Idź do strony : 1, 2  Next
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pią 20 Paź 2017, 14:51
Ogród

Dwór Wrońskich jest otoczony przestronnym ogrodem. Roztacza się on równą, uporządkowaną połacią bujnej trawy, gdzieniegdzie upstrzonej grządkami zwyczajnych kwiatów: nagietków, groszków pachnących i nasturcji. Po stojącej na uboczu pergoli wspina się chmiel, osłaniając ją nieco przed wścibskimi oczyma obserwującymi ogród z ganku. W krzakach lebiody latem aż huczy od motyli, a wieczorami niesie się stamtąd odgłos cykania świerszczy.

Weles
Weles

Pią 20 Paź 2017, 15:29

15.05.1999

Ach, co to będzie za ślub!
Witajcie, drodzy goście zebrani w kaliningradzkim dworze Wrońskich na latami wyczekiwanej uroczystości. Po długim okresie narzeczeństwa pełnym zawirowań i zmian na ślubnym kobiercu staną dziś wreszcie Anna i Konstanty. Maj w pełni już rozkwitł, piękną pogodą uświęcając jeszcze ten wyjątkowy dzień. Niech w zapomnienie odejdą smutne wydarzenia, jakimi los przywitał Starszyznę w tym miesiącu. Pora, by wszyscy mogli weselić się wraz z parą młodą. Lecz właśnie, gdzież oni się podziewają? W pierwszych rzędach krzeseł ustawionych w ogrodzie na czas zaślubin zasiedli już najważniejsi goście – a siedząca z brzegu pani Lefèvre ubrana w dystyngowaną gołębią szarość już ocierała łzy wzbierające w kącikach oczu.
I nic dziwnego. Wielu z obecnych mogło się kiedyś wydawać, że małżeństwo między nimi nie zostanie jednak zawarte. Że przez te wszystkie lata zbyt wiele się stało, a za mało ich łączyło, by mogli to przetrwać. A jednak ich wspólny czas wystarczył, by chcieli doprowadzić swoje szczęście do przełomowego momentu i na dowód wszystkim – oto wchodzą. Przed nimi idą świadkowie, ale to młoda para przyciąga wszystkie spojrzenia. Dumny Konstanty i rozpromieniona Anna w pięknej sukni przystrojonej świeżymi kameliami.
Na młodych przy drewnianym łuku ozdobionym mnóstwem kwiatów i dwiema zielonymi wstęgami czekał stary czarodziej mający poprowadzić uroczystość. Uśmiechał się dobrodusznie do stojących przed nim młodych ludzi, ale jeszcze milczał w oczekiwaniu, aż wszyscy goście znajdą się już na swoich miejscach.
Chodźcie już, chodźcie. Ze wszystkich zakątków dworu, tak jak zaproszono was licznie z każdej strony magicznej Rosji. Niech wszyscy widzą, że nareszcie przyszedł czas wesela.
Nie każcie im już dłużej czekać.
Vera Drăculescu
Vera Drăculescu
Ogród 9c5c225e6a854aa9fb8594fe45db8ca961a97f45
Bukareszt, Rumunia
31 lat
błękitna
neutralny
nauczycielka
https://petersburg.forum.st/t842-vera-draculescu#2344https://petersburg.forum.st/t846-vera-draculescu#2362https://petersburg.forum.st/t844-dragon-lady#2358https://petersburg.forum.st/t847-aithusa#2363

Pią 20 Paź 2017, 17:36
Czym ją pokarało? Co takiego zrobiła w swoim życiu złego? A może to winna poprzedniego życia?
Nie żeby nie cieszyła się z ślubu Konstantego, który zaczął sobie układać życie i chyba było mu z tym dobrze. On jest zadowolony, ona jest zadowolona. Tak to działało. Jednak jak ona bardzo nienawidziła ślubów, tej całej otoczki, kwiatuszków, wstążeczek i wszystkiego innego. Jeszcze później będzie musiała zostać na to całe przyjęcie i w ogóle. Ehh... Czemu, za jakie grzechy.
Poświęcenie dla przyjaźni. Pamiętaj.
Założyła karmazynową, długą i prostą suknię, do której dobrała złote dodatki. Najbardziej zwracającym uwagę, był pas o kolorze złota, w kształcie gałęzi laurowych, który oplatał jej talię, wyraźnie ją podkreślając. Jeśli bogowie ją wysłuchają... Jadwiga nie przyczepi się do jej stroju. W końcu zapewne sukienka była z jej kolekcji, tak więc nie powinno być problemu! Do wcisnąć się w wysokie buty, upiąć jakoś włosy i wyglądała w miarę przystępnie, mogła się udać na ślub i przecierpieć, może jak wypije trochę to nawet będzie się jako tako bawiła.
Pojawiła się w posiadłości Wrońskich. Nie przepadała za dużymi posiadłościami, kojarzyły jej się z domem. Westchnęła ciężko poszła do ogrodu, gdzie zajęła jedno z wolnych miejsc. Akurat załapała się jeszcze jak Konstanty ze swoją przyszłą małżonką weszli, podchodząc do ołtarza. Spojrzała na swojego przyjaciela i uśmiechnęła się ciepło, mimo tego że nie była uszczęśliwiona tym, że musi uczestniczyć w ślubie... no z drugiej strony, miło towarzyszyć przyjacielowi w ważnym dniu.
Lew Wroński
Lew Wroński
Ogród Tumblr_pib7wuJOgS1wcpipoo5_250
piekło (i nie jest to żart ani metafora)
27 lat
błękitna
neutralny
czarnoksiężnik, snycerz, artysta, ex-celebryta
https://petersburg.forum.st/t1039-lew-wronskihttps://petersburg.forum.st/t1139-dziennik-lwahttps://petersburg.forum.st/t1138-relacje-lwahttps://petersburg.forum.st/t1142-ptaszek#4318

Sob 21 Paź 2017, 02:03
Lew Wroński. Niegdyś odnoszący sukcesy sportowiec, dzisiaj naznaczony piętnem byłego alkoholika właściciel sklepu. Nie liczył już zdjęć zrobionych mu kiedy ledwo trzymał się na nogach i upadłby gdyby nie prowadzący go koledzy, bo i tak miał wrażenie, że ludzi przestało to obchodzić. Chyba. Słyszał ostatnio jakieś plotki na swój temat, ale powodem było zdobienie trumien w warsztacie meblarskim, a nie zwymiotowanie na ziemię na widok moskiewskiego Kremla. Coś się więc w postrzeganiu jego osoby zmieniało, tylko czy na lepsze? No ale! Szanowni panowie i panie, dzisiejszy dzień był wyjątkowy, bo to nie Lew znajdował się w centrum uwagi. Żenił się Wroński. Kolejny człowiek, którego Lew powinien znać, ale nie do końca znał, bo gdzieś umknęło mu dwadzieścia sześć lat życia. Szczerze liczył na to, że nikt nie będzie mu zadawał pytań o przeszłość, w czym miała pomóc dzisiejsza partnerka.
Kallisto pojawiła się wraz z nim. To był pierwszy raz kiedy prowadził kobietę pod rękę, czego (dzięki ci Panie!) nie dało się po nim poznać, bo poruszał się zadziwiająco naturalnie. Ubrany w szyty na miarę, odświętny garnitur miał wrażenie, że wygląda jakby ktoś mu w tej rodzinie umarł i wszyscy zbierali się na pogrzeb, ale starał się prezentować tak pogodnie jak tylko potrafił. To zaś nie wychodziło mu najlepiej, bo podkrążone oczy wydawały tkwiący gdzieś głęboko ból istnienia. Pozostawało liczyć na to, że przepiękna Zakharenko zrekompensuje ludziom widok jego twarzy.
Kiedy oboje znaleźli się w ogrodzie... dotarło do niego, że potwierdzając przybycie wpakował się w coś głębszego. Lew w otoczeniu wstążeczek, kwiatów, pięknych sukienek i uśmiechów czuł się trochę jak morderca w bawialni dla małych dzieci. Wtedy przypomniało mu się, że faktycznie był mordercą, a kąciki ust mimowolnie uniosły się w górę. Pozwolił swojej partnerce usiąść pierwszej, a kiedy tylko znalazł się na krześle obok zniżył głos do poziomu konspiracyjnego szeptu i wydusił:
- Szturchnij mnie łokciem jeżeli zapomnę płakać.
Najbardziej absurdalną tego częścią był fakt, że był w tym śmiertelnie poważny. W lewej kieszeni marynarki miał nawet dwie haftowane chusteczki, aby otrzeć wymuszone łzy wzruszenia.
Leon Onegin
Leon Onegin
Ogród Kip8Swd
Jekaterynburg, Rosja
29 lat
błękitna
za Starszyzną
obrońca sądowy
https://petersburg.forum.st/t1078-leon-hiacynt-onegin-budowa#3959https://petersburg.forum.st/t1092-leon-hiacynt-onegin#4039https://petersburg.forum.st/t1091-leon-hiacynt#4037https://petersburg.forum.st/t1097-kreska#4063

Sob 21 Paź 2017, 20:18
Wesele, wesele. Kocham wesela i ich nienawidzę zarazem. Ale to wesele było mi obojętne, tak jak państwo Wrońscy, tak jak wczoraj i przedwczoraj i każdy inny dzień, odkąd w moim sercu jest lodowa góra obojętności. Nic mi nie sprawia przyjemności, ani przykrości. Czasami się rozpraszam, czasami zapominam po co jestem w którymś z miejsc. Schudłem i zmizerniałem.
I w takim niewesołym stanie przyjechałem po ramię (i nawet całą też osobę) Meli i zaraz mi się humor poprawił. Albo sobie tak wmawiam kiedy widzę tę małą wróżkę, księżniczkę całą w złocie i wiem, że nie mam prawa niszczyć jej wieczoru swoimi fanaberiami. Powiedziałem Melpomenie, że wygląda uroczo z pięć razy, a później weszliśmy do ogrodu. Nie myśląc zbyt wiele skierowałem swoje kroki w stronę Lwa Wrońskiego i Kallisto, mej kuzynki, okazało się jednak, że idę sam. Witam się ze znajomymi, szkoda, że nie całujemy się z Lwem na powitanie to bym sie dowiedział, czy już jest po jednej czy pięciu wódeczkach.
- Melpomena poszłą przypudrować nosek. Odważna. Poszła sama - mówię pełen dumy ze swojej dzisiejszej partnerki i patrzę to na Lwa to na Kalisto. Co oni, razem przyszli? W sumie nic mi do tego, mogą sobie przychodzić jak chcą. To, że Zakharenko się z byłą gwiazdą sportu wozi - niech się wozi, nieco gorzej, ze Lew ma taką średnią opinię w społeczeństwie naszym. Ale dopóki Kosmas nic nie powie, to niech się wożą. Ja osobiście nic do Lwa nie mam, czasami się na wódeczce spotykamy, więc słyszałem z jego ust niejedną ciekawą historię. Mam jednak nadzieję, ze będzie dbał o moją kuzyneczkę kochaną. - Ślicznie wyglądasz kuzyneczko, wychodzi na to, że najładniejsze panny już są moją rodziną - tak se powiedziałem, ale nie wiem po co, rozglądam się po tłumie, sprawdzając, czy państwo Karamazovie już przyszli.
Gość

Nie 22 Paź 2017, 03:38
Dzień zaślubin Konstantego z Anną wydaje się być porą niemalże idealną na poważne przemyślenia dotyczące kluczowych życiowych osądów, co skrupulatnie czyni krocząc przez ogród u boku jej świeżo upieczonego partnera, czarującego błękitem oszałamiającego wejrzenia, Lwa Wrońskiego. Nie pamięta jakim cudem dobrali się w parę, ani w jakich dialogowych okolicznościach to uczynili, bowiem dziwnie mglista sytuacja nie odznacza się jakoś szczególnie w kalendarium jej monotonnego żywota, wnika w niego wręcz niepostrzeżenie, zlewając się z resztą posępnych, niezbyt trzeźwych dni spożytkowanych na szukanie utraconej inspiracji. Czy istniała możliwość, iż wyjawiła mu coś szczególnie żenującego bądź upokarzającego, a wygodnicki umysł, wraz ze sumieniem, pozbyli się wszelkich śladów porażki z jej organizmu? Dlaczego właściwie pozwoliła się przyłapać obcemu arystokracie na krążeniu po cmentarzu w stanie wskazującym na znikomą jakość przytomności? Na Zeusa, czy z nią zawsze było tak źle?
Wpija uporczywie wzrok w uprzednio naszykowane tace zapełnione złotymi kielichami. Ceremonia jeszcze się nie zaczęła, lecz Zakharenko już planuje huczne świętowanie w gęstych oparach alkoholowych rewolucji. Powinna z daleka rozpływać się nad kreacją panny młodej oraz przystojną facjatą Konstantego, ale prawdą jest, iż zakochanych gołąbeczków osobiście nie miała nigdy szansy dobrze poznać i jakkolwiek nie ma nic przeciwko uroczystościom tego pokroju, to nie dla błogosławieństwa młodej pary się tu zjawiła. Jej oraz Melpomenie powierzono ważną misję rozsławiania rodu swymi niezaprzeczalnymi wdziękami, czy to na nudnawych bankietach, czy na weselach nieznanych im członków starszyzny. Już wie, że dziś może polegnąć.
Tymczasem, wprawnym okiem zawodowej lwicy salonowej, szlifuje profil Wrońskiego, mężczyzny o nieznanej jej reputacji, faceta poznanego podczas przeżywania silnego, szaleńczego delirium w samym centrum starego, zapuszczonego cmentarza - zaledwie kilka dni przed dzisiejszą ceremonią. Ojciec nie miał nic przeciwko, więc Lew musi być choćby przyzwoity, prawda?
Plusy Wrońskiego?
Nazwisko? Pieniądze? Ładne oczy.
O losie, gdyby tylko wiedziała ile tak naprawdę mogliby mieć ze sobą wspólnego, załkałaby najpewniej, a rodzice, chóralnie, wraz z nią. Nie udaje im się dobrze rozsiąść w audiencji, gdy swą obecność obwieszcza kochany kuzyn Leon, na widok którego Kalli dostaje niemalże natychmiastowych reminiscencji najpodlejszych kociokwików, z jakimi przyszło jej się kiedykolwiek zmierzyć.
—Witaj Leonie. Poznałeś już Lwa? — "patrz jaki ładny, znalazłam go pod starym grobowcem do którego trumnę najpewniej sam ustrugał", chce dodać, ale brak jej sił na wyjaśnienia. Jest zbyt spragniona, a wóda tak daleko stoi.
— Dziękuję, ale nie mów tego na głos, bo ciotka Persefona z miejsca wyprawi ci wesele, z którąś z nas. Ona tylko na to czeka, a ty płakałbyś, gdyby padło na mnie. — stwierdza pod przykrywką zgryźliwego żarciku, kątem oka obserwując resztę gości i znajomych jej gęb oraz nazwisk. Czyżby kogoś interesującego udaje jej się właśnie wypatrzeć?
Gość

Nie 22 Paź 2017, 14:04
Nim zdążyła razem ze swoim dzisiejszym partnerem pojawić się na początku tego wydarzenia, poprosiła go jedynie o jedną małą zmianę i podarowała mu złoty krawat. Za oczywiste uważała, że para pojawiająca się wspólnie w takim miejscu powinna do siebie pasować, a ponieważ jej sukienka była właśnie złota, mogła dopasować chociaż taki niewielki akcent w jego ubiorze. Cieszyła się ogromnie, że mogła tu być. Tęskniła za nieskromnymi balami, a co było lepszą okazją niż złączenie losów dwóch osób. Anna wyglądała obłędnie na ślubnym kobiercu - młoda, piękna, szczęśliwa. Kto wie, być może i niedługo ją to czeka. Nie było jej wprawdzie tęskno do ów chwili, choć z drugiej strony zbliżało się to wielkimi krokami i nie mogła sobie pozwolić, żeby o tym zapomnieć.
Nie wyglądała dzisiaj skromnie. Włosy miała w kontrolowanym nieładzie, z grzywką upiętą po boku kwiatową spinką. Zaś jej sukienka była cała złota, pełna pięknie wyszytych ręcznie kwiatów. Gdy Leon komplementował jej wygląd, niemal cały czas jej policzki zalewały się delikatnym różem. Cieszyła się, że może cieszyć jego oczy, bo naprawdę się postarała. Chciała, aby nic nie zepsuło jej wrażenia i dlatego całkiem szybko zmyła się do toalety, nawet nie próbując szukać jakiegoś towarzystwa ku temu. To była dosłownie chwilka. Kiedy zaś wróciła, zauważyła, że Leon nie czekał na nią w miejscu, w którym go zostawiła. Udało się jej jednak szybko odnaleźć go wzrokiem - jak się okazało w towarzystwie Kallisto i jej dzisiejszego partnera. Raźnym krokiem wróciła do towarzystwa z chęcią szybkiego włączenia się w rozmowę.
- Kallisto! - przywitała się z siostrą uściskaniem jej szybko. Chociaż były bardzo blisko, każde spotkanie radowało jej serce z każdym razem mocniej, a każda rozłąka powodowała mocniejszą tęsknotę. Przywitała się również z Lewem, lekkim dygnięciem. - O czym mowa? - spytała, uśmiechając się łagodnie.
Lew Wroński
Lew Wroński
Ogród Tumblr_pib7wuJOgS1wcpipoo5_250
piekło (i nie jest to żart ani metafora)
27 lat
błękitna
neutralny
czarnoksiężnik, snycerz, artysta, ex-celebryta
https://petersburg.forum.st/t1039-lew-wronskihttps://petersburg.forum.st/t1139-dziennik-lwahttps://petersburg.forum.st/t1138-relacje-lwahttps://petersburg.forum.st/t1142-ptaszek#4318

Nie 22 Paź 2017, 14:22
Te "ładne oczy" obserwowały przez krótką chwilę jakiegoś świergoczącego radośnie ptaszka, który w jego odczuciu dopełnił ten moment idealnie, pogłębiając nieustający weltschmerz Wrońskiego jeszcze mocniej. Nie zrozumcie mnie źle - nie żyło mu się jakoś koszmarnie (bo sam fakt, że był działał tutaj na duży plus), ale każdy kto został przez zły los zmuszony do wędrówki w miejsce, w którym czuł się jak jakiś odszczepieniec wiedział dobrze o co mi chodzi.
Nie myślcie jednak, że to koniec świata i biedny Lew będzie chodził po posiadłości rodzinnej naburmuszony już przez wieczność, bowiem był pewien czynnik sprawiający, że na twarz wylał mu się całkiem szczery uśmiech. Byli to ludzie przez Lwa już poznani i wpisani na krótką listę person mogących pochwalić się tym, że ktoś taki jak Wroński darzył ich sympatią. Leon Onegin, partner od szklanki. Jakże by mógł nie unieść kącików ust na jego widok i nie podać mu w pewny i przyjazny sposób ręki?
- Dobrze cię widzieć, Leonie - powiedział przy tym, ze szczerością w sercu, bo widok kogoś nie spoglądającego na niego spode łba był już na pewien sposób kojący. Poza tym, chociaż nie powiedział tego głośno, bo Kallisto zmiażdżyłaby mu obcasem nożkę, każdy ślub i każde wesele wymagało skompletowania jakiejś mniejszej lub większej loży szyderców. Wroński na przykład nadawał się do takowej idealnie.
Zmrużył lekko oczy wsłuchując się w ich small talk, co pozwoliło mu zorientować się, że pozornie niewinna rozmowa usłyszana przez jakieś autystyczne dziecko mogłaby śmiało skusić je do podejrzewania, że Onegin próbował odbić mu partnerkę na jego oczach. Pozostawało poczekać na ich szersze otwarcie kiedy Lew zorientuje się, że siostry Zakharenko są DWIE i przypadkiem pomyli je dolewając wódki nie swojej partnerce. Nie miał przecież zielonego pojęcia o tym kim jest jakaś Melpomena - nawet swoją Kallisto poznał dosłownie chwilę temu na cmentarzu. Dodając do tego, że w kilku pierwszych zamienionych między sobą zdaniach zdążył ją trzy razy obrazić i zasugerować zrobienie mu loda, fakt iż z własnej, nieprzymuszonej woli przyszła tu dzisiaj z nim, można było podeprzeć tylko jakąś karuzelą porażki i spierdolenia.
- Daj spokój, Kallisto. Na moje oko najlepsza z ciebie panna na tym weselu - wydusił z siebie wręcz nie mogąc doczekać się jej ewentualnego poznania tej czarującej ciotki. Zły los miał to do siebie, że coś zawsze stać się musiało. Opamiętawszy się odchrząknął. - No, może oprócz panny młodej, ale musisz ustąpić jej w byciu uroczą chociaż w ten dzień.
Lew nie miał zielonego pojęcia jak wygląda panna młoda. Jak zawsze czarująco obadał otoczenie. Ktoś szedł w ich stronę. Trochę mu się zakręciło w głowie i upewnił się szybciutko, że nie zgubił Zakharenko gdzieś po drodze, bo powoli zbierał materiał do wydania pierwszego tomu poradnika największej pierdoły Petersburga. Przywołał z zakamarków bezdennej pustki jaką była jego głowa... imię dzisiejszej partnerki Leona. Hm? Nic? No dobrze, pozostawało liczyć na to, że jej siostra ich sobie przedstawi. W tym czasie przyjrzał się lepiej tej dosłownie złotej kobiecie, nie mogąc darować sobie szybkiego przejechania spojrzeniem pomiędzy jej sukienką a krawatem kolegi. - Leon zachwalał właśnie panny dzisiejszy wygląd. Doprawdy, czarująca z was para.
Dobrze że trafiła mu się ta lepsza bliźniaczka, hehe.
Leon Onegin
Leon Onegin
Ogród Kip8Swd
Jekaterynburg, Rosja
29 lat
błękitna
za Starszyzną
obrońca sądowy
https://petersburg.forum.st/t1078-leon-hiacynt-onegin-budowa#3959https://petersburg.forum.st/t1092-leon-hiacynt-onegin#4039https://petersburg.forum.st/t1091-leon-hiacynt#4037https://petersburg.forum.st/t1097-kreska#4063

Nie 22 Paź 2017, 15:05
Czy to ja powoduję kociokwik w głowie Kalisto, czy to ona sobie coś wymyśla i się mnie obawia? Przecież nie jestem niebezpieczny.
- My się z Wrońskim znamy nie od dziś, Kallisto - posyłam rozbawione spojrzenie Lwowi. A to niegrzeczny chłopczyk, tak omamić jedną z Zakharenek. I że też padło akurat na Kallisto, ona wydawała mi się zawsze nieco bardziej bystra i nieufna wobec ludzi. A może trafił swój na swego i w gruncie rzeczy coś z tego może wyjść, nawet coś znośnego?
Bycie lożą szyderców mi niestety nie przystoi, nie jestem trzpiotką, która jest obrażona na pół świata, a drugie pół chętnie by przelizała. Jestem dziedzicem, który chciałby szerzyć pokój na świecie i dlatego zamierza zawiązać sojusze z tymi rodami, których w sumie nie powinien do końca lubić. Na przykład tacy Aristovowie. Gdyby się ich opowiednio ustawiło, mogliby przestać się tak z przeklętymi Kuraginami bratać. Może najwyższy na to czas?
Pozostawiając jednak politykę, a patrząc na kuzynkę i jej Lwa, uśmiecham się lekko.
- Ależ droga kuzynko, moja matka dobrze wie, że zasługujecie na kogoś o wiele lepszego - tak ją staram się spławić, żeby więcej nie dodawała oliwy do ognia i nie przypominała mi, że moja matka pochodzi z rodu w którym małżeństwa pomiędzy braćmi i siostrami były wyrazem największego szczęścia. Jeszcze gorzej mi się myśli, kiedy wiem, że z tej właśnie rodziny pochodzą te dwie tutaj stojące ślicznotki. Tyle dobra światowego zamkniętego w takich małych postaciach i co? I nico, zmarnują się przy ramieniu jakiegoś pana Zakharenko. Chyba, że zawczasu ktoś je porwie i chciałbym widzieć, że są to wartościowi mężczyźni. Właśnie wraca słodka Mela, a jej sukienka, no cóż, rozświetla mroki, których tu nie było i odbija światło każdego nawet najmniejszego źródła. Rzeczywiście pasowaliśmy dziś do siebie bardzo a to za sprawą tego złotego krawata, którego założenie na pewno potępi najdroższa mateczka. Powie mi zaraz na ucho, że JAK ŚMIAŁEM nie włożyć kolorów rodowych swojego Oneginowego dziedzictwa. Nie wiem jak nie śmiałem, wiem, że zanim się zorientowałem poprawiałem już złoty krawat, który zawisł na mej szyi niby lina wisielca, czy obroża, którą wystarczy pociągnąć i idę w stronę którą mi pokazali.
Jeszcze raz mógłbym się zachwycić tą złotą niewiastą, ale już chyba dość tych smętów. Gładzę materiał krawatu na którego połowie została przyczepiona wsuwka z symbolem Oneginów - Szarlejem. Coś mojego, coś twojego.
- Wroński, patrz tylko jak ustawiły się panny Zakhraneko. Obie z Lwami - uśmiecham się i chyba tak przysuwam trochę opiekuńczo, a  trochę z przyzwyczajenia do złotej śpiewaczki. Nie chciałbym, żeby Lew i to jego dzikie spojrzenie ją przestraszyło. Czuję się jakimś rozrywkowym typem w tym zgromadzeniu, więc zadaję pytanie, rzucam je w tłum, chociaż niby kieruję do przyjaciela - Opowiedz nam Wroński, poznałeś pannę młodą? Ja niestety widzę ją pierwszy raz w życiu - smucę się i patrzę po Kalisto i Meli, żeby mi wytłumaczyły, czy to dlatego, że jestem okropnym ignorantem i narcyzem i interesuje mnie jedynie moja osoba, czy rzeczywiście panny Lefevre nikt nigdy nie widział. Niestety stawiam na tę pierwszą możliwość.
Gość

Pon 23 Paź 2017, 17:27
Leon zna Wrońskiego nie od dziś? Z jednej strony powinna odczuć swoiste, niepomierne uczucie błogiej ulgi, na wieść o tym, że jednak nie przywlekła ze sobą absolutnie losowego osobnika wydziedziczonego latami przez własny ród. Z drugiej zaś, nie jest przekonana czy towarzystwo w jakim obraca się kuzyn Onegin można uznać za odpowiednie i świadczące o wysokich standardach. No nic, może powinna przestać tworzyć dramaty tam gdzie ich nie ma oraz zadręczać się tym, co ewentualnie powiedzą nieobecni tu ojciec i matka.  Może również powinna osobiście docenić fakt, iż Lew okazuje się być wbrew pozorom człowiekiem sympatycznym oraz urokliwym, niczym nie odbiegającym  od tego, do czego przywykła widywać na salonach już od wczesnych młodzieńczych lat.
—Doprawdy? Interesujące.
Nie udaje jej się jednakże ciągnąć owego dialogu i dowiedzieć się jak zażyłe mogą być ich stosunki, bowiem siostra wyłania się przed nimi, niczym piękna, słodka wróżka gotowa przemienić ich zgraję w przyszłe księżniczki Zasiedmiogórogrodu.
—Chyba nie mieliście jeszcze tej SZALONEJ przyjemności się ze sobą zapoznać. Melpomeno, oto mój dzisiejszy partner Lew Wroński. Lwie, moja siostra bliźniaczka, Mel. Postaramy usiąść się w miarę daleko od siebie, żebyś nas po kilku kieliszkach nie pomylił ze sobą.
Subtelnie zerka na każdego z osobna, upewniając się czy aby suchy żarcik na pewno się udał i zdążył osiąść dosadnie w ośrodkach rozumowania kiepskich śmieszków. Oczywiście, że niemożliwym jest obie siostry ze sobą pomylić – Mel jawi się wszystkim niczym niewinna nimfa leśna, Kallisto jest zaś złotowłosym wampem czyhającym na pucharki z winem i wódą.
Zezuje wcale niedyskretnie na kreacje siostry i Leona, otwiera już wargi, aby skomentować przybranie przez kuzyna rodowych barw Zakharenko, lecz prędko zmienia zdanie, porozumiewawczy uśmiech triumfu posyłając Mel. Dobra robota.
Jest całkiem usatysfakcjonowana aktualnym stanem rzeczy, ego połechtane nieprzyzwoitą ilością niewybrednych komplemencików skierowanych w jej stronę, chłopcy sobie gaworzą między sobą i wymieniają soczystymi ploteczkami, no nic tylko czekać na rozpoczęcie ceremonii i przystąpienie do najważniejszej części dnia. Czyli przyjęcia.
Anna Wrońska
Anna Wrońska
Ogród Tumblr_mskalzWI2k1snyyflo4_250
Moskwa, Rosja
28 lat
czysta
za Starszyzną
tłumaczka w Ministerstwie Magii
https://petersburg.forum.st/t594-anna-lefevre#1014https://petersburg.forum.st/t706-anna-lefevre#1482https://petersburg.forum.st/t707-anna-lefevre#1483

Wto 24 Paź 2017, 01:00
To dziś. Anna przez całą noc nie zmrużyła z nerwów oka, zupełnie jak wtedy, gdy się jej oświadczył i kiedy wrócił (jednak wrócił) po dwuletniej nieobecności. A kiedyś tak się zarzekała, że ma Wrońskiego w nosie i wcale jej nie zależy – czy pojadą razem na wakacje, czy znowu nie zachowa się jak ostatni świniak w chlewie ciotki Hermenegildy, czy w ogóle przyjedzie jeszcze do Rosji i czy chodzi po tym świecie.
A przez lata sprawy obracały się swym powolnym i niezmiennym torem, by doprowadzić ją do tego uśmiechu z niedowierzania, który widziała rano w lustrze. Prócz niej widziała go Jadwiga, dzielnie pomagająca włożyć suknię ślubną, tak by przy tym nie uszkodzić delikatnego materiału i jeszcze delikatniejszej konstrukcji, w jaką zaufana fryzjerka Wrońskiej ułożyła rude włosy.
Cieszyła się, denerwowała, może nawet trochę bała. Nie miała ostatnio czasu zastanawiać się nad własnymi uczuciami – z dnia na dzień aż do dnia ślubu miała coraz więcej spraw na głowie, chociaż Jadzia naprawdę dopięła wszystko na ostatni guzik (łącznie z koszulą Konstantego, choć Anna nigdy przedtem nie widziała go zapiętego pod szyję; też się musiał zestresować i dla świętego spokoju dać Jadzi zrobić z jego wyglądem, co tylko projektantka zechce).
I dobrze, że tak zrobił: nie widziała go, zgodnie z uroczym polskim zwyczajem, przed rozpoczęciem ceremonii i musiała teraz przyznać, że pan młody prezentował się bardzo dobrze; dostojnie i dojrzalej, niż zwykle się zachowywał. Wciąż zdarzało się, że mu to wypominała w żartach, choć dawno już wybaczyła mu wszystko.
Jeśli chcieli pójść do przodu, musiała wybaczyć. A Konstanty zmienił się przez ten czas, miniony dziwnie szybko. Wydawało się, jakby wrócił przed kilkoma miesiącami, a przecież minęły trzy lata. Ślub, który miał złączyć ich losy mimo woli narzeczonych, został dziwnym trafem odroczony akurat do momentu, w którym wola połączenia swoich żywotów się u nich pojawiła.
Chodź już, wszyscy czekają., ponagliła Jadwiga, dzielnie informując ją przez cały czas o przybywających na bieżąco gościach. Anna poznała już wielu członków nader licznej rodziny Wrońskich, lecz liczebność, jaką wywnioskowała z ożywionych komentarzy Jadzi wprawiła ją w chwilowe osłupienie.
Ale nie mogła zwiać wyłącznie dlatego, że nie zna jakiejś jego dalszej ciotki czy tuzina kuzynek. Przecież będzie obok.
Wiedziała, co ma robić. Patrzeć wprost przed siebie, stąpać w rytm muzyki. Ale nie miała pojęcia, czy idzie dobrze, czy nie przyspiesza, albo czy nie za często zerka na Konstantego.
Przynajmniej przez cały czas uśmiechała się przekonująco.
Konstanty Wroński
Konstanty Wroński
Ogród WjiKPQc
Kaliningrad, Rosja
31 lat
błękitna
za Starszyzną
uzdrowiciel i zastępca dyrektora Oddziału Zakażeń Niebezpiecznych
https://petersburg.forum.st/t702-konstanty-wronskihttps://petersburg.forum.st/t708-konstanty-wronskihttps://petersburg.forum.st/t710-konstanty-wronskihttps://petersburg.forum.st/t709-merkury#1489

Wto 24 Paź 2017, 21:36
To ten dzień.
Dzień, który miał być dla Anny i Konstantego najważniejszy w życiu. Oto mieli złączyć się węzłem małżeńskim, przyrzec sobie miłość, wierność i że nie opuszczą się aż do śmierci, choć nikt z tu zgromadzonych nie wierzył, że kiedykolwiek ich etap narzeczeństwa dobiegnie końca. Wrońscy już dawno stracili jakąkolwiek nadzieję na stabilizację życiową Konstantego – w końcu przez wiele lat ich związek formalnie istniał tylko na potrzeby rodzinnych spotkań. Nieformalnie każde z nich miało swoje życie, a  między nimi nigdy nie było żadnych płomiennych uczuć. Wszystko zmieniło się wraz z niespodziewanym zniknięciem Konstantego we Włoszech. Skupił się tam wówczas na swej karierze naukowej, z dnia na dzień odcinając się od dotychczasowego życia i oczekiwań rodziców, których nie chciał spełnić, dlatego przez ponad dwa lata był uznawany zaginionego. W końcu jednak postanowił wrócić. Do rudowłosej Ani, za którą zatęsknił po raz pierwszy w życiu, choć w rzeczywistości zawsze była gdzieś obok. Do Gai i Lwa wciąż opłakujących zniknięcie jedynego syna. Do Niedamira, Jadwigi, Krzesimira i Hiacynty, mimo że niektórzy wciąż mają do niego ogromny żal. Praca uzdrowiciela przyczyniła się jednak do uświadomienia Konstantemu, iż nie może dłużej uciekać i wymigiwać się dalej od powinności, a Anna to kobieta, z którą chce spędzić resztę życia. Nie widzi już nikogo innego przy sobie.
Ostatnie dni minęły mu w mgnieniu oka. Na tę okazję Konstanty specjalnie wziął wolne w pracy, by pomóc przy przygotowaniach do ślubu. W rzeczywistości jednak niewiele miał do gadania; szybko okazało się, że w tej sprawie ostateczny głos należy do kobiet. Od rana z kolei panował wielki chaos. Przyszły pan młody nie widział jeszcze dzisiaj swojej przyszłej żony. Czuwała przy niej Jadwiga wraz z kuzynkami, a przy nim – Niedamir, który był jego świadkiem i ojciec – wyjątkowo zestresowany i podekscytowany dzisiejszym wydarzeniem, gdyż wcześniej obawiał się, że zapewne nie dożyje do tego momentu. Jest jednak do niego coraz bliżej. Krok po kroku. Czas mija, a przygotowania wreszcie dobiegają końca. Konstanty ma już na sobie czarny, niezwykle elegancki frak wykonany z jednego z droższych materiałów przez Jadwigę i z niecierpliwością czeka na rozpoczęcie ceremonii, raz po raz wyglądając przez okno z widokiem na ogród i obserwując zbierających się tam gości. Ma dzisiaj wyśmienity nastrój, serce bije mu coraz mocniej i mocniej, aż podskakuje do gardła, kiedy Niedamir wraz z ojcem oznajmiają mu, że to najwyższa pora, by udać się na miejsce ceremonii. Widzi tam w końcu Annę, która wygląda dziś olśniewająco. Chciałby coś powiedzieć, ale wie, że uśmiech mówi teraz za niego. Z zadowoleniem prowadzi więc swoją przyszłą żonę przez ogród, starając się iść w rytm muzyki.
Lew Wroński
Lew Wroński
Ogród Tumblr_pib7wuJOgS1wcpipoo5_250
piekło (i nie jest to żart ani metafora)
27 lat
błękitna
neutralny
czarnoksiężnik, snycerz, artysta, ex-celebryta
https://petersburg.forum.st/t1039-lew-wronskihttps://petersburg.forum.st/t1139-dziennik-lwahttps://petersburg.forum.st/t1138-relacje-lwahttps://petersburg.forum.st/t1142-ptaszek#4318

Nie 29 Paź 2017, 16:06
Wroński zapragnął parsknąć, ale trzymał się dzielnie kamiennego wyrazu twarzy, splamionego jedynie lekkim uśmieszkiem odkrywającym nieco, że się w nim gotowało. Melpomena, siostra bliźniaczka Kallisto. A może powinien pomyśleć raczej: Euterpe? Stojąc gdzieś tam na tym cmentarzu, obok porośniętego bluszczem nagrobka nawet nie zdawał sobie jak dobrze trafił wybierając jej nowy pseudonim. Nie był co prawda specem jeżeli o mitologię chodziło, ale i tak coś się po prostu musiało w nim ucieszyć. Z drugiej strony... Na brodę Merlina, kto nazywał w ten sposób swoje dzieci? Jeszcze wiele, naprawdę wiele musiał w swoim życiu odkryć. Współczesna mu Rosja zaskakiwała go na każdym kroku.
- Wspaniała kobieta o niesamowitym guście - zaczął z poważną już miną, jakby faktycznie miał coś o Annie Lefèvre opowiedzieć, ale cóż takiego miał z siebie wydusić? Lew znał jedynie ogryzek tu zgromadzonych. Jego wiedza była kroplą w morzu potrzeby tej chwili. - Twierdzę tak wyłącznie na podstawie faktu, że wybrała za towarzysza życia mojego kuzyna, bo nic więcej o niej nie wiem - dodał dość bezwstydnie, ale kto Lwa znał ten wiedział, że był momentami aż za bardzo bezpośredni. Nie było też konieczne (w jego przypadku) zażywanie alkoholu, aby cięty język zrobił co miał z każdym, kto znalazł się w zasięgu rażenia. Jednakoż miał teraz zamiar zachować się protekcyjnie względem tej siostry Zakharenko, która spośród wszystkich Lwów dostępnych na tej imprezie postanowiła pójść z tym odrobinę bardziej przerażającym. Mogła liczyć dziś na jego łaskę, a nawet kiełkującą gdzieś lekką sympatię wynikającą z tego jak rozbieżne były ich charaktery... jednocześnie sprawiając, że nie wchodzili sobie w drogę. Przynajmniej na ten moment. Cóż nastąpi potem?
Nie wińcie Wrońskiego jednak jakby robił te wszystkie złe rzeczy z woli własnej. Nie, to już dawno przestała być jego wola. To była wola człowieka, który nie rozumiał, że każdy pocałunek, każde oddanie komuś swojego ciała to kolejny odłamek serca, pozornie niewielki, ale wciąż taki, którego już nie użyjemy. Tak doszedł do momentu, w którym serca nie miał już właściwie wcale, a takie rzeczy jak budzenie się i oddychanie przychodziły z trudem, jakiego inni nie potrafili zrozumieć. Bo niby się budzisz i niby oddychasz, ale tylko dla siebie.
Już zawsze za siebie.
Wierzył w gust Wrońskich, toteż nie spodziewał się zobaczyć gdzieś tam w oddali Strzygi w białej sukni. Nie znał mężczyzny, który przy takiej pozycji wybrałby sobie kobietę brzydką jak noc. Piękna, ruda panna, jaka to szła u boku swego przyszłego męża niewątpliwie wpadła w oko wielu mężczyznom na sali, ale Lew był jej urodzie dość obojętny. Lew skupił się na czymś zupełnie innym. Na chwili. Dotarło do niego, że niewiele było chwil temu podobnych. Gdy wiemy, że naprawdę żyjemy, powietrze w płucach aż świszczy, to martwe u niego serce u kogoś innego właśnie bije. Chwila kiedy czujesz mokrą trawę pod stopami, przyjemny jest dla ciebie świergot ptaków i nie liczą się przyszłość i przeszłość - tylko tu i teraz - para idąca dumnie i szczęśliwie by obiecać sobie, że już zawsze będą razem. A wśród osób zebranych by razem z nimi to uczcić on - czarna plama na mapie, łza świata. Zapomniał udawać, że płacze. Przecież przeżył już trzy śluby - własne. Szedł tak jak oni, uśmiechnięty, odziany w białą suknię i całkowicie świadomy tego, że robi to tylko po to, aby swego wybranka  zaszlachtować nożem gdzieś w ciemnym lesie.
Czy taką kobietą mogła być Anna Lefèvre?
Weles
Weles

Wto 31 Paź 2017, 23:56
Pięknie powiedziane, brawo, brawo. Czujecie więc, że żyjecie, kochani? Czy jest między nimi miłość, co uskrzydla, czy tylko transakcje, umowy, pieniądze? Dla nich wszak żeni się szlachta, każdy z obecnych w ogrodzie Wrońskich gości może poświadczyć, że w arystokratycznym małżeństwie nie zawsze jest miejsce na szczere, podniosłe uczucia.
Przedstawienie musi jednak trwać, niezależnie od tego, co Anna i Konstanty mają w trzepoczących z nerwów sercach. Czarodziej prowadzący ceremonię przywitał młodą parę uściskami dłoni i rozłożył ręce w jowialnym geście.
- Witajcie, moi drodzy. Macie w tym wyjątkowym dniu zaszczyt patrzeć, jak tych dwoje młodych ludzi złączy ze sobą swe losy – mówił tonem natchnionym, niejednej pannie mogłaby zakręcić się w oku łezka. Mówił o miłości, która jest jak słońce świecące łaskawie na ogród, który dopiero w jego promieniach może zakwitnąć. Miłości, która nie ustaje w próbach wciąż stawania się lepszą, dojrzalszą, pełniejszą. Miłości idealnej, która dla wielu na zawsze pozostanie tylko wyobrażeniem (choć tego na rzecz optymistycznego wydźwięku przemowy nie powiedział na głos). Powinni do ślubów w Starszyźnie zatrudniać kogoś, kto ma bardziej realny ogląd na te sprawy, naprawdę. A przemowa trwała dalej. Przypomniano wieloletnią historię związku Anny i Konstantego, gratulowano ich rodzicom, przyjaciołom. Nawet na świadków skapnęło kilka słów pochwały za tak piękne przygotowanie ich do tego dnia, do najważniejszej uroczystości w ich życiu.
Dopiero, gdy goście w tylnych rzędach przestali skrywać swoje znudzenie i ziewnęli kilkakrotnie, czarodziej opamiętał się i odchrząknął, gotów przejść do rzeczy. Wysunął różdżkę z rękawa odświętnej szaty i machnął nią zamaszyście. Z końca różdżki zaczęła wydobywać się wiązka światła, która otoczyła Annę i Konstantego.
- Przejdźmy jednak do meritum sprawy: młodzi złożą sobie teraz przysięgę małżeńską. Jeśli jest jednak ktoś, kto zna powód, dla którego małżeństwo to nie może zostać zawarte, niech przemówi teraz, lub zamilknie na wieki.
Niedamir Wroński
Niedamir Wroński
Ogród BG62TDG
Kaliningrad, Rosja
34 lata
błękitna
za Starszyzną
różdżkarz
https://petersburg.forum.st/t913-niedamir-wronski#2828https://petersburg.forum.st/t917-niedamir-m-wronski#2891https://petersburg.forum.st/t921-nie-pozwol-mi-spac#2896https://petersburg.forum.st/t922-hibiskus#2898

Sro 01 Lis 2017, 10:58
Ślub u Wrońskich. Cóż za ciekawe wydarzenie.
Oddycham powoli, stres łapie także mnie. Niby nie mam zbyt wielu powodów, by w ogóle przejmować się tym, jak potoczą się dalej sprawy w ogrodzie Wrońskich, ale jestem zdecydowanie zbyt o s z o ł o m i o n y. Nie wiem, czym bardziej. Tym, że będąc świadkiem dobrowolnie zgodziłem się na ogarnianie tego wszystkiego zza kulis (przecież nie pozwolę mojemu dobremu przyjacielowi i kuzynowi w jednym zajmować się tak trywialnymi rzeczami, jak wybór odpowiedniej poszetki, tym zajęła się Jadwiga, znając ją, pewnie na pięć miesięcy wprzód). A może tym, że w końcu ogród Wrońskich, ten przepiękny ogród, w którym spędziłem całe swoje dzieciństwo (sielskie, anielskie), będzie świadkiem odpowiedniej ceremonii - ale nie mojej?
Zazdrościłem Konstantemu. Naprawdę, muszę przyznać się sam przed sobą, że mu zazdrościłem. Że miał swoją ukochaną Anię w drugiej izbie, szykującą się z pomocą druhen, dziewcząt, panien, dam i matron rodziny, którą miała opuścić i do której miała być przyjęta. Złapałem się przez moment nawet na tym, że wyobrażałem sobie moją Alicję, z wypiekami na twarzy, bo przecież miała tę skłonność do przeżywania, skłonność zupełnie mugolską, ale jakże uroczą, próbującą okiełznać kolejne blond pukle, wsunąć je pod biel welonu.
Odruchowo zerkam na zegarek. Blond pukle zmieniają kolor na rudy, twarz Alicji zmienia się w główną gwiazdę tego dnia, wieczoru, nocy i nową panią Wrońską. Tak, jak powinno być. Odwracam głowę w kierunku Konstantego i wydaje mi się, że jest jeszcze bardziej przejęty niż kiedykolwiek. W takim stanie nie dopuściłbym go do żadnego z pacjentów, a tym bardziej do dzieci. Właśnie, dzieci, dzieci. Miłek powinien być gdzieś z Dionizym. Wdech i wydech. Mamie możesz ufać, Niedamirze.
- Już czas - mówię w końcu, kładąc dłoń na ramieniu kuzyna. Przyglądam mu się jeszcze ostatni raz. Może chciałbym podświadomie odnaleźć jakiś ostatni błysk kawalerstwa w jego oku? Albo po prostu przesyłam mu, tak zupełnie bezgłośnie, ostatni raz, najlepsze życzenia? Zasłużyłeś, bracie.
Uśmiecham się jeszcze do wuja Jana, wciskając mu ukradkiem pięknie wyszywaną, jedwabną chustę. Bierz wuju, wytłumacz innym, że to dla twej żony, a mojej ciotki. Chociaż wiem, że będziesz płakał, bo to piękna chwila, dowiedzieć się, że w końcu z twej latorośli może coś będzie. Miej nadzieję, że będzie miał więcej szczęścia od ciebie, wuju, bo tego też mu życzę, a teraz czas, czas, czas, czas nas goni.
Mijam lustro. Kolejne. Przy trzecim już nie wytrzymuję (w głowie odbija mi się echem głos Jadziuni, że mam w końcu zacząć wyglądać jak człowiek, nie rzemieślnik), poprawiam włosy, muchę, zerkam na świadkową i oferuję jej ramię, mamy przecież być zapowiedzią, nieznośnie niepoważną i wcale niepiękną wersją państwa młodych. Uśmiechnij się, moja droga.
Wyszliśmy. Jesteśmy. Oni są. Staję w miejscu przeznaczonym dla świadka, wzrok chcę mieć wbity w Konstantego, w poszukiwaniu jeszcze ostatnich bzdur, które mogłyby zniszczyć ślub. Nie ma, nie ma, nie ma. Opuszczam wzrok idealnie w momencie pochwały dla świadków, cóż za zbieg okoliczności.
Wszystko takie piękne.
Pośród ogrodu stoi ta królewska para...
Gana Kuragina
Gana Kuragina
Ogród Tumblr_n01pa9ghxu1rshisvo6_250
Archangielsk, Rosja
25 lat
obstaculus
błękitna
za Starszyzną
dziennikarka Avoski / prywatna detektyw
https://petersburg.forum.st/t1035-gana-ivanovna-kuragina#3700https://petersburg.forum.st/t1050-gana-i-kuragina#3791https://petersburg.forum.st/t1049-twoja-osobista-detektyw#3790https://petersburg.forum.st/t1048-orel#3789

Sro 01 Lis 2017, 14:25
Oficjalnie przyszła bez osoby towarzyszącej.
W sumie niezręcznym i raczej nieuprzejmym byłoby wyszukać sobie wysoko urodzonego towarzysza na weselu, aby potem, gdy będzie się spełniać obowiązki zawodowe całkowicie go zignorować. A Gana, choć w pewnym sensie była dziennikarską hieną to jednak nie chciała niepotrzebnie tracić czyjegoś czasu. Sama bywała zła, gdy ktoś całkowicie bez potrzeby zawracał jej głowę, nie chciała więc tego samego dla dżentelmena, który byłby tak miły, żeby z nią pójść na całe wydarzenie.
Nieoficjalnie przyszła za to z Galiną. Kuzynka, bliska jej zarówno przez więzy krwi, dzieloną genetykę jak i ich wspólną relację miała dzisiaj pomóc jej w wypatrywaniu co ciekawszych rzeczy na weselu i wymyślaniu plotek do Avoski. Kuraginie czasami brakowało już pomysłów i chęci, by na podstawie jakiś zauważonych bzdetów opisywać kolejne bzdury wyssane z palca, jednak kiedy wyszło, że Aristova wspomoże ją swoim artystycznym umysłem jakoś od razu lepiej nastawiła się na całą uroczystość. Nie była za blisko z młodą parą, nie była również za blisko z całą familią Wrońskich, ciężko jej więc było zmotywować się do przyjścia tutaj. Jednakże mimo, że nie miała pojęcia kogo napotka na weselu obowiązki wypływające z pracy zmuszały ją do potwierdzenia obecności.
Na wszelki wypadek za bardzo się nie stroiła - tylko tyle, by zwracać na siebie jak najmniej uwagi. Nie chciała, żeby ktoś ją obserwował, bo widząc kartkę papieru i charakterystyczne, niebieskie pióro kraski na pewno zorientowałby się w celu jej przyjścia i - nie dajcie bogowie! - miałaby z tego powodu jakieś nieprzyjemności. Znajdowała się więc z boku razem z Galiną i obserwowała uważnie otoczenie. W oko wpadł jej Lew, którego nie widziała ponad rok. Czyżby znak od Doli? Wiedziała, że miał jakieś problemy i głupotą byłoby go pchać na afisz. Jeśli jednak był w stanie pozbierać się na tyle, by przyjść na wesele powinna niedługo z nim pogadać... Przez taki szmat czasu każdy mógłby zdążyć się stęsknić.
Kiedy nadszedł moment, w którym każdy może przerwać uroczystość pod jakimkolwiek pretekstem Gana nie spodziewała się cudu. Jednakże wiedziała, że ta część ślubu jest stworzona do wypatrywania potencjalnych ofiar jej dziennikarskiej działalności.
- Obserwuj teraz dokładnie ludzi. W tym momencie z reguły najłatwiej zobaczyć, kto się cieszy ze ślubu, a komu to wesele jest nie na rękę - szepnęła do poetki tak, by nikt postronny nie usłyszał.
Miała nadzieję, że takie pokazanie jej tego, z czym mierzy się na co dzień spodoba się Aristovej. Nie chciała jej w żadnym stopniu zanudzić.
Gość

Czw 02 Lis 2017, 18:52
Weselcie się już zastępy aniołów w niebie, weselcie się ziemskie dziwy, które pośród ludźmi swoje miejsce na świecie znalazły. Raduj się, ziemio, opromieniona tak niezmiernym blaskiem, jakby tu i teraz, samą światłością ukoronowana. Weselcie się wszyscy, którzy miłości dwojga ludzi jesteście świadkami. Tu i teraz.
Okoliczności podjęcia decyzji o przybyciu Lazareva na zaślubiny były nieco inne niż większości zebranych w ogrodzie gości. Stało się to bowiem zupełnym przypadkiem. Wrócił, co było w planach, do swojego petersburskiego mieszkania z początkiem maja. Przespał noc, obdarty z wszelkiej wątpliwości o potrzebie znalezienia pomocy lekarskiej. Zwlekał nie tylko z zamiarem, ale i samą myślą, która ostatecznie zaprowadziła go do jednej z dwóch znanych sobie osób zajmujących się magią leczniczą. Filipa Karamazova — ta, na którą teraz spoglądał z ukosa, kiedy siadali w jednym z rzędów — pomogła mu wyleczyć rozharataną rękę. Znali się, ale była to znajomość przejściowa jak późnowiosenne deszcze. Od słowa do słowa, od żartu do wszelkich pozorów, zdecydowali się przyjść na zaślubiny i przyjęcie weselne razem. Sami bogowie raczą wiedzieć ile to go kosztowało nerwów i przemyśleń. A one co? Chowają się po leśnych kniejach, wiją wśród traw dojrzałej zieleni, ze żmijowatym uśmiechem na brodatych, pięknych twarzach.
Dziwnie się czuję, jeśli mam być z tobą szczery. — szepnął, przejeżdżając wzrokiem po czubkach głów zebranych na ceremonii. Znaczna część z wielkich słów została już wypowiedziana. Mimo zawodu jakim się parał, zainteresowań, które przecież nie do końca przystawały do arystokratycznej materii, na którą powinna się składać nie tylko jego osoba, nie wyglądał jak etatowy laufer. Raczej... bywalec salonów. Filantrop, elegant, jak wszyscy oni. Ubrany w dobrze skrojony, ciemny garnitur, pasujące spinki, wszelkiej maści dodatki, z elegancką koafiurą i nienagannymi manierami.
Nie chciałabyś w tej chwili poćwiczyć? — zapytał, gdy wzrok jego czujnych oczu powoli odrywał się od wysokiej postaci jakiegoś młodzieńca. Swobodnie schodził niżej, spływając po plecach zebranych gości, ażeby wreszcie te same oczy zmrużyły się z lekka. Przymknął powieki, a pytanie znikło gdzieś za uchem Filipy.
Leon Onegin
Leon Onegin
Ogród Kip8Swd
Jekaterynburg, Rosja
29 lat
błękitna
za Starszyzną
obrońca sądowy
https://petersburg.forum.st/t1078-leon-hiacynt-onegin-budowa#3959https://petersburg.forum.st/t1092-leon-hiacynt-onegin#4039https://petersburg.forum.st/t1091-leon-hiacynt#4037https://petersburg.forum.st/t1097-kreska#4063

Czw 02 Lis 2017, 18:58
Leon przyjmuje do wiadomości co Lew mówi o pannie młodej, tak jakby Wroński zawsze tak mówił o przyszłych żonach swoich kuzynów. Tak jakby to było typowe zagranie. Wspaniale tym samym wchodzi w rolę znudzonego arystokraty, którego nie ruszają fakty. Liczy się nic nieznacząca gadnina. Która nagle zamienia się w coś co rozbawia Onegina. Parska więc śmiechem najciszej na świecie, żeby nie zrobić sobie nieprzyjemnego wrażenia.
Ten jedynie odrobinę mniej przerażający Lew kiedy tylko zaczyna się ceremonia, zaprasza Melpomenę, swoją dzisiejszą towarzyszkę do zajęcia miejsca obok siebie. Miał mieć ją z jednej strony, a z drugiej sprytnie wykombinował tak, żeby przypadkiem nie siedzieć obok kochanej Kalisto, która była gotowa powiedzieć jakiś niewybredny komentarz apropo koloru krawatu, który dziś postanowił włożyć. Tym samym usiadł obok Wrońskiego i kiedy tylko Melpomena dostała odpowiedź na to "że jakie to piękne", "a ciotka Gilda wygląda jak pączek w maśle", "czy wuj Eustachy właśnie zasnął?", Leon przychyla się do Lwa i pyta:
- Czy zlokalizowałeś już bar? Czuję, że muszę znieczulić się, bo zaraz powiem Twemu kuzynowi, że nie zgadzam się, żeby sobie zniszczył życie - i kiedy patrzy przez tłum, bo przecież udaje bardzo zainteresowanego ceremonią widzi ducha, serce mu podskakuje pod samo gardło i nie wiadomo, czy się będzie dławił, umierał, czy zwymiotuje. A może to przez jakieś inne, zupełnie odmienne uczucia, które ma do Sorokiny? Bo zauważył, jak siedzi po drugiej stronie, tam w pięknej sukience, która owija jej ciało jak szal z gwiazd.  Czy to możliwe, że przyszła taka piękna na ślub? Nieważne, że nie znosi jej ogromnie, przecież jej widok to jak miód na serce. Może jak przypomni sobie jej obraz, to przestanie mieć wrażenie, że już wcale nie jest na nią zły? I oczy zabłysły mu niebezpiecznie i patrzy o kilka sekund za długo w kierunku, który niechcący obrał. A poźniej odwraca głowę w stronę Kallisto, której posyła słaby uśmiech i opiera się znów w fotelu. I dopiero kiedy znów spojrzał w t a m t ą stronę, widzi, że ona to nie Ona.  Osoba, którą się tak przejął, że przyszła na ślub , była nie Jasna, ale Rumiana. I biedny Leon uznał, że to chyba jednak był odruch wymiotny, a te gwiazdy, które podobno leżały na wspaniałym ciele, to jakieś fatamorgany i problemy z jaźnią. Zaraz postanowił wpatrywać się w  uroczą Melpomenę, która siedziała obok niego i z przejęciem oglądała ślub nieświadoma tego, co właśnie wewnątrz siebie przeżył jej biedny partner. I chociaż chciałby tego ogromnie i najbardziej na świecie, nie mógł na widok tej słodkiej panienki mieć takich motyli w brzuchu, jak na samo wspomnienie o Jasnej (cholerze).
Galina Aristova
Galina Aristova
Ogród 3vP4khR
Petersburg, Rosja
21 lat
obstaculus
błękitna
neutralny
poetka
https://petersburg.forum.st/t1028-galina-aristova#3644https://petersburg.forum.st/t1030-dziennik-galinyhttps://petersburg.forum.st/t1029-galinka#3646https://petersburg.forum.st/t1032-zimistrz#3650

Sob 04 Lis 2017, 00:58
Kochała przyjęcia, śluby, imprezy i inne zgromadzenia, jakie to zbierały duże ilości ludzi. Nigdy nie czuła się więc na nich obco, niezależnie od tego ile osób na sali tak naprawdę znała. A nawet gdyby miała sobie tym głowę zaprzątać - kojarzyła przynajmniej część zasiadających tutaj osób. Pary młodej nie (tak już w życiu bywa) ale przecież znalazła sobie bardzo dobry pretekst ku temu, aby się w posiadłości Wrońskich dzisiaj znaleźć.
Dział plotek i ploteczek.
Żadna z niej była dziennikarska hiena. Galina opisywała swoje życie, swoje emocje, swoje dokonania. Ja, ja i JA. Zawsze na pierwszym miejscu. Teraz zaś musiała skupić się na innych, tylko jak dokładnie zrobić to miała? Konspiracyjny szept, który wydał jej na uszko nakaz rozglądania się za konkretną kategorią rodzinnego dramatu niewiele pomógł, bo Aristova nie potrafiła skupić się wyłącznie na kwaśnych minach. Wzrok podążał za nóżkami zamkniętymi w przyciasnych pantoflach, brzydkimi krojami sukienek, niekorzystnym doborem kolorów do figury. Od urodzenia bogata i rozpieszczana, nie mająca szczególnych problemów z urodą (kwiat wieku - piękno nie zdążyło jeszcze zacząć przemijać) zauważała każdy odstający brzuszek, boczek wylewający się z sukienki, źle zawiązany krawat, sterczący kosmyk włosów. I notowała w głowie niedostatki urody weselnych gości, chociaż przykrywane to było atmosferą, jaka to śmiała, zważywszy na okoliczność, panować.
Ruda Anna. I Wroński. Wzrok jej na chwilę na nich zamarł. Widać było, że jakaś myśl zaczęła kiełkować, walcząc teraz o odrobinę światła, wody i ciepła. Dopiero kiedy zanotowała w głowie to co miała (i jeszcze nie chciała tego zdradzać) i przerzuciła spojrzenie w inne miejsce, faktycznie przyjrzała się reakcji tłumu. Starała się jednak robić to dyskretnie, a ewentualne skrzyżowanie spojrzeń kwitować uśmiechem nieśmiałym i niewinnym jak łąka i kicający na niej między wrzosami króliczek.
Cecil Yaxley
Cecil Yaxley
Ogród Tumblr_mflnakJD3D1rffxo0o5_500
Londyn, Anglia
32 lata
błękitna
neutralny
właściciel hotelu / biznesmen
https://petersburg.forum.st/t746-cecil-yaxley#1694https://petersburg.forum.st/t756-cecil-yaxley#1769https://petersburg.forum.st/t757-pan-smierciozerca#1772https://petersburg.forum.st/t758-tamiza#1774

Sob 04 Lis 2017, 14:14
Naprawdę nie miał ochoty tutaj przebywać. W tym samym czasie miał o wiele ciekawsze rzeczy do roboty i gdyby nie fakt, że musiał się pokazać z narzeczoną - w końcu to wyglądałoby bardzo źle, gdyby przed ślubem jej unikał, nawet jeśli o takim unikaniu mówiłyby tylko stare ciotki Jadwigi - to zdecydowanie zająłby się czymś poważniejszym. Pracą, hotelem, czarną magią, nawet udawaniem chorego... Otoczony Wrońskimi, z których jedna część miała do niego stosunek obojętny, a druga szczerze go nie znosiła nie był niczym przyjemnym. Powinien więc pomyśleć jak się wyrwać i wrócić wcześniej do Petersburga. Najlepiej bez swej przyszłej małżonki, przyda im się jakaś przerwa od siebie.
Póki co siedział jednak obok niej i patrzył prawie że tępo w miejsce, gdzie na młodą parę czekał chyba jakiś kapłan - Cecil nie miał zielonego pojęcia, jakiego wyznania jest Konstanty i Anna - i modlił się w duchu, żeby to szybko minęło. Czy na własnym ślubie też będzie myślał tylko o tym, żeby jak najszybciej odbębnić swoje zobowiązanie i mieć spokój? Głowy dać za to nie mógł, ale czuł jakąś dziwną pewność, że na jego weselu będzie podobnie, jeśli nie identycznie.
Czekając na młodą parę rozejrzał się wokół licząc, że ujrzy jakieś znajome, przyjazne twarze, które potem pozwolą mu przetrwać we względnym komforcie całe to świętowanie. Niestety, wiele osób było mu nieznanych, ale w oczy rzuciła mu się Vera. Miał wrażenie, że bawiła się lepiej od niego, gdyż gdy wreszcie młoda para ruszyła do ołtarza nawet się uśmiechała. W innym miejscu jego uwagę przykuła Galina, która najwyraźniej też czuła potrzebę przyjrzenia się wszystkim obecnym.
Zna aż dwie przyjazne mu osoby, może nie będzie tak źle!
Tymczasem złapał za rękę Wrońską. Wiedział, że jej również zależy z niewiadomych mu względów na tym, by odegrać przez całą familią jak bardzo się kochają. A jej ciotki właśnie zaczęły się przypatrywać jak się "młodzi ku sobie mają". Ech, już niedługo. Po własnym weselu zamierzał "oddać się w wir pracy". Co powinno być zrozumiałe, Jadzia jest droga w utrzymaniu - własnoręcznie to wyliczył - więc musi zarobić na jej zachcianki.
Łucja Wrońska
Łucja Wrońska
Ogród 8etBnyr
Kaliningrad, Rosja
25 lat
błękitna
za Starszyzną
pianistka
https://petersburg.forum.st/t1214-lucja-wronskahttps://petersburg.forum.st/t1265-lucja-wronskahttps://petersburg.forum.st/t1263-mow-do-mnie-szeptemhttps://petersburg.forum.st/t1267-gowor#5128

Sob 04 Lis 2017, 23:07
Przepych, blichtr lśniących sukien oplatających ciała oraz szytych na miarę garniturów, połysk migotliwych pantofelków odbijających łagodne, tańczące w przestrzeni promienie słoneczne. Całokształt wprost emanuje w jej oczach słodyczą arogancji, elitaryzmem, wzmiankami w rubrykach towarzyskich, debiutantkami w sweterkach z monogramami i naszyjnikami z pereł. Z tymi swoimi niemalże kunsztownie upiętymi włosami, białymi jak lilia cerami, buziami patrycjuszy i snobistycznymi akcentami są również dla niej — nieznającej życia poza własną bańką arystokrackiej nieprzystępności — wzorami prawidłowości. Jednak od czasu, w którym Hypnos zechciał ściągnąć z jej powiek sen, ów tańcząca na językach ogółu prostota kurtuazji, ta kokieteryjna gra śmiechu świerzbiącego podniebienie, ogół krzątaniny ludzkiej zaczął jej niewysłowienie przeszkadzać — tak jak dźwięk świerszczy przy oddawaniu się w ramiona Morfeusza. Nowy świat, materialny, lecz nierzeczywisty, po którym, oddychając marzeniami zamiast powietrza, snują się jak popadnie widma ludzkie stał się dlań nieodwołalną przestrzenią życia, od której nie miała ucieczki, dzierżąc na barkach świadomość, iż oddech Chorzycy policzył już dni, które pozostały jej do upragnionego zenitu.
Omiata stalą spojrzenia pozornie obojętnie zebraną gawiedź, gdy przychodzi pod rękę z Aristovem. W gruncie rzeczy jednak ocenia każdy szczegół, w którym zawierają się kreacje dopasowane do istnień, które rozpoznaje w ludzkich wydmuszkach — nie umyka jej uwadze żaden kosmyk, który niedbale wysuwa się z upięcia losowej panny tudzież niestarannie zawiązana muszka zdobiąca szyję przypadkowego dżentelmena. Sama zaś, odziana w długą suknię barwy błękitu metylenowego, przypasowaną kolorem do ocząt, o srebrnych spinkach podpinających miedziane pukle, coby nie przysłaniały jej widoku, wszak jej drogi kuzyn będzie się żenił — oby! — raz, jawi się jako raptem cień samej siebie, choć na pełnię warg wciska uprzejmy uśmiech. Dopiero kiedy jej spojrzenie spotyka się w niemalże wyuczonym od czasów dziecięcych momencie ze wzrokiem Gorii, kąciki jej ust unoszą się pewniej, niby pociągnięte niewidzialną siłą ku niebiosom.
Odnajduje w sobie gargantuiczne pokłady zmęczenia, które zbywa dłonią nieistotności, pełnię uwagi, którą wygrzebuje z wnętrza, cień zakłamanej atencji kierując na ceremonię, która rozpoczyna się zaraz po tym, jak zajmują miejsca. Od razu wyłapuje wzrokiem swojego kuzyna i Annę, myślami płynąc dalej, powoli odrywając się od bieżącej rzeczywistości, wiosłując w kierunku własnych spraw mniejszego oraz większego priorytetu, odnajdując porzuconą już sielsko koncentrację dopiero pod koniec mowy prowadzącego; Nie omieszka się trącić Gorię kolanem, aby już po chwili pochylić się ku niemu konspiracyjnie.
Myślisz, że się kochają? — śle pytanie szeptem jedynie, by zbadać jego reakcję i po chwili podjąć. — Spośród wszystkich ludzkich uczuć miłość chyba najtrudniej poddaje się analizie. Rozłożona na drobne cząstki staje się martwa; podzielona nie składa się w całość... Powinnam wiedzieć więcej o ich relacji, ale ostatnio wszystko jest mi tak dalekie. — Zakończyła wraz z wiążącym lub zamilknie na wieki, wsłuchując się w jednolite brzmienie ciszy, która zapadła.
Igor Aristov
Igor Aristov
bitch, better have my money
Petersburg, Rosja
26 lat
poświst
błękitna
za Starszyzną
dystrybuuję rodzinny alkohol, ściągam długi, udzielam pożyczek i kupuję wasze dusze
https://petersburg.forum.st/t1146-igor-aristovhttps://petersburg.forum.st/t1185-igor-aristov#4660https://petersburg.forum.st/t1186-zadza-pieniadza#4676https://petersburg.forum.st/t1192-zakia#4701

Nie 05 Lis 2017, 21:11
Błysk złotych bransoletek, kolekcja drogocennych zegarków, słowa, które monotonnie przelewają się przez ciepłe, majowe powietrze; w obdartym z treści przekazie nie ma miejsca na przypadkowe uwagi, nieprzemyślane zestawienia słów, niedociągnięcia w promiennie wymuszonych uśmiechach. Nawet czas, sparaliżowany wyniosłą ostrożnością zgromadzonych w ogrodzie gości, zdawał się płynąć wolniej – a może raczej nieregularnie, jak pływak zmęczony przebytym dystansem, raz odpoczywający, innym razem nabierający rozpędu. Wycięty z rzeczywistości, kartonowy świat – kilkaset metrów kwadratowych zieleni i blichtru – rządził się własnymi prawami; nie wszystkie były odkryte, nie wszystkie zmierzone, nie wszystkie pisane, lecz wraz z upływem czasu coraz jawniej ukazywały swoje prawdziwe oblicze. Ślub, przystrojony początkowo w szlachetne piórka, lada moment miał stać się tym, czym był w istocie – reprezentacyjną koniecznością, pretekstem, by zaprezentować nowe piersi albo nowego kochanka, okazją do rozdania kilku darmowych uśmiechów, do pogrzania się w blasku fleszy i spojrzeń. Jeszcze później przeobrazi się w sposobność do zwyczajnej zabawy i jeszcze zwyczajniejszego upicia się – w szlachetnym gronie wybrańców, rzecz jasna. Kwiat słowiańskiego świata magii w aromacie nerwowego oczekiwania. Chrobot przesuwanych krzeseł, szmer przyciszonych rozmów, chrzęst diamentowych kolii, dostojeństwo klasycystycznej architektury, wspomnienie rozmachu carskich balów – a ponad tym wszystkim ona, zdystansowana wobec kłębiącego się tłumu, daleka od całej tej ciżby, doskonała w każdym kosmyku miedzianych włosów. Przemili panowie z obsługi patrzyli na Igora z niedowierzaniem – nie wiedział tylko, czy nie dowierzają, że Łucja przyszła z kimś takim jak on, czy też że ktoś taki jak Goria Aristov sprawił, iż Wrońska wybrała jego towarzystwo. A może po prostu spodziewali się zobaczyć u jej boku kogoś zupełnie innego?
Nieistotne – prawem skojarzeń niekontrolowanych, a zatem najtrafniejszych, głośno określił jej sukienkę krawieckim dziełem sztuki, w myślach konstatując, że materiał o barwie, której nawet nie potrafił nazwać, odsłania i skrywa jednocześnie. Rozkosznie mrowiące bąbelki satysfakcji – trochę w brzuchu, ale głównie na języku – nadawały obecności Łucji biszkoptowego posmaku, tego samego, który osiadał na ich wspólnych wspomnieniach, zmysłowych i namacalnych jak faktura jej skóry oraz zachłanność dłoni oplatającej jego przedramię. Elegancka koszula, spinki do mankietów i czarny garnitur, którego każdy szew i każda nitka głosiły, że nie został kupiony w sklepie sieciowym – Igor nie zapomniał o żadnym bankietowym artefakcie doskonale wiedząc, że pewne okazje wymagają ścisłego przestrzegania konwencji. Oboje byli jej zatem wierni, gdy wkraczając na scenę wydarzeń, uśmiechali się do wszystkich oszczędnie, do siebie z kolei porozumiewawczo, jakby strzegąc infernalnego sekretu. Wszystko było tu zresztą rytuałem zstąpienia do grona wybranych, do kręgu wtajemniczonych. A może do piekieł?
Nerwowość wyczekiwania, elektryzująca ekscytacja, powietrze gęste od oparów wielkich nadziei i zawistnych obaw – każda emocja utrzymywała się w atmosferze na długo po rozpoczęciu ceremonii, wyczuwalna była nawet, gdy skryte pod sukienką kolano Łucji zderzyło się z udem Igora; niespiesznie, z pozoru wciąż pochłonięty ślubną scenerią,  nachylił się w jej stronę, obserwując siateczkę sinych żyłek biegnących pod pergaminową skórą kobiecych dłoni.
Przynajmniej jedno z nich powinno – głos – przed kwadransem lekki, pozbawiony cienia troski, zdjęty skupieniem, które towarzyszyło zapinaniu bransoletki na drobnym nadgarstku Łucji – teraz wydawał się przytłumiony, niszczony zmęczeniem, chwiejący się nad przepaścią niewiary. – Nic, co raz zostało rozbite na części pierwsze, nie odzyska dawnej formy. Potłuczony talerz, uszkodzona zabawka, popruty materiał. Można sklejać, naprawiać, cerować, ale efekt już nigdy nie będzie taki sam – ciche, stłumione słowa brzmiały tak, jak gdyby Igor już próbował – próbował i wiedział, że wszelkie usiłowania zawsze pozostaną daremne. – Nie obwiniaj się. Nawet ja nie wiem wszystkiego – dodaje jeszcze ciszej, przerywając umowny bezruch złudnego skupienia; jeden, niespieszny gest wystarczy, by nakryć jej dłoń – chłodną, bladą i odrealnioną – silnymi, cierpliwymi palcami. Nie trwa to długo, ledwie kilka sekund, podczas których Igor przekazuje Łucji nieuchwytne molekuły własnej obecności, pojedyncze pierwiastki krążącego pod skórą ciepła. Coś, z czego nie musi się tłumaczyć – ona przecież rozumie.
Anna Wrońska
Anna Wrońska
Ogród Tumblr_mskalzWI2k1snyyflo4_250
Moskwa, Rosja
28 lat
czysta
za Starszyzną
tłumaczka w Ministerstwie Magii
https://petersburg.forum.st/t594-anna-lefevre#1014https://petersburg.forum.st/t706-anna-lefevre#1482https://petersburg.forum.st/t707-anna-lefevre#1483

Pon 06 Lis 2017, 21:12
Ogród był dla nich pięknie przystrojony, wyglądał tak odświętnie i inaczej, niż pamiętała go z coraz częstszych ostatnio wizyt w Kaliningradzie u rodziny Konstantego; już dziś miała oficjalnie stać się jej integralną częścią, zostać przyjęta w liczne zwarte szeregi Wrońskich. Czuła na sobie ich spojrzenia robiąc ostatnie kroki w drodze na spotkanie z mistrzem ceremonii, a wiele z nich było bardziej przychylnych, niż zdarza się podczas zawierania aranżowanych małżeństw. Anna była im jednak wdzięczna za sympatię, jaką w końcu ją obdarzyli, nawet skora do osądów nestorka Ścibora w końcu ją polubiła. A chociaż to na nią wszyscy powinni dziś patrzeć i na czas kluczowych elementów ceremonii zaślubin miała stać tłumem do gości, to gdy stary czarodziej zamilkł, by wysłuchać nadchodzących z tłumu potencjalnych obiekcji, najchętniej odwróciłaby się, by przyjrzeć się uważnie zebranym w ogrodzie.
Wrońscy zjechali się tłumnie ze wszystkich stron Słowiańszczyzny, zaś przedstawiciele jej rodziny, sądząc przynajmniej po ilości odpowiedzi na zaproszenia, jakie od nich otrzymała, byli żałośnie nieliczni wśród gości. Tylko matka siedziała w pierwszym rzędzie przy rodzicach Konstantego. Anna nawet przymierzając suknię ślubną po raz pierwszy musiała powstrzymywać łzy tęsknoty za zmarłym ojcem, który nie doczekał zwieńczenia jej wieloletniego narzeczeństwa. Poza zaś rodzicami nie mogła liczyć na niezawodną obecność krewniaków ze strony Lazarevów. W miarę jak sytuacja tej dynastii stawała się mniej stabilna, relacje połockich Lazarevów z ich kuzynką, która wydała się za obcego Francuza znacznie ochłodziły się. Anna liczyła jednak chociaż na obecność swego kuzyna, może kilkorga starych przyjaciół. Anna miała jednak obawy, czy mieszkający aż w Rumunii Dionisie przyjedzie tylko na jej prośbę, albo wiecznie tkwiąca w rozjazdach Elodie odnajdzie się akurat w tym czasie, gdy jej potrzebowała.
Nie mogła się jednak odwrócić i poszukać w tłumie znajomych, dawno niewidzianych twarzy. Mogła tylko nasłuchiwać, choć mocno bijące serce prawie zagłuszało słowa wypowiadane przez mistrza ceremonii, czy ktoś nie zniweczy ich starań jednym głupim nie zgadzam się. Zdanie, które otwiera furtkę wątpliwością.
No właśnie, kochają się? Do ostatniej chwili w myślach ich obojga musi przewijać się to pytanie. Konstanty nigdy wszak nie należał do tych grzecznych i pokornych, którzy czekają tylko, by znaleźć się pod żoninym pantoflem. Był wolnym duchem, za którym mogła szybko zostać w tyle, gdy tylko zaczną razem żyć. A jednak bez wątpienia było w niej przecież coś, co przekonywało – i to bardzo wiarygodnie – że właśnie tu i teraz jest we właściwym miejscu.
Drgnęła nieznacznie, gdy otoczyło ich światło z różdżki czarodzieja. Już niedługo będzie po wszystkim, tylko kilka słów i dwa pierścionki. Niewiele, jak na obietnicę całego życia. Niewiele, gdy po tylu latach wciąż mogliby sami wątpić w swoją szczerość. Ale Ania postanowiła już sobie, że tyle wystarczy.
Filipa Karamazova
Filipa Karamazova
Do you dream of murder?
Samara, Rosja
27 lat
rusałka
błękitna
za Starszyzną
uzdrowicielka w Hotynce
https://petersburg.forum.st/t1103-filipa-karamazova-budowa#4103https://petersburg.forum.st/t1219-filipa-karamazovahttps://petersburg.forum.st/t1218-karamazova#4879https://petersburg.forum.st/t1255-yewa#5007

Wto 07 Lis 2017, 01:12
Kąciki ust uniosły się jak za pociągnięciem jedwabnego sznurka, kiedy cichy szmer rozmów rozlał się wokół Filipy, prezentującej światu uśmiech na tyle delikatny, by nie dało się wyczytać z niego fałszu, od którego aż gęstniało powietrze w ogrodzie Wrońskich – pachniało znajomo, nie drażniło nozdrzy obcymi nutami, mogącymi zmącić zmysły i zmylić pewny krok stałej bywalczyni podobnych spędów, doświadczającej w tym momencie uczucia podobnego do déjà vu. Różne było tylko miejsce i kreacje, a także mężczyzna przy boku; wszystko pozostałe poczynając od okoliczności, kończąc na gościach można było wcisnąć w sztywne ramy, spoza których wymykali się wyłącznie główni bohaterowie tego wydarzenia, Wroński i jego wybranka, której twarz aż do dnia dzisiejszego rozmywała się mętnie w pamięci Karamazovej, dopiero wraz ze zmianą nazwiska mając nabrać nieco więcej wyrazistości i realności.
Och? – zmarszczyła leciutko czoło, odwracając zaciekawione spojrzenie od dwóch czarownic, których diamentowe kolczyki były na tyle do siebie podobne, że w powietrzu momentalnie zapachniało kobiecą wściekłością; wonią doskonale znaną każdej rusałce. Kolejne słowa nie powinny, choćby otrzeć się o nikogo poza ich adresatem, dlatego kobieta odchyliła srebrnowłosą głowę, miękkimi ustami niemal łechcząc ucho siedzącego u jej boku Lazareva. – Byłabym zaskoczona, choć chyba bardziej zaniepokojona, gdybyś powiedział, że na weselach czujesz się jak wodnik w jeziorze, wiesz, Skandar? – prawdopodobnie lepiej byłoby, gdyby zamilkła, przełykając gorzko–kwaśne słowa, nie pozwalając im wymknąć się spomiędzy ram karmazynowych warg, które po ułamku sekundy wygięła w kwaśnym półuśmiechu, podsumowującym wydarzenia sprzed lat.
Kiedy to było? Ciężkie powieki opadły w zamyśleniu, skrywając skrzące spojrzenie, które już zaraz ponownie rozkwitło, osiadając na mężczyźnie, będącym kością niezgodny w gardle wielu... A szczególnie tej jednej osoby, targającej się w złości, jak pies na zbyt krótkim łańcuchu – pytanie, czy jest tutaj? Może, prawdopodobnie... Na pewno. Tylko gdzie? Przygryzła dolną wargę, wypuszczając ją z uścisku lśniących zębów wraz ze świadomością, co robi, tarmosząc idealnie uszminkowane usta, gnące się pod twardym naciskiem, ustępującym uśmiechowi rozkwitającemu w odpowiedzi na kolejne słowa Lazareva, ponownie skupiającego na sobie jej uwagę.
Teraz?
Naprawdę musi cię nużyć ta uroczystość – wyszeptała w odpowiedzi na jego propozycję, rozluźniając spięte mięśnie drobnych ramion, wysuwając ku niemu cienkie wici świadomości, ocierającej się o bariery, które wzniósł wokół siebie, sunąc po nich gładko, nie napotykając upragnionych szczelin, nie mogąc w nich zaszczepić własnych myśli i pragnień, mogących wybadać  – zedrzeć, bezlitośnie i brutalnie – skandarowe "ja". Ale przecież... Błękitne oko zalśniło, kiedy dłoń ozdobiona ciężkimi pierścieniami opadła na kolano czarodzieja, a złota bransoleta w kształcie rajskiego gada zamigotał na wątłym nadgarstku Filipy. Nigdy wcześniej nie próbowała tego na Skandarze, teraz wyginając zachęcająco kąciki ust, wykorzystując własną naturę... Cios poniżej pasa, można by rzec. Ale przecież porażka smakuje obrzydliwie, gorzko i mocno osadzając się na języku, kiedy ma się z nią zbyt wiele razy do czynienia. Tym razem chciała uszczknąć, choć odrobinę zwycięstwa.
Niewielki zalążek jego myśli.
Gość

Wto 07 Lis 2017, 02:35
Przystojnego Pana Młodego zdaje się kojarzyć mgliście, nie uznaje tego jednak jako obietnicy późniejszego stukania się kieliszkami nad jego tortem weselnyn, bowiem w podobnych, nijakich stosunkach „znam cię z widzenia” jest z zatrważającą większością członków starszyzny.
O Pannie Młodej zaś, nie wie nic, poza tym co swym sokolim wzrokiem zdąży wyłapać – śliczna, rudowłosa nimfa o urodzie nieskazitelnej, niemalże rusałczej. Zakharenko mogłaby z niej uczynić bohaterkę jednej ze swych powieści detektywistycznych, nie wiedząc czemu, utożsamiając płomienną barwę włosia z temperamentem i dociekliwością godną idealnej heroiny.
—Miałam przypomnieć ci o rzewnym wzruszeniu — szepcze do Lwa, nachylając się subtelnie i walcząc z gargantuiczną ochotą zapuszczenia szerszego żurawia po otaczającej ich gawiedzi. Jakie emocje targają innymi, ich bliskimi w podobnym dniu celebracji nowego życia, tworu ulepionego z dwóch stworzeń połączonych... no właśnie, co połączyło Annę i Konstantego?
— Myślisz, że się kochają?
Kallisto nie wierzy w miłość romantyczną, a przynajmniej nie będąc w swojej, parszywej skórze panny obarczonej tuzinem przekleństw; fakt faktem, każda arystokratka może powtarzać te same frazesy, to blondwłosa medium, zdaje sobie doskonale sprawę z tego, iż one nie są nią.
Nie mogłaby odpuścić sobie hucznie świętowanego każdego dnia złotego momentu użalania się nad samą sobą, nawet dziś.
Grymas pustostanu nie odlepia się z jej twarzy ani na chwilę, nawet gdy ciężka, masywna gula osiada na samym dnie żołądka, nawet gdy odczuwa tymczasową ucieczkę oddechu z napiętych płuc. Wyglądają na szczęśliwych, więc najpewniej są szczęśliwi, prawda? Jakie to przedziwnie obce i utopijne, zwłaszcza w oczach kobiety, która nigdy nie rzuci się w wir poruszeń i uniesień u progu kwieciście udekorowanego ołtarza. Nawet gdyby tego podświadomie bardzo pragnęła.
Sponsored content


Skocz do: