Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pią 03 Lut 2017, 18:03
Labirynt

Zasadzony według projektu samego założyciela miasta, Piotra I Wielkiego. Labirynt podobno w swoich licznych przejściach i zielonych korytarzach, tak często kończących się ślepymi uliczkami, przechowuje najstarsze tajemnice i sekrety, o które niegdyś toczono wieloletnie batalie. Znajduje się tuż za mauzoleum, dziś jednak jest już zapomniany i budzi ogromny strach, dlatego też mało kto z mieszkańców zapuszcza się w te tajemnicze okolice Petersburga. W końcu nie wiadomo, co kryje się w środku i czy można się wydostać – zwłaszcza że najprawdopodobniej w labiryncie nie działa żadna magia.

Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Labirynt Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Czw 23 Lis 2017, 18:11

08.05.1999

Ślepe uliczki, najstarsze tajemnice i sekrety nie miały dzisiaj wielkiego znaczenia, bo labirynt wcale nie przypominał tych zarośniętych chaszczy za mauzoleum, jak go ówcześnie postrzegano. Jest taka grupa artystów społecznie zaangażowanych, którzy swoją sztukę najbardziej lubią umiejscawiać w przestrzeniach dawno już zapomnianych, a mających ogromny potencjał. Były już fabryki, były nawet kanały (wtedy Tetreau nie poszedł, bo siedział w domu chory na Kameleonkę Zwykłą. Niby nic go nie bolało, ale za wiele i tak by nie zobaczył), przyszedł czas na labirynt.
Tetreau w całej swojej schludnej prostocie bardzo cenił artystów Rosyjskich, szczególnie konstruktywistów i futurystów, na lodówkę przyklejając pocztówki z projektami Antoniego Sant'Elia. I chociaż horyzonty miał rozległe i o wiele inne podejście do sztuki niż większość ludzi pewnie tutaj obecnych to nawet rozumiejąc ideę instalacji, w której dosłownie się znalazł, nie mógł znieść różowych neonów. No po prostu nie. Dokładniej była to fuksja, ale jakie to ma znaczenie, skoro tak intensywne filtry drażniły jego oczy. W tym świetle ludzie zdawali się być bladzi i płascy, doskonale wtapiając się w tło. Co ma fuksja do Alm to Tetro nie wiedział. Gdyby to chociaż była czerwień przypominająca ich sierść, ale nie. To musiała być fukcja.
Tak czy siak instalacja w labiryncie autorstwa Popovej (i to wcale nie rzecz jasna tej Popovej malarki, akurat na jej wystawę Tetro pobiegłby w podskokach jak sarenka) dotyczyła głośnej sprzed paru miesięcy afery wokół znalezienia gdzieś na terenach Indonezji nielegalnej hodowli Alm. Pech chciał, że wszystkie już leżały trupem, gdy sprawa wyszła na jaw. Co więcej, trupem pozbawionym drogocennego futra, taka sytuacja.
Tetro to nawet pamiętał dokładnie gdzie to w tej Indonezji było, bo dyskutował na ten temat żywo ze słuchaczem, tym jednym z dwóch, którzy o drugiej nad ranem nie mogli spać.
Wino było białe, albo różowe. Nie mógł stwierdzić przez te światło, ale kieliszek przyjął chętnie, bo jak znał dzieła Popovej to już wiedział co to będzie za instalacja. Gówniana. Niby zaangażowana koniec końców chodziło tylko o pokazanie jak sobie świetnie artystka radzi na trudnych przestrzeniach. A stary labirynt niewątpliwie do takiej należał.
Komuś kiwnął, kogoś ledwo rozpoznał przez to światło spłaszczające, ale i tak wodził wzrokiem po tłumie, szukając tej głowy jednej o włosach ciasno spiętych. A może wcale nie przyjdzie.
Nie zdziwiłby się.
Wernisaż zaczynał się w samym środku labiryntu, do którego wchodziło się jeszcze przed konstrukcją, przez magiczne lustro, przy którym o bezpieczeństwo gości dbało dwóch goryli w sztucznych futrach z Almy. Proszę bardzo, pani na wernisaż? Proszę przez lusterko.
Wyjść można było już samemu, ale na wypadek gdyby się ktoś jednak w tych korytarzach zielonych, teraz fuksjowych zgubił to na zewnątrz o wiele więcej takich łysych ochroniarzy krążyło, gotowych teleportować się w dowolne labiryntu miejsce. Wystarczyło wyrzucić z różdżki promień światła, różowego, oczywiście. A że podobno w labiryncie magia czasem szwankowała to już inna sprawa. Powodzenia życzę. Almy szczęścia też nie miały.


Ostatnio zmieniony przez Tetreau Paradé dnia Pon 27 Lis 2017, 19:24, w całości zmieniany 1 raz
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Labirynt SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Czw 23 Lis 2017, 18:58
Wystawa. No cóż, wystawa to coś na co można się udać niezależnie od nastroju. Wystawy były ok, można było w ciszy pooglądać rzeczy dziwne, myślami uciec od umierających w szpitalu pacjentów, własnych porażek i goryczy codziennego życia. Można było założyć bardziej niż zwykle elegancką garsonkę, w stonowanych kolorach, bo była dorosłym człowiekiem a nie jakąś szaloną siksą cieszącą się ekscytującym schyłkiem lat dziewięćdziesiątych, prysnąć się perfumą, która dziś zdawała się pachnieć coś inaczej niż zwykle, ale no w biegu złapała flakon i się nim obsłużyła, włosy jak zwykle upiąć ciasno, żeby żadna zwitka mózgowa przypadkiem się nie rozprężyła - dobra okazja do pobycia w zimnej stagnacji, takiej codziennej i normalnej. Bez alarmów, włamań, bez krwawień, ratowania życia, bez badań, porażek, dokumentacji...
Zaraz, porażek? Chwilunia, dzień jeszcze młody, a te perfumy co sie popierdoliły to zaraz będą podwaliną pod niezłą tragikomedię.
Przekroczyła przez lustro, poprawiając apaszkę, którą przewiązała się pod samymi uszami i zaciskając lekko usta rozejrzała się po pierwszej instalacji. Fuksja. Nie to, żeby jakoś wybitnie nie lubiła kolorów, nie przeszkadzały jej mocno, chociaż wolała ich niedosyt niż nadmiar. Sztuka nowoczesna nie była jej ulubioną, trudno stwierdzić co było, może praca, a może ustawianie eliksirów na półkach w dyżurce, to też przecież sztuka nie byle jaka. Zatrzymała się przy pierwszym z zakrętów żywopłotu, przyglądając szklanemu przepierzeniu, przez które mogła widzieć maszerujące po drugiej stronie osoby. Do góry nogami. Przekrzywiła lekko głowę wyciągając przed siebie dłoń i wyprostowawszy palec dotknęła powierzchni, która niczym błona, ugięła się pod naporem zniekształcając obraz.
- Hm. - usta zwęziły się jeszcze troszkę, niemal do linii poziomej, kiedy odwracając się w stronę kolejnego eksponatu z bólem serca zauważyła stolik. Na stoliku w równych rządkach stały kieliszki, obok nich w równych rządkach leżały małe informatory. No dobrze, pora zagrać w tę grę, być normalnym elementem społeczności. Ujęła kieliszek w palce jednej ręki, w drugi zgarniając małą książeczkę i ruszyła dalej. Tropem kudłatych klombów, gnących się jak palce Almy żerdzi, pomiędzy ludźmi, którym nawet nie umiała się przyglądać bo nie wiedzieć czemu, kiedy pojawiała się obok nagle tracili zainteresowanie i przyglądali się jej osobie - na co miała ochotę odgonić ich ręką, sio, i zniknąć w którymś żywopłocie. Nie miała wyzywającego makijażu, dla pewności przebiegła palcami po błyszczących guzikach żakietu, coby się upewnić, że nie wygląda jak fleja i dlatego się na nią patrzą, choć wiedziała dobrze, że nie wygląda, bo nic w życiu nie pozostawiała przypadkowi (och naiwna duszo).
W końcu, bardziej unikając spojrzeń niż przyglądając się wystawie, wytropiła w neonowych błyskach i dziwnym półmroku Paradé'a. Podeszła bliżej, choć nie za blisko, trzymając uprzejmy dystans, nieco z tyłu, czekając aż skończy przyglądać się czemuś. Możliwe, że niczemu się nie przyglądał, tylko patrzył w przestrzeń, instalacja była bowiem tak udziwniona, że dla Godunovej każdy skrawek otoczenia był równie bez sensu.
- Panie Paradé. - odezwała się, kiedy przeniósł spojrzenie gdzieś w okolice jej osoby, żeby nie wyjść na wariatkę czającą się za plecami niczym śmierć- Mam nadzieję, że się nie spóźniłam.
Oczywiście, że nie. Nigdy się nie spóźniała.
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Labirynt Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Pią 24 Lis 2017, 00:42
Nieszczęście nadchodziło krokami drobnymi stając za plecami obojga i chyba trochę chichotu nie potrafiło już powstrzymać i dłonie już zacierało nie mogąc się doczekać co to będzie, co to będzie.
Po pierwsze nie będzie to musical, chociaż pozornie sceneria nadawała się idealnie. Główni bohaterowie już na stanowiskach przyciągają wzrok statystów. Niczego nie świadomi, po sam czubek głowy zapięci, chociaż ona uczesana, a on jak zwykle – tylko się starał. Koniec końców wyszło jak zawsze i włosy teraz w kolorze fuksji pną się dziko jak te labiryntowe zarośla. Jest to cecha, którą można by uznać za uroczą gdyby był to wyżej wspomniany gatunek. Ale nie jest i widać to doskonale kiedy się pod elastyczną lupę będącą najpewniej częścią instalacji weźmie pewne elementy.
Na przykład takie niebo. Popova na pewno bardzo chciała aby było gwieździste, ale pani złota, nie o tej godzinie. Trochę się minęła z fazami, bo chociaż wieczór już zdążył zapaść to niebo ani nie było okraszone ostatnimi deseniami różu kompatybilnie z estetyką instalacji, ani dla kontrastu czarne. To znaczy ha, może i czarne było, ale w większości zasłonięte przez chmury. I to takie zwykłe chmury chmurowate niczego nieprzypominające. Ani śladu księżyca.
Chociaż to wcale nie niebo przyciągnęło uwagę Tetreau, na chmury zdążył już zerknąć zanim w ogóle wszedł do labiryntu, pewnie podczas zwiedzania instalacji spojrzy w górę nie raz.
Dalej nie wiedział jakie to wino w końcu jest, ale obstawiał, że jednak różowe, za słodkie było, chociaż cholera wie. Win nie pijał często, słaby z niego Francuzik. Poza tym barwa wina najpewniej musiała grać z całą resztą. Nużyło go czekanie. Nie na Sasę nawet, tylko na uroczyste przedstawienie artystki i słów parę od niej, bo zdążył już przeczytać o tym projekcie sporo. Ale, że kiwnął już głową chyba wszystkim, którym miał i prześledził wzrokiem każdą ze ścian, którą miał do dyspozycji w samym sercu labiryntu to otworzył informator. Niczego nowego się nie dowie i pewnie będą to dokładnie te same słowa, które zaraz wygłosi Popova. Napisy skrzące się jak zimne ognie pojawiły się przed twarzą Tetreau i przez chwilę nawet czytał, aby się czymś zająć. Tylko, że w połowie już się nie mógł skupić.
Podobno dla każdego eliksiry miłosne pachną inaczej, nawet te najsłabsze, ale nikt nigdy nie potraktował żadnym Tetreau. Z tego prostego względu po pierwsze nie zorientował się co się kroi, po drugie jak większość społeczeństwa zapytany o to jakie zapachy są dla niego najbardziej pociągające chyba nie potrafiłby się w pełni określić. Cóż, po dzisiejszym wieczorze będzie już wiedział. Kiedy uciekać gdy poczuje taką mieszankę.
Najpierw zgubił gdzieś ostrość widzenia, która spłynęła na ziemię, kiedy dopadły go pierwsze nuty zapachowe perfum pani doktor. Najbardziej dominujący był w tej mieszance jaśmin. Tetro obrócił głowę w lewo, wiedziony delikatnymi aromatami konwalii, które wyraźnie próbowały przebić się przez jaśminową otoczkę, ale im się to nie udawało, więc pozostały posłusznie w cieniu. Kątem oka zauważył Saskię, więc odwrócił się, stając twarzą do kobiety.
Dwa. Rozpuszczalnik do szelaku. Z pozoru nie pasujący zupełnie do jaśminu, a jednak w niezrozumiały dla Tetreau sposób oba aromaty nie oddziaływały na siebie inwazyjnie. Może dlatego, że powyższy specyfik trącił alkoholem w bardzo delikatny, trochę orzechowy sposób, a może to za sprawą pieprzonej magii. Ale o tym Parade nie wiedział.
- Dobry wieczór. – Nie mógł zidentyfikować trzeciego i zarazem najsłabszego składnika, jakby cały czas zmieniał, nie mogąc wybrać sobie jednej formy. Kilka zapachów żonglowało przez chwilę zmysłami Tetreau, pozostając w końcu przy tych dwóch najsilniejszych, które i tak nie powinny się tutaj w ogóle pojawić.
- Nie. – Nie i chciał jeszcze dodać, że przecież wernisaż dopiero się zaczyna, nikt jeszcze nawet tej cholernej Popovej nie przedstawił i w ogóle przecież wszystko ująłby tak uprzejmie i sucho w słowa, że dyskusja jakoś by się potoczyła, ale nie. Stał.
Zamknął informator, na sekundę skrzące się litery odbiły się od szkieł jego okularów. I zdawał sobie sprawę, że powinien powiedzieć coś więcej, chociaż nie dotarło do niego jeszcze, że to ona tak pachnie. Inaczej gapiłby się pewnie na nią nachalnie, ale potoczył wzrokiem ponad jej głową na tłum, jakby miał nadzieję, że znajdzie źródło tego zapachu.
Stoi przed tobą, idioto.
W takich ciszach niezręcznych gwar tłumu zdaje się być jeszcze bardziej natarczywy. Nie trwało to jednak długo, bo Saskia przyszła idealnie na czas rozpoczęcia i Tetro wraz z innymi uczestnikami spojrzał w górę, nie, nie na chmury, tylko na projekcję przedstawiającą kobietę, którą Tetreau kojarzył z Katedry Rzeźby i w końcu sama artystkę. I tak, jak się spodziewał niczego nowego o samej instalacji czy Almach nie usłyszał, więc odczekał do braw i do kolejnego łyku wina. Póki każdy na każdego zerka nie można opróżnić zawartości kieliszka naraz, ale nie zdziwiłby się gdyby były to naczynia samouzupełniające się. Wtedy nie ma wstydu, bo kieliszek cały czas wygląda na niemalże pełny. Nie, żeby go interesowało co inni sądzą, w końcu sam zawodowo ignorował tłum. Zerkali, nic nowego.
Też zerknął, na swoją towarzyszkę, dając jej dłonią znak, by wybrała jedno z wielu wejść do fuksjowych korytarzy labiryntu.
Idźcie dzieci, oglądać sztukę współczesną.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Labirynt SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Pią 24 Lis 2017, 15:57
Czym pachniały dla niej samej? Niczym specjalnym, kadzidłem trochę, trochę skórą, może trochę piżmem, ale nie za mocno. Czy dla noszącego taką perfumę zapach coś w ogóle robi? Może, nie dla Sasy jednak. Zawsze była oporna na miłość i różne formy zakochania, nawet gdy uczucie uderzało ją z siłą pociągu towarowego zakrzywiała jego obraz deformując całe piękno. Brew jej drgnęła na to "nie" a usta znów lekko zwinęły się w zaciśniętą linię, cóż za uprzejmość, na prawdę, powinszować, no ale nie mogła wiedzieć, że pan paradka czuje się nieswojo dziś. Nawet jakby mogła wiedzieć, to się nie mogła skupić na tej wiedzy bo złapała się na tym, że zerka na jego twarz, ten wzrok rozbiegany, co chwilę, jakby tam miało mu na policzkach wykwitnąć coś niezwykle ważnego i w ogóle nie mogła się przed tym powstrzymać. Z przerażeniem złapała się na chęci dotknięcia pana paradki, jakby w potrzebie sprawdzenia, czy jest prawdziwy. Absurdalne, prawda?
Zaraz po nim otworzyła informator i trochę słuchając trochę czytając książeczkę ale ani na jednym ani na drugim nie mogąc się skupić, mogła tylko próbować z dwóch źródeł informacji jakoś poskładać całość. Coś o popowej, łysych almach z indonezji, coś o synergii kolorów i byciu wrażliwym na nieprzewidywalny los. A może coś innego? Kręciła winem w kieliszku prawie jakby to był koniak, bo skupianie wzroku na wirującej wodzie prawie pomagało na nieprzemożoną chęć zbliżania się do Parady.
Chrząknęła.
- Ja? - miała wybrać którędy? No dobra. Spojrzała na wszystkie przejścia i zgodnie z instynktem wybrała to, do którego skierowało się najmniej ludzi. Może byli skazani na najnudniejszą część wystawy, ale wzbudzając takie zainteresowanie Godunova czuła potrzebę gdzieś uciec.
Wciąż po głowie kołatało się jej pytanie ale dlaczego? i choć z jednej strony nie mogła odmówić swojemu towarzyszowi uroku, bo sama ciągnęła się za nim jak smród, to zauważyła, że zbiera nie mniejszą ilość przeciągłych spojrzeń od których zaczynało zasychać jej w gardle. Czy na stoliku tam na przodzie stał jakiś sok? Przełknęła ślinę.
- W Kazarmanie było centrum poszukiwawcze, w którym podobno kiedyś trzymali Almę. - powiedziała znikąd. Mało kto interesował się Kirgistanem jako krajem, a Kazarman był miasteczkiem wielkości splunięcia w porównaniu z rosyjskimi metropoliami. Może dlatego zagęszczenie stworzeń magicznych czy unikatowych było jakieś większe? Nigdy specjalnie się nimi nie interesowała, choć bardzo chciała, musiała siedzieć w domu i pomagać matce. To jej ojciec, gniewny wojownik o szerokich ramionach, polował na smoki i siłował się z niedźwiedziami na wielkim stepie. Zawsze chciał mieć syna, zawsze chciała być synem, odległe wspomnienia, kiedy sama się musiała z tych marzeń wykastrować, żeby być damą, umieć haftować i pięknie grać na fortepianie. Podniosła wyżej głowę, jakby dla własnego poczucia dumy, prostując się i poprawiając apaszkę.
Tunel, w którym się znaleźli, zwężał się dziwnie, a liście żywopłotu porośnięte były miękkim czerwonym futrem. Złoty grawer w ziemi głosił "matka" a powietrze zrobiło się ciepłe i wilgotne. Krocząc przed siebie nie musiała nawet wyciągać rąk, bo przejście było ledwie szczeliną, a kudły na tyle długie, że głaskały jej dłonie. Fu. Czy wzięła ze sobą płyn do dezynfekcji? Czy dotykało jej to samo futro, które dotknęło jego ręki? Powinna jednak puścić go przodem, może wtedy byłoby to bardziej znośne. Poza tym, gdyby szła z tyłu mogłaby dalej mu się przyglądać, zastanawiając się, czy w tych szerokich ramionach było by jej wygodnie, czy ma mięśnie twarde jak głaz czy jest ludzko miękki, bo wyglądał trochę na głaz. Jakiej faktury są jego włosy? Chyba delikatne...
Zaraz.
Co?
Potrząsnęła głową ponownie.
Matko...
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Labirynt Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Pią 24 Lis 2017, 17:55
Delikatne. Jeśli już musisz wiedzieć.
Ale lekkie jak pióra, włosy to Tetro miał po mamie. Pani Paradka to chociaż mogła z tej lekkości skorzystać i tapir francuski zaprezentować, ale synowi to by nie pasowało wcale. Poza tym, że nigdy nie potraktował włosów żadnymi zabiegami poza standardowym użyciem grzebienia, wbrew temu, co mu ostatnio panna Jutrzenka zarzuciła.
Ale jemu teraz Jutrzenka nie w głowie. Nie, żeby kiedykolwiek przemknęła mu przez myśli i została na dłużej, po prawdzie różnicy mu nie robiło czy siedziała na tej starej kanapie w rozgłośni czy nie. Wiele było takich rzeczy, które były mu zupełnie obojętne i chociaż powierzył wybór korytarza pani doktor to nie można powiedzieć, żeby nie był zadowolony z faktu, że wybrała najmniej zatłoczone wyjście. Jak się okazało najbardziej atrakcyjne też nie, ale Tetro nie posądzałby Popovej o stworzenie na temat Alm czegoś, co zyska miano kultowego. Najnudniejsza część instalacji czy nie, w końcu dotrą do reszty.
- Nigdy o tym nie słyszałem. – Przyznał, zrównując się z Godunovą. Nie na długo, bo przejście, które wybrało zwężało się niewygodnie i w końcu ruszył przodem, skoro go tak pani doktor przepuszcza. Powinna za nimi lecieć mała wróżka z notesem i skreślać kto kogo większą ilość razy przepuści przodem. Na końcu będzie czekać atrakcyjna nagroda.
- O sytuacji, ani o miejscu. – Doprecyzował, spoglądając pod nogi na napis i unosząc głowę na powrót, żeby się nie wjebać w jakąś futrzaną ścianę. Miał nadzieję, że im głębiej, tym światło będzie bardziej znośne, ale nie. Dotarł w końcu do rozwidlenia i skręcił w prawo, w korytarz, który nie był stworzony dla płaskich istot, tylko normalnych grup ludzi. Czy tam par.
Gwoli ścisłości to nie była randka. I to wcale nie dlatego, że zapraszanie kogoś na wydarzenie poświęcone bestialsko potraktowanym istotom magicznym nie sprzyjało romansowi.
Od ich ostatniego spotkania na Mahala z pozoru nie stało się nic, co mogłoby dowodzić jakiejś diametralnej zmianie nastawienia Tetreau do pani doktor, chociaż specjalnie negatywnie to do niej nie podchodził, ot się niefortunnie wszystkie sprawy zawiązały w supeł w jej gabinecie.
No ale właśnie, niby się nic nie stało, a marginesy w jej listach równe były panie jak od linijki. Estetyczne, na papierze bez zdobień, złożone równo na trzy i treść tych listów utrzymująca zawodowo uprzejmy ton, nie za dużo, nie za mało, bez spoufalania się, w sam raz. Przez kilka tych kopert leżących teraz równo na biurku Tetro obraz pani doktor zmienił się w oczach Francuzika zupełnie.
Trójka Białorusinów idących za nimi skręciła w lewo najwyraźniej chętnie rzucając się na ciasne przestrzenie i Tetreau odprowadził ich wzrokiem upijając łyk swojego wina. Szumiało mu w głowie, wcale nie od alkoholu, za mało go wypił, ale od tego zapachu przeklętego, przez który musiał potrząsać głową, żeby się nie rozpłynąć w tych futrach czerwonych.
Daleko nie zaszli, skręcając znowu za róg, kiedy Tetreau dostał zawału, stając nagle oko w oko z ruchomą rzeźbą Almy, a w zasadzie jej szkieletu i mięśni bez skóry.
To bardzo dziwne zderzenie odczuć, kiedy w głowie szumi słodko, a po karku przechodzi dreszcz obrzydzenia, bardzo niewygodne.
Zwłaszcza, że Alma zaczęła śpiewać kołysankę, kiedy Tetreau ruszył w końcu dalej, bezwiednie łapiąc Godunovą za łokieć, chcąc ją przeprowadzić przez placyk tak, aby jak najmniejszą z rzeźbą miała styczność.
- Jeżeli mogę być szczery to chyba nie zniosę tego wernisażu na trzeźwo. – Możesz być szczery Tetro, szczerość popłaca. Zazwyczaj.
Dopiero kiedy dotarli do następnego skrętu i Tetreau mógł rzucić Almie ostatnie spojrzenie zorientował się, że trzyma Godunovą.
- Przepraszam najmocniej. – W tym momencie powinien puścić jej łokieć i się odsunąć na bezpieczną odległość, nie zakłócając jej strefy prywatnej, ale sklejenie tego w głowie zajęło mu parę sekund w trakcie których nie mógł od pani doktor wzroku oderwać no i masz babo swoje perfumy.
Puścił. Parę metrów dalej ukryta za wysokim płotem rzeźba dalej miauczała swoje pieśni do poduszki. To go trochę uprzytomniło, przeniósł wzrok na swój kieliszek i upił spory łyk. Bardzo wiele myśli sprzecznych zaczęło naraz kiełkować w jego głowie i te, które zdawały się nabierać tchu, aby krzyczeć ostrzegawczo uciekaj, Tetreau, uciekaj! zakwitły po chwili kwiatami jaśminu. Inne zostały zalane szelakiem i ruch dłonią w powietrzu przypominający odganianie muchy niczego nie dał.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Labirynt SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Nie 26 Lis 2017, 11:03
Wyobrazić sobie Pana Paradkę we francuskim tapirze, to jak dobrowolnie poddać się z pełną premedytacją jego urokowi. Powinien też do zestawu wrzucić mocny mejkap i ładną pomadkę podkreślającą te niewielkie usteczka. Usteczka, na które Godunova patrzyła się gdy mówił prawie jakby był prorokiem jakimś cholernym, spijając każde słowo niczym najprawdziwsze przepowiednie.
- Nie dziwie się, wcale. - chrząknęła lekko, mówiąc chyba za cicho, żeby usłyszał, ale głos jej wiązł w gardle dziwnie i czuła, że jej się pod tą apaszką gorąco robi w szyję, jakby ogień jej miał z trzewi jakiś strzelić i plamami rumieńców wybuchnąć na policzkach. Odwróciła więc z trudem wzrok, a kiedy doszli do rozwidlenia udało się jej nawet ustabilizować trochę dziwne zaburzenie pracy płuc z którym borykała się od kiedy tylko stanęła obok tego dżentelmena. Pan Parada był póki co jedynie zawodową znajomością i też w granicach profesjonalizmu się z nim kontaktowała. W sumie z każdym się tak kontaktowała, bo Godunova nie cierpiała na nadmiar nie-zawodowych znajomości, a i talent miała niemały, by posiadając takowe tracić je bezpowrotnie popełniając jakieś niemożliwe towarzyskie samobójstwo. Neutralne papeterie były bezpieczniejsze, zdania ograniczone do informacji podstawowych, bez wybiegania w osobiste niuanse i wrażenia, dokładność składania papieru, wielkość brzuszków literek i długość ich ogonków, wszystko na tyle równo, żeby nikomu do głowy nie przyszło, że ona, ONA ma jakąkolwiek styczność z nieprawidłowościami (albo jakąkolwiek osobowość, ale tego już nie przemyślała). Spotkanie w labiryncie traktowała jako neutralną uprzejmość, albo przynajmniej z takim nastawieniem chciała tu przyjść, rzęsy jednak szczotkowała tuszem bardzo skrupulatnie, a kolor apaszki dopasowała do koloru pantofli, choć wszystko miało generalnie odcienie neutralnego beżu i czerni to i tak. Mówiła sobie, że jak kobieta chce wyglądać dobrze, to wcale nie dlatego, by się komuś podobać, prawda? Podświadomie jednak liczyła na to zawsze, że będzie najśliczniejsza, mała Saskia o wielkich kompleksach zamkniętych w sejfie i zastawionym głazem.
Dotarłszy do kolejnego przejścia, kiedy już prawie było dobrze - puszczenie go przodem było super pomysłem najwyraźniej - zatrzymał się tak gwałtownie, że prawie wyrżnęła w jego plecy dziobem, zatrzymując twarz kilka drobnych milimetrów od jego koszuli i czując, jak krew ponownie uderza ciśnieniem w uszach.
Zamrugała kilkukrotnie, próbując rozwikłać zagadkę dlaczego tak się stało ale po pierwsze, Tetro był duży, większy od niej i jeszcze nie dojrzała zza jego postaci cóż tam za element wystawy był tak szokujący, by się przed nim tak zatrzymać. Po drugie - generalnie bardzo trudno się myślało dzisiaj. Nie miała pojęcia czemu.
Dopiero melodyjne pomruki, chrząknięcia i zawodzenie Almy wyrwało ją z dziwnie miękkiej przestrzeni w którą zapadała się znowu tyle, że zanim zdążyła się przejąć i szkieletowi przyjrzeć, Paradé uznał za stosowne ująć jej łokieć, choć w sposób delikatny, to jednak ująć i prowadzić gdzieś, bóg raczy wiedzieć gdzie bo z momentem dotknięcia Sasa zmieniła się w bezmyślną pacynkę.
Prowadź mnie Panie.
Wszystkie zwitki neuronów skupiły się tylko na tych dwóch centymetrach kwadratowych skóry na którą napierał materiał pod naciskiem jego palców. Cały świat ograniczył się tylko do tego łokcia i tych palców, na które patrzyła się jak na sto milionów.
Zdążył ją puścić, powiedzieć coś nawet, a ona dalej wpatrywała się w łokieć.
- Słucham? - podniosła w końcu wzrok jakiś taki nieobecny - No to czemu ma pan cierpieć... - uniosła kieliszek i nim rozum zdążył wrócić do głowy wychyliła jego zawartość jak najgorsze lekarstwo. Tak Tetro, szczerość popłaca. Zazwyczaj. Zaraz będziesz miał na głowie Saskię tańczącą w rytm almich kołysanek. Odwróciła się i odstawiła kieliszek na blat stolika, który wydawało się jej, że tu stał, ale był stolikiem w pierwszym pomieszczeniu, jakieś dziesięć minut temu, w związku z czym po prostu upuściła go na ziemię.
- Ojej. - bąknęła z wyraźnym zażenowaniem, malującym się na twarzy. Co sie dzieje, boże drogi. Przeniosła pytający wzrok na tetrową twarz, jakby on, mesjasz, znał odpowiedź na każde pytanie.
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Labirynt Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Nie 26 Lis 2017, 16:51
Ładnie się dobraliście kolorystycznie, chociaż żadne z was pewnie nie zwróciło na to uwagi. Za to w tłumie ktoś musiał się znaleźć, kto szturchnął kolegę czy koleżankę i mruknął patrz, to jedni z tych. Jedni z tych, co się ubierają tak, żeby do siebie pasować. Beżowe spodnie, pasek czarny z ciężką klamrą i koszula wyprasowana oczywiście, też czarna.
Na pewno pachnie płynem do płukania w taki delikatny sposób, który nie drażni nozdrzy.
Wziął łyk, o wiele mniejszy niż ten, którym go miała za chwilę Godunova zaskoczyć.
Chciał zapytać dlaczego, dlaczego jej to nie dziwi, czy to kwestia tego, że sprawa zbyt cicha była, czy jego ma za ignoranta, ale pytanie rozpłynęło się gdzieś w tym zastoju myśli, bo pomimo że dużo ich było, to wszystkie jakoś płynęły wolno i ociężale. A po chwili było już za późno, kiedy w końcu zdecydował się zapytać, bo pani doktor, nowa pani doktor zachowuje się jakby jednak wiele z tą, którą poznał miała więcej wspólnego. Ale to nic, to nic, przecież widzi, że i ją najwyraźniej jakaś siła rozprasza i obserwuje jak ten kieliszek ląduje na ziemi i wcale się nie tłucze, tylko leży tak i wylewa się z niego i wylewa i wylewa. Płyn wsiąka w ziemię i Tetreau wzroku nie może oderwać od tego zapętlonego zjawiska, w końcu zerkając na Saskię zza okularów.
- Pani Godunova. – Wzrok ma zamglony. Przez światło, przez zapach, przez nią.
- Dobrze się pani czuje? Nie mogę skupić myśli. Mam wrażenie, że dolano czegoś do wina. – To byłoby najbardziej logiczne wyjaśnienie, prawda? Do głowy by mu nie wpadło, że powodem, dla którego tak mu się miękko robi jest pani doktorowej szyja namaszczona olejkami, schowana za apaszką. Nie gorąco pani?
Odrywa wzrok. Od apaszki, robiąc krok w kierunku tego nieszczęsnego kieliszka, przy którym kuca i stawia go, aby się już nic nie wylewało. Obok odstawia swój, dosyć już, tak być nie może, absolutnie. Wstaje i tak blisko jest źródła tego zapachu, przecież kusi go i przyciąga i to na pewno, przez to wino cholerne tak silnie odczuwa zapachy i z zamkniętymi oczami mogłoby go to prowadzić, trochę jak teraz, bo nawet nie wie, w którym momencie zamiast wrócić na swoje miejsce sprzed paru sekund staje przy Saskii, za Saskią, docierając prawie do tego miejsca, gdzie ciężką mgłą osiadły na jej skórze perfumy. Gorąco mu i czuje, jak gorąc bucha od niej i parę milimetrów dzieli czubek tetrowego nosa od jej szyi. I apaszka. Po którą sięga jedną ręką i zdejmuje jednym pociągnięciem wolnym, bezczelnie przekraczając granicę. Przecież to wszystko nie miałoby prawa mieć miejsca, gdyby. Gdyby. Gdyby.
Nie pamiętał, o czym myślał, czy to istotne w ogóle, co jest istotne w obliczu tego, że skóra jej tak pachnie i taka jest gładka, że już nie tylko nosem po niej wodzi, ocierając się policzkiem o szczękę sasową, owiewając ją oddechem wilgotnym, gorącym, jakby wcale temperatura nie była już za wysoka.
Gdzie ta apaszka? Upuścił ją chyba, bo ręce same mu powędrowały do ramion pani doktor. Przesunął dłońmi wzdłuż jej rąk, zatrzymał się na tych łokciach nieszczęsnych, od których wszystko się zaczęło, przechodząc do sasowej talii, trzymając ją mocno, tak jak powinien przecież, jak powinien mężczyzna kobietę.
- Zniewalająco pani pachnie. – Zniewalająco, bo chyba zrobiłby wszystko, żeby ją taką jaśminowo-szelakowo-gładką przy sobie utrzymać jak najdłużej, a najlepiej na zawsze, na zawsze, żeby mu już nikt nie zabrał. Pani Godunovej. A ty Tetro, to chyba się już jak człowiek nawet nie potrafisz wypowiadać, bo mruczysz, nawet nie mówisz do niej. Podobno mężczyźni zniżają głos kiedy chcą kobietę uwieść i widać pan Paradka wcale poza ten krąg nie wystawał. A tak miał czelność kpić, tak oczami wywracać na wszystkie te osoby, które nie mogą się powstrzymać, żeby przypadkiem nawet go nie dotknąć, a tu co. Od pani doktor (przez wino! Przysięgam, przez wino!) rąk oderwać nie może, a w zasadzie ręki jednej, która do tych błyszczących guzików sięga, bo drugą złapał własne okulary chowając je do kieszeni, przeszkadzają mu w tym zatapianiu się w pani doktor, chociaż to za mało. Bo chciałby cały, tak mu szumi cała Sasa w głowie, więc odpina te guziki cierpliwie odwracając panią doktor w swoją stronę, w końcu dłoń wsuwając pod poły żakietu i daliby wszyscy bogowie po kolei, żeby jednak był bardziej w tym swoim zachowaniu niezręczny, ale nie pozwoliłaby mu krew demoniczna (buzująca teraz gorąco) aby był ziemniakiem i na tej płaszczyźnie.
Zabawnie będzie, gdy się za kilka godzin obudzi i dotrze do niego, jak słabą ma wolę wobec specyfików magicznych i kiedy analizując po kolei od wejścia do labiryntu swoje kroki dojdzie do momentu, kiedy stojąc w ślepym zaułku, czego z oczywistych względów nie zauważył, pocałował panią doktor tak namiętnie, że na samą myśl chyba będzie musiał się udusić poduszką.
Ale teraz to nie ważne.
Bo Saskia taka jest smukła i tak ją kocha, tak kocha gorąco, że na przeprosiny już za późno.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Labirynt SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Nie 26 Lis 2017, 19:24
No nie dziwiło jej to, bo Kazarman nie był w ogóle znany, a to Centrum Poszukiwań to w sumie były tylko cztery sale i korytarz, nic czym można było się chwalić na co dzień. Większość znanych jej ludzi nie umiała nawet w przybliżeniu wskazać na mapie Kirgistanu, nie mówiąc już o tym, żeby mieli jakiekolwiek najbledsze chociaż pojęcie o tym z czego słynie, czy z czym się kojarzy.
- Też coś tak... - marszczy bezwiednie brwi patrząc z pretensją na wsiąkającą w ziemię plamę, która w tym świetle była czarna jak smoła. Cy to coś z winem? Może i mogłaby to ocenić, gdyby miała jakieś pojęcie o tym jak pachnie czy smakuje wino bez żadnych dodatków, ale Popova była tak abstrakcyjną postacią dla samej pani doktor, że wcale by się nie zdziwiła, gdyby w dzisiejszych czasach uznano, że doprawione drinki pomogą w odbiorze sztuki. Z drugiej strony to jak się czuła w ogóle nie pokrywało się z wielokrotnymi doświadczeniami jakie miała w zaciszu własnego domu, testując dziesiątki eliksirów własnej produkcji - w imię nauki, rzecz jasna. Oj nie, to co się działo w jej głowie nie było podobne do naćpania ani odrobinę, było zaś podobne do czegoś innego, do czegoś o czym tak zawzięcie czytała w swoich ukochanych romansach. Nawet ten szum krwi w uszach i ucisk w dołku się zgadzał.
Obserwuje, pani Godunova, jak Tetro ratuje niekończący się winny wylew i nagle robi wszystko to, czego nie powinno się robić, nie wolno, wszystko to, co całkiem świadomie jest wyodrębnione z rzeczywistości i zapieczętowane w sekretnej strefie marzeń sennych.
- Mo... mo... mo... - do dziś nie wiedziała, że jest jąkałą, nie mogąc jednak poskładać do kupy żadnych sylab duka jak kretynka to nieszczęsne "Mo" od "Moja apaszka" kiedy cała nieruchomieje, a oddech Paradé'a muska jej kark. Każdy, nawet najmniejszy włosek na ciele pani Doktor staje dęba, a skóra robi się nagle tak wrażliwa na jakikolwiek bodziec, że najdrobniejszy dotyk jego nosa jest niemal bolesny. Wzrokiem śledzi miękki lot delikatnego materiału apaszki, bo nie jest w stanie spojrzeć na to, co Francuz robi z jej pięknymi, złotymi guzikami. Systematycznie, jeden po drugim, jak szczelina w zbroi, źrenice wpierw rozszerzają się, by zaraz zwęzić w szaleńczym tempie, czy to przerażenie? Co to za uczucie? Łapie się na tym, że choć klatka piersiowa unosi się jej i opada w normalnym rytmie, to żaden oddech nie opuszcza płuc ani do nich nie wnosi błogosławionego tlenu, jak zamknięta pod wodą widzi tylko Paradkową twarz z nieodpowiedniego bliska, tak bardzo nieodpowiedniego, jakie on ma oczy zielone, albo szare, w sumie nie wiadomo bo zaraz zaciska powieki, jakby ją miał Parada walnąć z dyńki w twarz, co pewnie uznałaby za bardziej prawdopodobne i normalne od tego co miało nadejść.
- Dziękuję? - stęka zduszonym głosem i nie wie już, co gorsze, Alma-potwór, śpiewająca kołysanki, różowe neony, czy te ręce Paradki niecierpliwe jak dzieciaka rozpakowującego prezenty. Tym gorsza cała sytuacja, że Godunova w ogóle pojęcia nie ma najbledszego co tu się odpierdala, bo ona te perfumy to kupiła przecież dla hecy, wcale nie, żeby ich użyć i całe to zainteresowanie jakim Tetro ją obdarza jest dla niej bardzo, ale to bardzo niezrozumiałe. Saskia jaka jest każdy widzi, może i nic jej nie brakuje, buzie ma ładną taką, brwi wyraźne, spojrzenie bystre, ale jakikolwiek amant by się do niej krokiem ochoczym nie zbliżył zaraz kręciła o tym jaka jest okrutnie zapracowana, a jak to nie pomagało to dodawała kilka trwożnych historii o Hotynce, a tych miała cały skoroszyt. Później odwracała się na pięcie i znajdywała najdalszy kąt świata, siadała tyłem i eksponowała jak bardzo była zajęta przez czytanie czegoś ze skupieniem (zerowym) czy notowaniu czegoś hieroglifami nie do rozszyfrowania. Wychodziła przy tym na nadętą, pyszną krowę, która nie umie przyjmować komplementów - bo przecież kobieta to powinna wdziękiem, chichotem i rumieńcem odwdzięczać się za jakikolwiek objaw zainteresowania ze strony mężczyzny - z czym było jej zupełnie dobrze. Dlatego teraz, kiedy Tetrowa uwaga niezmącona niczym w zupełności, całości i swoim ogromie skupiona była na jej osobie tak strasznie bez sensu, czuła tylko, że zaczyna wpadać w panikę.
Na dodatek byli w zaułku.
I wpada, demoniczny urok, nieszczęście kaczątka, tysiące przeczytanych do poduszki miłosnych historii, almy śpiew w tle, miał usta miękkie jak marzenie, książka wyśliznęła jej się z ręki jak w prawdziwym filmie romantycznym, brakowało tylko stópki w górę uniesionej, ciepła francuska dłoń na jej plecach i jakieś przedziwne, nieznane uczucie, jakby ciężar całego okropnego sasowego życia nagle spadł jej z ramion, tak lekko, to przecież nie jest na prawdę, to nie może być na prawdę, roztapia się w tej myśli i unosi dłonie ku Tetrowej twarzy.
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Labirynt Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Pon 27 Lis 2017, 16:39
Pogięła się. Jej koszula. Kiedy ją tak ściskał strasznie obejmując i przyciągając do sobie, żeby jak najbliżej ją mieć, chociaż wolnej przestrzeni między nimi nie było już żadnej i jeszcze chwila, jeszcze sekunda i tchu im obu braknie, bo tak już blisko byli. Tuż przy nim pani doktor była, takie delikatne opuszki palców miała, kiedy uniosła je do tetrowej twarzy, to mu serce bije szybciej, że odwzajemnia to wszystko i pachnie i smakuje mu tak, że wszystko już wokół, ten śpiew Almy zupełnego nie ma znaczenia.
Biedna Saskia, biedny Tetreau, gdybyście tylko wiedzieli, co na was dzieła, co się dzieje tutaj w tej fuksji erotycznej romantycznej, która tylko wzmaga ten nastrój uniesienia, to uciekalibyście jak najdalej zabierając swoje podejście sztywno spięte, tak być nie może. Ale tak jest i dzieje się to wszystko, więc ją Tetro całuje dalej i ani myśli przestać, skoro jest jego.
Nawet nie słyszy za co dziękuje (za komplement, za podniesienie kieliszka?) i to nie jest istotne przecież wcale i nie jest już po chwili pewien, czy naprawdę za coś dziękowała, bo echo wielokrotnie zniekształcone obija mu się w głowie i wszystko traci jakikolwiek sens w obliczu tego, że ma swoją ukochaną przy sobie.
Obejmuje ją ramionami i pewnie tworzą już jakąś oś wygiętą jak na starych zdjęciach z lat 50 i choć jedną ręką trzyma ją mocno to drugą wędruje zaciskając pajęcze palce na miejscach, których publicznie nawet nowożeńcom dotykać nie wypada. Nikomu nie wypada. Najlepiej takie praktyki w zaciszu własnego mieszkania odprawiać, ale co Tetro poradzi na to, że jego, jego Pani Godunova ma taki właśnie kształt pośladków, który na niego działa jak. Viagra krzesiwo ogień rozniecający.
I nie wolno, już na pewno nie wolno robić tego co on robi dalej, kiedy się od doktorowych ust odrywa, że szepnąć jej na ucho rzeczy, których powtarzać nie wypada absolutnie. A co na ucho to nieprawda podobno, a tu masz, żeby to tylko nieprawda była, ale nie. Ton mu się zmienia zupełnie, na taki, którego sobie poprzysiągł nie używać nigdy absolutnie. I szkoda, że się tymi słowami nie udławi teraz, miałby z głowy. Bo gdy sobie tylko uprzytomni za parę godzin ten szept gorący do niej, o niej, o nich, o pocałunkach, jak mało ich i gdzie jeszcze chciałby, gdzie mogliby, gdzie ona mogłaby usiąść jemu, na nim, z nim, to sam sobie drzwi do piekła otworzy i skoczy a i tak nie zadośćuczyni.
Chyba tak głośno im serca biją, jego zakochane, jej w stanie przedzawałowym, że słychać je na cały labirynt, bo do zaułka w końcu trafiają cztery sylwetki, parę metrów od nich, z takiej odległości bez okularów Tetreau potrafi tylko ocenić, że to ludzie, kropka. Nogi mają, głowy mają, w ich stronę zwrócone, biedni przechodnie, ruszyć się dalej nie mogą.
Przygląda się im chwilę Tetro znad sasowej głowy, w końcu coś drga, rusza się, nie widać niczyich rumieńców, ale wiadomo, że każdemu w tym zaułku od pąsów aż gorąco.
Puszcza Saskię, schylając się po jej apaszkę i informator, proszę bardzo, moja droga pani, tutaj jest książeczka, a apaszkę zawiąże sam, co to za filozofia, albo chyba jednak. Chyba jednak trochę filozofia. Ale to tylko apaszka, zawiązał na raz, węzełek jeden i uśmiechnął się miło do Pani Godunovej, jeszcze jednego całusa w ten uroczy, nastoletni sposób jej skradając.
Trzeba stąd wyjść. Może trzeba było jak tych trzech Białorusinów skręcić w lewo. To kawałek stąd przecież, ale nigdy nie wiadomo jakie po drodze rzeźby mogłyby zaatakować, więc Tetro splata swoją dłoń z sasową no i teraz panie można iść. Za rękę, jak na zakochanych przystało.
Słyszysz malenia, wychodzimy.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Labirynt SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Wto 28 Lis 2017, 17:15
O, żeby to tylko koszulka się pogięła, panie Paradka, cala Sasa się pogięła, wszystko w niej, a jak już pan odpalił swoje demoniczne właściwości to w supeł związała się gordyjski gdzieś z tymi palcami niespokojnie chwytającymi się kontaktu z pana skórą, jakby to była ostatnia rzecz, jaką miała w życiu robić. Dwójka zaplątanych w siebie ludzi, oddanych pocałunkom pełnym pasji, tak żarliwym, że serce głupie krew pompowało jak na wojnie, czuła pulsowanie w każdych przedziwnych częściach ciała od nosa na piętach kończąc.
Komiczny tragizm tego ich miłosnego uniesienia będzie jeszcze przez wiele lat wisieć nad panią doktor jak koszmarny cień, przypominając jej jak bardzo była głupia, jak łatwa, jak stęskniona zwykłej ludzkiej uwagi i czułości. Jeszcze nie teraz, może jeszcze nie dziś, bo do myślenia potrzebowała zdrowych zmysłów, a te właśnie były konsumowane tetrowymi ustami gorącymi, więc nic z tego. Ale niedługo, obiecuję, że niedługo doda jeden do jednego i będzie płakać tak, jak jeszcze nigdy nikt chyba. Może jutro, może za tydzień, a może za kilka godzin jak już poziom hormonów obojgu w głowach się unormuje.
Saskia niemal dysząc obejrzała się błędnym wzrokiem przez ramię na przypadkowych widzów tego erotycznego spektaklu i choć widziała ich zdezorientowane twarze to w ogóle zgubiła się w rzeczywistości, co oni tu robią? Co to za ludzie? Czemu na ścianach rosną liście? Gdzie my jesteśmy, panie Paradka?
Ten szept to był zbędny zupełnie, bo ostatnie nitki trzymające ją przy zdrowych zmysłach pękły a z gardła wydobył się głęboki pomruk. Jak strasznie gorąco, jak gorąco, sama już te poły żakietu rozchyla, zaraz w ogniu stanie, już czuje, że jajko można jej na skórze usmażyć. Po co mi ta apaszka, Tetrocini, ja nie mogę oddychać - zdaje się mówić jej spojrzenie, kiedy on równie nieogarnięty próbuje schludnie zawiązać materiał, ale kończy na mizernym pojedynczym węźle. Coś jeszcze, jakaś resztka natury Godunovej, jęczy w duchu, bo przecież to tak niechlujnie wygląda taka apaszka i ta koszula pomięta, ten żakiet rozchełstany, dobrze, że guzików nie pourywał, wtedy to by było naprawdę przykro, ale aż wzdryga się na ten nastoletni pocałuneczek i przyjmuje swój informator, nie będąc pewną, co to w zasadzie jest ta książka, ale skoro Paradka jej dał to znaczy, że trzeba wziąć i palce splata z jego palcami, zaciskając delikatnie dłoń i próbuje patrzeć przed siebie, ale jej wzrok ucieka w jego stronę co chwilę tak, że prawie wpada na kolejny eksponat.
Wyciągnięte almie dłonie, dziesiątki, tysiące dłoni powoli gładzących powietrze,miękkim ruchem niemal pieszczotliwym. Patrzy Godunova jak się ludzie wdają w interakcję z tymi ramionami giętkimi, ale żadna nie zachęca jej do zbliżenia się bardziej niż tetrowa ręka, której trzyma się tak kurczowo. Z głośników trzaska wywód, mruczącym głosem, o wolnych Almach o ich łagodnym usposobieniu, a w Sasie już co innego mruczy i nie ma w tym zbyt wiele łagodności. Pociąg ruszył, prosimy trzymać się poręczy, za wypadki nie odpowiadamy.
- Trochę mi słabo - mówi otwarcie, bo tak, jest jej słabo, a jako lekarz wie, że takie rzeczy należy komunikować na wypadek niespodziewanych wypadków, ale jak tylko odwraca spojrzenie w stronę Tetra to już w sumie zapomina, że tak się czuje. I choć jakiś półmrok zasnuwa jej spojrzenie, to i tak wzrok ma utkwiony w jego oczach.
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Labirynt Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Wto 28 Lis 2017, 23:41
Słabo jej lol.
A co on ma powiedzieć, pani Godunova? Kiedy się w snach nawet tak nie zachowuje, bo Tetreau śni o budowlach nierzeczywistych, o architekturze gładkiej i czystej na tle nieba bezchmurnego, o szybach z szarymi refleksami i szklanych windach, o wszystkim, co czyste i estetyczne i daleko mu do harlequinów i erotycznych marzeń sennych. Czasem się zdarzy, ot, jak każdemu, sen o Mii Wallace, ale ile to razy, jeden wybryk na parę lat. Bardzo daleko mu do tęsknot ludzkiego dotyku, chociaż ostatni raz ktoś tak blisko niego akceptowalnie był podczas sylwestrowej zabawy, tych muśnięć niechcianych od obcych czy znajomych nie mogących się powstrzymać nie liczy.
Im starszy jest tym grubszą ma skorupę, toteż gdy się sam Parada obudzi z tego letargu erotycznego, zdziwi się mocno.
Jeszcze się zdziwi bardziej, że drugi raz w życiu widzianą panią doktor Godunovą w sekundzie pokochał w sposób szaleńczy, tak, że byłby w stanie teraz zaraz już zabrać ją gdzie by tylko chciała, ale najlepiej to do wspólnego gniazdka.
Saskia dłoń ma gorącą, podobnie jak jego i chyba w podobny sposób każda część ciała najmniejsza nawet pulsuje niecierpliwie domagając się kontaktu z ukochaną. Ale przyszli tu na wystawę prawda? Na wystawę.
Mija Tetreau okropną rzeźbę Lamy już chcąc iść dalej na rozdrożu, kiedy misia mówi, że jej słabo. No boska matko boska, przecież jemu też słabo, ale to nie ważne. Misia mówi, to trzeba z tym coś zrobić. Chociaż gotów ją na własnych rękach stąd wynieść.
Zatrzymuje się i spogląda na panią doktor, schylając się, żeby być swoją twarzą na poziomie jej, bo jednak niedźwiedź, to i wyższy paręnaście centrymetrów.
Wszystko w tych jej oczach widzi cholera jasna i dalej pachnie tak, że za parę godzin, jak stanie na nogi to zapachu jaśminu chyba do końca życia nienawidzić będzie. Do kurwy nędzy, czy amortencja działa adekwatnie do zmieniających się preferencji? Pewnie tak. Znowu następnym razem, kiedy na siebie ktoś olejki wyczuje to Tetro podstępu nie wyczuje, bo tym razem wszystko pachnięć mu będzie pociągająco jak… jak… no właśnie co? Coś innego. Może trawa cytrynowa.
Kładzie dłoń ciepłą na jej policzku gładkim zakochany jak skurwesen, ktoś musi bardzo za tą sytuację później oberwać bęcki.
- Chce pani stąd wyjść? Możemy wyjść. I wrócić innym razem, albo wcale. – Chociaż on musiałby wrócić tak czy siak, żeby zebrać materiał na reportaż, ale to teraz nie jest ważne, ważne są jej wargi rozchylone, po których przejeżdża kciukiem, w końcu go w te doktorowe usteczka gładkie wkładając.
- Pani Godunova. – Powtarza słabo drugi raz tego wieczoru, a zdaje mu się, że tysięczny, oby kurwa te kilka punktów fabularnych było tego wartych. W zamian za te tysiące lat cierpienia dramatycznego obojga bohaterów.
Szczerze to powiem – jesteście siebie warci.
Saskia Godunova
Saskia Godunova
Labirynt SqlTGg5
Kazarman, Kirgistan
29 lat
czysta
neutralny
uzdrowiciel
https://petersburg.forum.st/t930-saskia-godunova#2960https://petersburg.forum.st/t949-saskia-godunova#3020https://petersburg.forum.st/t937-co-mi-panie-dasz#2984https://petersburg.forum.st/t938-talon#2986

Czw 30 Lis 2017, 15:06
O czym śni pani Doktor? Saskia śni ze sny, dlatego sypia mało. Ma system napędzany całym zestawem eliksirów i tabletek, które zażywa z rana, na wzmocnienie, na pobudzenie, na sprawność fizyczną i psychiczną, na depresje, bo Saskia nie sypia za dobrze. Śnią się jej koszmary, umierają jej ludzie, nie ma w życiu miłości i budzi się z krzykiem i płacze i tylko kotek cyklopek wyciągający się w pościeli ratuje ją przed szaleństwem samotności. Pani doktor wybiera, by nie śnić, więc może dlatego teraz to wszystko wydaje się jej tak surrealistyczne? Znów weszli do sekcji fuksjowych świateł i żółtych prążków, leniwie sunących po ścianach żywopłotu, a ona już zupełnie pogodziła się z myślą, że to nie na prawdę. Uśmiechała się nawet, bo przecież w nierzeczywistych stanach wolno wszystko, śmiać się, tańczyć wolno, mówić głośno i nosić rozpuszczone włosy. Z tą myślą wyciąga z ciasnego koka dwie pięknie zdobione szpile, a one, grube i gęste, jak olej płyną w dół po plecach.
Kiedy Tetrociniego twarz zbliża się znów do jej twarzy, policzki pąsowieją rumieńcem, Saskia zawstydzona mruży oczy uśmiechając się jak dziewczynka, przecież to teraz bajka, można wszystko tak jak się chce a nie tak jak powinno, kiedy dotyka jej policzka unosi dłoń by przykryć nią tetrowe palce i wtulić w nie twarz.
- Nie chciałabym Pana kłopotać... - mruczy mu prosto w dłoń, muskając zaraz jego nadgarstek ustami- ...Pan chyba jest tu w pracy...
Och bogowie, gdyby tak im odpierdoliło w szpitalu i Sasa zapomniała o obowiązkach lekarza to chyba rzeczywiście wieczór zakończyłby się śmiercią, albo jakiegoś pacjenta albo jej samobójem. Żółte pręgi suną leniwie po jego twarzy czyniąc cały obraz jeszcze bardziej wyrwany z rzeczywistości, Saskia przygryza usta i wyciąga drugą dłoń, ma Pan takie rzęsy długie, panie paradka, piękne.
- Jeśli jednak mam być szczera, wolałabym wyjść i nie wrócić. - podświadomość nakłada się na rzeczywistość, rzeczywistość zagina się pod przyłożniczym czarem, trochę pamięta, że są gdzieś i z tego miejsca trzeba wyjść bo się do niego weszło jakoś, ale nie pamięta gdzie, ani jak, tylko jakieś bardzo średnie odczucia estetyczne, które nic nie znaczą w towarzystwie jego ust. Wciąż czuła ich smak.
Na dwoje babka wróżyła, potęga ludzkiego umysłu jest niezmierzona. Godunovej udało się wyprzeć całą swoją kirgijsą osobowość na wiele długich lat, myślisz, że nie wyprze się wspomnienia tego wieczora? Może, że nie wmówi sama sobie, że to się nie wydarzyło? Już z naiwnością dziecka wpada w przekonanie, że do na niby, że naćpała się czymś i zaraz z żywopłotu wyfruną dzwoneczkowe wróżki, przecież to wszystko bez sensu, ta fuksja i żółte pręgi, dłonie, ten trzeszczący głośnik i to jakim tonem mówisz "Pani Godunova". Jak nigdy nikt, nigdy. Zamyka więc oczy i czubkiem języka dotyka prowokacyjnie czubka tego palca najeźdźcy w jej ustach, choć gdyby w jakimkolwiek innym wypadku ktoś coś tak niehigienicznego wsadził jej do buzi jak palec to by chyba dostała padaczki i upiła się środkami dezynfekującymi. Teraz to przecież nie na prawdę, więc dłonią sunie po tetrowym przedramieniu, palcem zahaczając o guzik koszuli.
- Czy mógłby mnie pan odprowadzić..? Byłabym niezmiernie wdzięczna.
Tetreau Paradé
Tetreau Paradé
Labirynt Tumblr_mc7tizJcup1rskg60o11_r1_250
Nicea, Francja
35 lat
¾
neutralny
publicysta, realizator w Płanieta FM
https://petersburg.forum.st/t1266-tetreau-paradehttps://petersburg.forum.st/t1269-parade-tetreau#5139https://petersburg.forum.st/t1268-tetro#5137https://petersburg.forum.st/t1271-lalique#5144

Pią 01 Gru 2017, 00:10
Gdzie jest loża szyderców, gdy jest najbardziej potrzebna? Teraz to by im się przydało kilku takich na otrzeźwienie, chociaż szkoda, że i tak by to nic nie dało, bo Tetreau taki zakochany po uszy, można się śmiać, aczkolwiek to wciąż nabijanie się z cudzego nieszczęścia, podobno przynosi pecha. Żeby nikomu do głowy nie przyszło, że upojenie kogoś amorycznymi to taki dobry pomysł, chociaż Sasa to się zdaje bawić znakomicie, byłby wstyd, pani doktor, ale się to wybaczy, bo przyłożnik i mówi rzeczy brzydkie, którym się oprzeć nie sposób. Też gnój.
Podobała mu się w tych włosach ciasno spiętych profesjonalnie zanim w ogóle serce mu na jej widok bić szybciej zaczęło, ale teraz to nie ma znaczenia, jeszcze przez parę godzin podobać mu się będzie cała, choćby te włosy zgoliła to i tak Tetro przyklaśnie, taka jest pani piękna.
No ale teraz to przynajmniej jest szansa, że ktokolwiek choć odrobinę znajomy by Godunovą spotkał to jej nie pozna. Pół biedy, Tetreau, raczej marna to plotka, że w labiryncie się z jakąś niunią obściskiwał, ale pani doktor? W takim stanie rozchwianym, rozwianym, rozpuszczonym, rozochoconym? Trochę skandal. Do szpitala to by mogła nie wracać, gdyby się tam takie rzeczy działy, ale z drugiej strony czemu miałyby? Przecież na obchód pana Paradé w celach towarzyskich by nie zaprosiła. A jaką Tetreau relację zrobi z wystawy to już jego wybór, taką o miłości też mógłby, bo kto mu zabroni. Trochę jest w pracy, trochę niech się Sasa nie przejmuje, był na tyle wygadany na audycjach (ostatnio w przeciwieństwie do rzeczywistości), tak podkręciłby temat, że by się nikt nie zorientował, że jedyne co widział to ściany z futra i jedną rzeźbę Almy, a poza tym tylko ją, ją, ją.
Którą bardzo chciał odprowadzić, przecież zrobiłby to i tak, nawet, gdyby na nich te komiczne nieszczęście nie spadło.
Może być pani szczera, szczerość popłaca, to już ustalone.
- Oczywiście. – NIE RÓB TEGO, JA PIERDOLĘ, NIE RÓB TEGO. Ale co ja mogę, co bogowie mogą, kiedy pozostaje tylko obserwować te poczynania samobójcze i trochę życzyć takiemu Francuzikowi, żeby się to gorzej nie skończyło, a trochę mając świadomość, że zginie marnie szybko no i na co to komu było.
Byle szybko, byle szybciej, bo tak mu gorąco, bo tak mu każdy nerw najmniejszy nawet pulsuje i skręca się niecierpliwie gdy obserwuje coraz śmielsze poczynanie pani Bovary Godunovej będącej pod wypływem francuskiego markiza. Żeby się to wszystko przypadkiem też nie skończyło zatruciem arszenikiem, bo to już będzie smutna inspiracja. Tak, jakby cała ta sytuacja tutaj się odbywająca nie była niebywale smutna.
Już niech będą te środki dezynfekujące.
Ale to później, jeszcze się trochę ubrudzi, jeszcze się trochę wstydu naje, bo od labiryntu do domu, czy gdzie ma tam panią odprowadzić droga na pewno jest długa i dobrze by było w międzyczasie może w jakąś studzienkę wpaść, nogę złamać, cokolwiek, co byłoby mniejszym złem niż to, co wam w głowach siedzi, nieszczęśnicy.

Tetreau i Saskia z tematu
Zara Chaves
Zara Chaves
Labirynt D910d8060c169166fb18be39b6d4d153
Meksyk
27 lat
¾
za Czarnym Słońcem
marionetka, hipnotyzerka
https://petersburg.forum.st/t2202-zahara-chaves#12602https://petersburg.forum.st/t2204-zahara-chaves#12603https://petersburg.forum.st/t2206-in-omnia-paratus#12606https://petersburg.forum.st/t2205-ludzie-listy-pisza#12605

Pon 25 Mar 2019, 22:10

07.08.1999


Dużo białych plam na petersburskiej tkance pozostaje jeszcze w stanie surowo enigmatycznym, do odkrycia dopiero przeznaczonym - gdzieś, kiedyś. Może dzisiaj. Właśnie teraz. Nie wiem, czy to pomysł, który można uzasadnić racjonalnie; czy argumentacja nie przeważyłaby szali na jesteś skrajnie głupia, że w ogóle się na coś takiego porywasz (przeważyłaby, oczywiście), ale pewne rzeczy po prostu muszę sprawdzić osobiście.
Z jakiegoś powodu o tajemnicach labiryntu mówi się tu na ulicach Petersburga z nabożnym lękiem – na językach przewija się sporo opowieści niezałatanych najmniejszym sensem, z trzonem oscylującym wokół wszystkich tych również nieświętej pamięci dusz, które mają się tam już błąkać bez końca. Mnie interesuje coś zupełnie innego - przebąkiwania o tym, że z jakiegoś powodu magia tam nie funkcjonuje, tak jakby coś nie pozwalało jej żerować na energii czarodziejów szukających drogi przez meandry tajemnic.
Ja sama daję się jednej z tych tajemnic wodzić za nos tak długo, aż w końcu docieram do miejsca, gdzie zwykło się mówić o porzucaniu wszystkiej nadziei – moja, na przekór, jedynie się umacnia w swej naiwności. Łudzę się, że gdzieś w trzewiach labiryntu kryje się artefakt na tyle potężny, by całkowicie zamrozić działanie magii na obszarze o stosunkowo imponującej wielkości - i jeśli faktycznie tak jest, to gdyby tylko pozwolić zbadać go odpowiednio wrażliwym dłoniom, może znalazłyby one pewną prawidłowość – i na jej podstawie odkryłyby coś, co zadziała antagonistycznie, pozwalając na wskrzeszenie magii.
Nie istnieje biel bez czerni – czy na bazie tego wyświechtanego banału można poczynić tak śmiałe założenia?
Nie wiem – można natomiast z pewnością spróbować dowiedzieć się, ile prawdy kryje się w czczej bazarowej gadaninie – jak ogromny procent z niej tonie w kreatywności znudzonych handlarzyków.
Zadanie na dzisiaj jest stosunkowo proste – sprawdzić, czy magia faktycznie zawiedzie, gdy znajdę się już w ciemnościach labiryntu.
Los weryfikuje jego stopień trudności dość szybko – choć szczęśliwie dla mnie jestem świadkiem rozmowy, która dociera i do moich uszu w formie zawoalowanego ostrzeżenia; nie kryguję się, przystaję tuż obok, starając się zrozumieć cokolwiek z rozentuzjazmowanego tonu gestykulującej żwawo babowinki.
- Bazyliszek? – zgniecione niechlujnie głoski dźwięczą obco, nic mi to nie mówi. – Czym jest bazyliszek?kreatura, co wzrokiem zabić potrafi w sekundę brzmi całkiem uroczo – fakt, że rzekomo zalęgła się w jednej z odnóg miejsca, do którego właśnie zmierzam, już chyba nieco mniej.
Mój zamyślony wzrok zaczepia się o ofiarę przekupy; mężczyzna wygląda, jakby był tu przypadkiem, ale może to tylko pozory?
Pytanie powraca - ile prawdy jest w tych słowach, a ile inwencji twórczej?
Hedeon Bykov
Hedeon Bykov
Labirynt Giphy
Syberia
34 lata
wielkolud
¾
za Raskolnikami
ochroniarz A. Kuragina
https://petersburg.forum.st/t2046-hedeon-g-bykov#11446https://petersburg.forum.st/t2055-hedeon-g-bykov#11669https://petersburg.forum.st/t2057-przerastam-was-wszystkich#11671https://petersburg.forum.st/t2056-drak#11670

Sob 30 Mar 2019, 13:12
Hedeon ze względu na swą młodość uwielbiał gady i stwory do nich podobne. Wychowany ze smokami nauczył się tak wymaganej przy nich ostrożności, ruchów czy zachowań. Jednakże wiadomo, że w mieście żadnego ognistego stworzenia nie mógłby trzymać, więc zostało mu skupić się na opiece nad gekonem i ewentualnie powoli kombinować z ich hodowlą. Złote gekony trafiały się rzadko, szkoda więc, żeby takie geny się zmarnowały.
Na razie nie miał jednak na to czasu. Choć kupił co trzeba, by swemu jedynemu zwierzątku zapewnić odpowiednie warunki do życia to jednak było za mało, by próbować pomnożyć ilość jaszczurek. A że obowiązki nie pozwalały poszukać mu odpowiedniego osobnika, by zwiększyć szanse na złote gekony... Cóż, liczy się jakość, nie ilość, prawda?
Ale nawet on musiał jeść. Zawędrował ulicami Petersburga po skończonej na dziś pracy u Arseniya, aby kupić sobie niezbędne jedzenie na obiad. Taki wielkolud jak on w końcu musiał porządnie zjeść, żeby przez gniew jaki go napadnie nie rozwalić jakiegoś pubu czy innego lokalu. Owszem, mógłby gdzieś pójść na obiad, ale starał się ostatnimi czasy oszczędzać - musiał zarówno zainwestować w hodowlę, jak i dołożyć się do wychowania córek. Mzia, mimo że malutka to jednak niedługo urośnie i może wymagać większych nakładów finansowych. Nie mówiąc o szykowaniu pieniędzy na wyprawkę szkolną dla drugiej córki. Niby pójdzie do szkoły dopiero za trzy lata, ale w końcu musi się prezentować!
To właśnie chodząc między straganami usłyszał o bazyliszku w labiryncie. Temat bardzo go zainteresował. Po pierwsze był gadopodobny, a może nawet był gadem, a po drugie jako były pracownik Ministerstwa czuł się trochę w obowiązku sprawdzić czy przypadkiem nie zalągł się w tym miejscu niebezpieczny stwór, który nie dość, że stanowił zagrożenie dla przyszłych zwiedzających (a przecież w labiryncie zdarzały się kulturalne wydarzenia) to jeszcze mógł nieźle cierpieć jeśli trafi na czarny rynek. A Bykov jednak nie lubił cierpienia zwierząt, szczególnie tak pięknych i majestatycznych.
No i trafili w to miejsce razem. Fakt, rozdzielili się na chwilę, bo mężczyzna chciał wpierw odstawić zakupy do domu, ale potem szybko się przeteleportował w okolice Zary i szybko ją dogonił. Wyjął różdżkę uznając, że musi być gotowy na wszystko.
- Gotowa? - spytał. Gdyby nie jego słabość do zwierząt, pewnie nigdy nie odważyłby się plotek o bazyliszku osobiście sprawdzić
Zara Chaves
Zara Chaves
Labirynt D910d8060c169166fb18be39b6d4d153
Meksyk
27 lat
¾
za Czarnym Słońcem
marionetka, hipnotyzerka
https://petersburg.forum.st/t2202-zahara-chaves#12602https://petersburg.forum.st/t2204-zahara-chaves#12603https://petersburg.forum.st/t2206-in-omnia-paratus#12606https://petersburg.forum.st/t2205-ludzie-listy-pisza#12605

Nie 14 Kwi 2019, 15:33
Długie samogłoski w ryzach szeleszczących spółgłosek wyznaczały wciąż jeszcze nie najłatwiejszy do śledzenia rytm monologu przeplatanego gwarowym zaciąganiem i kolokwialnymi pułapkami językowymi – staruszka pławiła się w okazanym jej zainteresowaniu, rozwodząc się na temat tego, co jej strzygące uszy wyłowiły z bajań mieszczuchów, rozgorączkowanych bazyliszkową plotką.
Zadarłam głowę do góry, choć do najniższych nie należę, odnajdując we wzroku mężczyzny cień tego samego zainteresowania, który oblepił już moje tęczówki. Komitywa z przypadku – sojusz podyktowany zdrowym rozsądkiem (gdyby jednak intuicja mnie myliła, a stwór faktycznie zdążył się tam zalegnąć, najpewniej nie rozpoznałabym go nawet wtedy, gdyby przemaszerował pięć metrów ode mnie, myląc go z jakąś przerośniętą jaszczurką) i chwilową zbieżnością interesów.
Z palcami w kieszeniach przydługawego swetra, zaplecionymi wokół oszczerbionej rączki różdżki, która wiele już przeszła, czekam na nieznajomego, myślami meandrując już w korytarzach labiryntowych tajemnic. Gdy w końcu pojawia się tuż obok, bez słowa ruszam w stronę dramatycznie zaakcentowanego wejścia, brakuje jedynie tabliczki krzyczącej o porzucaniu wszelakiej nadziei.
W odpowiedzi na pytanie mężczyzny posyłam mu rozmyty uśmiech, mający świadczyć o tym, że bardziej gotowa z pewnością już nie będę.
- Byłeś tu już kiedyś? – powtórzone kilka razy w myślach pytanie zadaję w końcu z taką lekkością, że trudno doszukać się w nim akcentowych naleciałości z mojego ojczystego języka, które pomimo wszystkich opróżnionych esperantowych buteleczek wciąż towarzyszą mi, gdy spontanicznie zabieram się za formułowanie zdań po rosyjsku.
Nie kryję ciekawości – chcę, by myślał, że właśnie po to tutaj jestem; dla dreszczyku emocji, ekscytacji eksploracją białej plamy na mojej osobistej mapie Petersburga, adrenaliny w żyłach na wieść o gadzim białym kruku.
Cała ta otoczka jest jedynie pretekstem, by w końcu zbadać to, co interesowało mnie w tym miejscu najbardziej, ale o tym (nie)znajomy nie musi wiedzieć. – Jak cię zwą? – wtrącam jeszcze, żeby kurtuazji stała się zadość, choć moją uwagę pochłania już konsystencja zagęszczonej atmosfery w przedsionku labiryntowych cieni. Lewa dłoń wciąż pozostaje przyklejona do różdżki, lecz prawą wyciągam w stronę tkanki zdającego się wpijać w niebo żywopłotu – ponoć każdy labirynt można przejść, jeśli konsekwentnie będzie się podążało na każdym rozwidleniu na prawo – czy w tych słowach było więcej prawdy niż w mrzonkach o bazyliszku?
Przed wykonaniem kolejnego kroku w przód odwracam się jeszcze za siebie, skanując wzrokiem monotematyczną fakturę ujednoliconej przestrzeni – czy bez nici Ariadny powrót do punktu wyjścia będzie bezproblematyczny?
Zerkam w stronę Heda kontrolnie, chcąc sprawdzić, czy i jego niepokoi ta myśl.
Hedeon Bykov
Hedeon Bykov
Labirynt Giphy
Syberia
34 lata
wielkolud
¾
za Raskolnikami
ochroniarz A. Kuragina
https://petersburg.forum.st/t2046-hedeon-g-bykov#11446https://petersburg.forum.st/t2055-hedeon-g-bykov#11669https://petersburg.forum.st/t2057-przerastam-was-wszystkich#11671https://petersburg.forum.st/t2056-drak#11670

Sro 17 Kwi 2019, 22:58
Hedeon zarówno po akcencie, jak i urodzie mógł rozpoznać, że Zara nie jest Rosjanką, ani tym bardziej słowianką. Jednak patrząc na przekrój narodowości trzeba przyznać, że to nie było nic niezwykłego. Gruzini, Rumuni, Węgrzy - wszystkie te narodowości przewijały się przez Koldovstoretz oswajając uczniów z obcymi kulturami. Może dlatego jej wygląd czy inaczej wymawiane słowa nie wzbudziły jego podejrzeń, choć powinny. No, i musi mieć jakieś wyjaśnienie na to, że przyprowadzi za jakiś czas do Edny niewolnicę Czarnego Słońca, prawda?
Staruszka mówiła tonem, przez który można było zwątpić, czy przekazuje prawdę. Był to ton, jakim się plotkuje na temat romansów, zdrad i przestępstw czynionych przez sąsiadów, a nie głos wypełniony strachem na myśl o groźnym stworzeniu. Chyba dawno z nikim nie gadała w takim tonie i bardzo jej tego brakowało, ale Bykov nie zamierzał ryzykować, że bazyliszkowi przez głupotę ludzką coś się stanie. Albo na odwrót - że ten stwór zrobi komuś krzywdę. Choć, jeśli mieszkał w labiryncie to jest szansa, że nie zdążył bardzo wyrosnąć. Nic dziwnego, że wielkolud wziął z domu duży worek po ziemniaczkach, w końcu kto ich nie lubi? Choć ja ostatnimi czasy wolę ryż to dalej nimi nie pogardzę.
Jednakże wyglądało na to, że mieli wspólny cel, a jak wiadomo takowe łączą. Nic dziwnego, że dogadanie się poszło szybko i mężczyzna nawet już nie kojarzył kto zaczął. Ale czy to ważne? Raczej ważniejsze było, że razem stanęli przed wejściem do labiryntu, gotowi na wiele, choć raczej nie na wszystko.
- Nie kojarzę - przyznał, rozglądając się od razu po wejściu, póki co bardziej na boki niż pod nogi za bazyliszkiem. - Nawet jeśli, to to miejsce mnie nie zachwyciło. Inaczej bym na pewno je zapamiętał - jakoś założysz, że jego towarzyszki tu jeszcze nie było. Chyba zasugerował mu to ton jej pytania. Zamiast tego dopytał więc o coś innego.
- Bazyliszek tak cię zainteresował czy szukasz dreszczyku emocji? - liczył na to drugie. Inaczej był gotów uwierzyć, że dziewczyna chce przerobić zwierzę na składniki do eliksirów. Albo tak jak on szaleje na punkcie zwierząt, choć w to tłumaczenie był skłonny uwierzyć mniej. - Hedeon. A ciebie? - odwrócił się i uśmiechnął do Zary. Uznał, że jeśli naprawdę jest tu legendarny potwór jako mężczyzna weźmie większe ryzyko na siebie. No i jako znawca gadów. - Jak chcesz możemy sprawdzić tę teorię. Zbliżamy się do rozwidlenia - zaproponował, póki co spokojny, z luźno opuszczonymi rękoma, choć nasłuchiwał i był w gotowości zareagować. Wierzył, że w razie czego jego siła wystarczy, a jeśli nie to zdąży sięgnąć po różdżkę.
Zara Chaves
Zara Chaves
Labirynt D910d8060c169166fb18be39b6d4d153
Meksyk
27 lat
¾
za Czarnym Słońcem
marionetka, hipnotyzerka
https://petersburg.forum.st/t2202-zahara-chaves#12602https://petersburg.forum.st/t2204-zahara-chaves#12603https://petersburg.forum.st/t2206-in-omnia-paratus#12606https://petersburg.forum.st/t2205-ludzie-listy-pisza#12605

Pią 19 Kwi 2019, 00:15
Może poczułam rozczarowanie, jedynie przez chwilę, acz uczucie efemeryczne zniknęło szybko. Nie dowiem się więc od lokalsa niczego ponad to, o czym sama miałam już jakieś pojęcie (jakieś, w fałdach tkanki mglistych wyobrażeń daleka byłam z pewnością od zwizualizowania sobie tego, jak wnętrzności labiryntu, skryte pod tkanką żywopłotu, naprawdę wyglądają – ale przecież już zaraz, już teraz przekonamy się o tym razem, dokonując wiwisekcji petersburskich tajemnic).
- Mam więc nadzieję, że naprawdę nigdy tutaj nie byłeś, to miejsce zdecydowanie zasługuje na to, żeby należeć do zapamiętanych, jeśli choć niewielki procent opowiadanych o nim legend jest zgodny z prawdą – to rozczarowanie byłoby znacznie większe - jeśli okazałoby się, że miraż słów zabarwił kilka nudnych ścieżek feerią ekscytacji; że tak naprawdę nie czeka nas tutaj nic ciekawszego niż kilka botanicznych perełek, schowanych przed oczami świata.
- Powiedzmy, że bazyliszek był pulsem – a może nawet impulsem, ale myśli gnały już dalej, nie zważając na glosariuszową pomyłkę – żeby w końcu się tu wybrać. Ktoś kiedyś opowiedział mi kilka historii o tym miejscu, zapamiętanym z perspektywy dziecka, wielkimi oczami strachu… – szczypta prawdy, fundament pod wymyśloną opowieść, dużo emocji w głosie, gdy wspomniałam o enigmatycznym kimś –  z o wiele błahszego powodu mogłam się tu przybłąkać, może to wytłumaczenie nie było bezsensowne, może nawet w nie uwierzy - dlaczego miałby podważać prawdziwość wypowiadanych przeze mnie słów? – Jakie znaczenie się za nim kryje? – nigdy jeszcze go nie słyszałam, a brzmiało jak jedno z tych, które splecione są nierozerwalnie z symboliką – Natalya – przechwytuję jego uśmiech, ubieram się w tę samą uprzejmość, jednocześnie przedstawiając się imieniem, którym posługuję się od dwóch tygodni – ta, która oczekuje ponownych narodzin w  życiu pośmiertnym – dodaję po chwili wymowną miną nieco pokpiwając z tego, co kryje się na drugim dnie; ale tak naprawdę to, co teraz wiodę, można śmiało nazwać namiastką prawdziwego życia – może kiedyś naprawdę doczekam się odrodzenia?
Skinęłam głową, uznając, że warto spróbować. Poza tym – dzięki temu łatwiej będzie nam też wrócić.
Wychylając głowę zza zaskakująco idealnie przyciętego żywopłotu (ktoś musiał jednak dbać o niego w sposób magiczny) ścisnęłam schowaną w kieszeni swetra różdżkę nieco mocniej, lecz za rogiem kryła się… pustka. Kolejny korytarz zieleni, kolejny fragment układanki nieba nad nami, kolejna porcja ciszy – wybrzmiewającej jeszcze intensywniej, im bardziej oddalaliśmy się od wejścia. Tak jakby miasto znalazło się w stanie letargu, a tętniące w nim życie spowolniło tak bardzo, że jego puls (zdecydowanie nie impuls, słowa wskoczyły na swoje miejsca w korpusie pamięci) przestał być wyczuwalny.
- Czy bazyliszek potrafi się dobrze… kamuflować? – metamorfomagicznie wtapiać w tło?
Hedeon Bykov
Hedeon Bykov
Labirynt Giphy
Syberia
34 lata
wielkolud
¾
za Raskolnikami
ochroniarz A. Kuragina
https://petersburg.forum.st/t2046-hedeon-g-bykov#11446https://petersburg.forum.st/t2055-hedeon-g-bykov#11669https://petersburg.forum.st/t2057-przerastam-was-wszystkich#11671https://petersburg.forum.st/t2056-drak#11670

Sob 20 Kwi 2019, 19:25
Nie było potrzeby czuć zawodu - w końcu właśnie wkraczali w przestrzeń poograniczoną w specyficzny sposób magicznie zadbanym żywopłotem kryjącym tajemnice wielu kręcących się tu osób. Szkoda, że nie istniało zaklęcie pozwalające zobaczyć odgrywające się tu zdarzenia - to mógłby być ciekawy spektakl, przynajmniej w niektórych, rzadkich momentach. W końcu większość czasu nikogo tu nie było.
- A jakie to legendy o tym miejscu słyszałaś? - zapytał szczerze zaciekawiony. Dla niego powodem przyjścia był bazyliszek, wcześniej słyszał tylko o jakichś pojedynczych wystawach artystycznych. Możliwe jednak, że za bardzo był skupiony na innych rzeczach (dzieci, gady, rewolucja), żeby doszło do niego, ile tajemnic skrywa w sobie coś tak - nomen omen - tajemniczego, jak labirynt. Ile sekretów albo niespodzianek. No ale, dopiero teraz miał niezłą okazję do nadrobienia zaległości.
- A nie impulsem? - spytał zdziwiony, ukrywając zaniepokojenie jej odpowiedzią. Będzie musiał mieć oko nie tylko na to, co może mu przepełznąć pod nogami, ale również kobietę, którą z niewiadomych pobudek zainteresował mityczny stwór. Nagle wspólne pójście z nią w poszukiwaniu bazyliszka wydało mu się niekoniecznie rozsądne. Nie, żeby nie powinien wcześniej tego przemyśleć. - Dzieci z reguły bardziej się boją. Mam nadzieję, że to tylko wyobraźnia płakała tej osobie figle - chyba każdy by wolał przeżywać jedynie bezpieczne przygody i nigdy w sumie nie bać się niczego tak naprawdę. Ale to może tylko Hedeon.
Chwilę musiał pomyśleć nad pytaniem nieznajomej, gdyż nie zwracając uwagi na takie drobiazgi nie od razu przypomniał sobie znaczenie swego imienia. I wiedział, że to co powie może zabrzmieć zbyt dumnie czy groźnie, no ale nie jego wina, że takie imię mu nadano i takie znaczenie rodzina temu mianu przypisywała. - Z tego co pamiętam to niszczyciel - idealne imię dla olbrzyma, który jest Raskolnikiem, czyż nie? Pokiwał głową słysząc znaczenie imienia Natalii. - Chcesz się narodzić po raz kolejny czy też nie zwracasz uwagi jakie życzenie złożyli twoi rodzice do losu nadając takie imię? - spytał, ciekawy jej podejścia do sprawy. Większość ludzi jednak się nie przejmowała takimi głupotami.
Kiwnął głową, kiedy postanowili spróbować ze skręcaniem jedynie w prawo. Jego towarzyszka albo nie wiedziała z czym będą mieć do czynienia albo się zawiodła, że tajemnice nie kryją się za każdym rogiem i wyskakują, ledwo ktoś wejdzie w dany korytarz. W każdym razie uznał, że lepiej i bezpieczniej będzie odpowiedzieć na jej pytanie, bez względu na zamiary wobec gada. - Zdecydowanie nie. Ale nie polecam patrzeć mu w oczy.
Zara Chaves
Zara Chaves
Labirynt D910d8060c169166fb18be39b6d4d153
Meksyk
27 lat
¾
za Czarnym Słońcem
marionetka, hipnotyzerka
https://petersburg.forum.st/t2202-zahara-chaves#12602https://petersburg.forum.st/t2204-zahara-chaves#12603https://petersburg.forum.st/t2206-in-omnia-paratus#12606https://petersburg.forum.st/t2205-ludzie-listy-pisza#12605

Nie 21 Kwi 2019, 22:26
Legendy? Raczej bajdurzenia spisane na świstkach pożółkłych ze starości ksiąg albo na stronach pamięci wszystkich tych, którzy zdawali się żyć tak długo jak poskramiająca wieczność kamieniem filozoficznym Agrafena – i prawdopodobnie równie jak ona pozbawieni byli piątej klepki.
- Kilka, większości z nich nie jestem już w stanie przytoczyć w całości – ale wydaje mi się, że w jednej występował płonnik, pół-mężczyzna, pół-pies? – cień niepewności osiadł na moim głosie, tylko na chwilę, zatuszowałam go rozkojarzonym uśmiechem – co prawda narzeczony opowiadał mi tę historię na trzeźwo, ale brzmiało to jak bełkot kogoś zamroczonego mocniejszym trunkiem. Może też kogoś, kogo zainspirował mit o Minotaurze? Rzekomo dawno temu utknął w peterburskim labiryncie płonnik, desperacko próbujący za pomocą swojego sierpa przedrzeć się przez żywopłot i znaleźć drogę wyjścia, lecz ktoś zaklął tę nieszczęsną istotę i nie miała ona szansy, żeby samej się wydostać. Przez jego lamenty czarodzieje nie chcieli już odwiedzać tego miejsca, więc poszukano śmiałka, którego czar ukochanej naprowadził na ślad niemogącego zaznać spokoju płonnika. Czarodziej ów wbił sierp w ciało stworzenia, ponoć nie było innego sposobu na podarowanie mu wolności – a nawet i to nie poskutkowało. Mówią, że choć płonnik umarł, jego cień wciąż tuła się wewnątrz labiryntu, szukając wyjścia i snując się za spacerującymi tu gośćmi – jeśli czekał na jakąś dramatyczną puentę, to niestety to było już wszystko; najbardziej przerażające w tej opowieści jest to, że nawet śmierć nie przyniosła temu nieszczęśnikowi wiecznego spokoju; jak wiele złego trzeba było zrobić drugiemu człowiekowi, żeby przekroczyć granicę i skazać się samemu na takie potępienie?
(Ile ja sama mam już na szali swojego sumienia?)
- Impulsem, oczywiście – skrzywiłam się jedynie wewnętrznie, nie dając po sobie poznać, że ten błąd znaczył dla mnie więcej, niż mogłoby się wydawać – nawet najbłahszy, o czym miałam przekonać się już wkrótce, czasem stawał się małym kamykiem wywołującym całą lawinę. Lecz przecież  przejęzyczenia zdarzały się absolutnie wszystkim, prawda? Dlaczego więc podarowany mi przez los towarzysz zareagował na nie tak gwałtownie? Czemu go to tak zdziwiło? Większość osób po prostu puściłaby to mimo uszu – w końcu z kontekstu dało się domyślić, o co dokładnie mi chodziło.
- Właściwie to do ciebie pasuje, wyglądasz jak ktoś, kto napotkane po drodze przeszkody bez trudu przemienia w pył – chyba nigdy jeszcze nie spotkałam nikogo o tak pokaźnych gabarytach – lecz w rysach jego twarzy było coś takiego, że nie powiedziałabym, iż to osoba, której należałoby się bać (i może to właśnie był mój błąd – może zbyt często polegam na intuicji?). Niszczyciel to imię z takim ładunkiem siły, że nie miał szans, aby stać się jego karykaturą, zaprzeczeniem.
Pytanie mężczyzny z początku skwitowałam jedynie janusowym uśmiechem; jedno nie wyklucza przecież drugiego. – Lubię doszukiwać się znaczenia w takich drobnostkach, lecz tak naprawdę chyba w to nie wierzę – odpowiedziałam okrężnie i całkowicie zgodnie z prawdą. Chciałabym, żeby noszone przez nas imiona – niezależnie od tego, czy nadaliśmy je sobie sami, czy zrobił to ktoś inny – dawały nam siłę płynącą z ich znaczeń.
O wiele bardziej niż absolutny spokój rozczarował mnie brak nawet najmniejszych śladów czegoś niezwykłego – może to cisza przed burzą, lecz na ten moment labirynt trudno byłoby odróżnić od mugolskiego.
Rozpościerający się przed nami korytarz również zdawał się nie mieć końca – dotarcie do kolejnego rozwidlenia zajmie nam z pewnością dłuższą chwilę.
- Zabija spojrzeniem? Czy... nasze spojrzenie? Skoro oczy są zwierciadłem duszy, to czy bazyliszek zagląda w jej głąb i zabija właśnie ją? – a może jedynie ją więzi, pozostawiając ciało puste jak muszla wyrwana z morskiego legowiska? Puste jak po pocałunku dementora? - Brzmi jak straszliwa śmierć, okropnie bezduszna – testuję poczucie humoru Rosjanina, choć tak do końca wcale nie żartuję – naprawdę właśnie tak zarysowuje mi się przed oczami sposób, w jaki bazyliszek zabija nieszczęśników, którzy skrzyżują z nim swoje spojrzenie.
Hedeon Bykov
Hedeon Bykov
Labirynt Giphy
Syberia
34 lata
wielkolud
¾
za Raskolnikami
ochroniarz A. Kuragina
https://petersburg.forum.st/t2046-hedeon-g-bykov#11446https://petersburg.forum.st/t2055-hedeon-g-bykov#11669https://petersburg.forum.st/t2057-przerastam-was-wszystkich#11671https://petersburg.forum.st/t2056-drak#11670

Sob 27 Kwi 2019, 13:07
Ale ile osób kocha te bajdurzenia! Rozbudzają wyobraźnię, zawierają ziarno prawdy i pokazują pewną pierwotną mentalność.
- Można tak powiedzieć. Uznaje się je za bękarty cieni, ale szczerze mówiąc nie wiem skąd się biorą - płonniki nie były jego ulubionymi stworzeniami. Ale to pewnie można było zauważyć, choćby po tym, że koniecznie chciał iść tam, gdzie bazyliszek podobno był.
Z uwagą wysłuchał opowieści snutej przez kobietę. Ciekawiło go, czy zmieniła jakieś szczególiki, w końcu ludzie mają do tego tendencję. Jednakże myśl, że jakieś stworzenie mogło cierpieć nawet pośmiertnie wywołała u niego ciarki na plecach. Nikomu nie życzyłby takiego losu, w końcu to potworne nie móc odpocząć od trudów życia przynajmniej po śmierci. Ile dusz błąkało się obecnie nie mogąc zaznać spokoju?
- To straszne. Gdybym wiedział, że naprawdę się tu błąka chyba poszukałbym klątwołamacza, który mógłby coś na to poradzić - stwierdził. - Nikt nie zasłużył na taki los, szczególnie stworzenie, którego największą przewiną jest od czasu do czasu niszczenie pól - oczywiście jeśli go pamięć nie myliła. Ale co do tego, że nie był taki najgroźniejszy czuł pewność.
Gdybyś wiedziała, o co cię podejrzewał, Zaro, pewnie by cię nie zdziwiło, że zwrócił uwagę właśnie na to, żeby nie pokazać swego wewnętrznego napięcia. Znał się trochę na folklorze, wiedział więc, co można zrobić z bazyliszkiem, jak go wykorzystać i jak jest groźny. W niepowołanych rękach... Cóż, chyba się domyślasz.
Na słowa o dopasowaniu imienia zaśmiał się. - Pewnie jakby trzeba było rzeczywiście nie miałbym z tym problemu - przyznał. Choć z ukrywanym wstydem, jako potomek wielkoludów miał tendencję do szybkiego i gwałtownego wpadania w gniew, z czym ciężko było mu walczyć. Jednak na co dzień chyba nie był tak zły, w końcu kochał zwierzęta i dzieci, miał maniery godne wychowanego człowieka czy też nie wykorzystywał swojej siły do niecnych występków. W sumie tylko raz kogoś w życiu pobił, za co dostał karę w sądzie i popadł w alkoholizm, z którego wyszedł, więc nie miał jakiejś straszliwej kartoteki złych i niegodnych występków.
- W sumie trochę jak z wróżbami. Sporo osób je lubi, choć w nie nie wierzy - czyli w sumie tak jak z imieniem. Nieraz danego imienia ktoś przesądny nie chce nadać dziecku, bo to zła wróżba, niektórym jak się śni wypadanie zębów wieszczą czyjąś śmierć, przypadkowe rozsypanie soli to wywołanie kłótni (choć to chyba akurat prawda, raz ktoś specjalnie przy mnie rozsypał sól, by to sprawdzić i naprawdę ją wywołał). Jednak jeśli nawet lubi się takie gadanie raczej nie powinno się w nie wierzyć. No, chyba że ktoś wierzy, to niech se wyszukuje znaków od bogów, w końcu większość postaci na forum to w mniejszym lub większym stopniu poganie.
Bykov akurat się cieszył, że nie spotykało ich nic niezwykłego. Żadne duchy, żadne bazyliszki, groźne zwierzęta, potwory, nieuprzejmi ludzie - to wszystko na szczęście najwyraźniej trzymało się od nich z daleka. Nie musieli się martwić tym, że coś ich zaatakuje. Choć - mimo okoliczności - Hedeon chętnie wpadłby na gniazdo bazyliszka. Tyle, że to by oznaczało, że tu znajduje się dorosły osobnik albo nawet dwa, co nie było za ciekawą opcją.
Parsknął, słysząc jej żart, ale zaraz spoważniał.
- Przyznam, że nigdy się nie interesowałem takimi teologicznymi sprawami. Z pewnością jednak od spojrzenia mu w oczy się umiera. Słyszałem legendy o przypadkach, gdy żywą istotę ten stwór zamieniał w kamień, no ale to tylko legendy - on sam osobiście nigdy nie spotkał się z takim przypadkiem. Ani nikogo zaufanego, co by się z takim dziwnym efektem spojrzenia w oczy bazyliszkowi spotkał. - Wiesz w ogóle, jak wygląda? - dopytał. Jak zauważy tego stwora to jednak lepiej, żeby była w stanie go o tym poinformować.
Sponsored content


Skocz do: