Wąska uliczka (K)
Idź do strony : Previous  1, 2
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pią 03 Lut 2017, 16:32
First topic message reminder :

Wąska uliczka (K)

Wąska uliczka na Niedźwiedzim Ryku to jedna z dróg prowadząca do czarnomagicznych sklepów, od których bez wątpienia roi się w tej okolicy. Jest to jednak paskudne miejsce, gdzie pod nogami przebiegają przerośnięte szczury, a ponure budynki rzucają przeraźliwe cienie na posadzkę. Przemykają tędy naprawdę podejrzani czarodzieje, dlatego też należy być szczególnie ostrożnym, gdyż choćby tuż za rogiem może czyhać niebezpieczeństwo – a w takie miejsca nie zapuszczają się nawet stróże prawa.

W tym temacie możesz rzucić kością k6. Jeśli wylosujesz liczby parzyste – 2, 4 i 6 – to zaczepi Cię podejrzany mężczyzna, który będzie usiłował ukraść Ci sakiewkę z rublami. W przypadku nieparzystych – 1, 3, 5 – nie dzieje się zupełnie nic, choć mógłbyś przecież przysiąc na Peruna, że ktoś nieustannie Cię śledzi od kilku minut.

Elena Tyanikova
Elena Tyanikova
Wąska uliczka (K) - Page 2 R6lLiY1
Astrachań, Rosja
23 lata
czysta
neutralny
klątwołamacz do wynajęcia, kolekcjonerka artefaktów
https://petersburg.forum.st/t1636-elena-tyanikova-sie-buduje#8025https://petersburg.forum.st/t1645-elena-tyanikova#8106https://petersburg.forum.st/t1646-elena-tyanikova#8107https://petersburg.forum.st/t1647-mayavi#8108

Wto 25 Wrz 2018, 12:56
Odetchnęła cicho gdy, zdawało się, wszystko było ustalone. Dashov ostatecznie nie odprawił jej z kwitkiem, zamiast tego wręczając wizytówkę. Ta wprawdzie nie była w pełni satysfakcjonująca - jakkolwiek rozumiała potrzebę dyskrecji, Elena była też szalenie przywiązana do informacji, które, najzwyczajniej w świecie, chciała posiadać; wizytówka mężczyzny nie zaspokajała jej potrzeb, bo też podawała tylko adres, który łatwo przecież było zmienić - ale w tej chwili była dokładnie tym, czego Tyanikova potrzebowała. Otrzyma pomoc - jarchuk otrzyma pomoc, tylko to się liczyło.
- Dosyć, dosyć rozległe - odparła zwięźle na ostatnie pytanie weterynarza. Nie oszacowała dotąd dokładnie, ale nie dało się ukryć, że psu się oberwało i zdecydowanie nie był w najlepszym stanie. Zresztą, czy w innym przypadku szukałaby tak nagłej pomocy? Nie. Raczej nie.
Skinąwszy głową na znak, że będzie w stanie sama doprowadzić zwierzę do gabinetu Dashkova, w kolejnej chwili deportowała się z cichym pyknięciem.
Do mieszkania wpadła tylko na chwilę, słowem nie odzywając się do Aleksa. Nie zaszczyciła go tez żadnym wyjaśnieniem. Zamiast tego jak wicher wparowała do pokoju, w którym pozostawiła jarchuka - ten chyba nawet nieszczególnie się poruszył, odkąd uwalił się za progiem - i, przykucnąwszy przy psie, bez wahania objęła go ostrożnie, nie chcąc urazić ran. W następnej chwili już jej nie było - tym razem zniknął też jednak również pies.
Aportowała się pod drzwi wskazane na wizytówce. Jarchuk ustał na własnych łapach, choć z trudem. Elena odetchnęła cicho i z krótkim tylko wahaniem uchyliła drzwi gabinetu, ostatecznie wchodząc do środka i ostrożnie, z zaskakującą czułością zachęcając psa, by również uczynił te kilka kroków do przodu.
Nie wołała od progu i nie zapowiadała się. Dashkov się ich spodziewał, więc nie sądziła, by miała powód wydzierać się wniebogłosy, że już są.
Weles
Weles

Sob 29 Wrz 2018, 17:03
Musieli jedynie się dotrzeć. Znaleźć nić porozumienia, którą w tym przypadku niechybnie stanowiło dobro zwierzęcia i udzielnie mu jak najszybciej fachowej pomocy. Po tym rozmowa szła zdecydowanie lepiej niż można było się tego spodziewać po stosunkowo niefortunnym początku. Posiadając najbardziej niezbędne informacje oraz zapewnienie, że nie musi wysyłać po stworzenie dodatkowych par rąk do pomocy dla Eleny, Vitaly razem z Petyą udali się do kliniki Dashkova, by w oczekiwaniu na przybycie pacjenta niezwłocznie przygotować wszystkie potrzebne do zabiegu rzeczy, a przede wszystkim wzmocnić zabezpieczenia. Ostatnie, czego potrzebowali, to rozproszenia i nieoczekiwanych gości.
Kiedy więc Tyanikova zjawiła się na miejscu, czekający na nią przy wejściu Petya wskazał, gdzie powinna się udać, a następnie zaczął nakładać na gabinet szereg zaklęć maskujących. I został już na swoim miejscu, na niewielkim taborecie postawionym przy drzwiach wejściowych, nie zamierzając wchodzić w drogę temu, co ze sobą przyprowadziła kobieta. Bydlę było niemal trzykrotnie większe od normalnego psa i wyglądało zwyczajnie paskudnie nie tylko ze względu na poparzenia.
Vitaly na szczęście nie miał jakiegokolwiek problemu z zaakceptowaniem nowego pacjenta. Spodziewał się, co może przyprowadzić ze sobą Elena, chociaż wyobraźnia nie podsunęła mu jedynie, że to dość rozległe oparzenie będzie… Aż tak rozległe. Natychmiast sięgnął po sporych rozmiarów buteleczkę ze środkiem usypiającym.
- Biedactwo! Kto ci zrobił taką krzywdę? Cśś, spokojnie, zaraz przestanie cię boleć – zwracał się wyłącznie do jarchuka, nawet nie podnosząc głowy na Elenę, jakby dając jej tym samym do zrozumienia, że nie ma obowiązku odpowiadać na jego pytania. Obszedł zwierzę dookoła, szukając najmniej uszkodzonego przez płomienie fragmentu ciała, w które mógłby się wkłuć, a kiedy wreszcie mu się to udało, za pomocą zaklęcia delikatnie i nie bez problemów przeniósł ciało stworzenia na stół. Nawet pozbawiony przytomności jarchuk okazał się być niezwykle odporny na czary. – Jeśli chcesz, by jak najszybciej wrócił do pełni sił, będziesz musiała ograniczyć używanie przy nim czarów i w ogóle kontakt z magią. Będzie to możliwe? Jarchuki są odporne na magię, ale to nie znaczy, że nie odczuwają jej działania. A w takim stanie, kiedy jest niedysponowany, doświadcza jej jeszcze bardziej, co wcale nie jest pomocne w regenerowaniu – wyjaśniał w trakcie pracy, z pietyzmem nakładając na oparzenia spore ilości intensywnie ziołowej maści, której ostry zapach w niedługim czasie wypełnił całe pomieszczenie i chyba jedynie dzięki boskiemu wstawiennictwu nie wyrwał gwałtownie psa z objęć Morfeusza.
Elena Tyanikova
Elena Tyanikova
Wąska uliczka (K) - Page 2 R6lLiY1
Astrachań, Rosja
23 lata
czysta
neutralny
klątwołamacz do wynajęcia, kolekcjonerka artefaktów
https://petersburg.forum.st/t1636-elena-tyanikova-sie-buduje#8025https://petersburg.forum.st/t1645-elena-tyanikova#8106https://petersburg.forum.st/t1646-elena-tyanikova#8107https://petersburg.forum.st/t1647-mayavi#8108

Nie 30 Wrz 2018, 11:50
Tym razem bez oporów podporządkowała się instrukcjom, podobnie jak nie sprzeciwiała się, gdy Dashkov zaczął rozmawiać - cóż, a przynajmniej przemawiać do - nie tyle z nią, co z jarchukiem. Co więcej, ten specyficzny, lepszy kontakt ze zwierzęciem doskonale rozumiała i - na wszystkich bogów - nawet ją rozczulał. Wszystko dlatego, że bardzo, bardzo go podzielała. Tyanikova nie była odludkiem i zazwyczaj nie miała problemów ze zjednywaniem sobie ludzi, ale wciąż, gdyby miała powiedzieć, w kim ma najlepszego, najwierniejszego przyjaciela, zapewne wskazałaby własnego psa, przywiezionego z Tybetu Vero. Elena pałała do psów miłością ogromną, niczym nieskażoną i teraz, widząc, że weterynarz prawdopodobnie w dużym stopniu je podziela, automatycznie w notesie własnej głowy dopisała mu plus dziesięć punktów w rankingu poznanych osób.
Dla pozytywnego nastawienia Rosjanki nie było bez znaczenia też to, że mężczyzna faktycznie wydawał się nieporuszony tym, że akurat ten przyprowadzony pies jest rasy... Cóż, nazwijmy to - niestandardowej. Prawda była taka, że przecież w tej chwili miałby pełne prawo wysłać tego swojego przydu... no, pomocnika i najzwyczajniej w świecie zadenuncjować ją Białej Gwardii. Elena zaś doskonale zdawała sobie sprawę, że gwardziści - a przynajmniej ich część - tak naprawdę mogła tylko czekać, by zyskać na nią cokolwiek, jakikolwiek pretekst, by móc przyjrzeć jej się bardziej. To, że była zdolnym klątwołamaczem, z którego usług mogli chcieć korzystać to jedno - to, że przy tym z prawem średnio było jej po drodze to zupełnie oddzielna kwestia. Tyanikova nie miała złudzeń - nim jako tako odnalazła się w światku marginesu społecznego z pewnością popełniła błędy. Nie jeden, nie dwa, ale na pewno co najmniej kilka, kilkanaście błędów, które mogły ściągnąć na nią podejrzenia. To, że aż dotąd nie podłożyła się na tyle, by gwardziści mogli wezwać ją na dywanik, w pewnym stopniu graniczyło niemal z cudem. Albo po prostu świadczyło o szalonej trosce Aleksandra i Arkadiusza, którzy mogli pozacierać co nieco potknięć młodej, wykorzystując własne kontakty i, dajmy na to, własny urok osobisty.
Nie zmieniało to jednak faktu, że gdyby przyłapano ją na posiadaniu jarchuka, zapewne żadna pomoc nie byłaby wystarczająca, a ona na korytarzach Kwatery pojawiłaby się dla odmiany niekoniecznie w roli gościa. Z tym, że Dashkov raczej nie wyglądał na takiego, który zamierzałby na nią donieść. Co więcej, Elena zaczynała wyciągać nieśmiały wniosek, że w razie konieczności będzie mogła liczyć na jego pomoc nie tylko dziś, ale także później. Za odpowiednią opłatą, oczywiście, ale to akurat nie było żadnym problemem.
- Będzie - odpowiedziała tymczasem, gdy mężczyzna dla odmiany zwrócił się do niej. Przy odpowiedzi nie zawahała się, choć przecież - nie ukrywajmy - te ograniczanie kontaktów psa z magią mogło być pewnym problemem. Wprawdzie Tyanikova nie snuła bogatych planów wykorzystywania jarchuka jako psa bojowego, tak naprawdę wystarczało jej samo posiadanie nowego, egzotycznego pupila, tym niemniej... Zmarszczyła lekko brwi, gdy nasunęła jej się potencjalnie nieco bardziej kłopotliwa kwestia związana z niewystawianiem jarchuka na magię. Mianowicie - kwestia jego mieszkania.
- Jak się będzie miało do tego przebywanie psa w magicznym pomieszczeniu? - zapytała powoli. - To znaczy, doczarowanym do mieszkania.
To był pierwszy plan Eleny. Jasnym było, że jarchuk nie mógł od tak włóczyć się po mieszkaniu - tak ze względu na obecność innych, niemagicznych zwierząt, samo ryzyko, że ktoś go zauważy, jak też zwyczajną zasadę ograniczonego zaufania. Tyanikova mogła być zachwycona bestią, ale nie zapominała, jakie wiąże się ryzyko z posiadaniem takowego. Nie miała przecież gwarancji, że oswojony zaklęciem jarchuk rzeczywiście takim pozostanie. Nie miała też pewności, że jego potulność będzie stale rozciągnięta także na Aleksandra czy innych, którzy potencjalnie mogliby pojawić się w mieszkaniu - a przecież Elena nie zamierzała doprowadzać do krwawej jatki. To, co nasunęło jej się jako pierwsze, związane było więc z powiększeniem mieszkania. To nie byłby pierwszy raz - podobnie magicznie dobudowany, ukryty był też pokój zapełniony kolekcją jej artefaktów. Na tej samej zasadzie zamierzała zapewnić również wybieg dla jarchuka - z pomocą brata czy wujka Feliksa wyczarować kolejną salkę, w której pies miałby wystarczająco przestrzeni i spokoju, by pokojowo i dobrze egzystować. Jeśli jednak miała nie wystawiać go na magię, to mogło rodzić pewne problemy, dlatego musiała tę kwestię uściślić. Nie chciała krzywdzić nikogo, kto mógłby ucierpieć na obecności jarchuka - łącznie z sobą samą - ale nie chciała również krzywdy psa. Jeśli pierwszy plan okaże się nierealny, będzie musiała pomyśleć nad nowym, równie dobrym.
Weles
Weles

Pon 15 Paź 2018, 15:45
Był weterynarzem – w dodatku weterynarzem z powołania – trudno zatem, żeby nie posiadał dobrego kontaktu z jakimkolwiek zwierzęciem. Jego przypadek należał do tych bardzo szablonowych – odkąd pamiętał, posiadał niezwykle silną więź ze stworzeniami. Kiedy tylko nadarzała się okazja, sprowadzał do domu – a później do swojego pokoju w Koldovstoretz – chore i słabe zwierzęta, by ich doglądać do czasu, aż nie wrócą do pełni sił. Całkiem odmienną sprawę stanowił natomiast fakt, że Dashkov był też poświstem, co zwyczajnie jedynie ułatwiało mu zarówno samą pracę, jak i kontakt z pacjentami. Nawet jeśli te okazywał się tak trudne w obyciu, jak jarchuki, ćmuki, bazyliszki, wodniki czy taka Elena. Z niektórymi po prostu należało obchodzić się jak z dziećmi i wiedzieć, czym je przekupić.
Na natychmiastową, zbyt szybką odpowiedź dziewczyny pokiwał ostrożnie głową, unosząc z zastanowieniem brwi. Zgodnie z etyką swojej pracy, nie zamierzał zadawać pytań, które nie miały związku ze zwierzęciem i jego bezpieczeństwem po zabiegu. Obawiał się jednak, że porywczość Tyanikovy i jej postawa „zrobię wszystko sama” mogłaby tylko zaszkodzić stworzeniu. Na szczęście nie musiał główkować, jak wyciągnąć z Eleny informacje, które, jak podejrzewał, próbowała ukryć, ponieważ w następnym pytaniu wszystko wyjaśniła. Vitaly westchnął, wcierając w łapy jarchuka ostatnią porcję maści, po czym z nieprzyjemnym odgłosem ściągnął z dłoni rękawiczki, a następnie wytarł ręce w papierowy ręcznik.
- Powiem tak. Gdybyś trzymała go w takim pomieszczeniu, równie dobrze mogłabyś mi pozwolić go teraz uśpić, a męczyłby się o wiele krócej – odpowiedział z powagą, nawet nie mrugnąwszy, kiedy wspominał o pozbawieniu zwierzęcia życia. – Takie pomieszczenie to czysta magia. Pochłaniałby więc jej ilości w dużo większej dawce niż powinien i niż wytrzymałby to jego organizm w obecnym stanie. Więc albo znajdziesz mu bardziej przyjazne otoczenie, albo możemy zakończyć tę sprawę tu i teraz. – W czasie kiedy mówił, postąpił kilka kroków w przód, podchodząc do Eleny i oddalając się na bezpieczną odległość od jarchuka. Bydlak był potężny i, mimo doświadczenia, trudno było Dashkovowi ocenić, czy podana ilość środka będzie wystarczająca, czy zwierzak ocknie się lada moment, tym samym robiąc więcej kłopotów i sobie, i przebywającym w pomieszczeniu ludziom.
Elena Tyanikova
Elena Tyanikova
Wąska uliczka (K) - Page 2 R6lLiY1
Astrachań, Rosja
23 lata
czysta
neutralny
klątwołamacz do wynajęcia, kolekcjonerka artefaktów
https://petersburg.forum.st/t1636-elena-tyanikova-sie-buduje#8025https://petersburg.forum.st/t1645-elena-tyanikova#8106https://petersburg.forum.st/t1646-elena-tyanikova#8107https://petersburg.forum.st/t1647-mayavi#8108

Sro 17 Paź 2018, 15:26
Westchnęła cicho. Czyli jednak nie mogło być prosto, łatwo i przyjemnie. Gdzieś podświadomie się tego spodziewała, od pierwszego zastrzeżenia Dashkova, by oszczędzić jarchukowi magii, w duchu podejrzewała, że to jednak utrudni śmiałe, jakże doskonałe plany, które powzięła. Teraz, gdy stało się jasne, że faktycznie będzie musiała je zrewidować, nie pozostało jej nic innego jak... Cóż, zrobić to, po prostu. Wymyślić coś innego. Oczywistym było bowiem, że uśpienie psa nie było żadnym rozwiązaniem. Elena w ogóle nie brała go pod uwagę.
- Nie. Nie, nic nie kończymy - zaprotestowała ostro, tyleż samo ze zwykłego oporu posiadacza, który nie zamierzał rozstawać się zabawką, co ze zwykłej miłości do zwierząt, w zastraszająco szybkim tempie obejmującej teraz także uśpionego jeszcze potwora. - Coś wymyślę - odetchnęła cicho, z zaskakującą nawet ją samą czułością spoglądając na jarchuka. - Nie zrobię mu krzywdy. Nie dam zrobić mu krzywdy - mruknęła cicho, jednak z pełnym przekonaniem.
Chrząkając cicho, w przypływie nagłej potrzeby zbliżyła się do psa i ostrożnie położyła mu rękę na głowie, głaszcząc przez krótką chwilę masywny łeb. Potem znów uniosła spojrzenie na Dashkova. Na ten moment wychodziło, że wizyta została zakończona.
- Jakieś zalecenia poza tym? - zapytała. Ograniczyć magię, to już wiedziała. Ale czy coś jeszcze? - Jakieś opatrunki, smarowanie? - Ruchem głowy wskazała na potraktowane maścią oparzenia. - Wizyta kontrolna? - Uśmiechnęła się przelotnie.
Pozostając tuż obok jarchuka, sięgnęła jednocześnie do sakiewki.
- Ile jestem winna? - To zapewne było najważniejsze pytanie tego wieczoru. Było ją stać, była tego pewna. Miała pieniędzy więcej niż mogłoby wyglądać i niż zazwyczaj się przyznawała. Teraz, niezależnie jaką sumę podałby weterynarz, raczej nie miała w planach negocjować - tak dlatego, że nie uważała tego za potrzebne, Dashkov przecież zrobił kawał dobrej roboty, jak też przez wzgląd, że sam mężczyzna targować się raczej na pewno nie będzie.
Załatwiając z mężczyzną ostatnie sprawy, jednocześnie w głowie układała nowy plan. Plan, którego nie mogła przełożyć, wszystko musiała dokończyć teraz. To sprawiało, że noc bardzo, bardzo się wydłużała, ale... Mniejsza z tym. Da radę. Nie pierwszy raz.
No i, poza tym, wyśpi się po śmierci, nie?
Weles
Weles

Sob 20 Paź 2018, 16:14
Vitaly uśmiechnął się nieprzyjemnie, widząc i słysząc stanowczy opór Eleny. To dobrze, że tak jej zależało na tym stworzeniu, że będzie skłonna na jakiś czas wyrzec się wygód, jakie niosło ze sobą użytkowanie magii. To znaczy, że czworonóg trafił we właściwe ręce, a jego po wszystkim nie będzie dręczył choćby cień wyrzutów sumienia, że pozwolił na skrzywdzenie bogom ducha winnego zwierzęcia. Bo, wbrew pozorom, już nie raz i nie dwa bił się z myślami, czy powinien dokończyć finalizację niektórych interesów głównie dlatego, że nie podobało mu się podejście właścicieli do ich pupili. Teoretycznie nie miał w tej kwestii nic do powiedzenia. Układ był nad wyraz prosty: on robi swoje, otrzymuje zapłatę, nikt o nic nie pyta, klienci są zadowoleni. Tyle, że czas powoli weryfikował w praktyce pomysł młodego szczyla, który miał serce większe niż rozum i który chciał pomagać każdemu, bez względu na to, jak na niektóre przypadki patrzyło prawo. Dorosłemu Dashkovowi kręgosłup moralny czasem dawał się we znaki.
- W porządku, bardzo mnie to cieszy – odparł zwięźle, by zaraz znów odwrócić się do Eleny tyłem, aby przy bracie stołu przyszykować nad dziewczyny niewielką paczuszkę, w której znajdowały się najważniejsze rzeczy do pielęgnacji jarchuka. Z całym kompletem, który wręczył Tyanikovej, podszedł do zwierzęcia. – W tej butelce znajduje się środek uspokajający, po którym pies powinien spać przynajmniej piętnaście minut. Tyle czasu powinno starczyć na naniesienie na poparzenia tej maści. Jedna dawka środka to piętnaście mililitrów. – Z pudełka podnosił po kolei każdy z wymienianych specyfików. – Bandaży ani opatrunków ci nie dam, musisz zaopatrzyć się w nie we własnym zakresie i bezwzględnie stosować, ponieważ zwierzę na pewno będzie próbowało się drapać i zlizywać maść. Jeśli zajdzie taka potrzeba, możesz również kupić mu i założyć kołnierz, jeżeli opatrunki nie będą wystarczały i będzie je zrywać. Na wizytę kontrolną możesz liczyć wyłącznie, jeśli po trzech tygodniach rany widocznie się nie zmniejszą i będą wciąż się jątrzyć. Za wszystko należy się dwa tysiące rubli – zakończył lakonicznie, błyskawicznie dokonując wymiany. Sama Elena zniknęła mu z oczu razem z jarchukiem w równie ekspresowym tempie.

Elena z tematu
Cecil Yaxley
Cecil Yaxley
Wąska uliczka (K) - Page 2 Tumblr_mflnakJD3D1rffxo0o5_500
Londyn, Anglia
32 lata
błękitna
neutralny
właściciel hotelu / biznesmen
https://petersburg.forum.st/t746-cecil-yaxley#1694https://petersburg.forum.st/t756-cecil-yaxley#1769https://petersburg.forum.st/t757-pan-smierciozerca#1772https://petersburg.forum.st/t758-tamiza#1774

Pią 22 Mar 2019, 20:35
30.08.1999

Nie był głupi - wiedział, że choć idealnie pasuje do tego miejsca to jednak nie powinien się obnosić ze swym bogactwem czy znaną twarzą. Ukryty pod płaszczem niczym źli bohaterowie z tanich filmów kroczył jedną z wąskich alejek do bardzo podejrzanego sklepu. Było dość pusto, może ze względu na godziny, w których zwykli zjadacze chleba pracują. Cecil jednakże się tym nie przejmował, wręcz cieszył, bo istniała nikła szansa, że ktoś go rozpozna.
Jakiś z przerośniętych szczurów spróbował dobrać się do jego skórzanych butów. Mężczyzna z obrzydzeniem kopnął gryzonia, a gdy ten chciał mu się rzucić na nogawkę rzucił w zwierzę zaklęciem uśmiercającym. Szczur umarł nim zdążył do niego podbiec na odległość pozwalającą na ugryzienie. Yaxley jednak nie poświęcił mu większej uwagi ciesząc się, że uniknął prawdopodobnie przeniesienia jakiejś okropnej choroby.
Przez dłuższy moment miał wrażenie, że ktoś go śledzi, jednakże dyskretne, a nawet jawne obejrzenie się czy rozejrzenie się wokół nie ujawniło niczyjej niepowołanej obecności. To uśpiło czujność Anglika. I to był błąd. Kiedy dochodził już w okolice swego celu przechodzący obok mężczyzna postanowił spróbować ukraść mu sakiewkę. Chyba był początkujący, bo poszło mu to tak niezręcznie, że Cecil właściwie natychmiast się w tym zorientował. Złapał złodzieja za rękę i wycelował w niego różdżką.
- Ani się waż - powiedział Yaxley widząc, że tamten zamierzał sięgnąć po swoją różdżkę. Chłopak od razu zrezygnował z tego zamiaru. - Co ja powinienem z tobą zrobić? - obejrzał złodziejaszka od stóp do głów. Dla takich mętów społecznych był gotowy wymyślić lepszą karę niż odprowadzenie do siedziby Białej Gwardii.


Ostatnio zmieniony przez Cecil Yaxley dnia Pon 08 Kwi 2019, 17:43, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pią 22 Mar 2019, 20:35
The member 'Cecil Yaxley' has done the following action : Kostki


'k6' : 4
Bagrat Chanturia
Bagrat Chanturia
Wąska uliczka (K) - Page 2 Tumblr_o0vk5hApKG1rhe0jeo1_250
Tbilisi, Gruzja
34 lata
cień
nieznana
za Raskolnikami
psychiatra i właściciel lokalu „Mekka”
https://petersburg.forum.st/t2023-bagrat-chanturiahttps://petersburg.forum.st/t2026-bagrat-chanturia#11038https://petersburg.forum.st/t2027-bagrat#11039https://petersburg.forum.st/t2025-stalin#11036

Pią 19 Kwi 2019, 20:18
Z Yaxleyem od bardzo dawna miał już na pieńku, ale tym razem nie zamierzał mu odpuszczać. Chanturii cierpliwość nie była szczególnie znana, choć wspinał się na wyżyny swoich możliwości, by przypadkiem nie zrobić czegoś pochopnie. Pieniądze, z którymi mu zalegał, były najmniejszym problemem Yaxleya – w przeciwieństwie do tego, że nie wywiązał się ze złożonych mu obietnic. A Bagrat, podobnie jak i jego ojciec, wyświadczanie przysług traktował od zawsze niezwykle poważnie, podobnie jak i wymierzanie odpowiednich kar za niedotrzymywanie danego słowa. Od tygodni więc zacierał ręce i niezmiennie czekał na to, aż Yaxley będzie sam, zapędzając się tym samym w jakiś ślepy, mało uczęszczany zaułek; śledził go osobiście, bo przecież nie chciał, by tym razem ktoś za niego wykonał brudną robotę i pozbawił go satysfakcji. Ten długo wyczekiwany dzień nadszedł akurat dzisiaj. Chanturia, który był w pobliżu, postanowił zabawić się z nim w małą gierkę. Zwyczajowo przybrał inny wizerunek – rzadko kiedy okazywał swoją prawdziwą twarz, dlatego nawet ci, którzy znali go latami, czasami zastanawiali się, czy wiedzą, jak tak naprawdę wyglądał Bagrat. Postanowił go zaczepić jak typowy złodziejaszek, który pałętał się po ciemnych uliczkach Petersburga, szukając łatwego łupu. Jak tylko Yaxley go przyłapał, Chanturia ani drgnął. Dopiero po chwili postanowił się odezwać.
- To tylko ja. – Spod kaptura Yaxley mógł ujrzeć twarz Krzesimira Wrońskiego, którego Bagrat poznał jakiś czas temu. Obiło mu się zresztą o uszy, że sam Wroński nie przepadał zbytnio za Cecilem, co stało się idealnym pretekstem dla Bagrata, aby wykorzystać jego postać w swojej grze. Łatwiej wówczas będzie znaleźć winnego. Chanturia zresztą był bardzo wnikliwym obserwatorem, jak i aktorem, który potrafił wyłapywać rozmaite detale, przez co z łatwością i niebywałą wiarygodnością przybierał inne maski. – To tylko żart. Co tutaj robisz? Nie powinieneś być przy swojej żonie? – postanowił wreszcie zagadać, chcąc tym samym uśpić jego czujność. Pozwolił sobie jeszcze ostentacyjnie sięgnąć po różdżkę, by potem obrócić ją zgrabnie między palcami. – Przy okazji, chodź. Potrzebuję twojej pomocy. – Zaraz chwycił go pod rękę, ruszając we wcześniej obranym przez niego kierunku.
Cecil Yaxley
Cecil Yaxley
Wąska uliczka (K) - Page 2 Tumblr_mflnakJD3D1rffxo0o5_500
Londyn, Anglia
32 lata
błękitna
neutralny
właściciel hotelu / biznesmen
https://petersburg.forum.st/t746-cecil-yaxley#1694https://petersburg.forum.st/t756-cecil-yaxley#1769https://petersburg.forum.st/t757-pan-smierciozerca#1772https://petersburg.forum.st/t758-tamiza#1774

Pią 19 Kwi 2019, 22:05
Yaxley niezbyt przejmował się Bagratem. Kim on był w tym świecie rosyjskich czarodziejów? Cwaniaczkiem, który za dużo władzy to nie miał. Zresztą, wolał się wpierw spłacić u Aristovów, a dopiero potem ogarniać zobowiązania z takimi małymi rybkami. Ale Cecil żył zdecydowanie inną hierarchią wartości niż Chanturia. Wpierw załatwiał sprawy z równymi sobie, czyli wysoko urodzonymi, a potem... Cóż, czasami postanawiał pozbyć się problemu, którego nikt nie zauważy. Tak było łatwiej i oszczędniej. Oczywiście można się kłócić, że przez to skończy jak skończy, ale dla Brytyjczyka chyba i tak było za późno, by się uczył na własnych, a tym bardziej cudzych, błędach.
Przeciągająca się cisza była podejrzana, a twarz gówniarza, który ostatnio zwalał na niego wszystkie winy świata nie była zbyt uspokajająca. - Zwariowałeś?! Na łby z ćmokiem się pozamieniałeś czy jak? - spytał, nie kryjąc złości i pokazując przy okazji, że jakąś wiedzę o tutejszym folklorze przez te parę lat zdobył. Puścił rękę młodzieńca, po czym patrząc na niego spróbował się uspokoić. - Ładny mi żart. Ciebie mógłbym zapytać o to samo. Co tu robisz i czemu nie siedzisz przy siostrze? - nie zamierzał się gówniarzowi tłumaczyć ze swoich interesów. Miał zdecydowanie lepsze rzeczy do roboty. Uznał jednak, że schowa różdżkę. Wroński ostatnio zachowywał się dziwnie i uznał, że jeśli ma mu zrobić krzywdę, to prędzej da mu po mordzie żeby się ogarnął.
Kiedy ten go pociągnął za rękę przeszedł tak ciągnięty kilka kroków, nim wyrwał ją z tego uścisku. - Po ostatniej rozmowie mam ci pomagać? - wyminął człowieka, którego brał za szwagra, po czym go wyprzedził. Nie miał ochoty na bycie kołem ratunkowym takiego niewdzięcznika.
Bagrat Chanturia
Bagrat Chanturia
Wąska uliczka (K) - Page 2 Tumblr_o0vk5hApKG1rhe0jeo1_250
Tbilisi, Gruzja
34 lata
cień
nieznana
za Raskolnikami
psychiatra i właściciel lokalu „Mekka”
https://petersburg.forum.st/t2023-bagrat-chanturiahttps://petersburg.forum.st/t2026-bagrat-chanturia#11038https://petersburg.forum.st/t2027-bagrat#11039https://petersburg.forum.st/t2025-stalin#11036

Nie 21 Kwi 2019, 00:28
Może i wydawało mu się, że Bagrat jest nikim – nie obchodziła go zbytnio opinia Yaxleya. Nie był stąd, więc nie zdawał sobie sprawy z tego, co nazwisko Chanturia może oznaczać. Choć ich historia na terenach Rosji dopiero się zaczynała, to wszyscy czarodzieje wiedzieli o tym, co działo się w Gruzji. Jego ojciec był niekwestionowaną legendą, a on sam zamierzał w końcu wyjść z jego cienia i go przewyższyć. Miał do tego zadatki, ale jednocześnie był świadomy tego, że tak naprawdę minie sporo czasu, nim stanie na piedestale na równi z Aleksandre. Nie przeszkadzało mu to, że przez lata znajdował się na uboczu; był cieniem, który cierpliwie zbierał informacje, aby potem w odpowiednim momencie móc je umiejętnie wykorzystać. Choćby o samym Yaxleyu wiedział już wszystko – znał jego mroczne tajemnice, które udało mu się zataić choćby przed nową rodziną. Cecilowi wydawało się, że jest w tym świecie kimś więcej, a w rzeczywistości był tylko kolejnym nic niewartym karaluchem, dlatego Chanturia zamierzał go zdeptać i pozostawić na pastwę losu w tej nędznej uliczce. Nie zasługiwał na godną śmierć. Nie zasługiwał na to, by zestarzeć się przy żonie i dzieciach. Bagrat bez pytania zamierzał go tego pozbawić. Wielokrotnie ostrzegał Yaxleya przed konsekwencjami niedotrzymania umowy, ale ten najwyraźniej postanowił go zlekceważyć, a nic tak na niego nie działało jak zniewaga. Był w końcu człowiekiem niezwykle dumnym, przez co szalenie łatwo było urazić jego ego.
- Szukam pewnego składniku do kuchni. Miałem go tutaj niedaleko odebrać – przyznał bez zastanowienia, a to Bagratowi wydawało się odpowiednią wymówką, biorąc pod uwagę, że prawdziwy Wroński pracował jako kucharz w jednej z lepszych restauracji w Petersburgu. Sam miał okazję posmakować jego dań; aż szkoda mu było przez sekundę tego, że zamierzał go wrobić w przestępstwo. – Jesteśmy rodziną, Cecilu. – A rodzinie się nie odmawia. Powinieneś się tego nauczyć, Yaxley. Kiedy tak mężczyzna nagle zdecydował się wyswobodzić z jego uścisku i automatycznie ruszyć do przodu, Chanturia sprawnie przemienił swoją różdżkę w sztylet i przyspieszył kroku. Był już wystarczająco blisko, by wbić go w plecy Cecila, który nawet nie pomyślał o tym, by na moment się odwrócić. Nie czekając już zbyt długo, Chanturia w końcu zaatakował go bez żadnego wysiłku, powalając przy tym swoją ofiarę na ziemię. – A ostrzegałem cię, Yaxley… Ostrzegałem, że się doigrasz – odezwał się nagle z dziką satysfakcją w oczach, wbijając mocniej sztylet w ciało Yaxleya.
Cecil Yaxley
Cecil Yaxley
Wąska uliczka (K) - Page 2 Tumblr_mflnakJD3D1rffxo0o5_500
Londyn, Anglia
32 lata
błękitna
neutralny
właściciel hotelu / biznesmen
https://petersburg.forum.st/t746-cecil-yaxley#1694https://petersburg.forum.st/t756-cecil-yaxley#1769https://petersburg.forum.st/t757-pan-smierciozerca#1772https://petersburg.forum.st/t758-tamiza#1774

Sro 24 Kwi 2019, 14:11
Obaj byli obcokrajowcami, którzy na terenie Rosji chcieli osiągnąć jakiś sukces. A ty byłeś szczęśliwy tutaj, Bagracie? Może w porównaniu do Cecila miałeś chociaż to szczęście, że sam wybrałeś kraj, w którym przyszło ci żyć i nie czułeś z tego powodu smutku. Yaxley tak czy siak by umarł w smutku, z kłopotami na głowie, choć fakt, że zdecydowanie godniej i może nawet przyjemniej. Teraz zostanie mu sczeznąć w uliczce wykrwawiając się na śmierć, chyba że trafisz w dobre miejsce, żeby tak się nie męczył. Pytanie tylko czy umiesz i czy chcesz.
Brytyjczykowi chyba powinna włączyć się czerwona lampka, kiedy niby-Krzesio się tu pojawił, jeszcze czerwieńsza kiedy okazało się, że to miał być żart, a syreny powinny wyć na alarm, kiedy wspomniał o składniku do potrawy do odebrania w tak paskudnym miejscu. Ale chyba ta znajoma, choć niekoniecznie przyjazna twarz go uspokoiła. W końcu na ile znał szwagra był miękką pipą, niezdolną do większej przemocy, jak na niego dziwnym było, że zaczął mu grozić. Jednakże Anglik tak jak kimkolwiek innym z rodziny żony nie zamierzał się za bardzo nim przejmować.
- To chyba złe sobie miejsce na zakupy wybrałeś - zironizował mając wrażenie, że głupszej rzeczy nie mógł usłyszeć. - Taki z ciebie niby dobry kucharz, a biegasz na posyłki - takie komentarze zaczął rzucać w stronę szwagra od ostatniej kłótni. Tak, jakby Wroński otworzył jakąś jego wewnętrzną puszkę Pandory, a wszystkie złe rzeczy z niej wypłynęły właśnie na niego, tego, który ją otworzył. Chyba dobrze, że Polak nie wie co uczynił, przecież Jadwiga z takim mężem by nie wytrzymała.
Na wyświechtany tekst o rodzinie nic nie odpowiedział. Jego rodzina to matka w Anglii i nienarodzone dzieci, póki co w postaci płodów. Odwoływanie się do wspólnoty rodzinnej jest hipokryzją ze strony kogoś, kto za część rodziny nigdy go nie uznał.
- Zostaw mnie... - powiedział jedynie słysząc przyspieszony krok szwagra. Nie spodziewał się, że zaraz poczuje przenikliwy ból, a on sam skończy na chodniku. Spojrzał w twarz Wrońskiego, kiedy ten mocniej wbijał mu sztylet. Że też nie zobaczył w nim zagrożenia! Zmącony umysł kazał mu powiedzieć:
- I ty, Krzesimirze, przeciwko mnie? - nim zaczął umierać. Zaczęło robić mu się zimno, a mężczyzna marzył, żeby to wszystko było głupim snem, halucynacją, a jeśli nie może nim być to żeby chociaż ktoś go zaraz uratował.
Nie może tak skończyć! Nie może umrzeć zabity przez taką cipę!
Sponsored content


Skocz do: