może jej być niezbyt wygodnie.
Tetreau to w zasadzie, niespodzianka, wygląda również tak, jak zazwyczaj. No spodnie ma, pasek ma, koszulę też, tą samą, co w labiryncie, chociaż rękawy podwinął to ostatni guzik jest na swoim miejscu.
Drzwi otwiera, uprzejmie się wita, proszę, zapraszam. Kiedy drzwi zamyka dolatują do niego te perfumy, co to je trzy razy sprawdziła i na pewno jaśminowe nie są, ale i tak pięknie pachnie i cała w ogóle jest piękna, chociaż pozornie taka jak zawsze, jak ją każdego dnia świat widzi, schludna profesjonalistka, tylko ten kwiat taki powiew szaleństwa, hoho. Hoho.
No, to ten.
Proszę, proszę bardzo, do pokoju, tego, co się do niego z kuchnioprzedpokoju wchodzi, aha no i jeszcze czego się pani napije, bo jest to, to i to.
A tak w ogóle to całkiem ładna scena obyczajowa, aż niepokojące, bo nigdy nie wiadomo, w którym momencie coś pierdolnie.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Pokój dzienny SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Czw 04 Sty 2018, 12:17
Uwaga, to ja zdradzę sekret, to była Sasy pierwsza w życiu randka i na prawdę kupiła magazyn dla nastolatków, by przeczytać artykuł o tym co się na randkach robi. Autentyk. W kosmopolitanie niestety był tylko obszerny wywiad z jedną z magicznych aktorek i dziesięć porad jak schudnąć do wakacji, ale filipinka nie zawiodła - pierwsza randka i z czym to się je! Spięta w sklepie niczym matka kupująca gazetki dla swojej córy, zawiodła się oczywiście okropnie bo co w tym artykule, że kontakt wzrokowy utrzymać, ale nie za bardzo, że za ręce się trzymać, ale nie za bardzo i na koniec się oczywiście pocałować. Rzuciła szmatławcem w kąt, bo już takie robiła z Panem Paradką rzeczy, że trzymanie rąk i pocałunek w policzek to były wyzwania niższego targetu. No ale fakt faktem, kolejny pierwszy raz, gratuluje Tetro, czy zacząłeś już prowadzić jakiś dziennik?
Wrota się otwierają i nie ma już dylematu, nie wypada uciec z krzykiem, chociaż taką ma przez chwilę ochotę chwycić za klamkę i zamknąć je jeszcze na chwile, bo już serce koziołka fika, gdzie moje ziółka. Wita się, kiwa uprzejmie głową, prezent wręcza, brakuje rąsi, kwiatka i buziaka, jak zawsze w pełni oficjalnie jakby była co najmniej w pracy albo na kolacji z prezydentem USA i wchodzi do mieszkania przepełnionego aromatami takimi, co to się Godunovej chyba jeszcze nie zdarzyło wąchać. Fun-fact, w dzieciństwie jadła generalnie mięso, a od czasu studiów żywi się byle czym złapanym w drodze, czasem ciastkiem, bo Pani Godunova to kocha rzeczy słodkie taką miłością, jaką alkoholik ostatnią butelkę whisky no i czasem te eliksiry wzmacniające, jak nie ma czasu jeść, rzadko kiedy restauracje, a już o gotowaniu pyszności w domu to nie ma mowy bo w zasadzie to w jej lokalu zagospodarowanym na pokraczne mieszkanie to kuchni nawet nie było. Smutne lecz prawdziwe. Oczy się jej więc zaraz otwierają szerzej i zerka z ciekawością w stronę tej kuchennej przestrzeni, może da się coś podejrzeć, co tak pachnie egzotycznie bo ja nie wiem czy ona wie co to może być horchata albo ratatouille. Ma ochotę odrzec, daj coś pić mokrego bo szłam tu na piechotę, tak też przecież było, przyszła tu na piechotę, ale tak się po chamsku do drugiego człowieka to jej nie zdarzało odzywać więc z wdzięcznością przyjęła cokolwiek, nie bacząc nawet na to, czy to przypadkiem nie to zdradzieckie wino, bo to serwując można obstawiać śmiało nie "czy" coś pierdolnie, a "kiedy". I wszystko ogląda, bo to mieszkanie niby proste takie, a nie przyrównując jakieś tysiąc razy bardziej ciekawsze od marmuru. Tylko, że marmuru Saskia nie rozpatrywała jako mieszkania, to było jej miejsce pracy i spania i to nawet smutne, bo chyba od czasu wyjazdu z domu to nigdzie nie czuła się u siebie. Zaczynam rozumieć z każdym postem coraz bardziej, dlaczego taka z niej socjalna dzikuska, serio. Zatrzymuje się przy skrzyniach i zaraz wstyd się jej robi, bo nie przyszło jej do głowy, że tu może inny klimat kolacji miał być, a ona jak stróż na Boże Ciało bibliotekarka na awansie, co za hańba w ogóle bo przecież mogła zapytać w liście jakie obowiązują stroje i czy na pewno nie wieczorowe, ale wszystko da się przetrwać, Saskia wie o tym najlepiej. Każdy dzień bycia nią to jak wyzwanie.
Składa się jak miarka drewniana, taka majsterska, na pufie, nogi lekko na boczek i patrzy czy się gospodarzowi prezent podoba, bo to też poważna sprawa. Można tak zaprzepaścić dobre imię i stracić twarz nieudanym prezentem wchodzinowym, że już nie da rady godności uratować. Co prawda, gdyby tak spojrzeć wstecz, to jego prezentem wchodzinowym była plama krwi na leżance - więc jakby nie patrzeć, chyba i tak wychodziła zwycięsko.
 - Od dawna Pan mieszka w Petersburgu? - zagaja, w końcu, ona też chciała Pana Paradę poznać i przynajmniej nauczyć się nie gapić na niego jak krowa w malowane wrota. Karuzelę niezręczności czas zacząć!
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Pokój dzienny Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Pią 12 Sty 2018, 13:41
Wiesz co Sasenko, się nie przejmuj, że ty z panem Paradą już całkiem sporo materiału przerobiłaś, przynajmniej się nie ma czym już denerwować, tylko pozaliczać te punkty z listy, które drobniejsze są, a wcale nie mniej istotne. No powiedz sama, czy sprzedałaś ostatnio papapanu P. w policzek niewinnego buziaka? A to taki miły gest.
Może ona jemu nie, ale on jej tak, kiedy do pokoju po chwili wszedłszy za prezent dziękuje tym buziakiem i oczywiście wymienia Brubecka na Santanę, klimat się zmienia odrobinę, a brzmi tak, że przy Santanie to nic innego za bardzo nie można, tylko się cieszyć życiem i chwilą, bo takie błogie są te gitarowe szarpnięcia, kiedy już rozbrzmiewają nie tylko w pokoju, w mieszkaniu całym i przez otwarte okno wylatują, do uszu sąsiadów docierają, aż pewnie zazdroszczą, ale chyba im do głowy nie przyjdzie, że dzisiaj to u niego dla odmiany poważna randka się dzieje, bo przecież aromatycznymi potrawami zawsze u niego pachnie a i ciężko, by utworów dobrych nie puszczał pan redaktor.
I oczywiście, no oczywiście, że się prezent podoba, ale Sasa to się chyba już o zaprzepaszczenie wizerunku martwić nie powinna? Jakby nie było tak z zewnątrz patrząc to na nim powinna bardzo złe wrażenie wywrzeć, a że się inaczej podziało to już sprawa tetrowej głowy, cholera go tam wie, demona jednego, bo taki jednak chłop ułożony, ale każdy swoje węgielki czarne myśli z tyłu czaszki ma. Już nie oceniajmy, skoro przebrnął przez tą warstwę zdarzeń niepokojących skupiając się na równych marginesach to jego sprawa. I pani Godunovej.
Do kuchni wraca, no naleje jej tej horchaty, tylko ostrożnie pani doktor, bo to mokre owszem, ale zimne, tak się składa, że ten specyfik to najlepiej na zimno smakuje. I sobie też, chociaż w zasadzie to zaraz pewnie jeszcze to wszystko co upichcił, bo porządna z niego gospodyni domowa, prawda.
- Sześć lat. – Odpowiada, napój jej podając i przecież halo, żadna to niezręczność, a przynajmniej dla niego, bo jeszcze sprawa jest taka, że Sasa nie wie do końca, że się tak na niego jak krowa gapi przez przyłożniczą przypadłość. A Tetreau z kolei to bardzo by chciał, żeby patrzyła tak pomimo tego. No i tu się problem rodzi, to jest właśnie rzecz, która szybko i mocno może im w te buzie randkujące wybuchnąć, ale nigdy nie wiadomo kiedy i czy w ogóle. Czy coś innego się nie posypie. Na przykład fundamenty budynku i wszyscy zginą.
Chociaż to stosunkowo nowe bloki.
Jeszcze raz się wraca do kuchni, przynosi te łakocie ze sobą i tak strasznie zazdroszczę znowu, ale przynajmniej oni tam nie mają pysznego pasztetu z batata, który upiekłam wczoraj i dobrze im tak.
Siada na ziemi, zabiera jedną z poduszek, pod plecy kładąc, gdy się o biblioteczkę opiera, długie nogi przed siebie wyciąga, borze jakie to musi być problematyczne takim być wielkim człowiekiem.
- Ale po drugim roku w Rosji miałem kryzys, trochę chciałem wracać do Nicei, trochę jechać dalej, ale ostatecznie zostałem. Po trzecim uznałem, że już nie muszę, świetnie się dogadywałem z ludźmi, a po czwartym żal było wyjeżdżać, bo to już jednak cztery lata. – A potem nagle spłynął piąty i szósty i Tetreau nie zauważył nawet, że to tyle już czasu w tym Petersburgu siedzi.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Pokój dzienny SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Sro 17 Sty 2018, 05:02
Jak ten cmok na sasy policzku ląduje to co innego fikołka robi, bardzo by pani Gdnva chciała wiedzieć, czy nadejdzie kiedyś taki dzień, że nie będzie dostawać histerii w towarzystwie mężczyzny. Nawet, przyznam, że nie myśli o jakimkolwiek mężczyźnie tylko bardzo konkretnie, że chciałaby nie dostawać palpitacji w towarzystwie Tetreau. Nie wie przecież wcale, że te migotanie komór i przedsionków to niekoniecznie tylko dlatego, że ona taka nieobeznana w temacie, ale wydaje się, że papan Parade niespecjalnie przymierza się do zdradzania swoich sekretów. Z tej dwójki widać ewidentnie, które ma lepszy instynkt przetrwania, Sasie zachowanie tajemnicy olejków amorycznych zajęło może trzy minuty i już. Po wszystkim. Herbata rozlana. Pan Tetro dalej idzie w zaparte.
Przyjmuje grzecznie drinka, zaglądając w szklankę, a pachnie ta horchata tak niesamowicie, że się miesza z tym wspaniałym Sinatrą, z panem Parade uśmiechniętym lekko i tak się zawstydza jakoś, jak mała dziewczynka i płakać jej się chce, boże, z jakiego to powodu, Saskia, nie rób wstydu nie płacz. Już Tetro musiał z Tobą przez męki drogę krzyżową, jak teraz będziesz płakać to koniec.
- Nicea. - powtarza cicho, uśmiechając się lekko. Alpy, Lazurowe wybrzeże. Miejsca w które zawsze chciała jechać dzieckiem będąc, książki podróżnicze czasem czytając pomiędzy opasłymi tomidłami lekarskimi. Kiwa lekko głową, no tak, tak, proszę kontynuować, usta w horchacie zanurza, na wszystkich bogów jakie to dobre, w pana Paradkę wpatruję się coraz bardziej miękko i ciepło.
- A co Pan studiował? Dziennikarstwo? - kontynuuje myśl przysłuchując się jego słowom. Już wcześniej podczas drugiej chyba wspólnej przerwy na herbatę zdążyła się dowiedzieć, że on w radiu przesiadywał i wcale jej to nie zdziwiło bo miał taki głos i taką manierę mówienia, że by go mogła słuchać bez przerwy. Jak zazwyczaj wady wymowy strasznie porządnicką panią Godunovą wkurwiały, tak egzoryczny akcent jedynie dodawał jego słowom uroku. Saskia za Petersburgiem nie przepadała, ale lubiła swoją pracę. Poza tym, cóż, teraz to i tak nie mogła się wyplątać z pajęczyny tego miasta, bo projekt parł przed siebie już samoczynnie, młody Odrowąż robił się coraz bardziej rzetelny, badania przynosiły zaskakująco dobre rezultaty i wkrótce prawdopodobnie zaczną szukać Pacjenta Zero do pierwszego transferu. Ponadto wiązała ją umowa z Yaxleyem z której wolała by się bokiem nie wyślizgnąć, bo angol mimo, że prezentował się nienagannie i miał bardzo przekonujący uśmiech, to cuchnął czarną magią, a Saskia przeciwko takiej nie miała zbytnich atutów.
Pochyliła się lekko, wspierając łokcie na kolanach.
- Miałabym do Pana prośbę. Pytanie w sumie. - zagaja znienacka i choć głos zdaje się jej stabilny to mimo wszystko policzki trochę pąsowieją, borze, Sasa, rumienisz się od samego nachylania w jego kierunku, dobrze, że nie chichoczesz i rzęsami nie trzepiesz- Czy użyczyłby mi Pan jakichś swoich... dresów? - to być może najtrudniejsze zdanie jakie musiała wypowiedzieć w przeciągu ostatnich kilku lat, ale poszło nieźle, tylko płatek nosa drgnął jej nieznacznie, plus ten uśmieszek, że ja nie wiem, czy ona tak na serio, ale chyba na serio bo prostuje się lekko i rozgląda, że na tej skrzyni siedzi, a pewnie chętnie by przycupnęła na poduszce, na ziemi, jakoś tak bardziej w klimacie tego miejsca i Tetreau jako człowieka tylko w tej spódnicy wąskiej to by mu majtami musiała po oczach świecić no a tego już by nie przeżyła. Poza tym – kto wie, może dziś nie ma majtek?
To chyba te migdały, jak nie migały to ja nie wiem co. Tylko się zapytała i już, wzrokiem ucieka gdzieś bo to takie było niesamowicie bezpośrednie z jej strony i w sumie trochę niegrzeczne, domowe dresy to sprawa bardzo osobista, ale dr Gdnva proszę ja Ciebie ćwiczy z panem Tetrocińskim bycie normalnym człowiekiem, więc jak przy rozciąganiu i rozgrzewce należało czasem nagiąć własne normy, żeby sprawdzić czy świat wybuchnie, czy ten budynek rzeczywiście pierdolnie i zrówna się z ziemią.
- Nie chciałabym nadużywać jednak gościnności. - oznajmia, no bo nie byłaby sobą gdyby wystarczającej ilości uprzejmości, dziękujów i przepraszamów nie padło na jednostkę miary czasu jaką sobie dziś wybiorą.- Więc tylko jeśli to nie problem.
To co Tetro, problem?
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Pokój dzienny Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Pią 19 Sty 2018, 15:48
Nie płacz, no nie płacz, bo to dopiero będzie niezły twist i Tetro zgłupieje, no bo czy to wina jego, czy coś zrobił, czy uczulenie ma pani doktor na nabiał, a on głupio nie zapytał i teraz tych medalionów z twarożkiem nie zje? Tyle opcji, borze tyle opcji, także niech ona nie płacze, choć raz niech spokojniej będzie dla odmiany od tych wszystkich wątków zjebanych i w życiu chaosu takiego, że olaboga, chyba to nie jest zbyt wysokie wymaganie?
Płacz to dopiero być może, jak się pani Gdnva o tej krwi demonicznej tetrowej faktycznie dowie, a póki co to się nie zapowiada, chociaż cholera wie, nigdy nie wiadomo, czy się zaraz jakaś tragedia nie stanie i pozamiatane.
Im dłużej to na jaw nie wychodzi tym gorzej, jak z wszystkim prawie, ale chyba jest to już ten etap, kiedy się nie tyka gówna z nadzieją, że się to jakoś rozejdzie wszystko, że się samo rozwiąże, albo minie termin ważności niusa.
Upija łyk horchaty spoglądając na panią doktor i uśmiecha się po chwili, chociaż to akurat wcale nie do niej, ale do tych słów, do wspomnień może. Dziennikarstwo? Bogowie, nie. Po prawdzie większość ludzi z branży, z którymi miały kiedykolwiek większą lub mniejszą przyjemność pracować nie miała wykształcenia dziennikarskiego. Tych z dyplomami mało było, może potem, niektórym już długo w redakcjach siedzącym się zamarzyło, żeby wieczorami lub w weekendy pochodzić na zajęcia, ale większość rezygnowała, bo umówmy się, na tym polu najlepsza nauka zawodu to praktyka.
Kręci zatem głową.
- Historię sztuki. – To akurat chyba żadne zaskoczenie, skoro wszelkie wydarzenia kulturalne leżą w polu tetrowych zainteresowań. I nic nadzwyczajnego, przecież to pasuje do niego jak do lodów polewa.
- I zakładam, że pani jest po medycynie. – Ludzie pokroju Sasy to nie bardzo się mogą zasłonić kreatywnością na polu zawodowym, ciężko po pielęgniarstwie byłoby zacząć operować ludziom krzywe przegrody nosowe. Kiedy się tak Sasa nachyla do niego, to w górę głowę zadziera i kiwa głową na tę prośbę, słucham panią, borze jak uprzejmie, jak miło. I nagle dresy.
W istocie jest to prośba niecodzienna, zwłaszcza na, ekhem, randce i to takich dwóch jednostek jak Saskia i Tetreau, nic też dziwnego, że w pierwsze chwili nie odpowiada, bo mózg musi przetrawić informację, ale potem się pani Gdnva już trochę plątać zaczyna, coraz więcej słów wypada, należy niezwłocznie powstrzymać tę karuzelę niezręczności.
Odstawia na skrzynię swoją szklankę i znowu się uśmiecha, a teraz tak serdecznie, że nic tylko mu ciasta upiec, masz chłopcze wszystkie są dla ciebie.
- Niewygodnie pani. – Stwierdza bardziej, nie pyta, ale nietrudno się domyślić, skoro ona taka w tych swoich bibliotekarskich garsonkach.
- Jeżeli o mnie chodzi, pani Godunova, to może pani nawet bez odzienia tutaj siedzieć. – Ty, ty. Ty nicponiu ty.
Wstaje i rękę pani doktor jednak podaje, coby i jej zwlec się z pufy pomóc, no bo może jak się raz w materiał zapadła w tych swoich ubraniach-kokonach to sobie nie poradzi bez utraty odrobiny godności.
- Aczkolwiek rozumiem, że mogłaby się pani czuć skrępowana. Proszę. – Proszę pani Godunova, proszę za nim. Szafę ma w sypialni, więc z powrotem przez pachnącą kuchnię i drzwi na lewo. Zapala światło i do drzwiczek białych podchodzi, zastanawiając się chwilę co by jej dać, żeby to z tych cztery razy mniejszych od jego bioder nie spadło.
Sasa ty to też jesteś wiesz, akrobatka. Ledwo w gości przyszła już się do sypialni pakuje.
Ubrania stanowią tylko 20% zawartości szafy, jeśli nie mniej, reszta to rzeczy typu pościele, ręczniki, stare sprzęty, liczne dokumentacje, narzędzia, bo kto ich nie ma i wiele innych pierdół, do których się zagląda raz na rok, ale podczas przeprowadzki nagle zajmują najwięcej kartonów.
- Szczerze powiedziawszy nie mam wielu ubrań i we wszystkich pani utonie, ale to powinno się nadać. – Te jedne spodnie z dresu, które są na najniższej półce, bo nigdy się ich nie nosi z powodu przykrótkich nogawek. Kiedyś oczywiście pasowały, ale potem jakoś się skurczyły no i masz. Czekają tak, aż nie będzie wyjątkowo nic innego do założenia w zimę. W pasie nawet sznurek mają, takie są. A koszulka, jak to koszulka, bardzo zwykła, prosta, tetrowa koszulka. Kładzie ten idealnie złożony zestaw na łóżku i prostuje się, spoglądając na swojego gościa, znowu na parę sekund pozwalając sobie na chwilę ciszy i spojrzenia po prostu.
- Jest pani piękną kobietą, pani Godunova. – Szybkim gestem nawet rękę podnosi i muska kciukiem policzek sasowy, hoho, sobie pozwolił na komplementy, bo przez te trzy ostatnie spotkania krótkie na mieście to przecież nic. Tylko uśmiechy, chyba raz tylko ot, idąc obok dłoń jej trącił.
- Zostawię panią. – Jak na kulturalnego mężczyznę przystało nie będzie jej przecież odbierał tej prywatności, niech się w spokoju przebierze, nawet wychodząc z sypialni drzwi zamknie, full szacunek prawda.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Pokój dzienny SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Wto 30 Sty 2018, 00:31
Są takie sekrety co z czasem przestają być ciężkie, wiesz, takie, że już sprawa przedawniona machnie się ręką i e tam. Tylko czy ta akurat tajemnica się w tej dziedzinie zamyka, no tu się zaczynają schody ale co się będziemy na zapas martwić jak im tu teraz tak dobrze i milutko. Tak normalnie jak w sumie dawno żadnym naszym postaciom co?
Chwyta Saskia dłoń Tetrową aż ją dreszcz przechodzi, bo wiadomo, ona nie chwyta nikogo za dłonie i generalnie ogranicza z ludźmi kontakt fizyczny do minimum, to tylko bakterie i zarazki, większość ludzi to straszne brudasy, na przykład rąk nie myją z toalety wyszedłszy, ale papan Paradka ma takie dłonie mięciutkie i się wpatruje w tył jego głowy jakby miał zamiast włosów miliony małych aniołków o pyzatych buźkach, tak się uśmiecha do tej potylicy. Strzała amora mówią, pozamiatane. Gdzieś to bez odzienia przemyka bezszelestnie po jej czaszce, łaskocząc lekko niczym ta apaszka ześlizgująca się z szyi w labiryncie z żywopłotu, ciekawe, że akurat takie porównanie, akurat takie wspomnienie, Godunova pąsowieje i całe szczęście, że już nie są twarzą w twarz tylko idą gdzieś bo mógłby Tetro przerazić się, że się zakrztusiła drinkiem taka się gwałtownie sino-czerwona zrobiła. Ale wdech wydech zaraz to opanujemy.
- Po medycynie. - przyznaje. Właściwie dwóch kierunkach, robiła je prawie jednocześnie, ale nic w medycynie nie było ciekawego. Ona sama nie uważała doktorstwa za jakieś wielkie powołanie, wręcz przeciwnie, niejednokrotnie zdarzało jej się tkwić w czarnej rozpaczy po zmarłym pacjencie rwąc z głowy włosy i w brodę plując sobie jakim była nieudacznikiem i trzeba jednak w tym Kazarmanie było, jak wszystkie kobiety, zostać żoną, a nie próbować uciekać.
Mieszkanie nie jest duże, ale i tak rozgląda się jak turystka bo wszystko tu jest ciekawsze niż w jej bezpłciowym pustym domu nie-domu. Kiedy się wagonik odłącza od składu i pan Parada idzie do swojej szafy Saskia dłonie składa bardzo profesjonalnie, zatrzymując się tuż za progiem z uniesionym podbródkiem niczym dworna dama albo matka oceniająca czystość jego sypialni, tyle, że to taka poza domyślna, nie żeby oceniała czy tam pod łóżkiem jakieś skarpety się nie walają - była za bardzo zajęta przyglądaniem się i słuchaniem Tetreau. Spędzanie z nim czasu na tak małej przestrzeni, czasu, który nie był z góry ograniczony jak popołudniowe herbatki 'na godzinkę' ani nie był jasno sprecyzowany 'robimy to i to' zdawało się dla niej taką akrobacją, że odwiedzanie sypialni przy pierwszej lepszej okazji było betką. Zresztą staropolskim obyczajem to chyba powinien ją oprowadzić po chacie i jej pokazać wszystko kończąc na 'a tu jest łazienka' czy coś, nie? Przynajmniej na Podlasiu tak robią. Patrzy więc jak Tetrocini z szafy wyciąga jakąś koszulkę i spodnie i przez chwilę przygląda się im z uprzejmym uśmiechem jakby kompletnie zapomniała po ko chuj tu przyszli i na co on jej te ciuchy wyjął i tak się patrzą na siebie w milczeniu z uśmiechem po prostu, tak bardzo normalnie i po ludzku, aż on tę rękę unosi i Saskia jak trącony palcem królik cała podskakuje dzikuska. Przełyka ślinę.
- D-dziękuję. - chrząka, już, że się przy nim jąka to zaczynała się przyzwyczajać, on zresztą też chyba musiał przywyknąć, że kobiety tak przy nim durnieją. Dziękuje za komplement, za te ubrania, może za to, że zostawi ją teraz samą dżentelmen taki i jak tylko drzwi za sobą zamyka rozplata Godunova węzeł palców złożonych na podołku i łapie się gwałtownie framugi tocząc szalonym wzrokiem po tej miłej sypialni.
Przeżyłam!
Siada sobie najpierw na krawędzi łóżka, ale zaraz wstaje i siada raz jeszcze bo fajnie sprężysty materac, tylko ona nie po to tu, żeby materac testować. W sumie gdyby nie była sobą mogłaby takie peep show zrobić konkret bo przygotowana była przecież zawsze, szpilki zdejmuje z nóg, garsonkę rozpina, wszystko aż do tej bielizny pod kolor, aż do tych pończoch na pasku, aż szkoda dresy na to zakładać pani Godunova, no ale zakłada spodenki - mimo dobrych chęci i tak za długie, koszulkę wdziewa i wciska do środka za pasek, zaciąga sznurek u gumki i stoi tak jak ułom na środku tej sypialni bo, uwaga, nigdy nie nosiła dresów, a już na pewno nie po domu (po domu nosi się seksi szlafroczki, wiadomo). Ostatni raz miała na sobie odzienie sportowe na drugim roku studiów na zajęciach wychowania fizycznego i były to krótkie spodenki i top do gry w koszykówkę. ie była zbyt dobra w kosza, ale przy wzroście Paradki śmiało można było założyć, że on w koszykówkę akurat niczym Jordan.
Wygładza koszulkę, wygładza spodnie, zmarszczki wyrównuje tam gdzie koszulka wkasana za pasek i na tyle schludnie na ile może wyglądać w dresie z tymi włosami związanymi ciasno i ubraniami złożonymi w kostkę na krzesełku koło szafy otwiera drzwi do salonu czując się niemal jak uczestniczka łabędziem być przed odkryciem swojej nowej, piękniejszej siebie.
- Proszę mi wybaczyć ale niestety nie dobrałam stroju do okazji. Wydaje mi się, że w tym będzie mi wygodniej. Przepraszam za kłopot. - mówi uprzejmie, zamykając za sobą drzwi.- Tak, ukończyłam medycynę, choć... - zawiesiła się na chwilę bo tutaj powinna dodać coś w stylu "zawsze marzyłam o byciu astronautą" czy coś, cokolwiek, ale Saskia przecież nigdy nic poza medycyną. Nigdy. Nic. Aż do teraz.- ...wydaje mi się, że tak historia jak i sztuka są znacznie ciekawsze. Medycyna jest kierunkiem obowiązku, niesie za sobą ciężar odpowiedzialności. Trudno było mi znaleźć w niej przyjemność. - czekaj czekaj, czy ona się tak rozgadała by ukryć jaka jest zawstydzona, że tak bez garsonki i koszuli zapiętej pod szyję? A to Ci numer, dawaj Sasa, może go zbajerujesz historyjkami tak, że się nie zorientuje.
Przysiada na jednej z poduch i ucieka gdzieś wzrokiem. No szesnaście lat, przysięgam. Może nawet mniej.
Sponsored content


Skocz do: