Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pon 17 Kwi 2017, 16:43
Konfekcje damska i męska

Pierwszy pokaz mody Wrońska ma dopiero przed sobą, jednak już całe pierwsze piętro zostało zaadaptowane na strefę prezentacji. Długi, dobrze oświetlony wybieg otoczony jest przez rzędy miękkich siedzeń, przeznaczonych dla wybitnych (czyli: bogatych i z nazwiskiem) widzów nadchodzących widowisk. Najwięcej jednak dzieje się za kulisami, oddzielonymi od catwalku ciężką kotarą. Tam ustawione są wieszaki oraz toaletki dla modelek, prezentujących kreacje młodziutkiej projektantki i to właśnie to miejsce jest świadkiem wszystkich fochów oraz innych, drobnych dramatów, tak powszechnych na modowej scenie.

Krzesimir Wroński
Krzesimir Wroński
Strefa prezentacji WPj0H3Z
Kaliningrad, Rosja
21 lat
błękitna
za Starszyzną
kucharz
https://petersburg.forum.st/t674-krzesimir-wronski#1329https://petersburg.forum.st/t778-krzesimir-wronskihttps://petersburg.forum.st/t770-zjedz-mnie#1850https://petersburg.forum.st/t905-beszamel

Sob 14 Paź 2017, 17:42
Dokładnie wiedział, jak to się skończy. Dostał w Carskiej trochę wolnego, a to oznaczało, że już pierwszego poranka, gdy mógł obudzić się bez budzika o dowolnej, nawet nieprzyzwoitej porze, Jadwiga stała w drzwiach jego pokoju i dopóki nie odzyskał przytomności umysłu cmokała niezadowolona na bałagan, jaki zapuścił w swojej sypialni. Najpierw pomachała chwilę różdżką, rozsierdzona tym, jak źle traktuje swoje nowe koszule (wiosna/lato ’99 to sezon pasteli, więc przez pokój latały chmary pistacjowych, błękitnych i kremowych pięknie skrojonych ubrań) i poumieszczała je w niemal pustej komodzie – wszystko było poprzewieszane przez oparcia krzeseł albo usypane w malownicze stosy na biurku, fotelach i podłodze. Ale do rzeczy. Jadwiga, uśmiechając się słodko i uwieszając swemu braciszkowi na szyi jak kamień u samobójcy, poprosiła go zbolałym tonem, czy nie przyszedłby dzisiaj na próbę do atelier. Krzesimir ze wszystkich sił chciał odmówić, doskonale wiedząc, jak skończy się jego obecność – Jadzia, tak jak tylko ona to potrafi, wrobi go w pójście w pokazie, bo on jest taki wysoki i tak wyprzystojniał, i kto lepiej uchwyci i światu pokaże elegancję Wrońskich niż Wroński. A Krzesio, słaby i na komplementy łasy, kochający swą bezczelną siostrzyczkę ponad wszelkie normy rozsądku, wystroi się w te fatałaszki i kręcąc, jak trzeba, biodrami pójdzie po tym wybiegu narażając swoją reputację heteroseksualisty na szwank.
Wyburczał coś na kształt „dobrze, już dobrze” i po południu (musiał w ramach przygotowania emocjonalnego spędzić najpierw kilka godzin w kuchni przygotowując potrawkę z królika na wieczór) zjawił się w strefie prezentacji atelier, już – zupełnie jak się spodziewał, pomyślał z goryczą, rozglądając się za Jadwigą – po brzegi pełnej ludzi. Modele i modelki skupili się wzdłuż wybiegu, rozmawiając i popijając wodę litrami nic nie robili sobie ze swego zaawansowanego do różnego stopnia negliżu i krawców uwijających się wokół nich. Przykładali do nich miary i kawałki materiału, jakby wcale nie byli ludźmi, a manekinami, które trzeba jakoś przykryć zanim szefowa się wkurzy.
Nie widział rzeczonej szefowej wśród tłumu, więc poddał się i zawołał siostrę jej znienawidzonym zdrobnieniem. Zawsze działa.
- Jaguś! – kilka głów zwróciło się w jego stronę; wołał po polsku, z całą mocą swego głosu. – Jaguś, gdzie jesteś? – oczami wyobraźni widział już, jak się na niego boczy za tę Jaguś. Jak narzeka na jego zwyczajną, znoszoną i spraną czerwoną koszulkę i – broń Najświętsza Panienko – dżinsy zupełnie takie, jakie nosi przeciętny zjadacz chleba. Nieeleganckie do granic, by nie powiedzieć – bezguście. Ale oboje już od rana wiedzą, że szybko jej przejdzie, jak tylko braciszek zacznie grzecznie przymierzać wszystko, co Jadwiga zupełnie przypadkiem uszyła na pokaz akurat w jego rozmiarze.
Kiedy tak wyczekiwał huraganu Jadwiga, jedna z jej asystentek, która chichotała na jego widok, przyniosła mu szklankę wody. Po stokroć wolałby teraz, by woda zawierała procenty, które złagodzą jego wielogodzinne cierpienie.
Ale to wszystko dla Jadzi.
Gość

Wto 17 Paź 2017, 16:46
- Nie chcę - mruknął z niezadowoleniem Ilija, odsuwając od siebie talerz z ledwie tkniętym obiadem. - To jest nie dobre - dodał z wyrzutem, jak gdybym miała wpływ na jakość ugotowanego przez Ivkę posiłku. Wywróciłam teatralnie wzrokiem, zastanawiając się co też mojej matce strzeliło do głowy, by właśnie dziś próbować swych sił w gotowaniu. Przecież każdy wiedział, że w całym Petersburgu nie było gorszego kucharza, niż ona i można byłoby się zastanawiać jakim cudem kobieta gotować nie umie, gdyby nie fakt, że Ivka niemal całe swoje życia spędziła na scenie, jadając w restauracjach i korzystając z pomocy gosposi a nie w kuchni. Można by jej więc podsunąć najlepsze składniki a i tak wyszłaby z nich podobna breja, do tej goszczącej na talerzu czterolatka.
- Może chociaż warzywa? - spytałam, posyłając Ilijii błagające spojrzenie. - Babci będzie przykro - dodałam po chwili, unosząc brwi w wymownym geście. Miałam nadzieję, że chociaż taki argument przekona moje dziecko, do wciśnięcia w siebie choćby odrobiny obiadu. Na próżno. Ilija był nieustępliwy a ja nie miałam serca wmuszać w niego podobnych paści.
W atelier zjawiliśmy się przed czasem. Wiedziałam, jak ważny był każdy pokaz dla Jadwigi i jak nerwowa była podczas przygotowań, to też postanowiłam nie wystawiać jej cierpliwości na próbę spóźnieniem. Usadowiłam więc Iliję na jednym z krzeseł i sama pognałam w kierunku krawcowej, która zajmowała się moją kreacją. Byłam ciekawa, jakie zmiany wprowadziła od ostatniej przymiarki i czy dodała coś od siebie - w końcu jej kreatywność nie znała granic. Za jej przyzwoleniem też zanurkowałam w głąb lejącego się materiału i już byłam gotowa stanąć przed lustrem, kiedy moich uszu dobiegł znajomy mi głos. Bez większego namysłu chwyciłam suknię tuż przy jej końcu i szybszym krokiem skierowałam się w kierunku nawoływania jedynym z bardziej znienawidzonych przezwisk Jadwigi - reszta była po polsku.
- Krzesimirze, chyba pragniesz dziś umrzeć - rzuciłam w jego kierunku nieco rozbawiona, zanim udało mi się złożyć na jego policzku delikatny pocałunek. - Cieszę się, że jesteś - dodałam, wyginając swe usta w szerokim uśmiechu. - Czy to znaczy, że pójdziesz z nami w pokazie? - spytałam, wbijając w niego swe roziskrzone spojrzenie. Krześ chyba nie do końca rozumiał naszą (to znaczy moją i Jadwigi) fascynację jego obecnością w podobnych wydarzeniach. A przecież nie było nikogo innego, kto tak świetnie prezentowałby się w kreacjach Jadzi, jak właśnie on.
- Mógłbyś? - spytałam, odwracając się do niego tyłem i odsłaniając gęste włosy, które z pewnością mogłyby stanowić problem w zapięciu sukni. - Jesteś odpowiedzialny za delikatne podniebienie mojego dziecka - zaczęłam, odnajdując wzrokiem zaczepiającego jakiegoś modela Iliję. - Dziś skrytykował swoją własną babcię i obwieścił jej, że jadać, to on będzie tylko u Ciebie - dodałam, odwracając delikatnie głowę w jego kierunku. Groźby Ilijii były bowiem całkiem uzasadnione i zrozumiałe. Krzesimir jak nikt potrafił trafić w gust małego diablątka.
Krzesimir Wroński
Krzesimir Wroński
Strefa prezentacji WPj0H3Z
Kaliningrad, Rosja
21 lat
błękitna
za Starszyzną
kucharz
https://petersburg.forum.st/t674-krzesimir-wronski#1329https://petersburg.forum.st/t778-krzesimir-wronskihttps://petersburg.forum.st/t770-zjedz-mnie#1850https://petersburg.forum.st/t905-beszamel

Pią 20 Paź 2017, 16:12
Życie nie było mu jeszcze niemiłe, ale gdyby rzeczywiście nasz Krzesio pod wpływem hałasu, tłoku i tiulu zechciał pożegnać się z tym łez padołem, to przybycie Yulii i to, że skierowała nań swą uwagę byłoby niczym więcej jak zapowiedzią nieba.
Życzyłby sobie, gdyby pojawienie się modelki nie wyczerpało puli jego marzeń, nie zarumienić się jak uczniak, ale czym jego pobożne życzenia wobec tych ust, tak łaskawych, by się do niego uśmiechać i policzki opatrywać całusami. Walkę z rumieńcem przegrał zatem – stanowczo wolał, schroniony tarczą staromodnej maniery, całować damy po rękach, jeśli już całować je trzeba było.
- Nie wątpię, że Jadzia będzie próbowała mnie do tego namówić. – sądząc po braku zakłóceń w rozmowie i względnie stałym układzie osób i przedmiotów w strefie prezentacji, jego droga siostrzyczka zapomniała czegoś z pracowni i to tam urządzała właśnie Sajgon. – Nie wątpię też, że jej się uda. – przyznał nie bez dozy rezygnacji; była ona jednak podszyta humorem i nie trzeba Krzesia żałować. No, chyba że zostanie w międzyczasie narażony na katusze natury zgoła innej niż niewygodne (ale jakie stylowe!) spodnie i szpilki wbijane w kark.
Odchrząknął z cicha, nie mogąc z początku znaleźć słów zdolnych wyrazić jego zachwyt nad wyglądem sukni, którą Jadzia zaprojektowała. A gdyby tak powiedzieć prawdę: zachwyciła go dopiero dziewczyna, która miała ją prezentować – gdyby wisiała na wieszaku wcale nie zwróciłby pewnie uwagi na tę kreację.
- Oczywiście. – nieraz pomagał Jadwidze z niefortunnie ulokowanymi zamkami, gdy siostrzyczka w pośpiechu usiłowała dokonać trzydziestu czterech rzeczy naraz, ale zapięcie tego przy sukni Yulii wydało mu się naraz poważniejszym zadaniem. Z Jadwigą spędzał tak niemożliwie dużo czasu, że znał już naturę wszystkich jej ruchów (zwykle niespokojnych) i wszystkie nuty zapachów, jakie uczepiły się jej włosów i ubrania.
A Yulia pachniała inaczej; delikatniej niż skropiona obficie perfumami Jadwiga, poruszała się jakby mniej pewnie. A może to tylko jemu drżały ręce?
Chciałby może podarować jej w tym momencie jakiś zgrabny komplement; może nieco nie na miejscu, zważywszy na fakt, że wszystkie zgromadzone tu osoby mogły pochwalić się urodą na różne sposoby ponadprzeciętną, a modelom na ogół płaci się za bycie pięknym, trudno obejść się krzesiowej wrażliwości bez ubrania w słowa górnolotnych odczuć, jakie zapewnił mu prosty proceder zapinania zamka błyskawicznego.
Yulia jednak nawiązała do gastronomii, a to już była pokusa zbyt wielka, by tematu nie pociągnąć.
- Być może jestem ci więc winny przeprosiny, ale potraktuję to jako komplement.
Będąc pretendentem do statusu ulubieńca swego najmłodszego braciszka, Krzesimir wiedział dobrze, że dzieci są najsurowszymi krytykami zdolności kulinarnych – i bez utyskiwania na niewyrafinowane gusta czterolatka gotował nawet mdławe kaszki. Kątem oka dostrzegł, jak pociecha Sokolovej ugania się za (innymi) modelami, których wybrała Jadzia. Na tym się znał, paradoksalnie – lepiej niż na rozmowie z kobietami. Kiedy się przez całe lato zabawia rozpieszczonego do granic małego szlachcica o zbyt poważnym imieniu, człowiek z każdym dzieckiem da sobie radę.
Gość

Czw 26 Paź 2017, 17:25
Trzymając w niezbyt ciasnym uścisku pęczek włosów o miodowym kolorze, z których niewątpliwie byłam dumna, zastanawiałam się od jak dawna znam Krzesimira. Dzień w którym go poznałam wciąż migotał w mojej pamięci, pełen barw i emocji, jakie tylko mogą wyniknąć ze zderzenia dwóch, kroczących z głową w chmurach osób, na zapleczu restauracji. Ku ogólnemu zdziwieniu, zamiast krzyku - oczywiście nie ze strony szefa kuchni, ten darł się niemiłosiernie - była salwa śmiechu i wzajemna pomoc w ściąganiu resztek potrawy z włosów. Wychodziło więc na to, że moja znajomość z paniczem Wrońskim znajduje swe początki dużo wcześniej, niż ta zawarta z Jadwigą i choć oboje zajmowali szczególne miejsce w moim sercu, to Krzesio zdecydowanie był moim ulubionym błękitnokrwistym, urodzonym pod sztandarem arystokratycznego nazwiska, które swe korzenie miało na terytorium państwa Polskiego.
- Chyba jest nieco źle zszyty - zauważyłam, czkając aż mężczyzna poradzi sobie z zapięciem zamka, który niestety ze mną nie chciał współpracować - bo przecież wcale nie próbowałam go naprędce zapiąć, kiedy usłyszałam głos Krzesia. Postanowiłam też nie kręcić się w miejscu, rzucając uwagami na temat umiejętności kulinarnych arystokraty, co zapewne mogło go rozpraszać, gdyż połączenie dwóch skrawków materiału, zajęło mi dłuższą chwilę. Skupiłam swój wzrok na Ilijii, który oczywiście nie byłby sobą, gdyby choć raz posłuchał mych próśb i grzecznie zaczekał na jednym z krzeseł, które mu wyznaczyłam.
- Mój drogi, mnie przepraszać nie musisz - odpowiedziałam w końcu na jego słowa, wypuszczając z uścisku włosy, by w następnej sekundzie odwrócić się do Krzesimira twarzą. Teraz mogliśmy rozmawiać. - Mnie to nawet na rękę, że Ilija woli jadać u Ciebie niż w domu, będę miała kolejną wymówkę, by podrzucać go do Ciebie - to mówiąc, wyszczerzyłam się do niego w szerokim uśmiechu, ukazując rząd równiutkich, białych zębów. Oczywiście żartowałam. Ilija co prawda niejednokrotnie lądował pod opieką Krzesimira - za co byłam mu niezmiernie wdzięczna - jednak nigdy nie prosiłam go o pomoc w przypadkach zwykłych, raczej w tych beznadziejnych, kiedy wszystkie inne moje pomysły brały w łeb, a ja naprawdę nie miałam z kim zostawić swego syna.
- Dziękuję - wyrzuciłam z siebie po chwili milczenia, wbijając swe roziskrzone spojrzenie w mężczyznę - Za ten zamek znaczy się - dodałam, gdyby zwykłe dziękuje było zbyt mocno oderwane od nowego toru, którym zmierzała nasza rozmowa. - Może usiądziemy? - zaproponowałam, wskazując dłonią krzesła w przeciwnym rogu pomieszczenia, nieco z dala od całego zgiełku, jaki towarzyszył mierzeniu poszczególnych kreacji. - Jadwiga jeszcze gdzieś biega, a tam będziemy mogli w spokoju ustalić warunki wymiany małego Sokolova na święty spokój - zażartowałam, wskazując głową Iliję, który w tym samym momencie z niesamowitym uradowaniem malującym się na jego pućkowatym licu, przemierzał kolejne metry w naszym kierunku.
Jadwiga Yaxley
Jadwiga Yaxley
Strefa prezentacji Tumblr_nn0pskOI471s2knhwo4_400
Kaliningrad, Rosja
24 lata
błękitna
za Starszyzną
kobieta biznesu, ikona mody i pasożyt swojego męża
https://petersburg.forum.st/t566-jadwiga-dobrawa-wronska#942https://petersburg.forum.st/t843-j-d-wronskahttps://petersburg.forum.st/t660-panna-jadzia#1245https://petersburg.forum.st/t766-coco

Czw 26 Paź 2017, 18:27
Jadwinia miała d o s y ć.
I to miała dosyć w sposób, w jaki dosyć mogła mieć tylko samozwańcza najlepiej ubrana arystokratka roku (dekady!). Próby zazwyczaj wiązały się dla niej z zimnym stresem, bieganiem w tę i we w tę po atelier, wykłócaniem się z kierownikiem pokazu i przesuwaniem modeli jak pionków na szachownicy – to nie było nic nowego, ale przedprzedprzedostatnia próba przed generalną… Musiała sobie przypominać, jak się oddycha.
Poluzowała nerwowo zawiązaną ciasno wzorzystą apaszkę z groźnym pomrukiem do złudzenia przypominającym odgłos nadchodzącej burzy. Krzesimir miał sporo szczęścia, że gdy krzyczał „Jaga”, panna Wrońska urzędowała w magazynie, wściekle ryła dłońmi w stercie różnobarwnych szyfonów i wyklinała krawcową, która ostatnio dotykała materiałów i zaburzyła pedantyczny porządek zarządzony przez szefową. Taka zestresowana przypominała jasnowłosą klęskę żywiołową i być może – gdyby miała okazję spojrzeć na siebie z dystansu – sama by się swoim zachowaniem zniesmaczyła, ale jak widać wystarczyło trochę nerwów i zdecydowanie za mało minut do swobodnej dyspozycji, żeby natychmiast dwudziestoczteroletnie szkolenie babci Ścibory w powściąganiu emocji poszło w niepamięć, a na jego miejsce wskoczyła dzika, polska wściekłość.
Jadwiga porwała srebrzysty zwój szyfonu i wypadła z magazynu, jakby naprawdę była wielką burzą bijącą piorunami w skuloną ziemię: stukając z siłą szpilkami w panele przeleciała przez szwalnię, dopadła lśniącej barierki i tak szybko zeskoczyła ze zdradziecko śliskich schodów, że nikogo by nie zdziwiło, gdyby spektakularnie się z nich stoczyła albo przynajmniej złamała cieniutkie jak igiełki obcasy, ale nikt nawet nie zdążył krzyknąć „niech panienka uważa!” – już była w strefie prezentacji, bezlitośnie prąc naprzód z miną rozsierdzonej władczyni, i gdy już dopadła swojej ofiary (dla niepoznaki nazwanej ukraińską modelką) tak rzuciła tą tkaniną, że aż zadudniło, a zaskoczona dziewczyna cofnęła się o dobre dwa kroki, przytrzymując niedopiętą spódnicę.
Zapadła cisza. Pracownicy błyskali oczami to na siebie, to na projektantkę, a ta z porażającą wręcz precyzją namierzyła w gęstwinie bieli, srebra, złota i czerni czerwoną plamę koszulki swojego młodszego brata.
Spodziewano się wybuchu.
Sekunda.
Dwie.
I nic.
Zacięła się?
Krzesimir! — jęknęła nagle płaczliwym głosem i ruszyła w jego stronę. Oplotła wężami ramion szyję biedaka, nie bacząc na to, cóż on w tym momencie robi, i oparła czoło o krzesiową klatkę piersiową. — Krzesimiiiir, co ty masz na soooobieeee? — Jadwiga przeciągała głoski chyba już bliska płaczu z tej frustracji. — No powiedz mi, co ty maaasz na sooobieee?
Krzesimir Wroński
Krzesimir Wroński
Strefa prezentacji WPj0H3Z
Kaliningrad, Rosja
21 lat
błękitna
za Starszyzną
kucharz
https://petersburg.forum.st/t674-krzesimir-wronski#1329https://petersburg.forum.st/t778-krzesimir-wronskihttps://petersburg.forum.st/t770-zjedz-mnie#1850https://petersburg.forum.st/t905-beszamel

Nie 29 Paź 2017, 23:43
Zamkowi przy sukience nic nie brakowało; istota problemu leżała w upartej nieśmiałości Krzesimira Wrońskiego, który obawiał się kobiety zwyczajnie dotknąć. Nie była ta obawa podszyta obrzydzeniem, czy lękiem, chyba że miał to być lęk przed odrzuceniem – jego złośliwa pozostałość uaktywniająca się jak wulkan przy ślicznej dziewczynie i chmurami popiołu przysłaniająca kulturę osobistą, skrawki czaru, ujmujący chłopięcy urok.
I ręce mu się trzęsły.
- Wiesz, że Ilja jest jednym z ulubionych gości w kuchni „Carskiej”; zawsze mile widziany. – zważywszy na fakt, że poznali się na kuchni, a nie usługiwał jej do stolika, Krzesio wnioskował, że Yulia nie mogłaby pozwolić sobie na fundowanie synowi obiadów godnych dwóch gwiazdek Michelina, ale zarówno Sokolova jak i jej rezolutny potomek byli warci jego kulinarnych wysiłków. Nie wstydził się pomagać kobiecie, ale błogosławił zamiłowanie do plotek powszechne wśród kucharzy i pomywaczy. Dzięki niemu mieli wciąż do omawiania inne tematy niż dzieciak, który pod opieką panicza Wrońskiego siedzi grzecznie na zapleczu i pomaga kroić pieczarki. Nierówno i w żółwim tempie, ale przynajmniej przez godzinę usiedział cicho. Gdyby Krzesio nie postanowił sobie zostać restauratorem, nie urodził się w rodzinie z różdżkarskimi tradycjami, i wszystkie inne możliwości go zawiodły, zawsze może zostać przedszkolanką. Ma w końcu doświadczenie nie tylko z Dionizym i Ilją, ale też Jadwigą.
- Mam teraz trochę wolnego, gdybyś nie miała go z kim zostawić, chętnie przygarnę smarka na trochę. – to nie do końca cecha, jakiej można było spodziewać się u pretendenta do tytułu Złotego Chłopca Starszyzny. Takim, zwłaszcza w wybuchowym wieku lat dwudziestu jeden, nie w głowie opieka nad dziećmi ani zbilansowana dieta. Tymczasem Krzesio wychodził wszystkim stereotypom naprzeciw ze swoim umiłowaniem świętego spokoju. I gołąbków. Wybuchowość zresztą odziedziczyła w ilości wystarczającej, by obdzielić całą rodzinę, jego kochana siostrzyczka. Usłyszał, by nie powiedzieć, że wręcz wyczuł moment, gdy pojawiła się w okolicy wybiegu.
W scenariuszu, gdzie Jadwiga odgrywa rolę niosącego spustoszenie huraganu, on niezmiennie pozostawał przeciwpancernym schronem. Objął rozdygotaną siostrę i po prostu czekał, aż artystka raczy się uspokoić. A dobrze wiedział, nauczony latami narzekań na ten durny czerwony i sam się o wszystko prosił. Nie zaczynał więc w ogóle wywodu o swej wolności wyboru i prawie do swobody.
- Na chwilę obecną? Ciebie, siostrzyczko. – odrzekł ze spokojem, który mógł Jadwigę uspokoić albo do granic rozjuszyć. Ryzykował dużo tą odzywką, zwłaszcza zważywszy na lotny stan emocji najlepiej ubranej arystokratki roku (dekady!), ale – nie zważając na autorytet, jakim powinno się ją niepodzielnie darzyć w atelier – przytulił Wrońską, jakby to on był starszym, odpowiedzialnym braciszkiem, a jej właśnie rozsypały się koraliki. Po całym pokoju.
- No, to pokaż, Jadziu, co uszyłaś dla mnie. – nad ramieniem Jadwigi wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Yulią. Oto zyskała właśnie prawo do bezlitosnego wyśmiania jego stalowej (rzekomo) woli – złamał się po niecałych trzech minutach, ale nie mógł przecież patrzeć, jak Jadwiga rozkleja się na środku strefy prezentacji w tak ważnym momencie? Wiedział, że by się nie pozbierała. Nie bez pudełka czekoladek i wydania połowy fortuny Wrońskich na sukienki, torebki, broszki i cokolwiek innego mogło pochłonąć ogromne kwoty.
Gość

Czw 23 Lis 2017, 14:25
Już miałam ciągnąc Krzesia gdzieś z dala od tego gwaru, w który to zamieniły się z początku niewinne rozmowy pomiędzy modelami, kiedy to mojego uda dopadł Ilija a Krzesiowej szyi Jadzia. Westchnęłam cicho, wzruszając przy tym nieznacznie ramionami i posyłając swemu przyjacielowi jedynie pełne zrozumienia spojrzenie, po czym przeniosłam je na swojego pierworodnego, który już wlepiał we mnie swe mleczne oczyska.
- Czego chcesz potworze? - spytałam z udawanym przekąsem, mrużąc przy tym nieco swe spojrzenie. Miniaturka Antona nie mogła przybiec do mnie całkiem bezinteresownie, w tym obściskiwaniu mojej prawej nogi musiał byś jakiś głębszy cel.
- Proszę, to dla Ciebie - mówi swoim słodkim (tak właśnie tak, najsłodszym na świecie) głosikiem i podaje mi różyczkę wielkości jego dłoni o brzoskwiniowym kolorze. Nie, nie jest prawdziwa. Zrobiona została z materiału i choć na mojej twarzy rozlewa się ciepły uśmiech, to wzrok już szuka sukni, z której Ilija mógł owy kwiatek odczepić.
- Dziękuję Ci bardzo, jest przepiękny - mówię, głaszcząc syna po głowie, po czym nachylam się nad nim, by szepnąć mu do ucha. - Ale teraz usiądź proszę na tamtym krześle i nie zbieraj już żadnych kwiatków, dobrze? - całuję go w jego pućkowaty policzek akurat w tym samym momencie, w którym Jadzia kończy biadolić nad strojem Krzesia. Podnoszę się do pionu i widząc ból w oczach panicza Wrońskiego, decyduję się na interwencję.
- Jeszcze chwila i udusisz naszego najlepszego modela - zwracam się do projektantki, mając nadzieję, że słowa te rozluźnią nieco uścisk, jaki założyła na szyję Krzesimira. Traktowała go tak niemal zawsze i jak mniemam, od zawsze. On natomiast dzielnie znosił wszelkie jej humorki i fakt, że przezywała wszystko nad wyraz. Posłałam mu współczujące spojrzenie, w myślach już wbijając mu łokieć w żebra i cytując jego ostatnie słowa, w których to zapierał się, że ten pokaz w którym poszliśmy wczoraj był ostatnim i Jadzia za nic w świecie nie namówi go na kolejny.
- Właśnie, Krzesimir musi przymierzyć Twoją kreację! Zapewne wszyscy umierają z ciekawości, jak dobrze będzie się na nim prezentować! - ironię skrywaną w moim głosie mógł dostrzec tylko Wroński, bo i on był jej odbiorcą, nie Jadwiga. Uwielbiałam jej prace i osobiście nie wyobrażałam sobie piękniejszych ubrań, niż te które wychodziły spod jej ręki ale w całym tym zwariowanym świecie mody, w którym my czuliśmy się znakomicie stał Krzesio, bezradnie poddając się naszym fantazjom.
Jadwiga Yaxley
Jadwiga Yaxley
Strefa prezentacji Tumblr_nn0pskOI471s2knhwo4_400
Kaliningrad, Rosja
24 lata
błękitna
za Starszyzną
kobieta biznesu, ikona mody i pasożyt swojego męża
https://petersburg.forum.st/t566-jadwiga-dobrawa-wronska#942https://petersburg.forum.st/t843-j-d-wronskahttps://petersburg.forum.st/t660-panna-jadzia#1245https://petersburg.forum.st/t766-coco

Czw 28 Gru 2017, 22:56
Jadwiga była m o ż e nerwowa, chociaż w towarzystwie słała tak piękne uśmiechy i dystyngowanie składała ręce na podołku, i z determinacją wkraczała między swoich kuzynów, gdy tylko dochodziło do kłótni, i powtarzała uparcie: „złość niczego nie rozwiąże”. M o ż e wykreowany na salonach wizerunek jej jako wyjątkowej damy, ekscentrycznej nieco, dotkniętej wrońskim przekleństwem dziwactwa i poszukiwania własnej ścieżki, ale wciąż znanej ze swojego kompromisowego charakteru, tak cenionego u kobiety, m o ż e był trochę przekłamany. Do Jadwini, żyjącej wcześniej we własnym, niepojętym trochę dla kogokolwiek świecie wyłożonym miękkimi poduszkami dobrobytu, powoli zaczynało docierać, że nie jest dokładnie taka, jaka jawiła się (na szczęście dla Ścibory) babci, to jest: grzeczna, ułożona i stonowana. Wszystko to za sprawą mężczyzny, ale nie żadnego z jej braci, chyba zbyt pannę Wrońską kochających, by pozwolić jej zderzyć się z prędkością stu dwudziestu ośmiu kilometrów na godzinę z rzeczywistością. Nie, klapki z oczu Jadzi zdzierał Cecil – jak się okazało, czasami umiał wycharczeć angielską flegmę i w rzadkich chwilach utraty panowania nad sobą wygarnąć czarownicy, że jest – tu cytat – „histeryczną wariatką”.
Za którąś „histeryczną wariatką”, powtarzaną w panicznej złości przez niezaznajomionych wcześniej z projektantką modelów i kierowników pokazu, dotarło do niej, że może być w ich słowach ziarno – ziareneczko – prawdy.
Te słowa powróciły do niej i teraz, gdy zobaczyła spojrzenie Krzesia: on już, dla własnej wygody, przywykł do jej humorków, tak samo Yulia (szybko się przystosowała, jej krawcy czasem jeszcze nie wiedzą, co zrobić), ale wciąż czasami widziała (albo zdawało jej się, że widziała) ich zmęczenie nieustającą, jadziową burzą emocji; zmęczenie, z jakim zwykle wywraca się oczami na spotkaniach z upierdliwymi ciotkami.
Ale porównanie Wrońskiej do starej ciotki nie byłoby trafne. O wiele bardziej pasowało to, w którym była małą dziewczynką i rozsypały jej się koraliki, a Krzesimir – od lat już dwudziestu jeden – cierpliwie zbierał je z podłogi. Za każdym razem, z pełną świadomością tego, że Jadwiga szkatułkę z nimi wywróci znów.
Wtuliła się więc w niego, niby na pstryknięcie palca zapominając o złości; zachichotała nawet jak chochlik, kiedy chłopak stwierdził, że na sobie w tej chwili ma ją. Wyplątała się po chwili z objęć, poprawiła apaszkę i koronę ze złocistych loków, podbródek uniosła, pociągnęła noskiem.
Już wszystko dobrze, Jaga? No proszę, jak ładnie ładnej dziewczynce ze spokojem.
Masz absolutną rację, Juleczko. Pełna zgoda. Wszyscy byśmy żałowali, gdybyśmy nie mieli okazji zobaczyć naszego modela w tym cudownym… fenomenalnym… przysięgam, zawodowym… stroju. — Odsunęła się o krok, przekrzywiła głowę, przymknęła oko, zmierzyła wzrokiem swojego brata niby wizjonerka jakaś. — Ale chyba będę musiała go zwęzić. Powinieneś więcej jeść, serdeńko. Taki duży kucharz, a taki chudy! — Że do tego doszło, żeby ona musiała Krzesimirowi za małą wagę wypominać!
Ty za to pójdziesz w innych butach na pokazie. Dwa centymetry wyżej, dasz radę?
Obejrzała się tylko na Julkę i sama już popruła w stronę kulis, machając na nich ręką ponaglająco z energicznym „tędy, tędy, raz, dwa!”. Bo Jadzia szybko chodzić umiała. W szpilkach zyskiwała jakąś taką niesamowitą umiejętność rozpędzania się jak Niedamir na rodzinnych zawodach sportowych.
Za kotarą przy toaletkach jeszcze krzątali się modele, ale na wieszakach został tylko jeden strój.
Eksperymentowałam z patchworkiem. To raczej taki codzienny garnitur — oznajmiła, unosząc szaro-czarno-biały, elegancki (i ekstrawagancki) kostium o zupełnie szalonym wzorze: trochę tartanu, trochę kratki vichy, trochę pepitki, trochę glencheku i herringbone też się gdzieś tam przewinął. — Podoba się? Jak myślicie? I do tego czarny krawat, klasyczny… Hm? Hm?
Krzesimir Wroński
Krzesimir Wroński
Strefa prezentacji WPj0H3Z
Kaliningrad, Rosja
21 lat
błękitna
za Starszyzną
kucharz
https://petersburg.forum.st/t674-krzesimir-wronski#1329https://petersburg.forum.st/t778-krzesimir-wronskihttps://petersburg.forum.st/t770-zjedz-mnie#1850https://petersburg.forum.st/t905-beszamel

Pią 29 Gru 2017, 00:02
Gdyby wiedział, że zjawiskowa modelka zamierza zaciągnąć go w jakieś – uchowaj, Boże przenajświętszy – ustronie, w którym musiałby przebywać z nią sam na sam i jeszcze utrzymywać rozmowę na względnie dobrym poziomie, Krzesio niechybnie dziękowałby losowi, że właśnie wtedy zarzucił mu z całym impetem siostrę na szyję. Posypałby się bowiem postawiony przed tą niepowstrzymaną kobiecością, do której nie miał jeszcze czasu się przyzwyczaić.
Roześmiał się szczerze, poruszony do głębi dziecięcym gestem, jakim Ilja okazywał mamie uczucia. Gdyby Jadzia skupiła się zamiast czerwonej koszulki polo na tej uroczej scence mogłaby również jakieś uczucia okazać, Krzesio mógł jednak stawiać każdą sumę, że miłość by to nie była.
Malec przypominał Krzesimirowi wyskoki Dionizego. Dawno nie miał sposobności, by zabrać braciszka na spacer i, gdy już o tym myślał, z ledwością przypominał sobie ostatnią okazję, przy której zebrało się całe Wrońskie rodzeństwo. Już-już urastała mu w ustach propozycja, że on zająłby się synem Yulii na czas ostatnich poprawek przy kreacji, jaką kobieta miała prezentować, ale wkrótce, zanim jeszcze spróbował zniknąć gdzieś na zapleczu i znaleźć coś, co zainteresuje małego chłopca nie wracając już przed wybieg, ostatecznie upewnił się, że Jadwiga po raz kolejny wychodzi z ich niebyłego starcia z tarczą i nie ma już nawet co próbować.
Burza ucichła na tę chwilę, nastąpiło przejaśnienie, podczas którego zwykle przyjemność mieli oglądać Jadzię ci starsi i bardziej stateczni z Wrońskich, a także cała reszta nadętego towarzystwa, w którym siostrzyczka Krzesia brylowała niezmordowanie. Z nerwami ukojonymi przez jego dyplomatycznie sprawdzone (nie ma co ukrywać, że głównie przez nią samą) objęcia, Jadwiga poprowadziła ich oboje tam, gdzie czekało Krzesimira przeznaczenie.
Kochał Jadwigę bezbrzeżnie, dlatego też doskonale wiedział, kiedy nie należy za żadne skarby świata być z nią szczery. A przypatrując się garniturowi, jaki mu przygotowała, formował w myślach pochwałę, która przejdzie pod nosem Jadwigi nie wzbudzając alarmu czulszego niż lotniskowa kontrola wykrywaczem metalu.
- Nic nie może się z nim równać, Jaguś. Spisałaś się. – nie można było odmówić garniturowi fachowego kroju, nuty nowoczesności w fasonie i Krzesimir obawiał się, że gdy nałoży już wszystkie jego części i jemu naprawdę się spodoba, ale na pierwszy rzut oka nigdy nie kupiłby czegoś w taki wzór z myślą o codziennym ubiorze. Być może dlatego, że od ponad roku na jego codzienny strój składały się wygodne spodnie, koszulka upaprana co najmniej czterema różnymi sosami i fartuch niedbale przewiązany w pasie. A być może powodem było, że nie zdążyłby kupić sobie czegoś sam nim Jadwiga nie zaopatrzy go w coś, co przecież jest dla niego idealne.
- Kiedy się porządnie gotuje, nie ma się aż tyle czasu i ochoty, by to wszystko jeść. – wzruszył bezradnie ramionami na uwagę Jadzi. Nie zauważył, by zdarzyło mu się schudnąć i rzeczywiście – taki obrót spraw był kiedyś przecież nie do pomyślenia.
- Czekaj, może nie trzeba. Zobaczmy. – Jadwiga, co prawda, miała chyba centymetr krawiecki w oczach, ale Krzesio wiedział, że mimo to nie ustrzeże się przed przymiarką, zawczasu więc wyskoczył ze znienawidzonej czerwonej polówki i zamiast niej włożył jedną ze zwykłych białych koszul złożonych na stosie dla reszty modeli. Nadstawił się potem tyłem do siostry, by nałożyła mu marynarkę. Wystarczająco często wyciągał szpilki z ledwo sfastrygowanych projektów, by wiedzieć, że tak zwyczajnie będzie lepiej.
Sponsored content


Skocz do: