Gdybyś tej jesieni, gdybyś jesieni tej ze mną się ożenił, ze mną ożenił się (Halżka Odrowąż, Miro Twardowski, Wrzesień1998)
Elżbieta Odrowąż
Elżbieta Odrowąż
Kraków, Polska
28 lat
czysta
neutralny
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t886-elzbieta-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t964-odrowaz-elzbietahttps://petersburg.forum.st/t896-dusisz-mi-dusze-a-ja-sie-w-tobie-durzehttps://petersburg.forum.st/t936-dariusz

Czw 12 Lip 2018, 21:09
Okna na oścież otwarte, w oknach wiadra metalowe na biało pomalowane, w nich pnącza pomidorów, co to się je powinno najlepiej w szklarni w ogrodzie się rozwijać. Ale gdzie tu szklarnia w tej Moskwie betonowej. Może i kamienica większa i w o wiele lepszym stanie od tej, co to w niej halżkowe mieszkanie stoi, teraz puste, pewnie duszne, chociaż zostawiła pani Grabowskiej klucze, proszę czasami wywietrzyć i kaktusy podlać.
Cholera wie kiedy do tego mieszkania i czy nie lepiej byłoby to komuś wynająć, ale pieniądza to wcale jej nie brakuje, a chyba nie miałaby wcale ochoty wpuszczać do tej przestrzeni osób obcych, potem trzeba by je wyrzucić, rozliczyć, zawiadomić, minąć się z nimi w drzwiach. Nie było jej to po drodze absolutnie na tym życia etapie. Inne miała w planach przedsięwzięcia.
Na ten przykład na łóżku ogrom rozłożonych miała Halżka gazet otwartych na stronie z ogłoszeniami, każde w innym stanie, mniej lub bardziej zakreślone, kółka, iksy, podkreślenia czerwone, obok notes otwarty i pióro wściekle notujące, kilka kopert, kilka przez okno wylatujących, niektóre jeszcze niezaklejone, pomarszczona narzuta z grafitowej satyny pomiędzy tym wszystkim, granatowa miska w białe koguciki i kurki, w niej jeszcze trochę jagód, od których Elżbietka miała już sine usta i palce bordowe, jak przyłapana na zbrodni Balladyna.
Jakaś mucha wleciała przez okno, śpiący na komodzie kotek bez oczek Marcel nawet nie drgnął, Elżbieta za to na chwilę głowę poderwała znad swoich ogłoszeń, jeszcze z wargami rozchylonymi, bo akurat bezgłośnie czytała ...na wyposażeniu meble w stylu zakopiańskim.... Brzęczała i brzęczała ta mucha, w końcu ustała, ale wcale już na nią Halżka uwagi nie zwracała, chociaż z tą głową podniesioną to już została. Coś innego jej w mieszkaniu uwagę przykuło, czego nie mogła na sąsiada zwalić jak u siebie, bo tutaj ich nie mieli. Takie luksusy. Krok to czy trzask? Czy coś innego może? Przeciąg czy nie?
Nasłuchiwała chwilę, na zegar zerknęła i po różdżkę na stolik nocny sięgnęła i nie spuszczając wzroku z wyjścia z sypialni do pokoju przyległego ześlizgnęła się z łóżka.
Parkiety są piękne, szczególnie takie błyszczące, ale niepraktyczne zupełnie, bo ledwo krok zrobiła i to stopą bosą, bo tak w mieszkanku to w samych majtkach i podkoszulku, białych jak jej niewinność, zaskrzypiała podłoga w dwóch miejscach.
- Miro? – Głos jej powinien do najczarniejszego zakątka mieszkania dotrzeć, chociaż w ten sposób to zawsze giną pierwsze postacie w horrorach.
Nie lubiła Halżka tej przestrzeni, za duża była, a ona w niej za mała w momentach, kiedy tu sama siedziała. Przeszła obok dzbanku z kompotem co go dzisiaj nagotowała, jabłkowym oczywiście i wazonu z więdnącymi już chabrami, co na komodzie obok kici stały i dotarła do drzwi, za framugę łapiąc i wychylając się. A to takie mieszkanko w starym stylu, co to z każdego pomieszczenia da się do następnego bezpośrednio, a jeszcze korytarz też istnieje. Drzwi zatem było dużo.
Miron Twardowski
Miron Twardowski
Gdybyś tej jesieni, gdybyś jesieni tej ze mną się ożenił, ze mną ożenił się (Halżka Odrowąż, Miro Twardowski, Wrzesień1998) Zw6ejwx
Kraków, Polska
30 lat
nieznana
neutralny
przedsiębiorca pogrzebowy
https://petersburg.forum.st/t1080-miron-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1360-pan-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1086-pan-twardowski#4002https://petersburg.forum.st/t1919-czarny#9786

Nie 15 Lip 2018, 23:02
Ciepłe wrześniowe popołudnie, czas idealny na zajmowanie się swoimi planami i sprawami, cisza starego domu, kotek mruczący na komodzie, tylko ten trzask niewiadomego pochodzenia, klekot deski, dwóch może. Z jednej strony może to dom stary po prostu, wszystko w nim chodzi, trochę cieplej się zrobi czy zimniej i już nie trzeba wiele, żeby na strychu szmery słychać było. Wiatr topolą za oknem zakołysze, gałązki prosząc o atencję w szybę cicho zapukają, ale tym razem to jednak dźwięk obcy jakiś, nie taki, któremu Twoja podświadomość łatwo przypisze obrazek.
W pokoju obok sypialni cisza, za następnymi drzwiami również, aż nagle świst przecinanego powietrza, dwa czarne kształty z niebywałą, nienaturalną szybkością zakoziołkowały w powietrzu by jeden wylądować na jednym Elżuni ramieniu, drugi na drugim.
Ptasiątka. Małe potworki stworzone w prezencie by umilić samotne wieczory w takim wielkim domu, upiorki o ciałach czarnych kruków i uroczych, dziecięcych buziach.
- Coś trzeszczy!! - zakwiliło pierwsze, tuląc twarzyczkę do halżkowych włosów. Małe pazurki trzymały ostrożnie kobiecego ramienia, pewnie, acz delikatnie, nie chcąc skaleczyć jej skóry.
- Duchy! - zawtórowało drugie, machając skrzydełkami i chowając buziuchnę za Elżbiety uchem.
- To Miron?
- To Miron!
- To nie on, on by się odezwał!
Przedrzeźniały się, strojąc do siebie miny.
Czy to Miron? A jeśli on to czy by siedział cicho? Dalej korytarz, obrazy w ramach milczące obserwowały jej trasę, ani szeptem nie zdradzając co się dzieje. Zaklęte płótna mogły jedynie patrzeć się wymownie, poruszać bezszelestnie, Twardowski cenił ciszę w swoim domu i żadne pogawędki olejnych dam i paniczów nie mogły mieć tu miejsca. Niektóre pokoje były już ładne, odremontowane, wyposażone w sensowne mele i przedmioty codziennego użytku, dotknięte kobiecą ręką zaczynały przypominać miejsce w którym ktoś żyje, a nie przestrzeń bezosobowej egzystencji. W innych wciąż stały staroświeckie kanapy, na podłogach słały się perskie dywany, ciężkie i naznaczone zębem czasu przysadziste meble o rzeźbionych zdobieniach wokół drzwiczek i mosiężnych klamkach.
I znów trzask, zgrzyt przesuwanego na dole w jadalni krzesła.
- To w jadalni! - sapnęły ptasiątka jednogłośnie.
- Pierwszy usłyszałem!
- A nie bo ja!
- A bo ja! - poderwały się do lotu i z zawrotną szybkością, jak dwie czarne smugi przecięły powietrze by sfrunąć schodami w dół znacznie szybciej niż ostrożnie stawiająca kroki Elżbieta.
- Elżbieta! Elżuniu! Elżbietko! - krzyczało pierwsze z odległego pomieszczenia, kiedy drugie to podlatywało do niej łapiąc pazurkami pukle jej włosów to puszczając je i frunąc dziko na powrót do jadalni, by zaraz znów skubnąć jej włosy i wpaść do jadalni.
Elżbieta Odrowąż
Elżbieta Odrowąż
Kraków, Polska
28 lat
czysta
neutralny
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t886-elzbieta-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t964-odrowaz-elzbietahttps://petersburg.forum.st/t896-dusisz-mi-dusze-a-ja-sie-w-tobie-durzehttps://petersburg.forum.st/t936-dariusz

Pon 16 Lip 2018, 20:50
Ano w domu wszystko chodzi i Elżbieta też czasem tutaj chodzi jak na szpilkach, bo jej te trzaski wydają się nienaturalne zupełnie, wcale nie dodają domu uroku, nieprzyjemne. Nie o to chodzi, że się Halżka kamienic boi, bo sama w jednej od lat mieszkała i babcia też w domu starym, ale ten to się jej nad wyraz nie podoba, zawsze się Elżbietce zdaje, że ktoś ją tutaj zza rogu obserwuje, co wcale nie byłoby niczym zaskakującym. I nawet tę sypialenkę, co to jej tak kobiecą ręką dotknęła, aby była przytulna, czasem jakieś zdaje się mary nawiedzają. Przyfruwają wtedy potworki małe koszmarki i gonią niewidzialnych Halżki wrogów, ale ile przy tym krzyku jest!
Wolałaby Elżbietka do innego domu nawiedzonego w mniej uciążliwy sposób chyba.
Albo nie? Albo może niech skończą ten remont?
No i przyleciały panikary zamiast Mironka. Ela ręką niecierpliwe machnęła jak jej się tak rozemocjonowane (a kiedy nie były?) we włosy schowały.
- Żadne duchy.
Duchów im się zachciało, a nawet jeśli to co, zwykłe duchy mogą Elę w pocałować w pośladki, nic jej nie zrobią, mało to duchów w życiu poznała?
Ucisza je na chwilę, shhhh, cicho, bo jakże ma nasłuchiwać, kiedy one jej tak gdaczą przy uszach, chwili potrzebuje, żeby dotarło, że w tych pokojach obok sypialni cisza jak makiem.
Idzie więc dalej, wychodzi z tej sypialni w końcu, zostawia swoją przestrzeń ulubioną, najbezpieczniejszą w całym budynku, oczywiście znajdującym się na szarym końcu pośród wszystkich pomieszczeń, i idzie, stąpa cicho no i co. Znowu się odzywają potworki szczypiorki. Jak na to, że Mironek sobie w domu ciszę ceni to dosyć głośne zrobił te ptasiątka.
No, no słyszała to krzesło w jadalni, ale na wypadek gdyby nie, to się odezwały koszmarki i potwierdziły, że to tam właśnie, że nikt przypadkiem w spiżarni sobie krzesła nie przysunął, aby żarówkę wkręcić, jakby w ogóle Mironkowi było krzesło do tego potrzebne.
Albo żarówka, żeby mieć światło.
U szczytu schodów drewnianych stanęła, jeden stopień, drugi stopień, na piątym się zatrzymała i kucnęła, głowę przekrzywia, aby zerknąć tam co się na dole dzieje, ale z tej perspektywy to jadalni widzi tylko próg.
- Co co? – Latają te ptasiątka tam i nazad, no krystepane, łapie jednego w końcu Ela w dłoń wolną, bo w drugiej ciągle z różdżką i wstaje, żeby jednak po ludzku na dół zejść.
Miron Twardowski
Miron Twardowski
Gdybyś tej jesieni, gdybyś jesieni tej ze mną się ożenił, ze mną ożenił się (Halżka Odrowąż, Miro Twardowski, Wrzesień1998) Zw6ejwx
Kraków, Polska
30 lat
nieznana
neutralny
przedsiębiorca pogrzebowy
https://petersburg.forum.st/t1080-miron-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1360-pan-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1086-pan-twardowski#4002https://petersburg.forum.st/t1919-czarny#9786

Wto 24 Lip 2018, 23:25
Ptasięta to się chyba taty Mirona trochę boją, co jest dziwne jak na fakt, że przecież dał im życie. Podejrzewam, że jak jest w domu to nie są aż tak towarzyskie i cały czas trzymają się Eli, bo Elżbietka obroni, a jak Miron głowe odwróci to pokazują mu język i stroją głupie miny jak to dzieci.
Capnięte ptasie patrzy na Elżbietę wielkimi oczami.
- No tam, tam! Szybciutko Elżbieta! Szybko! - trzepocze skrzydłami wyrywając się, ale nie za bardzo, tak tylko by pokazać Halżce co to pośpiech nie.
Nic złego w zasadzie, na pierwszy rzut oka czego ptaśki mordy piłowały to nie wiadomo, krzesło stoi odsunięte od staroświeckiego blatu, stoi, na krześle sieci domu głowa i potworków pan ojciec, siedzi, na chuj cały ambaras? Ale drugie ptasiątko skacze jak wróbelek po Mironowym ramieniu i ustkami skubie go za przydługie już stanowczo włosy, beczy troche, chociaż bardzo po cichutku, w końcu przy papie są zawsze takie cichsze jakieś.
- Powiedz coś. Powiedz coś. - gdacze - No powiedz coś, no coś powiedz. - Miro ciężką dłoń podnosi, ptasiątko z ramienia zgania jak najebany muchę z rana, ledwie machnie raz w lewo w prawo, wun mnie stund bo nie wyczymie i patrzy się chwilę przez framugę tych drugich drzwi wychodzących na hol, do drzwi wejściowych. Słyszy jak Elżunia ta niunia jego wchodzi do jadalni i spojrzenie na nią przenosi ze smutnym uśmiechem.
- Przepraszam. - mówi miękko, za miękko, to jest podejrzane. Im bliżej tym bardziej widać, że ta biel koszuli profesjonalnej, co to ją przecież i prać się Elżuni zdarzyło i czasem wyprasować jak Miro sam się tym nie zajmował i ta marynarka z vicuny za jakieś chore pieniądze, wszystko to w plamy mokre, większe coraz i większe, czerwone i lśniące wilgocią.- Myślałem... że tu Cię przed nim schowam. - westchnął ciężko -Że tu nas nie znajdzie.
Znów spojrzał na drzwi. Kazimierz mógł się aportować w każdym dowolnym miejscu tego domu, ale zał swojego dziadka przecież, wiedział, że jak przyjdzie o wejdzie dumny jak król polski frontowymi drzwiami nie przejmując się ewentualnymi niebezpieczeństwami czy przewidywalnością swoich działań. To Kazimierz Twardowski był przecież, a nie jakaś pizda co tylko pierdzi w stołek przewracając papierki z kupki na kupkę i wydając wesela co drugiemu wnuczkowi i wnusi. Rany sączyły się powoli, chociaż zdjął z palca pierścień odpowiedzialny za krążenie. Nie podejrzewał wysokiego zagrożenia życia, ale chuj wie co to za klątwa była co to nią dostał między oczy u progu własnego gabinetu, a potem pomiędzy deportacjami na zmianę z zaklęciami obronnymi, kiedy próbował zgubić ten nieszczęsny ogon. Kaziu mógł tu być lada moment.
Spojrzał na swoje nogi. Klątwa wspinała się mackami po żyłach łydki i choć nic nie widać przez ciemną tkaninę materiału czuł jak truje mu mięśnie.
- Może byś... Zosię i Ryśka odwiedziła? - Stare Olesno zaraz mu do głowy przychodzi- Chłopców weź ze sobą... - szkoda by ich było tu zostawić, Kazimierz beknięciem takie kruszyny mógłby z powierzchni ziemi zmieść przecież. Nie to, że się Miron żegnać nie umiał, ale jakoś nie mógł dobrze słów dobrać. Mała, po prostu stąd spierdalaj bo osierocimy ptasiątka.
Sponsored content


Skocz do: