Idź do strony : 1, 2  Next
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pią 03 Lut 2017, 17:43
Piwnica Bazyliszka

Piwnica Bazyliszka to bar założony przez dwie siostry z Polski, które ponad dwadzieścia lat temu przeprowadziły się z Krakowa do Petersburga. Jak wskazuje nazwa – lokal mieści się w piwnicach ceglanego budynku na dziedzińcu Pasternaka. Wisi przy nim szyld z kutego czarnego żelaza z wizerunkiem owego groźnego stworzenia. W wystroju przeważają polskie akcenty – nad kontuarem wisi portret Twardowskiego, na ścianach widnieją barwne ludowe wzory, a na ławach leżą baranice, żeby klientom wygodniej się siedziało. Ważnym elementem knajpy stanowi niewielkie podwyższenie, na którym stoi biały fortepian. Każdy, kto ma choć odrobinę talentu może wejść na podest i pokazać, co potrafi. Często zdarza się, że początkujący artyści w ten sposób rozpoczynają swoją karierę. Atmosfera bohemy sprzyja twórczej swobodzie – bez skrępowania dyskutuje się o sztuce, wygłasza poglądy i opinie, których wygłaszanie na ulicy wzbudziłoby raczej oburzenie.



Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Czw 12 Paź 2017, 09:57, w całości zmieniany 1 raz
Vit Halíček
Vit Halíček
Piwnica Bazyliszka Tumblr_nb09k1hiV11qzbjx5o1_500
Bratysława, Czechosłowacja
28 lat
czysta
za Raskolnikami
saper / pirotechnik
https://petersburg.forum.st/t932-vit-halicek#2967https://petersburg.forum.st/t935-halicek-vithttps://petersburg.forum.st/t933-dla-mnie-bombahttps://petersburg.forum.st/t934-cypisek

Sob 26 Sie 2017, 15:48

27.04.1999

Baranice, kurwa, na cholerę to nazwały Piwnicą Bazyliszka, mogły od razu iść w Pod Baranami. Brakuje górala i chłopki wypiekającej podpłomyki, które następnie można posmarować spadziowym miodem. Nie, żeby się Vitkowi nie podobało tutaj, skąd. Wręcz przeciwnie. Ale nie podobało mu się dzisiaj. Ze względu na okoliczności.
Nic przecież nie miał do baranic, żaden z niego góral, ale bywał w Zakopanem za gnojka, dosyć często nawet. Może dlatego teraz psioczy w głowie na wszystko co choć trochę drewniane, kojarzące mu się z Polską, przecież do dzieciństwa swojego nie miał sentymentu wcale. Żadnych ciepłych emocji, jak teraz, bo wszystko, co się skumulowało w głowie Vitusia ciemne jest i skołatane. No, Słowaczku nasz kochany, nie przyszło ci do tego łba wybuchowego, że twój nastrój może wynikać z czegoś innego, niż błahe decyzje raskolniczych kolegów? Zastanów się ile już czasu z tą utajoną depresją chodzisz na plecach. Może ci przyjdzie do głowy jakieś rozwiązanie.
Spowolnione ruchu, rozdrażnione myśli, gnębią cię jak muchy, które odganiasz niedbałym ruchem ręki, czekając przy jednym ze stolików na właścicielkę Piwnicy. Tą trzeźwą.
Wzrok podnosisz, kiedy ci zasłania wątłe światło i przyglądasz się dziewczęciu, chociaż znasz ją przecież, ze szkoły, z gorchevskich obserwacji, ze słyszenia, ze spojrzenia, mała Polka, taka sobie Irenka w swetrach. Taka sobie oto jest.
Spuszczasz głowę, bo nie chcesz jej pozabijać spojrzeniem, przecież nie jej wina, że taki masz podły humor, taki kurewski. Może weź ją przeproś, idź się przewietrzyć, nabierz tempa i równowagi, a potem wróć? Za parę dni? Z kolejnymi przeprosinami?
Ale nie wypada jej kłopotać tyle razy, to nieuprzejme.
Sprawa z góry jest przegrana, masz wrażenie, przez twoje nastroje jak spadki hormonalne ciężarnych kobiet, nie chciałbyś robić raskolnikom złej opinii przy Irence, ale chyba zrobisz, co? Już się zaczęło przecież, od jednego spojrzenia.
I dłonie ci się trzęsą, wiesz? Kontrolujesz to? Nie. Odsuwasz więc od siebie gniewnie szklankę z rumem, chowając ręce pod stołem. Niech je szlag, przecież to nie z nerwów. Przecież zawsze taki był opanowany z ciebie chłopiec. Chłop. Dwa metry prawie mięsa i kości.
- Mam sprawę do ciebie, wiesz, Irena? - Hoho. Hohoho, jak się spoufala. Czy to wypada tak? Ale chyba ci wszystko jedno.


Ostatnio zmieniony przez Vit Halíček dnia Pon 27 Lis 2017, 16:54, w całości zmieniany 1 raz
Irka Odrowąż
Irka Odrowąż
Piwnica Bazyliszka Ytc0My2
Kraków, Polska
27 lat
czysta
za Raskolnikami
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t878-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t963-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t879-podobne-wzywa-podobnehttps://petersburg.forum.st/t948-bazylia

Sob 26 Sie 2017, 18:35
Nazwa lokalu została, zmienił się tylko wystrój. Wcześniej, zamiast ław przykrytych baranicami, za siedzenie robiły skrzynie po jabłkach albo jajkach, na jedno wychodzi, bo z każdej starczało siano, podłoga też była go pełna. Ściany ozdabiały głowy bazyliszków, co wywoływało w gościach pubu nerwowe odruchy i większość wolała nie podnosić głów znad kufli i talerzy, by przypadkiem nie zerknąć w mętne ślepia tego groźnego stworzenia. Podobno zdarzyło się, że ktoś padł martwy po tym, jak intensywnie wpatrywał się w wyłupiaste, żabie oczy bazyliszka. Uznano wówczas, że na ścianie nie zawisła jedynie głowa, ale całe stworzenie, które nieoczekiwanie wybudziło się z kilkudziesięcioletniego snu. Gdyby mnie zapytać o zdanie na temat tej sytuacji, uznałabym, że koleś zapił się wreszcie na śmierć. Dzięki temu zamiast bazyliszków, na gości ze ściany groźnym okiem łypie Pan Twardowski, głów znad talerzy nie podnoszą tylko dlatego, by móc je jak najdokładniej wyczyścić i by nic nie zostało po zaserwowanym daniu, a jedynym stworzeniem, którego mogliby się lękać jest Twardowski, kręcący się pod stołami i usilnie próbujący od gości wyłudzić kilka kęsów mięsa lub okruszków po świeżym chlebie. Teraz znowu gdzieś przepadł.
Pozbierawszy ze stolików puste kufle i zebrawszy dwa nowe zamówienia, zerkam co jakiś czas w stronę Vita, odwlekając moment, w którym wreszcie do niego podchodzę. Nawet z tej odległości, zza kontuaru, idzie wyczuć, że bez kija lepiej do niego nie podchodzić i chętnie wysłałabym do niego Osyena, gdybym poprzedniego dnia nie dała mu wolnego. Raskolników zawsze było tutaj pełno, często omawiali tu swoje postulaty, przekomarzali się z niepewnymi swoich politycznych sympatii młodziakami. Zwykle jednak przychodzili w nieco większych grupach. Samotne wilki, jak ten tu, zwiastowały często kłopoty.
Na tę sprawę kiwam krótko głową, szybkim ruchem wycierając dłonie w przewiązany w pasie fartuch i odchodzę, zostawiając go z lakonicznym: zaraz wracam. I faktycznie niewiele zajmuje mi przygotowanie dla Vita szybkiej przekąski. Pozbieranie do kupy resztek z dania dnia i kilku wymyślniejszych potraw, po które ostatecznie nikt nie raczył sięgnąć, nie trwa specjalnie długo i daje dość zaskakujący efekt, jakby nie był to jeden z podrzędnych lokali, a wykwintna restauracja. Brakuje tylko wymyślnych nazw dla każdego z dań. Talerz, który przed nim stawiam, jest niebezpiecznie kopiaty i nie jestem pewna, czy przypadkiem nie przesadziłam. W Chatandze zabijaliby się za takie porcje. I w tym życiu żaden z osadzonych tam więźniów nie będzie miał okazji czegoś podobnego skosztować. Kandyzowana przepiórka w morelowo-miętowym sosie i spora porcja puree z ziemniaków i cukinii, marynowane melony i buraczki, w przygaszonym świetle Piwnicy wyglądające jak idealnie okrągłe, błyszczące węgielki.
- Najpierw trochę zjedz, potem mów – ostrzegam, zauważywszy że poprawia się przy stole w sposób, który zwiastuje rozpoczęcie poważnych rozmów. Ściągam fartuch, przewieszając go przez oparcie ławy, i siadam naprzeciw mężczyzny. Pozwalam sobie wreszcie wyprostować nogi po całym dniu spędzonym na chodzeniu w tę i z powrotem po lokalu, niespecjalnie przejmując się, że go szturcham. Jest tu gościem, więc może się przesunąć.


Ostatnio zmieniony przez Irka Odrowąż dnia Sob 02 Gru 2017, 14:26, w całości zmieniany 1 raz
Vit Halíček
Vit Halíček
Piwnica Bazyliszka Tumblr_nb09k1hiV11qzbjx5o1_500
Bratysława, Czechosłowacja
28 lat
czysta
za Raskolnikami
saper / pirotechnik
https://petersburg.forum.st/t932-vit-halicek#2967https://petersburg.forum.st/t935-halicek-vithttps://petersburg.forum.st/t933-dla-mnie-bombahttps://petersburg.forum.st/t934-cypisek

Nie 27 Sie 2017, 00:22
Przyszła i poszła. A tobie serce się trochę złamało, bo od razu pomyślałeś, że to przez ciebie. Przecież spojrzałeś na nią z takim chłodem, przecież odezwałeś się trochę zbyt oschle, biedna Irena niczemu winna. I siedzisz tu taki tykający jak bomba, mógłbyś się opanować, Vituniu, bo jeszcze Irce humor zepsujesz, a tego nie chcesz, wyrzuty sumienia przygniotłyby cię straszliwie, a wątpisz, by chciała, abyś jej to wynagrodził. Skoro na dzień dobry taki z ciebie gbur.
Dlatego gdy odchodzi to wodzisz za nią wzrokiem smutnego psa, karcąc się w myślach za bycie idiotą. Kurwa, najchętniej byś teraz wyszedł i sobie przyjebał, ale nie masz w zwyczaju bić się z kimkolwiek, obite pięści i mordy nigdy cię nie jarały.
Irena znika ci gdzieś z zasięgu wzroku, więc spoglądasz na stół, który jest coraz bliżej i bliżej i bliżej, aż uderzasz cicho czołem o drewniany blat i leżysz tak wyglądając żałośnie i myśląc o tym, jakim jesteś idiotą. Głowę podnosisz dopiero, kiedy się pojawia przed tobą Irena. Z talerzem. Pełnym delicji. I może powinieneś udać zaskoczenie i podziękować najpierw ładnie ale przez chwilę tylko gapisz się na talerz i w końcu uśmiechasz się, nawet nie wstydliwie, ty cholero jedna, tylko szeroko, w swoim stylu huncwota. Rzucasz Irce krótkie spojrzenie, nim zabierzesz się za posiłek, który cię pochłania bez reszty. Który zjadasz z wojenną pasją, za szybko, by móc się w pełni delektować każdą z przypraw z osobna, ale zawsze w ten sposób wciągałeś niemalże na raz wszystkie potrawy, przyprawiając tym matkę o bóle głowy, bo paniczom w ten sposób jeść nie wypada. Zanim do ostatniego gościa przy stole dotarł talerz twój był już pusty, więc w końcu podczas rodzinnych spotkań zaczęto częstować cię na końcu. To i tak niewiele dawało.
Vit, nie garb się. Vit, łokcie ze stołu. Vit, nie tak zachłannie. Błagalny syk matki wrył ci się tak głęboko w czaszkę, a pomimo to od razu nauczyłeś się go ignorować. Gdyby cię tak te puree nie pochłonęło, to może zwróciłbyś uwagę na nogi Irenki, może byś się przesunął uprzejmie, a tak to tylko się zaplątaliście jak pająki, jak patyczaki. A patyczaki ładnie machają nóżkami, to już ustalone.
Ostatni szczęk sztućców rozlega się w końcu, kiedy odkładasz je na talerz, zgodnie z etykietą pozostawiając w pozycji jestem gotowy na następne danie, a to bardzo zuchwałe z twojej strony. Bardzo vitkowe. Wstydź się chłopcze, taki kopczyk ci Irena dała, a ty jeszcze byś chciał.
Co z tego, że lodówka świeci pustkami.
- Dziękuję, jesteś miodna. - Ok.
Odchylasz się w końcu i opierasz wygodniej, splatając dłonie i spoglądając na miodną Irenę wcale nie już chłodno, no bo halo, nie wiadomo, czy dostałbyś obiadek, gdyby się tu Vania zjawił na czas. Albo srogo przed tobą, abyś ty nawet nie musiał, wtedy to to nie. I tyle delicji by cię ominęło. I nogi Irenki by cię ominęły. Robisz dla nich w końcu więcej miejsca, wyciągając swoje na bok, przez co trochę jesteś skręcony, ale to nic.
Herbatką byś nie pogardził też.
Irka Odrowąż
Irka Odrowąż
Piwnica Bazyliszka Ytc0My2
Kraków, Polska
27 lat
czysta
za Raskolnikami
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t878-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t963-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t879-podobne-wzywa-podobnehttps://petersburg.forum.st/t948-bazylia

Nie 27 Sie 2017, 13:13
Zdążyłam przywyknąć. Do spojrzeń morderczych, jakby startowały w konkursie z mistrzem zabijania wzrokiem lub chciały być godne przebywania w jego, heh, piwnicy. Do naburmuszonych min. Nawet do mało eleganckich określeń, na które raz na jakiś czas decyduje się co odważniejszy palant. Przyzwyczaiłam się, że głodny mężczyzna to zły mężczyzna; że z takim nie ma nawet sensu rozpoczynać rozmowy, ponieważ oboje tylko krwi byśmy sobie napsuli i języki zszargali na puste słowa. Wolę to przeczekać, pozwolić takiemu jeszcze kilka minut dłużej się denerwować, bo nagroda, jaką potem otrzymuję warta jest wszystkich tych kurew, litrów rozlanego piwa od gniewnego stawiania kufli na blacie, chłodu i iskier sypiących się ze spojrzeń. Dla takich uśmiechów mogłabym pozwolić głodzić ich tygodniami.
Może gdybym miała duszę artystki, postanowiłabym któregoś razu zacząć uwieczniać moment przemiany wiecznie skwaszonych twarzy, gdy okazuje się, że zaraz otrzymają to, czego najbardziej pragną ich żołądki. Mi jednak wystarczy tylko ten widok; krótka, intymna chwila obnażająca prawdziwą naturę chłopców skrytych pod ciężkimi, nieprzystępnymi pancerzami mężczyzn. Ostatecznie każdy okazuje się taki sam i tak różny jednocześnie.
- Daruj, to nie mnie kosztowałeś. – Może zabrzmiałoby to sucho, trochę gniewnie nawet, gdybym potrafiła powstrzymać się od uśmiechu. Ale nie umiem, nie chcę nawet. Jestem tak samo łasa komplementów, jak on kolejnej porcji. – Przynieść ci coś innego do picia? – pytam jeszcze, nim znowu na chwilę, tym razem nieco dłuższą, zniknę w czeluściach kuchni. Wypadałoby wreszcie przynieść dwa złożone jakiś czas temu zamówienia.
Herbatę. Herbata to dobry wybór, na pewno lepszy niż biedna szklaneczka rumu, z którą wcześniej na mnie czekał i którą pozwoliłam się poczęstować, gdy on pochłaniał obiad. Po niewczasie orientuję się, że nie określił jaką, ale nie wracam, by dopytać. Chociaż lubię skakać wokół klientów i im dogadzać, potrzebuję wyczuwać granicę między gospodarzą uprzejmością, a natręctwem. Decyduję się więc przygotować zwykłego assama. Skoro nie jest wybredny w stosunku do jedzenia, może z napojami ma tak samo. Ostatecznie będzie mógł do naparu dodać to, na co ma ochotę, bo różdżka wreszcie idzie w ruch. Wychodząc z zaplecza, unoszą się za mną cztery talerze, kubek, słoiczek mniszkowego miodu i bateria fiolek z różnego rodzaju sokami. Trzy talerze odlatują w stronę dalszych stolików, reszta ląduje chwiejnie na stole przed Vitem. Dzbanek z herbatą stawiam sama, wcześniej ogrzewając sobie od niego dłonie.
- Wiesz, jeśli będziesz miał ochotę na coś innego, powiedz. Tam jest menu – kiwam głową w stronę baru, gdzie piętrzy się kilka podłużnych książeczek oprawionych w brunatną skórę. – Więc możesz wybrać sobie cokolwiek wpadnie ci w oko – tłumaczę mimochodem, w czasie kiedy Vit pochłania równie błyskawicznie kolejną porcję. Albo miał tak fatalny dzień w pracy, albo ma tak fatalną kobietę, która nie chce go odpowiednio karmić. Tak czy inaczej, wychodzi na jedno – ma w życiu mocno przesrane.
Vanya Gorchevski
Vanya Gorchevski
Piwnica Bazyliszka BNjDT9A
Sofia, Bułgaria
27 lat
czysta
za Raskolnikami
twórca magicznych przedmiotów i kłątwołamacz
https://petersburg.forum.st/t618-vanya-gorchevski#1088https://petersburg.forum.st/t619-vanya-gorchevski#1092https://petersburg.forum.st/t622-vanya-gorchevski#1097https://petersburg.forum.st/t620-mahmud#1095

Nie 27 Sie 2017, 15:24
Ostatnio punktualność nie jest twoją mocną stroną.
Nigdzie się nie spieszysz. To jeszcze brzydki nawyk z Bliskiego Wschodu, gdzie godziny upływały ci leniwie i na wszystko potrafiłeś znaleźć czas. Tutaj z kolei powinieneś być w ciągłym pośpiechu, ale nie jesteś. Choć niekiedy brak ci wytchnienia, słońca, do którego zdążyła się przyzwyczaić twoja skóra, zapachu świeżo zmielonej kawy o poranku i Gołębich Skał. Rosji wciąż się uczysz na nowo, a wraz z powrotem do Petersburga przeżyłeś szok, jakby ktoś bez uprzedzenia wylał ci na głowę kubeł zimnej wody. Dalej jest ci ciężko przyzwyczaić się do rosyjskiej mentalności i chłodu, mimo że wcześniej spędziłeś tu część swojego dzieciństwa i czułeś się swobodnie. To samo byłoby z rodzimą Bułgarią – trudno byłoby ci odnaleźć się w Sofii na nowo, nie potrafisz sobie nawet wyobrazić jak aktualnie wygląda, choć zapewne rozpoznałbyś te wszystkie miejsca, które kiedyś były dla ciebie szczególnie bliskie. Poszedłbyś pod swój stary dom, zastanawiając się, czy coś zbudowano na jego starych zgliszczach; czy też czułbyś zapach spalenizny, mimo że tam cię nie było; czy ktoś pamięta jeszcze o Gorchevskich. Może Krastyo dalej mieszka w Sofii? O nim nie wiesz prawie nic. Nigdy cię przecież nie interesował.
A dziś mija już rok, odkąd niespodziewanie wróciłeś do Petersburga. Sporo zdążyło się przez ten czas wydarzyć – postanowiłeś osiąść tutaj na dłużej, więc otworzyłeś swoją pracownię na Mahala, dołączyć do Raskolników (choć nigdy nie sądziłeś, że będziesz bawić się w politykę) i zupełnie przypadkiem odnaleźć swoje rodzeństwo. Były też osoby, których wcale nie musiałeś szukać – jak Vit Halíček czy Izolda Volkova. Były i osoby, które nieprzewidzianie odnajdowałeś po latach twojej nieobecności, zupełnie nie podejrzewając, że kiedykolwiek będziesz miał jeszcze z nimi do czynienia. Dobrze pamiętasz, jak pierwszy raz trafiłeś do Piwnicy Bazyliszka, odwiedzając tętniący życiem Dziedziniec Pasternaka – jaki byłeś zdziwiony, że lokal należy do sióstr Odrowąż. Od tamtego czasu zdarzało ci się tutaj przychodzić z wizytą. Na początku tylko po to, by się napić czy zjeść coś dobrego, a z czasem wymyśliłeś sobie, by zwerbować młodszą z sióstr do Raskolników. Obserwowałeś ją bardzo uważnie, rozmawiałeś z nią długo, by wybadać jej poglądy, aż wreszcie wydała ci się odpowiednią, godną zaufania kandydatką do waszej grupy. Halíček miał ci z kolei w tym wszystkim pomóc, gdyby Irena się opierała – wiecie, zawsze może jej wysadzić lokal razem z klientami, więc nie powinno być z nią problemu.
- Cześć. Czy ja dostanę też coś do jedzenia? – Pojawiasz się w końcu w Piwnicy Bazyliszka, uśmiechając się lekko do Ireny i Vita, tym samym mając nadzieję, że wybaczy ci półgodzinne spóźnienie. Nie zamierzasz się z tego tłumaczyć, przecież nie powiesz mu, że leżałeś na kanapie i nie potrafiłeś się z niej podnieść. Boli cię jeszcze głowa po wczorajszym spotkaniu z Ernestem. Ściągasz więc skórzaną kurtkę, zajmujesz od razu miejscu obok swojego przyjaciela, kątem oka rozglądając się po lokalu. – To co, chyba nie zacząłeś beze mnie? – pytasz po chwili, znacząco spoglądając w kierunku Irki.


Ostatnio zmieniony przez Vanya Gorchevski dnia Pon 28 Sie 2017, 19:34, w całości zmieniany 2 razy
Vit Halíček
Vit Halíček
Piwnica Bazyliszka Tumblr_nb09k1hiV11qzbjx5o1_500
Bratysława, Czechosłowacja
28 lat
czysta
za Raskolnikami
saper / pirotechnik
https://petersburg.forum.st/t932-vit-halicek#2967https://petersburg.forum.st/t935-halicek-vithttps://petersburg.forum.st/t933-dla-mnie-bombahttps://petersburg.forum.st/t934-cypisek

Nie 27 Sie 2017, 16:20
Pozamiatane. Nakarmiony, zakochany. W miodnej Irenie i jej złotych rączkach. Gdyby Vania jednak nie miał w planach się pojawić, to Vit najpewniej zapomniałby w jakim celu w ogóle się tu dzisiaj zjawił, bo już rozsiada się przecież wygodnie i przygląda dziewczęciu i nic poradzić nie może na ten uśmiech szeroki, cwany, bo każde jej słowo koduje w głowie na własny użytek.
- Jeszcze. - Oho, oho, Vituś w pełni sił. A taki był przed chwilą zły, wystarczyło go nakarmić.
Widzisz, Irena, trzeba go było zostawić takiego zbitego i podejść jednak z kijem, poczekać, co ma ci do powiedzenia i uciekać, uciekaaać. Uniknęłabyś tego oczka, które ci puścił bezczelnie, aż się słabo robi. Trzeba szybko wypić coś, żeby sobie podnieść ciśnienie, herbatę właśnie, mocną najlepiej, taką, co go kopnie w baniak, żeby sprowadzić na ziemię. Czeka więc Vitek grzecznie i ani drgnie niemalże, czekając, aż dostanie dokładkę i herbatkę i najlepiej jeszcze pralinkę i buziaczka. Od razu jest wygodniej i te baranice wcale nie przeszkadzają, chociaż nie przeszkadzały mu wcale od początku. Po prostu musiał sobie na coś popsioczyć.
Irena wraca z kolejną porcją i herbatą, na co Vit uśmiecha się jeszcze radośniej i och, kobieto, ty już powinnaś wiedzieć na co on ma ochotę i co mu w oko wpadło. Albo kto.
- Już wybrałem. - Rzuca jeszcze, zanim się nie zabierze za jedzenie, pochłaniając je jak ludzki odkurzacz i głowę podnosi dopiero, kiedy się obok Vania zjawia.
Ja pierdolę, rychło wczas.
- Nie. - Oznajmia Vit pewnym tonem z ustami pełnymi i przełyka po chwili potężny kęs.
- Nie zasługujesz. - Za to spóźnienie, Gorchevski i to solidne. I to bez podania powodu! Zero odzewu! Żadnego listu, nic.
Herbata stygnie (zapada mrok, a pod piórem ciągle nic), więc Vit sięga po swój kubek i wypija wszystko jednym haustem. To chyba jasne, że nie pisnął nawet słowa, skoro taki był pochłonięty posiłkiem. Który zjadł już prawie cały, jeszcze chwila i znowu odkłada sztućce, tym razem nie chcąc już Irenki kłopotać, sygnalizuje, że pyszne i dziękuję bardzo, rączki całuję, skończone. Wyciera usta serwetką bordową, którą rzuca jeszcze na talerz i opiera się, zadowolony z siebie, jakby miał z czego, uśmiechając się do Ireny, jeszcze głowę skłonił.
A łokciem Vanię szturchnął po koleżeńsku.
- Mów szybciutko i idź sobie. - Jak go znasz, Gorchevski, to lepiej zostań i pilnuj, bo się Halićek znowu uwikła w miłosne dramaty tam, gdzie go nie chcą.
Irka Odrowąż
Irka Odrowąż
Piwnica Bazyliszka Ytc0My2
Kraków, Polska
27 lat
czysta
za Raskolnikami
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t878-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t963-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t879-podobne-wzywa-podobnehttps://petersburg.forum.st/t948-bazylia

Nie 27 Sie 2017, 17:26
Bogowie mają mnie w opiece, że nie dali mi okazji przyłączenia się do Raskolników i daleko mi dzięki temu do bycia Kolekcjonerem; że nawet przez myśl mi nie przeszło, by zacząć interesować się legilimencją, bo gdybym poznała vitowe myśli, zrobiłoby się w Piwnicy trochę zbyt duszno i niechybnie, zgodnie z czarnowieszczymi słowami Kuragina, byłoby trzeba ją zamknąć. Trudno stwierdzić, co byłoby później. Może zaniosłabym się płaczem, widząc w jakim kierunku biedną wydarzenia i że każde z nich dzieje się pod dyktando Starszyzny. Może zostałabym tutaj, zatracając się w myciu naczyń z całego popołudnia. Może zniknęłabym z tym chłopcem o żołądku bez dna i z uśmiechem łamiącym serca. Może puściłabym się biegiem przez petersburskie ulice, chcąc jak najprędzej dotrzeć na skraj podmiejskich lasów. Może stałabym tam tylko przed ścianą bezwzględnych, surowych konarów, nie mając odwagi zagłębić się w ciemniejącą knieję, a może, nawołując Fintana, przedzierałabym się przez gąszcz krzewów, drzew i wysokich traw, szukając swojego centaura i licząc, że nie przygruchał już sobie jakiejś łani czy rusałki. Egoistycznie nieustannie chcę go tylko dla siebie, podświadomie wiedząc, że nic z tego nie wyjdzie. Jakby to kiedykolwiek miało mieć znaczenie. Międzygatunkowe, durne uprzedzenia.
Może zamiast wysyłać go do lasu, powinnam porozmawiać z nim, czy nie chciałbym spróbować swoich sił w roli barmana w Piwnicy. Skoro udało nam się przemycić go aż z Wielkiej Brytanii, nie będzie trudnością umieścić go teraz tutaj, w jednym z lokali na Dziedzińcu Pasternaka. Nim jednak udaje mi się w ogóle zacząć myśleć o takim rozwiązaniu, w pubie pojawia się tak znajoma mi postać Gorchevskiego. W pierwszej chwili do głowy nie przychodzi mi, że to nie przypadek i dwójka Raskolników w niedługim odstępie czasu pojawia się w Bazyliszku. Na powitanie zrywam się nawet od stołu, by serdecznie Vanyę ucałować i już-już ofiarować mu podobny obiadowy zestaw, potem dopiero marszczę brwi, słysząc wymianę zdań między znajomymi. Ręce opierając na biodrach, spoglądam to na jednego, to na drugiego. Nie podoba mi się, że pojawili się tu po tym liście, choć szczerze wątpię, by mieli większe pojęcie na jego temat niż ja.
- O co chodzi? – pytam poważnym tonem. Po wesołości, w którą wprawił mnie Vit i przybycie Ivana, nie ma już śladu. – I ani się waż, Gorchevski, upominać o coś do jedzenia, dopóki nie wyjaśnisz, co jest grane. – Mierzę w niego oskarżycielsko palcem, drugą ręką nakazując usiąść mu na miejscu, które jeszcze niedawno sama zajmowałam. Kiedy zajął swoje miejsce, opieram się na stole między nimi, znów wodząc spojrzeniem od Vita do Vanyi. Zjebali. Oboje. Może gdyby pojawili się razem. Może gdyby obecny był tylko Halíček, sytuacja wyglądałaby inaczej. Teraz czuję się tylko głupio osaczona i zapędzona w kozi róg. I to przez jedną z osób, którym ufałam.
Sięgam po resztkę rumu, wypijając zawartość szklanki jednym haustem. Czuję, że nadal nie jestem gotowa na to, co mają do powiedzenia, jednak ostatecznie mogą mówić. Im szybciej będziemy mieli to za sobą, tym lepiej.
Vanya Gorchevski
Vanya Gorchevski
Piwnica Bazyliszka BNjDT9A
Sofia, Bułgaria
27 lat
czysta
za Raskolnikami
twórca magicznych przedmiotów i kłątwołamacz
https://petersburg.forum.st/t618-vanya-gorchevski#1088https://petersburg.forum.st/t619-vanya-gorchevski#1092https://petersburg.forum.st/t622-vanya-gorchevski#1097https://petersburg.forum.st/t620-mahmud#1095

Nie 27 Sie 2017, 18:25
- Nie zasługuję? – obruszasz się, z niezadowoleniem patrząc na Vita. Nie twoja wina, że Ernest przyszedł do ciebie w środku nocy ze zwiędłymi kwiatkami i czekoladkami, a potem – widząc go po tak długiej nieobecności – nie mogłeś go z impetem wyrzucić za drzwi i powiedzieć, by przyszedł innym razem. Długim i trudnym rozmowom towarzyszył mocny alkohol, który spowodował, że dzisiaj od samego rana miałeś ochotę umrzeć. Przeklęta kruszewa. Nie wpadłeś jednak na pomysł, by wysłać wcześniej Vitowi list i zasugerować przełożenie spotkania na inny dzień. Wolałeś za to leżeć na kanapie i przeklinać w myślach na Onegina, który tak naprawdę dopiero niedawno poszedł z twojego mieszkania. Starasz się nie myśleć o tym, że nie najlepiej się dzisiaj czujesz, dlatego też z lekkim uśmiechem witasz się z Ireną i całujesz ją po przyjacielsku na powitanie. Zaraz po tym krzywisz się i marszczysz groźnie bwi, słysząc jeszcze jej warunek. Pewnie Vit zdążył wcześniej napomknąć o tym, że muszą porozmawiać. – Nie dość, że mnie wyganiają, to jeszcze zabraniają jedzenia. – I jak tu rozmawiać o poważnych sprawach bez polskiego schabowego na talerzu i rakii? Wzdychasz pod nosem, Halíček szturcha cię łokciem, więc chyba nie masz innego wyjścia, jak po prostu przejść do sedna sprawy.
- Irka, znamy się już długo... – Nie chcesz nawet wyliczać ile, gdyż matematyka nigdy nie była twoją mocną stroną, ale wydaje ci się na oko, że poznałeś Odrowąż jakieś siedemnaście lat temu. Nie byliście co prawda wtedy aż tak ze sobą zżyci, w głowie mając wasze dziecięce utarczki i zaczepki w szkole, ale zawsze lubiłeś Irenę. Potem nie mieliście ze sobą w ogóle kontaktu, jednak wszystko zmieniło się rok temu wraz z twoim odkryciem Piwnicy Bazyliszka. Znajomość rozkwitła na nowo do takiego stopnia, że śmiało mógłbyś nazwać Odrowąż bliską koleżanką, co przecież nieczęsto ci się zdarza. Nie masz w Rosji zbyt wielu znajomych, którym mógłbyś zaufać. – Wiesz, że dużo rozmawialiśmy ostatnimi czasy. – Dobra, Gorchevski, nie ma dłużej co tego przeciągać. Lepiej powiedz od razu, o co ci chodzi, bo w innym przypadku źle się to zaraz skończy. – Po prostu chcemy, żebyś się do nas przyłączyła. Wiesz przecież wystarczająco dużo, wiesz o co walczymy. Znasz chociażby mnie, Vita, Izoldę czy innych, którzy tu przychodzą. Możesz nam się przydać – proponujesz szybko, spoglądając to na Irkę, to na Vita. Sam do końca nie wiesz, jak to się przecież stało, że nikt wcześniej nie zaoferował Irenie, by dołączyła do Raskolników. Może nie chciała bezpośrednio mieszać się w politykę? Chociaż, pozwalając przychodzić im do Piwnicy Bazyliszka, już była w to wplątana.
- Irka, wody!


Ostatnio zmieniony przez Vanya Gorchevski dnia Pon 01 Sty 2018, 22:03, w całości zmieniany 3 razy
Vit Halíček
Vit Halíček
Piwnica Bazyliszka Tumblr_nb09k1hiV11qzbjx5o1_500
Bratysława, Czechosłowacja
28 lat
czysta
za Raskolnikami
saper / pirotechnik
https://petersburg.forum.st/t932-vit-halicek#2967https://petersburg.forum.st/t935-halicek-vithttps://petersburg.forum.st/t933-dla-mnie-bombahttps://petersburg.forum.st/t934-cypisek

Nie 27 Sie 2017, 21:55
No i zabawa zaczyna się nareszcie. Vit zatarłby nawet dłonie, gdyby mógł, ale nie wypada, nie wypada jeszcze. Już wystarczy, że szczerzy się okrutnie, kiedy się tak Irena zaczyna przez nich gotować, a Vania zdanie skleca w idiotyczny sposób. Vit, nie ma dla ciebie nadziei. Czy ty nie mógłbyś choć raz być poważny w sytuacji, która tego wymaga? Zawsze ci za wesoło, zawsze się szczerzysz, chowasz japę za tą rozbawioną twarzą, nie przyjmując do wiadomości, że to może tylko twój system obronny, a nie chujowy charakter. A może jednak nie. Może po prostu jesteś bucem. Tym matkę też zawsze doprowadzałeś do szlochu. Zrzedłaby ci ta mina, gdybyś się dowiedział, z kim o serce Irenki przyszłoby ci konkurować. Nie masz szans, chłopczyku, jak zawsze zresztą, ale teraz to już nawet wypadasz z ostatniego miejsca w konkursie. Żałosny jesteś, wiesz, Vitusiu? Żaden inny dorosły człowiek nie zachowuje się w ten sposób, traktując otoczenie jak jeden wielki kabaret. I tak usilnie starasz się nie parsknąć śmiechem już na pierwsze słowa Vańki, lustrując Irenę rozbawionym wzrokiem, żałując ją w duchu, że musi przechodzić przez ten komediodramat. Ty byś zdecydowanie, zde-cy-do-wa-nie nie chciał byś w ten sposób zwerbowany i w końcu, kiedy Gorchevski niezgrabnie kończy swoje małe przemówienie pozwalasz sobie na śmiech krótki i spuszczenie głowy, aż podnosisz ją znowu, opierasz łokieć na blat, drugą rękę też rozkładając szeroko, kładąc na ławie.
- Stary, co za chujowy wstęp do rozmowy. – Stwierdasz uczciwie, spoglądając na przyjaciela. To po to ty czekasz, denerwujesz się sytuacją, boisz się, że coś zawalisz, bo sobie Vania pewnie zaplanował jak zwerbować Irenę, bo na pewno ma argumenty i całą przemowę, żeby on teraz tutaj w taki niezręczny sposób nakreślił sprawę. A może i miał to wszystko zaplanowane, tylko kac nie pozwolił mu na racjonalne działanie. A może go przeceniasz. To ci się zdarza często względem innych ludzi. Przenosisz wzrok na Irkę i wzruszasz ramionami, nie tracąc swojego rozbawienia, chociaż może powinieneś, bo ją wyraźnie opuściło i pewnie zaraz dostaniecie jeden z drugim szmatą po łbie. To by było na tyle.
Irka Odrowąż
Irka Odrowąż
Piwnica Bazyliszka Ytc0My2
Kraków, Polska
27 lat
czysta
za Raskolnikami
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t878-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t963-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t879-podobne-wzywa-podobnehttps://petersburg.forum.st/t948-bazylia

Pon 28 Sie 2017, 08:15
Kiedy Ivan rozpoczyna swoją mowę, palcami automatycznie zaczynam wybijać na blacie miarowy, ponaglający rytm. Będąc w takim nastroju jak teraz, jeszcze bardziej nie lubię niepotrzebnych, przydługich wstępów; denerwuje mnie to zgrabne budowanie przez Vanyę napięcia. I w każdej innej sytuacji pewnie tylko bym mu przyklasnęła, obecnie mam jedynie ochotę strzelić go w głowę. Przy klientach jednak nie wypada, gdy w lokalu panuje względny spokój. Wszczynanie burd przez właścicielkę na pewno nie przysporzy nam pożądanego zainteresowania.
Ostatecznie gratuluję sobie w duchu decyzji trzymania nerwów na wodzy. Bo oto mam co chciałam. Wyjaśnienia. Rychło w czas zaczęłam myśleć o Raskolnikach i trzymaniu się z dala od ścisłych szeregów ich organizacji. Czuję się, jakbym znalazła się w krzywym zwierciadle; jakby życzeniowe myślenie uległo przebiegunowaniu. Może zawsze tak było. Jak z nigdy nie mów nigdy. Swojego czasu trzy razy się już na tym przejechałam, wreszcie dając za wygraną i pozwalając losowi robić to, co dla mnie przyszykował.
- Mogę wam się przydać? – parskam wreszcie, po dłuższej chwili ciszy, w czasie której chciałam pozwolić sobie na przetrawienie tych paru zdań, jakimi uraczył mnie Gorchevski. Zamiast tego poświęciłam je na błądzenie myślami wokół błędów młodości i tego, jak oddziałują na obecną sytuację. Punkt dla ciebie, Vit. Z niektórymi trzeba inaczej rozmawiać. – A w jaki to sposób mogę wam się przydać jeszcze bardziej niż robię to teraz? Jeszcze więcej darmowego żarcia? Bardziej dokładne informacje na temat planu dnia Grigorya Kuragina? Zrobienie wam z Piwnicy nowej bazy wypadowej? Azylu? I, na litość Czarnoboga, dlaczego właśnie teraz? Tylko nie mówicie, że ze względu na szykujące się wesela mojego kuzynostwa – wypalam jednym tchem, już nie stukając w blat, ale nerwowo zaciskając palce na krawędzi stołu, aż mi pobielały. Zaraz potem bieleje twarz i gwałtownie odwracam się za siebie, szukając wzrokiem zagrożenia, któremu zaradzić miałaby woda. – Och – wracam spojrzeniem do Vanyi i może zrobiłoby mi się go żal, ale jednak nie. Mimo to na chwilę zostawiam mężczyzn samych, by przynieść z kuchni szklankę z wodą i pozwolić sobie na spłynięcie ze mnie emocji. Wróciwszy, stawiam nawet przed Ivanem talerz ze schabowym i kilkoma ziemniaczkami. Jakby nie było, wywiązał się ze swojego obowiązku. – A ty? – zwracam się nagle do Vita, przysiadając się obok niego.  – Jak ty byś zaczął?
Pytanie-formalność. Nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że zaczął już dawno temu i szło mu lepiej niż jego koledze.
Vanya Gorchevski
Vanya Gorchevski
Piwnica Bazyliszka BNjDT9A
Sofia, Bułgaria
27 lat
czysta
za Raskolnikami
twórca magicznych przedmiotów i kłątwołamacz
https://petersburg.forum.st/t618-vanya-gorchevski#1088https://petersburg.forum.st/t619-vanya-gorchevski#1092https://petersburg.forum.st/t622-vanya-gorchevski#1097https://petersburg.forum.st/t620-mahmud#1095

Sob 02 Wrz 2017, 00:32
Pewnie nie tak miało to wyglądać. A raczej na pewno. Przecież przygotowywałeś się do tego bardzo długo, w głowie miałeś ułożone to, co chcesz jej powiedzieć. Był dobrze obmyślany plan, który zamierzałeś wykonać, ale zdaje się, że o nim zapomniałeś. Miało być sensownie, tak przynajmniej ci się wydawało, jednak wszystko spieprzyłeś – to, co przed chwilą padło z twoich ust, to jedna wielka improwizacja. Możesz to zrzucić na swój stan, który nie jest najlepszy; na bolącą głowę i niespodziewaną wizytę Ernesta; może na barierę językową, gdyż wciąż nie możesz jej się pozbyć i nie czujesz się swobodnie w rosyjskiej mowie, zwłaszcza po niemal ośmioletniej przerwy. Nie liczysz okazjonalnych kontaktów z Vitem, przez większość czasu posługiwałeś się wyłącznie językiem tureckim i arabskim. Krzywisz się lekko, wsłuchując się w słowa to od Vita, to od Ireny. Przewracasz oczami, po czym znacząco spoglądasz na swojego przyjaciela, tym samym sugerując mu, by to on przejął inicjatywę. Chyba nie powinno cię tutaj być. Marnie wyglądasz i chyba dawno nie czułeś się tak źle jak dzisiaj, ale może zaraz będzie lepiej, jeśli tylko kochana Irena dotrzyma słowa i przyniesie ci obiecane jedzenie.
- Naprawdę myślisz, że chodzi tu tylko o twoje kuzynostwo? – Unosisz brwi, poważnym wzrokiem spoglądając na Odrowąż. Słyszałeś co prawda o dwóch ślubach w najbliższym czasie, ale nie brałeś nawet tego pod uwagę, mimo twojej szczerej niechęci do dynastii magicznych. Nigdy w końcu nie przepadałeś za Starszyzną, co jest jednym z tych powodów, dla których postanowiłeś dołączyć do Raskolników. Nie odpowiadał ci przecież brak sprawiedliwości, wszechobecny nepotyzm czy elitaryzm zamiast egalitaryzmu. Chcesz walczyć o wolność i w imię szlachetnych idei, choć wcześniej nie sądziłeś, że akurat ty zostaniesz wplątany w politykę. Ale prędzej czy później to się dzieje, niezależnie od chęci. – Że jestem aż tak perfidny? – A może właśnie Irena za kogoś takiego cię ma? Wzdychasz z niezadowoleniem pod nosem, ale zaraz poprawia ci się humor, gdy Odrowąż przynosi ci jedzenie i szklankę wody. Jesteś bardzo spragniony, więc wypijasz ją od razu. – No dalej, Halíček – mówisz zachęcająco, robiąc krótką przerwę na oddech – pokaż, jaki jesteś elokwentny, a ja zajmę się moim obiadem. – Nie wątpisz w jego umiejętności przekonywania, znasz w końcu Vita nie od dzisiaj. Na pewno wypadnie lepiej niż ty, nie jest tak zmarnowany, dlatego nie dodajesz nic tylko zabierasz się za konsumpcję.


Ostatnio zmieniony przez Vanya Gorchevski dnia Nie 10 Wrz 2017, 17:52, w całości zmieniany 1 raz
Vit Halíček
Vit Halíček
Piwnica Bazyliszka Tumblr_nb09k1hiV11qzbjx5o1_500
Bratysława, Czechosłowacja
28 lat
czysta
za Raskolnikami
saper / pirotechnik
https://petersburg.forum.st/t932-vit-halicek#2967https://petersburg.forum.st/t935-halicek-vithttps://petersburg.forum.st/t933-dla-mnie-bombahttps://petersburg.forum.st/t934-cypisek

Sob 09 Wrz 2017, 16:16
Oj zdenerwowała się ta nasza Irenka no i co teraz, mapety, jeden z drugim, ważni jak Maggi w mlecznej zupie. Nie potraficie ponieść konsekwencji własnych działań, bo ty, Vitusiu tylko się uśmiechasz (to podłe, wiesz?), a Vania nos w talerz i lalala. Żebyś się tłuszczem upierdolił ty bąku. Żadni z was Raskolnicy, zapałki ledwie, wątłe małe patyczki, które próbują te swoje płomyki utrzymać.
Chłopcy, chłopcy, długa droga przed wami.
Ale ty, Irenko też byś mogła sobie tak krwi nie burzyć, naprawdę, po co wprowadzasz taki nastrój nerwowy, dziewczyno, zachowaj to dla siebie. Wyjdź po wszystkim na zaplecze, ukradnij siostrze z kurtki ostatniego papierosa. Trochę dlatego, że możesz, trochę też dlatego, że będzie to doskonała okazja do kolejnej awantury. To jak będzie? Całą swoją energię na tych dwóch knypków zużyjesz?
Na całą listę wymienioną przez Irenę Vit wzrusza ramionami.
- Między innymi.- – Przyznaje szczerze, prawie w tym samym momencie, co Vania temu wszystkiemu zaprzecza. I spogląda zaskoczony na przyjaciela, szybko jednak wracając wzrokiem do Ireny. Wywraca nawet oczami.
- Proszę was, jesteśmy dorośli, myślmy racjonalnie. To nie perfidia. – Co złego jest w tym, że mogliby wykorzystać pokrewieństwo Ireny? Nic, jeśli mówić o tym jawnie i za jej zgodą. Poza tym, że na ślub Konstantego i Anny Vit i tak się wybiera, więc to ostatecznie żaden argument.
- Sprawa wychodzi teraz, droga Irenko, bo tak obecny tutaj Vania uznał. Ja bym skończył. W tym momencie. – To chyba najrozsądniejsze rozwiązanie, chociaż oczywiście można by sprawę drążyć dalej, ale na nos Vita, a miał całkiem niezły węch sytuacyjny, na ten moment rozgrywka była przegrana.
Ale herbaty wciąż było dużo, więc Vit sięgnął po swój kubek i upił spory łyk. Napotkał wzrokiem jakiegoś przechodzącego klienta, z którego przeskoczył na otwierające się drzwi. Na zewnątrz była ładna pogoda, to zaskakujące. Szkoda byłoby zmarnować dzień w takiej piwnicy.
- I zaczął od kolacji ze śniadaniem. – Mrugnięcie. Vit zawsze był zdania, że nawet napięcie w najbardziej poważnej sytuacji można rozwiązać dobrym humorem. I magikondensatorem, oczywiście.
- Nie znam cię tak, jak Vania, Ireno i na pewno na obecnym etapie nie podjąłbym decyzji o twojej rekrutacji. Ale nie sprawiasz wcale wrażenia, jakbyś tego właśnie chciała, ale mogę być w błędzie, może po prostu oczekujesz żebyśmy przed tobą padli na kolana. A na to masz za niski status społeczny. – Oj zimno się zrobiło i ciemno, bo te ogniki wesołe w oczach Vita przygasły nagle z tą sugestią. Ale przecież może mieć chłopak rację, może Irena chce właśnie zapewnień i pieśni o tym, jaka będzie dla zgrupowania wartościowa. Tylko, że Vit był zdania, że nie tędy droga. Cenił ludzi, którzy chcą się przydać. Jednostki podchodzące do działań z łaską mogły w jego mniemaniu od razu wrócić do bycia pchłami i udawać, że kraj ma się świetnie.
Irka Odrowąż
Irka Odrowąż
Piwnica Bazyliszka Ytc0My2
Kraków, Polska
27 lat
czysta
za Raskolnikami
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t878-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t963-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t879-podobne-wzywa-podobnehttps://petersburg.forum.st/t948-bazylia

Nie 10 Wrz 2017, 00:24
Nie wierzę. Nie wierzę ani w to, co słyszę, ani w co widzę. Absurd sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, sypie mi się jak gruz na głowę, uparcie, niestrudzenie, coraz większymi kawałkami, aż dziw, że z tego wszystkiego nie zaczynam krztusić się wszędobylskim pyłem. Może faktycznie powinnam wyjść na nieco dłużej, może wcale do nich nie wracać. Zostawić ich z tą herbatą, żarciem i wyraźnie niedogadanymi sprawami, by ani sobie, ani mi wstydu nie robili. Wszystko to przecież mógł usłyszeć ktokolwiek, żaden z nich nie pokwapił się o rzucenie zaklęcia wygłuszającego, jakby fakt, że w Piwnicy generalnie rozmawiać można było bez przeszkód o wszystkim upoważniał ich do proponowania mi takich rzeczy.
Zostaję jednak na miejscu, nerwowo siedząc obok Halíčka. Dłonie to zaciskam w pięści, to skubię nimi rąbek swetra, podwijam rękawy i chwilę później naciągam je na czubki palców. Gdybym miała możliwość, zajęłabym ręce czymś konkretnym, myciem naczyń albo przecieraniem kufli, może umyłabym podłogę, od rana wystarczająco się nabrudziło. Za bardzo mnie nosi, ale jeśli podeszłabym do tego racjonalnie, może zauważyłabym, że jedynie wyolbrzymiam zaistniały problem; że właściwie nie wiem czemu tak bardzo się tym przejęłam. Albo tak przestraszyła mnie perspektywa dołączenia do Raskolników, bo do tej pory pewniej czułam się jedynie orbitując wokół nich w bezpiecznej odległości, będąc na każde zawołanie, lecz niezwiązana żadnymi umowami, przyrzeczeniami czy ślubami. Może to jest granica tego, gdzie kończy się moja brawura. A może rzeczywiście uraziła mnie ivanowa zdrada. Dowiem się pewnie jutro rano.
Nie komentuję zatem pytania Ivana, bo odpowiedź, która się nasuwa jest zbyt oczywista, co zapewne może wyczytać z pełnego wyrzutu spojrzenia. Głupio chcę wierzyć, że w całym tym szambie, Wrońscy najmniej się ufajdali, mimo iż jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że do wprowadzania niektórych ustaw i dekretów nie jest potrzebna jedynie większość, ale głosy poparcia wszystkich rodów. Co znaczy, że są tak samo winni, jak cała reszta. I jak każdy z klapkami na oczach. Skupiam się więc na tym, co do powiedzenia ma Vit, trochę odruchowo ignorując wzmiankę o śniadaniu, bo podobnych propozycji nasłuchałam się zbyt wiele. Czy to tu, czy jeszcze w Chatandze.
- W rzeczy samej, nie znasz – przytakuję na jego słowa. Więc mi nie ubliżaj. Czuję, jak rumieniec – zażenowania i zaskoczenia – wkrada mi się na policzki. Kto jak kto, ale nie sądziłam, że oni mogliby tak bluźnić. – Żadne ze mnie bóstwo byście mi na kolana padali, a i oświadczać się raczej nie zamierzacie. Po prostu nie przeszło mi przez myśl, że możecie mieć tak materialistyczne podejście. Że kolekcjonujecie tych, którzy mogliby się przydać, a nie tych, którzy chcieliby walczyć dla sprawy. Ale może źle to odebrałam. Może Vanya niewłaściwie słowa dobrał. Popracujcie nad tym, bo na ulicach wielu jest takich, którzy pragną zmiany – kończę, wzruszając ramionami. Co ja tam wiem. Może pragnienie zmian to za mało, ale z drugiej strony w opozycji do Starszyzny nie ma nikogo innego.
Wstaję, sięgając nadal drżącymi dłońmi (część energii wyparowała wraz z wypowiadanymi słowami, reszta wciąż krążyła po meandrach ciała) po vitowy talerz. Vanya powoli zaczynał kończyć, więc nie widzę powodu, by dłużej ich zatrzymywać i subtelnie dając znać, że jeśli uznają za stosowne, mogą po prostu wyjść, bo więcej problemów przysparzać im nie będę.
Vanya Gorchevski
Vanya Gorchevski
Piwnica Bazyliszka BNjDT9A
Sofia, Bułgaria
27 lat
czysta
za Raskolnikami
twórca magicznych przedmiotów i kłątwołamacz
https://petersburg.forum.st/t618-vanya-gorchevski#1088https://petersburg.forum.st/t619-vanya-gorchevski#1092https://petersburg.forum.st/t622-vanya-gorchevski#1097https://petersburg.forum.st/t620-mahmud#1095

Czw 19 Paź 2017, 00:25
Tak, na pewno nie powinieneś dzisiaj tutaj przychodzić. W zamian za to mógłbyś iść do Romki – zaparzyłaby ci azjatycką herbatę, po której najprawdopodobniej poczułbyś się lepiej. Przestałaby cię boleć głowa, zacząłbyś trzeźwo myśleć i dopiero potem byłbyś w stanie odwiedzić Irenę ze swoją propozycją. Bo wówczas zrobiłbyś to inaczej, ostrożniej dobierałbyś słowa, krok po kroku, gdyby nie wczorajszy alkohol w żyłach i zmysły otumanione opium. Wzdychasz więc ciężko pod nosem, ze zrezygnowaniem spoglądając na Vita, po czym wzruszasz bezradnie ramionami. Sprawa przegrana, przynajmniej na ten moment niewiele więcej da się zrobić. Najlepiej odpuścić i zostawić Odrowąż w spokoju, by niepotrzebne zdenerwowanie z niej wyparowało, a na jej twarz z powrotem wrócił radosny uśmiech. W rzeczywistości jesteś świadomy tego, że zdecydowanie nie jest to kwestia żadnego kolekcjonerstwa czy materializmu. Chodzi w końcu o cel, którym ostatecznie ma być lepsze życie, pod warunkiem że z powodzeniem uda się wprowadzić postulaty Raskolników. To najwyższa pora na rewolucję w Magicznej Rosji i koniec Starszyzny, choć niektórzy z nieskrywaną złośliwością w głosie mogą cię spytać: „Vanya, a co ty możesz wiedzieć, skoro tyle cię nie było?”. Tylko nie bez powodu uciekłeś ze Słowiańszczyzny. Wreszcie dotarłeś na Bliski Wschód i zobaczyłeś, że świat – nie taki wcale daleki – może wyglądać zupełnie inaczej. Wciąż nie było idealnie, jednak była nadzieja na dalsze zmiany.
- Przykro mi, że tak wyszło. – Irena zna cię nie od dzisiaj. Nie miałeś złych zamiarów. Chciałeś dobrze, choć wyszło jak zwykle. Ale nie zamierzasz więcej się tłumaczyć, by przypadkiem nie palnąć kolejnej głupoty. – Każdy z nas chce zmian, nie pustych obietnic. – Ich więcej już nie można słuchać. Starszyzna miała zbyt wiele szans i żadnej z nich nie wykorzystała, dbając wyłącznie o swoje dobro. Ludzie wpadli w stagnację, uparcie wierząc, że tak musi być. Powoli jednak, może nawet trochę za wolno, budzi się w nich świadomość i złość – w końcu przez tyle lat byli przez nich oszukiwani i wyzyskiwani. Naiwnie wierzysz, że to za waszą sprawą, nie ma w końcu nikogo w opozycji do Rady Czarodziejów. Na koniec uśmiechasz się przepraszająco do Ireny, po czym dodajesz: – Dziękuję za jedzenie. Było pyszne. A my z Vitem chyba już pójdziemy, co? – Nic tu po was. Nie chcesz dłużej zawracać jej głowy. Do rozmowy na pewno trzeba będzie wrócić, ale nie dzisiaj. W innych warunkach. Na osobności. Za jakiś czas, jak emocje opadną. Może wtedy Odrowąż dojrzeje do myśli, by w końcu się określić.


Ostatnio zmieniony przez Vanya Gorchevski dnia Sro 15 Lis 2017, 21:37, w całości zmieniany 1 raz
Vit Halíček
Vit Halíček
Piwnica Bazyliszka Tumblr_nb09k1hiV11qzbjx5o1_500
Bratysława, Czechosłowacja
28 lat
czysta
za Raskolnikami
saper / pirotechnik
https://petersburg.forum.st/t932-vit-halicek#2967https://petersburg.forum.st/t935-halicek-vithttps://petersburg.forum.st/t933-dla-mnie-bombahttps://petersburg.forum.st/t934-cypisek

Pon 06 Lis 2017, 10:14
Ty to jesteś, Vitek, jednak niedobry chłopiec. Przyjaciel przez ciebie się pokłócić z dziewczęciem, które też zdenerwowałeś, jeszcze ją objadłeś z zasobów żywieniowych i siedzisz tu tak bezczelnie, nie wkładając w tę sprawę tyle energii ile powinieneś. Wstydziłbyś się. Ale przecież nie będziesz, bo to nie leży w twojej naturze. Odchylasz tylko głowę do tyłu spoglądając w sufit, kiedy Vanya się kaja, a Irena próbuje uzmysłowić wam, jakimi dziećmi jesteście. No już, już. Ty i tak od początku spisałeś tę rozmowę na straty.
- Za co ty w ogóle przepraszasz? – Pytanie retoryczne. Denerwujesz się tylko niepotrzebnie, słysząc słowa przyjaciela i czujesz, jak ci krew buzuje. Przeprasza, że tak wyszło, no widział go ktoś.
- Dobrze, już dobrze, już dobrze. – Wstajesz, poganiając go i mrucząc na te zmiany i obietnice. Każdy z was widzi, jak wygląda ta sytuacja, nie ma sensu jej w tym momencie ciągnąć. Wyciągasz jeszcze z kieszeni stosik monet, kładąc je na stół delikatnie, aby się nie porozrzucały. Nie jesteś pewien, ile właściwie jesteście winni za swoje obiady, ale tyle powinno wystarczyć. Najpewniej dałeś i tak trochę za dużo, ale to nic.
- Dziękujemy, Ireno, jesteś cudowna. – Trochę ironia, trochę nie, w końcu napięcie i tak między nimi urosło nagle z poziomu zero do szczytu góry, ale bycia dobrą kucharką to jej nie odmówi. No i chyba wystarczająco już na dziś był dla niej niemiły.

Irena, Vanya i Vit z tematu
Elżbieta Odrowąż
Elżbieta Odrowąż
Kraków, Polska
28 lat
czysta
neutralny
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t886-elzbieta-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t964-odrowaz-elzbietahttps://petersburg.forum.st/t896-dusisz-mi-dusze-a-ja-sie-w-tobie-durzehttps://petersburg.forum.st/t936-dariusz

Czw 07 Gru 2017, 21:52

15.05.1997


Nad wodą wielką i czystą. Przebiegły czarne obłoki. I woda tonią przejrzystą. Odbiła kształty ich marne.
To tylko słowa przecież, a i tak jedynym były powodem, dla którego Elżbieta nie rzuciła dzisiaj wszystkiego, zostawiając Piwnicę na głowie któregoś z pracowników. Zamiast tego więcej na siebie wzięła, głębiej paznokcie w skórę wbijając, tak, możesz iść do domu wcześniej, przecież ona zostanie.
W tym mroku zostanie, nawet nie pół, ćwierćświetle tylko, kilka świec wisi przy podium, za barem, niecierpliwe ich płomienie odbijają się w lustrzanych półkach, na których poukładane są butelki z alkoholami. Wszystkie otwarte syczą do Elżbiety przez mikroszparki w korkach, bez słów, tylko dźwięki. Drobne włoski na karku dęba jej stają ale z frontu gorąc bucha od namiętnej melorecytacji, której towarzyszą dźwięki basu.
Dlaczego coraz mniej ludzi lubi poezję?
Czy ci, którzy siedzą tutaj jeszcze, garstka marna niedobitków, taka to sobota wieczór i tłumu powinno być, aż nie ma w co ręce włożyć, ale dzisiaj nie ma nawet na co liczyć. Dzisiaj wszyscy weselą się w zupełnie innym miejscu i Ela rodzinnie też powinna, ale Konstanty był dla niej równie odległy co obecny papież. I ten Polak i ten ale żadnego osobiście. I oboje tak samo jej obojętni.
W przeciwieństwie do tego wiersza wieszcza, który tak teraz w Piwnicy rozbrzmiewał i pozwalała sobie skupiać się na nim bardzo, dopóki któryś z niedobitków, mężczyzna w wieku średnim, prawie już łysy, oczy smutne, zielone, marynarka czarna ze sztruksu, ale sprana już, dłonie splecione przed sobą na barze, w lewej przy palcu serdecznym zwężenie po obrączce, rozwodnik.
Zamawia koniak bez lodu, bez słów Elżbieta nalewa. On odchodzi, wraca na swoje miejsce, ona włosy rozpuszcza, zagięły się brzydko w miejscu, w którym związane były gumką, ale zmęczył ją ten kok rozluźniający się.
Spina raz jeszcze.


Ostatnio zmieniony przez Elżbieta Odrowąż dnia Czw 12 Lip 2018, 20:39, w całości zmieniany 1 raz
Miron Twardowski
Miron Twardowski
Piwnica Bazyliszka Zw6ejwx
Kraków, Polska
30 lat
nieznana
neutralny
przedsiębiorca pogrzebowy
https://petersburg.forum.st/t1080-miron-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1360-pan-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1086-pan-twardowski#4002https://petersburg.forum.st/t1919-czarny#9786

Pią 08 Gru 2017, 10:04
I co on tu robił właściwie, wszedł do Bazyliszka, pod bazyliszka w sumie, powoli, wślizgnął się niemalże przez szczelinę w drzwiach jak cień. Znasz te twarz Elżunia, ale jakby nie znasz wcale. Jak to babcia modliła się wieczorami? I choćbym szedł ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo pan jest ze mną. Bo jestem najgorszym ścierwem w tej dolinie, ubranym w czarny dublet ze stójką trochę z innej epoki, lśniący pod płaszczem z czesanej wełny. Niby maj, prawda, a on i tak wciąż nie czuje czy zimno jest czy ciepło, wisiał płaszcz przy drzwiach to i wciągnął go na ramiona.
Przechodzi przez lokal prześlizgując się spojrzeniem powoli po smutnych mordach klienteli, był tak samo styrany życiem co oni. Migoczące światło lamp prześliznęło się błyskami po tej przesadnej ilości pierścieni, kolczyków, kilku wisiorów na długich łańcuszkach podzwaniających o guziki koszuli; rozejrzał się po wzorach na ścianach, przyjrzał fortepianowi, lokal wcale nie taki duży, a on i tak jakby całą wieczność do tego baru szedł i szedł, czterdzieści lat. Ręka boga, sandały Mojżesza, arka przymierza, zatrzymał się przy barze, ziemia obiecana, niedbale rozchylając klapy płaszcza i wkładając ręce w kieszenie spodni. Już by chciał coś zamówić, ale wzrok mu padł na ten portret nad kontuarem i brwi ku górze zdziwienie ciągnie.
Dziadzia?
No dobra, tego jeszcze nie grali. Przenosząc spojrzenie na pracownicę lokalu usiadł na jednym ze stołków, trochę nie mogąc przestać przyglądać się portretowi z narastającą wesołością, a trochę zniechęcony wzorami na ścianach odbijającymi się w lustrach za barem. Przyjrzał się więc w odbiciu sobie samemu, Twardowski Próżny, nie wyglądał dobrze. Żywię gdzieś wciągnęło, eliksiry się kończyły, skóra nie wyglądała najzdrowiej, czy to już czas umierać? Ha-ha.
Po co on tu właściwie... a tak. Swoje kapucynki musi gdzieś przecież rozlokować po mieście, a im popularniejsze lokale tym lepiej dla jego interesu. Tylko teraz Piwnica Bazyliszkowa wyglądała na średnich lotów przybytek, z tymi samotnymi ludźmi w tle pochylonymi nad szklankami, z tym półmrokiem, świecami kiwającymi się pod sufitem, och lokal nie wyglądał wcale na miejsce dobrych interesów, wręcz przeciwnie, całkiem niedobrych. Wydawało się, że pasował tu doskonale, jak element wystroju, który ktoś kiedyś wyniósł i teraz odłożył na miejsce, a Twoja podświadomość przestała w końcu zastanawiać się co jest nie-tak w tym pokoju. Kilka rubli intencjonalnie i z namysłem położył na blacie, jeden za drugim, patrząc się biednej ekspedientce prosto w oczy jakby jej wcale nie za drinki płacił tylko życie chciał z niej wyssać i wszystko inne co wyssywalne by było i kiwa głową nieznacznie na tę butelkę koniaku co to jej jeszcze nie odłożyła na miejsce. Czy on zamierzał pić, na boga? Życie - he he - mu stało się niemiłym?
Elżbieta Odrowąż
Elżbieta Odrowąż
Kraków, Polska
28 lat
czysta
neutralny
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t886-elzbieta-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t964-odrowaz-elzbietahttps://petersburg.forum.st/t896-dusisz-mi-dusze-a-ja-sie-w-tobie-durzehttps://petersburg.forum.st/t936-dariusz

Pią 08 Gru 2017, 16:07
Oślizgły gad przemyka przez piwnicę nawet się nie siląc, żeby tymi cieniami jakoś, tyle ich tutaj ma, aby do wątłego światła pyska nie wystawiać, ale nie, zagarnia przestrzeń całym sobą, Elżbieta czuje to od momentu, jak tylko próg przekroczył, coś nagle bzyczy jej przy uchu, wcale nie te korki alkoholi, tylko jak komar nocą natrętny i gdy bierze oddech czuje, jak coś niedobrego zawisło w powietrzu.
Trochę pamięta go ze szkoły, trochę nie, tyle o ile był dla niej jedynie gadzią twarzą na korytarzach, mijaną w drzwiach do sal lekcyjnych, przypadkowym spojrzeniem, które nie znaczyło absolutnie nic, nie było za krótkie ani za długie, żeby się stać niezręcznym, czy dziwnym, ciężkim, zapominała równie szybko, co jej się pod nogi nawinął, przenosząc wzrok na następnego nieszczęśnika, na dywan, na filar, na pióro, na książkę, na rozwiązanego buta, na wszystko, co tak bardzo było dla niej obojętne. Nigdy się nie zaplątał na tyle blisko żeby ją jabłkiem z zakazanego drzewa kusić i śmieszne nawet, zważywszy na to ile razy mogliby mieć okazję ze sobą porozmawiać, że to nalanie koniaku i zgarnięcie z blatu monet jest najbliższą interakcją w jaką kiedykolwiek ze sobą weszli.
I więcej ma na sobie biżuterii niż ona kiedykolwiek w szkatułce. Nie dlatego, że biedę klepała, dlatego, że zawsze w dupie miała te perły od babć i ciotek, przecież ich nosić nie będzie, biżuterię wiekową. Schowa ją wraz z wieloma innymi rzeczami, na przyszłość. Poza tym przeszkadzałyby jej we wszystkim, gdyby to miała nosić, w każdej sytuacji. Zmęczona by tym była, tak, jak zmęczona jest dzisiaj, więc żadnego życia z niej Miron wyssać nie może, ha, nie, że tak w ogóle nie może, bo mógłby, tylko, że spojrzenie takie to za mało, wiesz, niejeden się na nią gorzej w tym samym miejscu gapił.
Ale jak to spojrzenie odwzajemnia to jej się przypomina, że chyba go w zeszłym roku w lato widziała na Kazimierzu, ale mógł to nie być on, bo siedząc na krawężniku pijana jak sto pięćdziesiąt jadła z Dominiką Zawadą zapiekankę na pół. Kraków taki niby duży jest, ale jednak nie, każdy ma swoje ścieżki znajome i w pewnych punktach zawsze się one z innymi przetną i tyle jest, z bycia anonimowym w dużym mieście.
W szczypce miedziano złote, takie stare i zdobione pięknie łapie dwie kostki lodu i podnosi spoglądając znowu na Mirona, chcesz czy nie?. Byleby się tylko zdecydował szybko, bo topią się w tym gorącu, a Elżbieta nigdy nie lubiła w kubełku trzymać tych zmrożonych niemożebnie, bo do drinków to nie pasuje, tylko japy klientom by zamroziło na amen, więc ma takie, co się akurat nadają do włożenia. Tylko jak ich do koniaku nie lub do kubeczka na powrót, to się w tym roztapianiu w stanie ciekłym przeniosą jej na dłoń drobną i strumieniem cieniutkim obok kostki w dół na przedramię.
A tam w tle poezja wciąż i baryton artysty.
Miron Twardowski
Miron Twardowski
Piwnica Bazyliszka Zw6ejwx
Kraków, Polska
30 lat
nieznana
neutralny
przedsiębiorca pogrzebowy
https://petersburg.forum.st/t1080-miron-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1360-pan-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1086-pan-twardowski#4002https://petersburg.forum.st/t1919-czarny#9786

Pią 08 Gru 2017, 16:45
Miał kiedyś więcej wstydu w sobie, jeszcze jako nastolatek, wolał w tych cieniach półcieniach i zakamarkach właśnie się chować i patrzeć na ludzi pustymi oczami. Wtedy uśmiechał się częściej, bawiło go dużo rzeczy, lubił głośną muzykę i energiczne tańce bo napawały go życiem, którego nigdy za bardzo w nim nie było, o ironio, choć cały się tylko z niego składał. Fałszywa obietnica przetrwania, zjełczałe jajko z czarnym środkiem, marionetka tchnięta życiem z miłości, z miłości ojca, dziadka, miłości co to ich artysta w tych oczach na portrecie w ogóle nie ujął. Bo przecież Twardowscy nie potrafią kochać.
Patrzy się dalej na tę Elżbietkę z tymi szczypcami w ręku, podnosi szklankę oczy szerzej otwierając i tak trochę chce tyk kostek lodu, trochę nie chce, nie rusza się poza tym wcale, obserwuje tylko jak kropla wody zimnej toczy się powoli ciągnięta w dół grawitacją i wisi tak na krawędzi, by zaraz leniwie sunąć w stronę jej palców. Kiedy ona już myśli, że jednak nie, on trochę szklankę w jej stronę wyciąga, a kiedy ona w jego stronę kostki, on szklankę cofa, wciąż nie odrywając spojrzenia od samych kropek źrenic jej oczu. Bezczelny. No tak, pewnie gorzej się patrzyli, pewnie brzydko mówili do niej, może nawet zdarzały się niebezpieczne sytuacje, ale ten tu, szmaciarz siedzi tylko i droczy się, wyraźnie rozbawiony choć wcale się nie uśmiecha i tylko patrzy się, no ręką jeszcze rusza tak kilka razy dopóki Elżbieta cierpliwości nie straci. Podnosi w końcu toast w stronę dziadzi i stawia koniak na powrót na blacie, jeszcze nie zwariował do końca, bo tak, lubił chlapnąć jak każdy ale alkohol, narkotyki czy inne używki działały inaczej na jego zwłoki niż na innych ludzi i nie mając pod ręką Żywii i jej eliksirów magicznych to wolał jednak nie bawić się w ryzykantów.
Ściąga płaszcz, przerzuca przez wolne krzesło obok i odchylając się lekko przygląda poecie. Poważne sprawy, nawet po polsku recytował, chyba mu wolno. Lokal ma taki klimat? Kciukiem obraca jeden z sygnetów na palcu wskazującym, a mięsień szyi mu przy tym dziwnie skacze niezależnie wcale od całej reszty postawy. Może nie kapucynki, może powinien zastanowić się nad ptakami. Jakieś sowy, czy kruki, poeci lubią ekstrawagancję melodramatyczną, trzeba się poważnie nad tym zastanowić. Zerka na Elżbietkę, na cycki jej patrzy, włosy związane, przygląda się... uszom? Wzrok przenosi na butelki za nią, w lustrze patrzy na klientów, jeden, dwóch, pięciu. Niewiele. Ona jedna. Też niewiele. Bilans zysków, wykres strzela w głowie strzałkami i łukami prawdopodobieństwa. Coś planuje, coś się po głowie już-już plącze, okropny człowiek, powinien wyjść, pachnie pudrem, tytoniem, garbowaną mokrą skórą. Znów szklankę podnosi, prawie do ust, i nieruchomieje.
Skałom trzeba stać i grozić, obłokom deszcze przewozić.
Elżbieta Odrowąż
Elżbieta Odrowąż
Kraków, Polska
28 lat
czysta
neutralny
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t886-elzbieta-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t964-odrowaz-elzbietahttps://petersburg.forum.st/t896-dusisz-mi-dusze-a-ja-sie-w-tobie-durzehttps://petersburg.forum.st/t936-dariusz

Pią 08 Gru 2017, 18:51
Elżbietka to nigdy wstydu nie miała, w tych miejscach energicznych, przepełnionych muzyką głośną przewijało się jej ciało drobne od czasu do czasu, gdzieś tu, tam, w świetle, nie, przy instrumentach, powieki spuszczone, najpiękniej się wtedy przecież czuje, gdy nie ma nic.
Uśmiechała się? Czy nie? Nie wiedziała. Pewnie tak, ale nigdy tego nie planowała. Tak fatalnie jej wychodzi planowanie długoterminowe, aż dziw, że takiego wieku dożyła, kombinując z dnia na dzień, jak nabrać powietrza i jak najdłużej oddech wstrzymać.
Ależ mu się oczy błyszczą przebrzydłemu mendzie, bardziej niż te pociorki sygnetów, które jak on gapią się też na Elżbietę i przeszywają w taki ciężki sposób, aż czuje, że tchu musi zaczerpnąć.
Droczy się. Znudzony wyraźnie. Było w tym coś znanego przecież, w tej chwili i próbie choć marnej rozrywki odnalezienia, interakcji złośliwej, byleby tylko drgnęło coś, cokolwiek.
Lądują kostki w kubełku i mrożą się znowu, z cichym sykiem i parą chłodną, szczypce zdobione wilgotne do pojemniczka, trzeszczą inne szczypczyki, widelczyki, łyżka jedna metalowa z pięknym rubinowym okiem, ciicho, cicho już.
Chociaż to nieistotne, bo i tak ją wybił z tego rytmu słuchania, z porywu tego serca, rzeczy ulotnej, która jej jako jedna z niewielu przyjemność sprawia i koi nerwy, poezja, poezja, poezja.
Patrzy na ten mięsień u szyi się ruszający tuż przy kołnierzu, jak zahacza o materiał cienki, dziwna rzecz, drganie mięśni.
Odwraca głowę wzrokiem szukając swojego sweterka, akurat, gdy Miron znowu na nią, na te piersi i uszy, z tego dziadka obserwowania i poety. I nie ma tego na tamtym krześle, tego sweterka, a przecież przysięgłaby, że ona go tam. Ale to nieistotne, bo przecież trochę słabo i tchu wciąż. Powietrza. Zimnego, chłodnego, jak te lodu kostki, tylko w zupełnie inny sposób na twarzy i klatce piersiowej i u nasady włosów osiadające, wychodzi Elżbieta na zaplecze, stamtąd na pogrążone w ciemności podwórze, bogowie i demony, jak ona nienawidzi tej pracy w takich momentach.
W żadnych zresztą miła jej nie jest, ale znajoma, bezpieczna, przecież wie gdzie małe łyżeczki, gdzie kieliszki wyparzone, gdzie są te ze srebrnym wzorkiem, ile jeszcze potrzeba na śmieci worków, czy wody wystarczy dla pracowników w butelkach szklanych, który klient nie ma dziś tylu pieniędzy, ile by chciał, a który w końcu zechce opierdolić ją za nic, bo za dużo ma w sobie frustracji uzbieranej, to na kogo ją wylać, jeśli nie na Elżbietę, na jej włosy spięte i ramiona blade, sylwetkę taką malutką, przecież od wszystkich jest niższa, na jej rajstopy czarne i trzewiczki, które giną w ciemności na czarnej zdaje się podłodze.
W kamienicy naprzeciw jedno okno w czyjejś kuchni się pali, ale nikt się tam nie krząta.
Do kieszeni sięga, a paczka pusta.
Może to lepiej, Elu.
Miron Twardowski
Miron Twardowski
Piwnica Bazyliszka Zw6ejwx
Kraków, Polska
30 lat
nieznana
neutralny
przedsiębiorca pogrzebowy
https://petersburg.forum.st/t1080-miron-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1360-pan-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1086-pan-twardowski#4002https://petersburg.forum.st/t1919-czarny#9786

Sob 09 Gru 2017, 17:04
To taki talent sekretny, jeden z wielu zresztą bo to przecież człowiek tysiąca talentów, wybijanie z pantałyku i wpędzanie w konsternacje. Czego chce? Czy mu się znamy? Co się lampisz, w zęby dawno nie oberwał? Nie zbliżę się, bo cuchniesz czymś niezdrowym.
Samym spojrzeniem Elżbietkę do drzwi na zaplecze odprowadza i uśmiech mu się jakiś lekutki na ustach pojawia. Miała ładne uszy, takie akurat, żeby...
Oblizał usta odstawiając szklankę na blat, powoli, z rozmysłem, podniósł się z krzesła zaglądając przez bar i sięgnął do tego kubełka ze szczypczykami. Ta łyżeczka z oczkiem to mu wybitnie do gustu przypadła, taka z niego sroka, na pierwszy rzut oka widać. Pochyla się więc przymykając oczy i tą łyżką krąg skrobie na barze. Od niechcenia, na pozór zwykły na korgorusza. Myśli o tych długich nocach w Stambule, o tym, jak było gorąco, jak niepotliwe ciało cierpiało z powodu niemożliwości przeprocesowania płynów, o tym, jak alkohol palił w gardle, nosie, jak rzygał krwią i wnętrznościami, chwile na pograniczu szaleństwa, nieugaszone pragnienie, wola przetrwania. Ciężar emocji, z samego dna umysłu, poddaństwo, pogodzenie się z losem, wtedy był pewien, że przyszło mu umrzeć na obcej ziemi. Kładzie dłoń pan Twardowski na swoim kręgu przyzwania i spogląda na portret Kazimierza, dziadzia byłby dumny, albo wcale nie, z jednej strony robił to, w czym był doskonały - z drugiej, nie szedł tą samą ścieżką co reszta rodziny i choć w tym samym kierunku, to raczej drogą równoległą. Tą pozbawioną moralności. Zsuwa z małego palca jeden z sygnetów, z rubinowym oczkiem, ruda kropla krwi niemal natychmiast wyziera mu z prawej dziurki nosa, udar za trzy, dwa, jeden... Ale na sygnecie, już tak na wszelki wypadek bo za często używał tej zagrywki, wygrawerowane miał runy spaczenia, położył go więc na środku okręgu i szepnął słowa przyzwania.
Chodź do mnie, pragnienie, potrzeba czegoś niewiadomego tak silna, że pchająca w dzikie szaleństwo.
Chodź do mnie.
Wciąga tę krew głębokim wdechem do nosa, przełyka i oczy otwiera czując w ustach metaliczny posmak. Biały robal zwija się, mały, obły, trochę niewyraźny na gładkiej blatu powierzchni. Pierścień ląduje znów na palcu, krawędzią rękawa wyciera ciepłą strużkę cieknącą mu z ucha i niemal pieszczotliwym gestem bierze larwę w garść i znów na wierszokletę patrzy, Mickiewicza słucha taki z niego polaczek pełną piersią.
Elżunia wraca ze swojej przerwy, co to papieroski chciała palić, ale oddychać tylko pozostało niestrutym powietrzem. Miron dalej jakiś odchylony, może w lekko innej pozycji, zgrywa, że on tu wcale nic a nic, spogląda na nią bez wyrazu na twarzy, trup jak z bajki, potworny książę, nachyla się lekko i kiwa palcami wolnej ręki no chodź tu coś Ci szepnę na uszko gwiazdeczko, chrząka nawet lekko, by podkreślić co ma na myśli i celu. Jedno, co można zapamiętać na przyszłość w związku ze spotkaniem z jakimkolwiek szmaciarzem pokroju tego tu gagatka - cokolwiek nie obiecuje, że ma na myśli: nie ufaj Twardowskiemu.
Nigdy.
Gdy tylko kobieta nachyla się ku niemu i lekko głowę obraca, cóż ten obszczymur może jej mieć ważnego do powiedzenia, chwyta ją za gardło, wcale nie pieszczotliwie, za krtań jak psa wściekłego, którego szczęk kłapiących chcąc uniknąć trzeba szybko chwycić i choć Ela nie kłapie zębami to i tak usta otwiera na chwilę wystarczająco długą, by z troskliwej garści ponura obietnica koszmarów w postaci robaka wpadła jej wprost do przełyku. Słyszy jakieś poruszenie za plecami, klientela chyba zauważyła, że gest ten był zbyt gwałtowny na tak nudny wieczorek poetycki, odchyla się więc Twardowski w krześle jak gdyby nigdy nic i znów swoją szklankę bierze, znów na wierszokletę spogląda. Nic się nie wydarzyło panowie, ale bar to chyba zaraz zamykają.


Ostatnio zmieniony przez Miron Twardowski dnia Sob 09 Gru 2017, 17:36, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 09 Gru 2017, 17:04
The member 'Miron Twardowski' has done the following action : Kostki


'k6' : 5
Elżbieta Odrowąż
Elżbieta Odrowąż
Kraków, Polska
28 lat
czysta
neutralny
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t886-elzbieta-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t964-odrowaz-elzbietahttps://petersburg.forum.st/t896-dusisz-mi-dusze-a-ja-sie-w-tobie-durzehttps://petersburg.forum.st/t936-dariusz

Sob 09 Gru 2017, 20:15
Kruk na placu usiadł przyciągając Eli spojrzenie na tych kilka minut chłodnych w taki przyjemny sposób, letni wieczór, letni wiatr, rześko jest, miło, niebo z turkusu w granat wchodzi, dziś nie było krwawego zachodu słońca dla Elżbiety, pewnie wszystkie ciepłe gradienty uciekły w stronę weselnego szczęścia, budując scenografię romantyczną. Tymczasem tutaj mrok ciepły, zimne kostki lodu i Mickiewicz.
I w całej tej operze upiór, którym dla odmiany nie jest Elżbieta a i tak cały atak w nią wymierzony, no i co ona ma taka drobna zrobić, no powiedz panie.
Ostatni oddech wieczornego powietrza, dłonie z kieszeni swojej czarnej spódnicy szerokiej, z wysokim stanem wyjmuje, aby drzwi pchnąć. Napór powietrza. Kosmyk włosów ulatuje jej z niedbałego koka i opada na plecy, poprzez sam środek karku, jeden zdradziecki, długi wąż.
Pozornie wszystko jest takie same, mężczyzna grający na fioletowym basie, włosy jego siwe, długie i kręcone, koszula szara, tak strasznie nijaka a jemu przecież dodaje uroku, przetarte na kolanach dżinsy, ozdobna noga stołka, lakierowane buty melorecytatora, skryta w cieniu twarz, głowa też już siwiejąca, z echem pasm brązowych. Trzy świece nad nimi, po lewej jedna, pod nią para, ona młoda, on młody, bladzi, smutni z pustymi jednak uśmiechami delikatnymi, najpewniej zakwitły bez ich wiedzy. Siedzą przy stoliku trzymają się za ręce, jemu skończyła się już woda, zostały kostki lodu i mięta, ona jeszcze sączy wino. Dalej drzwi za kotarą, jegomość bez obrączki, portret, baranice, popielniczka z ciężkiego szkła, długo nic, nic, nic, pusta zdaje się ściana, potem drzwi, bar, błyszczący blat, słoiki, zlew, refleksy z lustrzanych półek, pojemnik ze szczypcami, czerwone ucho Twardowskiego.
Nachyla się.
I miesza się zapach jego z tym okrutnym zdrady poczuciem, przecież bar powinien być granicą nie do przekroczenia, bezwzględnie wszędzie, a tu przebrzydłe pająki blade na jej gardle się zaciskają i przypadkiem Ela dłonią trąca pojemnik, wysypują się na blat sztućce, bardziej niż te gesty gwałtowne Twardowskiego szczękiem przyciągając uwagę klientów.
I serce powinno jej chyba z piersi wyskoczyć, ale taki z niej weteran i tyle razy się w czorcie szaty owijała kiedy marzła pijana na łazienkowej posadzce, że złego to już chyba diabli nie biorą naprawdę. Słyszysz, Twardowski, takie dziadzia miał układy, a ty nosa dobrego wcale nie masz. Wstyd przynosisz rodzinie, gdyby się tylko świat dowiedział, że taka niepozorna Elżbieta twoją larwę wypluła. Twoją larwę!
Która spadła teraz na blat oślizgła i tylko ćwierćsekundy jej poświęciła Elżbieta, w czasie których Twardowski z tą szklanką na poetę dalej.
Mary i życie biorą, i postaci noszą, rozczulają i dręczą, i łechcą rozkoszą.
Butelkę koniaku odstawioną nie na miejsce, po Mirona obsłużeniu łapie w dłoń i jak się tylko Twardowski odwraca to znowu go obsługuje. Tyle, że tą butelką w mordę, aż miło, nawet tego alkoholu nie szkoda, przecież to nic, to nic w obliczu tego, czego on się przed chwilą względem niej podjął.
Tychujutygnoju.
Serce jej jak oszalałe i krew gorąca aż parzy ją w opuszki palców, oddech wilgotny na wargach osiadł i czuje posmak słodki adrenaliny, który wypiera pamięć dotyku ohydztwa tego wijącego się, białej larwy. W pośpiechu, jakby wszystko w jednej chwili się działo, butelkę na szczypce zamienia łapiąc w nie larwę, na blat wskakując kolanami, ten niższy od wewnętrznej baru strony, sięgając dłońmi jak szponami po ofiarę mironową głowę, uroczo bliźniaczy gest wykonując, oddając mu z taką wściekłą czułością tą larwę, chyba ją trochę tymi szczypcami, które mu teraz do gardła wpycha zgniotła. Jedną ręką głowę do baru a drugą za plecy do spódnicy.
I nie ma już poezji, ani ciszy już nie ma, chociaż Elżbieta nic nie słyszy, a przynajmniej tak jej się wydaje, bo nie dociera do niej głos basisty, który w sytuacji tak nagłej i dzikiej jest w stanie najlichszym hej tylko zareagować, a reszta siedzi, jak to ludzie, sztywne mątwy, tchórze, niemojasprawawychodzę.
- Meziere. – Prawie mu tym końcem różdżki do nozdrza podjeżdża, tak ją wbija w mironową skórę.
Połknij to. Połknij to.
Kurwa, gnido.
Elżbieta w gorącej wodzie kąpana nigdy nie mogła odpuścić przecież mściwe stworzenie, źrenice jak kot na polowaniu i siłuje się z tą głową jego, chociaż po drganiach czuje, że zaklęcie zadziałało, dziwnym by było, gdyby nie, w takich emocjach.
A co zrobisz, jeśli on ci się tutaj Elu udusi? Nie myślisz o tym wcale, w tych nanosekundach, w którymś momencie kok ci się rozplątał bardziej i połowa włosów już opadła, połowa się trzyma, ale jednego tego ucha ładnego to już nie widać.
A mogła na pomoc zawołać, ukradkiem larwę wyrzucić, zdzielić go spokojniejszym zaklęciem, które by Twardowskiego unieruchomiło na czas gwardii dotarcia, tyle mogła, tyle mogła. Ale była sobą.



Ostatnio zmieniony przez Elżbieta Odrowąż dnia Sob 09 Gru 2017, 22:32, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 09 Gru 2017, 20:15
The member 'Elżbieta Odrowąż' has done the following action : Kostki


'k6' : 6, 5
Sponsored content


Skocz do: