Dziedziniec Pasternaka
Idź do strony : 1, 2  Next
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pią 03 Lut 2017, 15:01
Dziedziniec Pasternaka

Dziedziniec nazwany imieniem czarodzieja, który za swoją twórczość literacką otrzymał mugolską Nagrodę Nobla. W ciągu ostatnich lat sprowadzali się tutaj czarodzieje związani z działalnością artystyczną. Malarze, śpiewacy, pisarze, muzycy. Charakter mieszkańców zresztą widać od razu, gdy wejdzie się w ulicę. Większość kamienic pomalowano na żywe, wesołe kolory. Drzwi i okiennice ozdobiono pięknymi wzorami. Przed kawiarenkami stoją stoliki i krzesła, przy których obywatele Petersburga popiją herbatę i dyskutują o sztuce. Sklepy oferują obrazy, rzeźby i inne wyroby artystyczne. Gdzie nie gdzie napotyka się ulicznych muzykantów przygrywających na instrumentach. Spotkania towarzyskie, imprezy często trwają do białego rana.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Czw 12 Paź 2017, 09:52, w całości zmieniany 1 raz
Elżbieta Odrowąż
Elżbieta Odrowąż
Kraków, Polska
28 lat
czysta
neutralny
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t886-elzbieta-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t964-odrowaz-elzbietahttps://petersburg.forum.st/t896-dusisz-mi-dusze-a-ja-sie-w-tobie-durzehttps://petersburg.forum.st/t936-dariusz

Czw 04 Sty 2018, 23:13

22.05.1997

Chodź tu, chodź tu, chodź tu do mnie.
Dłonie w górze łabędzie szyje smukłe wyciągnięte blade dłonie nieozdobione niczym poza aurą słodką weselną, niech będzie dziś najpiękniej, bo się Abraham Adara z Yulią Kovalenkovą żeni. Wianki białe, suknie barwne, wino, wino, jeszcze jedno, obrus złoty, kuglarz też z nosem błyszczącym, życie, noc jest przecież, ale to nic, jeszcze po kieliszku, jeszcze nie czas by welon w powietrze rzucić, ale czas już by bawić się przecież, pełną piersią oddychać, cała Mahala tej nocy świętować może, wszystkie kawiarenki na pełnych obrotach na jednym dziedzińcu jak jedna rodzina gastronomiczna przecież, stołki nie do pary, ale to nic, nikt tutaj do pary nie jest, a jednak pasuje każdy. Żurawina, jarzębina, co ty Elżbieto we włosach masz? Co ty w oczach masz kobieto, w duszy głębiej, to, co się najbardziej w kobiecie liczy, tak mówił Mykola z czajowni, w kobiecie najważniejsza jest dusza. I charyzma. A potem nalałaś mu wódki do szklanki i nie rozumiał, jak kobieta może być z kobietą.
Ale to nie teraz jest ważne, wszędzie woda z fontanny trysła, ktoś ją rozlał tutaj, strumieniem błyskotliwym gęstym. Kolory kamienic mienią się w tym świetlików blasku i lampek wiszących świec pachnących, tyle doznań, o bogowie, tyle poruszonych zmysłów. Nikt dzisiaj, najbardziej przypadkowy nawet gość, nie odejdzie stąd nienakarmiony i nienapojony, bez jednego chociaż tańca, z którąś z panien, czy to pasternakowych pracownic, bywalców Mahala czy Kovalenkowych kuzynek.
Bawimy się do białego rana, a jeśli sił nam starczy to i dłużej. Przecież świat o każdej porze piękny jest.
Och, gdyby tutaj był tylko ktoś, kogo ci tak bardzo Elżbieto brak. Gdybyś tylko szeptem mogła imię wypowiedzieć, za którym tęsknisz tak straszliwie, chociaż się nie przyznasz, w tym tańcu, w tym weseleniu się zatracona. Nie przyznasz się, bo nie wiesz które to imię. Skąd je wziąć. Skąd jego, ją, nieszczęśnika wywabić. Jak życzenie wypowiedzieć, by się spełniło. I jakie życzenie.
Zatem tylko te dłonie blade ci w górze pozostają, żurawina jarzębina, sukienka się w tym świetle, półmroku dziadów mieniąca krwawym blaskiem karmazynu, uważaj dziewczę, bo cię jeszcze któraś dusza z tego padołu skradnie, taka dzisiaj jesteś mityczna. Nic tylko namalować i schować głęboko, bo od oryginału dnia codziennego tak różna jesteś. Inna, bo szczęśliwa. Na pozór.


Ostatnio zmieniony przez Elżbieta Odrowąż dnia Czw 12 Lip 2018, 20:39, w całości zmieniany 1 raz
Miron Twardowski
Miron Twardowski
Dziedziniec Pasternaka Zw6ejwx
Kraków, Polska
30 lat
nieznana
neutralny
przedsiębiorca pogrzebowy
https://petersburg.forum.st/t1080-miron-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1360-pan-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1086-pan-twardowski#4002https://petersburg.forum.st/t1919-czarny#9786

Pią 05 Sty 2018, 11:08
To może być już jakieś przekleństwo, tyle lat już się o siebie te wasze uniwersa ocierają w dziwnych sytuacjach, czasem bardziej niż dziwnych. Wesele to piękne wydarzenie, szczególnie tak ciepłe, tak radosne jak to na dziedzińcu, gdzie każdy jest miłym gościem, gdzie muzyka rwie do tańca zarówno nogi jak i za serce. Chwytają jasne dłonie, śmiechu co nie miara, jedzenie może skromne, może nie ze szwedzkich bufetów jak na starszyźnianych balach, ale pyszne, domowe, robione przez mamy i babcie, ciotki i czasem wujków. Co wie o tym Twardowski? Abrahama zna z pracy, można powiedzieć, bo się poznali przy okazji dziadka Igora pogrzebu, kiedy Aba Babcia, Halinka słodka, pochwaliła Mironową pracę, że Gori jak żyw wygląda w swojej trumience. Całkiem zabawne zrządzenie losu, że od tego pogrzebu teraz do wesela aż udało im się jeszcze na siebie natknąć i znajomość nawiązać, skoro Miron to chyba nie był pewien, czy pamięta pana młodego imię - nigdy nie był w imiona dobry.
I tak wiruje Elżunia w tańcu, śliczna jak z obrazka, jarzębina żurawina we włosach, tęsknota za czymś w oczach, wiesz jak mówią, be careful what you wish for, bo po tych kamienicach światełka ślizgają się ale w ciemne kąty żaden blask nie dociera i to tam szklane oczy, jak w blasku noktowizora, puste spojrzenie błyska kiedy w pół obrocie jakoś zerkasz niechcący może nawet w tamtym kierunku.
Twardowski elegant, kochanek ciemnych zaułków, stoi gdzieś z daleka bo za dużo tych kuzynek chcących tańczyć, babcia Halinka też jak tylko go przyuważyła to zaraz policzka szczypała mówiąc, że jakiś blady, że jakby mu Irminka na kolana usiadła zaraz by nabrał rumieńców, więc woli w tym swoim płaszczu jak upiór w cieniu siedzieć.
Dziś zdarzyło mu się nalewki jabłkowej napić, bo była z jabłek, a Miro kochał jabłka. Podejrzewał, że Abe wygadał babci jaką miłością do jabłek Twardowski pała i to właśnie dlatego, więc mając w ustach kwaśno-palący posmak uśmiecha się patrząc jak ludzie cieszą się muzyką i przestrzenią i początkowo to nawet Elżuni nie poznaje w tej sukience, całej takiej rozanielonej, innej i pląsającej. W ręku trzyma szklankę nalewki, hojnie przez wujka Eustache wypełnioną, palcami wolnej dłoni jakoś odruchowo wciąż rumianej blizny na czole dotyka, niemal z.. rozrzewnieniem? Jak miłe wspomnienie wakacyjnej przygody.
Oboje jesteście spierdolinami tak mocnymi, że nie ma dla was ratunku moi mili. Powinniście szybciej sobie to powiedzieć, co jest do powiedzenia, bo to aż ciąży na duszy przyglądać się procesowi bo ja widzę ten krater. Tyle, że za kraterem ziemia obiecana.
Kto wie czemu, Miron wychodzi w końcu z półcienia, gdzieś pod girlandami z lampionów, ręce unosząc natychmiast, bo jakaś mała Kovalenka już chciała go capnąć do tańca - z tymi małymi kuzynkami to nikt nie chciał tańczyć już w tym stanie no i idzie, krokiem powolnym, tango milonga, aż sięga tej Elżbieciej ręki wyciągniętej do nieba jak w topielczym geście, haustem jednym szklankę opuszcza, a potem szklanka opuszcza jego dłoń bo pusta to już mało potrzebna i miękkim, bardzo sprawnym ruchem wprawia ten piękny karmazyn materiału w piruet aż jarzębinki zagrzechotały we włosach.
Elżbieta Odrowąż
Elżbieta Odrowąż
Kraków, Polska
28 lat
czysta
neutralny
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t886-elzbieta-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t964-odrowaz-elzbietahttps://petersburg.forum.st/t896-dusisz-mi-dusze-a-ja-sie-w-tobie-durzehttps://petersburg.forum.st/t936-dariusz

Pon 08 Sty 2018, 16:02
To jest przekleństwo, na pewno jest. I pewnie się uaktywnia tak, a dajmy raz na dziesięć lat, to akurat wam wypadło teraz, na ten miesiąc maj, zrządzenie losu, a macie żyjątka żałosne, now kiss.
Nosami się zderzycie, czaszkami twardymi, paciorkami oczu, co to tak kukają, słyszeliście kiedyś dźwięk gałki ocznej pękającej? Nic przyjemnego. Jak te wasze ścieżki się przecierające, chociaż z pozoru to ta całkiem ładnie wygląda, pod dywan zamieciony cały ten brud, który taki wykopany leży, długa jeszcze ta droga, żeby się przez krater przebić? A może by tak od razu na łeb na szyję, po co sobie mówić cokolwiek, po co tłumaczyć, ludzie sobie świetnie radzą z innymi się nie komunikując, fakty naginają, historyjki pod siebie, patrzcie ile możliwości, każde z was zupełnie inne wspomnienia dotyczące tych samych momentów by miało. Potem to się można dzielić dopiero! Co? Niefajnie?
Fajnie, fajnie, bez dyskusji. Ma być miło i gówno mnie obchodzi cała reszta.
Elżbiety nie obchodzą abrahamowi kuzyni, kovalenkowi też, nie w tym sensie, że wcale, przecież się nie kręci tak jak wiertło, żeby wszystkich chłopców odstraszyć, ale nie interesują jej tak, jak ona tutaj niejednego, bo dorodna i rumiana, kto by tam poznał, że to ta z Piwnicy. Zresztą połowa tych, co nie poznają to i tak nie stąd, bo przyjezdni, nikt ich nie uprzedził, że tutaj można zarobić porządną lepę od panienki, chociaż chyba nie dziś. Na to się nie zanosi, ale jej to człowiek być pewien nie może. Dwa razy otruje, za trzecim pocałuje. No i masz.
No i zjawia się Miro tłumu wybraniec, chociaż nikt go nie zna, nikt nie obstawiał, że oni się tutaj razem, że się znają. No i on ją, ona jego (i tu powinien być opowieści koniec). I tak się bujają. Kurwa, ale ładnie oni tańczą! Zazdr.
Miron, Miron, jakie zimne masz dłonie, jakie oczy zimne masz. Ale za to uśmiechnięty, w tym świetle to Halinka na pewno by się już nie dopatrzyła rumieńców, tylko uznała, że na pewno tam są, na pewno.
Ta szklanka upada i na chwilę przyciąga Elżbiety uwagę, ale Miron przecież większym jest zaskoczeniem. Większym, no bo przecież szklaneczka to takie małe gówno, a ten tu wyrósł nagle przed nią, kawał Twardowskiego, ale co to, przecież wesele jest, a Elżbieta już po toaście też. To ten stan, kiedy jeszcze prosto się chodzi, chociaż wydaje się człowiekowi, że wcale już nie, bo w głowie jednak szumieć zaczyna ciepło, już nie trzeźwa, jeszcze nie pijana.
Ładnie tam, kiedy wszyscy się bawią, instrumenty zaklęte, grajkowie lokalni oczywiście, bo wszyscy tutaj na Mahala jedną są rodziną wielką, a dzisiejszej nocy to już zwłaszcza.
Pić się chce Elżbiecie, parę minut już tak przecież wirują, a ona wcześniej sama, przerwa by się jej przydała, stopy też chętnie odpoczną przecież.
- Usiądźmy na chwilę. – Musiałaby orkiestrę przekrzyczeć, a przecież już tchu jej brak, więc mironowe ucho oddechem urywanym, gorącym owiewa na sekundę, więcej i tak nie powie, bo chyba uschnie.
Stoły zastawione czym tylko panie chcesz, tutaj cioteczki szarlotka, tam lemoniada, na gust Elżbiety stanowczo za słodka, chociaż do cukru słabość ma, bezpiecznie na wodę z cytrynką i bazylką stawia, przez tłum jak się już przedarła Mironka prowadząc, to się o ten stół z obrusem białym opiera i po dzbanek sięga. Najmniej oblegany stół, bo ani grama alkoholu tu nie uświadczysz panie, tam po drugiej stronie, gdzie każdy szwagier swojego szwagra stoi, to tam o, wódka się hektolitrami leje.
Chłodna ta woda, nie zimna niebezpiecznie, przynosi ulgę Elżbiecie, to teraz jeszcze tylko może na jednej z tych kanap na chwilę spocząć i można wracać do tańca. Kanap, bo tutaj z mebli to nic do siebie nie pasuje przecież, co kto miał z okolicznych domów i lokali, to przyniósł, toteż sofy na brukowej kostce przy stolikach nie dziwią nikogo.
Miron Twardowski
Miron Twardowski
Dziedziniec Pasternaka Zw6ejwx
Kraków, Polska
30 lat
nieznana
neutralny
przedsiębiorca pogrzebowy
https://petersburg.forum.st/t1080-miron-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1360-pan-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1086-pan-twardowski#4002https://petersburg.forum.st/t1919-czarny#9786

Pon 08 Sty 2018, 18:26
Miron lubi tańczyć, to żaden sekret. Miron lubi muzykę, performerów, lubi jak ludzie mają w sobie emocje, to też żaden sekret. Może dlatego tak łatwo mu się odnaleźć wśród bywalców skweru niż pośród sfer wyższych, gdzie każdy już musiał maskę zamiast twarzy, szczotkę w tyłek i garnitury szyte na miarę. Twardowski lubił ładne garnitury, szczególnie te szyte na miarę i zawsze wyglądał jak najdroższy z tych wszystkich szlachciców, miał jednak w kieszeni szczura, a nie złotooką żmiję.
Ćś, nie patrz na szklankę, już Cię drugą ręką za podbródek łapie, jeszcze w objęciach zamknie na chwilę, by zaraz znów w półobrocie odepchnąć, tak pięknie Twoja sukienka dzisiaj, Elżuniu. Zimne ręce ma Miron i takie niespokojne, białe pająki migoczące pierścieniami, awenturyn, rubin, tygrysie oko, palce wcale bez proszenia się o zgodę muskają czasem ramiona, jak należy, ale i po talii wąskiej suną lubieżnie, łapczywie obejmując co tam tylko mu się uwidzi złapać. Nie ma co się dziwić, że pić się chce, wujek Stachu też od samego patrzenia się zdyszał i w gardle zaschło, tylko ile Ela sama zarejestrowała tej ukrytej, zawoalowanej gry wstępnej to nie wiadomo bo już co innego chce, nachyla się i krzyczy szeptem. Usiądźmy, no dobrze Gwiazdeczko, co zechcesz.
I już, cap za rękę i ciągnie go gdzieś przez ten tłum, Miro po alkoholu to się nawet zaśmiał głośno jak wpadł na którąś cioteczkę Laryse i ramiona uniósł w przepraszającym geście palcem na swoją pociągową klacz wskazując, "to ona mnie ciągnie".
Zatrzymuje się więc w końcu, patrzy jak dziewucha sobie wody nalewa i popija, damulka, co tak bez alkoholowo, z waszej dwójki on dziś nadrabia, poziom najebania musi zostać utrzymany w tych wątkach semi-romantycznych bo na trzeźwo to co? To nie da rady, wiadomo, odpowiedź każdy kto to czyta zna. Leniwym niemal ruchem zgarnia z twarzy jakieś pasma grzywy co mu się zaplątała na te pochmurne zazwyczaj, choć nie dziś, oczy i ogląda sobie Elżbietę jak eksponat na wystawie, jakby nie widział nigdy, Kobieta Wodę Pijąca by Władysław Odrowąż.
By jej może do tych kanap co ich wzrokiem szukała pozwolił iść, kiedy on nie chciał do kanap. I tak się będą już do usranej śmierci ścierać o to, że jedno chce w lewo, a drugie w prawo, tylko Miro napił się trochę i zabrakło dżentelmena, zabrakło klasy zeby w ciszy ręce unieść i podążyć, już dwa kroki zrobił bóg raczy wiedzieć kiedy taki szybki się stał, że nikt nie zauważył nawet tego ruchu, jedną rękę po jej lewej stronie zakleszcza na krawędzi stołu, drugą z drugiej zgarnia niedbale talerze zza pleców Odrowążówny.
- Pachniesz jak lato w Krakowie. - mówi nachylając się i chwytając jej uda, kolano wciskając między jej sukienką owiane nogi i podrywając z ziemi by posadzić na stole. Nie umiał sprecyzować czym pachnie lato w Krakowie i czy to może nie Eli perfumy mu się z którymś parnym latem kojarzą, ale wspiera się ciężko o blat, pochylając w jej stronę i zaglądając jej chciwie w oczy... po to tylko, żeby zaraz na boczek główkę przechylić i oprzeć skroń o jej ramię- Tęsknię za Krakowem. - mówi nagle, chuj wie skąd, ale tak strasznie tęsknił za domem do którego ojciec zabronił mu wracać. Można w sumie powiedzieć, że miał bana na Polskę, tyle, że się Twardowski ludziom z własnych bolączek raczej nie zwierzał nigdy. No ale masz. Babo. Placek.
Elżbieta Odrowąż
Elżbieta Odrowąż
Kraków, Polska
28 lat
czysta
neutralny
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t886-elzbieta-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t964-odrowaz-elzbietahttps://petersburg.forum.st/t896-dusisz-mi-dusze-a-ja-sie-w-tobie-durzehttps://petersburg.forum.st/t936-dariusz

Pon 08 Sty 2018, 23:07
Nie mówi się 'ona mnie ciągnie' tylko 'ona mnie pociąga' kurwa kek.
Nic dziwnego jednak, że się Miron na tych salonach nie odnajdował, przecież Elżbieta też nienawidziła tych sztywnych zasad i sukien, spiętych mięśni, nienagannych manier i koków. Kolory były milsze, brukowa kostka, prawdziwe emocje, prawdziwe nalewki, mający zejść na zawał wujkowie za trzy dwa jeden.
Jeszcze nie, jeszcze chwila, ale tak już przecież blisko, im bliżej Miron Eli tym bliżej Stach kopnięcia w kalendarz.
To ciekawe, bo Elżbieta raczej podświadomie wiedziała, że ktoś się przypałęta, przecież idąc samemu na tego typu imprezy nigdy się samemu nie wraca. Ale że ten Kraków ją dopadł to by się tego nie spodziewała. Jeszcze w tańcu, w tych chwilach pierwszych sekundach gorących zdawałoby się, że najmocniejsze dreszcze już na wstępie za nią, ale potem te mironowe dłonie już takie szlaki sobie przecierały, aż przykro byłoby i jemu i jej odbierać tę przyjemność. Ale wniosków teoretycznie nie wyciągała, przecież z tym Twardowskim to do końca nie wiadomo, on też jak ona taki, raz przytuli raz udusi. Teoretycznie, bo co w praktyce to pisać nie wolno, po pierwsze nie do końca wiadomo, po drugie nie moja sprawa. Pożyjemy, zobaczymy, w praniu wyjdzie.
No i co, ona chciała na te kanapy, żeby usiąść sobie, ale skoro ją tutaj na ten stół sadza to niech i będzie i tak już zapomniała, że właściwie to gdzieś iść miała, bo jest wesele, jest wesoło, Miron jest. Taki. Jaki jest.
I odruchowo go za ramiona łapie, kiedy on ją tak w górę, żeby nie wyrżnąć zaraz na plecy, głową w te szklaneczki, talerzyczki, ależ by śmiesznie było hoho, a o ile bardziej karmazynowo! Ale siedzi stabilnie, chociaż się tak wcale a wcale nie czuje. Za to czuje jak jej chłodny prąd w środku przebiega, wcale nie od tej wody, wcale nie nieprzyjemny.
Puszcza ramiona mironowe, rękami się podpiera, kiedy on się tak nachyla do niej i taki intensywny jest, a ona pachnie jak lato w Krakowie i nie może stwierdzić czy to dobrze, czy źle w tym dokładnie momencie, bo musiałaby przeanalizować, sytuację, a przecież nie ma na to czasu i głowy nie ma do tego, bo już jej sukni materiał opór stawia, taki naciągnięty, chociaż spódnica szeroka, to jednak on tak między tymi nogami Elżbiety, tak, jak powinien, normalnie by jej stópki przecież wisiały swobodnie na tej wysokości, ale przecież wszystkie mięśnie spięła, palce ku ziemi skierowała, baletnicy pointy.
Miron głowę kładzie, niech chłonie w takim razie ten lata zapach, on niech chłonie, ona by mogła ochłonąć, ale to tak w sekundzie nie działa, bo Miron, Miron, co ty mówisz. Dlaczego teraz to mówisz. Przecież ona wie.
Smutno się robi, w całym tym serca biciu odrobinę melancholijnie nagle, jedną dłoń od stołu odrywa, ten jeden jeszcze kosmyk włosów z twarzy mironowej odgarnia, w końcu na granicy szyi i barku palce kładzie wcale nie gestem niepewnym, przecież chciała tam, to położyła tam. Wszystko można.
Co ma ci powiedzieć? Że mogłaby twoim Krakowem być? Pytanie którym, bo to raczej niefortunne, skoro wstępu tam nie masz, lepiej nie. Lepiej niech tylko pachnie, a pozostanie Elżbietą.
Miron, Miron, nie smuć się, ale jeśli chcesz, to możesz, wiesz. Możesz ten nos w Elżbiety za uchem zagłębieniu zatopić i już nie będzie ci zimno. Ale czy ty tak potrafisz teraz na spokojnie? Przecież nic absolutnie nie sprzyja temu zupełnie, żeby tak opaść, w kulkę się zwinąć, za dużo bodźców wokół was, za dużo w was też tych nerwów drgających.
Miron Twardowski
Miron Twardowski
Dziedziniec Pasternaka Zw6ejwx
Kraków, Polska
30 lat
nieznana
neutralny
przedsiębiorca pogrzebowy
https://petersburg.forum.st/t1080-miron-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1360-pan-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1086-pan-twardowski#4002https://petersburg.forum.st/t1919-czarny#9786

Wto 09 Sty 2018, 16:15
Przez myśl mi przeszło "ona mi ciągnie" bo nie wiadomo jak się wieczór skończy, ale dość tej żartów karuzeli. To by trzeba było być już pijanym albo upośledzonym lekko, by nie zauważyć, że w katalogu wesel na ten miesiąc to na dziedzińcu przebijało wszystkie. Stach zanim kipnie przecież zdążył najeść się takich smaczności jakich od czasów komunii nie jadł i napić takich nalewek od których brwi się w loki kręcą tyle mają w sobie prądu. Jeśli umierać to kiedy jak nie teraz?
Na imprezy idąc samemu z zamysłem upicia się, wkładając sobie we włosy jarzębinę i zakładając suknię słowiańskie-flamenco to skąd jej do głowy przyszło, że w ogóle ktoś jej da spokój. Twardowski niestety typowym weselnym amantem nie był z tych, co jeszcze w aparacie ortodontycznym stoją pod ścianą poprawiając okulary, pierwszy koper na górnej wardze, mucha pod kolor skarpet i zalotne spojrzenie. On też pod ścianą, ale chuj z niego raczej niż amant i od takiego oczekiwać miłosnych wyznań to trzeba już w głębokiej desperacji być.
A jednak.
Jednak wtula ten nos w jej szyję, oczy zamyka kiedy mu z twarzy odgarnia włosy i już wkurwia go ta sukienka więc wcale nie romantycznie chwyta jej krawędź i do góry ciągnie bo jak on ma być bliżej jak tu mu jakiś materiał napięty bariery jakieś robi. Sunie palcami po łydkach nagich, udach, dobrze, że ciepło dzisiaj, ale gęsia skórka i tak, nie unikniesz bo łapska Miron ma przecież trupio, hehe, zimne, chodź tu, na tyle szybko, że nie pozostawiał jej za bardzo czasu do uciekania. I znów podnosi, trochę na oślep, na biodrach sadza, idziemy, bo się namyślił jednak na tę kanapę gdzieś, jedną ręką wciąż pod sukienką za biodra Elżbietę trzymając. No podnieść te czterdzieści kilo to żadne wyzwanie, w niektórych krajach byłaby już uznana za karła w tym wieku mając mniej niż metr sześćdziesiąt. Drugie ramie jak wąż plecy Elżbietki obejmuje, coby mu nie wyfiknęła przypadkiem i sobie nie zrobiła krzywdy zanim ją na miejsce doniesie, bo może jest trzeźwa, może pijana a dobrze udaje, ale na zimne dmuchać i byłby całkiem romantyczny, delikatny niemalże w tej swojej trosce gdyby nie to, że doszedłszy do kanapy niemal ją na te poduchy upuścił.
- Zaraz wrócę. - oznajmił celując w nią palcem, pif-paf, jak z pistoletu, po czym zgarnąwszy gdzieś spomiędzy Jozefa i Katii butelkę jabłkowej nalewki babci Haliny wrócił do kanap bo on powiedział, że wróci, no i w zasadzie to jeszcze nie skończył.
Opada więc na te poduchy jak, hehe, trup, co za żarty dziś się mnie trzymają, przysięgam, prześmieszne, tyle, że butelka była odkorkowana i trochę się wychlupnęło nalewki na tę czarną koszulę, boże jaka szkoda, dobra nalewka z cynamonem i patrzy na tę plamę Twardowski jakby upośledzony dziś był i nie wie co zrobić, więc się odwraca spojrzeniem do Elżbiety, pociąga z butelki hojnie i jej oferuje, napijmy się. Zupełnie inaczej dziś mu z oczu patrzy, nie takim chujem co to ostatnio kiedy ją kusił zmrożoną wódeczką, dziś Twardowski pije za Kraków utęskniony, za obwarzanki, za pierogi z kapustą, za sielawę z małej restauracji nad morzem i festiwal śledzia na podlasiu. Na pewno coś znajdziesz i Ty, żeby się z nim napić, bo tak samemu to wiesz dobrze, że alkoholizm, a z kimś to już okazja, taki był deal, prawda? Gładzi się jedną ręką po brzuszku, jakby to coś mogło na plamę pomóc, ale różdżka daleko, a on chyba nie zna zaklęcia na wywabianie plam. Co innego, jakby Elżunię miał klątwą jakąś parszywą tu i teraz obrzucić, mógłby i to nawet za długo myśleć by nie musiał, te to się same na usta cisnęły - tylko, że tego to nie chciał. Jeszcze. Póki co. Chuj jednak raczy wiedzieć co mu dziś jeszcze do głowy przyjdzie. Miron ze smyczy spuszczon, chowajcie córki i synów. Szczególnie pierworodnych.
Elżbieta Odrowąż
Elżbieta Odrowąż
Kraków, Polska
28 lat
czysta
neutralny
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t886-elzbieta-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t964-odrowaz-elzbietahttps://petersburg.forum.st/t896-dusisz-mi-dusze-a-ja-sie-w-tobie-durzehttps://petersburg.forum.st/t936-dariusz

Sro 10 Sty 2018, 01:06
Włosy oczywiście, o to chodziło? Za włosy tak? Bo takie ładne. Uczesane nawet. Ela to ma swoje też pięknie uczesane, aż zazdroszczę, bo się moich tak nie da, część to jej falami na plecy spływa, reszta spięta w koczki ślimaczki warkoczyki, w które ta jarzębina wpleciona, twarz ładnie widać i uszy nawet też, może się Miro ucieszyć, chociaż to nie jest dobry chłopak, nie zasłużył na takie nagrody. Na tą skórę jej gładką też wcale nie, ale przecież się nikogo o pozwolenie nie pytał, tylko bierze co chce, słusznie przecież, Elżbieta się w życiu taką też zasadą kieruje, co chce to biere. Co chce to robim lel. Takim też sposobem na weselu na Pasternaka się pojawiła z chęcią ogromną, przynosząc jeszcze ze sobą proszę ja kurwa ciebie sękacz skoro już się te podlasie przewinęło, to niech zostanie z nami dłużej.
W zasadzie to było jedyne wesele z tego katalogu na miesiąc maj, na którym się pojawiła, ale na pewno jeszcze się jakieś nawinie, albo stypa, na które się z chęcią wybierze, może własne chuj ją tam wie, gifty zawsze miło pozbierać i potańczyć.
Niby te czterdzieści kilo podnieść żaden wyczyn, zwłaszcza, jak się samemu ma dwa razy więcej, ale to wciąż czterdzieści kilo, a nie cztery, a skoro jeszcze flaszkę sobie przyniósł, to chyba mu się już nie uda jej podnieść gdy z kanapy się ruszą, obojętnie jak się w te biodra i palce paluchami zimnymi pająkami wczepi. Nawet, jeśli go za szyję mocno ona, jak przed chwilą, to ryzyko upadku jest wysokie, a szkoda by było się poobijać w sposób nieprzyjemny.
Zaraz wróci.
Ale czy Elżbieta chce? Trochę nie, a z drugiej strony to bardzo, jak już do takiego momentu to doszło, to bezsensu byłoby to na tym tylko rąk zaciskaniu pozostawić, w końcu dzisiaj to taka jest noc, że się trzeba bawić jak nigdy. Nie zdążyłaby się w sumie nawet zastanowić, czy gdzieś nie czmychnąć (po co po co po co po co), bo już wrócił i to z butelką i od razu na siebie wylał. Patrzy na niego Elżbieta taka na sofie ułożona bokiem jak na klifie syrenka, długi ogon czerwony, nogi podkurczone, łokieć na oparciu no i spójrz. Spójrz za siebie. Odwraca się za sofę faktycznie spogląda, na ludzi tańczących, na jedzących i grających, teraz w drugą stronę, na tych, co przed kanapą. I masz babo patrz ile chłopa, a tobie się Twardowski trafił.
Przez sekundę to nawet urocze z niego chłopiątko fajtłapie, gdyby nie to, że wcale uroczy nie był ten Twardowski. Trochę można o nim powiedzieć niby miły słów, ale lepiej nie, bo jeszcze usłyszy i to wykorzysta.
- Tyle dobrego. – Które by mógł wypić za Elżbietę, bo ona to wcale nie chce, wypiła dzisiaj dwa toasty, więcej nie chciała, ale przyjmuje tą butelkę, bo w razie czego, to lepiej, żeby ona ją w ręce miała, a ostatecznie i tak łyka pociąga, bo jak tak na niego patrzy i on się jej dzisiaj podoba, to wie, że na trzeźwo rady nie da. To już ustalone. Dłoń wolną na mironowej nodze kładzie i już się nawet nachyla syrenka.
- Ty za to pachniesz głównie jak nalewka. – Uśmiecha się Elżbieta, ale świat już prawie zasłania, jak koszula wyschnie to jeszcze będzie śmieszniej. Zdążyła tylko wargę Pana Twardowskiego skubnąć, przegryźć tę dolną jedynie, bo co innego jej uwagę teraz przerywa, głowę odwraca, patrzy znów na skupisko gości za nimi. No bo kurwa. Pocałunki pocałunkami nie, ale nie ma nic lepszego od gry w gorące krzesełka. Potem zobaczycie jak to jest jeszcze bliżej siebie być. Albo i nie.
Czekam aż ktoś zginie.
Może wujek Stach?
- Idziemy tam. – Po trofeum. Wiedziona głosem wodzireja wstaje i no chodź Miron, nie mów, że byś nie chciał wygrać flaszki, co z tego, że stoją na stołach ogólnodostępne i w każdej chwili, jak przed momentem, możecie którąś zwinąć. Chodzi o wygraną nie? I zabawę. O napięcie. I zajebanie komuś krzesła sprzed nosa gdy muzyka grać przestaje.
No chodź. Za rękę znowu, splecione obydwie, kiedy w półobrocie do tego Mirona siedzącego tyłem staje, żeby go w górę pociągnąć. Kieruje te dłonie palce splątane na swoje piersi, wstawaj Twardowski, teraz jesteś biustonoszem. Na chwilę, bo trzeba wygrać tą butelkę i wszystkim Kovalenkom noski poucierać.
Miron Twardowski
Miron Twardowski
Dziedziniec Pasternaka Zw6ejwx
Kraków, Polska
30 lat
nieznana
neutralny
przedsiębiorca pogrzebowy
https://petersburg.forum.st/t1080-miron-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1360-pan-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1086-pan-twardowski#4002https://petersburg.forum.st/t1919-czarny#9786

Sro 10 Sty 2018, 04:26
No co za baba ja pierdole, nie dziwie się już, że on ją do tej sadzawki chciał wepchnąć albo robakiem nakarmić, człowiek pod wpływem ciężkiej klątwy przynajmniej ma w głowie poukładane i posłuszny jest chociaż, a ta tu? Tańczyli - to niedobrze, chciała usiąść, usiedli - dalej niedobrze, chce tańczyć, weź się zdecyduj bo Twardowski dziś ustępliwy i się na tańce godzi i na kanapy się godzi, ale i święty w końcu cierpliwość straci, a Miron nigdy święty nie był, a do świętych miał tak daleko jak chyba żaden inny Twój znajomy.
Że pachnie nalewką to akurat mu się podoba, uśmiecha się nawet lekko na te słowa, lepiej jabłkami i cynamonem niż tak jak zazwyczaj formaliną i środkami dezynfekującymi, tyle, że no taki z niego esteta, że strasznie go ta plama mierzi wiesz i nie może tak po prostu machnąć ręką, więc bierze butelkę nie prosząc się w ogóle o pozwolenie i pociąga kolejnego łyka. Koszuli zdjąć nie za bardzo wolno, bo tam pod koszulą sekrety ma, którymi lepiej na dziedzińcu Pasternaka nie świecić ludziom po oczach. Już i tak mu gwardziści w kark dyszeli, podejrzewał, że ta pizda wołowa Pankratiy już pobiegł im coś nazmyślać - od pół roku ponad mu się odgrażał i rzucał obelżywymi komentarzami pod jego adresem. Gdyby tak jeszcze z gołą klatą wyskoczył bawić się w gorące krzesła to by był koniec Twardowskiego, a może nawet i ciężki przypał dla całej rodziny, takie tajemnice na jaw wypuszczać.
I skubie ta Elżbieta te mironowe, jabłkowo-cynamonowe wargi, kusicielka jedna, no dziś to jej trzeba przyznać, że w tej sukience z jarzębinami, nawet z uszami odsłoniętymi, to jej się należy, niemal jak ta rusałka gdyby nie zwyczajowe kurwiki w oczach. Przestałaby brwi marszczyć ciągle to by zaraz pięć lat młodsza i piękniejsza by była, a z tych amantów weselnych jakiś lepszy by się trafił, bo jak tak spod byka się patrzy to co się dziwić, że żaden samobójczych zapędów nie ma do niej w łaski się zalecać tylko ten Twardowski co to mu w zasadzie wszystko jedno bo przecież i tak nie żyje.
Po co te całusy to Miron nie wie sam, kobiety rzadko całował w usta, jak prawdziwa prostytutka, choć całkiem chętnie te usta zastępował innymi miejscami. Wujku Staszku, legilimens proszę załączyć i się wdrożyć w to co Twardowskiemu właśnie przez myśl przechodzi, zawał gwarantuje bo tam nie tylko konstelacje, ale klątwy całkiem okropne, ciemna piwnica w Mironowym domu i rzesza małpek zombie przygrywających miłosnym wygibasom. Starczy umysł tego nie pojmie, choć obawiam się, że nawet młodzieńczy nie da rady, tylko mózg Twardowskiego, taki co to już raz umarł więc mu wszystko jedno.
Już w sumie było powiedziane, że amant z niego do dupy i nie ma co miłości oczekiwać o to jednak despera, ale są siebie warci to i daje jej te ręce i ona go tak ciągnie za rękę, a mu się nawet na tej kanapie spodobało i ta syrenka z czerwonym ogonem, no na chuj niszczysz atmosferę Elżbeta to ja nie wiem, drugi raz tak miło może nigdy nie będzie, trzeba żelazo kuć póki gorące, no ale wstaje i idzie. Po krzesłach dupskiem klepać nie będzie, bo choć lubi rozrywki i tańce to jednak jeszcze nie jest tak pijany, żeby się ganiać z Kovalenkami w koło macieju ale proszę, idź, wygrywaj flaszki co to ich pić nie będziesz i tak bo jakaś wstrzemięźliwość alkoholowa nagle tobą owładnęła. No ale nim nie, więc tak jednym okiem zerka jak sobie radzić w tych pląsach, ale siada sobie na wiklinowym stołku koło stolika, gdzie Ilya, Pyotr i Matvey już ustalali, który z nich ma największy biceps, zakasawszy rękawy pod pachy i siłując się na rękę. Starzy marynarze, można ich poznać po umiłowaniu do śledzia, czystej wódki (nawet ciepłej) i szantowych okrzykach rzucanych pod nosem dla animuszu. Mógłby tam z nimi w sumie spróbować się, miał przecież wcale nie gorszy biceps, a i coś mu się w pamięci plątało, że Matvyejowi kiedyś złamał nosa – tyle, że wiadomo, Twardowski nie pamiętał nigdy za bardzo ani imion ani twarzy więc ręką machnął szukając wzrokiem tatara, jajek faszerowanych, albo chociaż szarlotki, bo o ile nigdy za bardzo nie doskwierał mu głód (ani senność, ani zmęczenie ogólno pojęte) to im więcej alkoholu mu się w system wlewało to się jakiś bardziej ludzki stawał chyba. I tego tatara smak, albo jajek właśnie, czegokolwiek smak, bo takie nim zaczynały targać całkiem ludzkie zachcianki.
Elżbieta Odrowąż
Elżbieta Odrowąż
Kraków, Polska
28 lat
czysta
neutralny
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t886-elzbieta-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t964-odrowaz-elzbietahttps://petersburg.forum.st/t896-dusisz-mi-dusze-a-ja-sie-w-tobie-durzehttps://petersburg.forum.st/t936-dariusz

Sro 10 Sty 2018, 14:58
Przecież to już ustalone, że jeden w prawo, drugi w lewo i w końcu puszczą te dłonie splecione, glob obiegną i znowu się gdzieś spotkają i znowu komuś nie po drodze, a szarpać się nie będą, może tylko na chwilę, ale nic z tego nie wyniknie koniec końców, poza drobnymi nieszczęściami, aż w końcu jego klątwa strawi, a ją. Może też klątwa. Chuj wie, a może alkohol. Możliwości wiele jest.
Od początku Mimiro wiesz, że ona taka w gorącej wodzie kąpana, to co się dziwisz chłopie, sam to sobie robisz, mnie to się wydaje, a mnie analizy uczy dr Saske Gdnve, że ty to tak naprawdę chciałeś się wpakować w taką relacje z Elą, bo czemu nie. Jak nie robak to kwiatuszek, co ma być to będzie.
A co tam pod tą koszulą masz? Mam nadzieję, że ci z brzucha obcy nie wystaje, bo to mogłoby bardzo utrudniać funkcjonowanie a i też nie bardzo faktycznie z takim na weselu latać, komuś mogłaby się, hehe, stać, hehe, krzywda.
Mógłbyś sobie znaleźć miejsce, gdzie tą koszulę zdjąć i w ogóle wyprać, jeśli masz pralkę, skoro zaklęć takich nie znasz, ale do pralki to jeszcze daleko nie, jeszcze kilka sesji. Ale są pralnie publiczne, tylko uważaj, żebyś się tam nie natknął na jakieś celebryckie grono po cichu randkujące, aczkolwiek to byłoby całkiem interesujące spotkanie, moglibyście się jak kartami z pokemonami powymieniać klątwami i doświadczeniami i sposobami na ból półdupka albo zimne nogi, brak krążenia panie, brak krążenia. No i jeszcze popatrz ziom jakie mam sygnety, wow stary, niezłe, patrz na moje. Wow, wow, przyjaciele? Przyjaciele.
Dostałam raka od własnego posta kurwa kek.
Bez sensu z tym żelazem, żeby rzucić to wszystko i z jednej okazji skorzystać, niech to lepiej spuchnie jak drożdże, jak małe irytacje, które się razem kumulują i w głowie trzęsą, dopóki się ręką nie machnie, bo znowu się nie zgrywają, znowu nie ta noga do tego blatu, nie ten imbus do tej śruby, gdzieś powinny być te części pasujące, ale wszystko takie porozsypywane, a na odległość to całkiem ładnie. On by się mógł z tymi ziomeczkami posiłować trochę, kiedy Elżunia Kovalenkove kuzynki jak pionki z planszy zbija, dopóki jej któraś za włosy nie szarpnęła, a tak się kurwa nie robi, ale jak się odwraca, to się okazuje, że to ta jedenastoletnia Michalina, no to kurwa, dziecka po ryju grzmocić nie będzie. A należałoby się, ale jest wesele, bawimy się, przecież to tylko gra jest, a do tych osób akurat manią wygranej ogarniętych to Elżbieta nie należała nigdy. Można z nią spokojnie w Eurobiznes grać, nie obrazi się. Chociaż spokojnie to nie jest dobre określenie, bo jak się trzeci hotel stawia to każdy by się wkurwił. Po wszystkim jednak urazy nie chowa.
I znowu zdyszana wraca, ale nie tak jak po tańcu, rumiana dalej, gdzie ten Miron, gdzieś ją tutaj w tej okolicy przecież opuścił i o, jest.
- Przegrałam. – Bardziej do skroni to mówi, kiedy się za Mironem materializuje, nachyla lekko, bo jej wiele nie potrzeba, Miro nawet na siedząco to prawie na jej poziomie, na sekundę ramiona wokół jego szyi splata, łokieć jej trafia na tą mokrą na koszuli plamę, ale to nic. Nawet ustami wilgotnymi to tę skroń muska, bo kurwa co post to inny etap znajomości.
- Czego szukasz? – Skoro się tak rozgląda po stołach wzrokiem wodząc, Elżbieta w przeciwieństwie do niektórych nie potrafi cudzych myśli odczytać, to jej do głowy tatar nie przyszedł.
- Podać ci coś? – Jaka kochana, no panie.

Miron Twardowski
Miron Twardowski
Dziedziniec Pasternaka Zw6ejwx
Kraków, Polska
30 lat
nieznana
neutralny
przedsiębiorca pogrzebowy
https://petersburg.forum.st/t1080-miron-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1360-pan-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1086-pan-twardowski#4002https://petersburg.forum.st/t1919-czarny#9786

Czw 11 Sty 2018, 03:28
Mając dyplom od takiego renomowanego specjalisty muszę przyznać, że ta analiza może być całkiem słuszna. To, ze Miron ma tendencje auto-destruktywne wiadomo nie od dziś, zaczęło mu się przecież dawno temu i pamiętam ten dzień, kiedy niejaki Vasylczenko Leonid mu uświadomił, że balans na granicy zdrowia i poczytalności to najlepsza zabawa pod słońcem. Leonid myślę, że pod koszulę zajrzał mu nie raz nie dwa, ale Elżbietka to nie sadze, żeby taką sympatią i fascynacją do Twardowskiego pałała, żeby to co tam ukrywa mogło jej się spodobać. Albo chociaż nie obrzydzić...
Miron już powoli myśli o tej pralni, słowo daję, już nawet wykukał za kanapą rower, moglibyście wskoczyć na jeden, dawaj na kierownice mała i popedałujemy w stronę wschodzącego słońca, byle nie za szybko bo ograniczenie prędkości tu do czterdziestu, a Marzi Strażnik Teksasu dziś na nocnym patrolu. Chyba się z Elżbietką znają, bardzo mnie ciekawi ich relacja, tak jak relacja Mira i Ernesta ale to chyba się nigdy nie wydarzy znając nas.
Trzęsące się drożdże wytrąciły mnie z tego bezsensownego bełkotu, wracajmy do fabularnego posta.
Siedzi Miron i z ukontentowaniem trochę patrzy jak Elżbieta biega wokół krzesełek jak kot z pęcherzem, a trochę podsłuchuje obleśne żarty starych dziadków przy stoliku obok. Wujo Stachu zniknął z pola widzenia, ale bez obaw, z pewnością wkrótce wróci, on tu jest dziś wodzirejem. Twardowski się sam nie spodziewał jaką przyjemność sprawi mu przesiadywanie na tym weselu. Może dlatego, że takie swojskie jest, słowiańskie, że te wuje i ciotki to takie, jakich on nigdy nie miał bo rodzina Twardowskich to raczej nie jest wielka (mają tendencje szybko umierać, wiesz) a ci członkowie, którzy ciągle jeszcze dychają trzymają się raczej względnie na dystans. Wzrusza go to trochę, na tyle na ile jest w stanie się wzruszyć, te kuzynki, wianki, Abraham z nową żoną, babcia Halina klepiąca się po udach w salwach śmiechu w swoim granatowym fartuchu w groszki, którego nie zdjęła nawet z okazji ślubu wnuczka - bo możne coś trzeba będzie do-pichcić na biegu i szkoda ubrudzić niedzielną sukienkę. W takich chwilach zdawał sobie sprawę z tego, że on pewnie nigdy tego nie będzie miał, że ta tęsknota i rozrzewnienie na widok bawiących się tłumów to nie jest znikąd, że on ani babć, dziadków, kuzynów i ciotek, że żony pewnie się nie dorobi, ślubu to w ogóle boże uchowaj biedną wybrankę, a dzieci to chyba nawet nie dałby rady, bo jak. I patrzy się jakoś nostalgicznie na ten stół w zamyśleniu, aż mu Elżunia wraca cała taka rozhasana i się Miro ogląda co się dzieje.
- Klops. - podsumował, zerkając przez ramię. A to mała flądra ta Michalina, niby lat jedenaście, a tak zawzięcie o flaszkę wódki walczy - cholerni alkoholicy, takich nie sieją. Rozplata ramiona Elżbiety ze swojej szyi, no chodź, i sadza ją sobie na kolanie, przyciągając bliżej i obejmując od tyłu opiera podbródek na jej ramieniu.
- Sam nie wiem co ja chcę, Elżbieta. - mruknął, mlasnąwszy lekko jak pies- Podaj mi siebie. - mruży oczy leniwie jak jaszczurka na słońcu. Miała takie ładne uszy, co on by mógł z takimi uszami... Musiałby ją zaprosić do swojej pracowni, ale tam taki bałagan. No i armia małpek, co zrobić z armią małpek. Może ona nie lubi małpek? Każda dziewczynka lubi małe zwierzątka futerkowe. Tyle, że małpki to tylko z definicji były małymi zwierzątkami futerkowymi, połowie jeszcze nie odrosło futerko, a kilka wciąż nie miało oczu wprawionych w czaszkę.
No, to może do pracowni jeszcze nie, to nie widok dla kobiecych oczu. Z drugiej strony, Elżbietka, czy Ty byś się przejęła? Nie wiem co to Twardowski mógłby teraz zrobić, żeby Cię jeszcze zdziwić, na tym etapie i po tym wszystkim przez co - ćśśś, to sekret - w życiu przeszliście to już chyba nic.
Elżbieta Odrowąż
Elżbieta Odrowąż
Kraków, Polska
28 lat
czysta
neutralny
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t886-elzbieta-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t964-odrowaz-elzbietahttps://petersburg.forum.st/t896-dusisz-mi-dusze-a-ja-sie-w-tobie-durzehttps://petersburg.forum.st/t936-dariusz

Sro 17 Sty 2018, 00:03
Wiesz co mi w głowie gra? Wody diabelskie. Niech będą przeklęte, nie sądziłam, że do tego dojdzie, a teraz już za późno i dopiero masz placek, babo. I to jaki placek. Taki, co to się od trzech lat piekł. Ich trzy lata, nasze trzy lata zdaje się również, wszystko się zgadza, tym razem wszystko w czas, na czas.
I gdzie są te figlarne nuty weselne, które rozbrzmiewać powinny, nie ma ich, chociaż są i kolory też, tylko wszystko teraz w tej toni ciemnej na samo dno, gdy w taflę wody dmuchniesz, gdy w nią, taką lodowatą, palec włożysz i drgać zacznie, obraz się zepsuje, wszystko to tam pod spodem to wesele zafaluje, te wibracje, basy i pasy cię przenikną jak dreszcze następujące jeden po drugim, na złość.
Wcale nie jest pięknie. To kolejna tylko iluzja, rzeczywistość w poły sukni Elżbiety zaplątana, okryta jak welonem krwistym, jak chustą maminą, a pod nią tylko udręki, lęki i ciemno i gorzko i smutno. Stalagmity z wódy, kroplami spływającej, myślisz że to by się Mironowi spodobało, gdyby to on jej z kolei w klatę zajrzał? Chyba nie, chyba nie. Chociaż w takich warunkach robale doskonale by się zalęgły, o bogowie, ileż pożywienia by tam miały larwy przebrzydłe, a Elżbieta nie wstałaby już nigdy, gdyby się porządnie za nią zabrał i to szczęście, które gdzieś tam zawsze jednak do niej rękę wyciągało, gdy na kolana na samo dno upadała, w końcu samo by się poskładało w małą kosteczkę obok i tak by sobie Elżbieta leżała do końca świata.
I nie wiem, zupełnie nie wiem dlaczego takie pomysły, dlaczego zawsze pod górkę i tragizm jednak się na prowadzenie wysuwa, kiedy tutaj przez chwilę krótką zaświtał nieśmiało pomysł, że jednak by tą klątwę z Mirona może się kiedyś udało zdjąć.
Ale to już koniec, koniec tych wód diabelskich, tfu, żeby wyschły kurwa mać przeklęte, gdzie te globalne ocieplenie, gdy go człowiek potrzebuje.
Weź mnie do domu, a zrobię ci dobrze. Nauczę i zabawię, dam ci gofra jak Kołobrzeg.
On sam nie wie, czego chce, Elżbietka. Co tobie pozostaje? Za niego decyzji nie podejmiesz. Możesz tylko być sobie, skoro on chce, żebyś mu tak siebie dała, ale przecież nie możesz. Nie ot tak po prostu, to nie wypada zupełnie, to nie jest dobry pomysł, ale żaden nie jest dobry, bo jak chce to niech sobie ciebie weźmie, ale nie całą, bo dostanie niestrawności.
Niemalże od razu się odwracasz bokiem, niech sobie teraz chłopięcie brodę opiera, ale ty też chcesz, no też chcesz. I już się kulisz, jak w tej wizji i trochę chyba też toniesz, co Elżbietka? W nim się zatapiasz. Nos w te w-włosy, które wcale nie nalewką, tylko czymś innym pachną. I nie jak portfel skórzany wcale ani płyn do dezynfekcji, inaczej zupełnie, co to jest za zapach? Taki miękki, jak one miękkie są, czujesz przecież, bo już jedną dłoń wplatasz, po chwili zaciskasz, może trochę za mocno, może ktoś inny by cię upomniał, ale szanujmy się, czy jest u was w ogóle coś takiego jak za mocno?.
Zmienia się to jak w kalejdoskopie, bo wokół te dziadki i dziatki do rozpuku się śmieją, wszyscy razem, choć każde z innego powodu, a tu chwila jakaś trochę nieznośnej, trochę ciepłej melancholii spłynęła i co teraz? Coś z tym zrobić należy, pozostawić samych sobie nie można zupełnie.
Zimny jesteś. Odkrycie żadne dla niej i dla niego, może kto inny by się zdziwił, ale sama do końca Elżbieta nie jest pewna, czy tylko jej to przez głowę przemknęło, czy padły te słowa z ust rozchylonych do ucha wprost, w te włosy się zaplątały może po drodze, a może nie. Może zostały na końcu języka.
Miron Twardowski
Miron Twardowski
Dziedziniec Pasternaka Zw6ejwx
Kraków, Polska
30 lat
nieznana
neutralny
przedsiębiorca pogrzebowy
https://petersburg.forum.st/t1080-miron-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1360-pan-twardowskihttps://petersburg.forum.st/t1086-pan-twardowski#4002https://petersburg.forum.st/t1919-czarny#9786

Sro 17 Sty 2018, 05:58
Obie wiemy jak się diabelskie wody kończą. Miron się w nich urodził, zdradzę Ci, wyszedł, wystąpił z brzegów bo tam w tych otchłaniach utopiłam bardzo dużo rzeczy dziwnych i strasznych i jak przy Bajce, Bójce i Brawurce z tego gara, wód diabelskich, wyskoczył Twardowski na swoim wielkim kogucie.
Miro lubi wesela, to już było mówione. Lubi wstążki kwiaty, lubi Elżbiety sukienkę czerwoną może dlatego, że upiorna jest dwojako, bo w takich zazwyczaj Elżunia nie chadza, to raz, a dwa, bo jak w rozbryzg krwi przystrojona. Miron by te przegniłe ciało larwami codziennie karmił, bo to taka słodko-gorzka relacja. Bo Tak jej nienawidził, bo tak ją ubóstwiał. Z jednej strony by go nie było, gdyby nie ten elemelek wróbelek co mu na kolanie przysiadł, z drugiej wolałby chyba, żeby go nie było, skoro od trzech lat do domu nie mógł wrócić. A tak bardzo chciał wrócić. I nigdy nie wiedział, czy jej za to dziękować czy larwę w mordę wpakować, w sumie nigdy nie podziękował, cham i prostak.
Obejmuje Eli ciało drobne nieco ciaśniej, nie ma takiej co by z niego zdjęła klątwe, bo Twardowski to nie księżniczka z bajek disneja. Trzeba się z tym pogodzić ostatecznie, nawet, jeśli jakaś tam nuta romantyka (choć wątpię) w nim jest i wierzył, że kiedyś jakoś, to z wiekiem jedynie człowiek mądrzejszy się robi, nawet taki niby-człowiek jak Miron. Zapasy naiwności zawsze miał ubogie, a z czasem, teraz to już wcale. Teraz to już płynął na fali diabelskiej wody.
Tak Ci tylko powie, Ela, że on nie wie czego chce. Nie daj się nabrać dziewczyno, nie słuchaj jak diabeł szepcze. Ty może i jesteś pijus i awanturnica w gorącej wodzie kąpana, ale masz instynkt przetrwania, a ten Ci od samego początku mówi: Ela, spierdalamy stąd. Rzuć butelką, przypierdol, rozpierdol, złam coś, popchnij, bo ta stagnacja jak trupie rigor mortis, jego światem juz włada i Twoim zacznie jak się tylko zagapisz. Jak boa dusiciel, powoli ramionami obejmie szczelnie, z każdym Twoim wydechem coraz ciaśniej i ciaśniej, aż usta rozchylisz chciwie pragnąc tej bezbożnej potrzeby dopełnić jaką jest zaczerpnięcie oddechu i między wargi wpuści niebezpieczny śliski język jaszczurzy, palcami głowę odchyli, fakturę krtani zbada w ramionach Cię trzymając taką dogorywającą.
Ale nie teraz, teraz siedzi Miron z głową na Eli ramieniu, oczy ma zamknięte i wygląda jak dziecko, którym nigdy nie był. Tyle rzeczy go w życiu ominęło, których już nigdy nie nadrobi, że chociaż te teraz dziejące się tak bardzo chce wszystkie do cna wyssać, do zera wyściskać, potykając się o każdą chwilę jak pies z kulawą nogą. Trzym się tych włosów Mała, za włosy Mira jeszcze nikt nie utrzymał, tam próg bólu gdzieś zagubiony, jedno co to oczy otwiera na ten gest Twój czuły. No jestem te zimne usta mówią prosto w szyję, chociaż oddech raczej ciepły, jeszcze jabłkami i cynamonem trochę pachnący. No jestem. Zimny.
Podnosi się Miro i Elżunię podnosi, tyle jej co nic, tak ją cały wieczór chyba podnosić będzie, ale on już nie chce na weselu, a sama wiesz jak jest, jak chce to chce jak nie to nie i nie ma wytłumacz. Ze skuloną Odrowążówną na rękach Twardowski opuszcza scenę.




2 x z/t
Zora Yaneva
Zora Yaneva
Dziedziniec Pasternaka W7AevR8
Petersburg
21 lat
czysta
za Starszyzną
studentka kursu klątwołamaczy
https://petersburg.forum.st/t1368-zora-yaneva#6251https://petersburg.forum.st/t1380-zora-yanevahttps://petersburg.forum.st/t1382-zorza#6388https://petersburg.forum.st/t1381-orzel#6386

Nie 04 Lut 2018, 22:39

30.05.1999

Gorycz odmowy znaczy swoim piętnem to, co niespodziewanie wytrącono pożądaniu z rąk; co znalazło się poza zasięgiem; czego zabroniono chcieć, skromne argumenty sprzeciwu poprzedzając trzyliterową klątwą negacji. Spojrzenie bez emocji – może zabarwione odrobiną niechęci – prześlizguje się po wcześniej uwielbianych twarzach, po witrynach strzegących wystawione na pokaz skarby, po afiszach z zaproszeniami na wydarzenia huczne i te mniej pompatyczne, jakby sam fakt, że nie będzie tam nas, że o cokolwiek krzyczały żądania nie będzie nasze, samoczynnie umniejszał wartość przedmiotów, ludzi, uroczystości, kawałek po kawałku wyszarpując na światło dzienne wszelkie mankamenty, by myśli oczyścić z niepoważnych mrzonek.
Dwieście trzydzieści siedem razy. Dwieście trzydzieści siedem razy wystawy, wernisaże, koncerty, przedstawienia, spotkania odbywające się na Dziedzińcu Pasternaka stawały się jedynie jedną z wielu nieistotnych informacji – szumem wśród harmonijnych tonów codzienności – gdy kolejne matczyne nie przypieczętowywało zorową prośbę najpierw o wspólne, później o samodzielne wyjście. Z każdą następną odmową, z każdym kolejnym widzianym plakatem, na którym na miejsce spotkania wyznaczano magiczną artystyczną mekkę, Dziedziniec Pasternaka jawił jej się jako miejsce ordynarne, przepełnione rozpustą, dalekie od wartości, jakimi winna kierować się arystokracja, i na pewno mające niewiele wspólnego ze sztuką, której tak łaknęła. Wyobrażenie Dunji Yanevy o miejscu, w którym panuje swoboda wypowiedzi i wyrażania się jako takiego, zawężanie go jedynie do strefy spotkań indywiduów, artystyczną twórczość traktujących jako środek do podtrzymywania rewolucji wiecznie żywej było co najmniej krzywdzące, było też jednak niczym zakazany owoc, w którym nie sposób się nie rozsmakować. Nie było więcej pytań. Nie było dwieście trzydziestego ósmego razu. Wraz z osiągnięciem pełnoletności, Zorę opuściła potrzeba spowiedzi z każdej myśli, z każdego czynu i zachcianki.
Sto czterdziesty siódmy raz kolorowe witraże w oknach magicznej galerii nęcą rozgrywającą się na wielobarwnych szybkach sceną pikującego wzdłuż urwiska żar-ptaka. Zorę obraz ten niepokoi w równym stopniu, co fascynuje, gdy płomienne pióra muskają pierwsze liście koron drzew i zostawiają odbiorcę z dojmującym uczuciem rozczarowania, kiedy wszystko wraca do punktu wyjścia. Zora odwraca spojrzenie od witryny – nie powinna zajmować myśli ewentualnymi wariantami kontynuacji przelotu żar-ptaka, gdy w każdym konary zostają spopielone do cna. Chwyta więc siostrę pod ramię, splatając jej palce ze swoimi. Sofija skórę ma ciemniejszą, szczodrze muśniętą słońcem.
- Jeśli nie masz wiele czasu, powiedz, nie będę cię długo zatrzymywała. Widziałam informacje o zbliżającym się spotkaniu towarzyskim z drużyną z… Urugwaju? – Krótkie zawahanie; wiadomości sportowe nigdy nie należały do tych, którymi Zora zaprząta sobie głowę w pierwszej kolejności, stara się jednak jak może, by zawsze mieć jakiekolwiek pojęcie o tym, czym aktualnie zajęta może być jej siostra. – Masz pewnie teraz jeszcze więcej, jeszcze bardziej intensywnych treningów?
Sofija Yaneva
Sofija Yaneva
Dziedziniec Pasternaka Source
Petersburg, Rosja
23 lata
czysta
neutralny
ścigająca w Białych Gwiazdach
https://petersburg.forum.st/t1307-sofija-yaneva#5445https://petersburg.forum.st/t1308-sofija-yaneva#5488https://petersburg.forum.st/t1309-relacje-sofiji#5492https://petersburg.forum.st/t1310-orzel-scigajacej#5494

Nie 04 Lut 2018, 23:10
Niby w domu powinno być najlepiej, najprzyjemniej i najwygodniej, lecz Sofiji z pewnością tak nie jest. Ona tak określa swój stadion, na którym codziennie zaraz będzie odbywała treningi. I tam także gdyby mogła, to spędzałaby swój wolny czas. Nawet by spała w szatni, ale wiedziała, że tego matka by nie przebolała. Dlatego wolała wracać na wieczór do matki, a potem z rana jak najszybciej uciekać.
Dzisiejszy dzień też wyglądał podobnie. Rano wyszło się z domu i od razu udałam się na stadion. Pogoda dopisywała, więc nie zamierzałam próżnować, tylko ciężko ćwiczyłam. Pot, zmęczenie i zarazem nowe dawki energii - to były jej ulubione elementy życia, z których czerpie sens istnienia. Człowiek żyje, by pracować, a praca musi jakoś wpływać na organizm, więc ten poci się. A człowiek z pozoru zmęczony po pracy zyskuje nagle nową dawkę energii, która jest w stanie rozprzestrzenić się wszędzie.
Skończyła się pierwsza część treningu, kiedy stwierdziła, że musi zrobić sobie przerwę. Czuła, jak mięśnie powoli domagają się odpoczynku, dlatego skorzystała z prysznicu. Jeszcze tylko zerknęła sobie na zegarek, który leżał swobodnie na ławce w szatni. Głosił on, że zostało jej pół godziny do spotkania z Zorą.
Szybko ogarnęła się, włosy zostawiła rozpuszczone, a swoją szafkę zamknęła. Zaraz po tym wyszła stanowczym krokiem i skierowała się na dziedziniec pasternaka. Im bliżej byłą miejsca, tym bardziej kolorowo się robiło, co zachwycało za każdym razem młodą Yanevę. Im więcej widziała różne obrazki, tym bardziej chciała zostać, obserwować i zachwycać się tym pięknem, kiedy poczuła nagle czyjąś dłoń. Delikatną, ale też i stanowczą, której nie odtrąciła. Zerknęła na osobę, którą okazała się być młodsza siostra. Młodsza, bladsza, a zarazem najbardziej pokrzywdzona przez matkę.
- Dobrze myślisz, ale i tak bez względu na państwo, to i tak zapomnisz, z kim mam grać.- Przywykła do tego, ze siostra często zapomina, jakie mecze się szykują w najbliższym czasie. Sof nie ma zamiaru jakoś jej pouczać, w końcu nie każdy fascynuje się tym sportem. W sumie cała nasza rodzina, to są same indywidualiści. - Wiesz, właśnie z takiego tutaj właśnie przyszłam. Ale trening treningiem, jeszcze pewnie wieczorem polatam, ale za to czas mi skradnie niesamowicie. Lepiej powiedz, jak się trzymasz w domu z matką. Pewnie już słyszałaś, z kim próbowała mnie zeswatać. - powiedziała rozbawiona. Trening jeszcze ma mieć wieczorem, dlatego może trochę czasu poświęcić dziewczynie. Przecież ostatnio nawet nie miały, jak ze sobą spokojnie porozmawiać. Ona zapewne na studiach się męczy i uczy.
Zora Yaneva
Zora Yaneva
Dziedziniec Pasternaka W7AevR8
Petersburg
21 lat
czysta
za Starszyzną
studentka kursu klątwołamaczy
https://petersburg.forum.st/t1368-zora-yaneva#6251https://petersburg.forum.st/t1380-zora-yanevahttps://petersburg.forum.st/t1382-zorza#6388https://petersburg.forum.st/t1381-orzel#6386

Pon 05 Lut 2018, 22:46
Dom powinien być azylem. Ucieczką od rzeczywistości. Ucieczką w namiastkę raju. Do czegoś, co wznosiłoby niebotyczne mury odgradzające od świata chłodnych słów, ostrych spojrzeń, cierpkich gestów; kojącą atmosferą pozwalające obnażyć porażki oraz niepewności i  przetapiając je w przyszłe sukcesy. Zapach starości, tak bliski jej sercu, powinien bić z każdej strony, otaczać ją niewidzialnymi mackami niczym morski potwór, tuląc do siebie coraz bardziej, coraz mocniej, jakby była najdroższym skarbem, zabranym ongiś z tego zaklętego królestwa. Wnikać głęboko przez nozdrza, przedzierać się eterycznymi witkami, by czym prędzej dotrzeć do miękkiej tkanki mózgu, wyplewić z niej ziarna wątpliwości, nim wzrosną wysoko, silne, zachwaszczając każdy fragment umysłu, pozbawiając dostępu do nerwów, za które z taką łatwością idzie ciągnąć, zniewalając całe ciało. Zamiast niego, krztusi się odorem imitacji pokory; kwaśny fetor strachu, którym – niczym tarczą – otacza się Dunja Yaneva, osiada Zorze lekko na powiekach każdej nocy, każdego ranka składając trwożne pocałunki w kącikach ust. Obietnica nieposiadania przez kobietę niczego, wisi nad domem niczym płachytka zwiastujący rychłą śmierć. Bez nazwiska, bez majątku, bez domu – jak ozdoba przestawiana z kąta w kąt: z domu rodziców do domu męża.
Zora nie mówi tego głośno, nie mówi tego nawet sobie samej, lecz czuje ukłucie zazdrości za każdym razem, kiedy Sofija z pasją opowiada o treningach, o quidditchu, o zakamarkach stadionu, do których dostęp posiadają nieliczni, nawet nie wszyscy pracownicy obiektu. Nigdy nie daje jednak poznać, że mogłaby chcieć tego samego – miejsca dla siebie bez obowiązków, bez nieustającego zgiełku, bez konsekwencji. Na słabościach tak bezproblemowo przychodzi grać, tak prosto idzie wskazywać człowiekowi nową drogę, że nietrudno zgubić przy tym siebie, samemu stając się łatwym. A Zora nie lubi łatwych ludzi.
- Pewnie tak będzie – odpowiada z lekkim uśmiechem, nie próbując choćby wyprowadzić Sofiji z błędu lub podsunąć, że może tym razem udałoby się ją jej zaskoczyć. Sugerowanie ignorancji w temacie magicznych sportów to nic takiego, jest niczym przyjacielski kuksaniec. – Co nieco do mnie dotarło, nie przeczę. Ale, jeśli mam być szczera, Sof, to teoria spiskowa grubymi nićmi szyta. Zdaję sobie sprawę z tego, że mama ostatnimi czasy nagminnie próbowała znaleźć dla ciebie kogoś dobrego, ale wtedy Boris był naprawdę w fatalnym stanie. Potem jedynie z tą wizytą kontrolną wyszło tak niefortunnie, że tylko ty byłaś wówczas dyspozycyjna. – Stukot obcasików o kostkę brukową miesza się z miękkim tonem, w jaki obleczone jest tłumaczenie sytuacji. – Nie zmienia to jednak faktu, że czuję ulgę, że nic z tego nie wyszło, bo podobno Vasilchenko jest diabelnie przystojny. Prawie dostałam cukrzycy, kiedy mama tak się nad nim rozpływała.
Sofija Yaneva
Sofija Yaneva
Dziedziniec Pasternaka Source
Petersburg, Rosja
23 lata
czysta
neutralny
ścigająca w Białych Gwiazdach
https://petersburg.forum.st/t1307-sofija-yaneva#5445https://petersburg.forum.st/t1308-sofija-yaneva#5488https://petersburg.forum.st/t1309-relacje-sofiji#5492https://petersburg.forum.st/t1310-orzel-scigajacej#5494

Sro 14 Lut 2018, 14:27
Każdy potrafi myśleć samodzielnie. Kobieta, mężczyzna, dziecko, wszyscy posiadają wolną wolę. Tylko problem tutaj jest taki, że nie każdy ją dostrzega. Widzi, że gdzieś w oddali jest coś innego, życie bez obcych łańcuchów - ale nie jest w stanie tego osiągnąć bez dodatkowych sił. Nawet czasem trzeba sprzedać własną duszę za cenę wolności, lecz na szczęście to nie było w przypadku Sofiji. Czuła presję od matki, ale mimo swej przeklętej choroby, jest w stanie żyć bez łańcuchów. Treningi, mecze, nawet znajduje czas na konie, którymi chętnie galopuje po łąkach. Czasem obserwuje, jak sobie radzi rodzeństwo w tej trudnej sytuacji. Tak jak nie ma kontaktu ze starszą Gorianką, to czasem uda jej się zamienić słówko z najmłodszą, która z kolei jest najbardziej podatna na sugestie drogiej matki. Żal jej młodej, bo jeszcze nie potrafi dostrzec nici, które matka sumiennie pleci w swoim kącie.
- To już możesz iść do pierwszej napotkanej cukierni, bo jego włosy... agh. Może jego kiedyś spotkasz za parę lat, jeśli wróci na tereny Petersburga.- na chwilę sobie przypomniała twarz Mykoli, po którym na moment uśmiech zniknął. Szkoda, że wyjeżdża, bo może by się udało tak zgadać z nim, aby dać pstryczka Dunji, a tak to musi Yaneva być gotowa na kolejny atak ze strony matki. - Ale sobie możesz tłumaczyć, że to może nie być prawdą, lecz uwierz mi. Matka tyle razy próbowała mnie swatać na różne sposoby, że ja już potrafię określić, czy w to wszystko nie jest zamieszana. Ale ... szkoda marnować czasu na rozmowy o ponurych osobach. Lepiej powiedz, jak sobie radzisz na studiach.- Kroki były swobodne stawiane na kostce, głos szedł niezwykle mile, na twarzy gościł uśmiech, a do tego pięknego pejzażu nawet pogoda dokłada swoje trzy grosze, obdarowując dwie panienki - jak i innych przechodniów, pięknymi promieniami słonecznymi, które odbijały się od szyb poszczególnych obiektów.
Zora Yaneva
Zora Yaneva
Dziedziniec Pasternaka W7AevR8
Petersburg
21 lat
czysta
za Starszyzną
studentka kursu klątwołamaczy
https://petersburg.forum.st/t1368-zora-yaneva#6251https://petersburg.forum.st/t1380-zora-yanevahttps://petersburg.forum.st/t1382-zorza#6388https://petersburg.forum.st/t1381-orzel#6386

Nie 25 Lut 2018, 13:21
Komfort posiadania wolności słowa sprawia, że Zora prawdopodobnie nigdy nie doświadczy uciążliwych sugestii matki na własnej skórze, jej nieporadnych swatów ani karcącego spojrzenia niosącego w sobie tylko jeden przekaz wbijający się w resztę młodych Yanevów gładko niczym szpilki w poduszeczkę po skończonym szyciu: nie starasz się. Zora się stara, stara się jak może, by Dunji Yanevie podsuwać to, co ta chce usłyszeć i co sprawi, że będzie chociaż w części ukontentowana. Że ma kogoś na oku. Że umówili się na kawę. Że idzie z nim do opery. Że jednak nic z tego, ponieważ nie zamierza być matką dla dorosłego mężczyzny. Że jak nie ten, będzie inny. Wyuczone formułki zamiast „dzień dobry”, by chociaż na moment – dzień, tydzień, miesiąc – zapewnić sobie samej czas wolny od dociekań; by przygotować się na założenie małżeńskich łańcuchów w tak młodym wieku; by wystarczająco zgłębić tajniki politycznych igraszek, aby mężowi nie być kulą u nogi, lecz wsparciem i jedynym, zaufanym doradcą. Gdyby matka dowiedziała się, że to Zakharenków Zora bierze sobie za przykład politycznego sukcesu, stałaby się dla niej większym zawodem niż Sofija, Goranka i Gavriil razem wzięci.
- Nie powinnaś się tym tak przejmować, Sof – zapewnia z taką pewnością, jakby zdawała sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji znajduje się jej siostra i jak znaleźć złoty środek, by temu problemowi zaradzić. – Jesteś młoda, piękna, utalentowana i każdego dnia ćwiczysz swój talent, co zapewne niejeden kawaler już dostrzegł. Wystarczy, że powiesz mamie, że jedynie kwestią czasu jest, by zaczął ustawiać się do ciebie wianuszek wielbicieli. Ale jeżeli nie da ci w spokoju trenować, cały ten proces Nyja pogrzebie. To powinno zamknąć jej usta na jakiś czas – dodaje z rozbrajającym uśmiechem, mając nadzieję, że dziewczyna zechce skorzystać z siostrzanej rady niezabarwionej choćby odrobiną kłamstwa, jedynie spekulacjami niegroźnymi zdrowi Sofiji. – Skoro już pytasz o moje studia, potrzebuję twojej rady. Powiedz mi, byłaś kiedyś w Peru? Wydaje mi się, że w zeszłym roku wylatywałaś w tamte okolice na mecz towarzyski? – Słowa dobiera ostrożnie, chcąc wybadać, czy nie wejdzie na grząski grunt i czy właściwie trafiła z lokacją i czasem quidditchowych rozgrywek. Sofija ostatnio gra coraz więcej, w coraz dziwniejszych krajach, to niemal wstyd, by z zafascynowaniem nie śledzić sportowych sukcesów starszej siostry.
Zora zatrzymuje się na chwilę, rozglądając wokół. O tej porze nie ma tu wielu ludzi, część wciąż jeszcze sumiennie wypełnia swoje pracownicze obowiązki, więc znalezienie wolnego miejsca nie jest trudne. Znajdujący się w plamie słońca stolik przy palmiarni wydaje się dostateczny na kontynuowanie rozmowy i jednoczesne czerpanie przyjemności z dobrodziejstw dnia.
Sofija Yaneva
Sofija Yaneva
Dziedziniec Pasternaka Source
Petersburg, Rosja
23 lata
czysta
neutralny
ścigająca w Białych Gwiazdach
https://petersburg.forum.st/t1307-sofija-yaneva#5445https://petersburg.forum.st/t1308-sofija-yaneva#5488https://petersburg.forum.st/t1309-relacje-sofiji#5492https://petersburg.forum.st/t1310-orzel-scigajacej#5494

Sob 03 Mar 2018, 09:51
Prawda ma wielką moc, ale też potrafi mocno boleć. Kiedy nie ma się możliwości skłamania, to ta prawda boli dwukrotnie. Kłamstwo jest wielkim ryzykiem, nie wiadomo, jak ciało młodej Yanevy może na to zareagować. Czy będzie miała lekko pozłoconą dłoń, a może jakiś organ zacznie się pozłacać? Ciężko stwierdzić, ale można żyć z sugestiami, domysłami. W ten sposób przetrwała te dobre 20 lat i nie zamierza jakoś zmieniać tego. Wie co mówić, wie jak kombinować, jakoś przetrwa ten okres.
- No coś będę musiała wkrótce wymyślić.- powiedziała z uśmiechem na ustach. Może skorzysta z rady młodszej siostry, albo z Gavrilla. A może wykorzysta ich rady i zrobi jakiś piękny plan, który odstawi małżeństwo na boczny tor. Będzie musiała pomyśleć o tym w wolnej chwili.
Zaraz jednak, kiedy młodsza siostrzyczka zadała pytanie, Sofiya zmarszczyła brwi chcąc sobie przypomnieć wyprawę do Peru. Przez ten czas zdążyła być w wielu krajach, w których z zafascynowaniem obserwowała nowe kultury, nowych ludzi, nowe miejsca. Peru... czy tam nie grała przy jakimś wzgórzu przy oceanie?
- Coś sobie przypominam. Kilka dni tam zaledwie spędziłam, bo potem musiałam wracać do Europy. A czemu się pytasz?- mówiła spokojnie, ale pytanie siostry ją zaintrygowało. Nie miała okazji zwiedzić dobrze tego kraju, ale pamięta, że tam jest sporo gór, a wraz z nimi wiele legend. Nie pamięta, jaki wtedy wynik był tego meczu, ale wiedziała, że jakoś nie wpłynął mocno w morale jak i w punktację.
Widząc, jak Zora zatrzymała się, Sof rozejrzała się po okolicy. Cisza, spokój, słońce - piękne miejsce do relaksu. Dlatego zaraz zajęła wolne miejsce przy stoliku, które chwilę temu zajęła młodsza rudowłosa. Teraz, kiedy ona poruszyła temat Peru, to Sofiya była ciekawa, czego jej siostra potrzebuje z Peru na studiach. Może jakichś legend? Postanawia poczekać, aż towarzyszka rozwinie swoją myśl głębiej. Zerknęła na nią swobodnie, z uśmiechem na ustach, który miał zachęcać do dalszej rozmowy.
Zora Yaneva
Zora Yaneva
Dziedziniec Pasternaka W7AevR8
Petersburg
21 lat
czysta
za Starszyzną
studentka kursu klątwołamaczy
https://petersburg.forum.st/t1368-zora-yaneva#6251https://petersburg.forum.st/t1380-zora-yanevahttps://petersburg.forum.st/t1382-zorza#6388https://petersburg.forum.st/t1381-orzel#6386

Sob 03 Mar 2018, 21:21
Słowa same w sobie mają wielką moc. W słowach zaklęta jest cała magia – to za nimi podążają narody i to im się poddają; czyny zawsze są jedynie ich dopełnieniem, ostatecznym argumentem, prawdą ubraną w działanie, by nikt nie odważył się podać w wątpliwość ich autentyczności. Ostatecznie nawet kłamstwo powtarzane dostatecznie wiele razy, zmienia się w prawdę, a to niezbity dowód tego, jaka potęga kryje się za tym, co mówimy. Gdyby ludziom wyciąć języki – lub chociaż pozbawić umiejętności mowy – świat stałby się prostszym miejscem. Znośniejszym. Prawdziwszym, bo w ciszy nienaturalnie głośno wybrzmiewają chowane pragnienia, jeśli nie potrafi się ich trzymać na wodzy. Zora chciałaby widzieć, jak w jej świecie duszą się światowi krzykacze; jak swobodnie oddychać mogłyby osoby takie jak jej siostra; jak bardzo zagubione w labiryncie milczenia czułyby się osoby takie, jak Gavriil. Na pragnieniach jednak zawsze się jedynie kończy, bo nim świat dotarłby do tej prostoty, najpierw ogarnąłby go chaos, już w zarodku zabijając całą ideę bezsłowia. Na tak zdewastowanym gruncie nie dałoby rady niczego więcej zrobić. Zora milczy więc i w tej kwestii – córce zastępczyni komendanta Białej Gwardii nie wypada sugerować, by zamknąć ludziom usta (nie wspominając o wycinaniu języków), tylko dlatego, by mogła przestać słuchać idiotów. Milczy i uśmiecha się pojednawczo do Sofiji. Jeśli ta wschodząca gwiazda quidditcha nie weźmie wreszcie spraw w swoje ręce, Zora chętnie zrobi to za nią, tym jednak nie zamierza się z siostrą dzielić.
- Kilka dni temu na zajęciach z historii magii starożytnej profesor powiedział, że istnieje opcja zorganizowania dla mojej grupy dwutygodniowych zajęć praktycznych w Peru. Teoretycznie nie powinnam się nad niczym zastanawiać, ten wyjazd daje fantastyczne możliwości rozwoju i zawarcia nowych znajomości. – Otrzymawszy na zachętę uśmiech, Zora postanawia od razu przejść do konkretów, składając na stoliku splecione ze sobą palce. – Problemem jest samo miejsce. Niektórzy mają wątpliwości, czy to będzie bezpieczne. Ale skoro ty już tam byłaś, może pamiętasz coś, co rozwiałoby lub potwierdziło te pogłoski? I… – Marszczy na chwilę nos, zastanawiając się, czy powinna darować sobie takie pytania, lecz w ostateczności decyduje się kontynuować. – Co sama o tym myślisz? To po drugiej stronie świata.
A ten podobno należy do odważnych. Kiedy jednak przychodzi do podjęcia takich decyzji – pozornie błahych, w końcu to zaledwie uniwersytecki wyjazd, na krótko, z tak dobrze znanymi ludźmi – Zora zaczyna mieć wątpliwości, czy potrzebuje całego świata i czy granice odwagi nie rozmywają się, płynnie przechodząc w brawurę oraz głupotę. Z uwagą błądzi wzrokiem po twarzy Sofiji, szukając w jej mimice odpowiedzi prędzej niż dadzą jej odpowiedź słowa. To w mikroekspresjach uczy się szukać prawdy.
Sofija Yaneva
Sofija Yaneva
Dziedziniec Pasternaka Source
Petersburg, Rosja
23 lata
czysta
neutralny
ścigająca w Białych Gwiazdach
https://petersburg.forum.st/t1307-sofija-yaneva#5445https://petersburg.forum.st/t1308-sofija-yaneva#5488https://petersburg.forum.st/t1309-relacje-sofiji#5492https://petersburg.forum.st/t1310-orzel-scigajacej#5494

Wto 13 Mar 2018, 11:51
Świat bez języków byłby bezużyteczny. W końcu to one w dużej kwestii potrafią udowodnić, kto kłamie, a kto mówi prawdę. Fakt, są jeszcze inne elementy, na które można zwrócić uwagę, lecz słowo jest kluczem prawdy. A gdyby ludzie nie mogliby się posługiwać słowem, to jak by pokazywali swoją prawdę? Imaginacja? Może kiedyś w przyszłości ktoś o tym pomyśli, bo obecne czasu na to zbytnio nie pozwalają.
Póki co, należy wierzyć, że słowo jest połową sukcesu, która dopełnia czyny. Można mniej mówić, a więcej robić - albo na odwrót. Wystarczy tylko być dobrym obserwatorem, aby odkryć namiastkę prawdy, która niekiedy jest łatwa do rozszyfrowania. Ona akurat musiała żyć z prawdą, zdołała jakoś pogodzić się z tym faktem.
Natomiast jak łączy życie z prawdą Zora, tego Sofka nie wie, i może lepiej, aby nie wiedziała. Co za dużo, to niezdrowo, a szczególnie, jeśli chodzi o jakąś wiedzę. Za to teraz mogła dowiedzieć się interesujących rzeczy, na które była zaskoczona! - No proszę.- nie sądziła, że młodsza siostra będzie przydzielona do takich grup praktycznych. Wyjazd do Peru... brzmi to fantastycznie. Nie miała zamiaru zniechęcać siostry, skoro dostała taką ogromną szansą na doskonalenie własnych umiejętności.
- Może i jest to koniec świata, leżący całkiem w innym miejscu, z innym językiem, inną kulturą... Ale jak my - czarodzieje - mamy się dokształcać, kiedy nas ograniczają do jednego miejsca? Jak masz poznać kulturę Anglików nie będąc ani razu w ich kraju?- spoglądała rudowłosa w swoją młodszą siostrę chcąc zobaczyć, jak zamyśla się nad tymi pytaniami retorycznymi. - Jeśli to, czego tam będziesz miała się okazję nauczyć, pomoże ci w doskonaleniu swoich zdolności, to jedź i ucz się. Strach towarzyszy nam wszędzie, w każdej chwili, Zora. Może i są tam różne opowieści co do tego miejsca, nie zaprzeczę. Ale czy też nie krążą różne opowieści o Moskwie, o Koldovstoretz?- padły kolejne słowa, jak i pytania do młodszej Yanevy. Czy one zaspokoją apetyt Zorki? Czy już zna odpowiedź na swoje zmartwienia? Może i Sof jest młoda, wiele w życiu nie doświadczyła, bo jest jedynie zawodnikiem Quidditcha, lecz zdążyła się nauczyć jednego. Że jeśli chce się coś osiągnąć, należy o to walczyć. - Wiesz, nie będę Ciebie zatrzymywała w popędzie za wiedzą, którą pragniesz. Ale myślę, że trudniejsza rozmowa czeka ciebie z naszą matuchną. - dopowiedziała, a jej uśmiech od samego początku nie schodził z twarzy. Gdyby Zora postanowiła wyjechać, Sof byłaby szczęśliwa z jej decyzji. Skoro ma okazję, niech przepędzi swoje troski na boczny tor i skupi się na swoim celu.
Zora Yaneva
Zora Yaneva
Dziedziniec Pasternaka W7AevR8
Petersburg
21 lat
czysta
za Starszyzną
studentka kursu klątwołamaczy
https://petersburg.forum.st/t1368-zora-yaneva#6251https://petersburg.forum.st/t1380-zora-yanevahttps://petersburg.forum.st/t1382-zorza#6388https://petersburg.forum.st/t1381-orzel#6386

Pią 16 Mar 2018, 18:25
Forma ponad treść. W tym przypadku bez niedorzecznie negatywnego wydźwięku. Mowa ubrana w gesty, we wrażenia, w aurę towarzyszącą spotkaniom – choćby takim jak to, na zalanym słońcem i tandetną feerią barw dziedzińcu. Dalekie jest to od kolorów, jakie zdominowały Yanevów. Nieporadnie wypełnia każdą przestrzeń przeżartą i wydłubaną przez niedomówienia i gorycz. Ale jakiej prawdy doszukałaby się w tym Sofija? Z premedytacją uczestniczy w takim fałszowaniu, formując to wszystko na kształt idylli czy nieustanie jest tym samym, niewinnym i naiwnym promykiem słońca przedzierającym się przez ich zachwaszczone życie. Zora ostrożnie podsunęłaby jej propozycję rozpoczęcia takiej gry; chętnie sprawdziłaby, jak radzi sobie z demaskowaniem kłamstwa, do którego od dziecka kazano stać jej w opozycji, daruje sobie jednak tak próżne kroki. To ani nie odpowiedni po temu czas, ani nie miejsce – tym bardziej nie trafiona osoba. Choć niewątpliwie bardziej absorbującym zajęciem byłaby obserwacja rozwijającej się choroby na skutek tak niewinnej zabawy.
Ale może nie dziś. Może w bardziej sprzyjających warunkach: w odizolowanych od natrętnych spojrzeń, znajomych ścianach domu, w czasie jednego z nielicznych obiadów, podczas których nie zabrakłoby żadnego z ich zdefektowanej piątki.
Milczenie wypełza ociężale ze swojej jamy, by umościć się zuchwale pomiędzy siostrami, kiedy Zora z uwagą przysłuchuje się każdemu słowu Sofiji. Mierżą ją te pytania i nawet nie próbuje udawać, że jest inaczej. Choć jeszcze na początku starała się maskować to wciąż tym uprzejmym, wyćwiczonym uśmiechem, teraz prostuje się na krześle, krzyżując na piersiach ręce. Sofija jest uroczą dziewczyną, lecz Zorze nieodparcie kołacze w głowie myśl, że niewiele różni się od każdego sportowca, zadowalając się ćwiczeniem zaledwie ciała i umiejętności, umysł spychając na boczny tor. To krzywdzące szufladkowanie, zostawia jednak odpowiednio wiele miejsca na element ewentualnego zaskoczenia.
- Sof, załóżmy że udało ci się rozwiać moje wątpliwości. – Ostrożnie dobiera słowa, ciężar każdego ważąc wcześniej na języku, smakując jego brzmienie, nim poda je Sofiji. Wszystko dokładnie przetrawione, by nie zaczęło jej się później nieprzyjemnie odbijać. – Ale nie odpowiedziałaś na pytanie. A podobną, moralizatorską gadką nie przekonam nikogo, by z pieśnią na ustach ruszył w nieznane w, prawdopodobnie, paszczę tych kamiennych potworów zamieszkujących okolice Cuzco. – Chociaż ton głosu ma poważny, pod stolikiem niecierpliwie w powietrzu zatacza stopą okręgi. – A stamtąd do Sacsayhuamán, gdzie mamy prowadzić badania, jest rzut kamieniem – kwituje z kwaśnym uśmiechem. Nie robi jednak długiej przerwy, zaraz powracając do przerwanego wątku, nachylając się przy tym w stronę siostry. – Naprawdę jesteś nieocenioną pomocą, Sofijo, i dziękuję, że w razie konieczności będę mogła na ciebie liczyć, lecz sama rozumiesz, że to nie konfrontacji z matką się obawiam. – Demonizowana przez resztę rodzeństwa Dunja już dawno przestała jawić się Zorze jako rzeczywiste zagrożenie, z którym nie sposób byłoby sobie poradzić. Mieszkając z nią przez tyle lat pod jednym dachem nietrudno było poznać jej słabości – w przeciwieństwie do tych paru osób, z którymi zaledwie dwa lata uczęszczała na kurs i którzy swoją ogólną paniką podsycali niepokoje Zory.
Sofija Yaneva
Sofija Yaneva
Dziedziniec Pasternaka Source
Petersburg, Rosja
23 lata
czysta
neutralny
ścigająca w Białych Gwiazdach
https://petersburg.forum.st/t1307-sofija-yaneva#5445https://petersburg.forum.st/t1308-sofija-yaneva#5488https://petersburg.forum.st/t1309-relacje-sofiji#5492https://petersburg.forum.st/t1310-orzel-scigajacej#5494

Nie 18 Mar 2018, 20:34
Rudowłosa miała nadzieję, że swoimi słowami rozwiała wiele wątpliwości swojej siostrze. Wiadomo, wiele ich różni, od pracy, po tok myślenia. Niekiedy mają zgodne tematy, ale wyłącznie w niektórych przypadkach. Tak, to Sof jest tym zręczniejszym fizycznie, a Zora tym umysłowym. Może razem by stanowiły zręczny duet, lecz potrzebna by była osoba, która potrafiłaby je zjednoczyć w jakiś jeden, wspólny cel. A tak, to wystarczyły pierwsze słowa młodszej Yanevy, aby Sof zaczęła z zastanowieniem wysłuchiwać się słów. Słyszy, że ma ciągle jakieś wątpliwości. Ale czy ona nie była szkolona po to, aby zaznajomić się z ryzykiem, aby je oswoić i nawet przezwyciężyć ten pierwotny strach? Może Sofka dobrała złe słowa, albo podążyła tak, jakby próbowała siebie - nie siostrę do tego przekonać.
- Czyli większy problem stanowi przekonanie twojej grupy, tak? - dopytała się, po czym próbowała znaleźć odpowiednie słowa, które Zor mogłaby wykorzystać w przyszłości. Peru... bezpiecznym krajem, to nie jest na pewno. Wiele przemocy i brutalności tam towarzyszy, jak i różnego typu używek. - Wiesz co- zrobiła pauzę na moment, ponieważ potrzebowała przypomnieć sobie coś więcej o tym kraju. - Owszem, nie jest tam bezpiecznie i tak - jest, czego się lękać. Nas jedynie ostrzegano, aby nie przymilać się do tubylców, zbytnio nie kontaktować się z nimi i najlepiej to ograniczyć z nimi kontakt do minimum. Sama rozumiesz, zjawia się grupa zawodników rosyjskich w obcym kraju, to stanowi łatwy cel do manipulacji.- zaczęła powoli, mówiąc coraz to poważniej, a jej uśmiech powoli znikał z twarzy. Rozejrzała się dla pewności, ponieważ wolała, aby to, co miało paść z jej słów teraz, nie doszło do zbyt wielu słuchaczy, temu przychyliła się do Zory. - Nie znam wszystkich legend z tym krajem, ale wiem tylko tyle, że byle jaki młody czarodziej nie przetrwałby długo. Można tam wiele się nauczyć, poznać różne tajemnice, ale też jest łatwo wpaść w pułapkę.- mówiła szczerze swojej siostrze to, co wie. Jakoś ma wrażenie, że siostra da radę tam dużo się dowiedzieć i przetrwać, ale nie wiedziała, jaka jest reszta jej ekipy. Czy też są ambitni, spragnieni wiedzy, a zarazem ostrożni? - Wiedza, którą można tam posiąść, jest nieoceniona. Pytanie tylko, czy dacie radę nie wpaść w jakieś pułapki. Na to już sami musicie odpowiedzieć. Co innego jest przyjechać do kraju, aby zagrać na jakimś meczu, a co innego jest badać coś w kraju, który jest nam prawie że nieznany.- dokończyła swoje słowa, po czym postanowiła nieco uśmiechnąć się. Lecz nie po to, aby poprawić sobie humor, tylko aby ludzie, którzy weszli w alejkę spostrzegli, że widzą tylko dwie rudowłose dziewczyny, które swobodnie rozmawiają, a raczej plotkują. Sof nie może słownie kłamać, nikt nie powiedział, że nie może udawać uśmiech, kiedy była poważna. A tutaj całkiem na serio nie było jej do śmiechu. Taka wyprawa jest bardzo poważna, a skoro siostrzyczka ma takie wątpliwości, to niech przemyśli słowa Sofiji, naradzi się z resztą osób i zdecyduje. Bez względu na decyzje, Sof będzie wspierać swoją młodszą siostrę.
Zora Yaneva
Zora Yaneva
Dziedziniec Pasternaka W7AevR8
Petersburg
21 lat
czysta
za Starszyzną
studentka kursu klątwołamaczy
https://petersburg.forum.st/t1368-zora-yaneva#6251https://petersburg.forum.st/t1380-zora-yanevahttps://petersburg.forum.st/t1382-zorza#6388https://petersburg.forum.st/t1381-orzel#6386

Nie 25 Mar 2018, 10:07
Zora czuje, że satysfakcja przeciąga się w niej niczym zadowolony kot, którego rozpieszczono najsmaczniejszymi kąskami. Zmiana, jaka nastąpiła w Sofiji – porzucenie beztroskiego tonu, zmuszenie umysłu do wyłuskania wspomnień z ubiegłorocznej wyprawy, napięcie rozchodzące się po jej ciele i magnetycznie przyciągające spojrzenia, informacje, z którymi można zacząć jakkolwiek sensownie pracować – jest niczym prezent-niespodzianka zapakowany w matrioszkę. Z każdą kolejną odsłoniętą skorupką zadowolenie i ekscytacja pną się coraz wyżej, coraz zachłanniej chcąc dobrnąć do celu, by apogeum euforii osiągnąć, kiedy niczego więcej nie będzie już można obnażyć. Naga prawda pozbawiona pompatycznej otoczki. Zora nie pozwala jednak radości wychylić się poza bezpieczną strefę powściągliwości, tłamsząc ją i szczując podejrzliwościami. Czas na celebrowanie tego małego zwycięstwa przyjdzie później, gdy Sofija ponownie zawiśnie wysoko na firmamencie ponad stadionem, jak prawdziwa gwiazda, i jedyne, co będzie ją interesowało to znajomy kształt kafla i błogi dźwięk zmieniającej się punktacji po udanym rzucie.
Ordynarne bingo chowa pod językiem z przekonaniem, że nie będzie korelować z brzmieniem jej głosu, choć nieraz odbijało się wesoło w zorowych myślach jeszcze długo po tym, gdy padało z ust jej znajomych. A może, mimo obiecującego początku, wciąż nie osiągnęła wyżyn ukontentowania; może nadal lekko podszczypuje ją niesmak wcześniejszej wypowiedzi siostry, albo za bardziej stosowne uznaje, by nie dać jej powodu do wybicia się z rytmu, w jaki powoli zaczyna wpadać, ponieważ decyduje się nie porzucać pretensjonalnego tonu.
- Właśnie – niemal wchodzi Sofiji w słowo, choć mówi na tyle cicho, by ten dźwięk rozszedł się szemrząco w codziennym zgiełku dziedzińca.
Dyskretnie odgania zmierzającą w ich stronę dziewczynę, na oko niewiele od nich starszą, może będącą w wieku Goranki, już nawet o tej porze, gdy ruch w wielu kawiarniach na Pasternaku dopiero się zaczyna, wyraźnie wyczerpaną lub znudzoną wykonywaną pracą. Z ulgą i rozluźnionymi ramionami wracając z powrotem do herbaciarni, nie zerka przez ramię, by upewnić się, czy właściwie zinterpretowała gest młodszej z sióstr, a Zora nie kłopocze się odprowadzaniem jej wzrokiem aż do oszklonych drzwi przyozdobionych tasiemkowymi kokardkami. Znów całą uwagę poświęca Sofiji i niejasnym niebezpieczeństwom, o których wspomina.
- Jakiego typu pułapki masz na myśli? Dosłowne zasadzki, jak miejsca pozbawiające magicznych zdolności, czy raczej matactwa miejscowych? Sof... Czy tam wydarzyło się coś, o czym nikomu nie mówiłaś? – To pytanie pada zdecydowanie za późno (i wcale nie w kontekście prowadzonej akurat rozmowy), wcześniej jednak nigdy nie miały sposobności – a może przede wszystkim chęci – by porozmawiać na temat któregokolwiek wyjazdu starszej Yanevy. Zora marszczy pytająco brwi i z mocą eksplodującej bomby atomowej uderza ją myśl, że jakiejkolwiek odpowiedzi Sofija jej nie udzieli, lepiej by było, gdyby wcale jej nie poznała.
Lepiej dla spokojniejszego sumienia.
Dla ciszy pozbawionej zawodzenia poczucia winy.
Dla ich zdystansowanej, bezpiecznie nijakiej relacji.
Sofija Yaneva
Sofija Yaneva
Dziedziniec Pasternaka Source
Petersburg, Rosja
23 lata
czysta
neutralny
ścigająca w Białych Gwiazdach
https://petersburg.forum.st/t1307-sofija-yaneva#5445https://petersburg.forum.st/t1308-sofija-yaneva#5488https://petersburg.forum.st/t1309-relacje-sofiji#5492https://petersburg.forum.st/t1310-orzel-scigajacej#5494

Nie 25 Mar 2018, 19:13
Każde słowo coś dodatkowego w sobie skrywało. Skrawek tajemnicy, która jest niezrozumiała przez inne osoby. Młoda Yaneva również nie pojmowała wszystkich aspektów. Nie bryluje wiedzą, którą dysponuje jej rodzeństwo. Polityki się boi ze względu na swoje przekleństwo. Walki? Woli na miotle walczyć o kafla, o każdy strzał. Zaklęcia nie są jej mocną stroną. Tak samo różne tajemnice, pułapki, w które z łatwością może wpaść. W domu nauczono jej dobrego zachowania, które okazuje wobec innych towarzyszy. Tak jak i resztę rodzeństwa, lecz każdy na swój sposób to ukazuje, bądź nie korzysta po prostu z tych nauk.
Nawet tutaj, wobec siebie musiały się skrywać przed ciekawskimi spojrzeniami. Wszędzie są te dziwne oczy, nastawione uszy, które z łatwością złapią wiadomość i poślą dalej. W końcu to Rosja, tutaj jeśli coś się powie w tłumie, to jest duże prawdopodobieństwo, że inne osoby będą wiedzieć, jaki był temat ich rozmowy. Szczególnie, jak teraz rozmawiają o czyhających pułapkach w Peru. Chociaż czy aby tylko o Peru chodziło Zorce? Trudno jest to stwierdzić, ale bez względu na intencje młodszej siostry, Sof bała się powiedzieć wszystko, co wie w tej kwestii. Rudowłosa poczekała, aż będą sami i słysząc słowa Zorki, nieco pokręciła głową. Przecież Sofka nie wie tyle, aby zaspokoić głód wiedzy. Nie powie jej wszystkiego. Ale no nie mogła zostawić tego bez odpowiedzi, jeszcze by zaczęła coraz większą dziurę jej wiercić.
- Zor, wiesz, że każdy może mówić różne plotki, niektóre się powtarzają, ale nas po prostu ostrzeżono, aby uważać na nich. Te pułapki mogą być różnorodne. Przecież wiesz, że nie znam się na tym.- powiedziała, jednocześnie chcąc ominąć odpowiadanie na kolejne jej pytanie. W Peru akurat nic jej się nie stało, grzecznie słuchała przewodnika, ale natomiast w Azji... Oj tam miała jedną przygodę w Japonii. Kraj Wiśni szybko nie ucieknie jej ze wspomnień, ale o tym nie musi nikomu wspominać. Po co martwić swoich spokrewnionych, skoro dla nich istotniejszy jest wynik meczu. To nie tak, że kłamała, po prostu omijała niewygodne dla niej pytania, albo zbywała je zdawkowymi odpowiedziami.
Sponsored content


Skocz do: