Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pon 03 Lip 2017, 10:52
First topic message reminder :

Restauracja

Restauracja hotelowa, w której goście hotelu Europa (i nie tylko) jedzą posiłki. Z reguły płacą za każde danie, bo rzadko kiedy decydują się opłacić z góry gotowe menu. Ze względu na potrawy pomieszczenie jest urządzone w śródziemnomorskim stylu – dominują tu włoskie dania, francuskie wina, a od niedawna także gruzińskie od dynastii Janashvili. Większość stołów znajduje się na widoku, jednakże jest przygotowane kilkanaście stolików na uboczu, ukrytych za kotarami, dla chętnych klientów. Obsługa z reguły uwija się szybko, a sam przybytek jest znany z bardzo smacznych obiadów i wysokich cen.

Jasmin Vasilchenko
Jasmin Vasilchenko
Kijów, Ukraina
27 lat
błękitna
neutralny
cygan, grajek, wróżbita, czasem pan na włości
https://petersburg.forum.st/t1279-jasmin-vasilchenko#5187https://petersburg.forum.st/t1286-jasmin-vasilchenkohttps://petersburg.forum.st/t1285-bania-u-cyganahttps://petersburg.forum.st/t1287-dumka#5276

Wto 24 Lip 2018, 13:56
Jeszcze w styczniu, widząc wysłaną mu przez matkę rozpiskę arystokratycznych spędów na ten rok, śmiał się pod nosem, kpiąc z tego, jak bardzo Polakom zależało na zaistnieniu na salonach. Pchali się wszędzie i rezerwowali najlepsze letnie terminy, by z rozmachem i snobistyczną pompą, chwalić się nowymi sojuszami. Mimo w miarę neutralnych stosunków między dwiema rodzinami, nie przeszkadzało to Jaśminowi, urządzić szopkę na ślubie Konstantego. Od tamtego czasu jednak wiele się zmieniło, a upłyną tylko miesiąc.
Dumnie wyprostowany, z przyklejonym do twarzy enigmatycznym uśmiechem i z piękną Łucją Wrońską u boku, spacerował między parami. Razem ze swoją „narzeczoną”, jakkolwiek przerażająco by to nie brzmiało, podeszli do młodej pary składając im najserdeczniejsze życzenia, szczęścia, zdrowia i powodzenia na nowej drodze życia. Żadne z tych słów jednak nie chciało opuścić jaśminowego gardła, ograniczał się więc jedynie do przytakiwania i nie rozpętywania kolejnej wojny światowej.
Wracając na swoje miejsca, jego urocza partnerka zostaje porwana przez przyjaciółeczki (?), koleżanki (?), jakieś damy chcące wspólnie porozmawiać o sukniach, kosmetykach, czy innych nieinteresujących Jaśmina rzeczach, o których prawdopodobnie z uwielbieniem plotkują młode kobiety. Skłonił się więc tylko czarującym pannom, po czym wolno ruszył na spacer po pomieszczeniu. Błękitnymi oczami przyglądał się mijanym parom, znajomym kiwał z uznaniem głową, witając się, naprędce powtarzając banały i obiecując, że w niedalekiej przyszłości koniecznie muszą się spotkać, by pogratulować mu wspaniałej (nowej) narzeczonej.
Zmęczony ciągłymi uśmiechami, wykończony tym toksycznym miastem, które ostatnimi dniami stało się jeszcze gorsze, miał ochotę uciec, wsiąść na Gienię i odlecieć w siną dal. Jak ostatni tchórz porzucając obowiązki, obietnicę złożoną rodzinie, Łucji i wszystkim, którym obiecywał, że w końcu się uspokoi i ogarnie swoje życie, czyżby znowu miał ich zawieść.
Wzdycha ciężko ruszając w stronę syto zastawionego alkoholami stołu. Korzystając z braku Łucji u swojego boku sięga po pierwszy kieliszek. Cierpkie ciepło szybko przelatuje przez jego gardło, opadając do pustego żołądka.
- Niech to wszystko szlak. – Mruczy pod nosem, otrzepując z czoła przydługie ciemne kudły i przypadkiem trafiając spojrzeniem na samotnie stojącą pannę Sorokin. Mimo jego znanego opinii publicznej zdania o tej rodzinie, Illyana, była przezeń tolerowana, lubiana, tak piękna by zatrzeć potencjalne niesnaski wywołane takim, a nie innym nazwiskiem(niepotrzebne skreślić).
Widząc, że w swym zamyśleniu, przestaje ona dostrzegać otaczającą ją rzeczywistość, ukryty w chaosie rozmów podchodzi do niej i powoli nachylając się do jej ucha szepcze.
- Buu. – Nie wiedział dlaczego akurat buu, dlaczego w ogóle zdecydował się podejść, ale coś w twarzy kobiety, krzyczało do niego, że w tym momencie nie powinien jej zostawiać samotnie. - Czy uczyni mi pani ten zaszczyt i pozwoli się zaprosić do tańca? – Pyta posyłając niewieście spojrzenie wypełnione niebezpiecznymi ognikami.
Illyana Sorokina
Illyana Sorokina
Restauracja - Page 3 C6jimhL
Irkuck, Rosja
29 lat
cień
błękitna
za Starszyzną
prikaz Sprawiedliwości i Ochrony Narodowej, legislacja, specjalista prawa czarodziejskiego
https://petersburg.forum.st/t1414-illyana-osipovna-sorokina#6905https://petersburg.forum.st/t1418-illyana-sorokina#6944https://petersburg.forum.st/t1417-rumiana#6936https://petersburg.forum.st/t1416-illarion#6928

Wto 24 Lip 2018, 21:45
Nie zauważasz go. Wzrokiem skupionym na lampce wina trzymanej w dłoni, podążasz za cieczą, oblewającą ścianki szkła, podczas gdy dłonią wprawiasz alkohol w ruch. Robisz to powolnie, jakby w zamyśleniu, żeby nikt nie pomyślał, że w istocie, to trochę ucieczka od znużenia. O ile łatwiej byłoby przyjść tu w czyimś towarzystwie. Tobie ta przyjemność nie jest pisana. Akurat  sięgasz palcami do kosmyka włosów, który chcesz wsunąć za ucho, kiedy czujesz ostrzegawczy, ciepły oddech na skórze, a już później owiewający i ucho czyjś szept. Nie wzdrygasz się tylko dlatego, że od dłuższego czasu jesteś zbyt bierna, żeby teraz nagle wykonać tak gwałtowny ruch. Z pewną dozą zainteresowania w mdłych, zimnych i nieobecnych jak dotąd oczach, przenosisz wzrok na Vasilchenko, obracając głowę przez ramię, krzyżując z nim spojrzenie.
Jaśmin to ostatnia osoba, jaką spodziewasz się tu spotkać. Ostatnio bardzo angażuje się w związek z Wrońską, skoro go w ogóle nie widujesz. Nawet przypadkiem. Mijacie się nawet na wydarzeniach społecznych czarodziejskiego światka. Trudno ci uwierzyć, żeby na nich nie bywał, ale może po prostu podążał innymi ścieżkami niż ty? Nie ma co się dziwić, skoro ty wszędzie ostatnio gościsz tylko w przelocie, usprawiedliwiając się pracą w Ministerstwie i ostatnimi niepokojami wśród Starszyzny.
W złym tonie byłoby odmówić.
Zgadzasz się na propozycję mężczyzny, ale nie robisz tego w sposób mogący całkowicie poddać się jego woli. To jest Twój problem, że często zbyt zaciekle bronisz swojej niezależności. Nawet w tak drobnych sprawach. Czy wobec tego dasz się mu prowadzić w tańcu, czy będziesz walczyć o tą rolę?
Gdzie się pan ostatnio podziewał, panie Vasilchenko? — dodajesz już pytanie z sortu tych neutralnych, które nie mogą wprowadzić między was żadnych nieporozumień. Dzisiejszego wieczoru chcesz się ich wystrzegać. Goryczy, zjadliwości i niesprawiedliwego dawania reprymendy z błahych powodów.
A żeby nie przedłużać, podajesz mu ramię, wcześniej odkładając z powrotem kieliszek z winem na tacę. W końcu i tak wcale go nie upiłaś. Kierujesz się wraz z mężczyzną na salę taneczną, tam, gdzie teraz organizatorzy zapraszają wszystkich gości. W końcu możesz chwycić bok sukni i unieść go z lekkim szelestem, ze świadomością, że odgłos przyjemnie zaginanego materiału będzie przeznaczony nie tylko dla ciebie, ale też twojego towarzysza. Może w końcu ktoś doceni to, że mimo miernego nastroju, mimo wszystko naprawdę ładnie dziś wyglądasz, Rumiana. Oczy ci się może nie świecą, jak innym młodym damom. Jak Jaśminowi, ale policzki opruszone różem, usta pociągnięte o ton ciemniejszą od twoich warg pomadą, czy jasna suknia w kolorze błękitu oczu, bardzo dobrze imitowały, że dbasz o to, jak będziesz się prezentować na tym ślubie. Tak naprawdę po prostu nie chcesz za mocno odstawać.

Jaśmin i Illyana przechodzą z tematu do sali
Vasilija Maksimović
Vasilija Maksimović
Restauracja - Page 3 AlarmingCloseHagfish-max-1mb
Bułgaria, Płowdiw.
26 lat
nieznana
za Raskolnikami
Sprawdza móżdżek.
https://petersburg.forum.st/t1897-vasilija-maksimovic#9514https://petersburg.forum.st/t1906-tej-vaski-dziennik-vasilija-maksimovic#9554https://petersburg.forum.st/t1898-bad-girls-do-bad-things#9517

Sro 25 Lip 2018, 03:02
Roboty tyle z nimi było! Z tym Pytalskim i jego żoną wymarzoną, która może jednak jeszcze żoną nie była? Nie wiem, nie spytałam, a patrząc na tę twarz Pana Jabłuszko... jak mogłam spytać? Bo on teraz niemal jak te zielone jabłka był, co tak lubiły sobie dyndać, nawet bez wiatru. I tylko usiąść pod tą jabłonią, zakochać się w tych jabłkach, nawet jeśli jabłek nie lubię. One Pytalskiego są, wszystkie jabłka świata, korale i kwiaty we włosach. Nie sięgnę po tą dłoń przeklętą z pierścieniami, nie powróżę robiąc powtórkę ze starego dobrego Koldovstoretz, gdy tak patrzyliśmy na freski, trochę jak zaklęci. Czy ty jesteś bohaterem, Pytalski? Bohaterem z tych fresków? Czy chciałbyś umrzeć z imieniem swojej małej ojczyzny na ustach, u boku swojej ukochanej? Odpowiedz szczerze. Kiedyś. Kłamliwa jaszczurko. I czemu tak patrzysz, co, tak wyzywająco i wyzywasz mnie na ten swój pojedynek, kiedy kręcę się w swym fraku z tą tacą wartą więcej niż wszystkie moje najlepsze poduszki? Nawet ta, która została ukradziona. Z twarzą Rasputina, co za noc. Z twarzą Rasputina. Stań przede mną. Kiedyś. Jak będziesz stary. Uśmiechnę się, ukradnę twoje pierścienie niecnie. Zemsta mściwej starej Vas, będę się śmiała wtedy szaleńczo jak jakaś wiedźma. Może pani Pytalska nie będzie zła?
Mogłam przynieść bezalkoholowe, czemu nie, ale to trzeba poczekać, a panna młoda taka nerwowa, już się rozgląda, chyba nawet niecierpliwi? Bo to niecierpliwa kobieta była i oko straciła by mieć taką oto błyskotkę. Gwiazdę ukradł i umieścił jej tam, bo tak oto zaczyna się historia, stara jak świat, kiedy faceci kradną dla swoich kobiet gwiazdy. A czarodzieje mogą to zrobić, mogą rzeczywiście po te gwiazdy sięgnąć. Ale jestem dzielna, wrócę do domu, otworzę wino, w samych majtach poskacze po kanapie, aż miły pan z dołu walnie tak w ścianę krzesłem, że dziurkę zrobi. I przez tę dziurkę będziemy się komunikować, a potem powiem komuś, na jakieś zabawie by coś tam wsadził. Takie wyzwanie zrobię podczas gry w butelkę. Na różdżkę to ta dziurka będzie za duża. Wszystko sobie rozplanowałam. Kolejne atrakcje by uniknąć zderzenia ze szarą rzeczywistością. No ale dobrze, pani woli coś na szybko, więc będzie woda, była nawet z miętą. Tak, na zapleczu mieliśmy miętę. Wszystko było takie drogie tutaj i zaczarowane, takie wesela pewnie mają za granicą, gdzieś daleko, może nawet w Chicago, bo ktoś kiedyś wspominał, że tam jedzie, bo tam huczne wesela robią. W Chicago. Na tych koniach z dwoma rogami jeżdżą albo na takich ogromnych ptakach, co grom mają w nazwie. Fajnie się bawią, tam lecą najlepsze hity. Ponoć ktoś kiedyś stracił tyłek przez swoją różdżkę, bo pomylił zaklęcia. Chciał czystą dupę, a jednak coś nie wyszło. Tak to było w tym Chicago.
Przynoszę ten potężny dzban wody, w końcu trochę te woje mięśnie ćwiczę i to nie na tacy niosę, w rękach, prawie przytulam do cycków i muszki.
- Proszę - mówię uprzejmie i zabawnie salutuję do tej niecnej pary. Patrzę na zegarek i chyba to moja przerwa. Krótka, ale będzie nie, goście teraz mają się iść bawić też do innych miejsc, ale to nie moje zmartwienie, nie teraz, bo mam prze... kurwa.
No ale dobrze, dobrze, bez gniewu niepotrzebnego, ocieram wierzchem dłoni pot, poprawiam swój dzisiejszy mundurek. Tola, ta moja znajoma, nie była taka zła. Dało się wytrzymać, myślałam że będzie gorzej. Wódka? Darmowa wódka?
Mrużę oczy, błyszczą mi się strasznie, bo darmowym alkoholem nie można gardzić. Klepnęłam delikatnie Tolę w plecy.
- Co ty mówisz! Skąd takie masz informacje, co? No ja podejdę, ale całe wesele... Tola, ech, co teraz? - wyszeptałam gorączkowo, bijąc się z myślami. Załatwię to, jakoś to załatwię. Będę mieć wszystko w garści, za jednym zamachem. I w karty też sobie zdążę pograć! A jeśli nie, to nie nazywam się Vasilija Maksimović.  - Dzięki, dzięki. Jesteś super.
I odchodzę kawałek, zgarniam jakąś tacę, starając się nie klepać kolegi kelnera w tyłek, puszczam mu za to oczko i poprawiam się ładnie i idę w stronę tych jedzących.  Uśmiechnęłam się do pana z jasnymi niebieskimi oczami, jakiś młodzik jak nic i podałam temu panu, co ktoś na niego krzyknął "Łukasz! Zupa ci wystygnie!", jakaś starsza ciotka zapewne, podałam mu talerzyk dobrych ciastek. Niech chłopak ma i zapamięta dobrą panią. Niech potem szepnie rodzinie albo znajomym, co siedzieli obok, komu ta wódka się należy.
- Smacznego panu - jestem płomykiem w tym ciemnym lesie, jeszcze się tam trochę kręcę, a potem idę na zaplecze. Tylko na chwilkę, bo przecież zapamiętają mnie tamci państwo, zapamiętają.
Powinni.

z/t dla Vaski, jest na zapleczu.
Irka Odrowąż
Irka Odrowąż
Restauracja - Page 3 Ytc0My2
Kraków, Polska
27 lat
czysta
za Raskolnikami
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t878-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t963-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t879-podobne-wzywa-podobnehttps://petersburg.forum.st/t948-bazylia

Czw 26 Lip 2018, 07:11
Pomysłem, by niemal godzinę wcześniej pojawić się przed ślubną uroczystością Jadwigi i Cecila, wyczerpałam limit najbardziej nietrafionych decyzji, jakie kiedykolwiek podjęłam w życiu. Owszem, taki zapas czasu dał nam możliwość spokojnego przywitania się z ogromnymi zastępami bliższej i dalszej rodziny głównie ze strony Wrońskich oraz zajęcia odpowiednich miejsc, które pozwalałyby cieszyć się ceremonią tak, jak należy, ale poskutkował również tym, że wyjątkowo zapadliśmy w pamięć tym tak długo niewidzianym ciotkom, w następstwie czego nie sposób nam się teraz od nich opędzić. Wspaniałomyślnie zostawiam je więc na łasce i niełasce Łukasza, zdając się na jego niesamowity dar zrażania do siebie każdego człowieka. Dzięki temu już w drodze do hotelu „Europa” udało się zachęcić część z nich do zarzucenia przez nie pomysłu kontynuowania przesłodzonych od zdrobnień rozmów, a także wyrażania swoich obaw i nadziei wiążących się z naszą przyszłością. Zapewne równie świetlaną, jak ta Jadwini.
Tyle że w postawie pani – już teraz – Yaxley trudno dopatrzyć jest się swobody. Może jedynie odnoszę takie wrażenie, może za dużo sobie wyobrażam albo zwyczajnie jestem zazdrosna i nie potrafię sama przed sobą się do tego przyznać, ale to nie podekscytowanie i stres typowy dla takich wydarzeń sprawiają, że radość jest u niej mniej widoczna. Ułożona i dbająca o każdy detal Jadzia potrafi wszak pokazać prawdziwe emocje. Nakładając na talerzyk fantazyjne przystawki czuję więc jedynie rozczarowanie, bo mimo że z kuzynką nigdy nie łączyły mnie ciepłe relacje, musiałabym nie mieć serca, aby cieszyć się takim obrotem sprawy i tymi drobnymi zadrami na jej nieskazitelnym życiorysie. Może zamiast sprowadzonej z Jawy kolekcji kryształowych figurek zmieniających kształty wedle upodobania właścicieli, powinnam szarpnąć się na zmieniacz czasu. Wyłącznie dla niej. W myślach z niezadowoleniem dopisuję to do listy nietrafionych decyzji i z roztargnieniem sięgam po sól, podając ją Łukaszowi. Czekam jednak zbyt długo, by ją ode mnie odebrał, więc śledząc spojrzeniem to, co tak skutecznie odwróciło jego uwagę najpierw spostrzegam Elżbietę z Mironem, co ostatecznie potwierdza, że do elowego listu nie wkradł się żaden chochlik i zwyczajnie powinnam przestać głowić się nad tym, jak doszło do tak nieoczekiwanej zmiany, a następnie znajomą, choć odmienioną sylwetkę Goranki.
- Łukasz – zaczynam niecierpliwym tonem, machając mu solniczką przed twarzą. – Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że nie przykleili cię do tego miejsca – kontynuuję już w zupełnie innym tonie, uśmiechając się lekko. – Chociaż raz mógłbyś wziąć przykład z Elki i wziąć sprawy w swoje ręce. – Nie jestem pewna, czy właściwie interpretuję zachowanie brata, wiem jednak, że nikomu nigdy nie zdarzyło się tak intensywnie oglądać za kimś, za kim się nie przepada i nie chce mieć się z tym kimś do czynienia. – Jadwiga najwyraźniej uległa zwyczajom męża i nie pomyślała o wstawiennictwo u bogów, więc nie masz wiele czasu – dodaję, sugestywnie zerkając w stronę okna, gdzie daleko na horyzoncie niebo chwilę wcześniej przecięła błyskawica.
Łukasz Odrowąż
Łukasz Odrowąż
Restauracja - Page 3 Tumblr_inline_p9yn1jqXtF1rxlhrp_250
Kraków, Polska
23 lata
czysta
neutralny
student medycyny, asystent, stażysta
https://petersburg.forum.st/t1475-lukasz-odrowaz#7375https://petersburg.forum.st/t1489-lukasz-odrowaz#7579https://petersburg.forum.st/t1490-a-dajcie-mi-wszyscy-swiety-spokoj#7581https://petersburg.forum.st/t1488-odrzel#7577

Czw 26 Lip 2018, 12:07
Pomyślałby kto, że to całe wesele nie może się od Łukasza odbyć. W końcu nikt biedakowi spokoju nie dawał, wręcz go męczyli, zrzucali na niego obowiązek pozbywania się tabuna ciotek, ogólnie robili wszystko, by nie zdał egzaminów na magomedyka.
Koszmar. Powinien udać, że jest chory i od wszelkiego poprosić swoją mentorkę, Saskię Godunovą o zwolnienie. Może by się zgodziła je wypisać, wtedy by każdemu po rzekomej chorobie je pokazywał. Gorzej jakby taka Irka chciała do niego wpaść, mu pomóc, ale może jakoś by ją odciągnął od tego pomysłu swoją wspaniałą elokwencją sławetną w rodzinnych stronach.
Kurwa, czemu ten ślub musiał być w czerwcu... - pomyślał. Miał nadzieję się chwalić wszystkim w lipcu zdanymi egzaminami, teraz jednak nie mógł sobie na to pozwolić.
Jakby tego było mało ta jędza, Elżbieta, najwyraźniej nasłała na niego stado ciotek pytających o babcię, wyniki w nauce, dziewczynę, tuzin innych idiotyzmów, na które nie chciał odpowiadać. Dość szybko na szczęście je do siebie zniechęcił, szczególnie w momentach, gdy te chciały go potraktować jak pełnoprawnego doktora, a ten odmawiał dania porady, no bo przecież nawet egzaminów nie zdał.
Po całym tym wydarzeniu zostanie chyba z niego kłębek nerwów. I to niedouczony.
Musiał szybko znaleźć jakiś spokojny kąt.
Kiedy Irena zaczęła do niego gadać słuchał jej w sumie tylko jednym uchem nie zwracając nawet za bardzo uwagi, że macha mu tą solą przed oczyma niczym grzechotką, choć solniczka podobnego dźwięku oczywiście nie wydawała. Być może dlatego nie załapał, co najbliższa mu siostra do niego mówiła, a jedynie zwrócił uwagę, że krytykuje jego sposób życia. Już miał dość całkiem, jeśli nawet tak przyjazna istota jak Irenka suszy mu głowę na weselu.
- Robię w ciągu dnia więcej niż wszyscy Odrowążowie razem wzięci przez tydzień - powiedział tylko zły. - A Elki nawet mi nie pokazuj jako wzór, szlaja się z jakimś podejrzanym typem, a ty to uznajesz za sukces.
Miał ochotę wziąć, posolić swoją potrawę, wziąć talerz, pójść z sali, zjeść i pouczyć się w spokoju. Zdążył jednak jedynie posolić, bo nim zaczął rozważać jak najlepiej się stąd ewakuować jakaś nieznajoma kelnerka podała mu ciasteczka.
- Dziękuję - podziękował zdziwiony. Kto by pomyślał, że jakaś obca dziewoja będzie dzisiaj mu milsza niż którykolwiek członek rodziny?
Fyodor Karamazov
Fyodor Karamazov
Restauracja - Page 3 Tumblr_my4nogqcbd1s9q9dro8_250
Samara, Rosja
30 lat
błękitna
za Starszyzną
wykładowca PUMu / twórca zaklęć
https://petersburg.forum.st/t906-fyodor-medofiyevich-karamazov#2743https://petersburg.forum.st/t923-f-m-karamazov#2932https://petersburg.forum.st/t925-obleje-cie-na-tym-egzaminie-zycia#2935https://petersburg.forum.st/t924-kniaz#2933

Czw 26 Lip 2018, 17:27
Na całe szczęście Krzesimir nie wiedział, za kogo Fyodor go ma - chyba tylko to go ratowało przed uznaniem go za frajerka oraz miękką ciapę i pozwalało zachować pozory jego odwagi. W końcu ilu młodych szlachciców miałoby takie w miarę luźnie podejście, gdyby koniecznie chciał z nim pogadać brat ukochanej?
Raczej mało, niewiele ponad dwadzieścia lat na karku to dalej za krótki okres na zdobycie doświadczenia i pewności siebie. Przynajmniej w większości przypadków.
Choć trzeba przyznać, że w sprawie zakazów by się dogadali - fakt, że Fyodor musiał raczej ukrywać swoje kochanki był dla niego zaskakująco nieprzyjemny. Życie stałoby się łatwiejsze, gdyby ludzie nie robili z tego takiego problemu i zajęliby się własnymi sprawami łóżkowymi.
Choć Karamazovowi żaden Włoch nie wpadł w oko to i on sam wyczuł tę atmosferę załatwienia jakiegoś interesu, a wesele tylko nadawało temu specyficznego klimatu. Jeszcze zamienić wódkę na wino, rosyjski na włoski i nagle się okazuje, że niewiele tu trzeba do rozegrania słowiańskiej wersji "Ojca Chrzestnego". W razie potrzeby w końcu można zamienić też wróżdę na wendetę...
Fyedę zdziwiło to, że chłopak w żaden sposób nie skomentował jego słów. Czyżby opinia Iskry w ogóle go nie interesowała? Czyżby jego kochana siostrzyczka go nie obchodziła? Przejął się bardziej niż gdyby Krzesimir miał okazać się bucem. W końcu jego chujowy charakter mógłby jakoś opisać i dojść dzięki temu do rozsądku Iskierki, a tak... Jak jej powiedzieć, że Wroński, którego sobie upodobała zapewne się nią nie interesuje?
Miał nadzieję, że w tej sytuacji jej uczucie było zdecydowanie słabsze, niż myślał.
Może i Kozacy pili w ten sposób, ale Fyodor przekroczył już trzydziestkę, a znanym faktem jest, że gorzej się przeżywa w takim i starszym wieku kaca. Dlatego on nie żałował sobie zakąsek ani popit licząc, że jutro wstanie bez bólu głowy czy żołądka, nie mówiąc o wymiotach czy wielkim spragnieniu niemożliwym do zaspokojenia nawet przez dwa litry wody.
Oby siostra to doceniła - przemknęło mu przez myśl.
Nalał mu piątego kieliszka do pełna, a sobie tylko do połowy licząc, że pijany szczerzej zacznie gadać o swoich uczuciach zamiast milczeć jak zaklęty. Chciał szczęścia dla najmłodszej Karamazovej, póki co Krzesio wywarł na nim dobre wrażenie i jeśli by ją kochał nie miałby nic przeciwko ich związkowi. Ale musiał mieć pewność. Bez pewności zrobi wszystko, by do niczego większego prócz niewinna rozmowa między nimi nie doszło.
- Coś ty taki cichy? - zapytał, aby dać sobie czas. Sam na razie kombinował jakby tu wyciągnąć z Polaka coś więcej na interesujący go temat.
Goranka Yaneva
Goranka Yaneva
Restauracja - Page 3 UiRqdHI
Petersburg, Rosja
25 lat
czysta
neutralny
narkomanka na odwyku z dyplomem z alchemii
https://petersburg.forum.st/t966-goranka-yaneva#3133https://petersburg.forum.st/t997-goranka-anfimovna-yaneva#3270https://petersburg.forum.st/t994-come-as-you-are#3250https://petersburg.forum.st/t999-cornell#3273

Czw 26 Lip 2018, 18:30
Kurwa. Tyle wystarczyłoby za podsumowanie mojej sytuacji, soczyste kurwa. Ale byłam na eleganckim przyjęciu, na weselu, którego chciałaby dla mnie stara, nie wypadało mi rzucać kurwami. Byłam zresztą tak zła, że nawet najpiękniejsze przekleństwa nie umiały spuścić ze mnie choć trochę tej wściekłości, choć odrobinę. Wkurwiał mnie taki stan – gdy jesteś tak wkurwiona, że umiesz już tylko kląć, ale to nic nie daje. Rzucałabym zaklęciami w te wszystkie szczęśliwe, dumne, nalane mordy arystokratów, przyjebała komuś, osobie pierwszej z brzegu, dzieciakowi czy ususzonej typiarze, bez znaczenia, chciałabym, żeby ich śliczne ząbki turlały się tym wkurwiająco lśniącym parkietem. Cecil to jednak umie żenić się z pompą, wszystko błyszczało jak psu jajca. Ślicznusi paniczyk. Ciekawe, ile razy zdradzi tę swoją zdzirę w ciągu miesiąca?
Chciałam ich wszystkich zajebać. Chciałam, by wszystko jebło, by wszyscy poszli spać w trumnach.
I chciałam płakać. Boże, chciałam już tylko płakać i zdechnąć, żeby to wszystko się skończyło. Ból nie pozwalał mi zasnąć i kazał szarpać się na łóżku. Całymi dniami bawiłam się z kotami, oglądałam „Przyjaciół” i szlajałam się po Mahali, mając nadzieję, że ktoś znajomy mnie uratuje – ale Marek, który byłby skłonny odstąpić mi cząstkę swojej działki, przekręcił miesiąc temu. Dopiero się dowiedziałam. Reszta albo sama nie miała, albo nie chciała oddać. Wyrwałam za to Sysi trochę kudeł, ale dziwka wyszła z walki zwycięsko – zachowała Smoczka i rozwaliła mi nos. Trochę krzywo mi go poskładano, ale ujdzie na wesele.
Kiedy pofarbowałam włosy? O kurwa.
Sama nie wiedziałam. Niezbyt mnie to interesowało. Myślałam tylko o tym, że po zakończeniu tej chujowej imprezy dostanę pieniądze, za pieniądze kupię ingrediencje, z ingrediencji zrobię trochę dragów, potem te dragi sprzedam w kwadrans cztery razy drożej – i za te pieniądze sobie wpuszczę.
Jak to możliwe, że znalazłam się w tym położeniu, czyli absolutnie bez rubla przy duszy, bez zapasu działek i bez składników na półkach? Tego też nie wiedziałam. Pamiętałam tylko bardzo wyraźnie twarz Lesyi Sudakovej, tej, co przeszła jakiś kurs kelnerski czy chuj i pracowała przez pewien czas w Carskiej, stwierdzającej, że jeżeli kiedyś jej dam za półdarmo Sny, to mi odstąpi pracę na tym weselu. Trzy i pół tysiąca rubli. Jak się dobrze spiszesz, to pięć. I może jakąś wódkę dorzucą.
Wystarczyło. Byłam zatem Oleną Viktorovną Sudakovą i mimo swojego przejebanego stanu, udawało mi się uśmiechać, nie rozlewać napojów przy nalewaniu (wymagało to ode mnie pełnego skupienia, ale tylko raz drżenie ręki zdradziło, że ze mną nie najlepiej), a wcześniej nawet uczesać się schludnie i umyć, choć miałam ochotę gąbką wyszorować skórę do mięsa.
Dawno nie byłam tak długo na głodzie. Jeszcze jeden dzień i poszłabym się zabić – albo pracować tam, gdzie Syśka, co byłoby ostatecznym dowodem mojego upadku.
Podejrzewałam, że będzie tu moja stara z Zorą albo Sofiją, albo Gavem, albo Odrowrążowie, ale nie miałam siły się tym przejmować. Powtarzałam sobie cały czas: za kilka godzin albo będę na haju, albo będę martwa. Oba wyjścia zapowiadały jakąś ulgę.
Nie rozrycz się, cipo. Tylko się nie rozrycz, bo nie dostaniesz tych pieniędzy.
Na pani miejscu wzięłabym to różowe — powiedziałam bezwiednie, tylko po to, by oderwać się od własnych myśli. — Szczerze, nie mam pojęcia, co to jest, ale jest bardzo dobre. To jest chyba niedoprawione. Nie znam się, w każdym razie smakuje jak guma.
Teraz nie dostaniesz tych pieniędzy.
Spojrzałam w dół, na biedną kobietę, którą zagadałam, gotowa przeprosić, ratować sytuację albo po prostu szybko się zmyć – ale po chwili skupienia bezsensowne rysy twarzy złożyły się w Irkę. Co za ulga!
Wyglądasz tak bosko, że prawie cię nie poznałam. Byłam gotowa myśleć, że to jakaś celebrytka.
Rzeczywiście, Irka wyglądała bardzo ładnie, ale nie umiałam się tym dostatecznie mocno zachwycić. Moje myśli krążyły tylko wokół jednego tematu, nawet jeżeli komplement był szczery.
Przeniosłam spojrzenie na osobę obok niej, dla której przeznaczony był posiłek, który niosłam na tacy i spotkałam niebieskie oczy, wzrok utkwiony we mnie; przez chwilę sama zgubiłam się w sobie, jakby obecność Łukasza była niespodziewana. Równie dobrze mógł mnie przejechać teraz pociąg.
Nie rozumiałam już, co myślałam. Dobrze, że nie przyszło mi do głowy wszystkiego, co myślę, wypowiadać na głos.
Postawiłam przed nim talerz z jedzeniem bez słowa, choć miałam ochotę go na nim rozbić.
Weles
Weles

Sob 28 Lip 2018, 12:41
I jak ludzie? Dobrze się bawicie? Bo właśnie dołączyła do was (nie)zapowiedziana katastrofa, nieproszony gość, na którego może nie wszyscy, ale raczej większość wyczekiwała. Pozwólmy jej więc teraz dołączyć i dostarczyć nam rozrywki, a wszystkim obecnym na weselu zapewne uszkodzeń ciała.
Część gości już zdążyła się przenieść do sali tanecznej, aby obejrzeć pierwszy taniec pary młodej albo samemu zatańczyć z partnerem czy partnerką. Reszta została, aby dalej objadać się doskonałymi daniami dobranymi przez Krzesimira Wrońskiego, który akurat był zajęty piciem wódki. Część kelnerów już zaczęła odpuszczać sobie pracę, część w dalszym ciągu starała się zarobić uczciwie, a przynajmniej na pewno. Wiadomym było, że Yaxleyowie nie zamierzali płacić nierobom. Fotograf zaprzestał robienia zdjęć i z jakiegoś powodu grzebał w aparacie, zapewne szykując się do pracy na sali tanecznej.
Wesele - trzeba to przyznać - zostało zrobione z pompą godną szlachty.
I nagle niespodziewanie wszystko poleciało na łeb, na szyję. Niczego niespodziewająca się zarówno obsługa, jak i goście w mgnieniu oka zostali zasypani gradem kamieni i odłamków szkła z wybitych okien, które przy okazji stłukł napastnik. A może napastnicy? Raczej nikt nie miał okazji się rozejrzeć, przy oknach stało się albo siedziało teraz w zbyt dużym niebezpieczeństwie.
Sporo osób oberwało, część zdążyła paść na podłogę i się zasłonić albo ukryć się pod stołem i uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji dostania kamulcem w potylicę czy przecięcia żyły przez kawałek szkła. Polała się pierwsza krew na tym wydarzeniu. Zdarzyli się też tacy, co znajdowali się wyjątkowo daleko od źródła zagrożenia i właściwie nic ich nie drasnęło. Ci to dopiero mieli szczęście.
A wam? Co wam się przydarzyło?

Każdy obecny na sali rzuca kostką k6:
1
- znajdowałeś się tak daleko od niebezpieczeństwa, że ledwo cię drasnęło. Szczęściarz z ciebie.
2, 3 - kamienie tak cię poobijały, że z pewnością skończysz z porządną porcją siniaków.
4 - kawałki szkła się w ciebie powbijały i masz problem je bezboleśnie wyciągnąć. Zapewne przyda ci się wizyta u magomedyka.
5 - szkło tak ci poharatało kończynę, że każdy ruch nią sprawia ci ból. Wizyta w Hotynce będzie konieczna.
6 - jeden z kamieni uderzył cię w głowę i straciłeś przytomność. Zostało ci liczyć, że ktoś się tobą zajmie.

Wszystkich, którzy jeszcze się nie pojawili, a chcieli przyjść na wesele zapraszamy tu (wystarczy rzucić kostką) lub do sali tanecznej, w której jest mniejszy tłok, a wkrótce kolejne atrakcje.
Sofija Yaneva
Sofija Yaneva
Restauracja - Page 3 Source
Petersburg, Rosja
23 lata
czysta
neutralny
ścigająca w Białych Gwiazdach
https://petersburg.forum.st/t1307-sofija-yaneva#5445https://petersburg.forum.st/t1308-sofija-yaneva#5488https://petersburg.forum.st/t1309-relacje-sofiji#5492https://petersburg.forum.st/t1310-orzel-scigajacej#5494

Sob 28 Lip 2018, 14:48
Zabawa - można stwierdzić - toczyła się spokojnym torem, a Sofka obserwowała z boku, popijając kolejne łyki alkoholu. Już miała nadzieję, że zjawienie się nowej osoby wywoła jakąś aferę, lecz nic takiego się nie wydarzyło. Smutne, ponieważ nic ciekawszego nie czekało Yanevę, bo nawet i swojej siostry nie dostrzegała. Rude kosmyki włosów nie kręciły się po sali, na co jedynie cicho wzdychała pod nosem. Spostrzegła, że inni toczą normalne rozmowy, a nawet udają się w celu tańczenia. Jak dobrze, że nie musi tańczyć, naprawdę. I gdyby nie fakt, że przybyła tu z Fyodorem, pewnie już by jej nie było. Takie bogactwo, kultura języka... to nie było w jej stylu. Pozostało jej modlić o jakieś atrakcje ciekawsze od nudnych tańców.
I w sumie jak tak obserwowała salę restauracji, spostrzegła jedną dziewczynę - kelnerkę, jak jej się wydawało, która przypominała posturą jej starszą siostrę. Ale takie miała wrażenie, ponieważ no nie wyglądała jak Gorianka. Postanowiła podejść, sprawdzić dziewczę, ale nagle coś usłyszała.
Brzdęk.
Odruchowo odwróciła się w stronę okna nie wiedząc, co się rzeczywiście dzieje. Ujrzała jedynie lecące z okna zarówno kawałki popękanych szyb okien, jak również i kamienie, których się pojawiało coraz więcej w sali. Zapominając o tym, co wcześniej miała w myślach, zasłoniła ręką twarz, jednocześnie kucając przy stole, aby nie oberwać przypadkiem.
Nie wie, kto to zrobił, ale kiedyś podziękuje tym osobom za przerwanie nudnej imprezy. A może to Weles wysłuchał jej próśb? Nie wiedziała, ale miała nadzieję, że jak wyjdzie z tego cało, to będzie mogła szybko zniknąć i odprężyć się na stadionie.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 28 Lip 2018, 14:48
The member 'Sofija Yaneva' has done the following action : Kostki


'k6' : 3
Yuri Aristov
Yuri Aristov
Restauracja - Page 3 RYa45ov
Petersburg, Rosja
21 lat
błękitna
neutralny
student kursu bezpieczeństwa
https://petersburg.forum.st/t564-yuri-aristovhttps://petersburg.forum.st/t606-yuri-aristov#1058https://petersburg.forum.st/t614-jurekhttps://petersburg.forum.st/t607-kniaz#1059

Sob 28 Lip 2018, 17:49
Zabawa trwała w najlepsze. Jakże inaczej. Była to wszakże szlachecka uroczystość. Trzeba było pokazać wszystkim naokoło rozmach i przepych. Niech goście wiedzą, że bawili się na weselu nie jakieś  biednej panny, która musiała zapożyczyć się, żeby kupić sobie ślubną suknię, tylko na weselu Jadwigi Wrońskiej. Córki starej i nobliwej rodziny czarodziejów. Na takich weselach wódka lała się bardzo hojnie, zaś jadło ledwo mieściło się na stołach. Podobno Krzesimir Wroński mocno angażował się w układanie dzisiejszego menu. Jeśli to prawda to nie było co się dziwić, że biesiadnikom aż tak smakowały potrawy. Kto jak kto, ale Krzesio miał wyczucie smaku. Yuri uśmiechając się mile przysunął wujaszkowi Sobiesławowi półmisek z krokietami. Wujaszek uwielbiał krokiety z pasztetem; w takie święto nie miał czego sobie żałować. A póki zajadał się krokietami nie gadał na okrągło o swojej starej, doskonałej na dalekie wędrówki lasce, która zawieruszyła się gdzieś z pięć lat temu i której do dzisiaj nie mógł odnaleźć. Nawet magia okazała się tu bezradna. Już znacznie ciekawsze okazały się anegdotki kuzyna Bytomira, który ostatnie tygodnie spędził na podróżach po krajach nadbałtyckich.
Rozgadane, rozszczebiotane towarzystwo zdawało się w ogóle nie przejmować nadciągającymi nad okolicę ciemnymi chmurami. Szczerze powiedziawszy Yuri również nie przejął się chmurami.  Co tam jedna burza. Mieli nad głowami solidny dach. Yaxleyowie raczej nie wyrzucą w ulewę gości za próg jak psa. W takim luksusowym hotelu nie mogło zabraknąć pokoi noclegowych dla osób, które nie chciałby albo nie mogłyby teleportować się po zakończeniu przyjęcia do domu. Gdyby Yuri był bardziej pobożny, zastanawiałby się czy to bogowie nie wyrażają przypadkiem swojego niezadowolenia z zaślubin Jadwigi z Cecilem. Ale nie był aż tak pobożny. Rzadko zastanawiał się, co podoba się, a co nie podoba bogom.  Z całą pewnością nie rozmyślał nad tym tu i teraz. Na przyjęciu weselnym.
Większą sensację budziła za to krewna pana młodego. Kręcono głowami i wzdychano nad brakiem taktu cudzoziemki. Jak mogła nie wiedzieć, że różowa suknia przynosi pecha nowożeńcom? A może celowo ją włożyła, żeby dać do zrozumienia, że nie popiera małżeństwa Cecila z polską szlachcianką? Również nad tym Yuri długo się nie zastanawiał. Wstał od stołu, żeby rozprostować kości. Chyba wybierze się na salę taneczną obejrzeć taniec nowożeńców.   Przy okazji może zaproponuje Alinie walca. Kuzynka miała partnera do potańcówek, ale póki co ten partner więcej czasu poświęcał wlepianiu gał w zjawiskową Varvarę Kuraginę niż zabawianiu naburmuszonej Alinki.
Zerknął w kierunku okna, by ocenić, jak bardzo popsuła się pogoda. Traf chciał, że wybrał sobie na zerkanie moment w którym nieszczęsna szyba rozprysła się na kawałki. Kawałki szkła  i kamienie wpadły do środka. Yuri odskoczył i odruchowo osłonił twarz przed zabójczym szkłem. Ten odruch oraz odrobina szczęścia ochroniły go przed poważniejszymi ranami.
Przed mniej poważniejszymi już nie. Ból wgryzł się w rękę niczym wściekły wąż. Z lekką konsternacją spostrzegł, że źródło bólu pochodzi od dłoni, którą niedawno się zasłonił. Tkwiły w niej ze dwa odłamki szkła. Dość głęboko wbite. Mało przyjemne odczucie. Nie dość, że bolało, jak diabli, to leciała krew.
Twoja wartościowa szlachecka krew. Tak samo czerwona, jak krew tych kelnerów i pomagierów, którzy przyszli usługiwać na weselu Jadwigi. usłyszał czyjś głos. Albo zdawało się mu, że kogoś usłyszał. To mogła być przecież jego własna, szybka, niekontrolowana myśl.
Nie rozmyślać, działać.
- Cofnąć się od okien. Ostrożnie na szkło - zakomenderował - Alinko - zwrócił się do kuzynki - Zobacz co z ciocią Władką.  
Tak powinno być. Mniej rani i sprawniejsi pomagali bardziej rannym i nieprzytomnym.
Sam z własnej inicjatywy pomógł pozbierać się z ziemi wujkowi Sobiesławowi, który poza paroma sinikami, z przygody wyszedł bez szwanku. Okna były potłuczone, ale oznaczało to, że nie wleci przez nie następna salwa kamieni. Lepiej nie wystawiać się na cel. Yuri po coś chodził na ten kurs bezpieczeństwa. Do tej pory zdołał się trochę przeszkolić w tym zakresie. Przeszkolenie pozwoliło mu zachować względny spokój. Trzeźwość umysłu. Wypił zaledwie jeden kieliszek wódki, więc był całkiem trzeźwy. W przenośni i dosłownym znaczeniu tego słowa.
Co to miało być?
Wypadek?
Atak?
Zdrową dłonią wyciągnął różdżkę. Atak czy wypadek, różdżka mogła okazać się teraz nadzwyczaj użyteczna. Nie rzucał zaklęć, jeszcze nie rzucał. Dłoń trzymająca różdżkę była opuszczona, jednak był przygotowany na kolejną katastrofę. Chyba był przygotowany. Zacisnął szczęki. Zignorować ból skaleczonej ręki.


Ostatnio zmieniony przez Yuri Aristov dnia Nie 29 Lip 2018, 01:29, w całości zmieniany 4 razy
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 28 Lip 2018, 17:49
The member 'Yuri Aristov' has done the following action : Kostki


'k6' : 4
Irka Odrowąż
Irka Odrowąż
Restauracja - Page 3 Ytc0My2
Kraków, Polska
27 lat
czysta
za Raskolnikami
współwłaścicielka Piwnicy Bazyliszka
https://petersburg.forum.st/t878-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t963-irena-odrowazhttps://petersburg.forum.st/t879-podobne-wzywa-podobnehttps://petersburg.forum.st/t948-bazylia

Sob 28 Lip 2018, 18:47
Zerkam na Łukasza z politowaniem, nie wierząc, że jego paranoja osiągnęła już tak zaawansowany stopień. Z jednej strony jest mi przykro z tego powodu i zaczynam się poważnie o niego martwić, z drugiej – wydaje mi się w takim stanie niesamowicie zabawny, biorąc absolutnie wszystko za bardzo na serio i za bardzo do siebie. Czasem zastanawiam się, czy po narodzinach nie podmienili w szpitalu prawdziwego Łukasza Odrowąża na tego, którego wszyscy obecnie znają, bo tak szalenie różni się od reszty rodziny, nieustannie chodząc spięty. Nie śmiem jednak ani przed nim, ani przed nikim innym dzielić się tymi wątpliwościami, nie chcąc go jeszcze bardziej denerwować. Uśmiecham się więc szeroko, jeszcze raz próbując wzrokiem znaleźć w tym tłumie Elę z jej jakimś podejrzanym typem, ale kiedy nie jestem w stanie tego zrobić, ponownie spoglądam na Łukasza. Potem, na chwilę, na podsunięte mu przez kelnerkę ciastko i znów na niego.
- Łukasz – powtarzam ponownie jego imię, tym razem jednak w moim głosie da radę wychwycić ostrzegawcze nuty. Jestem cierpliwa i naprawdę potrafię pozwolić Łukiemu na wiele, ale zbyt częste przytyki względem rzekomego nieróbstwa całej rodziny poza nim zaczynają nadszarpywać moje opanowanie. – Za sukces uważam to, że wreszcie się z kimś spotyka i ten ktoś potrafi zachowywać się na przyjęciach oraz ma na nią dobry wpływ. A ty potrafisz jedynie wlepiać gały w te bogom ducha winne dziewczęta – tłumaczę mu, o co dokładnie mi chodziło, chcąc jak najprędzej wyjaśnić to nieprzyjemne nieporozumienie. – Jeśli ci się podoba, podejdź do niej. Wiesz przecież, że z niektórymi Wrońskimi nie masz się jak równać - dodaję nieco ciszej, sugestywnie przenosząc spojrzenie na Ziemomysła, siedzącego trzy stoliki dalej i czarującego bliźniaczki Janashvili.
Mam wrażenie, że dziewczyna, która wcześniej zwróciła uwagę Łukasza mimo wszystko usłyszała moją wypowiedź, bo kieruje się wprost do naszego stolika. Zagryzam wargę, wzrok przesuwając w bok, byleby na nią nie zerkać i nie przyciągnąć jej do siebie jeszcze bardziej. Próżny trud. Już chwilę później zalewa mnie potok słów wypowiadanych tak znajomym głosem, że ostatecznie nie mogę powstrzymać się przed utkwieniem w niej spojrzenia.
- Co? Goranka? Co ty mówisz, daj spokój! – śmieję się nerwowo, mimo wszystko sięgając po to, co mi sugeruje, chociaż jakaś część mnie buntuje się na ten niedorzeczny pomysł, chcąc sprawdzić czy to, z czego postanawiam zrezygnować naprawdę smakuje jak guma balonowa i czy to jedynie wypadek czy pracy, czy zamierzony efekt. – Ciebie też trudno poznać. Ten strój na pewno jest wygodny? Usiądź z nami na chwilę… Tak, ciociu, to bardzo etyczne! – obruszam się na uwagę krewniaczki, która w mało delikatny sposób suponuje, że takie zachowanie z mojej strony jest bardzo niewłaściwe.
Dyskretnie kopię Łukasza pod stołem, mając nadzieję, że zaraz przejmie inicjatywę rozmowy, nie psując jej swoimi ciętymi i bardzo nie na miejscu komentarzami; nie niszcząc nikomu więcej nastroju, a państwu młodym wesela. Tyle że to nie z jego strony miałam spodziewać się problemów. Nie zdążam ponownie otworzyć ust, by zacząć bardziej neutralny temat, który mogliby następnie pociągnąć w warunkach mniej niesprzyjających, gdy nieoczekiwanie salę restauracyjną przeszywa wstrząs i huk rozbijanego szkła. Odnoszę wrażenie, że odłamki rozbitych okien znajdują się wszędzie, jakby siła uderzenia wzmocniona została zaklęciem, by w żadnym zakątku restauracji nie było bezpiecznie. Kątem oka, nim udaje mi się odruchowo pociągnąć na ziemię Łukasza i Gorankę, ze zgrozą zauważam, że niemal każdy w naszym pobliżu odniósł mniejsze i większe rany.
- Coś wam się stało? – pytam ze ściśniętym gardłem, zerkając to na jedno, to na drugie. Serce na moment mi zamiera, kiedy dostrzegam obrażenia Łukasza. Dość nieostrożnie, za szybko próbuję sięgnąć po różdżkę, by chociaż prowizorycznie zatamować krwawienie, jednak ból, jaki przeszywa mi rękę jest tak intensywny, że nie jestem w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu. Wbite w skórę fragmenty szkła z pozoru nie wyglądają groźnie, ale po pierwszej próbie wyciągnięcia kilku z nich muszę skapitulować. – Gorka, musisz stąd wyjść. Dasz radę? Musisz wezwać magomedyków. I powiadom swoją matkę, proszę.
Hotynka nie znajduje się daleko stąd, przy odrobinie szczęścia i łaskawości bogów, uzdrowiciele przybędą tu lada chwila.


Ostatnio zmieniony przez Irka Odrowąż dnia Pon 06 Sie 2018, 19:52, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 28 Lip 2018, 18:47
The member 'Irka Odrowąż' has done the following action : Kostki


'k6' : 4
Varvara Kuragina
Varvara Kuragina
Restauracja - Page 3 Ay4tqq
Archangielsk, Rosja
28 lat
rusałka
błękitna
za Starszyzną
uzdrowicielka
https://petersburg.forum.st/t786-varvara-kuraginahttps://petersburg.forum.st/t800-varvara-kuraginahttps://petersburg.forum.st/t799-varvarahttps://petersburg.forum.st/t2032-harlequin#11176

Sob 28 Lip 2018, 21:16
Wiedziała, że mówił to dla niej. Rzadko, niezmiernie rzadko, dostawała od kogoś dobre słowo. Większość rozmówców, co okazywało się na ogół tuż po „dzień dobry”, miała jej coś za złe. Począwszy od tego, że ładnie wygląda, skończywszy na wyolbrzymieniu tego do przekonania, że ma przecież wszystko. Arsenyi tymczasem pozostał dla niej wyrozumiały i uprzejmy, jakże szczodry w zapewnieniach, których potrzebowała teraz bardziej niż kiedykolwiek.
Na więcej niż słowa jednak z pewnością by mu nie pozwoliła. Gdyby miał dręczyć się wizjami ponurej przyszłości, brać do serca cudze nieszczęścia, to nawet gdyby mógł dzięki temu zapobiec ich części, nawet gdyby miał ocalić ją od popadnięcia w ruinę żałoby po Savie – nie mogłaby z tym żyć, wiedząc, ile kosztowało to Arsenyia.
- Nie mów tak. To musi być straszna rzecz. – odwróciła głowę na krótką chwilę. Co ona sama zrobiłaby z wiedzą o takiej przyszłości, gdyby musiała nieść przez życie klątwę czarnowidzenia? Co by było, gdyby zobaczyła kiedyś, jak jej brat umiera? To byłby jej koniec, gwóźdź do trumny. Z pewnością nie powinna snuć podobnych wyobrażeń na weselu, kątem oka widząc jeszcze młodą parę.
- Proszę cię, Arsenyi. – w krótkiej chwili zmęczenia przedłużonej przez kolejny łyk alkoholu Varvarę dopadł zmęczony ton. Zwróciła się do brata cicho, nadmiernie przeciągając słowa. – Jakbyś wciąż wierzył, że to, czy się kochają czy nie, ma jakiekolwiek znaczenie.
Nie chciała, by był naiwny. Wzięła ten ciężar na siebie, uparcie życząc sobie, by jej młodszy brat znalazł kiedyś szczęście. To szczęście z rodzaju na tyle kompletnych i ułatwiających wszystko w życiu, by łatwo było pomylić je z bajkowym. W końcu wszystko inne mieli godne księżniczki i królewicza, o codzienności takiej, jaka przypadła w udziale młodym Kuraginom większość populacji może tylko czytać w gazetach, a potem snuć domysły nocami. Nic nie dziwiło jej w próbach, jakie podejmowali ludzie z najbliższego otoczenia osób dzielących z nimi świecznik, chcąc także choć na chwilę zająć na nim miejsce. Jej ciężkie, znaczące spojrzenie osiadło na Yanevie uwieszonej u ramienia drogiego kuzyna Fyedki. Bardzo oszczędnie pokręciła głową, niedowierzając. Na poły temu, jak mdłe wydało jej się to dziewczątko, a na poły własnemu ociąganiu się z wizytą u krewnych – okrutnie długo zwlekała nawet z listem do Samary. Tym powinna się zajmować, chcąc wrócić do dawnej kolei rzeczy, prowadzącej tor jej życia z dala od Zakharenków.
Arsenyi miał bowiem rację. Sam wszak znalazł się już w sytuacji dobitnie potwierdzającej pecha, który nakrył jak parasol serca ich obojga wybierające wciąż tak samo złe, tak samo niemożliwe obiekty uczuć. Tułali się po złotych salonach w cieniu nieszczęścia, na które nawet po latach studiowania Varvara nie zdołała znaleźć lekarstwa.
Kolejne jej słowa zagłuszył huk tłuczonego szkła i wtórujący mu ludzki krzyk. Z początku nie zobaczyła nawet odłamków rozlatujących się po sali, ale wystarczyła zaledwie chwila, by coś ugodziło także ją. Poczuła ból w prawym ramieniu, jakieś uderzenie z tyłu głowy.
- Arsenyi, uważaj! – chwyciła brata za rękę, by wraz z nim schylić się pod stół.


Ostatnio zmieniony przez Varvara Kuragina dnia Sob 28 Lip 2018, 21:25, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 28 Lip 2018, 21:16
The member 'Varvara Kuragina' has done the following action : Kostki


'k6' : 3
Arseniy Kuragin
Arseniy Kuragin
Restauracja - Page 3 C51589e8ed217
Archangielsk, Rosja
27 lat
błękitna
za Starszyzną
urzędnik w Prikazie Sprawiedliwości i Ochrony Narodowej
https://petersburg.forum.st/t801-arseniy-kuraginhttps://petersburg.forum.st/t802-arseniy-kuragin#2128https://petersburg.forum.st/t804-arseniy-kuragin#2145https://petersburg.forum.st/t803-erwin#2130

Sob 28 Lip 2018, 21:29
- Może patrzę na to zbyt łaskawie – przyznajesz z lekkim wzruszeniem ramion, zaraz porzucając myśli o jasnowidzeniu. Gdyby tak dłużej się nad tym zastanowić, było to z całą pewnością przekleństwo, nad którym niekoniecznie dało się całkowicie zapanować. Wciąż jednak chętnie zamieniłbyś ją z łamiją, gdyby tylko mógł tak robić. – Czasem faktycznie jestem zbyt naiwny w tych kwestiach. – Tak samo przecież było z Agathe. Nierozważnie myślałeś, że ci się uda wreszcie stworzyć szczęśliwy związek, ale przez twoją chorobę z góry było to skazane na wielkie niepowodzenie. W dzisiejszych czasach zazwyczaj nie jest ważne, czy ludzie się kochają. Ile w końcu mówi się w Starszyźnie o relacjach bez miłości, jakby była ona czymś nieosiągalnym dla ludzi z wyższych sfer. Już zdążyłeś przyzwyczaić się do myśli, że do twojego ślubu nigdy nie dojdzie. Chciałbyś jednak, żeby to chociaż Varvara była szczęśliwa; by udało jej się znaleźć kogoś, na kogo będzie zasługiwała. Do tej pory jedynie sam osobiście odrzucałeś jej kandydatów, których w rzeczywistości nie było zbyt wielu – mimo niewątpliwej urody i inteligencji Varvary. Do Savvasa, choć traktowałeś go jak dobrego kolegę po fachu, od początku nie byłeś jednoznacznie przekonany i podchodziłeś do niego z rezerwą – raz ze względu na Agathe, która była twoją byłą narzeczoną i z tego powodu wolałeś, by Varvara z daleka trzymała się od tej rodziny, a dwa – wszystko działo się dla ciebie o wiele za szybko, co tylko wzbudziło twoje podejrzenia. Nie udało ci się jednak zapobiec krzywdzie, którą zrobił jej Savvas, o co masz do siebie wielki żal. Gdybyś tylko mógł być o krok do przodu.
- Co… – Nie zdążyłeś zareagować na czas, mimo ostrzeżenia ze strony Varvary. Nie wiesz, co się dzieje. Czy to tylko dziwny przypadek, czy kolejny celowy atak? Ostatnio wszystkie znaki na niebie pokazują, że apokalipsa jest już coraz bliżej. Choć sam w nią nigdy nie wierzyłeś, co wielokrotnie udowadniałeś wszystkim swoimi sceptycznymi poglądami, to rodzi się w tobie coraz więcej niezrozumiałego strachu, którego nigdy wcześniej nie czułeś. Bo ty, Arseniy, wcale nie jesteś nieustraszony. Tchórz z ciebie jakich mało. Niewiele już brakuje, by zza prawdziwej maski wyszło to, jak słabym człowiekiem jesteś. – Co. Jest. Grane. – Ciśnie ci się na usta jeszcze tylko słowo „kurwa”, gdyż nie da się ukryć, że oberwałeś bardzo mocno, ale resztkami sił nie pozwalasz sobie na słowny nietakt. Widzisz, że Varvarze nic poważnego się nie stało, toteż zaraz rozglądasz się po restauracji. Automatycznie w głowie pojawia ci się seria pytań, na które nie potrafisz sobie odpowiedzieć, bo zdrowy rozsądek przyćmiewa niewyobrażalny ból. – Chodźmy stąd – mówisz od razu, dając jej znak, by pomogła ci z wbitym szkłem. Nie znasz się zbytnio na zaklęciach medycznych, nie licząc tych najbardziej podstawowych. Z trudem wyciągasz różdżkę, sycząc z bólu pod nosem i patrząc na Varvarę.


Ostatnio zmieniony przez Arseniy Kuragin dnia Czw 09 Sie 2018, 23:33, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 28 Lip 2018, 21:29
The member 'Arseniy Kuragin' has done the following action : Kostki


'k6' : 4
Krzesimir Wroński
Krzesimir Wroński
Restauracja - Page 3 WPj0H3Z
Kaliningrad, Rosja
21 lat
błękitna
za Starszyzną
kucharz
https://petersburg.forum.st/t674-krzesimir-wronski#1329https://petersburg.forum.st/t778-krzesimir-wronskihttps://petersburg.forum.st/t770-zjedz-mnie#1850https://petersburg.forum.st/t905-beszamel

Sob 28 Lip 2018, 21:37
A już mu się zdawało, że ktoś zaczyna przygrywać na harmonii. Ostatecznie jednak, w miarę jak lała się wódka, okazało się, że to akordeonista co najwyżej podwarszawski, swojski typek w kaszkiecie roznoszący pod płaszczem sikory na sprzedaż, a nie żaden sycylijski capo i Krzesimir poczuł się swobodniej. Nawet lumpenproletariat nowej epoki miał swój urok, a Krzeszko, wiedziony ścieżką dawnych upodobań, nawet Iskrze pokazałby swą ulubioną krakowską ulicę kataryniarzy. Tam, gdzie Cyganki chwytają za rękę i każdej obiecują księcia, a po kwadransie upstrzonym zdawkowymi „nie, dziękuję” wychodzi się zabierając ze sobą upierdliwą woń tytoniu i starych szmat.
W życiu nie powie Fyodorowi o zalążku tego – jakże nieodpowiedniego dla młodej, tak dobrze wychowanej damy - pomysłu, ale jakaś wyjątkowo dziś śmiała część krzesiowej jaźni podpowiadała Wrońskiemu, że Iskierce nawet by się spodobało, zobaczyć taki inny świat, który i on widywał tylko przejazdem i trochę z przypadku.
Był przecież złotym chłopcem Starszyzny, nie powinien nawet wiedzieć o istnieniu takich brzydkich, biednych miejsc.
- To moja siostra ma być gwiazdą wieczoru, nie ja. – odparł dla zabicia czasu, zastanawiając się usilnie, czy wykorzystać zachętę Fyodora i zapytać go o Iskrę. W końcu Karamazov pierwszy o niej wspomniał, być może mimochodem, ale co jeśli kryło się za tym coś więcej?
Krzesimir poluzował nieco nienagannie dotąd zawiązaną muchę. Zrobiło mu się znacznie cieplej, a z pewnością nie wszystko brało się z wypijanej szybko wódki. Odkaszlnął po kolejnym kieliszku, które Fyodor polewał w tempie godnym podziwu.
- Mam nadzieję, że wśród wielu rzeczy, które – jak mówisz – mówiła o mnie panna Iskra, nie znalazło się nic złego i nie przyszedłeś mnie ganić. – odważył się w końcu powiedzieć, czując paradoksalnie, jak wzrasta w nim odwaga na okoliczność otrzymania od Fyodora bury. Był więcej niż gotowy bronić swoich intencji względem jego najmłodszej siostry, choć jeszcze chwilę temu zarzekałby się, że nie wie wcale, jakie te intencje ma. Szczęśliwie (choć nie wiedział potem, czy nie wolałby tu i teraz sprecyzować Fyodorowi i sobie samemu, co dokładnie go do Iskry ciągnie), nie musiał bronić żadnej ze swoich racji – pojawił się znacznie większy, bardziej namacalny i niebezpieczny problem. Zewsząd posypało się szkło ze złowieszczym brzękiem. Krzesimir, nim zdążył o czymkolwiek pomyśleć, jedną ręką osłonił własną twarz, a drugą – niezdarnie, ale instynktownie, podążając za odruchem starszego brata – spróbował osłonić Fyodora.
Strona, na którą odeszli z Karamazovem dla Krzesimira okazała się bezpieczną kryjówką – oprócz ogłuszającego na krótki moment hałasu, nie dotknęło go nic z nagłego zagrożenia. Skołowany nieoczekiwanym rozpryskiem szkła i kamieni, w pierwszej chwili miotał się niespokojnie.
- Nic ci się nie stało? – zapytał w pierwszej kolejności stojącego najbliżej Fyodora. Potem podniósł głos tak, by było go słychać na całej sali:
- Czy wszyscy są cali? – rozglądał się przez cały czas szukając znajomych twarzy, gości, którzy oberwali szczególnie mocno, zupełnie bez sensu także Jadwigi, która odeszła przed chwilą odtańczyć pierwszego walca. Zaczepił przechodzącą w pośpiechu kelnerkę za ramię.
- Szybko sprowadź tu kogoś z ochrony. Napisz też do Hotynki z prośbą o pomoc. Powołaj się na uzdrowiciela Wrońskiego. I niech ktoś się dowie, ale, na Boga, dyskretnie, czy na sali tanecznej wszystko w porządku.


Ostatnio zmieniony przez Krzesimir Wroński dnia Sob 28 Lip 2018, 21:53, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 28 Lip 2018, 21:37
The member 'Krzesimir Wroński' has done the following action : Kostki


'k6' : 1
Iskra Karamazova
Iskra Karamazova
I znowu pod wodą ginie. I znów cisza na głębinie.
Samara, Rosja
21 lat
rusałka
błękitna
neutralny
studentka instrumentalistyki, wschodząca gwiazda na operowej scenie, kompozytorka do szuflady, córka nestora (pełen etat)
https://petersburg.forum.st/t862-iskra-karamazovahttps://petersburg.forum.st/t870-iskra-karamazova#2514https://petersburg.forum.st/t867-krolewna-snieguhttps://petersburg.forum.st/t871-dargomyzski

Nie 29 Lip 2018, 08:57
Mieszała bezwiednie wodę w kieliszku. Jeżeli Fyodor chciał odejść z Krzesimirem na stronę, z dala od wszystkich oczu (a zwłaszcza jej oczu), to nie przewidział w swoich obliczeniach tego, że Iskra może się przesiąść – a przesiadła się, nawet nie po to, by mieć dobry punkt obserwacyjny, a po to, by porozmawiać z kuzynką. Kuzynka za to poszła do baru, by zamówić sobie drinka (i została zatrzymana przez swojego narzeczonego), jej bliscy wybrali się tańczyć, a więc panna Karamazova siedziała sama przy cudzym stoliku, dobrze widząc ze swojego miejsca, jak Fyodor podniósł się, porzucając swoją nieznaną towarzyszkę (czyżby Yanevę? Jeżeli tak, to słaby wybór – ta druga ruda była ładniejsza i wydawała się bardziej okrzesana. Właściwie, czemu nie arystokratkę? Czemu umawiać się z jakąś nowobogacką? Skąd on ją zna? Czy biedaczka wie, że nie ma co liczyć na pierścionek od Mefodiyovicha?), ruszył w stronę – tu musiało zatrzymać się serce Iskierki na kilka sekund – Krzesimira i przystanął.
I stali.
I rozmawiali.
Fyodor był niemożliwy. Iskra wspomniała o pewnym paniczu Wrońskim raz, mimochodem, prosząc potem brata, by nie drążył. Bała się wypowiedzieć szerzej na temat tego chłopca, choć mogłaby. Powinna, biorąc pod uwagę, że w jej zeszycie niespodziewanie pojawiło się kilka taktów, nieśmiało naskrobanych ołówkiem przy sokijskim zachodzie słońca, który nie był – nie mógłby – dorównać temu zachodowi słońca nad jeziorem, a jednak jej o nim przypomniał. Ona, urzeczona wspomnieniem, usłyszała w głowie początek melodii, zapisała ją w przypływie inspiracji i zatytułowała, roboczo, On – ale pomyślała, że pewnie nigdy nie odważy się tego owemu Onemu zagrać, może nawet nigdy nie odważy się utworu dokończyć. Iskra wątpiła, by umiała dosięgnąć słowem czy dźwiękiem tych delikatnych, drżących uczuć wywoływanych w niej z winy Wrońskiego. Był to ten typ zwiewnej, ale przejmującej głęboko emocji, której wyjaśnić nie byłoby sposób, o której strach mówić, bo wtedy stanie się bardziej rzeczywista, a jednocześnie nieumiejętność wymówienia jej ją spłyci (a błąd w jej nazwaniu kosztowałby ją zdrowie). Życzyłaby sobie, by ktoś wynalazł słownik, w którym mieściłyby dosadne, przyziemne słowa, dotykające samego sedna jej relacji z Krzesiem.
Takiego słownika nie było. Iskra więc milczała na temat Polaka, rozmyślając o nim jednak zbyt często przy porannej herbacie, przy nauce do egzaminów, podczas zakupu letniego kapelusza, kaleka w przelaniu swoich uczuć na słowa czy – bliżej jej serca – na klawiaturę fortepianu.
A teraz patrzyła, jak jej brat rozmawia z jej przyjacielem i leje mu obficie alkoholu. Dziwnie obficie.
O czym rozmawiali? Skąd w ogóle pomysł, że pogawędka z Krzesimirem to dobry pomysł?
Wbijała ostrze spojrzenia w głowę Karamazova, licząc na to, że poczuje jej wzrok, zauważy ją i telepatycznie odbierze jej pytania. W tamtej chwili Iskra żałowała, że nie była legilimentką i nie mogła zajrzeć do głów obu panów. Chciałaby sprawdzić, tylko zerknąć…
Spojrzała na wodę kołyszącą się między ściankami naczynia i podjęła decyzję. Pójdzie tam. Uśmiechnie się, przywita, zapyta, czy rozprawiają o czymś ciekawym… taktownie, prawda? nienachalnie… może nie powinna się wtrącać, lecz to nie ona pierwsza się wtrąciła… Iskrze zadrżał oddech. Odstawiła na stół kieliszek. Pójdzie.
Najpierw zobaczyła kamień – zdążyła nawet się zdziwić – dopiero potem poczuła ból. Wszystko w ogóle nadeszło z opóźnieniem: najpierw krzyki i brzęk szkła, straszny, za głośny, zbyt wszechogarniający, by był to tylko jeden stłuczony przypadkiem kieliszek, potem deszcz odłamków spadający na Karamazovą niespodziewanie, powalający ją na ziemię, nie wiedziała nawet, czy rzuciła się na nią odruchowo, czy została przewrócona, czy trochę to, trochę to. Zdążyła pomyśleć, że kawałki szkła pięknie mienią się w tym świetle, zanim nadeszła fala bólu i czystego przerażenia.
Nie rozumiała, co się stało. Leżała na marmurze obolała, a wokół nagła cisza, ciężka i złowroga, jak cisza między jednym a drugim uderzeniem pioruna.
Fyodor. Krzesimir.
Iskra podniosła się niezdarnie, próbując uniknąć nadziania się na leżące wszędzie ostre odłamki, nie wiedząc, czy to dobry pomysł i czy zaraz nie nastąpi coś jeszcze. Odruchowo sięgnęła do kieszeni (bogowie, błogosławcie Jadwigę i jej sukienki z kieszeniami!) po różdżkę (bogowie, błogosławcie Cecila za wyrobienie w niej tego odruchu!) i złapała ją mocno. W przejawie czystej paniki rozejrzała się szybko wokół, straciwszy orientację – ale oni wciąż stali tam, gdzie wcześniej. Stali. Och, bogowie. Welesie.
Karamazova zdusiła w sobie zszokowany szloch. Jej wargi i ręka z różdżką drżały, ale ani nie puściła broni, ani nie pozwoliła sobie na przejaw słabości. Oczekując czegokolwiek, odsunęła się natychmiast od okien tak bardzo, jak tylko mogła, desperacko klucząc między stolikami zasypanymi szkłem i kamieniami. To, co kiedyś było szybą, chrzęściło pod jej butami, gdy przebijała się przez całą salę do brata i panicza Wrońskiego w godnym podziwu tempie. Niemal na nich wpadła z rozpędu, zatrzymała się w ostatniej chwili, nim uderzyłaby o Krzesimira. Wolną dłoń zacisnęła – w kolejnym odruchu – na jego ramieniu.
Nic wam nie jest? Jesteście cali? O bogowie — wyszeptała Iskra, wyciągając ramię, by dotknąć twarzy Wrońskiego i upewnić się, że naprawdę tu jeszcze jest. Nim zorientowała się, co robi, już dopadła Fyodora. Ujęła jego policzki w dłonie, jakby chcąc sprawdzić, czy nie ma on przypadkiem wielkiej rany na skroni i pogładziła je troskliwie, na chwilę zalana ulgą: chyba nic mu nie było. Bogowie, gdyby coś się stało Fyedce... Och, bogowie. — Wyjmijcie różdżki. Macie? — zakomendowała, puściwszy Fyedkę. Może panikowała, ale miała złe przeczucia, a jeżeli lekcje z panem Yaxleyem ją czegoś nauczyły, to tego, że wyjęcie różdżki w sytuacji niebezpiecznej nigdy nie jest złym pomysłem.


Ostatnio zmieniony przez Iskra Karamazova dnia Wto 31 Lip 2018, 23:57, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Nie 29 Lip 2018, 08:57
The member 'Iskra Karamazova' has done the following action : Kostki


'k6' : 3
Łukasz Odrowąż
Łukasz Odrowąż
Restauracja - Page 3 Tumblr_inline_p9yn1jqXtF1rxlhrp_250
Kraków, Polska
23 lata
czysta
neutralny
student medycyny, asystent, stażysta
https://petersburg.forum.st/t1475-lukasz-odrowaz#7375https://petersburg.forum.st/t1489-lukasz-odrowaz#7579https://petersburg.forum.st/t1490-a-dajcie-mi-wszyscy-swiety-spokoj#7581https://petersburg.forum.st/t1488-odrzel#7577

Nie 29 Lip 2018, 12:46
Oj Irka, Irka, wystarczy zajrzeć mu do kieszeni. Pełne są notatek, które mają go przygotować do egzaminów. Albo aż tak jest zestresowany, albo ambicja go zjada, albo po prostu na takich wydarzeniach zachowuje się gorzej niż zwykle. Sama oceń.
O tyle dobrze, że większość ciotek się odczepiła. Możliwe, że im przeszkadzały w nim ich własne wady. A może po prostu był takim bucem, że aż pospolitych ludzi najzwyczajniej w świecie od niego odrzucało. Łukasz nigdy sam nad tym się nie zastanawiał.
Młodzieniec też nie wiedział jakim cudem różnił się w takim stopniu od reszty rodzeństwa. Z wyglądu wyglądał jak wzorowy Odrowąż - ciemne włosy, jasne oczy, charakterystyczne spojrzenie... Jednak kiedy większość jego braci i sióstr głośno wyrażała swe niezadowolenie, oburzenie, radość on swoje mówił pod nosem. Ale tak, żeby usłyszał go ktoś obok. Jeśli ktoś nie wytrzymywał jego narzekań to mógł sobie w duchu powiedzieć, że śmieci same się wyniosły i poszukać lepszego towarzysza do "wymieniania opinii".
Chłopak niezbyt zwrócił uwagę na wzrok siostry. Zamiast tego ukradkiem wyjął jedną z licznych notatek do nauki i ukrył za talerzem z ciastkami, tak aby żadna krewna za ten jego wybryk się nie przyczepiła. Wziął też jedno ciastko i ugryzł licząc, że smakuje przynajmniej normalnie. Starał się nie zwracać uwagi na nienaturalny głos Irenki.
- Po pierwsze... - przełknął ciastko podsuwając ostrożnie siostrzyczce talerz pod nos. Miał nadzieję, że tym odwróci jej uwagę, a do tego nie odkryje przed rodziną faktu, że woli się uczyć niż brać udział w tej imprezie. - To Twardowski. Od nich trzeba trzymać się z daleka. A po drugie nie gapię się w dziewczęta, jestem skupiony na karierze - jak mógł starał się odsunąć od tego tematu nie patrząc nawet na Ziemomysła. I tak był wystarczająco rozdarty między uczuciem do Goranki a nieakceptowaniem jej obecnego stylu życia. I nie miał ochoty o tym komukolwiek opowiadać, nawet najlepszej i najwyrozumialszej Odrowąż spośród jego rodzeństwa. - Bym ci nawet powiedział dlaczego, ale mówiłem o tym tyle razy, że pewnie już wiesz o co mi chodzi - rzekł, po czym skupił się na karteczce ukrytej za talerzykiem. Wiedział już od dawna co to kupałka, sposoby jej leczenia i tym podobne, jednakże postanowił zacząć powtórkę od łatwej partii materiału.
Nie interesował się życiem miłosnym rodzeństwa póki nie zaczynali pokazywać swojej drugiej połówki, oni mogliby trzymać się podobnego założenia. Aż westchnął ciężko mając w dalszym ciągu dość tego całego spędu.
Na początku - skupiony szczerze na powtórce - nie zwrócił uwagi z kim gada jego siostra, ale gdy zobaczył to aż wgapił zdziwiony wzrok w Gorankę. Co gorsza, Irka postanowiła, że dobrym pomysłem będzie zaprosić ją do ICH stołu, a do tego kopnęła go boleśnie w kostkę. Niby już mieli te dwadzieścia lat, ale pewne rzeczy jak widać nigdy się nie zmieniały.
Łukasz złapał Yanevę za rękę, gdy ta podawała mu posiłek i sam poczuł jak bardzo jej się trzęsie. Musiała być na niezłym głodzie, a on na szczęście miał srebriankę. Była szansa, że parę kropel jej pomoże.
- Jak jesteś chora to mam leki - zasugerował - A w blondzie ci...
Nie zdążył powiedzieć. Grad kamieni i szkła trafił we wszystkich (a jak się okazało szczególnie w niego) powodując krwawienie oraz skuteczne i bolesne unieruchomienie lewej ręki. Miał ochotę się aż popłakać z bólu, zamiast tego jednak wziął parę głębokich oddechów i dopiero spojrzał na swoje towarzystwo. Znajdowało się w zdecydowanie lepszym stanie niż on. Chociaż tyle.
- Nie kombinuj, Irka. Szkło wbiło mi się w ścięgna. Chyba trzeba będzie je wyciągać operacyjnie - powiedział patrząc jak krew skapuje mu z ręki na podłogę. Prawdopodobnie za dużo naraz jej stracił, bo zaczął lekko odpływać, miał wrażenie, że to nie jemu krzywda się stała, do tego nie zwrócił uwagi, że zostawił notatkę na stoliku. Zamiast tego dopytał rodziny:
- Wszyscy cali? - wygląda, że tak.
To wesele jest do kitu.


Ostatnio zmieniony przez Łukasz Odrowąż dnia Wto 07 Sie 2018, 21:38, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Nie 29 Lip 2018, 12:46
The member 'Łukasz Odrowąż' has done the following action : Kostki


'k6' : 5
Goranka Yaneva
Goranka Yaneva
Restauracja - Page 3 UiRqdHI
Petersburg, Rosja
25 lat
czysta
neutralny
narkomanka na odwyku z dyplomem z alchemii
https://petersburg.forum.st/t966-goranka-yaneva#3133https://petersburg.forum.st/t997-goranka-anfimovna-yaneva#3270https://petersburg.forum.st/t994-come-as-you-are#3250https://petersburg.forum.st/t999-cornell#3273

Nie 29 Lip 2018, 13:16
Najbardziej w Irce lubiłam to, że zawsze była dla mnie niesłychanie miła. Właściwie: nie tylko dla mnie. Odrowrążówna przypominała mi anioła o kościstym tyłku: taka uprzejma, kulturalna i dobra, o anielskiej cierpliwości. Tylko anioły mogłyby wytrzymać z jej bratem, gdy nie spał. Gdy spał, mógłby nawet zrobić boga w chuja, że jest świętym bytem (też o kościstym tyłku, to sprawdziłam dokładnie), który spadł mu z chmurki, ale pierwsze słowo by go zdradziło. Wredna pizda.
No ale Ircia: jej mogłabym ręce ucałować. Gdyby to była odpowiednia ku temu okazja, a ja nie chciałabym tylko wyrwać się z tego wesela i się urżnąć. I ewentualnie wepchnąć widelec w gardło starej siksy cioci, której widocznie nie odpowiadała moja obecność.
Wiedziałam, że mam się zachowywać, ale nie byłam w tym zbyt dobra. Ostrożnie za plecami Irki pokazałam ciotce środkowy palec. Nie wiem, czy zauważyła.
Czułam się już prawie jak na spotkaniu Yanevów.
Muszę wracać do pracy — stwierdziłam — ale jesteś przesłodka, że... um… to proponujesz. Strój jest całkiem wygodny, tak — Chyba brzmiałam normalnie?
Starałam się ze wszystkich sił wysławiać się elegancko (kiedyś to przecież umiałam – jak powiedziała mi kiedyś jaśnie wszechwiedząca królowa matka, takiego wychowania, w domyśle: jakie mi dała, nie da się zapomnieć, nawet jeżeli żyje się w ten, w domyśle: haniebny i absolutnie nie-taki-jaki-mi-pokazała, sposób) i nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Było mi trudniej, niż myślałam. Ledwie powstrzymywałam się od tego, by nie zerwać z siebie ubrań i nie zacząć się drapać, orać skórę paznokciami tak długo, aż poleci krew.
Kiedy byłam młodsza, widziałam na imprezach wielu ludzi z pociętymi ramionami, z ranami na szyi, twarzy, łydkach. Mikhail zawsze zgarniał mnie ramieniem i powtarzał mi: nie zbliżaj się do nich, to heroinowcy. Potem też musiał zacząć drapać się twardą, szorstką szczotką, a nawet żyletką. Miał bardzo silne febry.
Dotyk Łukasza parzył – nie wiem, czy bardziej to sobie wymyśliłam, czy naprawdę mnie bolało, gdy zacisnął palce wokół mojego nadgarstka. To było tak, jakby położył mi wykąpaną we wrzątku szmatę na rękę, ale, choć ból trzeźwiąco przeszył mózg, nie przyniósł ulgi w tym innym podskórnym, który z każdą sekundą domagał się coraz więcej uwagi.
Zdenerwowana szarpnęłam się i, mając nadzieję, że jestem dyskretna, potarłam rękę o tył kamizelki – tam materiał był trochę bardziej szorstki. Kurwa. Kurwa. Kurwa.
Nie zdążyłam się dowiedzieć, jaka jest opinia Łukasza na temat mojej fryzury (na pewno byłaby bardzo cenna).
Przez kilka chwil naprawdę zastanawiałam się, czy tak naprawdę nie jestem na haju i czy nie zasnęłam. Ale po narkotykach wszystko by miało swój ciąg dalszy: gdy Irka pociągnęła mnie za sobą na podłogę, może zaczęłabym spadać głębiej i głębiej wraz z szkłem. Na trzeźwo wszystko było boleśnie dosadne i określone prawami fizyki. Upadek, kamienie, szkło, nowy ból – o wiele przyjemniejszy. Byłam wdzięczna za parę sekund czegoś poza głodem.
Dopóki nie spojrzałam na Łukasza. Przyłożyłam sobie dłoń do ust, by nie krzyknąć z przerażenia: czy to była jego krew? Wyrwałam się w jakimś pierwotnym, nieprzemyślanym odruchu w jego stronę, ale zaraz doprowadziłam się do porządku, choć coś we mnie krzyczało, by wyciągnąć ramiona i spróbować zatrzymać krwawienie, którego nie dało się już bardziej zatrzymać. Dupek, zawsze musi się wpierdolić w jakieś gówno. Jak z bachorem! Dupek!
Ścię… Shit — wyrwało mi się. Wstrzymałam oddech.
Ale i tak nam wypłacą pełną pensję od razu, gdy to ogarną, prawda?, przemknęło mi przez myśl.
Może jednak nie miałam pieniędzy na narkotyki. O bogowie.
I Łukasz był ranny. W ścięgna, operacyjnie. Był taki blady. O bogowie.
Ledwo rozumiałam to, co Irka do mnie mówiła, ale kiwałam skwapliwie głową jak dziecko, któremu przerażająca guwernantka wydaje polecenia. Matka. Hotynka. To znaczy najpierw Hotynka. Potem matka.
Wezmę go. Wezmę go. Musi zobaczyć lekarza — powtarzałam jak w amoku, delikatnie zarzucając ramię Łukasza na kark. Objęłam go w pasie i zachęciłam, by się o mnie oparł. — Możesz wstać? Dasz radę?
Chwiejnie się podnieśliśmy.
Zaraz będą posiłki, uważaj na siebie, Irka — rzuciłam szybko i, świadoma tego, że jest tylne wyjście w kuchni, ruszyłam jak najprędzej w jego stronę z Łukaszem opartym o mnie. Zastanawiałam się, czy nie zemdleje. Chyba powinnam do niego mówić. — Chuju, jeżeli zdechniesz, to cię zajebię. Rozumiesz? Masz się trzymać. Słyszysz? Jesteś przytomny?

Łuki i Gorka zt


Ostatnio zmieniony przez Goranka Yaneva dnia Sro 22 Sie 2018, 20:05, w całości zmieniany 1 raz
Sponsored content


Skocz do: