Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Sob 04 Lut 2017, 18:30
First topic message reminder :

Ogród Główny

Ogród od wielu lat utrzymywany jest w barokowym stylu francuskim, do którego elementów ozdobnych od wieków przywiązuje się ogromną wagę. Cechą charakterystyczną dla niego jest symetria dwuboczna względem głównej alejki biegnącej przez środek ogrodu i regularność kompozycji. Nic tutaj nie rośnie przez przypadek – lokalna roślinność w postaci rozłożystych drzew i krzewów jest nie tylko przystrzygana w sposób równy i geometryczny, ale posadzona w identycznych odstępach od siebie. W ogrodzie znajduje się sporo boskietów ułożonych symetrycznie, zdobionych ławek, marmurowych fontann, antycznych rzeźb oraz dwóch parterów ogrodowych, które umiejscowione są przy samym wejściu do Pałacu Sprawiedliwości.

Mefodiy Karamazov
Mefodiy Karamazov
Samara, Rosja
54 lata
błękitna
za Starszyzną
Zastępca Dyrektora Prikazu Sprawiedliwości i Ochrony Narodowej, Nestor Rodu Karamazov
https://petersburg.forum.st/t1051-mefodiy-karamazovhttps://petersburg.forum.st/t1066-mefodiy-karamazovhttps://petersburg.forum.st/t1065-nieslawny-pan-karamazov#3906https://petersburg.forum.st/t1067-smialy#3909

Pon 01 Sty 2018, 17:53
Mefodiy, chcąc, nie chcąc musiał przyznać, że Zakharenko wykazał się sporym gestem biorąc na siebie organizację kwesty. Nie zaliczał się do najbogatszych czarodziejów, mógł spokojnie pozostawić prowadzenie kwesty Aristovom, bądź Kuraginom. Wręcz wypadało, żeby to Aristovowie urządzili kwestę. W końcu to w ich mieście doszło do tragedii.
Tak z drugiej strony, kwesta Zakharenków to świetna okazja do poobserwowania Kosmasa w roli nestora rodu. Dał się już poznać na naradzie Starszyzny jako rozważny i spokojny przywódca, ale jedna jaskółka nie czyni wiosny. Sprawdził się na naradzie, zobaczmy, jak sprawdzi się na ważnym towarzyskim spotkaniu. Im lepiej pozna się metody i styl bycia nowego nestora, tym łatwiej będzie budować relacje z samą rodziną Zakharenków.
To nie był jedyny powód dla którego Mefodiy pojawił się z dziećmi i żoną na kweście. Liczyła się także reputacja Karamazovów. Nie chciał opuścić takiego wydarzenia, żeby później gadano za jego plecami, że Karamazov poskąpił pieniędzy dla poszkodowanych w eksplozji czarodziejów. Mało kto ośmieliłby się powiedzieć mu coś takiego prosto w oczy, niemniej nie życzył także obgadywania po kątach.
Be słowa przyjął katalog ze spisem przedmiotów, które wystawiono na sprzedaż. No, proszę. Inną dobrą stroną przybycia na kwestę była możliwość zdobycia cennej i rzadkiej rzeczy do kolekcji Karamazovów. Czemu z tego nie skorzystać?
Ogród przyozdobiono wystarczająco skromnie, żeby uniknąć posądzenia o obnoszenie się z wystawnością i bogactwem, a jednocześnie wystarczająco elegancko, by nie obrazić wyrachowanego poczucia smaku elity społecznej. Mefodiy jako organizator podjąłby podobną decyzję co do wystroju, zatem... punkt dla Zakharenki.
Szacowne towarzystwo zdążyło się rozgościć w ogrodzie. Część gości zajmowała się pogawędkami, część zajmowała się przekąskami przy stole, a część przyglądała się ułożonym w gablotach przedmiotom.  - Dostrzegacie coś na co warto wydać te kilka tysięcy rubli? - spytał, niby tak od niechcenia.
W ostateczności i tak będzie starał się wylicytować ten przedmiot, który uzna za wart posiadania, ale czemu nie poznać przy okazji opinii członków rodziny? Przekonać się które z nich myśli podobnie jak nestor.
Gdzieś tam dalej dostrzegł Sorokinów. Wypadało iść przywitać się z krewniakami, jednak to za moment. Zresztą Endar Sorokin z kimś już rozmawiał. Ciekawe gdzie podziewała się urocza Jasna? Chyba nie odpuściła sobie aż tak ważnego wydarzenia? Aleksei z pewnością byłby niepocieszony z powodu nieobecności narzeczonej.
Gość

Pon 01 Sty 2018, 18:56
Obserwowanie dzikiego zwierzęcia trzymanego za kratami nie mogło zbytnio różnić się od obserwowania nienagannie ubranego, uczesanego, uperfumowanego, udanego pod każdym kątem Aristova, który trafił na wyjątkowo jałowe przyjęcie.
Nie tylko pod względem nikłej ilości alkoholu w szklance.
O wrodzonej żyłce do interesów stojącego naprzeciwko człowieka krążyło wiele historii – niektóre niebywałe, a zatem ze sporą dozą prawdopodobieństwa rzeczywiste, inne nudne i przewidywalne, co klasyfikowało je jako nieszczególnie lotne kłamstwa. Z każdej zasłyszanej plotki należało – i co ty, synu Ufy, robiłeś z oślizłym mozołem – wyłuskać gorzkie ziarenko prawdy objawionej, niepodważalny, bezsprzeczny fakt, który stanowił twardy punkt odniesienia w próbie dialogu z…
Właściwie – z każdym.
Nawet kimś, kto dziś zamiast zarabiać pieniądze, musiał je wydawać i co najwyraźniej uwierało tego kogoś na tyle, by zrezygnować z ulotnej rozrywki, jaką oferował alkohol.
Przez kilka pierwszych sekund jedynie obserwowałeś kanciaste kostki lodu, które pobrzękiwały cicho w szklance, obijając się o siebie jak niepodlegające sile przyciągania ciała obce. W słowach Igora Aristova przykucnął chłodny, kwaśny dystans – zupełnie tak, jakby padające sylaby przejęły właściwości trzymanej przez niego wody.
Kurtuazyjne, owinięte w miękki jedwab odwal się, Dolohov, któremu nawet ty nie potrafisz odmówić brutalnego uroku.
Jesteś biznesmenem. Ja poniekąd również – szampan wciąż smakuje tanio i tandetnie, bąbelki już dawno odnalazły drogę ucieczki ze sztywnego (jak większość prowadzonych rozmów) przyjęcia, znużony wzrok spokojnie odbija niechętne spojrzenie Aristova – trudno o bardziej przewidywalny scenariusz. – Odrobina solidaryzmu jeszcze nikogo nie zabiła.
Nie licząc tych, którzy zginęli w zamachu.
Kwestia sprawców wciąż pozostawała nierozwiązana, opinię publiczną karmiono mętnymi tłumaczeniami o zorganizowanym akcie terroru, a każdy – lub przynajmniej hańbiąca większość z zebranych – zachowywał się tak, jakby nad zamachowcami odniesiono miażdżące zwycięstwo. Marna imitacja sukcesu. Płaszczyk szlachetnych zamiarów narzucony na cuchnącą prawdę. Irytujące przeświadczenie, że wykorzystywanie zmarłych do politycznej szopki, jaką odstawili dziś Zakharenko, to splunięcie na mogiły ofiar.
W takich chwilach wątpliwości bywają niebezpieczne.
W takich chwilach pojawiają się niewygodne dla co poniektórych pytania.
W takich chwilach rozsądniej nie wyrażać własnego sceptycyzmu zbyt głośno.
Liczyłem, że zjem ją z tobą – złożony w rulonik informator powoli rozprostował się między palcami, cieniutkie szkło kieliszka stęknęło głucho, kiedy odstawiłeś je na blat stołu, we wzroku Igora lada moment miał pojawić się pierwszy odblask podejrzliwości, ale element zaskoczenia – twój jedyny sojusznik w tej chwili – nie miał zamiaru ustąpić pod niekontrolowanym upływem czasu. – Nic tak nie podsyca apetytu jak wspólne interesy.
Interesy. Niebezpieczne słowo – ktoś mniej doświadczony od Igora mógłby opacznie je zrozumieć. Mógłby ulec złudzeniu. Mógłby wpaść w sidła wieloznaczności tego słowa.
Ale nie Aristov.
W tej dziedzinie był profesjonalistą.
Igor Aristov
Igor Aristov
bitch, better have my money
Petersburg, Rosja
26 lat
poświst
błękitna
za Starszyzną
dystrybuuję rodzinny alkohol, ściągam długi, udzielam pożyczek i kupuję wasze dusze
https://petersburg.forum.st/t1146-igor-aristovhttps://petersburg.forum.st/t1185-igor-aristov#4660https://petersburg.forum.st/t1186-zadza-pieniadza#4676https://petersburg.forum.st/t1192-zakia#4701

Pon 01 Sty 2018, 21:11
Sześcienne kostki lodu dzwonią w szklance nieznośnie i uporczywie jak kastaniety. Nauczył się ignorować ból, chociaż boli go wszystko; chyba nadwyrężył ścięgna, zamiast mięśni ma rozmiękłą gąbkę, oblepia go duszne od feromonów niechęci powietrze. Oblepiają go obłudne spojrzenia. Oblepia go pogarda.
Dorobkiewicze, którzy zakradli się na salony – czy nie tak, pomimo wszystkich minionych lat wspólnej historii, finansowego wsparcia i utrzymywania na powierzchni pogrążających się w ubóstwie dynastii, szeptano o Aristovach?
Nuworysze.
Wiecie co, wzdęci od wybujałej dumy i chorobliwej zazdrości szlachciątka?
Udławcie się własną nomenklaturą. Tysiąclecia szlachetnej krwi nie są w stanie zapewnić tego, co niepozorny przedsiębiorca z Moskwy osiągnął w przeciągu zaledwie jednego – swojego – życia.
Kostki lodu zadzwoniły donośniej, głos Dolohova unosił się ponad nimi, wzrok Igora zatrzymał się na bladej, urokliwej w swój turpistyczny sposób twarzy mężczyzny; nie było w tym spojrzeniu choćby niemrawego cienia sympatii – Aristov patrzył tym nieznośnym spojrzeniem kogoś, kto wartość wszystkiego, na co właśnie skierował wzrok, oceniał w złotej monecie.
Nie wyłączając osoby Dolohova.
Ty poniekąd również? – kwaskowy posmak rozlał się po języku, docierając do niewielkiego zadrapania w ustach, z którego istnienia Goria nawet nie zdawał sobie sprawy; nagłe ukłucie bólu zadziałało orzeźwiająco, rozprowadzając po ciele igiełki przyjemnego cierpienia. Martyrologia zamknięta w szklance cytrynowej wody – świat u schyłku tysiąclecia coraz zacieklej dążył do miniaturyzacji. Słowa Dolohova – poza powątpiewaniem Aristova w biznesowy charakter rozmówcy – przyniosły ze sobą coś jeszcze; brakujący element układanki, który właśnie wskoczył na miejsce przy akompaniamencie cichego, satysfakcjonującego kliknięcia.
A zatem Mikhail – na ustach Igora pojawił się słaby uśmiech – jeśli można tak nazwać staranne, precyzyjne i całkowicie pozbawione radości skrzywienie warg. – To stare imię, biblijne. Na twoje szczęście szanuję dawne zwyczaje – taniec broszurki w palcach Dolohova miał w sobie coś hipnotyzującego; rozwijający się rulonik był jak rozkładający płatki kwiat. Tyle, że zamiast łagodnej, słodkiej woni roztaczał smród chciwości i kłamstw – a przy okazji stanowił odpowiedź na niezdrowo nawracające pytanie, dlaczego Aristov zrezygnował z alkoholu.
Kto lepiej podliczyłby zebraną na kweście sumę?
Kto skuteczniej zadbałby, żeby cała kwota – co do jednej, zardzewiałej kopiejki – trafiła na zbożny cel wsparcia rodzin tych, którzy polegli lub ucierpieli w zamachu?
Co do jednej, cholernej kopiejki. Bądźmy skrupulatni.
Oko za oko, ząb za ząb. W tamtych czasach, kiedy ktoś popełnił błąd, musiał zapłacić jego dokładną równowartość – niespiesznie uniósł szklankę do ust, znad pachnącego cytrusami brzegu obserwując charakteryzującą Dolohova apatyczność. Ten brak emocji był niebezpieczny; znacznie utrudniał przewidzenie kolejnego ruchu. – Brutalna sprawiedliwość, której nie znajdziesz w tym pałacu – dodał na ułamek sekundy przed upiciem kolejnego, kwaskowatego łyku przyjemnie chłodnej wody. Nawet, jeśli kolejne słowa Mikhaila wywarły na nim zamierzony efekt – a wywarły – ten niespieszny, po wręby naturalny gest skutecznie zamaskował rozmazane zaskoczenie, które zamigotało w jasnych tęczówkach Aristova.
Trudno wyobrazić sobie, by zakład pogrzebowy i alkohol miały ze sobą coś wspólnego.
Poza jednym: nawet podczas wojny ludzie potrzebują pogrzebów.
I sporej ilości wódki.
Adela Sorokina
Adela Sorokina
Ogród Główny - Page 2 57diXnC
Nowy Meksyk, USA
22 lata
błękitna
neutralny
żona
https://petersburg.forum.st/t1148-awendele-kiwidinok-sorokinahttps://petersburg.forum.st/t1188-awendela-kiwidinok-sorokina#4690https://petersburg.forum.st/t1189-caracara#4691

Pią 05 Sty 2018, 10:06
Ten rzemyk, który dla Endara wciąż mógł być przykrą koniecznością, miał dla niej absolutnie nadrzędne znaczenie, czego pewnie długo jeszcze może nie zrozumieć. Gdy wrażliwe opuszki palców, badawczo skanując materiał koszuli, natrafiły na poszukiwane sploty zaraz ulga znów zakwitła w jej sercu i uśmiech wrócił na twarz. Teraz mogła znów posyłać Hersilii uśmiechy i wszystkim innym również, teraz przynajmniej nie mogły dopaść jej te nocne strachy, które czasem pojawiają się w głowie człowieka kiedy leży w ciemnym pokoju sam, w łóżku wielkim jak staw.
Takie noce zdarzały się często, nawet, jeśli Adela nie zamierzała o nich, ani o strachach nikomu opowiadać.
- Hersilia. - powtórzyła intonując to słowo niemal w punkt tak samo jak Endar, nie chcąc dać możliwości własnym emocjom czy antypatiom przebić się przez ton swojego głosu. Prawda była taka, że choć ich historie zdawały się kalką, one same były zupełnie odmienne i to nie w tak naturalny sposób jak ogień i lód, a bardziej zupełnie absolutny, jak stołowa zastawa i wiewiórki w lesie. Z początku lgnąc do jej towarzystwa z myślą, że przecież obie były w Irkucku obce, że zrozumieją się lepiej, że wesprą w trudnościach, Adela szybko zauważyła, że Włoszka jest kompletnie innym typem człowieka i to takim, który nigdy nie będzie blisko naturalistycznej duszy żadnego Indianina. Byłaby dodała coś do tej rozmowy od siebie, poza wesołym uśmiechem, gdyby nie to, że Endar ją tak za dłoń złapał jak chyba nigdy wcześniej, aż ją zupełnie to wybiło z pantałyku. Podniosła uważne spojrzenie na najbliższe otoczenie, szukając zagrożenia, a przecież to ta złotobrzucha żmija tuż obok, nawet Atsa mógł poczuć jej badawczy rozwidlony język skanujący smak powietrza, leniwie opuszczone powieki, ufryzowane włosy.
- Czy to nie... - zagaiła przyglądając się rosnącemu tłumowi ludzi, łagodnie, pieszczotliwie gładząc kciukiem wierzch dłoni swojego małżonka. Bardzo ciekawa obserwacja, toczyła analizę sytuacji wewnątrz swojej głowy, niewzruszony, zdystansowany orzeł lękający się żmii. Nie masz się czego obawiać, Atsa, żmijom bogowie równin odebrali nogi i skrzydła by pełgały plując jadem pomiędzy suchymi trawami. Twoje jest niebo, a pomiędzy nim, a trawą masz mnie.- ...czy to nie Jaśmin? - zagaja wypatrując jego czupryny między głowami ludzi, ale to chyba nie był on, tylko inny dżentelmen o równie bujnym upierzeniu. Nic nie wiedziała o relacjach tu obecnej z jej umiłowanym kuzynem i że on też, kolejny już amant, kochał się we włoszce bez opamiętania. Pogładziła ramię Endara wydymając usta na podobieństwo Jasnej-chcącej-czegoś.
- Możemy ich poszukać? - zamarudziła, po czym uśmiechnęła się pięknie do Hersilii, mrugając oczkiem- Wybacz nam, dawno nie widziałam moich kuzynów i strasznie tęsknię! - zaśmiała się perliście. Skąd Pani Sorokina miała obawy, że Adela wypadnie z roli damulki uwieszonej ramienia dżentelmena to nie wiadomo, szło jej to najwyraźniej całkiem nieźle. Te wszystkie obserwacje ciotek i teściowej jednak zostały w głowie, bo i rączką lekko machnęła w niedbałym geście, "Zobaczymy się potem, ciao!" i wszystko całkiem komplementarnie zadziało, całkiem naturalnie i w stylu typowej panienki.- Złapiemy się potem, prawda? Koniecznie odwiedź nas w Irkucku. - i tyle, pociągnęła Endara gdzieś w bok, potem między ludzi, chichocząc jak opętana i zerkając na niego. Ależ jej się udało! Mogła w końcu wypróbować w pełnej krasie swoje nowe talenty aktorskie i kto wie, chyba nawet wypadła całkiem autentycznie! Zasłoniła dłonią usta, żeby zaraz któryś ze starszych panów znów nie poczuł się urażony jej entuzjazmem i uniosła pytająco brwi. To gdzie idziemy?
Hersilia Sorokina
Hersilia Sorokina
Ogród Główny - Page 2 B1527d10f7f13bcd52335c45a2ed39a5
Syrakuzy, Włochy
33 lata
błękitna
neutralny
czytam wasz los z gwiazd, kart i dłoni, odprawiam rytuały, widzę duchy, jestem pewnie najlepiej znaną ci wdową w Rosji
https://petersburg.forum.st/t914-hersilia-lavinia-sorokina-zd-caravaggio#2831https://petersburg.forum.st/t918-hersilia-l-sorokina-caravaggio#2892https://petersburg.forum.st/t919-wdowa-po-tym-sorokinie#2893https://petersburg.forum.st/t920-caesar-golab-i#2894

Pią 05 Sty 2018, 13:58
Żmija?
Może być i żmija, jeżeli tak chcesz mnie nazywać, Awendele (pozwolisz, że ja tak będę do ciebie mówić). Pewnie mam coś z niej w sobie, chociaż nigdy tak o tym nie myślałam. We Włoszech, dawno temu, nazwano mnie Lupą, choć to zbyt podniosłe dla mnie określenie – gdzież mi znowu do wilczycy (ewentualnie do prostytutki, bo to słowo i takie ma znaczenie; nią akurat nie jestem, choć krążą różne opinie)? Duszę mam rzymską, ale serce całkiem włoskie; to częste połączenie wśród naszej arystokracji.
Zbyt jestem oddalona od barwnego umysłu Indianina, by cię zrozumieć, chociaż chciałabym. Nie potrzebuję kolejnego wroga w Irkucku – wystarczy, że Rumiana, Jasna, pani Sorokina i wąsaty Osip zgodnie mnie nienawidzą. Nienawidzili mnie za życia Tomasa, po jego śmierci mają ku temu tylko więcej powodów i choć jestem w stanie zrozumieć ich niechęć do wdowy, wcześniejsza wrogość, z wytrwałym uporem pokazywana mi od chwili, gdy śmiertelnie przerażona przekroczyłam próg zamku, jest dla mnie niepojęta.
Przecież się starałam. Uśmiechać, pytać o samopoczucie, wyraźnie mówić, pokochać. Co zrobiłam nie tak?
I tylko ten Endar, chłopiec jeszcze wtedy, przebiegły, o przenikliwym spojrzeniu, ostrym języku i tajemniczym uśmiechu, dał mi szansę.
Nie jest orłem. Nie dla mnie.
Dla mnie jest kimś o wiele lepszym od orła. Kotem, który obdarowany samym tylko sprytem i zwinnością nauczył się wspinać na drzewa tak wysokie, że z orłów, ich napuszonej potęgi i wielkich gabarytów może się śmiać. Nie warto porównywać go do majestatycznych gór, godnych drapieżników uwiecznianych na godłach, nie warto: on zdobywa góry i zmusza drapieżców do posłuszeństwa.
Zawsze go podziwiałam.
Endar jest kimś o wiele bardziej skomplikowanym niż śmieszny ptak, kimś niedającym się łatwo zamknąć w schematach.
Mam nadzieję, że dobrze się nim zaopiekujesz. Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi.
Bo ja, na przykład, gdybym mogła na tamtym procesie wybrać, który Sorokin zjawi się z propozycją wykupienia mnie – gdybym mogła zamrozić czas, spojrzeć w niebo i zobaczyć wszystko, co dziś już mam za sobą – wybrałabym jego.
Nie będzie ci z nim łatwo, ale wierzę, że opłaci ci się walka o jego uczucie. Wierzę, że jest wart tego, żeby o niego walczyć.
Zaciskam mocniej palce na kieliszku, zaciskam usta i uparcie się nie oglądam, chociaż chcę. Nie chcę? Czuję potrzebę, by sprawdzić, czy to Jasmin? Na chwilę ulatuje ze mnie cała odwaga i tylko wpatruję się w Awendele z cieniem czegoś jakby złości, jakby prośby niewołajgotuniewołajgotu i zawołajgotuzawołajgotu. W jednej chwili ogarnia mnie taka straszliwa wściekłość, że mam ochotę zedrzeć głupkowaty uśmiech z twarzy Indianki, zapytać ją, czy tylko na zgrywanie słodkiej idiotki ją stać, wykrzyczeć, że przecież wiem, że mnie nie lubi, więc niech chociaż nie udaje żałośnie. Rośnie we mnie podejrzenie, że Jasmin podzielił się opowieścią o kobiecie, co spadła z nieba (Merkury, nie cierpię teleportacji) i oto teraz Awendele, z pełną, złośliwą premedytacją mi coś wypomina, żeby zaznaczyć teren.
Przez moment mam ochotę ją rozszarpać.
Zanim jednak daję się ponieść południowemu temperamentowi albo raczej go uspokoić (gniew niemiły jest bogom, gniew niemiły jest bogom, gniew niemiły jest bogom, gniew niemiły jest bogom), już Awendele zachowuje się jak Adela i odciąga Endara z pustym chichotem, zostawiając mi fałszywe zaproszenie.
Koniecznie odwiedzę — cedzę cicho i nie patrzę dłużej na tę uroczą parkę. Odwracam się na pięcie, dłonią macam paczkę papierosów w sprytnie ukrytej kieszeni i idę przed siebie, byle dalej od tego cyrku.
Kurwa, za stara jestem na grę pozorów.
Gavriil Yanev
Gavriil Yanev
Ogród Główny - Page 2 JaggedImaginativeHypsilophodon-small
Petersburg, Rosja
26 lat
medium
czysta
za Raskolnikami
obrońca sądowy
https://petersburg.forum.st/t1052-gavriil-yanevhttps://petersburg.forum.st/t1074-gavriil-yanev#3941https://petersburg.forum.st/t1075-pan-adwokat#3942https://petersburg.forum.st/t1073-nevra#3940

Sob 06 Sty 2018, 17:05
Postanowił, że pojawi się tutaj, chociaż nie był szczególnie chętny na to. W sumie nigdy nie był na spotkania z przedstawicielami starszyzny, bo nie ukrywajmy. Pod płaszczykiem licytacji, zbiórki pieniędzy, żałoby - kryło się wiele więcej. Wielka Gra pozorów. Zawsze tak było. Gavriil jak zwykle wyjął z szafry swoją maskę wzorowego dziedzica, aspirującego do dołączenia do starszyzny, następnie na to zarzucił czarny garnitur, w końcu pasowało się ładnie prezentować na miejscu zamachu, o który oskarżano jego i jemu podobnych, chociaż wiedział, że to nie jest prawda, to prawdopodobnie nasłucha się dzisiaj wielu takich teorii.
Kiedy znalazł się na miejscu, wdał się w kilka krótkich dyskusji z różnymi osobami, głównie rozmowa o pierdołach i jaka to tragedia i w ogóle. Jakby to był pierwszy raz, gdzie masowo umierają ludzie. Niedługo miała się zacząć jakaś licytacja, którą nie był szczególnie zainteresowany. Był tutaj jedynie po to, by się pokazać publicznie i udawać kogoś, kim nie jest. Jak zwykle. Jednak wtedy zobaczył swoją "ukochaną" matulkę. Przypomniał sobie, że miał do niej zagadać i delikatnie przepytać jak postępy w sprawie. Każda rozmowa z nią, była dla niego jak szpilki wbijające się pod paznokcie, jednak czasem trzeba się poświęcić, prawda?
- Dzień dobry. - rzucił na dzień dobry i uściskał delikatnie matkę na przywitanie. - Dawno się nie widzieliśmy. - stwierdził, patrząc na Yanevę z lekkim ale promiennym uśmiechem na ustach.
- Wolałbym się spotkać jednak w bardziej przyjaznych warunkach... - westchnął ciężko, rozglądając się nieco po okolicy. - Znałem parę osób, które były tam tego dnia. - dodał po chwili, patrząc w dal, by następnie wrócić wzrokiem do matki. Udawał jakąś żałobę i żal, na prawdę nic takiego nie odczuwał, jednak chciał tak wyglądać, łatwiej będzie wyłudzić jakieś informacje na temat postępów śledztwa.
Gana Kuragina
Gana Kuragina
Ogród Główny - Page 2 Tumblr_n01pa9ghxu1rshisvo6_250
Archangielsk, Rosja
25 lat
obstaculus
błękitna
za Starszyzną
dziennikarka Avoski / prywatna detektyw
https://petersburg.forum.st/t1035-gana-ivanovna-kuragina#3700https://petersburg.forum.st/t1050-gana-i-kuragina#3791https://petersburg.forum.st/t1049-twoja-osobista-detektyw#3790https://petersburg.forum.st/t1048-orel#3789

Nie 07 Sty 2018, 12:11
Nie uważasz, Arseniy, że wydziedziczenie jej czym prędzej byłoby właśnie złym, a nawet najgorszym posunięciem? Jak jej obaj bracia, z którymi bardzo się wspiera ma kontakt z mediami, śledzić ludzi też umie, wyciąganie brudów to jej ulubione zajęcie. Całe zdarzenie mogłaby wykorzystać przeciwko rodowi, jeśli tylko by się postarała - Tylko Pravda może i pogratulowałaby decyzji, ale nie tylko nią człowiek żyje... A inne gazety z pewnością chętnie by się dowiedziały co i jak za kuluarami. Nawet jeśli byłaby to tylko gówno-prawda.
Nie widziała jak się zbliżał. Licząc, że nie będzie miał ochoty na jej zaczepianie albo będą go goniły jakieś ważniejsze sprawy już miała nakładać sobie apetycznie wyglądające ciastko, kiedy wpierw usłyszała ten znienawidzony głos, a potem tę znienawidzoną postać.
Chyba powinna przemyśleć swoje życie. A przynajmniej zrobić listę, których kuzynów i kuzynek nie cierpi, w kolejności "od najbardziej". Przynajmniej by wiedziała kogo najczęściej oczerniać w Avosce. A nuż po zorganizowaniu akcji "Kuragina was hejtuje" część ludzi by się od niej odwaliła, byle tylko nie miała okazji i pretekstu do wymyślania plotek. Choć zawsze się trafi taki Kuragin, co tak łatwo nie odpuści...
- Arseniy - wypowiada równie fałszywie przyjaznym tonem obejmując go i próbując nie zrobić nieciekawej miny, kiedy spogląda za jego plecy. Ludzie patrzyli, więc każda niestandardowa mina mogłaby zapaść im w pamięci i sprawić, że biedaczka musiałaby się z rok ukrywać nim by o niej zapomnieli. Za każdym razem, kiedy ktoś miał okazję ją zapamiętać istniało zagrożenie, że kolejne śledztwo będzie trudniejsze. Aby mogła się dostać do niektórych miejsc nie mogła się dać poznać jako córka "tych Kuraginów".
Uśmiechnęła się słysząc, że jest jego ulubienicą. I ledwo udało jej się ukryć, że jest to uśmiech pobłażliwy, przekazujący informację w stylu "ale z ciebie chuj". Ale skoro już sam się nadstawił istniała szansa, że zauważy coś skandalicznego w jego zachowaniu. Miała dziś nie pracować, ale taką okazję szkoda zmarnować...
- To prawda. Za rzadko się widujemy - czy wszyscy podsłuchujący to usłyszeli? Jeszcze ktoś ma wątpliwości co do tego, że potomkowie rusałek, do których im obojgu było daleko tak mocno się wspierają? No to świetnie, można przejść do utarczek. Choć Ganie upatrzonego ciastka było żal, była pewna, że ktoś je zwinie nim się zorientuje...
- Och nie, dzisiaj tak jak ty chcę tylko wesprzeć ofiary tej straszliwej tragedii - kolejna gówno-prawda. Dawała głowę, że żadne z nich nawet nie pomyślało o tych wszystkich zmarłych w zamachu. - Dziwi mnie jednak, że Varvary nie ma tu z nami. Czyżby młody panicz Zakharenko ją powstrzymał przed przybyciem? - jakże nie miałaby się zainteresować tą kwestią? Widziano ich parę razy razem, a z tego można było utkać piękną plotkę. Od tego, że kochana Varieńka się puszcza po taki, że interesuje się najprawdopodobniejszym przyszłym nestorem. A to stawiało ją w świetle niemal równym kobietom próbującym się wybić ponad własny stan społeczny poprzez dobre małżeństwo. W końcu ma prawie trzydzieści lat, zegar tyka, na dobre zamążpójście niedługo nie będzie mieć szans.
Arseniy Kuragin
Arseniy Kuragin
Ogród Główny - Page 2 C51589e8ed217
Archangielsk, Rosja
27 lat
błękitna
za Starszyzną
urzędnik w Prikazie Sprawiedliwości i Ochrony Narodowej
https://petersburg.forum.st/t801-arseniy-kuraginhttps://petersburg.forum.st/t802-arseniy-kuragin#2128https://petersburg.forum.st/t804-arseniy-kuragin#2145https://petersburg.forum.st/t803-erwin#2130

Nie 07 Sty 2018, 15:05
- Zdecydowanie za rzadko – odpowiadasz zgodnie z prawdą, choć wcale nie było ci z tego powodu przykro. Z Dimitrym czy Efimem nigdy nie miałeś tak napiętych relacji, co z Ganą. Starałeś się w końcu dobrze dogadywać ze swoją rodziną, jakakolwiek by nie była, jednak swojej najbliższej kuzynki nie potrafiłeś zaakceptować z powodu jej genetycznej przypadłości. – Powinniśmy to zmienić i może umówić się na rodzinny obiad. – Co ty na to, Gano? Dawno nie było okazji, by ze spokojem porozmawiać w rodzinnym gronie. A już o wiele bardziej wolałbyś spędzić ten czas ze swoim kuzynostwem niż z macochą i jej dziećmi, których szczerze nienawidzisz od samego początku. Wzdychasz tylko ciężko pod nosem, wciąż przechadzając się wolnym krokiem w towarzystwie Gany po Ogrodzie Głównym, co jakiś czas uprzejmie witając się z niektórymi gośćmi przybyłymi na kwestę. Jesteś w końcu synem samego Grigoriya Kuragina. Każdy cię tutaj zna i nikt nie powinien cię lekceważyć. Choć to przecież nie twój dzień, nie jesteś nawet gospodarzem, a i tak czujesz się najważniejszy. A gdzie twoje współczucie, Arseniy? Gdzie żałoba w sercu po tym, co się ostatnio wydarzyło?
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć – szepczesz Ganie do ucha, uśmiechając się przy tym złośliwie tak, by nikt tego nie widział. Ofiary zamachu w Muzeum Sztuki Magicznej interesują cię tyle, co zeszłoroczny śnieg. Nie od dziś wiadomo, że ludzkie tragedie nie wzbudzają w tobie najmniejszych uczuć, w przeciwieństwie do kwestii związanych z twoją rodziną. Nie zginął przecież nikt, kto byłby dla ciebie ważny. W rzeczywistości nie obchodzi cię żadna dziennikarka Sputnika czy sam Eliades Zakharenko, choć to niewątpliwie wielka strata dla twego przyjaciela, Savy. Gdyby tylko jeszcze z dala trzymał się od Varvary. Ale na to w tym momencie nie możesz za wiele poradzić, mimo że nie jesteś szczególnie zadowolony z tego, co się stało. – Doprawdy? Wzrok cię zawodzi już w tym wieku, droga kuzynko. Witałem się z moją siostrą kilka minut przed tobą – odpowiadasz stanowczym głosem, rozglądając się niezwykle uważnie po okolicy Pałacu Sprawiedliwości. Blefowałeś, lecz doskonale wiesz, że Varvary nie może dzisiaj zabraknąć. W stanie niemal rozanielonym zdążyła ci już zakomunikować o tym, że zamierza przyjść na kwestę w towarzystwie Savvasa. Coś jednak dalej w tym nie pasowało. Tylko co takiego?
Endar Sorokin
Endar Sorokin
Ogród Główny - Page 2 ArspnPM
Irkuck, Rosja
27 lat
błękitna
neutralny
adwokat
https://petersburg.forum.st/t1070-endar-sorokin#3929https://petersburg.forum.st/t1104-endar-sorokin#4105https://petersburg.forum.st/t1081-lew-polnocy#3983https://petersburg.forum.st/t1102-yana

Nie 07 Sty 2018, 17:30
Endara wciąż bawiło, jakie znaczenie jego żona przypisuje do brzydkiego naszyjnika, zupełnie jakby wobec niego obrączki wymienione między nimi nie liczyły się zupełnie. Odkąd przyjął jej prezent stała mu się bardziej przychylna, rozmawiała z nim bardziej otwarcie. Zadziwiła go ta zmiana, choć pewnie tylko on ją zauważył, skupiony wyłącznie na osobie żony, gdy wracał do domu. Dla pozostałych domowników, może nawet i samej Adeli, zaaferowanej budową ptaszarni, którą polecił niedawno rozpocząć, wszystko było wciąż takie samo. Być może to sam czas działał już na korzyść ich małżeństwa, a nie właściwości amuletu? Zdawało się to bardziej logicznym wytłumaczeniem, choć magia wyczuwalnie krążyła przez naszyjnik, Endar jednak nie zdejmował go, chcąc wręcz się do niego przyzwyczaić. Był w końcu pierwszym prezentem, który Adela mu podarowała, może w nim tkwił jakiś sekret do zrozumienia, o co jej chodzi przez większość czasu.
Stał z żoną ramię w ramię, czuł na swoim policzku jej oddech, gdy o coś pytała albo wygłaszała jakąś uwagę, a jednak gdy tylko miał przed oczami Hersilię, zapomniał o Adeli w mgnieniu oka. Przypatrywał się lampce wina w jej ręce (już pozbawionej obrączki. Jak długo wyczekiwał tego widoku? Cały ten czas był teraz na marne, skonstatował gorzko) do momentu, w którym Włoszka przywitała się z Indianką.
Dla bezstronnego obserwatora istotnie wyroki wydane im przez los mogły opiewać na podobną karę, Endar jednak nie miał nigdy już przestać zazdrościć Tomasowi, że to on pierwszy znalazł żonę zza morza, urozmaicił nią życie sobie i wszystkim wokoło. Gdyby go omotała, podporządkowała swoim widzimisię, nawet gdyby podała mu do wypicia wodę zaprawioną strychniną, za nazwanie Hersilii żmiją nie wahałby się uderzyć każdego, kto zdobyłby się na podobną obelgę. Postrzegał ją, zupełnie jak przed laty, gdy poznał ją po raz pierwszy, w krzywym zwierciadle swoich sentymentów jako ideał, nie przyjmował do wiadomości, że wcale nim nie jest, że w pełnym świetle, gdyby zechciał je rzucić na jej sylwetkę, okaże się smętną ruiną niewartą czasu, który wciąż był gotów w całości na nią poświęcić.
Cóż jednak znaczyły jego gotowości wobec mężowskiego obowiązku? Adela opuściła rękę, znalazłszy pod koszulą swój podarek, chłodny powiew w miejscu, gdzie spoczywała jej dłoń przywołał go do porządku.
- Co proszę? – nachylił się nieznacznie, by wysłuchać prośby Adeli. A może to jednak była jego prośba? Stchórzył (jak już niejeden raz przed nią, czego wstydził się coraz bardziej) i zechciał odejść, wiedząc, że nie może, zwyczajnie nie może usłyszeć tego, co mogła mu powiedzieć, jeśli chciał zachować jakikolwiek ślad porządku w swoim życiu.
Gdyby wiedział, że kiedykolwiek zamierzała mu powiedzieć, zatkałby uszy desperacko i błagał ją o litość, padłszy na kolana jak nigdy przed nikim.
Adela ocaliła go przed tym, za co poczuł w jednej chwili ogromną wdzięczność.
- Tak, dobrze. Daruj, Hersilio. – po raz ostatni podniósł wzrok na Włoszkę, chcąc jednocześnie odejść i patrzeć na nią nadal. Adela zmyślnie dopatrzyła się w jego ciszy huraganu myśli i odczuć i zechciała zabrać go stamtąd. Wolny od niepokoju, jaki wzbudzała w nim bratowa, mógł teraz nawet rozmawiać z Vasilchenkami, jeśli rzeczywiście to ich towarzystwa zabrakło Adeli.
- Dziękuję. – mruknął cicho i niewyraźnie do jej ucha, ukrywając usta we włosach żony. Szybko okazało się, że towarzystwo kuzynów nie jest jej nieodzowne do dobrej zabawy (przynajmniej tak wnioskował po jej śmiechu), a Endar zapragnął jak najszybciej stracić z oczu Hersilię. Czy to nie wspaniała okazja, by zgodnie z obietnicą oprowadzić Adelę po tym, co chciała zobaczyć?
- Chodźmy więc do palmiarni. – rozkojarzony nie wybrał ani miejsca wcześniej wybranego przez siebie, ani tego, które marzyło się Adeli, ale było bez znaczenia, gdzie teraz pójdą, przynajmniej dla niego.

Endar i Adela z tematu
Varvara Kuragina
Varvara Kuragina
Ogród Główny - Page 2 Ay4tqq
Archangielsk, Rosja
28 lat
rusałka
błękitna
za Starszyzną
uzdrowicielka
https://petersburg.forum.st/t786-varvara-kuraginahttps://petersburg.forum.st/t800-varvara-kuraginahttps://petersburg.forum.st/t799-varvarahttps://petersburg.forum.st/t2032-harlequin#11176

Nie 07 Sty 2018, 17:35
Szła u jego boku szczęśliwa, że przeżył kolejny dzień bez uszczerbku na zdrowiu i że ma go przy sobie. Z ufnością całych lat, których nie było im dane spędzić razem (któż jednak mógł jej zabronić marzenia, że jeszcze będzie? Ktokolwiek odważyłby się na to skazałby się jednocześnie na nieznający litości gniew kobiety zatraconej w swej miłości.) wspierała się na jego ramieniu i każdy krok, który stawiali w tym samym rytmie był lżejszy niż wszystkie, które musiała zrobić w ostatnich dniach pozbawiona jego towarzystwa. Przecież ma dużo pracy, odpowiedzialne stanowisko, nie może spędzać z nią czasu, gdy tylko uśmiechnie się i zatrzepocze rzęsami – powinna to zrozumieć, prawda?
Ale Varvara Kuragina nie rozumie, zupełnie owładnięta działaniem miłosnego eliksiru. Jej wolna wola padła ostatnią ofiarą epidemii smoczej ospy, a była to śmierć cicha, niezauważona. Mężczyzną zaś, u którego boku przechadzała się po ogrodzie Pałacu Sprawiedliwości nie był Arsenyi, młodszy schorowany brat, o dobrostan którego wcześniej drżało jej serce, a Savvas Zakharenko, obiekt wykwitłych niedawno, zupełnie niezrozumiałych a jednocześnie tak silnych, że wszystko dzięki nim stawało się jasne, uczuć.
Słońce hojnie obdarzało ich blaskiem swych promieni, a Varvara w czarnej, jak nakazywała okazja, sukience z koronkowymi detalami na rękawach skrzyła się w nich czarując każdego, kto zechce na nią spojrzeć. Być może zdziwi kogoś, że jej dekolt i nadgarstki nie zdobi dziś srebrna biżuteria, w jaką stroiła się zwykle chcąc podkreślić sentyment swego rodu do tego kruszcu, lecz szczere złoto, obsesja i znak rozpoznawczy Zakharenków. Dla niej zaś miało znaczenie jedynie to, że niewielki prosty naszyjnik zwieszony w skromnym V dekoltu, wijące się wokół przedramion bransoletki i para długich kolczyków są podarkami od Savy i nosiła je z tym większą dumą. Nie zdobyła się tylko na zdjęcie wisiorka, w którym tkwiła zaklęta miniaturowa różyczka, pamiątka po matce. Matkę zaś kochała najpierw i najbardziej i nawet zaślepienie, które teraz posyłało ją na granice słodkiego niebytu ilekroć znajdywała się dość blisko Savy, by czuć woń jego wody kolońskiej, nie mogło przyćmić tej niezbywalnej pamięci.
- Pobladłeś, Sava. – wyrzekła ostrożnie, półgłosem, a w słowach jej pobrzmiewała troska na poły ze skrajnym uwielbieniem. Zauważyła, że wygląda na zmęczonego, choć dla oczu zebranych gości z całą pewnością był w pełni sił, przystojny i czarujący jak zawsze. – Wszystko dobrze?
Przepracowywał się. W przeciwieństwie do niego, wciąż zajętego sprawami Gwardii, jakie powierzał mu ojciec, Varvara za nic nie mogła skupić się ostatnio w całości na pracy. Jakby częściej zdarzały jej się drobne pomyłki, wzięła w maju mniej dyżurów, na wypadek, gdyby Sava miał dla niej czas w którąś z nocy, jaką mogli przypisać jej w Hotynce. Więcej zadań, z którymi zwykle im nie ufała, decydowała się powierzyć stażystom, częściej też – choć to trudno uznać za zmianę na gorsze – uśmiechała się do współpracowników w dyżurce i nawet pacjentów w łóżkach. Będą mówili o tym uśmiechu, o jej każdym kroku, ale nic to, niech mówią. Sama im powie, jeśli tylko zechcą zapytać, że tak, owszem, kocha, w końcu nie zamierza się wstydzić w pełni rozkwitniętego wreszcie uczucia, zwłaszcza że jego obiekt był, co by nie mówić, nawet dla córki Dumy absolutnie odpowiedni.
Hekate Zakharenko
Hekate Zakharenko
Ogród Główny - Page 2 3105df034706c1864a0d70bd222ed170
Ufa, Rosja
51 lat
błękitna
za Starszyzną
redaktor naczelna „Tylko Prawdy”
https://petersburg.forum.st/t1131-hekate-zakharenko#4249https://petersburg.forum.st/t1174-wygladaj-jako-kwiat-niewinny#4587https://petersburg.forum.st/t1175-wiedzma

Nie 07 Sty 2018, 21:25
To jakiś skandal.
Hekate doskonale znała rozkład, w jakim w informatorze licytacyjnym miały znaleźć się wycenione przez całą hordę znawców przedmioty. Sama się z nimi dogadywała, szukała odpowiednich terminów, by zebrane precjoza opatrzyć odpowiednią ceną. To przedsięwzięcie się udało, miała wszelkie prawo być z siebie zadowolona. Kiedy jednak otrzymała do rąk własnych jedną z kopii przewodnika, jakże zawiodła się, gdy przedmioty okazały się być wymienione w nim nie po kolei. Był to nieznaczący szczegół, nikt wszak prócz Kosmasa nie widział projektu książeczek, Hekate nie dała się więc wyprowadzić z równowagi. Zanotowała jedynie w myślach, by nigdy już nie podejmować współpracy z drukarnią, którym powierzyła zadanie z informatorami. Zbliżały się wybory nowego Dumy, w których jej mąż mógł nareszcie wystartować na pełnych prawach, nie tylko wypowiadać się w mediach o kandydaturach swego ojca i brata, a obu tak niewydolnych, że Rosja miała szczęście trafić pod przywództwo Kuragina. Kampanię mogli rozpocząć lada dzień, Hekate potrzebowała więc zaufanego drukarza, który nie współpracuje z redakcją „Prawdy”, by nie prowokować niepotrzebnych komentarzy o stronniczości gazety. Nosząc nazwisko męża Hekate z pewnością i tak nie będzie mogła się ustrzec przed podobnymi oskarżeniami, w dniu kwesty jednak nie zamierzała się tym przejmować. Jeszcze nie. W Głównym Ogrodzie zbierało się już coraz więcej gości, musiała zostawić już sprawy organizacyjne i dołączyć do męża jako gospodyni wydarzenia. Na dziś miała poza tym jeszcze inne zadanie, dopilnować, by jej pierworodny nie wyszedł ze swej roli ani na chwilę.
Bacznie przyglądała się z boku, jak Sava prowadzi Kuraginę przez ogród, przywitała się z nią wraz z Kosmasem obdarzając łaskawym uśmiechem (nie sposób było poznać, że nie może znieść jej widoku przy swoim ukochanym synu). Krótkim spojrzeniem rzuconym Savvasowi chciała przekazać tylko jedno: powodzenia, szczere życzenie siły i opanowania, wiedziała bowiem jak blisko było, by własny ojciec doprawił i je mu wino rusałczym nektarem. Musiał być bardzo przekonujący, z tego bowiem także mógł wywiązać się skandal, Hekate nie ucieszył widok Gany Kuraginy nieopodal, zajętej na domiar złego rozmową z bratem Varvary. Jeśli ktokolwiek, on – znając siostrę najlepiej, w końcu o ich bliskiej więzi wiedział każdy, kto kiedykolwiek został zaproszony na choć jeden liczący się w towarzyskim kalendarzu bankiet – mógł przejrzeć przez zachowanie kobiety i zacząć coś podejrzewać. Hekate pozostawało być wdzięczną losowi za przyjaźń, jaka zawczasu połączyła Arsenyia z Savą, co mogło przynieść zbawienne opóźnienie w wysunięciu nawet najbardziej nieśmiałych oskarżeń w jego kierunku.
Wytrwale powtarzała „witamy” i „dziękuję” każdemu, kto podszedł przywitać się i zapewnić o swoim żalu, zauważywszy ich. Prezentowali się skromnie, choć elegancko, większość w tłumie była ubrana na czarno, a jednak wiele uwagi skupiło się na nich.
Uśmiechając się uprzejmie do gości zaproszonych przez jej męża, Hekate złączyła swą prawą dłoń z dłonią Kosmasa i, stanęła wraz z nim na niewielkim podwyższeniu mającym im służyć tylko na kilka krótkich chwil nim rozpocznie się licytacja, by jej małżonek, organizator, a więc i gospodarz, choćby tylko na dziś, całego Pałacu, mógł wszystkich przywitać.
Kosmas Zakharenko
Kosmas Zakharenko
Ogród Główny - Page 2 6EawO4E
Odessa, Ukraina
52 lata
błękitna
za Starszyzną
Nestor Zakharenko / komendant Białej Gwardii
https://petersburg.forum.st/t1105-kosmas-zakharenko#4122https://petersburg.forum.st/t1106-kosmas-zakharenko#4152https://petersburg.forum.st/t1108-kosmas-zakharenko#4155https://petersburg.forum.st/t1107-zeus#9577

Nie 07 Sty 2018, 21:26
Po krótkiej rozmowie w gabinecie redakcji „Tylko Prawdy", Hekate wraz z Kosmasem udali się do Pałacu Sprawiedliwości jeszcze przed czasem, by sprawdzić, czy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Nie mogli nie podjąć się zorganizowania tej charytatywnej kwesty, zwłaszcza że to przede wszystkim ich rodzina była ofiarą największej tragedii w Starszyźnie. Stracili w nim Eliadesa Zakharenko, który nie tylko był głową swojej rodziny, ale i ojcem Kosmasa czy dziadkiem jego dzieci. Jednak nawet i to nie stanęło na przeszkodzie, by się go pozbyć. Prawda nie mogła wyjść na jaw, dlatego wszyscy musieli przybrać odpowiednie maski i zacząć odgrywać przedstawienie, które Zakharenkowie przygotowali dla uczestników kwesty. Z poważnymi minami, choć jednocześnie niezwykle elegancko ubrani w żałobną czerń, jak przystało na prawdziwych gospodarzy, w pełnym składzie pojawili się w Ogrodzie Głównym, witając się z poszczególnymi gośćmi i przyjmując kondolencje. Kosmas, choć nie dawał po sobie niczego poznać, był zadowolony z frekwencji na kweście, na której pojawili się nie tylko szlachcice, ale i zwyczajni czarodzieje. Targały nim jednak silne obawy odnośnie dzisiejszego i oficjalnego wystąpienia Savvasa i Varvary jako pary. Zakharenko chciał mu w tym pomóc, ale nie zezwoliła mu na to Hekate. Niewiele brakowało i dolałby nieco Rusałczego Nektaru synowi do kieliszka wina, lecz powstrzymał się w ostatniej chwili. Resztkami sił uświadomił sobie, że wówczas całkowicie mogliby zniszczyć Savę, który i tak już z ich winy miał na rękach cudzą krew.
- Myślę, że najważniejsze osoby już się pojawiły – szepnął do ucha swojej żony, rozglądając się uważnie po Ogrodzie Głównym i wypatrując przedstawicieli Starszyzny. Wyjątkowo nikogo dzisiaj nie zabrakło, wszak nieobecność na kweście charytatywnej byłaby uznana przez magiczne media za towarzyskie faux pas. – Myślę, że możemy zaczynać – rozporządził po krótkim namyśle, po czym w obecności żony wszedł na scenę, która specjalnie została przygotowana na tę szczególną okazję. Pozwoliwszy sobie na porozumiewawczy uśmiech w kierunku Hekate, Kosmas w końcu rozpoczął kwestę: – Drodzy czarodzieje! W imieniu rodu Zakharenko chcę wszystkim podziękować w tym wyjątkowym dniu za tak liczną frekwencję. Spotykamy się tutaj, żeby uczcić pamięć wszystkich poległych w brutalnym zamachu w Muzeum Sztuki Magicznej, który został zorganizowany przez burzycieli porządku, czyli Raskolników. Zginęło w nim wiele niezwykle ważnych przedstawicieli świata magicznego, jak i zwykli obywatele, co jednocześnie pokazuje nam, że w obliczu śmierci wszyscy jesteśmy równi. Odszedł od nas Eliades Zakharenko, przedstawiciel Starszyzny; Bogdan Lazarev, wicedyrektor Muzeum Sztuki Magicznej; Raisa Aksanova, znana mecenas sztuki; Fevronia Zhoukova, dziennikarka „Sputnika” czy Sokhor Vankeev, który był pracownikiem Ministerstwa Magii... – Łącznie w zamachu zginęło czternaście osób, dlatego Kosmas zdecydował wszystkich wymienić. Po przemowie i krótkiej ciszy upamiętniającej wspomnienie o tym dniu, przyszła pora na zbiórkę.
- By uhonorować naszych drogich zmarłych oraz dołożyć się do odbudowy Muzeum Sztuki Magicznej, zapraszamy wszystkich do rozpoczęcia licytacji i wzięcia udziału w loterii. Czekają na was niezwykle ciekawe przedmioty do nabycia. Znajdzie się wśród nich kilka unikatów ofiarowanych przez dynastie magiczne. To właśnie tutaj, w Ogrodzie Głównym, odbędą się aukcje, podczas gdy w parku angielskim czekają na państwa pozostałe atrakcje, o których można przeczytać w specjalnie przygotowanym dla was informatorze. Bardzo dziękuję za uwagę i życzę szczęścia w licytacji. – Po tych słowach rozległy się gromkie brawa, a Kosmas wraz ze swoją żoną zeszli ze sceny, pozwalając na to, aby zaprzyjaźniony konferansjer zajął się poprowadzeniem aukcji. Mogli teraz ze spokojem witać przybyłych gości i namawiać ich do udziału. Kwestę wreszcie czas rozpocząć.


Ostatnio zmieniony przez Kosmas Zakharenko dnia Nie 07 Sty 2018, 23:10, w całości zmieniany 3 razy
Weles
Weles

Nie 07 Sty 2018, 21:26
Drodzy państwo, aukcje pora zacząć!
Witamy wszystkich przybyłych czarodziejów! W dniu dzisiejszym nie zebraliście się przecież tutaj bez powodu, by wyjść z pustymi rękoma. Zostawicie pieniądze na cele szczytne i charytatywne, lecz w zamian dostaniecie coś niezwykle cennego. To jedyna taka okazja, by móc zdobyć te przedmioty, innych może już nigdy nie być. To przecież unikaty, które na co dzień są nieosiągalne, a teraz stoją tutaj, tylko przed wami. Mogą być każdego z was, jeśli tylko weźmiecie udział w aukcji. Co chcielibyście dostać? Może średniowieczny diariusz? W kryształowej gablocie opieczętowanej potrójną runą ochrony, na srebrnym stojaku stoi podniszczony dziennik o skórzanej oprawie, z metalowymi okuciami na narożnikach. Przewiązany podwójnie plecionym, czerwonym rzemieniem tylko laikowi może wydawać się zwyczajny. Żaden czarodziej, nawet ten o niskiej wrażliwości na prastarą magię, nie umiałby przejść obok tej gabloty obojętnie. Jest w tym dzienniku jakaś tajemnica, niebezpieczna obietnica czegoś niezwykłego, energia, która – mimo potężnych nowatorskich zabezpieczeń – w nieznany sposób szepcze do podświadomości o sekretach, jakie w sobie ukrywa. Mała tabliczka u podstawy gabloty jest równie zagadkowa, co aura dziennika: „Datowany na około XVI naszej ery archiwalny diariusz niewiadomego pochodzenia. Zapisany nieznanym dialektem, stanowi zagadkę nierozwikłaną od wielu lat”.
Kolejną niezwykle istotną pozycją na aukcji dzisiejszej kwesty charytatywnej jest fibula Piotra Wielkiego – to jedna z niewielu pamiątek historycznych pozostałych po najznamienitszym z synów dynastii Romanovów. Historia głosi, że w dawnych latach otrzymał ją od władcy greckiego w imię ich wiecznego przymierza, od wielu lat znajdująca się w rękach rodu Zakharenko, który szczodrze ofiarował ją na rzecz aukcji. Prawdziwy rarytas dla każdego miłośnika historii, klejnot mogący uświetnić niejedną kolekcję pamiątek. Wykonana z jednej bryły bursztynu polerowanego w kształt lwiej głowy, na odwrocie złotego zapięcia nosi grawer, znaną wszystkim dewizę nieistniejącego już rodu założycielskiego Rady Czarodziejów. Otrzymać można też zaklęty welin – to bardzo cienki, delikatny pergamin wykonany z cielęcej skórki, który został oddany przez dwóch, anonimowych mistrzów zaklęć z dalekiej Syberii  ku czci i pamięci ofiar zamachu na Muzeum Sztuki Magicznej. Zawiera nieznane dotąd, unikatowe zaklęcie, którego prawdziwość i tajemnicę potwierdza złożona na błękitnym wosku pieczęć Króla Salomona. Wyjątkowa gratka dla każdego czarnoksiężnika i czarownicy, lubujących się w znajomości sekretów arkan magicznych. Choć nie jest jasne, jakie zaklęcia są ukryte w zaklętym welinie, to aukcja bez wątpienia cieszy się dużą popularnością. W końcu któż nie chciałby nauczyć się nowych, nieznanych czarów?
A słyszeliście może kiedyś o żar-ptaku? Ponoć już dawno wyginęły, od przeszło dwustu lat nie był spotykany i uważany jest za wymarłego, mimo że wielu usilnie próbuje go odnaleźć. To niezwykłe stworzenie stało się symbolem nieodżałowanej straty i tęsknoty za rzeczami, które odeszły na zawsze. Ale dziś jest okazja zdobyć skamieniałe jajo żar-ptaka, które w fantazyjny sposób zakuto w wysadzaną rubinami, złotą obręcz w kształcie niegasnących płomieni. Zostało podarowane na aukcję przez szczodrą dynastię Kuraginów. Unikat ten odnaleziono w jednym z rezerwatów natury w okolicach Archangielska, dając miłośnikom zwierząt ostatnią nadzieję na to, że gatunek ten jednak nie wymarł zupełnie. Równie niezwykłym, choć nieco mniej spektakularnym w stosunku do hojnego podarku Kuraginów, prezentem z ramienia rodziny Vasilchenko jest potomek pierwszej linii czempiona zeszłorocznych wystaw koni magicznych. To granian, zwany niekiedy przez niektórych „Bursztynowym Okiem”, który może być zarówno spełnieniem kaprysu posiadania niezwykle rzadkiego stworzenia w swoich stajniach, bądź pozostawiony w ukraińskiej hodowli rodowej funkcjonować jako wielka inwestycja kupującego na przyszłość. Co zrobisz z granianem, zależy już od ciebie, choć nie ma przy tym wątpliwości, że to jedyna taka okazja, gdyż Vasilchenko rzadko kiedy sprzedają swoje najlepsze stworzenia.
Każdy z przedmiotów jest niewątpliwie wyjątkowy i początkowo został wyceniony na kwotę 10000 rubli magicznych. Organizatorzy nie mają jednak wątpliwości, że czarodzieje, a zwłaszcza szlachcice, zdecydują się przebić tę kwotę kilkakrotnie – w końcu czegóż się nie robi, by pokazać się z jak najlepszej strony w Starszyźnie? Nie od dziś wiadomo, że najłatwiejszy sposób, by poprawić i ocieplić swój wizerunek wśród społeczeństwa magicznego, to przekazanie na cele charytatywne niebotycznej ilości pieniędzy. Kto więc ostatecznie okaże się właścicielem tych zgromadzonych tutaj wspaniałości? Konferansjer czeka tylko, by je komuś przekazać, a pierwsi chętni już automatycznie przebijają minimalne kwoty. Do boju! W końcu aukcje zdecydowanie nie potrwają dziś zbyt długo, a to jedyna okazja, by wzbogacić się o coś bezcennego. Z kolei dla tych, których nie stać na przedmioty, niedługo pojawi się specjalna loteria na błoniach. Zakharenkowie postanowili zadbać o każdy detal, by nikt przypadkiem, kto dołożył się do kwesty charytatywnej, nie wyszedł z Ogrodu Głównego z pustymi rękoma.

Mechanizm licytacji: postać może próbować wylicytować każdy z przedmiotów, ostatecznie jednak jeden przedmiot przypadać będzie na jednego gracza. Podczas wyłaniania zwycięzcy pod uwagę przez Welesa brane będą następujące zmienne: status majątkowy, szczęście, wynik rzutu kością k20 oraz posty licytacyjne, za które przyznawane będą dodatkowe punkty. Dodatkowo członkowie rodu Vasilchenko nie mogą brać udziału w licytacji graniana, Zakharenko – fibuli, a Kuraginowie – skamieniałego jaja żar-ptaka. Prosimy o zachowanie realizmu, zwłaszcza że licytacja będzie liczyła się z uszczupleniem budżetu rodzinnego, i dokładne zaznaczenie tego, jakie przedmioty zamierza wylicytować postać: 1 – średniowieczny diariusz, 2 – fibula Piotra Wielkiego, 3 – zaklęty welin, 4 – skamieniałe jajo żar-ptaka i 5 – granian. Jeden przedmiot odpowiada jednemu rzutowi kości k20, dlatego pamiętajcie, by przypasować do nich numery aukcji.
Aleksei Karamazov
Aleksei Karamazov
Ogród Główny - Page 2 09b31066986ad8982ed7a19051007650
Samara, Rosja
27 lat
błękitna
za Starszyzną
właściciel Masquerade, aspirujący twórca zaklęć
https://petersburg.forum.st/t1022-aleksei-karamazovhttps://petersburg.forum.st/t1023-aleksei-karamazov#3608https://petersburg.forum.st/t1024-do-you-darehttps://petersburg.forum.st/t1025-hygin#3611

Pon 08 Sty 2018, 14:33
Poprawiam kołnierz białej koszuli, wokół którego Filipa nieco za mocno związała jedwabny krawat - można by polemizować nad kwestią tego, czy z premedytacją, czy też nie - i zaciskam palce obydwu dłoni, na dwóch kryształowych szklankach, wypełnionych brunatnym trunkiem. Kiwam w geście podziękowania kelnerowi, po czym oddalam się od zapełnionych jedzeniem stolików, by ponownie dołączyć do swego ojca i jego uroczej małżonki. Co jakiś czas zmuszony jestem kiwnąć komuś w geście przywitania, co z jednej strony można byłoby uznać za niegrzeczne a z drugiej za odpowiednio powściągliwe przywitanie - zważywszy na miejsce, gości i powód dla którego się tu zebraliśmy. Nim ponownie stanę u boku ojca, nieśpiesznie rozglądam się w tłumie, mając nadzieję, że odnajdę przyrzeczoną sobie kobietę. Z założenia, to właśnie jej miałem dziś towarzyszyć, jednak głowa rodu Karamazovów uznała, że pokażemy się na uroczystości razem, jak rodzina i szczerze mówiąc, po raz pierwszy od dawna, z chęcią przystałem na ową propozycję Mefodiyego.
- Ojcze - zwracam się do niego, wręczając mu do ręki jedną ze szklanek. - Kasandro, jesteś pewna, że nie chcesz niczego? Stoły opływają w obfitości - słowa swe kieruję do żony nestora, siląc się na uprzejmość - w końcu jesteśmy wśród ludzi. Moja troska spotyka się jednak z odmową, którą komentuje jedynie krótkim skinieniem głowy.
Wzrok mój chwilę jeszcze błądzi ponad tłumem, szukając tej jednej wyjątkowej złotej głowy, która bardziej niż ktokolwiek dzisiaj, powinna zaznaczyć swą obecność. Wszak i ona pod koniec roku straciła bliską jej osobę, z rąk - rzekomych sprawców i tego zamachu - Raskolników.
- Widzieliście może Jasnę? - pytanie to bardziej puszczam w eter, niżeli kieruje do któregokolwiek z nich konkretnie. Jestem zaskoczony(?) jej nieobecnością. Zaskoczony lub zawiedziony, nie zdecydowałem jeszcze. Spodziewałem się jej tutaj - wśród ludzi, wśród rodziny. Nie wspominając już o tym, że powinna dziś pojawić się i u mojego boku - o ile nie zrezygnowała z planu grania pary idealnej. Wypuszczam ciężko powietrze, przypominając sobie nieprzyjemne spotkanie w Carskiej i mam nadzieję, że wiedziona złością na cały świat nie opróżniła już którejś z wysokoprocentowych butelek... Choć może zbyt pochopnie wyciągam wnioski? Być może myśli moje dyktowane są złością i to ona kieruje je od razu na ciemną ścieżkę? Być może dla najmłodszej Sorokiny kwesta zbyt mocno budzi wspomnienia felernego dnia, kiedy to ograbiona została z najbliższej jej osoby i postanowiła dziś schować się gdzieś za ramieniem swego ojca?
Ściągam ciemne brwi i przytykam usta do żłobionej zdobieniami szklanki, karcąc się w myślach za tak śpieszny osąd swej narzeczonej. Z pomocą nadchodzi rozpoczęcie licytacji, które wyrywa mnie z objęć wyrzutów sumienia i wpycha w wir rywalizacji, której smród można było poczuć już po przekroczeniu progu. Oprócz szczytnego celu w jakim się tu spotykaliśmy - to znaczy, by wyrazić swój smutek, wsparcie dla rodzin poszkodowanych, chęć zjednoczenia się w tych trudnych czasach i pokazania jedności świata arystokratycznego - dla wielu wciąż była to okazja, do zaprezentowania swojej własnej potęgi i wyczucia słabości przeciwnika. Nie żebym był szczególnie krytyczny do podobnych zachowań, wszak podobne zabiegi były wręcz wpisane w życie błękitnokrwistej śmietanki petersburskich salonów.
- Zaklęty Welin wydaje się być wartym uwagi przedmiotem - komentuje na głos jeden z przedstawionych przedmiotów, jednocześnie odpowiadając na pytanie zadane przez Mefodiyego. - Z pewnością wzbogaciłby nie tylko bibliotekę Samarskiego zamku ale także i nasze głowy - dodaję, pociągając nieśpiesznie kolejny łyk whisky a w oczy błyszczą mi nieco jaśniej. Myśli bowiem coraz ciaśniej oblepiając zapieczętowany pergamin, skrywający nieznane dotąd zaklęcia. Nie czekając więc na decyzję głowy rodziny, zgłaszam swą chęć udziału w licytacji - oczywiście tej dotyczącej wspomnianego wcześniej Zaklętego Welinu. Póki co przebijam jedną z najniższych, jednak nie pierwszą już ofertę dotyczącą magicznego pergaminu. W głębi ducha liczę na to, że ojciec po chwili namysłu dojdzie do podobnych wniosków i postanowi wspomóc mnie w licytacji.

Rzucam na 3 - Zaklęty Welin


Ostatnio zmieniony przez Aleksei Karamazov dnia Pon 08 Sty 2018, 18:29, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pon 08 Sty 2018, 14:33
The member 'Aleksei Karamazov' has done the following action : Kostki


'k20' : 16
Sava Zakharenko
Sava Zakharenko
Ogród Główny - Page 2 LrN4VRB
Odessa, Ukraina
31 lat
cień
błękitna
neutralny
zdrajca renegat
https://petersburg.forum.st/t1009-savvas-zkharenko#3365https://petersburg.forum.st/t1011-savvas-zkharenkohttps://petersburg.forum.st/t1012-sava-the-savage#3416https://petersburg.forum.st/t1010-ryszard

Pon 08 Sty 2018, 21:16
Krew na jego rękach nie była winą jedynie Kosmasa i Hekate, czego przecież miał świadomość całe życie. Nie obłożyli go klątwą, nie zmuszali do niczego, nie grozili nigdy. Zawsze był posłuszny, nigdy nie zadawał pytań, choć teraz zaczynał rozumieć, że powinien był, nigdy nie kwestionował decyzji, choć rozsądniej byłoby czasem wdać się w dyskusję, nigdy się nie wahał, a powinien, choćby po to by zachować człowieczeństwo. Ten jeden błąd, którym ojciec z matką wychłostali go jak niewolnika uświadomił mu jakim był rzeczywiście niewolnikiem, ile błędów rzeczywiście popełnił i jakim był potworem nie człowiekiem.
W towarzystwie olśniewającej jak zawsze Varvary przeszedł przez aleje, kiwnąwszy głową ojcu, uśmiechnąwszy się ciepło do matki, uścisnął dłoń kilku osobom po drodze by w końcu zatrzymać się nieopodal piedestału na którym Kosmas przymierzał się do rozpoczęcia przemowy.
Ubrany w przepiękny garnitur, ze złotym włosem ufryzowanym nienagannie i partnerką, która swoją urodą, jeszcze bardziej podkreśloną przez skromność kreacji, uśmiechał się uprzejmie i byłby prezentował się doskonale, jednak perfekcja łamana była przez miękki grymas miłości, czający mu się w kącikach ust i spojrzenie pełne uczucia, którym zerkał na swoją partnerkę. Zdawał sobie sprawę z tego, że do odpowiedniej prezencji być może, jako Zakharenko, powinien zachować cień żałoby i smutku, Kuragina jednak upojona rusałczym nektarem wcale nie zniżała obrotów, a on, dla zachowania pozorów, nie mógł pozwolić sobie na zejście z tonu. I obrzydzała go sama myśl o tym.
W oczekiwaniu na rozpoczęcie wydarzenia spojrzał na uwieszoną swego ramienia Varvarę.
- Słucham? - przykrył dłonią jej zaciśnięte na jego rękawie palce i uśmiechnął się ciepło- Oczywiście. Szczególnie teraz. - uniósł dłoń uśmiechając się nieco szerzej i musnął opuszkami palców jej policzek, kciukiem łuk brwiowy, czując zimny dreszcz ohydy z jaką łatwością przychodzą mu kłamstwa. Sava nie musiał się już zastanawiać, cholerny oszust na każdą okazję, wachlarz bujd, które już nawet bez zachęty zawsze wychodziły na przód kiedykolwiek ich potrzebował. Kiedy stał się taki? Kiedy uznał, że życie w fałszu jest lepsze od każdego innego, kiedy wmówił sobie, że jest mu z tym dobrze?
Ciemność jaka obudziła się w nim tamtej nocy w gabinecie ojca nie odeszła, nie rozstąpiła się niczym morze czerwone, nie rozpłynęła jak poranna odeska mgła by dać miejsca ciepłemu, leniwemu popołudniu. Trwała uparcie i jak czarna dziura wciągała w siebie wszystko, każdą cegiełkę myśli, którą uparcie próbował postawić, by na nowo zbudować w sobie ten niezdobyty zamek, tę twierdzę własnej osobowości.
Pochylił się lekko i ujmując jej twarz ucałował delikatnie umalowane usta. Nie nazbyt wulgarnie i niezbyt oszczędnie, wiedział przecież, że dzisiaj jest na widelcu nie tylko będąc Kosmasowym dziedzicem, ale również prezentując swoją niespodziewaną partnerkę. Powoli opuścił dłoń wzdłuż jej ramienia, sunąc wierzchem palców po nieokrytej, miękkiej skórze dziewczyny, by w końcu ująć jej rękę i unieść do ust swoich.
- Czy mówiłem Ci już dziś, jaki jestem szczęśliwy? - składając na nich lekki pocałunek szepnął, a słowa jak wąż, diabeł, wślizgnęły się między jej palce niczym na drzewo poznania. Był to szept cichy, przeznaczony dla jej uszu, wiedział jednak z doświadczenia, że zawsze, niezależnie od prób, nawet najcichsze sekrety dotrą niepowołanych uszu, a on musiał dziś przekonać cały świat i siebie samego, że jest w niej zakochany szalenie, po uszy, do śmierci. Ukrywając wstręt do samego siebie podniósł wzrok na ojca, by wysłuchać jego przemowy i mimo cierpkiego smaku niechęci w ustach uśmiechnął się szeroko i wraz z innymi oklaskiwał jego słowa. Po prawdzie, poza oczywiście fibulą, nie miał pojęcia jakie inne eksponaty znajdą się na aukcji i dopiero dziś mógł przyjrzeć się im, oszczędnie zerkając na informator, zajęty był przecież zerkaniem na swoją piękną partnerkę.
- Czy coś przykuło Twoją uwagę? - zapytał cicho, gdy aukcjoner prezentował po kolei wszystkie najcenniejsze bibeloty. Osobiście, szczerze, nie chciał niczego, nie chciał tu być, nie chciał niczego licytować, nie chciał uśmiechać się do Kuraginy, nie chciał czuć na plecach badawczego spojrzenia rodziców. Ale i te niechęci, jak wszystko inne, powoli wciągnęła w siebie czarna dziura jego serca. Był pustką, pozbawioną emocji kukłą wbitą w piękny garnitur, postawioną koło pięknej partnerki, z pięknym uśmiechem na twarzy.
Uniósł dłoń gdy licytacja przeszła na skamielinę, pamiątkę przekazaną hojnie przez ród Kuraginów i z pełnym przekonaniem, uparcie licytował się z jednym z magiozoologów, chcąc dziś jeszcze bardziej podkreślić swoją do tego rodu sympatię i jak bardzo żadne pieniądze się nie liczą, gdy chodzi o sprawianie przyjemności miłości jego życia.

4 – skamieniałe jajo żar-ptaka


Ostatnio zmieniony przez Sava Zakharenko dnia Wto 09 Sty 2018, 09:01, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Pon 08 Sty 2018, 21:16
The member 'Sava Zakharenko' has done the following action : Kostki


'k20' : 19
Gość

Wto 09 Sty 2018, 09:52
Żadnej reguły i żadnego algorytmu – spontaniczność niosła ze sobą ryzyko niepomyślności, które przy odpowiednim nagięciu prawdy do własnej woli można było nazwać szczęśliwym zrządzeniem losu. O ile wierzyło się w los.
Lub szczęście.
Nieobliczalność tej rozmowy to cena, jaką należy zapłacić za samą okazję nawiązania kontaktu. Na każdym kroku musisz podejmować podobne decyzje. Takie, które zaważą na losie Ufy. Nikogo nie obchodzi, czy czujesz się zmęczony, zdradzony czy smutny. Nieważne, że w ogóle nie tego pragnąłeś, a dzieło, które chciałeś kiedyś zbudować, miało wyglądać zupełnie inaczej. Nieistotne, czy czasem żałujesz swych decyzji, czy jesteś z nich dumny. Tytuł dziedzica – zdobyty na wskutek nieszczęśliwego przypadku (teraz wierzysz w los? I nieszczęście?) – obliguje. Tylko zawistny idiota może sądzić, że jeśli jest dziedzicem dynastii, powinien się czuć dumny, spełniony i szczęśliwy, i tylko jeszcze głupszy kretyn jest w stanie założyć, że w równie niepewnych czasach jego poczucie własnej wartości wzrasta, bo może dać z siebie wszystko i wykazać się zimną krwią.
Brednie.
Brednie, ponieważ twoja krew przewala się przez żyły jak lawa, a w głowie kłębią się wyłącznie destruktywne myśli. Brudne. Smutne. W pewnym stopniu przerażające. Jeśli ten stan będzie się utrzymywał, wkrótce przeobrazisz się w pesymistyczną, psychotyczną skorupę człowieka (jeszcze bardziej pustą, niż dotychczas?), wszędzie węszącą spiski i zdradę.
Prawie wszędzie – w ponurych realiach jesteś pewien wyłącznie jego.
Maksim nie lubi wydawać pieniędzy – i ludzi, którzy je dziś zbierają; nie musisz tego dopowiadać. Niekiedy wyraz twarzy mówi wszystko, zupełnie jak u Aristova – jego wyważone kroki, ostrożne ruchy, żeby przypadkiem niczego nie dotknąć, żeby nie doszło do nieodwracalnego skażenia tym brudnym, prymitywnym, godnym pogardy światem, wszystko to ukazuje, jakim człowiekiem jest Igor.
Nie wyniosłym. Zapobiegawczym.
Nie sądziłem, że Biblia leży w kręgu twoich zainteresowań. Złoty cielec zamiast Boga, nie na tym polega twoja wiara? – zaszła w tobie ledwo wyczuwalna zmiana, której nie sposób jeszcze precyzyjnie nazwać, jednak z każdą mijającą chwilą dostrzegalna jest coraz wyraźniej. Subtelne przeobrażenie, niepokojąca metamorfoza, rzecz nieuchwytna dla kogoś, z kim rozmawia się po raz drugi – lub trzeci – w życiu.
Oko za oko? A co z nadstawianiem drugiego policzka? - nie miałeś wątpliwości co do tego, że zostaniesz dziś zaskoczony. Niekoniecznie w pozytywny sposób. Niekoniecznie przez Aristova. Niekoniecznie przed rozpoczęciem licytacji, którą poprzedziła przemowa świeżo upieczonego nestora dynastii Zakharenko. Wraz z krótkim wystąpieniem dowódcy Białej Gwardii, twoje usta puszczają ostatnie, skierowanie do Igora słowa – tym wygodniej dla nas – a uwaga, chłonąca wypowiadane przez Kosmasa zdania, w końcu skupia się na unikatowych przedmiotach. Czas na analizę przemowy wygłoszonej przez gospodarza kwesty nadejdzie później; w tej chwili zbyt trudno oderwać się od myśli o zaklętym welinie. Moment licytacji się zbliża, nadchodzi, czuć go jak letnią burzę ciągnącą znad zatoki. Nie da się przed tym uciec – tak, jak nie sposób umknąć przed świadomością nieuchronnej porażki, która nie jest na tyle dotkliwa, byś poddał się bez walki.
Tak bywa w obliczu zachłannego wyczekiwania; kiedy czekasz na coś i czekasz, kiedy z tęsknoty twoje serce gotowe pęknąć na cząstki jak dojrzała mandarynka i nagle to coś się ziszcza, nadchodzi potężne jak wyładowanie atmosferyczne, jasne i nabuzowane adrenaliną, aż gwiżdże ci w uszach, a ty już w tej chwili, w tym jednym momencie, wiesz, że coś poszło nie tak – dopiero wtedy można poczuć smak rozczarowania.
O ile przebicie wyjściowej ceny nie stanowiło problemu, o tyle tej drugiej, trzeciej i czwartej – walka o ten konkretny artefakt okazała się zacieklejsza, niż zakładałeś (a zakładałeś wiele) – już tak. Zwłaszcza, gdy do rozgrywki dołączył Karamazov, beztrosko przebijający kolejną ofertę.
Nie trzeba być petersburskim bankierem, żeby znać finansowe możliwości, jakimi dysponuje.
O wiele wyższe od tych, którymi dysponujesz ty.

3 - zaklęty welin


Ostatnio zmieniony przez Mikhail Dolohov dnia Wto 09 Sty 2018, 10:45, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Wto 09 Sty 2018, 09:52
The member 'Mikhail Dolohov' has done the following action : Kostki


'k20' : 1
Varvara Kuragina
Varvara Kuragina
Ogród Główny - Page 2 Ay4tqq
Archangielsk, Rosja
28 lat
rusałka
błękitna
za Starszyzną
uzdrowicielka
https://petersburg.forum.st/t786-varvara-kuraginahttps://petersburg.forum.st/t800-varvara-kuraginahttps://petersburg.forum.st/t799-varvarahttps://petersburg.forum.st/t2032-harlequin#11176

Wto 09 Sty 2018, 21:55
Gdyby to Varvara dzierżyła w rękach (drżących od takiego skarbu) jego sumienie i los, bez mrugnięcia okiem rozgrzeszyłaby Savę z sekretu, który jej wyznał. Zrobiła już to po stokroć, kiedy tylko chylił ku niej głowę mówiąc kolejną prawdę, której wyczekiwała w napięciu, gotowa nagrodzić go całkowitym zrozumieniem (jedynie pozornie, bo choć zapamiętywała każde słowo padające z jego ust, nie mógł być pewien, że wysnuwała z nich zamierzone wnioski), usprawiedliwieniem każdej wątpliwości, chwilą ciszy, nieśmiałą pieszczotą, której tak mu brakowało. Jakże mógł być odłamkiem wielkiej pustki, obleczonym w garnitur fragmentem nicości, jeśli wypełniał jej każdą myśl i tylko na niego czekała, by kolejnemu z dni nadał znaczenie?
Pocałunek oddała mu bez wahania, tak jak oddałaby wszystko inne. Bogactwa swojej rodziny, tajemnice, za które niejeden zapłacił już zdrowiem i pozycją w społeczeństwie, nawet lata życia, które jej jeszcze pozostały. Już teraz, chociaż sama sobie wydawała się w jego objęciach młodsza, a życie pełniejsze żałowała, czy aby na pewno wystarczy. Czasu, by o wszystkim, co miała dla niego w sercu dać mu jakoś znać.
- Tak. – w końcu nawet niewyraźne pomruki znad wypitej wspólnie kawy między jedną a drugą połową zajętego dnia pamięta ze szczegółami. Przymilając się do jego dotyku jak kot, zajrzała w zmęczone, ale rozkosznie szczere oczy. – Ale powiedz jeszcze.
Żałoba nader często wymijała się ze szczęściem. Pokolenia przeplatały się, jedne mijały, by kolejnym dać się rozwijać. Świat nie przestał się kręcić wraz ze śmiercią Eliadesa, bieg tylko jednego serca zatrzymał się. Zupełnie jakby zadaniem galopu pędzącego w piersi Varvary było nadrobić tę stratę, pomóc choć Savie zapomnieć, spróbować zrozumieć, że nigdy nie był Eliadesem, ani też nigdy nie zostanie Kosmasem.
Chwile z Savą smakowały jej słodko jak najwymyślniejsze łakocie i nawet gdyby za ich smakiem czaił się równie słodki fetor zgnilizny mogący pochłonąć ją bezpowrotnie, by serce i umysł jej sczezły, dopóki miała go przy sobie – niech gnije. Niech błyskotki zardzewieją, włosy staną się zupełnie siwe, figura pochyli ku ziemi, bo albo miała pozostać z nim – młoda i piękna, póki na nią patrzył tak jak teraz – albo nie chciała nawet próbować powstrzymać czasu i rozpaczy, które przygniotłyby ją swym ciężarem, gdyby ją zostawił. Powinna pamiętać o ulotności życia i jego uciech, cała w czerni. Któż jednak się tym przejmował? Rodziny zmarłych w wybuchu, prócz pełniących funkcję reprezentacyjną Zakharenków, nie raczyły się stawić. Prawdziwy smutek nie nadaje się do oglądania w pełnym słońcu, tym, czego potrzebuje nie są pieniądze. A przecież to one stanowiły prawdziwy powód, dla którego się zebrali.
- Ja mam już wszystko, czego mogłabym sobie życzyć. – odparła, przytulając policzek do ramienia Savy. Stali w gęstniejącym tłumie, pierwsze ręce wyekwipowane w tabliczki z numerami już się podnosiły, padały pierwsze kwoty. Jedynym, czego mogłoby jej brakować, a czego – jak na ironię – pieniądze kupić nie mogły, był czas. Więcej chwil takich jak ta, a jednocześnie zupełnie innych – z nim, lecz z dala od wszystkich. W miejscu równie znajomym jak Pałac Sprawiedliwości, lecz takim, gdzie nie wstyd odpocząć. Witali się już z przyjaciółmi, padały pierwsze pytania, na które oni sami nie znali jeszcze odpowiedzi. Chciałaby tylko więcej własnego czasu, lecz nie dostanie go dziś.
- Ale spójrz tylko. Ten diariusz zrobiłby wrażenie na moim ojcu. – wesołe ogniki zajaśniały w oczach Varvary. Ojciec z pewnością ucieszy się z takiego prezentu. Dawno nie miała okazji z nim porozmawiać, wysłuchać jego opinii na temat jej związku z Savą. Dotychczas tylko uśmiechał się dobrotliwie, nie mogąc przezwyciężyć ojcowskiego wzruszenia na widok szczęścia, jakim jego jedyna córka nie cieszyła się jeszcze nigdy, miał jednak z pewnością – gdyby Varvara dała mu na to czas – wiele do powiedzenia na temat tego, z kim powinna się prowadzać. Na ich wspólne uczestnictwo w kweście wyraził jednak zgodę, za co należało okazać mu wdzięczność, na przykład tak unikalnym podarkiem.
Sava zdecydował się na licytację skamieniałego jaja. Jeśli uda mu się zwyciężyć, będzie to już drugi z historycznych skarbów Kuraginów oddany w jego ręce. Varvara zaś, podchwyciwszy z tłumu spojrzenie Arsenyia pomachała do niego nad głowami innych i mrugnęła porozumiewawczo. Zdobędą dla ojca ten diariusz, była zresztą pewna, że i brata nurtowały jego tajemnice. Bez wahania, wiedząc, że pieniądze nie grają roli, pierwsza podniosła rękę, gdy konferansjer przedstawiał diariusz. Z pewnością czyhali na niego bibliofile zjechani na okoliczność kwesty z czterech stron świata, jednak Varvara Kuragina w pełni swego uroku, stojąc przy pierwszym mężczyźnie, którego w życiu prawdziwie kochała, mogłaby nawet słońce zgasić machnięciem ręki, jeśli więc postanowiła wylicytować diariusz – nic nie mogło jej zatrzymać póki nie znajdzie się on w gabinecie jej ojca.

1 - średniowieczny diariusz
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Wto 09 Sty 2018, 21:55
The member 'Varvara Kuragina' has done the following action : Kostki


'k20' : 8
Igor Aristov
Igor Aristov
bitch, better have my money
Petersburg, Rosja
26 lat
poświst
błękitna
za Starszyzną
dystrybuuję rodzinny alkohol, ściągam długi, udzielam pożyczek i kupuję wasze dusze
https://petersburg.forum.st/t1146-igor-aristovhttps://petersburg.forum.st/t1185-igor-aristov#4660https://petersburg.forum.st/t1186-zadza-pieniadza#4676https://petersburg.forum.st/t1192-zakia#4701

Wto 09 Sty 2018, 22:28
Ogrodowa ekscentryczność nasila się pod postacią luksusowych sukienek i fontann dobrego smaku. Dobrze jest nie ograniczać się finansowo w dniu, w którym majętność to nie liczba zer na koncie, a społecznie i kulturowo akceptowalny sposób bycia. Na usta aż ciśnie się niepodważalna obserwacja na temat nacjonalnej obyczajowości: Amerykanie (przypomniała ci się wycieczka na Wall Street, Aristov?) – w przeciwieństwie do Rosjan – do pieniędzy podchodzą bezpośrednio, ze szczerym uśmiechem na ustach i pompatycznością rajów podatkowych. Słowianie wciąż są nieufni; drepczą dookoła, starając się sprawić wrażenie, że ten podły metal wcale ich tak znowu nie interesuje, że przecież są sprawy wyższego rzędu. Jak to wyjaśnić, Goria nie ma pojęcia – najwyraźniej od zawsze był mentalnym jankesem i – sądząc po subtelnej wystawności dzisiejszej kwesty – nie tylko on.
Wystarczy zastanowić się, jakie wolisz krewetki: pieczone na grillu czy smażone w maśle na grzankach? Pasta czy risotto? Wino białe czy czerwone? Parmezan czy gruyere? Na ukrytych pomiędzy wonnymi krzewami stołach znajdzie się wszystko – nic dziwnego, że Dolohov poczuł nieposkromiony apetyt na kolejny posiłek, choć pod wpływem chwili zapomniał, że po kolacji przyzwoici ludzie idą posłuchać jazzu.
A skoro oboje są przyzwoitymi, młodymi ludźmi (czy ktoś w to wątpił?), jazz jest czymś, czego powinni się trzymać.
Rozsądnie z jego strony – świadomość, że gdzieś w Rosji znajduje się kopia zapasowa Mikhaila, niemal zmroziła topniejące kostki lodu w smakującej cytrusami wodzie – choć Dolohov stanowił przykład wyjątkowej harmonii cech zewnętrznych i wewnętrznych (apatycznie martwy sposób bycia niezbyt różnił go od jego klientów), istnienie drugiego takiego okazu zakrawało o delikatną przesadę. Gdyby i tego było mało, religijna dysputa była ostatnim, czego Igor dziś się spodziewał – co właściwie mógł odpowiedzieć?
Że sceptycyzm wyznaniowy wyssał z mlekiem matki (lub ukradkiem podpijaną wódką ojca)? Że ktoś kiedyś udowodnił, iż opłaca się wierzyć w boga i tylko to – rachunek prawdopodobieństwa – mogło przekonać Aristova?  Że, skoro bóg nie istnieje, to zarówno niedowiarstwo jak i wiara nie przynoszą żadnych korzyści? Lub – jeśli jednak istnieje – to wiara przynosi, bagatela, życie wieczne?
Być może (na pewno) był stanowczo zbyt trzeźwy na nagiętą do własnych potrzeb, spersonalizowaną teologię, ale wiedział jedno.
Bogiem nie zagrasz na giełdzie – ukrył cień uśmiechu za cienką ścianką szklanki, zamierając w bezruchu jak komar uwieczniony w stygnącej żywicy. Jeszcze moment, mgnienie, pół ziarna piasku w klepsydrze i… - Jednym złotym cielcem możesz zarobić na całe stadko.
Mikhail mógł wierzyć, że jego Bóg ofiaruje mu coś za darmo, najlepiej z uśmiechem na niebiańskich ustach i całym chórem zastępów anielskich w tle. Igor nie ufał podobnym prezentom od losu: czasami podszepnięty przez siły wyższe skrót nie prowadzi do celu, lecz wiedzie na krwawe manowce.
Nadstawianie drugiego policzka? O ile dobrze pamiętam, autor tych słów nie skończył zbyt wesoło – uśmiecha się z pobłażaniem, sącząc kwaśne jak cytrynowy sok herezje, i nic nie wskazuje na to, by odczuwał niepokój – ale ucisk w gardle, jakby zawisło nad nim nieznane niebezpieczeństwo, wrogi zamysł, którego nie potrafił odczytać, sugerował rzecz zgoła przeciwną. Zupełnie tak, jak gdyby Goria podejmował bezcelowy wysiłek, by przypomnieć sobie koszmarny majak rozproszony w niepamięci. Nieuchwytny jak fabuła snu, rzeczywisty jak ten moment zawieszony w słoneczny, majowym popołudniu, kiedy na podwyższeniu pojawił się komendant Białej Gwardii.
Nienagannie dopracowana przemowa nestora rodu Zakharenko nie powinna nikogo dziwić – mając za żonę redaktor naczelną jednej z czołowych rosyjskich gazet, nie można pozwolić sobie na recytatorski blamaż. Recytatorski. Zaskakująco trafny przymiotnik – w końcu wszystkie dobrze wyuczone kwestie posiadają pewną skazę, której nie sposób ukryć pod obłoczkiem urokliwych kompozycji słów.
Rzadko kiedy płyną z serca. Nie brzmią jak ideologia ani szczere przekonanie, lecz jak konstrukt czysto egzystencjalny – stan ulotnej zadumy momentalnie zanika, gdy tylko na scenie pojawiają się lśniące perełki dzisiejszego spotkania. Wszystkie cenne, wszystkie niepowtarzalne, wszystkie pożądane; ich widok w informatorze stanowił kompozycję zdjęć i suchych informacji, w których ktoś zgrabnie ujął historię każdego z przedmiotów – z unikatami na miarę skamieniałego jaja żar-ptaka czy fibuli Piotra Wielkiego było jednak jak z seksem.
W świerszczykach zawsze wygląda ładnie.
Za to na żywo smakuje lepiej.
Zmiana planów co do licytowanego przedmiotu nadchodzi niespodziewanie – zawinił miodowy poblask polerowanego bursztynu i znajome ciepło złotego zapięcia; po raz kolejny okazało się, że z Aristovem jak ze sroką: im coś jaśniej błyszczy, tym mocniej tego pragnie. Pierwsze przebicie ceny wyjściowej padło ze swobodnym profesjonalizmem bywalca niejednej nieprzyzwoicie drogiej aukcji (jedenaście tysięcy i zabieram fibulę ze sobą!) i kto wie, czy właśnie na tym by się nie skończyło, gdyby nie pewien petersburski, doskonale znany Igorowi handlarz antykami, który stanął tuż obok, rozpoczynając prowadzoną konspiracyjnym szeptem wojnę. Nalana twarz pokryta zmarszczkami, świński nosek, kaprawe oczka karczemnego rzezimieszka – ludzie pokroju Bogdana Kavinskiego zwykle dają się we znaki w najmniej oczekiwanych momentach (żonie zależy na pamiątce, a że piekielnie ją kocham, dam dwanaście, oświadczył Igorowi cicho, unosząc dłoń). Z przebiciem jego oferty Goria zbyt długo (nigdy nie kochałeś niczego poza własnym portfelem, Kavinsky. Trzynaście albo jutro ustawię się obok twojego sklepu z antykami i będę sprzedawał falsyfikaty o połowę taniej, obiecał okraszonym uśmiechem szeptem z uniesioną swobodnie dłonią) – handlarz wiedział, że Aristov jest w stanie to zrobić, nawet gdyby miał spędzić noc w areszcie: Igor nigdy nie wygłaszał gróźb, co do których nie miał choćby połowicznej pewności, że wcieli je w życie.
Czternaście, a wychodząc, równie dobrze możesz spalić mój sklep, zawyrokował Kavinsky konspiracyjne, w tych półszeptach niemal ozdabiając policzek Igora kropelkami śliny.
Nie kuś mnie, grubasie, pomyślał Aristov, najwyraźniej nie będąc w nastroju sprzyjającym rzeczowym dyskusjom – zamiast natychmiast przebić ofertę, zamilkł wymownie, wsłuchując się w grzmiący głos konferansjera. Jak bardzo to spieprzyłem? Goria zmarszczył nieznacznie brwi, przygryzając wewnętrzną stronę policzka, co znaczyło, że niewiele brakowało, by spieprzył to koncertowo.
Choć – tak naprawdę – dopiero zaczynał pojedynek.

2 – fibula Piotra Wielkiego
3 – zaklęty welin
4 – jajo żar-ptaka
5 – granian



Ostatnio zmieniony przez Igor Aristov dnia Sro 10 Sty 2018, 20:43, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Wto 09 Sty 2018, 22:28
The member 'Igor Aristov' has done the following action : Kostki


'k20' : 5, 6, 4, 1
Mefodiy Karamazov
Mefodiy Karamazov
Samara, Rosja
54 lata
błękitna
za Starszyzną
Zastępca Dyrektora Prikazu Sprawiedliwości i Ochrony Narodowej, Nestor Rodu Karamazov
https://petersburg.forum.st/t1051-mefodiy-karamazovhttps://petersburg.forum.st/t1066-mefodiy-karamazovhttps://petersburg.forum.st/t1065-nieslawny-pan-karamazov#3906https://petersburg.forum.st/t1067-smialy#3909

Wto 09 Sty 2018, 22:39
Towarzystwo bawiło się w najlepsze. Wprawdzie w grę nie wchodziły żadne hulanki i głośne zabawy, lecz sam fakt spędzania ciepłego dnia w ogrodzie, wśród kulturalnych rozmów i schłodzonych napojów poprawiał nastrój. Niektórzy goście z niecierpliwością wyczekiwali rozpoczęcia aukcji. Mefodiy dostrzegł, że Hedeon Kuragin z wyraźnym zainteresowaniem przygląda się jednemu z przedmiotów wystawionych na licytację. Ten błysk zachłanności w oku świadczył jak bardzo Kuragin pragnął zagarnąć go dla siebie. Zobaczymy czy fibula wpadnie mu w ręce. Niech wygra najlepszy. A raczej niech wygra ten, kto zaproponuje najlepszą cenę za przedmiot.
- Nie widziałem jej - odparł zgodnie z prawdą - Mam nadzieję, że nic nie powstrzymało jej przed przybyciem na kwestę. Nieobecność na kweście kogoś tak uroczego jak Jasna to wielka strata. Mam rację, Alekseiu?  
Przyjął szklankę z trunkiem i podziękował synowi za trud, jaki włożył w przyniesienie mu ulubionego alkoholu ze stołu obfitości. Kasandra odmówiła, chociaż musiało dokuczać jej pragnienie. Nie wiadomo czy uniosła się dumą czy zwyczajnie obawiała się, że pasierb po kryjomu napluje do jej szklanki.
Nie było czasu rozważać motywów zachowania i odgadywać jej nastrojów. Do ogrodu w towarzystwie małżonki wkroczył sam gospodarz imprezy. Kosmas Zakharenko przywidział obowiązkową żałobną czerń, ale nie wyglądał na człowieka pogrążonego w głębokim smutku po stracie ojca. Możliwe, że skrył uczucia pod maską profesjonalizmu. Publiczny lamenty i płacz arystokraty był doskonałą pożywką dla prasy. Sępy nie przepuściłby okazji, by wysmarować obraźliwy artykuł. Chlubnym wyjątkiem była "Tylko Prawda", tak nawiasem redagowana przez żonę Kosmasa. "Tylko Prawda" publikowała rzetelne artykuły. Zero chłamu.
Mefodiy zacisnął usta słysząc nazwiska ofiar, które zginęły w eksplozji. Znał Eliadesa Zakharenko i Bogdana Lazareva. Żadnego nie darzył szczególną sympatią, ale każdy z nich był dumnym synem Starszyzny. Potomkiem szanowanej rodziny. Wzorowo pełnili swoje obowiązki.
Gdyby nie przeklęci Raskolnicy pełniliby je nadal. Mieli jeszcze tyle do zaoferowania Rosji, tyle zdziałać na rzecz społeczeństwa czarodziejów. Buntownikom należała się  surowa kara. Tak właśnie myślało sobie wielu uczestników kwesty. Karamazov nie potrzebował żadnego poważnego pretekstu. Zgniótłby wichrzycieli już za ich same buntownicze myśli. Za to, że ośmielali się stawiać Starszyźnie jakieś żądania. Ta bezczelna, niewykształcona brudna krew. Po co z nią pertraktować, skoro można było od razu się jej pozbyć.
Początek aukcji wyrwał go z ponurych rozmyślań. Aleksei nazbyt wyrwał do przodu, ale Mefodiy nie postanowił, że nie będzie go hamował. Niech młody wykaże się inicjatywą i pokaże na co go stać. Lekko skinął głową z aprobatą.
Sam Mefodiy wahał się między średniowiecznym diariuszem, a zaklętym welinem. Jak każdy bardziej wyczulony na magię czarodziej, wyczuwał moc napływającą z dziennika. Było w tym coś intrygującego, coś co przyciągało fascynującego się tajemnicami człowieka. Z drugiej strony Welin obiecywał swoim potencjalnym właścicielom zdradzić zaklęcia, jakie zostało w nim zamknięte. Mefodiy jako czarodziej pochodzący się z rodu, który cenił sobie niezwykłe, unikatowe zaklęcia, uległ obietnicom Welinu. Gdy w końcu Welin stał się obiektem licytacji, Karamazov tonem człowieka, którego stać na wydanie w ciągu dnia kolosalnej ilości pieniędzy, poddał sumę był skłonny kupić przedmiot. Właśnie. Był skłonny. Nikt nie powiedział, że Mefodiy nie spróbuje zaraz przebić czyjeś propozycji. Na tym polegał przecież urok licytacji. Im wyższe stawki, tym większy dreszcz emocji.

1 – średniowieczny diariusz,
2 – fibula Piotra Wielkiego,
3 – zaklęty welin,


Ostatnio zmieniony przez Mefodiy Karamazov dnia Czw 11 Sty 2018, 17:27, w całości zmieniany 4 razy
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Wto 09 Sty 2018, 22:39
The member 'Mefodiy Karamazov' has done the following action : Kostki


'k20' : 13, 5, 14
Sponsored content


Skocz do: