Idź do strony : 1, 2  Next
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pią 03 Lut 2017, 15:52
Pomnik Piotra Wielkiego

Posąg został wystawiony Piotrowi Wielkiemu z inicjatywy samej Starszyzny. Był wszakże nie tylko carem Carstwa Rosyjskiego czy inicjatorem wielu znaczących reform w państwie, ale także jednym z najpotężniejszych czarodziejów, który zapoczątkował magiczną linię błękitnokrwistego rodu Romanovów. Przedstawia on więc smukłą sylwetkę swojego władcy na grzbiecie wspaniałego rumaka – jego postać została uchwycona w szale i pędzie, jak gdyby chciał stratować wszystko, co napotyka na swej drodze. Świadczyć ma to o sile samego Piotra Wielkiego, która aż po dzisiejsze czasy jest dumnie eksponowana przez czarodziejów. Jego pomnik znajduje się zaraz przy jednym z ważniejszych skwerów przy Placu Dumy. Jest w całości oblany złotem, co ma bez wątpienia świadczyć o bogactwie całej Rosji.

Mariena Liska
Mariena Liska
Pomnik Piotra Wielkiego XqJ2Cmh
Vranov nad Topľou, Czechosłowacja
29 lat
brudna
za Raskolnikami
strażnik miejski
https://petersburg.forum.st/t1342-mariena-liska#5965https://petersburg.forum.st/t1364-marzena-lisek#6242https://petersburg.forum.st/t1366-girl-with-iron-fists#6245https://petersburg.forum.st/t1365-orzel#6244

Czw 14 Gru 2017, 04:45

20.05.1999

Jak na ulicznego rzezimieszka przystało, w dni wolne od pracy kręciła się po ulicach z kapturem naciągniętym na głowę i krzywym petem w zębach. Typowy obrazek sugerujący „weź nie podchodź”. Marzena nie miewała ostatnio dobrych dni, w pracy wszystko chuj, w życiu wszystko chuj, pokłóciła się z Janą niemalże na noże i prawie rozdeptała jej szczeniaczka, Pierożek faszerowany jak zwykle nie kwapił się odezwać pierwszy i już nie wiedziała, czy jej się chce znowu wyciągać do niego rękę, miał być awans, ten co jej go obiecali trzy lata temu jak się do Petersburga przeniosła, ale tyle awansu, co w życiu miłości. Wciskając więc ręce głębiej w kieszenie bluzy ruszyła dziarskim krokiem na Eufrozyny. List był krótki i zwięzły, Marzena prosty człowiek, lubiła skondensowane informacje i proste komunikaty. Nigdy specjalnie nie rozumiała poezji, jak i wielu innych rzeczy w życiu, co ostatecznie robiło z niej przecież doskonałego służbitę. Bez pytań, bez pretensji, podążając za liderem, byle tylko przetrwać. Czy dlatego poczuła powołanie?
Przyglądała się miastu, wychodząc z Mahala, patrzyła na ulice zamiatane przez najniższą klasę robotniczą za wypłatę, za którą nie byli w stanie nawet opłacić tych szczurzych klitek, w których gnieździli się jak mrówki. Z północy ciągnął lekki, chłodny wiatr wgryzając się pod ubrania niechcianym dotykiem zimnych palców. Uniosła lekko ramiona, odpalając papierosa i poprawiła na głowie kaptur zatrzymując się przed pomnikiem. Oblana szczerym złotem figura lśniła w świetle mizernego słońca. Wystawiony z inicjatywy Starszyzny, skrzywiła się okropnie pod tym swoim kapturem. Kolejny pstryczek w nos, biedo, mijaj tę figurę każdego dnia, patrząc na to całe złoto, którego nie żal nam wcale marnować na rzeczy tak próżne i bezużyteczne, jak figury pędzących konno szlachciców. Spojrzała na rozszerzone w szalonym wdechu chrapy piotrowskiego rumaka, spojrzała na jego zaciętą twarz, nieruchomą, skupioną, po której tańczyły wieczorne cienie. Cesarz Imperium Rosyjskiego. Założyciel miasta. Romanov nie miał problemu z funkcjonowaniem w obu światach. Był znany zarówno w rzeczywistości mugolskiej jak i magicznej, czy dlatego został zlikwidowany? On i cały jego ród? Chędożona Starszyzna i ich brudne sprawki, wzdrygnęła się lekko, cóż za nietakt, najpierw ich zabić a później rozsławiać. Kolejny powód, by uważać ich za szaleńców.
Ukucnęła pod pomnikiem jak gargulec, typowy slav-squat, i wypuściwszy nosem obłoczek dymu, podparła się łokciami o kolana. By sprawdziła, czy już po pierwszej, bo chyba dotarła za wcześnie, ale nie miała zegarka. Zostawiła go u Halíčka jakieś pół roku temu i od tamtej pory nie było okazji go odebrać.
Weles
Weles

Czw 21 Gru 2017, 19:06
Oj, Marienko, pospieszyłaś się i przyszłaś całe pół godziny za wcześnie. Ale to chyba dobrze, widać, że się starasz. Pytanie czy Raskolnicy uznają, że to dobry znak, czy też z powodu swoich doświadczeń zaczną podejrzewać cię o szpiegostwo? Masz przecież kontakt z mugolskim światem, więc pewnie zdarzało ci się słuchać, że milicja, wykazując się całkowitą nieufnością, zatrzymywała kierowców przez to, że jechali zgodnie z przepisami. Bo kto według nich jeździ zgodnie z przepisami? Tylko pijany. Żadnego zaufania w dzisiejszych czasach do drugiego człowieka nie ma. A dwudziesty maja tak naprawdę niczym się nie wyróżniał. Słońce świeciło, było dość ciepło, a ilość ludzi w okolicy posągu upamiętniającego Romanovów raczej umiarkowana. Zarazem nie musiałaś siedzieć w tłumie, ale też ciężko było ci ocenić, kto mógłby być twoim wysłannikiem. No nic, zostało ci się teraz tylko przyglądać i czekać.
Na twoje szczęście postanowił najwyraźniej przyjść wcześniej.
Na głowie również miał kaptur, a na sobie dres bez ani jednego paska. W życiu byś nie powiedziała, że to ktoś, kto miałby ci przekazać zadanie do wykonania. Można powiedzieć, że był w pewien sposób mistrzem kamuflażu.
- Elo – zaczął niespodziewanie, jakby cię znał i kucnął tuż obok ciebie. Patrząc na fakt, że miał cię bez problemu rozpoznać wszystko się zgadzało. Jedyne, co mogło zgrzytać to to, że ty go nigdy w życiu nie widziałaś. – Mamy lekki problem. Znaczy nie ty, tylko my. Chcieliśmy ci dać porządne zadanie, ale niestety chwilowo nie mamy takiej możliwości. Nie chcemy jednak zostawić cię z niczym. Widzisz tamtą uliczkę? Znajdziesz tam pędzel i czarną farbę, wystarczy się porozglądać. Na dobry początek możesz powypisywać rewolucyjne hasła w jakichś widocznych miejscach. Przykłady masz zapisane przy puszce z farbą – powiedział, po czym szybko wstał i poszedł w swoją stronę.
I co z tym zrobisz, Marienko?
Mariena Liska
Mariena Liska
Pomnik Piotra Wielkiego XqJ2Cmh
Vranov nad Topľou, Czechosłowacja
29 lat
brudna
za Raskolnikami
strażnik miejski
https://petersburg.forum.st/t1342-mariena-liska#5965https://petersburg.forum.st/t1364-marzena-lisek#6242https://petersburg.forum.st/t1366-girl-with-iron-fists#6245https://petersburg.forum.st/t1365-orzel#6244

Sob 30 Gru 2017, 19:15
Przyjrzała się więc dresiarzowi Marzenka, czując, że może jednak te Raskolniki to nie są nadęte pajacyki pod krawatem, rozumieją, co to wygoda i swoboda ruchów. Obraca pecika w palcach pociągając nosem.
- Elo. - I dalej patrzy się w przestrzeń zupełnie niepozornie, popalając sobie, ale jednocześnie słuchając z uwagą cóż ten obcy, choć znajomo prezentujący się, człowiek jej komunikuje.
Jakiś kwaśny uśmieszek jej kwitnie na ustach, napięcie polityczne sięgające zenitu, starcia na linii partia rządząca - opozycja są niemal codziennością i nie schodzą z pierwszych stron gazet, a jednak nie mają nic do roboty? Śmierdziało jej tu olewactwem, a jeśli Marzenkę w życiu wkurwiało coś bardziej niż zwykle, to partacze i obojętne chuje. Oni przecież wyszli do niej z propozycją, a ona z ochotą się zgodziła. I po co?
Odprowadza dresika spojrzeniem i dobrze, że uciekł szybko, by by go zaraz za fraki złapała i z bani wypierdoliła tak, że by zęby do jutra spomiędzy brukowych kostek zbierał. Jebane nieroby, farbą? Hasła na ścianach wymazywać? Podnosi się z kucek, już wkurwiona, gratulacje, rzuca papieroska do studzienki kanalizacyjnej i idzie krokiem ciężkim w stronę zaułka. Co za świat, co za psy, człowiek dniami i nocami jako stróż prawa stoi na posterunku praworządności i spokoju, miejskiego ładu, a tu jakiś chłystek jej mówi, żeby rewolucyjne hasła mazała po ścianach? Nie dawniej jak wczoraj wlepiła dwóm gówniarzom mandat za sprejowanie starej lodziarni, a teraz ona? Miała tak jak oni niszczyć mienie?
Cóż, dobre chęci nigdy cię nigdzie nie zaprowadzą, Marzenka wiedziała to nie od dziś i choć miała ochotę, siłę i motywację, by stanąć w jednym szeregu z Raskolnikami i walczyć o lepsze jutro - wandalizm nie był czymś, co uważała za dobrą do tego celu drogę.
Wręcz przeciwnie.
Miała uczucie, że została bardzo oszukana, bo wierząc w to, że rewolucja, że ktoś naprawdę nie ma w dupie obywateli, że Raskolnicy chcą wyrwać magiczny świat Słowian z jarzma dynastii, szlachetni, prawi, patrioci, to się wzięła i zawiodła. Kolejna bojówka obojętna na otoczenie, na ludzi, na ulice, miasto jako organizm sam w sobie.
Zaszedłszy do wskazanej uliczki ukucnęła przy puszkach, niedoczekanie wasze, kurwa mać, że ona będzie miasto swoje szpecić. Jeśli tak ma wyglądać dobra zmiana, to już jebał to pies. Lisek ręki do tego nie przyłoży - z poczucia lokalnego patriotyzmu, godności człowieka i obowiązku strażnika miejskiego. Przyjrzała się hasłom na puszkach wypisanym, po czym poszła i wyjebała je zaraz do śmietnika.
Weles
Weles

Czw 04 Sty 2018, 18:02
I po co? I na co ci to wszystko było, Marzi? Było trzeba dać koledze po ryju za takie durne propozycje; było trzeba po prostu odejść, w cholerę zostawić te farby i hasła, nawet się do nich nie zbliżać, ale ty przecież musiałaś je wyrzucić, taki z ciebie strażnik teksasu. Albo może: pies ogrodnika, bo sama nie zrobisz, ale drugiemu też nie pozwolisz. Nawet tej farby dzieciakom do sierocińca nie zaniesiesz, żeby miały dodatkowe pomoce edukacyjne i by w kontrolowanych warunkach spełniały się artystycznie, a nie mury zdobiły swoimi pożal-się-boże malowidłami, kiedy uda im się na chwilę wyrwać w szeroki świat.
Trzeba się było trzymać od Raskolników z daleka, wszak nie od dziś wiadomo, że przystawanie z wywrotowcami nigdy niczego dobrego człowiekowi nie przyniosło. Do ciebie też się los dzięki temu nie uśmiechnie. Nieoczekiwanie naprzeciw wyszło ci dwóch elegancko ubranych mężczyzn, drogę zagradzając tak, że ani w prawo, ani w lewo nie dasz rady pójść, by ich wyminąć. Drogę powrotną również ci zagrodzono – tak samo elegancko ubrany brodacz w ręku trzymał wyrzucone przez ciebie chwilę wcześniej kartki, w drugiej dłoni dzierżył różdżkę, dzięki której unosił zostawione puszki. Jeśli myślałaś, że taki szczwany z ciebie lisek, to się przeliczyłaś.
- „Raskolnicy nie mają nic do stracenia poza krępującymi ich łańcuchami”? „Wolność, równość, braterstwo”? „Lud z Raskolnikami! Raskolnicy z Ludem!”? „Precz ze starszyźnianym niewolnictwem”? „Bądź czujny wobec wroga Ludu”? – wyczytywał losowe hasła, zerkając pytająco to na ciebie, to na swoich towarzyszy i kręcąc przy tym ze smutkiem głową. – Taka ładna dziewczyna, a w tak brzydkie rzeczy się bawi. Myślałaś, że jak się tego pozbędziesz, to nikt niczego ci nie zarzuci? Jak się nazywasz, kochana, i kim jest człowiek, z którym się spotkałaś?
Z każdym wypowiedzianym słowem cała trójka zbliżała się do ciebie coraz bardziej, tak że ostatecznie całkiem odcięli cię od jakiejkolwiek drogi ucieczki. Jeden z mężczyzn szybkim ruchem założył ci na nadgarstek bransoletkę zatrzaskową, która momentalnie przyległa do twojej skóry, uniemożliwiając teleportację.
Mariena Liska
Mariena Liska
Pomnik Piotra Wielkiego XqJ2Cmh
Vranov nad Topľou, Czechosłowacja
29 lat
brudna
za Raskolnikami
strażnik miejski
https://petersburg.forum.st/t1342-mariena-liska#5965https://petersburg.forum.st/t1364-marzena-lisek#6242https://petersburg.forum.st/t1366-girl-with-iron-fists#6245https://petersburg.forum.st/t1365-orzel#6244

Czw 04 Sty 2018, 18:35
Marzi nie mogła trzymać się od wywrotowców z daleka. Nie dlatego, że ją do nieszczęść w życiu ciągnęło, ale dlatego, że uważała ich sprawę za słuszną prawdziwie. Szczerze. Marzena, jaki karaluch by z niej nie był wulgarny, kochała naród, kochała jedność ludzi i chciała sprawiedliwości i to, co się działo za złotymi bramami Pałacu napawało ją wstrętem. Co więcej, nie mogła uwierzyć w to, jakoby Raskolnicy właśnie działali krzywdząco na rzecz społeczeństwa, w związku z czym wszystkie te zamachy, śmierć setek od czasu powstania ruchu oporu, to nie oni mieli krew na rękach. Tylko właśnie ci, eleganccy, szlachetni, hojni, lubiący się pochylić nad biedą, ale tylko wtedy, gdy ktoś widzi, kiedy mogli coś na tym dla siebie ugrać. Marzena nie znosiła Starszyzny z niemal takim oddaniem, z jakim część rodów nienawidziła czarodziejów mugolskiego pochodzenia i tam, gdzie czuła, że ją ciśnie już z natury lubiła poluzować, ewentualnie sprzedać lepa.
Oczywiście, że musiała je wyrzucić, jeszcze by jakiemuś dziecku z sierocińca przyszło do głowy mazać farbami po tych pięknych, petersburskich kamienicach, czego by już nie zdzierżyła i musiała zacząć brać ziółka na uspokojenie (już powinna, ale może nie w tym momencie).
Zdejmuje Marzena kaptur z głowy, zbyt wiele lat w służbach porządkowych, żeby nie wiedzieć, że się nie ma co pod czapką ukrywać, szczególnie jeśli po pierwsze, jeszcze niczego winnym się nie jest, po drugie, nie należy się do generalnie osób strachliwych bądź zdrowie swoje szanujących. Zresztą, może wypełzła ze słowackiej mysiej dziury, ale kultura wymaga patrzeć rozmówcy w twarz to i ona swojej ukrywać nie zamierzała. 
- Nieźle - mówi spokojnie, przyglądając się bransoletce. Dobry gadżet, prawie jak jej latające kajdanki, powinna sobie takie sprawić kiedyś. Przygląda się uważnie, choć starała się nie tak, żeby wzbudzić podejrzenia. Słyszała o  kamieniu prawdomówności, kto wie, może i tu jakiś się znajdzie? Trzeba przecież, hehe, sprawdzić. - Sylwia Schmidtova, nie znam człowieka, przyszedł, powiedział, że znajdę tu coś ciekawego i poszedł. - Podnosi wzrok na brodacza. - Ciekawe to znalazłam śmieci i tam je wrzuciłam, gdzie ich miejsce. - Prostuje się i wsadza ręce w kieszeń bluzy kangurki, w której trzymała różdżkę. Trzeba było ją zakuć, a nie przed teleportacją powstrzymywać, to taki dureń, że sprowokowana przecież rzuci się z pięściami, nie będzie cackać w uciekanie. Taka szlachetna rycerka, nie? Strażnik Teksasu właśnie, z półobrotu w klatę.
- Jakiś problem z tym panowie mają? - zastanawia się i unosi pytająco brwi. - Bo ja to mam problem z niszczeniem publicznego mienia, to raz, w sumie mam też problem z bandą nadgorliwych chłopów napadających samotną dziewczynę w zaułkach - mówi i krzywi się. Oj, Marzi, trzeba było siedzieć cicho, ale nie, japę to ty od dziecka masz przecież niewyparzoną, każdy w życiu ci to mówi - od mamy po Krakersika twojego ukochanego. A ty dalej swoje.
Czy wyglądali na mocarzy? Jednego by mogła położyć bez wysiłku, dwóch na raz to już gimnastyka, ale jest przecież jeszcze brodacz, tyle, że ten ma dwie ręce zajęte. Może to od niego zacząć?
Kiwa głową do tej dwójki, co się zbliżyła od strony wylotu uliczki.
- Tak się panowie skradacie… Co, będziemy się przytulać?
Weles
Weles

Czw 04 Sty 2018, 21:28
Kłamstwa wypływały ci z ust tak gładko, jak słowa ulubionej piosenki, żadnego kamienia prawdomówności ukrytego nigdzie w niczym nie było, ani innych form sprawdzenia, czy jesteś wobec zagadujących cię mężczyzn szczera. A panowie zdawali się łykać bez problemu wszystko, czym ich raczyłaś, bo nawet krok zwolnili i jakby się rozluźnili. Albo może po prostu wystraszyli się tych twoich gestów ukradkowych, zerkania na bransoletę, wsadzania łap w kieszenie bluzy, hardego głosu i braku strachu, chociaż oni tu do ciebie we trójkę, a ty sama jedna. Było trzeba jednak nie zwlekać z używaniem różdżki. Na pewno nie raz przerabiałaś takie sytuacje, powinnaś była więc zareagować intuicyjnie – choć może lepiej, że nie uciekasz i nie próbujesz jeszcze żadnej walki rozpoczynać, bo niektórzy już się na takim zachowaniu przejechali i teraz Gwardia ich ściga.
- Ależ po co te nerwy, moja droga. Nikt nic nikomu robić nie zamierza, prawda? – Pytanie skierował na poły do ciebie, na poły do pozostałej dwójki, która już tak daleko od ciebie nie była wcale. Jednemu z nich udało się nawet dostrzec zarys różdżki w kieszeni kangurki, więc by potwierdzić słowa brodacza, uniósł pojednawczo prawą dłoń, lewą powoli odsłaniając poły płaszcza, by pokazać, że swoją różdżkę wciśniętą ma za pazuchę tak, że zdążyłabyś go trzy razy na lewą stronę wywrócić, a nie zdążyłby się w magiczny sposób obronić. – To szlachetne, że tak dbasz o publiczne mienie, ale jeszcze szlachetniej postąpisz, jeśli jednak zechcesz nam powiedzieć, kim był ten człowiek lub kto cię z nim umówił, bo tak się składa, że dostaliśmy pewne informacje o tym, że burzyciele porządku spotkają się dziś w tych okolicach. Przecież nie chciałabyś być oskarżona o spiskowanie z Raskolnikami, skoro pozbywałaś się jedynie śmieci z ulicy, a nie dowodów przestępstwa. I z łaski swojej, wyjmij ręce z kieszeni, kiedy ze mną rozmawiasz – dodał ze świadomością, że jeśli byłaś uzbrojona, zapewne w tej chwili będziesz chciała ze swojej lichej przewagi skorzystać. – Ja robię to w kulturalny sposób, ale człowiek, który obserwuje cię z ukrycia nie będzie tak miły.
Mariena Liska
Mariena Liska
Pomnik Piotra Wielkiego XqJ2Cmh
Vranov nad Topľou, Czechosłowacja
29 lat
brudna
za Raskolnikami
strażnik miejski
https://petersburg.forum.st/t1342-mariena-liska#5965https://petersburg.forum.st/t1364-marzena-lisek#6242https://petersburg.forum.st/t1366-girl-with-iron-fists#6245https://petersburg.forum.st/t1365-orzel#6244

Pią 05 Sty 2018, 10:33
Sytuacje podbramkowe związane z kwestiami na pograniczu prawa to akurat ona z zawodu znała i wiedziała, że gdyby zareagowała atakiem nawet będąc najniewinniejszą na świecie (a tak przecież nie było) pewnie i tak skończyłaby ponosząc konsekwencje. Przeniosła spojrzenie na brodacza unosząc lekko brwi, czy ktoś tu komuś krzywdę zamierzał robić to się dopiero okaże, bo panowie chociaż eleganccy i wysławiający się pięknie, zupełnie w odróżnieniu od dresiarza co to koło niej kucnął chwilę temu, to jednak sprawiali wrażenie znacznie mniej koleżeńskich i jakiś niepokój wzbudzali mimo wszystko. Jak człowiek miał lgnąć do rządów wyższych sfer, skoro nawet na ulicy nie był w stanie czuć się lepiej przy elegantach niż przy bracie swoim w szelest ubranym. Podział klasowy to przepaść nie do pokonania, panowie, pani.
- Trudno się nie denerwować jak mnie tak Panowie zachodzicie w zaułku. - odpowiada spokojnie i zgodnie z prośbą wyciąga ręce z kieszeni, z łaski swojej, w jednej trzymając różdżkę w drugiej strzelając z kłykcia.- Żyjemy w niespokojnych czasach. - dodaje obracając się lekko, tak, żeby stać w miarę wygodnie między całą trójką i opracowując taktykę działania. Może przewaga licha, może żadna nawet, zerowe szanse zwycięstwa, ale Marzena przecież jak chart wyścigowy, raz pchnięta nie może się zatrzymać tylko pędzi na łeb na szyję. Mało to razy w życiu padło "Proszę różdżkę odłożyć" czy może "nóż" czy nawet "kurwa, Misiu, odłóż to" gdy zamach jakąś tykającą zabawką swojej Kijaneczki brała. Pierwszy raz miała może z lat czternaście, kiedy wybiegła zza zakrętu bloku z cegłą w ręce, naprzeciw piętnastu, może dwudziestu osobom. Dokuczali Janie, że jest piegowata i brzydka i ma koślawe nogi - pech chciał, że były bliźniaczkami, tyle, że Marzenie nikt nie miał odwagi dokuczać bo wybijała ludziom zęby. Czy mając w ręku cegłę nie liczyła się z faktem, że przegra? Liczyła. Zabiją mnie, ale ja też im spuszczę wpierdol. Niby trzech to nie piętnastu, ale i czasy inne i otoczenie inne, no i już nie siła pięści tylko, a magiczne zdolności,których swoich wzajemnie nie mogli przewidywać.
- Jeśli kolega obserwuje mnie z ukrycia to wie, że nie popełniłam tu żadnego przestępstwa. - zaczyna - Doceniam kulturę, zapewniam. - dodaje, kiwając brodaczowi głową, zaraz jednak krzywi się lekko cmokając dając wyraz lekkiego sytuacją niezadowolenia- Gwardia? Batalion? Detektywi? Zamierzają się panowie jakoś wylegitymować? Bo szlachetny ze mnie obywatel, ale wciąż nie czuje się w obowiązku z wami rozmawiać i trochę mi się spieszy.
Znała przecież rzeczywistość, komunistyczna Rosja schyłku lat dziewięćdziesiątych, mogli ją zgarnąć z ulicy i naszpikować klątwami bez dziękuję ani przepraszam i pewnie nic w związku z tym by się nie wydarzyło, szczególnie jeśli byli przedstawicielami Starszyzny. Tylko podkreślili by wartości o które owi spiskujący Raskolnicy próbują walczyć, tylko czy w tej chwili to ważne? Teraz to Marzena chciała wyjść stąd o własnych siłach, ale panom źle z oczu patrzy, więc wie, że już na pewno nie wyjdzie stąd cało.
Weles
Weles

Czw 11 Sty 2018, 13:06
Na pewno ci się spieszy, to panowie zdążyli już zauważyć. Jednak ani ich twój czas i powinności nie obchodziły, ani tym bardziej twoje prośby i żądania. Jeszcze nie dotarło do ciebie, że to nie ty jesteś tu od zadawania pytań? Niemal dosłownie przyparta do muru, jeśli chcesz w ogóle wyjść z tej sytuacji, powinnaś schować dumę do kieszeni. Sama przecież już zdajesz sobie sprawę z tego, że kimkolwiek są rozmawiający z tobą mężczyźni, w jakimś stopniu muszą być powiązani ze Starszyzną, a to już stawia cię na przegranej pozycji – każdy, kto ma koneksje z najwyższymi strukturami Rady Czarodziejów, jest właściwie nietykalny. Słowo przeciwko słowu, a kto nie uwierzyłby dobrze urodzonemu czarodziejowi z nienaganną prezencją, za którego bez mrugnięcia okiem gotowi są poświadczyć Nestorzy.
Przelotne zerknięcie brodacza na trzymaną przez ciebie różdżkę i lekkie wzruszenie ramion mówiące: i co z tym zrobisz, w oko mi wsadzisz?, zanim znowu się odzywa.
- Sylwio, wszystkich nasz czas goni, to jedyne nad deficytem czego jeszcze nie dało nam się zapanować, dlatego powiedz tylko, kto cię tu przysłał, a więcej nie będziesz musiała kłopotać się tym, kim jesteśmy, co – gwarantuję – tylko wyjdzie ci na dobre. Co ci szkodzi zdradzić nazwisko, bądź co bądź, zdrajcy. Sama widzisz, że nie mają problemu z niszczeniem mienia publicznego, nie wspominając o wysadzaniu w powietrze przybytków kultury. – Aż się prosi, by na końcu dodać: jesteśmy przecież po tej samej stronie. Jednak nic takiego nie pada. Może mężczyzna nie chce cię rozjuszyć, a może nie identyfikuje się ze stroną, w której przyszło mu grać. Udało ci się to zauważyć czy jesteś tak zdezorientowana sytuacją, że zwracasz uwagi na takie niuanse?
Mariena Liska
Mariena Liska
Pomnik Piotra Wielkiego XqJ2Cmh
Vranov nad Topľou, Czechosłowacja
29 lat
brudna
za Raskolnikami
strażnik miejski
https://petersburg.forum.st/t1342-mariena-liska#5965https://petersburg.forum.st/t1364-marzena-lisek#6242https://petersburg.forum.st/t1366-girl-with-iron-fists#6245https://petersburg.forum.st/t1365-orzel#6244

Sob 13 Sty 2018, 03:01
No przecież, że dotarło, od trzech postów chyba przez myśli jej się toczy w jaki wpadła żurek i jak bardzo jest z nim w ciemnej dupie. Też i duma przecież, sraka to sraka, w końcu Marzenka była bardziej karaluchem niż pawiem, była niepotrzebna, ale ani ona jej miała dużo ani się z nią obnosiła. Liska od dziecka miała samobójcze zapędy i mimo, że żelazne pięści to jednak honor krzyżowca. Tu nie chodziło o dumę, którą powinna schować do kieszeni, bo to bez przypału mogłaby zrobić. Tu chodziło o honor, a tego no nie da rady przełknąć. Mogli to by być sam Kuragin z Aristovem pod rękę, a ona nie ruszyłaby się o krok. Jeśli ma umrzeć za swoje przekonania, to tak jej było pisane.
Podąża za wzrokiem brodacza na swoją różdżkę i widzi jego kpiące spojrzenie. No taki dorosły a taki niepoważny, przecież mogła być mistrzynią magii zakazanej, to dość nierozsądne bagatelizować jej umiejętności. Fakt faktem nie była orłem w niczym specjalnym, ale tego przecież panowie napastnicy nie wiedzieli - w końcu nie wiedzieli nawet, że nie nazywa się Sylwia i o ile nie umieli z oczu jej wyczytać wyników na szkolnym dyplomie to może umniejszanie wartości różdżki w ręku czarodzieja nie było rozsądne. I kto tu powinien dumę w kieszeń wsadzić? Jak będzie trzeba tę różdżkę w oko, to i w oko, w nosa, a może i do ucha głęboko ją wciśnie tak, żeby płat skroniowy po drugiej stronie zadrapać.
- Dobra, tu się zaczyna robić za dużo napięcia jak na moją głowę. - mówi poruszając ramionami, jakby strzepywała z nich ciężar - Wy będziecie mnie pytać o nazwisko, którego ja w ogóle nie znam, zakładać, że ktoś mnie przysłał, mimo, że nikt mnie nie przysłał i grozić, dopóki nie przyznam się do czegoś, czego nie zrobiłam. - podsumowała podciągając rękawy i modląc się, żeby ta anty-aportacyjna bransoletka nie wpływała na jej możliwości czarowania, bo akurat zapiął ją na jej magicznym ręku. Przekłada więc różdżkę do lewej ręki, chuj, może się uda, może się nie uda- Przecież wiem jak to działa, sama stosuje taką taktykę z ulicznymi oprychami. - taka prawda, zastraszanie, onieśmielanie, uprzejmie kpiące uśmiechy i dominująca postawa, jak ganiała po ulicach drobnych złodziejaszków to niby jak inaczej wymuszała na nich zeznania czy współpracę- Żadne z nas nie chce tu być dłużej niż powinno więc miejmy to już z głowy. Braneste. - rzuca zaklęcie na barierę, która pojawia się w swojej ultra-mizernej postaci. Nigdy nie należała do orłów zaklęć, a już tych obronnych w ogóle, łatwiej przecież było załatwiać porachunki przemocą fizyczną. Czy to będzie oznaczało koniec Marzeny Liski? Oby nie, chyba od pięciu lat nie mówiła swojemu Persikowi Puchatemu jak bardzo go kocha, byłaby lipa tak wykitować w zaułku i nic mu nie powiedzieć. Pokłócili się z miesiąc temu, nie po przepraszali nawet, to kurde całkiem urocze, że nastawiając się na łomot ostatnią myślą Marzi jest Halicek. Żeby on to chociaż docenił kiedyś, ale przecież, że nie.


Ostatnio zmieniony przez Mariena Liska dnia Sob 13 Sty 2018, 03:09, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 13 Sty 2018, 03:01
The member 'Mariena Liska' has done the following action : Kostki


'k6' : 2
Weles
Weles

Pią 19 Sty 2018, 12:36
Kilka rzeczy wydarzyło się niemal jednocześnie.
Kiedy tak pięknie język ci się rozwiązał – chociaż nie w ten sposób, który zadowoliłby twoich rozmówców – za plecami jednego z mężczyzn, który do tej pory tylko stał, blokował ci drogę ucieczki i starał się groźnie wyglądać, mignęła ci znajoma sylwetka dresika-Raskolnika. Drugi mężczyzna, który także nie uraczył cię jeszcze ani jednym słowem nie w porę sięgnął po twoją różdżkę – chwilę wcześniej udało ci się ją przerzucić do drugiej ręki. Brodacz, bardziej skupiony na rozmowie z tobą niż dokładnym pilnowaniu, co z różdżką robisz, nawet nie zareagował, kiedy zwieńczyłaś swoją wypowiedź rzuceniem zaklęcia. Żaden z mężczyzn nie próbował ani sprawdzić, jak fatalnie poszło ci z wyczarowaniem bariery, ani też nie rzucił się, aby pozbawić cię jedynego narzędzia, jakim – według nich – mogłabyś się bronić. Inna sprawa, że chwilę później na chodniku rozległ się odgłos szybkich kroków. W waszą stronę biegł jeszcze jeden jegomość, równie elegancko ubrany, bardziej jednak zdawał się przypominać zwykłego przechodnia, który akurat wracał z bądź zmierzał do pracy, gdyby nie to, że albo miał szósty zmysł i z daleka potrafił namierzyć osoby znajdujące się w opałach, albo dokładnie wiedział, iż powinien pojawić się właśnie w tym konkretnym miejscu.
- Ejże, co to ma znaczyć? – zawołał, gniewnie marszcząc brwi.
- Wszystko w najlepszym porządku, tylko rozmawialiśmy. – Brodacz odpowiedział z niezrozumiałym zadowoleniem w głosie, jednocześnie chwytając cię pod ramię i przyciągając do siebie. Rękę z różdżką miałaś teraz unieruchomioną, a drugą, ku twojemu zdziwieniu, złapał przybyły mężczyzna.
- I właśnie w tym problem: wy tylko potraficie rozmawiać, aż człowieka kurwica trafi albo zagadacie go na śmierć – odparował, kciukiem przejeżdżając po nałożonej na twoją rękę bransolecie.
I chwilę później zamiast na ulicy między kamienicami, znaleźliście się w obszernym, nisko sklepionym pomieszczeniu o ceglanych ścianach. W kilku miejscach u sufitu podwieszono zwyczajne żarówki na kablu. Wnętrze pozbawione było umeblowania, jedynie pośrodku znajdował się taboret, obok niego podłużna, kamienna tuba albo blok, z tej perspektywy trudno było ci to ocenić, zaś tuż pod kamienną bryłą skórzana walizka.
Zanim mężczyzna uwolnił twoją dłoń ze swojego uścisku, znów aktywował bransoletę.
- Siadaj. I tym razem bez żadnych numerów, Liska. – Ups, wyglądało na to, że jednak doskonale wiedzieli, kim jesteś. A skoro znali twoje nazwisko, co jeszcze o tobie wiedzieli? Przecież wiesz, jak to działa: tobie fizycznie nie muszą wiele zrobić, bardziej powinnaś obawiać się o swoich najbliższych.
Brodacz zaprowadził cię do taboretu, dwójka jego kolegów stanęła potem za tobą tym razem już z przygotowanymi różdżkami. Twojej jednak postanowili nie odbierać, jakby niespecjalnie przejęli się zajściem, jakie miał miejsce zaledwie parę chwil wcześniej. Elegancik ukucnął przy walizce, otwierając ją i wyciągając z niej pękatą fiolkę, której zawartość wylał na wierzch kamiennego słupa, gdzie we wgłębieniu znajdowała się misa. Czubkiem różdżki trzykrotnie zamieszał jej zawartość, by następnie szybkim ruchem całość skierować w twoją stronę.
Obraz zafalował, pociemniał, stracił ostrość, by zaraz stać się niemożliwie jasnym i przesadnie wyostrzonym. Twoim oczom ukazała się znajoma scena: dziewczynę w wąskiej uliczce otoczyło trzech szykownie ubranych dryblasów. Szczątki rozmów docierające z daleka, jakby przez warstwę wody, także zdawały się znajome: kto cię przysłał? Co ci szkodzi zdradzić jedno nazwisko? Nikt się nie dowie, będziesz miała spokój. No już, powiedz kto z twoich znajomych zadaje się z Raskolnikami. Z kim miałaś się tu spotkać? Przestraszony, dziewczęcy głos nieporadnie próbował przekonać mężczyzn, że musieli ją z kimś pomylić; że jest guwernantką u Sorokinów; że nie wie, o czym do niej mówią i czego od niej chcą. Obraz znowu zafalował, sceneria się zmieniła. Na kawiarnianym stole rozłożono jeden z październikowych numerów Sputnika; na jednej ze środkowych stron szare zdjęcie uśmiechającej się czarownicy, którą napastowano w uliczce, podpisano: Zaginiona Jiřina Mejstříková odnaleziona po czterech dniach martwa. Kolejne szumy w rzeczywistości, w jaką cię wrzucono. Tym razem niewielka grupa ludzi zebrana przed bramami Pałacu Sprawiedliwości z transparentem: Przyszliśmy po sprawiedliwość, którą nam zabraliście i zdjęciami Jiřiny. Widziałaś, jak słońce przemieszczało się po widnokręgu, z jak niesłabnącym zaangażowaniem protestujący stali pod zamkniętymi bramami i jak przez cały ten czas nikt nie raczył do nich wyjść. Nieoczekiwane szarpnięcie w okolicy mostka sprawiło, że ponownie znalazłaś się w pomieszczeniu z czwórką mężczyzn.
- To wspomnienie jedynego świadka tego zdarzenia. Zginął kilka dni po rozmowie z nami. Przez własną głupotę. Zebrane przez nas dowody zostały przekazane sądowi i uznane za spreparowane. Całą sprawę zamieciono pod dywan, a od tego czasu co rusz słyszy się o kolejnych niewyjaśnionych morderstwach. Wciąż mamy za mało ludzi w odpowiednich służbach, by na czas reagować na podobne sytuacje. Skąd pytanie, czy po tym, czego doświadczyłaś na własnej skórze i co ci pokazaliśmy, będziesz chciała dołączyć do Raskolników? Bez mazania po murach. – Zakończył człowiek, który zanurzył cię we wspomnieniach. Stał teraz przed tobą z rękami skrzyżowanymi za plecami, w swobodnej pozie czekając na twoją decyzję.
Mariena Liska
Mariena Liska
Pomnik Piotra Wielkiego XqJ2Cmh
Vranov nad Topľou, Czechosłowacja
29 lat
brudna
za Raskolnikami
strażnik miejski
https://petersburg.forum.st/t1342-mariena-liska#5965https://petersburg.forum.st/t1364-marzena-lisek#6242https://petersburg.forum.st/t1366-girl-with-iron-fists#6245https://petersburg.forum.st/t1365-orzel#6244

Sro 31 Sty 2018, 20:41
Przez jeden krótki moment, kiedy brodacz chwyta ją pod ramię, ma ochotę mu przywalić, ale ten drugi łapie ją za nadgarstek, więc odwraca się z zamachem, by mu wypierdolić z dyńki w nosa - nie będzie się do niej żaden szczur przyczepiał, pod rękę brał i szczerzył jak cwaniaczek, co to by była za boruta roku jakby ją Faflonik z chłopem obcym pod rękę zobaczył, ale zanim czołem sięgnie twarzy nieznajomego to już pyk i deportowani.
Tam, gdzie wylądowali, Marzena natychmiast rozejrzała się po kątach pokoju. Już był załączony system szybkiego reagowania, lata pracy w służbach interwencyjnych robiły swoje, oceniała, co jest do ewentualnego użycia, co może być dla niej groźne, czy da się którędyś uciec i jaki jest rozkład ludzi względem elementów otoczenia.
Posadzona na taborecie zmarszczyła brwi groźnie, jakby tu na kimkolwiek wrażenie jej miny robiły, panowie zdawali się wręcz świetnie bawić jej kosztem i niespecjalnie widzieć w niej jakiekolwiek zagrożenie. Siedziała w napięciu, gotowa na cokolwiek, wstać, skoczyć, upaść i turlać się, z palcami zaciśniętymi na różdżce, w końcu była już w innym stanie umysłu. Obrzuciła szybkim spojrzeniem tych dwóch za nią, ich różdżki, po czym przyjrzała się co robi ten ostatni szybko analizując swoją sytuację. Wcale nie lepszą niż chwilę temu, tam przynajmniej była w zaułku, tu jest w jakiejś norze bóg jeden raczy wiedzieć gdzie, zanim jednak się udało jej zagłębić w jakiś plan awaryjny wizja wsysa ją z całym szumiącym dobrodziejstwem inwentarza, zdjęcie Jiřiny, pikieta, mijający czas, świadomość spadająca na jej ramiona ciężarem poznania i cały chaos myśli, który niczym konie umykające z pastwiska przez wąską bramę jej rozumienia, ogniskowały się na jednej tylko emocji. Emocji, która w wydaniu Liski zawsze była zwieńczona, kurwa, tragedią. Złość.
Wspomnienie wypluło Marzenę równie gładko co wessało, opadła na taboret i już-już jej oko lata. Już jest źle, skupia się Marzena na jednej tylko rzeczy, poprawnym rzuceniu zaklęcia. Celuje różdżką w bransoletkę:
- Lasvante! - I przerzuciwszy różdżkę do swojej magicznej ręki szarpnęła zmieniającą swoją konsystencję bransoletkę z nadgarstka zrywając się przy tym wszystkim na równe nogi. - Tak nie będziemy rozmawiać. - Podnosi różdżkę wyzywająco przed siebie, celując już nie wiadomo w kogo, po kolei w każdego z nich, odchodząc w bok, tak, żeby ich wszystkich mieć przed sobą, a za sobą tylko ścianę. Przynajmniej byłą sama, mogła atakować we wszystkich kierunkach.
I czerwień, jak mgła, wślizgująca się gdzieś z krawędzi pola widzenia, wściekła czerwień. Marzena byłaby doskonałym wojownikiem, gdyby nie była taka w gorącej wodzie kąpana, bardzo krótki lont, bardzo mocno napakowana bomba. Już ciężko oddycha, przyglądając się mężczyznom.
- To jest chore - mówi, a płatki nosa drżą jej niebezpiecznie, choć panowie rozmówcy pewnie wciąż niewzruszeni sytuacją, do tej pory przecież cały czas mieli lepsze karty i ich było na wierzchu. Być może jej gwałtowność będzie ją dziś kosztować zdrowie, ale już nie myśli wcale o tym, o bliskich też nie, nawet o Cukiereczku Pudrowym. - Dlatego właśnie - wolną ręką wskazuje kamienną misę zamaszystym ruchem - nie godzę się na to. Nie godzę na takie życie, na to społeczeństwo. Nigdy się nie zgodzę i jak mam w pojedynkę przeciwko molochowi, to pójdę, kurwa, w pojedynkę. Za Jiřinę, za tego, kurwa, brodacza, za dresika pod pomnnikiem, pójdę! - Przygląda się po kolei każdemu, ze złością gotującą jej krew w żyłach. - Ale tak nie będziecie rozmawiać z ludźmi. Ja wiem jaka się dzieje krzywda, ja wiem, że ci, którzy nie zgadzają się z władzą znikają bez śladu, wiem, jaki proceder odbywa się w podziemiach Kwatery Białej Gwardii, ale czy wy? Wy, w których wierzą te baby w pralni, córki baronów bez nazwiska? Stary szewc, który już nie dowidzi, ale zawsze splunie dyskretnie, kiedy gwardziści przechodzą Mahala, głosząc propagandę? Wy, którym ufają uliczne dzieci tak bardzo, że bawią się w bycie Raskolnikiem? Czy wy musicie stosować takie chore gry? - Koniec, słowotok, wypluwa z siebie wszystko. - Tak być nie może, ludzie chcą walczyć, nawet pies zagoniony w kąt będzie gryzł i szczekał, bo nikt, nic w świecie magicznym i niemagicznym nie zniesie ciągłego nacisku. Każdej akcji towarzyszy reakcja równa jej wartości w przeciwnym kierunku. Trzecia zasada dynamiki Newtona, znacie Newtona? Ja wiem, że musicie sprawdzać ludzi, których wpuszczacie w swoje szeregi, ale wiecie o mnie, kurwa, wszystko, to wy przyszliście do mnie, to wasz człowiek zobaczył we mnie potencjał, pokazał mi swoją twarz, zaprosił w wasze szeregi i ta cała jebana szopka była naprawdę, kurwa, niezbędna? Chcieliście sprawdzić moje granice? Przecież je znacie! - Opuszcza w końcu różdżkę, bo jej ciśnienie spadać zaczyna. - Tak być nie może. Tak nie można walczyć o wolność, ja nie chcę was nienawidzić, a ten cały popierdolony proceder nie przysparza mi do was sympatii.
Oddycha ciężko, patrzy po ich twarzach, patrzy na kamienną misę, na taboret, który upadł podczas jej dzikiego zrywu.
- Nie możecie być tacy jak oni… - mówi ciszej, już nie podniesionym głosem - Bo wtedy nie zostanie nam już żadna nadzieja…


Ostatnio zmieniony przez Mariena Liska dnia Sro 31 Sty 2018, 21:07, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sro 31 Sty 2018, 20:41
The member 'Mariena Liska' has done the following action : Kostki


'k6' : 5
Weles
Weles

Czw 08 Lut 2018, 14:37
W istocie, mężczyźni pozostali niewzruszeni na twój wybuch, Marieno. Prawie. Jeden, Sergey – ten, który w uliczce dobrodusznie postanowił się przed tobą rozbroić – tym razem mocniej ścisnął różdżkę, jakby jednak miał wątpliwości, czy zostawienie ci takiej swobody działania będzie dla was wszystkich korzystne. Lecz poza twoim wprawnym użyciem czaru transfiguracyjnego, pomieszczenie nie zalane zostało kakofonią gwałtownie i bezładnie rzucanych zaklęć. Bez problemu pozwolono ci wylać z siebie wszystkie słowa; pozwolono, by napięcie sytuacji powoli z ciebie opadło i byś sama zmęczyła się tą tyradą, którą panów tak hojnie obdarzyłaś.
Rodion Baklanov – człowiek od wspomnień – nie spuszczając z ciebie spojrzenia, z powrotem postawił taboret na posadzce, krótkim gestem zachęcając cię, byś znów na nim usiadła. Tym razem jednak bez natarczywego nalegania. Jeśli będzie ci wygodniej pod ścianą, to i pod ścianą możecie kontynuować tę rozmowę.
- Tak, dokładnie tak. Była niezbędna, bo, wbrew pozorom, wcale cię nie znamy, Mariena. Obserwacje nie powiedzą nam o tobie wszystkiego. Możemy wiedzieć, co lubisz jeść, którędy chodzić, jak się ubierać i z kim spotykać. Możemy wiedzieć, jak zachowujesz się w niektórych sytuacjach, o jakich wiemy, bo byliśmy ich świadkami. Możemy również mieć dzięki temu jako takie pojęcie o tym, jak zachowasz się w innym położeniu, które dla nas jest bardziej istotniejsze. Ale dopóki cię nie sprawdzimy, nie mamy pewności, czy coś nie wywoła w tobie takiego lęku, tak cię nie sparaliżuje, że jakkolwiek oddana byłabyś swoim – a przy okazji naszym – przekonaniom, potrzeba ochrony Jany czy Halíčka okaże się tak olbrzymia, że bez mrugnięcia okiem do czartów odeślesz Raskolników – mówił spokojnie z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Nie przechadzał się niepotrzebnie po obszernym pomieszczeniu, jedynie raz na jakiś czas robił krok w przód lub w tył, wciąż ci się przypatrując. Z tego spojrzenia łatwo było jednak wyczytać, że robi to z szacunku do ciebie, a nie chęci kontrolowania twoich ruchów. – Zdaję sobie sprawę z tego, że sytuacja, w jakiej chcieliśmy, byś uczestniczyła, była co najmniej niekomfortowa, ale o to chodziło, Marieno. O twój gniew i gorycz. O to, byś naprawdę wiedziała, dla czego powinnaś walczyć i z czym może zmierzyć się stary szewc, baby z pralni i córki baronów bez nazwiska. O to, byś wiedziała, jak czuła się wtedy Jiřina i jak czujemy się my wszyscy, kiedy kolejny raz niezauważenie lub bez czyjejkolwiek reakcji dochodzi do takich zdarzeń. I nie będę za to przepraszał. Jeżeli chcesz ruszyć przeciw Starszyźnie sama tylko dlatego, że potrzebowaliśmy sprawdzić twoją lojalność, nie zatrzymamy cię, lecz nie przestaniemy cię też wspierać – zakończył, unosząc w ciekawości brwi i na krótką chwilę spoglądając na swoich kompanów.
Glos postanowił jednak zabrać też brodacz.
- Rodion powiedział już wystarczająco. Ale ja chciałbym wiedzieć, czy usłyszymy to samo, co powiedziałaś Gavriilowi. Chcesz przystąpić do Raskolników, kiedy przychodzą do ciebie z podkulonymi ogonami i łagodnie pytają, czy chcesz się bawić w rewolucję. Ale czy chcesz do nas przystąpić też wtedy, gdy korzystamy z dostępnych nam zasobów?
Ciężar tej chwili był tak wielki, że w tle brakowało jedynie werbli poprzedzających twoją odpowiedź.
Mariena Liska
Mariena Liska
Pomnik Piotra Wielkiego XqJ2Cmh
Vranov nad Topľou, Czechosłowacja
29 lat
brudna
za Raskolnikami
strażnik miejski
https://petersburg.forum.st/t1342-mariena-liska#5965https://petersburg.forum.st/t1364-marzena-lisek#6242https://petersburg.forum.st/t1366-girl-with-iron-fists#6245https://petersburg.forum.st/t1365-orzel#6244

Pon 12 Lut 2018, 20:51
Ta ich bez-emocjonalność wydawała się niemal przykra. Czy aż tak wyprani byli sytuacjami, z jakimi przyszło im się borykać jako Raskolnikom, że towarzystwo osoby gwałtownej i wybuchowej jak Liska, gotowej nawet bez różdżki przegryzać ludziom gardła, nie sprawiła, że nawet jedna powieka drgnęła? Czy była aż takim bezwartościowym karaluchem, że nie widzieli w niej żadnego zagrożenia? Czy w takim razie rzeczywiście przydałaby się raskolnikom, skoro nawet na nich samych nie robi wyrażenia?
Ani myślała siadać na taborecie i tak jak stała tak została, pod tą ścianą, oddychając ciężko po tych wyrzuconych z siebie epitetach. Machnęła tylko głową, nie chcąc nawet wdawać się w dalsze dyskusje i wpatrzyła w przemawiającego specjalistę od wspomnień.
- Vit i Jana są najważniejszymi ludźmi w moim życiu - mówi. - I nigdy niczego i nikogo nie postawię ponad nich - mówiła szczerze, z echem tych gniewnych grzmotów toczącym się jeszcze gdzieś w głębi gardła. - Prędzej się sama klątwą ugodzę, niż zrobię coś, co mogłoby im zaszkodzić, więc jeśli istnieje prawdopodobieństwo, że tego będziecie ode mnie wymagać w przyszłości, to mamy sprawę jasną.
Przyglądała się mu, choć dłoń wciąż nerwowo zaciskała na różdżce. Adrenalina powoli rozkładała się w systemie i choć od zawsze sądziła, że jej poglądy równają się raskolniczym w więcej niż jednej płaszczyźnie okazać się dziś mogło, że mimo szlachetnego ducha nie nadawała się na obrońcę uciśnionych. Petersburski Strażnik Teksasu zostanie odesłany do domu z wyczyszczoną pamięcią, bo ma czelność kogoś darzyć miłością.
Milczała chwilę po wypowiedzi brodacza, przyglądając się spod zmarszczonych brwi po kolei każdemu z obecnych. Może wydawała się ludziom głupią, spiętą dresiarą, ale pod tym piegowatym czołem znajdywał się pracujący organ. To, że pracował głównie według wartości i moralności właścicielki to jedna sprawa,  jednakże robił to intensywnie.
- Znacie mnie już - zaczyna, ostrożnie dobierając słowa. - Obserwowaliście, widzieliście, do kurwy, nawet dziś dostaliście rykoszetem - wzdycha, zawsze taka w gorącej wodzie kąpana. - Wiecie, jakie mam wartości, wiecie, jak pracuję, jaką mam moralność. Wierzę w równość jak w nic innego, w lepsze jutro, ale mam naprawdę mało cierpliwości, jeśli widzę niesprawiedliwość. Tak, chcę być częścią ruchu, ale nie, nigdy nie zrobię tego, co robią oni. Nie będę stosować ich metod, nie będę używać ich słów, nie będę działać z naumyślną intencją krzywdzenia kogokolwiek. Nigdy. Może jestem bezużytecznym idealistą, może naiwność to jest moja domena, ale ponad wszystkim jestem stróżem sprawiedliwości, kalekiej, ale w którą wierzę. - Przemowa niemal na pokrzepienie serc, ale przynajmniej widać, że Liska jest szczera. - Jeżeli to wam odpowiada, dam z siebie wszystko w walce o tych, o których nikt nie pamięta. Jeśli nie… - Bierze wdech. - Proszę tylko, żebyście nie robili mi ani im krzywdy. Wyczyśćcie mi pamięć, odeślijcie do domu i więcej się w życiu nie spotkamy. Tylko o to proszę. O nic więcej. - Aż takie wrażenie zrobili ludzi gotowych posunąć się do wszystkiego, że w obliczu odmowy obawiała się nie tylko o swoje zdrowie, ale Jany i Vita.
Weles
Weles

Nie 18 Lut 2018, 17:11
Przeszło ci przez myśl, że może wcale nie byli tak bez-emocjonalni? Że fasada, którą dla ciebie zbudowali, miała na celu coś innego niż tylko wystraszenie cię i pokazanie ci, jakim jesteś dla nich śmieciem? Już przecież wiesz, że to Raskolnicy. Że na co dzień przychodzi im stawać twarzą w twarz ze Starszyzną – tą bezwzględną, którą przed tobą chwilę wcześniej obnażyli. Bez trzymania nerwów na wodzy ruch oporu przestałby istnieć w mgnieniu oka. Żaden ze stojących przed tobą mężczyzn nie pochwalał sposobu, w jaki działa Rada Czarodziejów oraz werbowani przez nią ludzie od czarnej roboty, jednak to dzięki naśladowaniu ich metod prowadzenia rozmowy – bez okazywania strachu, jakby wiedzieli, że posiadają nad tobą przewagę, o której ty nie jesteś w stanie wiedzieć – mogą wnikać w ich szeregi, infiltrując i unieszkodliwiając w bezinwazyjny sposób.
- Umieranie to ostatnie, czego będziemy od ciebie wymagać. Wystarczająco wielu bohaterów pożegnaliśmy, by teraz pozwolić sobie na luksus bezmyślnego wykorzystywania ludzkiego życia. Sprawę mamy więc więcej niż jasną – dodał z dziwnym uśmieszkiem, wreszcie sam postanawiając przyjść na taborecie, z którego nie chciałaś skorzystać, i kciukami zaczął zataczać kółka. Był to wyraźny gest, że denerwował się przed twoimi następnymi słowami – wszak to od nich zależało, czy ostatecznie wcielą cię do organizacji. Kolejny dowód na to, że daleko było im do działań Starszyzny, która za nic miała zdanie ludu, narzucając każdemu tylko jedną możliwość – tę najbardziej korzystną dla Rady Czarodziejów.
Pewnie nie takiej reakcji spodziewałaś się po swojej przemowie, mówiłaś w końcu bardzo poważnie i bardzo z serca, czego nie dało się zignorować, a mimo to brodacz wraz z jednym cichociemnym kolegą parsknęli śmiechem, Rodion natomiast kąciki ust uniósł w lekkim uśmiechu. W jego przypadku trudno było jednak określić, czy próbował w tak nieporadny sposób maskować rozbawienie, czy po prostu przybrał uprzejmy wyraz twarzy.
- Spokojnie, Marieno, nikt ci pamięci czyścić nie zamierzał bez względu na to, czy byś do nas dołączyła, czy nie – zapewnił Baklanov, chcąc od razu cię uspokoić. – Nie jesteśmy amnezjatorami, ale kolekcjonerami. Za jakiś czas, jeśli będziesz miała ochotę, również będziesz mogła nim zostać. Najpierw jednak będziemy cię uczyć naszych metod działania. I nie będą one w jakikolwiek sposób podobne do ich podejścia radzenia sobie z problemami. Przede wszystkim fizycznie staramy się nie krzywdzić nikogo. To Starszyzna próbuje przyprawić nam rogi, mimo to nigdy nie stosowaliśmy przemocy. Nie umyślnie, bo rzadko kiedy idzie przewidzieć skutki szantażu wspomnieniami. Teraz to jednak nie jest istotne. – Podniósł się z siedzenia, podchodząc do ciebie z wyciągniętą ręką. – Rodion Baklanov, członek Kasty, ale o naszej hierarchii też cię jeszcze nauczymy. To Myroslav Nazarchuk. – Po uściśnięciu sobie dłoni, gestem wskazał na brodacza, który błysnął do ciebie zębami w uśmiechu. – I bracia Anatol oraz Andron Kazakowie. Myro będzie twoim opiekunem. To od niego będziesz otrzymywała zlecenia i instrukcje, to on też będzie prowadził twoje szkolenia. Naszym punktem kontaktowym jest szynk „Czerwona Gwiazda”, ale sporo naszych ludzi kręci się również po dziedzińcu Pasternaka, więc w razie pytań, wątpliwości czy problemów, wiesz gdzie uderzać. – Bez mrugnięcia okiem zaczął przedstawiać resztę swoich towarzyszy, następnie wymieniając też strategiczne dla Raskolników miejsca w Petersburgu. Gdybyś była w zmowie z Gwardią, miałabyś teraz doskonały dowód na to, że oba obserwowane przez gwardzistów miejsca faktycznie są więcej niż podejrzane. – Od teraz będziemy w ciągłym kontakcie, a teraz wszyscy się zwijamy – zakomenderował, klaszcząc w dłonie i ruszając w stronę ściany po twojej prawej stronie. Przed przejściem przez nią, stuknął w odsłonięte od tynku cegły dwukrotnie, a następnie zniknął. Za nim przeszedł – już bez stukania – Andron, potem ty i pozostała dwójka. Z niemałym zaskoczeniem mogłaś zauważyć, że znaleźliście się dokładnie w tej samej uliczce, z której wcześniej cię zgarnęli. Mężczyźni po kolei, żegnając się z tobą skinieniem głowy, teleportowali się zostawiając cię samą.

Mariena z tematu
Yevgeny Bryusov
Yevgeny Bryusov
Pomnik Piotra Wielkiego Tumblr_o28ze2K5v91utqx1so1_400
Irkuck, Rosja
20 lat
wilkołak
nieznana
neutralny
często zawodzi
https://petersburg.forum.st/t1882-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1883-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1884-nie-wywoluj-wilka-z-lasuhttps://petersburg.forum.st/t1885-myszkin

Sob 02 Cze 2018, 17:28
Pomnik Piotra Wielkiego górował nad placem, odbijał promienie złotego światła i sprawiał wrażenie jedynie przez moment przemykającego na tle wznoszącego się w tyle Ministerstwa Magii. Yevgeny rzadko tędy przechodził, głównie z niechęci, ale także z obawy, że na ulicy Eufrozyny Wielkiej mógłby spotkać ojca. Skutecznie unikał go od dobrych kilku miesięcy, zaprzepaszczenie podobnie imponującego wyniku byłoby porażką większą niż sam fakt, że dwudziestolatek czasami jeszcze pojawiał się w okolicach – zupełnie jakby, świadomie bądź nie, kusił los, odwlekał nieprzyjemną wymianę słów i wspominek o matce, do której nie chciał wracać. Czym innym była przypadkowa wymiana spojrzeń wśród tłumu ludzi, czym innym natomiast spotkanie trzeciego stopnia (czasami zastanawiał się czy spotkania można mierzyć stopniami oparzeń) w rodzinnym domu – rozmowa w tak wąskim gronie brzmiała niczym wizyta trojga aniołów u Abrahama, zakończona groźbą Bożą, błyskotliwie spuentowana przez Adrieja Rublowaw ikonie Świętej Trójcy.
Zamyślenie przerwał cichy chrzęst pod podeszwą prawego buta. Mężczyzna zatrzymał się, powoli spuszczając głowę w dół, zatrzymując się tak nagle i mimowolnie jakby coś nagle przyciągnęło go do ziemi z siłą kilka razy mocniejszą niż grawitacja. Nadepnął na coś. Cała frustracja nagle się zacisnęła, wyślizgnęła, wywróciła na lewą stronę, jak zdzierana skóra z królika, pokazała swoją krwawą powierzchnię. Niechęć prędko zmieniła się w złość. Yev postawił mocniej stopę, coś pękło, ale nie stawiało oporu; do jego uszu dotarły drobne, miękkie chrupnięcia.
Prawie w tej samej chwili (wówczas sądził, że właśnie w tej konkretnej chwili) pomiędzy obcymi twarzami ludzi mijających pomnik Piotra Wielkiego, zamajaczyła szczupła twarz mężczyzny, którego (na szczęście? nieszczęście?) rozpoznał i przed którego wzrokiem nie zdążył się uchylić, wciąż pozostając w tym samym miejscu, nie unosząc stopy znad zmiażdżonych szczątek, rozsmarowanych na brudnym chodniku. Prawdę mówiąc, nigdy wcześniej z nim nie rozmawiał, nie tête-à-tête. Widywał go czasami dzięki znajomości z Vioricą, trochę wiedział, może nawet skinął głową, ale niewiele poza tym.
- Ministerstwo Magii jest jeszcze kawałek stąd. Jeśli szukasz sensacji. – odparł, mierząc dziennikarza wzrokiem i przenosząc ciężar ciała nieznacznie na lewą stopę.


Ostatnio zmieniony przez Yevgeny Bryusov dnia Pią 23 Lis 2018, 18:41, w całości zmieniany 1 raz
Dionisie Caragiale
Dionisie Caragiale
Pomnik Piotra Wielkiego Drw8AEh
Bukareszt, Rumunia
25 lat
czysta
neutralny
dziennikarz w Novyim Mirze
https://petersburg.forum.st/t1256-dionisie-caragiale#5009https://petersburg.forum.st/t1257-dionisie-caragiale#5025https://petersburg.forum.st/t1259-dionisie-caragiale#5029https://petersburg.forum.st/t1258-mircea#5027

Pon 04 Cze 2018, 01:39
Znam tę drogę na pamięć. Codziennie nieśpiesznym krokiem zmierzam do pracy przez ulicę Eufrozyny Wielkiej, przy okazji mijając Plac Dumy czy pomnik Piotra Wielkiego. Zdarza mi się też niekiedy tam zatrzymywać, zwłaszcza gdy uda mi się wcześniej wyjść z mieszkania i mieć kilka minut w zapasie – czasem tylko po to, by na kilka minut wstąpić do jednego z moich ulubionych antykwariatów wciśniętego pomiędzy wąskie i obskurne kamieniczki, a innym razem, żeby zwyczajnie pokontemplować, usiąść na drewnianej ławeczce i cieszyć się słoneczną pogodą z czarną kawą w ręku. W przerwie między nieudolnymi próbami napisania obszernego artykułu na zlecenie nowego przełożonego o dynastii Romanovów, która została wymordowana kilka lat temu, niespodziewanie zawędrowałem pod słynny pomnik Piotra Wielkiego, jakby naiwnie szukając jakiejś inspiracji i wskazówek, których mógłby mi osobiście i w sekrecie udzielić. Dobrze wiedziałem, że w rzeczywistości tak się nie stanie, a jednak i tak postanowiłem mimowolnie tam się wybrać. Przecież przez przeszłość możemy zobaczyć i zrozumieć naszą teraźniejszość, dlatego przez ostatnie dni intensywnie zastanawiałem się nad tym, czy to wszystko, co aktualnie się dzieje, ma jakikolwiek związek z wydarzeniami sprzed lat. Rozwiązanie zagadki z zamachem w Muzeum Sztuki Magicznej niespodziewanie pojawiło się samo, szczere i jednocześnie druzgoczące wyznanie Savvasa Zakharenki rzuciło nowe światło na tę sprawę – w przeciwieństwie do śledztwa o Romanovach, które najprawdopodobniej zaległo już pod grubymi warstwami kurzu w ściśle tajnym archiwum Białej Gwardii. Bo czy jest ktoś jeszcze teraz, kto oprócz mnie, głowi się nad tym, co tak naprawdę się wydarzyło? Kto za tym stoi? Czy to na pewno Raskolnicy? Czy to może Starszyzna znów ma krew na rękach? Z dnia na dzień pojawiało się we mnie coraz więcej wątpliwości i pytań, których nie miałem komu zadać. Komu?
Bryusovowi?
- Nie. – Krótka odpowiedź, przelotne spojrzenie na sylwetkę chłopaka i zmiażdżone szczątki na chodniku i łyk lekko zimnawej już kawy, którą trzymam w prawym ręku. Nie potrzeba mi sensacji, choć niekiedy wymaga się od nas, by szukać jej na siłę. Yegeny nie był mi do niczego potrzebny. Tak naprawdę nie znaliśmy się zbyt dobrze, widzieliśmy się tylko przypadkowo na wspólnych spotkaniach z Vioricą i jej znajomymi. Zawsze w towarzystwie, nigdy nie tête-à-tête. Nie wnikałem też raczej za bardzo, co ich ze sobą prywatnie łączy, starając się dać młodszej siostrze nieco przestrzeni i wolności, więc nie wiedziałem nawet za bardzo, jak mam do niego zagaić. – Ministerstwo Magii to skarbnica wiedzy, więc pewnie i znalazłbym tam odpowiedzi na niektóre moje pytania, ale akurat nie tego dziś szukam. – Uśmiecham się lekko do Yevgenya, podając mu po chwili rękę na przywitanie. – Co tu robisz?Nie w szkole?, chciałbym z przyzwyczajenia i rozpędu dodać, ale wiem, że w niej już nie jest.
Yevgeny Bryusov
Yevgeny Bryusov
Pomnik Piotra Wielkiego Tumblr_o28ze2K5v91utqx1so1_400
Irkuck, Rosja
20 lat
wilkołak
nieznana
neutralny
często zawodzi
https://petersburg.forum.st/t1882-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1883-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1884-nie-wywoluj-wilka-z-lasuhttps://petersburg.forum.st/t1885-myszkin

Wto 05 Cze 2018, 22:30
Rzadko rozważał swoje położenie, lecz czasem – przechodząc (lub też może, trafniej można by powiedzieć, skradając się) przez ulicę Eufrozyny Wielkiej – mimowolnie myślał o przeszłości. Myślał też, chociaż bardzo nie chciał, o tym jak Katia ze swoim obecnym odtwarzali teraz ich kroki – te postawione i te, które mieli razem postawić. Jeśli była jakaś gorycz w tym rozważaniu, to zawoalowana, nieśmiała – przecież nie miał już do niej prawa. Sam nie wiedział co sobie wówczas myślał – że cokolwiek jest na zawsze? Że jest taka rzecz, która kiedyś będzie tylko jego? Tylko ich, że istnieje coś, czego nie da się drugiemu człowiekowi odebrać? Nawet Paryż nie jest wieczny. Tylko śmierć zdaje się być na zawsze, choćby tego ślimaka, rozgniecionego pod podeszwą jego prawego buta. Nikt mu już więcej krzywdy nie zrobi.
Bryusov uniósł wzrok pozwalając by chwilowy zryw bursztynu splótł się ze spokojnym brązem. Spojrzenie zatrzymało się na kubku z kawą, po czym powoli powędrowało wzwyż, uważnie lustrując twarz mężczyzny. Na pierwszą jego – niezbyt elokwentną – odpowiedź, dwudziestolatek wzruszył swobodnie ramionami, wydając z siebie cichy pomruk zastanowienia.
- Pytanie, jakiej jakości jest ta wiedza. – odparł pod nosem, głównie z odruchu, bo prawda była taka, że niewiele wiedział o polityce, nie lubił Ministerstwa Magii z zasady, bo nienawidził ojca, a więc i wszystkiego, co było z nim związane. A biały budynek, widoczny spod pomnika Piotra Wielkiego był z rodzicielem związany aż nadto. Było to podejście impulsywne i nieprzemyślane, dziecinne można by rzecz, bo chociaż Yevgeny był już dorosły, to wciąż miał w sobie coś z szemranego nastolatka, był w nim pewien rodzaj rzutkiej głupoty; sprawiał wrażenie, jakby cały czas gdzieś z tyłu głowy miał świadomość tego, że zaraz rozpocznie się kolejna lekcja. - Więc czego dzisiaj szukasz? Bo śmiem sądzić, że nie mnie. – dodał, unosząc wzrok i pozwalając by uśmiech – jak ostrze noża – przeciął na moment jego blade lico, po czym znów zniknął pod cienką pokrywą spokoju i bierności.
- Przechodzę przypadkiem. – tym razem to on obdarzył rozmówcę krótką odpowiedzią. Było to ewidentne kłamstwo. Tędy nikt nie przechodził obok przypadkiem, a już na pewno nikt pokroju Yevgeny’a. Bryusov lubił się tak bawić, świadomie lub nie, zupełnie jakby liczył, że błyskotliwy umysł rozmówcy uzna, że na ewidentne kłamstwo odpowiada się ewidentnym kłamstwem, ponieważ tak będzie dowcipnie, na przykład.


Ostatnio zmieniony przez Yevgeny Bryusov dnia Nie 22 Lip 2018, 17:28, w całości zmieniany 1 raz
Dionisie Caragiale
Dionisie Caragiale
Pomnik Piotra Wielkiego Drw8AEh
Bukareszt, Rumunia
25 lat
czysta
neutralny
dziennikarz w Novyim Mirze
https://petersburg.forum.st/t1256-dionisie-caragiale#5009https://petersburg.forum.st/t1257-dionisie-caragiale#5025https://petersburg.forum.st/t1259-dionisie-caragiale#5029https://petersburg.forum.st/t1258-mircea#5027

Czw 14 Cze 2018, 14:34
- Cóż, to już chciałbym ocenić osobiście – odpowiadam po krótkim namyśle, lekko wzruszając ramionami. Ministerstwo Magii to skarbnica wiedzy, która ułatwiłaby pracę każdemu dziennikarzowi. W końcu może udałoby mi się zaspokoić ciekawość i poznać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, chociaż czasem zastanawiałem się, czy lepiej nie jest przypadkiem żyć w nieświadomości. – Przede wszystkim selekcja, nie wszystko jest warte uwagi. – W świecie ogólnodostępnych mediów ciężko jest się odnaleźć, automatycznie dostrzegać to, co jest ważne a co nie i z powodzeniem odróżniać prawdę od kłamstwa – zwłaszcza w magicznej Rosji. Mimo że pracuję w „Novyim Mirze” dopiero od niedawna, to zdążyłem już przekonać się na własnej skórze, jak to w rzeczywistości wygląda. – Nie ciebie, nie ciebie. Spokojnie. – Zdecydowanie nie interesuje mnie to, co jest między tobą a twoim ojcem, takie tematy prędzej pasowałyby do „Avoski”, choć osobiście co nieco pamiętam z tego, co mówiła mi Viorica. Gdyby jednak tylko byłby tutaj jakiś Romanov… Czasem zastanawiałem się, czy któremuś z nich udało się przeżyć. To, co wydarzyło się kilka lat temu, było ogromnym szokiem dla całego społeczeństwa. Teraz jednak pojawiało się coraz więcej pytań. Czy to na pewno Raskolnicy stoją za ich końcem? Czy może mamy tutaj do czynienia z kimś innym, tak jak było to w przypadku zamachu w Muzeum Sztuki Magicznej? To wszystko to tylko spekulacje, bez dowodów mogę tylko gdybać.
- Piszę o Romanovach – postanawiam bez problemu powiedzieć Bryusovowi prawdę, by zaraz uściślić: – A raczej próbuję napisać coś odkrywczego. – Nie chciałem po raz kolejny powielać starych artykułów, które ukazały się w ostatnich latach. Potrzebowałem czegoś nowego, co wniesie powiew świeżości i rzuci na sprawę nowe światło, jednak nie miałem pojęcia, od czego powinienem zacząć. Zastanawiałem się nawet, czy nie zwrócić się o radę do Oleny, mimo że ciężko ostatnio było nam się zgadać ze względu na napięty harmonogram w pracy. Całe szczęście, iż czasu było pod dostatkiem, w innym przypadku najpewniej mocno zawiódłbym swojego przełożonego, który niekiedy pokładał we mnie zbyt duże nadzieje jak na debiutanta. Zawsze wymagałem od siebie więcej, ale nie byłem przyzwyczajony do tego, by ktoś czegoś ode mnie oczekiwał. – Naiwnie myślałem, że może Piotr Wielki mnie olśni i coś mi podpowie, ale nie. Jak na złość – mówię z rozbawieniem w zachrypniętym głosie i puszczam oczko, spokojnie upijając kolejny łyk kawy. Pół żartem, pół serio. – Idziesz do pracy? – zadaję pytanie, nie chcąc mu przeszkadzać w obowiązkach i nie bardzo w rzeczywistości też wiedząc, czym teraz Yevgeny na co dzień się zajmuje. Viorica nigdy mi nic nie mówiła.
Yevgeny Bryusov
Yevgeny Bryusov
Pomnik Piotra Wielkiego Tumblr_o28ze2K5v91utqx1so1_400
Irkuck, Rosja
20 lat
wilkołak
nieznana
neutralny
często zawodzi
https://petersburg.forum.st/t1882-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1883-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1884-nie-wywoluj-wilka-z-lasuhttps://petersburg.forum.st/t1885-myszkin

Nie 17 Cze 2018, 23:18
Yevgeny zawsze współczuł pisarzom. Dziennikarzom, którzy propagują wizję ludzi sukcesu, wierzących w człowieczy savoir-vivre i zapominających, że w środku wszyscy są słabi, śmierdzący i brzydcy. Dziennikarze muszą być na bieżąco, choć pocieszeniem jest, że nie muszą mówić prawdy. Nie muszą być wierni ideałom, których nikt nie podziela. Zasadom, które w życiu nie mają odniesienia. Własnemu sumieniu, gdy nikt wokół i tak tego sumienia nie ma. Ludziom, którzy na wierność nie zasługują.
Wzruszył ramionami – po raz kolejny. Miał oczywiste, choć nie zawsze naocznie uwzględniane przekonania, które uwzględniały przede wszystkim Ministerstwo Magii i jego pracowników. Nienawiść do ojca była iskierką do rozpalenia kolejnych niechęci, kolejnych wzroków pełnych pogardy, kolejnych warknięć zza połów brudnej, starej kurtki. Kiedy ostatnio go widział patrzył na niego z resztą zupełnie inaczej. Nie widział w nim człowieka, nie widział mężczyzny, nie znał historii zmarszczek, nie czuł jego potu. Widział tylko termin. W spokojnej pustce i nieśmiertelnym niezrozumieniu. Kiedy jeszcze mieszkali w Irkucku, mieście odległym i różniącym się od stolicy, być może starałby się powstrzymywać. Być może nigdy nie doszłoby do bezpośredniego starcia, bo za każdym razem stawałaby między nimi kobieta, tak, jak kobieta potrafi stanąć między dwoma mężczyznami, nie rozumiejąc żadnego z nich. Mądra, zmęczona o żylastych dłoniach. Jedna z kobiet, które poświęcają lata budowaniu porozumienia między dwoma mechanizmami. Zębatka w zębatkę. Oko w oko. Krzyk w krzyk. Pięść w pięść. Mimo nienaturalnej spostrzegawczości i sile, zawsze skazana na porażkę. Zawsze gotowa, by pochować jednego z nich, trzymając drugiego za rękę. Ostatecznie i tak przegrana we własnym rozrachunku.
- Obawiam się, że zostało na ich temat niewiele więcej do napisania. – odparł, chyba odruchowo, bo prawda była taka, że nawet gdyby dziennikarzowi udało się napisać coś odkrywczego, Bryusov nigdy nie zaglądał do gazet, zajęty swoim życiem, zapewne nawet by nie zauważył.
- Jeśli nie zrobi tego teraz, w samo południe, obawiam się, że nie masz na co liczyć. – dodał, odwracając głowę by zerknąć na potężną figurę, rzucającą cień na drugą połowę placu. - Z resztą, podobno był nieśmiały. – na bladym licu chłopaka pojawił się krótki, przelotny uśmiech, który zaraz znów zniknął pod jego codzienną maską braku zainteresowania. Dopiero na wydźwięk pytania rzuconego przez starszego mężczyznę, Yevgeny uniósł prawą brew w nieukrywanym, choć lakonicznym zdziwieniu. Wydał z siebie cichy pomruk, po czym przeniósł spojrzenie z powrotem na rozmówcę, pozwalając by jasne promienie słońca oświetliły jego bladą twarz i gojącą się ranę w okolicach lewej kości policzkowej, ozdobioną bordowo-fioletowym siniakiem.
- Jeżeli usługiwanie temu bucowi można nazwać pracą, to jasne, czemu nie. - odparł, pozwalając by zapadła między nimi wyjątkowo niezręczna cisza, z rodzaju tych, które zapadają na uroczystych imprezach pomiędzy ludźmi, zupełnie od siebie odmiennymi. Cisza, po której powinno nastąpić jedynie pożegnanie i szybkie odejście w przeciwną stronę, powrót do swoich własnych spraw. Ponieważ jednak Dionise wciąż na niego patrzył, co było nie tylko niegrzeczne, ale także psychologicznie szkodliwe, Yevgeny poczuł się zobowiązany by kontynuować rozmowę.
- Widziałeś ostatnio swoja siostrę?
Dionisie Caragiale
Dionisie Caragiale
Pomnik Piotra Wielkiego Drw8AEh
Bukareszt, Rumunia
25 lat
czysta
neutralny
dziennikarz w Novyim Mirze
https://petersburg.forum.st/t1256-dionisie-caragiale#5009https://petersburg.forum.st/t1257-dionisie-caragiale#5025https://petersburg.forum.st/t1259-dionisie-caragiale#5029https://petersburg.forum.st/t1258-mircea#5027

Wto 26 Cze 2018, 19:40
- Nie zgadzam się, Yevgeny – odpowiadam od razu zaprzeczająco, niemal wcinając mu się w jego wypowiedź. – Temat Romanovów nie został wyczerpany. – Choć może lepiej zmarłych byłoby zostawić w spokoju, o nich nie powinno się mówić źle, ale wciąż jest zbyt wiele niewiadomych, by odpuścić ten wątek i pozwolić mu się pokryć grubą warstwą kurzu. Ciekawość towarzysząca mi niemal od zawsze w życiu sprawiała, że ten temat zakrzątał moją głowę, przez co z dnia na dzień stawiałem sobie coraz więcej pytań, na które chciałem znaleźć odpowiedzi. Potrzebowałem jedynie punktu zaczepienia, czegoś, a może kogoś, dzięki komu będę mógł ruszyć do przodu, ale to nie było łatwe w momencie, w którym wszyscy byli skupieni na wydarzeniach dni minionych. – Moim zdaniem wciąż jest zbyt wiele niewiadomych i być może pochopnie rzuconych oskarżeń w niewłaściwą stronę. Terazjest w końcu czas, by w spokoju spróbować to zweryfikować, mając jednocześnie ten komfort, że inni pochłonięci są tym, co się ostatnio stało. – Praca dziennikarza nie należała do najłatwiejszych, choć postronnym czarodziejom na pierwszy rzut mogło wydawać się, że jest zupełnie inaczej. Nie zawsze chciałem nim być – nim do tego ostatecznie doszło, musiałem przejść przez wiele pomysłów w swojej głowie. Przecież przez niemal całe dzieciństwo wyobrażałem sobie, że zostanę wielkim artystą – mama zawsze śmiała się, że urodziłem się z pędzlem w ręku. Później z kolei marzyłem o tym, by wstąpić do Białej Gwardii czy Ministerstwa Magii, jak niemal każdy chłopiec w wieku nastoletnim, żeby ostatecznie zdać sobie z tego, że to właśnie pisanie sprawia mi największą przyjemność.
- Owszem, co nie zmienia faktu, że był niezwykle oświeconym i szanowanym władcą. – W przeciwieństwie do tego, co prezentowali przed nim inni ludzie, Piotr Wielki niewątpliwie wyróżniał się na ich tle, mimo jego rzekomo nieśmiałego usposobienia. Podobnie było z Romanovami, którzy przecież byli bezpośrednimi łącznikami przez wiele wieków między dwoma światami – mugolskim a magicznym – co według dużej części czarodziejów doprowadziło ich ostatecznie do zguby. – Południe tuż-tuż. Jak widać, nie mam szans, by czegoś się dowiedzieć – dodaję z nikłym uśmiechem na twarzy, kątem oka zerkając na zegarek na prawej ręce i wymownie, choć ledwo słyszalnie stukając w jego tarczę. Zaraz potem automatycznie podnoszę wzrok na ciemnowłosego chłopaka, słysząc jego słowa. – O kim tak niepochlebnie się wyrażasz? – Może powinienem w tym momencie odpuścić, to przecież nie moja sprawa, o kim Yevgeny tak mówi, ale jednak zupełnie asekuracyjnie postanowiłem to uczynić i upewnić się, czy wszystko w porządku. Na pytanie o Vioricę tylko twierdząco pokiwałem głową, by zaraz uściślić: – Mijamy się codziennie w mieszkaniu. Po prostu ma sporo prób w teatrze i ciężko nam znaleźć trochę wolnego czasu dla siebie. A wy, widzieliście się ostatnio? – Przeprowadzka do Petersburga była niewątpliwie wielką zmianą nie tylko dla mnie, ale przede wszystkim dla mojej siostry. To miasto, w przeciwieństwie do Bukaresztu, miało  pomóc spełnić jej największe marzenia, czyli w tym, by zostać pierwszoligową aktorką. Widziałem w niej wielki talent i pracowitość, której jej nie brakowało. Nie tylko ze względu na to, że łączyły nas akurat wspólne więzy krwi.
Weles
Weles

Sro 27 Cze 2018, 01:43
Pomnik Piotra Wielkiego 29cqp8o
Uszu obecnych mężczyzn dobiegł krzyk. Pojedynczy i niespodziewany, jeden z tych dźwięków w tle, które pierwszym odruchem w ogóle się pomija, nie rejestruje w pamięci w końcu dzień jest, gwarno dość. Zaraz jednak dociera ich i drugi, przepełniony strachem, jakieś poruszenie wzbudza w otaczających ich ludziach, rozglądają się poszukując źródła, gardła z którego się wydobył, ale cisza, nic. Znów spokój? Plac wokół pomnika Piotra Wielkiego zdaje się na chwilę zatrzymać, czas spowolnić, nawet wiatr wydaje się, że nie szeleści już liśćmi tak jak przed chwilą. Spomiędzy klombów wyłażą dwie bestie, psy zdawać by się mogło, jednak wielkie jak niedźwiedzie. Krótka sierść błyszczy się w świetle słońca, sprawiając wrażenie, jakby te dwie kupy mięśni nie były stworzone z niczego organicznego tylko zimnego, ruchomego mosiądzu. Krótko obcięte uszy, ogony, wielkie łapy, barki szerokości małego samochodu i dwie pary czarnych jak noc ślepi rozglądających się po okolicy. Nozdrza jednego z nich z furkotem prychają powietrzem, z paszczy cieknie brudna ślina, gdy wargi wściekle marszczą się, a z gardła wydobywa głęboki, bulgoczący warkot. Druga bestia kładzie uszy wydając z siebie pojedynczy szczek, krótki jednak głęboki, dudniący, ten rodzaj dźwięku, który da się odczuć rezonujący w klatce piersiowej. Przysiada na tylnych łapach i jednym susem dopada Yevgenya, zaciskając szczęki na jego udzie. Potężne ugryzienie mogłoby spokojnie urwać chłopcu nogę, jarchuk jednak zdaje się mieć niepokojąco inteligentne spojrzenie jak na dziką bestię. Popuszcza tylko po to, by zaraz chwycić nogę w kolanie. W tym czasie drugi z nich z rozpędu uderza łbem w Dionisiego, po czym stawia na jego piersi wielką łapę w geście tryumfu. Upadłeś, jesteś mój. Czarne oczy wpatrują się w twoje.
To chyba czas uciekać.
Yevgeny Bryusov
Yevgeny Bryusov
Pomnik Piotra Wielkiego Tumblr_o28ze2K5v91utqx1so1_400
Irkuck, Rosja
20 lat
wilkołak
nieznana
neutralny
często zawodzi
https://petersburg.forum.st/t1882-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1883-yevgeny-bryusovhttps://petersburg.forum.st/t1884-nie-wywoluj-wilka-z-lasuhttps://petersburg.forum.st/t1885-myszkin

Sro 27 Cze 2018, 19:07
Nigdy nie lubił wracać do przeszłości – zarówno w myślach jak i w słowach. Historię od dziecka uważał za stratę czasu, przez co nawet teraz – w wieku dwudziestu lat – brakowało mu rudymentarnej wiedzy z tej dziedziny. Być może winą tego był fakt, że gdzieś nieco głębiej we własnym ciele czuł, że wzorowo zmarnował te pierwsze dwie dekady swojego życia. Nagle zrobiło się okropnie późno, przeszłością stały się wszystkie nieodebrane listy, nieodwzajemnione uśmiechy, niezużyte potencjały. Tyle pięknych miejsc i chwil umknęło jego pamięci. Nie chciał być synem marnotrawnym, nie w sensie rzeczywistym i nie w metaforycznym, więc nie powracał pamięcią do tego co było, nie wyciągał ręki, nie nawoływał, nie odwracał się za siebie, pozwalał by zbuntowany czas biegł naprzód. Nigdy jako dziecko nie doznał epifanii, że jak będzie duży to zostanie rozpoznawalnym pisarzem, politykiem czy zawodnikiem quidditcha. Do dziś nie wiedział, kim był i do czego tak naprawdę dążył.
Na słowa towarzysza wzruszył jedynie ramionami, przenosząc wzrok z lica Dionise’ego na wyżłobioną twarz Piotra Wielkiego, w której nie widział wiele więcej poza pustą rzeźbą postawioną w obrazie lub nie w obrazie tego, kim naprawdę był rosyjski car.
- Zawsze możesz spróbować jutro. – odpowiedział, prawie bezwiednie i również przeniósł wzrok na błyszczące w słońcu szkiełko zegarka na nadgarstku mężczyzny. Dopiero słysząc kolejne pytanie, uniósł lakonicznie wzrok, zatrzymując go na kasztanowym spojrzeniu Rumuna i uśmiechnął się z powątpiewaniem, zupełnie jak matka, którą dziesięcioletni syn właśnie spytał, jak dużą ma wypłatę. I chociaż zdawać by się można, że nie zamierzał komentować tego wyrazu, po chwili pochylił lekko głowę, pokornie odpowiadając.
- O szanownym panie Karamazovie. – odparł nieprecyzyjnie, choć na swój gust - wystarczająco. Nigdy nie przepadał za polityką. Nie obchodziły go relacje pomiędzy rodami, nie miał ochoty brać udziału w konfliktach, które nie dotyczyły bezpośrednio jego samego. Więc dlaczego Karamazov? Dlaczego pracował dla wpływowych ludzi zamiast wybrać zawód, znacznie mniej zobowiązujący, pozostawiający go samemu sobie, tak, jak lubił najbardziej? Czyżby spodobała mu się uzda wybijana diamentami? Łatwiej było mu znieść, że ktoś za nią szarpie?
- Właściwie to... – zaczął, ale zamilkł, gdy zauważył, że powietrze ścięło się jak podgrzane białko. Coś tykało w powietrzu jak ogromny, zepsuty zegar, którego wskazówka od trzech godzin wskazuję tę samą liczbę. Czuł to, te dziwne skoki, jakby ktoś pozbywał się kolejnych minut, które spadały duł, szybko i nagle, jak cegła zrzucona z ogromnej wysokości. Przez bardzo krótki moment trwał w tej izolacyjnej bańce, zatrzymany w czasoprzestrzeni, dopóki świst, warkot i ostry, rozdzierający ból nie przebiły jej igłą, przygniatając go do chodnika. Puls chłopaka automatycznie przyspieszył, źrenice rozszerzyły się, a on sam wydał z siebie stłumiony krzyk, gdy wilczur złapał go za nogę, wbijając kły w miękką skórę w okolicach kolana. Yevgeny próbował się szarpnąć i chociaż rzeczywistość na moment zaszła mu czerwienią, zdołał sięgnąć prawą ręką do kieszeni spodni, wyciągając różdżkę i neurotycznym ruchem kierując jej iskrzącą końcówkę w stronę Jarchuka.
- Krutina. – wyrywa mu się spomiędzy zaciśniętych szczęk, kiedy moc zaklęcia przebija się przez torkwesowe drewno z czubkiem usytuowanym zaledwie kilka centymetrów przed czarnymi ślepiami górującego nad nim zwierzęcia.
Sponsored content


Skocz do: