Jadłodajnia „Kartoshka”
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 04 Lut 2017, 18:16
Jadłodajnia „Kartoshka”

W tym miejscu bez wątpienia najesz się do syta. Domowa atmosfera „Kartoshki” od wielu lat przyciąga niezwykle różnorodną klientele ze względu na bardzo dobre i przystępne cenowo jedzenie przygotowywane w oparciu o starą XIX-wieczną recepturę, a co więcej – do każdego dania dodawany jest kieliszek wódki. Właścicielami jest mugolskie małżeństwo, które z czasem postanowiło otworzyć także specjalną część dla czarodziejów. Sam lokal mieści się w jednym z odrapanych budynków wybudowanych w myśl socrealizmu, dlatego nie należy się zrażać pierwszym wrażeniem. Po przekroczeniu progu oczom ukazuje się przytulny lokal niemal w całości obity pięknym, lśniącym drewnem. Całe pomieszczenie udekorowane jest wiązkami suszonych ziół i roślin, które w niektórych miejscach zwisają z wysoko położonego sufitu bądź umieszczone są w kolorowych wazonach na hebanowych stolikach. Ciemne kotary nie wpuszczają co prawda za wiele światła do środka, lecz tworzy to niezwykle intymny klimat, pomimo tego, że w jadłodajni często panuje rozgardiasz. Młode kelnerki zdają się jednak zawsze trzymać wszystko w ryzach.

Dunja Yaneva
Dunja Yaneva
Jadłodajnia „Kartoshka”  Tumblr_inline_odt8ogzB3P1rifr4k_500
Belgrad, Federalna Republika Jugosławii
47 lat
czysta
za Starszyzną
zastępczyni komendanta Białej Gwardii
https://petersburg.forum.st/t667-dunja-yanevahttps://petersburg.forum.st/t681-dunja-yaneva#1360https://petersburg.forum.st/t683-pani-kosto-tfu-yanevahttps://petersburg.forum.st/t682-rokita

Nie 13 Sty 2019, 17:14
6.08.1999


Piątek wieczór miał pozwolić wszystkim, którzy skończyli pracę w siedzibie Białej Gwardii na chociaż krótką chwilę relaksu i rozluźnienia. Sama nie wiedziała, jak to się stało, że została zaproszona na wyjście gwardzistów do w miarę pobliskiego lokalu na wódkę, ale skoro już to się stało postanowiła nie narzekać tylko się przejść na miejsce. Jeśli uzna, że to jednak był zły pomysł wróci do domu, położy się wcześniej spać i przygotuje mentalnie na pracowitą sobotę. Czuła, że jeśli jej psychika to wytrzyma będzie musiała zrobić sobie wakacje. Może nawet odwiedzi matkę w Serbii?
Przebrała się tylko na szybko z munduru nie zmieniając nawet fryzury, a jedynie ją poprawiając - w końcu nie szykowała się na eleganckie przyjęcie, więc mogła zostać w kucyku. Zmieniła też buty na wygodniejsze, założyła stosowną, zieloną sukienkę i można powiedzieć, że była gotowa. Nie miała sił ani chęci, by postarać się zrobić z siebie bóstwo i zachwycić wszystkich. Dobrze wiedziała, że jej najlepsze lata już minęły, a ona sama nie czuła potrzeby upiększania się kosmetykami bez specjalnych okazji.
Nie spieszyła się jakoś specjalnie uznając, że pewnie wszyscy są dziś wykończeni pracą i będą się guzdrać. A jeśli jednak nie to zauważy, że na jej widok wszyscy zamilkli i nie ma co za długo siedzieć w podwładnymi. W końcu i tak miała co robić. Na przykład spać.
Po przybyciu na miejsce nie zobaczyła nikogo. Nie wiedząc czy wszyscy są już w środku czy dopiero się zbierają postanowiła kilka minut poczekać na zewnątrz i najwyżej wtedy poszukać znanych jej twarzy gwardzistów w środku. Próbowała też podsłuchać, czy nie usłyszy znajomego głosu czy śmiechu, ale gwar w jadłodajni był na tyle duży, że nie była w stanie rozpoznać pojedynczych głosów.
Ciekawe czy ktoś pomyślał o rezerwacji - pomyślała. Pewnie nie, bo w sumie nikt nie miał do końca pewności ile osób z Białej Gwardii dzisiaj tu wyląduje.
Przyjrzała się brzydkiemu budynkowi ze złuszczającą się farbą i wczytała w menu. Liczyła, że nie podają tu jakichś dziwnych lub niedobrych potraw, bo na takie lokale nie chciała marnować ani czasu, ani pieniędzy.


Ostatnio zmieniony przez Dunja Yaneva dnia Nie 07 Kwi 2019, 17:31, w całości zmieniany 1 raz
Agathe Zakharenko
Agathe Zakharenko
Czysta wódka ani honoru, ani munduru nie plami.
Odessa, Ukraina
28 lat
błękitna
za Starszyzną
łowca Batalionu Specjalnego Białej Gwardii, sierżant
https://petersburg.forum.st/t1954-echo-zakharenkohttps://petersburg.forum.st/t1956-zakharenko-ehttps://petersburg.forum.st/t1957-agathehttps://petersburg.forum.st/t1958-tsipouro

Wto 15 Sty 2019, 19:27
Jak się ma nienormowany czas pracy to te piątki piąteczki niekoniecznie są zbawieniem. A zwykle to wręcz udręką, kiedy koledzy z pierwszej zmiany już ci machają na do widzenia w sposób bardzo nieserdeczny a ty masz przed sobą perspektywę dziesięciu godzin na komendzie, względnie w terenie. Siedzenie dupą w jednostce to nie był szczyt marzeń Agaty, ale przynajmniej mogła się zresocjalizować. A przynajmniej tak jej się zdawało przez pierwszych kilka dni, dopóki nie odkryła, że jej sytuacja absolutnie niczym nie różni się od tej, przez którą przechodziła jeszcze za czasów szkolnych. Nie znalazła kolegów wśród gwardzistów, nikt nie dzielił się z nią plotkami ani nie zagadywał, obojętnie czy to na tematy poważne czy szemrane, idiotyczne plotki. Można więc powiedzieć, że była w dosyć podobnej sytuacji na polu towarzyskim co taka zastępczyni komendanta, a jednak jakimś cudem obie zostały zaproszone na piątkową wódkę.
Agathe nawet bez munduru wyglądała, jakby i tak miała go na sobie w wersji light, tylko akurat w innych barwach, bo tak było najwygodniej, bo to tylko wyjście z gwardzistami, bo nigdy nic nie wiadomo, bo jak ona będzie w szpilkach najebion do domu wracać? Nie ma to jak buty porządne. Na przegubie ręki dwie gumki do włosów miała, gotowa w każdym momencie je spiąć, gdyby się jej zebrało na bełty na ulicy, podczas powrotu, przezorna taka. Ale chyba wychodziła z założenia, że skoro wódka to w opór, bo tego jej było potrzeba, na te skołatane nerwy.
- Dziwny wybór lokalu, co? - Nietrudno było ją przeoczyć, skoro stała przy jedynym wejściu do jadłodajni.
- Dobry wieczór pani Yaneva. - Skinęła głową patrząc na kobietę, dosłownie odrobinę z góry, bo różnica wzrostu i siermiężne podeszwy butów Agaty robiły swoje. Zerknęła przez okno sceptycznie lustrując ten fragment lokalu, który zobaczyła. Prowadzony, przez mugolskie małżeństwo, hm hm hm.
- Zatem? Czekamy na kogoś? - Założyła ręce za siebie i splotła je, na chwilę łącząć łopatki i naciągając obolałe mięśnie pleców. Luzuj Agata, idziesz do knajpy, nie na polowanie.
Peer Lagerlöf
Peer Lagerlöf
Jadłodajnia „Kartoshka”  9CwWaak
Oslo, Norwegia
43 lata
nieznana
neutralny
gwardzista
https://petersburg.forum.st/t1008-peer-lagerlofhttps://petersburg.forum.st/t1014-peer-lagerlof#3441https://petersburg.forum.st/t1013-merlin#3440

Pią 18 Sty 2019, 21:59
Słyszeliście, że najlepsze imprezy są wtedy, kiedy nas na nich nie ma? Peer słyszał. Annbjørg Hovland nigdy nie przepuszczała okazji, by następnego dnia zdawać nieobecnym kolegom protagonistom szczegółowe relacje z każdej popijawy, parapetówy i pracowniczych spędów i zawsze okazywało się, że cudownym zrządzeniem losu, kiedy w ogóle cokolwiek się na nich działo, Lagerlöf był w terenie. Był na tacierzyńskim. Był na dywaniku u Brønnena. Był na dodatkowej zmianie. Był zbyt zmęczony, by zawlec swój odwłok do knajpy znajdującej się pięć metrów od wejścia do Ambasady. A potem był tylko wkurwiony i obiecywał sobie, Ann i całej reszcie ekipy, że jeśli następnym razem choćby przemknie mu przez myśl, że nie da rady, to powyrywa sobie wszystkie piórka. Ale piórka zawsze zostawały na swoim miejscu, a ilość zasłyszanych opowieści starczyłaby na zapisanie każdego skrawka ścian biur protagonistów i jeszcze trochę zostałoby do opowiadania żółtodziobom.
Peer słyszał też, że dzisiejszego wieczoru w „Kartoshce” gwardziści mieli pić za darmo. Usłyszał to – tylko raz – kiedy zajął swoje miejsce przy biurku, rozpoczynając popołudniową zmianę, a przez następne dwie godziny Andrey, Darina i Lev przypominali mu, że po pracy wszyscy mają się, owszem, w „Kartoshce” spotkać. Tyle że dla większości po pracy oznaczało mniej więcej po dwudziestej, a po dwudziestej, to Lagerlöfowi nawet połowa raportów nie zniknie z biurka. Zniknęłaby mu natomiast okazja do potwierdzenia (lub zdementowania) zasłyszanej pogłoski. I darmowa wódka też by mu zniknęła, by przecież, że nikt nie wpadłby na pomysł, aby przenieść imprezę do Kwatery i podzielić się szczęściem z zapracowanymi kolegami.
Sytuacja przedstawiała się więc w jedyny, możliwy do przyjęcia sposób: lokal należało zrewidować i sprawdzić, czy nikt nie zamierza masowo wybić gwardzistów. Po piątej kolejce Peer był niemal prawie pewny, że intuicja go nie zawiodła – żadnemu obywatelowi nie przyszło do głowy, by wykopać sobie grób właściwie tuż pod Kwaterą Białej Gwardii i na oczach połowy gwardzistów. Jedynie plotka rzucona przez zbyt podekscytowanego detektywa okazała się być wyłącznie plotką, ale to już był ten czas, kiedy ilość przeciekających Lagerlöfowi przez palce rubli nie miała jakiegokolwiek znaczenia. Tak samo zresztą, jak mignięcie w otwieranych przypadkiem drzwiach znajomo-rudej czupryny.
Z rozmachem klepiąc swojego sąsiada po plecach, wstał od baru i, lawirując między zapchanymi stolikami, rzucił się do wyjścia.
- Pani komendant! Pani Agata! Na mordę Ymira, nie stójcie tu tak, bo jeszcze kto pomyśli, że planujecie jakiś nalot. – Otworzył szeroko drzwi, przywierając do nich plecami, i lewym ramieniem objął Dunję, prawie wpychając ją do jadłodajni.
Claire Annesley
Claire Annesley
Galway, Irlandia
28 lat
wieszczy
czysta
neutralny
oficer szkoleniowy Batalionu Specjalnego, specjalista ds. współpracy międzynarodowej
https://petersburg.forum.st/t1965-claire-annesley#10381https://petersburg.forum.st/t1967-claire-annesley#10382https://petersburg.forum.st/t1994-klara#10722https://petersburg.forum.st/t1995-cerridwen#10723

Sob 26 Sty 2019, 22:11
Nie mieli dotąd zbyt wielu okazji do integracji. Nie tak, że ich nie szukali - chociaż dobrze, w porządku, może częściowo faktycznie nie szukali - ale po prostu nie mieli dość czasu, by w pełni się zasymilować. Rok, wbrew pozorom, to naprawdę niewiele czasu, a oni dokładnie tyle przebywali w Rosji. Rok. Zdążyli w tym czasie wybrać ulubione sklepy w pobliżu swego mieszkania, wytyczyć własne ścieżki spacerowe i zapoznać się z sąsiadką z piętra wyżej. Nie zdążyli przestać być przyjezdnymi, nie całkiem.
Teraz, gdy na korytarzach Kwatery Głównej raz czy dwa rzucony został plan wieczornej popijawy, gdy potem Olena wspomniała o tym Claire bezpośrednio, a Benowi powtórzył to Igor, trudno było nie uznać, że to doskonała okazja na nadrobienie towarzyskich zaległości. Dotąd może nie omijali podobnych wyjść, na pewno nie wszystkich, ale też z drugiej strony wcale nie było ich tak wiele. Czasy były ciężkie, zresztą, już nawet pomijając to - pracujesz w służbie to rzadko kiedy masz możliwość dogadania terminu, który pasowałby więcej niż dwóm, w porywach trzem osobom.
Teraz, przynajmniej wedle snutych w rozmowach planów, wyjście miało być większe niż dwie czy trzy osoby, głupio byłoby je więc opuścić. Codzienne zaharowywanie się i zarywanie nocy - to przykrywkowe i to faktyczne, na rzecz brytyjskich przełożonych - chwilowo przestało być w pełni usprawiedliwiającym argumentem, bo przecież każdy z gwardzistów tak tu pracował. Takie czasy.
Wybrali się więc do jadłodajni, trafiając do niej bez problemów - choć nie bywali tu wcale często. Mapę Petersburga każde z nich - i Claire, i Ben - miało jednak opanowane znacznie lepiej, niż kiedykolwiek by się przyznali, stąd nawet miejsca dotąd nieodwiedzane nie były zbyt trudne do osiągnięcia. Ciągnące się w nieskończoność przygotowania i odprawy mogły się wydawać wtedy, jeszcze w Anglii, nie do końca potrzebne i cholernie wręcz drażniące, teraz jednak okazywały się nie do przecenienia - często w najmniej spodziewanych okolicznościach.
- Postaraj się nie przynieść mi wstydu, kochanie - rzuciła więc teraz jak gdyby nigdy nic Klara, zachowując poważną, spokojną minę, w duchu chichocząc jednak dokładnie tak, jak chichotała wiele lat wcześniej, będąc małą dziewczynką. Te same były też chochliki, które rozbłysły w jej spojrzeniu, posłanym przelotnie w stronę Bena. - I trzymać ręce przy sobie, szczególnie gdy najdzie cię ochota wyciągać je w innym kierunku, niż jedyny słuszny.
Znała Bena nie od dziś. Doskonale wiedziała, kogo wzięła sobie za męża. Aż nadto jasne było dla niej, że podobne upomnienia nie przyniosą pożądanego efektu - ale też nie są tak naprawdę potrzebne. Stojący u jej boku mężczyzna był daleki od ideału, ale był jej. Nie zmieniło się to od dwunastu lat i nie sądziła, żeby teraz miało się to zmienić. Żeby w ogóle miało się to zmienić.
Ostatecznie, ściskając lekko dłoń męża, pociągnęła go z uśmiechem w kierunku grupki, która parę chwil temu zebrała się w drzwiach lokalu, a w której bez trudu dało się rozpoznać gromadzących się gwardzistów.
- Cześć, dobry wieczór - rzuciła Claire w ramach powitania i uśmiechnęła się przelotnie. Niekoniecznie z całą zebraną trójką chciała spędzać ten wieczór - bardzo prawdopodobne też, że gdy pojawi się ktoś jeszcze, jego towarzystwo również mogłoby nie sprawiać jej przyjemności - ale miała ambitny plan nie przywiązywać do tego aż takiej wagi.
Chciała się po prostu dobrze bawić. To nie było tak wiele, to nie były wygórowane życzenia. Przynajmniej miała taką nadzieję.
Ben Watts
Ben Watts
Jadłodajnia „Kartoshka”  Original
Oban, Szkocja
29 lat
czysta
neutralny
psycholog służb bezpieczeństwa, szpieg
https://petersburg.forum.st/t1968-ben-wattshttps://petersburg.forum.st/t1972-ben-watts#10463https://petersburg.forum.st/t1973-ben#10465https://petersburg.forum.st/t1974-sigyn#10467

Sob 26 Sty 2019, 22:52
Regularne powtarzanie ludziom, że było się aspołeczną jednostką w odczuciu Bena niosło ze sobą wiele istotnych benefitów - nikt, kto nie znał go wystarczająco dobrze, nie próbował wystosowywać zaproszeń na spotkania potencjalnie fatalnie nudne, nie próbował zagadywać o pogodzie co samo w sobie stanowiło żenującą stratę czasu, ani... Tak, tu chyba benefity się kończyły, bo - o zgrozo - Watts próbował nad sobą pracować i może aż tak otwarcie nie okazywać ludziom braku zainteresowania, jeśli czymś nie zwrócili na siebie jego uwagi. Próbował. Próbował z różnym stopniem zaangażowania od czasów względnie nastoletnich, z rezultatami oscylującymi od "żałosnego kanapowca z miną Grincha" po "nie dawajcie mi więcej alkoholu, bo was wszystkich przytulę i nikogo nie oszczędzę". To ostatnie zdarzyło się tylko raz i Ben wolałby zapomnieć, że kiedykolwiek podobna sytuacja miała miejsce. Doskonale zdawał sobie sprawę, że rodzina Claire zapomnieć mu nie pozwoli, szczególnie po tym, jak prawie zapili go pod stół, ale mógł marzyć. Mógł, cholera, marzyć.
Na szczęście (tudzież nieszczęście), jego irlandzki skarb doskonale wiedział, że to całe alienowanie stanowiło jedynie przykrywkę stosowaną raczej z wygody oraz lenistwa i nie pozwolił zignorować niesubtelnie powtarzanych sugestii Popowa, że w piątek szykuje się spotkanie przy wódce. Szli i nieważne, ile razy próbował podejścia na wzrok zbitego szczeniaka, a potem na nabzdyczonego Grincha, najzwyczajniej w świecie nie przynosiło to już żadnego efektu. Z dwojga złego, jeśli to całe spotkanie okaże się nudne, to przynajmniej mógł pooglądać sobie Claire w tych fantastycznie opinających jej tyłek spodniach, które niestety zakładała tylko na wyjścia, bo zdobione guziczki i wysoki stan nie odpowiadały jej na co dzień. Ben wciąż twierdził, że wymyśliła sobie taki argument, bo chciała mieć w rękach dodatkowy rodzaj szczucia i odwracania uwagi w swoim kierunku, gdyby się zagalopował. Biała koszula nie różniła się wiele od tej, którą sam miał na sobie, gdyby nie rozmiar pewnie zastanawiałby się, czy Klara przypadkiem nie podwędza mu ciuchów z szafy. Nawet rękawy podwinęli w ten sam sposób, do połowy przedramienia.
Komentarz żony wywołał niemal natychmiastowe, mocno przedramatyzowane wywrócenie oczami, po którym nastąpiła jedyna słuszna odpowiedź:
- Ja zawsze jestem grzeczny.
Nieważne, że ton Szkota nijak nie sugerował potulności, stał będzie przy swoich racjach z tym samym bezczelnym błyskiem w oku, rzucając wyzwanie, by próbować udowodnić mu, że jest inaczej.
- Oho - rzucił cicho, łowiąc spojrzeniem kobiety z Gwardii wprowadzane właśnie do lokalu przez mężczyznę, którego Ben zapamiętał idealnie z uwagi na pochodzenie. Nie żeby się spoufalali, chyba nawet nie zamienił z nim więcej niż dwóch słów, ale no, był Norwegiem. A Watts miał uszy i wyczulenie na pół(?)pobratymców. - Tylko nie gryź od razu, kochanie - dodał żonie na ucho, pozwalając jej przywitać się za nich oboje z towarzystwem.
Dunja Yaneva
Dunja Yaneva
Jadłodajnia „Kartoshka”  Tumblr_inline_odt8ogzB3P1rifr4k_500
Belgrad, Federalna Republika Jugosławii
47 lat
czysta
za Starszyzną
zastępczyni komendanta Białej Gwardii
https://petersburg.forum.st/t667-dunja-yanevahttps://petersburg.forum.st/t681-dunja-yaneva#1360https://petersburg.forum.st/t683-pani-kosto-tfu-yanevahttps://petersburg.forum.st/t682-rokita

Czw 31 Sty 2019, 16:37
Na całe szczęście nie stała tam długo, a jeszcze szybciej przestała być sama. Po chwili dołączyła do niej młoda Zakharenko, ubrana jak w mundur. Chyba Jakucja nauczyła ją takiego trybu życia, bo teraz nawet Yaneva ubrała się po cywilnemu, tak żeby było jej zarazem wygodnie i dobrze w tym wieczorowym stroju.
- A, dobry wieczór, dobry wieczór. Przynajmniej blisko od siedziby - ona i tak wróciła do domu się przebrać, a potem przeteleportowała się znowu do Mahali, ale niektórzy pewnie nie tracili czasu na takie rzeczy i bez żadnego ogarnięcia się od razu przeszli na miejsce. Albo przebierali się w siedzibowej toalecie, jednak tej opcji Dunja nawet by nie wzięła pod uwagę. Nie dość, że kabiny małe to jeszcze podłoga brudna, strach mieć z nią kontakt.
Nie zdążyła odpowiedzieć na ostatnie pytanie kiedy gdzieś obok usłyszała znajomy głos jej ulubionego gwardzisty z wymiany. Zaraz potem męskie ramię oplotło ją i wciągnęło do "Kartoshki". Kobieta nie skomentowała słów Peera, za to skrzywiła nos czując charakterystyczną woń alkoholu. Bogowie, ile on musiał wypić? Ile już musiał tu siedzieć? Pijus normalnie. No i jeszcze ten komentarz, że miałaby straszyć obecnych tu ludzi, choć przecież bez dwóch zdań ubrała się po cywilnemu...
- Lagerlöf, jest pan pijany - stwierdziła tylko fakt uwalniając się z jego objęcia, by kulturalnie przywitać się z innymi podwładnymi z wymiany. Ostatnio takie zagraniczne osoby stanowiły sporą część Białej Gwardii, jak gdyby Federacja Rosyjska miała za mało obywateli do zatrudniania ich w takich pracach. A przecież to nieprawda.
- Dobry wieczór - przywitała się z Anglikami. - To gdzie siedzimy? - rzuciła w przestrzeń orientując się, że pytanie było głupie. Większość grupy tak jak ona dopiero weszło, a w orientację w terenie Norwega po ilości wyczuwalnej w jego aurze wódki wątpiła. Zaczęła więc rozglądać się po lokalu i w moment wypatrzyła znajome z siedziby Gwardii twarze, w których stronę się skierowała. Niestety jej podwładni byli trochę rozproszeni, ale jak się nie ma czasu zorganizować porządnie spotkania tylko wychodzi ono spontanicznie dziwnie by było, gdyby wszyscy usiedli przy jednym stole. Kobieta więc usiadła przy takim, gdzie zostało najwięcej wolnych krzeseł i machnęła ręką do osób, które niezdecydowane zostały przy drzwiach. Potem wzięła się za przeglądanie menu.
Foka Pankratov
Foka Pankratov
Jadłodajnia „Kartoshka”  Fac9e2fd347d22a6501452d81353622b
Petersburg, Rosja
30 lat
¾
za Raskolnikami
Klątwołamacz, Kolekcjoner myśli
https://petersburg.forum.st/t2113-foka-pankratov-budowa#11958https://petersburg.forum.st/t2117-foka-pankratovhttps://petersburg.forum.st/t2115-fokahttps://petersburg.forum.st/t2116-voluntad

Pią 01 Lut 2019, 15:08
Foka, i owszem, może i na co dzień uchodził za wzór punktualności, niektórzy określiliby go nawet samym jego wcieleniem, jednak w dniach zupełnie wolnych od obowiązków zawodowych nagle tracił poczucie czasu, sekundy wydłużały się, minuty przekształcały w godziny, a same godziny... Dopiero jakiś wewnętrzny zegar mówiący mu: stary, za piętnaście minut musisz wciągać galoty i stawić się na komendzie, wyrywał go z tego pozaczasowego letargu i ustawiał do pionu. Tego wieczoru ów wewnętrzny mechanizm oczywiście odmówił posłuszeństwa, kpiąc sobie z powierzonej mu roli, co zapewne było podyktowane faktem, że Foka zmianę zaczynał dopiero o szóstej rano, a co za tym idzie za jeszcze ponad dziesięć godzin!, więc utrzymanie go w pozycji co najmniej idiotycznej w domowej pracowni, z pędzlem w ręku i nieco przytępionym wzrokiem utkwionym w pustym płótnie, wydał mu się czymś odpowiednim, ba można nawet powiedzieć: właściwym. Nie ukrywajmy, wspomniany mechanizm, poddany właśnie pewnej personifikacji (albo animizacji?, jak kto woli) doskonale zdawał sobie sprawę z dziwnego zafiksowania swojego właściciela. Zafiksowania na czym?, a na Mashy właśnie; oczywiście!, jakby bezustanne powtarzanie w głowie jej imienia od, ilu to już, siedmiu lat?, wcale nie było nudne. Wręcz przeciwnie, przypominało już lekką paranoję, niewątpliwie kwalifikującą się do głębokiego leczenia. Cóż jednak, wewnętrzny zegar mógł jedynie zaciskać usta, przewracać oczami i odgrywać (w sposób coraz to bardziej teatralny) sceny bezgranicznego niesmaku, była to jednak tak zwana droga donikąd.
Nastał jednak moment iluminacji, w którym to Foka zdał sobie sprawę, że gdzieś w Mahali gromadzą się już zapewne członkowie gwardii, w dłoniach dzierżąc kieliszki wódki, wznosząc kolejne toasty. Wtedy właśnie nastąpiła gwałtowna metamorfoza: Pankratov nie tylko w tempie w ekspresowym wciągnął na siebie ubranie pozbawione kolorowych plam - drobny ślad niebieskiej farby pozostał jedynie na jego prawym policzku, cóż za niedopatrzenie - ale i doprowadził do porządku rozwichrzone ciemne włosy, dotarłszy do jadłodajni dwadzieścia po ósmej. Zwarty i gotowy, w stanie niemal bez zarzutu. Przekraczając próg wejściowy strzepnął z ciemnej koszuli drobinki popiołu niedawno wypalonego papierosa, którego niedopałek chwilę wcześniej skończył w ulicznym rynsztoku. Nic nie zostało z jego zagubionej postaci, zarezerwowanej jedynie dla czterech ścian mieszkania. Powstał z popiołów, pewnym krokiem kierując się w stronę zajmowanego przez gwardzistów stołu, jak się okazało chyba od niedawna, zważywszy na garść nosów wściubionych w menu. Skłonił się lekko wszystkim zgromadzonym, kierując w ich kierunku słowa powitania, rejestrując przy tym już lekko wstawionego Peera, usiadł więc bez zastanowienia na pustym miejscu zaraz obok niego.
Agathe Zakharenko
Agathe Zakharenko
Czysta wódka ani honoru, ani munduru nie plami.
Odessa, Ukraina
28 lat
błękitna
za Starszyzną
łowca Batalionu Specjalnego Białej Gwardii, sierżant
https://petersburg.forum.st/t1954-echo-zakharenkohttps://petersburg.forum.st/t1956-zakharenko-ehttps://petersburg.forum.st/t1957-agathehttps://petersburg.forum.st/t1958-tsipouro

Nie 03 Lut 2019, 19:11
Stacja pierwsza - Oslo-boy w stanie nietrzeźwości panią komendant obejmujący.
Agathe brew uniosła na te peerowe zachowanie, trochę na tę zuchwałość jego, trochę na tę panią Agatę z dupy, ale jak chciał to mogła być i panią dzisiaj, przecież jej to nie przeszkadzało. Rzuciła się, żeby drzwi przytrzymać, kiedy Lagerlof Dunkę do środka wciągnął, bo jeszcze by zaraz dostali z tych drzwi ciężkich drewnianych prosto w plecy, co by się skończyło najpewniej niefortunnym potknięciem. Już miała za nimi wejść, kiedy jej kątem oka mignęli kolejni gwardziści i w pierwszej chwili trochę żal ją ścisnął, że kurwa why, ona chciała sobie dzisiaj odpocząć i może wypłynąć sobie na meandry życia towarzyskiego gwardzistów w końcu w ostrym zalewie z wódki, ale obecność Klary jakoś jej nie zwiastowała dobrej zabawy. Ale to nic, nie samą wódką człowiek żyje prawda, zwłaszcza taki człowiek, który przez ostatnie lata z alkoholem to niewiele miał wspólnego, więc Agata skinęła głową małżeństwu i weszła do karczmy, przytrzymując jeszcze za sobą te nieszczęsne drzwi ręką, coby Brytyjczykom nie zamknąć ich przed nosem.
- Cześć. - To by było na tyle, jeśli chodzi o przywitania. Z Benem mało miała dotychczas do czynienia, a chyba powinna, bo po takiej misji, którą za sobą miała, kontakt z psychologiem powinien być sprawą priorytetową, ale co z tego, kiedy się staremu wciska kit, że wszystko ok tato, a podczas pobytu w szpitalu z tamtejszym terapeutą załatwia się sprawę tak, by było wsio haraszo.
Z rękami w kieszeniach nie rozglądając się zbytnio za gwardzistami sunęła za Dunją i Peerem po prostu zdając się na nich, do Oslo-boya podchodząc, kiedy się Lisica z jego pijackiego uścisku wyswobodziła. Nachyliła się do Norwega z poważną miną.
- Lagerlöf, jest pan pijany - Powtórzyła po Lisicy z oburzeniem w głosie, które ze stanem faktycznym miało niewiele wspólnego. I tak jak Dunja od skrzyżowania imienia Peera ruszyła w lewo, to Agathe w prawo, albo na odwrót, obojętne, bo zamiast do stołu to poszła od razu do baru. Wróciła po chwili, z wagonem kieliszków z wódką na długiej, drewnianej tacy z wydrążonymi na kieliszki miejscami i dzbankiem wody w drugiej ręce, bo nie ma lepszej popity na wódkę od wody, jeśli się nie przepada za kacem. Jak się jest pojebem albo desperatem można też popijać herbatą, są tacy. Szklaneczki i pewnie sok jakiś to zaraz doniosła za nią młoda karczmareczka.
Wjechała ta taca drewniana na stół, nie wiem po ile kielonów na głowę, ale pewnie niemało, a Agatka usiadła na drewnianej ławie, akurat naprzeciw Foki, który się właśnie zjawił. Postawiła przed sobą wodę, łokcie na blat i tak jak klątwołamaczowi głową kiwnęła na przywitanie tak wzroku od niego nie oderwała przyglądając się intensywnie, wcale nie dlatego, że doznała nagle niespodziewanego ataku ze strony strzały Kupidyna czy kichuj.
- Masz coś na mordzie, Blue. - Są tacy ludzie, którzy zawsze cholera jasna muszą ludziom nadawać swoje ksywki, u mnie tak ma połowa rodziny i Agata to by się z nimi pod tym kątem doskonale dogadała. Jak już dostał teraz Blue to już tak zostanie, podobnie z resztą i może się dzisiaj tutaj jeszcze inne ksywy nawiną. Sięgnęła po jeden z kieliszków, w końcu stać tu nie będą, bo szkło korzenie zapuści.
- Zdrowie wasze w gardła nasze. - Wskazała jeszcze palcem na swój policzek pokazując Foce, gdzie to ma z farby plamę, jednocześnie wychylając swój kieliszek, bo co ją menu, kiedy jeść tu nie przyszła, bo w karczmach jedzenie zawsze ciężkie, zawsze za tłuste.
Peer Lagerlöf
Peer Lagerlöf
Jadłodajnia „Kartoshka”  9CwWaak
Oslo, Norwegia
43 lata
nieznana
neutralny
gwardzista
https://petersburg.forum.st/t1008-peer-lagerlofhttps://petersburg.forum.st/t1014-peer-lagerlof#3441https://petersburg.forum.st/t1013-merlin#3440

Wto 12 Lut 2019, 17:41
Gdyby Dunja z Agathą pojawiły się przed „Kartoshką” dwa kieliszki wcześniej, wyczuwalne pod peerowym dotykiem napięcie ramion pani komendant niczym wibracje fałszoskopu przywróciłoby mu choć część jasności umysłu, zsyłając przypomnienie jasne jak grom Thora, po co tu przyszedł i gdzie właściwie powinien być. Pojawiły się jednak później, więc to, co w rzeczywistości miało być oznaką dezaprobaty, Peer przyjął bez zdziwienia za przejaw sugerujący, że było jej zimno i bezskutecznie spróbował objąć Yanevę mocniej, byleby tego wyjścia nie przypłaciła przeziębieniem. Przy towarzyszącym mu szczęściu, gotów był uwierzyć, że wszystko złe, co by ją spotkało, z radością najedzonej hieny przypisałaby jego zasługom. Korzystając jednak na przyjściu Claire i Bena, z którymi Lagerlöf przywitał się zamaszystym kiwnięciem głową, wyślizgnęła mu się spod ramienia, zostawiając go z niepokojącym komentarzem godnym Sherlocka i Agathe czającą się za plecami.
- Ale nie mów nikomu. – W geście konspiracji przyłożył palec wskazujący do ust, posyłając jej znaczące spojrzenie. – Stare, dobre zasady – przypomniał poważnym tonem agathowym plecom już się od niego oddalającym, bo byłby przypał, gdyby wyszło na jaw, że powinien jak ten cieć, których wcale niemało zostało w Kwaterze, siedzieć przy biurku i porządkować zaległe akta spraw, a zamiast tego w godzinach pracy hojnie korzysta z darów rodzących się na ziemiach Mateczki Rosji.
Chwiejnie odwrócił się od baru, by na porządnie już szwankującym radarze zagrożeń wyłapać postać zastępczyni komendanta, co okazało się zadaniem jeszcze trudniejszym przez wzgląd na panujący w lokalu zgiełk i rotację klienteli równie intensywną, jak podczas ucztowania w Walhalli. Tyle że, gdyby przyszło co do czego, w „Kartoshce” znalezienie pełnego zastępu wojowników okazałoby się równie skuteczne, jak wystosowywanie oficjalnych próśb o stworzenie w Kwaterze Białej Gwardii sierocińca dla kotów.
- Szefowa to chyba żartuje z tym menu? – zapytał z błyskiem w oku, z rozmachem zajmując miejsce obok Yanevy i siłą rozpędu przesuwając się niebezpiecznie blisko w jej stronę. Nos wściubił w trzymaną przez kobietę kartę, jednak zamiast na treść, kątem oka zezował na Dunję. – Proszę wysłać wiadomość do dzieci, by przyszykowały dla pani kolację. Tu sugerowałbym danie się zaskoczyć. Co nie? – Podniósł głowę, pytanie kierując do przybyłego właśnie Foki, uprzejmie zachęcając go, by nie wahał się usiąść po drugiej stronie pani komendant. Sam przecież nie da rady upilnować tak wysokiego rangą członka Białej Gwardii, by całej reszcie gwardzistów obecnych w jadłodajni nie przyniósł wstydu. Na przykład takim zamawianiem strawy, na pewno smacznej, ale sugerującej panujące w gwardii niedożywienie.
Biorąc przykład z przybyłej nie wiedział w którym momencie Agathe, zachłannie złapał dwa kieliszki, jeden stawiając między Dunją, a menu, jeśli wciąż je przeglądała, zawartość drugiego w tym samym czasie wlewając sobie w gardło. Musiał kuć żelazo póki gorące, nim ktoś nie wywali go stąd na kopach.
Dunja Yaneva
Dunja Yaneva
Jadłodajnia „Kartoshka”  Tumblr_inline_odt8ogzB3P1rifr4k_500
Belgrad, Federalna Republika Jugosławii
47 lat
czysta
za Starszyzną
zastępczyni komendanta Białej Gwardii
https://petersburg.forum.st/t667-dunja-yanevahttps://petersburg.forum.st/t681-dunja-yaneva#1360https://petersburg.forum.st/t683-pani-kosto-tfu-yanevahttps://petersburg.forum.st/t682-rokita

Pią 22 Lut 2019, 15:23
Razem z wciągnięciem Dunji przez Peera całe przydrzwiowe towarzystwo zdecydowało się jednak na wejście do środka, niczym jakieś stado, choć trochę trudno je było za takie przecież uznać. Jednak chyba to wspólne wejście jakoś ich połączyło, skoro zaczęli siadać przy jednym stoliku, Zaraz też agathowe kieliszki wódki wjechały na tenże stół wraz z sokami i szklankami, więc wspólny wypad bezsprzecznie można było uznać za rozpoczęty.
Yaneva nie chciała pić na pusty żołądek (skutek braku czasu na obiad), jednakże wydawało się, że wszyscy chcą ją do tego zmusić. Okrutnicy. Przecież to powszechnie wiadome, że po trzydziestce na kaca się bardzo mocno cierpi, a gwardziści nawet nie chcieli jej dać zadbać o żołądek. Spojrzała więc zdziwiona na Norwega słysząc jego pytanie.
- Absolutnie nie. Wolę dbać o swój żołądek - nie kojarzyła tam żadnych eliksirów na regenerację wątroby, więc wolała nie ryzykować. Mimo wszystko chciała jeszcze trochę pożyć. Nie odsunęła się od mężczyzny, choć miała ochotę, no ale chyba nikogo nie powinno to dziwić. - Mam bożątka - poinformowała uznając, że to wyjaśnia wszystko, choćby fakt, że nie ma co kazać dzieciom gotować, skoro te małe stworzonka wszystko zrobią. Dobrze było mieć pieniądze na pomoc domową, człowiek mógł się skupiać na zupełnie innych rzeczach niż prozaiczne sprzątanie i gotowanie.
Poczuła się trochę osaczona kiedy po jej obu stronach usiedli gwardziści chyba chcący, żeby jednak wypiła na głodniaka. Niech im już będzie. Wzięła kieliszek postawiony między nią a menu, którego nie zdążyła zamknąć i odłożyć mimo wypatrzenia idealnego posiłku dla siebie na ten moment, podniosła kieliszek w charakterystycznym geście dołączenia do życzeń Agathe, po czym wypiła za jednym zamachem wódkę jak zawodowy alkoholik, póki co bez popity, bo jej sobie nie przygotowała.
- Zadowolony? - spytała pijanego Peera, odstawiła kieliszek jak najdalej od siebie, przekazała komuś menu jeśli ktoś chciał i zwróciła na siebie uwagę kelnerki, by zamówić pielmieni. A potem nalała se soku pomarańczowego, bardziej żeby się napić niż popić procenty.
- Czemu blu? - spytała Echo z opóźnieniem. Nie znała angielskiego, ten język był jej obcy, więc nie skojarzyła faktów, że to od smugi farby na policzku Foki. Nie, żeby to była wiedza, którą szczególnie mocno chciała posiąść, ale bała się przyspieszenia alkoholowego tempa, a nie chciała następnego dnia umierać na kaca, więc próbowała towarzystwo wciągnąć w rozmowę. W końcu nie można naraz pić i gadać, co najwyżej robić obie czynności na zmianę.
Foka Pankratov
Foka Pankratov
Jadłodajnia „Kartoshka”  Fac9e2fd347d22a6501452d81353622b
Petersburg, Rosja
30 lat
¾
za Raskolnikami
Klątwołamacz, Kolekcjoner myśli
https://petersburg.forum.st/t2113-foka-pankratov-budowa#11958https://petersburg.forum.st/t2117-foka-pankratovhttps://petersburg.forum.st/t2115-fokahttps://petersburg.forum.st/t2116-voluntad

Pią 22 Lut 2019, 22:13
Posłusznie przesiadł się dwa miejsca dalej, tym samym znajdując się dokładnie na wprost powracającej do stołu Agathy, a obok zastępczyni komendanta. Na wspomnienie kolacji jego wewnętrzny mechanizm, skupiony tym razem już na burzliwym tańcu fokowych kiszek, raczył mu przypomnieć, że nie dość, że zmarnował pół dnia (sumując wszystkie takie chwile tak naprawdę pewnie i pół życia) na bezsensownym staniu przed sztalugami - choć przy akompaniamencie wielu pociągnięć pędzla - to jeszcze od rana nie wziął nic do ust, co najprawdopodobniej miało doprowadzić do tego, że skończy gdzieś pod jednym z kartoshkowych stołów, licząc na to, że jakaś dobra dusza w którymś momencie w końcu go stamtąd wygrzebie. Albo, co gorsza!, zacznie groteskowo tańczyć. A jak wiadomo jak Foka zacznie, to tańczy już na zawsze i nawet jeszcze dłużej. Ahoj, alkoholowo przygodo, żegnaj dzienna zmiano! Zważywszy jednak na charakter ich nieoficjalnego spotkania, czekająca ich noc wydawała mu się całkiem długa, skorzystał więc z obecności kelnerki przyjmującej gdzieś w tym zamęcie zamówienie Dunji, szybko decydując się na jedno z nielicznych zagranicznych dań podawanych w Kartoshce - francuskiego ratatoulle'a à la XIX wiek, jedynie po to, aby spróbować nowej kuchni. Dotąd nie był miłośnikiem cuisine française, zdecydowanie wolał kolumbijskie dania matki, ale w końcu na bezrybiu i rak ryba, więc jakakolwiek ciepła strawa wydawała mu się teraz więcej nawet niż wystarczająca.
- Tu? - Wygiął się teatralnie przez stół w stronę Agathy, energicznie pocierając lewy policzek, a więc ten zupełnie nie związany ze sprawą, głęboko wierząc, że oto traci swoje niebieskie zabarwienie, a jego twarz odzyskuje właściwe dla siebie kolory. Bez zbędnych niebieskich plam. Blue. Po chwili odniósł jednak wrażenie, że nie wcale nie osiągnął zamierzonego celu, potarł więc jeszcze przez moment drugi policzek, gdzieś w okolicach miejsca wskazanego mu przez Agathę. Starał się odwzorować, niby w lustrze, wykonywane przez nią gesty, poddał się jednak zrezygnowany i zamaszystym ruchem sięgnął po kieliszek, wlewając jego zawartość do gardła jednym haustem. Skrzywił się lekko, odkładając na stół pusty kieliszek. - Skoczę po następną kolejkę - mruknął, ponownie stając na nogi i kierując się w stronę baru, po drodze machinalnie pocierając lewy policzek. A przecież wystarczyłoby jakieś proste zaklęcie, przez chwilę wahał się, czy nie poprosić o to samej Agathy, wzruszył jednak w końcu ramionami dochodząc do wniosku, że trudno, dzisiaj nawet i dosłownie może pozostać wieczorowym Blue. Wrócił do stolika stawiając przed nimi kolejną tacę pełną przelewających się kieliszków, wrócił na swoje miejsce, z błyskiem w oku czekając na ciepłą strawę, akurat w momencie, w którym Dunja wypytywała o znaczenie nadanego mu przezwiska.
- Blue. Niebieski. Bo mam niezwykle melancholijną duszę - rzucił lekko, pół żartem, pół serio, nawiązując w ten sposób co podstawowego, jak mu się wydawało, skojarzenia, które wiązało się z kolorem niebieskim. Melancholia. Smutek. Tęsknota. Pewnie podświadomie, nieprzypadkowo, pozostawił na swoim policzku właśnie ten kolor. Do duszy melancholijnej było mu jednak bardzo daleko, a przynajmniej nie takie wrażenie mogli na co dzień odnosić koledzy z Gwardii. Tam odgrywał rolę nieco nieprzystępnego, odpowiedzialnego i skupionego na swoich obowiązkach perfekcjonisty, chwilami pozbawionego głębszych uczuć - tego nauczyła go Kolumbia i podwójne życie, które tam prowadził.
Claire Annesley
Claire Annesley
Galway, Irlandia
28 lat
wieszczy
czysta
neutralny
oficer szkoleniowy Batalionu Specjalnego, specjalista ds. współpracy międzynarodowej
https://petersburg.forum.st/t1965-claire-annesley#10381https://petersburg.forum.st/t1967-claire-annesley#10382https://petersburg.forum.st/t1994-klara#10722https://petersburg.forum.st/t1995-cerridwen#10723

Nie 24 Lut 2019, 14:34
Początki zawsze są chaotyczne. Nie była mistrzynią życia towarzyskiego - cóż, teraz nie była, kiedyś wszystko wyglądało inaczej - ale tego zdążyła się już nauczyć. Każda impreza, spotkanie, mniej lub bardziej spontaniczna schadzka na więcej niż dwie osoby zawsze zaczynała się chaosem. A potem... Cóż, potem zazwyczaj to się nie zmieniało. Chaos nie znikał. W zasadzie - zazwyczaj było zupełnie odwrotnie. Zamieszanie eskalowało wraz z każdym kolejnym mililitrem alkoholu wlanym w jedno, drugie, trzecie gardło.
To nadzwyczaj udane - przynajmniej w kontekście liczebności grupy - spotkanie gwardzistów nie było wyjątkiem od reguły. Cały proces powitań i gromadzenia się przy jednym stoliku tylko utwierdzał w przekonaniu, że po prostu żadna impreza, formalna czy nie, bez chaosu obyć się nie może. Jedna z zasad natury. Czy coś.
Claire odetchnęła bardzo powoli, próbując się w tym odnaleźć. To nie tak, że nie umiała - na miłość boską, była Irlandką, potrafiła znacznie więcej niż tylko się odnaleźć. Po prostu odwykła. Lata służby w brytyjskich siłach bezpieczeństwa sprawiły, że stała się nudną i zapracowaną. To znaczy - to ona tak to tłumaczyła. Że to praca tak ją zepsuła, wiecie. Tak naprawdę natomiast chyba zwyczajnie nie chciała przyznać, że sama jest sobie winna. Sama wpadła w pracoholizm, sama pogrążyła się w nadmiarze ambicji i... Cóż, zwyczajnym zosiosamosiowaniu wyrzucającym na margines coś tak błahego, jak życie towarzyskie. Ona sama, nikt inny.
Raz jeszcze westchnęła bezgłośnie. Czasem tęskniła za tym, jak było kiedyś. Może coś da się naprawić?
Dobre chęci to jedno, pozostają jednak jeszcze trudności. Trudności wychodzenia ze skorupki, tak to nazwijmy. Claire niby nie czuła się zawstydzona ani zestresowana towarzystwem - tym bardziej, że w pewnym stopniu towarzystwo to przecież znała, umiała wymienić ich z imion i, z dużą dozą prawdopodobieństwa, całkiem trafnie wskazać kto czym się w Gwardii zajmuje - ale jednak nie czuła się też na swoim miejscu. To było głupie. Zwyczajnie głupie.
- Weźmy chociaż zagrychę - rzuciła wreszcie, gdy już rozsiedli się przy stole, a na pierwszy plan wypłynęła kwestia zamawiania lub nie żarcia. - Doceniam każdą wiarę we własne siły, ale zakładając, że nie chcecie się stąd zbierać po pół godzinie i dwóch wypitych kolejkach... - Spojrzała znacząco na Peera, który akurat wspomniane dwie kolejki ewidentnie miał już za sobą i startował z zupełnie innego poziomu bazowego. - ...to zadbajcie o siebie. W innym przypadku będziecie rzygać jak sponiewierane życiem koty, a szefowa... - Spojrzała z rozbawieniem na Dunję. - ...choćby nie wiem, jak dobra, prędzej was tu zostawi niż będzie sprzątać wasz syf.
Rozprostowując plecy odruchowo i krzywiąc się przelotnie na bolesne ciągnięcie wszędzie tam, gdzie mięśnie były nadmiernie, zupełnie niepotrzebnie spięte, ostatecznie okazała Yanevej pełne wsparcie, zaraz po niej zaglądając do menu. Inni mogli robić co chcieli, ale Klara żywiła do siebie wystarczająco dużo ciepłych uczuć, żeby nie doprowadzać się do ostatecznego zgnojenia piciem na głodniaka. Szczególnie, że ostatnio jadła... Rano? Chyba? Szybkie śniadanie przed wyjściem do pracy?
Decydując się wreszcie na prostotę w postaci schabowego zapieczonego serem z solidną porcją opieczonych ziemniaków - nigdy nie żałowała sobie jedzenia i nie widziała powodu, dla którego miałaby żałować sobie teraz; małe brytyjskie ciałko potrafiło zmieścić naprawdę dużo i Klara nigdy nie czuła potrzeby ograniczania sobie posiłków tylko dlatego, że tak by bardziej pasowało do jej postury - szturchnęła następnie Bena. Nie podsuwała mu karty, wiedząc, że i tak na pewno czytał jej przez ramię.
- Zjesz? - zapytała. Nie zamierzała go zmuszać, troska nigdy nie działała w ten sposób. Pytanie pozostawało pytaniem, nie zarządzeniem czy sugestią.
Tak czy inaczej, czekając na jedzenie nie wahała się sięgnąć po jeden z przyniesionych kieliszków - na ten moment jeszcze pełnych. Wychyliła go na raz, skrzywiła się tylko przelotnie i odetchnęła cicho, gdy pierwsze ciepło rozlało jej się przyjemnie w żołądku.
Może nie będzie źle. Może.
Agathe Zakharenko
Agathe Zakharenko
Czysta wódka ani honoru, ani munduru nie plami.
Odessa, Ukraina
28 lat
błękitna
za Starszyzną
łowca Batalionu Specjalnego Białej Gwardii, sierżant
https://petersburg.forum.st/t1954-echo-zakharenkohttps://petersburg.forum.st/t1956-zakharenko-ehttps://petersburg.forum.st/t1957-agathehttps://petersburg.forum.st/t1958-tsipouro

Sro 27 Mar 2019, 21:39
Stacja druga - Oslo-boy w stanie nietrzeźwości pani komendant w dekolt zaglądający.
Wódę wodą popiła, bo tak najlepiej, aby od razu się nawodnić, co i tak jej nie powstrzymało przed skrzywieniem mordy odrobinę, bo to reakcja zupełnie naturalna na wysokoprocentowy alkohol czysty, który się nieprzyjemnie ogniście po przełyku prześlizguje. Oczywiście, że nikomu nie powie, że jest Lagerlof pijany, bo wystarczy, że na niego reszta spojrzy i już wie, ale uprzednio, jeszcze przy barze gdzieś tam, palec do ust uniosła mrugając do gwardzisty, no stary, ty druha w niej masz. Niemniej jednak jesteśmy już dalej.
- Blue, z powodu plamy. Niebieskiej. - Wyjaśniła Dunji, bo choć sama nie mogłaby powiedzieć, że zna angielski, to - pewnie jak większość ludzi w podobnym jej wieku - zdarzało jej się słuchać ukradkiem stacji nadających muzykę z rynku zachodniego a i pewnie jakiś komiks Marvela jej w łapy wpadł w ciemnych zakątkach, kiedy była jeszcze większym smarkiem, znała więc podstawowe słówka drobne, jak blue, red, orange, hi, boy, girl, cat i pewnie potato, bo potato to bardzo ważne słówko oddające stan umysłu. Niekoniecznie Agaty, bo ona miała w sobie mało z ziemniaka, niemniej jednak pewnie i jej się zdarzyło kiedyś przyziemniaczyć i zostać cały dzień w łóżku, chociaż z drugiej strony to nie wiem, to Agata, ten typ człowieka, który za dużo na siebie bierze, byleby tylko nie doprowadzić do nicnierobienia.
Odchyliła się mimowolnie kiedy się do niej Foka nachylił, na wypadek, gdyby chciał przez ten stół bliżej się jej znaleźć, a ona to sobie ceniła swoją przestrzeń i pokręciła głową, jeszcze raz wskazując na swojej twarzy na odpowiedni policzek. Ale sobie poszedł. Podjęła więc temat, kiedy wrócił ze świeżą dostawą kolejki.
- Nauczyłbyś się odróżniać prawą od lewej czas najwyższy. - W sumie nawet już gotowa przełamać się względem obcego i mu wskazać palcem tę plamę, ale całą już skórę miał zaczerwienioną od pocierania więc przyjrzała mu się ze zrezygnowaniem, odpuszczając w końcu. To tylko plama. Jego uwaga jednak w Agacie wywołała uśmiech osy, oczywiście nie wiemy, jak się osy uśmiechają, raczej wcale, ale zakładając że są wściekłe non-stop, to trochę w tym kierunku może chytrym odrobinę idziemy.
- A masz? Melancholijną duszę? - Ugryzła się w język już dalej i wychyliła kolejny kieliszek unosząc palec i wskazując na Klarę, chociaż bardziej jej wypowiedź.
- Dobra, zagrycha. Tylko ja na chwilę was przeproszę. - Wstała od stołu, okrążając go i klepiąc w końcu Peera trochę za mocno w plecy, no ale daleko mu było przecież do wrażliwego królisia.
- Chodź Oslo, potrzymasz mi drzwi do kibla. - Podobno babki zawsze chodzą do toalety w parach, również podobno w karczmach nigdy nie działa zamek w drzwiach.
- A dla mnie szefowa zamówi ziemniaki co? - Na Dunji ramionach jeszcze dłonie oparła na sekundę, nachylając się nienachalnie jednak i uśmiechając do zastępczyni komendanta, bo co by nie było na te czasy obecnie to Agata Dunję bardzo lubiła i jakoś jej humor dopisywał, a potem poszła, głową jeszcze kiwając na Peera, po drodze barmana pytając, gdzie tutaj można za potrzebą się udać.
Peer Lagerlöf
Peer Lagerlöf
Jadłodajnia „Kartoshka”  9CwWaak
Oslo, Norwegia
43 lata
nieznana
neutralny
gwardzista
https://petersburg.forum.st/t1008-peer-lagerlofhttps://petersburg.forum.st/t1014-peer-lagerlof#3441https://petersburg.forum.st/t1013-merlin#3440

Pią 03 Maj 2019, 20:17
Słyszał ktoś ten dźwięk? Ten trzask? To pękło serce Peera Lagerlöfa.
Z niedowierzaniem zakrawającym o zdegustowanie w tym popękanym sercu i z prawie pokerową twarzą przeskakiwał spojrzeniem z jednego oblicza na drugie, zastanawiając się, jak wiele jeszcze brakuje mu elementów społeczno-pracowniczej łamigłówki, by mógł z niezmącona pewnością stwierdzić, że tak, tych tu obecnych towarzyszy gwardzistów zna lepiej niż własną kieszeń. Bo w chwili obecnej odnosił miażdżące wrażenie, jakby pudełko z tymi konkretnymi puzzlami wypadło mu z rąk, a poszczególne kawałki układanki udały się na beztroskie wakacje wprost w bezdenną pieczarę podszafowej ciemności.
- Bożoco? Ale to się leczy, prawda? Szefowa od tego nie umrze? – W głosie Peera wybrzmiał autentyczny niepokój, a oczy momentalnie zrobiły mu się wielkie, jak denka kufli beztrosko dryfujących nad ich głowami w poszukiwaniu stolików, do których miały dotrzeć. Do pełni szczęścia brakowało mu przecież wyłącznie łzawych historii pani komendant i szykowania się do wyprawienia jej pożegnalnej imprezy, gdy organizm nie będzie już w stanie wydolić i współpracować z duchem wciąż gotowym do zaciekłej, dumnej walki. Nim jednak dotarło do niego, by powstrzymać karuzelę ryzykanctwa, Dunja pewnie chwyciła podstawiony przez niego kieliszek i gładko, jak na kobietę, która niczego się nie boi, wychyliła jego zawartość. – Nigdy nie byłem bardziej ukontenerowany – odpowiedział ostrożnie, pozwalając jednak znów uśmiechowi i znaczącym iskierkom w oczach zagościć na swojej fizjonomii. Niech się dziele wola bogów, od jednego kieliszka chyba nikt jeszcze nie zszedł z tego świata. A nawet jeśli… Jeśli Hel zdecyduje inaczej, z hordą gwardzistów wybierze się, by Dunję Yanevę odbić z Niflheim, gdzie nie jej miejsce. – Och, Claire, proszę cię, o ile zakład, że szefowa to się z nasz wszystkich dzisiaj najbardziej złajdaczy? – rzucił pytaniem w niby konspiracyjnym szepcie, zerkając mimo wszystko w jednoznacznym geście w stronę Yanevy, kiedy nachylał się w kierunku Brytyjki. – I tylko dlatego nie będzie w stanie sprzątnąć naszego syfu już lecę! – zapewnił gorąco, najpierw jednak lecąc do przodu. Impet solidnego klepnięcia, jakie zafundowała mu Agathe, posłał go wprost na stół, obijając żebra o kant blatu tak skrupulatnie, że każdy ruch przez następny tydzień będzie przypominał mu, by trzymać się na bezpieczny dystans od jej kościstych dłoni.
Wraz z wyszarpniętym siłą oddechem, przyszedł mikromoment otrzeźwienia, sprowadzając go w jedyne miejsce, w jakim powinien się obecnie znajdować, a które od obecnego położenia odległe było o zatrważającą odległość kilkudziesięciu metrów lawirowania między ludzkimi pachołkami. Zaraz jednak poderwał się, opierając zapobiegawczo na Benie, by ruszyć dalej w las spoconych ciał ku mitycznemu miejscu – jedynemu azylowi, oceanowi spokoju skrytemu za niepozorną drewnianą barykadą znajdującą się zaraz za barem, zasłoniętą pokracznym wieszakiem, zbyt ekstrawaganckim, by ktokolwiek uznał go za praktyczny.
- Zakharenko, ale poważnie, nie mów nikomu – ponowił swoją prośbę tonem poważniejszym niż jeszcze chwilę wcześniej stosowanym przy stoliku. – I streszczaj się, bo zaraz muszę się wzywać. Praca zmywa!
Może być, Lagerlöf. Na pewno wielu wiele by dało, by praca po nich zmywała.
Agathe Zakharenko
Agathe Zakharenko
Czysta wódka ani honoru, ani munduru nie plami.
Odessa, Ukraina
28 lat
błękitna
za Starszyzną
łowca Batalionu Specjalnego Białej Gwardii, sierżant
https://petersburg.forum.st/t1954-echo-zakharenkohttps://petersburg.forum.st/t1956-zakharenko-ehttps://petersburg.forum.st/t1957-agathehttps://petersburg.forum.st/t1958-tsipouro

Sob 04 Maj 2019, 23:35
Stacja trzecia - Oslo boy w stanie nietrzeźwości grzechy w kiblu wyznający.
Pochłonięta zapamiętywaniem drogi wcale nie tak skomplikowanej do toalety nie zwróciła uwagi w ogóle, że się Peer zachwiał od tego jej klepnięcia, ale nie ma się w sumie co dziwić, skoro był już konkret najebion, nie ma w tym nic złego absolutnie, po prostu wcześniej mu się przyjść udało i wychylić trochę kieliszków, nim się reszta zebrała postaci aktywnych, a nie npców. Może Agata też była powinna, a może nie, biorąc pod uwagę te wyznania toaletowe, które do jej uszu zaraz dosięgną, druga sprawa, że Agape to nie była dobra za bardzo w picie i nie wprawiona. Chociaż wielu z nas by ją pewnie posądziło, że spędza popołudnia z browarem, to nic z tych rzeczy, to nie ten typ.
Przytrzymała drzwi do kibla, zbite z pruchniejących już desek, chyba jej to w krew wchodzi, przytrzymywanie drzwi innym na masowych spędach i weszła dalej, kucając na Małysza i robiąc siku, bo w końcu po to tu przyszła, a nie po to, by się mizdrzyć przed lustrem. Głowę podnosi, na Lagerlofa spogląda, po jego ponagleniu zapadłaby w powietrzu cisza, gdyby nie dźwięk strumienia moczu uderzającego o porcelanowy klozet.
- Co? - Mruknęła brwi marszcząc i sięgnęła po papier. Fajna taka scena obyczajowa, psiapsiółki w sraczu i ploteczki.
- Oslo, co ty pieprzysz? - Zip, charakterystyczny dźwięk zasuwanego w spodniach rozporka. Odkręcenie kurka z wodą, mydło szare w kostce, na którego powierzchni po chwili pojawiły się bąbelki.
Mokre dłonie wytarła w sztywny, brązowy ręcznik nie spuszczając z Peera wzroku.
- Czy ciebie pojebało? Chcesz stąd wylecieć? Przecież twój syn idzie za niedługo do szkoły. - Nie chciała w nim wyrzutów wzbudzać czy coś, ale tak jej się wyrwało i cały ten nastrój, który się bardzo starała ubrać w Kartoshce zniknął, bo wypchnęła Peera za drzwi kibla, wychodząc za nim i tym razem pilnując, by się nie wyjebał. Spogląda na zegarek kalkulując w głowie, o jakich godzinach poszczególne zmiany się rozpoczynają.
- Stary, a głupi. - Mruknęła, wracając do stolika, tym razem na Blue Melancholijnego głową kiwając.
- Szefowo, jednak bez tych ziemniaczków co? Bo coś wypadło. - Stolik okrąża do Foki podchodzi, wargami mu się do ucha przyklejając, z wilgotnym oddechem wypluwając z siebie pomóż koledze, chociaż powinno może paść, że koleżance, bo Peer to tak średnio przytomny i sama na siebie wzięła ogarnianie tej skandynawskiej dupy, w końcu ty kryjesz mnie, a ja ciebie, stare dobre zasady.
Wodę wypija na szybciocha do końca, po kieliszki już nie sięgając, głową kiwa na do widzenia wszystkim, rękę unosi, ale drugą już Gołompa zgarnia, toruje trochę nim sobie drogę do drzwi, wypycha go na zewnątrz.
- Adres podaj Oslo. Twojego mieszkania, słyszysz? Blue, oddeleguj go do chaty proszę cię, ja śmigam do Kwatery. - Zwraca się do jednego, potem do drugiego, przytrzymując kolegę jeśli potrzeba, bo jakiejkolwiek by opinii nie miała, to gotowa przyjąć zmianę czyjąś, w ramach solidarnego dupy ratowania, nie raz, nie dwa, takie to są barwy życia prawda, trzeba się w tych trudnych czasach razem trzymać.
- No co ci powiem. - Na Fokę wzrok podnosi ramionami wzruszając, no bo co mu powie. Peer najebany, a powinien być niebawem w pracy, czy go można winić za taki brak rozsądku? Chyba nie. Teraz chyba nie. Teraz, kiedy Słowiańszczyzna płonie. Będzie miał dług względem dwójki i dobrze. Niech ma. Agata na pewno w odpowiednim momencie sięgnie po swoje należne.
Dunja Yaneva
Dunja Yaneva
Jadłodajnia „Kartoshka”  Tumblr_inline_odt8ogzB3P1rifr4k_500
Belgrad, Federalna Republika Jugosławii
47 lat
czysta
za Starszyzną
zastępczyni komendanta Białej Gwardii
https://petersburg.forum.st/t667-dunja-yanevahttps://petersburg.forum.st/t681-dunja-yaneva#1360https://petersburg.forum.st/t683-pani-kosto-tfu-yanevahttps://petersburg.forum.st/t682-rokita

Wto 07 Maj 2019, 21:41
Blu to niebieski po angielsku. Dobrze wiedzieć, choć pewnie w życiu jej ta wiedza absolutnie się nie przyda ani nie będzie kiedykolwiek wykorzystana. Nawet jeśli nie, z uwagą postanowiła przysłuchać się odpowiedzi Foki.
Yaneva z pewnością nie słyszała pękania serca mężczyzny obok nie zdając sobie nawet sprawy, że uznał ją właśnie za umierającą. Dla niej istnienie bożątek było tak oczywiste, że aż nie spodziewała się, że ktoś przebywający już chwilę w Rosji nie zna pomocniczych, domowych istot. Nic dziwnego, że na początku nie załapała sensu jego pytania.
- Co? – spytała i spojrzała na Norwega zdziwiona, zanim wypiła i zadała mu to pytanie. Przyjrzała mu się zaskoczona, że nie zna takich podstaw. Ale może po prostu Peer za biedny jest na taką pomoc domową, aż po kieliszku szkoda mu się tego chłopa zrobiło. - Ja nie umieram - zaczęła, próbując powstrzymać śmiech. - Bożątka to pomoc domowa. Nie mów, że tam w Skandynawii żadnej nie macie - śmiała się teraz wyraźniej, chyba to wyjście i ten kieliszek wódki dobrze jej zrobił. Nawet wypiła kolejny, tym razem od razu popijając go sokiem. Może gdyby wiedziała, że dla niej by poszedł w jakieś okropne miejsca o których nigdy nie słyszała to tak by się nie śmiała. - Lagerlöf! - oburzyła się słysząc, jak najebany zaczyna się zakładać o jej dobre imię. Zaraz jednak jakby zmieniła zdanie i wyrzuciła na stół sto rubli. - Tyle stawiam, że się nie złajdaczę.
- Jestem za zagrychą - poparła słowa Claire, zaraz też dodając: - Ale wierzę w was, sądzę że i cztery kolejki bez żadnej popity byście dali radę wypić i stać na nogach - mówiąc to założyła ręce i oparła się plecami o krzesło, oceniając wzrokiem swych towarzyszy. Mimo wszystko wolała by się o nic nie zakładać, jeszcze by nie dajcie bogowie przegrała. I oby w takim przypadku były to tylko pieniądze, jak w przypadku tego durnego zakładu o tym, jak skończy. - Będę spieprzać gdzie pieprz rośnie - odwzajemniła uśmiech Irlandki, mając nadzieję, że do rzygania nie dojdzie. Tylko małolaty powinny pić tak nieodpowiedzialnie, wszyscy tu mieli prawie trzydziestkę lub więcej na karku, powinni więc już znać swoje możliwości.
- Tylko ziemniaki? Robi się! - uśmiechnęła się do Agathe opierającej się chwilowo na jej ramionach. Mimo, że myślała, że na dzisiejszym wyjściu w jej obecności wszyscy będą się krępować i będzie niezręcznie to jednak myliła się. Było całkiem miło. I mieli wreszcie okazję pogadać o czymś innym niż raportach. Wyglądało jednak na to, że nie potrwa to długo. W końcu zaraz wróciła Echo z Peerem niechcąca ziemniaczków i zgarniająca połowę prawdziwego towarzystwa niezłożonego z NPC. Yaneva, która zdążyła zamówić Zakharenko jedzenie zaczęła patrzeć zdziwiona o co chodzi.
- Agathe, już ci zamówiłam, może poczekaj chwilę i weź na wynos - prawie jak babcia chcąca wcisnąć dokładkę. Ale przecież nie można własnym podwładnym kazać biegać po mieście na głodniaka, jeśli nie stało się nic nadzwyczaj poważnego. A wątpiła, by orzeł z wezwaniem wpadł im do kibla. - Co się dzieje? Czemu wychodzicie? - spytała zdziwiona odbierając od kelnerki swój posiłek. Nie podobało jej się to, co tu się działo.
Sponsored content


Skocz do: