Idź do strony : 1, 2  Next
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czw 24 Sie 2017, 17:37
Salon

Parter jest dosłownie dwoma pomieszczeniami na krzyż. Salon, który wciąż skrywa w sobie duszę dawnej świetności, szare ściany porośnięte gipsowymi ornamentami pokrytymi miedzianą patyną, miękki dywan, światło wpadające przez wysokie okno na jednej ze ścian. Na środku stoją dwa obite welurem meble, kanapa i leżanka, między nimi niski stolik z kilkoma pozbawionymi duszy przedmiotami i bezdenny kufer czający się w kącie. Centralne miejsce jest paszczą zawsze wygasłego kominka, po bokach którego są dwie pary drzwi. Jedne do magazynku pełnego specyfików, drugie na wąziutką, spiralną klatkę schodową, prowadzącą na piętro.

Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Salon Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Nie 05 Lis 2017, 22:21

04.05.1999

Czy ty nie możesz. Choć raz w życiu. Wrócić do domu jak normalny człowiek? Absolutnie bez żadnego uszczerbku na zdrowiu, bez żadnej przygody?
Tetro. Czy ty nie możesz zacząć się teleportować po prostu z radia do mieszkania i tyle? Usprawiedliwiasz się sam przed sobą tymi wymówkami na pocztę muszę iść, dzisiejszy wieczór takie piękny, miałem kupić knot w pasmanterii.
Dźwięki suną za tobą, rozciągając się jak świeża guma, osiadają ci na płatkach uszu, na czubku głowy, spowijają powieki i tak strasznie, strasznie ciężko ci się skupić na drodze. Zaciśnięta na ramieniu dłoń chyba już skamieniała, taka jest blada i wcale jej nie czujesz, jak ręki nieboszczyka, samo ramię lewe prawie jest już bezwładne i daje o sobie znać tylko w momencie gdy nie mogąc nad własnym ciałem ciężkim zapanować, więc opierasz się o ścianę, na sekund parę, które wcale ci ulgi nie przynoszą tylko ból okropny. Tetro, chłopcze, że też żadna nicejska położna przy twoich narodzinach nie odradziła matce wyrzucić cię w cholerę, przynajmniej każdy miałby spokój.
I ty i te ogniki, które ci teraz tańczą przed oczami.
I pani doktor, której znaleźć nie możesz. Chociaż ktoś cię przecież do Marmuru wpuścił. A może te drzwi otwarte były? Skrzypiały? Nie pamiętasz. Ważne, że na Mahala bywasz zbyt często, ale przynajmniej wszędzie masz blisko. Gdzie cię nie napadną tam cię naprawią.
W głowie ci się kręci. Potrzebujesz wody.
- Prze-przepraszam? – Popychasz rozchylone do salonu drzwi wsuwając się do pomieszczenia niemalże cichaczem, od razu podpierając ścianę i wzrokiem zamglonym wodząc po ciemnym pomieszczeniu. Byłoby prościej, gdyby jedynym źródłem światła nie była blada latarnia uliczna, która swoim słabym światłem chciała też uraczyć salonik. Ale tylko jedno oko do pomocy ma. Gdyby chociaż coś w kominku dogasało.
Musisz przyzwyczaić wzrok do ciemności. Musisz przyzwyczaić wzrok do czegokolwiek.
Może byś jednak zlokalizował dzbanek z wodą, bo od zwilżania koniuszkiem języka suchych warg sobie nie pomożesz, Tetro.


Ostatnio zmieniony przez Tetreau Paradé dnia Pią 01 Gru 2017, 00:33, w całości zmieniany 1 raz
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Salon SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Wto 07 Lis 2017, 15:55
Niewyraźne dni, tygodnie, miesiące, wszystko bezbarwne, bez smaku. Niekończące się godziny w pracy, niekończąca się epidemia smoczej grypy, wysypki, podrażnienia, ciągłe kichanie skrami. Czyraki, wypadki, lekcje nauki o zapobieganiu. Przerwa na kawę. Bandaże, operacje, więcej wysypki, kolejny pacjent, z dziurą w brzuchu, łapie kiszki i śmieje się, że się w oberży pobił z cyganem i nie umie zaleczyć rany, ale przecież będzie dobrze, hehe nie? Nacisk szarej codzienności wyparł niemal zupełnie pracę nad jej dziełem życia, nie mogąc znaleźć żadnych chętnych na badania skupiła się jedynie na przebudowie piwnicy, dostosowaniu jej do wymogów prowadzenia testów. Yaxley umiał znaleźć robotników nie zadających pytań, choć nie zdziwiłaby się wcale, gdyby szybko zrezygnowali ze zlecenia, kiedy już dotrą jej słoje wielkości dorosłego człowieka, jak i wszystkie przyrządy do sekcji. Z drugiej strony - była lekarzem, a lekarzy mało kto pytał o szczegóły badań. Zwykle wystarczyła zbolała mina i kilka skomplikowanych terminologii w łacinie, by rozmówca zrezygnował z wgłębiania się w szczegóły. Nie mogła jednak pozbyć się z ramion uczucia zawodu, porażki, nic nie szło po jej myśli i nawet nowa dostawa książek nie wyciągała jej z podłego samopoczucia.
Było jedno wyjście.
W bezpiecznych czterech ścianach swojego domu leżała w sypialni na zimnej posadzce, otulona szlafrokiem z lejącej się, granatowej satyny. Pusta fiolka po eliksirze poturlała się już jakiś czas temu pod łóżko, a jeden z wymyślonych przez nią specyfików tańcował w żyłach skocznym oberkiem. Miękka linia sufitu gięła się i drżała, jak pajęcza sieć szarpana skrzydłami wplątanej weń muchy.
- There goes my heart again... - zanuciła niskim altem, przewracając się z pleców na brzuch i ręką sięgając po walającą się opodal książkę- All this time i thought we were pretending...
Kolejna bezsenna noc na wszelki wypadek, w snach czają się te twarze, pokos grypy, dłonie wykręcane z bólu, nigdzie nie prowadzony licznik dziennych zgonów, który jednakże miała uczepiony głęboko w czaszce. Nie lubiła sypiać, lubiła mocną kawę z rana i eliksiry wzmacniające, nie lubiła snów, lubiła przygotowywane przez siebie preparaty, które sprawiały, że noce były czarne i spokojne, albo te, które rozleniwiały wszystko pozwalając odpocząć bez konieczności spania.
"... miał dłonie szerokie, o czym zdawała się zapomnieć przez te wszystkie, niekończące się dni rozłąki. Mimo to, wpadając weń jak w otchłań, to te dłonie, palce, chwyciły ją w objęciach czułych i słodkich niczym ich pierwszy pocałunek. I choć życia już popołudnie, jest cudnie, jest cudnie..."
Przewróciła kolejną kartkę kiwając się na łokciach, kiedy jakiś hałas do niej dotarł z Salonu. Było coś ledwie po trzeciej, zmarszczyła brwi, no chyba nie miała zapisanej wizyty na tę godzinę?
Z trudem podniosła się wpierw na kolana, robiąc miny jak z cyrku, by opanować trzaskające niczym rażone prądem mięśnie twarzy i chwyciwszy się pewnie poręczy powoli ruszyła schodami w dół. Jedyną osobą, która mogła przyjść do niej o jakiejś nieludzkiej porze był Onegin, któremu jakaś klątwa właśnie wysadziła wątrobę, albo ścięła białko w oku. Parsknęła do siebie, myśląc jedynie przez chwilę o tym, że uratowała mu życie więcej razy niż on sam zdawał sobie z tego sprawę i ręką miękką jak guma zgarnęła z twarzy włosy (które zaraz opadły jej na drugą twarzy stronę).
- A proszę bardzo. - chrząknęła, w półmroku nie widząc jeszcze, że jej gość to wcale nikt znajomy nie jest. Poprawiła uparcie rozplatający się szlafrok, przecież tak się nie godzi w rozchełstanych szmatach do pacjentów przychodzić. Po raz kolejny palcami z waty spróbowała związać włosy w typowy sobie kok.
- Siadaj. - miała wrażenie, że kolana działają jej w drugą stroę, jak łabędziowi (albo gęsi, ale wolała łabędzia) kiedy powoli przeszła do magazynku i wróciła z kuferkiem będącym jej apteczką w przypadku nawiedzeń przez Ernesta. Wsparła się dłonią pod bok marszcząc brwi i próbując wydedukować od kiedyż to Onegin nosił okulary.
- A pan to kto. - bąknęła czując, jak jej się kropki w naćpanym umyśle rozjeżdżają.
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Salon Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Czw 09 Lis 2017, 18:07

Dni, miesiące, lata, bez smaku, wszystko takie samo. Niekończące się godziny w pracy. Wszystkie identyczne, przerywane bliźniaczo podobnymi sytuacjami, tak samo zabarwione spojrzenia na korytarzu, mniej lub bardziej opanowane gesty, niemalże jak w zegarku wychodzą zza rogu te same twarze, anonimowi przechodnie, których Tetro nie zna, ale jednak trochę tak. Patrzy ponad ich głowami, patrzy poniżej, skupia wzrok na szarości, na czerwonym świetle, na nowym szyldzie, świeżo zawieszonym w miejscu, gdzie kiedyś była knajpa z takim dobrym spagetti. Ze szpinakiem i serem pleśniowym. Już nie ma starych stołów, mrukliwego kucharza ani makaronu.
Wspomnienia rozciągają się w głowie jak Dalida lecąca odwrotnie proporcjonalnie do prędkości hipersonicznej. Wszystko jest spowolnione jak próba biegu w trakcie snu.
Tylko w takich sytuacjach jak ta spokojne tempo upływu czasu Tetro zatrzymuje się nagle. Nawet nie przyspiesza, tylko czeka, aż wszystko wróci do normy. Częściej jednak się tak zatrzymuje niż mogłoby się zdawać, częściej się pakuje w kłopoty, a raczej los go pakuje, bo gdyby to od Tetro zależało to poruszałby się z punktu A do punktu B w linii prostej bez żadnych przystanków.
Widać nie tylko jemu się to nie udaje, bo pani doktor również slalomem się porusza. Powinien na to zwrócić uwagę. Zwrócić i zawrócić od razu, pożegnać się, przeprosić, poszukać jakiegoś szarlatana dwie uliczki dalej, ale cholera ich wie, może oni wszyscy tak tutaj.
Ale ledwo zerknął na kobietę, toteż posłusznie wszedł i jeszcze posłuszniej usiadł, uprzednio jednak marszcząc brwi i rozchylając suche wargi z niesłyszalnym co?, ale nie ma się co zastanawiać nad manierami o tej porze.
Pod ręką, a nawet pod dupą akurat była leżanka, toteż na niej się umiejscowił i nie puszczając swojego ramienia wodził wzrokiem rozgorączkowanym za panią doktor, chociaż niewiele był w stanie rozróżnić, prawdę powiedziawszy. Gdyby go ktoś zapytał jak wyglądała to nie potrafiłby powiedzieć nic poza no, takiego wzrostu, unosząc swoją rękę mniej więcej na poziom, w którym kończyłaby się sasowa głowa. Ale spokojnie, nikt i tak by go o to nie zapytał, bo po pierwsze nie wiedziałby o żadnej lekarskiej wizycie, po drugie chuja wszystkich Tetro obchodzi.
- Paradé – Przedstawia się nazwiskiem i na tym najpewniej skończą się ładnie wypowiadane przez niego wyrazy, bo pomimo tak długiego w Rosji już pobytu swojego gardłowego r nie pozbędzie się nigdy.
Nie przeprosił za późną porę, co zrobiłby na pewno, gdyby trochę odetchnął, ale nie mógł się teraz zupełnie skupić na szczątkowych chociaż manierach.
No i co? Odezwałby się i wyjaśnił po jaką cholerę w ogóle tu przyszedł i co z tą ręką ma, ale siedzi taki zgarbiony, prawie dwa metry niedźwiedzia, kukając zza okularów na panią doktor.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Salon SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Sob 11 Lis 2017, 02:09
Manierami? Panie Paradé, toć pan włamywacz i stręczyciel napastujący biednego lekarza w chwili jego tak rzadkiego wolnego czasu i Pan "Co?" bezgłośnie szepczesz na brak ukłonów i uprzejmego "W czym mogę panu pomóc" ?
Może i mieszkała na Mahala, jednak odwiedziny w środku nocy zazwyczaj uosabiały się w jednym pacjencie, który płacił jej poważne pieniądze, za bycie dostępną dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie była to też Hotynka, gdzie sztab lekarzy był gotów ratować życia niezależnie od pory czy okoliczności. Trafił tu, bo bóg raczy wiedzieć czemu, ale z racją się nie minął bo to akurat ten lekarz, który by pół życia i obie ręce oddał za zdrowie choć do powołania jej daleko. Stoi tak więc i patrzy się na niego, jak on z tym wzrokiem zmęczonym na nią zerka zza szkiełek i lampią się wzajemnie przez chwilę nie za długą, lecz wystarczającą by z niego wraz z krwią uciekło trochę życia.
Normalnie zareagowałaby szybciej, w końcu zawód tego wymaga, w kilka chwil raz raz sprawa załatwiona, rachunek wyślę, dobranoc. Teraz niestety, Tetro, Ty niezmierzony szczęściarzu, trafiłeś na lekarza o nietrzeźwym umyśle i daj boże gdyby chodziło o alkohol. Nope.
- Parrrradé. - przeciąga to r próbując w nieumiejętny sposób powtórzyć tę zgłoskę romantyczną i jakiś chichot jej bulgocze w gardle, szybko jednak go przełyka, nim wypadnie na światło dzienne (albo nocne). Podniosła palec, po czym zmarszczyła brwi i opuściła go. Przyjrzała się trzymanemu w ręce kuferkowi jakby widziała go po raz pierwszy w życiu po czym zakomunikowała do siebie "To nie jest Ernö." i znów udała się do magazynku. W uszach szeleścił jej dźwięk piór ocierających się o siebie, była łabędziem, ptakiem, miała ochotę ramiona rozłożyć szeroko i machać nimi aż odfrunie gdzieś daleko od tego życia. Do cudzego życia, innego, któregoś z książki najlepiej - jednej z tych ukrywanych w kufrze w kącie pokoju.
Wychyliwszy się na powrót z magazynku podeszła bliżej szezlonga usilnie próbując mieć minę poważną, jednak wyglądała na wpół-zdziwioną, wpół-Frodo Baggins dźgnięty w plecy przez zdradliwą pajęczyce Szelobę. Podparła się pod boki przyglądając Tetrowi ze zmarszczonymi brwiami, w myślach powtarzając sobie, że już nie jest sama we własnej sypialni i trzeba się wziąć w garść bo tu człowiek jakiś jest na przeciwko, patrzy się i przecież przyszedł tu po coś (nikt przecież, nigdy w życiu jej tu nie odwiedził ot tak, bez powodu) ale myślenie było takie trudne. Uniosła ponownie palec, jakby znów coś wymyśliła, jednak nie, szybko zrezygnowała, nie wyglądał na dziada żebrzącego. Powoli, Saskia, od góry do dołu. Włosy ma w porządku, wydają się miękkie, nie, nie wyciągać ręki, żeby ich dotknąć, oczy chyba też, jakieś zamglone, może go gorszy widok Sasy w szlafroku, zaraz się poprawia szybko, zawiązując w kubraczku ciaśniej, policzki, jakieś blade, może to gorączka? Gorszopryszczka nie daj boże? Pochyla się nieco, chociaż robi to zupełnie nieświadomie, z każdą sekundą przyglądania się panu Paradé, coraz bliżej jego twarzy i kiedy się orientuje już cała przestrzeń to jego twarz, cały świat to jego twarz, a jej własne policzki nabierają nieśmiało koloru truskawkowego kremu na torciku urodzinowym czterolatki.
Chrząknęła w końcu lokalizując jego palce zaciśnięte sztywno na ramieniu, jakby to miało w czym pomóc na ten mały wężyk krwi wyślizgujący się gdzieś spod ubrań jak magiczne źródełko spod ziemi i otwiera oczy szerzej, chcąc wykrzyknąć "A więc to tak!", na szczęście tego nie robi.
- Jest pan ranny! - rzuca za to błyskotliwie i zaraz gniewnie marszczy się na twarzy - Co pan nic nie mówi, tylko siedzi i patrzy się! - prycha odwracając się zamaszyście i rozglądając się za swoją różdżką. Dalej dalej mózgu Godunovej, trzeźwiej, bo tu zaraz Ci pacjent kolejny zejdzie i nie będzie, że to Hotynka. Do domu Ci przypełzł biedak, a Ty, kretynko, ćpanko wybrałaś, zamiast być na nogach. Powinnaś była być na nogach, czujna i gotowa. Zawsze.
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Salon Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Sob 11 Lis 2017, 03:14
Coraz bliżej jest Saskii twarz, coraz bardziej się Tetro do tyłu odchyla i chociaż z początku zniósł jej twarzy do niego się przybliżanie, to na pewnym etapie zaczął się cofać aż o mały włos położyłby się na szezlongu i tak już został, bez pola do ucieczki. Na szczęście się pani doktor zatrzymała. I od razu kieruje w jego stronę wyrzuty. To coś nowego zupełnie, bo zazwyczaj gdy ludzie mają mu coś za złe to chichoczą, a dyplomatycznie próbując wyłożyć kawę na ławę czerwienią się i pocą. Gratulacje dla Sasy, że jej się na nope-alkoholu udało Tetro upomnieć.
- Chyba mam gorączkę. – To dlatego tak się nie odzywa, I chyba nic dziwnego kiedy się na tę jego ranę bliżej spojrzy. Przecież taki z niego rozum racjonalny, tak twardo po ziemi stąpa, tak konkretnie chce każdą zagwozdkę rozwiązać, a tu proszę. Zapomniał języka w gębie i to wcale nie wina sasowego szlafroka.
Wierz mi, Sasa, nie takie rzeczy widział. Sobie przypadkiem nie narób nadziei, bo na niego takie zagrania nie działają od nigdy (niemalże). Tetro żeby zwrócić uwagę pilniej na jakiegoś osobnika płci żeńskiej musiałby spełnić dwa warunki. A raczej dwa warunki musiałyby być spełnione niezależnie od niego.
Po pierwsze koniecznie byłby świadom tego, co się dzieje dokładnie z sekundy na sekundę (w chwili obecnej nie kwalifikuje się).
Po drugie obiekt potencjalnego zainteresowania nie wykazywałby zupełnie zachowań romantycznych w żadnym wypadku (jw. - rozchłestany szlafrok)
(i toto, co to Saskia zażyła)
- Postrzał. – Wyjaśnia, na wypadek, gdyby do niej nie dotarło, siadając na szezlongu głębiej. I głębiej i głębiej, aż trafią na blokadę w postaci swoich zgiętych stawów kolanowych, już się dalej nie przemieści, już dalej nie ucieknie.
A mógł do Hotynki.
I nawet mu do głowy nie przyjdzie w tym cierpieniu, jak sobie dobrze pani doktor z jego przyłożniczą aurą radzi, a normalnie byłby przecież pod minimalnym, najmilimalniejszym, jednoprocentowym wrażeniem, że znosi tą atmosferę niemalże nie drgnąwszy. Ale potem by sobie przypomniał jak się bardzo zbliżyła i chuj trafiłby podziw dla sasowej siły woli.
- Dobrze się pani czuje? – Bo nie wygląda. Źrenice takie ma ogromne i nawet ludzie, którzy reagowali na niego stanem oszalałym nie mieli takich wielkich. Nie chciałby mieć na karku nieznajomej lekarki ani spapranego ramienia. To może jednak do tego szpitala. Siebie i ją zabrać.
Szkoda, szkoda, że wam przyszło w takich warunkach się poznać, przecież ani jedno ani drugie się tak nie zachowuje na co dzień. A teraz dzieciaczki z tego wychodzą, naćpane lekami lub sytuacjami krasnale nienadające się do życia w towarzystwie. Tetro się tak nie zachowuje w świetle dziennym. Ale nie wie, że ty Sasiu, też nie.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Salon SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Sob 11 Lis 2017, 04:49
Och na pewno, gdyby Sasa widziała, na jakimś sekretnym nagraniu, jakże to się też zachowuje twarzą twarz z pacjentem to by ze wstydu umarła - póki co nikt nie zainstalował jej w domu ukrytych kamer, a ona sama nie miała tyle trzeźwego rozsądku by takie rzeczy w ogóle rozpatrywać na skali możliwych do zaistnienia. Różdżka to w ogóle gdzieś jej się ukryła, a mózg bezsilnie próbując sprzęgać porozrzucane witki neuronów tylko w boleściach płacze widząc, jak Saskia pod poduszki zagląda, pod schody, nawet do kominka. Co też to ciało robi, jak się mu pozwoli, to ja nawet nie.
- Postrzał! - prycha ponownie. No przecież widzi, że postrzał, ale zanim użyłeś tego słowa to nie umiała nazwać tej rany w żaden sposób inaczej jak otwór wlotowy b umysł nie potrafił odszukać w pamięci odpowiedniej terminologii. W końcu odnalazłszy swoje narzędzie pracy odwraca się równie zamaszyście co wcześniej, celując nią prosto w Tetrowe czoło. Od tych pół piruetów aż cała się poczochrała.
- Tresko. - i zaraz im obojgu się robi trochę lepiej. Gorączka powinna spaść, a i używanie zaklęć zawodowych jakoś mobilizowało mózg do powrotu na normalny tor, choć stan w którym była daleki był od codzienności. Kto wie, może mieszając swoje specyfiki, mające na celu zmieniać ludzkie wspomnienia, właśnie wynalazła lek na przyłożnicze i rusałcze wdzięki? A może mózg rozbuchany fantazjami o romansach widział potencjalną (niespełnioną również) miłość wszędzie, toteż zachowywanie pozorów niewzruszonej normalności pozostawało działaniem na porządku dziennym.
- Oczywiście, że nie. - odpowiada z gracją i powagą, przewracając oczami. To takie trudne pytanie, czy on chce wiedzieć jak się czuje obecnie? Czy generalnie. Czy może w stanie narkotycznego uniesienia? Albo w jego obecności? Na wszystkie powyższe i tak odpowiedź brzmi 'nie' więc tak też kręci głową. Wraca by siąść koło swojego niespodziewanego pacjenta i odgania ręką jego zaciśniętą kurczowo dłoń. No już już, nie przesadzaj, aż tak źle to nie jest - myśli sobie. Krvoizep dodaje cicho, przystawiając różdżkę do rany, by zatrzymać krwawienie.
- Proszę się rozebrać. - ho ho, pani doktor, co to za rumieniec, jakby pani nie widziała nigdy nagiego mężczyzny, a ten to nawet do końca nagi nie będzie bo tylko topless, a i tak pąsowieje i robi jej się dziwnie gorąco. Marszczy więc brwi w pełnej ignorancji wachlując się dłonią nieświadoma co takiego się dzieje, zwalając winę na jakieś skutki uboczne środka zmiękczającego wspomnienia.- Tylko do pasa! - dodaje szybko, tak na wszelki wypadek, bo już gdzieś w tle z tyłu umysłu rozbłyski świadomości jak gwiazdy strzelają ostrzegawczo, migocząc na czerwono i niebiesko.
Powoli, powściągliwym gestem, bardzo dokładnie i starając się ignorować gumowatą konsystencję własnych palców, zgarnia wszystkie włosy do tyłu, przygładzając je pedantycznie i zwija w ślimak, po czym związuje po raz kolejny tego wieczora. Szepnęła na dłonie zaklęcie odkażające, przyzywając z piwnicy zestaw małego chirurga. Teraz to będzie trochę nieprzyjemnie, ale może dostaniesz lizaka i znaczek dzielnego pacjenta.
- Dlaczego... ma Pan ranę postrzałową? - próbuje zachować jakieś szczątki profesjonalizmu, chwytając się przebłysków trzeźwości. Jeśli jest jakimś zbiegiem, bandziorem i uciekinierem powinna chyba uważać co mu mówi i robi. Z drugiej strony to nie tak, że jakimś bandziorom i zbiegom nigdy w życiu nie pomogła, więc to szukanie wątpliwej moralności jest trochę nie na miejscu, pani Mengele.- Czy ma Pan alergie na zaklęcia znieczulające? - to raczej mało prawdopodobne, ale wszystko w jej głowie w chwili obecnej brzmi jak pomysł genialny i żadne pytanie nie wydawało się być głupie.- Jaki jest pana ulubiony zespół? - nawet to. Zajrzała do pudełka z narzędziami chirurgicznymi, jakby tam mogła znaleźć odpowiedź.
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Salon Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Nie 12 Lis 2017, 15:11
Chodzi tam i z powrotem i krząta się po tym salonie, a Tetro tylko wodzi za nią wzrokiem jak szczenię za właścicielem, który na pewno szuka przekąski. I szuka przecież tej przekąski żeby się ze szczeniakiem podzielić. Chociaż Tetro nie jest tak zniecierpliwiony i podekscytowany jak szczenięta. Prawdę powiedziawszy nie jest wcale, po prostu skupia się na ruchomym obiekcie i znowu się uchyla, kiedy przed nim Sasa robi piruet, z który wyrzucono by ją ze szkoły baletowej i przez sekundę Tetro ma wrażenie, że pani doktor nie złapie równowagi i runie jak długa.
Zamiast tego dostał tylko płachtą szlafrokową w twarz, przez co automatycznie przymknął powieki i gdy je już otworzył poczuł jak temperatura jego ciała wraca do normy. I o wiele łatwiej mu się skupić na sytuacji.
Wygląda gorzej, niż mu się zdawało, bo z świeżo odzyskaną zdolnością do jasnego myślenia widzi na własne oczy, że w istocie, pani doktor to się dobrze nie czuje. I wcale nie uważa, aby był powodem tego sasowego zachowania. Z takim impetem Sasa siada obok, że Tetro automatycznie przeskakuje dziesięć centymetrów w bok. Gdyby byli w kreskówce odskakiwali by tak na siedząco i doskakiwali do siebie przez kilka dobrych sekund, a szezlong nie miałby końca. Towarzyszyłaby temu skoczna orkiestra i ikry wypadające im spod dup.
Ta dłoń zaciśnięta, to mu chyba zdrętwiała, dlatego z takim oporem pozwolił się zobaczyć, ale przynajmniej gorąc mu już przez materiał nie przecieka, więc Tetro wstaje i pokracznie jedną ręką zdrową próbuje zdjąć beżową katanę ze sztruksu, bo to najlepszy materiał na świecie i w połowie rozpinania guzików flaneli zatrzymuje się i spogląda na Saskię trochę z wyrzutem, trochę bezsilnie. No hoho, bo już zamierzał cały. Ale nie komentuje, nie ma sensu, może wygląda na idiotę po prostu, może to ta aura Sasę skłoniła do szybkiej reakcji, na wszelki wypadek.
- Mahala nocą. – Dwa słowa wypowiedziane znużonym głosem, a jak wiele zawierają. Nie ma sensu tłumaczyć, bo to nic nie zmieni, ani nic to nie da pani doktor, a tobie się nie chce opowiadać, jak wracając z jednego z kolejnych eventów po prostu dostało ci się odbitym zaklęciem, które wyraźnie ktoś testował w ciemno. I ta krótka wymiana zdań ze sprawcą, która też nic nie wniosła i tylko zajęła ci czas. Bez sensu, wszystko bez sensu.
- Nie mam. – A przynajmniej nic ci o tym nie wiadomo, chyba, że pani tutaj używa jakiś nadzwyczajnych, którymi cię jeszcze nigdy nie potraktowano.
Ee.
Tylko na sekundę waha się nad odpowiedzią, zezując szybko na medyka, ale to nie tak, że uznał pytanie za zbędne. To ten element zaskoczenia, który się wkradł po standardowych pytaniach, ale Tetro uznał po prostu, że ulubiony zespół jest w tym momencie na tyle istotny, żeby mu czymś zająć głowę. Piguły zawsze zagadują podczas pobierania krwi, pytając o najróżniejsze pierdoły, żeby tych zestresowanych pacjentów odciągnąć od samego zabiegu.
- W tym miesiącu chodzi za mną Slowdive. – Nareszcie odpowiedź, którą rozwinąłeś trochę. Ale niełatwo byłoby ci przecież wybrać ten ulubiony wszech czasów.
- I Irena Santor. – Już nie ma dzikich plaż, na których zbierała bursztyny.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Salon SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Nie 12 Lis 2017, 17:36
Bez sensu to jej motto życia. Dobraliście sie jak w korcu maku. Chyba Tetro nie miał dziś dobrej nocy. Może w ogóle za dużo szczęścia mu się w życiu nie zdarzało, fakt faktem jednak, że w chwili obecnej nie był w pozycji do grymaszenia i kręcenia nosem. Choć pani Doktor nie prezentowała się obecnie najlepiej, była prawdopodobnie najlepszym szarlatanem na Mahala na którego mógł trafić - przypadkowo czy nie. Sama sobie za to lubiła mówić czasem, że w ogóle najlepszym w Petersburgu, jak i nie Rosji w ogóle, że kraj ten upadłby niechybnie na pysk, gdyby nie jej nieprzeciętne umiejętności z zakresu magimedycyny. Oliwy do ognia dolewał fakt, że po cichu pracowała nad specyfikiem na nieśmiertelność i bywały chwile, kiedy niesiona na fali sukcesu w ogóle widziała się jako zbawiciela rasy ludzkiej, były to jednak przebłyski bardzo krótkie, bo suma summarum Saskia szczerze się nienawidziła.
Gdyby była jeszcze chociaż ciut trzeźwiejsza, pewnie zamiast o zespół muzyczny próbowałaby zapytać go skąd tu się wziął dokładnie i jak do niej trafił. Może chciałby wziąć udział w jej małym badanku? Piwnica w prawdzie jeszcze w remoncie, ale na szybką sesję z nową wersją specyfiku wystarczy szezlong. Niestety, do takiego stopnia trzeźwości jeszcze trochę jej brakowało. Nie brakowało za to, by patrzeć się na niego jak się rozdziewa, bo cała ta scena choć w rzeczywistości trwająca krótką chwilę, przed oczami Godunovej rozciągnęła się do niemoralnego przedstawienia, z którego wyrywa ją dopiero jego odpowiedź.
- Irena Santor? - jej pytające spojrzenie było bezcenne, nie miała pojęcia kim jest Irena Santor, a co gorsza, nie wiedziała dlaczego wypowiedział te nazwisko, bo zdążyła zapomnieć jakie zadała pytanie. Gdyby Paradé zdawał sobie z tego sprawę pewnie jednak podjąłby się próby ucieczki, skoro już i tak nie krwawił - noale. Nie mógł wiedzieć.
Poklepała zachęcająco poduchę siedziska, kiedy już się wziął i niezdarnie rozebrał tydzień temu chyba po czym sięgnęła do pudełka z narzędziami wyciągając podłużny metalowy przedmiot.
- Muszę sprawdzić, czy czegoś w środku nie ma zanim zasklepię ranę. - poinformowała, prezentując narzędzie niemal jak sprzedawca ze straganu w bardzo popularnej dzielnicy handlowej.
Smutne to i chwalebne zarazem, że mimo osobistych lęków i niechęci do roli siebie jako uzdrowiciela, nawet będąc w stanie narkotycznego uniesienia zamiast nachodziciela wykopać z domu i schować się na powró w pokoju między kartami jednego z tak wielu harlekinów, jej podświadomość wciąż kierowała nią na korzyść pacjenta. Twarz reagowała dziwnie na ekstatyczne rozbłyski w umyśle, kiedy rozum borykał się z dziwnym zainteresowaniem i pociągiem, który nie wiedzieć skąd odczuwała w towarzystwie nieznajomego rannego, tak bardzo różnie od tego, jak zazwyczaj pozostawała kamienną maską pozbawioną wzruszeń. Zmrużyła jedno oko przymierzając narzędzie penetrująco-badawcze do otworu wlotowego rany.
- To nie będzie przyjemne, ale jest konieczne. - normalnie pewnie wpadłaby na jakieś zaklęcie znieczulające, ale wszystko było takie rozciągnięte i zakrzywione, że zaczynała powoli zastanawiać się, czy jej gość w ogóle jest prawdziwy, czy jest imaginacją odurzonego mózgu. Krzyżówką poczucia obowiązku, potrzeb seksualnych, niechęci do ludzi i wewnętrznej walki z samotnością, z którymi na co dzień bratała się w zakamarkach swojej głowy.
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Salon Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Nie 12 Lis 2017, 18:53
Tetro nie miał motta. Pozornie, bo gdyby zebrać wszystkie zasady, którymi się w życiu kierował to można by skleić z tego jakieś zdanie, które brzmiałoby bardzo zwyczajnie, wręcz bezbarwnie i z pewnością nie nadawałoby się, aby zapisać za pomocą chińskiego alfabetu w postaci tatuażu na przedramieniu. Niemniej jednak Tetro i tak nie wkładałby wysiłku, żeby sobie to motto jakoś poukładać z powodu po co?
W wielu rzeczach nie widział sensu, a bardzo nie lubił postępować nielogicznie, dlaczego miałby marnować swój czas na coś, co nie przyniosłoby mu nic, co uważałby za wartościowe.
Jak na ironię zachowywał się tak jednak często, spędzając niekończone się godziny w pracy, której i tak połowa nie doceniała, a druga połowa nie zdawała sobie nawet sprawy z istnienia tego zawodu.
Przynajmniej był ukryty i zajmował się tym, co mu sprawia przyjemność, więc to nie do końca marnowanie czasu i energii.
O niechęci do samego siebie nawet nie ma co tu wspominać, gówna lepiej nie tykać dopóki nie śmierdzi.
A że w życiu starał się kierować zdrowym rozsądkiem, to do piwnicy Saskia absolutnie by go nie zaciągnęła. Ani specjalnie nie zainteresowałaby go możliwość wzięcia udziału w badaniach i istnieje spora szansa, że wręcz zareagowałby niechęcią na sam temat. A wszystko to, gdyby się już zaczęło, pociągnęłoby za sobą na pewno szalenie pasjonującą dyskusję na temat zagrożeń, jakie nieśmiertelność mogłaby nieść dla ludzkości. Gorąco by się zrobiło i jeszcze by Sasa nie wyrobiła z wachlowaniem się.
Zdenerwowany Tetro to bardzo rzadkie i ciekawe zjawisko, mało jest tematów, które odpowiednio poprowadzone mogłyby w nim wywołać silne emocje.
Zależy z kim się rozmawia. Bo nie dla każdego warto się w ogóle wysilać.
Irena Santor to… Nieważne. Zrezygnował z ciągnięcia tematu zanim w ogóle otworzył usta by odpowiedzieć. Czegokolwiek by teraz o niej nie powiedział to i tak nie miałoby znaczenia. Jakby coś miało. Dziewięćdziesiąt procent informacji, które Tetro chciałby przekazać ostatecznie w jego głowie etykietowane są jako nie istotne, przez co coraz trudniej pociągnąć z nim konwersację, która byłaby owocna.
- Proszę bardzo. – Mruknął tylko, siadając na swoje poprzednie miejsce. Brakowało tylko, żeby się kazał Sasie rozgościć, ale po co, bez sensu.
Ty mruku. Gburku ty, rozerwałbyś się w końcu, ale może nie w taki sposób jak dzisiaj.
Los jest złośliwy, że tej nocy zesłał Sasie Tetro, bo trochę taką krzyżówką był, pasował podręcznikowo do sytuacji, w której materializuje się przed nią wszystko po trochu z listy potrzeb i rozterek.
I zaciska zęby, żeby nie syknąć, kiedy narzędzie dziwaczne inwazyjnie ląduje przy jego ranie.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Salon SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Wto 14 Lis 2017, 14:52
Powinni się byli spotkać w innych okolicznościach. Może na kawie, albo herbacie jaśminowej, dobrej. Usiąść i nie wymagać od siebie nic, bo po co, bo to i tak bez sensu. Być może nawet byliby w stanie nawiązać nić głębszego zrozumienia, jeśli nie kulawej, upośledzonej przyjaźni - o ile któreś z nich umiało w takie relacje się bawić. Tetro był jednak kim był, może wielkim ziemniakiem, ale za to jakim pociągającym. A Saskia, cóż, byłą podatną na wszystko co związane z płcią przeciwną krową o niewygodnej nieumiejętności budowania relacji z ludźmi. Oblizała usta, przyglądając się ranie w ramieniu pacjenta i zastanawiając się w którą z czterech wetknąć szczypce, bo czterech ran raczej nie miał, ale w jednej z nich na pewno tkwiła kula.
- Nom. - bąknęła, wyłuskując z dziury metalowy opiłek i przyglądając mu się chwilę - Czy jest pan wilkołakiem? - zapytała, po czym parsknęła śmiechem, co zdziwiło ją równie bardzo, co mogło zdziwić Tetro. Potrząsnęła głową, by doprowadzić się do porządku i wrzuciła kulę, wraz z szczypcami do szklanego pojemnika wypełnionego żółtawą cieczą. Nabój wyglądał na srebro, ale taki z niej znawca, jak z niego czirliderka - z pewnością jednak nie omieszka dać kuli do sprawdzenia komuś w Hotynce. Dokładnie oczyściła ranę dziwnym, fioletowym specyfikiem plamiącym skórę i palce.
- Prawie gotowe. - przytknęła różdżkę do rany - Nevidimanit.
Nić chirurgiczna zatańczyła wokół otworu wlotowego rany, zasklepiając jej brzeg. Biedny Tetro, to wszystko tak na żywca. Powinien wrócić tu jutro i spróbować pozwać ją o tortury fizyczne, bo tak skupiona na nie spierdoleniu roboty i wybieraniu odpowiedniej rany do leczenia spomiędzy tych czterech, wirujących jej przed oczami, nie zwróciła uwagi na żadne jego syki czy stęknięcia. Obmywszy szew zakleiła go plastrem z takim pełnym dumy uśmiechem, jakby zrobiła to pierwszy raz w życiu i był to sukces na miarę Nobla. Co najmniej.
- Proszę siedzieć. - powiedziała i wspomagając się oparciem fotela nieopodal wstała, lewa noga, prawa, którędy do domu Agatko. Po co w sumie wstała? Obejrzała się przez ramię, a któż tam siedzi, czy to pacjent? Fioletowe palce miały konsystencję gumy i znów zaśmiała się do siebie, kiedy wszedłszy do magazynku nie mogła nimi chwycić żadnego z flakonów ani słoików, tłukąc kilka z nich, strącając je z półek.
- Acha! - ujęła jeden w dwie ręce i z namaszczeniem, głębokim skupieniem przyniosła Tetro eliksir wzmacniający.
Ależ będzie wstyd, ależ niezręcznie, bo ta trzeźwiejsza strona mózgu już zapadła w śpiączkę, a Godunovej chciało się śpiewać i tańczyć, machać rękoma i kręcić się w kółko. Uśmiechnęła się szeroko do Paradé'a czując ból w policzkach, tak rzadko zdarzało jej się uśmiechać.
- To jak Pan ma na imię? - już jej wyleciało z głowy, choć miała wrażenie, że nazywał się Irena Santor.
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Salon Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Wto 14 Lis 2017, 20:06
Perspektywa zaprzyjaźnienia się z doktor Godunovą wcale nie jawiłaby mu się bez sensu. Gdyby tylko ją poznał w jej włosach ciasno związanych, zapiętą pod samą szyję. Wtedy na pewno nie musiałaby się przejmować swoimi upośledzonymi umiejętnościami społecznymi bo Tetro, w bardzo powściągliwy sposób, ale jaki kulturalny, poprowadziłby ją prosto do furtki z napisem znajomi od kawy. A kawę lubił bardzo. I herbatę też. O ile były dobrze przygotowane. A to potrafił. Bo był sam dobrze przygotowany, a raczej wychowany, to, że zanim się w ogóle urodził coś nie pykło to inna sprawa. Skarb by był prawdziwy z tego chłopaka gdyby się tylko tak nie poskładał w tej niechęci do wszystkiego, co mu na drodze stanie.
- Nie. - Kobieto, powinien dodać do tego tonem, z którego wynikałoby, że prawie już stracił do niej cierpliwość, ale jednak nie chciało mu się denerwować. A mógłby, za te traktowanie go jak surowe mięso i zszywanie na żywca. Ale nie wiedział, że Godunova to w takim stanie pacjentów zwykle nie przyjmuje. Poza tym nie bardzo mógł wybrzydzać, skoro wpadł tu do niej rozgorączkowany o tej porze. Nie było to też coś, czego nie byłby w stanie znieść i wcale długo nie trwało. Mógłby się w tym czasie skupić na czymkolwiek, co odwróciłoby jego uwagę, na liczeniu gałęzi za oknem, prześledzeniu wzoru tapicerki szezlonga czy dokładnych oględzinach własnych butów, ale nie.
Po prostu to przeczekał.
I wygląda na to, że jeszcze sobie tu posiedzi, a że się na medycynie nie znał wcale, to zwykle był posłuszny lekarskim zaleceniom. Siedział więc tak, gapiąc się w podłogę, z nogami szeroko, na kolanie opierając zdrową rękę, jakby już, już szykował się do wstania. Ale nie. Podniósł głowę dopiero kiedy lekarka zwróciła się do niego ponownie i może powinien dorobić jej w głowie etykietę pierdolnięta ale Tetro nigdy nie szufladkował nikogo, do wszystkich podchodząc niemalże tak samo obojętnie. Tym bardziej, że podczas swojego pobytu w Rosji szybko nauczył się, że ludzie z Mahala o wiele szybciej od pozostałych obnażają przed innymi swoją dziwną naturę. Szybciej, bo wychodził z założenia, że normalność jest relatywna.
Kuknął na Godunovą zza okularów, chwilę ją tak mierząc wzrokiem, no cholera, że też na nią trafił, kiedy była w tak bajecznym stanie.
I pić mu się dalej chciało, nalejże mu wody, puchu marny.
Spójrz, jakie wargi ma. Niezwilżone.
- Tetreau. – Odpowiedział w końcu posłusznie, bo i czemu miałby się wykręcać od odpowiedzi. Ani nie miał szemranych interesów, ani interesu w tym, żeby się przed nią ukrywać. Poza tym pewnie chciałaby to gdzieś zapisać, rano o ile będzie pamiętać w ogóle. Albo nie uzna, że jej się to wszystko tylko objawiło.
A ranek mógłby nadejść, bo Tetro bardzo już chciał zaparzyć sobie herbatę, usiąść u siebie i chwilę tak po prostu pobyć w ciszy, w kuchni przy stole, wypić w spokoju i pójść spać, a raczej się drzemnąć na kilka godzin.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Salon SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Sro 15 Lis 2017, 03:52
Takie z nich dwa skarby, że aż dziw, że nikt ich w skrzyni nie zamknął i na dno morza nie zrzucił. To by było całkiem zabawne, gdyby był wilkołakiem. Jakoś za pasem pełnia, chociaż trudno jej w chwili obecnej było dni policzyć (nie była pewna nawet pory dnia, poza tym, że było ciemno). Nigdy nie uważała wilkołactwa za piętno, chociaż mimo lekarskiego wykształcenia piętnowała dość znaczącą ilość anomalii genetycznych (z rusałkami na czele, stety-niestety), znała nawet kilka osób, daleko stąd na rodzimych ziemiach, dotkniętych tą przypadłością i wszystkie bardzo szanowała, za niektórymi nawet... tęskniła? Wspomnienie to jednak było teraz bardzo daleko, bo cokolwiek wpadło jej do głowy zaraz wypadło, zastąpione czymś innym niemniej absurdalnym. Wsparta nonszalancko jednym ramieniem o oparcie fotela drugim podpierając się pod bokiem pokiwała z ukontentowaniem głową, zgadzając się z nim w pełni. W bladym świetle lampy, w potarmoszonym kaftanie, z włosami, które mimo starań bez wspomagania ze strony specyfików wcale nie chciały pozostać w zachowawczym koku jeszcze z tym upiornym uśmiechem na ustach, który wyglądał jak wycięty z gazety i przyklejony na twarzy - wyglądała jak wszystko, tylko nie godny zaufania lekarz.
- Prosze wypić, to na wzmocnienie. - kiwnęła podbródkiem, a od tego gestu cała figura jej się zachwiała, tak bardzo już miała skopany błędnik.Stracił dużo krwi, ale jeszcze był przytomny - może miał nadprzyrodzone zdolności? Może jednak był wilkołakiem! Zachichotała po raz kolejny.
Wzrokiem rozbieganym próbowała śledzić tańczące pod sufitem, świecące motyle, wszystkie takie ładne, zostawiały za sobą smugi świetlistego pyłu, który najchętniej złąpałaby w garście, ale sufit był wciąż za wysoko. Im dłużej się im przglądała, tym w sumie był wyżej, a motyli więcej i więcej. Dobrze, że zdołała mu pomóc zanim się zleciały. Byłoby pewnie bardzo trudno operować w takim ich natłoku, machnęła nawet ręką, próbując je rozgonić, bo blady blask jakim się żarzyły zaczynał ją trochę oślepiać. Twarz Paradé'a coraz bardziej rozmywała się w tym trzepocie maleńkich skrzydeł, podzwaniały lekutko, zaraz zaraz, czy to motyle czy tycieńkie wróżki?
Zmrużyła oczy próbując przyjrzeć im się dokłądniej, ale poruszały się tak szybko, jak malutkie błyskawice. Bziuu, bziuu! zdawały się bezgłośnie szeptać jej usta.
- Tetreau... - powtórzyła po nim z niemal doskonałym, francuskim akcentem, po czym runęła na glebę jak długa, tracąc przytomność. 
No i masz Tetro-placek. Jak chce Ci się pić to masz w sumie dwie opcje, bo w tym przybytku nie uświadczysz kuchni. Skoro właścicielka lokalu pożegnała sie z przytomnością możesz albo pomyszkować w sypialni, gdzie pod oknem składowała różnej maści winka i nalewki, których i tak nie wypijała, znoszone jej w prezencie przez rodziny pacjentów w Hotynce, albo w piwniczce, w której co prawda był remont, ale różnych płynów i cieczy było aż nadto, tylko nie pomyl wody z jakimś eliksirem odmóżdżającym, bo skończysz na podłodze równie nietomny co Saskia.
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Salon Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Sro 15 Lis 2017, 19:52
Za dużo zachodu z tym zrzucaniem ich na dno morza. Aż tak nikomu nie przeszkadzają, żeby trzeba było się w ten sposób wysilać. Kto wie, kto wie, może ten postrzał to wcale nie był taki przypadek, może rykoszet wcale nie był niechcący, cholera wie, który szalony słuchacz, zawiedziony kochanek postanowił sprawdzić, czy się w ogóle takiego trolla da powalić. Ale na tą teorię najpewniej Tetro i tak parsknąłby krótkim śmiechem, który nie dosięgnąłby jego oczu. Nonsens. Jak wszystko.
Ale przyjął napój, po raz kolejny tej nocy będąc względem szemranej pani doktor posłusznym jak pies. Chciał powąchać nawet i zapytać co to, ale i tak nic by mu to nie dało, bo był jednym z tym pacjentów, którym trzeba powiedzieć po prostu na wzmocnienie i tyle. Alchemia nigdy nie była jego mocną stroną. Jak większość czarodziejów średnio zorientowanych w medycynie rozróżniał chyba tylko Eudajmonię, Kompot, oczywiście, który poznał dopiero w Rosji i Rusałczy Nektar. Pewnie coś by sobie jeszcze przypomniał, w końcu przechodząc przez Mahalę z każdej bramy i wnęki w murze wyskakuje biedniejszy kuzyn Willy'ego Wonki oferując specyfiki dzisiaj na promocji panie.
I już, już byłby wypił, kiedy szept niewyraźny pani doktor zwrócił jego uwagę.
- Co? – Bziuu bziuu brzmiało dla niego jak nic, ale ledwo spojrzał na kobietę i już jej nie było w miejscu, gdzie przed chwilą stała.
Nastąpiła cisza.
Tetro siedząc na szezlongu przetwarzał dane, więc przez pierwszych kilka sekund po prostu obserwował nieprzytomną Saskię zastanawiając się, czy zaraz nie wybuchnie chichotem i nie wstanie na nogi w piorunującym tempie, ale nic takiego się nie stało. Nie zareagowała też, kiedy pstryknął jej palcami nad twarzą, zapytał, czy go słyszy, ani kiedy dotknął jej ramienia.
No, niefortunnie.
Mógłby się wkurwić i trochę sobie na głos poprzeklinać, ale nic to nie da, ani jej ani jemu nie pomoże, po co to komu. Zamiast tego odłożył eliksir na ziemię i samemu kucnął przy Sasie nachylając się nad nią nisko, tak by móc wyczuć na policzku jej oddech i obserwować ruch klatki piersiowej. Do ilu to się liczyło? Nie pamiętał dokładnie, chociaż Płanieta FM co roku zbiera swoich pracowników na lekcjach kontrolnych z pierwszej pomocy, ale bądźmy szczerzy, każdy z tego próbuje się zawsze wymigać.
Oddychała. To lepiej niż gorzej, nie ma się co załamywać. Natomiast wypadałoby coś zdziałać. Rozejrzał się, podchodząc do kominka, ale nic na nim nie znalazł. A może tam? O, albo tutaj, nie na kufrze, na stoliku. Po drodze zabrał z podłogi swoją zakrwawioną koszulę, którą założył, nie bez problemu zapinając guziki. Bingo, skrawek papieru i ołówek, który dawno już nie był temperowany. To nic. Zdrową dłonią odgarnął z czoła rozczochrane jak zwykle włosy i kucnął przy stoliku kreśląc kilka słów. Minimum słów, maksimum treści, jak w reklamach medykamentów. Zwinął karteczkę w rulonik, wstał i znowu zawirował rozglądając się wokół nieporadnie, aż mu się w głowie zakręciło i musiał złapać się oparcia fotela, jak uprzednio pani doktor. Mógłby też sobie zemdleć a co, poleżeliby sobie tutaj tak razem.
W końcu schylił się po kurtkę, wyciągając z wewnętrznej kieszeni różdżkę i Letayutsą przywołując swojego czarnego orła. Chłodne, nocne powietrze wtargnęło do salonu, kiedy Tetro otworzył okno w oczekiwaniu. Że też wcześniej na to nie wpadli. Skarby.
Przekazawszy zwierzęciu korespondencję przymknął okno i po raz setny rozejrzał się po salonie. Od tylu postów mu się pić chce.
Mykola Vasilchenko
Mykola Vasilchenko
Salon Ww2cEUL
Petersburg, Rosja
30 lat
błękitna
za Starszyzną
weterynarz
https://petersburg.forum.st/t570-mykola-vasilchenko#955http://www.petersburg.forum.sthttps://petersburg.forum.st/t595-pepsi-kola#1015http://www.petersburg.forum.st

Sro 15 Lis 2017, 21:12
Kobieta mu zasłabła, no klękajcie narody.
Co ten Francuzik w ząbek czesany ma do panien wszelkiej maści, że piszczą do niego, z tęsknoty schną, a teraz jeszcze mdleją na dodatek.
- Tetreau! – wołasz od wejścia. W życiu o „Marmurze” nie słyszałeś, albo może ktoś z lokalnych przedsiębiorców stacjonujących na Ryku zwanych bukinistami chciał, żebyś coś mu kiedyś stamtąd załatwił. Może, no nie masz za dobrej pamięci, jak ci ktoś nie pożyczy pieniędzy, albo – co gorsza – nie pożyczysz ty. Francuzika psim swędem udało ci się zapamiętać, może któryś komuś jeszcze coś zalega, to trzeba dogadać.
Fasada może nieobiecująca, ale salonik, w którym wreszcie odnajdujesz starego kumpla to już niczego sobie, nie pogadasz. Bardziej wystawnie niż twój nieduży pokoik podnajęty ostatnio u tego szczyla z Chorwacji, czy skąd on tam jest. Teraz nie ma to większego znaczenia, gdyż – zgodnie z obietnicą – kobieta leży na podłodze.
Zgodnie z obietnicą, nieprzytomna.
Wolałbyś, żeby na drugi raz Francuzik jaja sobie robił, przecież ty się nie znasz na kobietach. A już na pewno nie na takich, co pewnie wymagają interwencji uzdrowiciela.
- Co jej? – troszkę jeszcze bełkoczesz, bo namalujmy obrazek do końca.
Spałeś. Spałeś jak dziecko, śniło ci się miło, chociaż spałeś sam, ale w miarę jak człowiek dorasta – i to zaczyna doceniać. A nie zbudził cię ani kac, ani ranek, ani nawet jęzor Rubla domagającego się, by pójść z nim na siku. Nie, obudził cię orzeł, który od ponad trzech lat nie miał już przyjemności psuć powietrza w twojej przestrzeni smrodami dobiegającymi z jego klatki. I rzeczony orzeł nie tylko dostarczył ci skrawek papieru pod nos, ale też odczekał, kłapiąc dziobem ostrzegawczo, aż ubrałeś coś na górę, coś na dół, buty od jednej pary (w ciemności i senności to trudniejsze zadanie niż się wydaje), no i jesteś. Ale wciąż trochę bełkoczesz.
- No przecież ja ludzi nie leczę, co ty. – jękliwie protestujesz jeszcze nim łaskaw będziesz zauważyć, że rozglądający się po salonie nieco rozbieganym wzrokiem twój druh rodem z kraju udek żabich stoi z torsem obnażonym i niewątpliwie chirurgicznym szwem zdobiącym w prostej linii skórę.
- I tobie co? – co znowu nawywijał? I czemu ty już takich rzeczy nie wywijasz?
Klękasz przy kobiecie, potrząsasz delikatnie za ramiona. Sprawdzasz tętno na szyi i nadgarstkach, nieco słabe, ale równe, na zejście natychmiastowe się nie zapowiada. Nachylasz się, oddechy liczysz, przez chwilę z idiotycznym wyrazem twarzy i w jeszcze bardziej kretyńskim uszkodzeniu ciała wąchasz. Za alkoholem, acetonem, zapachem gorzkich migdałów. Ale nic. No to wyciągasz różdżkę i na łatwiznę.
- Probuzdhane. – najlepiej wobec powyższego szanowną panią wybudzić i od szanownej pani dowiedzieć się, co ją na parkiet powaliło. No, chyba że to efekt kaloryfera radiowca.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Salon SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Czw 16 Lis 2017, 04:13
Za tę szemran panią doktor pewnie wzięłaby i się obraziła, choć zupełnie w środku bo od zawsze miała poważne problemy z wyrażanie swojego samopoczucia na zewnątrz. Dużo w sumie miała problemów i wbrew obiegowej opinii ludzi młodych - z wiekiem wcale nie robi się łatwiej ani jaśniej jak sobie z czymkolwiek radzić, w tej jednej chwili jednak wszystko było zajebiście. Dryfowała na falach dźwięku fletni pana, a podzwaniające szkrzydełka motyli-wróżek wyrastały jej ze stawów palców i łokci, unosząc powoli wyżej i wyżej ku miękkim, lawendowym chmurom. I tak by dalej w tej rozkoszy tonęła, przyjemności bezbrzeżnej, gdyby nie to, że każde to wasze palcami pstrykanie rozchodziło się po tych lawendowych chmurach burzowym grzmotem, psując cała atmosferę. Miała ochotę krzyczeć "Dosyć! Dosyć! Wun mi stąd!" ale nie miała ust, nie miała oczu, tylko złote, podzwaniające skrzydełka i wstążkę pieciolinii i miękkie fale dźwięków i zapach lawendy.
Jak oprzytomnieje za to, powinna dwa razy zastanowić się nad jakimiś lepszymi zamkami w drzwiach. Nic dziwnego, że Vasilchenko nigdy o marmurze nie słyszał, bo lokal ten od późnych lat siedemdziesiątych przestał być lokalem użytkowym, stając się - no właśnie, mieszkaniem. Mieszkaniem do którego okazuje się nie tak trudno się włamać, (o zgrozo, a w piwnicy takie ważne rzeczy!) ani znaleźć, mimo usilnych starań Godunovej, by pozostawić lokal anonimowym.
Może jednak publikacja adresu w gazecie jednak nie była dobrym pomysłem? Trzeba będzie rozważyć przeprowadzkę, zaraz po tym, jak odzyska aparat mowy i umiejętność samodzielnego otwierania i zamykania powiek.
Całe szczęście, że w tym całym cyrku znalazł się jakiś profesjonalista znający się na zawodzie. Na kobietach się Mykola nie znał, a już na pewno nie na takich, co potrzebują uzdrowiciela - przynajmniej według jego własnej opinii. Tu się sprawa jednak komplikowała jeszcze bardziej, bo ta nieprzytomna sama była uzdrowicielem, na dodatek nie potrzebującym uzdrawiania, mimo zwalniających procesów życiowych. Nie umieramy, mamy się dobrze. Chyba.
Kolejne grzmoty burzowe rujnowały jej sielską podróż w chmurach kiedy zaklęcie wypowiedziane przez weterynarza wyrwało ją brutalnie do rzeczywistości. Nie bez wysiłku rozlepiła powieki i serce jej niemal stanęło w piersi, gdy zamglone spojrzenie zaczęlo rejestrować jakiś obraz. Kędzierzawe włosy, zmęczone ciemne oczy, niedbały zarost.
- Tato..? - nie mogła powstrzymać napływających do oczu łez, chociaż wywracały się jej do góry, gdy tylko próbowała je szerzej otworzyć. Co jej ojciec robił w Petersburgu. Czy przyjechał ją znaleźć? Zamrodować? Wyciągnęła rękę łapiąc połę Mykolowej koszuli w panicznym geście tonącego, jednocześnie próbując go odepchnąć i się na nim podciągnąć do pozycji siedzącej. Dlaczego wciąż był taki młody? Wyglądał niemal tak samo, jak kiedy widziała go po raz ostatni. Łapczywie łyknęła powietrza głębokim wdechem, mrugając gorliwie oczami i dopiero po chwili, gdy spojrzenie na powrót przywykło do półmroku, a rezonujące w głowie grzmoty i dzwoneczki trochę uspokoiły swoje przeboje, dojrzała, że to wcale nie był tato, tylko jakiś obcy chłop w jej domu. Puściła go czym prędzej, rozglądając się po salonie i wykrzykując ciche "Och!" na widok ogromnego kształtu górującego nad nią od strony okna, po czym odpełzła pod ścianę o którą wspierając się spróbowała wstać.
Moment, chwila, moment, co tu się dzieje.
- Ile to trwało. - zapytała rzeczowo, bo badania były ważniejsze niż cokolwiek innego, zanim jeszcze podjęła się próbu rozumienia całego zajścia. Spojrzała na zegar, który wskazywał odrobinę po czwartej. Pięć godzin! Niedorzeczne! Zaraz, trzeba wszystko zapisać. Dzwoneczki, fletnia pana, zapach lawendy... Miała gdzieś tu ołówek i pergamin... Spojrzała na stolik, na którym stał kuferek pierwszej pomocy, a obok niego naczynko z rudym płynem desynfekującym i pływającą w nim kulą i zmarszczyła brwi. Przekrzywiła głowę spoglądając najpierw na Tetra, później na Mykolę, a później, oczyma powoli rozwierającymi się z przerażenia, na siebie. Z gardła wydobył się jej jakiś dziwny pisko-kwik, gdy próbowała jednocześnie obciągnąć szlafrok i zawiązać go sobie pod samą szyją, wycofując się pod przeciwległą ścianę.
- Co tu się dzieje?! - wydusiła z siebie rozglądając się gwałtownie za różdżką i rzucając się w jej kierunku.
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Salon Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Czw 16 Lis 2017, 13:04
Gdyby to tylko panny tak reagowały to miałby połowę problemu z głowy, tymczasem panicze usychają w podobny sposób i chwała Mykoli za to, że przez cały ten ich okres współlokatorowania nawet o sekundę za długo na Tetro wzroku nie zawiesił. Ten święty spokój był jednym z powodów, dla których Tetro lubił mieszkać z Kolą, jednocześnie wcale tego spokoju nie było. Bo co chwilę któryś coś nawywijał no i masz.
I już nawet nie pamięta kto komu wisi przysługę, ale niech będzie, że Kola jemu i właśnie wychodzi na czysto.
Na pytanie wzrusza ramionami, przecież napisał, że zasłabła. Po czym – nie wie. To Kola tutaj się zna na medycynie, nie on. To nic, że weterynaria, przecież jakieś punkty wspólne muszą być, prawda?
Prawda…?
Minął Mykolę wychodząc z salonu na klatkę schodową, ale długo nie musiał się rozglądać w poszukiwaniu jakichś drzwi do toalety, bo na klatce były tylko spiralne schody. Złapał się poręczy i spojrzał w górę, ale bardzo szybko się wycofał wracając do salonu. Nie będzie się rozglądał po złodziejsku.
- Mogłem jeszcze posłać po Ramonę, ale albo nie dotarłaby wcale albo w podobnym stanie co ta tutaj. – Mrucze, wracając na szezlong i opadając na niego ciężko, na chwilę chowając twarz w dłoniach. No już, już, się Kola nie gniewaj. Jesteś bez względu na warunki lepszą opcją niż twoja siostra, to chyba dobrze? Nawet nie podnosi głowy tylko macha ręką na pytanie co mu. Jest zbyt zmęczony, żeby to wszystko tłumaczyć. Poza tym, po co?
Chciał się po prostu położyć, przecież tak niewiele chyba od losu wymagać można? Zamiast tego czuł, że przed nim jeszcze kilka godzin wybornej zabawy, bo kiedy Kola panią doktor jebnął zaklęciem ta zareagowała tak nieoczekiwanie, że nawet Tetro zwrócił uwagę. Jakie tato?
Jakie tato w ogóle?
Rzucił Koli najkrótsze i zarazem najbardziej porozumiewawcze spojrzenie świata i oparł się na łokciu, na wpół leżąc na szezlongu, żeby trafić ręką do kuferka pani doktor. Gdzieś tam mu mignęła wcześniej jakaś pusta fiolka, ale nie miał dla niej czasu. Wyjął ją w końcu, odkorkował i powąchał. Pachnie jak nic, czyli chyba w porządku. Czy nie?
- Parę minut. – Odpowiedział spokojnie zerkając w końcu na miotającą się Saskię, przekonany, że pyta o zasłabnięcie. Zdjął okulary odkładając je na bok i przetarł dłonią oczy. Skierował różdżkę do otworu fiolki i przy pomocy Patoku wypełnił naczynie wodą. Pierwszą partię wypił do dna ignorując pytanie pani doktor, drugą wylał sobie na mordę i odłożył fiolkę na stolik. Pomogło, ale tylko trochę. Podniósł ręce, żeby odgarnąć dłońmi wilgotne włosy do tyłu, ale ta zszyta dała o sobie znać, więc opuścił ją. Odetchnął głęboko, taka chwila ciszy, zanim się zabierze za sklejanie całej tej sytuacji w jedność.
- Spokojnie. – Spojrzał na Sasę i dał sobie i jej jeszcze chwilę, aby sprawdzić, w jakim kierunku teraz pójdzie. Jeszcze dzisiaj nie śpiewała, ale już się taka skoczna nie wydaje. Żałował jeszcze, że jest najwyraźniej jedyną osobą, która wie w miarę dokładnie co tutaj zaszło i że najprawdopodobniej będzie musiał to teraz wszystko wyjaśnić. A tak bardzo nie chciał na to marnować energii.
Mykola Vasilchenko
Mykola Vasilchenko
Salon Ww2cEUL
Petersburg, Rosja
30 lat
błękitna
za Starszyzną
weterynarz
https://petersburg.forum.st/t570-mykola-vasilchenko#955http://www.petersburg.forum.sthttps://petersburg.forum.st/t595-pepsi-kola#1015http://www.petersburg.forum.st

Pią 17 Lis 2017, 19:49
Kola, kiedyś może będziesz musiał mu powiedzieć, że – między Bogiem a prawdą – też się czasem czułeś przy nim… dziwnie. Spojrzenia ci się chciały na nim zatrzymywać i nie zawsze odwracałeś je bez trudu. W życiu ci się nie zdarzyło wcześniej czuć tak pierwotne zainteresowanie, nawet noce z dziewczynami (których przyprowadzaniu Tetreau nigdy się nie sprzeciwiał, za co należy mu polać) podszyte były innym rodzajem ciekawości. Ale nie lubisz o tym myśleć i nie ma się czego wstydzić – po prostu wygodniej ci się mieszka z tym młodym, wszystko jest jasne nawet bez twoich starań, by jasnym było.
Ale coś ci się przynajmniej udało, nie wolno tego przemilczeć, nawet po tych trzech latach, które spędziliście osobno, stykając się światami zawsze tylko na godzinę lub dwie, które starczą na wypicie butelki.
- No dobra już, mojej siostrzyczki lepiej w to nie mieszać. – ani w to, ani w nic innego, gdyby to od ciebie zależało. Ramona, twoja krew i twój wrzód na dupie, kręciła się wokół Francuzika od jakiegoś czasu z powodów, o które nie pytałeś żadnej strony ich przedziwnego duetu. Dobrze, że nie przyszło mu do głowy wezwanie was obojga, bo byście się nad nieprzytomną pogryźli (awantura trwa między wami nieprzerwanie od lutego, choć trudno teraz określić, o co poszło) nie zauważywszy nawet, że kobieta leży na posadzce jak kłoda.
Ocknęła się, chwała bogom i twojej znajomości podstawowych zaklęć leczniczych. Te bardziej zaawansowane też znasz i nawet tylko na pół ze snu wyrwany w końcu byś sobie przypomniał, ale omdlenie to żadna tragedia.
Och, mógłbyś być każdym. Różne nosiłeś imiona, a czasem nie znano cię pod żadnym, wystarczyło „ty”. Uciekałeś od tych, co poznali cię za dobrze, kiedy twoje imię na dobre zaległo im w ustach, prawie jakby mogło być ich własnym. A nawet je lubisz, brzmi tak uroczo, chłopięco.
Ale tato?
- Tato nie. Vasilchenko. Raczy pani wybaczyć najście. – ale „tato” to zdecydowanie, ponad wszelką wątpliwość nie.
Żaden z ciebie khan Godunov i nie mógłbyś upodobnić się do niego nawet gdyby nie poskąpiono ci wiedzy, że to właśnie jego kobieta tytułowała złowieszczym słowem na T. Uciekłeś od niego już raz, popisując się pierwszoklaśnym tchórzostwem, ale czy tylko po to, by teraz zwracano się nim do ciebie tak nieopatrznie i, nie dziw się tak, kochanie, boleśnie?
Nie czekałeś, aż maleństwo, jej, twoje, co za maleństwo w ogóle, już na pewno urosła, podniesie główkę i uśmiechnie się do ciebie; nie starczyło ci cierpliwości, by poczuć, jak rozpaczliwie zaciśnięta na wygniecionym materiale rączka domaga się ciągnięciem w dół twojej uwagi. Dopiero teraz przypomniałeś sobie, w najgorszym możliwym momencie, gdy ta kobieta nieszczęsna, groteskowo naśladując tęsknotę dziecka zawarła w zwiniętej pięści połę twojej koszuli.
Nie znasz kobiety, a wtargnąłeś jej do domu z niefrasobliwością złodziejaszka obeznanego z wytrychami wszelkiej maści. To były czasy, co? Nieodstępujący cię na krok dreszczyk emocji, co noc nowe znaleziska, kolejne drzwi otwarte przed tobą. Sforsowanie zamka zajęło ci chwilę dłuższą niż kiedyś, ale znasz się na tym. Na pewno bardziej niż na ojcostwie, którego najwyraźniej była gotowa oczekiwać od ciebie.
Co się stało? A z jakiej racji ty masz wiedzieć? Możesz zaoferować jej tylko tę chwilę, której sam byłeś świadkiem. Ale co masz jej powiedzieć, że Tetro wezwał do niej weterynarza, który na dodatek nie ma zupełnie pojęcia, jakie zdarzenia albo substancje pozbawiły ją przytomności? No gdzie.
Odsuwasz się od poruszającej się niespokojnie niewiasty, ale jakoś nie jesteś przekonany do schowania różdżki.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Salon SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Nie 19 Lis 2017, 06:10
Rozbiegane myśli w panice obijały się o siebie próbując na powrót powpadać na swoje tory i strzępki puzzli zmysłów umiejscowić na odpowiednich im miejscach. Chwyciwszy pewnie jodłową rączkę różdżki zaraz, jak za dotknięciem magicznej, no, różdżki, ogarnął ją miękki spokój. Teraz była bezpieczna. Jak interesująco zależne było poczucie własnej wartości czarodzieja w związku z posiadaniem, lub nie, w zasięgu ręki swojej różdżki. Wzięła na zapas uspokajający wdech, mrugając kilkukrotnie by złapać ostrość obrazu i dłonią klepnęła włącznik światła, zakamuflowany przy ornamentacji kominka. Przyjrzała się księciu, leżącemu na jej szezlongu niczym pasza czekający na swe hurysy, kto to w ogóle jest i dlaczego mu tak wygodnie w jej domu, a potem przyjrzała się swojej gafie, czyli nie-tacie, przestawiającemu się nazwiskiem Vasilchenko.
To zabawne, znała kiedyś jednego Vasilchenko, nie miała jednak teraz głowy, by wygrzebywać go ze swojej pamięci, bo tu się właśnie poczynił gwałt na jej prywatności - daj boże tylko na jej prywatności! Zmarszczyła więc proste, rzadkie brewki, przybierając swój zwyczajowy, zimny wyraz twarzy, z miną, jakby ktoś jej podstawiał pod nos bardzo brzydko pachnącą perfumę.
- Spokojnie? - mimo butnej postawy nie mogła uniknąć zdradzieckiego jęku tchórza, którym podświadomość umodelowała to słowo, chrząknęła więc i wycelowała różdżkę w Tetro, ja Ci dam spokojnie, bandyto. Przyjrzała mu się lepiej i to był błąd, bo zaraz zauważyła, że mimo pozornej nieatrakcyjności co chwila ma ochotę zerkać w jego stronę, aż jej samej ze sobą nie było wygodnie. Uniosła więc jedną brew, przenosząc pytające spojrzenie na Valischenkę, bo Parada nie wyglądał, jakby mu się z leżanki gdzieś spieszyło, a zachowując bezpieczny dystans była od tegoż mebla na tyle daleko, że musiałaby podnosić głos, by się z nim porozumieć. W końcu przecież złapawszy swoją różdżkę na powrót wycofała się pod ścianę, wzrocząc na obu panów wysoce niezadowolonym spojrzeniem.
- No słucham! - rzuciła gniewnie, podnosząc ostrzegawczo różdżkę nieco wyżej.
Jak przez mgłę pamiętała wzmiankę o Irenie Santor, wilkołactwie i dziwnie wyglądających kulach wydłubywanych z rany postrzałowej, szeleszczące w uszach powietrze i podzwaniające, złote skrzydełka wróżek. Znając właściwościowi jej specyfików równie dobrze mogło to być przywidzenie zrodzone gdzieś w odmętach jej podświadomości, a będąc naukowcem z natury kwestionowała wszystko, co tylko dało się zakwestionować. Rzeczywistość wyglądała tak, że nie miała żadnej pewności co zaszło w jej własnym domu w ciągu ostatniej godziny i lęk, jak cichy doradca, pulsował jej za uszami kiedy próbowała sobie przypomnieć czy wszystkie skrzynki w które spakowała najważniejsze elementy swojego projektu zostały opieczętowane wystarczająco okropnymi zaklęciami zabezpieczającymi. Czy przyszli tu po jej dorobek życia? Po co innego, Marmur nawet w czasach świetności nie miał do zaoferowania raczej nic specjalnego, może żyrandol, ale kto by chciał kraść żyrandol. Skrajny minimalizm wystroju nie czynił jej mieszkania rarytasem wśród miejsc połowy na Mahala, no miała garść biżuterii ale nie były to perły i diamenty jakimi obwieszały się damy z wysokich sfer. Jedyną cenną rzeczą, po które dwóch bandziorów mogłoby się włamać do jej lokum, były jej badania. Skomplikowana aparatura do destylacji eliksirów i zwoje pergaminów zapisanych inkantacjami, dziesiątki dziesiątek notesów z notatkami, wszystko pozamykane w kufrach w piwnicy. Wiedziała, że raczej nie pozwoliła sobie na taką bezmyślność jak niezabezpieczenie się od ewentualności napadu, poza tym w całej tej zagadce jeden element nie zgadzał się aż za bardzo. Dlaczego ją cucili? Przecież gdyby przyszli tu obrobić jej tyłek do naga (uh, dreszcze) to przytomna stawiałaby opór i mrużąc oczy właśnie zamierzała tenż opór stawiać.
Nagle wzrok jej uciekł w stronę weterynarza, kiedy z opóźnieniem widok jego twarzy przywalił w nią jak w gong. Aż stęknęła, zachłysnąwszy się powietrzem - dobrze, że stała pod ścianą.
- K-Kola..?
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Salon Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Nie 19 Lis 2017, 14:15
Z tą Ramoną to sprawa się ma tak, że Tetro sam do końca nie wiedział jakim cudem wpadł w jej bagno. I tak już został, albo raczej bywał. Wracał później do siebie uboższy o kilka włosów i punktów moralności, kręcąc głową, że następnym razem już nie będzie jej tak pobłażał, niech sobie z innego przyłożnika robi wywary, które i tak nie działają, bo taki z niej wielki alchemik jak z koziej dupy trąba. Nie, żeby jej ubliżał, tak naprawdę nie miał pojęcia, czy się Ramona na swoim fachu zna dobrze (a że swój lokal miała to wcale o niczym nie świadczy, pani doktor tutaj też ma. Pan Hubert osiedle dalej, najgorszy lekarz medycyny pracy gabinet ma? Ma. A opinie na minusie.) ale widząc, w jakim stanie sama alchemiczka się zawsze znajduje jakoś nieśpieszno mu było do korzystania z jej usług.
Nie po drodze mu było też do konfrontowania ze sobą rodzeństwa, za dużo czasu zmarnowałby na słuchanie ich bezsensownych kłótni.
No i masz, trzeba to od razu tak z agresją? Czy ludzie zawsze muszą głos podnosić, gardę trzymać, strzelać nerwowo palcami i tylko mącić, aż się duszno zrobi i ta energia do Tetro dopłynie i sam się w końcu albo zdenerwuje albo znuży bardziej. To w zależności jak mu się będzie chciało.
Na razie bez nerwów.
Wyjął jednak w końcu swoją różdżkę, ale wcale nie po to, żeby wycelować nią w Saskię. Zamiast tego wyprostował się i przytknął koniec różdżki do wielkiej plamy krwi na rękawie koszuli.
- Opatrzyła mi pani ranę postrzałową, później pani zasłabła, więc posłałem po obecnego tutaj
Vasilchenko.
Którego pani najwyraźniej zna. Byłbym niemożebnie wdzięczny, gdyby przestała pani celować we mnie różdżką, skrzywdzenie pani nie leży w moich intencjach. – Ani teraz ani nigdy i wcale nie przez to, że taki jest zmęczony. Kiedy już przykuł sasową uwagę do rękawa mógł pozbyć się plamy przy pomocy pochvistane, przy okazji usuwając małą kałużę, która powstała na podłodze, gdy wylał na siebie wodę.
Już bardziej oszczędnie chyba nie mógł przedstawić wydarzeń, chociaż nie, jeszcze by się dało to jakoś skrócić, żeby wątek wciąż pozostał zrozumiały.
Sięgnął po swoje okulary i zaczął czyścić szkła materiałem koszuli, unosząc je za chwilę w górę, by ocenić, czy są już w znośnym stanie.
A nie, jeszcze tutaj jakaś kropka. Już.
Założył okulary i powędrował wzrokiem do tego Koli nieszczęsnego, o co to znowu tego chłopca oskarżają, no co znowu narozrabiał. Poza tym, że zjawił się posłusznie wezwany w środku nocy.
W międzyczasie zapiął koszulę na ostatni guzik i przypomniało mu się o eliksirze, który mu pani doktor dała, zanim nie padła na ziemię pod naporem błyszczących motyli, ale teraz to byłoby nieuprzejmie przerywać. Tetreau bardzo nie lubił przerywać rozmów, zawsze czekał do końca, wtrącenie najmocniej przepraszam by coś zakomunikować zdarzało mu się rzadko. Obrazek powinien być dopełniony przez zignorowanie Francuzika, co się jednak nie działo nigdy. Albo za sprawą aury, albo mocy głosu, albo samej głosu barwy na Tetro zawsze zwracano uwagę. Bo głos miał zaskakująco przyjemny i nie dziwota, że już dawno swoje kroki do radia skierował. Patrząc na takiego wyrośniętego ziemniaka z wiecznie rozczochraną głowa i czarnymi oprawkami szkieł człowiek oczekuje głosu chłopca, który przegrał w życie zanim w ogóle się urodził, a tu taka niespodzianka. Zupełnie nie. Problem stanowił jednak jego akcent, trochę już wyszlifowany przez czas spędzony w Rosji, ale wciąż, stawianie akcentów na inne części wyrazów i gardłowe r nie szły w parze ze słowiańskimi językami. Co pewnie dla niektórych mogłoby stanowić całkiem niezłe usprawiedliwienie jego małomówności. A Tetreau po prostu nie miał ochoty na pogawędki.
Mykola Vasilchenko
Mykola Vasilchenko
Salon Ww2cEUL
Petersburg, Rosja
30 lat
błękitna
za Starszyzną
weterynarz
https://petersburg.forum.st/t570-mykola-vasilchenko#955http://www.petersburg.forum.sthttps://petersburg.forum.st/t595-pepsi-kola#1015http://www.petersburg.forum.st

Nie 19 Lis 2017, 18:45
Skoro już jesteś taki uczynny, może się zastanów, czy nie chciałbyś zostać tutejszą pszczółką Mają – gdzie byś nie poszedł, wszyscy Kolę znają i kochają, a jak nie kochają teraz, to pewnie kiedyś kochali, przeszło im, ale zapomnieć nie mogą.
Ty jakoś nie masz tego problemu niestety. Po raz wtóry jednak pozwolę sobie zaznaczyć, że nie godzi się tak po prostu skonfrontować i tak już zagubioną nieco w rzeczywistości panią, nieważne, jak by ładnie nie radził sobie twój kumpel radiowiec – bo kiedy on tłumaczy, co zaszło, nawet poczułeś przez moment, jak w jednej z radiowych nowelek, o Matysiakach albo innej rodzince o wiele mniej pogmatwanej niż twoja. O wiele bardziej zżytej i w ogóle mniej prawdziwej, chociaż w was też się czasem wierzyć nie chce. Masz swoją chroniczną niedojrzałość, Mona ma krocie swoich dysfunkcji, ale macie oboje takie u tatusia plecy, że możecie na niego smarkać, a i tak przed wszystkimi namaluje obrazek dwojga ludzi sukcesu, wymarzonych dzieci, choć w rzeczywistości niewiele wam brakuje do przegrywów dekady, za to z bujnymi lokami i przekonującym spojrzeniem.
W zasadzie, gdyby nie wrzucono cię w tę sytuację jak w garnek z zupą, to ty tak nawet lubisz, radzić sobie z sytuacją jak ona. Na szybko i na głośno, chociaż nie przeszkadza ci, jeśli nic konkretnego nie zyskujesz z tych wrzasków, gróźb i doskoków – wystarczy, że ulecą z ciebie emocje i nadzwyczaj chętny jesteś zapomnieć o całej sprawie, nauczony doświadczeniem, że wraz z kolejnym wieczorem czeka cię następna.
Ale ten odcinek Matysiaków jeszcze się nie skończył, masz więc do rozwikłania kilka zagadek.
Postrzałową? Pięknie, kurwa, pięknie, jak się role odwracają między wami. Francuzik zawsze taki ułożony, nie mieszał się, a teraz w podejrzanej reputacji przybytku zaleczał rany odniesione z broni palnej z pomocą lotnej emocjonalnie kobiety, która – no właśnie – jednak ma coś do ciebie oprócz tego taty.
Ale co – niech cię gęś kopnie, jak wiesz. Przyglądasz się jej, co chwila zbaczając wzrokiem w kierunku Tetreau, żeby może z jego opanowania wyczytać cokolwiek na temat tożsamości kobiety. Twarz ma zupełnie nijaką, włosy takie jak większość kobiet w tym kraju. Szlafroczek może nieco wyskokowy, ale po szlafroczku nie sposób nikogo poznać przecież. No ale skoro już cię zidentyfikowano, co zrobić innego.
- Zgadza się. – niepewnie, bo niepewnie, ale wyciągasz do niej rękę. – Proszę się uspokoić, chcę tylko pomóc – i to im obojgu, jak się okazuje, chociaż Francuzik wydaje się już wielce kontent ze swego położenia. – Zechce pani powiedzieć mi, jak się czuje?
Nigdy nie chciałeś być uzdrowicielem i się użerać. Z rozhisteryzowanymi pacjentkami, oburzoną rodziną chorego, przełożonymi z kijem w dupie, jeden dłuższy od drugiego. Ale i tak ci przyszło i możesz tylko improwizować, jak zwykle. Rozejrzawszy się zresztą po saloniku nie zyskałeś żadnego oparcia do swoich domysłów prócz niepozornego kuferka, ale jego zawartość miała raczej pozostać dla ciebie niewiadomą. Podobnie jak zresztą jego właścicielka, o której chętnie dowiedziałbyś się więcej, skoro już po dwakroć zareagowała na ciebie tak gwałtownie jakbyś co najmniej cały świat jej poprzestawiał z prawa na lewo.
Ale tak całkiem najchętniej, to byś wrócił do domu i spać.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Salon SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Pon 20 Lis 2017, 15:22
Mimo znajomości, choć to duże słowo, z rzeczonym tu Vasilchenkiem, Ramony pani doktor nie znała i może to i lepiej, patrząc na to jak obu panów miało o niej pochlebne przemyślenia. Saskia nie miała rodzeństwa wcale, sama urodziła się bo w sumie taki mus, w smutnych okolicznościach, kiedy po wielu niedonoszonych dzieciach wyskoczyła z łona matki będąc córką a nie synem. Może już wtedy po raz pierwszy poczuła potrzebę bycia lekarzem? Och czasy studenckiego życia, każdy wspomina to z łezką w oku równie rzewną co bolesną na wspomnienie wszystkich przygód, miłości i imprez. W Godunowym oku trudno się takiej łezki dopatrzeć bo w zasadzie na nic poza nauką nie marnowała w szkole czasu i tylko raz, raz jeden serce zatrzepotało jej w piersi jako głupiej jeszcze gęsi młodziutkiej dziewczynce, kiedy z pomiędzy książek na bibliotecznej półce przyglądała się charyzmatycznemu, przemierzającemu alejki między wysokimi regałami cyganowi. Dawne czasu w których jeszcze naiwna dusza czasami nakładała historie z ukochanych romantycznych książek na rzeczywistość, łudząc się, że płomienna miłość zakwitnąć może i w tak bezpłciowym miejscu jak uniwersytecka biblioteka. Wszystko wtedy było zgoła inne, relacje z ludźmi, sympatie, antypatie, rywalizacja i potrzeba zwycięstwa, wszystko miało kolor, nie to co dziś kiedy cała rzeczywistość została przez nią zamknięta do jednego punktu na stole stojącym głęboko w piwnicznej pracowni. Dlatego teraz, wpatrując się jak sroka w gnat, mrugała oczami a z jej twarzy spływały jakiekolwiek resztki emocji, zmieniając ją w porcelanową maskę. Słowa mężczyzny, bo trudno włamywacza nazywać dżentelmenem, docierały do niej z przestrzeni, choć mózg w zwolnionym tempie obracał nimi i dopiero po chwili interpretując wstawiał na powrót w odpowiednie przegródki poznawcze.
- Mhm. - zdołała jedynie tyle z siebie wydobyć, opuszczając różdżkę. Coś było w nim niezwykłego, tym jak się poruszał, jak okulary przecierał, w głosie i akcencie coś, czego Saskia nie umiała nazwać, a co podchodziło jej pod samą skórę twarzy wywołując tak szczenięcy rumieniec, choć wcale nie była w romantycznym nastroju. Oblizała usta, cmokając z niechęcią i wetknęła różdżkę w szlafrokową kieszeń, uprzednio upewniwszy się, że materiał zasłania ją w najdokładniejszy z możliwych sposobów. W tym się z Tetro akurat pani doktor zgrywała w pełni, bo należała do raczej nierozmownych gburków, komunikujących się chrząkaniem, układanie zdań pozostawiając jedynie w celu prowadzenia rozmów zawodowych. Biorąc pod uwagę fakt, że nie miała za bardzo relacji poza-zawodowych można śmiało ocenić, że rozmawiała tylko ze swoimi pacjentami lub ludźmi ze szpitala. Pomiędzy "pacjent z trójki nadaje się do wypisu" a "proszę powiedzieć, co panu dolega" chrząkała do sprzedawców pokazując palcem i siedziała w domu czytając książeczki.
Tym bardziej, już poza narkotycznym uniesieniem, zrozumieć można jej rozedrganie, kiedy dwóch takich ogierów pojawia się w jej domu ciut po czwartej nad ranem i 'paniują' jej i są tacy uprzejmi i jeden przez drugiego okiem łypie, ale trochę tak, jakby byli u siebie w domu.
Przeniosła wzrok na Vasilchenko, przekrzywiając pytająco głowę, ach, no tak, chyba straciła w międzyczasie przytomność.
- Tak. - słowo kamień wypada z jej ust - Proszę mi panowie wybaczyć ostrożność, musiałam przyjąć nieodpowiedni eliksir na sen, niewiele pamiętam z tego co tu zaszło. - tkanie uprzejmych kłamstw było codziennością w pracy lekarza. Przekazywanie informacji zamaskowanych w półprawdy, nie nie cierpiał, uzdrowiciele zrobili co było tylko możliwe, proszę się nie martwić, ma pan jeszcze całe życie przed sobą. Czym to się różniło od niewinnego "popierdoliłam fiolki, hehs".
- Usiądę. - dodała zaraz szybko i przycupnęła na fotelu bardzo starając się na Mykolę nie patrzeć. Istniało prawdopodobieństwo, że jej nie poznał - na studiach była niezręcznym grubaskiem z lecznictwa, mądralą noszącą co dzień długie warkocze z przedziałkiem na środku głowy, plus sarafany w ekscytujących odcieniach czerni, mała Wednesday Addams. Może pozostanie nieznajomą póki będzie siedzieć do niego profilem?
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Salon Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Pon 20 Lis 2017, 19:17
Mhm go satysfakcjonowało. Żadnych pytań, na które musiałby odpowiadać, a na jednym czy dwóch na pewno by się nie skończyło. A przecież wszyscy byli już tacy zmęczeni, że Tetro tylko skinął głową w milczeniu na tą różdżkę schowaną, dziękuję bardzo. Od razu lepiej. Chociaż jemu gorzej, pociemniało mu niemiło przed oczami nagle, więc zamrugał i szybko rozprostował i zgiął palce prawej dłoni, aby sobie udowodnić, że w pełni nad ciałem panuje, nie chciałby być drugą osobą, która tej nocy zemdleje w tym gabinecie. W dodatku niemalże na miejscu poprzedniego omdlenia.
- Jeszcze to. – Celuje różdżką w fiolkę z eliksirem, którą mu uprzednio pani doktor dała na wzmocnienie, której zawartość chętnie by opróżnił teraz zaraz, tylko musi się upewnić, że zaraz w niego nie uderzą kolorowe wróżki. Fiolka wzbija się w powietrze wiedziona niewypowiedzianą przez Tetro komendą no i. No i ten. Co dalej? Komu to podesłać? Sasie czy Koli? Niby roztwór jej, ale sama się właśnie przyznała, że przypadkiem w siebie wlała inny. A Kola, chociaż wydawał się Tetreau najodpowiedniejszą osobą do ściągnięcia tutaj wcale nie musi po zapachu czy barwie rozpoznać takich specyfików. I masz tu panie, komu zaufać.
Pozostawia więc Tetro tą fiolkę nieszczęsną w powietrzu, niemalże w idealnej odległości od każdego, kto odważny niech się pofatyguje.
- Byłbym wdzięczny, gdyby któreś z was potraktowało mnie czymś na wzmocnienie.
Normalnie to przecież by to olał, ale tak się składało, że stracił dużo krwi, a za parę godzin musiał być w pracy, zatem chcąc nie chcąc – no musiał na siebie zwrócić uwagę.
Uniósł nieznacznie dłoń w górę i machnął ją, oczywiście, proszę siadać, proszę bardzo, nie ma żadnego problemu. Spójrzcie, jacy wszyscy kulturalni, jak sobie świetnie radzą, jeszcze kilka takich uprzejmości, jeszcze trochę poprawiania koszul i szlafroków i przez drzwi wjedzie służba ze stołem, z obrusem białym, świeżo wyprasowanym, poda kaczkę w pięciu smakach i zapali świece, niby maj, a trochę rodzinny grudzień. Zaczną śpiewać, będzie Disney.
Tetro, tobie chyba znowu temperatura w górę skoczyła.
Nawet cię ten komunikat pani doktor rozbawił odrobinę, chociaż nie dałeś po sobie poznać wcale.
Natomiast gdybyś się na miejscu Mykoli znalazł to najpewniej nie miałbyś problemu, żeby zapamiętać ze studiów koleżankę. Powodów było kilka, po pierwsze przesiadywałbyś w tej bibliotece tyle co ona. Po drugie w życiu byś nie zapamiętał, że wtedy warkocze zaplatała, a teraz włosy w koku dusi, sarafany ( zapinane na guziki z przodu?) czy inne suknie – bez znaczeni, moda stoi u ciebie na podobnym poziomie co lecznictwo. Gdyby ci później przyszło jednak relacjonować całe zdarzenie ze szczegółami, zapytany o to co każdy ze zgromadzonych miał na sobie odpowiedziałbyś pewnie ubrania.
Mykola Vasilchenko
Mykola Vasilchenko
Salon Ww2cEUL
Petersburg, Rosja
30 lat
błękitna
za Starszyzną
weterynarz
https://petersburg.forum.st/t570-mykola-vasilchenko#955http://www.petersburg.forum.sthttps://petersburg.forum.st/t595-pepsi-kola#1015http://www.petersburg.forum.st

Sob 02 Gru 2017, 19:02
Niewykluczone, że któreś z szanownego państwa posłyszało, jak coś na kształt „noż kurwa mać” uciekło ci półgłosem z ust. Jakby cię nie znali (a właśnie wyszło, że znali oboje), oczekiwali, byś był co najmniej cudotwórcą jak Religa, w kieszeniach spodni nosił pięć różnych fiolek i pamiątkowy album z Akademii. A ty jesteś cygan, pożal się Boże weterynarz, podejmowanie decyzji i odpowiedzialność to twój najgorszy koszmar. I w żadnym razie nie zasłużyłeś sobie (a przynajmniej nie w tym tygodniu), by w tej błazenadzie w środku nocy uczestniczyć.
- Zrób sobie przysługę i idź do szpitala, jak cię postrzelili. – w końcu to ich obowiązek, prawda, i przywilej jednocześnie, by od ofiar okoliczności takich jak ty przejmować ciężar troski o drugiego człowieka. Może czas najwyższy się zastanowić, co każde z was w ogóle tu odprawia, co to za miejsce, czy ta kobieta tu w ogóle mieszka i – skoro już przy niej jesteśmy – kim jest. Nie żeby gorzała w tobie ciekawość względem jej osoby, ale tak jakoś unikała twojego spojrzenia. Może to nic dziwnego, skoro w tym samym pokoju znajdował się Tetreau-PATRZ-NA-MNIE-Parade, ale kiedyś to za punkt honoru sobie brałeś, jak się dziewczyna na ciebie patrzyła. Lepiej niech może nie patrzy, bo jeszcze zadałaby ci jakieś konkretne pytanie. Nie żeby był to obrót spraw znacznie gorszy od niezręcznej ciszy zapewnianej przez dwa mruki w saloniku.
Jak już tu po coś przyszedłeś, to jeszcze się przydaj, żeby się z czystym sumieniem szybciej zwiewało. Sięgasz po fiolkę skoro pani się nie kwapi, chociaż potencjalnie ma pierwszeństwo, i wąchasz, odrobinę wylewasz też na dłoń.
- Otruć raczej cię nie otruje, ale nic pewnego nie powiem. – aromaty kilku trucizn znasz, podobnie jak rozrywkowych środków, po których buzuje krew i widzi się wszystko w neonach. Powinieneś ze studiów, ale trochę poszerzyłeś swoją wiedzę także i poza realiami akademickimi. Nie będzie przesadą powiedzieć, że najniebezpieczniejszych substancji, jakich opary miałeś okazję wdychać, powąchać ci dała własna szurnięta siostrzyczka.
- No. – odezwałeś się po niezręcznej chwili. Spadaj stamtąd, bo zwariujesz. – Skoro z panią wszystko w porządku, to ja nie będę już. No. – gdzie się podział elokwentny i czarujący wysoki czarnowłosy młodzieniec, który w każdej sytuacji znajdzie się precyzyjnie jak w supermarkecie, gdzie każda alejka jest podpisana?
Został w łóżku smacznie śpiący, a ty, Kola, szukając języka w gębie, trafiłeś na kasze, ryże i sosy w słoikach. Obiad by może z tego był, ale gdzie tu teraz z nimi obiad. Może panią byś zaprosił, żeby się wyjaśniło, skąd się znacie, a z Tetreau w sumie też nieraz już coś przekąsiłeś, ale tak razem, we trójkę?
I tak już się czujesz jak nadmiarowe koło w tym pojeździe. Zbędny, a o podłogę i tak obtłuczony.
- Jeszcze raz przepraszam za najście. Proszę mi wierzyć, że zupełnie jak pani wolałbym, żeby mnie tu nie było. A gdyby coś jeszcze miało się zepsuć ze stanem zdrowia któregoś z państwa – tu zerkasz wymownie na Francuzika – proszę kontaktować się jednakowoż z kimś, kto zasila szeregi Hotynki, a nie zajmuje się na co dzień zwierzem futerkowym. Uszanowanie.
I niech sobie dalej radzą sami, no co to ma być.

Kola z tematu
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Salon SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Czw 21 Gru 2017, 12:19
W salonie jest tak sterylnie jak było, kiedy był tu poprzednim razem. W sumie poprzednim razem to było ciemno i choć firany nie do końca były zasunięte i uliczne lampy rzucały trochę światła to i tak ten dziwny wystrój będący upośledzonym dzieckiem baroku i minimalizmu dopiero przy świetle dnia, rozsuniętych firanach prezentuje tak jak powinien. Godunova idzie przodem, na stoliku leży kilka książek przewiązanych parcianym sznurkiem, nic nie pozostawia jednak przypadkowi i zgarnia te swoje Harlequiny, które powoli przygotowywała do rytualnego całopalenia, dłonią wskazując zarówno leżankę jak i kanapę, niech sobie wybierze i idzie na zaplecze.
Przez uchylone drzwi można zauważyć, że opiera dłonie o blat zastawiony różnej maści słoikami i pochyla lekko głowę zamykając oczy. Co pani chodzi po głowie, pani doktor, chyba nic zdrożnego? Podnosi wzrok i śledzi fiolki wzrokiem, nic nie pozostawia przypadkowi. Przyszedł, to przyszedł, los sam się do niej uśmiechał, czemu by to zignorować?
Sięga po puszkę z herbatą, sypie trochę do imbryczka bijąc się z myślami. Czeka aż woda zagotuje się, potem przestygnie, zalewa herbatę i dalej patrzy w te fiolki na półce na wysokości oczu. Mogłaby go tak nafaszerować którymś eliksirem, wyciągnąć mu z głowy wszystkie związane z nią wspomnienia i wypuścić jak sarnę do lasu, biegnij, ptk ptk ptk i już nigdy się nie zobaczymy. Zerka jednak do tego salonu na te włosy mięciuchne, okulary na nosie, minę nieodgadnioną i wzdycha ciężko. Wyciąga z imbryczka koszyk z fusami, stawia go równo na środku niewielkiej tacy i dwie piękne filiżanki porcelanowe, wraca do salonu - nie trwało to długo, choć wydawało się jej w głowie, że całą wieczność.
Trochę jest w tym coś eleganckiego, nawet dla mnie jak to pisze, kiedy pani doktor tak kroczy w tych obcasach i garsonce, cała perfektna jak z żurnala, z tą tacką niewielką i miną powściągliwą, pochyla się bez słowa i stawia ostrożnie wszystko na stoliku, małe podkładeczki pod filiżanki, bo tak porcelaną stukać o lakierowany blat stolika nie wypada, ładne, malowane ręcznie w kwiaty, kupiła kiedyś w jakimś vintage sklepie na Mahala. Nic nie mówi cały czas, skupia się przecież zdjąć filiżankę z tacy, herbaty nalać i siada po drugiej stronie blatu, bezpiecznie, chwytając chybotliwie swoją filiżankę w dłonie bo znowu ma ochotę go dotknąć ale tym razem z premedytacją i całkiem świadomie.
Prostuje się i nieruchomieje, hej, Sasa, to nie pacjent, a teraz nie czas na psychoanalize, zdaje się jednak, ze nawyki są silniejsze niż rozum i dają poczucie bezpieczeństwa tam, gdzie jej go brakuje.
Sponsored content


Skocz do: